pobierz

Transkrypt

pobierz
„DZIELNICA ROZKOSZY"
Do Marsylii przyjechaliśmy 10 czerwca 1938 roku. Upał nie
do zniesienia. Moim towarzyszem podróży był Manuel, kolega
szkolny z Alliance Francaise. Członek głównej rady nadzorczej
koncernu American Express i konsul swojego kraju,' Gwatemali, w Paryżu. Trzeba wiedzieć, że koncern American Express
kontroluje i dyktuje ceny kawy na wszystkich kontynentach.
Przedstawicielem tego giganta na Francję i Włochy był Manuel
Cordona.
Drobnicowiec „Filadelfia" załadował kilka dni temu w Puerto
Barrios tysiące ton gwatemalskiej kawy przeznaczonej dla
krajów europejskich. Wyładunek towaru miał nastąpić w Oslo,
Sztokholmie, Kopenhadze, Hamburgu, Amsterdamie, Marsylii i
Genui. Manuel chciał załatwić pewne formalności w kapitanatach tych ostatnich dwóch portów i sprawdzić przygotowanie
magazynów firmy na przyjęcie towaru, stąd nasza trasa podróży. Musieliśmy być w Marsylii, Nicei i Genui. Mnie było
wszystko jedno, którędy miałem wracać z Paryża do kraju.
Gwatemalczyk obiecał pokazać mi kilka ciekawych miejsc na
południu Francji i w północnych Włoszech, toteż zgodziłem się
chętnie na wspólną podróż.
A było co oglądać. Marsylia, zwana dawniej Massalią,
została założona przez Greków z Focydy w końcu VII wieku
pne. Potem została uzależniona przez Rzymian, a po upadku
cesarstwa przez Wizygotów, Burgundów, Franków i znowu
przez Burgundów. Od 1214 roku stała się wolnym miastem, a w
1481 przeszła pod władzę królów francuskich. Miasto liczy
sobie aż 2600 lat. Jest w nim pełno zabytków i miejsc godnych
zwiedzenia.
Zaczęliśmy od przejażdżki motorówką po porcie. Obejrzeliśmy położony na wysepce zamek If, w którym rozgrywa się
akcja powieści Aleksandra Dumasa „Hrabia Monte Christo",
dalej forty starego portu z XVII wieku, stocznie, magazyny
portowe. Samochód firmy zawiózł nas do zamku Borely, w
którym mieści się muzeum archeologiczne, do katedry La
Mayor, do muzeum morskiego i centrum handlowego przy ulicy
Canebiere.
Po zjedzeniu obiadu w portowej restauracji, Manuel poszedł
do kapitanantu portu, a mnie namówił do zwiedzenia dzielnicy
grzechu. Ostrzegał mnie przed niebezpieczeństwami tej dzielnicy, opanowanej całkowicie przez marsylską mafię, handlarzy
narkotyków i najbardziej zdemoralizowane kobiety, jakie istnieją w Europie. Radził obserwować, ale nie korzystać z usług
kobiet lekkich obyczajów. A jeżeli zechcę zaryzykować, to
żebym zostawił pieniądze w hotelu, a wziął ze sobą nie więcej
niż dwieście franków i gumę do kieszeni. Manuel był bardzo
dokładny i zasadniczy, wiedział zresztą, że moje doświadczenie
życiowe było niedostateczne i że takie rady są mi potrzebne.
1
Targowisko rozkoszy mieściło się w ciasnych uliczkach o zabudowie pięciopiętrowej. Znalazłem się w tłumie żołnierzy
Legii Cudzoziemskiej, cudzoziemskich robotników, marynarzy
okrętów wojennych i statków handlowych. Wybrałem ulicę
najbardziej uczęszczaną; zabrukowana kocimi łbami, zbyt ciasna dla pojazdów kołowych, domy stare, obdarte z tynków. Ulica
stawała się coraz bardziej stromą i wąską, emanowała
podejrzane, nieprzyjemne zapachy. Takich miejsc nie powinno
się odwiedzać samemu - pomyślałem. Pijani marynarze
zataczali się od ściany do ściany, rycząc pikantne piosenki. We
wszystkich oknach, od parteru do piątego piętra, siedziały
malowane lale. Tego upalnego dnia lale ubrane były tylko w
majteczki. Wychylały się z otwartych okien i psykały na
przechodzących mężczyzn. Niektóre brały do rąk swoje bujne
piersi, jak gdyby zapewniając przechodnia, że nie będzie
żałował odwiedzin. Białe i czarne, Mulatki, Arabki, Berberyjki,
tłuste i szczupłe, ciche i natarczywe. Nie było takiej rzeczy,
której by nie zrobiły, żeby zadowolić klienta.
Zajrzałem do jednego z licznych lokali rozrywkowych. Cały
personel żeński był jednolicie ubrany w czarne pończochy i
czarne paski do ich podtrzymywania. Kelnerki nosiły także
maleńkie białe fartuszki przykrywające brzuszki. Nie nosiły
staników ani majtek. Marynarze i żołnierze porozwalani na
sofach obłapywali dziewczyny, popijając napoje roznoszone
przez kelnerki. Ci, którzy ustalili już cenę za usługi, szli do
pokoi na pierwszym piętrze. Powietrze było gęste od dymu z
papierosów i od oparów alkoholu.
Wycofałem się dyskretnie z lokalu i wróciłem do hotelu.
Byłem blady i przerażony, jakbym zobaczył jakieś upiory.
Manuel trzymał w ręku dzisiejszą gazetę. Pokazał mi artykuł
relacjonujący odkrycie w jednej z piwnic tej dzielnicy dwudziestu ośmiu szkieletów zakopanych w ziemi. Prowadzono
śledztwo w tej sprawie. Domyślano się, że ofiarami mordów
byli klienci tamtejszych prostytutek. Widocznie zauważyły u
nich zbyt dużo pieniędzy w portfelach i to ich zgubiło.
Dzisiaj dzielnica ta już nie istnieje. Została całkowicie zburzona. Była siedliskiem handlu narkotykami. Można tam było
nabyć dowolną ilość heroiny, morfiny, opium, marihuany,
kokainy. Deprawowały się tam młode dziewczyny i wdrażały
do wszystkich możliwych zboczeń seksualnych: zoofilii, sadyzmu, masochizmu, fetyszyzmu itp. Prostytutka z Marsylii znaczyło prostytutka, która zna wszystkie tajniki Kamasutry i jeszcze znacznie więcej.
Marsylia nie stała się z roku na rok miastem zamieszkałym
jedynie przez świętoszków, ale obecnie jest podobna do
wszystkich innych portów świata, a rozrywki marynarzy nie
przybierają aż tak odrażających form jak przed ostatnią wojną.
2