Autobus Europa 1 - Jakub Ciećkiewicz
Transkrypt
Autobus Europa 1 - Jakub Ciećkiewicz
2.07.2010 Część pierwsza: Autobus Europa PODRÓŻ DO KRÓLESTWA sażerów. Odjeżdża Bordeaux, potem Bruksela, Rzym, Amsterdam… Europejski most autobusowy wozi podróżnych ze 165 miast w Polsce do 300 metropolii kontynentu. Jednoczy 85 linii. Przemierza 25 krajów. „Z Sycylii do Helsinek izCasablanki do Moskwy”. Tak. To brzmi efektownie. Ale pasażerowie nie są efektowni. Wystarczy tylko posłuchać ich rozmów. Jakub Ciećkiewicz Wschód – Zachód, czyli: Kraków – Murcja – No to ja jestem już w autobusie –melduje przez komórkę facet wzielonym dresie kolegom z Monachium. – Wylaliście płytę? Spokojnie, jak przyjadę, to zajmę się dachem… 52 godziny Motto: „Spostrzeżenia podróżnego mogą stać się ciekawe i pożyteczne jedynie dzięki swemu filozoficznemu zabarwieniu.” Jan Potocki N igdy nie byłem w Londynie. Nigdy nie byłem w Paryżu. Nigdy nie byłem w Madrycie. Nigdy nie byłem w Berlinie. Nigdy nie byłem w Brukseli. Nigdy nie byłem w Genewie. Nigdy nie byłem w Amsterdamie. Nie byłem w Tiranie, Andorze, Mińsku, Sarajewie, Sofii, Zagrzebiu, Podgoricy, Kopenhadze, Tallinie, Helsinkach, Atenach, Reykjaviku, Vaduz, Luksemburgu, Rydze, Skopje, Valletcie, w Kiszyniowie, Monako, Oslo, Lizbonie, Moskwie, Bukareszcie, San Marino, Belgradzie, Bratysławie, Lublianie, Bernie, Sztokholmie, Ankarze, w Prisztynie i Tyraspolu. O Jersey i Wyspach Owczych nawet nie wspominam. Jadę do Afryki! Jadę sam. Euro–autobusem. Bo moi bliscy czują strach. Polacy do pracy FOT. ANNA KACZMARZ *** 7 kwietnia. Godzina 11.35. Dworzec autobusowy w Krakowie, ul. Bosacka 18, górna płyta! Odjeżdża rejsowy do Zakopanego. Wokoło pusto, szaro, wiatr porywa i rozrzuca po betonie kolorowe śmieci. (A to przecież – he, he, Europa!) Dopiero co zeszły śniegi iwszyscy się cieszą, że w tym roku nie będzie powodzi. Islandzki wulkan na lodowcu Eyjajoell wciąż jeszcze śpi i tylko czasem lekko pochrapuje. Na platformie wiertniczej Deepwater Horizon wZatoce Meksykańskiej trwa codzienna praca. Wieczorem robotnicy kąpią się w morzu i popijają piwo. Prezydent Lech Kaczyński przygotowuje okolicznościowe przemówienie Et voila „Pieprz Ko strumień. Naturalny, bardzo agresywny gaz pieprzowy” – jakby przyszło do bójki. Et voici: chińskie klapki „Kobuta” – kupione za 15 złotych pod Halą Targową, mające ochronić stopy podczas 52 godzinnej podróży autobusem, a potem w hotelowych łazienkach, bo wiadomo – grzybica. Pieniądze sprytnie ukryłem w butach. Mam bilet, paszport, książeczkę szczepień – więc mam wszystko! Jadę do Afryki! Autobus „j” 802 do Murcji podjeżdża na peron. Wsiada zaledwie kilka osób. Ostatnie kilkaset kilometrów: zBarcelony na południe Hiszpanii, będzie je- *** Strach pachnie polityką. Wyziera ze stron internetowych Ministerstwa Spraw Zagranicznych i ze stron ambasad, które nie chcą mieć żadnych kłopotów, więc na wszelki wypadek ostrzegają… Strach spogląda swoją straszną, czarną twarzą z przewodników i „półprzewodników”, z tanich opracowań i powierzchownych artykułów. Strach! Przed Afryką! Strach, bo porwania. „Centrum dowódcze Al–Kaidy mieści się wPółnocnym Mali, gdzie bandyci z całego Maghrebu” – z Tunezji, Maroka, Algierii, Mauretanii i Bóg wie skąd jeszcze, „dostarczają terrorystom porwanych podróżnych”. Jako okup. Łup. Trofeum. Zdobycz… Przypomnijcie sobie los geofizyka z Krakowa! Strach, bo konflikty zbrojne. W Somalii, Erytrei, Sudanie, Kongo, Nigrze i Bóg wie, gdzie jeszcze – trwają potworne wojny. W Egipcie i Algierii wybuchają bomby. W Mauretanii, po przewrocie, wciąż panuje chaos. Do Libii nie wydaje się wiz… Co pozostaje? Królestwo Maroka. Ale czy ono jest bezpieczne? Przewodniki ostrzegają przed fałszywymi policjantami, fałszywymi inspektorami portowymi, fałszywymi guidami i rabusiami na kolei. Ostrzegają przed napadami i grabieżami. Przed straszliwym zatruciem pokarmowym. Przed ukąszeniami wściekłych psów i węży. A zapalenie opon mózgowych? A malaria? A tyfus, polio, żółtaczka, tężec, amebioza i motylica wątrobowa? Strach. Europa boi się Afryki! C8 /MAGAZYNPIĄTEK Już wkrótce Pierre z Mali zacznie terminować u Stacha w Avinionie, Grzegorz w Bydgoszczy, będzie budował w Monachium willę z Errolem z Nigerii. A ekonomistka, Pani Basia, zatrudni we Francji kilka ładnych dziewcząt, które właśnie uciekły z Burkina Faso… My, ze wschodu, my z południa, my – proletariat europejski! i coraz częściej myśli o Smoleńsku. Świat jest prosty, bezpieczny – jak rejsowy do Zakopanego. Ryzykowna wydaje się tylko podróż do Afryki… *** Po raz ostatni przeglądam bagaże. Oto opasły, niebieski samouczek: A. Platnikow i M Jaworowski, „Mówimy po francusku, Kurs dla początkujących”. (W ciągu ostatnich 3 miesięcy wkułem 205 stron tekstu i 90 minut nagrań. Tytuł ostatniego rozdziału: „Monsieur Dupont va chez le coiffeur” – „Pan Dupont idzie do fryzjera.”) A oto: „nagolenniki spawacza, produkt polski, gatunek drugi, skóra” – wygrzebane cudem whurtowni, uniwersalne ochraniacze łydek, na wściekłe psy iwęże. chał pusty –wioząc: kierowcę Polaka, kierowcę Marokańczyka i tylko jednego pasażera, który podąża na Gibraltar i czyta „Podróże” Jana Potockiego – posła Stanisława Augusta Poniatowskiego do sułtana Maroka! *** „Dawniej, kiedy ludzie wędrowali przez świat pieszo, jechali na wierzchowcach albo płynęli statkami, podróż przyzwyczajała ich do zmiany. Obrazy ziemi przesuwały się przed ich oczami wolno, scena świata obracała się ledwie – ledwie. Podróż trwała tygodniami, miesiącami. Człowiek miał czas, żeby zżyć się z innym otoczeniem, z nowym krajobrazem. Klimat też zmieniał się etapami, stopniowo. Nim podróżnik dotarł z chłodnej Europy do rozpalonego równika, miał już za sobą przyjemne ciepło Las Palmas…” – pisał Kapuściński. Taką okazję przynosi podróż autokarem. Zautobusu, wciągu dwóch dni nieprzerwanej podróży, można zobaczyć wielki, europejski amfiteatr. Obejrzeć rozjarzone Hradczany i skąpany w światłach nocy Most Karola, przemierzyć naszpikowane technologią hi–tech dzielnice Monachium, przeżyć świt nad Jeziorem Bodeńskim, kiedy słońce maluje błękit fal wfantazyjnych odcieniach różu iczerwieni, śledzić żółte tramwaje wodne kursujące po centrum Genewy, spędzić parę chwil w wieczornym Avinionie, włóczyć się bladym świtem po barcelońskich Ramblach, żeby na koniec oglądać lśniące w śniegu szczyty gór Sierra Nevada. A wszędzie dookoła bezpieczna Europa. Wkażdym państwie można dogadać się w ludzkim języku. W każdym mieście jest Ikea i Ham–burger King. Wszędzie te same hotele, banki, towarzystwa ubezpieczeniowe. Każdy może liczyć na pomoc lekarza, a w razie kłopotów prawnych – z zaufaniem zwrócić się do policjanta. No izkażdego słupa ogłoszeniowego spogląda ta sama piękna Julia Roberts, pijąca tę samą fantastyczną kawę. Europa jest łatwa, bo dobrze zorganizowana. Dlatego czarni i śniadzi z 52 krajów południa codziennie ryzykują życiem, żeby wydobyć się z piekła, chaosu, bezrządu nędzy, korupcji, przemocy, tortur, gwałtu, ucisku, epidemii głodu i epidemii wojny – aby dostać się do Europy – gdzie wszystko jest ZORGANIZOWANE i działa jak należy. Bo w Europie wszystko jest dla człowieka. Także szczęście. Ale czy to prawda? I czy uciekają tylko mieszkańcy Afryki? *** Autobus wyjeżdża za miasto i zatrzymuje się na parkingu u wrót autostrady. Wkrótce podjeżdżają kolejne. Z Białegostoku, Przemyśla, Bydgoszczy, Torunia, Warszawy… Wiozą mężczyzn około 50–tki, i kobiety około 40–tki: w dresach, z jaśkami pod pachą, dwiema flaszkami wody mineralnej i kanapkami wtorbach turystycznych. Wszyscy jadą do pracy. Do Europy! Do bogactwa. Kierowcy wkładają za szyby tablice informacyjne i wyczytują nazwiska pa- Czterech mężczyzn z Przemyśla wrzuca do luku bagażowego torby, wktórych dźwięczą metalowe narzędzia. Idą sprężystym, mocnym krokiem. Wsiadają w milczeniu. Są zgrani. Tworzą zespół. – Jak jest robota, od razu skaczemy do Niemiec. Robią swoje: na błysk, na lux, na super. Każdy inkasuje 200 złotych dniówki. Potem wracają do rodzin. I tak: od fuchy do fuchy. Bo w Przemyślu nie ma roboty. Bracia Jacek i Stach z Torunia, którzy sprytnie zajęli miejsca przy drzwiach autobusu i mogą wyciągnąć nogi na plastykowym barze, nawykli do długich podróży. Wkładają klapki. Wyciągają poduszki, książki i walkmeny. Są profesjonalistami. Jedyni młodzi w całym autobusie! Kilka lat temu skończyli turystykę. Uczyli się świetnie. Władają w sumie 5 językami. Po studiach chcieli założyć małą, dynamiczną agencję. Pierwsze pieniądze zarobili w Ameryce, a potem z wielkim hukiem rozpoczęli działalność gospodarczą. – Czego myśmy nie robili! – Jacek przygładza długie włosy. – Organizowaliśmy survivale dla spragnionych wrażeń i zielone szkoły, mieliśmy ofertę dla harcerzy i wędkarzy. Ale na fali kryzysu firma padła. Teraz robimy wykończeniówkę w Avinionie. – I na cholerę człowiek kończył szkoły? – pyta Stach? – Trzeba było od razu do murarza… Autobus Europa wozi biednych ludzi. Czasem fachowców, dla których zabrakło pracy, bo w Ejszyszkach, Mierzwicach, Cieszanowie, Borsukach – rynek zamówień bardzo się ostatnio skurczył. Czasem dezerterów. A czasem uciekinierów – do „lepszego” świata. Jeździ ze wschodu na zachód i z południa do centrum. Zatrzymuje się na parkingach, przy nowoczesnych restauracjach, gdzie nikt nic nie zamawia, bo każdy oszczędza. Każdy się martwi. Każdy narzeka. Wszyscy są przygnębieni i zamknięci. Ktoś rzuca bez entuzjazmu –Przecież my tutaj wszyscy do roboty! Smutni pięćdziesięcioletni. *** Pejzaże zmieniają się powoli. Widać góry, łąki, jeziora, domy, ale krów nie widać. Jeśli w ogóle są, jeżeli to, co kupujemy w sklepach i nazywamy mlekiem, nie jest wyłącznie zsyntetyzowanym białkiem – krowy stoją zamknięte weuro–oborach. Jedna obok drugiej, boks przy boksie, z łańcuchami przy pyskach, z wymionami w dojarkach – skazane przez ludzi na dożywocie. Odrzucone. Sprowadzone do roli elektronicznych mechanizmów. Piętnasta godzina jazdy. Monotonny szum silnika, szum deszczu drobiącego w ciemności, szum głębokich oddechów śpiących ludzi. „W półśnie nawiedzają mnie minione pejzaże, pomieszane z fantasmagoriami, jakbym oglądał rzeczy, które widzi ktoś obcy…” W transie zmęczenia śnię wieś, jakiej już nie ma w Europie.