Najcenniejszy skarb

Transkrypt

Najcenniejszy skarb
Najcenniejszy skarb
Jeden z pokoi, w skromnym domku w małej miejscowości. Cztery pomalowane na pomarańczowo
ściany. Zwykły, na pozór nie wyróżniający się niczym dziewczęcy pokój. Pośrodku stoi drewniane łóżko, na
którym leży ładna dziewczyna o blond włosach. Na jej ustach gości cień uśmiechu, a ona sama wydaje się
jakby nieobecna, martwym wzrokiem błądzi po ścianach. Po prawej od niej znajduje się wielkie okno, przez
które roztacza się widok na pobliskie liceum i boisko. Naprzeciw łóżka stoi telewizor. I to jest jej cały świat.
Żyje ona w tym pokoju odkąd pamięta. Dziewczyna nazywa się Julia i ma 16 lat. Ale o czym myśli w takim
skupieniu? Po raz kolejny sama sobie opowiada historię swojego życia, wiedząc, że nikt inny jej nie
wysłucha. „W wieku 2 lat zostałam potrącona przez samochód. Od tego czasu jestem sparaliżowana od szyi
w dół. Przez to nie mogę się poruszać i jestem przykuta do łóżka. Nie mogłabym żyć bez opieki. Cały czas
polegam na mamie. Zawsze myślę, że to nie jest w porządku wobec niej. Przez mój wypadek moi rodzice
się rozwiedli. Dla ojca byłam tylko problem, a mama chciała się mną zajmować. Taty nie widziałam od 5
lat. Wiem, że ma nową rodzinę i dzieci. Ani mama, ani ja nie mam do niego żalu. Znalazł swoje szczęście
i bardzo się z tego cieszę. Mimo powszechnej opinii nie jestem smutna. Mam kochającą mamę, uroczy
pokój i piękny widok z okna na świat. Jedyna rzecz, która mi doskwiera to samotność. Od 14 lat jedyną
osobą, jaką widuję, jest moja mama. Gdy wychodzi ona do pracy, w domu panuje martwa cisza przerywana
tylko dźwiękiem telewizora.” Tak myślała Julia, leżąc bezwiednie na łóżku i martwo wpatrując się
w boisko za oknem, na którym grupka uczniów szkoły grała w piłkę nożną. Nie mogła się skupić na
emitowanym w telewizji serialu. Wtedy nie wiedziała, że za niedługo wszystko miało ulec zmianie.
Pewnego październikowego popołudnia, gdy słońce zaczynało już powoli przygotowywać się do
snu, Julia jak zwykle spędzała czas na oglądaniu filmu z napisami. Nigdy nie była w szkole, ale dzięki
usilnym wysiłkom mamy była w stanie przeczytać chociaż część zdań. Wsłuchiwała się w spokojny śpiew
ptaków, szum drzew i krzyki dzieci na podwórku. Wtem spokój chwili przerwała piłka bejsbolowa, która
z hukiem rozbiła okno pokoju dziewczyny. Julia szybko odwróciła twarz, aby odłamki szkła nie zrobiły jej
krzywdy, ale - na szczęście - przyczyna szkody nie była wielka. Mama szybko przybiegła na górę
i dokładnym wzrokiem oceniła sytuację. Gdy zrozumiała, że nic poważnego się nie stało, natychmiast się
uspokoiła i zaczęła się śmiać.
- No już nie miej takiej miny, kochanie. Przecież nic się nie stało.
Widząc pogodną twarz matki Julia szybko się uspokoiła. Nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- To pewnie sprawca całej sprawy.
Mama wyszła, a Julia ze skupieniem słuchała jej kroków na schodach, a następnie odgłosu otwieranych
drzwi. Po chwili rozległ się dźwięk tak obcy dla dziewczyny, która całe życie słyszała jedynie ludzi
z telewizji. Męski głos. Męski, młody, silny, lekko zmieszany głos. Po chwili mama znowu była na piętrze,
uśmiechnięta od ucha do ucha, jakby zaistniała sytuacja ją uszczęśliwiała. Za nią nieśmiało wszedł chłopak.
Wyglądał na około 17 lat, miał kruczoczarne włosy, nieco poczochrane. Ubrany był w typowy strój
bejsbolowy, a na jego czole widniały drobne kropelki potu. Jednak żadna z tych rzeczy nie przykuła uwagi
Julii tak jak jego oczy. Były intensywnie zielone jak liście wiosennych drzew. Patrzyła się w te oczy nie
wiedząc, że chłopak może poczuć się zmieszany. Bo skąd mogła wiedzieć, że patrzenie się na kogoś może
wprowadzić w krępujące uczucie? Przecież całymi dniami patrzyła na ludzi w monitorze i żaden nie czuł się
nieswojo.
- Eee… Cześć – powiedział nieśmiało – ja… chciałbym serdecznie przeprosić za wybicie twojego okna! –
odrzekł
na
jednym
wdechu,
jakby
chciał
mieć
to
jak
najszybciej
za
sobą.
- Nic się nie stało – powiedziała Julia z uśmiechem, mimo że irytowała ją zbita szyba.
- To dobrze. W takim razie ja wezmę piłkę i już mnie nie ma – podszedł w stronę piłki, jednak zatrzymał go
głos dziewczyny.
- Jak się nazywasz?
- Aleksy… A ty? – odpowiedział coraz bardziej zmieszany.
- Jakie oryginalne imię. Takiego jeszcze nigdy nie słyszałam. Było Aleksander, Adrian i wiele innych, ale
z „Aleksym” nigdy się nie spotkałam. Czy to był jakiś święty? – pytała, nie zważając na rosnące przerażenie
w jego zielonych oczach.
- Chyba był taki. Nie wiem, nie obchodzi mnie to zbytnio… - odpowiedział nieco zdenerwowany, jednakże
powtórzył swoje pytanie: – A ty jak masz na imię?
- Jestem Julia. Miło mi.
- Tak, miło… No to ja – podniósł z podłogi piłkę – będę się zbierać.
- Nie zostałbyś jeszcze?
- Wiesz… mam trening i w ogóle. Przerwałem go, bo wybiłem piłkę.
- Szkoda… Może innym razem? – zapytała z nadzieją.
- Tak, pewnie. Do zobaczenia.
Tak oto Julia spotkała pierwszą osobę od 14 lat. Jednakże mijały dni, tygodnie, a Aleksy nie spełniał
swojej obietnicy. Dziewczyna traciła już resztki nadziei. Czy zawsze miało tak być? Zawsze miała być
sama?
Początkiem grudnia Julia nie miała w sobie już krzty nadziei. Siedziała smutna i zrozpaczona nad
swoim losem. „Ale ze mnie głupia kaleka!” myślała. Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Spojrzała
w stronę telewizora, aby upewnić się w przekonaniu, że to włączony serial był źródłem dźwięku. Jednakże
pukanie rozległo się ponownie i to nie za sprawą telewizji. Do pokoju nieśmiało wszedł Aleksy. Gdyby Julia
mogła, zapewne przetarłaby swoje oczy. Chłopak nieśmiało podszedł i usiadł na krześle stojącym koło
łóżka. I szeroko uśmiechnął się do zaskoczonej dziewczyny.
Od tego czasu Aleksy przychodził codziennie. Opowiadał Julii, co widział, co się u niego działo, jak
radzi sobie w klubie bejsbolowym. Jak jest w szkole, w sklepie, na boisku. Dziewczyna była dobry
słuchaczem. Uwielbiała słuchać o każdej, nawet najdrobniejszej rzeczy. Czas mijał, a dziewczyna z każdym
dniem czuła się szczęśliwsza. Nigdy nie odczuwała, że czegoś było jej brak. Ale teraz, gdy był przy niej
Aleksy wiedziała, że jej dotychczasowe życie było naprawdę puste. Chłopak początkowo nie mógł się
przyzwyczaić do niepełnosprawności dziewczyny, jednakże z czasem przestało mu to przeszkadzać.
Pomagał mamie Julii jak tylko mógł, a znoszenie wózka inwalidzkiego i dziewczyny po schodach, aby
wyjść z nią na spacer było dla niego jak codzienny, przyjemny rytuał.
Spędzali razem każdą wolną chwilę od półtora roku. Wiedzieli, że nie mogliby bez siebie żyć,
jednakże
nie
potrafili
nazwać
swoich
uczuć.
Niestety
czas
bywa
okrutny.
- Wiesz, że za niedługo mam maturę, a później wyjeżdżam na studia?
Głos Aleksego był niczym zimny kubeł wody w pięknym śnie Julii.
- To nic. Nigdzie się stąd nie ruszam – uśmiechnęła się. - Co będziesz studiować?
- Jeszcze nie wiem. Nie chcę nigdzie wyjeżdżać. Wolałbym zostać przy tobie.
- Ale ty głupi czasami jesteś. Jestem pewna, że dzięki pomocy Boga znajdziesz swoją drogę, zdasz
egzaminy na studiach i znowu wrócisz do mnie.
Twarz chłopaka stężała. Zacisnął usta, a jego skóra zrobiła się blada.
- Bóg jest okrutny. Moje szczęście… zabrał mi je całe.
Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona jego słowami.
- Nie bardzo rozumiem o co…
- Popatrz na siebie! – chłopak zerwał się z krzesła przewracając je na podłogę. – Popatrz, no popatrz!
- Uspokój się! Nic nie rozumiem!
- Bóg jest okrutny! Gdyby nie był, to nie leżałabyś teraz w tym łóżku! Gdyby nie był, ludzie nie zabijaliby
się nawzajem! Gdyby nie był, nie byłoby tak strasznych chorób! Gdyby nie był okrutny, nie byłoby tyle zła
na tym świecie. Gdyby nie był… mogłabyś chodzić. Mogłabyś codziennie wychodzić do szkoły, poznawać
świat, żyć. Mogłabyś być szczęśliwa! – i opadł bezwiednie na jej przykryte kocem kolana, łkając, jakby
wylewał z siebie cały smutek lat, całe nieszczęście i ból, który przeszywał go, gdy zerkał na jej nieruchome
ręce, na jej wózek, który stał teraz smutnie w kącie pokoju, oświetlany promieniami zachodzącego słońca.
Ciszę wieczora przerywał tylko cichy szloch chłopaka.
- Ale ja jestem szczęśliwa… – szepnęła.
Podniósł na nią swoje zaczerwienione oczy.
Nie
mam żalu do
minionych zdarzeń.
Nie żałuję
już,
że się urodziłam.
Nauczyłam się cenić życie. Gdybym mogła chodzić, zapewne nigdy nie spotkałabym ciebie. Nie wybiłbyś
piłką mojego okna. Wierzę, że to Bóg ją tak poprowadził. Prosto do mnie. Wiesz, dlaczego przez tyle lat
byłam sama? Bo On wiedział, że dzięki temu bardziej docenię spotkanie z tobą. Że dzięki temu będę
szczęśliwsza z każdym dniem. Że dzięki temu cię pokocham… - głos Julii się załamał, a z jej oczu zaczęły
płynąć łzy. – Bóg nie jest okrutny. Wręcz przeciwnie! Na świecie jest tyle zła, ale dobra jest więcej. Musimy
je tylko znaleźć i docenić. Musimy doceniać każdy ofiarowany nam dzień oraz wszystko to, co nas otacza.
Popatrz za okno. Czy świat nie jest piękny? Czy te drzewa, słońce na fioletowym niebie, śpiew ptaków
i dzieci bawiące się na boisku – czy to wszystko nie jest piękne? Jest pięknym darem od Boga. Ludzie,
zwierzęta, rośliny – wszystko.
- Ale nie możesz chodzić… Nigdy sama niczego nie zobaczysz… Nigdy nie pójdziesz do szkoły. Pamiętasz,
mówiłaś, że chciałabyś zobaczyć Japonię. Ale nigdy jej nie zobaczysz, bo niby jak?
- Ależ ja to wszystko widzę. Dzięki tobie mam obrazy wszystkich miejsc w wyobraźni. Dzięki mojej
chorobie i niepełnosprawności lekarze, naukowcy natchnieni przez Boga na pewno wymyślą jakiś sposób,
aby innym, podobnym do mnie, żyło się lepiej. Dzięki mojemu cierpieniu ktoś będzie szczęśliwy, prawda?
Poza tym, to nie Bóg mnie potrącił samochodem. To ludzie są sprawcami zła, ale Bóg szanuje ich wolną
wolę i nie może ich bezpośrednio zmieniać. Przecież sami muszą odnaleźć swoją drogę. Więc nie martw się.
Idź na studia. Nawet jeśli nie będę przy tobie, nieważne ile będzie nas dzielić – moje serce zawsze będzie
z tobą.
Aleksy w ciszy wstał i wyszedł. „Dziękuję” wyszeptał przy drzwiach. Ta dziewczyna, która powinna mieć
największy żal do Boga ze wszystkich ludzi na świecie – broniła go. Była szczęśliwa. A to uświadomiło go,
jak wdzięczny jest w stosunku do Stwórcy. Ponieważ dzięki niej, on też jest szczęśliwy. I wiedział już, jaką
ścieżką chce się kierować w życiu.
W końcu wyjechał, ostatniego dnia obiecawszy, że wróci najszybciej jak będzie to tylko możliwe.
I że da z siebie wszystko. Dla niej. Nauczyła go jak być odważnym. Zawsze popychając go w kolejny
dzień, mówiąc: „Możesz przezwyciężyć to wszystko i znaleźć szczęście po drodze, tylko spróbuj.” Dlatego
chciałby się odwdzięczyć. Obserwując jej uśmiechniętą twarz, wsiadł do samochodu, który miał zabrać go
daleko od niej. Pamiętał słowa Julii: „Poczekam sama z bólem naszego rozstania. I obiecuję, że nie będę
narzekać. Ponieważ mam marzenia dzielone z tobą. To właśnie one dają mi siłę…”. Dzięki nim chciał być
silniejszy.
Do Julii początkowo nie dochodziła informacja o latach rozłąki. Siedząc na łóżku i patrząc bez
zainteresowania w ekran telewizora, myślała: „Ten czas spędzony z tobą był dla mnie czymś
najważniejszym. Lecz gdy obudziłam się rano, nie było cię przy mnie. „Zawsze” – tak właśnie myślałam,
sądząc, że to nie przeminie. Ale to było tylko jak sen. Teraz to wiem…”
W dniu swoich 20 urodzin Julia, której dusza umierała z tęsknoty za chłopakiem, czekała. Obiecał,
że przyjedzie. Weźmie ją na ręce, a ona ubrana w sukienkę pojedzie z nim na spacer. Gdy miała 16 lat
właśnie tak mu powiedziała. To było jedno z jej marzeń. Nie pomyliła się. Aleksy przyjechał. Mimo że Julia
ubrana była jak zwykle w dresy i zwykłą bluzkę, wziął ją na ręce i spełnił jej proste marzenie.
- Pamiętasz jak ci obiecałem, że pójdę za tobą wszędzie i spełnię każde twoje marzenie? – zapytał, powoli
prowadząc jej wózek po alejce otoczonej kwitnącymi drzewami wiśni.
- Pamiętam. Ale to nie ma sensu. Moich marzeń nie da się spełnić – powiedziała smutno, jednak na jej
twarzy ciągle widniał uśmiech. Aleksy patrzył na nią wyczekująco, więc powiedziała:
- Zawsze chciałam grać w zespole. Myślałam też o wystąpieniu w reality show, zagraniu w piłkę nożną,
upieczeniu ciasta. Ale to przecież niemożliwe. Wszystkie moje marzenia są z telewizji– powiedziała. –
I… ślub. Marzenie każdej dziewczyny. Ale nie mogę nic zrobić w domu. Tak naprawdę, sama nie mogę
zrobić nic. Tylko sprawiam problemy wszystkim dookoła. Kto by chciał taką żonę? – zaśmiała się, jakby
sama myśl o tym była dla niej absurdalna.
- Ja się z tobą ożenię! – A widząc zdumienie na jej twarzy dodał: - Mówię poważnie.
- Ale…
- Nieważne, co się z tobą stało. Ożenię się z tobą! Bez znaczenia jak bardzo jesteś chora.
- Nie mogę chodzić, a nawet wstać…
- Mówiłem, że to bez znaczenia! Nawet jeśli nie możesz wstać, ani chodzić! Mimo tego, ożenię się z tobą.
Pozostanę z tobą na zawsze.
Łzy pociekły jej po policzkach.
- Nie marnuj sobie życia na mnie…
Uśmiechnął się i pocałował ją.
- I kto tu jest głupkiem?
Zaśmiała się. Powiewał lekki wiatr, który strącał z drzew płatki kwiatów wiśni. Gdzieś
w oddali szczekał pies, a na pobliskiej ulicy jeździły samochody. Jednak oni nie słyszeli nic. W tej chwili
byli sami na tym świecie.
Nastały szczęśliwe lata. Aleksy skończył studia medyczne z wyróżnieniem. Za odkładane przez lata
pieniądze kupił mały domek nad morzem, w którym zamieszkał z ukochaną i jej mamą. Para wzięła
skromny ślub i w tym prostym życiu byli szczęśliwi. Lata mijały powoli, jakby świat pozwalał im cieszyć
się swoim życiem. W niedługim czasie Julia i Aleksy adoptowali dziecko, małą dziewczynkę o imieniu
Wiktoria, której rodzice zginęli w wypadku. Córka powiększyła ich świat, dodając do niego nową dozę
radości. Jednakże, życie, nawet najpiękniejsze, może być okrutne. I właśnie tę bajkę przerwał nagły telefon
ze szpitala, w którym pracował Aleksy. Wszystko prysło. Pękło niczym bańka mydlana, której istnienie
może trwać tylko chwilę… Julia zemdlała w swoim łóżku. Została szybko przewieziona do szpitala.
Sytuację szybko udało się uratować, jednakże nowy problem, jak ciężki kamień spadł na rodzinę. U Julii
zdiagnozowano nowotwór złośliwy. Lekarze przewidywali, że kobieta przeżyje około 3 - 4 lata. Dlaczego?
Dlaczego nie mogli być szczęśliwi? Dlaczego nie mają już nawet nadziei? Dlaczego to wszystko zostało
zabrane?
- Spędźmy te lata najlepiej jako możemy, dobrze? Nawet gdy nie ma nadziei, mamy coś cenniejszego –
powiedziała Julia ze swoim nieodłącznym uśmiechem, gdy Aleksy przekazał jej straszliwą diagnozę. Mamy miłość. Więc nie płacz.
I spędzili te lata razem. Nie myśląc o śmierci, ale skupiając się na życiu. Mimo że zegar tykał
nieubłaganie. W pewnym momencie stan zdrowia Julii znacznie się pogorszył. Jednak nie smucili się. To
uczucie było jak koniec festiwalu życia – mimo odczucia smutku, że nadszedł koniec trzeba iść dalej
z podniesioną głową. Ostatnie dni Aleksy spędzał przy jej łóżku, nie odchodząc nawet na krok.
- Wiesz... kiedyś nauczyłam się na pamięć pewnej piosenki. Chciałam ci ją zaśpiewać, ale zawsze się
wstydziłam. Powtarzałam ją codziennie, aby utrwalić jej tekst w pamięci – powiedziała Julia, z trudem
łapiąc oddech.
- Teraz nie masz już nic do stracenia, prawda? – Aleksy trzymając jej bezwiedną dłoń wysilił się na
uśmiech, hamując łzy.
- Racja – powiedziała, wyraźnie rozbawiona. – A więc…
I zaczęła śpiewać. Cicho, lecz pewnie, jakby była to najważniejsza rzecz w jej życiu. Delikatny tekst
wycinał ślady na duszy mężczyzny, który znowu poczuł się jak tamten siedemnastoletni gówniarz, który
myślał, że pozjadał wszystkie rozumy, a dzięki niej się odnalazł.
- „Tak blisko ciebie mam,
Już nigdy nie będziesz czuł się sam.
Sił doda mi dłoń twa… – przerwała, zerkając na trzymaną przez niego dłoń -… Niechaj więc chwila owa
trwa.
Ta brama wieczności
skąpana w pięknie miłości
połączyła nasze światy, serca i dusze.
Samotnie czułam się
Ty zaś uśmiechem witałeś mnie.
Serce szybciej biło.
Uśmiechów tak wiele było.
Przy tobie każdy dzień
niczym najpiękniejszy sen.
I myślałam, że… - złapała głęboki oddech, wykorzystując resztki swojej energii, aby dokończyć śpiewać –
Nic nie odbierze cię.”
Zapanowała cisza przerywana usilnymi próbami złapania powietrza przez Julię.
- Prawda, że strasznie żenujący? Jednak podobał mi się, gdy miałam 16 lat. Teraz wydaje mi się bardzo
głupi.
- Nieprawda. Jest piękny – łzy płynęły mu po policzkach. Słońce zachodziło, oświetlając jej bladą twarz
jakby chciało przypomnieć, że widzi ją po raz ostatni.
- Cieszę się… – przerwała.
Po dłuższej chwili odrzekła, a jej głos co rusz załamywał się:
- Dziękuję. Miałam naprawdę cudowne życie. Chciałbym, abyś nigdy nie żałował tego, że wybiłeś moje
okno. Czy proszę za dużo? Jestem szczęśliwa. Pomyślmy o tym, jak o krótkim rozstaniu. Zobaczymy się po
drugiej stronie, nie mam racji? A tam będziemy żyć razem. „Bramy wieczności”, pamiętasz? Dziękuję. Do
zobaczenia… – powoli zamykała oczy. – Kocham cię – wyszeptała, a na jej twarzy gościł ten sam uśmiech,
jakim obdarzyła go, gdy po raz pierwszy się spotkali.
~*~
Na cmentarzu stoi mężczyzna. Jego siwe włosy, mimo upływu lat, ciągle są gęste. Twarz oświetlona
promieniami słońca jest pełna zmarszczek.
- Tyle lat minęło, prawda, moja droga? – mówi jakby do siebie. – Idę już tyle czasu sam z tym bólem, który
ciągle odczuwam. Choć chcę umrzeć, powstrzymam się przez twój głos, który wciąż słyszę, mówiący: „Nie
wolno ci umrzeć”. Nawet jeśli trudno iść naprzód. Nawet jeśli nie mogę powstrzymać łez, mimo upływu
lat. Wypełniłaś moje serce swoim ciepłem, które nigdy nie zniknie. Nasz czas przyszedł i odszedł tak
szybko. Przeminął tak jak wszystko wokół nas. Lecz co się z nim stało? Nie potrafię sobie przypomnieć…
Lecz gdy zamknę oczy, mogę usłyszeć ten śmiech, który towarzyszył mi tyle lat. Po dziś dzień trzymam te
wspomnienia w sercu. I właśnie one są moim najcenniejszym skarbem.
Patrycja Furtak

Podobne dokumenty