Projekt STURP
Transkrypt
Projekt STURP
Projekt STURP Turyn, Piemont, Włochy, 8 października 1978 roku W ciągu zaledwie roku Całun Turyński adorowałoby aż trzech papieży. Jednak na końcu przybył tylko jeden, i to taki, którego nawet nie uważano za papabile. Gdy w 1978 roku nastąpiła 400. rocznica przeniesienia Całunu do Turynu, odbyło się najdłuższe jak do tej pory wystawienie relikwii, trwające całe sześć tygodni. Papież Paweł VI zapowiedział swoje przybycie, ale zmarł na trzy tygodnie przed uroczystym otwarciem wystawy. Dlatego 26 sierpnia, w związku z inauguracją papieża Albina Lucianiego z Wenecji, który przyjął imię Jan Paweł I, Całun wystawiono na widok publiczny. Luciani zapowiedział swoją wizytę w Turynie na 21 września, jeszcze przed wybraniem go na papieża. Wkrótce pojawiły się plotki, że mimo wszystko przyjedzie chociażby po to, by się w spokoju pomodlić. 21 września minął, a tydzień później „uśmiechnięty papież” został znaleziony martwy w swojej sypialni. Nikt nie przeczuwał jeszcze, że jego następcą będzie polski kardynał Karol Wojtyła, który 1 września w drodze powrotnej z Rzymu zatrzymał się w Turynie i modlił się przed Całunem. Podczas gdy w Rzymie w pośpiechu przygotowywano konklawe, w Turynie także pracowano w pocie czoła, tyle że za zamkniętymi drzwiami. Do tej pory na wystawę Całunu przybyły ponad trzy miliony pielgrzymów z całego świata, a teraz chciano zbadać, czy płótnem tym rzeczywiście owinięto kiedyś ciało Jezusa. W każdym razie wyniki 190 Chusta Chrystusa pierwszych badań naukowych z 1973 roku były bardzo obiecujące. Otworzyły one drogę szeroko zakrojonym, międzynarodowym i interdyscyplinarnym badaniom, które rozpoczęto teraz pod nazwą STURP (Shroud of Turin Research Project). STURP był najważniejszym projektem. Przybyli więc eksperci w dziedzinie spektroskopii, analizy promieni Rentgena, technologii komputerowej, chemii organicznej i fizyki, reprezentujący znane na całym świecie, głównie amerykańskie, instytuty i laboratoria. Działali z ogromną precyzją i profesjonalizmem. Najpierw podzielili Całun na 60 pól, by mieć jakiś punkt wyjścia. Następnie specjalista Vernon Miller ze słynnego na cały świat Brooks Institute of Photography w Santa Barbara w Kalifornii sfotografował każde z tych pól za pomocą różnych filtrów i źródeł światła. Jednocześnie kończono trwające od dwóch lat badania obrazu Całunu na komputerze. Przeprowadzali je Don Lynn i Jean Lorre z Jet Propulsion Laboratory (JPL) z amerykańskiej agencji kosmicznej NASA oraz prof. dr John Jackson i prof. dr Eric Jumper z amerykańskiej akademii lotniczej w Kolorado. Zastosowano przy tym również VP-8, czyli komputer do analizy obrazu NASA, który służy do przerabiania nasilenia obrazu na płaskorzeźbę. Z wartości fotografii dwuwymiarowych na monitorze komputera powstają trójwymiarowe krajobrazy. Za pomocą tego komputera cieniowania i zmiany intensywności koloru na płótnie zostają zdygitalizowane i przeliczone na odstępy między odtworzonym ciałem a chustą. Gdy powoli, linijka po linijce, wynik zaczął pojawiać się na monitorze komputera, naukowcy byli tak samo poruszeni, jak 80 lat wcześniej Secondo Pia podczas oglądania swojego negatywu. Pojawił się przed nimi praktycznie namacalny, trójwymiarowy 191 Projekt STURP obraz leżącego ludzkiego ciała. Najwyraźniej tkanina zawiera informacje niedostępne dla ludzkiego oka i przez to niemożliwe do namalowania przez żadnego artystę. Nawet fotografia, czyli zdjęcie odbijanego światła, „spłaszcza” motyw i nie prowadzi do profilu izometrycznego z aż takimi różnicami wysokości. „Proces, w wyniku którego wizerunek został uwieczniony na płótnie, jest jedyny w swoim rodzaju i niemożliwy jeszcze do wyjaśnienia nawet z pomocą najnowocześniejszej techniki” – podsumował Peter M. Schumacher, jeden z twórców systemu VP-8, z którym skonsultowali się zaskoczeni efektem naukowcy. – „Wizerunek na Całunie ma właściwości negatywu fotograficznego, ale także zdjęcia zrobionego w promieniach Rentgena i trójwymiarowego kodowania skali szarości”. Kilka lat później dopracowano formułę matematyczną, która objęła również intensywność koloru. Dzięki temu włoski informatyk prof. Giovanni Tamburelli z uniwersytetu w Turynie mógł później stworzyć jeszcze bardziej szczegółowy obraz, a nawet zrekonstruować wygląd mężczyzny na Całunie przez usunięcie wszystkich ran zbezczeszczonego ciała. Człowiek ten miał około 1,8 metra wzrostu (wyniki obliczeń wahają się pomiędzy 1,74 i 1,83 metra) i ważył około 76 kilogramów. Kości odnalezione w żydowskich grobach świadczą o tym, że taki wzrost nie był rzadkością pośród mieszkańców Izraela w I wieku. Na podstawie tych szczątków izraelski antropolog Nicu Haas wyliczył średnią wzrostu żydowskiego mężczyzny żyjącego w czasach Jezusa. Wynosiła ona 1,78 metra, podczas gdy w Talmudzie idealny wzrost dla mężczyzny wynosi 4 łokcie (1,76 metra). Jednak jak na mężczyznę w średniowieczu byłby o wiele za wysoki. Jego wiek wynosił około 192 Chusta Chrystusa 35–40 lat. Twarz mężczyzny z Całunu była szczupła, czoło wysokie, jego rysy były szlachetne. Nos był wąski, wysoki i miał 8 centymetrów. „Taki typ człowieka znajdujemy dzisiaj pośród Żydów sefardyjskich i szlachetnych Arabów” – skomentował wyniki badań antropolog Carleton Coon. Mężczyzna miał długie związane na karku włosy, tak jak nazyrejczycy – mężczyźni żyjący wstrzemięźliwie w czasach starego Izraela. Pod mikroskopem okazało się, że wizerunek na chuście powstawał w dwóch etapach. Najpierw były to tylko plamy krwi – mniejsze, pokrywające całe ciało, i większe, z tyłu głowy, na czole, na brodzie oraz na policzkach. Jednak największe wybroczyny pokrywały stopy i dłonie, krew obficie spływała po rękach i po boku, na którym znajdowała się długa na 15 centymetrów i szeroka na 6 centymetrów lekko wodnista plama. Odcisk ciała powstał dopiero, gdy krew wsiąkła w płótno, ponieważ nie można go odnaleźć pod plamami z krwi. Wizerunek musiał powstać w inny sposób niż plamy, ponieważ w kilku miejscach (na przykład na głowie) wychodzą one poza jego brzegi. Już samo to przemawiało przeciw teorii, że jest to genialne dzieło sztuki. W końcu każdy malarz najpierw namalowałby ciało, a dopiero potem w odpowiednich miejscach domalowałby plamy krwi. A tutaj nie było nawet żadnego śladu farby. Gdy fizycy optyczni STURP-a oświetlili materiał światłem ultrafioletowym, nie odbiło się ono w taki sposób, w jaki miałoby to miejsce w przypadku farby. Gdy rozwinięto płótno, by przyjrzeć się tylnej części, okazało się, że znajduje się tam drugi, o wiele słabszy, obraz zwłok. Krew wsiąknęła w tkaninę, ale brakowało większości konturów ciała. W końcu fizyk optyczny Sam Pellicori zbadał 193 Projekt STURP wizerunek za pomocą fotomakroskopu Wild M400. Aby osiągnąć optymalne wyniki, oprawiono płótno w ramy i powieszono przed nim. W ten sposób badacz mógł przyjrzeć się każdemu włóknu, nie znalazł jednak najmniejszego śladu pigmentu. To, co ludzkie oko odbiera jako odcisk ciała, pod mikroskopem składa się z bardziej pożółkłych włókien płótna, które mają grubość 15 mikrometrów, jednej szóstej ludzkiego włosa. „Rozkład i/lub odwodornienie celulozy włókien na powierzchni jest przyczyną słabszego odbicia światła na widocznym obszarze” – wyjaśnił Pellicori ten efekt w swojej pracy o widmowych właściwościach Całunu Turyńskiego, opublikowanej w czasopiśmie fachowym „Applied Optics” (t. 19, nr 12, s. 1913–1920). Gdy dwa włókna się krzyżowały, dolne z nich w punkcie krzyżowania nie było pożółkłe. Każdy kolor, każda ciecz wsiąknęła w delikatne włókna, sklejając je. A jednak w tym przypadku nic takiego nie miało miejsca. Nawet tam, gdzie kontury ciągną się jeszcze z tyłu tkaniny, znajdują się one tylko na wierzchnich włóknach, jakby osiadły na nich niczym delikatna mgła. Przestrzeń między nimi nie wykazuje za to żadnych odbarwień. Wizerunek ukrzyżowanego był więc wyjątkowo delikatny. Już w 1950 roku francuski chirurg prof. Pierre Barbet zwrócił uwagę na to, że plamy krwi na Całunie wykazują wszystkie, nawet najmniej ważne cechy charakterystyczne ludzkiej hemoglobiny. Teza ta została potwierdzona w 1978 roku dzięki dwóm seriom zdjęć wykonanych w świetle widzialnym i ultrafioletowym: plamy krwi otoczone są fluorescencyjnym „wieńcem”, co wskazuje na obecność serum. Na brzegu owego „wieńca” osadziły się czerwone ciałka krwi. Oprócz tego każda plama powstała w cha- 194 Chusta Chrystusa rakterystyczny sposób, odpowiadający zranieniu, które ją spowodowało. Krew spływała zgodnie z siłą ciężkości, tak jak można tego oczekiwać, gdy wypływa ona z ludzkiego ciała. Żaden średniowieczny artysta nigdy nie ukazał tak idealnie pod względem medycznym ran osoby ukrzyżowanej, jak czyni to Całun. Jednak ostateczny dowód na to, że na tkaninie rzeczywiście znajduje się ludzka krew, został dostarczony przez prof. dr. Pierluigiego Baimę Bollonego z uniwersytetu w Turynie oraz amerykańskich naukowców, prof. Alana Adlera i dr. Johna Hellera. Aby móc go przedstawić, wyjęto z tkaniny włókna z plam krwi. Po serii dokładnych analiz, przeprowadzanych równolegle, ale niezależnie od siebie we włoskich i amerykańskich laboratoriach, w 1981 roku trzej naukowcy ogłosili wyniki: dzięki dwóm technikom, immunofluorescencji hematologicznej i metodzie immunohistochemicznej, stwierdzono, że z całą pewnością była to ludzka krew. Zawiera ona pigment porfiryny, występujący w syntezie hemoglobiny, hemochromogen i cyjanmethemoglobinę, bilirubinę, proteiny i ludzką albuminę – wszystko to są składniki ludzkiej krwi. Pod mikroskopem można było wyraźnie wyodrębnić czerwone ciałka krwi i cząsteczki. Poza tym patolog i biochemik byli w stanie rozróżnić zakrzepłą (przedśmiertną) i surowiczą (pośmiertną) krew. Wreszcie Baima Bollone nie tylko mógł wyodrębnić ludzkie DNA, ale także określić grupę krwi zmarłego: była to krew grupy AB, dokładnie taka sama jak na Sudarium z Oviedo! Fakt, że krew jest zadziwiająco dobrze zachowana, eksperci tłumaczą dwoma czynnikami: mikroorganizmy oraz zmieszanie jej z aloesem i mirrą „zakonserwowało” krew w chwili, gdy była jeszcze mokra. Dzięki bardzo czułym antyaloesowemu i antymirrowemu 195 Projekt STURP serum Baima Bollone mógł wykazać wyraźne ślady obu substancji na przesiąkniętych krwią włóknach Całunu. Pod mikroskopem ukazały się „bryłki” podobne do tych na Sudarium z Oviedo. W końcu uaktywnienie neutronów potwierdziło obecność antymonu, składnika dominującego w aloesie i mirze.