Odkrycie macierzyostwa 9 sierpnia – święto św. Teresy Benedykty
Transkrypt
Odkrycie macierzyostwa 9 sierpnia – święto św. Teresy Benedykty
Odkrycie macierzyostwa 9 sierpnia – święto św. Teresy Benedykty od Krzyża (Edith Stein) Drodzy Bracia i Siostry, Ta, która od wczesnych lat szukała prawdy, w wieku 14-15 lat, w czasie szkoły średniej, przestała w ogóle wierzyd w Pana Boga, stała się ateistką z przekonania. Na pewno nie przez zły przykład z domu, ponieważ jej matka była dobrą, bardzo pobożną, praktykującą żydówką. Po śmierci męża matka wzięła w swoje ręce składnicę drewna, która pod jej kierownictwem bardzo dobrze sie rozwinęła. Nie zapomniała jednak przy tym o biednych, o których troska była bardzo starą żydowską tradycją jeszcze z czasów Starego Testamentu. Potrafiła na przykład wykupid cały las i drzewo rozdad na opał tym, których nie było na to stad. Pewnego razu, gdy przyszła biedna rodzina, aby kupid drzewo na opał za swój ostatni grosz, wyczuła to, wzięła pieniądze, które jej dali i potajemnie włożyła im z powrotem do kieszeni. Nie chcąc sprawiad mamie bólu, Edyta dalej chodziła z nią na nabożeostwa do synagogi. Później jednak przeżyła mocny kryzys, chciała rzucid szkołę, więc mama, aby trochę wyrwad ją z dotychczasowego otoczenia, wysłała ją do rodziny w Hamburgu. Tam Edyta doszła do siebie i po powrocie zdała maturę z najlepszymi stopniami. Wciąż jednak, chociaż bardzo kochała i szanowała mamę, chociaż dalej szukała prawdy, pozostała niewierząca. Zaczęła studiowad psychologię, germanistykę, filozofię i historię. Przez te wszystkie lata była bardzo dobrą osobą, podobnie jak mama, a jednak nie znalazła wiary. Miała wspaniałych profesorów niewierzących i wierzących, ale wiary nie przyjmuje się przez książki, przez naukę, czy przez tłumaczenie. To jest coś nie do tłumaczenia, coś, co spada jak błysk z nieba, ale co potrzebuje też stworzenia odpowiednich warunków. I ona – całe szczęście – zawsze interesowała się prawdą, szukała jej, była człowiekiem, który nie znosi fałszu. W tym była wielka, jednak wiara jest czymś więcej: jest prawdą, łaską, miłością i zaufaniem. To dar Boży, którego nie można zdobyd na siłę przez studiowanie książek. Ale Edyta Stein była uczciwa w swym szukaniu i dlatego przyszedł też moment łaski. Jej dobra wierząca przyjaciółka, która wiedziała, że Edyta czyta na uniwersytecie wiele nienajlepszych książek, zaprowadziła ją do swojej biblioteczki i zaproponowała, żeby sobie coś wybrała. Nie szukając, nie patrząc nawet dokładnie, tak “na ślepo” trafiła na autobiografię św. Teresy z Avili. Zaczęła czytad i czytała przez całą noc, aż do kooca książki. Odkryła tam życie, łaskę, wiarę i całkowicie otworzyła się na Pana Boga - płomyk wiary dotarł do jej serca. Potem poszła kupid sobie katechizm Kościoła Katolickiego i mszalik. Studiowała parę dni i tak się zapaliła, że widząc w pewnym kościele księdza, który akurat skooczył odprawiad Mszę świętą, podeszła do niego i poprosiła o chrzest. Wyjaśnił jej, że tak szybko nie można, że trzeba najpierw przyjąd naukę Kościoła Katolickiego. Była sprytna i nie chcąc zdradzid, że dopiero niewiele godzin sama studiowała tę naukę, powiedziała tylko: “Niech ksiądz sprawdzi!” Zrobił sprawdzian i nie znalazł nic, czego by nie wiedziała. Na chrzest musiała jednak trochę poczekad. Gdy zostawiła wszystkie książki, studia, dyplomy, słynne podróże z referatami i nareszcie dostała pozwolenie od ojca duchownego, aby wstąpid do Karmelu – tam wysłano ją do kuchni. Miała do tego dwie lewe ręce, nie umiała nic zrobid! Straszne to było – codziennie tyle okazji, by się upokarzad. Siostry w niczym jej nie oszczędzały – robiła wszystko, jak inne nowicjuszki, chociaż miała już czterdzieści lat i była na najwyższym szczeblu uniwersyteckim. A jednak akurat tam, za kratami zaczęła się normalizowad, stała się w pełni człowiekiem – stała się matką! I to też widad. Oglądałem różne obrazy Edyty Stein, także z czasów, gdy była jeszcze nauczycielką, bardzo słynnym docentem w seminarium dla nauczycieli, której bały się wszystkie studentki, kiedy jeździła z konferencji na konferencję, od katedry do katedry i ludzie nieraz uciekali od niej (bardzo cenili ją tylko naukowcy). Na tym obrazie wygląda naprawdę bardzo surowo. Patrząc na obrazy, które zostały zrobione w klasztorze, widad tam życie, miłośd, ona budzi zaufanie, bliskośd, tam widad macierzyostwo! To dało mi bardzo dużo do myślenia. Dzięki temu, że zaczęła takie – powierzchownie patrząc na to, "sztuczne", "nienormalne" życie w klasztorze, za kratami, z surowym planem dnia, co chwilę chodząc do kaplicy – stała się normalna, stała się w pełni sobą. Jak to możliwe? Jestem pewny: dlatego, bo trwała w Nim, tak jak latorośl w krzewie winnym. Przez to trwanie w Nim, też w trudnych, prostych, normalnych zajęciach, bez ambicji, bez sukcesu – obojętnie, czy to adoracja w kaplicy albo kontemplacja w czasie rozważania czy zwyczajna praca – stała się normalnym, w pełni dojrzałym człowiekiem. To jest droga dla każdego z nas i szczęśliwy, kto jest tak uczciwy w szukaniu prawdy jak ona. Na koocu była tak wolna, że z największą naturalnością poszła za tymi, którzy zaprowadzili ją do obozu koncentracyjnego. I ta tak niepraktyczna z natury, z wychowania kobieta, potrafiła teraz wspaniale organizowad, zajmowad się praktycznymi rzeczami, aby służyd innym. Ona trwała w Panu Bogu — nie było już tak ważne, gdzie jest i w jakich warunkach idzie do Niego. Nie klasztor, nie reguła, nie sposób pracy: czy to na uniwersytecie, czy w kuchni są istotne, ale bycie w Nim – świętośd. To jest ta tajemnica: trwad w Panu Bogu – to wszystko. O. Winfried Wermter