Strona Urzędu Miasta i Gminy Piwniczna

Transkrypt

Strona Urzędu Miasta i Gminy Piwniczna
AKTUALNOŚCI
Przewodnik, który okrążył Ziemię
05/03/2004
Wczoraj mieszkańcy Piwnicznej i przewodnicka brać odprowadzili na miejsce wiecznego
spoczynku Jacka Durlaka Latem 2002 r. Jacek Durlak zwierzał się w wiwiadzie dla
"Dziennika Polskiego": - Wędruję po najbliższych mi trasach na Niemcową, Kicarz,
Eliaszówkę, Piwowarówkę, Obidzę, a także po innych terenach Beskidu już od 16 lat.
Myślę, że gdybym zsumował te swoje wyprawy bliższe i dalsze, to uzbierałoby się ich w
sumie tyle, że mógłbym przemaszerować kulę ziemską pieszo wzdłuż równika. Zdrowie
dopisuje, więc chyba jeszcze trochę pociągnę... Zdrowie jednak nie dopisało. W
poniedziałek rano Piwniczną-Zdrój obiegła porażająca wszystkich wiadomość - Jacek nie
żyje. Zmarł, jak na człowieka gór przystało - na turystycznym szlaku. W połowie drogi na
polanę Poczekaj pod Niemcową. Miał tylko 46 lat. Piwniczna bez Jacka Durlaka nie
będzie z pewnością tą samą Piwniczną. Na turystycznych trasach nie pojawi się już
więcej charakterystyczna, szczupła sylwetka Jacka, z nieodłącznym czarnym
kapelusikiem, małym chlebaczkiem na plecach, wędrującego samotnie, lub w otoczeniu
gromadki spragnionych wrażeń turystów, gdzieś wysoko w góry. Nie pojawi się na
czerwonym szlaku z Piwnicznej przez Pisaną Halę i Zadnie Góry do Rytra, nie pójdzie
ścieżkami wiodącymi do Szczawnicy. Na piwniczańskim rynku nie pojawi się więcej
podczas dorocznych imprez kulturalnych urocza Cyganka z Grupy Kolędniczej, wróżąca
wszystkim szczęście, w której to roli Jacek był niezastąpiony. - Jego śmierć jest
niepowetowaną stratą dla całej Piwnicznej - mówi piwniczańska poetka Wanda
Łomnicka-Dulak. - Straciliśmy wszyscy, bo Jacek był człowiekiem - instytucją, o
zainteresowaniach niemal renesansowych, prawdziwą skarbnicą wiedzy o kulturze
"Czarnych Górali". Jakże będzie teraz brakować mi jego charakterystycznego
powiedzenia: - "Dobrze, Wandziu, nie ma sprawy", gdy zwracałam się do niego o jakąś
pomoc. Gdzie teraz będę dzwonić? Chyba słuchawka zastygnie mi w ręce. Trudno,
trudno mi mówić... Jacek Durlak był człowiekiem nietuzinkowym. Nie uznawał
prowizorki. Wszystko, co robił, wypływało z jego wnętrza, olbrzymich pokładów dobroci,
szacunku dla innych. Nie znosił bezczynności. Jego drobna postać ciągle była w ruchu.
Ciągle gdzieś pędził, załatwiał, nie miał czasu. Bo wiele miał pasji. Pasja pierwsza GÓRY Trudno powiedzieć, kiedy wędrówki po górach stały się dla niego żywiołem, bez
którego nie mógł żyć. Chyba tkwiły w nim od dziecka. Ciągnęło go na trudno dostępne
ścieżki i szczyty, ciągnęło do obcowania z przyrodą, kontemplowania jej w samotności. W
Beskidzie Sądeckim znał doskonale każdą trasę, niemal każdą ścieżkę, kamień. Był
przewodnikiem górskim w Kole PTTK "Beskid" Oddział w Nowym Sączu. Dorobił się
nawet srebrnej Odznaki Honorowej "Za zasługi dla PTTK" i innych przewodnickich
wyróżnień, choć o zaszczyty nigdy nie zabiegał. Dla niego ważniejszy był bezpośredni
kontakt z człowiekiem. - Kiedyś prowadził w góry zaproszoną przeze mnie grupę
przyjaciół - wspomina Barbara Paluchowa. - Nagle rozpoczęła się wielka ulewa. Jacek,
korzystając z sobie tylko znanych ścieżek, sprowadził nas w bezpieczne miejsce w czasie
dwukrotnie krótszym, niż gdybyśmy szli wyznaczonym szlakiem. Górskie wspinaczki
Jacka nie ograniczały się tylko do pasma Beskidów. - Jacek, jako przewodnik górski,
najlepiej czuł się w Pieninach. Uwielbiał trasy na Sokolicę i Trzy Korony - mówi
Stanisław Leśnik, kolega, też przewodnik górski, na co dzień prezes "Piwniczanki". - W
Szczawnicy widziałem się z nim ostatni raz. W sobotę mieliśmy szkolenie dla
przewodników w Pienińskim Parku Narodowym, związane z przedłużeniem licencji na
oprowadzanie wycieczek. Po wykładach czekała nas jeszcze część praktyczna. Poszliśmy
do rezerwatu Biała Woda w Jaworkach. Jacek spieszył się bardzo do domu, miał bowiem
zanieść do babci Niemcowej jakieś dokumenty. Poszedł z nimi w niedzielę. I nie wrócił...
Nie wrócił i nie będzie już wieczorów przewodnickich, które prowadził wspólnie z
Józefem Długoszem, kustoszem muzeum w piwniczańskim Domu Kultury, w sanatorium,
domach i ośrodkach wczasowych. Nie będzie jego barwnych opowieści, anegdotek,
zarażających wszystkich pasją do chodzenia po górach. Pasja druga - PIWNICZNA
Piwniczna i region "Czarnych Górali", dom przy ul. Szczawnickiej, to była jego mała
ojczyzna. Nie było to jednak tylko miejsce zamieszkania, choć od dawna należał do
Towarzystwa Miłośników Piwnicznej. To była jego prawdziwa więź z ludźmi. Był
prawdziwym przyjacielem niemal wszystkich. Tkwiła w nim jakaś dziwna energia, która
popychała go do ciągłego działania. Nic więc dziwnego, że widać go było przy organizacji
wszystkich imprez kulturalnych, służył pomocą przy kręceniu filmów realizowanych
przez TV Polonia w cyklu "Zaproszenie" i innym ekipom telewizyjnym. Organizował
spotkania z turystami i wczasowiczami, opowiadając barwnie o dziejach miasta nad
Popradem i ludziach wrosłych pokoleniowo w tę ziemię. - Jacek był chodzącą
encyklopedią wiedzy o Piwnicznej i prawdziwą jej wizytówką - wspomina burmistrz
Edward Bogaczyk. - Nie wiem, czy ktoś będzie w stanie go zastąpić. To dla nas wielka
strata. Przysłużył się on nie tylko sprawom ważnym. Angażował się wszędzie, gdzie
potrzebna była nawet najmniejsza pomoc. Przed kilkunastu dniami był
współorganizatorem zabawy karnawałowej w szkole podstawowej, do której uczęszcza
jego syn Robert, z której dochód przeznaczono na doposażenie szkolnego gabinetu
stomatologicznego. Takim był bowiem Jacek, który nie mógł przejść obojętnie wobec
tego, co się wokół niego działo. Pasja trzecia - ZESPÓŁ W nim uwidoczniła się prawdziwa
natura Jacka. Tu mógł pokazać umiejętności taneczne, prowadząc swoją partnerkę w
"hanoku", "zamiatanym", "madziarze". Robił to już z wielkim powodzeniem od kilkunastu
lat. Choć inni, będący w jego wieku, zawiesili już kierpce na kołku, Jacek trwał dalej w
Regionalnym Zespole "Dolina Popradu". Czterdzieści i ileś tam lat to nie wiek - mawiał.
Potrzebowali go niemal wszyscy. Nie dość, że był wybornym tancerzem, to w jego rękach
spoczywała cała organizacja występów, wyjazdów, choć nikt go do tej roli nie
przymuszał. - Jacek załatwiał, gdzie będziemy spać, potrafił powiedzieć, kiedy zostanie
podstawiony autobus, dopilnowywał, by odpowiednio zapakowano stroje i rekwizyty wspomina Wanda Łomnicka-Dulak, koleżanka z zespołu. - To, że zespół tak świetnie
wypadał na przeglądach i konkursach, to też bez wątpienia jego duża zasługa. W nim
znajdowali oparcie wszyscy, przychodzący do zespołu. Tak też było w moim przypadku.
Do każdego wyciągnął przyjazną dłoń, dla każdego miał dobre słowo, potrafił
podpowiedzieć, pocieszyć. Nie stronił też od innych ról - w grupie kolędniczej, działającej
przy "Dolinie Popradu", kabarecie "Cetynioki". Bo Jacek był człowiekiem ciekawym
świata i ludzi. Pasja czwarta - LUDZIE O tym, że przyjaźnił się z większością
mieszkańców, wiedzieli chyba wszyscy w Piwnicznej. Dla każdego znalazł dobre słowo,
pomógł w każdej potrzebie. Do legendy przejdą jego wyprawy do mieszkającej samotnie
w kurnej chacie pod Niemcową babci Nowakowej, która pytana, skąd weźmie to czy owo,
odpowiadała krótko: - Jacuś przyniesie. Ostatnia jego górska wyprawa prowadziła do
niej. Dotarł tam, lecz w drodze powrotnej zasłabł między kapliczką, a pomnikiem na
Halach. On, okaz zdrowia, człowiek gór. Gdy jego komórka milczała, na poszukiwanie
wyszła żona Krystyna, córka Agnieszka i brat Marek. Znaleźli go jeszcze żyjącego. Na
ratunek ruszyła grupa sekcji operacyjnej GOPR w Piwnicznej. Maciej i Grzegorz
Maślanka, Roman Hasior i Jurand Giurko dotarli na miejsce w niespełna trzy kwadranse.
40-minutowa reanimacja nie przyniosła jednak efektu. Trzeba było wezwać kolegów z
Krynicy, dysponujących odpowiednim transportem. - Jacek był człowiekiem gór i w
górach odszedł - powiedział jeden z przyjaciół przewodników. - Teraz zapewne wędruje
po niebiańskich ścieżkach. Niech będą one dla niego lepsze. Iga Michalec

Podobne dokumenty