Dziecko w lustrze. Świat dziecka od narodzin do

Transkrypt

Dziecko w lustrze. Świat dziecka od narodzin do
Dziecko w lustrze. Świat dziecka od narodzin do trzech lat
(fragment)
Athena oddaje się rysowaniu, a ja oglądam nagrania wideo, które zrobiła wczoraj. Nie
jestem pewny, czy te rozchwiane filmy kręcone z ręki można uznać za dzieła sztuki,
tak samo jak jej obrazki albo piosenki. Narysowawszy nowy obrazek, natychmiast
przychodzi i pokazuje go nam; jest w tym element widowiska. Za to nagrania wideo
są przeznaczone do publicznego oglądania tylko pośrednio. Sztuka musi być
intencjonalna w sensie symbolicznym i przedstawieniowym, a także w inny, mniej
oczywisty sposób: musi być twórczością, która w domyśle ma być traktowana przez
innych ludzi jako sztuka. Pęknięcie w podłodze staje się dziełem sztuki, jeśli znajduje
się w podłodze galerii (czyli przestrzeni generującej kontekst „Prosimy uważać to za
sztukę"), ale już nie gdziekolwiek indziej. Innymi słowy, musi ogłaszać swoją
szczególną jakość artystyczną. Nie może być stworzone tylko jako przedstawienie;
musi też mieć w zamyśle odbiór estetyczny.
Czy Athena tworzyła swoje rysunki, piosenki i filmy z zamiarem, żeby były
odbierane jako dzieła sztuki? Czy możemy nazywać jej utwory dziełami
artystycznymi, jeśli nie zdawała sobie w pełni sprawy ze skomplikowanej natury
sztuki? Podobne pytania zadawaliśmy sobie w odniesieniu do innych wytworów jej
wyobraźni. Na przykład żarty wymagają tej samej wzajemności intencji co sztuka.
Coś jest żartem tylko wtedy, jeśli w zamyśle ma być odebrane jako żart i gdy
odbiorca tę intencję rozpoznaje. Ta komplikacja oznacza, że dzieciom nie jest łatwo
zrozumieć poczucie humoru. Z Atheną czasem bawiliśmy się w samochodzie w grę,
która polegała na tym, że wymienialiśmy zwierzę, a ona miała naśladować jego głos albo odwrotnie, naśladowaliśmy głos, a ona nazywała zwierzę. Gdy stawało się to
zbyt łatwe, zaczynaliśmy trochę przekręcać:
MAMA: Więc jak odzywa się pies?
TATA: Kwa, kwa!
ATHENA: Nie! Pies nie mówi „kwa, kwa"!
Małe dzieci często uważają tego typu przekręcenia za strasznie zabawne. Athena
sama robiła takie żarciki, być może podchwytując wzorzec z otoczenia. Kiedy dawno
temu pokazała swoją mamę i po swojemu powiedziała „miś", wiedziała, że żartuje.
Nie mogła jeszcze rozumieć humoru w całej społecznej złożoności, ale pojęła
podstawową zasadę żartowania: „Mów tak, jak nie jest". W komizmie, podobnie jak
w sztuce, ważną rolę odgrywa gra z oczekiwaniami odbiorcy. Wiemy, że świat jest,
jaki jest, i oczekujemy, że rzeczy będą się wydarzać w określony sposób. Kiedy
ujrzymy nasze oczekiwania postawione na głowie, śmiejemy się - o ile konsekwencje
nie są zbyt poważne.
Rozumienie takiego wytworu wyobraźni jak żart wymaga więc wyczulenia na
oczekiwania odbiorców. W bajkach i w żartach pokazujemy świat takim, jaki nie jest
rzeczywiście. Gdy ktoś zaczyna wymyślać niestworzone rzeczy, nasze mechanizmy
budowania modeli sytuacyjnych automatycznie przystępują do pracy. Nie da się
usłyszeć mojego prostego żarciku bez skonstruowania, choćby na ułamek sekundy,
obrazu kwaczącego psa. Musiałem jednak trochę uważać. Byłem świadomy, że
Athena uznaje mnie za źródło wiedzy w procesie tworzenia swojej wizji świata: w
każdej sprawie, gdy nie mogła zobaczyć czegoś na własne oczy, musiała wierzyć na
słowo komuś innemu - przede wszystkim rodzicom. Możliwe, że ten element
niepewności był częścią zabawy. Z czasem zyskiwała coraz większą biegłość w
ocenianiu, co jest śmieszne, i coraz lepsze rozeznanie w społecznych konwencjach,
które określają, kiedy można się spodziewać, że odbiorca potraktuje coś jako żart, a
nie jako impertynencję albo kłamstwo. Z czasem nasze żarty stawały się bardziej
złożone. Bywało, że kończyło się to nieporozumieniem i Athena zaczynała chichotać,
kiedy mówiłem zupełnie poważnie. Na przykład któregoś wieczora po kolacji moje
stwierdzenie, że zamierzam przestać pić wino, wywołało u niej kaskadę perlistego
śmiechu. Dlaczego byłem zniesmaczony? Athena nauczyła się, że śmiech jest
odpowiednią reakcją, gdy ktoś mówi coś, co w żaden sposób nie może być
prawdziwe. Nie powiedziałem tego z żartobliwą intencją, ale ona tak to potraktowała.
Proszę ją, żeby powiedziała jakiś żart. Przez chwilę usilnie się zastanawia.
- Weszła na mnie mysz.
- I co?
- Spadło na mnie drzewo.
To może być śmieszne - w jakiś absurdalny sposób - ale czy to żart? Aż do
ukończenia trzech lat Athena nie opowiada prawdziwych żartów. Zresztą potem
spieszy się bardzo z wygłaszaniem puenty, nie zostawiając słuchaczom czasu na
żadne tradycyjne interakcje. Być może kojarzy te dialogi o utartej formie z cudzym
śmiechem; dla niej samej nic nie znaczą, ale świat najwyraźniej uważa je za coś
śmiesznego. A może doskonale wie, na czym polegają dowcipy, ale po prostu niezbyt
dobrze umie je opowiedzieć. Albo chodzi o coś więcej. Mysz, jak relacjonowała rano,
przyśniła jej się tamtej nocy, i kiedy proszę ją o opowiedzenie żartu, opowiada swój
sen. I żart, i sen to historie; oba są o tym, czego nie ma. Oba interesowały Freuda,
który twierdził, że są przejawami pierwotnych pragnień, wypieranych przez
świadomość. Nie jestem pewien, co kwaczący pies mówi o mojej podświadomości,
ale poza tym przyrównanie snu do żartu wydaje się sensowne. To, że przestanę pić
alkohol, jest dobrym żartem, bo jest także dobrym snem. Gdy Athena ma dwa lata,
Lizzie pyta ją, czym są sny. „Takie kolorowe rzeczy" - odpowiada i pokazuje coś
dziwnego rączkami, prosząc mamę, żeby ją naśladowała. „Taki sen" - instruuje. „A
teraz taki". Gdy Piaget pytał dzieci, skąd się biorą sny, dostawał odpowiedzi, które
same w sobie były dziełami sztuki. Pewien czterolatek twierdził na przykład, że sny
są zrobione ze „światełek z księżyca. On się rozpada, a światełka spadają w nocy".
Inne dzieci mówiły, że sny są przynoszone przez gołębie albo że powstają z „dymu,
który robi się z pościeli". Nieco starsze dzieci twierdziły, że sny przysyła Pan Bóg
albo te osoby, które we śnie występują. Później już przeważał pogląd, że sny są
wytworem myśli, w które nie angażują się żadne siły z zewnątrz. Gdy Athena ma trzy
lata, stawiam jej podobne pytanie i odpowiedź jest bardziej prozaiczna.
- Athena, skąd biorą się sny?
Zastanawia się przez chwilę i odpowiada:
- Z jabłek.
Być może sny są ciekawe dlatego, że stanowią element świadomości, o którym dzieci
wiedzą, że znany jest tylko im samym, nikomu innemu. Dążenie Atheny do
wyrażania siebie w dziełach sztuki może odzwierciedlać jej rosnące rozpoznanie tego
faktu. Czy wie, że słowa i nagrania wideo potrafią ujawniać jej wizję świata,
podobnie jak rysunki? Czy jej zamiarem jest przedstawienie własnego punktu
widzenia, być może po to, żeby pomóc mi ją zrozumieć? Jej pragnienie wyrażania
siebie jest z pewnością bardzo silne. Czasami boimy się, że zaleją nas ludzikigłowonogi. Ale dla niej my jesteśmy głowonogami, więc być może to uczucie jest
uzasadnione. Jeżeli człowiek jest człowiekowi lustrem, to do mojego odbicia w
oczach Atheny muszę się trochę przyzwyczaić. Kiedy ktoś jest stale portretowany
jako ziemniak z patykami w miejsce rąk i nóg, musi to mieć jakiś wpływ na jego
samoocenę. Na jednym z obrazków Athena rysuje Lizzie jako przerażoną
uciekinierkę z oczami niczym spodki, umykającą od jakiegoś niewidocznego
niebezpieczeństwa. Za to ja zazwyczaj jestem dziwnie rozsypany, z twarzą po
picassowsku bezładnie poskładaną z oczu, nosa i włosów. Czasem miewam sny, w
których Athena, patrząc na mnie, sprawia, że odpadają mi różne części ciała. Na
szczęście na wszystkich tych portretach nieodmiennie świeci słońce. Może jej wizje
bywają przygnębiające, ale zawsze pamięta o pięknej pogodzie.

Podobne dokumenty