Słowacja, Żylina Uniwersytet w Żylinie 2013/2014
Transkrypt
Słowacja, Żylina Uniwersytet w Żylinie 2013/2014
Słowacja, Żylina Uniwersytet w Żylinie 2013/2014 Wyjazd na stypendium LLP Erasmus na zawsze pozostanie w mojej pamięci jako wspaniała przygoda. Ciężko jest opisać słowami to co mnie spotkało podczas takiego wyjazdu. Każdy dzień był inny, przyniósł mi wiele emocji, wrażeń, przeżyć, a także był niesamowitą lekcją życia. Od samego początku byłem pewien, że chcę wziąć udział w takim programie. Długo nie musiałem się zastanawiać. Jedyną wątpliwością, która się mnie trzymała było miejsce do którego miałem się udać. Nie byłem w stanie się zdecydować. W ostateczności wybór padł na Żylinę, która leży w centrum północno-zachodniej Słowacji. Studiowałem w semestrze zimowym i letnim 2013/2014 r. na Uniwersytecie w Żylinie. Spędziłem tam 2 semestry i uważam, że to była bardzo dobra decyzja. Zostając tam na jeden semestr miałbym wielki niedosyt. Jako środek transportu wybrałem pociąg. Z tego co pamiętam jeździłem różnymi trasami min. przez Zwardoń, a także i Czechy (Bohumin.) Jednak najbardziej korzystna była trasa Lublin – Katowice – Zwardoń (który leży przy granicy ze Słowacją) – Żylina. Jest o wiele tańszym rozwiązaniem. Prawie nigdy nie podróżowałem sam, więc nawet nie czuło się tej odległości jaką musiałem pokonać pociągiem. Bardzo uwielbiam podróżować, więc uważam, że takie rozwiązanie było bardzo dobrym wyborem. Dojeżdżając na Słowację byłem zaskoczony niesamowitymi widokami, podobnie jak Żyliną. Miasto otaczają piękne góry, pokryte lasami. Gdy dojechałem na miejsce kupiłem na dworcu mapę miasta. Nie miałem zielonego pojęcia jak dostać się do akademików. Na szczęście ludzie okazali się bardzo przyjaźni i pomocni, widząc mnie z bagażami i mapą sami oferowali pomoc. Na miejsce dotarłem bez problemu. Na samym wstępie musiałem uzupełnić wszystkie dokumenty potrzebne do zakwaterowania. Panie w recepcji było bardzo miłe i sympatyczne, jednak niestety nie rozmawiają w języku angielski, co dla studentów z innych krajów było wielkim utrudnieniem Na szczęście Polacy nie mieli problemu, żeby się z nimi dogadać. Nasze języki są bardzo zbliżone. Uczelnia posiada dwa miejsca, gdzie znajdują się akademiki. Pierwsze z nich to Hliny. Jest to skupisko 10 pięciopiętrowych budynków. Między którymi znajduje się Stara Menza. Jest to miejsce przeznaczone specjalnie dla studentów, gdzie jest stołówka, kawiarnia, bar, sala gimnastyczna, siłownia. Koszt miesięcznego zakwaterowania to 70 euro plus co miesięczna opłata za energię. Do akademika zostałem odgórnie przypisany. Znajdują się one blisko centrum, jakieś 15minut pieszo. Trochę dalej znajduję się uczelnia, około 25minut pieszo. Autobusami, czy trolejbusami podróżowałem bardzo rzadko, jak już musiałem to jedynie na uczelnię. W skład segmentu w akademikach wchodziły dwa pokoje 2 i 3 osobowe. Do dyspozycji mieszkańców każdego segmentu wchodziła toaleta. Pokoje nie należały do zbyt wielkich, jednak były bardzo przytulne. Łazienka dla studentów znajdowała się na korytarzu, podobnie jak kuchnia, która nie była zaopatrzona w żadne przyrządy i sztućce. Musieliśmy je sami zakupić. Jednak staraliśmy się jak najczęściej korzystać z obiadów wydawanych na stołówce. Drugie akademiki znajdowały się na Vielkim Dielu, które były blisko Uniwersytetu, jednak znacznie dalej od centrum miasta. Jest to już większy koszt zakwaterowania około 117 euro/msc za pokój 2 osobowy. Studenci musieli zapłacić dodatkowo kaucję. Warunki mieszkalne były znacznie lepsze niż te na Hlinach. Pokoje były bardzo duże i każdy z nich posiadał łazienkę. Kuchnia również znajdowała się w lepszym stanie. To właśnie w nich mieszkało znacznie więcej studentów. Odbywały się tam zawsze wszystkie imprezy i spotkania. Ja osobiście byłem bardzo zadowolony z mojego akademika, który znajdował się na Hlinach, gdyż była tam niesamowita atmosfera. Wyjazdy w nieznane zawsze są trudne. Ja na szczęście na wymianę wybrałem się z koleżanką. Już pierwszej nocy poznaliśmy innych studentów ze Słowacji, którzy okazali się bardzo otwarci. Drugiego dnia postanowiliśmy zwiedzić miasto i załatwić wszystkie formalności związane ze studiami i zakwaterowaniem. Pierwszą rzeczą było wyrobienie karty ISIC, która dawała wszystkim studentom zniżki 50 % na podróżowanie pociągami, czy autobusami. Dzięki niej mogliśmy także korzystać ze stołówki. Było to bardzo korzystne rozwiązanie, ponieważ obiady kosztowały jedynie 1,50 euro. Wyrobienie na Słowacji takiej karty to koszt jedynie ok. 30 euro. Następnym krokiem było udanie się do naszego koordynatora, w celu odebrania kartki z listą naszych przedmiotów i wykładowców. Naszym obowiązkiem było umówienie się ze wszystkimi profesorami na zajęcia, które wyglądały bardzo różnie. Nie raz były to jedynie konsultacje, na które chodziliśmy przeważnie raz w tygodniu, gdzie przygotowywaliśmy się do napisania pracy semestralnej, czy też egzaminu. Dostawaliśmy różne materiały, które mieliśmy następnie opracować. Jednak mięliśmy też dużo przedmiotów ze Słowakami. Chodziliśmy wspólnie z nimi na wykłady i ćwiczenia. Profesorowie zawsze byli sympatyczni, mili, i chętni do pomocy, podobnie jak i inni pracownicy tej uczelni. Jeżeli ktoś podszedł do zajęć poważnie to raczej nigdy nie miał problemów z ich zaliczeniem. W każdej wolnej chwili, przeważnie w weekendy zwiedzaliśmy Słowackie miasta. Zobaczyliśmy wiele pięknych miejsc, a także bardzo dobrze poznaliśmy okolice Żyliny. Słowacja słynie z niezwykłych ruin zamkowych, które bardzo warto zwiedzić. Jesień, a także wiosnę i lato przeznaczyliśmy głównie na zwiedzanie państw sąsiadujących ze Słowacją. Wybraliśmy się między innymi do Czech, Wiednia czy Budapesztu. Było także mnóstwo wycieczek górskich, gdzie podziwialiśmy piękno słowackich gór. Natomiast w wieczory często wychodziliśmy do barów, pubów, czy klubów. Było ich bardzo pełno wokół akademika. Najpopularniejszym klubem wśród Erasmusów był Enjoy club, Boonkier club, czy też Ulala. Wtorki dla studentów były dniem imprezowym. Wszyscy w wieczory opuszczali akademiki i udawali się na zabawę. Zawsze tego dnia poznawało się wiele nowych ludzi. Bardzo pozytywnie zaskoczyli mnie sami Słowacy. Wszyscy byli bardzo mili, sympatyczni, pomocni. Miejscowi studenci zawsze niezwykle pozytywnie reagowali, gdy dowiadywali się, że jestem z Polski. Tak samo było z innymi Polakami. Muszę stwierdzić, że Erasmus to nie tylko studiowanie. Uważam, że jest to przede wszystkim poznawanie innej rzeczywistości, innej kultury. Jest to swoista szkoła życia. Co ma mnóstwo uroku i chyba za nic bym nie zamienił tego roku akademickiego. Erasmus to wspaniała okazja, której nie można przegapić. Oczywiście polecam Żylinę jako miejsce na spędzenia Erasmusa. Ja do tej pory cały czas pozytywnie wspominam cały wyjazd. Wiadomo, że nie wszystko było idealne, jednak zawsze to tyczyło się samych drobnostek. Mimo wszystko Słowacja pod wieloma względami jest podobna do Polski, co widać już na przykładzie języka. Uważam, że dla osób bardziej wymagających kraj ten może nie spełnić ich oczekiwań. Nie mniej jednak ja spędziłem tam najwspanialsze chwile w moim życiu. Poznałem mnóstwo niesamowitych ludzi. Radosław Wołos