11. Nie dokuczaj

Transkrypt

11. Nie dokuczaj
Hasło: zielenica
Osoby:
 Thomas Phew –doręczyciel
 Jane Phew –żona Thomasa Phew
 Bill –przyjaciel Thomasa Phew
 Harold Ecker –detektyw wynajęty przez Thomasa Phew
 Thomas Lincoln –kolega z klasy Thomasa Phew
 Starzec –polski powstaniec
 Pani Basia –znajoma starca
 Kobieta –niewidoma, dobrze znająca miasto
1
11. Nie dokuczaj.
AKT I
Scena 1
Thomas spaceruje po Wall Street. Podchodzi do niego słaniając się na nogach zakrwawiony, lecz dobrze ubrany ranny. Niesie
gazetę i paczkę. Wciska ją Thomasowi.
Ranny:
Niech… niech pan to weźmie. Tu chodzi o ludzkie życie… Nikomu nie dawać, nie mówić
policji… Ratuj, człowieku ratuj…Pierwsza strona…
Thomas:
O! Matko! Jak mogę panu pomóc? Co zrobić?
Ranny:
Nie mnie… na mnie już za późno, ale to jeszcze można…
Ginie.
Thomas:
Ratunku! Pomocy! Ludzie! Niech ktoś zadzwoni po karetkę!
(patrząc na paczkę)
Ale…Co to?!
Scena 2
Wbiegają ludzie ubrani na czarno w kominiarkach, w tym czasie Thomas chowa się, ludzie rozglądają się i szybko zabierają
ciało. Wychodzi Thomas.
Thomas:
C…co to było? Czy to mi się śni? Chyba tak… To może lepiej wrócę do łóżka.
Spostrzega paczkę i gazetę, które trzymał w ręce.
Thomas:
Ale to? Co to ma być? Metalowa skrzynka i… New York Times? Cholera! Gdzie się szlaja Bill?!
Powinien już tu być. Zawsze przyłazi wtedy, kiedy jest ostatnią osobą, którą chciałbym
widzieć, a jakby się przydał, to go nie ma.
Wchodzi Bill.
Bill:
Cześć. Co masz taką minę, jakbyś…
Thomas:
Stop. Nie kończ. Tu na pewno padłoby niezbyt inteligentne porównanie, a chcę mieć chociaż
cień nadziei, że mój najlepszy kumpel nie jest aż tak prymitywny, jak mi się czasem wydaje.
Bill:
O co ci chodzi? Tak mnie witasz?
2
Thomas:
Oj, dobra, przepraszam…
Podają sobie rękę.
Bill:
No, to co się stało?
Thomas:
Nic takiego. Przed chwilą tylko na moich oczach umarł jakiś facet, po czym zabrali go kolesie
w kominiarkach.
Bill:
Aha.
Thomas:
Zapomniałem dodać, że dał mi paczkę i Times’a.
Bill:
A mówił coś?
Thomas:
Tak, coś, żebym ratował jakieś życie. Dokładnie: „Chodzi tu o ludzkie życie”.
Bill:
Hmm… No…. Trochę dziwne. A co w tym Times’ie?
Thomas:
Wiesz co?! Ten człowiek nie żyje, a ty mnie pytasz o prasę?
Bill:
Ech… A co ty byś chciał robić?
Thomas:
Nie wiem, nie wiem, ale… Wiem! Zadzwonię do tego detektywa!
Bill:
Jakiego?
Thomas:
No wiesz, wynająłem go, bo podejrzewam, że Jane mnie zdradza.
Bill:
Brawo! W końcu! A ja tyle razy ci mówiłem, że to su…
Thomas:
Bill!
3
Bill:
To znaczy… ekhm… nie jest do końca szczera. Mówiłem ci, że widziałem ją z jakimś facetem
w barze.
Thomas:
Było minęło, ale teraz muszę zadzwonić. A Niech to! Nie wziąłem telefonu. A ty masz?
Bill:
Żartujesz? Nawet, gdybym miał, to bym ci nie dał. Wiesz ile kosztują takie połącznie. Chyba
rozumiesz, że u mnie kiepsko z kasą.
Thomas:
Bo nie chce ci się iść do pracy.
Bill:
To bez sensu. Zupełnie nieopłacalne. A ty co? Co ci ta praca daje? Doręczyciel. Mało
zarabiasz, a ciągle cię nie ma w domu. Latasz tylko w tę i z powrotem, i żona cię… no, ten,
rogi ci przyprawia. Właśnie widzę jak dobrze wyszedłeś na tej pracy.
Thomas:
Zamilcz. Muszę zadzwonić i tyle. Tylko gdzie tu można znaleźć telefon.
Bill:
No, właśnie! Też sobie miejsce wybrałeś! Wall Street! Pół dnia tu taksówką jechałem, a ci
wszyscy ludzie w odprasowanych garniturach i garsonkach krzywo patrzą się na moje jeansy.
Jakby, kurczę, normalnego człowieka nie widzieli. Ciekawy jestem, czy jak sprzątają kurze, to
też są tacy eleganccy.
Thomas:
Tutaj miałem ostatnią paczkę. I myślę, że raczej nie sprzątają. Pewnie mają sprzątaczki.
Bill:
Fakt.
Thomas:
Słuchaj, Bill, skołuj mi jakiś telefon.
Bill:
No, co ty! Stary! Przecież wiesz, że już z tym skończyłem.
Thomas:
Bill! Miałem na myśli raczej poszukanie miejsca, skąd mógłbym zatelefonować.
Bill:
Aha. To w porządku.
4
Bill odchodzi. Thomas ogląda paczkę, osłuchuje ją i potrząsa.
Scena 3
Wraca Bill i z daleka pokazuje mu komórkę. Thomas patrzy na niego podejrzliwie.
Bill:
Spokojnie, pożyczyłem tylko. Co prawda nie do końca za pozwoleniem. Ale oddam przecież!
Thomas:
No dobra, to dzwonię.
Wyjmuje z kieszeni kartkę i wybiera na telefonie napisany na niej numer.
Thomas:
Halo? Czy to detektyw Ecker?… Tak, tu Thomas Phew. … Nie, ja w innej sprawie. … Aktualne.
…Tak ma pan dalej sprawdzać moją żonę, ale mam do pana inną, ważniejszą sprawę. … Yhm,
yhm. … No, tak, jakby to powiedzieć chodzi o śmierć. … Jak to nie?! Ale pan jest detektywem
i potrzebuję pana pomocy. …Nie, proszę pana, nie zgłoszę się na policję. … Bo jest nieudolna
… Tak wiem, że to przestępstwo, jak tego nie zgłoszę, ale uznałem, że pan lepiej sobie
poradzi, no i pan przecież współpracuje z policją. To tak jakbym im zgłosił, a przy okazji
spełnię ostatnią wolę nieboszczyka. Nie chciał, by mówić policji. No to skoro pan policjantem
nie jest, ale współpracuje, to będzie kompromis. I zgłoszę to odpowiednim organom i wcale
nie poinformuje policji. … Słucham?! Co to znaczy nie do końca?! … Jak to pan nie ma
licencji?! … Ale mówił pan, że… … No dobra, poczekam, tylko nich się pan pośpieszy, panie
Ecker.
Bill:
He, he, he, he, Zatrudniłeś jakiegoś oszusta zamiast detektywa. He, he, ile mu zapłaciłeś?
Thomas:
Nie, on naprawdę się na tym zna.
Bill:
I dlatego nie ma licencji?
Thomas:
Podsłuchiwałeś?!
Bill:
Tak wrzeszczałeś, że nie dało się nie słyszeć.
Thomas:
Ale, powiedział, że przyjedzie. Widzisz, to porządny facet.
Bill:
Nie mogę. I ty mu uwierzyłeś?
5
Scena 4
Wchodzi potargany mężczyzna w wielkich okularach i przykrótkich spodniach.
Ecker:
Witam, Thomas Ecker.
Bill:
No cześć.
Thomas:
Dzień dobry, panie Ecker. Mam tu taką sprawę. Tak jak już mówiłem, podszedł do mnie
konający człowiek i wręczył mi tę paczkę oraz gazetę.
Ecker:
Yhm, rozumiem. A co mówił?
Thomas:
Że chodzi o ludzkie życie i nie mam jej dawać policji. Aha, i jeszcze mówił: „pierwsza strona”.
Ecker:
Hmm… Widzę, że szykuje się dłuższa współpraca, więc może mówcie mi po imieniu. Thomas.
Thomas:
Słucham?
Ecker:
Nie, ja jestem Thomas.
Bill:
A ja Bill. Ej, Thomas…
Thomas i Ecker (równocześnie):
Słucham?
Ecker:
No dobra. To nie ma sensu. Przecież nie możemy pozwolić na ciągła nieporozumienia, jeśli
chcemy efektywnie pracować. Mówcie mi Harold.
Thomas:
Przecież nie będziemy pana przezywać tylko dlatego, aby się nie mylić.
Ecker:
Nie, nie. To moje prawdziwe imię. Przedstawiam się inaczej, bo ni lubię swojego imienia.
Mama mnie tak nazwała, bo kiedy się urodziłem było bardzo dużo Thomasów, a ona chciała,
żebym był wyjątkowy. A ja przez całe życie marzyłem, żeby być jednym z tysięcy tych
zwykłych Thomasów!
6
Bill:
To prawda. W mojej szkole, jak nauczycielka powiedziała Thomas, to odwracało się pół klasy.
Thomas:
A ja pamiętam, że moja siedemdziesięcioletnia nauczycielka była w stanie zapamiętać imiona
uczniów, ale ich nazwisk już nie. Nie kojarzyła też rodziców. Kiedy mój ojciec pytał się: „Jak
mój syn, Thomas?”, ona myślała, że chodzi o kujona, Thomasa Lincolna, któremu dokuczałem
i mówiła, że jestem aniołkiem. A Lincoln dostawał ochrzan za mnie. Ale mamy ważniejsze
sprawy na głowie. Haroldzie, co udało ci się ustalić w związku z moją żoną?
Ecker:
Dziś leci do Polski.
Bill:
To gdzieś w Azji?
Thomas:
Bill, ile razy ci mówiłem, żebyś nie starał się zabłysnąć wiedzą, bo co, jak co, ale to na pewno
ci nie wychodzi.
Ecker:
A co z paczką i gazetą. Otwieramy to pudełko?
Thomas:
To ty mnie się pytasz!? Ty jesteś detektywem! Skąd ja mam to wiedzieć?
Ecker:
No dobra, to nie otwieramy. Tylko co dalej?
Bill:
Mówiłem ci, że tan twój detektyw jest do dupy.
Ecker:
Wypraszam sobie!
Thomas:
Dosyć. Tylko się ni kłóćcie. Przejrzyjmy to pismo. Może tam coś znajdziemy.
We trójkę oglądają gazetę.
Bill:
O zobaczcie! Na tej pierwszej stronie coś o Polsce.
Thomas:
To nie przypadek. Na pewno o to mu chodziło. Trzeba to sprawdzić. No to co, lecimy tam?
7
Bill:
Upieczemy dwa ogniska na jednej pieczeni…? No, jakoś tak to szło.
Thomas:
Bill, błagam cię…
Ecker:
No, to lecimy! Chwileczkę… gdzie pracuje Jane?
Thomas:
Tutaj. W tym budynku.
Ecker:
O której kończy?
Thomas:
O czternastej.
Ecker (patrząc na zegarek):
Czternasta! Ukryjmy się, bo nas zobaczy. O, już ją widzę!
Chowają się, wchodzi Jane, piękna, elegancka kobieta. Wychodzi z drugiej strony sceny.
Ecker:
Szybko! Za nią!
AKT II
Scena 1
Zmiana scenerii. Wnętrze taniej restauracji w Polsce. Wchodzi Jane i podchodzi do jakiegoś staruszka.
Jane:
Czy to pan wszystko zaczął?
Starzec:
Zgadza się.
Jane:
Naprawdę pana podziwiam, Mistrzu. Nie myślałam, że to się uda. Wchodząc tu, nie byłam
pewna, czy to pan, ale też już wiem. Widzę to w pana oczach.
Starzec:
Cieszę się dziecko, że to doceniasz.
Jane:
Rozumiem, że cała akcja nigdy nie wyjdzie na jaw.
8
Starzec:
Niektórzy o tym wiedzą, ale dziś się o tym nie mówi.
Jane:
Ufff… Dzięki Bogu, już się bałam.
Starzec:
Przecież byłoby lepiej, gdyby cały świat się o tym dowiedział!
Jane:
Jak to? Przecież ludzie są raczej negatywnie nastawieni do zabijania.
Starzec:
Ale to przecież zabijanie w słusznej sprawie! Ci, których zabijałem to nie byli ludzie! To
potwory!
Jane:
Och, wiem. Tak mi przykro, że świat tego nie rozumie. Sam pan chyba rozumie, że gdyby to
wszystko zostało odtajnione od razu, nasi wrogowie mogliby nas wsadzić do więzienia.
Zabijanie to jednak zabijanie.
Starzec:
Też o tym myślałem, więc sądzę, że najlepiej by było gdyby wszyscy poznali nasze cele i
działania, a niekoniecznie nazwiska. Wtedy nie mogliby nam nic zrobić, bo nie wiedzieliby,
komu. Za ich życia bylibyśmy bezpieczni, a po latach każdy by dostrzegł dobro w naszym
działaniu. Ale to już bez różnicy i tak wszystko potoczyło się inaczej. Nie ma co gdybać.
Jane:
Mistrzu, co ja mam teraz robić?
Starzec:
Wedle twego uznania, dziecko.
Scena 2
Wchodzą Thomas, Bill i Ecker zasłonięci gazetę siadają przy stoliku niedaleko Jane, przyglądają się jej i podsłuchują
rozmowę, ale tylko Ecker ją rozumie.
Jane:
Och dziękuję ci Mistrzu za ten zaszczyt, że mogę już sama decydować. Tyle czasu na to
czekałam!
Jane całuje go w rękę i przesiada się do innego stolika, wyjmuje gazetę i zaczyna ją czytać.
Thomas:
Czemu Jane całuje jakiegoś dziada po rękach?
9
Bill:
I kto to w ogóle jest?
Ecker:
To polski powstaniec. Walczył za wolność Polski. Mogę wam powiedzieć jak się nazywa, ale i
tak go nie znacie, więc, po co? Jest już bardzo, bardzo stary.
Thomas:
Skąd ty to wiesz?!
Ecker:
Interesuję się historią krajów słowiańskich.
Bill:
Słowiańskie to te, gdzie mieszkają wikingowie?
Thomas:
Bill… Ty już nic lepiej nie mów.
Ecker:
Bardziej zastanawia mnie, skąd Jane tak dobrze zna polski.
Thomas:
A skąd wiesz, że dobrze mówi po polsku skoro i tak nic nie rozumiałeś z ich rozmowy?
Ecker:
Ja mówi po polsku. I jeszcze po niemiecku, rosyjsku, japońsku, szwedzku no i jeszcze parę.
Thomas:
No, zaskoczyłeś mnie.
Bill:
A po brazylijsku też mówisz? Zawsze mnie interesował ten język.
Thomas:
Bill, przynosisz mi wstyd.
Bill:
A skąd miałem wiedzieć, że nie wypada mówić o języku brazylijskim w obecności detektywa?
Thomas i Ecker równocześnie łapią się za głowę.
Scena 3
Wchodzi starsza kobieta i przysiada się do staruszka. Ecker podsłuchuje rozmowę.
10
Starzec:
Witaj Basiu. Przed chwilą zdarzyła się niezwykła rzecz. Podeszła do mnie młoda kobieta i
pytała się o powstanie. Twierdziła, że to dobrze, że się o tym nie mówi, bo świat nie lubi
zabijania. Twierdziła, że to mogłoby się skończyć więzieniem dla uczestników powstania.
Basia:
Może to było jej celowe działanie. Chce, żebyś nikomu o tym nie mówił, a wszyscy, nawet
Polacy zapomnieli o powstaniu i w ogóle o historii Polski.
Starzec:
Myślisz? A była taka miła… I mówiła do mnie mistrzu…
Basia:
Specjalnie ci schlebiała, żebyś jej posłuchał. Do czego ten świat zmierza!
Ecker (do swoich towarzyszy):
Nie usłyszałem dobrze rozmowy Jane z tym staruszkiem, bo weszliśmy na samą końcówkę,
ale podsłuchałem, jak gadał o tym ze swoją znajomą. Był zaskoczony spotkaniem z Jane.
Próbowała przekonać go, aby milczał na temat powstania. Wygląda na to, że twoja żona chce
osłabić pamięć narodową Polaków.
Scena 4
Jane odbiera telefon, rozmawia po cichu.
Jane:
Tak rozmawiałam z mistrzem. On chciałby wyjawić cele i działania naszej organizacji… No mi
też wydaje się to dziwne. Wiesz, nie tak go sobie wyobrażałam… Wygląda jakby miał sto lat…
Yhm, yhm. Nie… Nic konkretnego… Czuję się zaszczycona, bo powiedział mi, że sama mogę
już decydować o swoich zadaniach! A jak tam akcja? Jak wyszłam z biura to już nie było ani
śladu… Co?! Jak to zdążył przekazać paczkę i gazetę?! … A czy to była ta gazeta, w której
została ukryta wskazówka, gdzie jest nasza baza?... No nie! Wiecie chociaż komu ją dał? … To
niemożliwe! Przecież osoba X to mój następny cel! … No dobra, skoro jest w pobliżu,
odnajdę go i odzyska paczkę. Mam tylko nadzieję, że jeszcze nie otworzyli jej, bo…
(Bill, Thomas i Ecker przypatrują się już teraz nachalnie Jane i podsłuchują, są nawet przechyleni w jej stronę.)
…przecież wtedy… Halo! Halo! Kurczę coś zerwało połącznie.
Jane rozgląda się po pomieszczeniu, w tym momencie mężczyźni szybko wracają do normalnych pozycji i zasłaniają się
gazetą. Jane wychodzi.
Thomas:
Nie mogę uwierzyć, ona jest zamieszana w to morderstwo! I co to miało znaczyć: jej
następny cel?
Bill:
Ona chyba pomyliła tego gościa, z którym miała się spotkać.
11
Ecker:
To jest pewne. Myślę, że powinniśmy… hmm… oddalić się od Jane, bo wygląda na to, że ona
ciebie poszukuje Thomas.
Thomas:
Ale skąd oni wiedzą, że to ja mam tę paczkę, przecież się ukryłem, nie widzieli mnie. I co w
niej, do licha, jest?!
Ecker:
Nie wiem, ale czas uciekać. Myślę już nas namierzyli. Nie wiem tylko, co zrobić z paczką. Jeśli
ją zabierzemy, mogą nas z łatwością dopaść, jeśli zostawimy, wezmą ją, a nie wiadomo, co
tam jest. Lepiej, żeby jej nie dostali. Nie możemy taż iść na policję, bo wtedy musielibyśmy
się przyznać, że nie zgłosiliśmy zabójstwa.
Scena 5
Ecker:
Nadszedł czas, aby otworzyć paczkę.
Thomas:
A jeśli to bomba?
Ecker:
Zginiemy.
Thomas:
Aha, super. A jak masz zamiar ją otworzyć? Jest metalowa.
Bill (wskazując na pudełko):
Tu jest takie oczko. Może tędy?
Ecker:
To kamera! Już wiemy, jak cię rozpoznali, Thomas.
Thomas:
A może rzeczywiście spróbujemy przez tą kamerę? Rozwalimy ją i spróbujemy jakoś dostać
się do środka.
Otwierają pudełko i wyjmują aparat ortodontyczny i okulary o grubej oprawce i grubych szkłach.
Bill:
Co to ma być?!
Thomas (pokazując mały element wyjęty z paczki):
To był chyba nadajnik. Stąd wiedzą gdzie jesteśmy.
Bill:
Wrzućmy to komuś do kieszeni.
12
Thomas:
No co ty?! Przecież jak znajdą u kogoś ten nadajnik, to zabiją, porwą, czy co tam mieli robić
ze „swoimi celami”, tego, co go ma.
Ecker:
Przecież wiedzą jak wyglądasz. Myślę, że całkiem rozsądne rozwiązanie, mimo iż padło z ust
Billa.
Bill:
Dzięki!
Thomas:
Nie. Oni nie mają skrupułów. Na pewno go zabiją. A nawet jeśli nie, to będą chcieli wiedzieć
skąd go ma. Jak odpowie, że nie wie, że ktoś go musiał podrzucić, to jak myślicie, uwierzą
mu?
Ecker:
To co chcesz z tym zrobić?
Thomas:
Nie wiem. Wrzucić do rzeki? Popłynie z nurtem, a oni będą myśleli, że my płyniemy po rzece.
Ecker:
Dobry pomysł. Musimy tylko znaleźć kogoś, kto nas do tej rzeki zaprowadzi.
Scena 6
Wchodzi kobieta z białą laską, ma ciemne okulary.
Ecker:
Ona się nada!
Thomas:
Coś ty! Jest niewidoma!
Bill:
No widzisz Thomas, a ty mówisz, że to ja jestem głupi.
Ecker:
Ale jakoś tu przyszła. Zna to miasto, jak własną kieszeń, a przynajmniej nie zapamięta
naszych twarzy.
Thomas:
A czemu nie powinna ich zapamiętać?
Ecker:
No… tak na wszelki wypadek. Jesteśmy poszukiwani. Bóg wie, co to za ludzie, którzy na nas
polują. Gdy ją znajdą, nie wyda nas.
13
Thomas:
To najgłupszy pomysł, jaki słyszałem, ale niech ci będzie. W końcu jesteś zawodowcem, nie?
Ecker (z wahaniem):
No… tak.
Podchodzą do niewidomej kobiety.
Ecker:
Czy mogłaby nas pani zaprowadzić nad rzekę?
Kobieta:
Tu nie ma rzeki.
Ecker (do Thomasa i Billa):
Mówi, że tu nie ma rzeki. To może do metra. Wejdziemy do wagonu, upuścimy to i zwiejemy.
Wina nie spadnie wtedy na konkretną osobę. A oni będą się uganiali i uganiali za tym
wagonem.
Thomas:
Dobra. Niech nas zaprowadzi do metra.
Ecker:
Czy mogłaby nas pani zaprowadzić do metra?
Kobieta:
Chętnie, ale mówcie mi, kiedy będą jakieś przeszkody ha drodze itd.
Ecker:
(do kobiety):
Oczywiście.
(do Thomasa i Billa): Zaprowadzi nas.
Chodźcie, idziemy za nią.
Kobieta się tajemniczo uśmiecha, wychodzą.
AKT III
Scena 1
Zmiana scenografii: na stacji metra. Kobieta prowadzi trzech znanych nam mężczyzn. Nagle niewidoma łapie się za guzik.
Idą dalej.
Kobieta:
To tu. Miłej jazdy.
Ecker:
Możemy się jakoś pani odwdzięczyć.
14
Kobieta:
Nie, dziękuję, naprawdę nie trzeba.
Ecker:
Dobrze, w takim razie do widzenia.
Kobieta wychodzi ze sceny, badając laską podłoże.
Ecker:
Ta kobieta wydaje mi się podejrzana.
Bill:
Masz rację, ja też sądzę. Od początku wydawało mi się dziwne, że ma okulary
przeciwsłoneczne, skoro jest ślepia. Słońce jej chyba nie porazi, nie?
Thomas:
Z kim ja się zadaję…
Ecker:
Zauważyliście, jak złapała się za guzik?
Thomas:
Nie, bo co?
Bill:
Ja widziałem, ale czy nie wolno jej łapać się za guziki, może chciała coś poprawić.
Ecker:
Otóż ja zauważyłem, że zboku przechodził kominiarz.
Bill:
Gdzie? Ja nic nie widziałem.
Ecker (wskazując za scenę):
Tam, daleko. W Polsce jest taki przesąd, że trzeba się złapać za guzik, gdy się widzi
kominiarza, bo to przynosi szczęście.
Thomas:
No i co? Nie może być przesądna?
Ecker:
Tak, tylko że żaden z nas nic o tym kominiarzu nie powiedział!
Thomas:
Aha!
Bill:
Dalej nie wiem, do czego zmierzasz.
15
Thomas:
Oj, Bill! Nie mogła go zauważyć, bo jest niewidoma.
Bill:
Kurczę, ale ma intuicję. A ja kiedyś nie dowierzałem, że ślepym wyostrzają się inne zmysły!
Thomas:
Nie, ona udawała!
Ecker:
Pytanie brzmi, po co? Tu jest kiosk. Bill idź, kup plan miasta.
Bill:
Nie jestem twoim chłopcem na posyłki, Ecker!
Thomas(wręczając mu banknot):
Bill, masz tu kasę i idź.
Bill:
Dobra. Skoro ty o to prosisz.
Bill schodzi ze sceny.
Scena 2
Ecker:
Chyba mnie nie lubi.
Thomas:
Nie za bardzo, ale tutaj raczej chodziło mu o kasę. Tak musiałby kupić ze swoich.
Ecker:
Jest biedny?
Thomas:
Raczej leniwy i skąpy.
Ecker:
Nie chcę cię obrazić, ale nie rozumiem, czemu się z nim kumplujesz. Gdzie wy się w ogóle
poznaliście?
Thomas:
Sam do mnie kiedyś przyszedł. Też mnie to zastanowiło, że taki ktoś jak on podchodzi do
kogoś takiego jak ja, a byłem wtedy w garniturze. Myślałem, że zaraz mnie za coś zwyzywa, a
on zaczął pogawędkę. I tak jakoś się teraz kumplujemy. Jak tylko z nim przebywam, to od
razu czuję się dwa razy mądrzejszy. To podnosi moje poczucie własnej wartości i dodaje mi
pewności siebie. Poza tym nie wiem czemu, ale po prostu go lubię.
16
Scena 3
Wraca Bill z planem miasta. Daje go Eckerowi. Detektyw przygląda się mapie.
Ecker:
Hmm… Tak jak myślałem. Tutaj jest rzeka. Ta kobieta celowo przyprowadziła nas tutaj.
Myślę, że to zasadzka. Nie wsiadajmy do metra. Oni pewnie już tam na nas czekają.
Thomas:
To wrzućmy sam nadajnik. Wejdę tam. Upuszczę go tak, żeby nikt tego nie widział, udam, że
pomyliłem wagony i wyjdę.
Ecker:
Genialne!
Bill:
Mam wrażenie, że to ktoś inny powinien wpaść tan pomysł.
Ecker:
Nie, Bill. Nie przejmuj się tym. To nie twoja wina, że nie jesteś bystry. Może innym razem coś
wymyślisz.
Bill (do Eckera):
Miałem ciebie na myśli, głupku. To ty powinieneś to wymyślić, bo podobno jesteś
detektywem. I w ogóle, czemu się tym tak zachwycasz?! Przecież to najprostsze, na co
można było wpaść!
Ecker:
Czasem najprostsze pomysły są najtrudniejsze do wymyślenie, ale i najskuteczniejsze.
Bill:
Filozof! Thomas, błagam cię. Zwolnij go. Widzisz chyba, że nic nie potrafi i tylko bierze za to
kasę.
Thomas:
Uspokójcie się już. Idę do wagonu, a wy tu grzecznie czekajcie i nie pozabijajcie się.
Schodzi ze sceny.
Scena 4
Po chwili wraca zadowolony Thomas . Wybiega za nim pani Basia z baru, trzymając nadajnik w ręce.
Pani Basia:
Proszę pana! Coś pan upuścił!
Wszyscy trzej mężczyźni wyglądają łapią się za głowę.
Thomas (do Billa i Eckera):
Pamiętacie? W barze mówiła po polsku, ale teraz mówi po angielsku.
17
Ecker:
To zastanawiające…
Podchodzi pani Basia.
Pani Basia:
Spadło to panu w wagonie.
Thomas:
Dziękuję pani bardzo.
Słychać odgłos odjeżdżającego pociągu.
Pani Basia:
Ale teraz nie mam jak wrócić do domu. To było ostatnie połączenie.
Thomas:
Przykro mi.
Pani Basia:
Robi się już późno…
Ecker:
Odprowadzimy panią.
Pani Basia:
Naprawdę?
Bill i Thomas robią do niego miny, żeby tego nie proponował.
Ecker:
Nie ma problemu.
Pani Basia:
Och dziękuję wam chłopcy. W zamian za to zapraszam was na kawę u mnie.
Ecker:
Z przyjemnością.
Thomas (do Billa):
Oszalał?
Schodzą ze sceny.
18
AKT IV
Scena 1
Nowoczesne wnętrze. Wchodzą pani Basia, Ecker, Thomas i Bill.
Thomas:
Tutaj pani mieszka?
Pani Basia:
Hmm… Można tak powiedzieć.
Thomas:
Nie spodziewałbym się, że…
Pani Basia:
Tak, wiem. Wszyscy się dziwią. Pójdę już zaparzyć tej kawy.
Ecker:
Dobrze, zaczekamy.
Pani Basia wychodzi.
Scena 2
Thomas (do Eckera):
Zwariowałeś?! Co ty wyprawiasz?!
Ecker:
Wykonuję swoje obowiązki, co bardzo starasz się mi utrudnić.
Thomas:
Jaki masz plan? O co ci chodzi?
Bill:
O nic. On tylko chce wyciągnąć od ciebie kasę.
Thomas:
Bill! Nie wtrącaj się!
Bill:
Dobrze, już się nie odezwę.
Odchodzi na bok obrażony.
Ecker:
Przecież to znajoma starca z baru, z którym gadała Jane. Może coś od niej wyciągniemy.
Thomas:
No tak. Nie pomyślałem o tym.
19
Scena 3
Wchodzi pani Basia niosąc dzbanek z kawą i filiżanki. Bill nalewa sobie kawy i wypija. Zaczyna kaszleć.
Thomas:
Wszystko w porządku, Bill?
Bill:
Daj mi…
(kaszle)
… spokój. Ja się nie…
(kaszle)
…wtrącam.
Bill kaszle coraz bardziej.
Ecker:
Ta wiedźma go otruła!
Pani Basia:
Wypraszam sobie!
Ecker:
Pani… pani w tym uczestniczy! W tym polowaniu na nas! Wynośmy się stąd. Ta kobieta jest
podejrzana.
Pani Basia:
Nie tak prędko.
Naciska guzik na ścianie. Włącza się alarm.
Thomas:
O co w tym wszystkim chodzi, do cholery?! Kim pani jest?!
Scena 4
Wbiega jakiś mężczyzna.
Pani Basia:
Widzisz Lincoln, tak to się robi. Ganiasz za nimi po całym mieście, a ja złapałam ich w pięć
minut.
Wchodzi Jane. Nie zauważa Billa, Thomasa i Eckera.
Jane (do Lincolna):
Wzywałeś mnie Thomas?
Thomas:
Thomas Lincoln?!
20
Lincoln:
No proszę, Thomas Phew we własnej osobie. Nie widzieliśmy się od podstawówki.
Thomas:
Bo nie było cię na zjeździe klasowym.
Lincoln:
Przez ciebie! Tak mnie zaszczułeś w szkole, że bałem się tam pokazać. Jane, chciałbym ci
przedstawić twój cel. Thoms Phew. Mój oprawca.
Jane:
To niemożliwe! Thomas! Czy to prawda? Zrobiłeś to?
Thomas:
Ale co?
Lincoln:
Jane, przecież bym cię nie okłamał. Dalej, skończ to.
Jane:
Przecież go nie zabiję.
Lincoln:
To polecenie służbowe.
Jane:
Nie wierzę w to. Thomas, naprawdę robiłeś tak straszne rzeczy?
Thomas:
I kto to mówi? Z tego co się orientuję, zabijasz ludzi!
Jane:
Ale ty nic nie rozumiesz…
Ecker:
Raczy nas pani oświecić, Jane?
Jane:
Ja chyba nie mogę.
Pani Basia:
Możesz im powiedzieć.
Jane:
Ale kim pani jest?
21
Ecker:
To wy się nie znacie? Nie działacie razem?
Pani Basia:
Oczywiście, że działamy. Jane, ja jestem Mistrzem.
Jane:
Nie. Ja się z nim dzisiaj spotkałam. To był dziadek, który miał chyba ze sto lat!
Pani Basia:
No właśnie nie. Spotkałaś z moim znajomym. Zwykła pomyłka. Słuchajcie. Zrobimy tak. Wy
nam oddacie paczkę, a my was nie zabijemy.
Bill:
Tyle lat na to czekałem i udało się!
Thomas:
Bill, o czym ty mówisz?
Bill wyciąga pistolet i odznakę.
Bill:
Ręce do góry. Jestem z policji. Jesteście podejrzani o dokonanie kilkudziesięciu morderstw.
Lincoln wyciąga pistolet. Robi to też Jane i celuje w niego.
Jane:
Rzuć to.
Lincoln, Thomas i pani Basia (równocześnie):
Jane, jesteś z policji?
Jane:
Owszem. Wszelkie próby oporu są bezcelowe. Na dworze czekają posiłki.
Bill i Jane wyprowadzają Lincolna i panią Basię.
Thomas (do siebie):
Bill i Jane są z policji. Pani Basia kieruje organizacją zabójców. Thomas Lincoln planował mnie
zamordować za to, że dokuczałem mu w szkole.
(przenosi wzrok na Eckera)
A kim ty jesteś, Ecker?
Ecker:
Jak to?
22
Thomas:
No chyba mi nie wmówisz, że detektywem. Z pośród tych wszystkich osób, ty byłeś najmniej
przekonujący w swej roli. Skoro oni mnie tak oszukali, ty na sto procent udajesz.
Ecker:
No dobra. To nie ma dłużej sensu. Jestem psychologiem. Prowadzę badania nad naiwnością
ludzi. Thomas, ty w skali do dziesięciu masz jedenaście punktów. Wszyscy po kolei zrobili cię
w balona. Jak ty w ogóle do tej pory przeżyłeś, skoro wszyscy w koło cię okłamywali?! Nawet
ja, a wiem, że jestem beznadziejnym aktorem.
Thomas:
Ale przecież chwilami byłeś naprawdę przekonujący. Ta uwaga z guzikiem i kominiarzem.
Ecker:
Ach, to. Skrzywienie zawodowe. Pisałem doktorat na temat przesądności różnych narodów.
Teraz podświadomie zwracam na takie rzeczy uwagę.
Thomas:
Ech… To mi się śni, prawda?
Ecker:
Chodźmy stąd. Może porozmawiamy? Mam wrażenie, że przyda ci się pomoc specjalisty.
Wychodzą.
AKT V
Scena 1
Zmiana scenografii: wnętrze mieszkania. Siedzą tam Jane i Thomas.
Thomas:
Okłamywałaś mnie. Tyle lat okłamywałaś.
Jane:
Przepraszam cię Thomas.
Thomas:
To wszystko? Przepraszam?
Jane:
Co więcej mogę ci powiedzieć?
Thomas:
Wyjaśnić. Jesteś z policji?
Jane:
Współpracowałam z nią.
23
Thomas:
Może coś więcej?
Jane:
A co chcesz wiedzieć?
Thomas:
Wszystko. Od początku.
Jane:
Kiedy miałam osiem lat…
Thomas:
No może nie aż tak od początku.
Jane:
Nie, nie. To ma znaczenia dla tej całej sprawy. Uwierz mi.
Thomas:
No wiesz, po tym wszystkim prośba, abym ci uwierzył może nie przejść.
Jane:
Och, to po prostu słuchaj. Kiedy miałam osiem lat, okazało się, że mam wadę wzroku. Wtedy
też założono mi aparat na żeby, a że zawsze uczyłam się dobrze, zaczęto mnie wyzywać od…
od… Thomas, tak trudno mi powiedzieć….
Thomas:
Boże, jak oni cię wyzywali? To musiało być coś strasznego. Pewnie okropne obelgi…
Jane:
Zgadza się Thomas. Mówiono na mnie… kujonica!
Thomas:
Kujonica? To takie straszne?
Jane:
A nie?! Ty nie wiesz co ja czułam. Ciągle mi dokuczali. Nie cieszyłam się nawet, gdy zdobyłam
szóstkę, czy wygrałam jakiś konkurs, bo oni niszczyli mi całą radość. Dzisiaj jestem już piękną
i elegancką kobietą, i nikt pewnie by nie powiedział, że nosiłam okulary, aparat i byłam grubą
brzydulą…
Thomas:
No z tym to się zgodzę. Nie wyobrażam sobie takiej ciebie.
Jane:
…ale to wciąż we mnie było i bolało mnie tak bardzo. Zabrało mi pewność siebie i myślałam,
że tak będzie do końca życia. Jeszcze przed ślubem poznałam Lincolna.
24
Thomas:
Tego kujona?
Jane rzuca Thomasowi szybkie spojrzenie.
Och… przepraszam. To znaczy… Miałem na myśli: tego z mojej klasy.
Jane:
Tak. Właśnie jego. Jakoś tak zgadało nam się, że mielimy podobne hmm... problemy w
szkole. Powiedział, że pracuje w organizacji, która pozwala na oderwanie się od tamtej
rzeczywistości i odzyskanie pewności siebie. Mówił, że ci ludzie, którzy to robią to potwory.
Zgadzałam się z nim w stu procentach. Przekonał mnie, że byłoby dla wszystkich lepiej, gdyby
takie osoby nie chodziły po tym wiecie. Dał mi do zrozumienia, że ich organizacja ich usuwa.
Eliminuje złe jednostki i oczyszcza ludzką rasę z istot, które krzywdzą innych. Przypomniały
mi się drwin, których doświadczyłam i postanowiłam się zemścić. Dołączyłam do nich.
Założyciel naszej organizacji był bardzo inteligentnym człowiekiem, a jego aparat i okulary
były naszymi relikwiami.
Thomas:
To przecież jakaś sekta!
Jane:
Wszystko było tak rozplanowane, że nikt nigdy nie zabijał własnego oprawcy, aby nie
wzbudzać podejrzeń. Przez tyle lat udało nam się ukrywać, bo byliśmy przecież najlepszymi z
najlepszych. Wszyscy z wyższym wykształceniem i ponad przeciętną inteligencją, bo tylko
takim osobom dokuczali w szkole.
Thomas:
Zabijałaś ludzi, a potem przychodziłaś do domu i kładłaś się w łóżko obok mnie, jakby nigdy
nic?!
Jane:
Myślałam, że postępuję słusznie. Pierwszym moim celem był obleśny, tępy grubas. Poczułam
dziwną satysfakcję po wykonaniu zadania. Gdy strzelałam, ani chwili się nie wahałam, nie
zadrżała mi ręka.
Thomas:
To okropne!
Jane:
Wiem. Po wielu zabitych trafiłam na kobietę, której synowi dokuczano w szkole. Zrozumiała
swoje błędy, bo na przykładzie własnego dziecka widziała, jak to działa na ludzi. Wtedy…
wtedy się zawahałam. Zrozumiałam, że to, co robimy jest złe, bo ci ludzie nie powinny
ponosić winy za głupoty z dzieciństwa. Byli tylko dziećmi i większość z nich zrozumiała swój
błąd. Poszłam na policję i wszystko opowiedziałam. To było jakieś dwa miesiące temu.
25
Thomas:
Ale Billa poznałem już rok po ślubie.
Jane:
Już wcześniej wpadli na twój trop. Ten facet, który dał ci paczkę, on był wraz z bratem
jednym z naszych celów. Po zbiciu brata zorientował się w sytuacji, podszył pod kogoś innego
i wstąpił w szeregi organizacji. Chciał wykraść listę celów i ostrzec tych ludzi. Miał facet łeb.
Udało mu się raz przypadkiem zerknąć na listę i zobaczył twoje nazwisko. Próbował się z tobą
kontaktować. Tak policja wpadła na twój ślad. Teraz wykradł, jak sądził, tę listę i miał
przekazać ją tobie. Wiedział, że sam jest już spalony, że o nim wiemy i wykończymy go, ale ty
miałeś jeszcze szansę. Tylko… pomylił paczki. Nasze relikwie były zapakowane do wysłania do
oddziałów w Chinach.
Thomas:
Nawet tam działacie?!
Jane:
Praktycznie na całym świecie. No, a ja współpracowałam z policją niezależnie od Billa. Nie
wiedziałam, że miałam ciebie zabić. Nie znamy nazwisk. Cele określamy jako np. osobę C.
Literami. Nasza organizacja ścigała cię, bo chciała odzyskać święte dla nich relikwie. Gdy
byłam sama w bazie, nie mogłam nic zrobić, ale ty przyprowadziłeś tam Billa. Nie wiedział, iż
jestem z policją, ale jak widzisz przyjął pomoc z mej strony. To cała historia.
Thomas:
Chyba mi słabo…
Jane:
Tak, wiem, ta historia jest straszna, ale zapamiętałam sobie coś. Jedenaste: nie dokuczaj.
Thomas:
Co?
Jane:
W organizacji oprócz standardowych dziesięciu przykazań, mieliśmy dodatkowe jedenaste. I
to sobie zapamiętam: nie dokuczaj.
Scena 2
Wchodzi Bill.
Bill:
Cześć, Thomas.
Thomas tylko patrzy się na niego i nic nie mówi.
Przykro mi, że tak wyszło. Nie chciałem, żebyś został w to wplątany.
Thomas:
Jak to: wplątany? Przecież od początku świadomie się ze mną zadawałeś właśnie dlatego, że
to wszystko mnie dotyczy. Jak możesz mówić: „nie chciałem żebyś został w to wplątany”,
26
skoro przecież właśnie o to ci chodziło. To było głównym powodem twej obecności! To nie
było tak, że się kumplowaliśmy i przez przypadek twoje sprawy zawodowe zaczęły mnie
dotyczyć. Było właśnie na odwrót! Więc proszę daruj sobie teraz te słodkie słówka, ż ci
przykro, że tak wyszło, bo to było twoje celowe działanie! Cieszysz się, że ci się akcja udała,
co?!
Bill:
Masz rację, że to było celowe, ale naprawdę nie chciałem, żeby tak wyszło. Wiem, że teraz
już w nic mi nie uwierzysz, ale po prostu jest mi przykro. Nie powiem ci, że żałuję, bo to była
moja praca i wiem, że postąpiłem dobrze, ale jest mi przykro.
Thomas:
I cały czas udawałeś idiotę? Po co? Teraz sam czuję się jak głupek.
Bill:
Takie były odgórne instrukcje.
Thomas:
W jednym dniu całe moje życie się zawaliło. Nie mam już zaufania do żony i straciłem
przyjaciela.
Bill:
Nie straciłeś, Thomas. Na serio cię polubiłem i nawet chwilami chciałem się zdemaskować,
bo mi było ciebie żal. Dziwię się, że sam nie odkryłeś prawdy, przecież nie jesteś głupi. Przez
tyle lat, Thomas, zaimponowałeś mi swoją cierpliwością dla tępawego Billa. Z mojej strony,
nasza przyjaźń się nie skończyła.
Thomas:
Czy udało wam się zniszczyć całą tę chorą organizację?
Bill:
Niestety. Przymknęliśmy tylko szefową i ludzi, którzy byli w tamtej bazie, ale działam dalej i
współpracujemy z policją całego świata.
Thomas:
Przecież oni wciąż mogą mnie dorwać, Bill. Co ja mam robić?
Bill:
Póki co, powiem ci jedno: nie drażnij ich, nie dokuczaj.
KONIEC
27

Podobne dokumenty