przeczytaj dokończenie opowiadania

Transkrypt

przeczytaj dokończenie opowiadania
Pocisk przeszył ramię na wylot pozbawiając mężczyznę przytomności. Odzyskał ją po
sekundzie. Leżał na ziemi, mroczki migotały mu przed oczyma. Spojrzał na swoją ranę.
Wypierał ją całą świadomością, wydawała się bardziej nieprawdopodobna od fortuny
podrzuconej na wycieraczkę. Do tej pory wybity palec lub obdarte kolano było najgroźniejszą
kontuzją, z jaką się zetknął. A drzazga wbita w stopę? Jejku, cóż za cierpienie! Albo
przyrżnięcie głową w szafkę. To wyczerpywało granice bólu, które był w stanie
zaakceptować. A tu rana postrzałowa? Co za abstrakcja!
Zawył. Nigdy by nie przypuszczał, że jest w stanie wydać taki dźwięk.
- Cholera, spudłowałam. – odezwał się głos z leżącego na ziemi telefonu. A jednak rozmówca
się
nie rozłączył.
- Czego ode mnie chcesz, psycholu?! – wykrzyczał zraniony. – Podrzucasz mi jakieś paczki,
każesz
dzwonić, strzelasz; co tu się dzieje, do kur...
- Zlecenie przyjąłeś, zapłatę przyjąłeś, roboty nie wykonałeś. I ty się jeszcze, durniu, pytasz,
czego
od ciebie chcę?
- Jakie...? – wyjąkał ze zdziwieniem i w tym momencie go oświeciło.
No jasne. Dwa tygodnie temu bajerował jakąś laskę w okolicznym klubie. Czego to wtedy nie
gadał! Zrobił z siebie Bonda i Davida Copperfielda w jednej osobie. Szpiega przemysłowego z
najwyższej półki. Ledwo kojarzył tę rozmowę, promile dbały o to, by jego pamięć się nie
przemęczała. Co dokładniej miał...
Z rozmyślań wybił go kolejny strzał, tuż obok głowy. Przeturlał się po podłodze, rana zapiekła
potwornym bólem.
- Leż spokojnie! Śledziłam cię. Obserwowałam. Czekałam, aż zaczniesz działać i wykradniesz
dane, które miałeś wykraść.
Padł kolejny strzał. Mężczyzna kulił się za stołem. Jego wzrok przykuła paczka z banknotami
leżąca po drugiej stronie. Chwycić ją i zwiać na ruchliwą ulicę. Tam mnie nie zastrzeli. Za dużo
świadków. A potem na Bahamy.
- Myślałam: może nawet nie zauważyłam, jak wykradł te plany? Położyłam zapłatę i
czekałam. Gdy
zobaczyłam zdziwienie na twojej twarzy, wiedziałam już, że coś jest nie tak. Jesteś
pozorantem.
Kłamcą.
Mężczyzna z uwagą śledził ruchy czerwonej kropki. Teraz albo nigdy. Wyskoczył w kierunku
paczki, usiłując ją złapać zdrową ręką. Nim zdołał to uczynić, kolejna kula przeszyła jego
ramię. To samo, dwa cale pod pierwszą raną. Zawył po raz kolejny, ścisnął rękę z całej siły.
- Wiedziałam gdzie celować! Chciwość nie popłaca, cwaniaku. Już mi się nie wywiniesz, o nie!
- Niech cię diabli wezmą, suko! Niech cię szlag trafi!
- Pan pierwszy.
Jasna cholera, dlaczego nikt nie dzwoni na policję? Tyle strzałów, przecież wszyscy je słyszeli!
Z drugiej strony... w głębi duszy wiedział, że w podobnej sytuacji sam nigdy by nie zadzwonił.
Za żadne skarby świata.
- Jak tam ramię, agenciku, co? Szpiegu przemysłowy za dychę, wtyko w najważniejszej firmie
tego zawszonego miasta? Chodź, obiecuję wykończyć cię jednym strzałem, nie będzie bolało.
Wystaw się tylko i stój nieruchomo!
Ból odbierał wolę walki. Przez chwilę naprawdę rozważał propozycję nieznajomej. Instynkt
przetrwania wziął jednak w nim górę. Jeszcze jedna, ostatnia próba. Wezmę pieniądze i
chodu na klatkę schodową.
Mężczyzna zerwał się do biegu. Kula przeleciała mu tuż koło ucha. Chwycił paczkę.
Stracił równowagę. Błąd. Czerwona kropka na ułamek sekundy zatrzymała się na jego skroni.
Starczyło.
Ostatnia kula przebiła głowę nieszczęśnika na wylot. Padł na ziemię, konwulsyjnymi
skurczami ściskając mocno paczuszkę. Faktycznie nie bolało. Banknoty zaczęły nasiąkać
krwią.
***
W mieście wrzało od sensacji. Przyjechała policja, przyjechała telewizja. Pozbierano
dowody i zeznania, porobiono zdjęcia. Koroner zapakował zwłoki do foliowego worka, a
dochodzeniówka – ubabrane krwią podrobione dwustuzłotówki.
Miejscowi zawzięcie dyskutowali o całym zajściu, raz po raz pojawiały się nowe plotki.
Szef zamordowanego wyznał, że to był zwyczajny, spokojny pracownik i nigdy nie
podejrzewał go o mafijne konszachty. Franek Defraud opowiadał po barach o tym, jak
widział nieszczęśnika, gdy z obłędem i strachem w oczach szedł do swojego mieszkania. Z
typową dla siebie fantazją opowiadał,
jak usłyszał strzały i natychmiast pobiegł udzielić pomocy, acz było już za późno. Faktycznie,
na miejscu zdarzenia był pierwszy. Niektórych wierzycieli zastanawiał fakt, że wkrótce po
morderstwie Franiu pospłacał wszystkie długi (pytając zawsze, czy mają wydać z dwustu
złotych), ale nie zgłębiali tematu. Hajs się zgadzał, to najważniejsze.
Inni gotowi byli przysiąc, że widzieli denata rozmawiającego z rosyjskimi
przemytnikami,
sprzedającego fetę i LSD gdzieś na dyskotekach, a nawet oferującego burmistrzowi
„sprzątnięcie”
niewygodnych rywali. Nawet pani Gienia dorzuciła swoje trzy grosze uparcie twierdząc, że
widziała tajemniczą damę śledzącą świętej pamięci nieboszczyka. Jak mówiła, w ręce
trzymała sporą, czarną teczkę, a poruszała się zwinnie jak kocica.Ostatecznie jednak byli i
tacy, co widzieli Wielką Stopę oraz UFO lądujące na polu gdzieś za miastem. Ludzie różne
rzeczy gadają. Ale kto by im tam wszystkim wierzył?
Autor: Michał K.