Opowieść pomiędzy Słońcem a Księżycem - Prolog

Transkrypt

Opowieść pomiędzy Słońcem a Księżycem - Prolog
Opowieść pomiędzy Słońcem a
Księżycem - Prolog
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
Dragotrim
Gwiazdy świecą nocą, w dzień przewodzą chmury. Każdy podlega komu innemu. Takie na
przykład gwiazdy: są jasne, świecą, widoczne z daleka, ale nie mogą zadrwić ze Słońca,
chociaż jest często od nich mniejsze. Nie mają prawa i sposobności.
Widzicie, sprawy te trwają tak od zawsze: że Słońce jest w dzień, a Księżyc czuwa w nocy.
I to one stanowią najwyższy szczebel tej hierarchii.
Ostatnimi czasy zdarza się coraz częściej, że człowiek nie widzi w Słońcu gwiazdy, bo
świeci mu ono w oczy, unosząc się zbyt blisko. Tak samo z Księżycem – człowiek jest gotów
porównać tę naturalną satelitę do planety. A co na to planety? One na pewno by się nie
zgodziły. Nie w tej kwestii. Czy cesarzowa zrówna się z wiejską dziewczyną? Nie, ponieważ
jej nie wypada, a honor zbyt głęboko wszedł w zakamarki jej duszy.
Tyle że ciała niebieskie nie czują, nie myślą, nic ich nie boli, więc nie płaczą za niczym lub
nikim ani też nie cieszą się, nie wymądrzają się, nie proszą o uwagę czy kontakt, nie
spóźniają się ani nie spieszą; ustawiczność kieruje każdym wykonywanym przez nich
ruchem. Przynajmniej śmiertelnicy tak uważają…
Mimo wszystko człowiek bierze teleskop, konstruuje latające machiny i marzy, patrząc w
nieboskłon wypełniony jasnymi punkcikami. I trudno orzec, czy wyobrażenia jego są oznaką
mądrości czy prostactwa. Jeśli ktoś porównuje Księżyc do rogalika albo Słońce do
słonecznika, nie oddaje im należytej czci. Tylko po co oddawać cześć czemuś, co nie żyje,
nie czuje i o co nikt nie walczy?
A historia zaczyna się prosto, bo pod znakiem zapytania (uwierzcie – im mniej człowiek
wie, tym prościej mu to zrozumieć). Bo ktoś kiedyś mądrze stwierdził – i wcale nie należał
do kółka filozoficznego – iż Ziemia ma mrok i światło. Więc trzeba było stworzyć Słońce i
Księżyc, żeby słowa okazały się prawdą, a nie wierutnym kłamstwem.
Jednak coś, co nie żyło, nie mogło się poruszać, tak więc powołano komisję, a komisja
orzekła, co następuje: „Ktoś, kto posiada dużo mocy, musi sterować Księżycem i Słońcem”.
I należało powołać dwie osoby, bo trudno, żeby ten sam charakter lubił zarówno Słońce jak i
Księżyc. O gustach się nie dyskutuje i nie przymusza się do nich.
Znalazła się para śmiałków: On i Ona, którzy kochali odmienność charakterów tak jak
Strona: 1/13
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
siebie nawzajem, więc czym prędzej podjęli tę pracę, chociaż nikt im za nic nie płacił.
Pomyśleli, że teraz będą ze sobą przebywać w nieskończoność i cokolwiek powiedzą,
gwiazdy i chmury nie przekażą tego dalej pod groźbą śmierci.
Niestety - oczywiście dla nich – oba ciała niebieskie nie spotykały się wzajemnie, bo każde
o tej samej porze stróżowało przy przeciwległych frontach Ziemi.
Tak – wiem, co teraz chcecie powiedzieć: „Ziemia kręci się wokół Słońca, a nie na odwrót”
– i macie rację, lecz w tamtych czasach ani człowiek, ani nikt inny o tym nie wiedział. Teoria
heliocentryczna zmusiła wszystkich dopiero później do zamiany, ale to bardzo odległe,
niespokojne czasy. Dziś mowa o czymś innym.
Wtedy niewiele wiedziano o rzekomej komisji, natomiast dzisiaj, gdy nauka i umiejętność
poznania świata wzrosły niemal do maksimum, ludzie nauczyli się wymawiać ich imiona.
Każdy nazywał się tak samo, ale wymawiając imię i myśląc o konkretnym, zwabiało się go
od razu na miejsce. Mowa o Strażnikach Czasu – istotach, które strzegły monotonii.
Wiedziały, że monotonia życia jest zła, ale coś, co nie czuje i nie myśli, jej nie odczuje.
Nikt nie wie, jak wyglądają. Bajarze z orientalnych krain prawią o skrzydlatych smokach z
brodami, które nie śpią, czuwając przy zegarze życia, by nie zatrzymał się przedwcześnie.
Barbarzyńcy od lat przekazują tę samą śpiewkę: według nich Strażnicy Czasu przypominają
kolosów – czasem jednookich, czasem trzyokich, czasem czterdziestookich - którzy skaczą,
trzęsąc wszechświatem, aby ten nieustannie trwał w ruchu. Plemiona małych istot, bojące
się dużych, rozległych obiektów, twierdzą natomiast, że Strażnicy są wzrostem mniejsi od
nich, bo przecież zegary z natury konstruuje się jako małe, a nie duże. Duże zegary to w
rzeczywistości wieże, a wieże same w sobie nie należą do rodziny zegarów, taka już ich
genealogia.
Jakkolwiek by ich nie opisać, nie ulega wątpliwości, że sprawowały pieczę nad rzeczami
tak ważnymi, że wykraczającymi poza ludzkie pojęcie.
Księżyc i Słońce stali na asteroidach i używali całej swej mocy, by przemieścić swoje
obowiązki w miejsce, gdzie było ich przeznaczenie. Zrozumieli, że nigdy się nie spotkają,
dopóki będą się przemieszczać. Wiedzieli też, iż jakakolwiek niesubordynacja wobec
Strażników może ich słono kosztować, a zmiana kolei wydarzeń spowoduje trwałe
uszkodzenie wszechświata. Żadne pretensje nie były kwestionowane.
I tak przez millenia kręcą się w kółko, żałując, iż nigdy nie ujrzą wzajemnie swych twarzy.
Tęsknili za sobą, ale nie sprzeciwiali się woli Strażników. Strażnicy na pewno wiedzieli lepiej,
co należy zrobić. Miłość nie grała roli.
Jednak pewnego razu – i o tym właśnie mowa – dwoje kochanków spotkało się ze sobą
wbrew woli Strażników, którzy od bardzo długiego czasu nie dawali znaków życia. Tym
razem uczucie odegrało silniejszą rolę, zwłaszcza że przyjemność spotkania mogła trwać
tylko chwilę.
Pod koniec starego roku i święta z okazji przyjścia nowego dzień na północy i zachodzie
oraz noc na południu i wschodzie przedłużały się o cztery dodatkowe godziny, by nacieszyć
się tym, co właśnie przemija. Wówczas nie było miejsca, gdzie gorące jak lawa okrzyki,
serpentyny i fajerwerki nie podgrzewały emocji mieszkańców. Był to dzień zjednoczenia.
Dzień bez wojny. Coś, co przez dłuższy moment uznawano za niemożliwe.
Strona: 2/13
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Mieszkańcy pili trunki, począwszy na bimbrze oraz siarczystym winku, a kończąc na
elfickim cydrze z magicznych jabłek. Palono także ogniska, dorzucając do nich
alchemicznych pyłków, by płomienie upodobniły się do feniksa.
Mieszkańcy wierzyli, że feniks to jedyne zwierzę, z jakim może utożsamiać się stare
tysiąclecie. (Te bowiem właśnie nadchodziło). Dumny, wieczny, nieśmiertelny, unoszący się
ponad wszystkimi, odchodził od piskląt, aby znowu stać się niezależnym.
Przez dłuższy okres Księżyc o tym nie wiedział. Nie spostrzegł nagłego postoju czasu,
ponieważ długa, żmudna praca nie pozwalała mu myśleć. Wreszcie jednak nadszedł czas na
zmiany. Księżyc czuł potrzebę diametralnego obrócenia wszystkiego o 180 stopni, tak by
wreszcie zaznać tego, czego pragnął tak długo. Nie mógł zwlekać, gdyż cztery godziny nie
wystarczyły na szczerą rozmowę po latach. Znalezienie ukochanego również zabierze czas,
pozostawiwszy jeszcze mniejszą jego część. A może jednak Księżyc nie powinien tego robić?
Zgodził się na warunki, przyjął je, choć znał przyszłość – ten wybór zależał od niego. Podjął
decyzję jako dorosła osoba; dawno już wyrósł z dziecięcych szat. To jego wina. Jego i Słońca.
Nagle ożywił się. A może lepiej wyzbyć się poczucia winy? Strażnicy Czasu zbyt ogólnie
przedstawili harmonogram i zakres pracy – powinni byli opisać krok po kroku co, gdzie i
kiedy. Wyjaśnienie każdego punktu zdziałałoby naprawdę wiele. Księżyc zaczął coś
podejrzewać – celowy podstęp. Sytuacji nigdy nie dało się omówić ze Strażnikami, ponieważ
„byli zbyt zajęci”, a teraz co się dzieje? W ogóle się nie pokazują! Nie interesuje ich nic!
Absolutnie!
Księżyc pochylił głowę, by bliżej przyjrzeć się ludności. Dawno tego nie robił. Szczerze
mówiąc, nie obchodziły go zabawy śmiertelników. Ich głupie nieopanowanie spowodowało
wiele wojen o błahostki, na których obronę nieśmiertelny nie miałby nawet ochoty. Raz, gdy
ludzkość dopiero się oswajała ze światłem i ciemnością, Księżyc zauważył, jak grupa
zgarbionych brudnych ludzi walczy na maczugi i łuki o kawałek krzemienia leżącego w
zaroślach. Zabijali się, aż krew nie mogła znaleźć swobodnego miejsca na glebie. To było
iście żałosne, myślał Księżyc za każdym razem, kiedy sobie o tym przypominał. Skoro ludzie
mogą bić się, ranić siebie wzajemnie i szerzyć tę brutalność na całej Ziemi, to, do licha, nie
zasługują na dary, które dostali. A już na pewno nie na pracę dwóch niewinnych osób, które
nawet nie mogą w spokoju ze sobą przebywać, chociaż są w sobie po uszy zakochane.
- Dosyć tego! – postanowił twardo Księżyc, zaciskając pięść w swej żłobionej ze stali
rękawicy. – Zbyt długo pracowałem! Zbyt długo niszczyłem swe własne życie! Skoro nie
będzie mi dane zaznać ani chwili spoczynku, wolę zniszczyć ten nędzny świat. Mogą mnie
ukarać, ale nieśmiertelność czyni mnie niepokonanym! Przez cały ten czas uroniłem tyle
potu z czoła i ramion, że nawet zapomniałem, jakiej jestem płci. Muszę odnaleźć Słońce! I to
migiem, nim czas wstrzymania minie!
Księżyc, nakręcany nagłym impulsem, oddechem przeznaczenia, który mógł nagle
zniknąć, leciał niczym na skrzydłach naokoło swej orbity. Wyglądała ona jak tor wyścigowy.
Tysiące galopujących komet i jeszcze więcej pyłów kosmicznych piętrzyło się w korku –
jedna za drugą – nie mogąc dojść do porozumienia. Lecz Księżyc, będąc ich panem, mógł
pozwolić sobie na uprzywilejowane swobody: ruchem ręki odrzucił wszystkich na milion
stron wszechświata i sam przeszedł po błękitnej wstędze.
Każdy krok zmieniał stopniowo wieczorny spacer w bieg nieustającej rozpaczy. Srebrne
buty, uszyte ze skóry Wielkiej Niedźwiedzicy[1], zbliżały się do celu, gdy nagle na drodze
stanął odziany w rozstrzępiony kapelusz i wełnianą, czerwoną chustę Strażnik. Na nogach
Strona: 3/13
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
miał prymitywne, wiejskie papucie z owczą wełną w środku, a kolana pokrywały dziwaczne
spodnie z grubego materiału. Wyglądały one raczej na kalesony. Nietypowych rysów
dodawała także koszula w czarno-czerwoną kratkę i kamizelka, w której brakowało kilku
guzików. Owinięta arafatka nie pokazywała twarzy.
To było pierwsze spotkanie z żywym Strażnikiem, odkąd powołali oni bogów do swej pracy.
Zwykle odpowiadali listownie, teraz jednak widocznie postanowili posłać swego wysłannika,
by przeszkodził w niecnym planie.
- Doprawdy – oburzył się Strażnik, kiedy Księżyc zatrzymał się o krok od niego,
pozostawiwszy smugę świetlistego pyłu – maniery są tutaj na wyginięciu. A kurtka? Mogła
mi się pobrudzić. – Starannie ją otrzepał. – Nie wszyscy lubią brokat. Owszem, są tacy, co
lubią, ale ja do nich absolutnie i definitywnie nie należę.
- Przeszkadzasz mi! – przecedził Księżyc przez zęby i próbował odepchnąć Strażnika.
On tylko przyjrzał się mu z ironią, poprawił kapelusz, jeszcze raz wytrzepał ubranie, po
czym zszedł z orbity i unosząc się w przestrzeni, przeprosił:
-Rzeczywiście powinienem ci ustąpić. Bo widzisz, ja nie znam znaków kosmicznych. Ale
teraz widzę, że ich już nie ma… Co za chaos tu panuje! – tu zająknął się na moment. – Albo
lepiej nie wywołujmy wilka z lasu. Chaos ma dobry wzrok, wyśmienity słuch, a do tego
pragnie zemsty. Lepiej z nim nie zadzierać. A tak przy okazji: Strażnik jestem. Strażnik
Czasu.
- Księżyc – wymamrotał Księżyc i podał z niechęcią rękę.
- Pozwól, że ucałuję ci dłoń, madam. Czy jednak nie powinnaś w chwili obecnej tkwić na
posterunku i pilnować dobrej kolei rzeczy? Tyle nieprzyjemnych spraw ostatnio się dzieje.
Księżyc nie miał zamiaru zagłębiać się w pięknie opowiadane historie Strażnika bez
względu na to, jak byłyby one ciekawe i jak barwne, lecz w tej chwili zaciekawił go wątek
„nieprzyjemnych spraw”. O co w nich chodzi i kto je wywołał?
- O jakich nieprzyjemnych sprawach powiadasz?
- Chaos powrócił. Dawno temu udało się nam go przegnać, ale teraz - po tym jak uwolnił się
z klatki na końcu wszechświata – wędruje, szukając Ziemi. Ma tam swoich sługusów. Sam
nie jest w stanie nic zrobić, gdyż zabrano mu prawie wszystkie moce, jednak nadal
zachował dar wymowy. Może manipulować. Miej się na baczności madam, bo kto wie, gdzie
obecnie się znajduje.
Księżyc wysłuchał wszystkiego z uwagą, ale w końcowym etapie opowieści puściły mu już
nerwy. Nie miał cierpliwości do długich opowieści, zwłaszcza jeżeli są to złe nowiny. Poza
tym, on jako potężny nieśmiertelny nie powinien przejmować się żadnym zamachem na
swe życie.
Nie namyślając się długo, Księżyc wystartował ponownie, tym razem używając mocy, by
zyskać na czasie. „Co robi tutaj Strażnik?” myślał, gdy jego nogi nieubłaganie przebierały
wciąż do przodu i przodu. Teraz śmiało można to było porównać do biegu na długi dystans.
Lata świetlne przewijały się w okamgnieniu. Gwiazdy przypominały w biegu długie
oświetlone tunele bez początku oraz końca. Wszystko, byle zdążyć na czas.
Strona: 4/13
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Przyszła chwila, kiedy należało zboczyć z orbity i zmienić bieg torów tak, by trafić na
orbitę Słońca.
Chłodne powiewy przerodziły się w gorące piekło. Na ognistej kuli, w miejscu, gdzie
parzące fale zataczały okręgi niczym morskie przypływy, stado feniksów wygrzewało się w
okularach z zakonserwowanego wenusjańskiego kryształu. Co niektóre pływały na deskach
surfingowych, wolne i nieoswojone. Często zdarzało się im wędrować na Ziemię, ponieważ
tylko tam mieszkańcy byli na tyle nieuświadomieni, że składali im niemalże boski hołd.
Czasami zostawały na dłużej, lecz biada temu, kto próbował ich dosiąść.
Aby usiedzieć na feniksie trzeba dysponować nie lada odwagą, a ponadto ubezpieczyć
swój zadek w siodło nieprzepuszczające ognia. Bo w przeciwnym razie mogło zaboleć...
Widok plażowiczów utwierdził Księżyc w przekonaniu, że zbliża się nareszcie do celu –
ukochanego Słońca.
Po długich poszukiwaniach nie odnalazł go, więc by jego upór przyniósł jakiś skutek,
poprosił losowego feniksa o pomoc:
- Widziałeś gdzieś może Słońce?
Dumny ptak zdjął skrzydłem okulary, zaklekotał i odrzekł:
- A ja wiem… Różne rzeczy się widziało w świecie.
- To pilne… - niepokoił się Księżyc.
- Pytanie się, gdzie jest Słońce, w miejscu, w którym się znajdujemy, brzmi tak samo
śmiesznie jak pytanie się uwięzionego lwa, czy pokaże drogę do zoo. Właśnie leżę na Słońcu,
więc chyba jesteś na miejscu. I dziwię się, że nie zdjęłaś tej arktycznej zbroi – ugotujesz się
jak raki… W sumie zjadłbym raki…
Księżyc zdenerwował się nie na żarty. Komuś o tak wysokim stanowisku nie przystało się
unosić, ale ciągle ktoś komplikował sprawę. Zaczepiały go nic nieznaczące istoty, a te, które
prosił o pomoc, okazywały się perfidnymi gburami. Czuł się jak wulkan, który za chwilę
wybuchnie, zalewając gęstą magmą wszystko, co znajduje się w pobliżu. To nie było
przyjemne.
I pewnie posłałby feniksa tam, gdzie pasażerów na zakorkowanej orbicie, gdyby zza
promienia nie wyłoniła się muskularna ręka. Tylko jedna ręka mogła wyglądać tak, a nie
inaczej. Wtem, pośpiech i gniew rozmyły się w odmętach umysłu, a serce uniosło Księżyc
wysoko, aż do siłacza na skraju gwiazdy.
Popychał ją w pocie czoła, o ile ognista skóra mogła wydzielać wodę. Przypominał
barbarzyńcę: długie, promienne włosy opadały mu na ramiona; goły tors prężył się w
wyżłobieniach siły; pas z rozżarzonych, nieśmiertelnych węgli oddzielał górę od dołu.
Pierwsze, co przychodziło na myśl na widok owego mężczyzny to śmiałość, heroiczność,
potęga oraz nieustępliwość. Nic i nikt nie śmiałby się mu sprzeciwić.
Pchając ognistą kulę, nie zwracał uwagi na nic, co go otaczało, prawdopodobnie przez
monotonię jego harówki. Tym razem, ujrzawszy srebrne promienie, wyróżniające się
spośród innych, wyjątkowo pozwolił sobie odwrócić głowę. A gdy już to zrobił, nie potrafił
uwierzyć własnym oczom. W nim również wypaliła się cała melancholia i nostalgia.
Strona: 5/13
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Lecz Księżyc wcale nie wyglądał czule – był przytłoczony, przypominał ponurego sępa i
nawet blask tego nie poprawiał.
- Luna, co ty tutaj robisz? – spytał zdziwiony, ale także podekscytowany.
Księżyc z zimnym wzrokiem odparł:
- Musimy porozmawiać.
- Kiedy? – zdziwiło się Słońce. – Jesteśmy na warcie i nie możemy rozmawiać.
- Nie wiem, czy zauważyłeś, ale ja tu mimo wszystko stoję – ozięble prychnął Księżyc. –
Odszedłem z warty, ponieważ znudziło mi się bycie zniewolonym przez Strażników. Więc i ty
zrób sobie przerwę, póki czas okazuje łaskawość.
Po wojowniczej skórze Słońca przeszedł dreszcz. Wahał się złamania jakichkolwiek zasad.
Bał się konsekwencji. A może Strażnicy Czasu ukarzą go choćby za samą rozmowę z
Księżycem? Istnieją pewne granice, których wolałby nie przekraczać, nawet w tak
wyjątkowo wyjątkowych sytuacjach takich jak ta.
- Chciałbym, lecz nie mogę. Złamałaś przysięgę, Luna. Na niej opiera się cały nasz los.
- Skończ te inteligentne aforyzmy i przestań mówić do mnie Luna. Kiedyś mogłeś mnie tak
nazywać, jednak teraz nie potrafię zdefiniować sam siebie.
- Dlaczego mówisz o sobie jak o mężczyźnie? – zaniepokoiło się Słońce.
- Nie zrozumiesz, dopóki nie znajdziesz się w mojej skórze. Już nie pojmuję, kim jestem. Nie
potrafię siebie zdefiniować. Spotkałem cię, bo się kochamy, lecz patrząc ci w twarz, nie
potrafię nawet wyksztusić tego słowa.
- Czyli przybyłaś tutaj po to, by zakończyć nasz związek? – Słonce zaniepokoiło się jeszcze
bardziej.
- Niekoniecznie – tajemniczo odparła Luna. – Chcę postawić Strażnikom ultimatum i
odzyskać resztki dawnego człowieczeństwa. Znowu możemy być razem, ale potrzebuję
twojej zgody.
Słońce, nie wiedząc, co Księżyc ma konkretnie na myśli, nie potrafił podjąć decyzji,
zwłaszcza że nie zostało mu nic wytłumaczone. Jednak po czasie, chociaż serce gromko
drżało mu w ognistej piersi, postanowił pójść na ugodę. Pokręcił głową w górę i w dół, tym
samym przystając na prośbę Księżyca.
- Zatem podjąłeś decyzję. Ale to miejsce nie jest odpowiednie na tak zamknięte rozmowy.
Słońce zawahało się:
- Nie mogę opuścić warty… Strażnicy na pewno nie ucieszyliby się z tego powodu.
- Do jasnego pioruna, Heli! Zgodziłeś się na to i nie musisz już pilnować porządku w miejscu,
gdzie nikt nie zwraca na ciebie uwagi. Może powiesz mi, że te feniksy cenią cię bardziej niż
własne pióra? Im zależy tylko i wyłącznie na sobie, a ty harujesz jak wół. Musisz powiedzieć
sobie „dość”. Tylko w Galaktycznym Ogrodzie uda się nam omówić tę jakże nieciekawą
sytuację.
Strona: 6/13
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Wyglądało na to, że zbliżał się początek nowej ery. Nastawały czasy twardej ręki, która
nie uznawała dalszej uzurpacji wobec niej. Mimo tego wszystkiego Strażnicy ani na trochę
nie odrywali wzroku od swojego świata, nie interesując się tym, co sami utworzyli z własnej
przedwiecznej mocy.
Luna i Heli powędrowali w kierunku Ogrodu, gdzie najwyższe istoty omawiały ważne dla
nich sprawy. Pomimo nieśmiertelności, prawie każdy żywił jakieś urazy, nie lubił
niedomówień albo pragnął zemsty, w końcu należy pamiętać, że każdy z nich niegdyś był
człowiekiem.
Heliemu z trudem przyszło złamanie zasad. Posiadał siłę, o jakiej marzyli inni wojownicy,
lecz bardziej skupiał się na słowie. Nie używał mocy, gdy nie zaszła taka potrzeba, wierny
prawom oraz nakazom, które mu dano. Przez dobrych kilka minut napomykał, że lepiej
może zawrócić i nie plątać się w żadne bójki. Zawsze wtedy Luna mierzyła go groźnym
wzrokiem, warcząc podobnie do wilczycy, i zawsze odnosiło to pożądane efekty, a gdy
wreszcie doszli do Galaktycznego Ogrodu, ponownie rzuciła mu gniewne spojrzenie, a on
mimo siły nie miał odwagi się jej przeciwstawić.
Galaktyczne Ogrody niczym nie różniły się od tych ziemskich. No może jednym
elementem, który każdy by wychwycił: rośliny zawsze osiągały kolosalne rozmiary. Bez
względu na gatunek każda roślina musiała piąć się coraz wyżej i wyżej, dopóki jej kwiat nie
otrze się o sklepienie kosmicznej szklarni.
Oprócz roślin w ogrodzie były też ławki o złotych deskach, bo przecież niezwykle
dostojnym i ważnym gościom nie można proponować zwyczajnych niewygodnych siedzeń.
Wyściełane aksamitem deski dusiły się w bogatym okryciu. A obok każdej ławeczki
znajdowała się fajka do robienia baniek mydlanych.
Śmiertelnicy korzystali z wielu używek. Najbardziej popularnymi były chmiel, rum i tytoń,
rzadziej wszelakie produkty magiczne, ponieważ na takie wygody pozwalali sobie jedynie
zamożni margrabiowie czy czarownicy, nie wspominając już o władcach. Nieśmiertelni, jako
że kiedyś również istnieli jako ludzie, uzależnili się od baniek mydlanych i oparów
powstających przy ich produkcji. Sam Cesarz Północnego Oceanu powiedział kiedyś, że
„Fajka ma dym wyborny, jednak oszpeca jego wizerunek, albowiem po pierwsze służy
śmiertelnym, a po drugie nie ma pewności, że trująca zawartość nie zmieni jego dostojnego
wyglądu”.
Tak więc automat do baniek znajdował się przy każdej ławce i ktokolwiek tamtędy
przechodził, mógł zaspokoić swój mydlany głód.
Heli oraz Luna usiedli na ławce i – szczerze mówiąc – żadne z nich nie chciało puścić bańki.
Ich głowy zaprzątała myśl o tym, co obecnie się dzieje. Heli bał się pomysłu Luny, Luna nie
mogła znieść widoku zamkniętego w sobie Heliego – nie tak wyobrażała go sobie po latach.
Mimo luk w pamięci przypomniała sobie scenę, kiedy obydwoje kroczyli dumnie po
śniegowych wzgórzach, okryci wszechobecnym mrokiem. Wtedy nikt z nich niczego się nie
bał. Przeszłość napawała ich dumą, przyszłości w ogóle nie okazywali zainteresowania, a
teraźniejszość stanowiła dla nich chwilę, którą należy wykorzystać do dna jak trunek z
dzbana.
Szli wówczas – on: wojownik z dwuręcznym toporem i ona: szamanka o kryształowym
berle. Szli i zabijali kolejne stwory, które odważyły się na nich wyskoczyć. Wszyscy tak robili
dla zabicia nudy. Ogromne węże, przebiegłe gobliny, potężne cyklopy, cherlawe utopce –
Strona: 7/13
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
nikt nie zdołał się im oprzeć. A teraz…
Wszystko się zmieniło. Stali się znudzeni życiem i przez cały czas nieskończonych prac nie
myśleli o niczym innym. Stracili większość wspomnień, utracili tożsamość. Strażnicy Czasu
korzystali z nich jak z narzędzi, nie szczędząc ciągłego bólu. Zachowywali się niczym
warzywa w doniczce, tyle że nikt nie musiał do nich doglądać ani podlewać korzeni, by liście
nie uschły. Taka była cena za posiadanie tego co boskie.
Luna była odziana w srebrną, świetlistą zbroję o łuskach w kształcie kół. Włosy skrywał
hełm zakończony sporym wydłużeniem, podobnym do księżyca, gdy ten spoczywa
zasłonięty. Wielkie, szklane oczy świeciły pełnią wdzięku, zaś usta mieniły się kolorem
gwiazd. Na podbródku miała znamię w kształcie księżycowego sierpa, które jaśniało pod
wpływem pozytywnych emocji. Takich emocji na razie jednak Luna nie czuła, więc znak
wydawał się w zupełności zwyczajny.
No więc, siedzieli tak dwoje na obu końcach złocistej ławki. On z odsłoniętym torsem i
pasem owiniętym dziką skórą ognistej lochy. Ona w srebrno-niebieskiej brygantynie w
napierśniku z trzynastoma najbardziej znanymi planetami. On z długą płomienną grzywą i
grubych roboczych rękawicach. Ona w karwaszach i butach ze skrzydłami u pięt. Obydwoje
młodzi, ale jednocześnie starzy jak Ziemia, do której odczuwali wstręt.
Po chwili milczenia logicznym było, że ktoś musiał się odezwać jako pierwszy, zanim czas
nieubłaganie zetknie ze sobą ostateczne wskazówki. Jeden popędzał wzrokiem drugiego i w
końcu Luna musiała zainterweniować:
- Heli – odrzekła cicho – to, co ostatnio się działo, było dla mnie – pewnie dla ciebie też –
nieprzyjemne. Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z faktu, iż dla przeciętnego śmiertelnika
rok bywa długą niewiadomą.
- Wiem o tym doskonale. Przyglądałem się im trochę – odparł pewnie Heli i lekko się
uśmiechnął pod nosem.
- No więc wyobraź sobie, że ci śmiertelnicy to istoty niecierpliwe i nietrwałe. Prymitywne w
każdym calu. A do tego – zacisnęła opancerzoną pięść – traktują nas przedmiotowo. Są
niższe, a mimo wszystko Strażnicy stworzyli nas, byśmy im służyli, nie zostawiwszy nic w
zamian.
- Rozumiem cię, Luno – Heli z aprobatą kiwnął dłonią – lecz nie możemy zapominać, iż my
również dawno, dawno temu stąpaliśmy po Ziemi jako śmiertelnicy. Niczym się wówczas od
nich nie różniliśmy.
- A więc uważasz, że to sprawiedliwe? – burknęła Luna.
Heli, jako że już dawno nie myślał nad tyloma rzeczami naraz, próbował pozbierać
wszystko do logicznej, spójnej całości. Dopiero po kilku minutach wpadł na to, co chciał
osiągnąć:
-Tu nie chodzi o sprawiedliwość czy niesprawiedliwość. Po prostu… Żywisz niechęć do
ziemskich istot, bo musisz im usługiwać, a one cię nie czczą, jednak tak zadecydowali
Strażnicy Czasu. Człowiek nie może być naturalnym drzewem, kot nie będzie psem –
wszystkim zarządzają Strażnicy. – Luna słuchała uważnie jak za starych dobrych lat, kiedy
Heli opowiadał jej historie o kilku dnach i morałach. - Może i ludzie są niewdzięczni, ale są
tacy tylko dlatego że nikt nie kazał im rozpowiadać o naszych boskich mocach. To wina
Strona: 8/13
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
Strażników. To oni tym kierują.
Luna zdjęła hełm. Jej białe włosy zaczęły świecić niczym Gwiazda Polarna. Tym razem nie
miała wątpliwości – była pełnowartościową, stuprocentową kobietą. Chwila rozrywki
utwierdziła ją w tym przekonaniu. W głowie knuła niecny plan zemsty, ale nie potrafiła
dopasować wszystkich kawałków tak, by złożyć je w przemyślany ciąg zdarzeń. Wiedziała,
że nie zostawi sprawy, ot tak po prostu. Czy z Helim, czy bez niego przypomni o swoim
istnieniu.
- Gdy tu szłam, dostrzegłam Strażnika – przypomniała sobie nagle Luna.
- Co mówił?
- Zachowywał się jak kompletny idiota. Sam nie wiedział, co ma zamiar zrobić. Wtedy
utwierdziłam się w przekonaniu, że Strażnicy mają w głowie tylko błazenady. To kolejny
powód, by wypowiedzieć im wojnę.
Wtem, zza krzaków wysunęła się tajemnicza postać, która zgrabnie wyłoniła się z cierni i
zaczęła lewitować za dwójką rozmówców. Ani Luna, ani Heli nigdy wcześniej jej nie widzieli,
choć wydawała się znajoma.
Wytworny żupan w kolorze glonów i charakterystyczne długie wąsy, spięte na nitki
wskazywały na jakże wytworne życie owej niezidentyfikowanej osoby. Nie posiadała ona
nóg. Z dolnej części żupana, tuż pod umocowaną szablą, unosiła się mgła, rozpływając się
szybko w powietrzu.
- Kim jesteś? – spytała nieufnie Luna.
Postać przygładziła lewy wąs i ukłoniła się:
- Zwą mnie, jak zwą, ale muszę przyznać, że strasznie tej nazwy nie lubię. Za to możecie mi
mówić Mrok. Oto me imię. Usłyszałem słowo „wojna” i pomyślałem sobie: „Oho! ktoś mnie
ewidentnie potrzebuje”.
Luna z grymasem spojrzała na przybysza i twardo odparła:
- Wybacz, lecz ta rozmowa toczy się między nami dwoma i trzecia osoba nada jej tylko
zbędnej niewygody. To dobrze, że pragniesz pomóc, lecz w tym wypadku chyba na nic się
zdasz.
- Och, rozumiem – uśmiechnął się przyjacielsko, przypatrując się ognistemu wojownikowi. –
Ten nieodziany w zbroję rycerz to z pewnością twoja miłość i zapewne coś przeszkadza
wam w dzieleniu się tą miłością.
- Skąd wiesz?
- Po pierwsze – uśmiechnął się jeszcze otwarciej – nie robicie baniek mydlanych, a nic nie
uszczęśliwia bardziej, po drugie – chcecie prywatności, a zarazem macie wcale radosne
miny; no i po trzecie – wyglądacie zupełnie jak Słońce i Księżyc. Wnioskuję, że jesteście ich
opiekunami.
Wszystkie domysły Mroku okazały się prawdą. Wyglądał na osobę niezwykle przenikliwą
oraz znającą się na rzeczy. Wciąż jednak obydwóm kochankom wydawało się, iż ta twarz,
Strona: 9/13
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
która przed nimi uśmiecha się raz za razem, już kiedyś pojawiła się w ich życiu. Tylko kiedy?
I w jakich okolicznościach?
- Jaki masz interes w pomocy nam? – Luna zawsze zdawała się nie ufać nikomu.
- Interes? – Mrok przemówił ironicznie. – Nie jestem śmiertelnikiem, aby dokonywać
interesów. Zatargi są mi zbędne. Po prostu znalazłem się w odpowiednim miejscu i czasie,
no i… wiem, jak można wam pomóc…
- Jak? – zapytał Heli z ognistym błyskiem w oku.
- Usłyszałem o waszej wewnętrznej niechęci do ziemskich śmiertelników. I ja ich nie znoszę i
od kilkuset lat próbuję pokonać te zapchlone, śmierdzące istoty, by uchronić swój własny
lud przed zagładą, jaką te parszywe dranie im zgotują. – Powędrował wprost za Lunę,
szepcząc jej do ucha.- Byłem kiedyś potężny. Władałem wszystkim. Mogłem pstryknąć w
palce, a wody rozstępowały się jak przedziałek na głowie. – Jednym susem podleciał do
Heliego. – Mogłem rozkazać ptakom ssać mleko, a ssakom nakazać lot, otrzymując
dokładnie to, o co prosiłem.
Luna na chwilę się wzdrygnęła. „Kim on jest?” pomyślała. Jego opowieść – jeśli, rzecz
jasna, ma w sobie przynajmniej szczyptę prawdy – oznaczałaby, że Strażnicy jeszcze przed
ich stworzeniem bawili się w swe gierki, wyznaczając każdemu prawa i przywileje. Żaden z
nich nigdy o tym nie wspomniał.
- Jak mogłeś rządzić wszystkim, skoro dopiero po naszym powstaniu Strażnicy rozpoczęli
swoją właściwą działalność? – Heliemu coś tutaj wyraźnie nie pasowało.
Szlachcic znowu przygładził wąs, tym razem prawy, zamrugał i wytłumaczył:
- Oni już tacy są. Najpierw coś stworzą, powołają zwykłe istoty, by pilnowały to, co
utworzyły: gwiazdy, planety, satelity, morza, oceany; a potem po czasie się tym zanudzają i
postanawiają zniszczyć – przeszedł na bardzo poważny ton, przypatrując się zadziwionej
parze. – Nie byliście pierwsi. Ba! Ja nawet nie byłem pierwszym, który przyrzekł im wierność
w zamian za potężne moce. Spójrzcie na inne planety – one okręcają się cały czas, a nikt
nie musi ich pchać swoją siłą. Dlaczego? Bo kiedyś jakiś ofiarny kozioł odwalał tę ciężką
robotę, a następnie został zniszczony i jego pył dalej aktywował magiczną siłę. To tylko
kwestia czasu…
- Chcesz powiedzieć, że Strażnicy po dłuższym czasie zetrą nas w drobny mak? Jak drwa w
kominku?
- To niedopuszczalne! – uniósł się Heli i w porywie złości przeciął toporem pobliski świerk
tak, że ten narobił zamieszania.
Mrok nie okazywał uczuć mimo uśmiechu, choć widać było, że cieszyła go myśl, iż dopiął
swego. Gładził wąsy z dumą i usatysfakcjonowaniem.
- Wiem, jak to brzmi… Ale niestety, taka jest prawda… Przykra prawda.
- Dlaczego więc ty nadal żyjesz? – słusznie zauważyła Luna. – Przecież nie rządzisz już
światem, a więc stałeś się bezużyteczny. Dlaczego?
Mrok w tajemniczy sposób ułożył palce, dając do zrozumienia, że rozmowa zbliża się do
Strona: 10/13
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
głównego wątku. Dało się dostrzec, że lubi się chwalić swoją historią - wtedy wąsy tworzyły
bycze rogi, podkulając swą środkową część.
- Cesarze Mórz – znacie ich, czyż nie? – dwójka pokiwała głową – oczywiście, że ich znała,
lecz ostatnio widziała ich podczas wstąpienia na nieboskłon. – Istnieli i rządzili. Awansowali
nawet na Cesarzy Oceanów, jednak potem słuch o nich zaginął, a wody stały się niezwykle
spokojne. Te słone morza, które skrywały straszliwe potwory: krakeny oraz lewiatany, dziś
służą za bezpieczną drogę transportu. No, może niezupełnie, zważywszy na korsarzy. Ale w
każdym razie potwory straciły swych władców i opadły na samo dno. Dlaczego? – pytanie
oczywiście było jak najbardziej retoryczne. – Strażnicy dyskretnie ich usunęli. A kto im w
tym pomógł? Ludzie, ot co!
- W jaki sposób?
- Ludzie wierzą tylko i wyłącznie w Strażników Czasu – uniósł się, zamaszyście wymachując
rękami, mgła leciała mu z żupana jak para z lokomotywy. – Dla nich nie ma innych bóstw, a
jeśli są, to tylko heretyckie, czyli nieprawdziwe i złe. Wiara nie daje nam żadnej mocy, ale
trzyma przy poczuciu, że ktoś nas docenia. Robimy to, co mamy robić, ale nie zawsze
śmiertelnikom to się podoba, więc modlą się do Strażników, sądząc, iż zgrzeszyli przeciwko
nim. Oni usuwają problem dla chorej potrzeby, bawi ich to, czują się lepsi. Przetrwałem
tylko dlatego, że złamałem zasady. – Znowu podkręcił wąs.- Uciekłem poza granicę, do
miejsca niestworzonego ich ręką i tam ukrywałem się do czasu, aż ich świadomość została
całkowicie uśpiona. Myślą, że nie żyję… Ale zostawiłem też na Ziemi pamiątkę – mój
wspaniały lud: piękny dawniej, szpetny i przeklęty obecnie. I to on stanowi klucz do
waszego sukcesu.
Heli niepewnie poruszył się na ławce, patrząc z daleka na nieruchome Słońce. Bał się
konsekwencji.
- Mamy mało czasu! Za chwilę skończy się zastój. Musimy wrócić na swe stanowiska!
Mrok uśmiechnął się od ucha do ucha. Dopiero teraz można było zauważyć jego długą
szramę na policzku.
- Jesteś zbyt obowiązkowy – upomniał. – Jednak masz rację. Musicie wracać, gdyż Strażnicy
szybko wychwycą waszą niesubordynację wobec nich. Podejrzenia – nie chcemy ich,
prawda? Zajmę się jednak waszą sprawą, ale pod jednym warunkiem…
- Jakim? O jaki warunek ci chodzi? – zapytała Luna z błyskiem oku, gotowa do każdego
poświęcenia.
Szlachcic skrzywił się, bojąc się, że urazi tymi słowami parę potężnych opiekunów.
Przełamał barierę lęku i bez zająknięcia przekazał jeden jedyny warunek:
- Dokonam zemsty, jeżeli oddacie mi trochę swojej mocy – zapadła niezręczna cisza, Heli
wyglądał na nieprzekonanego. – Wystarczy szczypta, ociupinka, naparstek, kropelka z czary
waszej duszy… Tylko tyle. Ta moc pozwoli mi skontaktować się z mym ludem, by mogli
dopełnić przykazania.
- Nie wiem, jak ofiarować ci moc – zmartwiła się Luna. – Nigdy tego nie robiłam…
- Żaden problem… Dotknę was w miejscu, gdzie mężnie bije serce, bez względnych
formalności. Ale ta decyzja zależy od was. Bądźcie kowalami swego losu, ten jedyny raz… Strona: 11/13
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
jego prośba brzmiała tak kusząco. Nawet największy niedowiarek, wahający się przy
ważnych decyzjach, zdołałby skusić się na tę ofertę. Heliemu jednak coś wyraźnie nie
pasowało. Ten ciemny typ. Pamiętał go, lecz mroczna plama przesłaniała ten element jego
wspomnień. Sam nie wiedział czy specjalnie, czy zupełnie przypadkowo.
Z drugiej strony był zły. Sądził przez każde millenium, iż będzie mu dane pławić się w
glorii i chwale, trzymając Lunę za rękę, gdy tylko ich era dobiegnie końca, tymczasem
otrzymał pustkę. Pustkę bez perspektyw. Jak pionek, który spadł z planszy mimo dobrej gry.
- Nie możemy sami zniszczyć Ziemi? – zapytał Heli, gdy Mrok znacznie się już do niego
zbliżył. – Można naprowadzić nieco światła na ziemską kulę, a upieczemy ją jak wieprza. Po
coś nam potrzebny?
Mrok, nie namyślając się zbyt długo, odparował:
- Zniszczycie Ziemię – dobrze, ale potem sami zostaniecie unicestwieni. I na cóż to?
Tymczasem ja - rzekomy nieboszczyk, umarlak, dawny problem – dokonam tego, nie
zwracając na siebie uwagi. W końcu te przebrzydłe kreatury myślą, że umarłem…
Jakkolwiek by to nie zabrzmiało przy istocie nieśmiertelnej. Doprowadzę mój lud do planety
Uniksa, do narodu posiadającego ogromną technologię i stworzonego przez obcą, a nie
tutejszą rękę Strażników. Jedno z ich praw mówi, że wszystko, co zostało odmienione bez
ich udziału wpływa pomyślnie na istoty tym rządzące. – Zakręcił radosne salto. – Bez Ziemi i
pozostałych planet ani Słońce, ani Księżyc nie będą miały sensu istnienia. Pozbędziemy się
całej galaktyki, a was uwolnimy. Zostaniecie wyzwoleni.
Mowa, choć długa, dała do zrozumienia Heliemu, że cały pomysł ma sens, a, co więcej,
może się udać. Nicość bardzo przerażała, ale każdy krok czyniono dla jego dobra. Czuł to w
sercu. Po raz pierwszy bał się czegoś. Zwykle był to stres, lecz w chwili obecnej mógł
pewnie nazwać owe uczucie strachem przed przyszłością.
Luna wypięła dumnie pierś i z słodkim, wojennym uśmiechem dała dotknąć swego serca
Mrokowi. Jasnoniebieska energia przepłynęła przez rękawicę szlachcica i niczym pojazd w
tunelu szybko przesunęła się równą linią do jego oczu, pozostawiając w ustach słony smak.
Gdy przyszła kolej na Heliego, ten jeszcze nie zamierzał ustąpić. Opierał się, ściskając w
dłoniach duży topór – jego wieczne oręże.
Dopiero wówczas, gdy Mrok przyrównał pakt z jego miłością do Luny i wypowiedział: „Dla
dobra twojego i twej ukochanej” mężczyzna zgodził się i podobnie jak jego wybranka wypiął
muskularną pierś, by oddać moc.
Tak doszło do porozumienia trojga nadprzyrodzonych. Porozumienia, które, jak się
okazało, mogło doprowadzić do zguby. A Mrok tak naprawdę nazywał się inaczej. Wolał, gdy
mówiono na niego z wykwintnością, powagą, poszanowaniem. Wolał, gdy mówiono do niego
Chaos.
[1] Nie chodzi o gwiazdozbiór. W kosmosie porusza się wiele stworzeń nieco podobnych do
ziemskich. Mało kto wie o kosmicznych węgorzach, mało kto wie również o mlecznorogu
(przypomina trochę kozicę). Wielka Niedźwiedzica to animoida, czyli żyjące ciało niebieskie,
Strona: 12/13
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
na którym mieszkają różne cywilizacje. Choć trzeba przyznać, że nazwa pochodzi od
gwiazdozbioru.
Strona: 13/13
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl

Podobne dokumenty