Weronika Sabik Wszystkich informacji o mojej prababci

Transkrypt

Weronika Sabik Wszystkich informacji o mojej prababci
Weronika Sabik
Wszystkich informacji o mojej prababci dowiedziałam się od mojej mamy.
Historia mojej prababci Leokadii Kansy - można powiedzieć, że jest trochę smutna. Prababcia
nie był prawdziwą Polką, była z pochodzenia Greczynką. W czasie drugiej wojny światowej
moja prababcia pracowała u Niemców - była to praca przymusowa. Była przetrzymywana w
bardzo okropnych warunkach, dostawała tylko do jedzenia jedną suchą kromkę chleba, a do
picia tylko wodę. Urodziła się w Grecji, 12 czerwca, przed rokiem 1939. Po pewnym czasie
uciekła od Niemców. Uciekając od nich, była bardzo zmartwiona i przestraszona, ponieważ
nie wiedziała, gdzie się ma podziać. Po miesiącu, wracając do swej rodzinnej miejscowości,
była w Bułgarii i zauważył ją przystojny, wysoki blondyn o imieniu Tadeusz, który też
pracował w bardzo trudnych warunkach. Zaopiekował się nią i pomagał jej.
Kiedy moja prababcia już wyzdrowiała, to poprosiła go, żeby wyjechali do Polski. I obiecali
sobie, że kiedy tam dotrą, wezmą ślub. Tadeusz zgodził się i pojechali. I tak jak jej obiecał,
dotarli do Polski i wzięli ślub. Z opowieści mojej mamy wiem, że po tylu troskach, moja
prababcia czuła się w końcu bezpieczna i radosna. Po raz pierwszy od wielu lat już się nie
bała i była z moim pradziadkiem szczęśliwa. Po ślubie chcieli mieć dziecko i urodziła im się
córka o imieniu Teresa – i to była moja babcia.
Moja babcia mieszkała w Wałbrzychu, uczyła się ona bardzo dobrze. Z opowieści wiem, że
jej rodzice, a moi pradziadkowie, bardzo ją chwalili, że tak dobrze się uczyła i zdawała z
klasy do klasy ze świadectwem z wyróżnieniem. Moja prababcia i pradziadek byli z niej
bardzo dumni i szczęśliwi, że maja taką piękną i zdolną córkę. Kiedy moja babcia miała 9 lat,
jej tata, a mój pradziadek, zmarł – było to 13 kwietnia 1951. Moja prababcia - Leokadia była
bardzo smutna, płakała każdej nocy i każdego dnia. Nie mogła w to uwierzyć, że Tadeusz
zmarł, ale po roku musiała zrozumieć, że jej mąż nie żyje, i że została sama.
Teresa też rozpaczała, tęskniła za nim, płakała nocami i dniami, ale tak jak jej mama, musiała
zrozumieć, że jej tata jest w niebie, w lepszym świecie. Teresa, dorastając, zapomniała o tym,
że jej tata nie żyje, ale w niektórych momentach, wyobrażała sobie jego twarz i wtedy była
szczęśliwa z tego, że przynajmniej ma w pamięci jego wizerunek. Babcia, jako młoda kobieta,
poznała przystojnego mężczyznę, wysokiego wzrostu, o przepięknych krótkich włosach i
przepięknych dużych oczach. Była ona bardzo zaskoczona, że taki chłopak, o imieniu Leszek,
chce się z nią spotykać. Była zaskoczona, ale i jednocześnie też szczęśliwa, że nie będzie
sama. Po pewnym czasie, jak lepiej się poznali, postanowili, że wezmą ślub i z tego powodu
byli bardzo szczęśliwi.
Mama Teresy była dumna z córki, że znalazła sobie tak inteligentnego i pracowitego
mężczyznę. Po jakimś czasie postanowili mieć dziecko. Urodziła się im córka o imieniu
Ilona.
Ilona – moja mama, była jedynaczką do 15 roku życia, aż nieoczekiwanie urodziła się
Karolina. Moja mama opowiadała mi, że była to dla niej wielka niespodzianka. Przez tak
długi czas nie miała rodzeństwa, więc nie spodziewała się, że zostanie kiedyś starszą siostrą.
Moja mama uczyła się w Szkole Zawodowej im. Adama Mickiewicza w Wałbrzychu. Moja
babcia była bardzo dumna ze swojej córki, że jest tak wspaniała i grzeczna. W czasie, kiedy
moja mama się uczyła, musiała także opiekować się swoją siostrą, ponieważ ich mama (a
moja babcia) pracowała i nie miały innej pomocy. Mama opowiedziała mi, że po pewnym
czasie zapoznała w szkole przystojnego mężczyznę o imieniu Piotr i była z tego powodu
bardzo szczęśliwa.
Mój pradziadek od strony taty, miał na imię Jan Borowiak. Urodził się 7 lipca 1909 roku.
Chodził do szkoły w Luboszu, niewielkiej miejscowości koło Poznania. Z opowieści wiem, że
kiedy dorósł, wstąpił do wojska i służył w nim długi czas, broniąc ojczyzny. Od roku 1939 do
1945, mój pradziadek brał udział w II wojnie światowej. Walczył pod Monte Cassino, pod
dowództwem Generała Andersa. Był też w niewoli, w Związku Radzieckim przez 7 lat.
Dopiero po tym czasie udało mu się powrócić do Polski. Pradziadek przyjechał do
Wałbrzycha w 1951 roku i postanowił, że tu osiedli się na stałe. Pracował wtedy w koksowni
Victoria, a w latach 60. poszedł na emeryturę. W Wałbrzychu mój pradziadek zapoznał swoją
żonę Walentynę. Niestety nie wiem, gdzie dokładnie poznali się moi pradziadkowie i w jakich
okolicznościach.
Moja prababcia - Walentyna Borowiak, nie pracowała. Zajmowała się prowadzeniem domu i
opieką nad dziećmi. Była po prostu gospodynią domową. Wiem, że urodziła się 27 stycznia
1910 roku. Moja prababcia mieszkała w małej wiosce. Skończyła liceum ogólnokształcącego
i niedługo po zakończeniu szkoły zapoznała swojego ukochanego, pierwszego chłopaka Jana Borowiaka, mojego pradziadka. Spotykali się coraz częściej, aż po pewnym czasie,
kiedy dorośli, postanowili wziąć ślub. Nie dowiedziałam niestety, gdzie i kiedy moi
pradziadkowie się pobrali, ponieważ moi rodzice tego nie wiedzieli, a babcia o tym nie
wspominała. Z opowiadań moich bliskich, wiem tyle, że byli ze sobą bardzo szczęśliwi.
Prababcia urodziła troje dzieci: Kazimierę (ur. 11 listopada 1933 roku), Józefa (ur. 6 marca
1935 roku) i Danutę. Moja babcia – Danuta, urodziła się 13 marca 1952 roku. Chodziła do
Szkoły Podstawowej nr 17 im. Marii Konopnickiej w Wałbrzychu na Sobięcinie. Po
skończeniu podstawówki, moja babcia poszła do szkoły w Szczawnie Zdroju, do Zespołu
Szkół Ceramicznych. Po pewnym czasie poznała mojego dziadka Feliksa.
Rodzice mojego dziadka, czyli moi pradziadkowie, to Władysław i Urszula. Pradziadek
pochodził z Bitkowa, urodził się 28 października 1905 roku. Wiem tylko tyle, że pracował w
rafinerii i wydobywał tam ropę naftową. Po pewnym czasie postanowił przyjechać do
Wałbrzycha i w roku 1945 zaczął pracę w koksowni. Mój pradziadek pracował do 65 roku
życia. Pradziadek zmarł 6 września 1996 roku.
Moja prababcia urodziła się 2 października 1912 roku, a zmarła 17 listopada 2002 roku. Jej
nazwisko panieńskie brzmiało Wyrostek. Wiem, że ukończyła szkołę podstawową, a potem
poszła do zawodówki i uczyła się na kierunku krawiecko-szwalniczym. Moja prababcia
mieszkała na Ukrainie w miejscowości Bitków, w której znajdowało się osiedle kopalniane.
W 1945 moi pradziadkowie, wraz z wujem Adamem i Alfredem, wyjechali z Ukrainy do
Polski. W latach 50, przyjechali do Wałbrzycha i zamieszkali tu na stałe.
Babcia opowiadała mi, jak spotkała mojego dziadka. Babcia, jak każdego dnia, była w pracy,
w porcelanie „Krzysztof”. Była sprzedawczynią i kasjerką, i nagle podszedł do niej młody
mężczyzna, pocałował jej rękę i przedstawił się. Zaczął prawić mojej babci komplementy, co
ją bardzo zaskoczyło i od tego wszystkiego babcia miał czerwone policzki. Długo rozmawiali,
aż dziadek zaproponował jej romantyczną kolację. Babcia na początku nie była przekonana,
czy to dobry pomysł, gdyż znali się niecały dzień. Dziadek strasznie nalegał, aż babcia w
końcu się zgodziła. Na drugi dzień spotkali się w restauracji. Babcia pamięta nawet jak była
tego dnia ubrana: miała niebieską sukienkę do kolan i eleganckie półbuty. Włosy miała
rozpuszczone, a na szyi miała piękne, czerwone korale. Jej oczy promieniały radością i
zachwytem. Babcia powiedziała mi, że dziadek też dobrze się prezentował: był ubrany w
szary garnitur, na ręce błyszczał mu sygnet, a włosy miał perfekcyjnie zaczesane na jeden
bok. Dziadek był zachwycony babcią, a ona nim. Siedzieli do późnej godziny, pijąc czerwone
wino. Po kolacji dziadek odprowadził ją do domu.
Po pewnym czasie moi dziadkowie wzięli ślub. Tata nie powiedział mi, kiedy i gdzie odbyła
się ceremonia. Jedyne co wiem, że byli oni ze sobą bardzo szczęśliwi, gdyż byli zakochani w
sobie ,,po same uszy”. Po pewnym czasie urodziło im się ośmioro dzieci: Agnieszka, Piotr,
Tadeusz, Anna, Bogdan, Katarzyna, Dorota i Barbara, która niestety zmarła wieku 4 lat.
Mój tata uczęszczał do Zespołu Szkół Mechanicznych na ulicy Ogrodowej. Był on w klasie o
kierunku budowlanym – zawód murarz. Po skończeniu szkoły, tata pracował na budowie,
niedaleko miasta, a mama w tym czasie chodziła na praktyki i zajmowała się zwierzętami.
Moi rodzice dość długo się spotykali, zanim postanowili związać się na stałe. Ze zdjęć i
opowieści mojej mamy, wiem, że w dniu ślubu była ona ubrana w długą, prześliczną białą
suknię. Po ślubie, była wspaniała zabawa. Wesele trwało do samego rana i wiem z opowieści
rodziców, że wszyscy goście bardzo dobrze się bawili i długo świętowali. Po ślubie, moi
rodzice zamieszkali w kamienicy przy ulicy 1 Maja 198. Kamienica, w której mieszkali, nie
była prawie w ogóle remontowana. To stara, przedwojenna kamienica. Ma tylko dwa piętra i
bardzo dziwny kolor elewacji - nie umiem go opisać. Ten kolor jest dla mnie zbyt
nieokreślony, choć dobrze go pamiętam. Wygląda jak kolor lekko brązowo, połączony z
purpurowym.
Ja przyszłam na świat 1 listopada 2000 roku, w Wałbrzychu. Oglądając moje zdjęcia
zauważyłam, że kiedy byłam małym bobaskiem, spędzałam bardzo dużo czasu z moimi
rodzicami w mieszkaniu u babci od strony taty. Mam zdjęcia, na których widać, jak moi
rodzice, wraz z moją babcią i ciocią, kąpali mnie, karmili i ubierali. Bardzo dobrze pamiętam
mieszkanie mojej babci, ponieważ spędziłam w nim wiele momentów mojego dzieciństwa.
Razem z moimi braćmi przyjeżdżaliśmy do babci, żeby ją odwiedzić. Bawiłam się tam bardzo
często z moim kuzynem Dawidem - był on trochę młodszy ode mnie. Można by powiedzieć,
że spędzanie czasu u mojej babci było wspaniałe, ale po pewnym czasie przestaliśmy się tak
bardzo często widywać z babcią i całą rodziną, ponieważ nie mieliśmy już tyle wolnego
czasu. Moja mama i mój tata pracowali, a my chodziliśmy już do zerówki. Mama i tata
zajmowali się i domem, i nami.
Pamiętam dobrze, że mama mi pomagała w lekcjach, chociaż robiłyśmy to popołudniami, jak
mama wróciła z pracy i wiedziałam, że mama była bardzo zmęczona. Byłam zaskoczona, że
mama ma tyle jeszcze siły, żeby mi pomóc. Kiedy moi rodzice widzieli, że odrobiliśmy
lekcje, ale nie było jeszcze zbyt późno, wychodziliśmy na dwór. Na podwórku bawiliśmy się
w ganianego, w chowanego, w baby jaga patrzy i inne zabawy, które bardzo dobrze pamiętam
i bardzo miło wspominam.
Po pewnym czasie urodził się mój brat Mateusz – 19 Stycznia 2002 roku. Mieszkaliśmy
wtedy na ulicy 11 – go Listopada. Mieszkanie miało jeden duży pokój i kuchnię, i nie było
tam nic szczególnego, o czym mogłabym napisać. Zostałam ochrzczona dnia 15 kwietnia
2000 roku w kościele św. Józefa Oblubieńca. W tym kościele został ochrzczony również mój
brat Mateusz. Po pewnym czasie urodził się mój najmłodszy brat - Wiktor. Był on ochrzczony
w kościele na ulicy 11 Listopada. Ponieważ przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania na
ulicy 11- listopada 174. Mama zapisała mnie i moich braci do Szkoły Podstawowej nr 23 im.
Wojsk Ochrony Pogranicza na Nowym Mieście. Uczęszczałam do tej szkoły do 5 klasy.
Później przeprowadziliśmy się z powrotem na Sobiecin, na ulicę 1 Maja 156. Wtedy mama
zapisała mnie i moich braci do Szkoły Podstawowej im. Marii Konopnickiej przy ul. 1 –Maja
105. Gdy skończyłam klasę 6 to poszłam do Publicznego Gimnazjum nr 4. I do tej pory uczę
się w tym gimnazjum, w klasie 2a.

Podobne dokumenty