Środowisko performatywne - Wydział Intermediów
Transkrypt
Środowisko performatywne - Wydział Intermediów
Akademia Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie Wydział Intermediów Kierunek kształcenia: Intermedia Poziom studiów: magisterskie Środowisko performatywne – o obecności, która scenę na wskroś siewnym dreszczem przeszywa Krzysztof Kaczmar Praca dyplomowa pracownia dyplomowa: Pracownia Archisfery promotor: prof. ASP, dr hab. Grzegorz Biliński recenzent: dr hab. Michał Ostrowicki Kraków 2016 1 Spis treści: 1a. 1b. 2. 2a. 2b. 2c. 2d. 3. 4. 4a. 4b. 4c. 5. Wstęp: Krzysztof Kaczmar – status: student na urlopie dziekańskim Dziennik pokładowy: „[…] od dwóch miesięcy cisza” Sztuki wizualne i procesy ekspresji aktorskiej Poza czasem Wewnątrz czasu Przestrzeń inspiracji Wnętrze Zewnątrz Procesy ekspresji aktorskiej Środowisko Performatywne O obecności, która scenę na wskroś siewnym dreszczem przeszywa Widma Stany skupienia Zakończenie Literatura 3 6 8 13 16 19 23 27 32 32 34 35 37 39 2 1a. Wstęp: Krzysztof Kaczmar – status: student na urlopie dziekańskim Od ponad pół roku przebywam na urlopie dziekańskim. Zwrot „przebywanie na czymś” bardziej kojarzy mi się z pobytem w pewnym miejscu niż z odniesieniem się do wycinka jakiegoś czasu – dlatego też go użyłem. Przebywam na wyspie Urlop. W przestrzeni która „ustawowo gwarantuje przerwę w wykonywaniu pracy”. Która ma mi dać poczucie wytchnienia. Tutaj „nie pracując”, szukam dla siebie miejsca pracy. Próbuję łapać się nowych zadań – rozsiewam CV, chodzę na rozmowy kwalifikacyjne do teatrów i galerii. Szukam dla siebie przystani na pourlopowy i postudyjny powrót. Bardzo dużo piszę. Prześcigam się się formułowaniu coraz to nowych projektów artystycznych, w których już nieco straciłem rachubę, lecz pokładam w nich tyle nadziei, że nie stanowi to dla mnie problemu. Siedząc przy biurku, czuję że podświadomie szukam w nich ratunku, sensu który jakiś czas temu zatracił się kompletnie i przepadł. Patrzę bezczynnie w ścianę. Czekam aż cień lampki nocnej cudownie przeistoczy się i ujawni mi cały sens mojego istnienia. Tymczasem zauważam, że właśnie minął kolejny tydzień od kiedy tak siedzę. Ściana w którą tak namiętnie się wpatrywałem okazuje się być ekranem komputera. Nigdy nie miałem wśród moich znajomych osób które cierpiałyby na depresję, jednak w tym momencie, jak nigdy przedtem czuję że bardzo chciałbym się nimi otaczać. W przeciągu dwóch tygodni zmienił się cały otaczający mnie świat. Wraz z biurkiem zajęliśmy róg nowego pokoju, niemożliwie odosobnionego od tego który dobrze znaliśmy. Prawdę powiedziawszy to na tej bezludnej wyspie, jak wyrzucony z wody, przez pierwsze dwa tygodnie odkrztuszałem słoną wodę. Zalegała mi w płucach po ponad dwuletnim okresie dryfowania. Zacząłem przypominać sobie co tak naprawdę się wydarzyło i dlaczego życie wyrzuciło mnie akurat w tym, a nie innym miejscu. W głowie majaczyły mi znajome głosy. Powidoki nieudanych wystaw zlewały się z echami wrednych komentarzy i wyrwanym z kontekstu zdaniem – nie rób tego Krzysiu…. W ciągu dwóch ostatnich lat zrobiłem 13 wystaw, w tym: jedną indywidualną, jedną na odczep, dwie nieudane, cztery na których nie byłem, trzy z ludźmi których nigdy wcześniej nie widziałem na oczy i dwie z których byłem naprawdę zadowolony. Nie wiem czy to dużo czy mało, ale po skończeniu licencjatu miałem masę czasu żeby zastanowić się nad tym. Przemyśleć czym tak naprawdę jest dla mnie „wystawianie się”. W tamtym okresie brałem udział w kilku wydarzeniach tak dennych, że wypierałem się ich przed każdym kto o nie pytał. Dzięki temu zdałem sobie sprawę co tak naprawdę mnie interesuje, a w czym nigdy więcej nie chcę uczestniczyć. Wtedy też poznałem K. K. był bezrobotnym pisarzem przed trzydziestką, który na froncie walki z depresją po utracie pracy, stracił wolę działania i dał się wciągnąć w zastępy knajpianych kompanii. Po raz pierwszy spotkałem go właśnie w barze, jak zerując kolejne piwo wpatrywał się w ścianę wśród dymu gasnącego mu w dłoni papierosa. Choć był człowiekiem barczystym i dobrze zbudowanym, sprawiał wrażenie suchej gałązki dygocącej na wietrze. Na pierwszy rzut oka nie robił zbyt dobrego wrażenia. Wiecznie w grubej, skórzanej czapce z nausznikami, kożuchu i dziurawych butach wyglądał raczej jak zubożały myśliwy niż pisarz. Wielki ciężar niezadowolenia malującego mu się na twarzy, ciągnął jego głowę ku ziemi, w której godzinami więził wzrok. Sprawiał wrażenie jak gdyby w ten sposób wymierzał sobie karę banicji z tego świata, który tak bardzo go zawiódł. Im częściej go spotykałem, tym 3 coraz silniejsze odnosiłem wrażenie, że to jego nonszalancja i wycofanie były wyłącznie wygodnym alibi dla jego prawdziwej natury. Rzadko rozmawialiśmy. Znał moją historię. Powiedziałem mu o wszystkim co przytrafiło mi się w życiu w ciągu ostatnich paru lat, jednak on sam niechętnie dzielił się faktami na swój temat. Nasza znajomość oparta była na niewerbalnej komunikacji dwóch osób, którym życie utarło nosa i wypluło w miejscu w którym nie potrafili się odnaleźć. Bywało że w nagłym porywie alkoholowego uniesienia, ciskał mi w twarz toną obelg i krytyki, zarzucając mi że sam jestem sobie winien swoją niekonsekwencją. Nie pozostawałem mu dłużny, wykorzystując przeciw niemu wszystko co o nim wiedziałem. Czasami dochodziło między nami do rękoczynów, jednak ostatecznie uspokajaliśmy się i w ciszy spędzaliśmy resztę wieczoru. W ciągu ostatnich dwóch lat moim głównym zainteresowaniem była sztuka intermedialna w formie instalacji. Porzuciłem performance po tym jak zostałem wyśmiany za ważną dla mnie akcję przez bliską mi osobę. Instalacja wydała mi się wtedy być rodzajem bezpiecznego substytutu, za którym mógłbym się ukryć. Ugrzęzły z boku jakby siedząc na ambonie, polowałem na pozytywne komentarze zbiegając czasem w dół aby je usłyszeć. Instalacja jako fizyczny zbiór symbolicznych elementów w zaaranżowanej sytuacji mogła, tak jak performer, pachnieć, mieć właściwą sobie temperaturę, miękkość, głos i smak. Funkcjonować jako spójna całość w pełnym i dopracowanym obrazie. Moje instalacje nie były co prawda w stanie żeby samodzielnie się poruszać, jednak starałem się za wszelką cenę zachęcać widzów do swobodnego przeobrażania ich, przestawiania, obracania, cięcia, zamalowywania itd. [Chór] 1 Doświadczenie jest terminem wszechobejmującym wobec rozmaitych sposobów poznawania i konturowania rzeczywistości przez jednostkę. Sposoby te są różne: od bardziej bezpośrednich, biernych zmysłów zapachu, smaku i dotyku, po aktywną percepcję wizualną i pośredni sposób symbolizowania. Rozwijałem własną koncepcję rzeczywistości-lustra, która przeobraża się wewnątrz odbiorcy. Wszystko co percypujemy staje się psychologicznym obrazem nas samych, ponieważ wywiera na nas potrzebę komentowania, a to z kolei określa nasz charakter. Przykładowo jeśli na jeden dywan spadnie kieliszek czerwonego wina, troje różnych osób zareaguje na ten fakt niejednakowo. Okaże się że jednemu będzie szkoda stłuczonego szkła, drugi będzie chciał ukarać sprawcę a trzeci będzie użalać się nad winem. Echolokacyjna wartość sztuki, której wartości odbijają się echem w ludzkich górach, odkrywając właściwości ich indywidualnych kotlin i wierzchołków. [Chór] 2 Widzenie i myślenie to ściśle powiązane procesy. Po angielsku I see („widzę”) znaczy tyle, co I understand („rozumiem”). Widzenie, co już dawno zauważono, nie jest zwykłą rejestracją bodźców świetlnych; jest to selektywny i twórczy proces, w którym bodźce z 1 2 Michael Oakeshott, Experience and Its Modes, Cambridge, Mass. 1933, s.10. Yi-Fu Tuan, Przestrzeń i miejsce, PIW 1987, s.21 4 otoczenia ulegają organizacji w płynne struktury, przekazujące rozumnemu organizmowi znaki nasycone treścią. Sądziłem że właściwie skonstruowana instalacja pomoże mi uzyskać silniejsze zaangażowanie widza, niż pochłanianie go obecnością performera. Uczestnictwo w wydarzeniu, w którym ktoś żąda od nas konkretnych, czasem niezręcznych zachowań może być dla niektórych krępujące. Uważałem wtedy – i nadal tak sądzę – że wolność zachowania i odbioru pracy wyzwala w widzu chęć partycypacji. Jak dziecko które kiedy chce może zakraść do piwnicy i wyjeść dżem ze słoika. Nie chodzi o to że ten, który babcia przynosi do kuchni i stawia na stole jest mniej smaczny, ale że tamten smakuje lepiej bo jest przed obiadem. Właśnie… babcia. Pokój z biurkiem stanął w domu rodzinnym w którym mieszkają moi rodzice a kiedyś i dziadkowie. Budynek składa się z parteru, piętra, strychu i piwnicy. Mój dziadek własnoręcznie zbudował go w latach pięćdziesiątych i wprowadził się tam z babcią i trójką dzieci: moją mamą i wujkami. Piętro przez pewien czas wynajmowane było studentom. Przez mój pokój na długo przed moim urodzeniem przewinęło się wiele osób, których nigdy nie poznałem i z którymi prawdopodobnie już nigdy się nie zetknę. W 1985 roku przyszła na świat moja siostra, a cztery lata później ja. Na miejsce wujków przyszedł mój tata M. – inżynier z wykształcenia, muzyk i artysta duszą. Zamieszkaliśmy we czwórkę na piętrze, które opuścili już jego tymczasowi mieszkańcy. Moja siostra która często podróżowała, dość szybko wyprowadziła się z domu. Babcia z dziadkiem aż do śmierci mieszkali na parterze. Zbiegając do nich po schodach w dół, wywracałem się na szarym dywanie, który nie wiedzieć czemu przez wiele lat leżał tam na śliskiej posadzce. Czułem że schodząc w dół podróżuję w czasie do lat młodości mojej mamy. Po otwarciu drzwi z korytarza, dolatywały do mnie na przemian cudowne zapachy wypieków z babci i dymu papierosowego z toalety. Dziadek chyba uwielbiał oddawać się samotnym, tytoniowym przyjemnościom na ustępie. Parter widziany przeze mnie oczami dziecka, przedziwnie zawierał w sobie wszystko co wiedziałem o moich dziadkach. W rozsypanych na stole różnokolorowych guzikach i czarno-białym telewizorze stojącym na szafce, zamknęły się wszystkie wspomnienia po nich. Parter był dla mnie czymś w rodzaju ambasady wszystkich dziadków i babć na świecie. Po ich śmierci życie rodzice przenieśli się na dół. Dzięki inwencji mojej mamy wprowadzonych zostało wiele zmian w układzie pomieszczeń i ich wystroju. Kuchnię połączyła z pokojem a wiele starych mebli i drobnych przedmiotów wyrzuciła. Chciała odświeżyć to miejsce i zerwać z jego przestarzałym wyglądem i dać początek nowej historii. Szereg remontów dosięgnął również piętra. Na pokój przypadła mi post-kuchnia, która została do tego odpowiednio przystosowana. Nad łóżkiem sterczały zaślepki na rury odpływowe, które pozostały po zdjętym kranie, a za kanapą schowane były zaślepione rurki gazowe. Moja siostra do czasu wyprowadzki zajęła tzw. „duży pokój”. Po studentach, obcych rodzinach, sypialni rodziców a potem mojej siostry, magazynuję tam teraz zaplombowane kartony pełne moich rzeczy. Tu, na wyspie Urlop wszystko zaczęło się dla mnie od nowa. 5 1b. Dziennik pokładowy: „[…] od dwóch miesięcy cisza” Leżę w łóżku i nie chcę wstawać, choć szczerze powiedziawszy to nie widzę nawet sensu leżenia. Na białym suficie widzę maleńkie kropki, zwłoki komarów, które moja siostra namiętnie ubijała pantoflem przez długie letnie wieczory. W ustach czuję niesmak. Alkohol i papierosy którymi w towarzystwie szanownego K. zadowalałem się minionej nocy pozostawiły po sobie wstręt. Refleksja głęboka jak sen tej nocy, trwała równie krótko co on. Z głową między ramionami niezdarnie zszedłem po schodach na dół. – Dzięki K., pięknie mnie załatwiłeś – pomyślałem. W nowej, wyremontowanej kuchni mojej mamy, czekało już na mnie śniadanie. Nie byłem z tego dumny. Nie zdążyłem się jeszcze odzwyczaić od własnej rutyny i od tego że zawsze o 8:00 wychodziłem do sklepu. Tu, wszystko miałem pod nosem. Rutynowo, parząc kawę, słodzoną dwoma łyżeczkami cukru, pół na pół z mlekiem. Trzymając ją w jednej ręce a kromkę z pasztetem w drugiej, znów byłem w drodze na górę. Włączam komputer: jeden, drugi e-mail, kanapka – trzeci, Facebook – kawa, kanapka – YouTube, YouTube. Tak skomentowałbym większość identycznych poranków, od czasu przeprowadzki tutaj. Oprócz sporadycznych eksplozji optymizmu wypychającego mnie z domu w poszukiwaniu pracy, nic więcej nie miałem tu do roboty. Siedząc nad pustą stroną notatnika, zacząłem pisać: – Nie sądzę aby poza performance i happeningiem istniały jakieś inne dziedziny sztuki, w których czas teraźniejszy pełniłby tak ważną rolę. Pobudzają świadomość materii ciała, z którym człowiek identyfikuje swoją istotę, oraz przestrzeni codzienności w której żyje. Absurdalne plamy na obrazie abstrakcyjnym, wydają mi się teraz tak dalekie sensu, który bez problemu mogłaby przecież uświadomić prosta interakcja międzyludzka. Do pokoju wchodzi zniesmaczony kurator ostentacyjnie chrząkając. [Kurator] Przepraszam, jeśli mogę to chciałbym zarecytować fragment tekstu autorstwa Allana Kaprowa. Jest na temat, więc myślę że ci się spodoba. Zaczynam: 3 „Przełamując klasyczne harmonie, poprzez użycie zestawień <<irracjonalnych>> czy nieharmonijnych, kubiście skrycie otwarli drogę ku nieskończoności. Skoro raz wprowadzono do obrazu materię obcą w postaci papieru (kolażu), było już tylko kwestią czasu, aby dopuszczono do wtargnięcia w akt twórczy wszelkich obcych płótnu i farbom elementów – łącznie z rzeczywistą przestrzenią. Aby uprościć dzieje następującej potem ewolucji, oto co się stało – kawałki papieru, które zgarnięto z płótna, by żyły własnym życiem, nabrały masy, przemieniły się w inne materiały i rozprzestrzeniły się na całą salę wystawową, aż wypełniły ją całą. (…) O ile ludzie, wchodzący w tego rodzaju otoczenie, poruszają się, stanowią kolorowe kształty, które także można <<wyliczyć>>; można dodać części poruszające się mechanicznie, a elementy stworzonego tak środowiska można przemeblować wedle uznania artysty i zwiedzającego. Skoro zwiedzający może mówić i Allan Kaprow, Assemblage, Environments, and Happenings, H.N. Abrams, New York 1966, s. 165-166, cyt. za: Richard Schechner, Performatyka: Wstęp, przeł. T. Kubikowski, Ośrodek Badań Twórczości Jerzego Grotowskiego i Poszukiwań Teatralnych, Wrocław 2006, s. 189. 3 6 czyni to zgodnie z logiką, dodano też wkrótce dźwięki i mowę – mechaniczne lub odtwarzane z nagrań. Potem przyszły zapachy.” Dziękuję kurator znika za drzwiami – Zraniony człowiek znajdzie w abstrakcyjnym obrazie antidotum na swój problem – zabrzmiał mi w głowie głos K. – Wystarczy że tytuł dostatecznie dobrze opisze mu co czuje, a zacznie wierzyć w wartości tych plam. Umysł ludzki jest zbyt plastyczny i aż nazbyt dobrze potrafi adaptować cudze wartości, żeby zamykać go w ramach: „to zrozumiesz, ale tego już nie”. Zresztą, jak możesz formułować jakiekolwiek spostrzeżenia jeśli od dwóch miesięcy siedzisz zamknięty i gdybasz. Nigdy nie namalujesz ani nie wyrzeźbisz nic na temat którego nie doświadczysz. Chociaż dla ciebie i tak jest już za późno. Straciłeś dwa miesiące. Co możesz zrobić? Właściwie to powinieneś zrobić to wszystko co zaplanowałeś na wczoraj. – Właściwie to mogę zrobić to jutro – pomyślałem. [Chór] 4 Dla mnie intensywność odczuć była zawsze mniejsza niż intensywność świadomości odczuć. Świadomość, że cierpię, zawsze sprawiała mi większe cierpienie niż to, co sprawiało cierpienie. Życie moich uczuć przeprowadziło się już w dzieciństwie do domu myśli i właśnie tam najgłębiej przeżywałem uczuciowe doznania życia. A ponieważ myśl, przyjmując w gościnę uczucie, staje się bardziej wymagająca niż ono, w efekcie reżim świadomości, w którym zacząłem przeżywać to, co czułem, kazał mi czuć w sposób bardziej codzienny, naskórkowy, łaskotliwy. Wszyscy, a w szczególności ten chlejus K., noszą w sobie sprzeczności natury twórczej, poszukując dla siebie najlepszych sposobów samorealizacji. Nawet pan J. z kiosku, którego mijam często w drodze do centrum, o czymś tam sobie roi. Myślę że wiem nawet o czym. Jednak niewiele osób zdobywa się na ucieczkę o której marzy i choć dziesiątki autobusów i pociągów odjeżdża codziennie z dworca o regularnych porach, oni nigdy nie znajdą się na pokładzie żadnego z nich. Jestem taki sam jak oni. Siedzę w domu rodziców bez pomysłu na siebie, a jedyną perspektywą jaką mam, jest wyjście do baru i ponowne wdanie się w bójkę z K. Nie cierpię mojej pułki z książkami. Reprezentuje wszystko czym chciałem się zająć, a na co pozornie nigdy nie wystarczało mi czasu. W gruncie rzeczy ciągłe przekładanie czytania na później, książka po książce, całkowicie zgasiło we mnie entuzjazm z jakim kompletowałem tę zgniłą kolekcję. Jedyną istotą która czerpie teraz z tego spróchniałego 4 Fernando Pessoa, Księga Niepokoju, Świat Literacki, Izabelin 2007, przeł. Michał Lipszyc, s. 89 7 zbioru jest pająk, który zbudował swoją sieć na regale. On nie musi łapać pociągu do innego miasta by znaleźć tam szczęście. Za każdym razem gdy na niego patrzę, wydaje się być coraz szczęśliwszy. Naśladując go leżę na samym środku łóżka z rękami założonymi na piersi i czekam. Chociaż obok mnie znalazła się książka, to nie musi ona walczyć o życie, bo czytanie jak zwykle odkładam na później. W głowie majaczą mi znajome głosy. Echa lęków, powidoki nieudanych wystaw i wrednych komentarzy, niezaakceptowane prezentacje i wyrwane z kontekstu zdanie – nie rób tego Krzysiu…. Promotor pracy magisterskiej zagląda do pokoju przez lekko uchylone drzwi [Promotor pracy magisterskiej] No, może jeszcze wstrzymam się z opinią. 2. Sztuki wizualne i procesy ekspresji aktorskiej [Chór] 5 Życie twórcze skupione na procesie zachowuje charakter przygody. Gdy skupiamy się na rezultatach, może się wydawać głupie bądź jałowe. Obsesja na punkcie rezultatów i wyobrażeniu sztuki jako tworzenia skończonych dzieł to spuścizna społecznego konsumpcjonizmu. Jadę autobusem do Krakowa. Dwa dni temu otrzymałem telefon od mojego przyjaciela J. Poprosił mnie abym zastąpił go w prowadzeniu zajęć z dziećmi w Domu Kultury w jednej z małych, podkrakowskich miejscowości. Zostałem przez niego ostrzeżony, że dzieciaki równie szybko się nudzą co realizują polecone im zadania. Wobec tego program, na którego wykonanie przewiduję godzinę, mogą skończyć w przeciągu kwadransa. Ponieważ biorę sobie do serca rady przyjaciela, przygotowałem materiał na dwie godziny i dwadzieścia minut. Zajęcia zatytułowałem „międzyludzka komunikacja obrazem, dźwiękiem, zapachem, smakiem, dotykiem i węchem”. Chciałem żeby dzieci na wybranych przykładach zastanowiły się nad tym: jak wyrazić smutek muzyką? czy przedmiot może być nośnikiem emocji? jakie możliwości daje nam mimika a jakie gesty? Zależało mi żeby zdać im sprawę z potencjału ich otoczenia. Pokazać że mogą wykorzystać je do przekazywania własnych myśli, a wyłącznie ograniczać się do mowy. Dlatego postanowiłem, że głównym ćwiczeniem będzie praca z przedmiotami, które znają z życia codziennego. W skórzanej walizce pod fotelem wiozłem dla nich: łańcuch, spinacz, kołnierz ortopedyczny, łożysko, wytrych, sprzączka czy ubijaczka do jajek. Mały, roztrzęsiony autobus wiózł na swym pokładzie niewielu pasażerów. 5 Julia Cameron, Droga Artysty, Wydawnictwo Szafa 2013, s. 149 8 – Wszyscy pewnie siedzą w szkole albo w pracy. – pomyślałem – Dlaczego nikt nie odezwał się do mnie w sprawie CV? To nie ma sensu. Mam już dość że wszyscy zatrzaskują mi drzwi przed nosem. Nawet nie dostałem jednego argumentu, dlaczego tak właśnie się dzieje. Gdyby K. zobaczył mnie teraz z tą walizką pełną śmieci, w towarzystwie emerytów jadących do Wadowic i skacowanych studencin z wałówką, pewnie powiedziałby że pasuje tu jak ulał. Podskakujący na wybojach autobus nie sprzyja odręcznemu piśmiennictwu. Jednak wytrwali pisarze nie przestają kreślić, pomimo wszelkich motoryzacyjnych przeciwności. Zakodowane podrygującą dłonią notatki, bardziej przypominają zapis badań EEG, niż jakiekolwiek ze znanych ludzkości słów. Kiedy autobus opuszczał Kęty, właśnie kończyłem wypełniać „poranne strony”. [Chór] 6 Czym są poranne strony? Najprościej mówiąc, są to trzy strony odręcznego zapisu strumienia świadomości. Można je określić mniej elegancko „drenażem mózgu”, gdyż taka jest jedna z ich głównych funkcji. Najlepszym sposobem aby dostać się z centrum Krakowa do „Mydlników”, jest złapać autobus linii numer 139 lub 439 z Placu Inwalidów. Podróż jest czasochłonna, ponieważ należy dojechać na ostatni przystanek linii. DK znajduje się po przeciwnej stronie ulicy niż zatoczka autobusowa. Budynek niespecjalnie odstaje wyglądem od reszty. Z zewnątrz stwarza wrażenie domu wielorodzinnego, który wyłącznie w środku został przystosowany do nowo pełnionych funkcji. Szara „kostka polska” – czyli kwiat po PRL-owskiej architektury. Do metalowego ogrodzenia budynku plastikowymi trytkami przyczepiono baner informacyjny „Akcja lato”. Przy drzwiach wejściowych powitała mnie sympatyczna, starsza pani odźwierna – Dzień dobry panu. W jakiej sprawie? – zapytała wesoło. – Prowadzę dziś zajęcia z grupą multimedialną w zastępstwie za J. Wie pani w której sali zwykle się odbywają? – zapytałem. – Oj kochany, musisz zejść tu schodami w dół, a tam tuż po prawej będzie salka z taką małą tabliczką na drzwiach: „sala plastyczna”. To będzie tam. Poradzisz sobie! – rzekła wręczając mi klucz do ręki. Pomieszczenie było niewielkich rozmiarów. Na błękitnych ścianach wisiały oprawione, pastelowe rysunki. Tytuł sugerował, że wystawa przedstawia sceny z wakacji wymarzonych przez ich młodych autorów. Na pięciu chwiejnych regałach, opartych o ściany w rogach pomieszczenia, leżały buty do przebrania, tornistry i reklamówki. Zaparzyłem sobie kawę w uroczej, lecz nieco klaustrofobicznej mikro kuchni. Sądząc po wyposażeniu, musiała służyć pracownikom również jako schowek na materiały dydaktyczne i miotły. Dla pewności spojrzałem na zegarek, który uświadomił mi że do rozpoczęcia zajęć pozostało mi jeszcze 6 Julia Cameron, Droga Artysty, Wydawnictwo Szafa 2013, s. 10 9 ponad czterdzieści minut. Postanowiłem powtórzyć materiał, który teraz, nieprzewidzianie przestał być już dla mnie tak sensowny jak zdawał się być wczoraj wieczorem. Kiedy zacząłem rozstawiać na stole sprzęt poczułem, że w niekontrolowany przeze mnie sposób trzęsą mi się ręce – Przecież to są tylko dzieci, dlaczego tak mnie to stresuje? – Ramiona spięły mi się w kierunku kręgosłupa, a głos niekontrolowanie zaczął drżeć. – Co mogę pokazać tym dzieciakom? Czy w ogóle mogę je czegoś nauczyć? Przecież to czym się zajmuję nie będzie miało dla nich żadnego sensu! Nie powinienem był tyle czasu siedzieć w domu. Mogłem pracować żeby pozostać w formie. A teraz? Przecież przez ostatnią prezentację jaką przygotowałem na egzamin wstępny na studia oblałem. Nie mogłem przez to wyjechać! Teraz będzie tak samo! – pomyślałem, cofając się w myślach do tamtego momentu, przez co poczułem że jeszcze bardziej zaczęły pocić mi się dłonie. Zanim jeszcze zdążyłem popaść w kompletną paranoję, do pomieszczenia wszedł chłopiec. Przez moment patrzyliśmy na siebie zdziwieni. Wreszcie ocknąłem się i zapytałem – przyszedłeś na zajęcia multimedialne? – Tak – odpowiedział chłopiec ewidentnie skrępowany tym że zamiast J. stałem przed nim ja. – Usiądź. Rozstawię materiały, poczekamy na resztę grupy i zaczniemy – powiedziałem uspokojony, widokiem pierwszego, małego słuchacza z rozdziawionymi z niepewności ustami. W ciągu piętnastu minut, mini audytorium urosło do kompletu czternastu osób. Usiedliśmy wszyscy przy miniaturowych stołach, które sięgały mi do połowy piszczela. Na nich spiętrzył się stos przedmiotów z walizki, które od samego początku zaintrygowały dzieciaki swoim niewyjaśnionym przeznaczeniem. Po pierwszych pięciu najbardziej stresujących minutach, płynnie przeszliśmy do rozmowy. Na wybranych przykładach dzieł z różnych dyscyplin sztuki, zaczęliśmy mówić na temat komunikacji artystycznej. Każdą z prezentowanych prac z grubsza omówiłem. Rozmawialiśmy o procesach i celach muzyki, malarstwa, kulinariów, perfumerii czy krawiectwa oraz o zmysłach, które w nie angażujemy. Szczególnie starałem się zwrócić uwagę na charakter poszczególnych mediów. Dźwięk – potencjał emocjonalny uzyskuje się użyciem odpowiednich wysokości tonów dźwiękowych. Głosy postaci z kreskówek – wyobrażenia na tematy osób, które słyszymy ale ich nie widzimy. Czym charakteryzują się utwory wesołe a czym smutne? Udźwiękowienie filmów – taperzy. Obraz – Właściwości śmiesznych i smutnych scen filmowych. Rola mimiki i gestu. Kolor jako nośnik emocji – filtry fotograficzne i filmowe. Dotyk, zapach, smak – Skojarzenia które może obudzić przedmiot. Opisz wybrany ze stosu na stole obiekt, uzasadnij wybór i skojarzenia. Ćwiczenia: Wybierz trzy przedmioty ze stosu i stwórz z nich krótką historię. Zatytułuj ją i przedstaw. Uzasadnij swój wybór. Zaprojektuj miejską przestrzeń relaksu, postaraj się zaangażować w nią wszystkie zmysły i uzasadnij swój wybór. 10 Dzieciaki z entuzjazmem odpowiadały mi na pytania i brały udział w ćwiczeniach. Odnosiłem wrażenie, że na ich twarzach często maluje się wyraz niejednoznacznego dla mnie powątpiewania. Aby rozwikłać wszystkie wątpliwości które mogły się za tym kryć, przed końcem zajęć zadałem im podsumowujące pytanie – Czy zgodzicie się ze mną, że komunikacja między ludźmi nie jest taka prosta? Każdy kontakt z drugą osobą zależy od tego w jaki sposób pachniemy, stoimy czy gestykulujemy. Wszystko da się osobno zinterpretować. – Ale przecież to jest proste! – odpowiedział nagle jeden z chłopców który przyglądał mi się pytająco – Moja mama uśmiecha się do mnie, opowiada mi historie do poduszki, gładzi mnie po twarzy, gotuje smaczne rzeczy, tuli mnie i całuje, więc po prostu wiem że mnie kocha. [Chór] 7 W sytuacjach intymnych stajemy się często bierni i wystawiamy się na przyjemności i bóle nowych doświadczeń. Bezpośredniość i intymność, z jaką dzieci wchodzą w relacje z ludźmi i przedmiotami, budzą zazdrość poobijanych przez życie dorosłych. Dzieci wiedzą, że są kruche; szukają bezpieczeństwa, a jednak pozostają otwarte na świat. Dorośli poznają, czym jest kruchość i zależność, wtedy, kiedy chorują. […] Jakie wrażenie zmysłowe można porównać z wrażeniem dziecka, które spoczywa w ramionach któregoś z rodziców i słucha czytanej do snu bajki? W ramionach bliskich znajduje się całkowitą wygodę i bezpieczeństwo – tym rozkoszniejsze, że w bajeczce właśnie pojawia się straszny wilk. Mały miał absolutną rację. Sztuka i jej teoria sprawiają że zmysły traktujemy selektywnie. Przecież zwykłe sytuacje codzienne, często bywają bardziej wielopłaszczyznowe i inspirujące niż niejedno dzieło sztuki. Przecież docierające do nas emocje nie są wyłącznie smakowe albo dźwiękowe. Są naturalnym konglomeratem łączącym doznania we wrażenia. Jaki jest więc cel tworzenia sztuki ograniczonej wyłącznie do ubogiego wyimka doznania? Nauka dzieli doświadczenia według klucza odpowiadających za nie zmysłów, po to aby łatwiej określić ich charakterystykę i sposób funkcjonowania. Kreacja artystyczna która funkcjonuje na tej zasadzie, jest jak wirtualne podróżowanie wzrokiem po mapie obcego kraju. Wyłowione z ciemności państwo przez tego nieruchomego turystę, będzie dla niego niczym innym jak tylko pustym zbiorem różnokolorowych linii i plam. Muzyka. Dziedzina sztuki opracowywana i regularnie redefiniowana przez profesjonalnych muzyków na całym świecie, w oparciu o jej regionalne reguły. Muzyka wykorzystuje dźwięk, a ten można odnaleźć we wszystkich składowych naszego życia. Nie jest domeną wyłącznie oper, filharmonii czy sal koncertowych. Jest doświadczeniem spowodowanym rozchodzeniem się fal akustycznych w ośrodkach sprężystych. Muzycy wykorzystują instrumenty muzyczne odtwarzając konkretne dźwięki w ściśle określonym czasie. W przyrodzie nie odnajdziemy rytmu, melodii ani harmonii, które tak precyzyjnie brzmiałyby ze sobą, co w dziedzinie sztuki jaką jest muzyka. Można więc stwierdzić że jest pewnym 7 Yi-Fu Tuan, Przestrzeń i miejsce, PIW 1987, s. 174 11 wynaturzeniem płynącym z technicznego dopracowania i precyzji. Natura nie znosi powtórzeń, definicji ani ciszy. Osoby poświęcające się odtwarzaniu dźwięków nazwiemy muzykami. Perfekcjonistyczny trening może deprecjonować i zabijać w nich miłość do muzyki – do piękna, które dawniej w niej dostrzegali. Różnica pomiędzy doświadczaniem muzyki a budowaniem doświadczenia opartego na dźwięku jest bowiem fundamentalna. Jednym jest krótkotrwała gęsia skórka podczas słuchania poruszającego utworu muzycznego. Innym, świadomość że słysząc gwizd spadającej bomby należy schronić się w bunkrze. Ta druga jest równie niezbędna co nauka języka w celu porozumiewania się ze sobą. Wizja eksplozji może spowodować gęsią skórkę, jednak żadna bezpieczna, artystyczna melodia nie zmusiłaby mnie do ucieczki do bunkra. Ten mały chłopiec aby zrozumieć co znaczy „kochać”, musiał doświadczyć dowodów matczynej dobroci w konkretnych sytuacjach. Jej poświęcenia, ochrony przed zagrożeniami, pomocy w problemach. Jedynie dzięki doświadczeniu tego pojęcia w kontekście, mógł dzięki zebranym dowodom, poznać je empirycznie. Nawet najbardziej romantyczny utwór muzyczny nie jest w stanie odtworzyć emocji towarzyszących wzajemnemu wyznaniu miłości. Utwór muzyczny tworzy złudne doświadczenia miraży emocji. Wyznanie miłości – realne perspektywy na przyszłość. Sztuka nie jest zdolna stworzyć natury rzeczywistości. Może ją wydobywać i wykorzystywać jej składniki lub tworzyć jej parafrazy. Powinna poszukiwać nowych sposobów na kombinowanie jej środowisk, poprzez łączenie jej składowych i zmiany kontekstów w których występują. Aby widz mógł lepiej pojąć ich znaczenie, powinien doświadczyć ich w jak największej ilości różnych przykładów i wariacji. Takie „uświęcanie” codzienności poprzez poważne traktowanie wartości jej składników. Chcę zająć się tworzeniem sytuacji sprzyjających koncentracji widzów oraz świadomego udział widzów w warunkach zintensyfikowanej formy codzienności. Kilkoro dzieci zostało jeszcze po zajęciach żeby pobawić się z mikrofonem zmieniającym głos. Ja siedziałem przy stoliku i myślałem nad słowami chłopca. Wybór wiodącego bodźca dla własnej nienaukowej twórczości faktycznie nie miał dla mnie sensu. Przecież wszystkie działają dzięki wspólnemu subiektowi, spajającemu je we wrażenie syntetycznego doznania zmysłowego. Ciężko jest wskazać gdzie wzrok przestaje wieźć prym w doświadczeniu, a gdzie rozpoczyna się np. naczelna strefa wpływów nosa. Sztuka powinna raczej dążyć do ich kolektywnej integracji. Jeśli bodźce będą działać synergicznie według wspólnego planu, wówczas zwrócą na siebie uwagę widza swoją intensywnością. Kurator, zaczyna mówić wychodząc spod stolika. [Kurator] Wszystkim artystom sztuki współczesnej powinien być znany termin sztuki kontekstualnej Świdzińskiego czy intermediów Higginsa. Pozwolę sobie coś zadeklamować: 12 Sztuka kontekstualna jest zainteresowana nieustannym procesem dekompozycji znaczeń, które utraciły odpowiadające im w rzeczywistości przedmioty i tworzeniem w ich miejsce nowych, aktualnych znaczeń. oraz tekst ideologiczny Artura Tajbera: 9 Dzieło staje się intermedialne nie tylko wtedy, gdy łączy w sobie i asymiluje, syntetyzuje różne środki, osiągając tą drogą stan niezależności i autonomii, lecz gdy proponuje własne, niepowtarzalne ich połączenie.” Dziękuję 8 Promotor pracy magisterskiej zagląda do pomieszczenia z mikro kuchni trzymając w dłoni herbatę [Promotor pracy magisterskiej] Jeszcze poczekam. 2a. Poza czasem Uwaga leci! – krzyknął K. rzucając w moją stronę nieotwartą butelkę piwa, która przelatując przez całą długość baru, ominęła mnie roztrzaskując się z wielkim hukiem na ścianie. Z każdej strony zaczęli zlatywać się do nas ochroniarze, którzy wynurzyli się spod ziemi tylko sobie znanymi, sekretnymi sposobami. Przed oczami mignęło mi jedno z ramion, które o małpiej sile żurawia budowlanego poderwało mnie w górę. Zostaliśmy wyprowadzeni na zewnątrz, więc nie pozostawało mi nic innego jak elegancko podziękować za odprowadzenie mnie do drzwi. U celu tej podróży czekał na mnie K., który musiał się świetnie bawić, bo śmiał się rubasznie. Dłonią zakrywał krwawiący nos. Wyszliśmy na zewnątrz i zapaliliśmy papierosy. Noc była przyjemna. Powietrze przesiąknięte było zapachem stygnących po gorącym dniu roślin i asfaltu. Aromat najchętniej przeze mnie przywoływany podczas zimowego polegiwania pod kołdrą. – Cudownie jest, nie? – zapytałem. – Oj tak! Co można zrobić z tak pięknie zainaugurowanym okresem wakacyjnym? – rzucił K. który dobył z kieszeni chusteczkę i przyłożył ją do puchnącego nosa. – O jakich wakacjach ty mówisz? Przecież jesteś na bezrobociu – odpowiedziałem. – Przyganiał nierób próżniakowi – burknął. – A ty niby kim jesteś? Jakbyś był tak bardzo zajęty jak mówisz, to nie widziałbym cię co dwa dni, jak snujesz się bez celu po centrum. Nie dam głowy czy aby codziennie się tak nie zapracowujesz. K. nie zdawał sobie sprawy jak dobrze mnie rozgryzł. Od czasu jak wróciłem do Bielska, poza bardzo rzadkimi wyjazdami do Krakowa, zajmuję się wyłącznie tym. Wałęsaniem się bez celu po mieście, w oczekiwaniu na „cokolwiek”. – Słyszałeś że jutro ma być prezentacja artystów rezydencji artystycznych z BWA? – rzuciłem aby zmienić niewygodny temat. – Tak? A ilu tym razem przyjechało? Jan Świdziński; Sztuka kontekstualna (1) wersja druga; pkt. 3; via internet: http://swidzinski.art.pl/kontekst1.html 9 A. Tajber; Intermedia w Krakowie: tekst ideologiczny; http://clonesystem.art.pl/aspimedia/p=214 8 13 – Nie wiem, ale chyba się wybiorę. Wezmę ze sobą notatnik, popiszę coś i może skończę tę pracę którą zacząłem… – Nie musisz ze mną pogrywać, wiem co znaczy dla ciebie znaczy zwrot „idę pisać”. Rozumiem że widzimy się jutro w barze? – Pewnie. Na razie K. Rezydencje „Poza Czasem” organizowane przez bielskie BWA odbywają się corocznie od 2011 roku. W ciągu trzech tygodni pobytu, zaproszeni twórcy powinni zrealizować prace artystyczne w przestrzeniach publicznych Bielska-Białej. Projekt jest bardzo ciekawy ponieważ daje mieszkańcom możliwość zobaczenia siebie przez pryzmat obcej kultury. BWA gościło już artystów m.in. z Japonii, Hiszpanii, USA, Filipin, Holandii czy Chin, jednak nigdy nie miałem czasu aby wybrać się na którąkolwiek z prezentacji. Pierwsze spotkanie z artystkami miało odbyć się w kawiarni, która mieści się na pierwszym piętrze galerii. Bardzo przyjemne miejsce, z jeszcze milszą obsługą w osobie sympatycznej M. Od początku istnienia „Aquarium”, organizuje tam koncerty, prezentacje i wystawy. Do BWA przychodziłem jednak zawsze tylko na wystawy, przez co nie gościłem u niej zbyt często. Na miejsce przyszedłem 40 minut za wcześnie. Przygotowany na tę okoliczność, wyjąłem z kieszeni notatnik. Kontynuowałem właśnie pisanie tekstu rozpoczętego pod wpływem zajęć z dziećmi w Mydlnikach: Przesferowanie – nowe wartości przestrzeni kształtowane w procesie świadomego łączenia i translokacji składników różnych kontekstów rzeczywistości – które synergicznie na siebie oddziałując tworzą konglomerat o nowych, charakterystycznych wartościach. Interesuje mnie poznawanie granic symbolicznych przedmiotów. Zależy mi na dowiedzeniu elastyczności znaczeniowej wszystkich gestów i przedmiotów znanych kulturze. Funkcjonowanie ich w języku sztuki. Zdolności do przebudowy ich znaczeniowości poprzez migrację wartości, w celu wzbogacenia doświadczeń przestrzennych widza. Przestrzeń przedstawia się nam jako wyrwane z kontekstu słowo – wrażenie. Rzeczywiste relacje pomiędzy słowami istnieją poza świadomością, dopóki nie zostaną użyte w jednym, wspólnym zdaniu. Proces artystyczny kształtuje nowe zjawiska przestrzeni w toku łączenia ze sobą składników różnych kontekstów. W rezultacie tworząc kontekst sam w sobie. Kontekst sam w sobie – rzeczywiste, ale nie poznawalne relacje pomiędzy materią różnych przedmiotów, istniejące poza świadomością, przejawiające się przez zjawiska i stanowiące źródło wrażeń. Prace Johna Cagea i Marcela Duchampa nie kwestionowali co, lecz kiedy przedmiot staje się dziełem sztuki. Dowiedli że to co wartościowe istotnie nie musi być ukryte, nie mniej jednak nadal wymaga gestu wskazania go przez artystę i wystawienia. W koncepcji przesferowania, niekoniecznie poszukuję obiektów samych w sobie, ale relacji pomiędzy nimi a ich kontekstem. Kurator wychodzi z kawiarni niosąc przed sobą tacę z ciastem [Kurator] 14 Powiedzmy, że używa pani farby z tuby — nie zrobiła jej pani, a kupiła i użyła jako readymade. Nawet jeśli miesza pani razem dwa błękity, jest to wciąż mieszanina dwu readymades. Tak więc człowiek nie może oczekiwać, że będzie zaczynał od samego początku. Musi zaczynać od rzeczy gotowych nawet takich, jak jego własna matka i ojciec. Nie jestem całkowicie pewien, czy pojęcie ready-made nie jest najważniejszą, pojedynczą ideą wynikającą z mojej pracy. Tak określił Duchamp swoje ready-mades. 10 Rozłożył się w fotelu w pozycji do drzemki, przykrywając twarz brukowcem. [Kurator] mamrocząc cicho spod gazety 11 Rzecz sama w sobie – według tradycyjnej metafizyki: rzeczywisty, ale niepoznawalny przedmiot, istniejący poza świadomością, przejawiający się przez zjawiska i stanowiący źródło wrażeń. – Co ci rezydenci mogą planować zrobić w takim mieście jak Bielsko – pomyślałem. – Przecież tu, poza wyjściem w góry czy do baru, nie ma nic ciekawego do roboty. Może dla gości z USA to doświadczenie byłoby interesujące, ale na pewno nie bardziej niż relaksujący, letni wyjazd na rancho do babci w Tennessee. Fakty o tym mieście mogą budzić ciekawość zaczytujących się w publikacji historycznych. W przestrzeniach publicznych, manifestują się one z równą mocą co archaiczny język jakim są pisane, zamknięty w książce na regale. Na spotkanie przyszedłem bez żadnych oczekiwań. Kiedy wszedłem do kawiarni, prezentacja już trwała. Prowadziła ją drobna dziewczyna z rozpuszczonymi, ciemnymi włosami. Odgadłem że pochodzi z Hiszpanii, ze względu na miękki akcent i swobodę gestykulacji. Prezentowane przez nią prace przedstawiały interwencje w przestrzeniach publicznych, murale, rzeźby i instalacje. Po niej nadszedł czas na kolejną osobę. Była nią szczupła dziewczyna, wzrostu około metra siedemdziesiąt, z farbowanymi na rudo włosami sięgającymi do pasa. Co do jej pochodzenia miałem wiele wątpliwości. Przypuszczałem że może pochodzić z Turcji lub któregoś z krajów arabskich. Nie zgadłem – to była Pakistanka. W prezentowanych pracach malarskich zdradzała swoje zainteresowanie tematyką feministyczną. Po ukończonym pokazie, mój znajomy M., poprosił je o udzielenie wywiadu do lokalnej gazety, w której pracuje jako dziennikarz. Obie dziewczyny, nieco zmieszane i onieśmielone usiadły z nim na ławkach przed galerią, które oświecały jeszcze przebijające się przez drzewa resztki światła nieśpiesznie gasnącego dnia. Siedziałem na murku obok i paliłem. Ukradkiem podsłuchiwałem toczącą się obok mnie rozmowę. Dowiedziałem się że Hiszpanka R. przez lata praktyki artystycznej zdążyła zjeździć Europę wzdłuż i wszerz, w przeciwieństwie do Pakistanki Z. Rezydencja w BWA okazała się być jej pierwszą w życiu, samotną podróżą poza granice swojego państwa. Ba, K. Kuh, The Artist's Voice, New York I960; cyt. za: W. A. Camfield, Marcel Duchamp, op. cit., s. 97. 11 Cytat via. internet, SJP: http://sjp.pwn.pl/sjp/rzecz-sama-w-sobie;2518563.html 10 15 poza kresy swojego miasta. Przyczyną było nierównouprawnienie kobiet pakistańskich, które by móc poruszać się po mieście, muszą znajdować się w towarzystwie mężczyzny, co w oczywisty sposób ogranicza ich mobilność. Prowadząca się obok mnie rozmowa weszła na temat planowanych przez nie działań. Zdradziły że wiedzą co chcą zrobić, jednak nie są jeszcze pewne gdzie. Był to dla mnie znak. Cierpiący na przewlekłą depresję połączoną z wewnętrznym zagubieniem i brakiem perspektyw, poczułem że powinienem wyskoczyć z krzaków za którymi się ukrywałem. W głowie zabrzmiały mi słowa Seneki: [Chór] „Nie sama trudność rzeczy sprawia, że nie ważymy się ich wykonać, lecz trudnymi czyni je to, że nie ważymy się ich wykonać”. – Mogę wam pomóc jeśli chcecie, dobrze znam to miasto i mam samochód – powiedziałem jednym ruchem przekraczając wysoki krzak. – Zaraz, kim ty w ogóle jesteś? – zapytały obie. 2b. Wewnątrz czasu K. nagle i bez słowa przepadł jak kamień w wodę. Od ośmiu dni nikt go nie widział, co więcej nie potrafił powiedzieć co się z nim stało. Ponieważ K. nie ma telefonu i nikomu nigdy nie zdradził miejsca swojego zamieszkania, nie było szansy żeby nawiedzić go i sprawdzić czy aby na pewno wszystko z nim w porządku. Nie przesiadywał na rynku, ani nie przychodził do baru. Przepadł. Jednak znając jego zwyczaje i bezceremonialny styl bycia, domyślałem się że prawdopodobnie gdzieś wyjechał, nie racząc nikogo informacją o swoim planie. Pytając ludzi o niego silniej przemawiała przeze mnie ciekawość, niż troska o człowieka. Choć intrygowało mnie jego zniknięcie to wietrzyłem w nim jakąś grubszą sprawę. K. uwielbia machloje, które fermentują i wprowadzają ogólny zamęt. Jesteśmy kompletnymi przeciwieństwami których jedyną zbieżnością jest kontuar i czas przy nim spędzony. Wraz z wieczorem zbliżałem się w kierunku miasta gdzie czekały na mnie nowe znajome. Od kiedy je poznałem każdy wieczór spędzaliśmy w kameralnym towarzystwie, w barze przy bielskim rynku. Bardzo dużo zdążyłem się dowiedzieć o tych niepozornych dziewczynach. W szczególności o ich stosunku do świata, w którym prócz znamion ich charakteru, czułem silnie odciśnięte piętno kultury krajów z których pochodziły. R. i Z. były jak ogień i woda. Jedynymi podobieństwami które je łączyły była płeć, kolor oczu, niespożyty optymizm i miłość do dobrego jedzenia. Poza nimi jednak, dziewczyny były swoimi absolutnymi przeciwieństwami. Różniły sposób bycia, styl, ekspresja, charakter, podejście do życia i do sztuki. Mimo to R. i Z. błyskawicznie odnalazły między sobą niezwykłą nić porozumienia. Jak najlepsze przyjaciółki ze szkolnej ławki, które po latach niechcący wpadły na siebie nawzajem. Od chwili poznania nie potrafiły się od siebie odkleić. Czas płynął nam na rozmowach o kulturze, sztuce, Bielsku, planowanej przyszłości 16 i historii naszych krajów. Do kolejnego z takich wieczorów zbliżałem się teraz, nadzwyczajnie długimi krokami, wymuszonymi ostrą pochyłością drogi. Kiedy dotarłem, dziewczyny były już na miejscu i jadły frytki zamówione w sąsiedniej knajpie. Wyściskaliśmy się radośnie i usiedliśmy wspólnie nad resztką sosu czosnkowego i kuflami ledwo napoczętego piwa. – Gdyby zjawił się tu teraz K., to ten sympatyczny klimat mógłby przerodzić się w skrajnie niezręczny – pomyślałem. Póki co, siedzieliśmy jednak w ogródku lokalu i patrzyliśmy przez stalową balustradę na plac Żwirki i Wigury. Wieczór był ciepły i pachniał rozgrzanymi liśćmi i asfaltem, jak ostatnio gdy zostaliśmy wraz z K. wyrzuceni z knajpy za rozbite szkło. Lipiec szczodrze raczył nas cyklem tak kapitalnych nocy, podczas których w człowieku budzi się ochota aby za nic nie dać się zapuszkować w domu, lecz pozwolić się jej poprowadzić. W chwili gdy poczułem że ta myśl zasiała we mnie satysfakcjonujący spokój, spod półprzymkniętych powiek zauważyłem znajomą sylwetkę barczystego człowieka ubranego w sposób stonowany i samozachowawczy. Nie musiałem otwierać oczu. Mogłem udawać że śpię, ale on widząc mnie i tak by do mnie podszedł. – Hej, nazywam się K. – rzekł szarmancko witając się z dziewczynami po angielsku. – Gdzie zniknąłeś? – zapytałem nie uchylając powiek. – Projekt. Co robicie? – Właśnie rozmawialiśmy na temat praw kobiet w Pakistanie i kar wymierzanych tym, które z różnych powodów się do nich nie stosują – odpowiedziała grzecznie Z. – Więc pewnie podoba ci się w Polsce? Tutaj nie ma osób, które wymagały by od ciebie stosowania się do tamtejszych reguł – strzelił K. – Tak! Tutaj chodzę sama po ulicy, do sklepu, a do tego będę niedługo malować mural na ulicy. Wiesz że w Pakistanie mogliby mnie za to nawet zastrzelić? – Więc korzystasz z życia i próbujesz nowych rzeczy których tam nie byłoby ci wolno? – Tak, właśnie tak! – I co do tej pory zrobiłaś? – Samodzielnie chodzę załatwiać swoje sprawy, palę papierosy… ale alkoholu nie piję bo nie jest to zgodne z moją religią… byliśmy ostatnio wszyscy nad jeziorem i kąpaliśmy się. Krzysiek nas zabrał. – Krzysiek was zabrał – powtórzył prześmiewczo. – Mam jeszcze parę planów, ale wszystko w swoim czasie – nieśmiało dokończyła Z. – Byłaś kiedyś w strip clubie? – przerwał jej K. – Hahaha… nie – odpowiedziała zawstydzona. – No to chodźmy wszyscy! – Świetny pomysł! – przytaknęła mu R. Minęło trochę ponad pół godziny zanim K. udało się w końcu przeforsować pomysł. Byliśmy w drodze do klubu ze stripteasem. Przed wejściem stał rosły mężczyzna z tęgą miną, w czarnym mundurze sygnowanym logiem jednej z lokalnych firm ochroniarskich. Widząc naszą czwórkę z niepozornym K. na czele, otworzył nam drzwi i jak grupie turystów pożyczył nam: – Have a nice evening. 17 Przy wejściu koło obowiązkowej szatni siedziały trzy półnagie dziewczyny. Rozmawiały o awanturze jaką zeszłej nocy zrobił pewien niezadowolony klient, rozbijając drinki stojące na barze. Mina która malowała się na twarzy Z. była niezwykła. Jak pełna wątpliwości kosmonautka, która przyleciała z innego świata, miękko lecz ostrożnie stawiała stopy na niezbadanym gruncie. Ta, która bez pozwolenia lub towarzysza nie mogła opuścić domu, stała tam wtedy na tle jaskrawych, czerwonych ścian, jak maleńka ćma zahipnotyzowana wielokolorowymi halogenami. Widok roznegliżowanych kobiet siedzących wygodnie na miękkich, zamszowych fotelach spowodował, że nie mogła z nich spuścić wzroku. Przy akompaniamencie głośnej, klubowej muzyki, zza rogu, ostentacyjnie żując gumę, bacznie przyglądał się nam wąsaty szef sali w pstrokatej koszuli w orientalne wzorki. Do przedsionka klubu wszedł pijany Grek, o czym raczył nas niezwłocznie poinformować po angielsku. – Byłem tu zeszłej nocy, i wydałem większość mojej wypłaty. No wiecie, był kawalerski – wymamrotał z trudem. – Dzisiaj postanowiłem że wrócę bo nic z wczoraj nie pamiętam, a tak mnie te gnoje złupiły że może chociaż dzisiaj coś może zobaczę. Kontynuował swoją mowę wyliczając nam wczoraj spożyte alkohole. Jednak nim zdążył skończyć wspominać, podszedł do niego wąsacz w pstrokatej koszuli i zaczął: – Dobry wieczór panu. Pan mnie pewnie nie poznaje, ale ja pana tak. Wczoraj rozbił pan drinki stojące na barze – 100 zł każdy, a następnie zbiegł z miejsca zdarzenia. Zechce się pan teraz rozliczyć. – Nie pamiętam tego. Byłem z kumplami – Grek zrobił wielkie oczy. Widać nie spodziewał się rozpocząć tego wieczoru od rachunku – urwał mi się film. – Tak się zdarza, mamy jednak na kamerach to co pan wczoraj zdziałał, więc jeśli nie chce pan aby dziś również urwał się panu film, to radzę się rozliczyć. Ponieważ rozmowa toczyła się w języku angielskim, R. i Z. wszystko zrozumiały, jednak wyłącznie na tę drugą sytuacja musiała wywrzeć dojmujące wrażenia. – Musimy już iść – powiedziała stanowczo Z. i ruszyła w stronę wyjścia. Pospieszyliśmy za nią. Stała na zewnątrz z wyrazem twarzy, na której toczył się wyraz wewnętrznego boju. Doszliśmy do niej. Dając upust kotłujących się wewnątrz niej skrajnych emocji ekscytacji i przerażenia, zaczęła się niepohamowanie śmiać. Ruszyliśmy powoli z powrotem w kierunku rynku. [Chór] 12 Mityczna przestrzeń pierwszego rodzaju jest konceptualnym rozszerzeniem bliskiej, codziennej przestrzeni znanej z bezpośredniego doświadczenia. Kiedy zastanawiamy się nad tym, co znajduje się po drugiej stronie łańcucha gór albo oceanu, wyobraźnia tworzy mistyczną geografię, która może mieć niewiele wspólnego z rzeczywistością. Światy fantazji można było budować na nikłej wiedzy i wielkiej tęsknocie. Jeden ze stojących przed budynkiem ochroniarzy odwraca się i zdejmuje czapkę. Okazuje się że jest to kurator. 12 Yi-Fu Tuan, Przestrzeń i miejsce, PIW 1987, s. 114 18 [Kurator] Artystyczna partycypacja domaga się nowych sposobów analizowania sztuki, które nie będą już związane wyłącznie z wizualnością, nawet jeśli najważniejszym medium komunikowania pozostanie forma. Wstęp s. 27 Claire Bishop, Sztuczne Piekła Na pobliskim przestanku, wysiada z jadącego z Krakowa interpalmu reżyser teatralny. [Reżyser teatralny] 13 REALNE MIEJSCE, określony utylitarnie obszar życiowy (np. Pralnia) (rzeczywisty albo specjalnie zorganizowany i „spreparowany”) miał jednolity w każdej swojej części charakter: otoczenie, przedmioty, urządzenia, które wskazywały na to, że to jest np. pralnia. Należeli do niego również aktorzy, którzy pełnili funkcje i role związane i określone tym miejsce (pralnią). Chodziło jednak głównie o tych, których dawniej nazywano widzami. Kim byli tutaj widzowie (w tej pralni)? Mogli być klientami (pralni), zwiedzającymi, ciekawskimi, przypadkowymi przechodniami lub tymi, których tutaj zwabiono, złapano w pułapkę. Ofiarami! Tak! To byłoby może najtrafniejsze określenie […]. 2c. Przestrzeń inspiracji R. zdecydowała że pracę którą chce wykonać, zrealizuje w jednej z opuszczonych, postindustrialnych przestrzeni. Już w 1750 roku w Bielsku powstały pierwsze manufaktury, a w 1810 Joahim Adler otworzył pierwszą fabrykę włókienniczą. W czasach PRL miasto było jednym z największych ośrodków przemysłu samochodowego, włókienniczego oraz elektromaszynowego. Oprócz pozostałych z tego okresu zabytków, odnalazłem w internecie również ruiny hoteli i szpitali. Spotkanie R. i Z. w Bielsku traktowałem jako bardzo osobliwy przypadek. Podróżowałem z nimi po mieście i obserwowałem jak obie prężnie rozwijają swoje pomysły. Tak właściwie to te dziewczyny stały się dla mnie pretekstem żeby nareszcie zacząć wychodzić z domu, ponieważ z nimi każdego dnia działo się coś interesującego. Biurko w rogu mojego pokoju zaczęło jakby optycznie maleć, gromadząc na swojej powierzchni sterty ulotek informacyjnych o miejscach, które odwiedziłem z dziewczynami. Zdążyły już całkiem przykryć one masy papieru odplutych tygodnie temu zapisków i posępnych notatek. Rzadkie powroty w domu sprawiły że stojące w przeciwległym rogu łóżko, towarzyszące mi od czasów liceum, stało się obecnie jedynym wykorzystywanym przeze mnie skrawkiem tej przestrzeni. Rodzajem poczekalni w pasażu prowadzącym do kolejnego, ciekawszego dnia. Pierwszy poranny obraz dostrzeżony zaspanymi ślepiami człowieka spozierającego spod kołdry po obudzeniu, ma niebagatelne znaczenie dla przebiegu nadchodzącego dnia. Tadeusz Kantor, Miejsce teatralne, w: Tadeusz Kantor, Teatr Śmierci. Teksty z lat 1975-1984, dz. cyt., s.395-396. 13 19 Dziś ze snu wyrwał mnie dźwięk pracującego silnika kosiarki spalinowej mojego sąsiada. Maniakalność w częstotliwej manifestacji troski o trawę zwykle doprowadzała mnie do szału. Dzisiaj jednak to uczucie natychmiast ostudziło ciepło tańczącej nad moją głową białej firanki. Choć pora była jeszcze wczesna to czułem rozpoczynający się za oknem kolejny upalny dzień. Zapach wywietrzonej pościeli jest dla mnie jednym z najintensywniejszych powodów do optymizmu. Związany nierozerwalnie z okresem letnim, stanowi opozycję do wszystkiego co zimowe, ciemne i ponure. Ponieważ jest to zapach pościeli to pierwszym skojarzeniem z nim jest miękkość, odpoczynek i spokój związany z wakacyjnym odsypianiem. Pierwszy raz poczułem go kiedy miałem siedem lat podczas drzemki u dziadków na parterze. Babcia próbowała zmusić mnie do drzemki. Leżałem w łóżku dziadka. Ponieważ babcia była włókiennikiem i dobrze znała się na obróbce materiałów, poszwa pościeli z pierzem była uszyta przez nią – zresztą jak większość chusteczek, apaszek, skarpet, obrusów i masy innych rzeczy. Czasem przez ponad godzinę próbowała mnie ukołysać opowiadaniem historii, które były tak bardzo interesujące że sprawiały że odechciewało mi się spać. Leżąc w tej świeżo wywietrzonej pościeli z białozielonego, sztywnego płótna, słuchałem fikcyjnych opowieści, w których zanurzałem się, przyjemnie stymulowany wyobraźnią. [Chór] 14 W drobne, dobrze znajome rzeczy pamięć wplata najsilniejsze czary, wydaje nas na pastwę jakichś śladów, ech, tonu głosu, zapachu smoły i morskiego zielska na molo… To na pewno składa się na znaczenie domu – miejsca, gdzie każdy dzień jest pomnożony przez wszystkie dni powszednie. Wstałem, ubrałem się, porwałem z lodówki pierwszą rzecz która nadawała się do zjedzenia i wybiegłem z domu. Podjechałem samochodem pod samą kamienicę w, której na czas rezydencji mieszkały dziewczyny. Mieszkanie wynajmowane przez galerię było odrestaurowane w nowoczesnym stylu i bardzo przytulne. Składało się z trzech pokoi, łazienki, kuchni i przedpokoju. Kilkukrotnie zwiedziłem je podczas wspólnych wieczorów kucharskich, w trakcie których dzieliliśmy się osiągnięciami kulinarnymi naszych kultur. Umówiłem się z R. że kiedy przyjadę to dam jej znać na tzw. „Hiszpana”. Siedząc w samochodzie uchyliłem do połowy okno i zacząłem trąbić i głośno krzyczeć: – R.!!! Odpaliłem papierosa, lecz nim zdążyłem go wypalić, R. była już na dole. Przywitała się ze mną życzliwie. Moim celem na ten dzień było pokazać jej wszystkie opuszczone i zdewastowane miejsca w oparciu o przygotowaną przeze mnie listę. Składała się wyłącznie z obiektów, co do których miałem pewność że nadal istnieją. Przestrzenie szpitali, fabryk i kin po których podróżowaliśmy, tylko pozornie zdawały się być wymarłe, zatrzymane w czasie. Widoczne gołym okiem zmiany do których przyczyniła się natura, bezdomni czy chuligani były tak różnorodne że aż nieprawdopodobne. Jak skały 14 Freya Stark, Perseus in the Wind, London 1948, s.55 20 spoczywające bez ruchu na dnie morza, które rafotwórcze organizmy przetwarzają w fantastyczne efemeryczne obrazy upływającego czasu. Pustostany również stanowią schronienie dla wielu żywych organizmów. Kreują swoje otoczenie aby odstraszało niebezpieczeństwa, lub by przyciągnąć stworzenia swego gatunku. Terytoria rezerwatów hasłowych kibiców, licealnych poetów, popielących wszystko headbangerów czy ekstrementalnych pijaczków posiadają specyficzne ubarwienie oraz indywidualny język znaków i kolorów. Przestrzenie bezdomnych nomadów przede wszystkim mają za cel pomóc im w przetrwaniu. Osłaniają ich przed deszczem, zimnem i nocą. Pozostałe grupy w przeciwieństwie do nich tworzą mistyczne miejsca kultu wyznawanych idei, niczym intencjonalne pomniki czy totemy własnych wartości. [Chór] 15 Przestrzeń mityczna jest konstrukcją intelektualną niekiedy bardzo rozbudowaną. Jest odpowiedzią uczuć i wyobraźni na podstawowe ludzkie potrzeby. Różni się ta przestrzeń od pragmatycznych i naukowo pojętych przestrzeni tym, że pomija logikę wykluczania i sprzeczności. Logicznie kosmos może mieć tylko jeden środek; w myśli mitycznej dopuszcza się wiele środków, z których jeden może nad innymi dominować. Wchodziliśmy do przestrzeni, które nosiły wyraźne ślady czyjejś obecności, tak że wydawały się być jeszcze od nich ciepłe. Wszędzie poniewierały się atrybuty użytkowników w postaci wiszących koszul, napisów wydrapanych kamieniem wokół prowizorycznej leżanki, garnki, butelki, niedopałki. Stanowiły poszlaki sytuacji, które może niedawno miały tu miejsce. Ponieważ znaleźliśmy je na półpiętrze ciemnej klatki schodowej budynku, każdy szmer przypadkowo kopniętego kamienia powodował niepokój. Zapach lasu mieszał się z odorem suszących się nieopodal brudnych spodni i moczu którym przesiąknięta była ściana z napisem „Staszku zginąłeś”. Od tej enigmatycznej scenerii wystarczyło zrobić pół kroku w bok do drugiego pomieszczenia, aby znaleźć się w otwartej na przestrzał galerii liternictwa ulicznego. Różnokolorowe teksty – głównie pseudonimy artystów – równo podświetlone zachodzącym słońcem. Światło odbite od mozaik potłuczonych na całym piętrze szyb okiennych, padało drobnymi refleksami na powierzchnie obrazów. Puste puszki po farbie w sprayu przetaczały się metalicznym brzękiem po szpitalnej posadzce przy każdym podmuchu leśnego wiatru. Atmosfera tego miejsca była zdecydowanie bardziej przyjemna niż poprzednia. Ciepły i jasny entourage lasu oddychającego do wnętrza pomieszczenia dawał poczucie otwartości przestrzeni i bezpieczeństwa. W sąsiedniej, ciemnej sali z oknami zamurowanymi od zachodu, znajdował się swoisty gabinet osobliwości. Na zdezelowanym regale ustawione były puste butelki po alkoholu, kapsle od piwa, korki i parę ulotek. Pod nim leżały stare, kolorowe magazyny z powyrywanymi ze środka stronami, które ktoś rozkleił na ścianach, schodach i posadzce. Na ziemi leżał martwy ptak. W centralnym punkcie pomieszczenia znajdowały się kamienie ułożone w różne ekspresyjne kształty. Osmolone ogniem ściany nosiły na sobie cięte ostrym przedmiotem napisy, których nie byłem w stanie odczytać. W 15 Mircea Eliade, Images and Symbols. New York 1969, s. 39. 21 przeciwległych kątach pomieszczenia odnalazłem spopielone szczapki drewna, którymi ktoś mógł przypalać poranioną ścianę. Panowała tu absolutnie niezmącona cisza, której nie mógł przyćmić nawet szum zaglądających tu ze wschodu gałęzi. Zapach spalenizny mieszał się z kwaśnym swędem delikatnie szczypiącym w nos. Każda z tych przestrzeni była jak niesamowite, ukończone dzieło artystyczne. Sposoby w jakie były wykorzystywane, płynęły z ludzkiej potrzeby ekspresji lub praktycznego ich wykorzystania. To one ukształtowały wyjątkowość tego miejsca. Stało się platformą wypowiedzi i egzystencji dla wielu ludzi. Od galerii sztuki zdecydowanie różniło się tym, że powstało z połączenia naturalnych procesów przemian. Przyroda harmonicznie i w widoczny gołym okiem sposób łączyła się tu z człowieczeństwem. W każdej przestrzeni która nam się spodobała zostawialiśmy po sobie wizytówkę w postaci szybkich interwencji – R. malarstwa a ja instalacji. Znajdowaliśmy się akurat w opuszczonym szpitalu na obrzeżach miasta kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi. Chcieliśmy jednak jeszcze przekonać się co znajduje się na dachu budynku. Zostały nam jeszcze około dwie godziny na eksplorację, ponieważ nie mieliśmy latarek. Bez nich moglibyśmy nie trafić wracając przez ciemny las do samochodu. Szukaliśmy klatki schodowej która zaprowadziłaby nas na szczyt. Wszystkie wejścia do nich były jednak zaplombowane. Zrezygnowani zaczęliśmy już powoli zmierzać w kierunku gdzie zaparkowany był samochód. Nagle spotkaliśmy młodego chłopaka w wieku około dwudziestu dwóch lat. – Cześć, wiesz jak dostać się na dach? – zapytałem. – Tak, często tam łażę i pewnie zaraz też tam pójdę – odpowiedział. – O, to może nas zaprowadzisz? – Dobra, ale pod jednym warunkiem… Przez myśl przeszły mi różne scenariusze próśb, o które mógł się do nas zwrócić, ale ta była absolutnie niespodziewana. – … pomogę wam jeśli wy pomożecie mi w przygotowaniu gry terenowej dla mojej dziewczyny. Ma dzisiaj urodziny, więc chcę zostawić jej prezent na dachu. Wraz z R. zgodziliśmy się jednogłośnie. Pomysł wydawał się interesujący jako kolejny sposób na użycie tej niespożytej przestrzeni. Chłopak dał nam po jednej latarce czołowej i powiedział żebyśmy szli za nim. Podeszliśmy do budynku od strony południowej gdzie było wejście do piwnicy. – Schodzimy w dół? Myślałem że chcemy iść na dach? – zapytałem. – Wszystkie wejścia do klatek schodowych są zamurowane, oprócz jednego do którego musimy dostać się przez piwnicę. Zejdziemy dwa piętra w dół a potem będziemy już tylko piąć się w górę. Weszliśmy do zaskakująco zimnego i wilgotnego jak na tę porę roku pomieszczenia piwnicznego przez dziurę w murze. Szliśmy powoli, prawie po omacku, przekraczając co chwilę grube rury ciągnące się nad posadzką. Nie było tu ani jednego pająka ani muchy. Widać nie były to dla nich godne warunki do życia. Była za to niesamowita cisza, przerywana czasem piskiem szczurów i nietoperzy. Wyprzedziłem chłopaka i samotnie minąłem parę zakrętów. Wszedłem do długiego, wąskiego korytarza i zauważyłem stojącą na przeciw mnie w odległości trzydziestu metrów sylwetkę. Był to człowiek. Wyprostowany, stał oparty o ścianę z rękami luźno spuszczonymi wzdłuż tułowia. Staliśmy 22 jak wryci. Nie śmiałem drgnąć. Człowiek naprzeciwko ubrany był dość dziwnie bo w koszulę z długimi rękawami, dżinsowe spodnie i kask. – Co to za kask? – pomyślałem. Ruszyłem powoli w jego kierunku kiedy poczułem na plecach dłoń. Był to nowo poznany chłopaczek, który minął mnie i pewnym krokiem ruszył w kierunku ciemnej postaci. Odwrócił się do mnie i zapytał czy idę. Pewnie odczytując z mojej twarzy konsternację, która wynikła przez to dziwne podziemne spotkanie z nieznajomym, powiedział: – To kukła. Ktoś ją tutaj postawił, chyba tylko po to żeby odstraszała nieproszonych gości. Odetchnąłem z ulgą i bardziej zdecydowanym krokiem podszedłem do manekina. Ku memu zdziwieniu, obok tego zatrważającego fantomu widniał napis na ścianie: „Nie ma za co! K.”. – Czy to możliwe? – pomyślałem – nie jednemu psu burek, ale te okoliczności tak bardzo pasują mi do K. którego ja znam. Z dachu dziesięciopiętrowego szpitala rozpościerał się widok na Bielsko, które krwawiło odcieniami zachodzącego słońca. Pomogliśmy zrobić chłopakowi grę terenową dla jego dziewczyny, w ramach której musiała przejść według wskazówek tę samą, podziemną drogę co my. Prezent znajdował się na jednym z ostatnich pięter. Odpaliłem papierosa. Razem z R. oglądaliśmy panoramę tego samego miasta. Dla niej było zagadkowe i niezgłębione, a dla mnie… czyżby stało się codziennością? Od dwóch tygodni wszędzie z nimi podróżuję i słucham ich wrażeń. Dzięki temu miasto nabrało świeżości w moich oczach. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak często i z taką łatwością tworzyłem instalacje w przestrzeniach publicznych. Teraz nie ma dnia żebym nie robił z nimi czegoś nowego. Przestrzeń która wywołuje w nich ten twórczy entuzjazm zaczęła mi się udzielać. Chociaż znam to miasto, to dzięki temu że oprowadzają mnie po nim obcokrajowcy staje się rodzajem odwróconego tour guidingu. Nie wyobrażałem sobie że przebywanie w przestrzeni zbudowanej przez osoby płonące szczerymi intencjami oraz posiadających tak klarowne cele, potrafi w takim stopniu wpłynąć na człowieka, że sam staje się cząstką ich procesu. Pożegnaliśmy się z sympatycznym młodym chłopakiem i ruszyliśmy przez piwnicę w drogę powrotną. Minęliśmy kukłę. Czy to możliwe, że K. ma aż tak silną potrzebę mącenia spokoju, że sięga ona aż tutaj? Jego imię nie jest tak często spotykane. Czy naprawdę jechał aż tutaj z manekinem pod pachą? Spomiędzy suszących się na słońcu brudnych koszul wychodzi kurator. [Reżyser teatralny] Jak to mawiał Kantor: 16 (…) W tej idei życia i sztuki jako „podróży” tkwi naturalnie aspekt psychologiczny, dla mnie bardzo istotny; jest to propaganda dla stabilizacji, perspektywa przygody, ryzyka, niewiadomego. Znalazłem tę ideę niemal „gotową” również w samym teatrze, w pojęciu trupy aktorskiej. Aktor to postać wędrująca, nie rozstająca się ze swoim bagażem, nigdzie 16 Rozmowa z Tadeuszem Kantorem, w: Wiesław Borowski, Tadeusz Kantor, dz. cyt., s. 93. 23 nie zakotwiczona. Tkwi ona także immanentnie w życiu kloszarda. Akcesoriami podróży są walizki, plecaki, tobołki… 2d. Wnętrze Zewnątrz Przestrzeń opuszczonego szpitala zrobiła na mnie tak mocne wrażenie, że nie mogłem przestać o niej myśleć. Intensywność pomieszczeń sprawiła, że każdy przejaw ludzkiej ekspresji który miał tam miejsce, nabierał przestrzenności i pełni. Ludzkie działania wyrażające różne intencje, zostały wchłonięte przez to miejsce i wspólnie zaczęły żyć jak jedna, biologiczna tkanka. Nie ma sensu oddzielanie ich od siebie, aby z osobna lepiej spróbować zrozumieć istotę całości. Równałoby się to ze śmiercią organizmu jakim jest ta przestrzeń, a co za tym idzie – badanie przestałoby być potrzebne i miarodajne. Jeśli dusza ludzka istnieje w żywym ciele człowieka, to oddzielanie serca czy mózgu od reszty organizmu, w celu odnalezienia w nich ośrodka duszy, jest bezcelowe. Niezwykłość sytuacji rzeczywistości doświadczalnej jest niepomierna, analogicznie do duszy człowieka. Nie da się stosować racjonalnych kryteriów do określania tematów ontologicznych. Przestrzeń da się zbadać jedynie pod kątem fizycznych cech ich składników, jednak wartościowanie może zostać oparte wyłącznie na ich doświadczeniu. Dzięki przebywaniu z osobą nieuleczalnie chorą możemy wniknąć w istotę człowieka pełnego żalu, rozgoryczenia, czy nadziei. Empiryzm obcowania nie zastąpi jednak studiów medycznych i wiedzy o ludzkim ciele, która z nich płynie. Przestrzeń zarażona sztuką przeobrażając się za jej sprawą, zostaje przewartościowana. Tak jak choroba potrafi przytemperować w człowieku antropocentryczne przeświadczenie o własnej, humanistycznej wartości, tak sztuka może zakwestionować organizm w którym pasożytuje. Powoduje że człowiek, postawiony w nowej, niezrozumiałej dla siebie sytuacji musi na nowo zastanowić się nad tym w czym tak naprawdę uczestniczy. Intensywnie myśląc nad właściwymi słowami, które mogłyby oddać te myśli, zakreślałem powoli białe blendy czystych stron notatnika. Swoją pustką odbijały światło pięknego, letniego dnia prosto w moje oczy. Wczoraj sprzedałem biurko na którym wpłynąłem z Krakowa do dużego (nie)pokoju. Zauważyłem że aby działać nie potrzebuję ani biurka ani pokoju, lecz pracowni, a tę rolę zaczęło pełnić dla mnie miasto. Z pietyzmem wsypuję do kawy cukier, w ilości dokładnie wymierzonych trzech czwartych małej łyżeczki i starannie mieszam. Chciałbym aby dzięki tym ezoterycznym zabiegom spłynęło na mnie znikąd rozwinięcie szkicowanej w notatniku akcji, której poszukuję. Zostałem zaproszony przez mojego dobrego kumpla Ł. do wzięcia udziału w wystawie w ramach festiwalu Krakers. Tematem zaproponowanym przez niego była powieść „Lśnienie” Stephena Kinga. Chciał aby uczestnicy wystawy skupili się na temacie relacji i granicy pomiędzy szaleństwem a złem. Zastanawiałem się nad tym co mogłoby się najlepiej sprawdzić w oddaniu ich istoty i sprowokowaniu widzów do zastanowienia i zaznania tych emocji na własnej skórze. Do głowy przychodziło mi wiele obrazów, jednak każdy z nich zdawał się być nieodpowiedni. Dopiero po paru godzinach główkowania przy kawiarnianym stoliku znalazłem pomysł, który zdał się właściwy. Myślałem o białym 24 sześcianie wiszącym w ciemnej, śmierdzącej stęchlizną przestrzeni piwnicy, której ściany i podłoga zostałyby pokryte kredowym zapisem strumienia świadomości. Odór podziemi zmieszany byłby z delikatną wonią kwiatowych perfum, dobywających się ze środka prostopadłościanu. Styropian z którego byłby wykonany sześcian pokryty zostałby świeżą warstwą białej farby, tak aby ludzie uważnie unikali kontaktu z nim. Podobnie odpychające byłyby brudzące kredą ściany, na których zostałyby zapisany strumień świadomości. Do dyspozycji otrzymałem wąskie, piwniczne pomieszczenie. Wyjechałem aby od razu wziąć się do pracy. Montaż wystawy nie należy do beztroskich ponieważ, jak to zwykle bywa, następuje na dzień lub dwa przed samym wernisażem. Projekt „Lśnienie” w Cellar Gallery w Krakowie prezentował wizje siedmiu artystów, w tym moją, na temat zła i przemocy. Inauguracji towarzyszyła muzyka „techno terroru” oraz improwizowany koncert perkusyjny do obrazów filmu Kubricka. Wielu widzów przyzwyczajonych do tego że otwarcia wystaw w Cellar nigdy nie odbywają się oficjalne, wiedziało że może się spóźnić. Mimo to już o dziewiątej wieczór, wszystkich dziewięć sal ekspozycyjnych wypełniło się po brzegi morzem ludzi. Koncert rozpoczął się planowo o wpół do dziesiątej wieczór. Przeciskając się pomiędzy ludźmi, z których każdy trzymał w rękach jakiś rodzaj alkoholu kupiony w pobliskim sklepie, zacząłem zwiedzać wystawę. Z każdą chwilą przybywało nowych ludzi, przez co odniosłem wrażenie że od tego rosnącego ścisku, podniosło się ciśnienie w galeryjnych podziemiach. Muzyka była bardzo głośna i agresywna. Można było ją usłyszeć w każdym z pomieszczeń galerii oraz na poziomie 0 przed budynkiem. Moim oczom co chwilę ukazywały się kolejne znajome twarze ludzi, których imion nie pamiętałem choć wiem że były mi już kiedyś przedstawiane. [Chór] 17Jedyny sposób, abyś miał nowe wrażenia, to stworzenie w sobie nowej duszy. Jeżeli pragniesz poczuć coś nowego, ale nie czujesz przy tym w nowy sposób, twój wysiłek będzie daremny, a nie będziesz mógł czuć w nowy sposób, jeśli nie zmienisz duszy. Bo rzeczy są takie, jakimi je czujemy – od jak dawna wiesz o tym, nie wiedząc tego? – i jedynym sposobem doświadczenia, poczucia czegoś nowego, jest odnowienie samego czucia. Jak zmienić duszę? Odkryj to sam. Od narodzin do śmierci zmieniamy powoli duszę, tak samo jak zmieniamy ciało. Znajdź sposób na przyspieszenie tej zmiany, wzorem pewnych chorób lub pewnych ozdrowień, które mogą błyskawicznie odmienić stan naszego ciała. Nie zniżajmy się nigdy do wygłaszania prelekcji, aby nie sądzono, że mamy opinię lub że chcemy nawiązać dialog z publicznością. Jeżeli publiczność chce, niech nas czyta. Z czasem prelegent upodabnia się coraz bardziej do aktora – do kogoś, kim gardzi dobry artysta, do chopca na posyłki Sztuki. Nagle z sali sąsiadującej z koncertem, w której zawieszony był mój sześcian, dobiegł huk jakby ściany budynku naraz popękały i zaczęły osuwać się pod ziemię. W tłumie gapiów, którzy pospieszyli w kierunku z którego dochodził hałas, gnanych chęcią zaspokojenia ciekawości znalazłem się i ja – najbardziej skonsternowany ze wszystkich. 17 Fernando Pessoa, Księga Niepokoju, Świat Literacki, Izabelin 2007, przeł. Michał Lipszyc, s. 239 25 – Ktoś niszczy kubik – usłyszałem głosy wokół mnie. Zacząłem przeciskać się między ludźmi w szewskiej pasji aby dopchać się do pomieszczenia z którym wiązało się owe zainteresowanie. Im bliżej podchodziłem, tym głuchy dźwięk uderzeń zdawał się wzmagać. Z ostatniego rzędu, sponad głów gapiów zobaczyłem wysokiego, barczystego człowieka w brązowej, skórzanej kurtce, który drewnianym trzonkiem agresywnie okładał białego kolosa. – Jeśli ktoś chce, to są tu jeszcze dwa kije – usłyszałem głos i natychmiast poznałem że był to K. Nie wiem jakim cudem znalazł się Krakowie, i dlaczego akurat katował moją pracę kijem. – Ktoś z baru musiał mu powiedzieć, że przygotowuję tu pracę na Krakersa – pomyślałem. Teraz nie miało to jednak dla mnie większego znaczenia. Nie wiedziałem czy powinienem przerwać to zajście i skopać go przed galerią czy pozwolić mu, aby zdewastowana forma kubika dokonała żywota na oczach wszystkich. Im dalej K. posuwał się w niszczeniu mojej pracy, tym więcej ludzi zdawało się być zahipnotyzowanych jego agresją. Dołączyło się do niego jeszcze dwóch typków. Wspólnie z K. kruszyli styropian którego drobne odłamki sypiąc się jak śnieg z topniejącej lodowej rzeźby zaścielały ciemną podłogę pomieszczenia. Kiedy na haku wisiały już tylko pozostałości po zwartej formie sześcianu, K. głośno i stanowczo powiedział widzom aby się odsunęli. Trzymanym w dłoniach trzonkiem rozbił w drobny mak wiszącą przy rdzeniu liny fiolkę kwiatowej perfumy. Do nozdrzy wszystkich znajdujących się wokół doleciał zapach tak bardzo intensywny, że wielu z nich musiało zasłonić sobie przed nim twarz. K. wyjął z kieszeni przezroczysty woreczek z zawartością która kolorem i konsystencją przypominała krew. Trzymał go tak przez chwilę, jakby czekając aż pierwsza fala kwiatowej powodzi opadnie na białe zgliszcza płożące się po podłodze. Niespodziewanie, jednym ruchem podrzucił woreczek w górę i z całej siły zmiótł go kijem. Krwawa zawartość rozlała się po wiszącym na linie w kawałkach i sterczącym z podłogi białym styropianie. K. z obryzganą na czerwono twarzą, odwrócił się do widzów i ukłonił. Wszyscy, włącznie z tymi którzy przed chwilą w panice, ledwo zdążyli uskoczyć na bok przed falą fruwającej krwi zaczęli gromko bić brawo. Widzowie byli wyglądali na rozentuzjazmowanych lecz i nie do końca pewnych tego, czego byli świadkami. K. pomału usunął się w tłum, przecierając oczy do których musiała dostać się farba. Zerwałem się z miejsca i zacząłem sukcesywnie przedzierać się między ludźmi w jego kierunku. – Artysta się znalazł! Cholerny cichociemny cap. Niech go dorwę! Ale się dostanie temu… – nie zdążyłem mu wystarczająco nawrzucać w myślach, zatrzymany przez mężczyznę, który przeciął mi drogę idąc wgłąb poperformansowego pobojowiska. Zatrzymałem się by przyjrzeć się temu co zamierza zrobić z tym biało czerwonym śmietnikiem. Czułem że cyniczny uśmiech zaczął malować mi się na twarzy. On musiał tego jednak nie zauważyć ponieważ podniósł z ziemi rzucony przez K. kij i przyjrzał mu się z bliska. – On też widać nie wie co się tu stało – pomyślałem. Nagle mężczyzna uniósł w górę kij i z całej siły zaczął bić nim po fragmentach styropianu, które nadal wisiały na linie przymocowanej do sufitu. Zaraz z drugiego końca sali dobiegł go drugi, potem trzeci mężczyzna i wspólnie otoczyli wiszący niedobitek. Wszyscy z energią i furią przypuścili skomasowany atak na białą formę zalaną krwią. Śmiejąc się, zaciskając zęby i przeklinając, spędzili tam dobrych piętnaście minut, młócąc to co nadal 26 jeszcze wisiało. Kiedy wreszcie udało im się wszystko sprowadzić do parteru, odłożyli kije i zasapani oddalili się. Na ich miejsce energicznie wskoczyły dziewczyny, które ofensywnie złapały za kije i zaczęły tłuc nimi co większe kawałki leżące na ziemi. Z obserwatorów pozostałem już tylko ja i dwójka innych ludzi. Stałem w szoku. Nie spodziewałem się tego. Akcja zaangażowała ludzi do wykorzystania mojej pracy jak narzędzia. Wyzwoliła w nich agresywne emocje, które przecież nie były skierowane przeciwko drugiemu człowiekowi, lecz przeciw białemu, martwemu przedmiotowi. Trafności analizy ludzkich zachowań K., zaczęło we mnie kiełkować. [Chór] Środowisko performatywne to projekt eksperymentalny mający odkrywać materialne jak i metafizyczne możliwości wykorzystywania przestrzeni w kontakcie z widzami. Instalacja artystyczna w centrum wydarzeń jest rodzajem symbolicznego totemu, jednocześnie stanowiąc temat, cel oraz narzędzie mogące wpływać na rozgrywające się wokół zdarzenia. Środowisko performatywne dąży do harmonii pomiędzy akcją, przestrzenią i widzami, których wzajemna relacja ma w naturalny sposób płynąć z ludzkiej potrzeby eksperymentowania i ekspresji, a nie być wyłącznie podyktowana kulturowymi konwenansami zachowań. To laboratorium związków między uczestnikami, autorem i przestrzenią projektu. Działania mają na celu zgłębiać materialne i symboliczne cechy przestrzeni oraz wydobywać nowe sposoby ich wykorzystywania, jako narzędzi do kontaktu z widzami. Środowisko Performatywne to uaktywniona instalacja artystyczna mobilizująca widzów do ingerencji w nią w trakcie zainicjowanego performance; stanowiąc jego kontekst, warunkując przebieg oraz będąc środkiem wyrazu całości akcji. Pognałem po schodach na górę. Szukałem K. w kolejce do toalety, przy umywalkach a nawet w magazynie – nigdzie nie było nawet jego śladu. Wyszedłem z budynku. Na podwórzu i wokół wejścia do galerii stało około siedmiu kilkunastoosobowych grupek. Musi być w którejś z nich – pomyślałem. Nie było go w żadnej. Dowiedziałem się jednak od jednej z grupowych – Ten dziwny koleś od kija? Umył się pod kranem i gdzieś poszedł. Słysząc to miałem pewność, że dzisiaj już tutaj nie wróci. Nieopodal, w jednej z grup stoi reżyser teatralny i podrywa jakąś dziewczynę. Odwraca się i mówi. [Reżyser teatralny] 18 Teatr powinien dążyć wszystkimi środkami do podważenia i poddania w wątpliwość wszystkich wyglądów nie tylko świata zewnętrznego, obiektywnego i opisywalnego, lecz również świadomości wewnętrznej, to znaczy człowieka rozpatrywanego metafizycznie. Z innej grupy, stojącej nieco dalej słychać głos promotora A. Artaud, Teatr i jego sobowtór, przeł. J. Błoński, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1978 [1938], s. 109 18 27 [Promotor pracy magisterskiej] Akcję widziałem, ale no cóż… jeszcze poczekam. 3. Procesy ekspresji aktorskiej Pewnego dnia, siedząc w bibliotece otrzymałem maila. Język którym został napisany był bardzo lekki i mało biurokratyczny, choć dotyczył propozycji pracy. Nadawcą była reżyserka teatralna o imieniu I. Mail był odpowiedzią na jeden z listów motywacyjnych, które rozsiewałem od paru miesięcy. Ciężko mi powiedzieć w jaki sposób dowiedziała się o mnie, ponieważ nie wyszczególniając żadnych konkretów zaznaczyła, że pisze do mnie z rekomendacji znajomej dramaturg. Koniec końców – dostałem pracę! Miała ona polegać na realizacji wizualnej strony spektaklu oraz wideo dekoracji przedstawień w jej reżyserii. Pierwszy z nich był na zlecenie jednego z bardziej znanych, krakowskich teatrów. Resztę szczegółów mieliśmy omówić w trakcie najbliższego spotkania w Krakowie. K. również dostał pracę jako copywriter w dużej, krakowskiej firmie reklamowej, o czym poinformował mnie z charakterystyczną dla siebie flegmą. W ogóle nie rozmawialiśmy na temat ostatniego zajścia podczas wystawy. Czułem że nie potrzebne mi są jego tłumaczenia, zresztą on i tak pewnie by mi ich nie udzielił. Odniosłem wrażenie że zaczęliśmy się bardziej respektować. Pomimo że nadal zdarzało się nam siarczyście pokłócić, to nasz kontakt poprawił się. Tak jakby coś pękło od czasu pamiętnej akcji z kijem. Moje myśli pochłonięte były teraz przeprowadzką. Ciasna wyspa, która do niedawna jeszcze podtapiała się zalewana nowymi problemami jak przebity ponton, teraz obrosła ziemią. Wykształciły się zwarte brzegi z których jeden dotarł do lądu i połączył się z nim. W czasie ostatnich czterech lat przeprowadziłem się sześć razy. Wraz ze zmianą mieszkań regularnie pozbywałem się zbędnych rzeczy, dzięki czemu pakując się do wyjazdu, zamknąłem cały swój dorobek w trzech niewielkich walizkach. W ciągu ostatnich paru lat, wyrobiłem sobie potrzebę pozbywania się rzeczy tak szybko jak to tylko możliwe. Przedmioty przepływały przez moje ręce jak majątek kloszarda – gubione, rozdawane, sprzedawane albo świadomie porzucane w miejscach, do których według mnie świetnie pasowały. W Krakowie zamieszkałem u moich wieloletnich przyjaciół S. i J. – na którego miejsce miałem wskoczyć, ponieważ aktualnie był w trakcie przeprowadzki. Mieszkanie do którego się wprowadziłem znajdowało się na parterze starej, nadwiślańskiej kamienicy. Nieodrestaurowany budynek z małymi oknami i niedużym podwórkiem był zawilgnięty i chłodny nawet latem. Choć perspektywa zbliżającej się zimy była przykra, to fakt zmiany mieszkania napawał mnie tak wielkim optymizmem, że nic nie było w stanie zepsuć mojego dobrego samopoczucia. Zająłem mniejszy pokój, który od drzwi wejściowych budynku oddzielała wyłącznie cienka, betonowa ściana. Wielokrotnie leżąc w łóżku w nocy, słuchałem jak ktoś otwierał je lub zamykał, czując się oddelegowany do bycia biernym odźwiernym. Drugi, większy pokój tego mieszkania, parę miesięcy temu był dla mnie przystanią w drodze powrotnej ze świata do pokoju w Bielsku. Spadając z wysoka w dół, na miejsce w którym miałem uderzyć o ziemię, moi przyjaciele podsunęli mi 28 pompowany materac. Zanim odbiłem się z niego by wylądować w domu rodzinnym, spędziłem na nim blisko dwa tygodnie, nie wykonując nawet najmniejszego ruchu. Umówione spotkanie z reżyserką I. przebiegło w miłej atmosferze i zrodziło kolejną współpracę – z Teatrem Nowym, z którego dyrektorem miałem już wyznaczoną datę spotkania. Otrzymanie propozycji pracy w teatrze było dla mnie niezwykłym wydarzeniem. Bezpośrednio korespondowała z prowadzonymi przeze mnie, od czasu rezydencji artystycznych w Bielsku, poszukiwaniami własnej, performatywnej formy wyrazu. Zdolność aktorów do adaptacji roli i umiejętność kształtowania siebie pod jej kątem jako kompromisu własnej osobowości, wydały mi się być interesującym materiałem badawczym. Dwa tygodnie później spotkałem na ulicy K. Na początku go nie poznałem – dopasowana, brązowa marynarka, koszula ze stójka, spodnie w kant, włosy na gładko zaczesane do tyłu. Wyglądał jak postać żywcem wyjęta z klasycznego filmu z lat trzydziestych, z typową dla siebie miną wyrażającą pełnię obojętności. Według starego zwyczaju przywitaliśmy się bardzo powściągliwie i poszliśmy do baru. – Zaczynam pracę jako scenograf. Spodoba ci się, bo jest to opowieść o Rosjaninie, który wykopywał z grobów ciała zmarłych dzieci – powiedziałem kręcąc papierosa. – Nie emocjonuj się tak bo jeszcze nic w tym kierunku nie zrobiłeś. Kiedy skończysz i dobrze ci za to zapłacą, to dopiero wtedy będę mógł coś powiedzieć. Dopóki czegoś nie zdziałasz nie możesz mieć pewności czy to będzie dobre. – Niepoprawny pesymista. A ty? Jak ci idzie? – W porządku. Ta praca nie jest czymś, czym chcę zajmować się przez resztę mojego życia. To tylko jeden ze sposobów na zarobek. – Co tak właściwie planujesz? – Projekt. Zobaczysz kiedy się odbędzie – odpowiedział. Od kiedy znam K. zawsze był enigmatyczny i nigdy nie odpowiadał bezpośrednio na pytania. Prowokowanie rozrób w barach, domniemane autorstwo kukły w szpitalu, akcja z kijem, wszystko to mogły być poszlaki jego prawdziwej osobowości. Choć znaliśmy się już przeszło pół roku, nie wiedziałem o nim więcej niż mogły mi powiedzieć sytuacje, w których przymusowo mnie stawiał. Niezatrudniony od dwóch lat i ledwo wiążący koniec z końcem, K. nie zdawał się być zadowolony z pracy którą dostał. Pijąc łyk za łykiem wpatrzony w ten jeden, niezdefiniowany przez nikogo punkt, pozostawał poza zasięgiem innych. Obserwując jego zachowanie socjalne i absolutną absencję, coraz mocniej dochodziłem do wniosku że poza wspomnianym kontuarem i wspólnymi inicjałami nie mamy ze sobą nic wspólnego. Dzięki pracownikom obu teatrów z którymi współpracowałem, nauczyłem się obsługi światła, dźwięku oraz ruchomych dekoracji. Za kulisami obserwowałem uważnie inspicjentów, krawcowe, makijażystki, rekwizytorów, montażystów i garderobianych. Obraz skończonego przedstawienia ciągnie za sobą pracę masy ludzi. Co mogę szczerze powiedzieć o ludziach teatru to, to że świetnie potrafią pracować w grupie. Rezultatem stosowania się do podziału zadań i obowiązków przez zgraną ekipę jest drożny przepływ energetyczny, napędzający na przód całą maszynę. W środowiskach artystycznych nie istnieją takie zestrojenia ponieważ typ ich pracy jest kompletnie inny. W teatrze współpraca oparta jest na technicznej realizacji wizji reżysera. Każdy posiada swoją 29 domenę, mając świadomość że praca którą oddaje jest wyłącznie składnikiem wizji twórcy, spełnieniem jego zachcianek. Pragmatyczna współpraca nie zachodzi zatem na szczeblu artystycznym, lecz wyłącznie technicznym. Oczywiście niejednokrotnie może to prowokować sprzeczki, ponieważ nawet oświetleniowiec posiada duszę i jakieś własne poczucie smaku. Kwestionujący wizję reżysera poddostawcy projektu pomagają mu zdefiniować stworzony w jego głowie obraz, zakwestionować gorsze rozwiązania i zaproponować kompromis. Mało który artysta lubi przyjmować formalne i merytoryczne uwagi, dlatego tak często rodzą się oniryczne i nieczytelne dla innych prace. Zamykanie się artystów na świat zewnętrzny jest jednym z poważniejszych problemów sztuki współczesnej. Zniknęły bohemy, ludzie przestali na żywo spotykać się ze sobą i dyskutować, a głównym ośrodkiem inspiracji stał się internet. Nie czuję potrzeby klasyfikować postaw twórców na lepsze czy gorsze – zresztą co miałoby to zmienić? – jednak spędzając coraz więcej czasu z aktorami w i poza teatrem, dotarło do mnie jak bardzo odmienne są praktyki rozlicznych form sztuki. [Chór] 19 Weźmy dowolną pustą przestrzeń i nazwijmy ją „nagą sceną”. Niechaj w tej przestrzeni porusza się człowiek, i niechaj obserwuje go inny człowiek. I to już wszystko, czego trzeba, by spełnił się akt teatru. Gdy jednak mówimy o teatrze – mamy zwykle na myśli znacznie więcej. Czerwone kurtyny, reflektory, biały wiersz, śmiech, ciemność – wszystko to miesza się bezładnie w wyobrażeniu, wywołanym przez jedno, obejmujące wiele znaczeń słowo. Przeprowadziłem indywidualne wywiady z czwórką aktorów grających w spektaklu przy tworzeniu którego pracowałem. Chciałem zgłębić ich stosunek do teatru i dowiedzieć się w jaki sposób postrzegają swoje funkcjonowanie w nim. Spotkania twarzą w twarz odbywały się w garderobie Teatru Nowego. Siedząc wśród kostiumów i rekwizytów na wygodnych, skórzanych krzesłach otoczonych przez dziesiątki luster rozpoczynałem wywiady od pytania wywoławczego: czym jest teatr? [Chór] 20 [Toteż] liczba definicji teatru jest praktycznie nieograniczona. Bez wątpienia, aby wyrwać się z tego błędnego koła, trzeba eliminować, a nie dodawać. To znaczy: należy sobie postawić pytanie, bez czego teatr nie mógłby istnieć. Aktorów można podzielić na dwie podstawowe grupy. Pierwsza przypomina zawód stolarza. W wieloletnim procesie technicznego samodoskonalenia się i fizycznej pracy z Peter Brook: Pusta przestrzeń, wstęp Zygmunt Hübner, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1981, s. 27. 20 Jerzy Grotowski: Nowy Testament teatru, Instytut im. Jerzego Grotowskiego, Wrocław 2007, s. 29. 19 30 materią, rzemieślnik znajduje satysfakcjonujące go rozwiązania. Doprowadzają one część jego warsztatu do mistrzostwa, a później stają się jego wizytówką. Poruszając się po pracowni coraz swobodniej i lżej, bezmyślnie dobiera właściwe narzędzia do wykonania szlifów. Druga jest zespolona z aktorem jako z człowiekiem. Odtwórca roli staje się jej katalizatorem – pryzmatem który spójny tekst rozszczepia na wystrzeliwujące z jego wnętrza strumienie wielokolorowych emocji. Nic nie odtwarza, lecz kreuje odłam teraźniejszości będącej glebą dla nowego gatunku istoty wyrastającej z człowieczeństwa swego gospodarza. Z pierwszą wiąże się skostniałe rutyniarstwo, z drugim nieustanne zgłębianie siebie. Wnioskując z ich wypowiedzi, aktorstwo oparte jest na procesie pracy z detalami. Studiując składniki otoczenia, ruchy, gesty, zachowania, przedmioty, ubrania w każdym z nich są w stanie zdeponować część postaci. Po skończonym spektaklu, może ona zostać uśpiona w zdjętym bucie i zamknięta w szafie aż do następnego przedstawienia. Zaklinanie roli w przedmiotach ma dla aktora niepomierne znaczenie psychologiczne. Jest to rodzaj bezpiecznej skrytki bankowej, piastującej jego wkład emocjonalnym, co daje mu niezbędne poczucie stabilności. Aktorstwo wabi i poluje na skrajności. Inspiracją dla aktora i motywacją dla odgrywanej roli są sytuacje życia codziennego, które teatr odtwarza w bardziej lub mniej zmienionej formie. Z garderoby przenieśliśmy się na fotele widowni na których rozsiedliśmy się wygodnie. – Uważam, że widownia jako część przestrzeni teatralnej jest najbardziej rzeczywista i prawdziwa. Zasiadający w niej widzowie przeżywają autentyczne emocje. Siedząc blisko siebie, stykając się ramionami czują wzajemne ciepło, a ich zapachy mieszają się ze sobą. Obserwując przeżycia fikcyjnych bohaterów na scenie, zaczynają czuć naprawdę. Kompozycja oklasków i krzyków oraz skrzypnięć i huków opadających siedzeń podczas gdy widzowie wstają i siadają – to symfonia prawdziwości. Istnieje coś takiego co nazywam inteligencją ciała. To coś w rodzaju ruchowego strumienia świadomości i często jest praktykowane w ramach warsztatów performance. Inteligencja ciała to kombinacja nielogicznych, pozornie bezcelowych ruchów. To wyzwalające przedłużanie istoty praktykującego, który pozbywa się zbędnego słownika klasyfikacji gestów. To działanie nie zakłada żadnego celu. Intencja najczęściej rodzi się w trakcie działania jako potrzeba naturalnej ekspresji istoty człowieka korzystającego z ciała. Nie jest to jednak performance, ponieważ nie posiada tematu który stanowi cel ekspresji. Tak jak język poszukuje najbardziej klarownych słów, aby należycie przekazać sens, tak performance ściga odpowiednie ruchy. Tropi nowe sposoby wykorzystania przedmiotów i przestrzeni, po to aby wyraźnie przekazać komunikat. Chwilę rozmawialiśmy a następnie poprosiłem ich o wykonanie pierwszego ćwiczenia – empirycznego doświadczenia fotela. Aktorzy mieli w nim siadać i wstawać skupiając się na wybiórczym zaangażowaniu w to różnych części ciała. Głośno i po cichu, wolno i szybko, miękko i twardo, wyłączając przyczynowo-skutkowe myślenie o ruchu. Skupiając się na jego ciągłości. Pół godziny później, po ukończonym zadaniu, prosiłem ich o opisanie istoty fotela. Drugie ćwiczenie polegało na tym samym, z tym że zamiast jednego fotela mieli poruszać się po całej widowni, oraz że do zadania zostałem zaangażowany również ja. Zwróciłem 31 uwagę, by prócz wymienionych wcześniej celów, poszukiwać sposobów stworzenia wzajemnej i niewerbalnej relacji między aktorem, mną i przestrzenią. Ćwiczenie trwało godzinę. Aby wykonać trzecie zadanie, przenieśliśmy się na scenę gdzie czekały na nas dwa drewniane krzesła. W poleceniu które usłyszeli aktorzy zawierały się intencje dwóch poprzednich. Szczególny nacisk położyłem na ciągłość ruchu oraz wyłącznie przyczynowoskutkowego myślenia. Mieliśmy komunikować się ze sobą wyłącznie za pośrednictwem krzeseł. Ćwiczenie trwało półtorej godziny. Doświadczenia tych trzech działań z czterema skrajnie różnymi aktorami, pozwoliło mi wysnuć kilka wniosków. Pobieżną różnicą między aktorstwem a performance jest język środków. Twórczość teatralna oparta jest na literaturze, której przesłanie zawarte jest w fabularnym ciągu przyczyn i skutków. Performance posługuje się pojęciami ogólnymi, archetypami, zmysłem abstrakcji. Kreując obrazy na kształt tych które tworzy ludzki mózg analizujący problemy, doświadczenia czy historie. Teatr jest jednoznaczny, opisowy. Umiejscawia widza w przejrzystym kontekście przestrzeni i konfrontuje go z konkretnymi historiami wyrazistych postaci. Performance to rodzaj niepowściągniętej rejestracji istoty ludzkiej. Jakością akcji jest kontakt widza z oswobodzoną tożsamością performera. Teatr jest doświadczeniem zdefiniowanym, a performance czystym doznaniem. Aktorzy wykonujący polecone przeze mnie zadania nieustannie pytali mnie o motywacje przedsięwziętych ruchów. Przedmiotem tych ćwiczeń było całkowite zatracenie celu, by móc skupić się wyłącznie świadomym wyrażaniu swojego obecnego stanu emocjonalnego. Reżyser wychodzi z biura teatru ze szklanką koniaczku [Reżyser teatralny] 21 Zdarzenia happeningowe muszę być absolutnie prawdziwe – choć wynikające z zaplanowanego przypadku, nieudawane, bo gdy są grane, przenoszą się automatycznie z realnego życia do umowności. Aktorzy zawodowi nie są w stanie nie grać przed publicznością, właśnie z racji swej profesji. Za reżyserem widać siedzącego przy biurku promotora. 4. Środowisko Performatywne Udało się! Mam zielone światło na realizację serii trzech działań performatywnych w Teatrze Nowym. K. pomógł mi napisać projekt, którego stał się współautorem. Zalążki przedstawionej dyrektorowi teatru koncepcji upatrywałem w publicznych interwencjach K. Projekt zakładał stworzenie przestrzeni akcji łączącej w sobie cechy teatru i galerii sztuki. Instalacja artystyczna, jako punkt centralny przestrzeni miała stać się praktycznym 21 Maciej Gutowski, O Paniach, Panach i zdarzeniach, dz. cyt., s.223 32 narzędziem toczącej się wokół akcji. Stroniąc od idei zamkniętej i odseparowanej od widza formy scenograficznej, zaproponowaliśmy stworzenie typu interaktywnego environmentu. Dzwoni telefon. K. odbiera. W słuchawce słychać głos kuratora [Kurator] 22 Wybrane z rzeczywistości lub naśladujące ją za pomocą atrap obiekty z powszedniego otoczenia ludzkiego […] environments, miały znaczenie przedmiotów i miejsc poetyckich przez fakt ich przeniesienia w sferę kontemplacyjną sztuki i przez nadanie im roli symbolicznej i znaczącej. Była to niekiedy nawet rola analogiczna do tej, jaką w pradawnej przeszłości przypisywano stelom, progom, a przede wszystkim totemom, które stanowiły oś rytuałów, magicznych gestów obrzędowych. Jego celem miałoby być wykreowanie okoliczności sprzyjających dobrowolnemu uczestnictwu widza. Intrygujące środowisko, które nie posadzi go na widowni ale i nie wciągnie za rękę na środek wbrew jego woli. Bazując na temacie trzech przestrzeni wywoławczych: widowni, sceny oraz budynku teatru, postanowiliśmy przeanalizować istotę każdej z nich. 4a. O obecności, która scenę na wskroś siewnym dreszczem przeszywa Przygotowanie przestrzeni: Szatnia – miejsce stacjonowania aktora W. grającego rolę szatniarza służbisty. W jego wyposażeniu w postaci pojemniczka z pigmentem oraz „systematyzującego arkusza pracy szatniarza” z ręcznie kaligrafowanymi numerami porządkowymi w ilości sześćdziesiąt dziewięć (liczba miejsc na widowni) znalazły się za ladą przy wejściu do teatru. Plastikowe numerki od szatni zostały zastąpione cyframi wykaligrafowanymi na papierze samoprzylepnym. Foyer – przy barze siedzi aktorka A. grająca rolę pijanej studentki Judaistyki. Wejście na widownie – miejsce stacjonowania aktora F. grającego rolę informatora i odźwiernego. Szatnia, foyer, scena – aktorka W. grająca rolę studentki teatrologii przechadza się między nimi. Światło przytłumione. Widownia – na każdym z sześćdziesięciu dziewięciu siedzisk foteli znajduje się kartka ze zwrotem czasownikowym sugerującym podjęcie działania oraz prowizorycznie przyklejona do niej cienka foliowa rękawiczka. Na oparciach dobrze widoczne numerki siedzeń – wyglądające tak samo jak te rozdawane przy wejściu przez szatniarza. Przestrzeń równo oświetlona. Bożena Kowalska, Od impresjonizmu do konceptualizmu Odkrycia sztuki, Wydawnictwo Arkady, Warszawa 1989, s. 124 22 33 Sześćdziesiąt dziewięć sugestywnych, ręcznie kaligrafowanych zwrotów czasownikowych: napełnij mnie, – nuż mnie, – piastuj mnie, – wydaj mnie, – pozostań ze mną, – dotycz mnie, – ciesz mnie, – gódź mnie, – zdarz mi się, – zmierzchaj we mnie, – rozjaśnij mnie, – spraw mnie, – ulepsz mnie, – dowiedź mnie, – bądź mną, – pasuj mnie, – skomplikuj mnie, – hartuj mnie, – nie bądź mną, – budź mnie, – posadź mnie, – ogrzej mnie, – szykuj mnie, – szepcz do mnie, – poznaj mnie, – skołuj mnie, – nagłośnij mnie, – kreuj mnie, – trudź mnie, – władaj mną, – przejmij mnie, – ugość mnie, – zabaw mnie, – studź mnie, – wzmocnij mnie, – zainteresuj mnie, – weź mnie, – ożyw mnie, – zniszcz mnie, – zbaw mnie, – nasyć mnie, – ukończ mnie, – zamknij mnie, – odczuj mnie, – wyraź mnie, – rozsiej mnie, – doświadcz mnie, – odkryj mnie, – zabij mnie, – dotknij mnie, – uzyskaj mnie, – rozgryź mnie, – osądź mnie, – osiągnij mnie, – skrzywdź mnie, – nazwij mnie, – spotkaj mnie, – upij mnie, – spełnij mnie, – żyw mnie, – wymień mnie, – odciąż mnie, – zachwyć mnie, – uwielb mnie, – otwórz mnie, – opanuj mnie, – usłysz mnie, – posmakuj mnie Scena – kredowy napis: „JA” na samym środku sceny Przebieg akcji: Wchodzących do teatru wita W. który stoi w szatni. Ubrany schludnie, z czapką oficerską na głowie. Po kolei odbiera od przybyłych kurtki, wieszając je na losowo wybranych wieszakach. Odkleja z arkusza odpowiednie numerki i przylepia je gościom na piersi, na wysokości serca. Rygorystycznie moczy każdemu kciuk w zbiorniczku z pigmentem i odciska go na „systematyzującym arkuszu pracy szatniarza”. Pomiędzy szatnią, foyer i sceną przemieszcza się W. ubrana na wyjściowo w okularach „zerówkach”, zagajając rozmowy na temat teatru, sztuki i wydarzeń kulturalnych. Choć wydaje się jej że wie o czym mówi, w istocie plecie brednie. Raz po raz wyjmuje z torebki perfumę i rozpyla ją wokół siebie. Przy barze stoi A. w t-shircie i jeansach. Prowokuje dyskusje z gośćmi na niekomfortowe tematy, piorąc swoje brudy. Nie potrafi zrozumieć sztuki, nie ma ona dla niej sensu. Przy kotarze oddzielającej foyer od wejścia na widownię stoi F. ubrany w smoking. Do środka wpuszcza jedną, lub maksymalnie dwie osoby. Daje widzom instrukcje jak zachowywać się w środku. Zwraca uwagę aby wykorzystywać rękawiczki i sugestywne czasowniki oraz aby pod żadnym pozorem nie siadać w fotelach na widowni. Prosi aby po ukończeniu działania, nie cofać się, lecz wychodzić przez garderobę z powrotem do foyer. Na scenie stoję ja, obiema stopami zajmując miejsce w samym środku kredowego napisu „JA”. Jestem ubrany w biały t-shirt i czarne spodnie, na dłoniach mam foliowe rękawiczki. Stoję nieruchomo, nawiązując zapraszający kontakt wzrokowy z uczestnikami wydarzenia, którzy wchodzą do sali. Akceptuję i wchodzę we wszystkie propozycje interakcji. Sposoby angażowania widzów w akcję: W szatni i foyer: bezpośrednie i indywidualne skonfrontowanie widzów z aktorami, którzy prowokują proste, powszechne zachowania. Stonowane, niekrzykliwe zachowanie aktorów. Przestrzeń pełna innych widzów – hałas, ruch, tłum. Półmrok. Na scenie: indywidualne doświadczenie kontaktu z drugim człowiekiem, nieobserwowane przez nikogo. Podpowiedzi w formie personalnych czasowników, sugerujących kierunek interakcji. Przestrzeń indywidualna, cicha, kontemplacyjna. Niepośpieszanie decyzji. 34 4b. Widma Przygotowanie przestrzeni: Plac przed teatrem – w centralnym punkcie placu stoi trzepak a za nim ukryte trzy trzepaczki do dywanów. Szatnia – na wieszakach wiszą materiałowe, białe maski z dziurami na oczy i odciśniętymi na nich plamami atramentowymi (każda maska jest inna). Na ladzie stoją trzy styropianowe głowy ubrane w maski. Foyer – przeobrażone w rodzaj kawiarni z krzesłami, stolikami, świeczkami. Światło żółte, barowe. Do ścian przyklejone są małe fragmenty luster, o jedną ze ścian wsparte jest największe z nich. Za barem leżą wydrukowane scenariusze pięciu sztuk wystawianych w Teatrze Nowym. Nad stolikami wiszą scenariusze instruujące widzów jak mogą zachowywać się względem siebie. Np.: „zapytaj osobę po prawej jakie lubi oglądać komedie”; „przybij piątkę osobie przed Tobą”; „powiedz osobie za Tobą czego się boisz”; „zapytaj głośno osoby po lewej czy znają się nawzajem”; itd. Na barze stoją butelki wina i otwieracz. Widownia i scena – widownia jest przykryta czarną folią, która pełni funkcję ekranu projekcyjnego dla zapętlonego obrazu sześćdziesięciu dziewięciu klaszczących dłoni. Z głośników rozbrzmiewa donośny dźwięk braw oraz rytmicznie podnoszonych i opuszczanych siedzisk foteli widowni, które dobrze słychać w foyer. Na scenie wisi czerwona kurtyna, oraz przykryta czarną tkaniną tablica z napisem „pomnik grającym”. Przy scenie leży przygotowany mikrofon, koszyk sztucznych kwiatów oraz miska z talkiem. Przebieg akcji: Każdy gość teatru otrzymuje od szatniarki maskę wraz z instrukcją, aby przez cały czas trwania akcji nie zdejmować jej z twarzy. Wejścia do „kawiarni” pilnuję ja, ubrany w czerwoną koszulę, kamizelkę, czarne spodnie oraz okulary przeciwsłoneczne. O godzinie 19:15 zapraszam wszystkich do środka i sadzam przy stolikach. Zapalam na stołach świeczki i przynoszę uczestnikom scenariusze spektakli. Obserwuję sytuację z dystansu. Osoby które wykorzystują wiszące nad stolikami instrukcje, oraz przykładają się do czytania scenariuszy na głos nagradzam winem. Przemieszczam się w ciszy po pomieszczeniu z butelką i plastikowymi kubeczkami. Osoby które nie potrafią odnaleźć się w sytuacji zachęcam do tego winem. Przyglądam się z bliska aktorom siedzącym przy stolikach, proponując głośne czytanie. Proponuję kolejnym osobom aby zasiadały przy stolikach w miejsce tych, którzy już skończyli. Pozwalam aby akcja toczyła się sama. Z widowni dobiega nas dźwięk oklasków i foteli. Po upływie wystarczającej ilości czasu, dyskretnie idę na scenę, zabieram mikrofon i wracam z nim do foyer. Proponuję aby uczestnicy nagrodzili się nawzajem gromkimi brawami za świetny występ i zapraszam wszystkich na scenę. Widzowie mijają w półmroku projekcję dłoni na ekranie zakrywającym fotele i zaproszeni przeze mnie zmierzają na ciemną scenę. Proszę W. (oświetleniowiec) aby włączył światło. Proszę widzów o brawa. Odsłaniam tablicę z napisem „pomnik grającym” zapewniając uczestników, że jest ona specjalnie dla nich. Uroczyście zapraszam na środek kolejno każdą z osób biorących udział w akcji, gratuluję występu, robię sobie z nią zdjęcie, wręczam sztuczny kwiatek i ściskam 35 jej dłoń, wcześniej zanurzając ją w talku. Proszę aby ta osoba odcisnęła się na kurtynie. Proszę o brawa dla niej. Wszystkie etapy powtarzam z każdym z zamaskowanych aktorów. Kiedy wszyscy zebrani odcisną już dłonie na kurtynie ogłaszam że to już koniec i że można zdjąć maski. Proszę o pomoc w zdjęciu kurtyny i wyniesienie jej przed teatr. Na zewnątrz przerzucam ją przez trzepak, i chłostam ją trzepaczką do dywanów. Rozdaję pozostałe dwie i zapraszam do trzepania. Akcja dobiega końca gdy wszystkie ślady zostają wywabione z kurtyny, a ona sama złożona na deskach sceny w teatrze. Sposoby angażowania widzów w akcję: Stworzenie powszechnie znanej sytuacji powszedniej w której widz wie jak postępować (kawiarnia). Otwarte wynagradzanie pożądanych zachowań. Półmrok i hałas. Liczna zbiorowość zgromadzona w stosunkowo małej przestrzeni, w której dodatkowo występuje duże zagęszczenie przedmiotów. Zniknięcie wodzireja. Możliwość ukrycia się pod maską. Wszyscy otrzymują te same, konkretne wytyczne co do sposobu zachowania i wypowiadania słów. Atmosfera żartu. 4c. Stany skupienia Przygotowanie przestrzeni: Foyer – cienka, przezroczysta folia malarska przyczepiona do sufitu wisi swobodnie w niedużych odstępach od siebie, ograniczając widoczność w przestrzeni. W rogu pomieszczenia wisi lina z karabińczykiem a obok oparta o ścianę drabina. Pod ladą baru wanna do połowy wypełniona winem. Stoi na kozłach budowlanych na wysokości około 80 cm nad ziemią, po to aby zmieściła się pod nią zaślepiona rurka odpływowa. Nad nią wisi na łańcuszku przyczepionym klamerką, podświetlony punktowo korek do wanny. Na jednej ze ścian wisi tabliczka z napisem „CZAS” wykonanym z przyczepionych do niej szpilkami papierosów. Scena – w punkcie centralnym sufitu wisi czarny sznurek z materiałową pętelką u dołu. Przy ścianie stoi oparta o nią deska o długości ok 180 cm. Przebieg akcji: Do oświetlonego delikatnym światłem foyer wchodzą goście. Wiszę w rogu pomieszczenia na linie przyczepionej do uprzęży ukrytej pod ciasno kneblującą mnie folią typu stretch, od ramion aż do stóp. Usta i oczy mam zaklejone czarną taśmą samoprzylepną. Nie ruszam się wisząc metr nad ziemią. Jeśli widzowie podadzą mi drabinę, bądź też sami wejdą na nią aby mnie uwolnić, performance rozpocznie się. Oswobadzają mnie zrywając lub odkręcając folię. Stoję na ziemi z widocznym na plecach, sporych rozmiarów garbem. Jestem ubrany w marynarkę, ciemne spodnie i skórzane buty. Zrywam taśmę oklejającą mi usta i powoli zaczynam wysnuwać spomiędzy zębów żyłkę. Poruszając się po omacku po pomieszczeniu, rozciągam ją między uczestnikami wydarzenia oplatając ich. Zbliżam się do nich bardzo blisko, szukam ich. Po rozwinięciu całej żyłki zrywam taśmę klejącą uciskającą mi oczy. Po raz pierwszy nawiązuję kontakt wzrokowy z widzami. Podchodzę do znaku CZAS, odczepiam pierwszego papierosa od lewej i odpalam. Przez cały czas jak palę nie spuszczam wzroku z widzów, nawiązując kontakt. Poruszając się po 36 pomieszczeniu, łapię w dłonie wszystkie wiszące folie, wznoszę ręce do góry, a następnie jednym szybkim szarpnięciem zrywam je na ziemię. Odpinam koszulę odsłaniając guz na piersi okręcony czarną taśmą klejącą. Zaczynam go drapać dopóki nie przebiję się paznokciami przez tę błonę do środka. Udaje mi się. Z wnętrza wysypuje się bardzo dużo białych, kwadratowych karteczek, które spadają na spoczywającą na ziemi folię. Z kieszeni wyjmuję gumową opaskę zaciskową i zakładam ją na ramieniu powyżej łokcia. Kilkukrotnie zaciskam i rozluźniam pięść żeby napompować żyły krwią. Wyjmuję z kieszeni nabój do pióra z atramentem i silnie przyciskam go do żyły do czasu aż pęknie. Atrament ścieka mi po ręce kapiąc na karteczki leżące na folii. Całość kilkukrotnie powtarzam. Odpalam kolejnego papierosa z tabliczki wiszącej na ścianie. Nawiązuję kontakt wzrokowy z widzami. Kładę się pod wannę, dziurawię zaślepkę a odpływ wkładam sobie do ust. Wino pod ciśnieniem wtłaczane mi jest do gardła. Topię się do czasu aż ktoś nie zatka odpływu wiszącym nad wanną korkiem. Jeśli któryś z widzów to zrobi, performance będzie kontynuowany. Odpalam kolejnego papierosa. Nawiązuję z widzami kontakt wzrokowy. Zbieram z ziemi folię z karteczkami, nabojami, opaską uciskową i żyłką i robię z niej tobół. Zabieram go ze sobą razem z tabliczką CZAS, i gestem zapraszam widzów aby szli ze mną na scenę. Światło na scenie zapala się. Przywiązuję tobół do wiszącej z sufitu linki. Zaczynam drapać garb na plecach. Drapię go dopóki jego zawartość się nie wypróżni. Z jego środka spadają na scenę kamienie. Zrywam taśmę kneblującą moją klatkę piersiową i wysypuję resztę zawartości na ziemię. Rozpinam koszulę i odwróconą na lewo zakładam z powrotem na siebie. Z przodu i z tyłu koszuli widnieje tekst: [Chór] Przestrzeń sztuki, blada i marna... obojętna na nas. Przejaw uporczywości pomieszczenia w ucieczce od ludzkiej kreatywności. Czysta biel, czy pusta czerń ścian świadczą o tym że nikt tu jeszcze nie tworzył, nie wychowywał dzieci. Cisza. Pustka, która nie pamięta człowieka... Symbol naszej obojętności i bierności w stosunku do świata, w którym nic nie zauważamy. Do galerii czy teatru przychodzimy po to aby w świecie bez naszej tożsamości obejrzeć przejawy cudzej spostrzegawczości... aby nie patrząc na świat zobaczyć go. Odpalam papierosa. Nawiązuję kontakt z widzami. Chwytam deskę podpierającą ścianę w rogu sceny i przewlekam ją przez pętlę z dołu sznura, tak aby balansowała się według własnego środka ciężkości. Zdejmuję koszulę i ubieram w nią wiszący na linie tobół. Gromadzę w jednym miejscu rozrzucone po scenie kamienie. Odpalam fajkę a resztę która pozostała w CZASie rozdaję widzom po jednym na osobę. Na tabliczce zostawiam jednego papierosa. Razem we wspólnej ciszy palimy, patrząc na wiszącą równoważnię i tobół w koszuli. Klękam i zbieram z ziemi dwa kamienie które równoważę po lewej i prawej stronie deski, tak aby zachować balans i aby nie wypadła z pętli. Całość powtarzam do czasu aż ustawię wszystkie kamienie po obu stronach deski, lub jeśli któraś ze stron przeważy a kamienie wysypią się z powrotem na ziemię. Sposoby angażowania widzów w akcję: 37 Wizualne zawężenie przestrzeni folią. Stawianie uczestników w obliczu konieczności podjęcia newralgicznych decyzji. Kontakt bezpośredni z widzami, poprzez bliskość i dotyk. Wręczanie widzom składników akcji. 5. Zakończenie Ulicą przejeżdża dorożka. Ze środka wychyla się reżyser w przeciwsłonecznych okularach i donośnym głosem mówi [Reżyser teatralny] 23 Ani publiczność, ani krytyka nie zastanawiają się przeważnie nad istotą sztuki i żądają od niej przedstawienia życia, którego powinni naprawdę mieć dosyć w przebiegu codzienny, a nawet świątecznych dni. Dla doznania takich wrażeń nie trzeba zupełnie chodzić do teatru – można je znaleźć może nie w stanie takiej kondensacji, jak w teatrze, w domu, na ulicy, lub w kawiarni. Dorożka odjeżdża Od czasu kiedy leżałem bez celu na łóżku w Bielsku minął rok. Liczba przeprowadzek urosła o kolejną, która usadowiła mnie w wygodnym drewnianym krześle w jasnym pokoju na poddaszu w centrum Krakowa. Od czasu rezydencji artystycznych, dwukrotnie zdążyłem zmienić znoszone obcasy w ulubionych butach. Dzięki K. nauczyłem się cenić samotność i wiążącą się z nią przestrzeń do obserwacji otoczenia. Wędrowanie bez konkretnie wyznaczonego celu pozwoliło mi zebrać potrzebne myśli. Przypadkowo odnajdywane miejsca i sytuacje ugruntowały we mnie pewne przekonanie. – Nie white cube i nie czarne pudełko teatralne, lecz ogólnodostępna przestrzeń publiczna jest właściwa sztuce – myślę idąc ulicą. – To co jest zepchnięte, wykluczone poza środowisko ogólnodostępnej, publicznej przestrzeni nie może zostać odebrane jako jej immanentna część. W konsekwencji nie jest realnie istniejącym przedmiotem odniesienia w stosunku do niej. To co zostaje zamiecione na margines iluzorycznych sfer życia, nie może prawidłowo wpłynąć na ludzką świadomości. Jak skrajnie odrealnione są galerie sztuki a radykalnie fikcyjne teatry. W ten sposób nie mogą pełnić swoich funkcji prawidłowo. Doszedłem do skrzyżowania ulic Stolarskiej i Dominikańskiej. – Wpływ muzyki czy filmów na ludzkie życie jest niepodważalny, jednak pozostawia po sobie jedynie szczątkowe wrażenia. Żadna akcja filmu o ile się nie urzeczywistni i nie stanie się częścią czyjegoś życia – nie zostanie przeżyta, a co za tym idzie – zostanie zapomniana. Żadna zasłyszana w radiu melodia nie przełoży się na ludzką tożsamość, o ile nie wyśpiewa jej nam ukochana osoba na łożu śmierci, wyznając nam niewyrażoną wcześniej miłość. Zauważyłem nadjeżdżający z naprzeciwka tramwaj. 23 S. I. Witkiewicz, O czystej Formie, biblioteka Zet, drukarnia nowogrodzka, 1932 s. 26 38 – Ludzie powinni być aktywnymi uczestnikami wydarzeń które odbywają się wokół nich – położyłem się na torach. – Czym jest sztuka, skoro żyjąc w świecie którego nie rozumiemy, staramy się być od niego lepsi, mądrzejsi – tramwaj zbliżał się coraz bardziej w moim kierunku, jednak nadal nie zwalniał. – Jeśli człowiek przechodzi obojętnie obok leżącej na chodniku osoby, która na jego oczach pada i walczy o życie, to jaki sens ma sztuka? – tramwajarz rozmawiał przez komórkę. – Musi istnieć wyłącznie jako wymówka dla ludzi, którzy i tak jej nie potrzebują… – na sąsiednim skrzyżowaniu dostrzegłem K. – Nie zauważył mnie – pomyślałem czując na plecach niosące się po szynach wibracje i chłodny cień kolosa, który szybko podjeżdżając, zasłonił na chwilę padające na moją twarz słońce. Nieopodal miejsca zdarzenia stoi promotor [Promotor pracy magisterskiej] Teraz zacznę opiniować. Koniec Literatura 39 1. Michael Oakeshott, Experience and Its Modes, Cambridge, Mass. 1933, s.10. 2. Yi-Fu Tuan, Przestrzeń i miejsce, PIW 1987, s.21 3. Allan Kaprow, Assemblage, Environments, and Happenings, H.N. Abrams, New York 1966, s. 165-166, cyt. za: Richard Schechner, Performatyka: Wstęp, przeł. T. Kubikowski, Ośrodek Badań Twórczości Jerzego Grotowskiego i Poszukiwań Teatralnych, Wrocław 2006, s. 189. 4. Fernando Pessoa, Księga Niepokoju, Świat Literacki, Izabelin 2007, przeł. Michał Lipszyc, s. 89 5. Julia Cameron, Droga Artysty, Wydawnictwo Szafa 2013, s. 149 6. Julia Cameron, Droga Artysty, Wydawnictwo Szafa 2013, s. 10 7. Yi-Fu Tuan, Przestrzeń i miejsce, PIW 1987, s. 174 8. Jan Świdziński; Sztuka kontekstualna (1) wersja druga; pkt. 3; via internet: http://swidzinski.art.pl/kontekst1.html 9. A. Tajber; Intermedia w Krakowie: tekst ideologiczny; http://clonesystem.art.pl/aspimedia/p=214 10. K. Kuh, The Artist's Voice, New York I960; cyt. za: W. A. Camfield, Marcel Duchamp, op. cit., s. 97. 11. Cytat via. internet, SJP: http://sjp.pwn.pl/sjp/rzecz-sama-w-sobie;2518563.html 12. Yi-Fu Tuan, Przestrzeń i miejsce, PIW 1987, s. 114 13. Tadeusz Kantor, Miejsce teatralne, w: Tadeusz Kantor, Teatr Śmierci. Teksty z lat 1975-1984, dz. cyt., s.395-396. 14. Freya Stark, Perseus in the Wind, London 1948, s.55 15. Mircea Eliade, Images and Symbols. New York 1969, s. 39. 16. Rozmowa z Tadeuszem Kantorem, w: Wiesław Borowski, Tadeusz Kantor, dz. cyt., s. 93. 17. Fernando Pessoa, Księga Niepokoju, Świat Literacki, Izabelin 2007, przeł. Michał Lipszyc, s. 239 18. A. Artaud, Teatr i jego sobowtór, przeł. J. Błoński, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1978 [1938], s. 109 19. Peter Brook: Pusta przestrzeń, wstęp Zygmunt Hübner, Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1981, s. 27. 20. Jerzy Grotowski: Nowy Testament teatru, Instytut im. Jerzego Grotowskiego, Wrocław 2007, s. 29. 21. Maciej Gutowski, O Paniach, Panach i zdarzeniach, dz. cyt., s.223 22. Bożena Kowalska, Od impresjonizmu do konceptualizmu Odkrycia sztuki, Wydawnictwo Arkady, Warszawa 1989, s. 124 23. S. I. Witkiewicz, O czystej Formie, biblioteka Zet, drukarnia nowogrodzka, 1932 s. 26 40