Kto zostawił ślady na szkolnym boisku? Zima zbliżała się coraz

Transkrypt

Kto zostawił ślady na szkolnym boisku? Zima zbliżała się coraz
Kto zostawił ślady na szkolnym boisku?
Zima zbliżała się coraz większymi krokami. Liście opadły z drzew, a niebo często było pokryte
ciemnymi, burzowymi chmurami. Całymi dniami leciały z niego drobne kropelki wody, a z początkiem grudnia
deszcz przemienił się w białe śnieżynki.
Zmienił się także wystrój naszej klasy. Zniknęły kolorowe, letnie kwiaty, nie ma też już ani kasztanów,
ani żołędzi, ani jesiennych liści. Szkolne dekoracje coraz bardziej przypominają płatki śniegu. Na lekcjach
mówiliśmy o zimowym śnie zwierząt, wiemy, jakie ptaki odleciały do ciepłych krajów, słowem – rozmawiamy
o nadchodzącej zimie. A zima – wiadomo: to mikołajki i święta Bożego Narodzenia. To także wypatrywanie
przez szkolne okno, wymalowane nocą w kwiaty przez mróz.
Pewnego poranka w szkolnej klasie tuż przy oknie stała Zosia. Jak zwykle wypatrywała zmian, których
o tej porze było tak dużo. Nagle silny podmuch wiatru poderwał do tańca śnieżynki. Wirowały w słońcu, które
pojawiło się niespodziewanie, choć jeszcze przed chwilą niebo było granatowo-sine. A na boisku, które latem
zamieniało się w najprawdziwszy stadion piłkarski, stały … sanie. Ale nie takie malutkie, którymi można pędzić
z górki na pazurki; nie te nieco większe, które doczepiamy do kuligu, by sanna była śnieżna i pyszna –
przeciwnie, na boisku stały sanie, które przypominały – tylko nie śmiejcie się ze mnie – najprawdziwsze sanie
Świętego Mikołaja.
„Jest Mikołaj, czy go nie ma?
To akurat jasna sprawa!
Każde dziecko go widziało –
z przodu, z tyłu, z lewa, z prawa!” (Rafał Witek, Hmmm..., „Świerszczyk” 23 (2884) 2016)
Ale czy sanie na boisku rzeczywiście należą do Świętego Mikołaja? Chłopcy głośno powątpiewali,
dziewczynki zaś starały się przekonać niedowiarków. W klasie w oka mgnieniu zapanowało ogromne
poruszenie. Dzieci coraz liczniej przyciskały noski do okiennych szyb, tak, że pani musiała zarządzić
niespodziewaną wyprawę na boisko. Maluchy ubierały się tak szybko jak nigdy. Prawy but wskoczył na prawą
nogę, za nim pospieszył lewy na lewą stopę. Szyja już okręcona szalikiem, prawa ręka w prawym rękawie kurtki,
lewa w lewym i zamek błyskawicznie zapięty. Jeszcze tylko czapka na głowę, rękawiczki i – hejże hola
na boisko! Dzieci z radością wybiegły przed szkołę.
Ale co to? Sanie zniknęły, a tam, gdzie Zosia widziała sanie, stało na śniegu czerwone pudełko
w renifery. A wokół niego pozostało na śniegu 9 par śladów. Czyżby należały do: Profesorka, Fircyka, Amorka,
Pyszałka, Tancerza, Złośnika, Błyskawicznego, Kometka i, oczywiście, Rudolfa Czerwononosego?
A w pozostawionym na śniegu pudełku dzieci znalazły przepyszne pierniki w kształcie reniferów.

Podobne dokumenty