pobierz plik - ISP Modzelewski

Transkrypt

pobierz plik - ISP Modzelewski
34. Podatkami od dawna nie rządzą politycy,
lecz biznes optymalizacyjny
Dziś już (prawie) wszyscy mówią antyoptymalizacyjnym językiem: potępiają niecne praktyki międzynarodowych holdingów,
liczą w pocie czoła jakieś „luki podatkowe” strasząc nas najpierw
dziesiątkami, a teraz setkami miliardów złotych utraconych
dochodów budżetowych oraz gorliwie opowiadają się za zwalczaniem „przestępczości w białych kołnierzykach”.
Najbardziej zadziwiające jest to, że do tego chóru chcą
włączyć się również dotychczasowi (i zupełnie aktualni) liderzy...
rynku optymalizacji podatkowej, co już zakrawa na groteskę.
Poprawność i chęć płynięcia z prądem zniewala, czyni śmiesznym, a przede wszystkim podważa wiarygodność tych działań:
nikt nie uwierzy w szczerość antyoptymalizacyjnego tonu tych,
których sukcesy w unikaniu opodatkowania kosztowały budżet
wiele miliardów złotych.
Należy zadać pytanie o genezę powszechnej patologizacji
systemu podatkowego: dlaczego stał się wielkim polem rozwoju
„biznesu optymalizacyjnego”, a przede wszystkim dlaczego władze wielu (większości?) państw tolerowały, a nawet wspierały te
praktyki? Można tu stawiać różne, nie tylko poprawne hipotezy.
Pierwszą i najbardziej prawdopodobną jest „liberalizacja”
polityki, która polega na tym, że staje się ona wyłącznie grą lobbystycznych interesów, a politycy realizują te interesy, które są dla
nich korzystne, zresztą w różnym tego słowa znaczeniu.
A do władzy dopchnie się ten, kto ma więcej pieniędzy, ma
centrale w politycznych metropoliach oraz wpływy w mediach.
Oni, co jest zresztą zrozumiałe, będą zabiegać o tworzenie „przepisów korzystnych dla podatników”, czyli dla nich. Nikt tu – może
z pewnym wyjątkiem dotyczącym akcyzy – nie będzie bronił
interesu publicznego, bo tylko gdy ustawodawca kieruje się tym
interesem, można zapewnić efektywność fiskalną podatków.
Liberałowie nie rozumieją pojęcia interesu publicznego:
im się wydaje, co wielokrotnie udowodnili, że gdy będą działać
w interesie silnych graczy, „gospodarka będzie się rozwijać”, a
to przyniesie wzrost dochodów budżetowych. To są oczywiste
bzdury, bo rozwój gospodarki połączony z dziurawym systemem
podatkowym nie da żadnych efektów fiskalnych.
Wręcz odwrotnie: może przynieść spadek dochodów budżetowych, bo ów wzrost może być kosztem budżetu. Zresztą
rachunek interesariuszy jest tu bardzo prosty: zwiększenie zysków
firm metodami rynkowymi w zglobalizowanej gospodarce jest
bardzo trudne, a kosztem budżetu – dużo prostsze. Gdy największe korzyści dają „innowacje podatkowe”, to po co marnować
pieniądze na niepewne inwestycje w realnej gospodarce. Aby
uzyskać szybkie efekty mierzone dużymi pieniędzmi, należy
zainwestować:
– w biznes legislacyjny: trzeba napisać przepisy legalizujące
likwidację lub obniżenie opodatkowania, podsunąć je politykom i załatwić sprawę rękami posłów i senatorów, którzy
nie mają pojęcia w czym uczestniczą lub
– w biznes optymalizacyjny, czyli zlecić specjalistom od
niepłacenia podatków utworzenie „odpowiednich struktur
organizacyjnych” lub „transakcji”, które będą sztuczne lub
zupełnie fikcyjne, ale dadzą niezbędne pozory, gwarantując
na papierze brak lub minimalizację opodatkowania.
W ostatnich latach powstały firmy, które jednocześnie
działają na obu powyższych rynkach. Biznes optymalizacyjny
połączył się z lobbingiem, a inwestycje te stały się już jednym
zleceniem: „załatw mi zmianę przepisów i odpowiednie papiery, abym nie musiał już nic płacić”.
Łatwo sprawdzić, że wszyscy duzi oferenci tych usług działają
w podobny sposób, czyli tak zrodził się międzynarodowy biznes
optymalizacyjny, który dziś faktycznie rządzi dochodami podatkowymi naszego (i nie tylko naszego) kraju. Firmy te dbają przede
wszystkim o dobre relacje z władzą, czyli politykami i urzędnikami,
bo to tworzy parasol dla ich klientów (i dla nich). Ludzie z tego
biznesu pojawiają się w różnych gremiach doradczych – przy
premierze, czy resorcie finansów – a przede wszystkim opanowali doradztwo dla sektora publicznego, który jest największym
kąskiem. Spowodowało to również częściową atrofię doradztwa
podatkowego, które podzieliło się na ów„biznes optymalizacyjny”,
który działa na tym rynku i całą resztę, czyli tych, którzy świadczą
usługi w interesie klientów, ale z poszanowaniem prawa i interesu
publicznego. Ich oferta nie jest dziś w cenie, bo nie dają wysokiej
stopy zwrotu.
Dopóki podatkami będzie rządzić biznes optymalizacyjny,
nic się tu nie zmieni i jesteśmy skazani na katastrofę systemu
podatkowego. Opozycja ma szanse zdobyć władzę i przyjmując
tę schedę będzie w sytuacji nie do pozazdroszczenia. A naprawa
systemu podatkowego jest nakazem chwili. Co więc należy
zrobić?
Rządzący muszą kierować się trzema fundamentalnymi
zasadami:
– podatki muszą być stanowione w interesie publicznym a
ośrodkiem ich tworzenia musi być system polityczny: trzeba
skończyć z „prywatyzacją” procesu legislacyjnego,
– należy przeciąć wszelkie związki (formalne i nieformalne) między władzą a biznesem optymalizacyjnym i to na
wszystkich szczeblach: od politycznego do urzędniczego,
– podmioty, które zajmują się optymalizacją podatkową,
nie mogą jednocześnie zajmować się działalnością audytorską: albo doradzasz jak nie płacić podatków, albo badasz
rzetelność ksiąg i sprawozdań finansowych – ten mariaż jest
źródłem patologii, kosztujących budżet wiele miliardów
złotych.
Gdy opozycja po wygranych wyborach weszłaby w buty
„liberałów”, nie ma jakiejkolwiek szansy na realizację swoich
zamierzeń: system podatkowy jest w stanie katastrofy, która ma
wielu cichych obrońców, bo utracone dochody budżetowe trafiają
do czyjejś kieszeni.