m\263odzianki 194 - Kościół Akademicki św. Anny

Transkrypt

m\263odzianki 194 - Kościół Akademicki św. Anny
Pismo studentów od św. Anny
MŁODZI
ANKI
Nr 16 (193)
4 II 2007
V
Niedziela
Zwykła
KOMENTARZ DO NIEDZIELNEJ
EWANGELII
(Łk 5,1-11)
Zdarzyło się raz, gdy tłum cisnął się do Niego, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret - zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy
do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z
łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na
połów! A Szymon odpowiedział: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje
słowo zarzucę sieci. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się
rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i
napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan
i rzekł: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny. I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: Nie bój się, odtąd ludzi będziesz
łowił. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.
„Wypłyń na głębię!” To ewangeliczne wezwanie nie
przestaje być aktualne także dzisiaj, choć od pamiętnej sceny nad jeziorem Genezaret minęło przecież
tyle setek lat. Zdumiewająca jest ta niesamowita
wytrwałość Chrystusa, który wciąż na nowo zaprasza
nas do pójścia za Nim, odmiany swojego życia i do
Zbawienia. Także w naszych cotygodniowych komentarzach do Ewangelii cały czas powraca kluczowy wątek wiary i zaufania Bogu. Kolejnym obrazem i
znakiem tego bezgranicznego zaufania jest opisana
przez św. Łukasza rozmowa Jezusa z Szymonem
Piotrem. Warto sobie, choć przez chwilę, uświadomić
cały kontekst tego wydarzenia. Szymon, powiedzielibyśmy dziś – zawodowy rybak, który z pewnością
wiele lat swojego życia spędził na połowach w jeziorze słyszy wręcz niedorzeczną prośbę. Co więcej,
pada ona w momencie, kiedy po całonocnej i nieudanej wyprawie marzy on zapewne o zasłużonym odpoczynku. Właśnie wtedy Jezus mówi mu: wypłyń na
głębię i zarzuć ponownie w to samo miejsce. Nie
staraj się zrozumieć tej konkretnej sytuacji w kategoriach ludzkiego poznania, ale uwierz, że w Bogu
wszystko jest możliwe, że On jeden wie czego potrzeba człowiekowi w danym momencie. Wypłyń na
głębię pamiętając jednocześnie o słowach św. Pawła:
„wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp
4,13)”. Rezultat jest zawsze zdumiewający, jak połów, o którym dzisiaj czytamy.
Przekonujemy się z jeszcze o ciągłej konieczności
pogłębiania wiary, czyli całkowitego oddania się
Bogu. Nie znaczy to oczywiście, że mamy jednocześnie przestać wierzyć we własne zdolności czy umiejętności. Chodzi raczej o taki sposób życia, w którym
decydujące zdanie należeć będzie zawsze do Chrystusa, bez względu na okoliczności. To z pewnością
niezwykle trudne zadanie, szczególnie wówczas,
kiedy mamy świadomość swoich własnych sił i możliwości. Chrystus oczekuje jednak naszego pełnego
zaufania, kt?re musi ciągle iść w parze z ogromną
pokorą serca. Wszystko zaczyna się od prostej dekla-
2
racji wzorem Szymona Piotra: „na Twoje słowo zarzucę sieci”. Najlepszy moment to ten, kiedy doświadczamy chwil zwątpienia, kiedy nasze własne
możliwości nie wystarczają do zapełnienia tych
„sieci” rybami. Te właśnie błogosławione, choć trudne momenty mogą być dla nas przełomem. Mogą stać
się bezpośrednim bodźcem, który pomoże jeszcze
bardziej niż dotychczas zawierzyć Bogu. Jak wielu
takich trudnych chwil musimy doświadczyć, aby
wreszcie, skorzystać z zaproszenia?
Zaufanie Bogu i poświęcanie Mu swojego czasu
nigdy nie idą na marne. I choć stwierdzenie to może
się wydać banalne i oczywiste, nie zawsze znajduje
swoje odzwierciedlenie w praktyce naszej wiary. W
większości przypadków jesteśmy bowiem przyzwyczajeni do ciągłej pogoni za przeróżnymi sprawami
dnia codziennego, a podstawowym kryterium naszego
zainteresowania jest po prostu opłacalność. Niechętnie angażujemy swój czas w przedsięwzięcia, które
nie wiążą się z uzyskaniem jakiejś namacalnej korzyści. Ta dość powszechna tendencja prowadzi często
do sytuacji, w której zarówno regularna modlitwa, jak
i pozostałe praktyki religijne (uczestnictwo we Mszy
Świętej w tygodniu) tracą stopniowo miejsce w naszym codziennym grafiku. Z duża łatwością zastępujemy je innymi, bardziej „użytecznymi” czynnościami i z czasem trudno jest nam zdobyć się na coś więcej niż tylko coniedzielną Mszę w ulubionej świątyni.
Wezwanie do „wypłynięcia na głębię” można więc
odczytywać także jako zaproszenie do bardziej odważnego wypełniania swojego dnia obecnością Boga.
Jest na to bardzo wiele prostych sposobów, które nie
muszą się przecież wiązać z natychmiastową zmianą
naszego stylu życia. Wbrew pozorom, aby „wypłynąć
na głębię” nie trzeba zbyt wielu przygotowań, wystarczy choćby krótka codzienna adoracja, modlitwa na
różańcu, czy bardziej regularna spowiedź. Na prawdę
warto spróbować.
Marcin
Kościół miej
Czy Kościół, lub kaplica może być m
tchnienia w ferworze dużego miasta?
ciągający pomysł, gdy czujemy, że od
natłoku spraw kręci nam się w głowie
da nas znużenie, apatia, a my stajemy
wi i cierpcy dla innych ludzi? Gdy mam
pracy i spraw do załatwienia, że nie
„w co ręce włożyć”? Dlaczego wtedy n
chwilę do kościoła, usiąść, głębiej
„usłyszeć ciszę” i spokojnie pomyśleć.
swoich sprawach, potem spojrzeć sze
nych, na problemy, którymi żyją, gdy
one poważniejsze niż nasze. Takie m
postrzeżenie przejdzie w modlitwę.
Zazdroszczę czasami mieszkańcom sta
tych miast, na przykład Krakowa, k
wstąpić na chwilę do kościoła podcz
nawet
przerwy
w
nauce,
lu
W Warszawie często jest to utrudnion
du na strukturę urbanistyczną (nie dot
śliwców z okolic Starówki). Jednak c
odrobinie chęci, taka możliwość istnie
owszem, jest przede wszystkim miejsc
wania liturgii, oraz przestrzenią modlit
dualnej. Dlaczego jednak nie potra
także jako miejsca wyciszenia i upor
swoich odczuć? Możemy mieć gwara
dosięgnie nas tam inwazyjna muzyka, l
jak w centrach handlowych. Zwykle w
spotkamy tam kilka osób, a czasem m
sami. Nawet hałas tramwajów, autobus
chodów będzie przyjemnie wytłumion
zupełnie niesłyszalny. W lecie możem
od upału. Oderwiemy się na chwilę o
uczelnianym korytarzu, lub męczącego
w „biurze otwartym” (czyli open spac
wiadomości, złośliwych plotek i czarn
ru. Kościół oferuje nam przestrzeń i a
coraz trudniej w wielkim mieście.
Niektórzy ludzie niechętnie wstępują d
bo są przekonani, że modlitwa to prze
kim wysiłek, praca. Inni nudzą się pod
żeństw. Są też „indywidualiści”, którz
że nie odpowiada im sytuacja, gdy w
uczestniczy dużo ludzi, bo nie lubią mo
tłoku”, ale samodzielnie rozmawiać
Pozostawiając na razie na boku kwesti
mienia przez tych ostatnich znaczenia
jako misterium wspólnotowego, war
wszystkich, by wstąpili do kościoła,
cząć. Niech zrobią tak raz i drugi, a m
wyniknie coś dobrego.
Kościół miejscem wytchnienia?
Czy Kościół, lub kaplica może być miejsce wytchnienia w ferworze dużego miasta? Czy to pociągający pomysł, gdy czujemy, że od pośpiechu i
natłoku spraw kręci nam się w głowie, gdy dopada nas znużenie, apatia, a my stajemy się nerwowi i cierpcy dla innych ludzi? Gdy mamy tak dużo
pracy i spraw do załatwienia, że nie wiemy już,
„w co ręce włożyć”? Dlaczego wtedy nie wejść na
chwilę do kościoła, usiąść, głębiej odetchnąć,
„usłyszeć ciszę” i spokojnie pomyśleć. Najpierw o
swoich sprawach, potem spojrzeć szerzej, na innych, na problemy, którymi żyją, gdyż często są
one poważniejsze niż nasze. Takie myślenie niepostrzeżenie przejdzie w modlitwę.
Zazdroszczę czasami mieszkańcom starych, zwartych miast, na przykład Krakowa, którzy mogą
wstąpić na chwilę do kościoła podczas krótkiej
nawet
przerwy
w
nauce,
lub
pracy.
W Warszawie często jest to utrudnione ze względu na strukturę urbanistyczną (nie dotyczy szczęśliwców z okolic Starówki). Jednak często, przy
odrobinie chęci, taka możliwość istnieje. Kościół,
owszem, jest przede wszystkim miejscem sprawowania liturgii, oraz przestrzenią modlitwy indywidualnej. Dlaczego jednak nie potraktować go
także jako miejsca wyciszenia i uporządkowania
swoich odczuć? Możemy mieć gwarancję, że nie
dosięgnie nas tam inwazyjna muzyka, lub reklamy
jak w centrach handlowych. Zwykle w ciągu dnia
spotkamy tam kilka osób, a czasem możemy być
sami. Nawet hałas tramwajów, autobusów i samochodów będzie przyjemnie wytłumiony, a nawet
zupełnie niesłyszalny. W lecie możemy ochłonąć
od upału. Oderwiemy się na chwilę od tłoku na
uczelnianym korytarzu, lub męczącego harmideru
w „biurze otwartym” (czyli open space), od złych
wiadomości, złośliwych plotek i czarnego humoru. Kościół oferuje nam przestrzeń i aurę, o którą
coraz trudniej w wielkim mieście.
Niektórzy ludzie niechętnie wstępują do kościoła,
bo są przekonani, że modlitwa to przede wszystkim wysiłek, praca. Inni nudzą się podczas nabożeństw. Są też „indywidualiści”, którzy twierdzą,
że nie odpowiada im sytuacja, gdy we mszy św.
uczestniczy dużo ludzi, bo nie lubią modlić się „w
tłoku”, ale samodzielnie rozmawiać z Bogiem.
Pozostawiając na razie na boku kwestię niezrozumienia przez tych ostatnich znaczenia Eucharystii
jako misterium wspólnotowego, warto zachęcić
wszystkich, by wstąpili do kościoła, aby wypocząć. Niech zrobią tak raz i drugi, a może z tego
wyniknie coś dobrego.
Dziesięć, czy piętnaście minut spędzonych w
kościele to szansa na złapanie oddechu w ciągu
dnia, na podjęcie jakiegoś konkretnego postanowienia. Na przykład, że po powrocie do pracy
postaram się rozładować jakiś spór, czy konflikt.
Nabiorę na nowo sił do mozolnego zadania. Nie
odpowiem złośliwością na złośliwość. Zobaczę w
postawie koleżanki, czy kolegi dobrą intencję,
zakrytą przez rutynę czy uprzedzenia.
Wspomniałem, że wytchnienie może łatwo
przejść w modlitwę. Modlitwa to przede wszystkim umiejętność słuchania, otwarcie się na to, co
Bóg ma nam do powiedzenia. Dopiero drugim jej
etapem jest uwielbienie, dziękczynienie, prośba –
czyli
mówienie
o tym, co leży nam na sercu. Modlitwa indywidualna, w ciszy, ma szczególny walor, bo może być
szkołą modlitwy autentycznej. W zgromadzeniu
łatwiej zatrzymać się tylko na etapie rytualnego
naśladowania innych. Trudniej udawać coś w
pustym kościele, w którym słyszymy każdy oddech.
Przekonuje mnie stwierdzenie, że jednym ze sposobów zaradzenia własnym frustracjom i poczuciu
pustki jest dostrzeżenie innych ludzi i ich problemów. Powinno to też dotyczyć modlitwy. Błędem
byłoby koncentrowanie jej tylko na własnym „ja”,
na sprawach swojej rodziny, swoich najbliższych;
modlitwa nie powinna sprowadzać się do listy
zadań dla Pana Boga. Powinna otwierać nas na
innych, powinna zawierać pytanie:, „W jaki sposób mogę być w tej sytuacji przydatny?”. Jan
Paweł II użył pięknego określenia „geografia
papieskiej modlitwy”, wyjaśniając, że obejmuje
ona zarówno „makrosprawy” naszego świata, jak i
wiele osób wraz z ich bardzo konkretnymi intencjami. Ślady tego podejścia widać w papieskiej
korespondencji, w opowiadaniach osób zaprzyjaźnionych, a nawet w filmach. Papież dużo czasu
spędzał w prywatnej kaplicy i prosił, aby czekały
tam na niego listy z prośbą o modlitwę. Miał również zwyczaj w kaplicy czytać i pisać. Można
przypuszczać, że znajdował tam również wytchnienie.
Być może niektórzy z nas odkryją nieznane lub
niedoceniane walory kościoła jako szczególnej
duchowej przestrzeni, w której można przez kwadrans wypocząć i odkrywać na nowo znaczenie
osobistej modlitwy.
Bohdan Białorucki
3
Kreta
w słońcu i kwiatach
zatopiona...
Któż nie słyszał o królu Minosie i Minotaurze zamkniętym w labiryncie albo o szesnastowiecznym malarzu El Greco, czy wreszcie
o Nikosie Kazantzakisie i jego Greku Zorbie?! A co łączy te wszystkie postacie? A
łączy je wyspa! Kreta.
Moja przygoda na Krecie zaczęła się w
Dzień Dziecka. Samolot powoli zniżał swój
lot, a mym rozradowanym oczom ukazał się
wąski pasek ziemi – tak, to była właśnie Kreta! Zostało jeszcze tylko wcelować potężną licznym pozostałościami tureckimi i wenecmaszyną w ten to pasek ziemi i wyhamować kimi, także niewielki kościółek, w którym w
nim wyspa się skończy... Szczęśliwie złotej szkatule przechowywana jest czaszka
wszystko się udało, drzwi się otworzyły i... św. Tytusa – ucznia św. Pawła, a później
fala gorącego powietrza uderzyła mnie pro- biskupa Krety (Tt 1,5).
sto w twarz. Lubię, gdy jest
Po pierwszym wstępnym
ciepło, a słońce świeci przez
zwiedzeniu miasteczka,
prawie 24 godz. na dobę
wsiadłam w miejski auto(może m. in. dlatego też
bus, by po ok. 20 min. drowolę archeologię śródziemgi dostać się do Knossos –
nomorską niż pradziejową),
słynnej siedziby króla Mijednak pierwszy dzień w
nosa i potwornego Minotakim klimacie bywa trudtaura (dla bezpieczeństwa
mieszkańców zamkniętego
ny...
w labiryncie ;-)). Odkrycie
Pobyt na Krecie miał trwać
pałacu w Knossos pod kotylko tydzień, toteż niestety
niec XIX w. zawdzięczamy
nie sposób było dotrzeć
przede wszystkim sir Arwszędzie tam, gdzie bym
thurowi Evansowi. Jednak
chciała. Najważniejsze Kościół św. Tytusa
miejsca jednak udało mi się zobaczyć jego późniejsze uzupełnienia i rekonstrukcje
(pozostałe zostawiłam na następny raz). (głównie przy użyciu ogromnych ilości betoMieszkałam w małej nadmorskiej miejsco- nu!) są – z punktu widzenia archeologa –
wości niedaleko stolicy wyspy – Iraklionu. czymś tragicznym, choć zwyczajnemu turyWarto wspomnieć, że znajduje się tu, poza ście zapewne mogą pomóc w wyobrażeniu
4
sobie, jak wyglądał pałac
prawie cztery tysiące lat temu. Niejednokrotnie żyłka
podróżnika-odkrywcy prowadziła mnie do miejsc,
gdzie zazwyczaj przeciętne
wycieczki już nie docierają.
W okolicach Knossos był to
Karawanseraj, gdzie jedyną
nie zabetonowaną pozostałością dawnej świetności był
paw, który jak tylko zobaczył, że ktoś tu przyszedł
zaraz majestatycznie rozłożył
swój piękny ogon.
Kolejne dni, to kolejne ostre z
miejsc tchnących przeszłością. A
zostałości minojskich pałaców w M
Triada i Fajstos (te przynajmniej po
ne bez betonowych „upiększeń”).
nesie dodam, że ostatnie stanowisk
niż z pałacem, może być kojarzon
nym tzw. dyskiem z Fajstos (to tak
terakotowy krążek zapisany po ob
tajemniczym, nadal nie odczytanym
jakim zapewne posługiwali się Kr
ponad 3600 lat temu!). Innymi poz
mi po dawnych mieszkańcach wys
siane niemal wszędzie starożytne
Tam także przeciętni turyści rzadk
ją, a szkoda, gdyż są to miejsca
ciekawe, pięknie położone i wielce
ne. Tak chociażby, jak używane pr
set lat cmentarzysko w Fourni al
sobie, jak wyglądał pałac
prawie cztery tysiące lat temu. Niejednokrotnie żyłka
podróżnika-odkrywcy prowadziła mnie do miejsc,
gdzie zazwyczaj przeciętne
wycieczki już nie docierają.
W okolicach Knossos był to
Karawanseraj, gdzie jedyną
nie zabetonowaną pozostałością dawnej świetności był
paw, który jak tylko zobaczył, że ktoś tu przyszedł
zaraz majestatycznie rozłożył
swój piękny ogon.
Kolejne dni, to kolejne ostre zwiedzanie
miejsc tchnących przeszłością. A zatem pozostałości minojskich pałaców w Malia, Agia
Triada i Fajstos (te przynajmniej pozostawione bez betonowych „upiększeń”). Na marginesie dodam, że ostatnie stanowisko bardziej
niż z pałacem, może być kojarzone ze słynnym tzw. dyskiem z Fajstos (to taki niewielki
terakotowy krążek zapisany po obu stronach
tajemniczym, nadal nie odczytanym pismem,
jakim zapewne posługiwali się Kreteńczycy
ponad 3600 lat temu!). Innymi pozostałościami po dawnych mieszkańcach wyspy są rozsiane niemal wszędzie starożytne nekropole.
Tam także przeciętni turyści rzadko zaglądają, a szkoda, gdyż są to miejsca niezwykle
ciekawe, pięknie położone i wielce różnorodne. Tak chociażby, jak używane przez kilkaset lat cmentarzysko w Fourni albo grobo-
wiec tolosowy w Kamilari,
czy wreszcie rzymska nekropola w Matali (notabene
w latach siedemdziesiątych
XX w. stała się ona jednym
z ulubionych miejsc spotkań
hipisów, czego ślady również widoczne są po dziś
dzień).
Dla dopełnienia wyspiarskich atrakcji został jeszcze
rejs na Santorini, czyli starożytną Therę. Ta wulkaniczna wyspa, na którą statki
codziennie muszą dowozić
wodę pitną, jest wręcz turystycznym zagłębiem. Można tu nadrobić wszelkie upominkowe zaległości i kupić właściwie wszystko,
co mniej lub bardziej wiąże się z Kretą czy z
Grecją w ogóle. Pominąwszy jednak tę baza-
rową tandetę, widoki Santorini są niczym z
greckich pocztówek – lazurowe niebo, szmaragdowa woda, śnieżna biel domów... Coś
wspaniałego! Cóż, wszystko ma swój czas, i
moja przygoda na Krecie także kiedyś musiała dobiec końca. Jednak tydzień spędzony
na tej przepięknej, skąpanej w słońcu i tonącej w kwiatach wyspie zostanie we wspomnieniach na długo, może zwłaszcza teraz,
gdy za oknem 0˚C, śnieg i pochmurne niebo...
Kasia :-)
5
Po
W sytuacji, gdy nie został Ci zaproponowany awans, to zastanów się, jak
może być oceniana dotychczasowa
Twoja praca. Obiektywnie przeanalizuj
czy prowadzone przez Ciebie projekty
zakończyły się sukcesem, czy zwiększył Ci się zakres obowiązków lub
odpowiedzialności, czy we własnym
zakresie zdobyłeś dodatkowe kwalifikacje i umiejętności, które wykorzystujesz w pracy. Znając odpowiedzi na te
pytania będziesz mógł w rozmowie z
przełożonym uargumentować swoją
prośbę o zwiększenie wynagrodzenia.
Pamiętaj, że umiejętne prowadzenie
negocjacji to klucz do sukcesu. Ważne
jest to, abyś oprócz przedstawiania
swoich oczekiwań i ich motywów słuchał uważnie tego, jakie argumenty
przedstawia Twój rozmówca i potrafił
spokojnie przedstawić kontrargumenty.
Za wszelką cenę unikaj pieniactwa, kłótni i obraNiestety, z punktu widzenia pracodawcy sam
fakt pozostania w firmie przez dłuższy czas nie żania się, to przyniesie odwrotny skutek. Unikaj
jest wystarczającym powodem, do tego by pod- więc stawiania ultimatum i przygotuj się na wywyżkę otrzymać. Jeśli więc sądzisz, że zasługu- pracowanie kompromisu, stanowiska, które będzie
jesz na podwyżkę płacy, poproś o nią. Nie cze- zadowalało zarówno Ciebie jak i pracodawcę.
kaj, aż przełożony sam wyjdzie z inicjatywą, bo
Prośba rozpatrzona negatywnie
to nie leży w jego interesie, tylko Twoim.
Jeśli pomimo umiejętności negocjacyjnych Twoja
Negocjacje
prośba zostanie rozpatrzona negatywnie, nie rozZanim przystąpisz do rozmowy z szefem przygopaczaj i nie obrażaj się na przełożonego, bo to nie
tuj się do niej. Postaraj się obiektywnie ocenić
jest sytuacja bez wyjścia. Poprosić o uzasadnienie
swoją pracę, zbierz, jak najwięcej informacji o
decyzji. Zapytaj, jakie warunki powinieneś spełwynagrodzeniach na podobnych do Twojego stanić, by podwyżkę otrzymać. Koniecznie powróć
nowiskach, ale w trakcie rozmowy nie porównuj
do tematu, gdy te warunki wypełnisz! Jeśli zamieswojej płacy do sum, jakie otrzymują inni. Weź
rzasz podnosić swoje kwalifikacje poprzez udział
także pod uwagę ogólną sytuację w firmy,
w szkoleniach, kursach warto, abyś zapytał przesprawdź czy okoliczności, w jakiej znajduje się
łożonego o możliwość ewentualnego dofinansofirma sprzyjają ubieganiu się o wyższą pensję.
wania.
Masz większe szanse na poważne potraktowanie
Twojej prośby, jeśli będziesz przygotowany do
Gdy szef nie będzie w stanie zaoferować Ci pierozmowy.
niędzy, ani dofinansowania szkoleń, jakich oczekujesz, zastanów się, czy to jedne dobro, jakie z
pracy masz. Może doświadczenie zawodowe,
Zmiana zakres obowiązków
Jeśli spodziewasz się awansu lub formalnego
jakie w niej zdobywasz, jest w tym momencie
rozszerzenia zakresu Twoich obowiązków, rozcenniejsze niż kilka złotych więcej.
mowa z przełożonym będzie łatwiejsza. Może
Z kolei posiadając już doświadczenie zawodowe
wyjaśnić szefowi, że zwiększa się zakres wykony- łatwiej będzie Ci znaleźć nową, lepiej płatną
wanych przez Ciebie obowiązków w związku z
pracę.
tym uważasz, że powinno się zwiększyć otrzymywane przez Ciebie wynagrodzenie.
Beata Szmulczyńska
podwyżkę
6
Anoreksja
czyli czekając na śmie
Kilka lat temu, gdy anoreksja była n
szym sposobem rozwiązywania swo
mów, niektórzy określali ją „śmiercią
słusznie, nie da się ukryć, że wiele w
prawdy. Ponieważ stał się to afiszow
bardziej kolorowych pism i upadają
choroba zyskała miano problemu społ
jak na każdy szanujący się problem
zyskała swoistych zwolenników i prz
Ci pierwsi uwielbiają wzdychać ze wsp
przeglądać zdjęcia wychudzonych
nabożnym przerażeniem, a może na
zazdrością. Ci drudzy zaś nienawistnie
głową, wytykając chorym na anorek
posunięty egoizm, głupotę, próżność
wytknąć się da. W pierwszym wypadk
traktowana jest jako przykład godneg
bohaterstwa, w ostatnim – jak najgorsz
A tymczasem anoreksja, jak każda in
może dopaść niemal każdego. Nie od
widoczne, chudość przychodzi z czase
nie jest jej dość. Zresztą, nie to jest naj
Anorka ma swoje dobre i złe strony
chorej. Chudość oczywiście zaliczana
pierwszych – nie ma nic przyjemni
poczucia „czystości” i „bycia lepszym
sja zapewnia ponadto o wiele więcej,
cie poczucie maksymalnej kontroli.
I to nie tylko nad swoim ciałem, ale
także innymi ludźmi. Tak, bez żadnych wątpliwości – anoreksja daje
władzę jak żadna inna choroba.
Być w centrum zainteresowania,
odczuwać na sobie pełne troski
spojrzenia bliskich i zupełnie obcych (choć te już z domieszką
wścibskiego
zainteresowania),
decydować, przerażać, kontrolować, być ważnym chociaż przez tak
krótki czas – to rzeczywiste nagrody większości anorektyczek. Podłe,
prawda? A jakie egoistyczne! Chyba że weźmie się pod uwagę, iż w
Anoreksja,
czyli czekając na śmierć...
Kilka lat temu, gdy anoreksja była najmodniejszym sposobem rozwiązywania swoich problemów, niektórzy określali ją „śmiercią na raty”. I
słusznie, nie da się ukryć, że wiele w tej nazwie
prawdy. Ponieważ stał się to afiszowy temat co
bardziej kolorowych pism i upadających gazet,
choroba zyskała miano problemu społecznego. A
jak na każdy szanujący się problem przystało,
zyskała swoistych zwolenników i przeciwników.
Ci pierwsi uwielbiają wzdychać ze współczuciem,
przeglądać zdjęcia wychudzonych modelek z
nabożnym przerażeniem, a może nawet ukrytą
zazdrością. Ci drudzy zaś nienawistnie potrząsają
głową, wytykając chorym na anoreksję daleko
posunięty egoizm, głupotę, próżność i co tylko
wytknąć się da. W pierwszym wypadku anoreksja
traktowana jest jako przykład godnego podziwu
bohaterstwa, w ostatnim – jak najgorszy grzech.
A tymczasem anoreksja, jak każda inna choroba,
może dopaść niemal każdego. Nie od razu jest to
widoczne, chudość przychodzi z czasem. I nigdy
nie jest jej dość. Zresztą, nie to jest najważniejsze.
Anorka ma swoje dobre i złe strony dla osoby
chorej. Chudość oczywiście zaliczana jest do tych
pierwszych – nie ma nic przyjemniejszego od
poczucia „czystości” i „bycia lepszym”. Anoreksja zapewnia ponadto o wiele więcej, a mianowicie poczucie maksymalnej kontroli.
I to nie tylko nad swoim ciałem, ale
także innymi ludźmi. Tak, bez żadnych wątpliwości – anoreksja daje
władzę jak żadna inna choroba.
Być w centrum zainteresowania,
odczuwać na sobie pełne troski
spojrzenia bliskich i zupełnie obcych (choć te już z domieszką
wścibskiego
zainteresowania),
decydować, przerażać, kontrolować, być ważnym chociaż przez tak
krótki czas – to rzeczywiste nagrody większości anorektyczek. Podłe,
prawda? A jakie egoistyczne! Chyba że weźmie się pod uwagę, iż w
większości przypadków choroba jest jedynym
sposobem uzyskania uwagi czy namiastki miłości
– nierzadko ze strony rodziców.
Natomiast do tych ciemniejszych stron postępująca chudość wcale nie należy, choć wizja postaci w
kapturze i z kosą na horyzoncie nie napawa optymizmem. Wystające kości, żołądek przyklejający
się do pleców... to staje się nawet przyjemne.
Najgorsza jest nienawiść. Nienawiść odczuwana
niemal namacalnie, z którą się wstaje i chodzi
spać. Do siebie, za swoją „śmieciowatość”, do
rodziców, że okłamują i uniemożliwiają doskonalenie się. Do świata po prostu. A
oprócz niej także stopniowo ugruntowujący się egoizm. I nie łudźmy się
– nawet jeśli zostanie przywrócone
naturalne odżywianie się – nienawiść
zostaje, ona jest i towarzyszy każdego dnia. Można się zagłodzić, można
zagazować, wziąć prochy, upić się
czy rzucić z Pałacu Kultury. Są różne formy ucieczki i autodestrukcji.
Ale jest jeszcze opcja alternatywna.
Postawić na Chrystusa, postawić
całkowicie. Nienawiść po prostu nie
ma szans.
Beata Kubalska
7
Kursy przedmałżeńskie
tańskiej w kościele. Dalszych informacji
należy wypatrywać na naszej stronie.
www.swanna.waw.pl
W piątek 9 lutego 2007 r. rozpoczyna się
następna tura Kursu dla Narzeczonych i Zakochanych. Jest to 10 spotkań piątkowych
prowadzonych przez ks. Michała z ekipą.
Zainteresowanych zapraszamy na pierwsze
spotkanie do kościoła dolnego.
Rozpoczyna się kurs "Wieczory dla zakochanych", dziesięciotygodniowy kurs w stałej
grupie warsztatowej w atmosferze dialogu.
Spotkania będą odbywały się czwartki od 8
marca o godz 19.30. Jest to kurs na który
wczśniej trzeba się zapisać u ks. Michała
przez internet:
Natępna edycja wtorkowego Studium Aka- [email protected]
demickiego (czyli nieco inaczej prowadzonego kursu przedmałżeńskiego) rozpocznie się Liczba miejc w grupie jest ograniczona.
17 kwietnia 2007 r. Spotkania odbywać się
bedą we wtorki o 19.30 w kaplicy MB Lore-
Sakrament Pojednania
Od poniedziałku do piątku w godzinach:
700-800; 1500-1900
Oraz na każdorazową prośbę
i podczas każdej Mszy św.
Kancelaria czynna:
Od poniedziałku do piątku w godzinach:
1600-1800
Kościół Akademicki
św. Anny w Warszawie
ul. Krakowskie Przedmieście 68,
www.swanna.waw.pl, tel. 826-89-91
8
Porządek Mszy świętych
Niedziela:
830, 1000, 1200, 1500, 1900, 2100
Dni powszednie:
700, 730, 1500, 1830
Zapraszamy do współredagowania naszego
pisma. Teksty i uwagi można przesyłać na adres
e-mail: [email protected]
Redakcja spotyka się w poniedziałki o 18.00
u ks. Michała