m\263odzianki 194 - Kościół Akademicki św. Anny
Transkrypt
m\263odzianki 194 - Kościół Akademicki św. Anny
Pismo studentów od św. Anny MŁODZI ANKI Nr 16 (193) 4 II 2007 V Niedziela Zwykła KOMENTARZ DO NIEDZIELNEJ EWANGELII (Łk 5,1-11) Zdarzyło się raz, gdy tłum cisnął się do Niego, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret - zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu; rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów! A Szymon odpowiedział: Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na współtowarzyszy w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli; i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny. I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim. „Wypłyń na głębię!” To ewangeliczne wezwanie nie przestaje być aktualne także dzisiaj, choć od pamiętnej sceny nad jeziorem Genezaret minęło przecież tyle setek lat. Zdumiewająca jest ta niesamowita wytrwałość Chrystusa, który wciąż na nowo zaprasza nas do pójścia za Nim, odmiany swojego życia i do Zbawienia. Także w naszych cotygodniowych komentarzach do Ewangelii cały czas powraca kluczowy wątek wiary i zaufania Bogu. Kolejnym obrazem i znakiem tego bezgranicznego zaufania jest opisana przez św. Łukasza rozmowa Jezusa z Szymonem Piotrem. Warto sobie, choć przez chwilę, uświadomić cały kontekst tego wydarzenia. Szymon, powiedzielibyśmy dziś – zawodowy rybak, który z pewnością wiele lat swojego życia spędził na połowach w jeziorze słyszy wręcz niedorzeczną prośbę. Co więcej, pada ona w momencie, kiedy po całonocnej i nieudanej wyprawie marzy on zapewne o zasłużonym odpoczynku. Właśnie wtedy Jezus mówi mu: wypłyń na głębię i zarzuć ponownie w to samo miejsce. Nie staraj się zrozumieć tej konkretnej sytuacji w kategoriach ludzkiego poznania, ale uwierz, że w Bogu wszystko jest możliwe, że On jeden wie czego potrzeba człowiekowi w danym momencie. Wypłyń na głębię pamiętając jednocześnie o słowach św. Pawła: „wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4,13)”. Rezultat jest zawsze zdumiewający, jak połów, o którym dzisiaj czytamy. Przekonujemy się z jeszcze o ciągłej konieczności pogłębiania wiary, czyli całkowitego oddania się Bogu. Nie znaczy to oczywiście, że mamy jednocześnie przestać wierzyć we własne zdolności czy umiejętności. Chodzi raczej o taki sposób życia, w którym decydujące zdanie należeć będzie zawsze do Chrystusa, bez względu na okoliczności. To z pewnością niezwykle trudne zadanie, szczególnie wówczas, kiedy mamy świadomość swoich własnych sił i możliwości. Chrystus oczekuje jednak naszego pełnego zaufania, kt?re musi ciągle iść w parze z ogromną pokorą serca. Wszystko zaczyna się od prostej dekla- 2 racji wzorem Szymona Piotra: „na Twoje słowo zarzucę sieci”. Najlepszy moment to ten, kiedy doświadczamy chwil zwątpienia, kiedy nasze własne możliwości nie wystarczają do zapełnienia tych „sieci” rybami. Te właśnie błogosławione, choć trudne momenty mogą być dla nas przełomem. Mogą stać się bezpośrednim bodźcem, który pomoże jeszcze bardziej niż dotychczas zawierzyć Bogu. Jak wielu takich trudnych chwil musimy doświadczyć, aby wreszcie, skorzystać z zaproszenia? Zaufanie Bogu i poświęcanie Mu swojego czasu nigdy nie idą na marne. I choć stwierdzenie to może się wydać banalne i oczywiste, nie zawsze znajduje swoje odzwierciedlenie w praktyce naszej wiary. W większości przypadków jesteśmy bowiem przyzwyczajeni do ciągłej pogoni za przeróżnymi sprawami dnia codziennego, a podstawowym kryterium naszego zainteresowania jest po prostu opłacalność. Niechętnie angażujemy swój czas w przedsięwzięcia, które nie wiążą się z uzyskaniem jakiejś namacalnej korzyści. Ta dość powszechna tendencja prowadzi często do sytuacji, w której zarówno regularna modlitwa, jak i pozostałe praktyki religijne (uczestnictwo we Mszy Świętej w tygodniu) tracą stopniowo miejsce w naszym codziennym grafiku. Z duża łatwością zastępujemy je innymi, bardziej „użytecznymi” czynnościami i z czasem trudno jest nam zdobyć się na coś więcej niż tylko coniedzielną Mszę w ulubionej świątyni. Wezwanie do „wypłynięcia na głębię” można więc odczytywać także jako zaproszenie do bardziej odważnego wypełniania swojego dnia obecnością Boga. Jest na to bardzo wiele prostych sposobów, które nie muszą się przecież wiązać z natychmiastową zmianą naszego stylu życia. Wbrew pozorom, aby „wypłynąć na głębię” nie trzeba zbyt wielu przygotowań, wystarczy choćby krótka codzienna adoracja, modlitwa na różańcu, czy bardziej regularna spowiedź. Na prawdę warto spróbować. Marcin Kościół miej Czy Kościół, lub kaplica może być m tchnienia w ferworze dużego miasta? ciągający pomysł, gdy czujemy, że od natłoku spraw kręci nam się w głowie da nas znużenie, apatia, a my stajemy wi i cierpcy dla innych ludzi? Gdy mam pracy i spraw do załatwienia, że nie „w co ręce włożyć”? Dlaczego wtedy n chwilę do kościoła, usiąść, głębiej „usłyszeć ciszę” i spokojnie pomyśleć. swoich sprawach, potem spojrzeć sze nych, na problemy, którymi żyją, gdy one poważniejsze niż nasze. Takie m postrzeżenie przejdzie w modlitwę. Zazdroszczę czasami mieszkańcom sta tych miast, na przykład Krakowa, k wstąpić na chwilę do kościoła podcz nawet przerwy w nauce, lu W Warszawie często jest to utrudnion du na strukturę urbanistyczną (nie dot śliwców z okolic Starówki). Jednak c odrobinie chęci, taka możliwość istnie owszem, jest przede wszystkim miejsc wania liturgii, oraz przestrzenią modlit dualnej. Dlaczego jednak nie potra także jako miejsca wyciszenia i upor swoich odczuć? Możemy mieć gwara dosięgnie nas tam inwazyjna muzyka, l jak w centrach handlowych. Zwykle w spotkamy tam kilka osób, a czasem m sami. Nawet hałas tramwajów, autobus chodów będzie przyjemnie wytłumion zupełnie niesłyszalny. W lecie możem od upału. Oderwiemy się na chwilę o uczelnianym korytarzu, lub męczącego w „biurze otwartym” (czyli open spac wiadomości, złośliwych plotek i czarn ru. Kościół oferuje nam przestrzeń i a coraz trudniej w wielkim mieście. Niektórzy ludzie niechętnie wstępują d bo są przekonani, że modlitwa to prze kim wysiłek, praca. Inni nudzą się pod żeństw. Są też „indywidualiści”, którz że nie odpowiada im sytuacja, gdy w uczestniczy dużo ludzi, bo nie lubią mo tłoku”, ale samodzielnie rozmawiać Pozostawiając na razie na boku kwesti mienia przez tych ostatnich znaczenia jako misterium wspólnotowego, war wszystkich, by wstąpili do kościoła, cząć. Niech zrobią tak raz i drugi, a m wyniknie coś dobrego. Kościół miejscem wytchnienia? Czy Kościół, lub kaplica może być miejsce wytchnienia w ferworze dużego miasta? Czy to pociągający pomysł, gdy czujemy, że od pośpiechu i natłoku spraw kręci nam się w głowie, gdy dopada nas znużenie, apatia, a my stajemy się nerwowi i cierpcy dla innych ludzi? Gdy mamy tak dużo pracy i spraw do załatwienia, że nie wiemy już, „w co ręce włożyć”? Dlaczego wtedy nie wejść na chwilę do kościoła, usiąść, głębiej odetchnąć, „usłyszeć ciszę” i spokojnie pomyśleć. Najpierw o swoich sprawach, potem spojrzeć szerzej, na innych, na problemy, którymi żyją, gdyż często są one poważniejsze niż nasze. Takie myślenie niepostrzeżenie przejdzie w modlitwę. Zazdroszczę czasami mieszkańcom starych, zwartych miast, na przykład Krakowa, którzy mogą wstąpić na chwilę do kościoła podczas krótkiej nawet przerwy w nauce, lub pracy. W Warszawie często jest to utrudnione ze względu na strukturę urbanistyczną (nie dotyczy szczęśliwców z okolic Starówki). Jednak często, przy odrobinie chęci, taka możliwość istnieje. Kościół, owszem, jest przede wszystkim miejscem sprawowania liturgii, oraz przestrzenią modlitwy indywidualnej. Dlaczego jednak nie potraktować go także jako miejsca wyciszenia i uporządkowania swoich odczuć? Możemy mieć gwarancję, że nie dosięgnie nas tam inwazyjna muzyka, lub reklamy jak w centrach handlowych. Zwykle w ciągu dnia spotkamy tam kilka osób, a czasem możemy być sami. Nawet hałas tramwajów, autobusów i samochodów będzie przyjemnie wytłumiony, a nawet zupełnie niesłyszalny. W lecie możemy ochłonąć od upału. Oderwiemy się na chwilę od tłoku na uczelnianym korytarzu, lub męczącego harmideru w „biurze otwartym” (czyli open space), od złych wiadomości, złośliwych plotek i czarnego humoru. Kościół oferuje nam przestrzeń i aurę, o którą coraz trudniej w wielkim mieście. Niektórzy ludzie niechętnie wstępują do kościoła, bo są przekonani, że modlitwa to przede wszystkim wysiłek, praca. Inni nudzą się podczas nabożeństw. Są też „indywidualiści”, którzy twierdzą, że nie odpowiada im sytuacja, gdy we mszy św. uczestniczy dużo ludzi, bo nie lubią modlić się „w tłoku”, ale samodzielnie rozmawiać z Bogiem. Pozostawiając na razie na boku kwestię niezrozumienia przez tych ostatnich znaczenia Eucharystii jako misterium wspólnotowego, warto zachęcić wszystkich, by wstąpili do kościoła, aby wypocząć. Niech zrobią tak raz i drugi, a może z tego wyniknie coś dobrego. Dziesięć, czy piętnaście minut spędzonych w kościele to szansa na złapanie oddechu w ciągu dnia, na podjęcie jakiegoś konkretnego postanowienia. Na przykład, że po powrocie do pracy postaram się rozładować jakiś spór, czy konflikt. Nabiorę na nowo sił do mozolnego zadania. Nie odpowiem złośliwością na złośliwość. Zobaczę w postawie koleżanki, czy kolegi dobrą intencję, zakrytą przez rutynę czy uprzedzenia. Wspomniałem, że wytchnienie może łatwo przejść w modlitwę. Modlitwa to przede wszystkim umiejętność słuchania, otwarcie się na to, co Bóg ma nam do powiedzenia. Dopiero drugim jej etapem jest uwielbienie, dziękczynienie, prośba – czyli mówienie o tym, co leży nam na sercu. Modlitwa indywidualna, w ciszy, ma szczególny walor, bo może być szkołą modlitwy autentycznej. W zgromadzeniu łatwiej zatrzymać się tylko na etapie rytualnego naśladowania innych. Trudniej udawać coś w pustym kościele, w którym słyszymy każdy oddech. Przekonuje mnie stwierdzenie, że jednym ze sposobów zaradzenia własnym frustracjom i poczuciu pustki jest dostrzeżenie innych ludzi i ich problemów. Powinno to też dotyczyć modlitwy. Błędem byłoby koncentrowanie jej tylko na własnym „ja”, na sprawach swojej rodziny, swoich najbliższych; modlitwa nie powinna sprowadzać się do listy zadań dla Pana Boga. Powinna otwierać nas na innych, powinna zawierać pytanie:, „W jaki sposób mogę być w tej sytuacji przydatny?”. Jan Paweł II użył pięknego określenia „geografia papieskiej modlitwy”, wyjaśniając, że obejmuje ona zarówno „makrosprawy” naszego świata, jak i wiele osób wraz z ich bardzo konkretnymi intencjami. Ślady tego podejścia widać w papieskiej korespondencji, w opowiadaniach osób zaprzyjaźnionych, a nawet w filmach. Papież dużo czasu spędzał w prywatnej kaplicy i prosił, aby czekały tam na niego listy z prośbą o modlitwę. Miał również zwyczaj w kaplicy czytać i pisać. Można przypuszczać, że znajdował tam również wytchnienie. Być może niektórzy z nas odkryją nieznane lub niedoceniane walory kościoła jako szczególnej duchowej przestrzeni, w której można przez kwadrans wypocząć i odkrywać na nowo znaczenie osobistej modlitwy. Bohdan Białorucki 3 Kreta w słońcu i kwiatach zatopiona... Któż nie słyszał o królu Minosie i Minotaurze zamkniętym w labiryncie albo o szesnastowiecznym malarzu El Greco, czy wreszcie o Nikosie Kazantzakisie i jego Greku Zorbie?! A co łączy te wszystkie postacie? A łączy je wyspa! Kreta. Moja przygoda na Krecie zaczęła się w Dzień Dziecka. Samolot powoli zniżał swój lot, a mym rozradowanym oczom ukazał się wąski pasek ziemi – tak, to była właśnie Kreta! Zostało jeszcze tylko wcelować potężną licznym pozostałościami tureckimi i wenecmaszyną w ten to pasek ziemi i wyhamować kimi, także niewielki kościółek, w którym w nim wyspa się skończy... Szczęśliwie złotej szkatule przechowywana jest czaszka wszystko się udało, drzwi się otworzyły i... św. Tytusa – ucznia św. Pawła, a później fala gorącego powietrza uderzyła mnie pro- biskupa Krety (Tt 1,5). sto w twarz. Lubię, gdy jest Po pierwszym wstępnym ciepło, a słońce świeci przez zwiedzeniu miasteczka, prawie 24 godz. na dobę wsiadłam w miejski auto(może m. in. dlatego też bus, by po ok. 20 min. drowolę archeologię śródziemgi dostać się do Knossos – nomorską niż pradziejową), słynnej siedziby króla Mijednak pierwszy dzień w nosa i potwornego Minotakim klimacie bywa trudtaura (dla bezpieczeństwa mieszkańców zamkniętego ny... w labiryncie ;-)). Odkrycie Pobyt na Krecie miał trwać pałacu w Knossos pod kotylko tydzień, toteż niestety niec XIX w. zawdzięczamy nie sposób było dotrzeć przede wszystkim sir Arwszędzie tam, gdzie bym thurowi Evansowi. Jednak chciała. Najważniejsze Kościół św. Tytusa miejsca jednak udało mi się zobaczyć jego późniejsze uzupełnienia i rekonstrukcje (pozostałe zostawiłam na następny raz). (głównie przy użyciu ogromnych ilości betoMieszkałam w małej nadmorskiej miejsco- nu!) są – z punktu widzenia archeologa – wości niedaleko stolicy wyspy – Iraklionu. czymś tragicznym, choć zwyczajnemu turyWarto wspomnieć, że znajduje się tu, poza ście zapewne mogą pomóc w wyobrażeniu 4 sobie, jak wyglądał pałac prawie cztery tysiące lat temu. Niejednokrotnie żyłka podróżnika-odkrywcy prowadziła mnie do miejsc, gdzie zazwyczaj przeciętne wycieczki już nie docierają. W okolicach Knossos był to Karawanseraj, gdzie jedyną nie zabetonowaną pozostałością dawnej świetności był paw, który jak tylko zobaczył, że ktoś tu przyszedł zaraz majestatycznie rozłożył swój piękny ogon. Kolejne dni, to kolejne ostre z miejsc tchnących przeszłością. A zostałości minojskich pałaców w M Triada i Fajstos (te przynajmniej po ne bez betonowych „upiększeń”). nesie dodam, że ostatnie stanowisk niż z pałacem, może być kojarzon nym tzw. dyskiem z Fajstos (to tak terakotowy krążek zapisany po ob tajemniczym, nadal nie odczytanym jakim zapewne posługiwali się Kr ponad 3600 lat temu!). Innymi poz mi po dawnych mieszkańcach wys siane niemal wszędzie starożytne Tam także przeciętni turyści rzadk ją, a szkoda, gdyż są to miejsca ciekawe, pięknie położone i wielce ne. Tak chociażby, jak używane pr set lat cmentarzysko w Fourni al sobie, jak wyglądał pałac prawie cztery tysiące lat temu. Niejednokrotnie żyłka podróżnika-odkrywcy prowadziła mnie do miejsc, gdzie zazwyczaj przeciętne wycieczki już nie docierają. W okolicach Knossos był to Karawanseraj, gdzie jedyną nie zabetonowaną pozostałością dawnej świetności był paw, który jak tylko zobaczył, że ktoś tu przyszedł zaraz majestatycznie rozłożył swój piękny ogon. Kolejne dni, to kolejne ostre zwiedzanie miejsc tchnących przeszłością. A zatem pozostałości minojskich pałaców w Malia, Agia Triada i Fajstos (te przynajmniej pozostawione bez betonowych „upiększeń”). Na marginesie dodam, że ostatnie stanowisko bardziej niż z pałacem, może być kojarzone ze słynnym tzw. dyskiem z Fajstos (to taki niewielki terakotowy krążek zapisany po obu stronach tajemniczym, nadal nie odczytanym pismem, jakim zapewne posługiwali się Kreteńczycy ponad 3600 lat temu!). Innymi pozostałościami po dawnych mieszkańcach wyspy są rozsiane niemal wszędzie starożytne nekropole. Tam także przeciętni turyści rzadko zaglądają, a szkoda, gdyż są to miejsca niezwykle ciekawe, pięknie położone i wielce różnorodne. Tak chociażby, jak używane przez kilkaset lat cmentarzysko w Fourni albo grobo- wiec tolosowy w Kamilari, czy wreszcie rzymska nekropola w Matali (notabene w latach siedemdziesiątych XX w. stała się ona jednym z ulubionych miejsc spotkań hipisów, czego ślady również widoczne są po dziś dzień). Dla dopełnienia wyspiarskich atrakcji został jeszcze rejs na Santorini, czyli starożytną Therę. Ta wulkaniczna wyspa, na którą statki codziennie muszą dowozić wodę pitną, jest wręcz turystycznym zagłębiem. Można tu nadrobić wszelkie upominkowe zaległości i kupić właściwie wszystko, co mniej lub bardziej wiąże się z Kretą czy z Grecją w ogóle. Pominąwszy jednak tę baza- rową tandetę, widoki Santorini są niczym z greckich pocztówek – lazurowe niebo, szmaragdowa woda, śnieżna biel domów... Coś wspaniałego! Cóż, wszystko ma swój czas, i moja przygoda na Krecie także kiedyś musiała dobiec końca. Jednak tydzień spędzony na tej przepięknej, skąpanej w słońcu i tonącej w kwiatach wyspie zostanie we wspomnieniach na długo, może zwłaszcza teraz, gdy za oknem 0˚C, śnieg i pochmurne niebo... Kasia :-) 5 Po W sytuacji, gdy nie został Ci zaproponowany awans, to zastanów się, jak może być oceniana dotychczasowa Twoja praca. Obiektywnie przeanalizuj czy prowadzone przez Ciebie projekty zakończyły się sukcesem, czy zwiększył Ci się zakres obowiązków lub odpowiedzialności, czy we własnym zakresie zdobyłeś dodatkowe kwalifikacje i umiejętności, które wykorzystujesz w pracy. Znając odpowiedzi na te pytania będziesz mógł w rozmowie z przełożonym uargumentować swoją prośbę o zwiększenie wynagrodzenia. Pamiętaj, że umiejętne prowadzenie negocjacji to klucz do sukcesu. Ważne jest to, abyś oprócz przedstawiania swoich oczekiwań i ich motywów słuchał uważnie tego, jakie argumenty przedstawia Twój rozmówca i potrafił spokojnie przedstawić kontrargumenty. Za wszelką cenę unikaj pieniactwa, kłótni i obraNiestety, z punktu widzenia pracodawcy sam fakt pozostania w firmie przez dłuższy czas nie żania się, to przyniesie odwrotny skutek. Unikaj jest wystarczającym powodem, do tego by pod- więc stawiania ultimatum i przygotuj się na wywyżkę otrzymać. Jeśli więc sądzisz, że zasługu- pracowanie kompromisu, stanowiska, które będzie jesz na podwyżkę płacy, poproś o nią. Nie cze- zadowalało zarówno Ciebie jak i pracodawcę. kaj, aż przełożony sam wyjdzie z inicjatywą, bo Prośba rozpatrzona negatywnie to nie leży w jego interesie, tylko Twoim. Jeśli pomimo umiejętności negocjacyjnych Twoja Negocjacje prośba zostanie rozpatrzona negatywnie, nie rozZanim przystąpisz do rozmowy z szefem przygopaczaj i nie obrażaj się na przełożonego, bo to nie tuj się do niej. Postaraj się obiektywnie ocenić jest sytuacja bez wyjścia. Poprosić o uzasadnienie swoją pracę, zbierz, jak najwięcej informacji o decyzji. Zapytaj, jakie warunki powinieneś spełwynagrodzeniach na podobnych do Twojego stanić, by podwyżkę otrzymać. Koniecznie powróć nowiskach, ale w trakcie rozmowy nie porównuj do tematu, gdy te warunki wypełnisz! Jeśli zamieswojej płacy do sum, jakie otrzymują inni. Weź rzasz podnosić swoje kwalifikacje poprzez udział także pod uwagę ogólną sytuację w firmy, w szkoleniach, kursach warto, abyś zapytał przesprawdź czy okoliczności, w jakiej znajduje się łożonego o możliwość ewentualnego dofinansofirma sprzyjają ubieganiu się o wyższą pensję. wania. Masz większe szanse na poważne potraktowanie Twojej prośby, jeśli będziesz przygotowany do Gdy szef nie będzie w stanie zaoferować Ci pierozmowy. niędzy, ani dofinansowania szkoleń, jakich oczekujesz, zastanów się, czy to jedne dobro, jakie z pracy masz. Może doświadczenie zawodowe, Zmiana zakres obowiązków Jeśli spodziewasz się awansu lub formalnego jakie w niej zdobywasz, jest w tym momencie rozszerzenia zakresu Twoich obowiązków, rozcenniejsze niż kilka złotych więcej. mowa z przełożonym będzie łatwiejsza. Może Z kolei posiadając już doświadczenie zawodowe wyjaśnić szefowi, że zwiększa się zakres wykony- łatwiej będzie Ci znaleźć nową, lepiej płatną wanych przez Ciebie obowiązków w związku z pracę. tym uważasz, że powinno się zwiększyć otrzymywane przez Ciebie wynagrodzenie. Beata Szmulczyńska podwyżkę 6 Anoreksja czyli czekając na śmie Kilka lat temu, gdy anoreksja była n szym sposobem rozwiązywania swo mów, niektórzy określali ją „śmiercią słusznie, nie da się ukryć, że wiele w prawdy. Ponieważ stał się to afiszow bardziej kolorowych pism i upadają choroba zyskała miano problemu społ jak na każdy szanujący się problem zyskała swoistych zwolenników i prz Ci pierwsi uwielbiają wzdychać ze wsp przeglądać zdjęcia wychudzonych nabożnym przerażeniem, a może na zazdrością. Ci drudzy zaś nienawistnie głową, wytykając chorym na anorek posunięty egoizm, głupotę, próżność wytknąć się da. W pierwszym wypadk traktowana jest jako przykład godneg bohaterstwa, w ostatnim – jak najgorsz A tymczasem anoreksja, jak każda in może dopaść niemal każdego. Nie od widoczne, chudość przychodzi z czase nie jest jej dość. Zresztą, nie to jest naj Anorka ma swoje dobre i złe strony chorej. Chudość oczywiście zaliczana pierwszych – nie ma nic przyjemni poczucia „czystości” i „bycia lepszym sja zapewnia ponadto o wiele więcej, cie poczucie maksymalnej kontroli. I to nie tylko nad swoim ciałem, ale także innymi ludźmi. Tak, bez żadnych wątpliwości – anoreksja daje władzę jak żadna inna choroba. Być w centrum zainteresowania, odczuwać na sobie pełne troski spojrzenia bliskich i zupełnie obcych (choć te już z domieszką wścibskiego zainteresowania), decydować, przerażać, kontrolować, być ważnym chociaż przez tak krótki czas – to rzeczywiste nagrody większości anorektyczek. Podłe, prawda? A jakie egoistyczne! Chyba że weźmie się pod uwagę, iż w Anoreksja, czyli czekając na śmierć... Kilka lat temu, gdy anoreksja była najmodniejszym sposobem rozwiązywania swoich problemów, niektórzy określali ją „śmiercią na raty”. I słusznie, nie da się ukryć, że wiele w tej nazwie prawdy. Ponieważ stał się to afiszowy temat co bardziej kolorowych pism i upadających gazet, choroba zyskała miano problemu społecznego. A jak na każdy szanujący się problem przystało, zyskała swoistych zwolenników i przeciwników. Ci pierwsi uwielbiają wzdychać ze współczuciem, przeglądać zdjęcia wychudzonych modelek z nabożnym przerażeniem, a może nawet ukrytą zazdrością. Ci drudzy zaś nienawistnie potrząsają głową, wytykając chorym na anoreksję daleko posunięty egoizm, głupotę, próżność i co tylko wytknąć się da. W pierwszym wypadku anoreksja traktowana jest jako przykład godnego podziwu bohaterstwa, w ostatnim – jak najgorszy grzech. A tymczasem anoreksja, jak każda inna choroba, może dopaść niemal każdego. Nie od razu jest to widoczne, chudość przychodzi z czasem. I nigdy nie jest jej dość. Zresztą, nie to jest najważniejsze. Anorka ma swoje dobre i złe strony dla osoby chorej. Chudość oczywiście zaliczana jest do tych pierwszych – nie ma nic przyjemniejszego od poczucia „czystości” i „bycia lepszym”. Anoreksja zapewnia ponadto o wiele więcej, a mianowicie poczucie maksymalnej kontroli. I to nie tylko nad swoim ciałem, ale także innymi ludźmi. Tak, bez żadnych wątpliwości – anoreksja daje władzę jak żadna inna choroba. Być w centrum zainteresowania, odczuwać na sobie pełne troski spojrzenia bliskich i zupełnie obcych (choć te już z domieszką wścibskiego zainteresowania), decydować, przerażać, kontrolować, być ważnym chociaż przez tak krótki czas – to rzeczywiste nagrody większości anorektyczek. Podłe, prawda? A jakie egoistyczne! Chyba że weźmie się pod uwagę, iż w większości przypadków choroba jest jedynym sposobem uzyskania uwagi czy namiastki miłości – nierzadko ze strony rodziców. Natomiast do tych ciemniejszych stron postępująca chudość wcale nie należy, choć wizja postaci w kapturze i z kosą na horyzoncie nie napawa optymizmem. Wystające kości, żołądek przyklejający się do pleców... to staje się nawet przyjemne. Najgorsza jest nienawiść. Nienawiść odczuwana niemal namacalnie, z którą się wstaje i chodzi spać. Do siebie, za swoją „śmieciowatość”, do rodziców, że okłamują i uniemożliwiają doskonalenie się. Do świata po prostu. A oprócz niej także stopniowo ugruntowujący się egoizm. I nie łudźmy się – nawet jeśli zostanie przywrócone naturalne odżywianie się – nienawiść zostaje, ona jest i towarzyszy każdego dnia. Można się zagłodzić, można zagazować, wziąć prochy, upić się czy rzucić z Pałacu Kultury. Są różne formy ucieczki i autodestrukcji. Ale jest jeszcze opcja alternatywna. Postawić na Chrystusa, postawić całkowicie. Nienawiść po prostu nie ma szans. Beata Kubalska 7 Kursy przedmałżeńskie tańskiej w kościele. Dalszych informacji należy wypatrywać na naszej stronie. www.swanna.waw.pl W piątek 9 lutego 2007 r. rozpoczyna się następna tura Kursu dla Narzeczonych i Zakochanych. Jest to 10 spotkań piątkowych prowadzonych przez ks. Michała z ekipą. Zainteresowanych zapraszamy na pierwsze spotkanie do kościoła dolnego. Rozpoczyna się kurs "Wieczory dla zakochanych", dziesięciotygodniowy kurs w stałej grupie warsztatowej w atmosferze dialogu. Spotkania będą odbywały się czwartki od 8 marca o godz 19.30. Jest to kurs na który wczśniej trzeba się zapisać u ks. Michała przez internet: Natępna edycja wtorkowego Studium Aka- [email protected] demickiego (czyli nieco inaczej prowadzonego kursu przedmałżeńskiego) rozpocznie się Liczba miejc w grupie jest ograniczona. 17 kwietnia 2007 r. Spotkania odbywać się bedą we wtorki o 19.30 w kaplicy MB Lore- Sakrament Pojednania Od poniedziałku do piątku w godzinach: 700-800; 1500-1900 Oraz na każdorazową prośbę i podczas każdej Mszy św. Kancelaria czynna: Od poniedziałku do piątku w godzinach: 1600-1800 Kościół Akademicki św. Anny w Warszawie ul. Krakowskie Przedmieście 68, www.swanna.waw.pl, tel. 826-89-91 8 Porządek Mszy świętych Niedziela: 830, 1000, 1200, 1500, 1900, 2100 Dni powszednie: 700, 730, 1500, 1830 Zapraszamy do współredagowania naszego pisma. Teksty i uwagi można przesyłać na adres e-mail: [email protected] Redakcja spotyka się w poniedziałki o 18.00 u ks. Michała