Rodzina katolicka - Prawa kobiet, czyli postępowy regres

Transkrypt

Rodzina katolicka - Prawa kobiet, czyli postępowy regres
Rodzina katolicka - Prawa kobiet, czyli postępowy regres
piątek, 06 marca 2009 16:08
Znakomita polska skrzypaczka, Grażyna Bacewicz, chciała podczas pobytu w Belgii
zrealizować w czek. Bank odmówił i poinformował ją, że musi przyjść z mężczyzną.
Była to druga połowa lat pięćdziesiątych i oprócz Belgii także w wielu innych krajach Zachodu
kobieta była zgodnie z prawem istotą o ograniczonej poczytalności, tak jak niepełnoletni. Polki,
jak wiemy, pełnię praw obywatelskich i cywilnych miały od samego początku naszej
niepodległości, czyli od 1918.
Przypominam tę historię, bo właśnie znalazłem w „Dzienniku” oficjalne dane Komisji
Europejskiej na temat zarobków kobiet. Bruksela bije na alarm z powodu „dyskryminacji
płacowej” pań w Europie – statystyczna Europejka zarabia o 17,4 proc. mniej niż Europejczyk.
Nie wiem, czy równość płac jest rzeczywiście dobrym miernikiem pozycji kobiet w
społeczeństwie – kobiety zarabiają mniej także dlatego, że mimo wszelkich starań feministek,
wciąż jeszcze często decydują się na rodzenie dzieci i na późniejszą opiekę nad nimi.
Wiadomo, że gdy w normalnej rodzinie choruje dziecko, matka bierze wolne, żeby z nim zostać,
a ojciec dodatkową chałturę, żeby było na lekarza.
Ale jeśli, tylko dla potrzeb tego tekstu, przyjąć nierówność płac z przejaw dyskryminacji, to
Polska należy do unijnej pierwszej trójki w równouprawnieniu. Wskaźnik rozbieżności płac w
naszym kraju wynosi 7,5 proc. co stawia nas wyżej nie tylko od wspomnianej Belgii (9,1) i
Luksemburga (10,0), ale i uchodzącej za postępowy raj Skandynawii (Dania 17,7; Szwecja
17,9; Finlandia 20), od Francji (15,8) Wielkiej Brytanii (21,1), Niemiec (23) i arcypostępowej
Holandii (23,6).
Żeby było jeszcze bardziej dobitnie, przed nami znalazły się tylko kraje uważane za równie
katolickie i tradycjonalistyczne jak Polska: Włochy i Malta. Znacznie gorzej wypadła Hiszpania
(na poziomie Skandynawii), i tu byłoby rzeczą niezwykle ciekawą sprawdzić, jak wyglądała ona
kilka lat temu i o na ile pogorszyły sytuację Hiszpanek rządy Zapatero.
Dlaczego sądzę, że pogorszyły? Bo gołym okiem widać, choćby tylko z powyższych danych, że
dyskryminacja kobiet największa jest tam właśnie, gdzie walczy się z nią metodami
1/2
Rodzina katolicka - Prawa kobiet, czyli postępowy regres
piątek, 06 marca 2009 16:08
socjalistyczno-feministycznymi, za pomocą kwot i parytetów, dopłat, przepisów nakazujących
zatrudnianie kobiet na określonych stanowiskach etc. Im bardziej się w ten sposób robi
kobietom dobrze, tym jest im gorzej, co zresztą zgodne jest z patronującą w jakiś sposób
feminizmowi stalinowską logiką, iż walka klas zaostrza się w miarę zbliżania do całkowitego i
ostatecznego zwycięstwa.
Nie mam w tej chwili pod ręką porównania, ile Polek prowadzi własne firmy (ale pod tym
względem, pamiętam, przodujemy w Europie), ile piastuje wysokie stanowiska w
menadżmencie, administracji, nauce. We wszystkich tych rankingach wypadamy jednak
podobnie.
Powstaje pytanie, co daje prawo tak licznym mędrkom z Francji, Niemiec, Belgii i Holandii stale
nas pouczać w kwestii „praw kobiet” i sposobów ich zabezpieczania, jak również, po diabła
tamtejsi podatnicy wydają moc pieniędzy na rozmaite programy „antydyskryminacyjne”, tuczące
tutejsze wariatki od dowodzenia wyższości zdrowego sadomasochizmu lesbijskiego nad
zdegenerowanym sadomasochizmem patriarchalnym (nie dam głowy, czy nasze „gendery” już
nad tym ważkim zagadnieniem pracują, ale kiedy byłem w USA, obserwowałem takie „programy
naukowe” na renomowanym uniwersytecie; minęło 10 lat, więc czas, by ta mądrość dotarła już i
na naszą prowincję).
Może zamiast z pretensjami i pouczeniami powinni do nas aktywiści z Zachodu przyjeżdżać po
naukę?
Rafał A. Ziemkiewicz
Za: Kontrrewolucja
2/2

Podobne dokumenty