Boisko w zieleń wkomponowane
Transkrypt
Boisko w zieleń wkomponowane
REKLAMA nr 13 (112) 2013 ISSN 1734-7076 NOWE Życie (8.07-22.07. 2013) NAKŁAD 25 000 Olsztyna BEZPŁATNY Dwutygodnik z Warmii i Mazur REKLAMA Jak zaplanować udany urlop str.18 14 str. Świat dziecka Tylko w tym numerze aż osiem stron poświęconych tematyce dzieci i młodzieży strony 9-16 “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013 Za śmieci płacimy bez wezwania Od 1 lipca obowiązki odbioru odpadów komunalnych od wszystkich właścicieli nieruchomości przejęła gmina Olsztyn. I to jej musimy zapłacić za usługi firm odbierających odpady – wg wcześniejszych deklaracji. W tym celu utworzono specjalne konto: 26 1030 1218 0000 0000 9040 1599. Płatności należy dokonywać bez wezwania, faktur, decyzji administracyjnych do 15. dnia miesiąca następującego po miesiącu, którego dotyczyła usługa, czyli opłaty za lipiec należy dokonywać do 15 sierpnia. Mieszkańcy budynków wielorodzinnych płacą za odpady zarządcy nieruchomości lub spółdzielni w wyliczonym czynszu. No to się porobiło, wszak to wakacje! administracja, e-edukacja, e-zdrowie i e-bezpieczeństwo. będą dodatkowo kursowały w soboty, niedziele i święta. ZKM już się nie boi, że znów będzie krytykowany, bo został… zlikwidowany. System zarządzania ruchem Nowy urząd Olsztyńska firma Sprint S.A. rozpocznie budowę (za 54 mln zł) zintegrowanego systemu zarządzania ruchem. System nazywany jest też inteligentnym systemem transportowym (ang. Intelligent Transportation System, w skrócie ITS), składa się m.in. z: centrum zarządzania ruchem, monitoringu wizyjnego na skrzyżowaniach oraz 1 lipca rozpoczął pracę Zarząd Dróg, Zieleni i Transportu w Olsztynie (powstał z połączenia Zarządu Ko- Widmo obwodnicy Widmo obwodnicy Olsztyna krąży między resortami. Chodzi o załącznik nr 6 do rządowego programu budowy dróg, w tym obwodnic 10 miast. Na razie Olsztyn jest na tej liście. Potem dokumentem zajmie się Komitet Stały Rady Ministrów, a dopiero na końcu rząd. Pieniądze na budowę mają pochodzić z nowego budżetu UE na lata 2014-2020. Czyli – na dwoje babka wróżyła, bo nic nie jest jeszcze przesądzone. Trzeba naciskać na rząd bardziej skutecznymi metodami niż gadanie. Ciepło dla miasta Toczy się postępowanie na wybór partnera prywatnego w celu świadczenia dostaw ciepła do miejskiej sieci ciepłowniczej w Olsztynie. Zgłosiło się osiem firm, pięć dopuszczono do dalszych negocjacji. Są to: POSCO Enginering& Construction Co. Ltd, Abeinsa Ingenieria y Construction Industrial S.A., Konsorcjum: NDI S.A., NDI Hotel Management Sp. z o.o., Besix Group S.A., Strabag Sp. z o.o., Konsorcjum: Dalkia Term S.A., Dalkia Poznań S.A., Dalkia Poznań Zespół Elektrociepłowni S.A. Zakończenie procedury planowane jest na kwiecień 2014 roku. Olsztyński Budżet Obywatelski w czterech krokach Korekta w autobusach munikacji Miejskiej, Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów oraz Zarządu Zieleni Miejskiej). Nowa instytucja przejmie prawa i obowiązki jednostek, które weszły w jej skład. Główna siedziba ZDZiT znajduje się przy ul. Knosały 3/5 B. Na parterze jest Biuro Obsługi Klienta i Biuro Podawcze. Nowa jednostka posiada numery NIP i REGON Zarządu Komunikacji Miejskiej: 739-385-11-86 oraz 281358034. Numer konta bankowego: 43 1030 1218 0000 0000 9049 8002. A więc jakieś zmiany w Olsztynie są. Czy dobre, czas pokaże. Internet dla szkół i szpitali Miasto podpisało umowę z konsorcjum COMP/NGE na zakup, dostawę i konfigurację sprzętu komputerowego wraz z oprogramowaniem dla Olsztyna w ramach projektu „Budowa infrastruktury sieci miejskiej obejmują- cej jednostki publiczne na terenie miasta Olsztyn”. Projekt o wartości prawie 6 mln zł jest w 85% dofinansowany z Unii Europejskiej. Tym samym zwiększy się dostęp do publicznej szerokopasmowej infrastruktury telekomunikacyjnej w kilkudziesięciu instytucjach (42): szkołach, placówkach MOPS, Miejskim Szpitalu Zespolonym, Wojewódzkiej Przychodni Specjalistycznej i Parku Naukowo-Technologicznym. Umożliwi to rozwój e-usług, takich jak e- podsystemów: sterowania sygnalizacją świetlną (priorytet dla pojazdów transportu publicznego), monitorowania ruchu pojazdów, rejestracji przejazdu na czerwonym świetle oraz prędkości chwilowej pojazdów, sterowania ruchem na liniach autobusowych i tramwajowych, informacji pasażerskiej w in- Życie NOWE Od 1 lipca zmieniły się godziny odjazdów autobusów linii 82 i 88 w „Dni robocze wolne od nauki szkolnej”. Nie będzie też można korzystać z przystanku Jagiellońska-Ogrody 2 (kursy w kierunku „Reymonta” za przystankiem Słupy/Kieźliny). Zlikwidowano też linię 89 łączącą Bartążek i Ruś z Bartągiem. Na okres wakacji akademickich zawieszono linie 22, 32 i 33, linia 30 będzie kursować tylko w dni robocze, a na linii nr 9 zmniejszono częstotliwość odjazdów w soboty. Z kolei autobusy nr 27 ternecie oraz na przystankach i w pojazdach, informacji meteo, kontroli rozpływu strumieni ruchu w układzie komunikacyjnym. Ponadto bilet elektroniczny (karta miejska) wraz z systemem ładowania oraz urządzeniami pokładowymi w tramwajach i autobusach. Ufff, nie możemy się doczekać tej nowoczesności. Olsztyna Miasto rozpoczęło kampanię wprowadzającą Olsztyński Budżet Obywatelski. Na stronie internetowej urzędu ujęto ją w czterech krokach. Projekty mogą dotyczyć wszystkich zadań własnych i zleconych gminy. Mieszkańcy najpierw dyskutują o potrzebach, potem przygotowują własne projekty: ogólnomiejskie (do około miliona zł) i osiedlowe (do 50 tysięcy zł) i w głosowaniu decydują, który projekt ma zostać zrealizowany. Swoją decyzję przekazują prezydentowi i radnym, którzy zobowiązują się projekt przyjąć i zrealizować. Czego mogą dotyczyć projekty? W zasadzie wszystkiego, ale czasu jest mało. Więcej na stronie www.decydujemy.olsztyn.pl Wybrał i skomentował JJP Wydawca: Agencja Reklamowo-Wydawnicza INNA PERSPEKTYWA” Paweł Lik, 10-686 “ Olsztyn, ul. Boenigka 28/12 redaktor naczelny: Leszek Lik, redaktor wydania bezpłatnego: Paweł Lik, [email protected]; sekretarz redakcji: Olga Ropiak; dziennikarze: Andrzej Zb. Brzozowski, Olga Ropiak, Jacek Panas, Jerzy Pantak, Mirosław Rogalski, Mariusz Wadas; korekta: Irena Robak, Olga Ropiak; współpraca: Krzysztof Rzymski fot. okładka: Photos.com, Biuro promocji i reklamy: tel. 505 129 273; (r) – materiał reklamowy lub powierzony, ar- archiwum redakcji. Redakcja nie odpowiada za treœæ i formê powierzonych materia³ów, zastrzega sobie prawo adiustacji powierzonych tekstów. Druk: Express Media Sp. z o.o. Nakład 25 000 Ślady przeszłości “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013 Jak Pawełek historię Olsztyna poznaje Pewnego dnia przyszedł do mnie mój stryjek Ryszard. Rzadko mnie odwiedza, więc byłem bardzo ciekawy, co go sprowadza. Najpierw obejrzał moje mieszkanie. Bardzo mu się podobał wystrój, który w dużej mierze jest zasługą mojej wspaniałej towarzyszki życia – Ilony. Siedliśmy przy stoliku na wprost akwarium, popijając kwas chlebowy i rozpoczęliśmy rozmowę. Nie wiedziałem, że wujek jest fanem naszej historycznej rubryki. W iesz – powiedział – znam Jacka Panasa bardzo długo, a nie wiedziałem, że pasjonuje się historią Olsztyna. Te historie nawiązujące do widokówek i starych zdjęć są bardzo interesujące. Niektórych rzeczy, nawet ja, osoba długo mieszkająca w Olsztynie, nie wiedziałem. Nie zastanawiałeś się, dlaczego cię odwiedziłem? To jest związane z waszymi artykułami. Nie miałem ostatnio kontaktu z Jackiem. Widziałem go ostatni raz w Hiszpanii, gdzie razem wypoczywaliśmy w Alicante. Bardzo lubiłem, leżąc na piachu nad morzem, słuchać, jak opowiadał o przygodach ze swoich wojaży po świecie. Były zabawne. Zastanawiałem się, czy rzeczywiście je przeżył, czy zmyślił? Ale to, co opowiada o Olsztynie, to raczej prawda, bo niektóre rzeczy sprawdziłem. o rzeczy! – stryj otworzył teczkę i wyciągnął z niej fotografię. – Wiem, że w Olsztynie kursowały tramwaje, ale tego miejsca ze starej pocztówki nie mogę zlokalizować. Poproś Jacka. Może on coś ciekawego opowie. ten sposób kolejny raz trafiłem do Jacka Panasa. – Oj, Pawełku! – od tego zaczął spotkanie nasz redakcyjny historyk amator. – Znowu masz fotografię i chcesz, abym o niej opowiedział. Czy nie możesz do mnie przychodzić zamiast ze zdjęciami, to z ciekawymi pytaniami? Podobno moimi historyjkami zainteresował się pan Jarek ze Stawigudy. Gdyby chciał się ze mną skontaktować, to podaj mój email: [email protected]. Telefon mam zepsuty i nie będę go na razie naprawiał, bo jest mi niepotrzebny. No, pokaż tę fotkę – pan Jacek wziął zdjęcie przekazane przez wujka i przyjrzał się mu uważnie. – Pawełku! Powiedz Ryśko- D W waje, ostatni przystanek trasy nr 1 znajdował się na Targu Końskim. Na zdjęciu uchwycono właśnie ten tramwaj. Z prawej strony widać rzeźbę Chrystusa Upadającego pod Krzyżem, zwaną też Bożą Męką. Prawdopodobnie wykonano ją w 1710 r. zaraz po epidemii dżumy. W wi, że nie miał prawa zlokalizować przedstawionego na zdjęciu miejsca, bo w takim kształcie ono już nie istnieje. Gdy przyjechałem do Olsztyna w latach 50. ubiegłego wieku, to w użyciu była jeszcze nazwa Koński Targ. Nie handlowało się już tam zwierzętami, ale można było kupić za to motocykl czy jakiś inny pojazd. Mimo to pamiętam końskie łajno i rozrzuconą na bruku słomę. Tu również zdawało się egzamin na motocyklowe prawo jazdy. O samochodowym nawet się nie marzyło, bo takich pojazdów prawie nie było. Zainteresowanie nimi było znikome, chyba że ktoś znalazł w stodole poniemieckie auto. Oficjalna powojenna nazwa tego miejsca, to plac Franklina Roosevelta, na cześć prezydenta Stanów Zjednoczonych Ameryki. Plac miał w przybliżeniu kształt trójkąta. W miejscu, gdzie obecnie zorganizowano parking, stały parterowe domki. W jednym z nich znajdował się sklep z firanami i tkaninami. W pobliżu biegła wąska uliczka oddzielająca zielony skwer z ławkami od ulicy Mochnackiego, która krzyżowała się z Osińskiego, Niepodległo- ści i Pieniężnego. Tutaj także dochodziła ulica Orkana i tu był właśnie wjazd na Koński Targ. W tym miejscu między innymi zaczynała się trasa autobusu nr 5, który jechał do Dajtek i do Likus. Ten cały obszar nazywamy placem Roosevelta, chociaż właściwy plac to tak naprawdę tylko okolice skrzyżowania. Przy ulicy Pieniężnego, tuż przy placu stały kamienice, pawilony handlowe, sklepik spożywczy i stacja benzynowa. Gdy budowano nową ulicę Niepodległości, wszystkie domy rozebrano. Stoi tam teraz McDonald’s. Wróćmy do fotografii. Gdy w Olsztynie uruchomiono tram- 1937 r. niemieckie władze przeniosły ją do skwerku przy skrzyżowaniu ulic Warszawskiej z Jagiellończyka, gdzie stoi do dziś. I jeszcze jedna ciekawostka z tego rejonu miasta. Po II wojnie światowej przy ulicy Mochnackiego istniała dzielnica żydowska, z bardzo znanym zakładem rymarskim, który mieścił się „domku Abrahama” efektownie przebudowanym w 1904 r. przez Żyda Abrahama Brünna. Nieco później w pobliżu był jedyny w mieście zakład, gdzie można było naładować akumulator i poniklować np. ramę do roweru. Na koniec mojej opowieści powiem ci, Pawełku, że tam, gdzie teraz sprzedają auta, kiedyś wytwarzano wozy konne, dorożki, a także montowano automobile. To było dawno temu, ani ciebie, ani mnie nie było jeszcze na świecie! Opowieści Jacka Panasa wysłuchał Pawełek 4 “Nowe Życie Olsztyna” nr 12 (111) 2013 Przygody Jacusia Wędrowniczka nzo-260x43-300dpi-cmyk-druk.pdf 1 2013-06-19 11:29:36 kto ma rację? “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013 5 C M Y CM MY CY CMY K Wodne Redaktor Jacek Panas ma rację, kiedy pisze, że wszystko się zmieniło. Chociaż może nie wszystko, ale na pewno dużo, także w temacie własności. I to tyle, jeśli chodzi o nasze wspólne poglądy na sprawę. Tak, drogi Jacku, prawo własności prywatnej jest jednym z naważnieszych praw, czy to się komuś podoba, czy nie. Prywatne, bezprawie czyli wspólne? Bardzo dawno temu jezioro Ukiel (Krzywe) w Olsztynie, które leży w obrębie granic miasta, można było obejść wzdłuż brzegu, co jakiś czas zażywając kąpieli na małych, urokliwych plażach. C zasy się zmieniły, mamy demokrację. Mocne prawo własności, dużych pieniędzy oraz niepisanego, ale bardzo popularnego powiedzonka „wolnoć Tomku w swoim domku”. Jako zatwardziały wodniak pływałem, pływam i niestety nie wiem, czy będę jeszcze pływał po warmińskich i mazurskich jeziorach. Kiedyś można było dobijać do brzegu w każdym miejscu. Wszyscy mieli prawo korzystać z pomostów. Niestety wiele się zmieniło. o jeziorze można pływać, ale jest tyle ograniczeń i nakazów, że nie odczuwa się z tego większej przyjemności. Nie wiem, co będzie za rok albo dwa, bo władze miejskie uwielbiają wprowadzać zakazy. Prawdziwych plaż już nie ma. Jedyna w remoncie, klubów sportowych otwartych dla wszystkich jak na lekarstwo, a najgorsze jest to, że utrudniono dostęp do wody. Pojawia się coraz więcej płotów, znaków informujących o prawie własności oraz różnego rodzaju lokali, które zagrodziły dostęp do jeziora. Nikt w Olsztynie nie szanuje obo- P wiązującego w Polsce prawa, stanowiącego o tym, że brzeg jeziora powinien być dostępny dla wszystkich. soby, które mi nie dowierzają, mogą pojechać na ulicę Jeziorną, do Łupsztychu, Likus czy też do Gutkowa. O plażowaniu należy zapomnieć, bo do wody bardzo trudno się dostać. Właściciele pensjonatów i hoteli zagrodzili dostęp do wody, uzurpując sobie prawo własności brzegu jeziora. Na całym świecie brzegiem jezior czy mórz można spacerować do woli – w Olsztynie tylko po ulicach. estem pewny, że czytający dokładnie mój wywód redaktor Andrzej Brzozowski napisze, że własność prywatna jest najważniejsza O J i co komu do tego, że brzeg jeziora jest niedostępny, a pomost, który często wybudowany został nielegalnie, ma służyć tylko mnie!!! To paranoja, panie Andrzeju. W naszym kraju lasy i woda są generalnie dobrem państwowym, czyli naszym wspólnym, każdy ma prawo z nich korzystać! Jak na razie, bo może się to zmienić. Jacek Panas N ie po to ktoś inwestuje swoje własne pieniądze, wykupując działkę, żeby była wspólną własnością. Zwłaszcza że nie są to małe kwoty, w końcu chodzi o atrakcyjne tereny tuż nad wodą. Oczywiście rozumiem, że w sporadycznych sytuacjach (np. zagrożenie ży- cia) każdy ma prawo podpłynąć i skorzystać z prywatnego pomostu czy brzegu blisko prywatnej posesji. Poza tym to chyba dobrze, że powstają nad jeziorami hotele i pensjonaty, bo nie każdy ma możliwość i ochotę na wyprawę z kocem nad wodę. Niektórzy wolą zapłacić, aby mieć trochę luksusu, bezpieczeństwo i możliwość wyboru. ak, wiem, że dzikie plaże to swoboda i obcowanie z naturą w najprostszej postaci. Ale czy zawsze jest to przyjemne? Służę przykładem. Parę lat temu wraz z rodziną i grupą przyjaciół wybrałem się pewnego upalnego dnia nad jezioro Żbik. Długo tam nie zabawiliśmy, ponieważ trudno nam było przedrzeć się do wody. Utrudniały to rozstawione nad brzegiem grille i biegające dookoła psy. Urok dzikiej plaży. Nie był to teren prywatny, więc brzeg tym bardziej należał do wszystkich. prawy legalności stawiania pomostów zostawiam odpowiednim urzędom, ale jeżeli już ktoś postawił sobie taki pomost zgodnie z prawem, to zapewne nie jako keję, czyli miejsce do cumowania oko- T S licznych łódek czy jachtów. Chyba że jest na to zgoda właściciela. yłem kiedyś zaproszony przez przyjaciół do ich domku letniskowego położonego nad Jeziorem Wulpińskim w pobliskich Mojdach. Ku mojemu zdziwieniu w pewnym momencie do brzegu posesji podpłynęła łódka, z której wysiadło kilku młodych ludzi. Część z nich rozpaliła grilla, część poszła na znajdujący się w obrębie działki pomost i łowiła ryby. Na zwróconą uwagę zareagowali stwierdzeniem, że brzeg należy do jeziora, a nie do właścicieli gruntu. Jeżeli nawet zezwala na to prawo, drogi Jacku, to moim zdaniem powinno być zmienione. ie wiem, czy wiesz, ale jeżeli ktoś ukradnie Ci samochód, to może się tłumaczyć tym, że chciał się tylko przejechać. To nie jest przestępstwo. Takie mamy prawo. A co byś powiedział, gdyby ktoś wziął Twoją ulubioną łódkę, żeby sobie popływać? Bez Twojej wiedzy. Już widzę Twoją minę. Oczywiście żartuję, bo jak Ciebie znam, to nikt nie potrafiłby jej uruchomić. Bo to w końcu Twoja własność. Andrzej Zb. Brzozowski B N 6 “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013 samorząd województwa Nadrabiamy zaległości i patrzymy w przyszłość W ostatnich dniach sejmik województwa większością głosów udzielił zarządowi absolutorium z wykonania budżetu za 2012 rok, a także przyjął strategię rozwoju społeczno-gospodarczego regionu do roku 2025. Strategia jest kluczowym, planistycznym dokumentem decydującym o przyszłości województwa. O tym, na jakim etapie rozwoju są teraz Warmia i Mazury i co nas czeka w przyszłości, rozmawiamy z marszałkiem Jackiem Protasem. o samą turystykę tu chodzi. Także o produkcję jachtów, z której słyniemy, i różnorodne usługi związane z tymi branżami. Po drugie żywność wysokiej jakości – specjalizacja bazująca na tradycyjnej, silnej pozycji rolnictwa na Warmii i Mazurach. Wreszcie po trzecie jest drewno i meblarstwo – ta specjalizacja również jest solidnie osadzona w tradycji regionu i oparta o silny sektor meblarski oraz szerokie wykorzystanie drewna. Panie marszałku, w zasadzie kończy się już Regionalny Program Operacyjny Warmia i Mazury na lata 2007-2013. Ile tak naprawdę pieniędzy wpłynęło do regionu dzięki temu programowi? – Na realizację tego programu pierwotnie wynegocjowaliśmy 1,036 mld euro. Ale dzięki dobremu kontraktowaniu środków otrzymaliśmy z krajowej rezerwy wykonania dodatkowo prawie 25 mln euro, a na dostosowanie techniczne kolejne 10 mln euro. Brzmi to dość technicznie, a więc przekładając na namacalne efekty: podpisaliśmy blisko 1900 umów o łącznej wartości ponad 6,5 mld zł. Które z wykonanych zadań uważa Pan za najważniejsze z punktu widzenia gospodarza regionu? – Najważniejsze zrealizowane inwestycje, oprócz oczywiście ciągle trwających przedsięwzięć komunikacyjnych, to modernizacja i doposażenie szpitali, jak również budowa sieci sanitarnych i innych urządzeń służących poprawie stanu środowiska. Nie mniej ważnie okazały się budowa bazy turystycznej, w tym także ekomarin, rozwój szerokopasmowej sieci oraz inwestycje w przedsiębiorczość i instytucje otoczenia biznesu. To – ogólnie mówiąc – infrastruktura, ale dzięki funduszom europejskim mieliśmy środki także na realizację tak zwanych inwestycji miękkich, czyli inwestycji w człowieka… – Tak, chodzi o Program Operacyjny Kapitał Ludzki. Region pierwotnie dostał 312 mln euro i także w tym programie zasłużyliśmy na nagrodę z krajowej rezerwy wykonania, dzięki Na koniec – jakie najważniejsze i najtrudniejsze wyzwania czekają region? – Najważniejsze wyzwania to dokończenie inwestycji, które poprawią dostępność komunikacyjną regionu – mówi marszałek Jacek Protas czemu mamy teraz łącznie 397 mln euro. W tym programie podpisaliśmy już 1900 umów o łącznej wartości 1,5 mld zł. Co ważnego udało się zrobić? – Te środki zainwestowaliśmy w kompleksowe wsparcie osób bezrobotnych i nieaktywnych zawodowo, poprawę dostępu do rynku pracy, rozwój ekonomii społecznej, zwiększenie potencjału pracowników przedsiębiorstw i zmniejszanie nierówności w edukacji. Panie marszałku, czy samorząd województwa inwestuje też w wieś? – Tak, w obecnej perspektywie finansowej realizujemy także Program Rozwoju Obszarów Wiejskich, w którym zawarliśmy ponad 1700 umów o łącznej wartości ponad 800 mln zł. Dzięki temu programowi udaje nam się aktywizować społeczności lokalne, zapobiegać wykluczeniu społecznemu na obsza- rach wiejskich i angażować je w lokalne życie, kultywować tradycje i dziedzictwo regionalne poprzez odnowę i rozwój wsi, a także zabezpieczać podstawowe usługi dla ludności wiejskiej. Jak zauważyliśmy, te środki zostały już w większości spożytkowane. Co dalej? Na co teraz możemy liczyć? – Wstępna propozycja podziału środków w przyszłej perspektywie UE, ogłoszona podczas Konwentu Marszałków Województw RP w województwie podlaskim, zakładała, że Warmia i Mazury dostaną nieco ponad 1,1 mld euro, czyli niewiele więcej niż w obecnych latach. Nie mogliśmy się na to zgodzić. W wyniku naszych działań i prowadzonych rozmów obecnie wynegocjowana kwota to 1,549 mld euro. Ale Komisja Europejska stawia przed nami nowe wymagania i preferuje innowacje, tymcza- sem nam ciągle brakuje choćby dobrych dróg. – Tak, zmieniła się filozofia wydatkowania funduszy europejskich i musimy się do tych zmian przygotować. Temu służy zaktualizowana strategia. Z jednej strony rozumiemy, że Unia Europejska musi stać się konkurencyjna i innowacyjna, aby zachować pozycję największej globalnej gospodarki. Z drugiej strony problemem wielu polskich regionów pozostaje stan infrastruktury. Zaproponowany przez Ministerstwo Rozwoju Regionalnego podział funduszy na poszczególne krajowe programy operacyjne: „Infrastruktura i Środowisko”, „Inteligentny Rozwój”, „Wiedza, Edukacja, Rozwój”, „Polska Cyfrowa”, „Polska Wschodnia” oraz na programy regionalne wydaje nam się dobrym kompromisem między potrzebą dalszego nadrabiania zaległości infrastrukturalnych a wizją rozwoju opartą na coraz lepszej współpracy świata nauki i biznesu. Ciągle podkreśla Pan rolę strategii rozwoju województwa. Dlaczego ten dokument jest taki ważny? – Strategia uchwalona na czerwcowej sesji sejmiku województwa określa nasze cele na przyszły okres programowania. Ponieważ naszym głównym celem strategicznym jest spójność ekonomiczna, społeczna i przestrzenna Warmii i Mazur z regionami Europy, a także wzrost konkurencyjności gospodarki, z naszego punktu widzenia najważniejsze było określenie trzech inteligentnych specjalizacji województwa warmińsko-mazurskiego, bazując na mocnych stronach regionu, jego konkurencyjności i potencjale rozwojowym, a także w oparciu o dowody, czyli badania, analizy. Jakie to specjalizacje? – Po pierwsze ekonomia wody. Ta specjalizacja bazuje na największych w Polsce zasobach wód powierzchniowych, wokół których rozwinęła się turystyka, ale nie – Najważniejsze wyzwania to dokończenie inwestycji, które poprawią dostępność komunikacyjną regionu, a tym samym zlikwidują główną barierę naszego rozwoju, czyli drogi i lotnisko. Jeśli chodzi o drogi, to większość jest realizowana, choć z pewnym opóźnieniem wynikającym z ustalaniem decyzji środowiskowych. Na lotnisku zaś funkcjonuje teraz nowa spółka, której zależy na czasie. Decyzję środowiskową już mamy, mamy także projekt terminalu, trwają prace na budowie linii kolejowej do Szczytna i Szyman, chcemy oddać te inwestycje na czas. A jeśli chodzi o te nowe ponad 1,5 mld euro na lata 2014-2020? – Nasz główny cel to spełnienie nowego, niezwykle ciężkiego warunku postawionego przez Komisję Europejską. Otóż 50 proc. dostępnych środków musimy przeznaczyć na odnawialne źródła energii, innowacje oraz badania i rozwój. Zważywszy że dziedziny te nie cieszyły się wielkim powodzeniem w tej perspektywie finansowej, powiązanie biznesu ze światem nauki będzie dla nas ogromnym wyzwaniem i to są najważniejsze cele do osiągnięcia. (r) region “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013 7 Dobre Miasto, dobre imprezy Rozpoczęły się wakacje i za nami pierwsze koncerty pod chmurką. Jedna z lepszych imprez odbyła się 5 i 6 lipca w Dobrym Mieście. Chodzi o Dobremiastock Festival. Każdy miał tu szansę usłyszeć muzykę, którą lubi, bo przekrój był ogromny – od reggae przez hip hop, ska, rap, na rocku kończąc. Wszystkie koncerty były darmowe dla publiczności, a sam dobór wykonawców był nieprzypadkowy: zaproszono artystów, którzy niosą ze sobą pozytywne przesłanie i podkreślają szacunek do człowieka. Częścią festiwalu był Ogólnopolski Festiwal Muzyki Alternatywnej. Zgłoszeń było co niemiara. Zgłosiło się ponad osiemdziesiąt zespołów z całej Polski, pragnących wystąpić na scenie w Dobrym Mieście. Nie było to jednak proste. Spośród wszystkich zgłoszeń tylko sześć kapel otrzymało wejściówki na scenę, w tym dwie z naszego regionu. Największym zmartwieniem organizatorów było pozyskanie funduszy na dwudniową imprezę, ale i z tym Stowarzyszenie Druga Strona Ognia dało sobie radę, m.in. dzięki pomocy samorządu Dobrego Miasta. Impreza stała się jednym z najważniejszych wakacyjnych wydarzeń na Warmii i Mazurach. Jak widać nie tylko duże miasta mogą robić dobre imprezy. W ostatnią sobotę czerwca mieszkańcy Olsztynka obchodzili dni swojego miasta. Świętowanie zaczęło się od zorganizowanego z rozmachem przemarszu pod ratusz, gdzie odbyła się uroczystość przekazania władzy mieszkańcom przez burmistrza Artura Wrochnę. Parada ruszyła w stronę skansenu. Na czele orszaku stanęła orkiestra dęta OSP z Lidzbarka Welskiego, za nią kolejne grupy – a to kluby sportowe, a to szkoły. Stawkę zamykała miejscowa straż pożarna, przez którą Dni Olsztynka zostały przesunięte na późniejszą godzinę. Jeden ze strażaków bowiem – jak to ujmuje cytat kultowej polskiej komedii – zakładał właśnie podstawową komórkę społeczną. Solidarni koledzy na niego poczekali, ba – cały Olsztynek poczekał. Parada ruszyła po ślubie strażaka. Tak to jest w honorowych miasteczkach, że jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Młodzi stypendyści w Olsztynie Kraków, Warszawa, Gdańsk to tylko niektóre z miast, w których stypendyści Fundacji Dzieło Nowego Tysiąclecia spędzali wakacje. Tym razem padło na Olsztyn. Od 5 do 18 lipca około 1200 dzieci pochodzących z ubogich rodzin z całego kraju, a wspieranych przez fundację, poznaje stolicę naszego regionu. Obóz rozpoczął się mszą w katedrze. Po tym młodzież, bo głównie to uczniowie gimnazjów i liceów, zamieszkała w Kortowie. Młodzi urlopowicze zapoznają się z historią, tradycjami i zabytkami Warmii i Mazur. Podobno bardzo im się tu podoba, a Olsztyn zwiedzają również dzięki naszym mieszkańcom. W ich programie przewidziana jest wycieczka do Fromborka i pielgrzymka do sanktuarium w Gietrzwałdzie. Życzymy dzieciakom dobrej zabawy w naszym pięknym Olsztynie! fot. Adam Pietrzak, rzecznik RDLP w Olsztynie fot. Powiat-olsztynski.pl Wielka heca w Olsztynku Siatkarze i leśnicy w jednej osobie Jeżeli rzucimy hasło „Stare Jabłonki”, to co pierwsze przychodzi nam na myśl? Oczywiście, że mistrzostwa świata w siatkówce plażowej! I każdy, kto tak odpowie, ma rację, ale w cieniu tej imprezy odbywają się jeszcze inne wydarzenia. Turystyczne, kulinarne, rekreacyjne, ale również… ekologiczne. Otóż kilku zawodników mistrzostw, w tym utytułowany Brazylijczyk Emanuel Rego, jak i działaczy federacji plażowej piłki siatkowej z Polski i świata, przyłożyli łopatkę do zasadzenia drzew w regionie. To nie jest metafora. Dosłownie – wzięli oni udział w projekcie „Las mistrzów”. Zawodnicy i działacze sadzili dęby w nadleśnictwie Stare Jabłonki. Po tej promującej zieleń akcji otrzymali certyfikaty świadczące o tym, że przyczynili się do lesistości Polski. Miejmy nadzieję, że takie gwiazdy jak Rego dalej będą wspierać działania mające na celu zwiększenie liczby drzew. Bo gdzie na świecie będą mogli grać w takich warunkach i z takimi widokami jak nie u nas? 8 rozmaitości “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (113) 2013 Kino zaprasza „UNIWERSYTET POTWORNY” 03.07.2013 Zanim trafili do spółki, chodzili do szkółki! Ulubieńcy kinowej publiczności, James P. Sullivan i Mike Wazowski, powracają na duży ekran w filmie „Uniwersytet Potworny” – kolejnej części oscarowego hitu „Potwory i spółka”. Film przenosi widzów w czasy, kiedy Sully i Mike – studenci Uniwersytetu Potwornego – dopiero zgłębiali tajniki potwornego fachu. Zabawne perypetie bohaterów z okresu studiów, wypełnionego szalonymi imprezami w akademiku, pokazują, jak pomimo wielu dzielących ich różnic zostali najlepszymi przyjaciółmi. „Uniwersytet Potworny” to pełen humoru film o narodzinach prawdziwej przyjaźni. ZGARNIJ bilety Wyślij do nas maila o treści „Kino” na adres KONKURSY@ŻYCIEOLSZTYNA.PL, a może jeden z ośmiu biletów na dowolny film 2D trafi właśnie do Ciebie! To nic nie kosztuje! „MINIONKI ROZRABIAJĄ” 12.07.2013 W domku na przedmieściu mieszka sobie Gru wraz z córeczkami i całą gromadką Minionków. Gru nie jest już superprzestępcą, lecz wytwórcą dżemów i żelek. Minionki dzielnie pomagają mu w pracy, objadając się galaretkami i innymi słodkościami. Ale pewien tajemniczy złoczyńca chce je wykorzystać, by podbić świat. Specjalny eliksir zmienia dobre Minionki w paskudne fioletowe Minionki-Demonki, które są w stanie pożreć wszystko, co im stanie na drodze. Gru rusza do akcji, by ocalić swoich żółtych przyjaciół. Musi znaleźć sposób, by MinionkiDemonki wróciły do dawnej postaci. Na drodze staną mu tresowana kura obronna, laserowe zasieki i wiele innych przeszkód. BARAN 21 III - 20 IV Mimo że pojawią się interesujące pomysły, na razie niewiele z nich wyjdzie. Nie warto się upierać. Możesz za to liczyć na czyjeś zainteresowanie. Na szczęście nie będzie to Izba Skarbowa. BYK 21 IV - 20 V Być może powrócą sprawy, które uznałeś definitywnie za zakończone. Z kolei te, które ciągną się od dłuższego czasu, mają szansę znaleźć szczęśliwy finał. Taki już los adwokata. BLIŹNIĘTA 21 V - 21 VI Zmysł organizacyjny sprawi, że dasz sobie radę ze wszystkimi obowiązkami. Tylko się nie śpiesz. Zwłaszcza na drodze. Niewykluczone są także ciche dni, zwłaszcza po wizycie u laryngologa. RAK 22 VI - 22 VII Spotkasz się z ludźmi, których dawno nie widziałeś. Niewykluczone, że przyjdzie Ci powrócić do miejsc, z którymi wiążą się barwne wspomnienia. Przyjaźń z wojska wiąże na całe życie. LEW 23 VII - 23 VIII Najbliższe dni toczyć się będą leniwej, lecz nie narze- kaj na brak sukcesów. Brak wieści…to dobre wieści. Liczą się drobne gesty, serdeczne uśmiechy. Wiesz przecież, jak szef to lubi i docenia. PANNA 24 VIII - 23 IX Niektórzy widząc Twoje poczynania, będą patrzeć na Ciebie wilkiem. To chyba dostateczny powód, żeby zakończyć niektóre znajomości, co w Twoim przypadku oznacza koniec pracy. WAGA 24 IX - 23 X Nie zamykaj się w domu. To dobry czas na spotkanie kogoś szczególnego. Nadchodzi uczucie, które może doprowadzić Cię aż do ołtarza. Na wszelki wypadek sprawdź swoją linię kredytową. SKORPION 24 X - 22 XI Raz na wozie, raz pod wozem. Najlepiej będzie, jak w końcu zmienisz samochód. W związku z tym przed Tobą ważne decyzje, nie tylko finansowe. Dlatego Ci nie zazdroszczę. Będzie dobrze. STRZELEC 23 XI - 21 XII Być może spotkasz kogoś pełnego energii, kto pomoże Ci zrealizować Twój wymarzony cel. Pamiętaj jednak, że wspólne wypełnianie kuponu lotto to również wspólna ewentualna wygrana. KOZIOROŻEC 22 XII - 20 I W najbliższym czasie w Twoim życiu nie zanosi się na większe zmiany. Możesz więc spokojnie wybrać się na wypoczynek. Po powrocie zastaniesz swój świat taki, jak przed urlopem. WODNIK 21 I - 19 II Masz świetną passę twórczą, mnóstwo energii, a czyjaś pomocna dłoń i optymizm pomogą Ci bardziej niż myślisz. Przed Tobą ważne decyzje i finansowe powodzenie. Startuj w wyborach. RYBY 20 II - 20 III Niestety ani świat, ani Ty nie możecie obejść się bez pieniędzy. Na spadek jednak nie możesz liczyć, musisz więc je zarobić. Jedyny możliwy spadek to tylko ten dotyczący akcji na giełdzie. Redakcja zastrzega sobie prawo do unieważnienia horoskopu, bez podania przyczyn! AZB Świat dziecka “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013 9 Gdy dziecko nie chce jeść Brak apetytu u dziecka jest powodem do zmartwień co trzeciej mamy. Maluchy wybrzydzają i wypluwają jedzenie. Prawie niczego nie lubią. Trudno je nakłonić do spróbowania nowych potraw. Przymusem niewiele wskóramy. Co zrobić, by niejadek zaczął jeść więcej i chętniej? Większość dzieci w wieku od 2 do 12 lat marudzi przy jedzeniu. Jako niemowlęta jadły chętnie, a gdy tylko stanęły na nogach, wszystko stało się „bleee”. Pomysłowi rodzice znają sposoby, by niejadka przekabacić do zjedzenia posiłku. O czym trzeba pamiętać Dzieciom bez apetytu należy nakładać na talerz małe porcje, aby nie zniechęciły się ilością jedzenia. Radzi się unikać wmuszania pokarmu szantażem emocjonalnym typu „zjedz, jeśli kochasz mamusię” albo groźbami: „nie wstaniesz od stołu, dopóki nie zjesz”. Błędem jest też żądanie od malca, by jadł to, co go naprawdę obrzydza lub nakazywanie dokończenia posiłku, gdy dziecko się upiera, że już nie chce. Najważniejsze to sprawić, by pora posiłku kojarzyła się niejadkowi pozytywnie. Warto przyrządzać to, co przynajmniej toleruje. Pozostałe produkty, które muszą znaleźć się w menu wybrednego szkraba, dobrze mu ciekawie podać. Jeśli dziecko nie chce jeść mięsa, to może zmieni zdanie, jak zobaczy miniparówki dla dzieci. Twarożek szybciej zniknie z talerza, gdy będzie na nim namalowane miodem słoneczko. Podobnie warzywa okażą się zjadliwe, jak będą drobno pokrojone i zapieczone z makaronem i serem. Nie ma drogi na skróty – rodzice niejadka muszą wykazać się kreatywnością. Sądzimy, że malec nie lubi rosołu. Może po prostu obrzydzają go pływające w zupie farfocle, czyli pietruszka. Pewnie dziecko chętniej zjadłoby żurek, gdyby nie było w nim rozbełtanego jajka, może też by piło ciepłe mleko, jeśliby tylko podgrzać do temperatury, w której nie zrobi się kożuch? Jak nie pójdziemy dziecku na rękę, nigdy go nie przekonamy, by nam potem uwierzyło, że coś jest smaczne. Sposoby rodziców Dążmy do tego, aby jedzenie jawiło się niejadkowi przyjemnie. Wiele mam osiąga ten cel poprzez zabawę. Na przykład: rodzic przyznaje dziecku punkt za każdy ładnie zjedzony posiłek, by za określoną sumę punktów była słodka nagroda. Jeśli u syna lub córki jest koleżanka czy kolega, to niech wspólnie jedzą na przysłowiowy medal. Jak zjedzą mało, to brązowy medal, więcej – srebrny, najwięcej – złoty, czyściutki talerz to diamenty. Więcej zjedzą i się będą dobrze bawić. Kolejnym sposobem przechytrzenia niejadka jest zabawa w kuchnię. Będzie pomagał w przygotowaniu posiłku. Na kolację sam zdecyduje, które pokrojone mięska, sery czy jarzyny położy na kanapkę. Gdy dziecko będzie czuło się twórcą dania, prędzej stwierdzi, że jest smaczne. Poza tym zyska pewność, że w posiłku nie ma ukrytej cebuli, pietruszki, tłustego i innych rzeczy, których nie lubi. Z kolei dziecko odmawiające posiłku na przekór rodzicom da się skłonić do jedzenia, udając, że wcale nam nie zależy, by zjadło. Wyobraźmy sobie sytuację: dziecko ma na talerzu obiad, ale nie chce go spróbować. Sprytne mamy wyjadają maluchowi z tale- rza i głośno się delektują, by wzbudzić zainteresowanie. Gdy dziecko poczuje, że mu się zabierze, to zechce spróbować dania razem z mamą. Kiedy do lekarza? Najczęściej bycie niejadkiem nie wiąże się z poważnymi przyczynami, to typowe dla maluchów. Powód do niepokoju i zabrania dziecka do lekarza jest wówczas, gdy: – zaczyna być mało energiczne i nieciekawe otaczającego je świata; – jest tak zniechęcone do jedzenia, że nie przyjmuje określonych grup pokarmów zawierających składniki od- żywcze niezbędne do rozwoju (gdy np. w żadnej postaci nie toleruje mięsa lub białka); – po zjedzeniu niektórych pokarmów ma problemy trawienne. Zdarza się, że dzieci odmawiają jedzenia, bo okazują się uczulone na pewne produkty. Pokarm kojarzy się malcowi z dyskomfortem, a więc unika jedzenia. Tak samo postępuje, jeśli ma kłopoty z wypróżnianiem. Mogą one wynikać z tego, że dziecko boi się iść do łazienki, bo jest ponaglane albo już wcześniej nie mogło się załatwić i obawia się, że znowu będzie bolało. Jeżeli malec ma częste zaparcia, to po posiłku czuje ból brzucha, więc stara się jeść jak najmniej. Lekarz może zlecić przeprowadzenie analizy krwi, z której wyniknie, jakich elementów dziecko ma mało w diecie. Choć to zaskakujące, nawet przy niepokojących objawach często się okazuje, że malec jest zdrowy jak ryba. Utrapionym rodzicom pozostanie cierpliwie czekać, aż niejadek zacznie dojrzewać. Wtedy wreszcie będzie miał wilczy apetyt! Olga Ropiak Dietetyk Dorota Jesiołowska prowadzi poradnię Dietic przy ulicy św. Wojciecha 3/3a lok. 20 w Olsztynie, tel. 508 916 837. www.dietic.pl Moje dziecko waży za dużo Zanim zaczniesz zastanawiać się, czy dziecko ma otyłość w genach, pomyśl nad zmianą jego diety i aktywności fizycznej. Często nieprawidłowe przyzwyczajenia (również rodziców) powodują nadmiar masy ciała. N ajwiększą pokusą, a jednocześnie wrogiem szczupłej sylwetki dziecka, są słodkości. Warto nauczyć dziecko dysponować słodyczami i pokazać, że nie jest to produkt do codziennego spożywania. Dobrym sposobem jest ustalenie przez pociechę 2 dni w tygodniu, kiedy będzie mogła pozwolić sobie np. na loda lub batonika. Innym sposobem jest kupienie dziecku ulubionej przekąski i ustalenie, że paczuszka ma wystarczyć na tydzień. Jeżeli dziecko zje wszystko pierwszego dnia, to trudno, dostanie kolejną w przyszłym tygodniu. Mnóstwo cukru znajduje się też w napojach dla dzieci. Wybierając coś do picia, zwróćmy uwagę na nazwę i skład. Woda służy do zaspokajania pragnienia i to ona powinna być głównym napojem w ciągu dnia. Uwaga na wody smakowe! Wystarczy obrócić butelkę, żeby dostrzec informację: „napój o smaku”, a w składzie znaleźć cukier. Pomocne w uregulowaniu ilości zjadanego jedze- nia będą regularne posiłki 4-5 razy dziennie, bez podjadania między nimi. Dieta dziecka powinna obfitować w warzywa i owoce, produkty pełnoziarniste, nabiał, chude mięso i ryby. Uważajmy na słodkie serki – lepiej dorzucić kilka owoców do naturalnego jogurtu. Dziecko powinno być aktywne codziennie. Czasami ciężko mu jednak ruszyć się z domu, jeżeli rodzice cały czas siedzą na kanapie. Wspólne zabawy są nie tylko motywacją do ruchu, ale świetnie budują więzi. Może warto spróbować? Dorota Jesiołowska 10 Świat dziecka “Nowe Życie Olsztyna” 13 (112) 2013 Daj mi mleka, mamo! Coraz więcej kobiet decyduje się, by po urodzeniu dziecka jak najszybciej wrócić do pracy. Już sama ciąża oraz pierwsze kilka miesięcy po narodzinach były naprawdę dużą przerwą w karierze kobiety biznesu. Organizacje stojące na straży zdrowia i rozwoju promują wśród matek karmienie piersią. Wybór należy jednak do kobiety. O czym powinna wiedzieć mama, która zamierza podawać dziecku sztuczny pokarm? Najpewniej kobieta chcąca karmić dziecko sztucznym pokarmem odczuje dezaprobatę ze strony otoczenia. Lepiej, by jej powody były naprawdę racjonalne. Pragnienie szybkiego powrotu do pracy albo niechęć do samego aktu karmienia to mało przekonujące powody. Od matki oczekuje się, by kierowała się przecież dobrem dziecka. Wczesne odstawienie oseska od piersi jest więc postrzegane jako szokująca fanaberia, zwłaszcza gdy udowodniono, że to mleko matki najlepiej służy rozwojowi dziecka. Karmienie piersią promują światowe organizacje UNICEF i WHO, a za nimi szpitale niemal całego globu. Jeśli nie planujesz dawać piersi, to powinnaś poinformować o tym swojego ginekologa i położną jeszcze przed porodem. Będą cię odwodzić od tego wyboru. Decydujesz jednak sama i nikt nie ma prawa ci niczego narzucić. Korzystniejsze co naturalne Co do tego nie ma wątpliwości, że karmienie dziecka piersią jest najkorzystniejszym rozwiązaniem. Wyłączając przypadki ciężko chorych matek, mleko rodzicielki lepiej wpływa na jej dziecko od pokarmu sztucznego, nawet najlepszego. Zaleca się, by karmienie piersią trwało nie krócej niż rok, gdyż w mleku matki znajdują się wszystkie składniki potrzebne oseskowi, a także przeciwciała, których niewykształcony organizm nie jest w stanie samodzielnie wyprodukować. Absolutnym minimum jest dawanie dziecku piersi przez pierwsze pół roku, bo ono wtedy szczególnie potrzebuje pokarmu dostosowanego do potrzeb. To udowodnione, że dziecko karmione piersią wykazuje mniejszą podatność na niektóre schorzenia i choroby, w tym alergiczne. Mleko matki pomaga wcześniakom nadgonić w rozwoju psychicznym i fizycznym swoich prawie rówieśników. Matka natomiast, karmiąc piersią, pozbywa się zapasów energetycznych, które zgromadziła podczas ciąży specjalnie na okazję porodu i lakta- * * * * * CENKCYJNE Y! UBRANKA DLA NIEMOWLĄT ŚLICZNE KOMPLETY DO CHRZTU ZABAWKI * ŁÓŻECZKA BUJACZKI * KSIĄŻECZKI AKCESORIA * I WIELE WIĘCEJ OLSZTYN, UL. PROSTA 12 /14 LOK. 6 (STARE MIASTO) TEL. 888 344 441 Czy rzeczywiście mleko matki wywiera wpływ na inteligencję malucha? Jeśli nawet, to specjaliści wciąż się zastanawiają, czy kluczowy jest tu pokarm matki, czy jej częsty i bliski kontakt z dzieckiem. Kobiety odstawiają dziecko od piersi, bo męczy je ciągłe uważa- cji. Poza tym w ten sposób kobieta zmniejsza ryzyko zachorowania na niektóre choroby, m.in. nowotwory piersi. Jak długo karmić piersią? Lekarze radzą, by zabrać dziecku pierś, gdy będzie miało dwa latka. To wiek, w którym maluch ma układ pokarmowy przygotowany do przyjęcia produktów spożywczych wybranych przez roztropnych rodziców. Nieczęsto się zdarza, by matka karmiła piersią aż trzy lata. Jeśli się na to decyduje, to ATR A z przekonania, że tak długie karmienie przyczyni się do lepszego rozwoju intelektualnego dziecka. Trudno jednak o niezbite dowody na potwierdzenie tej tezy. nie na to, co się je i pije. A tak naprawdę nie powinny popadać w przesadę, szczególnie gdy dziecko ma już ponad rok. Należy uważać przede wszystkim z lekami, zawsze ich wybór konsultować z lekarzem, informując, że karmimy piersią. Unikamy alkoholu, tytoniu, pożywienia ciężkostrawnego, niezdrowego, ostrego, kawy i mocnej herbaty – po prostu tego, co szkodzi i nam. Dbając o własną dietę, nie zrobimy dziecku krzywdy. A gdy karmisz sztucznie? Mleko prosto z piersi, choć hołubione przez pediatrów, nie jest jedynym pokarmem, jaki może przyjmować noworodek. Jeśli podjęłaś decyzję, że malec będzie karmiony od początku z butelki, to będziesz mu podawać tak zwane mleko początkowe. Na oddziałach noworodkowych są różne odmiany tego mleka i pediatra już po kilku dniach obserwacji dziecka jest w stanie wskazać, którym mlekiem należy je karmić. Matka karmiąca butelką musi dokładnie przestrzegać instrukcji dostępnej na opakowaniu: stosować się do sugerowanych proporcji, ilości i częstości podawanego pokarmu. Przed przygotowaniem pokarmu trzeba starannie umyć rę- ce, systematycznie parzyć smoczki oraz butelki. Smoczek musi być wypełniony mlekiem, nigdy powietrzem. Mleko ma płynąć ze smoczka swobodnie, nie za szybko, by dziecko się nie krztusiło ani nie dostawało bolesnych kolek po jedzeniu. Unikajmy podawania maluchowi mleka z poprzedniego posiłku, bo prawdopodobnie jest w nim sporo śliny malucha, co stanowi podłoże dla bakterii. Dzieci niekarmione piersią są podatniejsze na alergie i infekcje, więc rodzice muszą szczególnie dbać o higienę podczas przygotowywania pokarmu. Wadą nienaturalnego karmienia jest częstsze występowanie u maluchów wzdęć i bólów brzucha. Są na szczęście i zalety butelki. Łatwo zobaczyć, ile dziecko zjadło, a karmić może również tatuś. Nierzadko przerażony, więc przyda mu się to doświadczenie w budowaniu relacji z maluchem. A mama? Jak wynagrodzi rezygnację z tak bliskiego i wyjątkowego kontaktu, jakim jest naturalne karmienie? Nie powinniśmy jej wpędzać w poczucie winy ani sugerować, że ponieważ z jakiegoś powodu nie żywi piersią, to jest gorszą matką. Kto jak kocha swoje dziecko okazuje się nie w sposobie karmienia malucha, ale w ciągu reszty jego życia. Olga Ropiak Świat młodzieży 11 “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013 Psychologia na wesoło Jak się Prawdziwy motywować? przyjaciel Moja znajoma, księgowa, dokonała ostatnio przerażającego odkrycia. Zdemaskowała prawdziwą twarz koleżanek z pracy. O mało nie pękła im żyłka w oku, gdy dowiedziały się, że księgowa dostała awans. Ot, przyjaciółki. Kiedy srogi szef docenił profesjonalizm księgowej i dał jej zasłużony awans, niewiele osób cieszyło się szczęściem wyróżnionej. Współpracownice były z nią, kiedy obrywała za cudze winy, a to w ich firmie jest na porządku dziennym. Wtedy pocieszały ją, służyły chusteczką i miłym słowem. Podwyżka księgowej pokazała, że prawdziwych przyjaciół wcale nie poznaje się w biedzie, a wręcz przeciwnie – w pomyślności. Trzymanie kogoś za rękę podczas biurowych dramatów to żaden problem. Wielu ludzi znakomicie czuje się w roli współczującego pocieszyciela. Doradzając znajomym, chwalą siebie w duchu, że potrafią słuchać i rozwiązywać różne problemy, z którymi żaląca się osoba nie może sobie poradzić. Czują się wtedy ważni, mądrzy i niezastąpieni. Każdy z nas szuka takiego sposobu, który pozwoli niewielkim nakładem sił podnieść samoocenę. Dzielenie z kimś przysłowiowej biedy niewiele kosztuje biurowe przyjaciółki, a jest jedną z dróg do dobrego myślenia o sobie. Sytuacja komplikuje się, kiedy niedoceniana osoba zaczyna odnosić sukcesy. Księgowa nie mogła zrozumieć, dlaczego współpracowniczkom tak trudno przełknąć jej awans. Przecież same powtarzały, że na niego zasługuje, bo perfekcyjnie wykonuje swoją robotę i pomaga wszystkim dookoła. Dlaczego więc te same koleżanki, które pocieszały ją w chwilach zwątpienia, odwróciły się od niej, gdy zapragnęła otworzyć szampana? Zrozpa- jej biurowym towarzyszkom. Mistrzyni rachunków od miesiąca bierze lekcje samby. Jeśli wystartowałaby w zawodach, to wszystkie by jej kibicowały. Ten sukces nie popsułby samopoczucia paniom z biura, bo one nie mają tanecznych ambicji. Za to chętnie mówiłyby o niesamowitej przyjaciółce, która w dzień siedzi nad papierami, a wieczorami szaleje na parkiecie. Powołanie się na ciekawą znajomość jest okazją do niewinnego uszczknięcia cudzego sukcesu. Nasuwa wniosek, że skoro otaczamy się tak nietuzinkowymi osobami, to sami jesteśmy wyjątkowi. Prawdziwych przyjaciół poznaje się po tym, jak próbują cieszyć się cudzym sukcesem. Szczególnie takim, o którym sami marzą. czona księgowa wzięła dwa kieliszki i pobiegła do czarującego kolegi, który zawsze jej wszystko wyjaśni. Według uroczego znawcy psychologicznych pułapek, koleżankami nie powoduje zwykła zawiść. Mają głębszy problem. Dotyka każdego z nas, jeśli tylko znajoma osoba zaczyna błyszczeć w dziedzinie, na której nam zależy bardzo mocno. Współpracownice księgowej opierają własną samoocenę na sukcesach zawodowych, więc awans tej, która do tej pory jechała z nimi na tym samym wózku, naprawdę je ukuł. Zrodził obawy. Przecież od lat wszystkie siedzą w jednym pokoju. Robią prawie to samo, co księgowa. Skoro ona zdołała się wyka- zać, czemu im się to nie udało? Czyżby były gorsze? Porównując się do wyróżnionej, każda czuje się kiepsko. Wiedzą, że przy niej wypadają dość marnie. Dlatego ta znajomość przestaje być dla nich przyjemna. Byłoby zupełnie inaczej, gdyby księgowa zabłysła w sferze, na której w ogóle nie zależy Czarujący kolega nie jest zazdrosny o awans księgowej. To nie praca służy mu do określenia własnej wartości, lecz jego wysportowane ciało. Dlatego błyskawicznie zauważył, że od brazylijskiej samby księgowa zeszczuplała. W oku pękły mu wszystkie żyłki. Olga Ropiak Jutro masz egzamin: zawodowy, na prawo jazdy, poprawkowy – obojętnie. Ważne, że na razie umiesz tylko połowę materiału. Co przekona cię do opanowania drugiej połowy? To, że zostało już tak niewiele do nauczenia? A może to, że tak dużo już umiesz? Psychologowie polecają obie techniki motywacji, ale tylko w określonych sytuacjach. Skupienie się na opanowanym już materiale sprawdza się wtedy, gdy jesteśmy zniechęceni lub zmęczeni. Jeśli ktoś nienawidzi tematyki, której akurat się uczy, powinien przewertować materiały i zobaczyć, jak wiele już umie! To doda mu otuchy do dalszej nauki. Zachęci go wniosek, że dużo pracy za nim, więc wystarczy postarać się jeszcze trochę i będzie dobrze. Skoro tyle drogi już za mną, szkoda to zmarnować – pomyśli osoba marząca o zaliczeniu trudnego egzeminu. Z kolei skupienie się na nienauczonych jeszcze partiach materiału jest skuteczne, gdy zależy nam na… piątce z egzaminu! Do pochłonięcia drugiej połowy materiału zachęci nas wniosek, że w sumie niewiele już nam zostało. Skoro jestem tak blisko celu, lepiej douczę się do końca – pomyśli osoba bardzo ambitna. Wizja tego, czego jeszcze nie umie, jest dla niej bardziej motywująca od tego, co już ma w głowie. Bo naprawdę zależy jej na sukcesie. A Ty, Czytelniku – którą technikę mobilizowania się stosujesz? Olga Ropiak 12 “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013 Świat młodzieży Zagrożenia wakacji Z pewnością większość dzieci i młodzieży z utęsknieniem wyczekiwała upragnionych wakacji. Są już w pełni, czas wolny od szkoły młodzi wykorzystują więc w różny sposób, niekoniecznie właściwy… Zbytnia wolność i swoboda niosą za sobą pewna zagrożenia. Każdemu należy się odpoczynek, szczególnie tym, którzy z uporem walczyli o jak najlepsze stopnie na świadectwie. Nie wspominając o tegorocznych gimnazjalistach czy maturzystach. W nagrodę niektórzy rodzice sponsorują swoim nastoletnim pociechom obóz albo kolonie pod opieką kadry pedagogicznej. Jednak mimo dozoru dorosłych zdarzają się podczas tego typu wyjazdów sytuacje, które – delikatnie ujmując – nie nastrajają optymistycznie. – Żaden opiekun nie ma zbytnio kontroli nad wychowankami. Tak naprawdę to my się bawimy po swojemu, oni po swojemu, szczególnie wieczorami – wyjaśnia piętnastoletni Rafał, gimnazjalista. – Nie pamiętam, ile razy już byłem na koloniach. Kiedyś mnie nie interesowało, co robią opiekunowie, z wiekiem zaczęło. Pierwsze piwo wypiłem właśnie w ich towarzystwie, tylko że oni nawet tego nie zauważyli, bo sami byli wstawieni. A scenariusz co roku jest podobny – twierdzi nastolatek. Na domiar złego… – Kolonie to przede wszystkim dobra impreza. Opiekunowie myślą, że śpisz, a ty nocą się wykradasz, że- Młodzież pragnie akceptacji i zrozumienia, a jeśli nie znajduje tego w domu, to szuka wśród kolegów. Samotne dzieci są łatwym łupem dla osób, które chcą je wykorzystać. Padają ofiarą ludzi o niecnych zamiarach. Groźne jest, gdy nastoletnie dziecko znika bez słowa na cały dzień z domu i nie możemy nawiązać z nim kontaktu. Wtedy pozostaje się domyślać, czy już zostało zwerbowane przez podejrzane środowisko, czy może samo szuka do „kolegów” kontaktu. Bardzo ważne są rozmowy by się spotkać z chłopakiem – śmieje się siedemnastoletnia Marta, licealistka. – Nawet można zabrać go do domku, w którym niby osobno mieszkają chłopacy i dziewczyny, i tak nikt tego nie zauważy. Przecież nocne naloty wychowawców to mit. Młody człowiek po powrocie do domu zbytnio się nie chwali rodzicom, jakie miał przygody. Bo po co? Z pewnością taka opowieść spotkałaby się z natychmiastową krytyką i bezapelacyjnym zakazem wyjazdu w następnym roku. A przecież każde wakacje to inne doświadczenia i z reguły zawieranie nowych znajomości. Młodzież często właśnie po to jeździ na obozy. Niestety, rodzice nie są w stanie kontrolować zachowań dzieci ani oceniać pracy opiekunów, skoro są kilkaset kilometrów od nich. A niepokojące sytuacje są wszędzie tam, gdzie dzieci i młodzież są pozostawione same sobie. W wielu głowach rodzą się pomysły, które zwy- kle są sprzeczne z regulaminem kolonii. Inaczej byłoby nudno i podobnie jak w szkole, a przecież od niej dzieciaki mają wolne. Dlatego nie bez znaczenia jest rola wychowawców. To oni powinni czuwać nad dziećmi i dbać, by sprawowana opieka była staranniejsza niż w szkole. W końcu przez te kilka tygodni odpowiadają za zdrowie i bezpieczeństwo młodych ludzi, nie zawsze świadomych czyhających wokół zagrożeń. Wśród blokowisk Nie każde dziecko wyjeżdża. Większość albo z braku pieniędzy, albo ze zwykłej niechęci rezygnuje z tego typu atrakcji. Młodzież często za to spędza wakacje na osiedlowych podwórkach, leniwie kopiąc piłkę lub ukradkiem pijąc piwo. W zależności od warunków i atmosfery, jakie panują w domu, młody człowiek będzie szukał zrozumienia w grupie rówieśniczej. Żeby zyskać jej uznanie i szacunek, z pewnością postara się zaimponować grupie i nie odstępować od zasad, jakie w niej panują. Jeżeli więc przeważająca część będzie paliła papierosy, piła alkohol czy rozwalała ławki, to nasz małolat nie będzie wychylał się z szeregu i prawdopodobnie postąpi podobnie. Przeważnie każdy rodzic chce uchronić swoje dziecko przed niebezpieczeństwami tego świata. Stworzyć niewidoczny klosz bezpieczeństwa. Nie sztuką jest trzymać syna czy córkę pod kluczem, bo i tak wyfrunie z gniazda. Lepiej stworzyć nić porozumienia i wzajemnego zaufania oraz wytworzyć w dzieciach przeświadczenie, że z każdym problem mogą zwrócić się do rodzica. Zostaną wówczas wysłuchane, a nie skarcone. Mimo że wakacje to czas, w którym młodzież jest przepełniona ciekawością poznania i odkrycia rzeczy zakazanych, to z pomocą odpowiedzialnych dorosłych może nie wpaść w wakacyjne pułapki. Ważne są rozmowy. Nawet o rzeczach mało istotnych, ale też o potrzebach czy pragnieniach naszego nastolatka. Dobrze jest zainspirować go do aktywnego działania podczas wakacji. Nie należy pozostawiać go samemu sobie. Trzeba zapewnić mu bezpieczeństwo i akceptację. Nie bać się rozmów na tematy społecznie uznawane za wstydliwe, np. dotyczące seksu. Nie chodzi oczywiście o zbytnie spoufalanie się i przekraczanie granic rodzic – dziecko, a o wyrobienie w nim poczucia, że jest dla nas bardzo ważne i może na nas liczyć. Wówczas owa wakacyjna wolność i swoboda nie będą tak kusić… Dorota Przeborowska Świat dziecka 13 “Nowe Życie Olsztyna” nr 12 (111) 2013 Czy tańczyć każdy może? Dzięki takim programom jak „Taniec z gwiazdami”, „You Can Dance” czy „Got To Dance” taniec zdecydowanie zyskał na popularności. Wiele osób zarówno dorosłych, jak i dzieci masowo oblegało studia taneczne w całej Polsce, chcąc iść w ślady telewizyjnych idoli. Rynek taneczny, również w naszym mieście, rozrasta się w szybkim tempie, a nowo powstałe studia tańca prześcigają się w osiągnięciach. Co determinuje tę eksplozję tańca w Polsce i w Olsztynie? Czy naprawdę tak łatwo zostać tancerzem? Jakie wymogi trzeba spełnić, by się nim stać i osiągnąć sukces? T alent! - bez wątpienia ta odpowiedź padnie jako pierwsza. Aby tańczyć, trzeba mieć do tego talent. Prawda czy mit? Talent jest bez wątpienia czymś cennym, co bardzo pomaga w rozwoju tancerza. Jednak wbrew pozorom nie jest on najważniejszy. Określa bowiem jedynie potencjał tancerza, nie zaś to, co rzeczywiście osiągnie. a pewno nie raz, nie dwa, stojąc przed dylematem wzięcia udziału w zajęciach tanecznych, wielu z nas powtarzało sobie w głowie: „Nie, to nie dla mnie, nie mam do tego talentu”. Takim rozumowaniem – jak się okazuje – wyrządzamy sobie krzywdę. N „Możesz tańczyć wszędzie, jeżeli tańczysz sercem” – poucza nas anonimowa sentencja. W tych słowach kryje się wiele prawdy. Ostatecznie to nie talent a pasja kreują najwybitniejszych tancerzy. Nie bez powodu mówi się, że na sukces składa się tylko 10% talentu, a 90% pracy. Każdy instruktor tańca przyzna, że zdecydowanie większe szanse na sukces ma ten, kto wykazuje się pracowitością, dyscypliną i jest odpowiednio zdeterminowany, niż ten, który ma talent i tylko talent. ielu z nas chciałoby spróbować swych sił na parkiecie, ale niestety sami jesteśmy sobie przeszkodą. Mnożymy przed sobą wymówki, tłumacząc się brakiem czasu. Jednak chcieć znaczy móc! Liczne przykłady potwierdzają, że można łączyć pasję z pracą i dalej robić to bardzo dobrze! Przywołajmy tutaj choćby Rafała Milcewicza – nauczyciela języka polskiego w Gimnazjum nr 12 w Olsztynie, który poza pracą w szkole odnosi liczne sukcesy jako tancerz i choreograf. Mieliśmy okazję oglądać go już na deskach filharmonii (jako Księcia w głośnym ostatnio spektaklu „Dziadek do Orzechów”), w programach „You Can Dance” oraz w „Got To Dance”, gdzie występował W w towarzystwie swoich tancerzy z grupy RDS Furiaci. Osoby takie jak Rafał są przykładem na to, że taniec nie przeszkadza w życiu codziennym. Nie zamyka przed nami żadnych drzwi, a wręcz przeciwnie – otwiera nowe. ieświadomi tego rodzice niejednokrotnie N stają na drodze rozwoju swoich dzieci, mówiąc, że zamiast tracić czas na taniec, powinny się skupić na szkole. Badania tymczasem dowodzą, że aktywność fizyczna w znaczący sposób poprawia pracę mózgu i wspomaga jego lateralizację, a dzieci, które mają więcej obowiązków, są lepiej zor- ganizowane i zdyscyplinowane. Czy więc aby na pewno powinniśmy odmawiać naszym pociechom tej przyjemności? aniec to dziś niezwykły przywilej. Zwłaszcza w czasach, gdy ludzka egzystencja staje się wyścigiem szczurów i nieświadomie po- T zbawiamy się w życiu małych przyjemności. „Nietzsche powiedział, że czasem dochodzimy do momentu, w którym robi się tak źle, że można uczynić tylko jedno z dwojga – śmiać się albo oszaleć. Dzisiaj trzecią możliwością jest taniec.” (Jonathan Caroll) Tańczmy więc! 14 “Nowe Życie Olsztyna” 13 (112) 2013 Świat dziecka Nie cenzurujmy świata dziecka Zwykle o potrzebach naszych dzieci przypominamy sobie z okazji ich urodzin, imienin albo początku wakacji. Tabunami gnamy po sklepach, polując na atrakcyjne upominki. Coraz trudniej zaspokoić wymagania pociechy. Kiedyś wystarczyła lalka, resorak, kolejka, zabawny ciuszek, a nawet bajki do czytania lub obejrzenia. Dziś już nie… Współczesne dzieciaki wolą na prezent gry, odjazdowe ubrania czy ekstrasprzęt audio-video i sportowy. Bywa, że pragnieniem nastolatka jest kurs prawa jazdy oraz własny samochód. Trudno o trafiony prezent dla dziecka. A może… książka? Tylko jaka jest dla dziecka odpowiednia? Córki obcinają sobie pięty Pierwsze, co przychodzi do głowy, to zakup baśni i bajek, choć nawet tu pojawiają się spory. Rzecz dotyczy treści danej opowieści. Coraz częściej wydawcy próbują w nie ingerować. Zwłaszcza polscy usiłują tworzyć parasol ochronny nad dziećmi. Dlatego w znanych skądinąd baśniach wilk nie połyka babci i Czerwonego Kapturka, a BabaJaga nie ląduje w piecu. Ugrzecznione wersje przewidują, że wilk wpycha babcię do szafy, a Czerwony Kapturek ucieka, zaś Małgosia zamyka Babę-Jagę w klatce. Wielu rodziców przystaje na to rozwiązanie, gdyż wydaje się, że stare bajki są zbyt straszne, by proponować je dzieciom. Jest więc zgoda na ingerencję wydawców rezygnujących z podobnego okropieństwa, jak to kiedy ołowiany żołnierzyk z baśni Andersena ginie w ogniu. Nawet historia z „Kopciuszka” Charlesa Perraulta, w której córki macochy obcinają sobie pięty, by wcisnąć stopy w pantofelek, wydaje się rodzicom zbyt makabryczna. Po co narażać pociechę na tak przykre wyobrażenia? – argumentują. Straszne przestrogi – może warto? Psychologowie twierdzą jednak, że izolowanie dziecka od fikcyjnego strachu nie jest dobrą metodą wychowawczą. Strach serwowany w baśniach staje się bowiem edukacyjną przestrogą. Przecież niektórzy rodzce czasem sami gorzej straszą dzieci słowami typu „jak nie zjesz zupki, to ci się przyśnią cygany” lub „jeśli będziesz niegrzeczny, to cię sprzedam”. Natomiast bajki spełniały zawsze dosyć istotną rolę: pokazywały w zakamuflowanej formie, czego malec ma unikać i jak się zachowywać, by nie spotka- ła go krzywda. Uczyły postaw moralnych, odróżniania dobra od zła. Porządnie nastraszone dziecko miało wyciągnąć wnioski i powstrzymać się od podążania za złym przykładem. Konfrontowanie pociech ze strasznymi historiami miało też wyrabiać w nich odwagę. Jednak od niedawna zmieniły się metody wychowawcze. Zamiast pozwolić dzieciom na samodzielne pokonywanie strachu, zaczęto po prostu usuwać jego źródła i na potęgę roztaczać ochronny parasol. Zwolennicy takiego rozwiązania twierdzą, że nawet pojedyncze, przerażające doświadczenie zostawia trwały ślad w psychice dziecka, zaś świadome straszenie nie przynosi korzyści, a wręcz szkodzi. Zło ma kły i pazury Czy warto zatem straszyć swe pociechy? Teraz specjaliści uważają, że tra- dycyjne baśnie nie tylko stanowią przestrogę i wyrabiają odwagę, ale też pozwalają dzieciom na zrozumienie głębszej istoty świata i – co zaskakujące – stwarzają poczucie bezpieczeństwa. W opowieściach dla dzieci przecież zło najczęściej zostaje ukarane. Są oczywiście wyjątki: w baśniach braci Grimm czy Andersena często nie ma podziału na zło i dobro, a bohaterowie kończą smutno niezależnie od swoich zalet. Mimo to znany amerykański ekspert od wychowania Bruno Bettelheim stwierdził, że już samo rozróżnienie na dobro i zło ściągamy z bajek, gdzie w jasny sposób następuje ten podział. Zło jest tam realne, ma kły i pazury, a dobro ujawnia się jako jasne oraz uduchowione. Według Bettelheima dzieciom takie klasyfikacje są potrzebne. Tak rozumiane bajki nie tylko nie są niebezpieczne dla dziecięcej psychiki, ale wręcz kojące. Mogą też pomóc w uleczeniu codziennych, zwykłych strachów. Dziś bajkoterapia to technika stosowana w leczeniu niektórych zaburzeń emocjonalnych. Dzieci wiedzą, że bajka to tylko bajka i – co paradoksalne – bardzo lubią się trochę bać. Rolą rodziców ma być towarzyszenie pociechom w ich strachu, przytulanie czy zakrywanie im oczu, kiedy jest tego potrzeba, bo strach ma wielkie oczy… i dobrze byśmy byli na niego uodpornieni. Warto o tym pamiętać i kupić oryginalną bajkę, zamiast jej ugrzecznionej wersji przypominającej przeżutą papkę. ar region 15 “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013 rzymski Boisko w zieleń wkomponowane Miłośnicy sportu i rekreacji w gminie Dywity mają nowy obiekt sportowy. Kompleks boiskowy Orlik został otwarty w miejscowości Kieźliny. Z tego prezentu najbardziej ucieszyli się uczniowie, którzy rozpoczęli wakacje. Teraz będą mieli gdzie grać. Z godnie z koncepcją upowszechniania sportu i rekreacji powstał plan budowy kompleksu boisk w każdej gminie. Dywity dość długo czekały na swój obiekt. Wreszcie 26 czerwca wójt gminy Jacek Szydło uroczyście przeciął wstęgę. Orlik został oficjalnie otwarty. – Warto było trochę poczekać – powiedział wójt Szydło – chcieliśmy, żeby to boisko służyło wszystkim mieszkańcom gminy przez długie lata. Dlatego z rozwagą wybraliśmy na nie odpowiednie miejsce, ogłosiliśmy przetarg na budowę i zgromadziliśmy odpowiednie fundusze. Teraz możemy korzystać z Orlika do woli – dodał. powstanie tego sportowego kompleksu gmina włożyła wiele trudu. Pomysł na jego budowę wykluł się dość dawno. Drobnymi krokami czyniono kolejne przygotowania do realizacji inwestycji. – Chcieliśmy, żeby obiekt był dostępny dla każdego mieszkańca gminy, dlatego tak wiele pracy włożyliśmy w poszukiwanie odpowiedniej lokalizacji – poinformowała Renata Kaszubska, przewodnicząca Rady Gminy Dywity. – Odwiedziliśmy kilkanaście miejsc zgłoszonych przez poszczególne miejscowości naszej gminy. Wybór padł na Kieźliny. Miejsce inwestycji jest urokliwe, a pozyskaliśmy je od Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej. W pobliżu znajdują się las oraz staw. Zaletą tego położenia jest również to, że do najbliższych domów jest dość daleko, więc gwar czy oświetlenie boisk nie będą przeszkadzały mieszkańcom. A Kieźliny są dobrze skomunikowane z innymi miejscowościami gminy, więc o dojazd nie ma co się martwić – wyjaśniła Renata Kaszubska. rlik w Kieźlinach spełnia wymogi nowoczesności. Znajduje się tutaj boisko do piłki nożnej oraz wielofunkcyjne z możliwością gry w siatkówkę i koszykówkę. Uzupełnieniem jest budynek, w którym mieszczą się szatnie oraz sanitariaty. Obiekt jest oświetlony, więc można z niego korzystać po zachodzie słońca. – Budowa kompleksu pochłonęła kwotę 1,49 mln złotych – oświadczył wójt. – Po 333 tysiące otrzymaliśmy od samorządu województwa oraz Ministerstwa Sportu i Turystyki. Kolejne 300 tys. pozyskaliśmy z unijnego Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich, które pomogła nam zdobyć Lokalna Grupa Działania „Warmiński Zakątek”. Pozostała kwota pochodzi z budżetu gminy. Na uroczystość otwarcia Orlika przybyli przedstawiciele gminy i wielu zaproszo- – stwierdziła Beata Czepanko, mieszkanka Kieźlin. adowoleni z nowych boisk byli także chłopcy, którzy rozegrali pokazowy mecz piłkarski. – Boisko jest bardzo dobrze zrobione. Wspaniale się na nim gra. Wreszcie nie musimy jeździć do Olsztyna. Tutaj w wolnym czasie będzie przychodziło ponad dwudziestu chłopaków – dodał Arkadiusz Kulas, uczeń Zespołu Szkół w Dywitach. mina Dywity realizuje swój pomysł na miejsce przyjazne mieszkańcom. Priorytetem jest zapewnienie społeczności jak najlepszych warunków egzystencji. Coraz większe na- Z G W O kę nożną. Już widzę, jak po szkole rzuca tornister w kąt i biegnie na Orlika. Poza tym widzę tutaj duże możliwości integracji środowiska. Obok boisk są placyk, scena, gdzie można nych gości, którzy przyczynili się do powstania obiektu. Kompleks sportowy poświęcił miejscowy proboszcz Piotr Gryz. Po oficjalnych przemówieniach odbył się krótki występ artystyczny dzieci z przedszkoli gminy Dywity, a następnie pokaz sztuk walki i mecz piłkarski, w którym zmierzyły się drużyny Zespołów Szkół w Dywitach i Tuławkach. Wśród gości znalazł się znakomity zawodnik MMA Mamed Chalidow, który od pewnego czasu jest mieszkańcem Kieźlin. – To wspaniała i potrzebna inwestycja – powiedział o Orliku – dzięki temu mieszkańcy gminy bę- dą mieli gdzie aktywnie spędzać wolny czas. Ja do Orlika mam kilkaset metrów. Jak go zobaczyłem, to aż chciało mi się zagrać, chociaż za piłką nożną nie przepadam. Może rozegramy tu mecz między zawodnikami MMA a mieszkańcami Kieźlin? Na macie nie daliby nam rady, ale na boisku mogą nam dokopać – dodał z uśmiechem Chalidow. a uroczystości otwarcia Orlika pojawiło się także wielu mieszkańców gminy. Nie ukrywali zadowolenia z prezentu, jaki otrzymali. N – Wreszcie dzieci będą miały gdzie grać. Mam syna, który uwielbia pił- organizować festyny, pikniki i wszystko połączyć z zawodami sportowymi kłady idą na rozwój edukacji oraz sportu i rekreacji. – Powiększyliśmy obiekty przedszkolne. W gminie mamy trzy przedszkola publiczne i jedno prywatne. Rozwijamy bazę szkół. Staramy się powiększać infrastrukturę sportową. Orlik jest jednym z przykładów naszych działań. Dysponujemy kompleksem boiskowym przy Zespole Szkół w Dywitach, stadionem lekkoatletycznym, który zamierzamy zmodernizować, i trawiastymi boiskami w prawie każdej miejscowości. Co roku wspieramy gminne stowarzyszenia, w tym sportowe, kwotą 300 tys. złotych. Organizujemy zawody sportowo-rekreacyjne oraz wiele innych imprez mających na celu integrację mieszkańców naszej gminy – powiedział Jacek Szydło. WAD (r) 16 świat dziecka “Nowe Życie Olsztyna” 12 (111) 2013 Janusz Korczak i dzieci C hociaż nie są to czasy odległe, dokładna data urodzenia Henryka Goldszmita – bo tak brzmi jego prawdziwe imię i nazwisko – jest trudna do ustalenia. Winny tego zamieszania jest ojciec, który zaniedbał sprawy metrykalne. Tak więc Janusz Korczak przyszedł na świat 22 lipca 1878 lub 1879 roku w warszawskiej rodzinie zamożnego adwokata pochodzenia żydowskiego. Uczeń korepetytor Jego dzieciństwo przebiegało początkowo spokojnie, lecz dramatyczny zwrot nastąpił po śmierci ojca. Trudne warunki materialne spowodowały, że już jako uczeń gimnazjum udzielał korepetycji, aby pomóc swojej rodzinie. Być może to było powodem jego zainteresowania warunkami bytowymi dzieci z ubogich rodzin. Zaczął działać społecznie w Warszawskim Towarzystwie Dobroczynności. Po skończeniu medycyny na Uniwersytecie Warszawskim pracował jako pediatra w szpitalu dziecięcym. Zasłynął z tego, że biednych leczył za darmo. Żadne dziecko nie jest sierotą Już w czasie studiów Janusz Korczak współpracował z licznymi czasopismami i zaczął pisać swoją pierwszą powieść zatytułowaną „Dzieci ulicy”. Wziął udział w konkursie na sztukę teatralną, podpisując się jako Janasz Korczak. Błąd zecera, który zamienił imię Janasz na Janusz, spowodował, że tak właśnie brzmi jego pseudonim, którym posługiwał się do końca życia. Współpracował też z Polskim Radiem, w którym wygłaszał pogadanki dla dzieci i czytał swoje prace literackie. Po siedmiu latach pracy w szpitalu zrezygnował z posady, a został dyrektorem Domu Sierot w Warszawie i zamieszkał z dziećmi. Miał wtedy 34 lata. Ta praca pomogła mu w badaniach nad psychiką dzieci i pozwoliła wypracować autorski system wychowawczy. W październiku 1926 roku założył „Mały Przegląd”, jedno z pierwszych (prawdopodobnie na świecie) pism dla dzieci i młodzieży, redagowane przez młodych czytelników. Było ono bezpłatne i ukazywało się do wybuchu drugiej wojny światowej. Nie opuszczę getta bez nich We wrześniu 1939 roku Janusz Korczak miał już ponad 60 lat. Nie został powołany do wojska, ale włączył się fot. Wikipedia.org (3) Gdy mowa o osobie, która szczególnie kochała dzieci i może uchodzić za ich patrona, od razu na usta ciśnie się postać Janusza Korczaka. W pamięci wielu z nas pozostał jako autor jednej z najpiękniejszych książek dla najmłodszych „Król Maciuś Pierwszy”. Ale nie tylko dlatego poruszył nasze serce. do cywilnej obrony Warszawy i opiekował się sierotami wojennymi. W okupowanej stolicy nosił cały czas polski mundur i nie nałożył opaski z gwiazdą Dawida. Był za to aresztowany i uwięzio- ny. Po kilku miesiącach został wykupiony przez byłych wychowanków. Kiedy Dom Sierot przeniesiono do getta, walczył o finanse na jego utrzymanie. Często było to możliwe tylko poprzez jałmużnę. Pomimo wszystko organizował tajne nauczanie i nie zaniedbywał działalności kulturalno-oświatowej, organizując na przykład inscenizacje bajek dla dzieci. Znajomi i przyjaciele wielokrotnie próbowali wyprowadzić Korczaka poza mury getta. Nigdy jednak nie zgodził się na zostawienie tam swoich podopiecznych. Zastanawiał się za to nad popełnieniem samobójstwa lub nad bardziej humanitarną śmiercią niż komora gazowa dla małoletnich dzieci oraz osób starszych. W rocznicę jego urodzin, 22 lipca 1942 roku, rozpoczęła się akcja likwidacji warszawskiego getta. Warto wiedzieć Nasza ostatnia droga Niecałe dwa tygodnie później hitlerowcy wyprowadzili z getta wszystkich współpracowników i wychowanków Domu Sierot. Razem ponad dwieście osób. Pochód, na którego czele szedł Janusz Korczak z najmłodszym dzieckiem na rękach, udał się na rampę kolejową, skąd w wagonach bydlęcych wywieziono wszystkich do obozu zagłady w Treblince. Każde dziecko zabrało ze sobą ulubioną zabawkę lub książkę. Jedno z dzieci grało na skrzypcach, inne niosło flagę Króla Maciusia Pierwszego (bohatera jednej z powieści Korczaka) – zielony sztandar nadziei. Z analizy historyków wynika, że niektóre z nich mogły być świadome swojego losu i w ten sposób godnie szły na śmierć. Dla upamiętnienia ich męczeńskiej śmierci na terenie byłego obozu w Treblince stoi pamiątkowy kamień z napisem „Janusz Korczak (Henryk Goldszmit) I DZIECI”. Andrzej Zb. Brzozowski – Janusz Korczak był znany jako Stary Doktor lub Pan Doktor. Był także pionierem w resocjalizacji nieletnich i opieki nad dziećmi trudnymi. – Andrzej Wajda zrealizował w 1990 roku film „Korczak”, poświęcony losom i działalności Janusza Korczaka. – Sekretarzem i współpracownikiem Janusza Korczaka był późniejszy znany pisarz Igor Newerly. – W 1979 roku została ufundowana Międzynarodowa Nagroda Literacka im. Janusza Korczaka za twórczość literacką dla dzieci i prace pedagogiczne. – W Olsztynie mamy ulicę poświęconą Januszowi Korczakowi, leży ona na osiedlu Podgrodzie i łączy ulicę Walentego Barczewskiego z ulicą Mariana Gotowca. Kurtyna w górę 17 “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (113) 2013 Mirosław Dublan – osobiście nie lubię coverów ART ROCK to legendarny olsztyński zespół rockowy, założony w 1980 roku przez studentów Akademii Rolniczo-Technicznej. Był jednym z czołowych przedstawicieli nurtu Muzyki Młodej Generacji. Utwory zespołu trafiały na listy przebojów „Polskiego Radia”, „Lata z Radiem” i „Panoramy”. Po latach przerwy, ku uciesze fanów ART ROCK powrócił na rockową scenę. O historii i planach grupy rozmawiam z jej charyzmatycznym wokalistą. Dla fanów muzyki swojego pokolenia jesteście żywą legendą olsztyńskiego rocka. Czy do dzisiejszej młodzieży przemawia taka muzyka? Nie mieliśmy możliwości zaprezentowania się młodzieży. Staraliśmy się o zagranie koncertu na ,,Kortowiadzie”, ale organizator nie przyjął naszej propozycji. To trochę przykre, że odmówiono nam (milczeniem) występu w miejscu najważniejszym dla nas. Jestem trochę sceptycznie ustawiony do pochwał adresowanych pod naszym adresem. Liczą się fakty. Faktem jest spontaniczny odbiór naszych dźwięków właśnie przez młodych ludzi na koncercie w ,,Grawitacji”. Odnotował to reportaż internetowej TV Kortowo. W nazwie ART Rock zawiera się tylko nazwa dawnej uczelni czy może nazwa ta jest także wyznacznikiem popularnego gatunku muzyki rockowej? Tak właśnie się zaczęło. Pierwsze poszukiwania oparte tylko o muzykę instrumentalną zahaczały o kierunek art i jazz rock. Kiedyś po wykładzie w auli Gotowca usiadłem do stojącego tam pianina i coś zaśpiewałem. Za ścianą była kanciapa zespołu ART ROCK. Usłyszał mnie Leszek Domagała, perkusista i menadżer zespołu. Walił w ścianę i wołał, żebym został tam, gdzie jestem. Zaprosił mnie na próbę i już wiedzieliśmy, co mamy grać. Tak z kierunku art został tylko skrót uczelni. Chcieliśmy to zmienić, ale było za późno, byliśmy już rozpoznawalni. W latach 80. byliście jednym z czołowych zespołów tzw. Muzyki Młodej Generacji, jednak nie doczekaliście się wydania płyty w tamtych czasach? Tak jak wiele innych zespołów. Dzisiaj to się w gło- Jest to nowe brzmienie czy sięgacie do początków, swoich korzeni? wie nie mieści, ale wtedy w Polsce była tylko jedna wytwórnia płyt. Dzisiaj słowo ,,wytwórnia” brzmi archaicznie. Studio nagraniowe może być u pana Edzia w piwnicy. W tym względzie jest wolność i technologia. Wtedy przed wejściem do studia teksty przechodziły albo nie przechodziły przez cenzora. Co było powodem zakończenia tak wspaniale zapowiadającej się kariery zespołu? Na to pytanie powinni odpowiedzieć moi koledzy, ponieważ ja opuściłem zespół zaraz po ukończeniu studiów. Rynek muzyczny działał spontanicznie, co w rzeczywistości oznacza: chaotycznie. Założyłem rodzinę i musiałem na nią zarabiać. To była piękna przygoda w okresie studiów. ART ROCK dzia- łał jeszcze jakiś czas, ale mnie tam nie było. W latach dziewięćdziesiątych przypomnieliśmy o sobie i z dystansu czasu zaczęliśmy doceniać te niezwykłe zdarzenia, jakie nas wtedy spotkały. W 2010 roku zespół wznowił działalność. Kto wpadł na pomysł ponownego wspólnego grania? Zawdzięczamy to Marcinowi Jakobsonowi oraz wytwórni płyt Metal Mind Productions. Marcin zrobił naprawdę wiele, żeby ocalić od zapomnienia Muzykę Młodej Generacji. Mury komuny były drążone ze wszystkich stron i MMG miała w tym swój udział. Po ukazaniu się płyty postanowiliśmy zagrać koncert. Przygotowywaliśmy się do niego przez cały rok. Gramy w większości stare utwory na instrumentach nieosiągalnych w tamtym czasie. Brzmienie określają możliwości technologiczne. Wtedy podłoga dla gitarzysty oznaczała deski, na których stał, dzisiaj to słowo oznacza zupełnie coś innego. Staramy się zachować klimat tych utworów, nie chcemy rozczarować naszych fanów, którzy oczekują wspomnienia tamtego klimatu. Jak przyjęła Was publiczność po tylu latach przerwy? Pierwszy koncert odbył się w Klubie ,, Grawitacja” 28 grudnia 2010 r. Na dworze -24 stopnie mrozu, a klub wypełniony po brzegi. Przyjęto na fantastycznie. Dla nas był to piękny dzień. Na koncercie były takie giganty rocka jak Piotr Wiwczarek – VADER i Krzysiek Jaworski – HARLEM. Kto aktualnie gra w ART Rocku, bo chyba nie udało się powrócić do oryginalnego składu? W składzie miejsce perkusisty Leszka Domagały wypełnił Adam Grzelak. Jest to młody, w pełni profesjonalny, wykształcony w tym kierunku muzyk. Pozostały skład bez zmian, a więc Krzysiek Zawistowski gitara, Andrzej Dondalski bas i Mirek Dublan wokal. Wydana w 2008 roku płyta „Upiorne tango” zawiera archiwalne nagrania ART Rocka. Czy planujecie wydać jakiś nowy materiał? Materiał jest już gotowy. Jest to jedenaście utworów nagranych w Radio Olsztyn. Są to utwory z lat 80. uzupełnione kompozycjami powstałymi w późniejszym czasie. Teksty do tych utworów napisałem teraz. Dzisiejsza rockowa młodzież, co słychać w olsztyńskich pubach, często sięga po covery. Czy tak trudno jest napisać oryginalny, przebojowy rockowy numer, bo Wam się to udawało? Osobiście nie lubię coverów, ale czasem jesteśmy zmuszeni do ich przygotowania, np. przez organizatora koncertu. W tej zabawie, bo tak traktujemy naszą obecność i aktywność artystyczną, tworzenie i pisanie nowych utworów to największa frajda i radocha. Już nie mogę doczekać się nowych projektów. Dziękuję za rozmowę Andrzej Zb. Brzozowski 18 “Nowe Życie Olsztyna” 13 (113) 2013 turystyka Jak zaplanować udany urlop Pierwsze i najważniejsze kryterium to cena imprezy. To tu pojawia się pytanie: być czy mieć? Za małe pieniądze dostaniemy małą ofertę. Jeśli wybieramy ją świadomie, to wyrażamy na to zgodę. Jeżeli jednak chcemy się pławić w luksusie, to musimy za to zapłacić stosownie dużo. Planując zwiedzanie, wybieramy BB (pobyt ze śniadaniem) lub HB (pobyt, śniadanie i obiadokolacja). Jedzenie kupujemy po drodze w trakcie wycieczek. To także szansa na poznanie kuchni regionalnych. Nie wszyscy są zapalonymi podróżnikami, dlatego pozostali, szczególnie ci oczekujący pięknego słońca, ciepłej wody i plażowania, powinni zdecydować się na opcję all inclusive. To oznacza posiłki w restauracji hotelowej, napoje alkoholowe i bezalkoholowe w cenie imprezy. W krajach południowych, nawet jak mamy wykupione all inclusive, to proponuję przyzwyczaić się do dawania napiwków, taki tam zwyczaj. Wtedy kelner znajdzie dla nas najlepsze napoje i przekąski. Przeczytajmy uważnie ofertę, którą chcemy kupić. Często turyści nawet nie wiedzą, do jakiego hotelu jadą, co w cenie pobytu im się należy. i nie będą dostosowywać się do naszych wymagań. Wśród trzyi czterogwiazdkowych znajdziemy dobre oferty, lecz uważajmy na najtańsze opcje. Hotele pięciogwiazdkowe dają nam gwarancję znakomitej oferty i w tym przypadku mamy dwa rodzaje pokoi: standardowe i lepsze, na przykład z widokiem na morze lub góry. Podczas wyjazdu sylwestrowego do Berlina turyści nastawili się na zwiedzanie muzeów i miasta, a nie na zabawę. A w ofercie organizator zaznaczył: „w miarę możliwości dla chętnych zwiedzanie muzeów”. Jeśli chcemy zwiedzać, to trzeba wybrać wycieczkę, w której jest napisane konkretnie „zwiedzanie z przewodnikiem”. Ceny wycieczek z przewodnikiem lokalnym są wyższe od standardowych. W większości zabytkowych miejsc w Pol- sce i na świecie jest obowiązek zwiedzania z przewodnikiem lokalnym, a oprowadzanie bez uprawnień kosztuje wysoki mandat, nawet utratę licencji pilota. Najlepiej razem z towarzyszem wycieczki odpowiedzieć sobie: czy zgadzamy się na kiepskie warunki lokalowe i żywieniowe, ponieważ odpowiada nam cena? Kiedy w tym samym regionie mamy do wyboru kilka hoteli o podobnym standardzie, wtedy możemy przypuszczać, że jest coś na rzeczy z tymi oferującymi niższą cenę. Stare hotele są najtańsze, po remoncie cena jest średnia, a za nowe najwyższa. Jedzenie zwykle okazuje się dostosowane do poziomu danego ośrodka. W tych słabych pracownicy i właściciele wiedzą, że cena za pobyt jest adekwatna do oferowanych usług W wyborze wycieczki warto też wziąć pod uwagę, jak właściwie usytuowany jest hotel. Młodzi potrzebują lokum w centrum lub tuż obok dyskotek, klubów, restauracji czy barów. Starsi, pragnący spokoju szukają hoteli leżących na uboczu. Niestety i jedni, i drudzy zapominają to sprawdzić, potem składają reklamacje do biur, że było za cicho lub za głośno. Musimy wiedzieć, że hotele położone w centrum miasteczek albo tuż przy plaży będą narażone na odgłosy z pobliskich barów, dyskotek albo prze- jeżdżających samochodów. Hotele leżące na stokach gór dają nam zimą możliwość szybkiego znalezienia się na wyciągu, ale mają najczęściej utrudnioną drogę dojazdu lub są zupełnie odcięte od sklepów, barów i innych atrakcji. Jeśli są to hotele najmniej czterogwiazdkowe, to mamy szansę na wieczorne animacje, basen, saunę. W hotelach tanich, czyli dwu- i trzygwiazdkowych, możemy tylko wcześnie chodzić spać lub pograć ze znajomymi w karty. I to tylko gdy je ze sobą mamy. Ubezpieczenia, które proponują nam biura podróży, są podstawową, najtańszą ofertą. Warto na każdy wyjazd zabierać ze sobą europejską kartę NFZ, jest ona honorowana w krajach Unii Europejskiej. Dobrze też wykupić dodatkowe ubezpieczenia, ich wybór jest duży. Zimą czy latem – zawsze jesteśmy narażeni na jakieś dolegliwości albo wypadki. Potrzebne jest jeszcze ubezpieczenie OC od odpowiedzialności cywilnej. Przecież w każdej chwili my komuś lub ktoś nam może wyrządzić jakąś szkodę, miejmy zatem zagwarantowaną ochronę i wsparcie prawników. Izabella Fraszczyk Przygody Jacusia Wędrowniczka 19 “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013 Kukułeczka kuka, czyli nasza wyprawa na Ukrainę Kukułeczka kuka, gniazdka sobie szuka – to słowa bardzo popularnej piosenki ludowej z repertuaru znanego polskiego zespołu „Mazowsze”, zaś ja, jeżdżąc po drogach Krymu, nuciłem sobie co jakiś czas tę piękną melodię. To bardzo denerwowało moje towarzyszki podróży: żonę Anię i naszą koleżankę Tereskę. – Co tak kukasz i kukasz?! Już byś nucił coś innego, na przykład: „Hej przyleciał ptaszek” – ironizowały. A ja, śmiejąc się, odpowiedziałem: pojedziemy do Jaskółczego Gniazda. – A co to w Polsce nie mamy jaskółek? – dalej nabijały się ze mnie. Spokojnie im wtedy wyjaśniłem, że to jest piękny zameczek stojący na skalnym urwisku. Bardzo urokliwy. Ta efektownie położona i oryginalnie wykonana budowla jest architektonicznym symbolem Krymu, choć przez niektórych uważana za marny kicz. Jaskółcze Gniazdo pełne uroku Zameczek został zaprojektowany i zbudowany w 1912 roku w stylu neogotyckim na zamówienie bakijskiego przemysłowca barona Sztiejngelja. Zafundował go swojej ukochanej, a przebywał w nim prawdopodobnie tylko pół roku. Potem budowlę sprzedał i Zamek Miłości (pierwotna nazwa) został zmieniony w restaurację, która do tej pory mieści się w jego wnętrzu. Można też wynająć pokój, ale jest bardzo drogo. My odwiedziliśmy Jaskółcze Gniazdo, bo leży w miejscowości Gaspara niedaleko Jałty, celu naszej podróży. Opowiadając o tej unikalnej konstrukcji moim towarzyszkom, skręciłem z głównej drogi na boczną, prowadzącą do nadmorskiego kurortu. Podążając krętą górską drogą, ledwie widzieliśmy piękny zameczek przyklejony do skalnej ściany właśnie niczym jaskółcze gniazdo. Sam się zacząłem zastanawiać, jak on został na tym urwisku wybudowany. Byłem bardzo mądry, bo przed wyprawą na Krym poczytałem trochę przewodników i książek historycznych, w których opisano dzieje oraz najciekawsze zabytki tej pięknej krainy. Na przykład dowiedziałem się, że krymscy Tatarzy najeżdżali polskie ziemie, że Rosjanie zdobyli Krym, a w 1954 roku władza radziecka wspaniałomyślnie przekazała Krym Ukraińskiej Republice Ludowej. Tak rozmawiając o dziejach tego miejsca oraz Jaskółczego Gniazda, dojechaliśmy do parkingu, na którym mogliśmy zostawić samochód i pójść spacerkiem do tej pięknej budowli. Tylko dla wybrańców Było bardzo gorąco. Temperatura dochodziła do 40 stopni w cieniu, a na słońcu było chyba z 60. Niemalże nie mieliśmy czym oddychać, bo wiatru jak na lekarstwo. Jak patrzyliśmy z parkingu, to wydawało nam się, że do pałacyku jest bardzo blisko. Oczywiście w linii prostej tak było, ale lądem w taki upał to była droga przez mękę. Okazało się, że mamy do pokonania ponad 450 schodów w dół i około 200 w górę. Gdy na początku szliśmy chodnikiem obok kawiarenek i straganów, nie było najgorzej. Jedliśmy lody i piliśmy zimną wodę mineralną. Na zameczek dotarliśmy lekko zgrzani po godzinie, bo więcej stopni prowadziło w dół niż w górę. Widok był piękny, a pałacyk jak z bajki. Filigranowy, nieduży. Na parterze dwa saloniki i na górze chyba dwie sypialnie. Z tarasów wspania- ły widok na Morze Czarne oraz skały urwiska. Kubatura tego niespotykanego obiektu, sprawiającego wrażenie bardzo bogatego, nie większa niż średniej wielkości wilii. Przyglądając się skale, na której stał zameczek, zauważyłem, że jest on przyklejony do lądu potężną betonową plombą. Dowiedziałem się, że podczas wielkiego trzęsienia ziemi w 1927 roku dostęp do zamku został odcięty, zawaliła się część skały, a także dekoracyjne blanki czy szpice budowli, ale na szczęście udało się urwisko skleić ze skalistym nabrzeżem. Obejrzeliśmy przez okno wnętrze ekskluzywnej restauracji, jednak na posiłek w jej pięknych wnętrzach nie mieliśmy pie- niędzy. Na przykład w przełożeniu na nasze pieniądze najtańsza kawa kosztowałaby 18 złotych. Zapytałem kelnerów, kto tu się stołuje. Śmiejąc się, odpowiedzieli, że rosyjscy biznesmeni. Nie ma odwrotu Po zrobieniu kilku zdjęć postanowiliśmy wrócić do samochodu. Z góry zeszliśmy bez problemu, chociaż upał wyciskał z nas siódme poty. Gorzej było na schodach wiodących pod górę. W połowie drogi nie mieliśmy już sił, ale najgorsze przyszło po następnych 50 stopniach. Na podeście Tereska zachwiała się i osunęła na gorącą kamienną posadzkę. Zapomniałem o zmęczeniu. Wspólnie z Anią przenieśliśmy koleżankę na stojącą w cieniu ławkę, a sam prawie biegiem pokonałem schody. Na górze kupiłem pięciolitrową butlę wody mineralnej. Zbiegłem do kobiet. Zrobiłem Teresce kompres na kark i głowę. Przy okazji sobie i Anusi. Po kilku minutach Tereska odzyskała przytomność. Posiedzieliśmy jeszcze kilka minut, popijając chłodną wodę i robiąc sobie kompresy. Potem zmoczyliśmy głowy i powoli zaczęliśmy wspinać się na górę. Namęczyliśmy się, ale było warto, bo chociaż architekci traktują Jaskółcze Gniazdo jak kicz, to naprawdę jest ono piękne i warte obejrzenia. Żeby nie narażać się na drogę przez mękę, proponuję do podnóża skały dopłynąć statkiem z Jałty, bo z portu na szczyt jest już niedaleko. Jacek Panas 20 prawo “Nowe Życie Olsztyna” 13 (112) 2013 Stronę przygotował Mirosław Rogalski fot. Sxc.hu Kto daje i odbiera... Wysokie płoty tato grodził… W tej sprawie wielkie znaczenie ma sąsiedzka zgoda. Doświadczenie podpowiada, że dobrze jest, gdy odbywa się za obopólnym porozumieniem. Jeszcze lepiej, gdy stawiamy płot wspólnie i zgodnie partycypujemy w kosztach, unikając argumentu, że ogrodzenie oszpeciło otoczenie. Płot bowiem – w myśl prawa – jest wspólną własnością sąsiadów. Oznacza to, że obie strony są zobowiązane do utrzymania ogrodzenia w należytym stanie i wspólnie ponosić tego koszty. Jeśli zgody nie ma? Tylko ten właściciel, który sam się wykosztował, sam płot wybudował i o niego dbał, ma prawo do jego rozebrania. Druga strona nie ma wówczas nic do gadania. A zatem nie da się ukryć, że zgoda i porozumienie są bardziej opłacalne od wędrówki po sądach. O dbierający darowiznę nie musi trafić do piekła, ale do sądu... czemu nie? Dotyczy to różnych sytuacji życiowych. Oto jedno z rodziców przepisało jedynemu synowi mieszkanie w darowiźnie za dożywotnią pomoc i opiekę. Syn jednak po czasie przestał spełniać warunki umowy. Czy można w tej sytuacji cofnąć podjętą decyzję? Można, pamiętając o pewnych zasadach. Otóż obdarowanemu wypada to oficjalnie uświadomić. W tym celu należy na piśmie poinformo- wać o podjętym zamierzeniu i wskazać przyczynę cofnięcia darowizny. Najlepiej uczynić to listem poleconym za zwrotnym potwierdzeniem odbioru. Samo pismo sprawy nie załatwia. Następnym krokiem powinna być wizyta z obdarowanym u notariusza i oficjalne przeniesienie prawa własności. Jeśli obdarowany nie zechce stawić się w kancelarii notarialnej i dobrowolnie zwrócić darowizny, to pozostaje droga sądowa. To wszystko może potrwać i spowodować mniejsze lub większe tarapaty... Etat na emeryturze S ą szczęśliwcy, którym pracodawca proponuje, by po osiągnięciu wieku emerytalnego nadal u niego pracowali. W świetle obowiązujących u nas zasad jest to możliwe po spełnieniu pewnych warunków: trzeba rozwiązać umowę o pracę, uzyskać w ZUS-ie prawo do emerytalnego świadczenia, przejść na emeryturę (choćby na jeden dzień) i dopiero wówczas ponownie zatrudnić się u byłego pracodawcy. Nowa umowa o pracę może różnić się od poprzedniej, tej sprzed emerytury. Ważne są szczegóły, które wypada, najlepiej wcześniej, uzgodnić pomiędzy pracodawcą, a nadal mającym zamiar pracować emerytem. naczej sprawy mają się u osób, które przeszły na wcześniejszą emeryturę. Wówczas obowiązuje limit średniego miesięcznego wynagrodzenia. Jego przekroczenie skutkuje zawieszeniem emerytury. Trzeba wówczas rozważyć, co się bardziej opłaca. I Płacz i mandat płać M andat to nie jest przyjemna sprawa. Nie wypada jednak wrzucać go do szuflady i o nim zapominać. Niezapłacenie kary może mieć konsekwencje. Odmowa przyjęcia mandatu (jeśli uważamy, że jesteśmy niewinni) lub odmowa podpisania go (w sytuacji kiedy przyznajemy się do naruszenia przepisów ruchu drogowego, a nie zgadzamy się z wysokością kary wymierzonej przez policjanta) powoduje rozstrzyganie sprawy przez sąd. Proces może potrwać, a zasądzona kara może być wyższa od wymierzonej przez funkcjonariusza. Do tego dochodzą koszty postępowania sądowego. Dlatego odmawiamy przyjęcia mandatu tylko wtedy, gdy jesteśmy pewni swej racji. andat, z którym się zgadzamy opłacamy w ciągu 7 dni. Jeżeli tak się nie stanie, grozi nam postępowanie egzekucyjne. Sprawę przejmuje Urząd Skarbowy i może w tym celu skorzy- M stać z różnych możliwości. Zazwyczaj ściąga grzywnę z nadpłaty podatku dochodowego osoby, która popełniła wykroczenie lub zajmuje inne źródła dochodu – zasiłek, rentę, emeryturę lub część pensji. W najgorszym przypadku istnieje możliwość zajęcia środków znajdujących się na koncie. rząd skarbowy nie ma obowiązku informowania o zajęciu środków, może więc swą decyzją nas zaskoczyć. Środkiem ostatecznym jest wysłanie do ukaranego obywatela poborcy podatkowego. Zaproponuje polubowne załatwienie sprawy (opłacenie mandatu i kosztów egzekucji) lub okaże upoważnienie do zajęcia mienia – samochodu, dzieł sztuki, telewizora lub komputera. Nie ma co liczyć na przedawnienie i uniknięcie kary. Takie sytuacje zdarzają się niezwykle rzadko. Urząd na wszelkie czynności ma 3 lata i terminów zwykle pilnuje. U dom “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013 21 Niebawem koniec ulgi budowlanej Rząd planuje uchylić ustawę o zwrocie osobom fizycznym niektórych wydatków związanych z budownictwem mieszkaniowym. Ulga ta polega na zwrocie części podatku VAT zapłaconego za materiały budowlane. Ustawa 29 sierpnia 2005 roku miała łagodzić skutki zwiększenia stawek podatkowych VAT z 7 do 22% (obecnie z 8 do 23%) po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Pierwotnie miała obowiązywać przez pierwsze dwa lata, ale obowiązuje nadal. Przewiduje się jej wygaszenie z końcem bieżącego roku. Oszczędności z tego tytułu zasilą kolejny program wsparcia budownictwa – Mieszkanie dla Młodych. W ciąż jeszcze obowiązujący program jest skierowany do osób remontujących własne mieszkanie lub budujących dom. Obejmuje jedynie osoby fizyczne mające prawo do nieruchomości. Chcąc ubiegać się o zwrot VAT, musimy posiadać faktury. Uldze podlegają materiały, które przed wejściem Polski do Unii Eu- ropejskiej były objęte niższym podatkiem VAT, a po wejściu podniesiono podatek do 22% (obecnie do 23%). To na przykład drzwi, okna, dachówki, tapety, wapno, cement, płytki ceramiczne, ale zwrot nie obejmuje już np. farb, lakierów, gwoździ. Szczegółowy wykaz materiałów, za które możemy otrzymać zwrot części podatku VAT, znajdziemy na stronie www.transport.gov.pl. Jak to się ma w praktyce? W przypadku remontu moż- na odzyskać nawet 15 000 złotych zapłaconego podatku. W przypadku budowy domów jest to kwota znacznie wyższa i sięga sumy około 35 000 złotych. Gra jest więc warta świeczki. Limity do zwrotu podatku VAT określa się na podstawie ceny 1 m2 powierzchni użytkowej budynku mieszkalnego, ogłaszanej przez prezesa GUS. Co kwartał są one inne, obecnie coraz niższe. Nie ma konieczności występowania o zwrot jednorazowo. Można wnioskować wielokrotnie, przy czym nie częściej niż raz na rok. Limity przysługują do wykorzystania w ciągu 5 lat od złożenia wniosku. Po 5 latach ponownie można złożyć wniosek i przez kolejne 5 lat korzystać z odliczeń. By móc jeszcze skorzystać z ulgi, należy złożyć w swoim urzędzie skarbowym wniosek VZM-1. Po złożeniu tego dokumentu w 2013 roku mamy prawo do odliczeń do końca 2018 roku. Ci, którzy złożyli wniosek np. w 2011 roku, mają prawo do odliczeń do 2017 roku. Wszyscy, którzy złożyli stosowne wnioski do urzędu skarbowego, przez kolejne 5 lat korzystają z prawa nabytego i mogą odliczyć podatek VAT. Najlepiej więc zastanowić się, czy warto jeszcze skorzystać z dopłat. Należy przeanalizować własne potrzeby remontowe i budowlane, ponieważ taka szansa na ulgi może się już nie powtórzyć. Wybór jest prosty: dziś drzwi kosztują np. 500 złotych, ale dla niektórych mogą kosztować tylko ok. 430 złotych (po uwzględnieniu ulgi). Ulga ta miała spełniać wyłącznie rolę łagodnego przejścia związanego ze wzrostem podatku VAT na materiały budowlane. Jeste- śmy już ponad 9 lat w Unii Europejskiej i ustawa obowiązuje od 7 lat. To wystarczająco długi czas, by ustawa spełniła swoje cele. Z drugiej strony beneficjentami ustawy był szeroki profil społeczeństwa. Ustawodawcy argumentują wygaszenie tej ustawy koniecznością wprowadzenia kolejnego systemu dopłat – Miesz- kanie dla Młodych. Jakby jednak nie patrzeć, MdM będzie programem skierowanym do znacznie węższej grupy społecznej. Istnieje jeszcze nadzieja, że ulga budowlana zostanie z nami na kolejne lata – w czerwcu 2013 roku odbyła się debata na temat wprowadzenia nowego programu i wygaszenia ulgi. W kuluarach mówi się, że rząd nie znajdzie w sejmie większości, która poprze likwidację programu zwrotu części VAT. Zobaczymy. Krzysztof Rzymski 22 “Nowe Życie Olsztyna” 13 (112) 2013 drinki świata Dziś w swoich morskich podróżach chciałbym zabrać miłe Panie na grecką wyspę Mykonos. To urocze miejsce jest położone na Morzu Egejskim i należy do archipelagu Cyklady. Czeka tu na turystów wiele atrakcji, rozwinięta baza hotelowa i oczywiście pyszne kawy, których sekret przyrządzania chętnie Państwu zdradzę. Kelner! Kawę na ochłodę Tyle dla ducha i oka, teraz coś dla ciała. Skoro mowa o gorącej Grecji, to chciałbym polecić coś na ochłodę. Tradycją grecką stało się picie w ciągu dnia dużych ilości mrożonej kawy, przyrządzanej obecnie na bazie kawy rozpuszczalnej. Typową kawę frappe Grecy przygotowują w wysokiej szklance, wsypując 1 łyżeczkę kawy i 2 cukru, dodają około 30-50 ml zimnej wody i pienią przy pomocy małego miksera. Po uzyskaniu gęstej piany dopełniają szklankę do połowy zimną wodą, po czym uzupełniają równie schłodzonym mlekiem. Picie kawy w zwyczajach greckich jest uzależnione od pory dnia: rano pija się małą mocną, podobną do włoskiej espresso, z mnóstwem cukru. Popołudniami po godz. 17 można zamówić każdy rodzaj kawy: espresso, doppio, cappuccino… na co tylko przyjdzie nam ochota. Próbując zamówić popołudniem kawę na gorąco, bądźmy pewni, że każdy Grek popuka się w głowę i zaproponuje nam kawę mrożoną. Wieczorem jednak warto spróbować pysznej gorącej greckiej kawy. Jak przyrządzić kawę po grecku? fot. Wikipedia.org Podpływając do brzegu, już z daleka widzimy robiące niesamowite wrażenie domy, które w pełnym słońcu oślepiają swoją bielą, dając poczucie czystości i świeżości, a w zestawieniu z błękitem wody tworzą bajkowe obrazki. Każdy, kto tu trafi, od pierwszych chwil poczuje niepowtarzalną atmosferę miejsca, w którym będzie nie jak turysta przybywający z obcego kraju, ale jak mieszkaniec wyspy. Lokalni Grecy są zwolennikami kosmopolityzmu ponad wszelkimi podziałami kulturowymi. Aby przygotować gorącą kawę po grecku dla czterech osób, należy wziąć na każdą porcję łyżeczkę grubo zmielonej kawy, wymieszać z taką samą ilością cukru i wlać odpowiednią ilość wody do czterech małych filiżanek. Tygielek umieszczamy na małym ogniu, nie mieszając, gotujemy, raz po raz zestawiamy z ognia, tak by nie dopuścić do wrzenia. Po trzecim razie zbieramy łyżką pianę i przekładamy do kolejnych filiżanek. Po zamieszaniu napełniamy filiżanki kawą. Kilka kropel zimnej wody wlanych łyżeczką do filiżanki sprawi, że fusy opadną na dno. Prawdziwa kawa na gorąco jest po grecku przyrządzana podobnie jak kawa po turecku: w mosiężnych lub miedzianych tygielkach z długą rączką, które mają po- jemność czterech małych filiżanek. Kawę podaje się spienioną i bardzo słodką, często z dodatkiem ciasteczek lub owoców, np. słodkich pomarańczy czy winogron. Miłym Paniom pozostającym w Olsztynie w gorące dni polecam kawę mrożoną. Można przygotować ją na wiele sposobów, między innymi z lodami waniliowymi, bitą śmietaną i puree malinowym. A zwolenniczkom aromatycznych likierów polecam dodatek, np. migdałowe Amaretto lub pomarańczowe Grand Marnier. Powiedzcie, miłe Panie, czy w upalny dzień można oprzeć się dobrej, aromatycznej schłodzonej kawie? ar SPORT “Nowe Życie Olsztyna” nr 13 (112) 2013 Stomil przed startem I ligi Okno transferowe wciąż otwarte Piłkarze zakończyli krótkie wakacje. Stomil rozpoczął przygotowania do nowego sezonu w I lidze. Obóz przygotowawczy i mecze sparingowe wypełnią czas do inauguracji rozgrywek, która nastąpi 27 lipca. W Zaczniemy od złych wieści, czyli kogo w barwach Stomilu już nie zobaczymy. Z gry w olsztyńskiej ekipie zrezygnowali (bądź klub nie był graczami zainteresowany) m.in. Łukasz Suchocki (Olimpia Grudziądz), Paweł Kaczmarek (Wisła Płock), Paweł Baranowski, Andrzej Niewulis, Michał Glanowski, Tomasz Strzelec. N ic więc dziwnego, że trener olsztynian Zbigniew Kaczmarek (przedłużony kontrakt na następny sezon) szuka zmienników. Od początku przygotowań przez zespół przewinęło się kilkunastu potencjalnych fot. Stomilolsztyn.com szyscy mamy w pamięci zakończony sezon. Stomil w dobrym stylu obronił się przed spadkiem do II ligi. Co zatem czeka olsztyńskich kibiców w sezonie 2013/2014? Czy Stomil będzie bronił się przed spadkiem, czy powalczy o środek tabeli, a może pokusi się o powrót do elity? O tym ostatnim możemy zapomnieć. Natomiast dwie pierwsze kwestie będą przez wiele miesięcy zaprzątały głowę olsztyńskim kibicom. Okno transferowe jest wciąż otwarte. Olsztyński klub sprawdza kolejnych zawodników. Którzy z nich mają szansę pojawić się przed olsztyńską publicznością? Trudno powiedzieć. graczy. Na razie zarząd klubu nie chce zdradzić tajemnicy i powiedzieć, kto uzupełni skład drużyny przed nowym sezonem. – Testujemy wielu piłkarzy zarówno z naszego regionu, jak i z kraju. Na razie za wcześnie na mówienie o konkretnych nazwiskach. Na szczęście trzon zespołu nie został zbyt mocno naruszony. Na pewno pozostaną: Janusz Bucholc, Kamil Hempel, Arkadiusz Koprucki, Łukasz Jegliński, Grzegorz Lech i kilku innych piłkarzy – poinformował Andrzej Biedrzycki, dyrektor sportowy Stomilu. Okno transferowe jest wciąż otwarte. Olsztyński klub sprawdza kolejnych zawodni- ków. Którzy z nich mają szansę pojawić się przed olsztyńską publicznością? Trudno powiedzieć, lecz kilka nazwisk można wymienić. W ostatnich sparingach na pokazanie swoich umiejętności szansę otrzymali m.in. Dawid Szwagra (Szczakowianka Jaworzno), Jakub Zejglic (Olimpia Elbląg), Piotr Darmochwał (Okocimski Brzesko), Bartosz Papka (Korona Kielce), Piotr Głowacki i Tomasz Kolibowski (obaj Start Działdowo). Wciąż nie wiadomo, czy w Stomilu pozostaną Paweł Łukasik i Paweł Piceluk. O wszystkim zdecydują mecze kontrolne. Ponadto nie wygasł projekt sprowadzenia do ekipy Tomasza Zahorskiego. P rzed inauguracją rozgrywek ligowych olsztynianie rozegrają mecz pierwszej rundy Pucharu Polski (24 lipca). Ich rywalem może być jedna z wymienionych drużyn: Hetman Zamość, Chełmianka Chełm, MKS Oława, Rozwój Katowice lub Świt Nowy Dwór Mazowiecki. Rozgrywki I ligi rozpoczynają się 27 lipca. Pierwszy mecz olsztynianie rozegrają w Ostródzie, a ich rywalem będzie Arka Gdynia. Kolejne dwa spotkania Stomil zagra na stadionie przy al. Piłsudskiego w Olsztynie z Energetykiem ROW Rybnik i Dolcanem Ząbki. WAD 23 Pełny skład Indykpolu AZS Olsztyn Stało się to, czego oczekiwali sympatycy siatkówki w Olsztynie. Indykpol AZS skompletował skład na sezon 2013/2014. Z ubiegłorocznego składu w ekipie pozostało... (tylko albo aż) pięciu zawodników. Po nieudanym sezonie (drugim z kolei, w którym olsztynianie zajęli ostatnie miejsce w PlusLidze) zarząd klubu przeprowadził czystkę. Zawieszono prezesa Mariusza Szyszko, do dymisji poddał się prof. Władysław Kordan, przewodniczący Rady Nadzorczej Piłki Siatkowej AZS UWM S.A. Klub nie przedłużył także kontraktu z trenerem Radosławem Panasem. Ponadto z olsztyńskiej ekipy odeszło kilku zawodników m.in. Wojciech Ferens (ZAKSA Kędzierzyn-Koźle). Obecnie szefem Rady Nadzorczej ponownie jest prof. Andrzej Koncicki. Trenerem drużyny został Krzysztof Stelmach. Po kilku tygodniach działań na rynku transferowym w składzie ekipy pozostało jedynie pięciu siatkarzy, którzy grali w tym zespole w ubiegłym sezonie. Są to Piotr Hain i Wojciech Sobala (środkowi), przyjmujący Piotr Łukasik, atakujący Bartosz Krzysiek oraz libero Michał Żurek. Skład uzupełnili rozgrywający Maciej Dobrowolski i Grzegorz Pająk, przyjmujący Pablo Bengolea (Argen- tyna), Rafał Buszek i Piotr Łuka, atakujący Tomasz Józefacki oraz środkowy Mati Oivanen (Finlandia). Ponadto do szerokiej kadry zespołu dołączy kilku zawodników z drugiej drużyny oraz z ekipy juniorów. Sezon PlusLigi (powiększonej o dwa kluby RCS Czarni Radom i BBTS Bielsko-Biała) rozpocznie się 12 października. W pierwszym meczu olsztyńscy akademicy zmierzą się na wyjeździe z brązowym medalistą poprzednich rozgrywek Jastrzębskim Węglem. Tydzień później w „Uranii” pojawi się wicemistrz Polski ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. WAD Warmińsko-Mazurskie Centrum Słuchu i Mowy „MEDINCUS” > Profilaktyka, diagnostyka i leczenie chorób uszu, nosa, gardła i krtani u dzieci i osób dorosłych, w oparciu o najnowocześniejszy sprzęt diagnostyczny, > Konsultacje lekarskie: otolaryngologiczne oraz logopedyczne, > Rehabilitacja zaburzeń głosu i mowy, > Inhalacje górnych dróg oddechowych, leczenie zaburzeń trąbek słuchowych (AMSA), > Protetyka słuchu i sprzedaż aparatów słuchowych, > Poradnictwo i szkolenia. > Usługi w ramach kontraktu z NFZ oraz prywatnie Nasi specjaliści udzielają konsultacji, wykonują niezbędne badania oraz rozwiązują wszelkie problemy dotyczące słuchu, głosu i mowy. Kontakt: Olsztyn, ul. Obrońców Tobruku 1/1, tel. + 48 89 523 50 22 e-mail: [email protected], www.csim.pl
Podobne dokumenty
Jak Pawełek historię Olsztyna poznaje
Ledwie zakończyła się budowa buspasów, a znów olsztyńscy kierowcy utknęli w korkach. Tym razem powodem są rozkopane ulice pod budowę linii tramwajowej. Nie dość, że olsztynianie byli podzieleni co ...
Bardziej szczegółowoLato w gminie Dywity
hałasu w jednym miejscu. Bo większość imprez będzie, jak zwykle, w centrum. Wybrał i skomentował JJP
Bardziej szczegółowo