Kto spożywa moje ciało... ma życie wieczne, a Ja go wskrz

Transkrypt

Kto spożywa moje ciało... ma życie wieczne, a Ja go wskrz
ROBERT WAWRZENIECKI OMI
Eucharystia – pokarm na życie wieczne
uczestników przyjmuje Komunię świętą w intencji zmarłego. Czy my w
ogóle jeszcze wierzymy, że „kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”?
„Kto spożywa moje ciało... ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu
ostatecznym”
Bracia i Siostry!
Jezus kontynuuje dziś swoje nauczanie z Ewangelii, którą słyszeliśmy w
poprzednią niedzielę. Ukazuje nam swoje Ciało jako pokarm dający życie
wieczne. Jakże trudna do pojęcia jest ta nauka? Żydzi jej nie pojmują...
Jezus jednak tłumaczy z cierpliwością: „Ciało moje jest prawdziwym
pokarmem i krew moja prawdziwym napojem. Kto spożywa moje ciało i
krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. To jest chleb, który z nieba
zstąpił – nie jest ona taki, jak ten, który jedli wasi ojcowie na pustyni, a
poumierali”. Ten nowy pokarm – chleb, który daje Jezus – nie jest jak
manna ze Starego Testamentu. Manna jednak wskazuje nam na bardzo
ważną sprawę. Tak, jak żydzi, posilając się manną, doszli do ziemi
obiecanej, tylko do ziemskiej ziemi obiecanej, tak my mocą Eucharystii
dojdziemy do życia wiecznego.
Jezus mówi wyraźnie:, „Jeśli nie będziecie spożywać ciała Syna
Człowieczego i nie będziecie pili krwi Jego, nie będziecie mieli życia w
sobie. Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne, a ja go
wskrzeszę w dniu ostatecznym”. Zatem Eucharystia zapewnia nam
nieśmiertelność. I to nie są jakieś wymysły mądrych teologów, ale to jest
nauka samego Jezusa, iż spożywanie Jego ciała jest darem na życie wieczne
i warunkiem jego osiągnięcia.
Każdej niedzieli Chrystus przygotowuje dla nas ucztę miłości. Przygotowuje
wspanialszą ucztę niż ta z pierwszego czytania. Zaprasza nas na to
spotkanie, gdzie stoły są zastawione i uczta przygotowana. Nie wystarczą
słowa: „kocham Jezusa”. Potrzeba czynów. Chwila prawdy o tym czy
rzeczywiście kochamy Jezusa Chrystusa, przychodzi w czasie Komunii
świętej. Jeśli kochamy to wierzymy jego słowom, „kto spożywa moje ciało
ma życie wieczne, a ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym”. Podczas komunii
świętej okazuję się czy wierzę w te słowa.
Święty Paweł poucza nas, abyśmy postępowali, jak ludzie mądrzy, a nie jak
niemądrzy. Zachęca nas do tego, abyśmy zrozumieli kierowane do nas
Słowo Boże, napełniali się Duchem Świętym, wzmacniali modlitwą,
dziękując Bogu za wszelkie dobro, dziękując Mu za „Chleb Życia
wiecznego”.
Bracia i Siostry!
Ale czy my w ogóle w to wierzymy?
Gdy szedłem w pierwszy piątek miesiąca do chorych z Komunią świętą, to
wielu z nich, witając mnie przy drzwiach, miało łzy w oczach – łzy radości.
Wielkie wzruszenie, bo oto po miesiącu mogli znów przyjąć Pana Jezusa.
Wielka tęsknota za spożywaniem tego „Chleba Życia”. Oni głęboko wierzą,
że „kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”.
Ale, gdy dane mi jest w tym kościele asystować przy zawieraniu związków
małżeńskich, to ogarniają mnie wielkie wątpliwości. Młodzi ludzie,
rozpoczynający
nowe
życie,
potrzebują
szczególnie
Bożego
błogosławieństwa. A tym czasem tylko garstka obecnych w kościele
przystępuje do Komunii świętej, pozbawiając młodych ludzi tego
wspaniałego daru, jaki mogliby im ofiarować w dniu ślubu. Ale trzeba
najpierw spytać, czy ci ludzie wierzą, że „kto spożywa ten chleb, będzie żył
na wieki”?
Gdy często rozmawiam z wieloma ludźmi na temat ich korzystania z
wielkiego daru Ciała Pana naszego Jezusa Chrystusa, to dowiaduję się, jak
wielką udręką jest dla nich sytuacja, kiedy nie mogą przystąpić do Komunii
świętej. Podobnie było i we wrocławskim więzieniu, do którego przez
pewien czas jeździłem z pomocą. Więźniowie, którzy przychodzili na Mszę
święta, wiedzieli, po co przychodzą. W słowach i czynach widać, że ci ludzie
wierzą słowom Jezusa:, „kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”.
Ale znów nachodzą mnie wątpliwości, gdy obserwuje różne reakcje na
Mszach świętych niedzielnych. Zdarza się, że wiele osób rozmawia. Zdają
się nie zauważać tego, co dokonuje się na tym ołtarzu. Inni są jak znudzeni
widzowie, spoglądają na zegarki i może tylko z przymusu uczestniczą w
niedzielnej Mszy świętej, bo co powiedzą sąsiedzi i rodzina. A jeszcze inni
stoją gdzieś daleko na dworze i nie widzą, a czasem już nawet nie słyszą,
słów Chrystusa. Najbardziej jestem jednak zdziwiony tym, że na Mszach
świętych pogrzebowych, mimo okazji do spowiedzi świętej, tak mało
Bracia i Siostry!
Jak zatem powinna być nasza postawa? Pozwólcie, że posłużę się słowami
Mariana z książki – ankiety „Dlaczego chodzę..., Dlaczego nie chodzę... do
Kościoła?”. Pisze on tak (można posłużyć się tylko częścią):
„Podobno człowieka od małpy odróżnia poczucie odpowiedzialności.
Dzisiaj już nie wiem, kiedy w ramach tej odpowiedzialności poczułem, że
powinienem podziękować Komuś, chociaż jednogodzinnym uczestnictwem
w niedzielnej Mszy świętej za otrzymaną cotygodniową porcję 168 godzin
podarowanych mi przez Kogoś. (...) ... odpowiadając na tę ankietę, szukając
powodów chodzenia do kościoła, czuję się, jakby mi kazano znaleźć powód
do oddychania... Czy ktoś potrafiłby opisać dlaczego oddycha? (...)
Jeśli zapraszają mnie na ślub, to idę. A tu, w kościele czeka na mnie coś
więcej niż para młoda i zastawione stoły... czeka Ktoś. Ilu rezygnuje z
pójścia na ślub lub wesele? Na pewno nie 80 % zaproszonych. A tylu mniej
więcej nie chodzi do Kościoła w dużych miastach. (...)
Jeśli mam samochód, to muszę o niego dbać – inaczej nie pojedzie. Trzeba
go też wymyć, dodać oleju... A ja, to co?! Coś gorszego? Też potrzebuję
„oleju” i przy okazji podładuję „akumulator”. No, chyba że zjadłem
wszystkie rozumy i wiedzę religijną nabytą w podstawówce uważam za
wystarczającą. (...)”.
Mszę świętą i modlitwę „mogę porównać do cotygodniowej odprawy u
Szefa, dla którego pracuję i przypadkowych spotkań na terenie biura, bądź
zakładu. Będę pracował dla niego też w następnym tygodniu, i w
następnym... tak długo, dopóki mnie nie zwolni. Rozmawiamy ze sobą w
ciągu jednej godziny w tygodniu, a przez pozostały czas On wie wszystko,
co ja myślę, a ja staram się przechwytywać jego podpowiedzi...
Sytuacja przypomina też tę, w jakiej znajduje się zwiadowca w wojsku –
zobowiązany do okresowego zgłaszania meldunków. Oczywiście, tak jak
żołnierz nie zawsze może pogadać sobie ze swoim generałem, tak i ja nie
mogę oczekiwać, że mój Szef nic innego nie będzie robił, tylko interesował
się osobiście tym, co ja robię. Więc do czynienia mam ze swym kapralem.
Ale podobno trzeba do niego mówić „Aniele Stróżu” i wierzyć, że zawsze
przy mnie stoi.
Ale jak wytłumaczyć istnienie anioła komuś, kto wątpi w istnienie Boga i
nie uczestniczy we Mszach? Albo takiemu, który „wierzy”, ale nie ma czasu
iść do kościoła? A ma czas zjeść obiad? Ma! Coś podobnego odkryłem, gdy
usprawiedliwiałem się z braku czasu na modlitwy poranne. Ustaliłem sam
sobie, że mogę zjeść śniadanie dopiero po odmówieniu tych modlitw – i
raptem okazało się, ze czas się znalazł. (...) Nie sądzę, żeby się dało
rozpowszechnić w Polsce „technikę” niejedzenia niedzielnego obiadu, jeśli
nie było się przedtem na niedzielnej Mszy świętej...”.
Bracia i Siostry!
Eucharystia jest pokarmem i napojem – jest pożywieniem. Zarazem
Eucharystia jako „Ciało wydane” i „Krew wylana” jest źródłem naszego
oczyszczenia. Poprzez Eucharystię Jezus Chrystus, Odkupiciel człowieka i
jedyny Zbawiciel świata, trwa nie tylko pośród nas, ale i w nas. Mocą swej
łaski trwa w nas „Wczoraj, dziś i na wieki” (Jan Paweł III, Homilia z
28.09.1997). Amen.