Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl

Transkrypt

Pobierz w pdf - CzytajZaFREE.pl
Czterdzieści i jeden
Publikacja na extrastory.czytajzafree.pl
Autor:
Venez01
Zabiegani przechodnie nie zwracali na mnie zbytniej uwagi, nie zdając sobie sprawy z tego, że ich obserwuję. Siedząc
na ławce, schowana za laptopem, sprawiałam wrażenie pilnej studentki, która szuka informacji w Internecie. Ja
jednak robiłam coś o wiele ciekawszego – uśmiechając się w duchu, włamywałam się do umysłów tych szarych ludzi,
wyszukując ich historii, pomysłów i inspiracji. A przynajmniej udawałam, że to robię. Spoglądałam na daną osobę i
wyobrażałam sobie jak wygląda życie z jej perspektywy. Jaką historię niesie w swoim bagażu doświadczeń? Weźmy
na przykład tamtą kobietę z wózkiem. Jej smutne i podkrążone oczy sugerowały, że nie spała od kilku dni. Czy było to
spowodowane bezustannymi krzykami dziecka, które nie dawało jej wypocząć, czy może chodziło o coś innego?
Kobieta była wyraźnie zmartwiona, już na pierwszy rzut oka było widać, że trapi ją jakiś problem.
Najprawdopodobniej była to samotna matka, pracująca za najniższą krajową pensję, która liczyła każdy grosz. To
było jednak przyziemne rozwiązanie, a ja poszukiwałam czegoś bardziej niezwykłego. Skupiłam się więc na
płaczącym dziecku. Spróbowałam wyobrazić sobie, co może spowodować u niego takie wrzaski. Zwykle tak małe
dzieci płaczą z głodu, zmęczenia, bólu lub mokrych pieluch. Co zatem było przyczyną w tym wypadku? Ból? A co, jeśli
ta smutna kobiecina jest chora psychicznie i katuje swoje dziecko, które teraz cierpi od obrażeń wewnętrznych? A co
jeśli... Wtedy właśnie przyszło olśnienie, moja chora wyobraźnia nareszcie wzięła się do roboty. Już wiedziałam jak
mogłaby wyglądać ich historia. Matka została porzucona przez ojca dziecka, a także jej rodzinę. Wszyscy się od niej
odwrócili. Pogrążona w depresji, wpadła w alkoholizm lub inny nałóg. Następnie straciła pracę i została bez środków
do życia. Kiedy już doszło do ostateczności i zaczęła myśleć o porzuceniu dziecka i samobójstwie, pojawił się ratunek
w postaci pewnego tajemniczego mężczyzny. Okazał się on guru bogatej, ale mrocznej sekty czczącej jakiegoś
upadłego boga. Guru, wyglądający niczym wiecznie uśmiechnięty telemarketer, zaproponował biednej kobiecie układ
– sama dostanie pięćset tysięcy złotych, ale jej dziecko zostanie naczyniem, w którym odrodzi się ich zapomniane,
demoniczne bóstwo. Kobieta zgodziła się, a dusza demona została zapieczętowana w małym ciele niemowlęcia, co
powodowało potworny ból. Dlatego też dziecko nie przestawało płakać, jego człowieczeństwo było wypierane przez
mrok...
Zapisałam pomysł w pliku tekstowym i przeczytałam go jeszcze raz. To było całkiem niezłe, ale to nie było to.
Potrzebowałam czegoś prostszego, a jednocześnie na tyle skomplikowanego, by móc zaskoczyć czytelnika i przy
okazji zmieścić całą historię na sześciu stronach. To było nie lada wyzwanie. Wszystkie pomysły, które przychodziły
mi do głowy, były zbyt rozbudowane. Mogłabym wykorzystać je w przyszłości, ale teraz musiałam napisać coś
krótszego. Podniosłam wzrok znad ekranu laptopa i spojrzałam na kolejnego przechodnia z nadzieją, że stanie się dla
mnie odpowiednią inspiracją.
Ów człowiek przyciągnął mój wzrok śmiesznym chodem, jakby z całej siły starał się iść na palcach, nie stwarzając
przy tym dodatkowego hałasu, na i tak już gwarnej ulicy. Przypominał mi nieco mima ćwiczącego do swego
premierowego pokazu. Być może liczy, że jakiś łowca talentów zawieruszy się na tej dzielnicy i dostrzeże jego
potencjał? Lubiłam wymyślać historię każdemu ciekawszemu przechodniowi, jednak czułam, że to nie było to. Nie
było to na tyle inspirujące, bym chciała dopowiadać ciąg dalszy. W takim razie...Moja wyobraźnia już działała na
najwyższych obrotach, ale podkręciłam ją o jeszcze parę stopni. W umyśle kotłowało się mnóstwo pomysłów,
Strona: 1/4
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
musiałam tylko poukładać każdy element, tak by puzzle ułożyły się w jednolitą całość. Podopinać wszystkie guziki,
zapiąć wszelkie zamki i zaszyć każdą dziurkę. Mam! On nie ćwiczy, tylko się skrada! Z całą pewnością jest to złodziej,
który szykuje się do swego życiowego skoku. Stara się wtopić w tłum, lecz moje wprawne oczy najszybciej zauważają
takich cudaków. Zapewne krąży wokół tego bogatego domostwa, by niepostrzeżenie wkraść się do środka. Za cel
wziął sobie kradzież ogromnego klejnotu rodowego, wraz z paroma innymi „drobiazgami”. Niestety w środku zamiast
odnaleźć swój drogocenny łup, odkrywa trupy leżące w salonie. Wszelkie wejścia są zamknięte, a morderca nadal czai
się gdzieś w środku...
To by było niezłe! Jednak wciąż zbyt rozbudowane, bym mogła spisać to na sześciu stronach. Znając moje lanie wody,
cudem i z wielkimi oporami skończyłabym na co najmniej sześćdziesięciu kartkach. Potrzeba mi czegoś prostego...
prostego i niezwykłego. Ludzie, postarajcie się trochę i pomóżcie mi stworzyć odpowiednia historię! Przecież nie to
tylko ja muszę się wysilić, wy też trochę powinniście...
Właśnie wtedy zauważyłam dwóch podejrzanych typków. Jeden z nich miał założony kaptur tak, że jego twarz
pozostawała skryta w cieniu, natomiast drugi mężczyzna ubrany w grubą bluzę, sprawiał wrażenie jakby coś pod nią
chował. Stali naprzeciw siebie i rozmawiali cicho. To wyglądało trochę jak spotkanie jakiegoś ćpuna ze swym dilerem,
ale ciężko było zdecydować, który z nich mógłby sprzedawać narkotyki. Przyjrzałam im się uważniej i spostrzegłam,
że drugi mężczyzna wyciągnął spod bluzy małe, drewniane pudełko, które natychmiast przekazał swojemu rozmówcy,
po czym obaj rozeszli się pospiesznie w przeciwnych kierunkach. Postanowiłam pójść za zakapturzonym chłopakiem.
Zamknęłam laptopa i zaczęłam go śledzić. Szłam za nim już dziesięć minut, zastanawiając się co też może znajdować
się w środku. Doszłam do wniosku, że to nie mogły być prochy, nie widziałam żeby między mężczyznami doszło do
wymiany pieniędzy, poza tym chłopak w kapturze cały czas niósł pudełko w ręce. Żaden narkoman, by tak nie
ryzykował. Ale jeśli to nie narkotyki, to co znajdowało się wewnątrz? Klucz do skarbu? Kosmyk włosów czyjejś
kochanki? A może nie było tam niczego? Może samo pudełko stanowiło jakąś wartość dla tego człowieka? Może samo
w sobie było talizmanem albo tajemniczym artefaktem z zamierzchłych czasów. To było nawet ciekawe. Zaczęłam
wyobrażać sobie, że pudełko to amulet, który obdarzał swego właściciela bezgranicznym szczęściem. Jednakże przy
każdej chwili radości, czy to wygraniu na loterii, czy spotkaniu prawdziwej miłości, w pudełku zostawała zamknięta
część duszy swego posiadacza. Ilekroć los się do niego uśmiechał, tym szybciej skracało się jego życie i tym bardziej
stawał się niewolnikiem tego niepozornego pudełeczka.
Pokręciłam głową i zatrzymałam się w miejscu. Dlaczego zawsze wymyślam takie rzeczy? Dlaczego przychodzą mi do
głowy same ponure pomysły? Od dziecka mówiono mi, że posiadam niezwykle rozwiniętą wyobraźnię, ale zawsze
pociągała mnie jej mroczna strona. Uwielbiałam wymyślać straszne historie, pełne potworów, niebezpieczeństw i
ciemności. Ale chyba powinnam spojrzeć na przechodniów z innej perspektywy. Przecież nie wszyscy z nich mają
jakieś kontakty z magią, albo są złodziejami czy mordercami. Usiadłam przy pobliskiej fontannie i ponownie
otworzyłam laptopa. Rozejrzałam się po twarzach spacerujących ludzi i spróbowałam spojrzeć na świat ich oczami.
Musiałam się porządnie skupić, jeśli chciałam usidlić mą rozjuszoną wyobraźnię i wymyślić jakąś miłą i pozytywną
historię.O ile te wszystkie straszne i ponure wymysły przychodziły mi z łatwością godną oddychania czystym
powietrzem, o tyle stworzenie w głowie wesołej historyjki było nie lada wyzwaniem. Choć początki udawało mi się
utkać z miłości i przyjaźni, koniec zawsze wychodził tragiczny i pełen dramatyzmu. Ten jeden raz chciałam napisać
coś na wskroś mdłego, z daleka pachnącego słodyczą i kojącego, niczym widok zachodzącego słońca. Niestety moja
wyobraźnia dryfowała jedynie po nurtach opuszczonych i nawiedzonych mórz, skutecznie omijając wszelkie gorące i
piaszczyste plaże. Najwyraźniej moim postaciom nie jest dane zaznać choć odrobiny ciepła i miłości. Muszą żyć w
nieskończonej depresji i niemocy, by ma wena mogła szaleć po bezkresach.
Na moją ławkę dosiadł się siwy, pobrużdżony staruszek, ze stękiem odkładając laskę na ziemi. Spojrzał na mnie
przelotnie, lecz nie odwzajemniłam spojrzenia. Nie mogłam teraz nawiązywać żadnego kontaktu, nie teraz, gdy moja
pobudzona wyobraźnia hulała po jakimś opuszczonym świecie. Już widziałam jego życie, a konkretnie ostatni miniony
wieczór. Siedział jak zwykle w swym małym, przytulnym mieszkanku, sącząc z wolna mocno zaparzoną herbatę. Taką
lubił najbardziej, niesłodzoną, gorącą i mocną. Przypominało mu to dawno minione dzieciństwo, gdy babcia pozwalała
mu umoczyć usta w gorzkim naparze. Jednak już od pewnego czasu czuł zimny oddech śmierci na swym karku.
Słyszał jej ciche kroki przemierzające kuchnię, gdy ślepym wzrokiem szukała jego obecności. Przychodziła co noc,
upominając się o jego skostniałe ciało. Wiedział, że to tylko kwestia czasu, gdy odezwie się do niego ponurym
pomrukiem. I stało się. Ostatniego wieczora, ponownie zjawiła się w mieszkaniu, chciwie łypiąc na jego sfatygowaną
duszę. Jednak nie zamierzał się tak łatwo poddawać. Zaproponował kostusze grę o własne życie, choć wiedział, że
szanse na wygraną są niewielkie. Śmierć wydawała się zadowolona z propozycji, z uśmiechem na kościanej twarzy,
zgodziła się na zakład. Gra była ogólnie znana, zarówno na ziemi, jak i w zaświatach – poker. Poprosił ją tylko o
chwilę czasu dla siebie, na wypadek, gdyby przegrał. Musiał poukładać parę przedmiotów w domu, tak o, żeby
Strona: 2/4
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
rodzina nie miała problemu ze znalezieniem pewnych rzeczy. Poprzestawiał meble, porozrzucał po ziemi parę
niepotrzebnych rupieci. Śmierć nawet nie zorientowała się, że krąży po pokoju, otoczona znakiem pentagramu.
Dziadek uśmiechając się przebiegle, zasiadł do stołu i rozdał karty. Stoczyli ze sobą zacięty bój, parę razy remisując
tymi samymi figurami. Jednak kostucha nie miała zamiaru grać w nieskończoność. Kolejna partia miała być
decydująca, a następny remis dziadka - jego porażką. Staruszek zgodził się bez problemu, uśmiechając się tajemniczo
pod popielatym wąsem. Zerknął nerwowo na zegarek i rozdał ponownie karty. Śmierć nieufnie spojrzała na dziadka,
wciąż wypatrując najmniejszych oznak nieuczciwości. Jednak ten nie patrzył nawet na talię, nadal niecierpliwie
spozierał na tarczę zegara, oczekując złączenia się dwóch wskazówek. Wybiła dwunasta. Dziadek wstał, wyprostował
się, ze spokojem rzucając karty na stół. Śmierć była pewna swego. Rozłożyła swe kościste ramiona, gestem
zapraszając starca na drugą stronę życia. Jednak on ani śnił o umieraniu, podskoczył do kredensu i gwałtownie złapał
za nóż. Rozciął sobie palec, a krwią pokropił porozrzucane po podłodze rzeczy i kostuchę. Z wolna wszystko zaczęło
wirować, każda pobrudzona posoką rzecz połączyła się ze sobą w spirali. Śmierć z początku tylko zaśmiała się cicho,
jednak małe tornado rozpędzało się coraz szybciej, a jej coraz trudniej było oprzeć się sile wiatru i magii. Z wygiętą
ze złości twarzą, krzyknęła coś przeciągle, wyjąc i złorzecząc na starca. Dziadek uśmiechnął się tryumfalnie,
pogardliwie machając kostusze na pożegnanie, choć mara już dawno zginęła w odmętach wiru. Podniósł z ziemi laskę
i książkę z wyhaftowanym na grzbiecie napisem „Nekromancja dla początkujących” i ze spokojem na duszy oddał się
w ręce Morfeusza. A teraz siedzi tutaj, obok mnie i znowu czuje, że może cieszyć się życiem, zanim kolejna
niedoświadczona i zbyt pewna siebie śmierć, przyjdzie ubiegać się o jego dusze.
Znowu to samo. Ponownie zaczęłam się zastanawiać co było ze mną nie tak. Dlaczego nie potrafiłam wymyślić żadnej
historii, która niosłaby ze sobą pozytywne przesłanie od początku do końca? W każdym kolejnym pomyśle przewijał
się motyw nienazwanej niesamowitości, każdy z nich został napiętnowany mrokiem. Nie umiałam stworzyć
opowiadania, które byłoby na wskroś normalne i to było na swój sposób przerażające. Nie potrafiłabym napisać
zwykłej obyczajowej historii, to byłoby zbyt nudne i przyziemne. Pewnie zakończyłabym ją jakąś krwawą masakrą. Z
drugiej jednak strony zastanawiałam się, po co opisywać szarą rzeczywistość, skoro każdy z nas ma z nią do czynienia
na co dzień? Ja wolałam dać upust swojej wyobraźni, napisać coś, co wypłynie prosto z głębi mej duszy. Tylko skąd
wzięła się ta fascynacja ciemnością i złem? Skąd brały się te wszystkie chore pomysły o cierpieniu, mrocznych
bóstwach i śmierci? Dlaczego uważałam to za coś ciekawego? Od dziecka uwielbiałam historie o duchach i
czarownicach. Kiedy rodzice oglądali w telewizji jakiś horror, ja wykradałam się ze swego pokoju i ukryta za stołem
lub drzwiami przyglądałam się z otwartą buzią temu co działo się na ekranie. Bałam się, to prawda. Ale lubiłam to
uczucie. Gdy nocą leżałam w swoim łóżku wyobrażałam sobie, że nie jestem sama, w pokoju wręcz roiło się od
upiorów, zmor czy cienistych ludzi, którzy kradli dusze dzieci. Może mój umysł sam tworzył te złe istoty, może
widziałam je naprawdę. Tego nie jestem w stanie określić. Wiem tyle, że do dzisiaj śpię zawinięta od stóp do głów pod
kołdrą i boję się ciemności. Boję się jej, ale zarazem mnie fascynuje. Dlatego każde pojedyncze opowiadanie jest nią
naznaczone. Ale skąd zainteresowanie taką tematyką? Moja babcia powiedziałaby, że to przez działania diabła, który
próbuje mnie zwieść na złą drogę. Ja jednak myślę, że chodzi o coś innego. Chodzi właśnie o to pragnienie
niezwykłości, o ucieczkę od rzeczywistego świata, choćby na chwilę. Wyobraźnia, choć tak niezwykle mroczna, daje
mi oparcie i pozwala znosić trudy codzienności. Bo czym byłby świat bez fantazji? Szarym i nudnym miejscem, bez
żadnych perspektyw, bezsensownym przystankiem między narodzinami i śmiercią. Wyobraźnia daje nadzieję na coś
więcej. Takie jest przynajmniej moje spojrzenie na świat. Być może było ze mną coś nie tak, ale doszłam do wniosku,
że zbytnio mi to nie przeszkadza.
Spojrzałam ukradkiem na siedzącego obok staruszka. Wyglądał niewinnie, a ja zrobiłam z niego nekromantę. Zrobiło
mi się trochę głupio, że nadałam mu tak niewdzięczną rolę. Choć pobrużdżony i zapewne zmęczony życiem, jego oczy
nadal pozostawały młode i pełne wigoru. „A jakie jest twoje spojrzenie na świat, dziadku?” pomyślałam. I właśnie
wtedy do mojej głowy przyszedł świetny pomysł. Co jeśli każdy człowiek postrzega ten świat inaczej? Skąd mogę mieć
pewność, że ten dziadek widzi mnie w taki sam sposób, jak ja widzę siebie? Może wyglądam dla niego zupełnie
inaczej? To było dobre, więc postanowiłam pójść o krok dalej. Wyobraziłam sobie świat w którym każdy z nas posiada
w głowie chipy, które zmieniają nasze postrzeganie, tak zwane kodery rzeczywistości. Mój chip mógłby przekodować
jego obraz tak, że widziałabym go jako przystojnego i trzydziestoletniego bruneta. Z kolei chip staruszka mógłby
sprawić, że postrzegałby mnie jako swoją ukochaną, zmarłą żonę. W takim świecie każdy zmysł byłby oszukiwany
przez kodery, każdy widziałby, słyszałby i czułby tylko to co chce. Dla alkoholika zwykła woda mogłaby smakować jak
wódka, dla bezdomnego zwykły kamień zamieniłby się w chleb, a dla nastolatki każdy starszy mężczyzna wyglądałby
jak Johnny Depp. Mąż znudzony swoją żoną mógłby codziennie zmieniać jej wizerunek na inny, co sprawiałoby
wrażenie, że codziennie kocha się z inną kobietą. Możliwości byłyby nieskończone. Ale to byłoby zbyt piękne, żeby
było prawdziwe. Moja spaczona wyobraźnia podpowiadała mi już rozwiązanie, jak można byłoby zakończyć tę
rozkoszną idyllę. Otóż pojawiłby się bohater, którego kodery zepsułyby się na wskutek jakiegoś wypadku, na przykład
upadku z wysokości. Pozbawiony chipów dostrzegłby prawdziwy obraz rzeczywistości – zniszczony przez apokalipsę
świat, gdzie przez zachmurzone niebo nie przebija się choćby jeden promyk słońca, a na popękanej ziemi walają się
Strona: 3/4
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl
ciała zachipowanych ludzi, którzy z uśmiechem oglądają iluzoryczną wizję koderów. Raj na ziemi pośród piekieł.
Wstrząsnął mną dreszcz na samą myśl. Naprawdę miałam chorą wyobraźnię.
Dosyć na dziś, zarządziłam. Jeszcze chwila takich apokaliptycznych wizji i zacznę wariować. Chyba uzbierałam
wystarczająco dużo pomysłów, by móc skorzystać z któregoś w moim przyszłym opowiadaniu. A póki co muszę
odnieść ten dziennik doktorowi, miał pomóc mi wybrać najlepszą ideę. Mam tylko nadzieję, że ma podobny gust. Nie
chciałabym się z nim kłócić, w końcu to przyjaciel matki...
Lekarz przyjmował w swym domu, wysokim apartamentowcu. Nie raz zastanawiałam się, ile musi zarabiać, że stać go
na takie luksusy. Wjechałam na trzydzieste piętro i zadzwoniłam do drzwi. Doktor Markus wydawał się nieco
zdziwiony moją wizytą, a przecież sam mnie błagał bym pomogła mu w pieczeniu ciasteczek! Widać, wszyscy
mężczyźni są tacy sami.
- Co tu robisz? Mieliśmy spotkać się w moim gabinecie, jutro... zapomniałaś?
- Co ty wygadujesz, Markus? Przecież dzwoniłeś do mnie... chciałeś bym przeczytała ci swoje pomysły na
kolejne opowiadanie. Miałeś pomóc mi wybrać.
- Och, tak? Hm, musiało mi to całkiem wylecieć z głowy, przepraszam. - Zmieszał się, nieufnie patrząc mi w
oczy. Jednak po chwili odsunął się od drzwi i gestem zaprosił do środka.
Jego mieszkanie urządzone było bardzo nowocześnie, z ogromnymi oknami, zajmującymi całą ścianę i
dwukolorowymi meblami, czarno-białymi. Dokładnie tak nudnymi jak sam doktorek. Ech, po co ja tu przyszłam?
- Usiądź. - Wskazał mi fotel naprzeciw cudownej panoramy miasta. - Pokaż mi ten plik w takim razie.
Spojrzałam na niego niepewnie. Po co mu mój dziennik? Przecież tam nic nie ma. Mówiłam, że nie cierpię pisać i
wymyślać jakiś bzdur, które mają niby pomóc zagłębić się w mojej duszy. By wesprzeć i zrozumieć – mawiał. Nonsens.
Stwierdziłam, że nie będę spełniała jego widzimisię i niech sobie znajdzie innego kozła ofiarnego, a co. Podałam mu
laptop z tryumfalnym uśmieszkiem, niech sobie czyta puste strony, z nich pewnie też coś wyczyta, cymbał jeden.
- No, no, no. Sporo tego masz.
- Że co, proszę?
- Marlene? Mogłem się tego spodziewać... przepraszam na momencik, zagłębię się w twej lekturze, jeśli
pozwolisz.
Dokładnie tak jak myślałam. Chce wyczytać coś z pustych stron. Idiota. I taki ktoś uważa się za światowej klasy
eksperta w psychologii? Kpiny jakieś! A moja matka płaci mu fortunę...
Po chwili czas zaczął się dłużyć, a po pięciu minutach jego zaczytania i intensywnego stukania na klawiaturze,
poczułam, że straciłam cierpliwość. Ile można robić z siebie debila i kontemplować coś, czego nie ma?!
- I co pan tam wyczytał...doktorku? - spytałam, nie ukrywając irytacji.
- Wiele ciekawych rzeczy, moja droga. Biorąc pod uwagę twe wcześniejsze zapiski, te wszystkie niestworzone
opowieści, kończące się upadkiem świata realnego czy duchowego... jak i te nietypowe zachowania, które zmieniają
się jak pogoda na oceanie, jestem zmuszony postawić dość nietypową, ba! niedorzeczną diagnozę. To co się dzieje w
twym mózgu, to nie jest nawet głupie rozdwojenie jaźni! Sumując wszystko – spauzował na chwilę, jakby chciał
zabrzmieć bardziej dramatycznie – cierpisz na rozczterdziestoperwszoczłożenie! Tyle osobowości kryje się w twym ja,
że aż strach pomyśleć! Może powinienem zawołać egzorcystę, by wygnać z ciebie te wszystkie złe dusze?
Co on bredzi? Jakie człożenie? Jakie co? To on ma chyba coś nie równo pod sufitem, przecież przyszłam mu tylko
upiec ciasteczka...
Strona: 4/4
Wszelkie prawa zastrzeżone dla CzytajZaFree | Zobacz opowiadanie na extrastory.czytajzafree.pl