i dusza - Miasto Kobiet

Transkrypt

i dusza - Miasto Kobiet
Miasto Kobiet
bezpłatny dwumiesięcznik, dostępny
w kawiarniach, klubach i restauracjach,
salonach kosmetycznych i fryzjerskich,
ośrodkach spa, sklepach, przychodniach,
klubach fitness, itp.
nakład 11 tys.
Całostronicowe reklamy i materiały
promocyjne są na stronach:
3, 5, 9, 11, 15, 19, 23, 37, 48, 49, 51, 55,
59, 60, 64, 66, 72, 76, 80 oraz na II, III i IV
stronie okładki
Okładka:
Anita Lipnicka, fot. Jacek Poremba
Wywiad na str. 12
DZIAŁ REKLAMY:
tel. 012 294 11 80, tel./fax 012 294 08 83
Barbara Fijał (tel. 698 901 255),
Ludmiła Mentlewicz (tel. 609 817 533),
Renata Stós-Pacut (tel. 601 998 170)
Kolejne wydanie Miasta Kobiet
ukaże się 14 maja 2010.
Zamówienia na reklamy przyjmujemy
do 23 kwietnia 2010.
​fot.: Vivarto, Joanna Wapniewska, Michał Grzywacz, Wacław Wantuch, arch. Joga Centrum; ilustracje: Ewa Goral, Agnieszka Kucia
WYDAWCA:
Agencja Etna,
Kraków 30-102, ul. Ujejskiego 11/3,
tel. 12 294 11 80, tel./fax 12 294 08 83,
e-mail: [email protected]
redaktor naczelna:
Aneta Pondo
sekretarz redakcji:
Andrzej Politowicz
redaktor:
Karolina Siudeja
dyrektor artystyczny:
Ewa Goral
korekta:
Monika Ślizowska
felietoniści:
Karolina Macios, Łukasz Orbitowski,
Izabela Szolc
stali współpracownicy:
Marcin Florkowski, Paweł Gzyl, Renata
Kalarus, Karolina Kelman, Agnieszka
Kozak, Łucja Kucia, Anna Laszczka,
Maria Mazurek, Katarzyna Paluch,
Ola Przegorzalska, Aleksandra Soboń-Smyk,
Matylda Stanowska, Kamil Śmiałkowski;
ilustracje:
Agnieszka Kucia, Ewa Goral,
Andrzej Politowicz
druk:
Drukarnia Leyko, ul. Romanowicza 11
Bądź piękna na wiosnę !
O Twój wiosenny uśmiech zadba
ul. prof. Adama Rożańskiego 52, Kraków - Modlniczka tel. 12 357 37 37
w w w.dentalpark.pl
5 podwójnych zaproszeń na
dowolny seans filmowy do Kina
Agrafka (ul. Krowoderska 8)
kod: agrafka
Karta Stałego Widza do Starego Teatru
ważna do końca sezonu czyli do czerwca
2010 roku. Z kartą można nabyć bilety
ulgowe na spektakle na wszystkich scenach
teatru (Kraków, ul. Jagiellońska 5)
kod: teatrstary
2 podwójne zaproszenia spektakl „Cesarz Atlantydy”
w Operze Krakowskiej, który odbędzie się 14 kwietnia,
każde o wartości 110 zł (Kraków, ul. Lubicz 48)
kod: atlantyda
4 zaproszenia do restauracji SUSHI 77
(ul. św. Anny 5), każde o wartości 100 zł
www.sushi77.com
kod: sushi77
Album ilustrowany „Dom Miłośnika
Sztuki” o wartości 82 zł oraz 5 podwójnych
zaproszeń na wystawę „Dom miłośnika sztuki.
Kultura artystyczna Czech i Moraw 1870-1930”
do Galerii MCK (Kraków, Rynek Główny 25)
kody: album, morawy
4 karnety na pilates o wartości 130 zł do wykorzystania
w Flexfit Sport&Heath Club (Kraków, ul. Piwna 24)
kod: flexfit
5 karnetów na siłownię dla kobiet Femme-Fatale
(Kraków, ul. Paulińska 28) o wartości 72 złote
każdy oraz 5 karnetów na zajęcia CELLUSTOP
o wartości 90 zł
Kody: femmefatale,
cellustop
3 miesięczne karnety na fitness oraz 3
karnety na solarium o wartości 100 zł
do realizacji w Fitness Platinum
(Kraków, ul. Lea 213)
kod: platinium
1 kupon na zabieg kosmetyczny o wartości 200 zł do
realizacji w gabinecie kosmetycznym Dermatorium
(Kraków, ul. Monte Cassino 6/12)
kod: dermatorium
3 zestawy kosmetyków firmy CLARENA (Clarena Salon
Sprzedaży Kraków, al. Płk. Beliny Prażmowskiego 6): Summer Celebration (krem nawilżająco – dotleniający, nawilżające
s.o.s, odtleniająco – napinający krem pod oczy, aloesowe
perły) o wartości 119 zł, zestaw owocowy (peeling do twarzy,
owocowy krem multiwitaminowy) o wartości 121 zł oraz zestaw
kawiorowy (kawiorowy krem z perłą, rozświetlające serum
liftujące) o wartości 175 zł.
kody: summer, owoce, kawior
Kupon na konsultację u specjalisty firmy Vitaceuticals
w sprawie właściwej pielęgnacji skóry oraz produkt lub
zestaw produktów Dermatologic Cosmetic Laboratories
o wartości 300 zł
kod: vitaceuticals
Konkursy trwają od 12 marca do 6 kwietnia 2010
1 kupon na zestaw dwóch zabiegów na
ciało (endermologia, lipomasage) o wartości
420 zł oraz
1 zaproszenie na orientalną depilację brwi
nitką bawełnianą o wartości 40 zł do
realizacji w Studio Urody Angel
(Kraków, ul. Zwierzyniecka 30)
kody: angel, bawełna
Losowanie nagród 8 kwietnia. Zwycięzców
poinformujemy SMS-em. Nagrody będą do odbioru
w redakcji „Miasta Kobiet”, ul. Ujejskiego 11/3.
Informacje o konkursie także na stronie internetowej
www.miastokobiet.pl, zakładka „konkursy”.
Karolina
macios
Coming out po krakowsku
czyli na ile te pomidory
P
o drugie, jak przystało na typowego mieszkańca Krakowa, urodziłam się i wychowałam daleko, daleko stąd – więc i tak
nie uwierzyłybyście moim minusom.
Nad Krakowem warto jednak podumać
przy pewnej, drobnej z pozoru, acz ważnej kwestii coming outu, czyli publicznej
osobistej dekonspiracji. Delikwent, który wyskoczy na scenę pod Sukiennicami
z okrzykiem JESTEM..., w najlepszym wypadku dostanie pomidorem, w najgorszym
– spłynie Wisłą do Gdańska. Oczywiście zarówno w jednym, jak i drugim przypadku będzie maskotką jednej bądź drugiej grupy zamieszkującej to wielkie miasto. A że grup
bez liku, pęcznieją, pączkują i ewoluują, coming outy są w modzie. Oto kilka przykładów, które w Krakowie budzą
emocje, zwiększają popyt na pomidory
i sprzęt do nurkowania:
– jestem lesbijką
– jestem katoliczką
– jestem katoliczką praktykującą
– jestem konserwatystką
– głosowałam na Kaczyńskiego
– nie palę
– nie piję
– jestem kibolką
– jestem tipsiarą.
Lista dość wybiórcza, cóż, jestem, jaka jestem,
sama ją spisałam – pomidory drogie przed
świętami, więc lepiej oszczędzajcie. Wśród
mych znajomych znajdują się wszyscy przedstawiciele grup, które na powyższą przykładową listę zareagują: a) z entuzjazmem; b) z obojętnością; c) z fascynacją graniczącą z obrzydzeniem; d) z niedowierzaniem; e) z potępieniem; f) z pogardą. Reakcja niektórych będzie
się wahać między a) i f), przybierając wszelkie
możliwe odmiany – ale to akurat składam na
karb niepoczytalności umysłowej.
Otóż właśnie temat coming outu wielce jest
dla mnie frapujący, gdyż sama (kiedy to piszę)
8
Miasto Kobiet 2010
noszę się z zamiarem wyjścia z cienia. Niech
mnie zobaczą. Zapewniam, że niebawem na
pewno zobaczą, najpierw jednak muszą usłyszeć. I w tym sęk. No bo jak tu w Krakowie,
który z jednej strony przesiąknięty religią
i tradycją, z drugiej kulturą awangardową,
knajpami gejowskimi i Wawelem, wystawami w Centrum Kultury Żydowskiej i występami dragqueens, operami i policyjno-kibolowymi operetkami, marszami „Niech nas
zobaczą” i „Boże coś Polskę”, wieloosobo-
wymi rodzinami i singlami, tygodniowymi sympozjami i wyczołgiwaniem się
z baru o 10 rano – no jak tu, pytam,
wyjść i powiedzieć: jestem w ciąży?
Jedna grupa zapyta o tydzień, zniży głos i pocieszająco wspomni, że
zna kogoś, kto zna kogoś, kto za rozsądną cenę... Druga popuka się znacząco w czoło. Trzecia się roztkliwi, wzruszy i zażąda zdjęcia w białej kiecce przed
ołtarzem. Czwarta zagrzmi: tak późno?!
Piąta obieca, że skoro i tak każdą noc
spędza w knajpie, weźmie me dziecko
ze sobą, bym mogła się wyspać. A szósta ruszy tłumnie do warzywniaka po
pomidory, radząc uprzejmie, bym zawczasu kupiła sobie sprzęt do nurkowania – o dwa rozmiary większy, na
wszelki wypadek.
Zapewne sytuacja wyglądałaby inaczej,
gdybym oznajmiła, że jestem niepalącą i niepijącą lesbijką o konserwatywnych poglądach, katoliczką, w dodatku praktykującą i że
znów zagłosuję na Kaczyńskiego, i że po każdym meczu chodzę do kosmetyczki, żeby naprawiła moje zniszczone tipsy, i że przy okazji
jestem w ciąży. To by się dopiero działo! Zjednoczyłabym cały podzielony Kraków. Wszystkie grupy zlałyby się w jedną. Więź, która by
połączyła to miasto, przerosłaby nawet tamtą
sprzed kilku lat, kiedy to z okazji wizyty papieża wprowadzono prohibicję... Katolik wespół
z niekatolikiem wykupili wówczas cały zapas
alkoholu. Raj na krakowskiej ziemi.
Cóż, niestety, ja po prostu najzwyczajniej
w świecie jestem tylko w ciąży. I nie, nie potrzebuję namiarów na kogoś, kto zna kogoś,
kto..., za pukanie w czoło odwdzięczam się
tym samym, zdjęcia w białej kiecce nie pokażę, bo takowe nie istnieje, późno czy nie,
to moja sprawa, natomiast z tą propozycją
z oddaniem dziecka na noc, żebym mogła
się wyspać, to nie taki znów głupi pomysł...
Ktoś jest chętny?
fot. Anna Ciupryk, ilustracja: prevka
Każde miasto ma swoje plusy i minusy. Banał, czyż nie? Nie, nie obawiajcie się, nie będę
Wam wyliczać zalet i wad Krakowa. Po pierwsze, lista plusów byłaby zdecydowanie zbyt
krótka, chociaż naprawdę lubię to miasto
felieton
Wiosenne sygnały
Po himalajskim błędzie nie wierzę już w globalne ocieplenie – choć wizja
klimatu włoskiego nad Wisłą kusi. W zamian przyjmuję entropię jako
główną zasadę świata, czyli zmierzamy od konkretu do wielkiego bezładu
u rozmazanie wyraża się w zaniku pór
roku, zima trzyma jak diabli tylko po to, by
w tydzień zrobił się maj. Ze dwa lata temu jesień wypadła w pewien wtorek. Jej akurat nie
żałuję, za to wiosna wręcz kipi od zalet i żal
będzie ją pogrzebać.
Podoba mi się, gdy ludzie zdzierają z siebie
kurtki puchowe, wyłażą z potężnych butów
i mogę popatrzeć, jacy są naprawdę. Miło
spoglądać na bohaterów, konkretnie kulturystów, w koszulkach bez rękawów i dziewczyny odsłaniające brzuszki, choć dmie jeszcze wiatr marcowy, rzekami spływa kra. Ci
ludzie uważają, że są piękni, że piękno jest
ważne, co we mnie samym budzi parę ładnych uczuć. Wiosną też, po czterech czarnych, zimnych miesiącach wykręcamy się
ku słońcu i łatwiej znosimy wszelkie niedogodności: błocko po kolana, tłok w tramwaju, drożejące fajki.
Ale wiosna jest fajna dlatego, że ludzie zaczynają się umawiać. Randki, na które nie chodzę od lat, zlały mi się jak pory roku w wiel-
10
Miasto Kobiet 2010
ki grzech młodości, i gdybym odczuł potrzebę
uczestniczenia w takim międzyludzkim wydarzeniu, nie miałbym pojęcia, jak to zrobić.
Aby doprowadzić do spotkania, zwykłem paplać, licząc na przysłowiowe przejście od słów
do czynów. Ale w jaki sposób umawia się pokolenie YouTube? A jeszcze młodsi, ci przynależący do ery Facebooka? Nie mam zielonego pojęcia. Mogę co najwyżej wyobrażać sobie
różnego rodzaju kody, podlepione do komunikatorów sieciowych, sławetne buźki, które
raptem zyskują nowe znaczenie. Wszystko na
próżno, skoro nawet nie wiem, czym jest Blip
i Twitter. Ważne, że do miłosnych spotkań dochodzi w toku działań dla mnie niepojętych
i jeśli coś niepokoi mnie bardziej, to tylko
problem sygnału.
To kobiety zawsze podrywają facetów lub,
co częstsze, „dają się poderwać”. Nasza rola sprowadza się do reagowania na bodźce.
Mamy w tym wdzięk pijanego słonia na łyżwach. Kiedyś spotkałem koleżankę z klasy
albo knajpy, musiała mi przypomnieć swoje
imię. Ta trunkowa dziewczyna wyznała po
paru głębszych, jak to żałuje, że nam nie wyszło. Zrobiłem głupią minę i zapytałem, czy
mnie z kimś nie myli (wiedziony próżnością
liczyłem na potwierdzenie mojej wyjątkowości), przecież między nami nigdy nic, a ona:
„No właśnie”. I mówi dalej, jak to wysyłała mi miliony sygnałów, kręciła się i oplatała
mnie w metaforze, słowem uczyniła wszystko, by mnie ku sobie ściągnąć. Ja nic. Nie
dlatego, że nie miałbym ochoty. Po prostu
nie wiedziałem. I tu dochodzimy do prawdy przykrej i rzadko wypowiadanej. Aby facet dostrzegł, że kobieta się nim interesuje,
musi oberwać miłosnym listem. Przywiązanym do cegły.
Dziewczyny, nie złośćcie się, my tego naprawdę nie widzimy. Wina wasza jest mniejsza, lecz niewątpliwa. Kobiety doskonale odczytują się nawzajem, umieją faceta przejrzeć na wylot i nie mieści im się w głowach,
że ktoś może być tego daru pozbawiony.
A tak właśnie jest; konkretnie: połowa ludzkości ogłuchła i zaniewidziała, niestety.
Konsekwencja tej męskiej ślepoty jest policzalna: to miliony niespełnionych randek i doskonałych par, które się nie zeszły
– o romansach ognistych i jednonocnych nie
wspomnę. Wstrząsa mną moje odkrycie i już
myślę, jak na tym zarobić. Niestety, to zadanie dla dziewczyn. Gdyby tak sygnały wysyłane
w stronę moją i innych matołów czytelnie spisać, poprzeć przykładami i opublikować, mielibyśmy bestseller, przy którym Ducan z Danem Brownem wyglądaliby jak dziady proszalne. A jeszcze lepiej załóżcie szkołę. Naprawdę,
moje panie, proszę prześlicznie, najprawdziw-
szy dział na uniwerku, pełne pięć latek w trybie dziennym lub zaocznym. Wymyśli się tematy wedle głównego podziału na sygnały werbalne i niewerbalne, ćwiczenia zaś okażą się
czymś pasjonującym. Koniec końców, delikwentowi spadną łuski z oczu, będzie już wiedział, co znaczy określony ruch ręką i że taki a taki uśmiech, tonacja, w której wypowiada się pozornie neutralne zdanie, okazuje się
kluczowa. I tak dalej. Apeluję, tym bardziej że
nowy kierunek studiowania zamykałby egzamin magisterski, połączony z praktyką zawodową. Jak ona miałaby wyglądać, już sobie dośpiewajmy. Pewne jest, że zagrożenie produkcją bezrobotnych nie istnieje.
fot. Jarosław Urbaniuk, ilustracja: Andrzej Politowicz
T
ANITA LIPNICKA
Z Anitą Lipnicką rozmawia Paweł Gzyl, fot. Jacek Poremba
Niedawno ukazała się jej nowa płyta – „Hard Land Of Wonder”.
13 kwietnia Anita Lipnickia wystąpi w Filharmonii Krakowskiej, promując to wydawnictwo.
Z tej okazji poprosiliśmy ją o rozmowę
12
Miasto Kobiet 2010
N
iebawem po raz pierwszy od wielu lat wyruszasz
w solową trasę koncertową. Nie będzie Ci brakowało wsparcia Johna?
Mamy już pierwszy koncert za sobą i poszło całkiem dobrze! Oczywiście, pojawienie się solo na scenie, po ośmiu latach wyłącznej współpracy z Johnem, było dla mnie źródłem ogromnego stresu i wielkim przeżyciem. Zresztą nie tylko dla mnie – dla całego zespołu też!
Koncerty z Johnem to była absolutna jazda bez trzymanki, dużo improwizacji, wolna forma ekspresji, oparta na ewidentnym przewodnictwie Johna jako lidera muzycznego i wspaniałego instrumentalisty. Tym razem chodzi o doświadczenie zupełnie odmiennego rodzaju – w mojej muzyce liczy się absolutne skupienie, precyzja w tworzeniu określonych dźwięków w ściśle określonym czasie. Wszyscy
musimy się zdyscyplinować, grać w sposób bardziej oszczędny i selektywny. To w końcu bardzo intymny projekt, oparty na brzmieniu
instrumentów akustycznych. Nie ma tu możliwości, by ukryć się za
ścianą spontanicznie wygenerowanego chaosu. Maksymalny reżim!
I to jest najtrudniejszy aspekt całego przedsięwzięcia.
Wśród Twoich muzycznych współpracowników są wyłącznie mężczyźni. Czy to znaczy, że w kwestiach zawodowych lepiej się z nimi
dogadujesz niż z kobietami?
Taka już natura mojego zawodu – środowisko muzyczne zdominowane jest
przez mężczyzn. Wciąż jest ich znacznie więcej niż kobiet wśród muzyków, realizatorów dźwięku czy producentów. Jestem więc niejako skazana na ich towarzystwo. Ale nie mogę narzekać. Wychowałam się ze starszym od siebie o trzy
lata bratem i odkąd pamiętam, chcąc,
nie chcąc, musiałam próbować odnaleźć
się wśród chłopaków, walczyć o swoją pozycję, równe traktowanie i szacunek. Całe dzieciństwo przechodziłam
w spodniach, grając w piłkę, skacząc do
wody na główkę i wspinając się na najwyższe drzewa w okolicy. Wszystko po to, aby udowodnić, że dziewczyna też może! Chyba coś z tego mi zostało do dzisiaj, chociaż na
przestrzeni czasu te relacje z męskim środowiskiem stały się dla
mnie zdecydowanie bardziej swobodne, oparte raczej na partnerstwie niż rywalizacji. Uwielbiam mężczyzn, ich świat mnie nie przeraża, wręcz przeciwnie – fascynuje i uwodzi. Dla kontrastu dodam
jednak, że nie otaczam się w pracy wyłącznie facetami. Moją menedżerką jest cudna kobieta, Julita, na koncerty jeździ ze mną Magda,
a za całość promocji mojej płyty odpowiadają wyłącznie kobiety z firmy Pomaton EMI. Wychodzi więc na to, że z chłopakami jest fajna zabawa, ale jeśli chodzi o konkrety, to wolę, żeby czuwały nad nimi niezawodne babki!
A prywatnie: masz bliską przyjaciółkę lub przyjaciółki, z którymi umawiasz się na typowo babskie spotkania, plotki, wypady do sklepów?
No i tu pojawia się pewien problem. Z nieukrywaną zazdrością przyglądam się grupkom przyjaciółek przy kawie czy drinku, dyskutujących z wypiekami na twarzy o najnowszych trendach w modzie, dzieciach, skutecznych metodach wychowawczych albo przepisach kulinarnych. To jest świat, którego meandry pozostają mi wciąż obce
i dziwnie nieodgadnione. Nienawidzę na przykład ciuchowych zakupów, więc odpada mi poważny obszar naturalnej integracji z kobieta-
mi. Ale nie dramatyzuję, bo są również bliskie mi kobiety, nieprzystosowane do rzeczywistości podzielonej na damską i męską. Takich jak
ja jest więcej i jakoś się odnajdujemy, dzięki Bogu.
Nie jest tajemnicą, że Twoi życiowi partnerzy – kiedyś Andrzej
Zeńczewski, a teraz John Porter – to muzycy. Co Cię pociąga
w takim typie mężczyzny?
Wychodzi na to, że „chłopak z gitarą byłby dla mnie parą”! Próbowałam w swoim czasie innych kombinacji, był moment, kiedy się zawzięłam, że poszukam kogoś bardziej „normalnego”, statecznego mężczyzny wykonującego poważny zawód. Skutki okazały się marne. Dzisiaj
wiem, że muszę być z artystą, kimś odpowiednio szalonym i kreatywnym, kto mnie stymuluje, fascynuje i... rozumie. Nie spotkałam żadnego lekarza czy prawnika, przy którym poczułabym się wystarczająco swobodnie. Nie wiem, o co chodzi w tym wszystkim, ale kiedy jestem na inspirującym koncercie, słucham płyt ulubionych artystów,
odczuwam magię, rodzaj „braterstwa krwi”, które jest dla mnie niezbędnym elementem pierwotnej fascynacji i w konsekwencji – udanego związku. To jest świat, który wybieram. Do niego przynależę. I jako
człowiek, i jako kobieta.
Swoje pierwsze sukcesy odniosłaś
jako bardzo młoda dziewczyna. Jaki wpływ na Twoją osobowość miała tak nagle zdobyta popularność?
Ogromny. Trudno to wyjaśnić, mało kto
chce wierzyć w to, co powiem, ale nie
czułam się komfortowo w roli superstar,
jak to było za czasów Varius Manx. Bycie na świeczniku wykoślawia relacje ze
światem zewnętrznym, a nawiązywanie
przyjaźni, autentycznych i czystych więzi międzyludzkich staje się czymś nieosiągalnym. Następuje powolny proces
alienacji – i z tym nie było mi dobrze.
Zdecydowanie bardziej cieszy mnie pozycja, w której jestem dzisiaj – robię, co
kocham, moja twarz pozostaje w miarę
moją (nikt nie zaczepia mnie na ulicy
ani nie przeszkadza w zjedzeniu obiadu ze znajomymi w restauracji!), przy okazji realizuję się artystycznie i mogę żyć komfortowo z muzyki. Czego chcieć więcej? Wreszcie
mogę powiedzieć, że jestem panią swojego losu, i wziąć za niego całkowitą odpowiedzialność. Do tego z premedytacją, drogą negatywnej
eliminacji, dążyłam przez ostatnie 10 lat swojej kariery: co mi nie po
drodze – do kosza! Teraz jestem, gdzie jestem, i tu mi dobrze.
Nie żałujesz żadnych decyzji z czasów Twego „popowego”
wcielenia?
Żadnych. Absolutnie żadnych. Jestem wręcz z siebie dumna, że tak
to rozegrałam.
Kiedyś powiedziałaś w jednym z wywiadów, że wyszłaś z domu przeświadczona, że świat jest wspaniały i bezpieczny,
a tymczasem okazało się, że jest inaczej. Co Cię tak rozczarowało?
O rany! Teraz to już nie pora na tego typu dywagacje. Dzisiaj jestem
na innym etapie. Już mnie nic nie rozczarowuje. Zaczynam po prostu
pojmować, na czym świat stoi.
Na początku minionej dekady sama próbowałaś na nowo
zdefiniować swoją karierę. Czy sądzisz, że gdybyś nie spotkała Johna, udałoby Ci się nadać jej inny kierunek?
Gdybanie nie ma sensu. Mogę tylko podsumować to, co się zdarzyło
do tej pory. Z całą pewnością nie byłabym tu, gdzie dziś jestem, gdywww.miastokobiet.pl
13
ANITA LIPNICKA
by nie spotkanie z Johnem, który mnie uaktywnił, rozbudził pokłady
drzemiącego potencjału i siły, z której teraz czerpię. To bardzo ważne, z kim żyjemy. Towarzysze naszej wspólnej podróży mają znaczący wpływ na jej jakość. Nie chciałabym podróżować na dłuższą metę z nikim innym.
Po wydaniu Waszej debiutanckiej płyty okazało się, że dla
opinii publicznej to nie Wasze piosenki są „nieprzyzwoite”, ale
Wasz... związek. Jak sobie z tym poradziliście?
Z początku mieliśmy z tym pewne trudności. Dzisiaj mamy gdzieś opinie
innych o naszym związku. Nagraliśmy wspólnie trzy superpłyty i spłodziliśmy cudownego człowieka – naszą córkę Polę, która za chwilę skończy
cztery lata. To są fakty, które mówią same za siebie. Czekamy na więcej!
W pewnym momencie „otworzyliście się” jednak z Johnem na
media. Czy to znaczy, że dzisiaj artysta nie ma szans zachować swej prywatności dla siebie?
My i tak zachowujemy wiele dla siebie. „Sprzedajemy się” w stopniu
ściśle kontrolowanym. I tak nikt nie wie, co się dzieje między nami
naprawdę. Nauczyliśmy się korzystać z mediów, zamiast dać się im
wykorzystywać. To ważny balans, który należy zachować.
Przed wydaniem solowej płyty kilkakrotnie ostro odniosłaś się
do twórczości pewnych koleżanek po fachu, co wywołało medialne poruszenie. Oskarżano Cię, że zrobiłaś to celowo, aby
zwrócić na siebie uwagę.
su – jest wiele pań zasługujących na moje uznanie i medal na piersi. Również Pati Yang, która bardziej już jest stamtąd niż stąd. Kibicuję jej strasznie.
Podkreślasz w swych wywiadach, że chcesz wyjechać za granicę i tam spróbować zaistnieć. Czy chciałabyś odnieść sukces na miarę Basi Trzetrzelewskiej czy może wspomnianej Pati Yang?
Ja nie zasadzam się na żadną spektakularną karierę zagraniczną.
Chcę po prostu, żeby moja płyta była dostępna i zauważona poza granicami naszego kraju – to wszystko. I to jest jak najbardziej realne! Co
w tym dziwnego albo godnego odnotowania? Nie rozumiem. Myślenie
typu: nie damy rady, jesteśmy do dupy, jest mi obce. Odmawiam bycia
ofiarą systemu, naszej ułomnej postkomunistycznej postawy wobec
zachodniego świata. Żyjemy w Europie, w XXI wieku! Trzeba próbować zawalczyć. Oczywiście na swoim poziomie, ale bez kompleksów.
Czy nie obawiasz się, że rozpoczęcie przez Ciebie, a niebawem także przez Johna, solowej działalności oddali Was od
siebie – artystycznie i prywatnie?
To jest kolejny etap naszego związku i wspólnego życia. Dzisiaj jesteśmy w innym miejscu niż 6-8 lat temu, potrzebujemy nowych emocji.
Odkrywanie własnych, tym razem odrębnych możliwości może nas
tylko wzbogacić. Zarówno jako ludzi, jak i jako muzyków.
Ja tylko wyraziłam szczerą opinię na tematy rzucone wprost w kilku wywiadach! Trochę tego pożałowałam, gdy doświadczyłam siły rażenia moich niewinnych, prywatnych wypowiedzi. Zdania nie zmieniam, ale po tym wszystkim dochodzę do wniosku, że powinnam może zachować je dla siebie. Polski rynek muzyczny nie jest gotowy na
żadne otwarte konfrontacje. Strasznie tu zaściankowo i tendencyjnie.
A w jakich stosunkach pozostajesz z innymi polskimi piosenkarkami? Masz wśród nich przyjaciółki lub koleżanki?
O rany! O to mnie dotąd nikt nie pytał – dziękuję! Jak najbardziej,
oprócz swoich antypatii, mam mnóstwo, a nawet więcej, sympatii do
pewnych koleżanek z pracy. Kasię Nosowską wielbię z oddali, Edytę Bartosiewicz bardziej z bliska, Renatę Przemyk z totalnego dystan14
Miasto Kobiet 2010
13 kwietnia w Filharmonii Krakowskiej
o g. 20 odbędzie się koncert promujący
najnowszą płytę Anity Lipnickiej „Hard
Land of Wonder”
miasto
na skróty
Do Czech to ja po sztukę
Do 25 kwietnia możemy odwiedzać wystawę „Dom miłośnika sztuki. Kultura artystyczna Czech i Moraw 1870-1930”
w Galerii Międzynarodowego Centrum Kultury (Rynek Główny 25). W jednym miejscu udało się zebrać dzieła Alfonsa Muchy, Františka Kupki, Pavla Janáka czy Dušana Jurkoviča – w sumie około 300 eksponatów, w tym meble, rysunki i modele
architektoniczne, rzeźby oraz szkło. Wystawę można oglądać codziennie, oprócz poniedziałków, od godz. 10 do 18. [Maz]
Umbilical Brothers
po raz pierwszy w Polsce
29 marca w klubie Rotunda wystapią Umbilical Brothers – fenomen kabaretowej sceny na skalę światową. Duet
tworzy dwóch Australijczyków, Shane Dundas oraz David Collins – geniusze łączenia pantomimy, lalkarstwa, prostych, ale błyskotliwych dialogów oraz efektów wokalno-dźwiękowych. Postaci, które przeżywają groteskowo niebezpieczne przygody, wszechobecny ruch, zaskakująca forma, elementy komedii filmowej tzw. slapstick – tego nie
znajdziemy w żadnym rozrywkowym programie telewizyjnym. Oprócz nich na scenie zobaczymy Kabaret Dno, Kabaret Świerszczychrząszcz, a całość poprowadzi Tomek Grdeń. [KS]
W okresie wielkanocnym, tj. od 29 marca do 5 kwietnia odbędzie się 7. Festiwal Misteria Paschalia, wydarzenie cenione przez melomanów na całym świecie. Organizatorzy zaplanowali cykl koncertów muzyki
barokowej i renesansowej. W Krakowie zawitają czołowi wykonawcy muzyki dawnej, m.in. Il Giardino Armonico, Europa Galante, La Venexiana. Bilety są do
nabycia na stronie ticketonline.pl oraz w Punktach
Informacji Miejskiej w Krakowie (kosztują 80-200
zł, karnet uprawniający do uczestnictwa we wszystkich ośmiu koncertach: 900 zł). Więcej informacji:
www.misteriapaschalia.pl [Maz]
16
Miasto Kobiet 2010
fot. materiały prasowe organizatorów
Barok zabrzmi
w Krakowie
Do PAKI marsz
Od 14 do 18 kwietnia w krakowskiej Rotundzie na 26. Przeglądzie Kabaretów PAKA
spotkają się wielbiciele kabaretu i jego twórcy.
Jak co roku, oprócz najbardziej obiecujących młodych adeptów sztuki kabaretowej,
wyłonionych drogą ogólnopolskich eliminacji, wystąpią gwiazdy polskiego kabaretu, które swoją karierę rozpoczęły również na PACE.
W gronie gwiazd znajdą się: Kabaret Moralnego Niepokoju, Ani Mru-Mru, Grupa Mo
Carta, Ireneusz Krosny, Grupa Rafała Kmity, Hrabi, Limo, Dno, Tomasz Jachimek, Kabaret Młodych Panów i wielu innych. – Do jury zaprosiliśmy Jacka Fedorowicza, Jerzego Stuhra, Stanisława Tyma, Rafała Kmitę, Roberta Górskiego, Zenona Laskowika
i Jacka Popiela – mówi Agnieszka Kozłowska – rzecznik prasowy PAKI.
Oprócz konkursu młodych twórców, zobaczymy premiery w wykonaniu uznanych zespołów, koncerty autorskie, rozmowy i występy improwizowane, wystawę, a nawet
mecz piłki nożnej między artystami kabaretowymi a artystami Krakowa.
„Miasto Kobiet” jest patronem medialnym PAKI. [KS]
Miasto pójdzie w tango
30 kwietnia rozpocznie się prawdziwa uczta dla tangueros. Kraków Tango Festiwal to kilka dni warsztatów, wieczornych Milong i pokazów tancerzy ze światowej czołówki. Organizatorzy obiecują mnóstwo namiętności, pasji i wrażeń.
Więcej szczegółów na stronie www.festiwal.tangokrakow.com [Maz]
Wydarzenia
marzec − kwiecień
KRAKÓW
festiwale:
19-21, 26-28.03, Elektroakustyczne party – 18. Audio Art Festival,
Bunkier Sztuki, Akademia Muzyczna
29.03-05.04, Festiwal Misteria Paschalia, www.misteriapaschalia.pl
09 -10.04, Cracow Reggae Festiwal, Kwadrat, ul. Skarżyńskiego 1
14-18.04,
26. Przegląd Kabaretów PAKA, Rotunda, ul. Oleandry 1
16-25.04, Off Plus Camera, www.offcamera.com.pl
22-25.04, Krakowskie Reminiscencje Teatralne, www.reminiscencje.pl
25-28.03, Festiwal Teatralny Epizod, Klub Żaczek, al. 3 Maja 5
30.04-02.05, Kraków Tango Festiwal, www.festiwal.tangokrakow.com
21-28.03, 15. Dni Bachowskie: Morze Muzyki, Aula Florianka, ul. Basztowa 8
koncerty:
Grzegorz Turnau, koncert imieninowy,
Klub Studio, ul. Budryka 4, g. 20
18.03, Muchy, promocja nowej płyty „Notoryczni debiutanci”,
Łódź Kaliska, ul. Floriańska 15
19.03,
LAO CHE + Kawałek Kulki, Klub Studio, ul. Budryka 4, g. 20
20.03, The Lirium Tremens, Alchemia, ul. Estery 5
21.03, Mariusz Lubomski, Forty Kleparz,
ul. Kamienna 2-4 g. 20
23.03, Paweł Kaczmarczyk, Piec Art., ul. Szewska 12, g. 20.30
24.03,
Off Festiwal Club: Mount Eerie + No Kids, występ gości
Artura Rojka, Alchemia, ul. Estery 5
25.03, The Subway, gitarowe trio z Wielkiej Brytanii,
Loch Ness, ul. Warszawska 15
28.03, Nocna Zmiana Bluesa + Jan Błędowski,
Klub Studio, ul. Budryka 4, g. 20
30.03, RPWL, niemiecki rock progresywny, Rotunda,
ul. Oleandry 1, g. 20
31.03,
Katatonia, Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 20
01.04, Brendan Perry, jedyny w Polsce koncert lidera
Dead Can Dance, Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 20
11.04, Eldo, El Da Sensei & Returners, Forty Kleparz, Kraków,
ul. Kamienna 2-4, g. 21
14.03,
Edyta Geppert + Kroke,
Alchemia, ul. Estery 5
Sing Sing Penelope, Alchemia, ul. Estery 5
Anita Lipnicka, „Hard Land of Wander”,
Filharmonia Krakowska,
ul. Zwierzyniecka 1, g. 20
21.04,
Deerhoof, indie rock z USA,
Klub RE, ul. św. Krzyża 4
25.04, Vespa, promocja płyty
„Starsi grubsi bogatsi”, Imbir, ul. św. Tomasza 35
05.05, The Residents, Łaźnia Nowa, os. Szkolne 25
10.04,
12.04,
13.04,
inne:
Zielno mi. Przegląd filmów irlandzkich, projekcje filmów m.in.
Once, Siostry Magdalenki, Kino Agrafka, Krowoderska 8
20-26.03,
10. Tydzień Kina Hiszpańskiego,
Kino Pod Baranami, Rynek Główny 27
21.03, Cracow Fashion Awards, pokaz mody, który otworzy
drugi Cracow Fashion Week, Hala Wystawiennicza Targów
w Krakowie, ul. Centralna 41a
22.03,
Spotkanie z Artystą - Peter Dvorsky światowej sławy
tenor Dyrektor Opery w Koszycach, organizatorzy:
Stowarzyszenie „Aria”, Opera Krakowska, ul. Lubicz 48
27, 28. 03 Madama Butterfly, opera G. Pucciniego,
Opera Krakowska, ul. Lubicz 48
27, 28.03, Amfitrion,
H. Kleist, Teatr Stary,
ul. Starowiślna 21, g. 19.15
29.03, Unbilical Brothers,
Rotunda, ul. Oleandry 1, g. 18
25.04,
Cracovia Maraton, www.cracoviamaraton.pl
13, 14.03, Lutnia na polskim dworze, warsztaty gry na lutni połączone
z koncertem w wykonaniu Antoniego Pilcha,
Dwór Czechów, ul. Popiełuszki 36, g. 10
24.04,
Pokaz ikebany, Benedyktyński Instytut Kultury,
ul. Benedyktyńska 37
09-12.03,
Sypanie mandali przez mnichów tybetańskich,
Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, g. 10
03.03,
III Otwarty Przegląd Artystów Kreatywnych „Na OPAK 2010”,
Dwór Czechów, ul. Popiełuszki 36
09-11.04,
Let’s Dance! Warsztaty taneczne Sakura Center,
ul. Mogilska 69a, www.sakuracenter.pl
28, 29.05, Targi wyposażenia i usług w Krakowie, Spa & Wellnes,
ul. Centralna 41a, www.targi.krakow.pl, www.spa.krakow.pl
18
Miasto Kobiet 2010
fot. materiały prasowe organizatorów
17-21.03,
Restauracja Del Papa istnieje od czterech lat i zdążyła już zgromadzić całkiem spore grono wiernych gości.
Są wśród nich artyści, dziennikarze i biznesmeni, ale także i studenci, bo ceny są na tyle zróżnicowane,
że właściwie na każdą kieszeń. Rodziny z dziećmi też są mile widziane i specjalnie dla nich są w karcie małe wersje pizzy, a dla umilenia czasu kosze z zabawkami.
Każdy kto lubi włoską kuchnię znajdzie
tu tradycyjne dania z tego kraju jak vitello tonato, Carpaccio wołowe i rybne, Minestrone czy Tiramisu, doskonałe pizze na cienkim, chrupiącym cieście
i spory wybór makaronów. Są też dania bardziej oryginalne mięsne, rybne
i cieszące się ogromnym powodzeniem,
owoce morza. Podawane tu od czwartku
mule przez wielu uznane zostały za najlepsze w mieście.
Przy makaronach można zabawić się we
włoskiego szefa i skomponować własne
danie wybierając dowolną pastę i sos za
18 lub 23 złote. Jest w czym wybierać.
Makarony, gnocci i pierożki są robione
na miejscu, podobnie jak grissini i ciabatta. Każdy z sosów kucharz przyrządza na bieżąco, a wszystkie używane w
Del Papa produkty są świeże, prawdziwie włoskie i jak najlepszej jakości.
W porze lunchu można zjeść pizze już
za 10 złotych, a z sałatą za 17, do tego
codziennie inne domowe ciasto za 6 złotych, no i wypić włoską doskonałą kawę za 5.
Del Papa to także ciepłe, nastrojowe
wnętrze, miła i kompetentna obsługa,
która potrafi dobrze doradzić. Klimatu nadaje muzyka, a często wieczorami grywa zaprzyjaźniony z właścicielami Ryszard Feliks Styła.
Del Papa organizuje przyjęcia i bankiety
z menu specjalnie przygotowanym na te
okazje. Goście mogą zarezerwować na
wyłączność osobną salę lub ogrzewany
i zadaszony ogródek. Można też zamówić catering, który dostarczymy na terenie Krakowa i okolic pod wskazany
adres.
Nie bez przyczyny restauracja Del Papa
została wyróżniona w najsłynniejszym
na świecie przewodniku kulinarnym
Michelin. Sami oceńcie czy słusznie.
MIASTOpaka2010
tekst: Karolina Siudeja
KABARETKI
Gdy na scenie stoi płeć
Kabareciarz to z definicji występujący na scenie i rozśmieszający publiczność... facet. A kobieta
z kabaretu to kto? Kabareciarka czy może kabaretka? Takie słowo nie funkcjonuje, bo i nie musi.
Przewaga mężczyzn w kabaretach jest widoczna gołym okiem. Pokutuje mit, że kobiety są mniej
zabawne – to mężczyźni opowiadają dowcipy i błaznują w towarzystwie
Dlaczego?
– Bo kobiety mają opór przed publicznymi wygłupami. Kabaret nie zawsze pokazuje urodę, trzeba się czasem źle ubrać albo
wykrzywić, a to nie jest kobiece – wyjaśnia
Agnieszka Kozłowska, rzeczniczka PAKI. Jej
opinię potwierdza znana artystka z kabaretu Hrabi, Joanna Kołaczkowska. – To leży
w naturze faceta, żeby robić z siebie mał-
pę. Kobieta chce być ponętna, chce się podobać, a tu trzeba udawać brzydszą i głupszą. Kiedy na scenie stoi facet, to jest on
przede wszystkim osobą, aktorem, rolą, którą gra. Ale gdy występuje kobieta, to na scenie stoi płeć. Kobieta musi się znacznie bardziej wysilić, aby zagrać poza swoją płcią. To
jest najtrudniejsze – dodaje.
Tymczasem podczas gdy na deskach Rotundy
prym wiodą mężczyźni, to za kulisami
rządzą panie.
– PAKĘ robi osiem kobiet. Oprócz Mirosława Wujasa, szefa Stowarzyszenia PAKA,
w ścisłym zespole organizatorów nie ma
żadnego faceta – mówi Agnieszka Kozłowska. – Tu trzeba ogarniać kilka rzeczy naraz, a w tym najlepsze okazują się kobiety.
Joanna Kołaczkowska,
kabaret Hrabi
– Ludziom czasem wydaje się, że jestem taka,
jak na scenie. Myślą, że jestem bardzo śmiała
i pewna siebie, że taka bezczelna baba ze mnie.
Taka, co nie lubi chłopów, co im zaraz coś powie albo ich wyśmieje. A ja prywatnie jestem
20
Miasto Kobiet 2010
nieśmiała, potrzebuję dużo czasu, żeby komuś
zaufać, zaprzyjaźnić się i otworzyć – mówi artystka.
Joanna Kołaczkowska znana jest z kultowego
zielonogórskiego kabaretu Potem, a obecnie
stanowi jedyny kobiecy pierwiastek w popularnym Hrabi. Karierę zaczynała w kabarecie
Drugi Garnitur i to właśnie z nim w 1988 roku
zdobyła swoje pierwsze Grand Prix na PACE.
– Te pierwsze PAKI to było niesamowite przeżycie. Przede wszystkim ze względu na atmosferę i życzliwość ludzi. To były jeszcze czasy, kiedy
na przeglądzie kabaretów była cenzura – miałam wrażenie, jakbym obcowała z undergroundem artystycznym tamtych lat. Tematy były głównie polityczne. Pamiętam, że i nam cenzor coś wyciął. Ale byli i tacy, którzy się postawili i mimo zakazu wystawili skecze, których im
zakazano – wspomina. Twierdzi, że najlepszym
tematem na kabaret są ludzie. Uwielbia obserwować ich relacje. – W Hrabim szczególnie lubimy tematy damsko-męskie. Jak ta gadająca
żona – to jest temat niewyczerpany. To jest po
prostu część naszego życia, śmiejemy się poniekąd z samych siebie. Ale nie pokazujemy związków takimi, jakie są w rzeczywistości, bo to mogłoby się okazać smutne. A tu chodzi o zabawę.
Świat kabaretu to świat przejaskrawiony.
ZDRADZIŁEM CIĘ
On: Muszę ci się do czegoś przyznać…
Ona: Tak, Wacławie?
On: Zdradziłem cię, z twoją najlepszą
przyjaciółką, Jolą…
Ona: ... Doszło do czegoś?
On: Doszło.
Ona: A gdzie wy, gdzie wy te
wszystkie tam, gdzie?
On: W hotelu „Jubilat”.
Ona: A kiedy?
On: W zeszły czwartek.
Ona: Ale przecież w zeszły czwartek cały dzień grilowaliśmy na działce.
On: Tak?
Ona: Tak.
On: Ale mi ulżyło!
fot. Kamila Markiewicz-Lubańska, Michał Gabruk, Piotr Panas, Michał Giorew
Z okazji 26. Przeglądu Kabaretów PAKA, który w kwietniu odbędzie się w Krakowie, przedstawiamy cztery kobiety
znane Wam ze sceny kabaretowej. Specjalnie dla naszych Czytelników przygotowały miniskecze i dowcipy.
Ewa Błachnio,
kabaret Limo
Kiedy zaczynała karierę i z kabaretem Limo pojechała na przegląd kabaretów „Mulatka” w Ełku, miała 16 lat. Wtedy nie przyznawała się
do swego wieku. Wszyscy myśleli, że jest starsza. Teraz pytają: „Ewa, to jak długo będziesz
mieć te 25 lat?”. Ona tymczasem tyle właśnie
ma, niedawno skończyła pisać pracę magisterską na politologii. Cała Polska zna ją jako Mariolkę – osiedlową piękność, niezbyt może bystrą,
ale piekielnie zabawną. – Zanim w naszym repertuarze pojawiła się „Dzielnia”, a wraz z nią
postaci Lesia i Mariolki, liczniejsza publiczność
nas nie znała. Wcześniejsze nasze programy ze
względu na parateatralną formę lub tematykę
nie cieszyły się dużym zainteresowaniem telewizyjnych decydentów programowych – mówi Ewa Błachnio, która wraz z kabaretem Limo ma na swoim koncie aż trzy pierwsze nagrody PAKI. – W tym roku oczywiście też będziemy
Olga Sarzyńska,
kabaret Macież
– Dla środowiska teatralnego jesteśmy kabareciarzami, dla kabareciarzy jesteśmy aktorami
– mówi Olga o sobie i swoich kolegach z kabaretu Macież, który w ubiegłym roku zadebiutował na PACE i od razy przywiózł stamtąd najważniejszą nagrodę przeglądu – Grand Prix. Kabaret tworzą absolwenci warszawskiej akademii
teatralnej i muzycznej. Ich repertuar to zupełnie nowa jakość – scenki dopracowane w szczegółach, wyreżyserowane, często bardziej przypominające teatr niż skecze. Ale ani trochę mniej
śmieszne niż tradycyjny kabaret.
– Czy aktorce po szkole teatralnej wypada
grać w kabarecie? Oczywiście, że tak! Akademia wbrew pozorom nie uczy tylko ugładzonego, poważnego aktorstwa. Profesorki niejednokrotnie krzyczały do niektórych dziewczyn: „A przestań ty być taka laleczka śliczna,
na PACE, ale nie startujemy już w konkursie.
Pokażemy nasz najnowszy program „Niebieski
migdał”, który opowiada o marzeniach. W drugiej części naszego wieczoru będzie improwizowany koncert z udziałem gości. Improwizacja to świetna zabawa, wszystko dzieje się na żywo przed publicznością, a ludzie czując, że są
świadkami czegoś niepowtarzalnego, bawią się
razem z nami. Zwłaszcza gdy nam nie wychodzi. Wtedy jest jeszcze śmieszniej.
(Podlewając roślinkę doniczkową stojącą na
scenie): A wiecie już, że nasz kwiatek nazywa się Leon? To znaczy nieoficjalnie, bo nie
wiem, czy wiecie, ale nazywanie roślin w naszym kraju jest nielegalne. No, poważnie! Mojego kumpla zamknęli, jak tylko dowiedzieli
się, że ta roślinka, co stoi u niego na parapecie, to Marysia. Fragment programu „Niebieski Migdał”
Abelard Giza
wykrzyw się trochę, zbrzydź!”. A to w kabarecie jest niezmiernie ważne. Zawsze pociągała
mnie komedia, to był mój ulubiony gatunek także
w teatrze. Ale gra przed publicznością kabaretową jest dużo trudniejsza. W teatrze nie widać, kto
siedzi na widowni, zwykle światło pada tylko na
scenę. Publiczność przeżywa w ciszy, wewnątrz.
Natomiast w kabarecie mamy cały czas kontakt
z publicznością, jej śmiech i brawa są recenzją,
którą wystawia nam na żywo. Jest więc większa
trema, ale i większa przyjemność z grania.
Swego czasu w „Spatifie” do toalety wtacza się
nieźle wstawiony Jan Himilsbach. Załatwiwszy swoją sprawę, zostawia babci klozetowej
na tacy banknot o zdecydowanie zbyt dużym
nominale. Spostrzegłszy to, babcia wybiega za
aktorem:– Panie Janku, ale to za dużo, pan się
pomylił, oddaję, ja jestem uczciwa...
– I dlatego tu, kurwa, siedzisz – skwitował.
Ada Borek, kabaret Babeczki
z Rodzynkiem oraz Nowaki
Kabaretką została przez przypadek. Kiedy jechała na studia na Uniwersytecie Zielonogórskim, nie wiedziała, że trafi do mekki kabaretu – do Zielonogórskiego Zagłębia Kabaretowego, jak to nazwał kiedyś Piotr Bałtroczyk.
Występuje w kabarecie Nowaki, który wychodząc z cienia, rok temu zdobył na PACE pierwsze miejsce. Ale zaczęło się od warsztatów kabaretowych w klubie Gęba, po których wraz z
koleżankami założyła jeden z nielicznych kobiecych kabaretów – Babeczki z Rodzynkiem.
Nic więc dziwnego, że jej zdaniem w kabarecie wcale kobiet nie brakuje. – Jeśli miałabym
wskazać, która kobieta mnie fascynuje, tak sce-
nicznie, to bez wątpienia jest nią Asia Kołaczkowska z Hrabi. To babka, przy której szczena
opada. Podziwiam ją – wyznaje. Twierdzi, że
aby grać w kabarecie, trzeba mieć małego świra, być trochę stukniętym. Jej tego nie brakuje. Występowała m.in. u boku Grzegorza Halamy i Romana Żurka. Dla niej PAKA to nie tylko konkurs. To także wydarzenie w świecie kabaretu; wielka przyjemność poznawania kabareciarzy i obcowania ze starszymi, bardziej doświadczonymi od siebie. To miejsce, do którego
pięknie jest wracać co rok.
Prawda jest taka...
W marcu jak w garncu,
a w kwietniu jest PAKA!
www.miastokobiet.pl
21
MIASTOopera
Emocje
muszą być
prawdziwe
Rozmowa z Małgorzatą Walewską, odtwórczynią tytułowej roli w „Carmen” Georges’a Bizeta,
której premiera w Operze Krakowskiej odbędzie
się 5 marca
P
artię Carmen śpiewała Pani w swojej karierze już w dziewięciu różnych produkcjach. Czy nie odczuwa Pani rutyny,
przygotowując się po raz kolejny do tej roli?
Jaka będzie Carmen w przedstawieniu w Operze Krakowskiej?
Praca nad rolą to zawsze praca dwóch osób – artysty i reżysera, a efekt
końcowy jest wypadkową wrażliwości artysty i tego, czego wymaga od
niego reżyser. Z reżyserem „Carmen” w krakowskiej operze, Laco Adamikiem, bardzo dobrze się rozumiemy. Jeśli miałabym opisać Carmen
w tym przedstawieniu jednym słowem, to przede wszystkim będzie ona
prawdziwa. W „Carmen” musi być gra na prawdziwych emocjach, niczego nie można udawać. Bez względu na sposób inscenizacji – czy jest on
tradycyjny, czy bardziej współczesny – relacje erotyczno-uczuciowe między mężczyzną a kobietą pozostaną takie same. Zawsze bardzo utożsamiam się z rolą, którą wykonuję, i jest dla mnie ważne, aby udało się
przekonać publiczność, że emocje w przedstawieniu są prawdziwe.
Jak przygotowuje się Pani do roli? Przeczytałam w jednym z wywiadów, że gdy ma Pani w perspektywie śpiewanie Carmen, natychmiast przechodzi na dietę, bo „ta postać musi przekonywać nie
tylko głosem; widz powinien uwierzyć, że jest młodą dziewczyną”.
Z odchudzaniem tym razem był jednak problem. Przed rozpoczęciem
prób byłam na wakacjach w Egipcie, gdzie była przepyszna kuchnia,
i nie udało mi się schudnąć. Na szczęście kostiumy mogą ukryć pewne
22
Miasto Kobiet 2010
krągłości. W krakowskim przedstawieniu kostiumy – autorstwa Barbary
Kędzierskiej – są zresztą wyjątkowo piękne. Mają klasę, są tradycyjne, ale
nie w stylu Cepelii. Poza tym w Carmen jednak ważniejszy jest charakter
i temperament niż waga.
Czy niepokorną Carmen można by nazwać prafeministką?
Myślę, że tak. Carmen jest wolna. Utwór Georges’a Bizeta to generalnie
opera o wolności, także w odniesieniu do kraju, bo przecież jest tam tło
rewolucyjne.
Paryska premiera „Carmen” w 1875 roku wywołała skandal…
… który wziął się stąd, że ludzie spodziewali się komedii, a okazało się, że
finał opery jest tragiczny. Bizet się wtedy załamał.
I nie doczekał późniejszego gigantycznego sukcesu „Carmen”. Bo
Carmen stała się szybko jedną z najbardziej wyrazistych postaci wśród bohaterów opery, doskonale znaną także osobom niebędącym miłośnikami tego gatunku. Jak Pani sądzi, dlaczego tak
się stało?
Muszę przyznać, że nie wiem. To dla mnie zagadka: co takiego jest
w „Carmen”, że stała się tak sławna? Nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego
nie stało się podobnie np. z „Aidą”. Uważam, że jest wiele piękniejszych
arii w innych operach. Według mnie, „Carmen” wcale nie jest najpiękniejszą operą na świecie! Proszę jednak spytać na ulicy „zwykłego” człowieka, dlaczego „Carmen” tak fascynuje. Ja nie jestem obiektywna. A jak
znajdzie Pani odpowiedź, proszę się nią koniecznie ze mną podzielić.
Rozmawiała Ola Soboń-Smyk
Premiera „Carmen” G. Bizeta – 5 marca, g. 18.30.
Terminy spektakli: 6, 7, 9 marca, 14, 15, 16 maja.
„Miasto Kobiet” jest patronem
medialnym krakowskiej
inscenizacji „Carmen”
fot. Archiwum Gliwickiego Teatru Muzycznego
Przedstawienie w Operze Krakowskiej to moja dziesiąta, jubileuszowa
inscenizacja „Carmen”. Wracam do tej opery po dwuletniej przerwie –
z nowym zapałem. Rola Carmen stanowi zawsze spore wyzwanie. Za
każdym razem można wnieść do niej coś nowego i wykonać ją lepiej, np.
lepiej zaśpiewać po francusku. Poza tym wykonanie tej partii jest po prostu zbyt trudne, aby móc popaść w rutynę. Trzeba kontrolować wokal,
ruch, przydają się też inne umiejętności – np. gra na kastanietach. Carmen ma też charakterystyczny hiszpański styl, widoczny w postawie czy
sposobie chodzenia. Pracuję nad tym, bo my, Słowianie, nie mamy tego
niestety we krwi.
W 1997 roku śpiewałam partię Carmen w Operze Wiedeńskiej, w przedstawieniu w reżyserii Franca Zefirellego. Był to przykład niezwykle wiernego podejścia do oryginalnego libretta. A we Wrocławiu w 2005 roku
brałam udział w całkowicie współczesnej inscenizacji w reżyserii Roberta Skolimowskiego. To było dość szalone spojrzenie na „Carmen”. Takie
podejście, muszę szczerze przyznać, bardzo mi się podobało i dobrze się
przy tej interpretacji bawiłam. Za każdym razem, grając w „Carmen”,
pracowałam z innym reżyserem, odmienny był sposób inscenizacji i czegoś innego ode mnie oczekiwano.
M
armolada – smak dzieciństwa,
smażone jabłuszka, śliwki, zbierane
ochoczo maliny… Zaledwie kilka miesięcy temu w samym centrum Krakowa
(przy ulicy Grodzkiej) otwarto restaurację o tak smakowicie kojarzonej nazwie.
Klimat tego miejsca miesza staropolską gościnność z włoskim uwielbieniem
wspólnej biesiady, a menu ciekawie łączy
polską i włoską kuchnię. Celem właścicieli było stworzenie w centrum miasta
miejsca, w którym czuć zapach świeżo
tłoczonej oliwy oraz chrupiącego chleba,
pieczonego na miejscu. Przestrzeń lokalu pozwoliła też stworzyć bogatą ofertę, umożliwiającą przygotowanie dużych
imprez okolicznościowych.
Marmolada to miejsce, gdzie cieszą oczy
soczyste barwy potraw i dekoracji. Truskawki, zwisające z uwieszonych pod
stropem wieńców, wydają się pachnieć,
a od barwnych malowideł ściennych
trudno oderwać wzrok. Kosze świeżych
rumianych jabłek zawsze są wypełnione
po brzegi, jakby właśnie zerwane w sadzie.
To miejsce, gdzie zawsze panuje lato.
Z serwowanych tu pyszności warto spróbować niezwykłego bulionu z przepiórki
z lanymi kluseczkami. Specjalnością szefa kuchni, serwowaną zwłaszcza z myślą o najmłodszych gościach, jest jedyna
i niepowtarzalna pizza z… nutellą. Warte
grzechu, nie tylko dla łasuchów, są złociste chrupiące racuszki z gruszką, których
każdy słodki kęs rozpływa się w ustach.
P
o sąsiedzku, przy ulicy Kanoniczej,
w kamienicy, w której spotykali się przez
wieki członkowie bractwa krakowskich
Restauracja MARMOLADA
ul. Grodzka 5, Kraków, tel. 12 396 49 46
[email protected]
dzwonników opiekujących się dzwonem króla Zygmunta na Wawelu, mieści się restauracja La Campana (po
polsku „dzwon”). Największym atutem
tego miejsca jest wewnętrzny ogród.
Otoczony starymi murami kamienic,
pamięta królów, spoczywających w wawelskiej katedrze. Mimo iż działa zaledwie rok, La Campana doceniona została przez krytyków kulinarnych, a jej
ogród stali goście nazwali „krakowskim
tajemniczym ogrodem”. Teraz, wiosną,
budzi się on do życia.
Aby wstąpić do każdej z tych restauracji, nie trzeba pretekstu. Jeśli jednak
ktoś takowego potrzebuje, to czy Dzień
Kobiet lub nadchodzące święta wielkanocne nie są wystarczającym powodem, by zaprosić tu swą partnerkę na
coś dobrego?
Restauracja La Campana
ul. Kanonicza 7, Kraków, tel. 12 430 22 32
[email protected]
MIASTOmuzyka
redaguje
Paweł Gzyl
Fever Ray
Fever Ray
Ten album znalazł się chyba we wszystkich zestawieniach najlepszych płyt minionego roku na świecie. Nic w tym dziwnego – muzyka zaproponowana na solowej płycie przez Karin Dreijer Andersson, wokalistkę szwedzkiego duetu The Knife, robi rzeczywiście duże wrażenie. Formuła niby jest znana: ekscentryczny pop w elektronicznym opakowaniu, coś,
co Björk wyśpiewuje już prawie dwie dekady. Ale muzyczna wyobraźnia i brzmieniowa pomysłowość Dreijer sprawiają, że jej nagrania tworzą nową wartość. Piosenki są więc mroczne, ale nie groteskowe, elektronika zostaje w nich wykorzystana w niebanalny sposób, a głos wokalistki zachwyca niezwykłą barwą. Mimo tej ekstrawagancji utwory mają
urokliwe melodie i wpadają w ucho już po pierwszym przesłuchaniu. W Polsce album ukazał się dopiero teraz – ale za
to z drugim krążkiem zawierającym sugestywne wideoklipy Fever Ray. [ISound]
Charlotte Gainsbourg
IRM
Ostatnio oglądaliśmy ją w „Antychryście” Larsa Von Triera – i chyba prędko nie zobaczymy
jej w innym filmie. Rola ta była bowiem dla aktorki traumatycznym doświadczeniem. Jeszcze trudniejszym przeżyciem był krwotok śródmózgowy, który o mało nie pozbawił jej życia.
Wszystkie te doświadczenia wpłynęły na zawartość drugiej „dorosłej” płyty córki Jane Birkin i Serge’a Gainsbourga. Ale w pozytywnym
sensie – dodały całości autentyzmu, który pod
znakiem zapytania postawiła niestety rozbuchana produkcja Becka. Amerykański artysta z typową dla siebie nonszalancją ubrał głos piosenkarki w postmodernistyczne cytaty z barokowego popu, glamowego boogie czy wyluzowanego folku. Tylko wokalowi Gainsbourg
i niesionym przezeń tekstom zawdzięczamy,
że materiał ten nie osunął się w stronę ironicznej zabawy gatunkami. [Warner]
Armia
Za Siódmą Górą
Piosenki ku
pokrzepieniu serc
Freak
Kto kojarzy Armię z punkiem
i metalem, będzie zaskoczony tym albumem. Tomek Budzyński z kolegami penetruje na nim nieznane obszary rozimprowizowanego jazz-rocka, wyśpiewując
swą tęsknotę za rajem utraconym. [ISound]
Current 93
Aleph At Hallucinatory Mountain
Najmocniejsza płyta w dorobku Davida Tibeta, nieustraszonego proroka nadchodzącej Apokalipsy – zamiast
akustycznego folku siarczysta psychodelia inspirowana
Księgą Rodzaju. [Rockers]
24
Miasto Kobiet 2010
Tytuł mówi sam za siebie. Tym
razem Wojcek Czern proponuje urokliwe utwory utrzymane
w akustycznej formule, głoszące czytelne przesłanie wiary, nadziei i miłości. [Obuh]
Om
God Is Good
Amerykańscy sludgemetalowcy zmienili front – tym
razem zaserwowali transowe
kompozycje oparte na mocnych pochodach basu i bębnów. A wszystko na chwałę
Boga. [Drag City]
czytelnia MIASTO
Jacek Dukaj
Wroniec
Jeśli Wroniec nie należy do najciekawszych książek minionego
roku, to przynajmniej jest niewątpliwie fascynującym zjawiskiem.
Mamy tekst Jacka Dukaja, ilustracje Kuby Jabłońskiego utrzymane w burtonowskiej poetyce, a także zjawiska okołowrońcowe: klipy,
gry i tym podobne cuda, wokół których skupia się rosnące środowisko fanowskie. Ortodoksyjni wielbiciele pisarza mogą go oskarżyć o pohamowanie wyobraźni. Wizja stanu wojennego jako groźnej bajki, rozpisana na czytelne metafory, rzeczywiście robi wrażenie – nie tylko dlatego, że literacko temat jest niemal nieruszony.
W generalnym zachwycie nad Wrońcem – konsekwentną wizją
autora wzniesioną na oszczędnym słowie – umknął chyba sens tej
baśni. Istnieje jasna, popularna wykładnia wybielająca rolę Jaruzelskiego; wskazuje się groźbę radzieckiej inwazji i względną łagodność aparatu represji. Dukaj wydaje się sprzeciwiać takiemu
stanowisku: we Wrońcu stan wojenny to koszmar i piekło wprowadzone przez potwory, maszyna do miażdżenia czystych serc i zgoda na uśrednienie. Nic tego nie usprawiedliwia.
(Wydawnictwo Literackie).
Łukasz Orbitowski
nowości książkowe
redaguje Łucja Kucia
Wojciech Tochman
Luiza Piotrowicz
Mojżeszowy krzak, Schodów się nie pali, Człowiek,
który powstał z torów… Książka ta jest zbiorem publikowanych wcześniej reportaży Wojciecha Tochmana – tym razem w nowym układzie i w nowym
sąsiedztwie. Dzięki temu zabiegowi znane teksty
nabierają nowych znaczeń, a perfekcyjny warsztat
reporterski sprawia, że konkretne historie z życia
wzięte stają się przekazem uniwersalnym. (Czarne)
Spokojne, uporządkowane (i puste w gruncie rzeczy) życie Weroniki, trzydziestoletniej wziętej prawniczki, nagle się zawaliło. Przypadkiem odkryła, że jej biologiczna matka jednak żyje i szuka z nią
kontaktu. Podróż do źródeł, którą Weronika odbywa wbrew sobie,
spotkanie z Martyną – wiejską „wiedźmą”, i tajemnice pokoleń niezwykłych zielonookich kobiet – jej babek, prababek, praprababek
– zmuszają bohaterkę do odpowiedzi na pytania, których dotąd unikała; zwłaszcza na to najtrudniejsze – o przeznaczenie. (Replika)
Bóg zapłać
Wszystkie moje matki
Rudyard Kipling, Księga dżungli
Losy małego hinduskiego chłopca wychowanego przez wilki znają właściwie wszyscy, głównie za sprawą wygładzonej disnejowskiej adaptacji. Odbiór
zakłóca dodatkowo powrót Księgi dżungli na listę lektur szkolnych – dla młodocianego czytelnika książka z fascynującej opowieści przemienia się automatycznie w nudną ramotę. Najnowsze wydanie zbioru opowiadań Kiplinga ma szansę przełamać ten schemat za sprawą dwóch jego zalet. Pierwsza to
żywy język nowego tłumaczenia – wielbicielom Harry’ego Pottera i Narnii za rekomendację posłuży samo nazwisko Andrzeja Polkowskiego. Druga (last,
but not least) zaleta ma rangę wydarzenia artystycznego: w zrozumieniu i przeżyciu opowieści pomagają ilustracje samego Józefa Wilkonia – niezwykłe
i fascynujące. Chapeau bas! (Media Rodzina)
Erri de Luca, W imię matki
Erri de Luca, autor poruszającego Montedidio, przedstawia historię Zwiastowania i Bożego Narodzenia z naturalnej (właściwej?) perspektywy – narratorką opowieści czyni
Miriam, Marię z Nazaretu. I nie chodzi tu bynajmniej o obrazoburcze podważanie relacji ewangelistów. Któż opowie
o cudzie narodzin, o nadziejach związanych z dzieckiem lepiej i z większą czułością niż matka? (W.A.B.)
Julia Franck, Południca
Rosjanie zdobyli Szczecin. Ośmioletni Peter w tłumie zagubionych
postaci ucieka z matką do Niemiec, do Budziszyna. Gdy zostaje sam
na dworcowej ławce i cierpliwie czeka na matkę, która poszła kupić
bilety, nie wie jeszcze, że czeka na próżno. To nie jest początek opowieści – to jej koniec. I nie ten skrzywdzony chłopiec jest jej głównym bohaterem, ale właśnie jego matka – wiecznie uciekająca: przed
przeszłością, przed wspomnieniami, przed sobą samą. (W.A.B.)
www.miastokobiet.pl
25
redaguje
MIASTOFILM
Kamil Śmiałkowski
No właśnie. Obchodzicie jeszcze 8 marca? Niby niekoniecznie, ale jak ktoś się pcha z życzeniami i prezentami, to nie protestujecie, prawda? No, to gdyby takim spóźnionym prezentem miał być seans kinowy – oto kilka sugestii. Poszukajmy w wiosennym repertuarze jakichś filmów dla kobiet, a jeszcze lepiej z ciekawymi kobietami na ekranie. No i daleko szukać
nie trzeba. Wszak już w kinach można spotkać
Alicję w krainie czarów, najnowszą ekranizację klasycznej i magicznej powieści Carrolla, w której to (w ekranizacji, a nie powieści)
o rząd dusz kinomanów walczą reżyser Tim
Burton i wytwórnia, która wyłożyła na ten film
pieniądze. A imię jej Disney. Efekt – jak każdy
kompromis leży gdzieś pośrodku i chyba tak do
końca nikogo nie zadowala. Ale Alicja wygląda
ślicznie. Nieomal jak Susie Salmon, bohaterka
najnowszego filmu Petera Jacksona Nostalgia
Anioła – twórca „Władcy Pierścieni” i „King
Konga” tym razem wybrał sobie znacznie subtelniejszy temat i opowiada, dosłownie, o aniele. Oraz o tych, którzy muszą tkwić na Ziemi
i nie jest im łatwo. To zupełnie inne kino, ale
równie magiczne i fascynujące jak wcześniej-
sze filmy nowozelandzkiego reżysera. Kolejne
dwie kobiety godne uwagi w marcowych kinach to filozofka i astronomka Hypatia – bohaterka Agory, historycznego dramatu sprzed
tysiącleci, i tytułowa Różyczka – PRL-owska
agentka służb specjalnych rozdarta pomiędzy
miłością do swego oficera prowadzącego i swej
ofiary. Jeszcze Wam mało? To zapraszam na
Była sobie dziewczyna, bardzo dobry, oscarowy wręcz brytyjski dramat o dorastaniu i emancypowaniu się... A jeśli komuś w tym wszystkim
brakuje sporej dawki humoru, to rzecz może
nadrobić pod koniec miesiąca, gdy do kin wejdzie Wszystko o Stevenie – historia pani, która marzy o kamerzyście z CNN i wprowadza te
marzenia w życie.
Myślicie, że po takim marcu kwiecień będzie
równie kinowo bogaty w rozmaite żeńskie kreacje? No to prima aprilis. Daliście się nabrać.
Tak dobra seria nie jest w stanie utrzymać się
tak długo. Kwiecień to miesiąc mniej lub bardziej udanych romantycznych komedii. Nie
żebym miał coś przeciw temu gatunkowi, ale
w konfrontacji z tytułami wymienionymi powyżej wypadają one zwykle dość blado.
Gdzie ci mężczyźni?
Z powrotem na ekran
Wiecie gdzie? Przy dzieciach. Oto tydzień po tygodniu
w marcu do kin wchodzą filmy ze słynnymi twardzielami kina, którzy zostają przymuszeni sytuacją, by udać
się na ekranowy urlop wychowawczy. Żadna to nowość
– wszak już sam Arnold Schwarzenegger był „Gliniarzem
w przedszkolu” (że o byciu w ciąży nie wspomnę). Tym
razem dziećmi muszą się zająć mistrz wschodnich sztuk
walki Jackie Chan w Nasza niania jest agentem i hollywoodzki twardziel Dwayne „Rock” Johnson w Dobrej
wróżce. I jeśli macie wątpliwości, rozwiejmy je od razu.
Tak, Rock gra rolę tytułową.
26
Miasto Kobiet 2010
W ramach nieustającej akcji przypominania i promowania klasyki kinowej oto propozycje na wiosnę. W marcu
w kinach zobaczyć można jeden z najlepszych gangsterskich filmów retro – Bonnie i Clyde Arthura Penna, genialną opowieść o parze zakochanych (w sobie nawzajem) przestępców z czasów Wielkiego Kryzysu. Kwiecień
zaś to miesiąc Śmierci w Wenecji Luchino Viscontiego – powiedzmy jedynie, niewtajemniczonym, że to nie
jest kino akcji. A gdzieś pomiędzy nimi do kin wraca Toy
Story 2 – klasyczna już animacja Pixara, którą tym razem
można zobaczyć w wersji 3D. Czyli tak samo, ale inaczej.
fot: materiały prasowe Forum Film Poland, Best Film, Vivarto
Wiosna, panie bileterze
nowe miejsca miasto
redaguje
Agnieszka Kozak
Virtuoso
restauracja, Rynek Główny 44
Przed Virtuoso wystawiony jest stół, a na nim – na starą wenecką modłę – półmisek ze świeżymi rybami i owocami morza. Jest także
informacja zapowiadająca, że tu można zjeść mule. I to w towarzystwie znamienitych aktorów, patrzących na nas ze ścian eleganckiej
restauracji. Te portrety to niedawno licytowane prace, na których krakowscy celebryci wcielili się w bohaterów obrazów Rembrandta. I choć w restauracji króluje kuchnia włoska, jej szefem jest Belg.
Masa Sushi & CoffeE
ul. Floriańska 11
Od jakiegoś czasu istnieje tam całodobowe, dyżurne okienko z pyszną kawą. To dla amatorów ciepłego, orzeźwiającego napoju, dla których nie ma różnicy między dniem i nocą. Ale już niedługo,
bo w marcu, otworzy tam podwoje restauracyjka sushi. Jedzenie tej potrawy w wiekowej, polskiej
kamienicy może być niezwykłym przeżyciem. Czekajcie na otwarcie!
Sushi 77
restauracja, ul. św. Anny 5
Amatorów japońskiego przysmaku przybywa. Przybywa też osób, które zauważyły, że za granicą za sushi
nie płaci się jak za argentyński stek, ale jak za normalny lunch. Sieć Sushi 77 to takie miejsce, gdzie sushi
traktowane jest z szacunkiem, ale nie przesadza się z jego ceną. Do tego szef kuchni wierzy w nowe połączenia smaków – u niego mozzarella pasuje do krewetek i żurawin, a wszystko to znajdziemy w sushi właśnie.
PIMIENTO (nowe)
restauracja, ul. Stolarska 8
Do tej pory wyborne steki argentyńskie można było zjeść
tylko na Kazimierzu. Na szczęście „siostra” kazimierskiego Pimiento powstała właśnie w okolicach Rynku,
przy ul. Stolarskiej, na miejscu dawnego Orient Expressu. W gościnnym lokalu można dostać
wszystkie dania z Kazimierza, a więc najszlachetniejsze mięso z grilla, ale też na
przykład potrawy z kiełbaskami chorizo
lub sercem palmy. Właściciele nie mogą się już doczekać lata, aby móc otworzyć piękny ogródek.
Fashion Time
klub, ul. Kościuszki 3
Takiego miejsca w Krakowie brakowało – dużego muzycznego klubu,
gdzie każdy znajdzie muzykę dla siebie; miejsca eleganckiego, ale bez
sztucznego podziału na VIP-ów i resztę zjadaczy chleba (selekcja przy
wejściu wystarczy, by mieć pewność, że będziemy się bawić w dobrym
towarzystwie). Wreszcie – miejsca z dala od przepełnionego turystami Rynku Głównego i kazimierskiej enklawy dusznych knajpek – choć
w centrum; brakowało takiego normalnego miejsca do tańca i zabawy
z dużą grupą znajomych – bez obawy, że będzie za ciasno. Fashion ma
trzy piętra: na górze królują disco i oldskulowe klimaty lat 80. i 90., na
środku house, a na samym dole r&b i najświeższy pop. [KS]
O tym, że w klubie można potańczyć, posłuchać muzyki i spożyć coś mocniejszego, wie każdy. Ale jeśli
komuś to nie wystarcza? Kluby dwoją się i troją, mnożąc pomysły na urozmaicenie wieczoru wybrednym gościom. Wystawy, imprezy tematyczne, wieczory dla singli – wachlarz możliwości jest szeroki
Are you single?
Pod takim tytułem klub Baccarat (ul. Stolarska 13) przygotowuje
comiesięczny cykl imprez, przeznaczonych głównie dla osób szukających nowych znajomości. Podczas wieczoru organizowane są konkursy i promocje pomagające w integracji. W wyborze partnera lub partnerki pomaga oznakowanie gości – każdy otrzymuje opaskę w kolorach odpowiadających zamiarom, z którymi przyszedł do klubu: Just
Sex, I’m Single, Love oraz Don’t Look At Me dla tych zajętych lub
w ogóle niezainteresowanych. Podczas imprezy odbywają się również
tzw. speed dating, czyli szybkie randki.
W tym roku na cykl szybkich randek zdecydował się też klub Lizak
(ul. Pijarska 11), który w organizowaniu imprez typu klubowego ma
zresztą wprawę. Często możemy się tam natknąć na klubowe projekcje filmowe czy wieczory z konsolą gier Playstation.
Filmowo i teatralnie
Od organizowania wieczorów filmowych nie stroni klub Łódź Kaliska
(ul. Floriańska 15), gdzie niedawno odbył się taki wieczór w ramach
projektu Filmtour Polska – Deutschland 2009. Filmy grupy Łódź Kaliska można tu oglądać w każdy przedostatni wtorek miesiąca. Znaną
ostoją przeglądów filmowych i niszowych prezentacji filmów czy slajdów z podróży, jest też klub Re (ul. Krzyża 4). W Rotundzie (ul. Oleandry 1) z kolei natkniemy się na słynną Etiudę & Animę. W krakowskich klubach nie brakuje też miejsca na teatr. W znanym studentom
klubie Żaczek (ul. 3 Maja 5) organizowane są tzw. Offowe Wieczory Teatralne. Przygotowywane przez amatorów i profesjonalistów teatralnych, przybierają formułę uczeń – mistrz i prezentują niszową
oraz eksperymentalną aktywność teatralną.
28
Miasto Kobiet 2010
Re
Wystawy i galerie
Prym wśród klubów udostępniających swoje ściany dla artystów wiedzie Pauza (ul. Floriańska 18/3). Ten lokal, znany miłośnikom muzyki elektronicznej z gościnności dla festiwalu Unsound, przez cały
rok nie stroni od prezentacji sztuki fotograficznej, graficznej i malarstwa. Ostatnio w ramach imprezy Cracow Vibe Project przekształcił
się wręcz w galerię sztuki – mody, designu i oczywiście muzyki. Zaprezentowano oryginalne marki odzieżowe, a także... winylowe zabawki,
promowane przez Hodowców Zabawek. Była to pierwsza w Krakowie
impreza tego typu i na taką skalę. Organizatorzy wyrazili nadzieję, że
CVP stanie się wydarzeniem cyklicznym.
Zagrajmy (w) to jeszcze raz
Entuzjaści różnego rodzaju gier również znajdą coś dla siebie. Poza
wspomnianym klubem Lizak, gdzie często można przysiąść nad Playstation, najciekawszą ofertę wśród krakowskich klubów przedstawia
Śródziemie (pl. Wszystkich Świętych 9), w którym w każdą środę o godz. 20 odbywa się Game Day, impreza dla fanów gier planszowych, bitewnych, karcianek i RPG. Można przynosić własne gry, a dodatkową zachętą jest fakt, że gracze otrzymują zniżkę na piwo.
Mam talent
Któż nie ma czasem ochoty przedstawić szerokiemu gronu klubowiczów
swoich wokalnych umiejętności (nawet tych urojonych) i zaśpiewać dla
całej sali lub razem z nią? Dla utalentowanych kluby przygotowują wieczory z karaoke. W każdy poniedziałek natkniemy się na nie U Louisa (Rynek Główny 13), są też popularne w klubach Reaktywacja (ul. Grodzka 34 – co wtorek, czwartek i piątek) i Loch Ness (ul. Warszawska 15).
Baccarat, fot. Łukasz Patecki; Klub Re, Japandroids, fot. arch. Re; Łódź Kaliska „Nieme Kino”, fot. arch. Łódź Kaliska; Imbir, Noc
Bałkańska, fot. Joanna Gontkiewicz Nastal; Rotunda, kadr z filmu Arsy-Versy (Słowacja) nagrodzonego Brązowym Dinozaurem 2009
baccarat
Dookoła świata
Pozostają jeszcze imprezy tematyczno-muzyczne. Na fali ogromnego zainteresowania tematyką filmów Bollywood każdy szanujący się klub powinien zorganizować przynajmniej jedną Bollywood Night, podczas której tańczy się do hitów z indyjskich filmów i obowiązują stroje, lub przynajmniej ich elementy, z tego regionu. W „nocach z Bollywood” przoduje klub
Żaczek, nierzadko odbywają się one też w Klubie Kina Kijów oraz
w klubie Barrock (ul. Wąska 2). Ale nie samym Bollywoodem człowiek
łódź kalska
imbir
żyje. W Midgardzie (ul. Szpitalna 38) często natkniemy się na imprezy
latino, z gorącą południową muzyką. U Louisa z kolei w każdy piątek zatańczymy salsę, podobnie w nastawionym etnicznie klubie Imbir (ul. Tomasza 35), gdzie odbywają się cykliczne koncerty muzyki ukraińskiej oraz
imprezy reggae. Klub Re z kolei najczęściej proponuje muzykę bałkańską
– to tam co roku odbywa się też bałkański sylwester Doček Nove Godine.
Katarzyna Paluch
etiuda & anima w rotundzie
na skróty
I słowo stało się… suknią
Pod koniec lutego w Stalowych Magnoliach swoją kolekcję ubrań
zaprezentowała młoda krakowska projektantka Joanna Hawrot.
Monochromatyczne stroje, bufki, geometryczne wzory, inspiracja
minionymi epokami. Kolekcję nazwała „Słowa mówią”, bo – jak
zapewnia artystka – każdy projekt jest odzwierciedleniem konkretnych myśli. Z pracami Joanny Hawrot można się zapoznać
w jej atelier przy ul. Krowoderskiej 58. [Maz]
Styl dla każdej z nas
Stylizo
Kraków, ul. Meiselsa 10
tel. 605202740
Toczek,
palcat
i... tkaniny
szlachetne
Arabskie konie czystej krwi są symbolem bogactwa, dumy, dostojeństwa, tradycji i honoru. To właśnie one stały się inspiracją dla
wyjątkowej kolekcji rodem z ekskluzywnej arabskiej stajni. Smak
arabskiego luksusu to motyw przewodni projektanckiej kolekcji
ubrań poca & poca – nowej polskiej marki ubrań. Ekstrawagancja
i dostojność łączą się z eleganckimi i klasycznymi krojami, a zgaszone kolory intrygują kryjącą się za nimi tajemnicą. Projektantka
i założycielka marki – Karolina Gniewek – wykorzystuje materiały
najwyższej jakości, a wszystkie projekty, szyte ręcznie, występują
zaledwie w kilku egzemplarzach. www.pocaandpoca.com [JSZ]
Karnawał w spa
„Leśne Spa” (ul. Gajowa 16) wraz z agencją modelek „Rores” zorganizowało pokaz karnawałowych
kolekcji Laury Obrzut i Joanny Kostrz, a także biżuterii Eugeniusza Salwierza. Goście mieli okazję zapoznać się z ofertą zabiegów spa. [Maz]
SPA &Wellnes Leśne Spa, Gajowa 16, Kraków
www.lesnespa.pl
30
Miasto Kobiet 2010
fot.: Krzysztof Hawrot, Magdalena Korzeniowska, Michał Grzywacz, arch. Leśne Spa
– Dziś każda kobieta może pozwolić sobie na wizytę u stylisty i odmienić swój wizerunek. To nie jest usługa zarezerwowana wyłącznie
dla gwiazd – przekonuje Magdalena Korzeniowska, stylistka. Jej nowy butik na Kazimierzu to połączenie sklepu, wypożyczalni strojów
wizytowych i studia stylizacji ubioru. W Stylizo dostępne są projekty
sukienek koktajlowych Joanny Kędziorek i eleganckie stroje casualowe Beaty Cupriak. Jak zapewnia pani Magdalena, ubierają się u niej
zarówno matki, jak i córki. W sklepie można zamówić też skórzaną torebkę, w wybranym przez siebie fasonie i kolorze. [KS]
na skróty
Ekologiczne haute couture
Krakowski Tydzień Mody
21 marca już po raz czternasty odbędzie się Cracow Fashion Awards – pokaz mody prezentujący najlepsze dyplomowe kolekcje absolwentów Szkoły Artystycznego Projektowania Ubioru, który zarazem otworzy Cracow Fashion Week. O randze wydarzenia świadczą chociażby nazwiska dotychczasowych zwycięzców: Peggy Pawłowski, Magda Śmielak, Monika Czesak. Konkurs otwiera młodym projektantom drzwi do kariery i kolejnych
sukcesów: nagród w międzynarodowych konkursach, zaproszeń na zagraniczne pokazy i współpracy z dużymi markami odzieżowymi.
Cracow Fashion Awards już na dobre zapisało się w kalendarzu wydarzeń w polskim świecie mody, teraz SAPU walczy o nadanie imprezie rangi międzynarodowej. Miejmy nadzieję, że pomocna będzie zmiana miejsca – w tym roku po raz pierwszy pokaz odbędzie się w Hali Wystawienniczej Targów w Krakowie.
Podczas imprezy zamykającej Cracow Fashion Week (sobota, 27 marca w Hotelu Starym), swoje kolekcje zaprezentują krakowscy projektanci:
Izabela Ziółkowska i Piotr Czachor oraz Aneta Kosowska projektująca dla Apoteozy Stylu z Katowic. Zaproszenia można odbierać do 24 marca
w KREAturze, ul. św. Gertrudy 12a w godzinach 11-19.
„Miasto Kobiet” jest patronem medialnym wydarzenia. Jak co roku zwycięzcy Cracow Fashion Awards fundujemy dodatkową nagrodę – sesję
zdjęciową w naszym magazynie. Dotychczas na naszych łamach pokazywaliśmy m.in.: nagrodzone kolekcje Peggy Pawłowski i Grażyny Łobody.
matex
fot.: Sobiesław Książek, Piotr Kamiński, Anna Ciupryk
Sukienki z pudełek po pizzy, kreacje z papierowych lamp, skrawków gazet, a nawet kart do gry… Te i inne projekty
zaprezentowali studenci SAPU podczas styczniowego Junk Fashion Show – pokazu mody zainspirowanego ideą recyklingu i ochrony środowiska. Wyłoniono również zwycięzców konkursu na projekt ekotorby dla Galerii Kazimierz.
Najbardziej spodobał się pomysł Agaty Zolich, której torba trafi do seryjnej produkcji.
Maz
wielkanoc
Pisanka stworzona metodą batikową. Polega ona na stopniowym pokrywaniu
jaja kolorem i zakrywaniu go prawdziwym pszczelim woskiem przed kolejnym
barwieniem ciemniejszym kolorem. Autorka Danuta Pocztar kontynuuje tradycje
tworzenia pisanek, którą przekazała jej mama.
Galeria Art Cherub, Kraków, ul. Bonifraterska 1, www.artcherub.pl
Pisanka wykonana techniką decoupage'u polegającą na dekorowaniu przedmiotów
wyciętymi ornamentami z papieru, a następnie wielokrotnym lakierowaniu. Autorka:
Arleta Pocztar. Galeria Art Cherub, Kraków, ul. Bonifraterska 1, www.artcherub.pl
Szklane jajko – jak określa tę metodę
autorka Pati Dubiel – wypełniane
„różnymi rzeczami” Galeria BB,
ul. Garbarska 24,
Kraków, www.galeriabb.com`
fot.: Galeria ArtCherub, Pati Dubiel, Joanna Wapniewska, arch. Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w Krakowie
Design z jajami
Jajko uważane za kolebkę życia i najdoskonalszą
naturalną formę na świecie przewija się w twórczości
artystów wszystkich kultur. Pisanki, skrobanki
i kraszanki – te są u nas najpopularniejsze. jednak
podczas gdy tradycyjne formy ozdabiania jajek powoli
odchodzą w do historii to współczesny design
bynajmniej o jajach nie zapomina. Zwłaszcza przed
Wielkanocą. [KS]
Osiem tysięcy – tyle pisanek znajduje się w Muzeum
Etnograficznym im. Seweryna Udzieli w Krakowie.
Jest to największa i najstarsza kolekcja jajek w Polsce.
Powyżej pisanka z 1880 roku, pochodząca z terenów
Ukrainy: wydmuszka jaja kurzego; wosk i inkrustacja metalową nicią oraz kolorowym staniolem
Jajka malowane akrylami. Autorka: Joanna Wapniewska, studentka krakowskiej ASP. Zajmuje się grafiką, animacją i fotografiką. Jej pisanki można kupić na Allegro (użytkownik awlee)
www.miastokobiet.pl
33
profil
Z Krystyną Mazurówną, tancerką
i choreografką, rozmawia Matylda Stanowska
antysnobizm
Podobno napisała Pani autobiografię.
To prawda. Moja książka – Tańczę, walczę, nie odpuszczam – to nie
jest klasyczna literatura. Praca nad nią zajęła mi kilka miesięcy, zebrałam wspomnienia i przelałam je na papier. Zastanawiałam się, czy
dawać wszystko z nazwiskami czy nie, ale pani z wydawnictwa powiedziała, że absolutnie tak – teraz taka moda, że tylko z nazwiskami. Trochę się więc boję, czy nie pojawią się jakieś procesy – ale to
z kolei oznacza sprzedaż, więc ostatecznie czekam z nadzieją. Obraziłam paru panów, miejmy nadzieję, że to przyniesie efekt. Niektóre
anegdoty lekko podkoloryzowałam, ale poza tym – sama prawda. To
jest rys autobiograficzny od mojego urodzenia po dziś dzień – z nadzieją na przyszłość.
Kiedy pojawi się w księgarniach?
Niewykluczone, że już na wiosnę. Na jej promocję planuję ściągnąć
wszystkie swoje dzieci, które oczywiście opisałam w książce. Jedno zagra grzecznie Chopina na fortepianie, drugie zadudni coś na jazzowo,
a trzecie odtworzy z komputera własne kompozycje muzyki współczesnej. Przywiozę też mojego męża, który szlochając ze wzruszenia, będzie grał na gitarze i śpiewał „Ne me quitte pas” – nie opuszczaj mnie.
Jestem z nim dopiero 24 lata po rozwodzie, więc on ciągle ma nadzieję, że decyzja o rozstaniu była tylko chwilowa.
Książką wraca Pani do Polski?
Nigdy nie wyjechałam z Polski całkowicie. W konsulacie polskim
w Paryżu, dokąd chodziłam przedłużać paszport, ciągle mówili mi:
34
Miasto Kobiet 2010
Krystyna Mazurówna z Andrzejem Sewerynem, fot. Epoka; u góry: z kamerzystą Wojtkiem Jeżem, fot. Tadeusz Kubiak
Snobuję się na
„Przecież pani już tu jest na stałe”. Na stałe? Ja nigdzie nie jestem na
stałe. Nawet kiedy wychodziłam za mąż. Mąż rzecz nabyta, tymczasowa, kraj i mieszkanie – też. Jestem Polką, nigdy nie wypieram się
korzeni polskich, jednak dużo jeżdżę po świecie: mieszkam w Paryżu, przemieszkiwałam w Nowym Jorku, wczoraj wróciłam z Wiednia,
za miesiąc jadę do Szwajcarii, a stamtąd znowu do Warszawy. Myślę,
że stałe miejsce zamieszkania w epoce Internetu i pracy, którą można
uprawiać wszędzie, nie ma już większego znaczenia.
A Kraków?
Kraków bardzo lubię i przyjeżdżam tu jeszcze częściej, odkąd
poznałam grupę stylistów, działających pod marką Studio B3.
Szalenie odpowiada mi ich linia,
styl, który nie jest może jeszcze
popularny w Krakowie, ale ja
rozprzestrzeniam go w Paryżu
i Nowym Jorku. Jest tu też fryzjer, do którego regularnie chodzę – Kuba Ziemirski z salonu
Avant Apres. Świetnie koloryzuje i obcina włosy.
Polska upodabnia się do
reszty świata?
Martwi mnie powszechna uniformizacja, jaką obserwuję
w tym kraju. Liczy się telefon
najnowszej mody i najnowszy
rocznik samochodu. Przeliczanie wszystkiego na metry – kto
ma większe mieszkanie, dom;
jedyną wartość ma cena, prawie
nikt nie ma pomysłu na siebie,
na swoje otoczenie. Tymczasem
wielkie marki nie są wcale takie
ciekawe. Jednak nie odwracam
się od wszystkiego, co drogie.
Sama szaleję na punkcie Comme des Garçons, a ich projekty są bardzo drogie. Snobuję się
na antysnobizm.
A projektanci mody?
Zasmuca mnie brak możliwości w Polsce dla projektantów,
którzy są inni, ciekawi, oryginalni. Oglądałam kilka razy kolekcje Zienia, także tę pokazywaną w Paryżu – beznadzieja.
Gosia Baczyńska – bardzo miła prywatnie, jednak nic mnie
w jej strojach nie podnieca. Woliński – to samo. W Warszawie nie ma miejsca, które chciałabym odwiedzić, by zrobić modowe zakupy. Był taki sklepik z pracami młodych projektantów, z rozpaczy nabyłam w nim pięć czy dziesięć modeli, ale potem okazało się, że byłam tam jedyną klientką i trzeba
było zamknąć.
Czego zatem szuka Pani zwykle w sklepach?
Wszędzie, gdzie jestem, szukam nietypowych projektów, także modowych. W Brukseli odkryłam świetną stylistkę – Corę Kemperman,
która jest antykomercyjna: nie chce mieć sklepów w wielkich mia-
stach najbogatszych państw, tylko stoiska w mniejszych ośrodkach
– Brukseli, Amsterdamie. Jeżdżę do niej co trzy, cztery miesiące.
W Nowym Jorku chodzę na 8. Ulicę, gdzie są świetne sklepy z butami – znają mnie tam i poznają.
Znam Panią również jako właścicielkę niezwykłych torebek.
W tej chwili noszę torebkę w formie garnka, zrobioną z dwóch metalowych pokrywek, złączonych plastikiem i podszewką. Bardzo praktyczna, nie tknie tego żaden złodziej. Mam torebkę w formie kamienia – jak ze skały; torebkę jak aparat telefoniczny: z tarczą i słuchawką. Torebka zwykła, z dwiema rączkami mnie nudzi – a ja
nie lubię się nudzić. Nie jestem
fanką wielkich modeli za tysiące
euro – wszystko ma być jak najtańsze i jak najdziwniejsze, tego
się trzymam.
Wielcy projektanci, duże
nazwiska – potrafią Panią
uwieść?
Jean-Paul Gaultier – niekoniecznie za to, co projektuje ostatnio,
lecz za ekstrawagancję i awangardowość, poszukiwanie. Karl Lagerfeld – za to, że jest inny, że wciąż
chce mu się zrobić coś więcej niż
tylko jeszcze jedna suknia balowa.
Oryginalność ma dla Pani
największą wartość?
Już jako małe dziecko przyjęłam
zasadę, że trzeba robić w życiu wyłącznie to, na co ma się ochotę.
Początkowo rodzice byli przerażeni – byli przekonani, że będę jadła
tylko lody z bitą śmietaną i leżała,
ale nie – miałam ochotę zostać tancerką i zostałam; skończyłam szkołę baletową z samymi piątkami, nawet z przysposobienia wojskowego.
Zawsze wybieram to, czego sama
chcę, i to, czego nie zauważę u nikogo innego.
Zdarza się Pani zajmować
jeszcze choreografią?
Od czasu do czasu. Najbliższy
projekt mam w styczniu, w Teatrze Tańca Ewy Wycichowskiej
w Poznaniu. Będzie to spektakl
do muzyki Chopina – całkowicie oczywiście à rebours, z niezwykłymi kostiumami Studia
B3. Mam też pomysły na całą
masę ciekawych projektów, w tym także na dwie kolejne książki.
Krystyna Mazurówna – urodzona w 1939 roku we Lwowie tancerka i choreografka. Absolwentka warszawskiej Szkoły Baletowej, była solistką w Teatrze Wielkim w Warszawie. Niepokorna i poszukująca własnej formy, w 1968 roku wyjechała do Paryża, gdzie
założyła własną grupę taneczną Ballet Mazurowna. Matka trojga dzieci – Kaspra Toeplitza (kompozytora muzyki współczesnej), Baltazara Bluteau (gitarzysty jazzowego)
i Ernestyny Bluteau (pianistki). Występowała w filmach, tańczyła m.in. ze Stanisławem
Szamańskim i Gerardem Wilkiem, a także u Josephine Baker.
www.miastokobiet.pl
35
portret KOBIETY
Aktorki, piosenkarki, pisarki, kobiety biznesu, modelki... przed
obiektywem Anny Ciupryk przewinęło się kilkaset kobiet. Cel był jeden – złapać w kadr to, co ulotne, utrwalić to, co nieuchwytne.
1.
2.
O współpracy z Anną Ciupryk opowiadają aktorki:
Anna Dijuk, Aldona Jankowska, Dorota Zięciowska
1. Anna Dijuk
Z fotografem trzeba się zaprzyjaźnić. To tak jak z reżyserem; jeśli się nie zrozumiemy, to nie będzie się dobrze
grało. Zdjęcia u Ani są jak rozmowa przy kawie – nie ma
stresu, a czas jest pojęciem względnym. Ania fotografowała mnie wiele razy, ostatnio do mojego nowego portfolia. Jeśli jakaś kolorowa gazeta przeprowadza ze mną wywiad i mam możliwość polecenia swojego fotografa, to
polecam ją. Oprócz tego, że dobrze nam się razem pracuje, to najzwyczajniej w świecie przyjaźnimy się.
3.
2. Aldona Jankowska
Na widok Ani poprawia mi się humor. Rzuca kilka słów
i już czuję się rozluźniona, piękna i atrakcyjna. Mam problem ze sobą na zdjęciach, dlatego chętnie zwracam się
do Ani, bo na jej fotografiach siebie lubię. Ma duże poczuciem humoru i potrafi z moich cech zbudować portret, który mi się podoba i zarazem mnie bawi. Moje zdjęcia autorstwa Ani są teraz na plakatach do spektaklu „Różowe konie”, granego w krakowskiej Grotesce i do sztuki „Jak nie ja to kto” wystawianej w warszawskim Teatrze
Kamienica.
3. Dorota Zięciowska
Ania Ciupryk zrobiła mi sesję życia. Umówiłam się z nią
w dniu, w którym padał ulewny deszcz, na zewnątrz depresja, smutek, a ona sprawiła, że moja twarz wygląda
kwitnąco, śmiejąco, błyszczy. Ania jest cudowną, kontaktową, wrażliwą na człowieka osobą, jest absolutną profesjonalistką. Jeżeli chce cię do czegoś nowego namówić, innego niż zwykle, robi to w taki sposób, że sam nie
wiesz kiedy się na to zgadzasz i już za chwilę w tym ujęciu, kostiumie czy makijażu czujesz się jak ryba w wodzie.
Na dodatek zdjęcia, które zrobiła nie wymagały retuszu!
S
esja zaczyna się od makijażu,
gdyż Ania jest nie tylko fotografem, ale też wizażystką i stylistką. W czasie malowania swej modelki rozmawia, oswaja ze sobą, rozluźnia atmosferę i czeka, by zadziałała „chemia”, która jest
niezbędnym składnikiem udanej współpracy.
– Robiąc makijaż dowiaduję się wielu rzeczy
o osobie, którą będę fotografowała. To ważne,
bo z każdym pracuje się trochę inaczej – mówi Ania. Po takim wstępie modelka – niezależnie od tego, czy jest to jej setna czy pierwsza sesja, czy jest aktorką oswojoną ze swoim
ciałem czy osobą bez żadnego doświadczenia
w kontakcie z obiektywem – nie czuje już paraliżującego napięcia.
Ania Ciupryk przygotowuje portfolia dla modelek i aktorek, sesje urodowe i modowe do
czasopism lifestylowych. Coraz częściej jednak jej klientkami są kobiety, które chciałyby
po prostu wzbogacić rodzinny album o zdjęcia wykonane podczas profesjonalnej sesji.
– Chcą się poczuć wyjątkowo, zobaczyć siebie z innej strony. Robię im portrety, ale także akty – mówi fotografka.
Ci, których Ania dotąd fotografowała, podkreślają jej profesjonalizm, kreatywność, twórczą
fantazję, poczucie humoru i otwartość. Ona
sama powtarza, że praca z drugą osobą sprawia jej ogromną przyjemność. – Tak się jakoś
zawsze składa, że na moich zdjęciach kobiety
wyglądają ładnie – mówi z uśmiechem.
Aneta Pondo
Zdjęcia Anny Ciupryk można obejrzeć na
www.anionam.com.
Na indywidualne sesje zdjęciowe w atelier przy
ul. Dietla 105/1 można się umówić dzwoniąc
pod nr tel. 505122432
fot. Anna Ciupryk, od góry: sesja „Konstruując przestrzeń” projektantki Grażyny Łobody; aktorka Anna Dijuk, aktorka Aldona Jankowska; aktorka Dorota Zięciowska; modelka Magda Mitoń, zdjęcia z sesji „Studencka jesień”, Peggy Pawłowsky z sesji „Projektantyki”
profil
GLAM ROCK
ł GRZYWACZ
HA
mod
a we
dług
Ann
y Po
cho
pień
. MIC
fOT
Mistyczna czerń
w glamrockowym wydaniu. Romans tiulu ze skórą, koronki
z ćwiekami. Kolekcja z nutą dekadencji.
Szlachetność jedwabiu, satyny, naturalnych
wełen przełamana metalicznym, rockowym
szykiem. A że rock tkwi w szczegółach – wszystko
wykańcza niebanalny detal: drapowania, treny, ciekawe
rozwiązania, rękawy, brosze z luster
i nakrycia głowy, inspirowane żałobnym
welonem. Styl rock'n'rollowy na wytworną
kolację? Jak najbardziej tak.
www.miastokobiet.pl
39
GLAM ROCK
w w w. a
nnapo
chopi
en.co
m
Anna Pochopień jest projektantką mody
i stylistką. Projekty jej autorstwa grają w spotach
reklamowych i teledyskach, można je również podziwiać
na łamach zachodnich magazynów. Do grona jej klientów
należą liczne polskie gwiazdy, ubiera m.in. Anitę Lipnicką.
Właścicielką kilku jej kreacji jest też dziennikarka francuskiego
„Vogue”. Kolekcje autorstwa Anny prezentowane były
m.in. na pokazach Fashion Week w Berlinie, Fashion Art
Expension w Dublinie oraz Fashion Week Poland.
40
Miasto Kobiet 2010
fo
to
sty gra
f:
liz
M
m
ic
ak acja
: A hał
ija
fry
Gr
ż:
nn
zu
z
M
r
m
arc a Po ywa
od a: J
c
in
an
ho cz
elk
ob
S
p
Bo
a:
z
uw
ch czep ień
Pa
ie:
Nu ulina niarz ania
/S
k
nc
Gr
al
ab
ac on M
ka
/8fi anie
ws
m
od
k
els i
www.miastokobiet.pl
41
zakupy
Zakupy w cieniu Pałacu Kultury
Warszawa przedsionkiem zakupowego „wielkiego świata”? A dlaczego nie?
K
ultowa marka Topshop to powód, dla którego wielu moich znajomych potrafiło polecieć do Londynu, zwłaszcza gdy okazjonalnie tworzyła dla niej swoje autorskie kolekcje Kate Moss. Kilkupiętrowy sklep marki, mieszczący się przy Oxford Street, w którym znajdziemy dziesiątki submarek Topshopu (m.in. męskiego Topmana), to zakupowa mekka mieszkanek Londynu. Sklep w Złotych Tarasach nie
jest wielki, lecz daje smak tego, czym jest Topshop – szyjący dość bezkompromisowe ciuchy jak na masową markę. Firma produkuje to, co
akurat modne na wyspach: rzeczy trochę w stylu Agyness Deyn czy
lat 80., ilustracje aktualnych trendów muzycznych. Nie znajdziecie
tam raczej ciuchów bazowych, za to świetny kontrapunkt (cekinowy
42
Miasto Kobiet 2010
sweterek?), bardzo ciekawą biżuterię (oversized i kolorową) oraz szaloną kolekcję butów. Ceny? Odrobinę przesadzone, lecz Topshop potrafi uzależnić.
New Look – druga z brytyjskich marek pojawiła się w Warszawie w lutym. Jest to wyspiarska wersja naszego Reserved (wiem, że ma w Polsce wierne wielbicielki). Z zapowiedzi wynika jednak, że podczas gdy
w UK jest to tania marka, polscy dystrybutorzy będą się starali wywindować ją za pomocą ceny o półkę wyżej.
O
czywiście do Warszawy można się wybrać również na zakupy
bardziej luksusowe. Ściślej – na plac Trzech Krzyży, gdzie mieści
się mały zaczątek „wielkiego miasta”. Nie ma jeszcze w Polsce sklepu Chanel i Diora, jest za to okazały butik Armaniego. Ermenegildo
Zegna, Burberry, Mariella Burani, Escada to tylko niektóre ze – zmieniających się co jakiś czas – salonów w tej okolicy. Luksusowe sklepy starają się trzymać poziom. Oczywiście pozostaje pytanie, czy Polacy ubrania i dodatki kupują tutaj, czy nadal wolą jeździć za granicę,
gdzie te marki podobno są tańsze.
Z placu Trzech Krzyży łatwo przejść w moją ulubioną zakupową okolicę. Ulica Mokotowska – niegdyś wypełniona małymi zakładami rzemieślniczymi i miniaturowymi pakamerami (przypomina o tym choćby kultowy sklep z lampami) – stała się zakupowym rajem dla wybrednych. Na jej odcinku bliżej placu Trzech Krzyży znajduje się siedziba
i sklep Fundacji Bęc Zmiana, promującej młodą sztukę, a także zagłębie wnętrzarskie: sklepy z francuskimi tapetami, włoskimi tkaninami
obiciowymi, ekskluzywnymi elementami wykończeniowymi uzupeł-
fot. materiały prasowe sklepów
M
agazyny kobiece (łącznie z naszym) zachęcają, by na zakupy pojechać do Mediolanu, Paryża czy Nowego Jorku. Do
Londynu na zakupy można już polecieć
z Polski z personal shopperką. Część
krakowianek wybiera jednak inną opcję:
wsiada do InterCity i po dłuższej chwili jest w Warszawie…
Oczywiście można zadać pytanie: co takiego ma Warszawa, czego my
nie mamy? W odpowiedzi mogłabym podać całą listę miejsc. Krakowianki robią zakupy w Warszawie przy okazji wyjazdów biznesowych
czy odwiedzin towarzyskich – sprzyja temu choćby położenie Złotych
Tarasów, w których czeka się na pociąg o wiele przyjemniej niż na
dworcu. Przeczesując sklepy tej galerii handlowej, natrafimy choćby
na dwa hity z Wielkiej Brytanii: Topshop i New Look.
złote tarasy
niają choćby ekskluzywne kwiaciarnie. Nie brakuje też sklepów z winem, porcelaną Rosenthala czy luksusowymi ubrankami dla dzieci.
Jest również sklep Etro Home – marki kojarzonej z bajecznie kolorowymi ubraniami, które produkują Włosi, a uwielbiają nowojorczycy.
Podobne trendy Etro proponuje we wnętrzach: w butiku znajdziemy
niezwykłą liczbę dodatków – kap, koców, poduszek, kojców dla psa,
serwetek – w bogate wzory, w soczystych kolorach.
N
a dalszym odcinku, bliżej placu Zbawiciela, Mokotowska staje
się już bardziej modowa. Przy Pięknej straszy niegdysiejszy butik
Arkadiusa, jednak parę numerów dalej napotkamy przepiękny butik
Schumacher z minimalistycznymi ubraniami, elegancki salon optyczny czy niezwykły salon florystyczny. Przy skrzyżowaniu z Koszykową
można spędzić długie godziny w małych butikach. Zacznijmy od RS
24 – kolejnej hybrydy stworzonej przez Roberta Serka, niegdyś prowadzącego Guerilla Store marki Comme des Garçons. Serek właśnie został obwołany naczelnym nowego magazynu „Vice”, a w sklepie przy
Koszykowej (róg Mokotowskiej) sprzedaje duńską markę Wood Wood
i kultowy Cheap Monday, a także limitowane kolekcje butów Reeboka. Po drugiej stronie ulicy mieści się chociażby butik Flash – przepiękne wnętrze z fasadą wysadzaną miniaturowymi kafelkami, gdzie
dostaniemy kolekcję Jil Sander i innych, podobnych marek, preferujących prostotę. Parę kroków stąd znajdziemy fantastyczny sklep FUMO, w którym rządzą wyrazisty kolor i hiszpańska moda. Właścicielki sprowadzają tu wzorzyste propozycje firmy Desigual, lekko hiphopowe ciuchy SkunkFunk czy kobiece propozycje Cop Copine. Jeszcze
bliżej placu Zbawiciela znajdziemy salon Turbokolor, a w nim limitowane serie miejskich butów i ubrań dla facetów (raczej tych z deskorolką), oraz Warszawską Nike – sklep o przewrotnej nazwie, w którym
dostaniemy limitowane serie butów Nike.
Moliera 2
horn & more
fumo
zakupy
valentino / moliera 2
pacer Mokotowską to przeżycie wywołujące różne doznania – z jednej strony mamy tu do czynienia z niezwykłą architekturą i atmosferą Warszawy sprzed lat (restauracja Przegryź Piotra Najsztuba mieści się w starym
zakładzie fryzjerskim z krętymi schodkami na antresolę)
połączoną z drugiej strony z najnowszymi trendami. Jednak to nie jedyne miejsce, które warto odwiedzić. Nie należy zapominać choćby o warszawskich concept storach.
Horn&More obraca się wokół zmysłów – świece zapachowe, miłosne herbatki Mariage Frères, zabawki, ale też luksusowe zapachy czy buty Pierre Hardy. Blind to mój ulubiony adres. Z jednej strony można tam zjeść świetne niedzielne śniadanie na obłędnej zastawie i spotkać się z przyjaciółmi, z drugiej – zrobić zakupy: są tu kolekcje duńskiej
projektantki Malene Birger i biżuteria Sabriny Dehoff, a także rzeczy od krakowskich projektantek Zemełki i Pirowskiej.
Spotkacie tu też ciuchy i dodatki od Peggy Pawłowski, Jagody Piekarskiej, Kariny Królak, Cock’nbullstory czy Konrada
Parola. Niezwykle lubiana jest też perfumeria Galilu, gdzie
dostaniemy najbardziej wymyślne kosmetyki i zapachy świata: ekokosmetyki z Australii, ekskluzywne linie perfum czy
kremy aromaterapeutyczne.
Cop-copine / fumo
salvatore feeragamo / moliera 2
fot. materiały prasowe sklepów
S
valentino / moliera 2
P
oza placem Trzech Krzyży, w butiku przy Moliera 2
kupimy rzeczy od Valentino, Ferragamo czy z kolekcji
bardzo pożądanej w stolicy marki Blumarine. Oczywiście
oprócz zagranicznych nazwisk liczą się też polskie. Swoje
studia mają tu prawie wszyscy i spokojnie można wpaść do
atelier Paprockiego & Brzozowskiego, Agnieszki Maciejak,
Gosi Baczyńskiej, Natalii Jaroszewskiej, Dawida Wolińskiego, Tomasza Ossolińskiego czy Macieja Zienia. Ostatnio
również do Joanny Klimas – wracającej w świetnym stylu.
J
eśli chodzi o mnie, mam swoje prywatne dziwactwo:
nie wyjeżdżam z Warszawy bez odwiedzin w food department sklepu Marks&Spencer w Złotych Tarasach.
Półki pełne ślicznych słoiczków z przyprawami, brytyjskie
specjały, słodycze, płatki, owsianki czy herbaty jadą sobie
potem ze mną do Krakowa. Niedługo będę pewnie obsesyjnie odwiedzać sklep Muji – czyli japońską IKEĘ – który
otworzył się w lutym. Życzę udanych zakupów w stolicy!
Agnieszka Kozak
SKUNK FUNK / FUMO
topshop
trendy
redaguje
Karolina Siudeja
ęce roślinne, zwierz
Kwiaty, motywy
y
res
y i esy-flo
cętki, paski, groch
ystkie chwyty
– w tym sezonie wsz
yć wzorzyście,
dozwolone. Ma b
. Na kolorowo, wiosennie
80.
. i 70
tapecie znów lata : getry,
y zestaw
Niezmordowan
tunika i kopertówka dzięki wzorkom nabierają
jednak fantazji.
Wzoruj się
na nas
i nie bój się
łączyć
deseni.
ch
y
n
ż
ro ać.
a
i
n
e
ą c z w i ą z y wi ę
ł
z
a
zak aje obo ia da s
y
n
ios przest yczuc tko
w
j
e
T rów inie w szys
wzoy odrob rawie w
Prz tawić p
zes
tunika Aryton – 449 zł
getry H&M – 39,90 zł
kopertówka Aryton – wzór
płaszcz Desigual – 995 zł
sandały Gino Rossi – 299 zł
okulary Reserved – 39,90 zł
bransoletka Pilgrim – 189 zł
46
Miasto Kobiet 2010
Tędy TRENDY
sukienka z falbanami, ramoneska i fantazyjne sandały na
obcasie – bez tych rzeczy nie da się być modnym w sezonie
wiosna–lato 2010
Falbana
Niezależnie od tego, czy jest duża i pojedyncza, czy
drobniutką stróżką wije się po całym stroju – musi być! Nawet najprostszemu krojowi sukienki nadaje lekkość, finezję i kobiecość. Dobrze przemyślana, nie tylko nie pogrubia, ale nawet
pomaga zatuszować pewne niedoskonałości figury. Obowiązkowo w kolorze pudru i pasteli!
tiulowa sukienka Topshop
koktajlowa sukienka Unisono
koktajlowa sukienka Aryton
jedwabna sukienka Joanna Hawrot
Ramoneska
Pierwotnie była to skórzana kurtka na
motor. Teraz – jak najbardziej na każdą okazję. Koniecznie zapinana na skos. Hitem sezonu będą marynarki, a nawet sportowe bawełniane bluzy stylizowane na ramoneski, tzn. z obszernym
kołnierzem, ukośnym zamkiem i ćwiekami.
marynarka z bufiastymi rękawami Topshop
kurtka ze skóry ekologicznej Reserved
kurtka jeansowa H&M
Obcasy
Kochamy je. Dodają wzrostu, szyku i klasy. Z nadejściem wiosny pełne pantofle musimy zastąpić sandałami. Modne są zarówno ażurowe
wycinanki, jak i klasyczne konstrukcje z cieńszych lub grubszych pasków. Grunt, żeby
odkryć palce i odrobinę stopy. Zanim jednak zrobi się naprawdę ciepło, warto założyć do
nich kolorowe, kryjące rajstopy. Oczywiście w kolorze skontrastowanym z kolorem buta.
sandały z cienkich paseczków Venezia
wiązane pantofle open toe na obcasie Venezia
sandały na wysokiej, srebrnej podeszwie Gino Rossi
niebieskie sandały Reserved
www.miastokobiet.pl
47
STYL wnętrza
tekst: Marta Nasiadka
Jeszcze łazienka
czy już SPA?
Łazienka jest domowym miejscem oczyszczenia – zarówno dla
ciała, jak i dla ducha. Mimo to często zapominamy zadbać
o panujący w niej nastrój. Mistrzowie aranżacji wnętrz proponują przemyślane i intrygujące koncepcje, które sprawią, że nawet w najmniejszej łazience będzie można poczuć się jak w SPA
Zanurzyć się we wspomnieniach i wyobraźni – to jest możliwe we wnętrzu
skomponowanym przez firmę Riho. Ponadprzeciętnie głębokie wanny uczynią każdą kąpiel niezwykłym przeżyciem oczyszczającym całe ciało oraz
podróżą w głąb własnych odczuć.
Oryginalny projekt firmy Roca zrywa z monotonią i konwencją w wystroju łazienkowym. Atmosferę i rytm wielkich miast
uwieczniono w awangardowych umywalkach serii Urban. Pełne ekspresji grafiki architektonicznych ikon z Barcelony czy
Szanghaju nadają łazience nowoczesny i niebanalny wygląd.
Chromowane powierzchnie zespolone ze szlachetnymi detalami z drewna idealnie komponują się z najwyższej jakości ceramiką. Takie połączenie można zobaczyć w krakowskim salonie Koła.
Koncepcja hiszpańskiej projektantki Patricii Urquiol to symbioza dwóch najintymniejszych przestrzeni domu – sypialni i łazienki. Śnieżnobiałe balie rodem z minionej epoki, masywne, eleganckie baterie łazienkowe budują atmosferę prawdziwego relaksu.
Uzupełnione kwiatami doniczkowymi bardziej przypominają salon niż łaźnię.
50
Miasto Kobiet 2010
fot. materiały prasowe producentów
Dobrze urządzona łazienka to taka, w której wszystkie elementy wyposażenia doskonale ze sobą współgrają. Nie znaczy to jednak, że nie można się nimi bawić jak klockami, z których zbudujemy przestrzeń dla nas najlepszą. Elementami wyposażenia bawi się firma Koło w kolekcji Domino.
STYL wnętrza
KOBIECA INTUICJA
Sushi bar
Projektowanie wnętrz to usługa łącząca wiele dziedzin, rzadziej zadanie dla artysty. Najistotniejsza jest umiejętność znalezienia się w zastanym wnętrzu, wyobrażenia sobie, jak przyjdzie
w nim funkcjonować ludziom. Chyba mam ten dar.
Zdarzało mi się wielokrotnie projektować restauracje i bary.
Przyczyniłem się do powstania kilku popularnych krakowskich restauracji. Mam w tym doświadczenie. We wnętrzach publicznych wszystko
może być nieco przesadzone; kolory, dekoracje, cała plastyczna oprawa
daje gościom sygnał, w jakim miejscu się znaleźli i co ich czeka.
Od kilku lat prowadzę projekt wnętrza kościoła. Pod Niepołomicami. Fakt, że realizacja rozłożona jest na lata, pozwolił mi do niej
dojrzeć. Miałem czas na zweryfikowanie swoich pomysłów, na poszukanie własnego miejsca w dużo szerszej tradycji.
Mam wiele okazji do tworzenia rozwiązań i przedmiotów indywidualnych. We wnętrzach prywatnych spędza się codzienność. Więcej w nich więc propozycji stonowanych, które są bardziej wyrazem osobowości gospodarzy niż mojej, projektanta, i tak powinno być. Ale zdarza się,
że potrzeba ekspresji klienta i jego chęć współtworzenia są tak wielkie, że
kusi, namawia, zachęca... Zdarzyło mi się to dwa razy. Powstały nasycone,
zwariowane miejsca kompletnie wymykające się estetycznej poprawności.
52
Miasto Kobiet 2010
Jeśli myślę o wnętrzach, to bez funkcji nie ma nic. Jeśli o przedmiotach, to sama uroda często jest już wystarczającym powodem ich
istnienia. A piękno świetnie potrafi się wyrazić zarówno przez jedno, jak i drugie.
Tapety, t kaniny, cały świat designerskich przedmiotów to
świetne narzędzia w rękach projektanta. We własnych projektach długo ich nie dostrzegałem, więc teraz ze zdwojoną energią poznaję świat gotowych rozwiązań, stosując je raz „na bogato”, to znów
„na oszczędnie” w komponowanej całości.
Oko zawsze ucieka mi do rzeczy nowoczesnych... sprzed 50
lat. Fascynują mnie te piękne, ponadczasowe przedmioty, za którymi stoją niezwykła historia, talent i odwaga ich twórców.
Z czasów niedostat ków socjalizmu zostały mi pewne uprzedzenia. Długo przypatruję się plastikowi, przedmiotom z aluminium, nieufność budzą materiały w kolorze orzech jasny i zieleń
chromowa. Ale postrzegam to raczej jako własny niedostatek – są
przecież sytuacje, w których byłyby one niezastąpione.
Moment, który jest dla mnie świętem, to przygotowanie prezentacji projektu. Wizualizacje, rysunki poglądowe, techniczne
Sushi bar, fot.: Andrzej Pilichowski-Ragno; Dziwka leśna, fot. Wacław Wantuch; Meksykanin,
fot. Leszek Sławiński; Jerzy Cygankiewicz – portret, fot. Sylwia Kowalczyk i Simon Crofts
O tworzonych przez siebie wnętrzach i ceramice opowiada
artysta rzeźbiarz Jerzy Cyganiewicz
Dziwka leśna
– lubię, jak są perfekcyjnie opisane, ładną czcionką, dobrze zakomponowane na kartce – taki substytut malowania obrazu.
Zleceniodawca idealny to ktoś empatyczny, punktualny i wypłacalny. A tak poważnie, to ktoś w rodzaju starodawnego mecenasa patrzącego na własne inwestycje z wizją i z respektem dla talentu wykonawców.
Niekłamana radość klientki na widok odmiany, która dokonała się w jej mieszkaniu z moim udziałem, to wielka zawodowa
satysfakcja. Sukcesy łączą się raczej z rzeczami, które własnoręcznie wykonywałem – rzeźbami i obiektami, które tworzyłem na potrzeby wnętrz lub wystaw. Siedemnaście lat temu ceramiczna toaletka mojego autorstwa sprzedała się w bramie prowadzącej do galerii, z którą współpracowałem, po czym pojechała do rezydencji właścicielki na Sardynii – to był moment triumfu. Potem było jeszcze
kilka, niekoniecznie w bramie.
JERZY CYGANIEWICZ, www.cyganiewicz.pl
Meksykanin
zamówienia na wnętrza restauracji w stylu meksykańskim. Ceramika sama się tam prosiła. W trakcie tej współpracy zrodziło się wiele przedmiotów, których powodzenie przekroczyło potrzeby wnętrz,
na rzecz których były projektowane. Rozpocząłem współpracę z galeriami.
Powracam do pracy wykonywanej własnymi rękami. Do rzeźby
towana i wykonywana przeze mnie samego. Pracownia ceramiki była azylem, w którym kryłem się przed zgrzebną rzeczywistością wy-
i ceramiki, dla których tyle jest przecież miejsca we wnętrzu. Indywidualnie projektowane płytki, kominki, fontanny i inne unikatowe obiekty... Rysuje się nawet perspektywa otwarcia nowej pracowni w połączeniu z galerią.
działu rzeźby. Wtedy uznałem, że może moje prace nie muszą być
surowym wyrazem prawd ostatecznych... Wkrótce przyszły pierwsze
Wysłuchała i opracowała Renata Kalarus / www.kalarus.com
Jako materiał przywarła do mnie na dobre ceramika. Projek-
www.miastokobiet.pl
53
STYL design
moooi
dla odważnych
Któż by nie chciał, aby koń oświetlał mu
pokój, a świnia obsługiwała gości...
Moooi – ekstrawaganckie lampy, dodatki
oraz meble, które pokochasz od pierwszego
wejrzenia lub... znienawidzisz na zawsze. Światowej sławy kolekcja holenderskiej firmy Moooi od tego roku dostępna także w Krakowie. [RK]
DEKODECO, ul. Lubelska 14, www.dekodeco.pl
Światła Manhattanu
w twoim domu
fot. materiały prasowe producentów
Manhattan, najmodniejsza dzielnica Nowego Jorku, przywołuje na myśl smukłe wieżowce i nowoczesne apartamenty. Mieszkania nowojorczyków
dla wielu stanowią symbol nowoczesności i źródło
aranżacyjnych inspiracji. Projektanci firmy Technolux stworzyli lampy na miarę XXI wieku i zadbali o to, by odrobina nowojorskiego stylu mogła zagościć w naszych wnętrzach. Lampy Manhttan nie
tylko dobrze oświetlą pomieszczenia i dopełnią ich
wystrój, ale również ocieplą surowy w wyrazie minimalizm współczesnych domów. [OP]
www.technolux.pl
54
Miasto Kobiet 2010
CIAŁO
I dusza
na skróty
Walentynki w Platinium
Fitness Club
Miłość to nie tylko jedność dusz, ale także fizyczny magnetyzm. Dlatego Walentynki zorganizowane w Platinium Fitness Club cieszyły się tak ogromnym powodzeniem. Już po raz drugi święto miłości uczczono w klubie zabawą przy muzyce DJ-a oraz degustacją wykwintnych trunków. Publiczność uwodziły piękne modelki
Adeli Models w strojach z najnowszej kolekcji francuskiej firmy BGN. Oprócz tego uczestniczki wieczoru korzystały na miejscu z porad specjalistów od stylizacji, makijażu i odchudzania. Dzięki temu w ten wyjątkowy
wieczór każda z nich mogła jeszcze jaśniej zabłysnąć przed swym partnerem. [MN]
Nowe centrum medyczne
W Krakowie otwarto ArtClinique, ośrodek zintegrowanej opieki zdrowotnej.
Centrum oferuje kompleksową opiekę medyczną, kosmetologiczną i dietetyczną, jak również innowacyjne zabiegi medycyny estetycznej. W jednym
miejscu zadbamy zarówno o swoje zdrowie, urodę i figurę. [Maz]
ArtClinique ul. Krakowska 39, www.artclinique.pl
Siłownia
tylko
dla kobiet
Na Kazimierzu działa nietypowa siłownia Femme-Fatale – mężczyźni nie mają do niej
wstępu. – Chciałam stworzyć miejsce, w którym kobiety mogłyby ćwiczyć bez skrępowania, nie obawiając się, że jakiś „mięśniak” będzie się im przyglądać – mówi właścicielka klubu, Sandra Krańska. Także wyposażenie siłowni jest nastawione na kobiety. – Fajne są zwłaszcza urządzenia do ćwiczenia mięśni ud. Przy facetach na pewno
nie ćwiczyłabym tych rozkroków – śmieje się Ania, jedna z klientek. Do dyspozycji pań
jest tu trenerka, która indywidualnie ułoży plan treningu. Organizowane są także zajęcia
fitness, BPU oraz specjalny program antycellulitowy CELLUSTOP. [KS]
Femme-Fatale, ul. Paulińska 28, www.femme-fatale.pl
fot: arch. Femme-Fatale, Platinum, Istock.com
Dla Czytelniczek
„Miasta Kobiet” siłownie
Femme-Fatale oraz Platinium
ufundowały karnety.
Szczegóły na str. 6
Komu
?
Do końca kwietnia rozliczamy się z Urzędem Skarbowym. Warto jak co roku pomyśleć o przekazaniu 1 proc. podatku na organizację pożytku publicznego. W tym celu
wystarczy w rocznym zeznaniu podatkowym wpisać nazwę i numer KRS organizacji,
na którą chcemy przekazać pieniądze. To nic nie kosztuje.
Probacja, KRS 0000115574
Małopolskie Stowarzyszenie „Probacja” jest prowadzone przez grupę energicznych ludzi, którzy pomagają osobom wychodzącym z zakładów karnych; osobom, do których
większość z nas wciąż boi się wyciągnąć rękę. Prowadzą dla nich punkt konsultacyjny oraz hostel „Pro Domo”, w którym byli więźniowie mogą tymczasowo zamieszkać,
gdy nie mają dokąd wrócić po odbyciu wyroku. Ułatwienie ich readaptacji na wolności i ograniczenie szkód społecznych spowodowanych bezdomnością i alkoholizmem
to główne cele „Probacji”.
Mimo wszystko, KRS 0000174486
Anna Dymna jest twórcą, prezesem i twarzą Fundacji „Mimo Wszystko”, która rzeczowo i finansowo pomaga osobom niepełnosprawnym umysłowo. Organizuje warsztaty terapii artystycznej, koncerty i festiwale, przyznaje stypendia. Każda wpłacona na
jej konto złotówka zostanie przekazana na budowę „Doliny Słońca” – nowoczesnego
ośrodka rehabilitacyjno-terapeutycznego w Radwanowicach pod Krakowem.
Mam marzenie, KRS 0000177137
Ta fundacja spełnia marzenia dzieci cierpiących na ciężkie choroby, także nowotworowe. Czasem jest to wycieczka, innym razem kurs gry na gitarze. Dotąd udało się
spełnić już 2,5 tys. życzeń, w tym tak niecodziennych jak spotkanie z papieżem, wycieczki do Disneylandu czy profesjonalne sesje zdjęciowe.
Unicorn, KRS 0000118043
Stowarzyszenie prowadzi Centrum Psychologii, gdzie osoby z chorobami nowotworowymi mogą uzyskać zarówno pomoc medyczną, jak i wsparcie psychologiczne.
Organizuje też różnego typu warsztaty wyjazdowe, konsultacje i zajęcia rehabilitacyjne, które pomagają chorym odnaleźć się w nowej, trudnej rzeczywistości.
Willa Decjusza, KRS 0000059074
Jeśli ktoś chce wesprzeć kulturę i twórczość artystyczną, to Stowarzyszenie Willa
Decjusza będzie dobrym adresatem 1 proc. podatku.
Krakowskie Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami, KRS 0000044704
Towarzystwo prowadzi Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt.
Małopolskie Hospicjum Dla Dzieci, KRS 0000249071
MHD opiekuje się dziećmi nieuleczalnie chorymi oraz zapewnia pomoc
psychologiczną i wsparcie ich rodzinom.
Wiosna, KRS 0000050905
Stowarzyszenie „Wiosna” jest organizatorem „Szlachetnej Paczki”
i „Akademii Przyszłości”.
U Siemachy, KRS 0000207304
To stowarzyszenie prowadzi placówki opiekuńczo-wychowawcze dla dzieci i młodzieży.
Maria Mazurek
CIAŁO I dusza na skróty
BUSINESS mixer
Co sprawia, że kobietom na rynku pracy trudniej o awans i wysokie wynagrodzenie? Lepka
podłoga, która trzyma nas w miejscu? Szklany sufit – niewidzialna bariera zbudowana ze
stereotypów, że kobiety są słabsze, zbyt emocjonalne i mniej dyspozycyjne od mężczyzn?
A może to wszystko tkwi tylko w naszych głowach i od nas samych jedynie zależy, jakie stanowisko osiągniemy?
Wykład dr Kingi Wysińskiej pt. „Lepka podłoga, szklany sufit czy niewidzialna ręka rynku, skąd biorą się
nierówności na rynku pracy?” wywołał kontrowersje
wśród uczestniczek spotkania pt. „Kobiety w biznesie”
z cyklu „Business Mixer”, jakie 18 lutego odbyło się
w Galaktyce Kobiet. Emocje rozładowała malarka i stylistyka Agnieszka Rokosa, która w drugiej części spotkania opowiedziała o tym, w czym kobiecie najbardziej do twarzy. Część kuluarową urozmaicił skin bar
z kosmetykami firmy Dermalogica, przy którym panie mogły porozmawiać o sposobach pielęgnacji skóry i doborze kosmetyków. „Business Mixer” zorganizowano wraz Polsko-Brytyjską Izbą Handlową (BPCC).
Wydarzeniu patronowało „Miasto Kobiet”. [KS]
19 marca o godz. 18, odbędzie się spotkanie w Galaktyce Kobiet – International Ladies’ Mixer. Temat spotkania: „Connecting femininity with Power”. W programie
spotkania ciekawe wykłady oraz prelekcja Katarzyny Sosenko pod tytułem „Zapach luksusu”. Więcej na stronie
www.galaktykakobiet.com, wstęp 30 zł. Zapraszamy.
​KONKURS SREBRNE LUSTRA MIASTA KOBIET 2010
ROZSTRZYGNIĘTY
Wyniki zostaną ogłoszone 25 marca w czasie uroczystej gali w Restauracji Wesele (Rynek Główny 10)
oraz opublikowane w majowo-czerwcowym numerze Miasta Kobiet.
fot.: Patrycja Kubala
czyli kobieca debata o biznesie
Zimowe zabiegi dla letniej urody
ima to najlepszy okres na zabiegi w gabinetach kosmetycznych. Jeśli chcemy się pozbyć przebarwień, piegów czy
plam posłonecznych, to powinniśmy zrobić to teraz lub wczesną wiosną, kiedy słońce nie świeci zbyt mocno. Centrum Kosmetyki i Medycyny Estetycznej Medicor, jako jedyny gabinet w Krakowie, przygotowało w swojej ofercie peelingi Agera Rx, które w połączeniu z najnowszym na rynku aparatem
do mikrodermabrazji medycznej Accela Fuze dają zadowalające efekty. Zabiegi przeznaczone są dla pacjentów z trądzikiem, bliznami, przebarwieniami i skórą uszkodzoną przez
słońce. Delikatnie usuwając powierzchowne warstwy naskórka
likwidujemy płytkie zmarszczki a składniki przeciwzapalne zawarte w produktach wykazują działanie łagodzące podrażnienia i kojące. Produkty do peelingów medycznych posiadają wyjątkowe zapachy, co sprawia, iż zabieg jest naprawdę przyjemny. Dodatkowym atutem zabiegów Agera Rx jest bardzo krótki okres rekonwalescencji a zabieg mikrodermabrazji jest skuteczny i bezpieczny.
Należy pamiętać, że czas na głębokie peelingi i zabiegi mikrodermabrazji kończy
się, gdy słońce zaczyna mocno przygrzewać. Delikatna skóra po zabiegu, wystawiona na działanie słońca, narażona jest
na ponowne przebarwienia. Nie powinny
o tym zapominać nawet osoby, które nie
mają problemów z pigmentacją. Chcąc
więc cieszyć się na wiosnę piękną cerą
należy już teraz umówić się z dermatologiem czy kosmetyczką.
Okres zimy i wczesnej wiosny to także
najlepszy czas na zabiegi laserowe mające
na celu usunięcie zmian naczyniowych.
Rozszerzone naczynia krwionośne, zaczerwienienia skóry a także trądzik różowaty to nie tylko defekt kosmetyczny czy schorzenie dermatologiczne.
Bardzo często są one przyczyną dyskomfortu psychicznego. Skóra z tymi problemami ma żywą grę
naczyniową związaną z emocjami lub warunkami
klimatycznymi. Zaczerwienienia skóry mogą też być
konsekwencją wysiłku fizycznego, nadmiernej ekspozycji słonecznej, nasilenia promieniowania UV
czy zmian hormonalnych. W Centrum Kosmetyki i Medycyny Estetycznej Medicor wyspecjalizowane kosmetyczki oraz lekarze dermatolodzy
pomogą w rozwiązaniu tych problemów. Do zabiegu zamykania zmian naczyniowych wykorzystywany jest najnowszy laser firmy Asclepion Laser Technologies – QuadroStar. Zabieg wykonujemy po dokładnym zbadaniu i konsultacji z lekarzem dermatologiem. Aby zamknąć wszystkie
popękane naczynia krwionośne z reguły potrzeba od 1 do 3 zabiegów. Ich liczba zależy od liczby,
średnicy i koloru naczyń oraz głębokości ich położenia. Przerwa między zabiegami powinna wy-
nosić co najmniej 6 tygodni, dlatego też warto już teraz zająć
się tym problemem, by zakończyć serię zabiegów przed wiosennym słońcem.
Warto także pomyśleć o zabiegach depilacji laserowej. Aby
wiosną i latem, kiedy to odkrywamy poszczególne partie ciała, cieszyć się gładką skórą, należy już zimą zaplanować zabiegi. Zdaniem licznych ekspertów depilacja laserowa jest jedną
z najlepszych metod usuwania zbędnego owłosienia. Oczywiście, tego typu zabiegi mają swoje ograniczenia, które warto
poznać wcześniej podczas konsultacji dermatologicznej. Centrum Kosmetyki i Medycyny Estetycznej Medicor wyposażone jest w najnowocześniejszy laser do trwałej depilacji LightSheer XC Diode. Gwarancją, że zabiegi u nas zostaną
wykonane profesjonalnie i bezpiecznie, jest 10 letnie doświadczenie Edyty Nykiel, eksperta laseroterapii i szkoleniowca firmy COHERENT.
Przed przystąpieniem do zabiegów depilacji
laserowej bardzo ważne jest przygotowanie
pacjenta. Na około 4 tygodnie przed planowanym zabiegiem nie wolno wyrywać włosów, można je natomiast golić lub depilować
odpowiednimi kremami. To pozwoli osobie
wykonującej zabieg dobrać odpowiednie parametry epilacyjne pod kątem koloru, grubości i gęstości włosa w skórze. Bardzo ważne jest także, by co najmniej tydzień przed
planowanym zabiegiem nie korzystać z kąpieli słonecznych lub solarium dla uniknięcia podrażnienia skóry.
Ponieważ nie wszystkie włosy rosną równocześnie, w celu usunięcia większości włosów zabiegi muszą być powtórzone co najmniej 3 razy. Podczas pierwszego zabiegu można usunąć do 30
proc. widocznych, ciemnych włosów. Efekt usunięcia od 80 do 92 proc. włosów można osiągnąć po
trzech zabiegach. Pozostałe 7 proc. to włosy zdecydowanie jaśniejsze, delikatniejsze i prawie niewidoczne, które z reguły nie przeszkadzają pacjentom.
Ze względu na wcześniejsze zabiegi depilacji woskiem, depilatorem mechanicznym, pęsetą itp. lub
w przypadku, gdy przyczyną nadmiernego owłosienia są zaburzenia hormonalne, może zaistnieć konieczność przeprowadzenia większej liczby zabiegów. Ponieważ zabiegi powtarzane są co dwa miesiące, warto depilację laserową rozpocząć na tyle wcześnie, by zdążyć przed wakacjami.
Opracowanie: Anna Gańska
artykuł promocyjny
Z
MEZOTERAPIA MIKROIGŁOWA -lifting, synteza kolagenu
i odbudowa skóry
MEZOTERAPIA BEZOGŁOWA - regeneracja,
poprawa kolorytu i struktury skóry
CIAŁO I dusza progressteron
Czas dla kobiet
Od pierwszego PROGRESSteronu w Krakowie minęło prawie sześć lat, w czasie których
festiwal rozrósł się, zyskał należną mu sławę i na stałe wpisał w kalendarz imprez nie
do przegapienia. Festiwal to dobry tester tego, co dzieje się w obszarze tzw. rozwoju osobistego. W każdej edycji obok stałych punktów programu pojawiają się nowości. Jesienią krakowski PROGRESSteron wzbogacono
na stałe o „Relacje”, czyli całodzienne warsztaty psychoedukacyjne i rozwojowe. Tej wiosny organizatorzy szczególnie polecają taniec
nubijski dla mam z niemowlętami, warsztaty
pracy z głosem prowadzone przez Annę Przybysz (mamę sióstr z Sistars) i bodypainting
w wykonaniu Agnieszki Glińskiej.
1.
WenDo – metoda budowania pewności siebie
połączona z samoobroną dla kobiet
To były moje pierwsze warsztaty na PROGRESSteronie.
Poszłam z ciekawości, niesiona falą zainteresowania
WenDo, która kilka lat temu przetoczyła się przez polskie media, głównie przez prasę kobiecą. WenDo uczy,
jak nie stać się ofiarą przemocy, jak budować pewność
siebie i wytyczać granice. Czasem niewielkie zmiany w naszym zachowaniu pozwalają uniknąć agresji.
W czasie zajęć pokazywane są także proste, ale niezwykle skuteczne techniki obrony przed napastnikiem. Skala przemocy wobec kobiet i dziewcząt w Polsce jest tak
duża, że gdybym była ministrem edukacji, w ramach
jej zapobiegania wprowadziłabym od zaraz WenDo do
szkół. Zajęcia prowadzi Maria Mierzyńska, trenerka
WenDo, jedna z 16 w naszym kraju.
27, 28.03, g. 11-18, Joga Centrum, ul. Biskupia 18
www.wendo.org.pl
„Miasto Kobiet” jest równolatkiem PROGRESSteronu. Od początku z ciekawością śledzę program festiwalu, w kilkunastu warsztatach miałam okazję uczestniczyć i tylko raz się zdarzyło, że nie byłam
z nich zadowolona. Tegoroczny wiosenny
PROGRESSteron to cztery marcowe weekendy. Na zachętę spośród kilkudziesięciu
propozycji wiosennego PROGRESSteronu
wybrałam dla Was pięć. To moja subiektywna lista zajęć, które polecam, bo na nich
byłam, mam ochotę na nie pójść lub pójdę. Do zobaczenia na PROGRESSteronie.
TAIJI – harmonia i relaksacja
Taiji to jeden ze sposobów poszukiwania harmonii
między ciałem i umysłem. Na warsztatach taiji jeszcze nie
byłam, ale od innych uczestników wiem, że jest to półtorej godziny dobrego wprowadzenia w ten, oparty na tradycyjnej medycynie chińskiej, system ćwiczeń. Zajęcia prowadzi Dorota Bzinkowska, instruktorka taijiquan i qigong,
a zarazem wielokrotna mistrzyni Polski w taiji. Tę drobną
blondynkę poznałam dwa lata temu, gdy z gracją machała mieczem na potrzeby „progressteronowej” sesji zdjęciowej do „Miasta Kobiet”; do tej pory jestem pod wrażeniem. Taiji ma tę cudowną cechę, że można zacząć je ćwiczyć niezależnie od tego, czy ma się lat 10 czy 80.
21.03, g. 11-12.30, Centrum Sztuki Współczesnej
Solvay, ul. Zakopiańska 62, www.taichichen.pl
WenDo, fot. Liliana Otręba; Taiji, Dorota Binkowska, fot. Marcin Urban; Baby yoga, fot. arch. Joga
Centrum; Ewa Wiśniewska-Brzoza, fot. arch. Mandala Life; Anna Dodziuk, fot. arch. Prometem
Jedenaście miast, ponad 700 wykładów i warsztatów – wiosną
Dojrzewalnia Róż i jej lokalni partnerzy zapraszają na jubileuszową 20. edycję Festiwalu dla Kobiet PROGRESSteron
BABY YOGA – ćwiczenia dla mam z niemowlętami
Agnieszka Grin-Walaszek, nauczycielka jogi z 14-letnim stażem, będąc matką pięciorga dzieci, w sposób niejako naturalny wyrosła w Krakowie na specjalistkę od jogi dla kobiet, a w szczególności dla kobiet w ciąży. Prowadzi też zajęcia dla mam z niemowlętami i na takie właśnie warsztaty zaprasza w czasie PROGRESSteronu. Baby yoga to zestaw ćwiczeń, które mają wspomóc rozwój maluszków, a ich mamom przywrócić formę
sprzed porodu. „Skutki uboczne” asan baby yogi to lepsze trawienie (u dzieci) i równowaga emocjonalna (u mam). Zajęcia przeznaczone są dla kobiet z dziećmi w wieku 1-8
miesięcy. Mam z kim iść, więc liczę na dobrą zabawę.
19.03, g. 15-16.15, Centrum Sztuki Współczesnej Solvay, ul. Zakopiańska 62
www.jogacentrum.pl
4.
Spójrz na mnie inaczej – warsztaty komunikacji z partnerem na
podstawie metody NVC
Problem komunikacji z dzieckiem spędza sen z powiek matkom, niezależnie od tego,
czy jest ono nastoletnie, dorosłe czy dopiero ma się urodzić. Przekonałam się o tym
rok temu na warsztatach „Porozumienie Bez Przemocy (NVC) w kontaktach z dziećmi”. I choć skłamałabym, twierdząc, że udaje mi się stosować tę metodę na co dzień,
to już świadomość tego, jak karygodne błędy komunikacyjne popełniamy (często
w dobrej wierze), jest niezłym początkiem zmian. Na wiosennym PROGRESSteronie będzie kilka warsztatów, których punktem wyjścia jest Porozumienie Bez Przemocy (NVC). Zajęcia, które polecam, skupiają się na relacjach kobieta – mężczyzna, ale
wyniesione z nich podstawy metody NVC będzie można zastosować także w kontaktach na innych płaszczyznach.
21.03, g. 10-13, Centrum Sztuki Współczesnej Solvay, ul. Zakopiańska 62,
prowadzenie: Ewa Wiśniewska-Brzoza, www.twojtrener.com
Więcej autonomii w związku: jak zachować wolność, nie tracąc zaangażowania?
Na te warsztaty warto pójść dla Anny Dodziuk. Ta znakomita psychoterapeutka jest specjalistką od rozwiązywania problemów małżeńskich i partnerskich, leczenia uzależnień i traum dzieciństwa. Całodzienne warsztaty przeznaczone są dla kobiet, które wiedzą lub podejrzewają, że ich związek przynosi więcej ograniczeń
niż przyjemności z obcowania z bliską osobą. Będą się
uczyć, jak zachować niezależność.
28.03, g. 10-17, Galeria Światłocień,
ul. Fałata 2, www.prometea.pl
Aneta Pondo
Festiwal dla Kobiet PROGRESSteron
6, 7, 12-14, 19-21, 27, 28 marca
www.dojrzewalnia.pl
organizator PROGRESSteronu w Krakowie: Pracownia POSKRZYDŁA
„Miasto Kobiet” jest patronem medialnym festiwalu
www.miastokobiet.pl
63
Żegnaj,
Testujemy zabieg
antycellulitowy
pomarańczowa
skórko
Maestria Medycyna Estetyczna to ekskluzywna klinika anti-aging, modelowania sylwetki oraz centrum profesjonalnej pielęgnacji twarzy i ciała.
Klinika została stworzona z myślą o wszystkich, którzy oczekują skutecznych
rozwiązań estetycznych oraz cenią profesjonalizm, luksus i dyskrecję.
Jeśli nie można czegoś zmienić, to najlepiej to
polubić. Ale jak tu polubić cellulit? A może jednak
można w tej kwestii coś zmienić? Może spróbować zawalczyć?
Jeszcze całkiem niedawno panowało przekonanie, że owszem,
istnieją metody powstrzymywania rozwoju cellulitu, ale nie jego
skutecznego zwalczania. Ponieważ jednak „pomarańczowa skórka” jest problemem dotykającym około 80 proc. kobiet w krajach
rozwiniętych, nic dziwnego, że współczesna technologia przyszła nam, kobietom, w sukurs. Wśród nowych, nieinwazyjnych
metod zwalczania cellulitu największym uznaniem specjalistów
cieszą się zabiegi wykorzystujące siłę fal dźwiękowych i ultradźwiękowych.
Ja starłam się ze swoimi niedoskonałościami za pomocą urządzenia LipoShock w Instytucie Medycyny Estetycznej Maestria,
przy ul. Biskupiej w Krakowie. Na początek zostałam poproszona
o wypełnienie ankiety w celu wykluczenia ewentualnych przeciwwskazań medycznych do zabiegu, a następnie dokładnie obejrzana przez kosmetologa, panią Monikę. Wbrew mojej ocenie zasugerowała mi ona, bym przychylniej spojrzała na swój brzuch, i zaproponowała w pierwszej kolejności zajęcie się udami. Ułożyłam
się więc wygodnie na leżance, a na moje uda i pośladki został nałożony żel zapewniający głowicy poślizg. Następnie dobrano odpowiednią dla mnie moc i częstotliwość fal dźwiękowych ShockWave. Są to fale akustyczne o wzrastającym ciśnieniu, które rozbijają komórki tłuszczowe poprzez implozję oraz rozrywają włóknisty gorset w tkance podskórnej. Moc ShockWave uzupełniają fale
UltraWave, które wprawiając w drgania błony komórek tłuszczowych, powodują ich rozpuszczenie. Rozbity tłuszcz zostaje wydrenowany oraz ulega naturalnym procesom metabolicznym w wątrobie. Zabieg jest intensywny, ale nie bolesny. Działanie głowicy budzi u mnie skojarzenie z młotem pneumatycznym. Maszyna
jest dość hałaśliwa, więc z przyjemnością przyjmuję następny etap
zabiegu, czyli drenaż limfatyczny. Można go wykonać przy wykorzystaniu urządzenia Body Health, ale moje uda zostały solidnie
wydrenowane manualnie. Cenię sobie ludzki dotyk i ta część zabiegu pozwala mi się zrelaksować i poczuć prawdziwą przyjemność. Pomimo że LipoShock wykonuje się w seriach, stopniowo
zwiększając moc i częstotliwość fal, ja efekty widzę już po pierwszym zabiegu – skóra jest gładsza i bardziej napięta, lekko zaczerwieniona. Na zmianę rozmiaru garderoby muszę poczekać do
zakończenia serii zabiegów, ale nie mam wątpliwości, że będę
mogła się tym zająć już wkrótce.
Renata Stós-Pacut
Maestria Medycyna Estetyczna
Kraków, ul. Biskupia 4, tel. 12 633 05 75
www.maestria.krakow.pl
Koszt serii sześciu zabiegów LipoShock
wynosi od 4300 do 5500 zł.
Mistrzostwo
w odkrywaniu
piękna
* trwałe usuwanie tkanki tłuszczowej
i powiększanie biustu: światowy hit
Body Jet
* skuteczne likwidowanie cellulitu
i modelowanie sylwetki: LipoShock
* bezoperacyjny lifting twarzy
i ciała: thermolifting Zaffiro
Kraków,
ul. Biskupia 4
tel. 12 633 05 75
www.maestria.krakow.pl
* laseroterapia: usuwanie trądziku,
blizn, naczynek i przebarwień,
fotoodmładzanie oraz bezbolesne,
skuteczne i trwałe usuwanie
owłosienia: Dualis SP, Compact
Flash
* medycyna estetyczna: botox,
wypełniacze, peelingi lekarskie
* kosmetologia - pielęgnacja
twarzy i ciała
Takiego zestawu rozwiązań
estetycznych nie znajdziesz
nigdzie indziej w Krakowie
UltraPulse EN CORE
Laser kontra metryka
– Ten laser to prawdziwa rewolucja – nie ma wątpliwości Katarzyna Mościcka, prezes firmy Coherent
Polska. – Potrzebny jest tylko jeden zabieg, by uzyskać spektakularne efekty, a czas gojenia jest
bardzo krótki; od jednego do kilku dni. Mowa o laserze UltraPulse Encore, najbardziej wszechstronnym
systemie laserowym na świecie. ENCORE przeznaczony jest do odmładzania skóry, usuwania zmarszczek,
blizn i rozstępów. I robi to w sposób szybki, skuteczny i radykalny. Może ująć trwale nawet 10 lat.
przed
po
Jest to laser frakcyjny C02 o niezwykle krótkim subnanosekundowym czasie narastania impulsu.
– Wyjątkowo szybki czas narastania impulsu powoduje, że parowanie wody w komórkach jest tak gwałtowne – można porównać je do parowania kropli na gorącej blasze – że skóra nie zdąży się ogrzać na tyle, by zaistniało ryzyko poparzenia – tłumaczy
Katarzyna Mościcka.
ENCORE ma dwa skanery: jeden z nich działa powierzchniowo i przeznaczony jest do likwidowania drobnych przebarwień
i zmarszczek, drugi stosowany jest do likwidowania głębokich
zmian, np. blizn i rozstępów. W czasie zabiegu tworzą się kolumny silnie podgrzanej skóry o regulowanej gęstości i głębokości, silnie stymulując wzrost nowego kolagenu. Energia lasera dostarczana jest w sposób fraksjonalny, to znaczy pozostawia pomosty nienaruszonej skóry, co znacznie przyspiesza proces regeneracji.
– Największe zapotrzebowanie jest na zabiegi likwidowania blizn
potrądzikowych, które są zmorą zarówno kobiet, jak i mężczyzn –
mówi Katarzyna Mościcka. – Ale coraz większe zainteresowanie,
narastające lawinowo po każdym zabiegu pokazowym, budzi usuwanie zmarszczek.
Laserów ENOCRE jest w Polsce zaledwie kilka, w Krakowie
jeden. Zabiegi na nim wykonuje dr Wojciech Dancewicz. Mówi o sobie, że jest chirurgiem z krwi i kości, a laseroterapia to
od wielu lat jego hobby. Doktor Dancewicz obsługuje zarówno lasery medyczne, jak i kosmetyczne. – UltraPuls to najlepszy aparat
na rynku – mówi z przekonaniem. – Wielofunkcyjny i bardzo skuteczny, a przy tym wygodny w stosowaniu.
Jako doświadczony lekarz podkreśla, że nawet obsługując tak bezpieczny aparat jak ENCORE, trzeba mieć medyczną wyobraźnię
i wiedzieć, jak pomóc, a nie zaszkodzić. Dlatego ważne jest, aby zabiegi laserowe wykonywali lekarze. Bo jak podsumowuje Katarzyna
Mościcka, dobry laser nie zrobi z kiepskiego operatora dobrego operatora, natomiast w rękach dobrego operatora może zdziałać cuda.
RODZAJ ZABIEGU
LICZBA ZABIEGÓW
CZAS GOJENIA
Usunięcie powierzchniowego przebarwienia
1
1, 2 dni
Usunięcie drobnych zmarszczek
1
3-5 dni
Usunięcie blizn i głębokich przebarwień z głęboką regeneracją skóry
1, 2
2, 3 dni
Radykalna przebudowa skóry z rekonstrukcją włókien kolagenowych,
wypłycaniem głębokich zmarszczek, usuwaniem blizn i przebarwień
oraz trwałą regeneracją kolagenu
1, 2
4-6 dni
Zabiegi wykonuje się w znieczuleniu maścią Emla.
Orientacyjna cena zabiegu 2-4 tys. zł
artykuł promocyjny
fot. Modny Kraków
testCIAŁO I dusza
Testujemy dietę
Cud-dietetyk
Nie istnieje dieta cud, ale cudowny dietetyk – owszem. Ja znalazłam
swojego w Krakowie, w centrum odchudzania Naturhouse, przy
ul. Kościuszki 70. Od września jestem pod ich opieką, testując dla
Was dietę niskowęglowodanową i suplementy wspomagające odchudzanie. Efekty opisywałam już w „Mieście Kobiet” – w pierwszym miesiącu testu schudłam pięć i pół kilograma, na etapie stabilizacyjnym
zrzuciłam kolejne trzy. Teraz w mojej diecie po restrykcyjnym odchudzaniu nie ma już prawie śladu, ale zostało mi coś bardzo ważnego –
dobre nawyki żywieniowe i cotygodniowy zwyczaj odwiedzania dietetyczki. Koleżanki pytają mnie: „Po co?”. Odpowiadam: na kontrolę, po
radę i dobre samopoczucie. Na dodatek za darmo. Konsultacja u dietetyków w Naturhouse jest bowiem bezpłatna.
To ważne, żeby nie odchudzać się samemu. Nawet jeśli (tak jak ja)
sądzicie, że znacie się na zasadach zdrowego odżywiania i świetnie gotujecie. Nawet jeśli macie przyjaciółkę i rodzinę, które Was
wspierają, pomoc specjalisty jest zawsze przydatna. Łatwo bowiem
przeoczyć w diecie pewne drobiazgi, które znacznie utrudniają
utrzymanie idealnej sylwetki. Łatwo ulec pokusie, że jeden batonik albo jeden ziemniaczek nie zaszkodzą. Istnieje ponadto ryzyko, że samodzielnie ustalając dietę, nie dostarczymy organizmowi
odpowiedniej ilości składników odżywczych. Kiedy pilnuje nas dietetyk, jest bezpieczniej, łatwiej i – co ważne – regularniej. W diecie konieczna jest bowiem systematyczność. Moje cotygodniowe ważenie
się u pani Izy w Naturhouse sprawia, że nawet po zakończeniu diety
nie przestałam pilnować, co jem. Dietetyczka skrupulatnie zapisuje
moje wymiary, wagę, procent wody zatrzymanej w organizmie i ilość
tkanki tłuszczowej. Co tydzień daje mi nowe przepisy na smaczne
i lekkie dania, doradza, gdy mam jakiś problem albo pytanie. Zdarza mi się nawet dzwonić do niej na komórkę, gdy nie wiem, czy to,
na co akurat mam ochotę, nie jest przypadkiem na liście produktów
zakazanych. Gdy natomiast szykują się większa impreza albo święta (a co za tym idzie – okazje do nieograniczonego jedzenia), podsuwa mi sposoby na to, jak po dawce alkoholu i kalorii wrócić szybko do wagi. Poleciła mi m.in. tabletki zapobiegające wchłanianiu
się tłuszczu – do stosowania doraźnie przed okazjonalnym obżar-
stwem. W końcu dietetyk też człowiek i rozumie, że nawet od diety czasem można odstąpić.
Rozmowa z dietetykiem jest jak spowiedź, z tą tylko różnicą, że tu
nie ma mowy o grzechach ani surowej pokuty, jest za to porcja pozytywnej motywacji do zdrowego stylu życia, komplement, że świetnie wyglądam w nowych jeansach, i wymienianie się pomysłami
na dietetyczny obiad; rozmowa, po której czuję się lżej – dosłownie i w przenośni.
Karolina Siudeja
www.miastokobiet.pl
67
Testujemy zabieg spalający
tkankę tłuszczową
Odchudzanie
na gorąco
Włosi na tłuszczyk w okolicach brzucha i talii mówią pieszczotliwie maniglie dell'amore, co oznacza „uchwyty miłości”.
Polacy nie są już niestety tacy wyrafinowani: oponka, wałek,
koło ratunkowe – jedynie takie określenia proponuje nasz
słownik. Na punkcie swojego brzucha kompleksy miałam od
zawsze. To było moje trudne miejsce – nawet gdy dużo ćwiczyłam i trzymałam dietę, mój brzuch nie chciał chudnąć.
Kiedy więc zaproszono mnie do przetestowania zabiegu redukcji tkanki tłuszczowej Exilis w Femmalium Med
SPA (w Krakowie to jedyny salon oferujący tę metodę), byłam sceptyczna. Nigdy nie miałam płaskiego brzucha i nie
wierzyłam, że jakieś fale ultradźwiękowe będą w stanie to
zmienić. Myliłam się. Dziś – po czterech zabiegach – obwód mojego brzucha zmniejszył się o 4 cm! Być może nie
wydaje się to dużo, ale dla oka efekt jest znacznie większy niż ten wynikający z mierzenia centymetrem. Zabieg
nie tylko bowiem spala tkankę tłuszczową, ale też ujędrnia skórę i modeluje sylwetkę. Bajka? Nie do końca. W życiu nie ma nic za darmo – zabieg ten nie należy niestety
do najprzyjemniejszych. Polega on na masowaniu wybranych części ciała głowicą, która pod wpływem fal ultradźwiękowych podgrzewa tkankę tłuszczową do 38 stopni, doprowadzając do jej rozbicia. Nie brzmi to strasznie,
jednak trzeba pamiętać, że nasz organizm odczuwa zmiany temperatury bardzo silnie. Przecież dla człowieka już
37 stopni to gorączka, a powierzchnia skóry jest tym bardziej wrażliwa, bo normalnie jej temperatura to zaledwie
30 stopni. Zabieg może więc nawet parzyć, a jego dotkliwość zależy od ilości tkanki tłuszczowej i indywidualnej
wytrzymałości na ból. Nie jest to jednak taki ból, którego nie wynagrodziłby efekt jędrnego i zgrabnego brzucha.
Osoby wybierające się na ten zabieg muszą wiedzieć jeszcze o jednym – organizm, a konkretnie wątroba, musi sobie jakoś poradzić z tkanką tłuszczową, która zostanie spalona podczas zabiegu. Konieczne są więc picie dużej ilości wody i lekkostrawna dieta. Samopoczucie bezpośrednio po zabiegu można porównać do takiego, jakie towarzyszy nam po kilku godzinach przebywania na ostrym słońcu. Możliwe są lekkie zawroty głowy i uczucie zmęczenia.
Ale gra warta jest świeczki. Jeśli jeszcze po zabiegu Exilis
„na deser” zafundujemy sobie terapię elektroakustyczną
EAT SkinShock, czyli „ubijanie” tkanki tłuszczowej przyrządem przypominającym mały młot pneumatyczny (ten
zabieg jest na szczęście bezbolesny!), to efekty będą naprawdę widoczne. A uwierzcie mi, że na zgrabne ciało polski słownik ma już dużo ładniejsze określenia.
Ola Przegorzalska
Femmalium Med SPA
Kraków, ul. Poznańska 8
www.femmalium.pl
Exilis – pojedynczy zabieg – 1000 zł
(przy czterech zabiegach cena pojedynczej sesji to 800 zł)
EAT SkinShock – 300 zł (w zestawie z zabiegiem Exilis – 150 zł)
CIAŁO I dusza psychologia
Trzy oblicza
miłości
Psychologowie twierdzą, że istnieją
tylko trzy rodzaje emocjonalnej więzi
między partnerami
adacze odkryli fascynującą właściwość dorosłych związków miłosnych
– w zdecydowanej większości są one powtórzeniem tego, co działo się między dzieckiem
a jego matką. Niemal trzy czwarte ludzi (72
proc.) powtarza w relacji z partnerem postawy i uczucia, które wyniosło z więzi ze swoimi rodzicami. Niektórzy psychologowie żartują nawet, że pod względem ważnych relacji
miłosnych dorosłość jest po prostu powtórzeniem dzieciństwa.
Jest w tym przesada, ale… jest też coś na rzeczy. Poniższy test pozwala rozpoznać, który
z trzech typów więzi łączy nas z partnerem.
Twierdzenia ułożone są w trzy grupy. Przy
każdym z nich należy napisać TAK lub NIE.
STYL PIERWSZY
– Nie sprawia mi trudności bycie zależną
od innych ludzi i poleganie na nich.
– Dobrze znoszę sytuację przebywania
z kimś, kto jest ze mną mocno związany.
– Przeważnie nie krępuje mnie sytuacja,
w której ktoś mi się zwierza.
– Potrafię pogodzić się z tym,
że ktoś mnie opuszcza.
– Umiem ujawniać i ujawniam bliskim osobom nawet te bardzo intymne przeżycia.
–
–
–
–
70
STYL DRUGI
Inni ludzie niechętnie zbliżają się
do mnie tak bardzo, jak bym chciała.
Często martwię się, że mój partner nie
zechce tak naprawdę ze mną zostać.
Przychodzi mi do głowy, że partner nie
kocha mnie szczerze i głęboko.
Czasem chcę się całkowicie zlać z partneMiasto Kobiet 2010
rem, ale to pragnienie mnie przeraża.
– Jestem skłonna do miłości od
pierwszego wejrzenia.
STYL TRZECI
– Czuję się skrępowana bliskością innych ludzi.
– Trudno mi całkowicie ludziom zaufać.
– Staję się nerwowa, gdy ktoś się do
mnie z bardzo zbliży.
– Źle znoszę uczucie zależności od kogoś.
– Mój partner (małżonek, przyjaciel)
oczekuje, że będę zwierzała się bardziej,
niż mam na to ochotę.
Styl pierwszy
Jeśli najwięcej TAK stawiasz przy pierwszej
piątce stwierdzeń, twój styl związków określa się jako „bezpieczny”. Około dwie trzecie dorosłych ludzi wypracowuje właśnie ten
styl więzi z partnerem. Ten typ relacji daje
też najwięcej satysfakcji życiowej i poczucia
spełnienia. Charakteryzuje się on stosunkowo dużym poczuciem bezpieczeństwa i zaufania. Gdy jesteś w stresie, potrafisz zwrócić się do partnera z prośbą o wsparcie. Twoje związki są stabilne, a partnerzy skłonni do zwierzania się i tworzenia intymności. W twoich relacjach z drugą płcią dominują przyjemne emocje. Jesteś też przekonana, że szalona, prawdziwa miłość, podobna
do tych z powieści i filmów, może się przydarzyć każdemu w normalnym życiu. Wierzysz,
że w niektórych związkach miłość wcale nie
słabnie wraz z upływem czasu. Masz poczucie, że inni ludzie cię doceniają i lubią, jesteś
też przekonana, że ogólnie rzecz biorąc, ludzie mają dobre intencje i dobre serca.
„Bezpieczne” związki miłosne tworzą ludzie, którzy wspominają swoich rodziców
jako troskliwych, uczuciowych, sprawiedliwych i szczęśliwych w małżeństwie. Jeśli
w ciągu pierwszych trzech lat życia dziecko
przekonało się, że mama chętnie bierze je
na ręce, jest dostępna, gdy ono tego potrzebuje, jest wrażliwa i chętna do udzielania
wsparcia oraz opieki, to nauczyło się ono, że
może jej ufać i czuć się swobodnie. W dorosłym życiu przekłada się to na umiejętność
wchodzenia w pozycję zależności od innych
ludzi, umiejętność ufnego zakochiwania się
i przekonania, że w głębi duszy partner czy
partnerka obdarza nas miłością. Takie osoby traktują także zwierzanie się innych ludzi
jako przyjemne i pożądane, toteż w miłości
potrafią zarówno dawać, jak i brać.
Styl drugi
Jeśli najczęściej zgadzasz się z drugą piątką stwierdzeń, twój styl tworzenia relacji
nazywany jest „nerwowo-ambiwalentnym”.
Z jednej strony masz skłonność do obsesyjnej, krańcowej namiętności, kurczowego trzymania się partnera, z drugiej przeżywasz lęk przed odrzuceniem. W tego typu
miłości dominuje przekonanie, że partner
cię nie docenia i kocha mniej, niż ty tego
pragniesz i potrzebujesz. Jesteś także przekonana, że nie doceniają cię w pracy. Często
się zakochujesz, ale jednocześnie uważasz,
że mało jest ludzi, którzy potrafiliby i chcieliby się zaangażować emocjonalnie tak głęboko jak ty. Raczej sądzisz, że ludziom nie
zależy na przeżywaniu intensywnej miłości. Pragniesz całkowitej jedności, porozu-
Ilustracja Agnieszka Kucia
B
mienia się bez słów, doskonałego dopasowania. Wierzysz, że „prawdziwa miłość” właśnie na tym polega – idealnym zespoleniu,
odczytywaniu intencji i emocji drugiej osoby
w sposób niemal magiczny. Pragniesz idealnej jedności, dlatego oczekujesz, że partner domyśli się, czego potrzebujesz, i nie
musisz z nim o tym rozmawiać: „Jeśli nie
potrafi się domyślić, to znaczy, że nie chce
wiedzieć. A to nie jest prawdziwa miłość”.
Chcesz bliskości, ale jednocześnie się jej boisz i w końcu nie wiesz, czy jej naprawdę
pragniesz. A jednak jest ci też źle, gdy bliskości brakuje. Czasem pojawia się tu postawa: pozwalam, aby inni zbliżyli się do mnie,
ale nie pozwalam sobie otwierać się przed
nimi i zbliżać się do nich. Szczere mówienie o sobie jest dla ciebie trudne i wzbudza
ambiwalentne uczucia – lęk z jednej strony, podniecenie z drugiej. Bywa, że zadręcza
cię zazdrość i przekonanie, że partner może cię zostawić z dnia na dzień, bo nagle się
w kimś zakocha i wybierze ją, a nie ciebie.
Dlatego możesz odczuwać pokusę śledzenia
go, czytania jego SMS-ów, sprawdzania, co
robi w Internecie itp.
Gdy wspominasz rodziców, to wydają ci się
nieszczęśliwi w małżeństwie, wkraczający
w twoje sprawy (inwazyjni), stawiający wysokie wymagania. Można było zauważyć, że
ich stosunek do ciebie bardzo zależał od tego, czy udało ci się tym wymaganiom sprostać. Mogłaś osiągnąć akceptację najłatwiej
poprzez spełnienie oczekiwań rodziców,
musiałaś na nią „zasłużyć”.
Styl trzeci
Jeśli największa liczba TAK pojawia się przy
trzeciej piątce stwierdzeń, to twój styl tworzenia więzi z partnerem psychologowie
nazwaliby „unikającym”. Przewodnią nicią takiego związku jest unikanie prawdziwej otwartości i brak zaufania. Ten typ relacji tworzą ludzie, których rodzice byli krytyczni, wymagający i mało troskliwi. Dziecko odkryło, że tak naprawdę mama jest nim
zmęczona i unika kontaktu, zwłaszcza fizycznego – niechętnie bierze na ręce, przytula, pieści itp. Dziecko było także przekonane, że jego mama częściej ujawnia irytację i gniew niż pozytywne uczucia. Z tego powodu, gdy staje się dorosłym człowiekiem, nie ufa innym ludziom i boi się sytuacji, w których mogłoby być od nich zależne. Takie osoby silnie dążą do niezależności, kontroli i unikają bliskich, intymnych,
otwartych relacji. Gdy ujawniają uczucia,
przeważnie są one negatywne (np. nieufność), mają też skłonność do przypisywania
innym złych intencji.
Twoje relacje partnerskie są burzliwe, z licznymi wzlotami i upadkami. Częstym zjawiskiem jest też nuda oraz napięcie. W kłopotach nie zwracasz się do partnera o pomoc,
raczej ukrywasz swoje zmartwienia, nie
ufasz bowiem jego dobrej woli („On to może
kiedyś wykorzystać przeciwko mnie”). Masz
skłonność do zaprzeczania swojej potrzebie
bliskości, co może sprawiać, że koncentrujesz się na pracy zawodowej. Często zdarzają ci się lub kuszą cię przelotne związki seksualne. Jesteś przekonana, że intensywna,
prawdziwa miłość rzadko jest w stanie przetrwać dłuższy czas. Odkrywasz w sobie także trudność w akceptowaniu partnera, niektórych jego wad po prostu nie znosisz i nie
potrafisz się z nimi pogodzić. Ten typ tworzenia relacji daje raczej poczucie osamotnienia
niż szczęścia. Występuje on u co piątej osoby.
Bywa, że pasują do ciebie różne style nawiązywania więzi. To najlepszy dowód na to, iż
sposób kochania się zmienia i może ewoluować. Na koniec warto też powiedzieć, że
świadomość tego, jaki rodzaj więzi z partnerem mamy skłonność tworzyć, daje możliwość zmodyfikowania go. Jeśli więc test pokazuje, że twoja więź z partnerem pozostawia
wiele do życzenia, możesz to zmieniać. Test
najlepiej potraktować jako źródło informacji,
czy miłość zmierza w dobrym kierunku. Badania pokazują, że nie jesteśmy skazani na
to, aby w dorosłym życiu powielać wzory, które wytworzyliśmy w dzieciństwie. Co trzecia
osoba dorosła potrafi zmienić toksyczne relacje, wśród których wyrosła, i nie przenosić
ich do swojego dorosłego życia.
Dr Marcin Florkowski, psycholog
Innowacja w usuwaniu tłuszczu
Body Jet® to światowa nowość
w trwałym usuwaniu tkanki
tłuszczowej. To doskonałe rozwiązanie dla tych, którzy chcą
pozbyć się nadmiaru tłuszczu
i wymodelować sylwetkę
Zabieg Body Jet polega na wypłukiwaniu
tkanki tłuszczowej specjalnym roztworem
wodnym. Poprzez niewielkie nacięcie lekarz wprowadza w tkankę kaniulę ze specjalnym strumieniem roztworu wypłukującego komórki tłuszczowe, które są następnie przez tę samą kaniulę odessane. Podczas jednego zabiegu za pomocą urządzenia Body Jet można usunąć jednorazowo
ponad 5 litrów tłuszczu. Zabieg Body Jet
jest bezbolesny i realizowany według zasady walk-in-walk-out. Efekty widoczne są
natychmiastowo. Samopoczucie pacjentów w trakcie zabiegu i po jest bardzo dobre
i mogą oni zaraz po wizycie w klinice bez
obaw wrócić do domu. Body Jet niesie ze
sobą także niespotykane dotychczas możliwości modelowania ciała. Pozwala na pozyskanie nieuszkodzonych komórek tłuszczowych i wykorzystania ich do reimplantacji. Zabieg ten skierowany jest do kobiet,
które pragną zwiększyć rozmiar biustu,
skorygować kształt piersi i uzupełnić braki
lub ubytki. Tak przeszczepiony tłuszcz jest
najbardziej trwałym i wydajnym wypełniaczem. Podczas jednego zabiegu transplantacji można uzyskać efekt powiększenia
piersi co najmniej o jeden rozmiar. Zabieg
reimplantacji wykonywany jest w trakcie
zabiegu odsysania. Więcej informacji o zabiegu można znaleźć na www.mybodyjet.pl.
Rekomendowanym miejscem wykonywania zabiegu
Body Jet® w Krakowie jest Maestria Medycyna
Estetyczna, ul. Biskupia 4, tel. 12 633 05 75
CIAŁO I dusza seks
Pigułka nie jest anty
Większość z nas zażywa pigułki antykoncepcyjne, stosuje plastry czy spirale już od wielu lat. Wydaje nam się, że o antykoncepcji wiemy już wszystko. Kiedy jednak w naszym życiu przychodzi czas na
dziecko, pojawia się wiele pytań. O antykoncepcji przed ciążą i po ciąży rozmawiamy z krakowskim ginekologiem i seksuologiem, dr. Maciejem S. Kowalczykiem
Cały czas rozmawiamy o tabletkach
hormonalnych w kontekście zapobiegania ciąży. Ale czy pigułka może się w jakiś sposób do ciąży przyczynić?
W pewnym sensie tak. Tabletki antykoncepcyjne, oprócz zapobiegania ciąży, regulują
cykl menstruacyjny kobiety. Ten efekt, już jako element kompleksowej terapii, często wykorzystujemy w praktyce, np. lecząc zaburzenia płodności.
Czy po odstawieniu antykoncepcji cykle
już na zawsze wrócą do normy?
Niestety nie zawsze. Tabletki hormonalne,
poprzez działanie na błonę śluzową macicy,
narzucają jej swój własny „tabletkowy” cykl.
A może to sama antykoncepcja jest
winna problemów z zajściem w ciążę?
Wciąż pokutuje mit, że antykoncepcja
jest przyczyną bezpłodności.
To może dla bezpieczeństwa warto czasami robić przerwy w przyjmowaniu
pigułek?
W dobie nowoczesnych tabletek nie ma takiej potrzeby. Jestem zdania, że np. przerywanie przyjmowania antykoncepcji na miesiąc, poza złudnym efektem prozdrowotnym,
zwykle ma tylko negatywne skutki. Wtedy
właśnie kobiety najczęściej zachodzą w niechcianą ciążę. Nawyk zażywania pigułki usypia ich czujność, zapominają o konieczności
alternatywnej antykoncepcji. Cykl w czasie
takiej przerwy bywa różny, występują plamienia i bóle, których dotychczas nie było. Tak
więc jeśli już przerywać, to co najmniej na
trzy miesiące, aby dać organizmowi czas na
powrót fizjologicznych cykli.
A jeżeli kobieta planuje ciążę? Po jakim
czasie od odstawienia antykoncepcji
wraca jej płodność?
74
Miasto Kobiet 2010
Od razu. Panie powinny wiedzieć, że nawet
pominięcie jednej pigułki znacznie obniża
ochronę antykoncepcyjną. Tak więc kobieta jest płodna, kiedy tylko zaprzestanie przyjmowania pigułek.
A co jeśli w pierwszym miesiącu bez
pigułek nie uda się zajść w ciążę?
To nie jest jeszcze powód do niepokoju. Organizm wraca do normy jeszcze przez jakiś czas.
U każdej kobiety może to przebiegać inaczej,
jednak powiedziałbym, że średnio jeszcze przez
miesiąc po przerwaniu terapii hormonalnej występowanie owulacji może być zaburzone.
To przed ciążą. A kiedy należy powrócić
do antykoncepcji po urodzeniu dziecka?
Ta kwestia również jest indywidualna. Zwykle sześć tygodni połogu to czas, którego organizm kobiety potrzebuje, by powrócić do
pełni sił. Także rozrodczych. Poza pojedynczymi przypadkami par spragnionych i niecierpliwych do współżycia i antykoncepcji
wracamy dopiero po połogu.
Jaka antykoncepcja jest w takim razie
dozwolona po połogu?
Kobiety, które nie karmią, mogą ponownie
stosować metody sprzed ciąży, zaś karmią-
cym mamom dedykowane są tabletki hormonalne zawierające progestagen zamiast
estrogenów. Należy przy tym pamiętać, że
preparaty te trzeba stosować bardzo regularnie, dosłownie co do minuty, inaczej mogą
się okazać nieskuteczne. Jednak jeśli chodzi
o mnie, to o ile brak przeciwwskazań, po połogu polecałbym założenie terapeutycznego
systemu domacicznego z hormonem.
No, ale przecież nie możemy stosować
hormonów...
Nie możemy estrogenów, ale Mirena® – domaciczna wkładka, o której mówię – zawiera
lewonorgestrel, wykazujący działanie podobne do progesteronu. Jest więc bezpieczna dla
karmiących matek. Kobieta nosi ją nawet do
pięciu lat. Przez cały ten czas specjalny system stopniowo uwalniania hormon i nie trzeba w ogóle pamiętać o antykoncepcji. Poza
tym wkładki te mają działanie terapeutyczne,
m.in. zmniejszają ryzyko infekcji i krwotoków.
A jeśli w tym czasie kobieta znów zechce
zajść w ciążę?
Wówczas ginekolog w każdej chwili może usunąć wkładkę. I wszystko zaczyna się od nowa.
Rozmawiała: Karolina Siudeja
Ilustracja Andrzej Politowicz
Dobrze to pani ujęła – mit, bo poza bardzo
rzadkimi przypadkami nie ma takiej możliwości. Za to często się zdarza, że młoda dziewczyna nie zdaje sobie sprawy z tego, że występujące u niej zaburzenia miesiączkowe
w przyszłości mogą oznaczać kłopoty z zajściem w ciążę. Zaczyna stosować antykoncepcję hormonalną, cykle się regulują, jest fajnie.
Potem, kiedy już chce być matką, odstawia tabletki… i nagle się okazuje, że ma zaburzenia
płodności. I wtedy obwinia się pigułki.
76
Miasto Kobiet 2010
CIAŁO I dusza psychologia
Z rakiem między ludzi
J
olanta zachorowała na nowotwór dwa
lata temu. Usłyszała od lekarza diagnozę i pomyślała to, co myśli większość: wyrok. Paraliżujący strach, przerażenie, przytłaczający smutek, poczucie bezsensu. W głowie kotłowały się same negatywne
myśli i tysiące pytań, pozostających bez odpowiedzi: „Dlaczego?”, „Co dalej?”, „Jak teraz żyć?”.
Na szczęście Jola miała przyjaciółkę. A przyjaciółka słyszała o spotkaniach w krakowskim Centrum Psychoonkologii. Dała Joli adres, powiedziała, że może warto spróbować.
– Byłam wtedy jeszcze przed chemioterapią. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Choroba mnie przerażała, była czymś obcym. Czułam się kompletnie bezradna – wspomina Jola. – W szpitalu niewiele się nami zajmują
od strony opieki psychologicznej. Dla rodziny
i przyjaciół wiadomość o chorobie to też szok.
Nie wiedzą, jak się zachować, co robić. Człowiek nagle zostaje sam ze swoimi emocjami.
Do skorzystania z profesjonalnej pomocy nie
trzeba było mnie namawiać. Po prostu tego
potrzebowałam.
Zanim zaczęła przychodzić na spotkania do
siedziby Stowarzyszenia UNICORN, prowadzącego Centrum Psychoonkologii, wzięła
udział w wyjazdowych warsztatach, zorganizowanych przez to centrum. Tam poznała ludzi, którzy znaleźli się w identycznej sytuacji.
– Bardzo dużo dały mi rozmowy z chorymi.
Ten wyjazd to była pierwsza otrzymana przeze mnie pomoc, pokazano mi, jak nie wpaść
78
Miasto Kobiet 2010
w depresję – mówi Jola. – Na przykład noszenie peruki. Przerażało mnie to ogromnie,
ale gdy spotkałam się z ludźmi, którzy się nie
poddawali, zaczęłam patrzeć na to inaczej.
Widząc, jak inni dzielnie walczą o swoje życie, zaczynałam nabierać nadziei. W trakcie wyjazdu nie tylko poznałam ofertę centrum i dowiedziałam się, na czym polega jego działalność. To był moment, kiedy nawiązałam przyjaźnie z osobami z różnych miast,
które tak jak ja miały do czynienia z poważną chorobą.
Jola postanowiła częściej brać udział w zajęciach organizowanych przez UNICORN.
Pracuje jako nauczycielka, więc podczas wakacji mogła na nie przeznaczać prawie całe
dnie. Mimo iż nie mieszka w Krakowie, nadal stara się systematycznie pojawiać przy
ul. Kopernika. Oprócz odbywania indywidualnych rozmów z psychologiem uczestniczy tu w spotkaniach grupowych. Opowiada
o tym, co czuje, jak jej życie wyglądało przed
chorobą, i słucha historii pozostałych chorych.
– Tym, co nas łączy, jest stres i bardzo szybkie tempo życia, które wcześniej prowadziliśmy – mówi Jola. Podczas spotkań chorzy
opowiadają też, co lubią robić, jakie mają zainteresowania. – Psycholog pyta nas na przykład, co dzisiaj dla siebie zrobiliśmy. Chodzi
o to, żeby cieszyć się z jak najdrobniejszych
rzeczy, dostarczać sobie choćby małych przyjemności, na przykład w postaci spaceru, byle tylko zwolnić tempo, pomyśleć choć trochę o sobie.
Przestałam być człowiekiem wybierającym
się na własny pogrzeb.
Na konsultacjach z onkologiem w UNICORNIE poznała dostępne metody leczenia. To
dało jej nadzieję, bo nie znała dotąd innych
rodzajów chemioterapii niż ta, którą była leczona i która nie przyniosła oczekiwanych
wyników. Na zajęciach z relaksacji, muzykoterapii i jogi dowiedziała się, jak się odprężać, jak prawidłowo oddychać, zrzucać ciężar stresu. Ćwiczenia z wizualizacji pomogły
jej stworzyć wyobrażenie siebie wygrywającej
z chorobą.
– Są różne sposoby, żeby wyobrazić sobie, jak
znika nowotwór. Zwłaszcza w chwilach zwątpienia warto uruchamiać takie wizje. To pomaga – opowiada Jola. Jej wyobrażenie jest
takie: przypływa duża ryba i pożera komórki rakowe.
Z oferty UNICORNU skorzystał też mąż Joli, który towarzyszył jej na różnych zajęciach.
– Warto zdać się na specjalistów, którzy pokażą, jak tworzyć relacje. Rodzina często nie
wie, jak z chorym rozmawiać. Czasem trudno o szczery kontakt. Choroba wszystkich
przerasta – tłumaczy Jola. – Ciągłe powtarzanie „myśl pozytywnie” może doprowadzić do
szału, ale bliscy to mówią, ponieważ też czują się bezradni.
Mąż Jolanty dowiedział się na przykład, że lepiej działać, niż okazywać litość i nadmierne współczucie. Zorganizować wyjście do teatru, pomóc ukochanej osobie w domowych
obowiązkach, znaleźć dla niej czas.
– W UNICORNIE nikt nie czuje się niepotrzebny, a to bardzo ważne, bo choroba potęguje uczucie zagubienia. Wspólne wyjścia do
Ilustracja Agnieszka Kucia
Centrum Psychoonkologii w Krakowie jest jak dom. Tutaj przychodzi
się, gdy przeraża wizja noszenia peruki po chemioterapii, gdy chce się
porozmawiać z tymi, którzy też walczą o życie, i gdy
nie wiadomo, jak pokonać strach. Bo nowotwór
to nie tylko choroba ciała. Poza aspektem
medycznym ważne jest wsparcie
psychologiczne
filharmonii, które organizuje centrum, wieczorki prowadzone przez artystów, ludzi teatru czy sztuki, wigilia ze wspólnym śpiewaniem kolęd, rozmowy z psychologami, które
uczą, że nie warto nieustannie zadręczać się
pytaniem „dlaczego ja” i mieć o to pretensje
do całego świata. Do tego niesamowicie rodzinna atmosfera i profesjonalna opieka. To
wszystko powoduje, że człowiek nabiera siły
do walki o samego siebie.
***
Stowarzyszenie UNICORN powstało w Krakowie w 1999 roku. Idea była taka: stworzyć
miejsce, które będzie jak dom. Miejsce jednoczące ludzi o podobnych doświadczeniach
życiowych.
– Dziesięć lat temu psychoonkologia nie była czymś znanym. Dla osób chorych na nowotwory dostępna była pomoc głównie medyczna. Brakowało wsparcia psychologicznego
– mówi Iwona Nawara, psychoonkolog i prezes
zarządu Stowarzyszenia UNICORN. – Tymczasem ważna jest nie tylko opieka stricte fizyczna, medyczna. Choroby nowotworowe
niosą brzemię, często bardzo źle się kojarzą.
Nawet jeśli podejmuje się leczenie, to jest to
duża zmiana w życiu i oznacza różne nowe,
trudne sytuacje. Nie można wówczas bagatelizować kondycji psychicznej pacjenta.
W szpitalnych oddziałach pracuje niewielu
psychologów. Na tle Anglii czy Stanów Zjednoczonych, gdzie działa wiele organizacji czy
grup wsparcia psychoonkologicznego, polska rzeczywistość wypada pod tym względem kiepsko. – Ale i świadomość Polaków
poprawia się bardzo powoli. Ciągle pokutuje przekonanie, że wizyta u psychologa równa się chorobie psychicznej. A przecież to nie
jest żaden wstyd, że szukamy kompleksowej
opieki wszędzie tam, gdzie to możliwe – mówi Iwona Nawara.
UNICORN chce zwalczać takie stereotypy
i przekonuje, że warto porozmawiać ze specjalistą zaraz po wykryciu choroby, na początku leczenia, a nie dopiero wtedy, gdy
wpadnie się w poważną depresję i nie będzie
chciało wyjść z domu.
– Wielu dramatom można by zapobiec, gdyby pacjenci zgłaszali się zaraz po postawieniu diagnozy. Tymczasem wiele osób odczuwa wówczas blokadę. Początki leczenia to
często najtrudniejszy moment. Nie możemy
się jeszcze pogodzić ze świadomością choroby, buntujemy się, załamujemy. Ale właśnie
wtedy warto wesprzeć tradycyjne leczenie,
bo to poprawia komfort życia – podkreśla pani prezes.
Wszyscy, którzy chcą porozmawiać, spotkać
się z innymi chorymi, zdobyć wiedzę czy nowe umiejętności radzenia sobie w życiu mimo choroby, mogą przyjść do Centrum Psychoonkologii, utworzonego przez stowarzyszenie w 2002 roku. Pastelowe kolory na
ścianach, artystycznie zaaranżowane wnę-
trze, kuchnia, salon – w domowej i przytulnej atmosferze chorzy mogą mówić o swoich
problemach i zasięgać fachowych rad.
– Kiedy osiem lat temu otwieraliśmy centrum, marzyliśmy, aby było w nim zawsze
dużo ludzi. Od ubiegłego roku, w związku
z kampanią medialną, pojawia się tu coraz
więcej osób, często młodych. Mają one większą świadomość, nie wstydzą się swojej choroby, szukają dodatkowej pomocy – mówi
Iwona Nawara. – Nie wszyscy jednak chcą
brać udział w zajęciach grupowych i utożsamiać się z chorymi. Dla takich osób dobrym
rozwiązaniem są spotkania indywidualne
z psychologiem.
Oferta UNICORNU jest ciągle wzbogacana i urozmaicana. Raz w miesiącu odbywają
się warsztaty wielospecjalistyczne. Można też
przyjść na konsultacje z rehabilitantem, dietetykiem czy specjalistą pielęgniarstwa onkologicznego. Chodzi o to, żeby jak najwięcej dowiedzieć się o własnej chorobie – jakie skutki uboczne mogą wystąpić przy chemioterapii, co jeść, a czego unikać, jak radzić sobie ze
stresem. W marcu UNICORN rozpocznie realizację projektu, na który otrzymał dofinansowanie ze środków unijnych. Jego celem jest
aktywizacja zawodowa chorych. Co miesiąc
16 osób będzie mogło bezpłatnie uczestniczyć
w zajęciach z doradcą zawodowym oraz w treningach psychologicznych. Projekt ma im pomóc odnaleźć się ponownie na rynku pracy
i uwierzyć w swoje zawodowe możliwości.
– Do centrum bardzo chętnie przychodzą
rodziny chorych. Czasem pacjenci radzą sobie lepiej niż ich bliscy, którzy ze wszystkich
sił chcą pomóc, biorą na siebie odpowiedzialność, a równocześnie są bezsilni. Tracą energię, są zmęczeni, zaniedbują samych siebie,
obwiniają lekarzy… Udział w zajęciach może na przykład pomóc właściwie zareagować,
gdy chory mówi z wyrzutem: „Ty mnie nie rozumiesz!”.
***
UNICORN cały czas poszukuje wolontariuszy. Potrzebne są osoby, które zajęłyby się
zarówno sprawami administracyjnymi, jak
i wspieraniem chorych.
– Nie wolno się zrażać brakiem kwalifikacji medycznych czy psychologicznych – mówi Marysia Wojtacha. – Ja ukończyłam studia
z ochrony środowiska, a mimo to jestem wolontariuszem administracyjnym. Pracy jest
bardzo dużo. Czasem wielką pomocą jest rozesłanie e-maili, powieszenie ulotek. Można
się również zaangażować w prace biurowe
czy też spróbować swoich sił w marketingu
i public relations, przygotowując konferencje
czy opracowując kampanie reklamowe. Mile widziane są osoby, które na działania UNICORNU pozyskiwałyby środki unijne. – Bycie wolontariuszem jest niesamowitą szkołą.
Uczy tolerancji, wrażliwości na drugiego człowieka i pozwala docenić wartość życia.
Karolina Kelman
PRZEDSTAWIAM PAŃSTWU KOLEJNĄ Z CYKLU KRÓTKICH PREZENTACJI
OPISUJĄCYCH ZAKRES DZIAŁAŃ I MOŻLIWOŚCI LEKARZY SE+
Przed leczeniem
W momencie założenia licówek
Tydzień po leczeniu
2 lata po leczeniu
artykuł promocyjny
Diastemę, czyli przerwę między siekaczami można zamknąć wykonując licówki porcelanowe.
Są to cieniutkie płatki porcelany przyklejane do przedniej ( licowej ) powierzchni zęba. Wymagają
minimalnego szlifowania, wykonywane są w laboratorium, a kolor i połysk imitują szkliwo naturalnwgo
zęba. Nie przebarwiają się, ani nie scierają. Przy ich pomocy można korygować kolor, wielkość i kształt
zębów, a w przypadku prezentowanego pacjenta umożliwiają zamknięcie diastemy.
10% rabatu dla czytelniczek MK
Sceny z życia małżeńskiego
PALĄCY PROBLEM ZAKUPÓW
ako dziecko byłam bardzo zmęczona. Bardzo. Moja mama uwielbiała zakupy, ja nie akceptowałam przedszkola,
więc we dwie odbywałyśmy niezliczone krucjaty po sklepach. Przynajmniej sklepy łatwo było policzyć: Moda Polska, Balaton, jakiś Pewex i jeszcze jeden Pewex – w sumie dwa... Nazw kolorów uczyłam
się na torebkach. Która ci się bardziej podoba? Czarna czy brązowa?
A może zielona? Ta niebieska jest okropna, ale ten pasek... Dwa paski! Weźmiemy trzy torebki i dwa paski. Dobrze, mamo, odpowiadałam zmęczona. Bela, podoba ci się? Mama podstawiała mi pod nos
zabawkę. Wszystko jedno jaką. Nie pamiętam. Tak, odpowiadałam. A
chcesz tego misia, skoro ci się podoba? Nie. Mama uznała, że jestem
bardzo chora. Bardzo. Zmęczenie nie pomagało mi udawać okazu zdrowia. Mama więc z własnej inicjatywy zaczęła kupować mi „zabawki”. Napisałam
„zabawki” bo pracowała wówczas w jakimś
biurze tuż nad sklepem muzycznym.
Znosiła mi z Domu Muzyki dziecięce
bębenki. Legiony dziecięcych bębenków. Niekiedy musiałam je podziurawić pałeczką, albo dwiema pałeczkami. W rozpuszczaniu mnie
mama doszła do takiej perfekcji,
że kiedy pojawiała się w domu bez
bębenka, wszczynałam awanturę.
Weeeeee! Gdzie mój bęęębennn!!!
Męczący koszmar. W końcu mi się
znudziło, a mama zmieniła pracę.
Może kolejność była odwrotna…
orosłam. Zakupy zapisały mi się
w głowie jako coś tak męczącego,
że dałam sobie z nimi spokój. Do czasu,
kiedy, dajmy na to, zaczynały przecierać mi
się portki. Wtedy szybki i żwawy kurs do sklepu
– histeryczny krok w stronę kupki czarnych ubrań,
szybkie spojrzenie na metkę, czy jest sssssyczący rozmiar
S, zapłacić i chodu. Nie chce pani przymierzyć? Nie, dziękuję. Do
dziś nie mierzę ani butów, ani ubrań. Jak łatwo się domyślić mój mąż
uznał ten sposób dokonywania zakupów za ze wszech miar słuszny.
Ba, był zachwycony. Przed witryną z torebkami kłębił się tłum, ja nie
reaguję. Hm, kochanie, zupełnie jakbyś nie była kobietą – radował się
mąż. Chciałam mu odwarknąć, że to chyba nie najlepiej dla niego...
Generalnie harmonia. Pod warunkiem, że on nie robił zakupów. Zakupy z mężem i dla męża: duża trauma. Jak długo można szukać pary butów? Jednej pary butów! Do domu! Do domu!
stało się: oto w naszym gniazdku zagościł Internet. Bóg wie jak długo ignorowałam strony z ubraniami. Aż pewnego dnia... Juuuhu!!!
Kochanie, chyba jednak jestem kobietą! Torby, torebki, torebeczki, buty, spodnie, spódniczki, apaszki, portfeliki i... bluzy. Wielkie bawełniane bluzy z kapturem. Damskie i męskie. Tak otulające, tak rozkoszne.
Jedna bluza, druga bluza... Bluza czarna, bluza zielona, brązowa, rozpinana, na ekspresik, wciągana przez spracowaną główkę.
D
I
82
Miasto Kobiet 2010
M
ój mąż zaczął nerwowo podskakiwać, już kiedy odpalałam komputer. Znikam w łazience, informując go, żeby mnie nie podsiadał, wracam, a tam na ekranie otwarta strona o głębokim uzależnieniu od internetowych zakupów wśród angielskich nastolatków. E tam.
Nie jestem Angielką, no i nie jestem nastolatką. Tego drugiego tak jasno mężowi nie uświadomię, bo a nuż dojdzie do wniosku, że ma apetyt na kwaśne jabłko i po 14 latach pożycia zamieni mnie na nowszy
model? Grunt to chuchać na zimne. Oziębły mąż oznacza męża wiernego. Szkoda tylko, że temperatura mu skacze, kiedy robię zakupy.
I ma ochotę kopnąć w progu Bogu ducha winnego kuriera.
am nowa bluzę, zieloną, z kapturem, na ekspres.
Męską, ale rozmiar S, dzięki czemu czuję się
w niej jak w bluzie właśnie, a nie w jakiejś burce,
czyli wystają mi nóżki i zmęczona główka. Ha!
Z nabożeństwem odwieszam zieloną bluzę
do szafy. Kto powiedział, że ubrania służą do noszenia? Ubrania są jak znaczki w klaserze – nie dotykać, patrzeć,
wzdychać. Zakupy, nawet przez internet, są takie męczące. Idę spać,
chyba nawet chrapię...
jak tam twoje cudo, pyta mąż.
Pyta o bluzę z kapturem oczywiście, zieloną. Świetnie, świetnie.
Rzeczywiście ładna, mówi. Podoba ci się? Marszczę czoło. Przecież
nie dostałam jej w spadku, ani w akcie darowizny. Ja wydałam na nią pieniądze! Dużo pieniędzy… Gdyby była
większa to bym ci ją zabrał! Cooo? Przymierzałeś ją? – jęczę jak syrena przeciwmgielna. Taaa, trochę ciasna pod pachami...
Przecież ona nie jest do noszenia, piszczę. Ona
jest do... do oglądania! I dobrze – odpowiada mąż.
– Widziałaś nadruk na plecach? Phi, za kogo on mnie bierze? Na plecach jest nadruk żołnierza, w otoczeniu kart, naboi, paczki papierosów i czego tam jeszcze potrzebuje żołnierz w okopach. Plus
napis: Beautiful Soldier. Oczywiście, że widziałam… A zauważyłaś, że
to jest żołnierz Wehrmachtu?
cholercia, rzeczywiście... Nie zauważyłam. Natomiast kurier ma
mi dzisiaj przynieść parcianą torbę z portretem Mao.
Izabela Szolc
M
I
O
IZABELA SZOLC, pisarka,
autorka powieści, opowiadań,
scenariuszy. Wkrótce ukaże się
jej zbiór opowiadań pt. „Naga”
(Wydawnictwo AMEA)
Izabela Szolc, fot. arch. dom, ilustracja istock.com
J

Podobne dokumenty