Kwestia taktyczna - Instytut Filozofii UW

Transkrypt

Kwestia taktyczna - Instytut Filozofii UW
Róża Luksemburg
Kwestia taktyczna
Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (Uniwersytet Warszawski)
WARSZAWA 2007
Róża Luksemburg – Kwestia taktyczna (1902 rok)
Artykuł Róży Luksemburg „Kwestia taktyczna” ukazał się w piśmie „Leipziger Volkszeitung” z 4 kwietnia 1902 r.
Podstawa niniejszego wydania: Róża Luksemburg, „Wybór pism”, tom 1, wyd. Książka i Wiedza, Warszawa 1959.
– 2 –
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm­uw.w.pl
Róża Luksemburg – Kwestia taktyczna (1902 rok)
Gdy przed kilku laty w szeregach naszych debatowano szczególnie gorąco nad sprawą sojuszów z partiami burżuazyjnymi, obrońcy przymierzy politycznych powoływali się na przykład belgijskiej partii robotniczej. Jej sojusz z liberałami w długoletniej walce o powszechne prawo wyborcze miał służyć za przykład chwilowej konieczności i politycznej nieszkodliwości przymierzy między socjaldemokracją a demokracją burżuazyjną.
Ten dowód był już wówczas fałszywy. Albowiem każdy, komu nie znane były ustawiczne wahania i zdrady, których nieraz dopuszczali się liberałowie belgijscy wobec proletariackich towarzyszy walki, musiał na podstawie doświadczenia Belgii dojść do skrajnego pesymizmu, jeśli chodzi o poparcie, jakiego klasa robotnicza może oczekiwać od demokracji burżuazyjnej. Dziś uchwały ostatniego zjazdu socjaldemokracji belgijskiej dają nam dalszy, bardzo ważny przyczynek do oceny tej kwestii.
W chwili obecnej proletariat belgijski znajduje się, jak wiadomo, w obliczu poważnego zwrotu w swej walce o powszechne prawo wyborcze, którą od piętnastu lat prowadzi z niezwykłą zaciętością. Przygotowuje się on teraz do podjęcia nowego szturmu na rządy klerykałów i pluralny system wyborczy. Pod naciskiem zdecydowanej postawy klasy robotniczej niedołężna liberalna burżuazja szykuje się również do akcji i wyciąga do socjaldemokracji dłoń w celu podjęcia wspólnej kampanii.
Tym razem jednak sojusz zawiera się jak normalną transakcję wymienną: liberałowie rezygnują z pluralnego systemu wyborczego i zgadzają się na powszechne i r ó w n e prawo wyborcze (jeden człowiek – jeden głos), socjaldemokracja natomiast ma się zgodzić w zamian za to na proporcjonalny system wyborczy jako k o n s t y t u c y j n i e zagwarantowany system wyborczy i zrzec się żądania p r a w a w y b o r c z e g o d l a k o b i e t oraz środków r e w o l u c y j n y c h w walce o prawo wyborcze. Brukselska federacja partii robotniczej przyjęła już w głównych zarysach warunki liberałów, a wielkanocny kongres socjaldemokracji belgijskiej zaaprobował tę transakcję polityczną.
Jest zatem jasne, i faktu tego nie da się zatuszować żadnymi argumentami, że sojusz, a raczej kompromis z liberałami doprowadził socjaldemokrację do wyrzeczenia się jednej z jej zasad programowych. Towarzysze belgijscy zapewniają wprawdzie, że rezygnują tylko „ c h w i l o w o ” z politycznego żądania prawa wyborczego dla kobiet, aby p o zwycięstwie powszechnego prawa wyborczego dla mężczyzn żądanie to podjąć na nowo. Ale pojmowanie programu jako pewnego rodzaju menu, którego poszczególne dania spożywa się kolejno, jest dotąd dla socjaldemokracji wszystkich innych krajów czymś zupełnie nowym. Jeżeli nawet określona sytuacja polityczna wymaga, by partia robotnicza w każdym kraju przywiązywała chwilowo do niektórych swoich żądań większą wagę propagandową niż do pozostałych, to jednak stałą podstawą naszej walki politycznej pozostaje c a ł o k s z t a ł t naszych żądań. Między chwilowym mniejszym naciskiem na jakiś punkt programu a jego wyraźnym, choć może nawet chwilowym poświęceniem w zamian za inne żądanie programowe leży długa droga, odróżniająca zasadniczą walkę socjaldemokracji od politycznych machinacji partii burżuazyjnych.
A w Belgii chodzi właśnie o p o ś w i ę c e n i e prawa wyborczego dla kobiet. Przyjęta przez kongres brukselski rezolucja stwierdza wprawdzie lakonicznie: „Najbliższa rewizja konstytucji winna ograniczyć się do powszechnego prawa wyborczego dla mężczyzn”. Należy jednak oczekiwać, że podczas debaty nad rewizją konstytucji klerykałowie „wysuną formalny wniosek o przyznanie prawa wyborczego – 3 –
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm­uw.w.pl
Róża Luksemburg – Kwestia taktyczna (1902 rok)
kobietom, by rzucić kość niezgody pomiędzy liberałów a socjaldemokratów”; w tym wypadku rezolucja brukselska zaleca posłom partii robotniczej, aby „manewr ten udaremnili” i „u t r z y m a l i w m o c y sojusz zwolenników powszechnego prawa wyborczego”, tzn. po prostu, by głosowali p r z e c i w k o prawu wyborczemu dla kobiet!
Tak zwana pedantyczna pryncypialność jest niewątpliwie złą rzeczą i nie przyszłoby nam nigdy na myśl żądać od jakiejkolwiek partii robotniczej, by przez wzgląd na abstrakcyjny schemat programowy poświęcała osiągalne praktyczne korzyści. Tutaj jednak – jak zawsze – zasady poświęca się nie dla rzeczywistych praktycznych korzyści, lecz jedynie dla i l u z j i . Tutaj – jak zawsze – po bliższym przyjrzeniu się dochodzimy do wniosku, że z ł u d z e n i e m jest, jakoby trzymanie się naszej zasadniczej polityki było dla nas przeszkodą w osiągnięciu doczesnego szczęścia.
W rzeczy samej! Twierdzi się, że gdyby socjaldemokracja belgijska obstawała przy swym żądaniu prawa wyborczego dla kobiet, musiałoby to doprowadzić do zerwania z liberałami i naraziłoby całą kampanię na niepowodzenie. Jak mało poważnie jednak partia robotnicza traktuje w gruncie rzeczy sojusz z liberałami oraz ich warunki, dowodzi milczące wzruszenie ramion, którym przyjęła ona trzeci warunek liberałów, tj. w y r z e c z e n i e s i ę r e w o l u c y j n y c h ś r o d k ó w w a l k i . Dla socjaldemokracji belgijskiej było rzeczą samą przez się zrozumiałą, że jeżeli chodzi o środki walki, nie może ona sobie w żaden sposób wiązać rąk. Kierowała się przy tym jedynym słusznym przekonaniem, że właściwa siła walki, że rękojmia z w y c i ę s t w a tkwi n i e w poparciu chwiejnych liberalnych burmistrzów i senatorów, lecz w gotowości bojowej mas proletariackich, nie w parlamencie, lecz n a ulicy.
Byłoby nawet bardzo dziwne, gdyby najmniejsze wątpliwości pod tym względem miała właśnie belgijska partia robotnicza, która swe dotychczasowe zwycięstwa, np. częściowe ograniczenie pluralnego systemu wyborczego, zawdzięcza tylko pamiętnemu strajkowi masowemu i grożącym demonstracjom ulicznym klasy robotniczej. Ale podobnie jak wtedy, tak i teraz pierwszy odważniejszy odruch proletariatu belgijskiego podziała na „liberalną” burżuazję jak grom, przed którym „sprzymierzeńcy” socjaldemokracji zaszyją się z wypróbowaną szybkością w mysią dziurę parlamentarnej zdrady, a powszechne prawo wyborcze pozostawią pięściom robotniczym. Także ta piękna perspektywa nie jest dla belgijskiej partii robotniczej bynajmniej tajemnicą.
Jeżeli więc mimo to rzuca ona milcząco pod stół trzeci warunek paktu z liberałami i przygotowuje się otwarcie na wszelką ewentualność, to tym samym wykazuje z całą wyrazistością, że sama uważa poparcie liberałów za to, czym ono jest w istocie, tj. za przypadkowe i przejściowe porozumienie na pewnym odcinku wspólnej drogi, które się podczas marszu wprawdzie przyjmuje, ale dla którego nie zbacza się nawet o cal z wytkniętej drogi.
Fakt ten dowodzi jednak logicznie, że także owa rzekoma „praktyczna korzyść”, której złożyło się w ofierze prawo wyborcze dla kobiet, jest tylko przywidzeniem. I okazuje się przy tym, co zauważyć można z reguły także gdzie indziej, a więc i u nas, że za każdym razem, kiedy kosztem naszych zasad zaczyna się roztaczać mgliste projekty kompromisów, chodzi w rzeczywistości nie o urojone „praktyczne osiągnięcia”, lecz o poświęcenie żądań programowych, które j a k o t a k i e są dla naszych – 4 –
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm­uw.w.pl
Róża Luksemburg – Kwestia taktyczna (1902 rok)
„praktycznych polityków” w gruncie rzeczy tylko Hekubą1, formalistycznymi komunałami, które ciągnęło się ze sobą i powtarzało tylko tak długo, jak długo nie miały praktycznego znaczenia.
Prawo wyborcze dla kobiet było w szeregach socjaldemokracji belgijskiej nie tylko stale i powszechnie uznawane jako punkt programu, ale przedstawiciele robotników w parlamencie głosowali za nim j e d n o m y ś l n i e w 1895 r. Dotąd jednak sprawa ta nie miała najmniejszych widoków powodzenia zarówno w Belgii, jak w innych krajach europejskich. Dzisiaj może ona po raz pierwszy stać się sprawą aktualnej polityki i oto nagle okazuje się, że w szeregach partii robotniczej nie ma bynajmniej j e d n o l i t e g o stanowiska co do tego starego żądania programowego. Ba, co więcej, według tego, co powiedział Dewinne na kongresie brukselskim, „cała partia zajmuje w sprawie prawa wyborczego dla kobiet stanowisko negatywne”!
Najbardziej zdumiewająca jest jednak a r g u m e n t a c j a socjaldemokratów belgijskich przeciwko prawu wyborczemu dla kobiet. Są to dokładnie te same argumenty, którymi posługuje się obecnie rosyjski carat, a niegdyś szermowali niemieccy władcy z bożej łaski dla usprawiedliwienia swych szalbierstw politycznych: „Lud nie jest jeszcze dojrzały, by korzystać z prawa wyborczego...” Jak gdyby istniała dla ludu jakaś inna szkoła dojrzałości politycznej, niż k o r z y s t a n i e przezeń z praw politycznych! Jak gdyby męska część klasy robotniczej nie stopniowo dopiero nauczyła się i ciągle nie musiała jeszcze uczyć się posługiwania kartką wyborczą jako bronią w walce o swe klasowe interesy!
Przeciwnie, każdy zdrowo myślący człowiek oczekuje, że wciągnięcie kobiet proletariackich do życia politycznego wywoła prędzej czy później potężny wzrost ruchu robotniczego. Perspektywa ta odsłania nie tylko nowe olbrzymie pole działalności agitacyjnej socjaldemokracji. Wraz z polityczną emancypacją kobiet wtargnie mocny świeży wiatr również do życia politycznego i umysłowego partii i rozwieje stęchłe powietrze obecnego filisterskiego życia rodzinnego, które udziela się w widoczny sposób także członkom naszej partii, zarówno mężczyznom, jak i kobietom.
Oczywiście, przyznanie prawa wyborczego kobietom w Belgii mogłoby przynieść początkowo całkiem fatalne skutki, np. wzmocnienie władzy klerykałów. Zaszłaby też konieczność gruntownego przekształcenia całej organizacji i agitacji partii robotniczej. Jednym słowem, polityczne równouprawnienie kobiet jest o d w a ż n y m i w i e l k i m e k s p e r y m e n t e m politycznym.
Ale dziwnym trafem wszyscy ci, którzy czują największy podziw dla „eksperymentów” w rodzaju e k s p e r y m e n t u M i l l e r a n d a i nie mogą się dość nachwalić ich ś m i a ł o ś c i , nie znajdują ani słowa przygany dla towarzyszy belgijskich, którzy cofają się ze strachem przed eksperymentem przyznania prawa wyborczego kobietom. Ba, właśnie przywódca belgijski Anseele, ten sam, który w swoim czasie pospieszył jako pierwszy z gratulacjami dla „towarzysza” Milleranda z powodu jego „odważnego” eksperymentu ministerialnego, jest dziś najbardziej zdecydowanym przeciwnikiem jakichkolwiek prób przyznania prawa wyborczego kobietom w swoim własnym kraju. Mamy tu między innymi znowu dowód na to, jakiego rodzaju jest owa „odwaga”, którą zalecają nam przy okazji „praktyczni politycy”. Jest to widocznie tylko odwaga dokonywania oportunistycznych eksperymentów z Autorka użyła tego wyrażenia zapożyczonego z monologu Hamleta „Cóż mu Hekuba i cóż on Hekubie?” dla podkreślenia całkowitej obojętności „praktycznych polityków” dla istotnych spraw ruchu robotniczego. – Red.
1
– 5 –
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm­uw.w.pl
Róża Luksemburg – Kwestia taktyczna (1902 rok)
poświęceniem zasad socjaldemokratycznych. Kiedy jednak idzie o ś m i a ł e z a s t o s o w a n i e naszych żądań programowych, ci sami „praktyczni politycy” nie wykazują najmniejszej ochoty do zaimponowania nam swą odwagą i szukają raczej pretekstów, by odnośny punkt programu „na razie” i z „wielkim bólem” porzucić.
– 6 –
© Studenckie Koło Filozofii Marksistowskiej (UW)
www.skfm­uw.w.pl