7. wrzesień - Dom Pomocy Społecznej NASZ DOM w Gliwicach

Transkrypt

7. wrzesień - Dom Pomocy Społecznej NASZ DOM w Gliwicach
Numer 9
Wrzesień 2016
NASZ
DOM
SPIS TREŚCI:
NA DOBRY POCZĄTEK
TEMAT MIESIACA: Cnotliwi czy rozrywkowi? Duchowni średniowiecza
URODZINY MIESIĄCA
GADKA JASPISOWEGO DZIADKA
PODRÓŻE DOOKOŁA ŚWIATA
z
Redagują:
I. Fedorek
M. Pakuła
A. Rzodkiewicz
z
1
NA DOBRY POCZĄTEK
„Każdy człowiek tworzy samego siebie”
Przysłowie egipskie
TEMAT MIESIĄCA
Cnotliwi czy rozrywkowi? Średniowieczni duchowni od niecodziennej
strony
W średniowieczu życie polskich duchownych wyglądało „nieco” inaczej niż
dziś. Jakie ubrania mogli nosić duchowni, czy pozwalano im na noszenie broni i
chodzenie do karczmy? Wreszcie – jaką wagę przywiązywano do celibatu?
"Sacerdotium non sanum" (stan kapłański nie jest zdrowy) głosił jeden z
synodów włoskich z XIV w. Nie była to wówczas opinia odosobniona, w teorii
często wymagano od duchownych dużej dyscypliny, choć praktyka wyglądała
nieco inaczej. Należy bowiem pamiętać, że czasy były inne i nie należy oceniać
ich wyłącznie z dzisiejszej perspektywy. Instytucja celibatu, propagowana w
kościele szczególnie od czasów synodu w Elwirze (305-306) i pontyfikatu
papieża Syrycjusza (koniec IV w.) przez długi czas musiała szukać należnego
sobie miejsca w Kościele.
Sutanna i miecz
Jak wspomniano wcześniej, jednolita suknia klerycka (sutanna vestis talaris)
została wprowadzona dopiero pod koniec XVI w. Jak wcześniej ubierali się
duchowni i po czym można było rozpoznać pełnioną przez nich funkcję?
Przepisy określały jedynie, by duchowni nie ubierali się w bogate, kolorowe
stroje bowiem "przez zewnętrzną stosowność stroju okazują wewnętrzną
uczciwość" (statut biskupa Nankera z 1323 r.). Kolory miały być stonowane, a
ubiór skromny.
Elementem wyglądu charakterystycznym dla kapłanów była tonsura oraz korona
klerycka. Tonsura (łac. strzyżenie) polegała na wygoleniu charakterystycznego
"krążka" na szczycie głowy (mógł być różnych rozmiarów), a korona klerycka
była obręczą z włosów okalającą głowę. Choć w XX w. zniesiono obowiązek
tego rodzaju strzyżenia, to warto zaznaczyć, że piuski noszone do dziś przez
duchownych służyły do okrycia wygolonej części głowy, a sama tonsura została
ustanowiona w VII w. przez ariańskich Wizygotów. Warto jednak dodać, że
duchowieństwo włocławskie zasłynęło w źródłach z noszenia wianków zamiast
tonsur (na wzór nowożeńców) i tańczenia w nich z kobietami. Ponadto księżom
zakazywano dłuższego zapuszczania brody. Synod toledański z 1324 r.
2
nakazywał "golić się przynajmniej raz na miesiąc, a stanie się zadość życzeniu
prawa". Przez kolejne wieki brody nosili nawet papieże, choć z czasem kler
zaczął przywiązywać dużą wagę do regularnego golenia się, a broda kojarzy się
dziś z duchowieństwem prawosławnym. Jeżeli chodzi zaś o broń, to zgodnie z
łacińską maksymą vim vi repellere licet (godzi się odeprzeć siłę siłą) dozwalano
duchownym na noszenie jej w podróży i w niebezpieczeństwie przestrzegając
jednak przed noszeniem kordów. Warto pamiętać, że początkowo
ustawodawstwo powszechne przywiązywało wagę do tego, by księża w ogóle
nie nosili przy sobie broni.
Alkohol i karczma
Dzisiejszego czytelnika zadziwić mogą zakazy prowadzenia karczm adresowane
do duchownych. Musiało się jednak zdarzać, że kapłani mający w swoich
dobrach taberny prowadzili je sami, bądź powierzali ich prowadzenie
scholarom. Takie zachowania spotkały się ze zdecydowanym sprzeciwem
hierarchii kościelnej, duchownym zabraniano także obżarstwa i opilstwa pod
dotkliwymi karami.
Mogli oni jednak odwiedzać karczmy wstępując do nich ze względu na silną
potrzebę, bądź "gorące zapraszanie przez poważaną osobę". W praktyce jednak
musiano walczyć nawet o to, aby sędziowie duchowni, zwłaszcza dziekani
miejscy, nie odprawiali w karczmach przy kieliszku sądów kościelnych i się
przy tym nie upijali.
Hazard
Gra w kości była popularna w średniowieczu zarówno w Polsce jak i w innych
krajach. Choć powszechne ustawodawstwo kościelne jej zabraniało, to nasze,
krajowe, dozwalało grać w kości i w gałki dla ćwiczeń i spędzenia czasu. Pod
jednym warunkiem - grać można było na gotowe pieniądze, a nie na bórg, czyli
zastaw. Należy jednak zaznaczyć, że np. w diecezji włocławskiej gra z
rzemiosła bądź dla zysku pociągała za sobą nawet suspensę od urzędu i
beneficjum.
Ponadto w Polsce popularne były szachy - nota bene pierwszy raz wspomina o
nich Jan z Czarnkowa w 1372 r. wspominając grę z arcybiskupem Jarosławem
w zamku duchownego. Dopiero w XVI w. w Polsce upowszechniły się karty,
jednak z czasem wszystkie gry losowe (za taką grę uznawano również szachy)
były coraz mniej dostępne dla duchowieństwa. W 1420 zabroniono gry w
szachy w klasztorach.
3
Tańce, swawole i kobiety
Choć ustawy zabraniały księżom uczestnictwa w tańcach i widowiskach
publicznych, to w praktyce wyglądało to różnie - szczególnie w Polsce. Nie bez
powodu nuncjusz Caligari przebywający na dworze króla Stefana napisał o
zabawach i uciechach w Polsce w następujący sposób: "bevere alla polacca e
rompersi d’allegrezza, ballare publicamente" (pić po polsku, przekroczyć miarę
wesołości i tańczyć publicznie).
Ostatecznie jednak reforma trydencka zakazała tańczenia wszystkim
duchownym - szczególnie na weselach i zabawach publicznych. Księża nie
mogli także nawiązywać znajomości z kuglarzami i lutnistami oraz utrzymywać
ich. Jeżeli chodzi zaś o stosunek do niewiast, to duchownych oczywiście
obowiązywał celibat, ale oddajmy głos wikariuszowi generalnemu diecezji
krakowskiej za czasów biskupa Wysza:
"Chociaż w odniesieniu do każdego powinno się zakładać, że jest dobry, chyba
że udowodni się, iż jest zły, to jednak z doświadczenia, najlepszego nauczyciela,
wiemy, że tak się wśród duchownych występek rozplenił [iż nie należy]
zakładać, że ktoś jest dobry, jeżeli się tego nie udowodni."
Słowa te są bardzo ostre, a ilość miejsca, które w ustawodawstwie naszych
synodów zajęły nawoływania do utrzymywania celibatu, prowadzi do wniosku,
iż występków nie brakowało. Sytuacja ta nie dziwi, w wielu wypadkach bowiem
ujawnienie utrzymywania konkubiny przez duchownego zależało jedynie od
sumienności wizytującego archidiakona, a przepisy przez większość czasu
pozwalały na "naciąganie" ich w ten sposób, że duchowny mógł mieszkać z
każdą kobietą (w zamierzeniu jedynie spokrewnioną) na której pobyt zgodę
wyraził biskup.Oceniając postawę średniowiecznego duchowieństwa należy
zachować szczególną ostrożność. Należy przede wszystkim wziąć pod uwagę
czasy o których mowa w niniejszym artykule i ich specyfikę, a także panujące
wówczas obyczaje. Powierzchowna ocena z dzisiejszej perspektywy może
doprowadzić do pochopnych wniosków, a zainteresowanych poruszanymi
tematami odsyłam do pozycji umieszczonych w bibliografii.
Marcin Tomczak
Artykuł opublikowany zgodnie z licencją CC BY-SA 3.0. Oryginalny tekst można znaleźć na
stronie Histmag.org.
W całości z portalu Interia skopiowała zołza
4
Urodziny Solenizantów Września
Ciura
Frączkowska
Godlewska
Karoń
Przybycin
Stankiewicz
Chudek
Amalia
Anna
Krystyna
Rozalia
Paweł
Bronisław
Maria
Urodziny obchodzisz dnia dzisiejszego,
Więc Ci życzymy wszystkiego najlepszego,
nadziei w sercu, wiary w samego siebie,
trafnych zrządzeń losu, ile gwiazd na niebie,
morza radości i bezkresnej miłości
Składają Dyrektor, personel i mieszkańcy.
5
GADKA JASPISOWEGO DZIADKA
Notka „pro memoriam” Ś.p. Wandy Wardein
Zamiast stereotypowego nekrologu w prasie, podajemy garść wspomnień
z życia zmarłej ś. p. Wandy Wardein wieloletniej pensjonariuszki
i „zakrystianki” kaplicy w naszym DPS. Denatka zmarła 3 września 2016 roku
w wieku 92 lat, w tym od 23 lat w DPS.
Nie pisano o Niej dotąd w gazetce „ Nasz dom”, bo żyła cicho i skromnie,
służąc naszej parafii i administracji w organizacji mszy piątkowych w kaplicy
i innych nabożeństw oraz przy rozdziale Komunii św. Osobom obłożnie,
nieuleczalnie chorych uwiązanych w swoich pokojach.
W swoim życiu prywatnym uprawiała i pielęgnowała Denatka swój
wydzielony w naszym parku ogródek, podlewając kwiaty i krzewy ozdobne.
Uczęszczała oprócz piątków do kościoła parafialnego na poranne lub wieczorne
nabożeństwa innych dniach tygodnia.
W. Wardein była typową katoliczką w przedwojennym stylu, nieco
dewocyjnym, lecz szczerze i głęboko religijnym. Należała do ginącego
pokolenia skromnych i cichych działaczek katolickich „na dole” na niwie
„Bożego ogródka” przy Domu Pomocy Społecznej w Gliwicach.
Cześć Jej pamięci nie tylko wśród praktykujących pensjonariuszy?
Stanisław Paszkowski
Podróże dookoła świata
Spinalonga - ostatnia kolonia trędowatych w Europie
Spinalonga jest małą wyspą leżącą na Morzu Egejskim. Kiedyś była
częścią Krety, ale trzęsienie ziemi z około 1500 roku przed naszą erą oderwało
ją od tej największej greckiej wyspy. W XVI wieku Wenecjanie zbudowali tu
potężny fort, a 400 lat później na wyspie utworzono ostatnią kolonię
trędowatych w Europie, zlikwidowaną dopiero w 1957 roku.
Choć Spinalonga leży tuż przy wybrzeżu Krety, to przyjeżdża na nią zaledwie
odsetek wypoczywających na turystycznej wyspie. Tymczasem grzechem jest
jej nie zobaczyć. Można tu dopłynąć z miasta Agios Nikolaos oraz rybackiej
6
wioski Plaka. Łódki kursują dosłownie co chwilę. Nad wyspą góruje forteca
zbudowana w drugiej połowie XVI wieku przez Wenecjan. Powstała na
fundamentach dawnej świątyni poświęconej bogom greckim. Budowa twierdzy
trwała blisko 70 lat, a warowni broniło 35 dział. Co prawda Spinalonga w 1715
roku przeszła we władanie Turków, lecz forteca pozostała niezdobyta jeszcze
przez 15 lat po opanowaniu wyspy przez Imperium Osmańskie. W twierdzy
mogło bronić się około tysiąca żołnierzy jednocześnie. Zgromadzone zapasy
pozwalały na kilka lat ciągłego oblężenia. Gdy Grecja odzyskała niepodległość,
to natychmiast upomniała się o wyspę, lecz Turcy chcieli ją zatrzymać dla
siebie. Dopiero w 1903 roku postanowiono, że na Spinalondze powstanie
kolonia trędowatych (leprozorium). Od początku XX wieku wysyłano tu
chorych na tę zakaźną i nieuleczalną wówczas chorobę. Trudno jednak
powiedzieć, by wyspa była więzieniem dla wszystkich chorych, którzy nie
mogli z niej uciec. Przybywali tu także trędowaci z zamożnych rodzin, którym
żyło się stosunkowo dobrze. Dzięki temu na wyspie zaczęto budować okazałe
domy i świątynie, ludzie trudnili się zarówno rolnictwem, jak i drobnym
przemysłem. Było tu sporo rybaków, handlarzy czy rolników. Nie zmieniało to
jednak faktu, że trąd był przeraźliwie dokuczliwy, okaleczał ciała ludzi i zbierał
śmiertelne żniwo. Na wyspie nie było lekarzy i chorzy byli zdani wyłącznie na
siebie, swoich towarzyszy niedoli i ewentualnie członków rodzin, którzy, gdy
chcieli ich odwiedzić byli przed wyjazdem poddawani dezynfekcji. Pierwszy
prymitywny szpital z personelem powstał tu w 1937 roku. Dopiero w 1957 roku
wszystkich chorych przeniesiono do szpitala w Atenach. Ostatnim stałym
mieszkańcem wyspy był duchowny prawosławny, który opuścił ją w 1962 roku.
Dziś o historii wyspy przypomina wenecki fort, który przyciąga turystów. Są
tutaj także budynki postawione przez chorych na trąd, a także greckokatolicka
kaplica. Można dotrzeć na szczyt twierdzy, gdzie znajdują się czarne flagi.
Takie same umieszczali tu zdesperowani mieszkańcy wyspy podczas II wojny
światowej. Całkowicie odizolowani przez niemieckich okupantów, którzy bali
się zająć ten skażony skrawek lądu, często umierali z głodu, a każda
wywieszona flaga miała obwieszczać zewnętrznemu światu kolejną ofiarę. Tuż
obok fortecy znajduje się cmentarz trędowatych. Groby są bardzo skromne,
w większości są to betonowe krypty przykryte płytami bez żadnych symboli
i inskrypcji. Kolejnym wartym odwiedzenia obiektem na wyspie jest kościół
Łez, w którym odprawiano msze, a także wiele pogrzebów. Na okolicznych
wybrzeżach możemy zapomnieć o historii i poczuć się jak na typowej greckiej
wyspie. Są tu knajpki, sklepiki i stragany. Są tutaj także plaże, znacznie mniej
zatłoczone niż te w popularnych miejscowościach Krety.
7
Wyspę uwieczniono w krótkim dokumencie Wernera Herzoga z 1967 roku pod
tytułem "Ostatnie słowa". Film opowiada historię ekscentrycznego muzykanta,
którego przymusowo wysiedlono ze Spinalongi na Kretę, a ten, prawdopodobnie
w proteście, pogrążył się w całkowitym milczeniu.
Wyspę można odwiedzić bez przewodnika: jest na tyle mała, że zwiedzenie jej
zajmie nie więcej niż kilka godzin. Warto poświęcić jeden dzień wylegiwania
się na plaży, by zobaczyć to urokliwe miejsce, skrywające jednak wiele
smutnych historii.
Skopiowano z www.onet.pl
8

Podobne dokumenty