TOBIT. Powieść z czasów Jezusa

Transkrypt

TOBIT. Powieść z czasów Jezusa
Arnulf Zitelmann
TOBIT
Powieść z czasów Jezusa
Przekład
Urszula Poprawska
Współpraca
Kaja Poprawska-Kunze
Wydawnictwo WAM
Kraków 2011
Tobit z Aleksandrii pisze wstęp
Do izby, w której zwykłem pisać, wchodzi Melchior.
Wchodzi na palcach, żeby nie przeszkadzać. Ze składziku przynosi wszystko, czego mi potrzeba do pracy
– atrament i naostrzone trzcinowe pióra. Dziękuję mu
bez słów, skinieniem głowy. W ostatnich tygodniach
wypracowaliśmy taki właśnie zwyczaj: słyszę skrzypienie drzwi, wchodzi Melchior, kładzie na stole przy wejściu świeży stos papirusowych kart, drzwi się zamykają.
Melchior znika, nie śmie mi przerywać.
Dziś jednak zastygł bez ruchu i czeka. Nieśmiało
chrząka. Odwracam głowę w jego stronę.
Postarzał się nasz dobry sługa – przeszło mi przez
myśl – wciąż jednak trzyma się prosto. Odziany jest
zawsze w nieskazitelnie białe szaty i roztacza wokół
siebie subtelny zapach olejku cedrowego, którym, odkąd sięgam pamięcią, pielęgnuje krótko ostrzyżone bokobrody.
Melchior chrząka po raz drugi. Jego okolone siatką
zmarszczek jasne oczy patrzą na mnie z troską.
– Młody panie – mówi – twoje soki cielesne długo tego nie wytrzymają. Idź do łaźni parowej. Wypoć
z siebie do szczętu zapach atramentu i kurz papirusu.
7
Albo zabaw się na świeżym powietrzu z przyjaciółmi,
pójdź na wyścigi rydwanów. Inaczej zrujnujesz sobie
zdrowie!
Nagle urwał, jakby za dużo powiedział lub zabrał mi
zbyt wiele czasu.
Tak, starzec ma rację. Muszę mu odpowiedzieć
uprzejmie, nie mogę go szorstko odprawić. Po wielu
tygodniach pracy nad księgą moje siły się wyczerpały.
Pochłonięty wspomnieniami, walczę z natłokiem obrazów, które cisną się przed oczy, i trudno mi wrócić do
rzeczywistości. Ale muszę.
„Przed siwą głową wstaniesz, będziesz szanował oblicze starca, w ten sposób okażesz bojaźń Bożą” – mówi
Tora*. To nakaz, który nie zna wyjątków.
Kłaniam się zatem przed starcem i odpowiadam:
– Dzięki za papirus i atrament, dobry sługo! Jutro nie będziesz się musiał fatygować – wystarczy mi
wszystkiego. Dzięki ci za troskę! Moje pisanie ma się
ku końcowi. Właśnie stawiam ostatnie słowa. Co dalej –
zobaczymy.
Twarz Melchiora rozjaśnił uśmiech.
– Twoje dzieło przysporzy chwały naszemu domowi, młody panie.
Zanim zdążyłem się ruszyć, ujął moje ręce, złożył na
nich pocałunek i spiesznie wyszedł z izby, cicho zamykając za sobą drzwi.
Wziąłem głęboki oddech, rozprostowałem ręce i na
nowo przystąpiłem do pracy. Pisałem przez cały dzień,
* Tora oznacza „przykazanie” i jest hebrajskim określeniem Pięcioksięgu Mojżesza. Weszła w skład Starego Testamentu. Stanowi ją pięć
ksiąg: Rodzaju, Wyjścia, Kapłańska, Liczb i Powtórzonego Prawa.
8
niecierpliwie, chcąc wreszcie zakończyć, i po krótkim
śnie znów stanąłem przy pulpicie, żeby pisać.
Wreszcie postawiłem ostatnie słowo. Karty papirusu
leżą teraz na stole, na lewo od pulpitu, starannie ułożone jedna na drugiej. Każda z nich ma długość czterech,
a szerokość trzech dłoni. Każda mieści w sobie trzy
szpalty. Zaraz wezmę się do sklejenia ich w jeden zwój.
Będzie miał długość mniej więcej piętnastu kroków.
Oba końce zwoju przymocuję do drążków, długich na
sześć–siedem dłoni. Chodzi o to, żeby czytając, można
było zwój rozwijać i zwijać.
Pisałem tę księgę przez dobry kwartał. Od farmuti,
ostatniego egipskiego miesiąca zasiewów, aż do epifi,
trzeciego miesiąca żniw. Niekiedy pisanie przeciągało
się późno w noc, do chwili gdy aleksandryjska Faros zaczynała słać statkom na morzu światło swego ognia. Teraz, kiedy piszę te wersy, jest jasne przedpołudnie. Moje
okno na piętrze domu wychodzi na port. Widać stąd
właśnie słynną latarnię morską, Faros, stojącą na wysuniętym w morze półwyspie. Faros prezentuje się przed
mymi oczami z całą okazałością. Mieszkańcy Aleksandrii kochają ją i się nią szczycą, bo to budowla imponująca. Cud techniki. Wysokością dorównuje egipskim
piramidom. Słusznie uważa się ją za jeden z siedmiu cudów świata. My, izraelici aleksandryjscy, kochamy naszą
Faros z jeszcze jednego powodu. Przed setkami lat przetłumaczono u nas z hebrajskiego na grekę świętą księgę,
Torę. Co roku przez kilka dni świętujemy to wydarzenie
u stóp Faros. Tora też jest rodzajem latarni. Niczym latarnia rozjaśnia swoim światłem drogi życia człowieka
w morzu jego nieświadomości.
9
Kiedy pisałem tę księgę, Faros była moim jedynym,
niemym towarzyszem. Melchior zadbał już o to, żeby
służba domowa mi nie przeszkadzała. Słudzy na palcach przynosili na piętro posiłki i dwa razy dziennie
ciepłą wodę do mycia. Prawie nie dostrzegałem ich
obecności. Gdy piszę, zawsze stoję przy pulpicie (chyba
że akurat spaceruję po pokoju, szukając w głowie odpowiedniego słowa), odwrócony tyłem do drzwi, a przed
oczyma mam właśnie Faros.
W księdze, którą ukończyłem, często powołuję się
na Filona, mego czcigodnego nauczyciela Tory. To on
otworzył mi serce i duszę na nasze święte księgi. Gdy
pisałem, nie odwiedzałem go. Moich rodziców, Natanaela i Joanny, też nie. Rodzice półtora roku temu zamieszkali w wiosce filozofów*. Żyją tam tak oderwani
od świata, że zapewne za mną nie tęsknią. Codzienne
modlitwy odprawiam w nakazany sposób, rano i wieczorem. Odkąd jednak wróciłem z podróży do Jeruzalem, nie byłem w żadnej synagodze w Aleksandrii.
Nawet w szabat. Na czas pisania mej księgi potrzebowałem samotności.
Teraz trud tworzenia mam wreszcie za sobą. Jutro,
kiedy obeschną miejsca sklejania kart papirusu, zwinę
całość w jeden zwój. I uważnie, słowo po słowie, zacznę
czytać.
* Rodzice Tobita prawdopodobnie przystąpili do esseńczyków, najbardziej mistycznego religijnego ugrupowania żydowskiego o nastawieniu monastycznym, które z dala od tumultu świata, w „wiosce filozofów”, oddawało się życiu według przykazań Tory i zgłębianiu świętych
ksiąg – przyp. tłum.
10
Gdy wczoraj postawiłem kropkę po ostatnim zdaniu, odczułem wielką ulgę, że wytrwałem w pisaniu
przez te wszystkie tygodnie. Odtwarzałem w pamięci
wydarzenia ostatnich sześciu miesięcy. Te, w których
wir zostałem wciągnięty i które opisałem, żeby zrozumieć, co właściwie się wtedy zdarzyło. Cieszę się, że
moja ręka wytrzymała trudy pisania. Gdy ruszałem
z Aleksandrii do Jeruzalem, na wierzchu mojej dłoni,
koło nadgarstka, widoczne było obrzmienie, które bardzo mnie niepokoiło. Po spotkaniu z Jezusem – prorokiem z Nazaretu, znikło.
Próbuję zrozumieć, co się ze mną stało, gdy spotkałem Jezusa. Dlatego właśnie powstała ta książka.
Wszystko się wyjaśni, kiedy przeczytam zwój w całości. Taką mam nadzieję. Jeśli nie, przeniosę się, tak jak
moi rodzice, do wioski filozofów, by resztę życia spędzić na medytacjach i studiowaniu pism.
11