Kaszubski teatr s. 3–13
Transkrypt
Kaszubski teatr s. 3–13 Gody na Mazurach s. 44–45 Dlaczego zostałem Kaszëbą s. 48–51 t e kst s p o n s o r ow a n y Tradycyjne, regionalne potrawy kuchni kaszubskiej w ekologicznym wydniu P R O D U K T Y L E BE R K A WĘD Z O N A Delikatna kiełbasa podrobowa do rozsmarowywania z wyczuwalną przewagą majeranku, nadziewana jest ona w osłonki. Proces wędzenia odbywa się w tradycyjny sposób na dymie zimnym bukowo-olchowym w temperaturze ok. 40 stopni. Po upływie doby od wędzenia następuje proces parzenia. Z D O M O W E J S P I Ż A R N I W ĘD Z O N E P I E R S I G Ę S I E N A SP O S Ó B Z S I E R A KO W I C Piersi gęsie przygotowywane są w specjalnej zalewie solankowej z przyprawami, dominującym jest smak pieprzu. Proces wędzenia odbywa się dwuetapowo – najpierw następuje suszenie przez ok. 30 minut, a następnego dnia odbywa się wędzenie dymem gorącym dębowo-olchowym z dodatkiem drewna z drzew owocowych. PÓ Ł GĘ S E K P I E C Z O N Y N A S W O J SK I SP O SÓ B Piersi z gęsi razem ze skórą marynowane są w soli, pieprzu, majeranku i papryce. Po dwóch dniach macerowania półgęsek zapiekany jest w wysokiej temperaturze ok. 200 stopni przez 10 minut. Następnie dorzucane zostają warzywa pokrojone w paski i w temperaturze 150 stopni półgęsek pieczony jest do miękkości. Na zimno wędzi się w dymie o temperaturze nie przekraczającej 40 stopni Celsjusza. Właściwie dym powinien lekko się snuć wokoło mięsa. Czas trwania wędzenia zimnego - od kilkunastu godzin w przypadku kiełbas, do kilku dni, a nawet tygodni w przypadku szynek. Otrzymuje się produkt trwały, nadający się do przechowywania przez kilka miesięcy. W dawnych czasach, kiedy nie znano lodówek, mięso wędzone zimą spożywano przez całe lato. Gęsi to zwierzęta, które hodowane były dawniej na Pomorzu, w tym także na Kaszubach w bardzo dużych ilościach. W kaszubskich zagrodach hodowano kiedyś stada gęsi, które były wypasane na wolnym powietrzu. Potrawy przyrządzane z gęsiego mięsa były w pewnym sensie znakiem rozpoznawczym kuchni kaszubskiej. Jedną z charakterystycznych potraw znanych powszechnie na Kaszubach jest masa z gęsiny na zimno, zwana na Kaszubach òbóna, czyli okrasa. Surowe mięso z gęsi sieka się tasakiem w specjalnym twardym korytku drewnianym. Mięso sieka się razem z kośćmi lub też bez kości oraz tłuszczem. Następnie tak przygotowaną masę wkłada do glinianych garnków i przesypuje solą. Obónę dodawało się do różnego rodzaju potraw, zup, sosów czy po prostu jedzono posmarowany nią chleb. Okrasę z gęsiny często podawano z ziemniakami i maślanką. Zimnym tłuszczem z gęsi z majerankiem okraszano różnego rodzaju zupy w celach smakowych oraz aby dodać im wartości energetycznych. Szczególnie znaną zupą, która w ostatnich latach ponownie zaczęła gościć na pomorskich stołach, jest polewka z żółtej brukwi na wędzonej gęsinie. Innym znanym daniem jest półgęsek nazwany tak ze względu na fakt, że wycięta pierś stanowiła niemal pół gęsi. Najczęściej mięso peklowano i wędzono w dymie z jałowca. Wielki smakołyk stanowiła gęś pieczona z jabłkiem. W kuchni pomorskiej odnaleźć można także przepisy na pasztet i kiełbasę z gęsich wątróbek. Mięso gęsi w powszechnej opinii postrzegane jest jako bardzo kaloryczne. Prawdą jest jednak, iż w zestawieniu z innymi mięsami drobiowymi, mięso z gęsiny ma lepszy skład tłuszczów oraz zawiera więcej zdrowych kwasów omega-3 oraz omega-6. Potrawy z mięsa gęsiego zalecane są zwłaszcza w dietach przeznaczonych dla osób z problemami z krążeniem oraz z chorobami serca. Wartość mięsa gęsiego w zbilansowanej diecie OKRASA WĘDZONA Z PIERSI GĘSI Małe kiełbaski nadziewane drobno rozdrobnioną piersią z gęsi. Dominującym smakiem wyczuwalnym podczas degustacji kiełbasek jest gałka muszkatołowa oraz czosnek. Kiełbaski wędzone są dymem zimnym bukowym, tj. takim, którego temperatura nie przekracza 40 stopni. T R A DYCYJ N A G Ę S I A O K R A S A Siekana tasakiem pierś z gęsi doprawiona aromatycznymi ziołami oraz solą. podnosi fakt, iż zawiera ono takie składniki, jak cynk, fosfor, potas i żelazo, jak również witaminy (m.in. A, E oraz B). Tak jak jeszcze choćby przed stu laty, nasi dziadkowie nie używali sztucznych ulepszaczy czy chemicznych konserwantów, tak i nasze wyroby z gęsiny zawierają w swym składzie tylko naturalne składniki. Produkcja przetworów z gęsiny opiera się jedynie na sprawdzonych, tradycyjnych recepturach przygotowania zdrowych i ekologicznych produktów. Walory smakowe charakterystyczne dla bogactwa aromatu wędzenia w tradycyjny sposób sprawiają, że nie można pomylić tak przygotowywanych kiełbasek czy półgęska z wyrobami produkowanymi na skalę masową. Dym pochodzący z różnych, specjalnie dobranych gatunków drzew sprawia, iż mięsa nabierają niezapomnianych aromatów i zapachów, zachowując przy tym swój naturalny skład. Tradycyjne metody DA R I U SZ L A B U D DA „W 1973 roku mój ojciec, z zamiłowania rzeźnik i wędzarz, wykonał okrasę - kiełbasę wędzoną z mięsa piersi gęsi. Nie stosował żadnych środków konserwujących. Pomysł wykonywanej wędliny – okrasy cieszył się dużym zainteresowaniem w rodzinie jak również u znajomych. Szczególnie w trudnych latach 1980/83. Pomysł i receptura została przez ojca zachowana. Korzystając z dobrodziejstwa własnej wędzarni i przekazanej przez ojca receptury, rozpoczęliśmy produkcję okrasy kaszubskiej, którą cechuje delikatność i fantastyczny smak wędzonej gęsiny. Serdecznie Państwa zapraszam”. Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich: Europa inwestująca w obszary wiejskie”. Operacja mająca na celu „Wytwarzanie i wprowadzenie na rynek leberki, okrasy oraz innych produktów wędliniarskich z gęsiny bazujących na tradycyjnych kaszubskich recepturach oraz promocja wprowadzonych produktów.”, współfinansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach działania „Wdrażanie lokalnych strategii rozwoju” – małe projekty Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007-2013. Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji oraz Samorządu Województwa Pomorskiego W NUMERZE: 3Dramaturgia i teatr kaszubski. Osiągnięcia i wyzwania Daniel Kalinowski 7Parę słów o Remusie Andrzej Busler 8Remus miniaturowy Jarosław Kroplewski 8Z Remusem przy stole Barbara Kroplewska 9W przestrzeni realizmu magicznego Jaromir Schroeder 10 Z kaszëbsczi binë kg 12 Wóz Tespisa znowu w Chojnicach Daniel Kalinowski 14 Młodokaszuba, żołnierz, starosta (cz. 2) Marian Hirsz 16 Tacewnô pòzwa „Grif ”. Wòjcech Czedrowsczi w papiorach bezpieczi (dz. 3) Słôwk Fòrmella 18 Gąsôrka z Òdargòwa Z Éwą Kùr gôdô Tómk Fópka 20 Szkólny z Kaszëb w Biôłogardze Kazimierz Jaruszewski, tłóm. Dorota Wilczewskô 22 Jarmarczne reklamy Kazimierz Ostrowski 22 Jôrmarkòwé rozgłosë Tłóm. Ana Różk 24 Świat woli być oszukiwany… Stanisław Salmonowicz 26 Kòléj nié leno na latawiskò Sławomir Lewandowski, tłóm. Hana Makùrôt 28 Eugeniusz Prëczkòwsczi Zdatny i piãkny, bò z Czësti Wòdë 30 10-lecé Radia Kaszëbë 34 Ratusz Staromiejski Marta Szagżdowicz I–VIII Najô Ùczba 31 31 32 67 Pëlckòwsczé kalãdarium Rómk Drzéżdżónk 68 Zaklęta królewianka Andrzej Busler Kaszëbskô knéżka dlô nômłodszich Red. Królewiónka w pałacu ju 13. rôz! Halina Malijewska, tłóm. DM 35 36 37 38 39 39 40 42 43 44 46 Pòwelownô kòlãda Tómk Fópka Pruski trop Jacek Borkowicz Naprawmy też subwencję na kaszubski Łukasz Grzędzicki Gòdë 2014. Kòlãdë Nowi festiwal Halina Malijewska, tłóm. DM Pò kaszëbskù w klubie PG Adrian Watkowski, tłóm. Tomôsz Ùrbańsczi Harpagan w kaszëbsczich lasach Maya Gielniak, tłóm. Iwóna Makùrôt Z uczty na ucztę Maria Pająkowska-Kensik Mali szurek pod chójka – na Boże Narodzanie Zyta Wejer Zrozumieć Mazury. Gody Waldemar Mierzwa Listy 48 Dlaczego zostałem Kaszëbą Kazimierz Kozłowski 52 Z drugiej ręki 54 Lektury 57 Profesorskô rechòwnica rd 58 W Japónie z kaszëbską lëteraturą Grégór J. Schramke 62 Klëka Kaszëbsczi dlô wszëtczich. Ùczba 38 Rómk Drzéżdżónk, Danuta Pioch POMERANIA GÒDNIK 2014 Od redaktora Ostatnie tygodnie obfitowały w wydarzenia ważne dla kaszubskiego teatru. Miejski Teatr Miniatura w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku wystawił sztukę pt. „Remus”. Różne głosy na temat tego spektaklu publikujemy w tym numerze „Pomeranii”, ale chyba najważniejsze jest to, jak pisze Jaromir Szroeder, że „powieść Aleksandra Majkowskiego – która sama w sobie jest literaturą wielką i bez kompleksów – doczekała się profesjonalnej realizacji scenicznej”. Cieszy też, że „Remusa” zobaczyła m.in. duża grupa nauczycieli języka kaszubskiego. Wielu z nich w swoich szkołach przygotowuje różne przedstawienia i z pewnością warto, by podpatrywali, jak robią to zawodowcy. Pomocą dla szkólnëch, którzy mają zamiłowanie do sceny, był również II Przegląd Teatrów Kaszubskich „Zdrzadniô Tespisa”, który odbył się w Chojnickim Domu Kultury. Jednym z głównych punktów tego wydarzenia były warsztaty teatralne pod kierunkiem profesjonalistów: reżysera i aktora Grzegorza Szlangi (budowanie dramaturgii przedstawienia), aktorki Aleksandry Król (ruch sceniczny, rytm tekstu) oraz aktora Łukasza Sajnaja (opracowanie oraz interpretacja roli). Jeśli poziom kaszubskiego teatru ma wciąż się podnosić, a chyba powinien, to tego typu imprezy są niezbędne i, miejmy nadzieję, że z roku na rok chętnych do wzięcia w nich udziału będzie przybywać. Miłośnikom teatru przybliżamy też w tym numerze historię dramaturgii i teatru kaszubskiego. Warto popatrzeć w przeszłość, choćby po to, by uświadomić sobie, że niektóre drzwi są już dawno otwarte i nie wszystko trzeba wymyślać na nowo. Dariusz Majkowski PRENUMERATA Pomerania z dostawą do domu! Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT. Aby zamówić roczną prenumeratę, należy • dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP, ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki zamawiającej) oraz dokładny adres • zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: [email protected] • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17. Koszt połączenia wg taryfy operatora. Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2015 roku otrzymają jedną z książek do wyboru. Lista pozycji do wyboru jest dostępna na stronie www.miesiecznikpomerania.pl/kontakt/ prenumerata oraz zostanie opublikowana w kolejnym numerze „Pomeranii", w styczniu 2015 roku. Książki wyślemy we wrześniu 2015 roku. 2 ADRES REDAKCJI 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31 e-mail: [email protected] REDAKTOR NACZELNY Dariusz Majkowski ZASTĘPCZYNI RED. NACZ. Bogumiła Cirocka ZESPÓŁ REDAKCYJNY (WSPÓŁPRACOWNICY) Piotr Machola (redaktor techniczny) Marika Jelińska (Najô Ùczba) KOLEGIUM REDAKCYJNE Edmund Szczesiak (przewodniczący kolegium) Andrzej Busler Roman Drzeżdżon Piotr Dziekanowski Aleksander Gosk Stanisław Janke Wiktor Pepliński Bogdan Wiśniewski Tomasz Żuroch-Piechowski TŁUMACZENIA NA JĘZYK KASZUBSKI Dariusz Majkowski Hanna Makurat Iwona Makurat Anna Rożek Karolina Serkowska Dorota Wilczewska Tomasz Urbański FOT. NA OKŁADCE Arkadiusz Wegner WYDAWCA Zarząd Główny Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego 80-837 Gdańsk ul. Straganiarska 20–23 DRUK Drukarnia WL Redakcja zastrzega sobie prawo skracania i redagowania artykułów oraz zmiany tytułów. Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim, zgodną z obowiązującymi zasadami, odpowiadają autorzy i tłumacze. Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść ogłoszeń i reklam. Wszystkie materiały objęte są prawem autorskim. POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 temat miesiąca – teatr Dramaturgia i teatr kaszubski. Osiągnięcia i wyzwania Daniel Kalinowski Niemal od początku istnienia tradycji tożsamości kulturowej Kaszubów szeroko rozumiany teatr pojawiał się w niej jako ważne medium przekazu treści i emocji. Najdalszych przejawów mowy kaszubskiej można szukać już w Tragedii o bogaczu i Łazarzu z 1643 r. oraz w osiemnastowiecznych przedstawieniach szkolnych wejherowskich ojców franciszkanów. Walory teatralne można także odkryć w tekstach etnograficznych Floriana Ceynowy, a i poematy humorystyczne Hieronima Derdowskiego pisane są w takim tempie i z taką ekspozycją postaci, że widać w nich myślenie teatrem. Prawdziwe jednak zajaśnienie blasku gatunkowego dramaturgii i form scenicznych teatru kaszubskiego przychodzi wraz z działalnością młodokaszubów. Dramaturgia kaszubskojęzyczna W namyśle teatrologicznym czy literaturoznawczym współczesnego kaszuboznawstwa zjawisko przywołane w tytule jest słabo obecne. Pod terminem „dramaturgia kaszubska” rozumieć należy dramaturgię sformułowaną pierwotnie w języku kaszubskim. Wymieńmy najważniejszych autorów, skrótowo charakteryzując ich twórczość, by choćby wywoławczo ukazać, jak ciekawa jest to przestrzeń. Na pierwszego chronologicznie dramaturga kaszubskojęzycznego wyrasta Jan Karnowski, który naznacza swój teatr wartościami patriotyzmu pomorskiego i kaszubskiego, używając konwencji żywych obrazów, baśni POMERANIA GÒDNIK 2014 scenicznej i obrzędowości. W czynieniu z teatru środka propagowania kaszubskości przyszedł mu w sukurs Leon Heyke, który zaproponował dwa dramaty z ludowymi tematami i postaciami, utwory te spotkały się na Kaszubach z ciepłym przyjęciem i cieszyły się dużą popularnością. Jak ważna dla widzów i frapująca dla twórców była to kwestia, przekonuje dramaturgiczna przeróbka materiału z debiutanckiego poematu Aleksandra Majkowskiego, który także zdecydował się na teatralne doświadczenia, lecz dopiero w latach trzydziestych. Na wyżyny obrzędowo-historycznego teatru wprowadził kaszubską twórczość dramaturgiczną ksiądz Bernard Sychta, literat i etnograf, który potrafił ukazać na scenie świat kaszubskiej obyczajowości i wyobraźni oraz cenionych przez Kaszubów wartości. Na artystyczne szczyty dramaturgii wyniósł kaszubskie słowo Jan Rompski, który z idei odrębności etnicznej Kaszub, historycznego wizjonerstwa i rządu dusz wyprowadził sztuki ideologiczne, realistyczne, historyczne oraz obrzędowe. Czasami bywają one programowo zaczepne, momentami są patetyczne, innym razem niezwykle trafne w motywacjach psychologicznych czy rozwiązaniach formalnych. Z innych zrzeszyńców dramaturgię konsekwentnie tworzył Stefan Bieszk, który w swej kaszubskojęzycznej twórczości postawił akcent na realia wiejskie oraz obyczajowo-humorystyczne opowiastki o bohaterach z ludu. Wreszcie okazjonalnie w formie dramatu wypowiadali się Aleksander Labuda i Franciszek Grucza, osiągając ciekawe efekty ideowe i artystyczne w kreowaniu świata średniowiecza bądź II wojny światowej. Równolegle ze zrzeszyńcami tworzył zapomniany dziś dramaturg kaszubski Franciszek Treder, autor sztuk obyczajowo-ludycznych, i jeszcze bardziej interesujący Hubert Suchecki, który w swoich dramatach (a napisał ich wiele) ciekawie i trafnie odwzorowuje trudne dla zachowania tożsamości kulturowej Kaszubów lata czterdzieste i pięćdziesiąte XX wieku. Mniej zanurzona w tendencji do odwzorowania rzeczywistości zewnętrznej była w swych sztukach Anna Łajming, która starała się budować rodzaj ironicznego dystansu do wydarzeń i spraw wielkiego świata, koncentrując się za to na życiu wewnętrznym prostych mieszkańców Kaszub. Zgoła inaczej poczynał sobie Aleksy Pepliński, który w niemal całej swej dramatopisarskiej twórczości wyrażał nieposkromiony żywioł zabawy, nie stroniąc przy tym od moralizowania i pouczania. Jeszcze odmienną drogę obrał sobie Paweł Szefka, pisząc dramaty folklorystyczne i rodzaj etnograficznych widowisk, które przez swą budowaną z przekazów ludowych formę miały ukazać bogactwo obrzędowości kaszubskiej. Nie zgadzał się na takie rozwiązania Jan Piepka, który wolał tworzyć utwory ukazujące nie tyle odświętność, co kaszubską codzienność. Potężną ilościowo twórczość pozostawił po sobie Stefan Fikus, który w formach scenicznych za cel główny wziął sobie przedstawić i ocenić przekształcenia społeczne i mentalnościowe (te zmiany go trwożyły i niepokoiły, stale podkreślał ozdrowieńczą wagę tradycji przodków). Z nowszych – tworzonych w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych 3 temat miesiąca – teatr W roku 1919 po raz pierwszy można było zobaczyć ściśle kaszubskie przedstawienie. Wicek Rogala przygotował z wielewskimi przyjaciółmi zaadaptowany na scenę przez ks. Wacława Wojciechowskiego poemat humorystyczny Aleksandra Majkowskiego „Jak w Kòscérznie kòscelnégò òbrelë”. XX wieku – kaszubskojęzycznych propozycji dramatopisarskich należałoby wymienić utwory Stanisława Jankego, Jerzego Łyska i Eugeniusza Gołąbka. Wszystkie one, czy bardziej stawiają nacisk na nieskomplikowaną zabawę czy na logikę i dyscyplinę realizmu, czy bardziej kierują się ku teatrowi szkolnemu czy ku widzowi wyrobionemu, są próbami odkrywania tradycyjnych elementów kultury kaszubskiej w nowej formie teatru. Podobne zadania stawiają sobie dramatopisarki młodszego pokolenia, choćby: Ida Czaja, Teresa Wejer, Elżbieta Pryczkowska czy Sabina Drywa, które w swoich obrazkach scenicznych próbują dotrzeć do młodego widza za pomocą atrakcyjnego tekstu, zaskakujących rozwiązań i radosnej ludyczności, nie tracąc z uwagi treści dydaktycznych i moralistycznych. Wreszcie najnowsza dramaturgia, pisana przez Adama Hebla czy Grzegorza Schramkego, podejmuje trudną problematykę samoświadomości kaszubskiej, tak silnie obecnie zagrożonej w swym istnieniu przez unifikacyjne zjawiska w kulturze polskiej czy europejskiej. Przedstawiony przegląd twórców dramaturgii kaszubskiej wstępnie zarysowuje podstawowe kierunki, w jakich się ona realizowała. Daje to powód do 4 Aktorzy amatorzy z Gnieżdżewa odgrywają jeden z „figli gniéżdżewsczich gbùrów”. Fot. B. Koss namysłu nad żywotnością kaszubskiego dramatu i tendencją do przekraczania idei ciasno pojmowanego folkloryzmu i regionalizmu. Pojmowanie bowiem dramaturgii kaszubskiej tylko jako przejawu kultury ludowej zdaje się umniejszać wieloskładnikową tradycję Kaszubów. Nie znaczy to, że twórczość ludowa nie stanowi wartości dla teatru, chodzi raczej o to, że dramaturdzy tradycji kaszubskiej mają ambicję oraz rzeczywiste osiągnięcia, które sytuują ich utwory ponad takimi kategoriami socjologicznymi i literackimi, jak: folklor, literatura ludowa, schematy fabularne czy dramaturgia amatorska. Teatr kaszubski Jeśli pisać o historii teatru kaszubskiego, to warto pamiętać, że jego początki nierozłącznie były związane z tradycją polską (tzn. kaszubskie zespoły sięgały po sztuki polskich autorów, albo inaczej – polskie teatry amatorskie sięgały po sztuki kaszubskie). To o tyle ważne, że pozwala łączyć najwcześniejsze techniki adaptacyjne, inscenizacje i wydarzenia okołoteatralne z polskim ruchem teatru amatorskiego. Wyszczególniając w tym miejscu tylko najważniejsze nazwiska i fakty, scharakteryzujmy kilka wydarzeń, aby uzmysłowić, jak ciekawe poznawczo są to kwestie i jak doniosłym stają się elementem życia kulturalnego i ekspresji tożsamościowej Kaszubów. Oto w okresie działalności młodokaszubów, w 1910 roku w Kościerzynie, w nowo powstałym budynku „Bazaru”, zaistniała scena teatralna, na której podczas otwarcia zaprezentowano przedstawienie polskie i tańce kaszubskie, by tym samym zaświadczyć o sprzeciwie wobec polityki germanizacyjnej. W roku 1919 po raz pierwszy można było zobaczyć ściśle kaszubskie przedstawienie, ponieważ Wicek Rogala przygotował z wielewskimi przyjaciółmi zaadaptowany na scenę przez ks. Wacława Wojciechowskiego poemat humorystyczny Aleksandra Majkowskiego Jak w Kòscérznie kòscelnégò òbrelë (tytuł podajemy we współczesnej pisowni – przyp. red.). Choć sam Majkowski nie był realizacją zachwycony, jednak prezentacja wyzwoliła u widowni wielkie uczucia patriotyczne. Nieco później, bo w roku 1925 powstał wejherowski teatr szkolny, który pod kierunkiem Marii Kręckiej wystawił Hieronima Derdowskiego Kaszubë pod Widnem. W tymże Wejherowie w 1935 roku powołano do życia pierwszy (niemal w pełni instytucjonalny) Teatr Kaszubski im. Hieronima Derdowskiego, który prowadził Władysław Helleński, wystawiając 30 sztuk polskojęzycznych i kaszubskich. W latach trzydziestych teatr kaszubski działał również w Chojnicach za sprawą Juliana Rydzkowskiego, który przygotował w związku z jubileuszem POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 temat miesiąca – teatr odsieczy wiedeńskiej sztuki J. Karnowskiego Kaszubë pod Widnem oraz Wesele kaszubskie. W Kościerzynie w okresie międzywojennym działał ks. Leon Heyke i dlatego w 1932 roku odbyła się tutaj prapremiera jego szołobułki August Szloga, a w cztery lata później – premiera jego kolejnej sztuki pt. Katilina. W Kartuzach Koło Akademików Kaszubów, którym kierował Aleksander Arendt, przygotowało w 1937 roku przedstawienie według dramatu B. Sychty Hanka sę żeni w reżyserii Franciszka Gruczy. Po drugiej wojnie światowej (w 1945 r.) reaktywowano w Wejherowie Teatr Ka szubski im. H. Derdowskiego pod kierownictwem Franciszka Szroedera, a potem Edwarda Ogórka, lecz z powodów politycznych i personalnych zespół upadł. Rok później, wciąż w Wejherowie, zaistniał Teatr Kaszubski im. Jana Karnowskiego, który współtworzył Klemens Derc. Choć grano z powodzeniem Sychtę, nie spodobało się to władzy ludowej, a i ambicje regionalnych działaczy nie sprzyjały dalszemu istnieniu teatru. Od 1952 roku Hubert Suchecki wystawiał sztuki kaszubskie w ramach działalności Amatorskiego Zespołu Teatralnego Regionu Kaszubskiego. W 1958 roku, na fali politycznej „odwilży”, wznowił działalność wejherowski Teatr Kaszubski. Warto w tym momencie zwrócić uwagę na aktywność Klemensa Derca, który przed II wojną światową kierował ośrodkami teatralnymi w Chojnicach, Włocławku i Warszawie, a w latach pięćdziesiątych powrócił do Wejherowa. Ze zjawisk życia teatralnego należy wspomnieć o scenicznych dokonaniach Państwowego Teatru Lalki w Słupsku, który przez pierwsze powojenne lata był animowany przez Elżbietę i Tadeusza Czaplińskich. Choć sami nie byli Kaszubami, jednak ich działalność przysłużyła się kulturze kaszubskiej w sposób znaczący dzięki adaptacjom i inscenizacjom Karnowskiego, Majkowskiego oraz tekstów ludowych. Równie interesujące są losy gdańskiego Teatru Miniatura, który dzięki Alemu Bunschowi czy Natalii Gołębskiej na stałe włączył w swoją działalność motywy kaszubskie, grając klasyczne pozycje literatury pomorskiej i poszukując dla nich oryginalnego wyrazu artystycznego. Zarówno lalkowy POMERANIA GÒDNIK 2014 teatr słupski, jak i gdański do dziś prezentują spektakle związane z przestrzenią kulturową Kaszub, choć czynią to w języku polskim. Natomiast zdecydowanie bardziej kaszubski profil miał zespół powołany w 1945 roku przez Annę Gawron w Niezabyszewie, który realizował kaszubskojęzyczne spektakle przez niemal 30 lat istnienia. Również wyraźnie kaszubski profil działalności miał zespół teatru w Strzelnie, w którym od lat powojennych do dziś działa Amatorski Zespół Teatralny prowadzony obecnie przez Józefa Roszmana i Brunona Ceszkego. Ważnym miejscem na teatralnej mapie Kaszub było i jest Luzino, w którym grano po kaszubsku jeszcze przed II wojną światową, a później w latach pięćdziesiątych, osiemdziesiątych i także w ostatnich pojawia się repertuar kaszubski. W Zapceniu istniał Teatr Beleco (1981–1991), prowadzony przez Joannę Gil-Ślebodę, specjalizujący się w prezentacji kaszubskojęzycznych sztuk Anny Łajming. W latach dziewięćdziesiątych centrum teatru amatorskiego były Sierakowice. Działał tutaj pod kierownictwem Barbary Klawikowskiej Kaszubski Zespół Teatralny Bina, prezentujący sztuki J. Rompskiego, A. Peplińskiego, S. Jankego, S. Fikusa, ks. B. Sychty oraz A. Łajming. Oprócz tego odbyło się w tej wsi kilkanaście przeglądów jasełkowych z przedstawieniami w języku kaszubskim, a także przeglądy teatrów szkolnych „Kaszëbsko Bina”. Niezwykle ciekawym zjawiskiem teatralnym – i co najważniejsze propozycją kaszubskojęzyczną – był parchowski Teatr Dialogus (od 1992 przez kilkanaście lat), który pod przewodnictwem Jaromira Szroedera wyspecjalizował się w prezentacjach teatru rytualnego, który swym autentyzmem scenicznym Teatr z Luzina prowadzony przez Adama Hebla często podejmuje trudną problematykę samoświadomości kaszubskiej. Fot. DM 5 Antologiô kaszëbsczi dramë temat miesiąca – teatr Antologiô kaszëbsczi dramë Spòd strzechë na binã dotrzymywał kroku spektaklom doświadczonych zespołów z innych części Polski. Wymienione zespoły teatralne i ich animatorzy to zestaw niekompletny. Trzeba by jeszcze wspomnieć o grupach teatru kaszubskiego działających w Pucku, Gdańsku, Zbychowie, Koleczkowie, Lubni, Chmielnie, Staniszewie, Starych Polaszkach, Pelplinie, Sławoszynie, Miechucinie, Gnieżdżewie, Redzie, Mściszewicach, Lęborku, Gdyni i wielu innych miejscowościach. Opisanie tak rozległego ruchu przekracza chyba możliwości warsztatowe jednego badacza. Teatr kaszubski, jak można zauważyć, analizując choćby powyższe (niekompletne z braku miejsca) zestawienie, odnawia się dzięki czterem źródłom. Pierwsze to pradawne obrzędy agrarne, fragmentarycznie dostępne rytuały magiczno-przedchrześcijańskie, które obecne są w inscenizowanych obrzędach ścinania kani, obrzędowości sobótkowej czy dożynkach i wykopkach. Drugim źródłem jest teatralizowana obrzędowość wigilijno-noworoczna oraz zapustno-wielkanocna. Myślę tu przede wszystkim o gwiżdżach, jasełkach, herodach albo dyngowaniu. Trzeci zdrój to dziewiętnastowieczna jeszcze tradycja teatru amatorskiego, z satyryczno-ludycznymi komediami lub sztukami historyczno-moralistycznymi jako formami dominującymi. Czwartym wreszcie sposobem manifestowania się teatru kaszubskiego jest tradycja literacka, która wytwarza własny świat mitów, rozumienia historii i wyrażania odrębnej 6 podmiotowości, co zauważyć można w propozycjach Teatru Snów, Teatru Młodych Gotów i Teatru Neokaszubia. Granice Z poczynionych powyżej uwag wynika, że kaszubskojęzyczna tradycja dramaturgiczna i teatralna ma swoje silne związki z tradycją polską. Stąd właśnie bierze się np. obecność motywów polskiego romantyzmu w propozycjach kaszubocentrycznych zrzeszeńców. Co więcej, sytuacja Kaszub, które znajdują się na kulturowym pograniczu, powoduje, że można z pewną ostrożnością, ale i z powodzeniem włączać utwory sceniczne Lecha Bądkowskiego lub Natalii Gołębskiej do twórczości kaszubskiej, choć oryginalnie nie powstały przecież w języku kaszubskim. Podobnie można postępować z literaturą Stefana Bieszka lub Jana Drzeżdżona i tym samym wydatnie wzmacniać atrakcyjność tradycji kaszubskojęzycznej. W konsekwencji granice repertuarowe teatru kaszubskiego można znacząco przesunąć… Jednakże w polskim i europejskim życiu teatralnym pojawiają się zjawiska artystyczne, które stawiają przed teatrem kaszubskim nowe wymagania. Myślę tutaj o przemianach w zakresie estetyk oraz konwencji dramaturgicznych i teatralnych, które powodują, że sztuki coraz bardziej odchodzą od medium słowa i dążą do form plastycznych, muzycznych lub ruchowych. Takie przemiany są słabo wyczuwane w tradycji kaszubskiej, co skazuje ją na tematyczny i formalny epigonizm. W kaszubskojęzycznym teatrze młodego aktora i widza niemal nie występują tendencje, które od kilkunastu lat widać w polskim teatrze dziecięcym, a które polegają na kreowaniu światów ponaddydaktycznych, metaforycznych i archetypowych. W kaszubskojęzycznym teatrze dla widza dorosłego brak choćby namiastki zjawisk, które wstrząsają polskim widzem dzięki działalności Krystiana Lupy, Jerzego Grzegorzewskiego czy Jana Klaty, rozprawiających się z polskimi mitami kulturowymi. Oczywiście nikt nie żąda od kaszubskiego teatru wielkich skandali, ale nie można unikać problematyki przemian mentalnościowych współczesnego społeczeństwa albo przedstawiać ją, lecz jedynie w poetyce zabawy lub satyry… Z jeszcze innej strony dla kaszubskiego życia teatralnego pojawia się kolejny aspekt sytuacji granicznej. Oto bowiem od pierwszych prób stworzenia instytucjonalnego teatru kaszubskiego wciąż nie doczekaliśmy się istnienia profesjonalnego ośrodka teatralnego. Wciąż piętrzą się przeszkody organizacyjne (kto ma prowadzić taki teatr? instytucja samorządowa czy stowarzyszenie, szkoła czy osoba prywatna?) i kwestie repertuarowe (co grać na deskach teatru? sztuki klasyczne w rodzaju B. Sychty czy nowoczesne formy kabaretowe R. Drzeżdżona? grać wyłącznie po kaszubsku, czy też czasami po polsku?). Ciągle przewija się problematyka jakości zaplecza wykonawczego (jacy aktorzy mają grać na kaszubskiej scenie? profesjonalnie wykształceni w szkołach aktorskich – co jest niemal niemożliwe – czy najlepsi aktorzy z zespołów amatorskich? kto ma być reżyserem? wynajęty twórca z ogólnopolskiego grona reżyserów czy animator danej grupy teatralnej, który będzie pracował z własnym zespołem?). Na koniec pojawia się stale paraliżująca namysł nad teatrem kaszubskim bariera ekonomiczna (kto będzie teatr kaszubski finansował? polskie ministerstwa? samorząd województwa? widzowie płacący za bilety? jak zorganizować cykle objazdowe w terenie? jak ma wyglądać terminarz występów dla własnej widowni?). Tak stawianych pytań można wymieniać jeszcze wiele. Zasadniczą jednak sprawą jest chęć sformułowania odpowiedzi na najważniejsze chyba w tej chwili pytanie: jak zorganizować instytucjonalny teatr kaszubski? Rysują się przecież na horyzoncie możliwości: aktorzy, reżyserzy, jednostki instytucjonalne, programy finansowe. Przy myśleniu całościowym i przyszłościowym nie ma wątpliwości, że dla szeroko rozumianego teatru kaszubskiego należy dążyć do powstania konsekwentnie działającego zespołu wraz z całym zapleczem artystyczno-organizacyjnym. Dotychczasowe formy życia teatralnego Kaszub to dużo, ale można chcieć jeszcze więcej. POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 temat miesiąca – teatr Parę słów o Remusie Gdański Miejski Teatr Miniatura 25 października br. wystawił sztukę pt. „Remus”. Do Europejskiego Centrum Solidarności, które w czasie remontu siedziby Miniatury pełniło funkcję teatru, przybyłem na ten premierowy spektakl z niezwykłą ciekawością. Od lat jestem bowiem miłośnikiem powieści Aleksandra Majkowskiego Żëcé i przigòdë Remùsa. Niejednokrotnie wędrowałem śladami jej głównego bohatera, owocem tych „wanóg” były artykuły, scenariusze wieczorów poetyckich, słuchowiska radiowe itp. Zaliczam się do grona remusowców, dla których ta wspaniała powieść nie jest jedynie kolejną przeczytaną książką. Remus to dla wielu z nas drogowskaz w życiu. Dzieło Majkowskiego rzadko dotąd gościło na scenach trójmiejskich teatrów. W 1987 roku pierwszą część powieści ekranizował Krzysztof Gordon z Teatru Wybrzeże w ramach Teatru Telewizji. Tym razem adaptację kaszubskiej epopei (na podstawie jej tłumaczenia na polski dokonanego przez Lecha Bądkowskiego) przygotował Romuald Wicza-Pokojski, a spektakl wyreżyserował Remigiusz Brzyk – wywodzący się spoza Kaszub. Remus dla Kaszubów to często świętość. I z tą świętością przyszło się zmierzyć twórcom przedstawienia. Czy wyszli z tego zwycięsko? Po obejrzeniu premiery „Remusa” moje odczucia były ogólnie pozytywne. Mam kilka uwag, ale nie mogą one przysłonić obrazu całego przedstawienia. Tworząc adaptację jakiegokolwiek dzieła, szczególnie tak obszernej powieści, trzeba ogromnego wyczucia. „Czysta karta” niebędących Kaszubami twórców spektaklu była z pewnością pewnym atutem. Dzięki niej mogli się ustrzec przed schematami, których ciężko uniknąć, jeśli się jest potomkiem mieszkańców tej ziemi i miłośnikiem jej kultury. I przed tymi schematami się uchronili, ukazując Remusa w dość nowoczesnym wydaniu. POMERANIA GÒDNIK 2014 Bardzo ciekawie przygotowano sceny pielgrzymki na kalwarię wejherowską oraz sceny na sarbskim zamku. Wisienką na torcie jest fragment o Ormuzdzie i Arymanie, zaprezentowany w końcówce przedstawienia w języku kaszubskim przez Danutę Stenkę. Jednak moim zdaniem autorom trochę zabrakło wyczucia w przygotowaniu adaptacji. Pominięto bowiem niezwykle ważne elementy powieści, mające kluczowe znaczenie, w szczególności walkę dobra ze złem na górze Garecznica czy poniesienie w kolejne pokolenia posłannictwa Remusa. Spłycono moment śmierci Trąby, wiernego towarzysza Remusa. Jego odejście ze świata żywych było w dziele Majkowskiego konsekwencją walki Julki (Sidonii) i Czernika (Smętka). Jest to z pewnością jeden z najbardziej baśniowych i magicznych epizodów powieści. W spektaklu nie ujrzymy także najważniejszej miłości Remusa – dumnej szlachcianki kaszubskiej panny Klementyny. Na uwagę zasługuje oszczędna, ale ciekawie przygotowana scenografia, której twórczyniami są Katarzyna Zawistowska, Monika Ostrowska i Katarzyna Skoczylas, oraz muzyka Adriana Jerzego Amrugiewicza. Po powrocie aktorów do budynku Miejskiego Teatru Miniatura przedstawienie z pewnością zyska od strony dźwiękowej, sala ECS nie ułatwiała aktorom wygłaszania swych kwestii. Dwa dni po premierze w „Dzienniku Bałtyckim” (27.10.2014) ukazała się recenzja pióra Grażyny Antoniewicz zatytułowana „Smętna stypa po Remusie”. Nie zgadzam się z nią w wielu punktach, ale rzecz jasna każdy widz ma prawo do własnej oceny widowiska teatralnego. W tekście zatrwożyły mnie jednak błędy, które czynią tę recenzję mało rzetelną. Po ich wyłapaniu zastanawiam się, czy Autorka czytała powieść Aleksandra Majkowskiego. Być może było to dość dawno, bo pomylić złego ducha Kaszub Smętka ze stolemem i zrobić z niego Goliata/żandarma pruskiego, to mniej więcej tak, jakby nie odróżnić Telimeny od Tadeusza w polskiej epopei narodowej. Czy spektakl jest aż tak nieczytelny? Ogólnie „Remus” Teatru Miniatura moim zdaniem nie jest „smętną stypą”. Dobrze się stało, że ktoś spoza kaszubskiego kręgu zabrał się za pokazanie na scenie przygód Remusa. Traktuję to przedstawienie jako szukanie nowych dróg w ukazaniu kaszubskiej kultury. Andrzej Busler 7 temat miesiąca – teatr Remus Z Remusem miniaturowy przy stole Byłem z żoną na premierze „Remusa” wystawionej przez Teatr Miniatura w Europejskim Centrum Solidarności. Nie było remusowej taczki z książkami i śpiewnikami, „jaczich nie przedôwelë w niżódny ksãgarni” – był stół na całą szerokość sceny. Nie było Remusa, Trąby, króla jeziora, Smętka czy Julki – było jedenastu aktorów ubranych na biało z pomalowanymi na niebiesko i żółto twarzami. Siedzieli i stawiali na stole druciane lalki – ni to kukiełki, ni to rekwizyty. Zaczęła postać w środku siedząca: „Zamknij oczy. Wyobraź sobie…”. Po kilkunastu minutach aktorzy zaczęli się ujawniać jako postaci dramatu. Z różną wyrazistością. Remus przemawiał, choć u Majkowskiego miał mowę skażoną, Trąba bez trąby, Smętek czy Czernik dosyć zauważalny, ale króla jeziora nie zauważyłem, choć o tańcującej kopicy siana była mowa. Za to Niemiec kupujący majątek od Kaszuby ze starego rodu był nie do przegapienia, bo położył się na stole i założył duże słoneczne okulary. Następnie pokazali na całą szerokość sceny mapę od Wilna do Roztoki, kilka razy odśpiewali „To je krótczé, to je dłudżé…”, wymachiwali chorągwiami o patriotycznej wymowie, a na koniec wyświetlili na ekranie rozwiniętym przed stołem Danutę Stenkę deklamującą czystą kaszubszczyzną coś tam o losie Remusa. Bicia paskiem Remuska po tyłku z powieści nie pamiętam, choć faktycznie parobek Marcin małego Remusa bijał, ale nie na tyle, żeby kilku aktorów miało tłuc pasami w stół przez kilka minut. Ta scena wyraża proporcje między tym przedstawieniem a arcydziełem Aleksandra Majkowskiego. Pominięto Mirachowski Las i figurę w Strzepczu. Więzienie pokazano, brzękając łańcuchami po drucianych figurkach, a o usynowieniu Remusa w tym więzieniu przez umierającego pana Zaborskiego, króla jeziora, nic. Krótko mówiąc: „Kòza pòłkła jeża – we wtórk na wieczerzã”. W programie Jaromir Szroeder podaje: „Bardzo mnie ucieszyła informacja, że gdański Teatr Miniatura zamierza zrealizować spektakl oparty na kaszubskiej epopei »Życie i przygody Remusa«”. Mnie też ucieszyła. Ale już jestem smutny. Jaromir Szroeder na koniec podaje: „Mam nadzieję, że spektakl Teatru Miniatura przyczyni się do przebudzenia Ormuzdowych iskier w sercach wielu młodych ludzi”. Chyba jednak nie tym razem. Byłam z mężem na premierze „Remusa” wystawionej przez Teatr Miniatura w Europejskim Centrum Solidarności. Do wygaszenia świateł nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak w takiej nie za dużej przecież sali reżyser pomieści wędrówkę Remusa przez całe Kaszuby, od Kościerzyny przez wejherowską kalwarię, Krokowę aż nad morze. Zdziwiłam się, gdy spektakl zaczął się od słów: „Zamknij oczy. Wyobraź sobie…”. Oczywiście! Czy może być inna droga w świat magii, Remusowych wyobrażeń, w świat królewianki, króla jeziora, Julki. W spektaklu zminimalizowano ruch sceniczny, ograniczono choreografię do ruchu wyplecionych z drutu lalek i innych drobnych rekwizytów. Wędrujemy tak z Remusem przez polskie Kaszuby pod pruskim zaborem. Wędrujemy przy czarownej muzyce. Zasmucamy się, jak umiera pan Józef, gorszymy się, jak Niemiec wykupuje polsko-kaszubską ziemię, trafiamy z Remusem do więzienia. Aktorzy jako równoważni odtwórcy bez planu pierwszego, drugiego czy statystów – jak to przy stole. Aż zaczynamy z nimi nucić „To je krótczé, to je dłudżé…”, bo też jesteśmy przy tym stole. Warte podkreślenia są akcenty patriotyczne – od płyt nagrobnych w katedrze oliwskiej po obrazy przodków w pałacu krokowskim – które nieodparcie przywołują, choć nie ogłaszają z imienia, postać szczególną dla Kaszubów – postać Antoniego Abrahama. Ten król Kaszubów jeździł jak Remus od Kościerzyny po Puck i Żarnowiec, propagował polskość Kaszubów, aż go za to, tak jak Remusa, zamknęli w więzieniu. Jego hasło: „Elementarz, książka, gazeta – to każdego domu polskiego zaleta” pasuje jak nic do Remusa. Tak poetyckie podanie arcydzieła Majkowskiego choć na chwilę oderwie młodego Kaszuba, który może jeszcze kaszubskości swojej nie poznał, od przekonania, że świat to twittowanie i lajkowanie. Po obejrzeniu spektaklu Teatru Miniatura nieśmiało na to liczę. Bo stół to dobre miejsce do takich rozważań. Barbara Kroplewska Jarosław Kroplewski 8 POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 temat miesiąca – teatr W przestrzeni realizmu magicznego Z wielkim zaciekawieniem udałem się do Gdańska na jeden z pokazów spektaklu „Remus” Teatru Miniatura w Europejskim Centrum Solidarności. Wybrałem się tam z nadzieją, że jest to jedno z ważnych wydarzeń dla kaszubskiej kultury. Jak się później okazało – nadzieja nie była płonna. Już pierwsza scena tego widowiska teatralnego zapowiada, że będziemy uczestniczyć w czymś wyjątkowym. Po wejściu na salę widzom ukazuje się jedenaście postaci, jakby w sterylnej przestrzeni, ale jednak pokrytych kurzem historii, siedzących za pochylonym w stronę widowni stołem jak apostołowie przy ostatniej wieczerzy. Obraz ten sprawia, że widz wprowadzony zostaje w przestrzeń realizmu magicznego, którym nasączona jest powieść Aleksandra Majkowskiego Żëcé i przigòdë Remùsa. Oszczędna scenografia powoduje, że skupiamy się na narracji. Po chwili obraz zaczyna ożywać, postaci zaczynają snuć swoją opowieść. Zręcznie napisany scenariusz wydobywa z powieści jej istotę – losy Remusa ściśle związane z historią kaszubskich miejsc i ludzi, oplecione intrygami Smętka. Reżyser Remigiusz Brzyk oraz autor adaptacji i dramaturgii Romuald Wicza-Pokojski postanowili odnieść się do wyobraźni widza, często zwracając się do niego słowami „Wyobraź sobie…”, co wzmocnione obrazami ze sceny pozwala wniknąć w czas i przestrzeń opowiadanej historii. Wydawać by się mogło, że pomysł opowiadania przygód Remusa przez aktorów siedzących za stołem może dać efekt statycznego, nudnego spektaklu. Okazuje się jednak, że wyrazista, choć oszczędna POMERANIA GÒDNIK 2014 w ekspresji, gra aktorów skutecznie absorbuje uwagę widza. Prostymi zabiegami autorom tego przedstawienia udaje się pokazać widowiskowość pielgrzymki na Kalwarię Wejherowską (moim zdaniem jedna z najlepszych scen spektaklu) czy też groteskowość postaci sędziów w scenie sądu nad Remusem. Spektakl obfituje w wiele, pozornie niedostrzegalnych, „smaczków”, które wzmacniają jego wymowę. Delikatnie dają odczuć odbiorcy, że przesłanie powieści A. Majkowskiego pozostaje aktualne. Jednym z nich jest moment, w którym Smętek podczas jednej z rozmów z Remusem popija kawę w kubku z McDonalda… W sferze muzycznej dominującym motywem są Kaszubskie nuty, których przetwarzany motyw przewija się przez cały spektakl, nadając temu widowisku rytm. Usłyszymy też pieśń „Kiedy ranne wstają zorze” zaśpiewaną w języku kaszubskim. Można mieć zastrzeżenia co do jakości języka kaszubskiego używanego przez aktorów. Ale czyż Remus nie miał skażonej mowy? Poza tym ten niewielki mankament po stokroć wynagradza nam prześwietna Danuta Stenka w epilogu przedstawienia. Wybierając się na spektakl, niektórzy mogą się poczuć zawiedzeni brakiem strojów kaszubskich, wzorów z haftu kaszubskiego czy innych symboli, z którymi na co dzień kojarzeni jesteśmy my – Kaszubi. Nie sądzę jednak, aby było to konieczne. Reżyserowi, scenarzyście i aktorom udało się wyłuskać to, co najistotniejsze w Remusowym przesłaniu, oraz ukazać głębię powieści i historii Remusa. W mojej ocenie doczekaliśmy się dzieła ważnego dla historii kaszubskiej kultury. Powieść Aleksandra Majkowskiego – która sama w sobie jest literaturą wielką i bez kompleksów – doczekała się profesjonalnej realizacji scenicznej. Realizacji przygotowanej z pietyzmem, z dbałością o wierność i komunikatywność przekazu, której autorzy starali się wniknąć w istotę historii Remusa i jednocześnie zasygnalizować aktualność przekazu dzieła Majkowskiego. Bardzo ważne jest, aby jak najwięcej nas Kaszubów obejrzało to przedstawienie, szczególnie młodych ludzi. „Remus” Teatru Miniatura ukazuje wartość kaszubskiej tradycji i literatury w kategorii wartości uniwersalnych, wychodzących poza nasze lokalne, regionalne opłotki. Tym samym może się przyczynić do ukazania atrakcyjności tego, co my Kaszubi mamy do zaoferowania jako współtwórcy kultury uniwersalnej. Warto też pamiętać o jeszcze jednym, nie mniej ważnym, aspekcie tego teatralnego dzieła. Produkcja spektaklu „Remus” została przygotowana w ramach jednego z najważniejszych wydarzeń realizowanych przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego dla uczczenia przypadającego w 2015 roku jubileuszu 250-lecia teatru publicznego w Polsce pn. Konkurs na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”. Dzięki temu powieść Żëcé i przigòdë Remùsa A. Majkowskiego znalazła się pośród dzieł literatury polskiej zasługujących „na istotne miejsce w zbiorowej pamięci”. Jaromir Szroeder 9 temat miesiąca – TEATER Z kaszëbsczi binë to je czile słów ò II Przezérkù Teatrów Amatorsczich „Zdrzadniô Tespisa” Zôs Chònice rôczëłë do se lubòtników teatru, a òsoblëwie tëch, co robią amatorsczé pòkôzczi na binie. Dodóm Kùlturë stôł sã môlã pòtkaniô młodëch i stôrëch, zaczinającëch granié i tëch, co pôrã dobrëch lat prôcëją dlô teatru. Latosy II Przezérk Amatorsczich Teatrów „Zdrzadniô Tespisa” béł brzadã łońsczégò pòtkaniô teatralnëch karnów w Chònicach. W òdpòwiedzë na wiôlgą chãc ùczãstników tegò pierszégò przezérkù òrganizatorzë delë latos bôczënk na zòrganizowanié warkòwniów. Célã tëch warkòwniów miało bëc szkòlenié warsztatu, òsoblëwie warsztatu aktorsczégò, r eżi ser sczégò czë scen a r zi stë. Òkróm tegò drëgô edicjô przezérkù w Chònicach miała dali ùpòwszechniac ùróbk wiejsczich teatrów, a téż inspirowac je do bëlnégò wëzwëskaniô tradicyjny lëdowi kùlturë i do szukaniô wôrtnëch dramaticznëch dokazów. Deją przeprowadzonëch warkòwniów bëło zachãcywanié reżiserów do syganiô pò rozmajité fòrmë binowi wëpòwiedzë i do pòdjimniãcô aùtorsczich prób dramatopisarsczich. Trzë warkòwnie Zapisóny na przezérk mòglë wząc ùdzél w jedny z trzech warkòwniów. Pierszą z nich prowadzył Grzegórz Szlanga – aktor i załóżca Chònicczégò Studia Rapsodicznégò. W tim karnie ùczãstnikama bëlë leno reżiserzë amatorsczich teatrów abò ti, chtërny bë chcelë w przindnoce założëc abò prowadzëc teater. Na zajãcach bëło robioné nad kònkretnym tekstã dramë. Prowadzący warkòwniã krótkò przedstawił, jak sã twòrzi scenarnik widzawiszcza, jaczé mògą bëc strzódczi 10 scenicznégò wërazu, a téż jak wëzdrzi bùdowanié dramaturgiczny lënii. Z ną pòdstawòwą wiédzą bëtnicë mòglë robic dali. Pierszim zadanim dlô nich bëło òpòwiedzenié ò swòjich, ju zrealizowónëch widzawiszczach (òsoblëwie ò dramaturgiczny lënii i strzódkach wërazu). Pòtemù, na spòdlim wskôzónégò przez Grzegòrza Szlangã tekstu, ùczãstnicë mielë przedstawiac swòje ùdbë na robienié widzawiszcza, np. jaką bë zastosowelë scenografiã. Drëdżim zortã warkòwniów bëłë te przeznaczoné dlô aktorów. Jedną z nich prowadzëła aktorka sopòcczégò teatru Stajnia Pegaza i Teatru Gdiniô Głównô Aleksandra Kania. W ji karnie aktorzë mielë leżnosc prôcowac nad tekstã i rolą. Ùczãstnicë zajimelë sã scenicznym rëchã na prôwdzëwi binie Dodomù Kùlturë w Chònicach. Prowadzącô Aleksandra Kania prôcowała z aktorama nad ritmã i logiką tekstu. Prawie taczi sóm ôrt robòtë z aktorama przëjął Łukôsz Sajnaj – aktor Studia POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 temat miesiąca – TEATER Rapsodicznégò w Centrum Kùlturë ZAMEK w Pòznanim i Chònicczégò Studia Rapsodicznégò a téż Nôrodnégò Teatru Edukacji we Wrocławiu. W karnie pòd przédnictwã Łukasza Sajnaja aktorzë mòglë téż prôcowac nad rolą, ale barżi nad interpretacją rolë i ji òpracowanim. Warkòwnie dałë brzôd póznié szich kôrbiónków midzë aktorama i reżiserama amatorsczich teatrów przëjachónëch do Chòniców. Na przë miôr w karnie reżiserów dało sã czëc zajinteresowanié pògłãbianim wiédzë ò twòrzenim spektaklów. Òkróm prakticznëch zajãców òb czas II Przezérkù czas béł téż na teòriã teatru. Mòżna bëło pòsłëchac wëkładu profesora z Akademii Pòmòrsczi ze Słëpska Daniela Kalinowsczégò. Miôł òn gôdóné ò pòwstanim i rozwiju kaszëbsczégò dramatu. Pò krótczim òmówienim ùróbkù dramaturgicznégò przedstawił spòsobë dobòru kaszëb sczégò repertuaru przez amatorsczé teatrë i mòżlëwòscë inscenizacyjné. I trzë widzawiszcza Pò warkòwniach i pòznôwanim te òrii przëszedł czas na òbzéranié zdrza dniowëch pòkôzków. Ze swòjim re pertuarã zaprezentowałë sã trzë karna. Nôpierwi na chònicczi binie ùzdrzec mòżna bëło szkòłowi teater pòd czerënkã Terézë Wejer. Bëło to Artistné Karno „Wicherczi” ze Szlachecczi Kamiéńcë z widzawiszczã „Baliô czarzelnic”. To szkòłowé karno zadzëwiło òbzérôczów baro cekawą scenografią, mùzycznym òbrëmienim a téż òglowò przërëchtowanim aktorsczim i scenicznym. Pòtemù drëgô grëpa – Amatorsczi Kaszëbsczi Teater z Chòniców – pòkôzała kòmediã, jakô bëła baro dobrze òdebrónô przez widzów. Wëreżiserowóny przez Janinã Kòse dowską pòkôzk pt. „Niesama” òdznô czôł sã chùtką akcją i smiésznyma scenama. Wëstãp chònicczich aktorów dostôł na zakùńczenié wiôldżé brawa. II Przezérk béł òsoblëwi téż dlôte, że wëszedł z binë do òtemkłi przestrzeni – do Miesczi Fòsë. Prawie tam zaprezentowôł sã Teater Młodëch Gòtów, chtëren przëjachôł do Chòniców z Czôrny Dąbrówczi z òpiekùnama Darekã Narlochã i Tomaszã Jakùbòwsczim. To karno POMERANIA GÒDNIK 2014 Skład Kolonjalny pòkôzało widzawiszcze pt. „Remùs”, na spòdlim dokazu A. Majkòwsczégò. Ten bùtnowi pòkôzk béł baro efektowny téż dlôte, że karno Młodëch Gòtów skłôdô sã jaż z cziledzesąt młodëch artistów. Dôwało to òdczëcé wiôldżégò widzawiszcza, chtërno przëcygało wieloscą aktorów, farwnëch widów, ògniszczów, a téż rozmajiti i òsoblëwi mùzyczi. Pò òbezdrzenim zdrzadniowëch pòkôzków nôleżnicë kòmisji, tj. prowadzący warkòwnie i wëkłôdënk, w czilenôsce słowach òpòwiedzelë ò tim, co sã dzejało w Chònicach. Jich òbtaksowanié tak przezérkù teatrów, jak i warkòwniów bëło pòzytiwné. Òsoblëwie pòdczorchnãlë, że wôżnô bëła robòta w karnach, chtërna bëła brëkòwnô i dlô aktorów, i dlô reżiserów. A na sóm kùńc całégò dnia z kaszëbsczima teatrama ze swòją mùzyką, òpiartą na tradicyjnëch melodiach w nowëch aranżacjach, wëstąpiło karno Skład Kolonjalny. Pò prôwdze wôrt bëło przëjachac do Chòniców na drëgą Zdrzadniã Tespisa. Òrganizatorzë zagwësnilë wszëtczim ùczãstnikóm i bëlną nôùkã, i wiele atrakcjów, ale téż jestkù i plac do spaniégò. Trzeba bëło leno przëjachac! Dlô karna ze Szlachecczi Kamiéńcë i dlô Teatru Młodëch Gòtów z òkòlégò Sëlëczëna i Czôrny Dąbrówczi bëła to téż leżnosc prezentacji dzes dali jak w swòjim strzodowiszczu. Móm nôdzejã, że ju dwalatnô tradicjô chònicczich pòtkaniów parłãczącëch lëdzy ro biącëch teater mdze kòntinuowónô w pòstãpnëch latach. II Przezérk Amatorsczich Teatrów „Zdrzadniô Tespisa” òdbéł sã pòd pa tronatã przédnika KPZ Łukasza Grzã dzëcczégò i Bùrméstra Gardu Chònice Arseniusza Finstera. Òrganizatorama wëdarzeniô bëlë: Òglowi Zarząd i chò nicczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i Chònicczi Dodóm Kùlturë, przë ùdëtkòwienim Minysterstwa Administracji i Cyfrizacji. kg Òdjmczi ze zbiérów KPZ 11 temat miesiąca – teatr Wóz Tespisa znowu w Chojnicach Tespis jeździł po miastach starożytnej Grecji i pokazywał tragedię i komedię, smutek i radość, nienawiść i miłość. Na wyposażeniu jego wozu były kostiumy, maski, elementy dekoracji. Tespis jako wolny człowiek i artysta wybierał sobie miasto, które chciał odwiedzić, i sam decydował, jaki typ sztuki zaprezentuje. Kierował swój wóz wszędzie tam, gdzie widział społeczną potrzebę zaistnienia teatru, a widzowie ze stałym zainteresowaniem przyjmowali tak jego wypowiadane ze sceny pochwały, jak i satyryczną krytykę czy patetyczne ostrzeżenia… Daniel Kalinowski Tespis jeżdżący dziś po kaszubskich drogach ma poważny kłopot techniczny. Co rusz dyszel jego wozu łamie się na pomorskich wybojach i raz kieruje zaprzęgiem w stronę teatru ludowo-obrzędowego, raz znowu ku realizacji teatru realistyczno-tożsamościowego. Pędzący bez możliwości kierowania wóz, raz pozwala na zabranie wielu pasażerów-teatralników, odwiedzając w czasie swej jazdy wiele miejscowości, innym razem wiezie ze sobą jedną, dwie osoby i błądzi po pustkowiach lub kręci się w kółko… Takie właśnie myśli mogły towarzyszyć widzom i uczestnikom drugiej edycji Przeglądu Teatrów Kaszubskich „Zdrzadniô Tespisa”, która odbyła się w sobotę 18 października 2014 roku w Chojnickim Domu Kultury. Z przedstawieniami przybyły: Wicherki z Kamienicy Szlacheckiej, Amatorski Kaszubski Teatr z Chojnic oraz Teatr Młodych Gotów z Czarnej Dąbrówki. Oprócz spektakli organizatorzy zaproponowali działania warsztatowe pod kierunkiem Grzegorza Szlangi (budowanie dramaturgii przedstawienia), Aleksandry Kani (ruch sceniczny, rytm tekstu) oraz Łukasza Sajnaja (opracowanie oraz interpretacja roli). Ponadto w ramach Przeglądu mówiłem 12 o możliwościach repertuarowych teatru kaszubskiego oraz odbył się koncert muzyczny grupy Skład Kolonjalny, podczas którego pojawiły się elementy muzyki kaszubskiej oraz etnicznej z różnych stron świata. Jak na jeden dzień ilość atrakcji nie była najmniejsza, tym bardziej można było odczuć zdziwienie (czy dyskomfort), dlaczego tak mało zespołów wzięło udział w chojnickim zdarzeniu. Przecież umożliwiono prezentację sztuk, przygotowano warsztaty o różnych profilach pracy scenicznej, nawet pojawiły się atrakcje koncertowe… Jako pierwszy zespół Przeglądu Teatrów Kaszubskich zaprezentowały się Wicherki ze spektaklem „Balia czarownic” opartym na kaszubskich legendach. Owa grupa, od wielu lat konsekwentnie prowadzona przez Teresę Wejer oraz jej ambitne koleżanki z Kamienicy Szlacheckiej, przygotowała sprawne przedstawienie w konwencji teatru szkolnego. Kompozycja całości półgodzinnej odsłony jest klarowna. Widać tutaj rodzaj prologu z zarysowaniem tematu tajemniczych znaków przyrody. Późniejsza, a zasadnicza część spektaklu stanowi wytłumaczenie owej tajemniczości, która wedle poetyki legendy jest pozostałością po działaniu nieczystych sił i czarownic. Epilog widowiska to powrót do realistycznego i współczesnego planu czasowego, który staje się dla dziecięcego widza bogatszy w sens i emocje. Przedstawienie ogląda się przyjemnie, choć warto się zastanowić, czy młodym aktorom nie należałoby dać bardziej precyzyjnych dyrektyw, aby rzeczywiście wiedzieli, co mają odgrywać, i nie musieli się błąkać po scenie. Kolorowe stroje i wielość aktorów to także atut spektaklu, choć znowu można sobie wyobrazić, że wypełniają oni więcej zadań scenicznych, by nie trzeba było wykorzystywać na scenie marionetki, która pojawia się w częściowo tylko uzasadniony, a nie do końca wyzyskany sposób. Drugim zespołem Przeglądu był chojnicki Amatorski Kaszubski Teatr, który tym razem przygotował spektakl „Niesama” w reżyserii Janiny Kosiedowskiej, na podstawie miniatury dramaturgicznej Romana Drzeżdżona. Zespół z Chojnic ma już za sobą pewne doświadczenie, dlatego też widać u jego członków podstawowe choćby wyczucie słowa czy przestrzeni. W ich interpretacji satyryczno-ludyczna sztuka nabiera niekiedy rumieńców i można się spodziewać, że pod wpływem dalszych prezentacji stanie się jeszcze bardziej zabawna w rozgrywaniu scen zbiorowych, które obecnie mają jeszcze pewne mankamenty, np. granie do publiczności zamiast do partnerów. Owa większa częstotliwość grania jest potrzebna chojnickim aktorom tym POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 temat miesiąca – teatr bardziej, że widać, iż wciąż jeszcze się poznają i nieco się obawiają interpretacji bardziej ofensywnych i dynamicznych. Warto przy tym zaznaczyć, że pomysłów na inscenizację im nie brakuje, skoro potrafią przygotować na koniec spektaklu humorystyczną piosenkę o ludzkich zaletach i wadach w miłości. Każdy jednak pomysł trzeba sprawdzić od strony artystycznej i ocenić, czy istotnie piosenka musi mieć takie tempo lub czy koniecznie zawierać powinna tyle zwrotek. Trzecim zespołem, który zaprezentował odmienne w formie teatralnej widowisko uliczne pt. „Remus”, był Teatr Młodych Gotów działający pod kierunkiem Dariusza Narlocha i Tomasza Jakubowskiego. Spektakl wystawiony w zjawiskowej scenerii chojnickiej fosy miejskiej ma za podstawę arcypowieść kaszubską Żëcé i przigòdë Remùsa. Dzieło Majkowskiego jest jednak tylko podstawą do budowania wizyjnych układów ruchowych, gestów, tańca i ekspozycji rekwizytów. Młodym aktorom zależy nie tyle na zarysowaniu logicznej, przyczynowo-skutkowej historii o rozwoju tożsamościowym kaszubskiego bohatera, co na odwzorowaniu nastroju bałtycko-pomorsko-kaszubskich wierzeń, ukazaniu figur wyobraźni i nastroju surowej tajemniczości. Podobną realizację „Remusa” widzieliśmy kilka lat temu w wykonaniu Teatru Snów, ale aktorzy z Czarnej Dąbrówki (a właściwie z zachodnich Kaszub) jeszcze bardziej poszli w stronę plastycznego i metaforycznego skrótu, narracyjnej muzyki oraz ruchowego ekwiwalentu dla powieściowego słowa. Zwolennicy kaszubskiego języka nie usłyszą w tym spektaklu barwy rodny mòwë, zobaczą jednak inspirujące obrazy, które równie głęboko jak partie tekstowe potrafią zagnieździć się w świadomości widza. Tegoroczna „Zdrzadniô Tespisa” w trzech propozycjach odwzorowała trzy możliwości istnienia współczesnego teatru kaszubskiego. Wicherki to nurt teatru szkolnego, który z racji specyfiki pracy zawsze będzie związany z zabawą i dydaktyką, przy czym warto, aby w tej tradycji stale rozwijano formalną jakość przedstawień. Amatorski Kaszubski Teatr reprezentuje odmianę teatru realistycznego, w którym pojawiają się POMERANIA GÒDNIK 2014 Amatorski Kaszubski Teatr z Chojnic. Fot. ze zbiorów ZKP aktualne treści społeczno-obyczajowe, komentowane z pewnego dystansu, co zawsze bardzo dobrze służy wartości artystycznej spektaklu. Wreszcie Teatr Młodych Gotów to spektakle plenerowe i uliczne, w których sięga się po techniki skrótu wizualnego, do tworzenia odpowiedniego klimatu wykorzystując muzykę i wyrazisty gest, co przy atrakcyjności obrazowej marginalizuje jednak kaszubskojęzyczne słowo. Wśród tych trzech dróg, po których może się toczyć wóz Tespisa, nagle zabrakło teatru obrzędowego i ideowego… Czyżby to znaczyło, że dzisiejszym kaszubskim teatralnikom wyczerpały się siły i pomysły na nowe spektakle? Jak zatem ocenić II Przegląd Teatrów Kaszubskich? Przecież w zbliżonym czasie odbywały się festiwale teatralne: 9. Ogólnopolski Przegląd Małych Form Teatralnych im. Adama Luterka w Wejherowie, na którym pojawiło się kilkanaście zespołów z Pomorza, a w gdańskim XVI Ogólnopolskim Festiwalu Sztuk Autorskich i Adaptacji Windowisko 2014 zaprezentowało się także kilkanaście grup, i to z całej Polski. Podaję te przykłady, aby pokazać, że zarówno szkolne zespoły teatralne, jak i wyspecjalizowane, autorskie formy teatralne mogą odnaleźć swojego widza i zgromadzić niemal tłumy po stronie występujących i oglądających. Oczywiście z jednej strony można by stwierdzić, że porównywanie festiwali odbywających się od wielu lat z dopiero drugą odsłoną kaszubskiego jest niesprawiedliwe i za wysoko stawia poprzeczkę tak dla organizatorów, jak uczestników „Zdrzadni Tespisa”. Jednakże z drugiej strony trzeba myśleć o kaszubskim ruchu teatralnym ambitnie i długofalowo, nie obawiając się zestawiania z festiwalami, przeglądami i konkursami ogólnopolskimi. Mając świadomość, że za ogólnokrajowym ruchem teatralnym stoją rozliczne domy kultury, instruktorzy, finansowanie samorządowe, wojewódzkie czy ministerialne, warto i na Kaszubach poszukiwać coraz to nowych i konsekwentnie prowadzonych form rozwijania własnego życia teatralnego. 13 biografie – Leon Kowalski Młodokaszuba, żołnierz, starosta Marian Hirsz Autor hymnu Z okazji wkroczenia Kaszubskiego Pułku Strzelców im. Komendanta Józefa Piłsudskiego na ziemię pomorską porucznik Leon Kowalski, ówczesny dowódca pułku, pisze słowa pieśni, która do 1938 roku jest marszem, hymnem tej jednostki. Melodię do tej pieśni skomponował sierżant Iwelski (nie odnalazłem imienia sierżanta w archiwach, wszędzie wymieniane jest tylko nazwisko), ówczesny kapelmistrz orkiestry pułkowej. Gdy Polska liczyła swych synów zastałych Zagrzmiało „żyjemy” w Kaszubach też całych. Zaćmiłaby przecie wolności tej zorza Bez synów kaszubskich na straży jej morza. Ref. Spokojna bądź, spokojna bądź, spokojna bądź Polsko O morską Twą straż. Wypełni ją, wypełni ją, wypełni ją wiernie Kaszubski pułk nasz. Choć krzyżak w szatańskie objęcia nas wabi Polskiego w nas serca i ducha nie zabił I chociaż wciąż jeszcze złe zdrady swe knuje Kaszubskich wiarusów tym jadem nie struje. Ref. Spokojna bądź, spokojna bądź, spokojna bądź Polsko… Bogactwem nie słyną piaszczyste twe pola Lecz za to hartuje się w pracy nam wola I z czynu Ojczyzna, gdy zechce ofiary Ochoczo pod strzelców podążym sztandary. Ref. Spokojna bądź, spokojna bądź, spokojna bądź Polsko… 14 Wśród cudnej, górzystej, kaszubskiej krainy Jak dęby wyrosłe, powstaną wraz syny I choć się na Polskę wsze piekła rozsierdzą Upadną przed żywą Kaszubską tą twierdzą. Ref. Spokojna bądź, spokojna bądź, spokojna bądź Polsko… (Hymn ten został zaśpiewany po raz pierwszy na Kaszubach po 94 latach od chwili powstania – 29 czerwca tego roku odśpiewał go w Żukowie chór Morzanie z Kosakowa w czasie uroczystości odsłonięcia tablic z nazwiskami mieszkańców powiatu kartuskiego, którzy zginęli w wojnie 1920 roku). Wobec przygotowań do ostatecznej rozprawy z bolszewikami oraz wykonania powierzonego por. Leonowi Kowalskiemu zadania, 27 lutego 1920 roku zostaje on mianowany dowódcą I Batalionu Kaszubskiego Pułku Strzelców Pomorskich. Stanowisko dowódcy pułku powierzono kpt. Józefowi Mellerowiczowi. Porucznik Leon Kowalski funkcję dowódcy I Baonu pełni do 29 marca 1920, ponownie obejmuje dowodzenie w okresie 12 kwietnia – 4 maja. Trwają intensywne przygotowania do wojny. Następuje konieczność ujednolicenia nazw pułków. Kaszubski Pułk Strzelców Pomorskich Komendanta Józefa Piłsudskiego zostaje przemianowany, rozkazem Ministra Spraw Wojskowych nr 1401 z 5 marca 1920 roku, na 66 Kaszubski Pułk Piechoty im. Marszałka Józefa Piłsudskiego. Starosta w trzech powiatach W maju 1920 roku w randze majora Leon Kowalski przechodzi w stan spoczynku i zostaje skierowany do pracy w urzędach państwowych. Jest wyróżniającym się i sprawnym pracownikiem w Urzędzie Wojewódzkim w Toruniu. (część 2) 5 stycznia 1922 roku wraz z innymi osobami krzewiącymi turystyczne poznanie własnej Ojczyzny zakłada w Toruniu oddział Polskiego Towarzystwa Krajoznawczego. Zostaje też członkiem zarządu nowo powstałego oddziału Polskiego Towarzystwa Turystycznego w Toruniu (dzisiejszy Oddział PTTK Toruń). Na wniosek Sejmiku Powiatowego w Kartuzach, dekretem Ministra Spraw Wewnętrznych nr Ldz.V.O.108/22 z dnia 27.01.22, zostaje mianowany z dniem 1 lutego 1922 roku starostą kartuskim. 27 kwietnia 1923 roku wita w Kartuzach przebywającego na Kaszubach i Pomorzu prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego. Mając na uwadze ówczesne uwarunkowania polityczne, starosta kartuski Leon Kowalski wita przybywającego do Kartuz prezydenta Stanisława Wojciechowskiego gałązką oliwną. Tak wspomina ten moment prezydent Wojciechowski: W czasie mojej podróży podkreślałem znaczenie Pomorza dla Polski. Pan starosta kartuski powitał mnie z różdżką oliwną, i słusznie. Nie na surmy wojenne dziś czas. Są jednak jeszcze ludzie nierozważni, którzy, mimo doświadczeń ostatniej wojny, sądzą, że przy pomocy zbrojnego odwetu zyskać coś mogą. Tym wszystkim muszę stanowczo powiedzieć, że Polska nikomu nie pozwoli odebrać sobie ani jednej piędzi ziemi. Marzenia o zmianie obecnych granic Państwa Polskiego w przyszłości, w drodze zbrojnego najazdu, należą do dziedziny urojeń. Obowiązki starosty kartuskiego Leon Kowalski pełni do 15 czerwca 1923 roku. W latach 1923–1927 jest starostą powiatu kościerskiego, a w latach 1927–1932 powiatu świeckiego. Będąc starostą świeckim, pisze wiersze, wydaje tomik swoich utworów. Niestety nie zachował POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 biografie – Leon Kowalski się żaden egzemplarz tego zbiorku. Będąc starostą tych trzech powiatów, okazał się dobrym organizatorem i administratorem. Czas rozwijania talentów W 1932 roku Leon Kowalski przechodzi na emeryturę. Mimo to dalej jest aktywny społecznie. Pełni funkcję przewodniczącego Urzędu Rozjemczego dla spraw Finansowo-Rolnych na powiat świecki. Wraca także do swej dawnej profesji dziennikarskiej. Od 1936 roku mieszka wraz z rodziną w Gdyni, na Wzgórzu Focha. Od 1937 roku do wybuchu II wojny światowej jest korektorem w gdyńskim „Kurierze Bałtyckim”. W wolnych chwilach, oprócz pisania wierszy, zajmuje się malarstwem. Jego pasją są kaszubskie pejzaże. Z jego malarskiego dorobku zachowały się pojedyncze prace. Pozostałą część zabrała wojna. Bierze również aktywny udział w dyskusji na temat utworzenia Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach. W dodatku regionalnym „Gazety Kartuskiej – Kaszuby” tak pisze o tej inicjatywie: Niechże więc powstanie to muzeum regionalne i niech zsumowane w nim uczucia przywiązania i tradycje regionu kaszubskiego przekazuje z pokolenia na pokolenie jako cząstkę wspólnej, coraz głębszej kultury polskiej. Po wybuchu II wojny światowej w 1939 roku wraz z rodziną zostaje wysiedlony z Gdyni w okolice Radomia. Tutaj przydała się jego znajomość języka niemieckiego. Pomaga okolicznej ludności w pisaniu różnych pism do niemieckich urzędów. Po wojnie Leon Kowalski wraca do swojej ukochanej Gdyni. Podejmuje pracę korektora w „Gazecie Morskiej” oraz „Przeglądzie Kupieckim”. Od 1950 roku pracuje jako księgarz w „Domu Książki” przy ulicy Świętojańskiej 3 w Gdyni, której w 1952 roku zostaje kierownikiem. Leon Kowalski był żonaty z Marianną Błędzką (1883–1958), mieli trójkę dzieci: Bożenę, Halinę i Mirosława. Mirosław, jako oficer, odbywał praktykę w 66 Kaszubskim Pułku Piechoty w Chełmnie. W cywilu był pracownikiem Stoczni Marynarki Wojennej w Gdyni. Jako oficer 66 Kaszubskiego Pułku Piechoty grupy radomskiej brał udział w wojnie obronnej 1939 roku. Po POMERANIA GÒDNIK 2014 Zdjęcie rodzinne z archiwum rodziny Rozwadowskich zakończeniu walk dostaje się do niewoli sowieckiej. W kwietniu 1940 roku wraz z innymi oficerami został rozstrzelany w Katyniu. Major Leon Kowalski umiera 6 września 1952 roku w Gdyni. Jego pogrzeb odbył się bez należnych mu honorów. Spoczywa na Cmentarzu Witomińskim, w alei naprzeciw grobów gdyńskich jezuitów oraz franciszkanów. Na jego grobie nie ma żadnej informacji o tym, kim był, co zrobił dla Polski oraz dla nas Kaszubów. Jest jedynym młodokaszubą pochowanym na gdyńskim cmentarzu. Źródła 16. Dywizja, jej powstanie, organizacja i udział w walkach. W 10-letnią rocznicę istnienia 1919–1929, Grudziądz 1929. Archiwum rodu Hirsz/Hirsch. Centralne Archiwum Wojska Polskiego w Warszawie. Jankiewicz Wacław, Zarys historii wojennej 66go Kaszubskiego Pułku Piechoty im. Marszałka J. Piłsudskiego, Warszawa 1929. Krasucki Stanisław, Sześćdziesiąty Szósty Kaszubski, Chełmno 1998. Kronika byłych żołnierzy 66 Kaszubskiego Pułku Piechoty im. Józefa Piłsudskiego w Chełmnie, Chełmno 2010. (Kronika nie została dotąd opublikowana. Jedyny istniejący egzemplarz dostałem w prezencie od byłych żołnierzy 66 Kaszubskiego Pułku Piechoty w Chełmnie. Jest w moim archiwum. Koło zaprzestało działalności w 2011 roku, ze względu na wiek, choroby, śmierć byłych żołnierzy). Załoga Józef, Kronika 66 Kaszubskiego Pułku Piechoty (Kronika nigdy nie została opublikowana. Istnieje w formie 2 egzemplarzy maszynopisu + zdjęcia archiwalne. Jeden egzemplarz mam w swoim archiwum, drugi jest złożony w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Otrzymałem ją w prezencie od byłych żołnierzy 66 Kaszubskiego Pułku Piechoty w Chełmnie). 15 KASZËBI W PRL-U Tacewnô pòzwa „Grif ”. Wòjcech Czedrowsczi w papiorach bezpieczi S Ł Ô W K F Ò R M E L L A* Kùńc 1960 ë pòczątk 1961 r. to czas òsoblëwi biôtczi pòlsczich wëszëznów z kaszëbsczima dzejarzama z grëpë zrzeszińców. Brzadã ji bëło wërzucenié z Kaszëbsczégò Zrzeszeniô (KZ) Aleksandra Labùdë, zawieszenié na rok w prawach nôleżnika stowôrë Jana Rómpsczégò i Sztefana Bieszka ë ùpòmnienié dlô Jana Trepczika i Feliksa Marszôłkòwsczégò. Mielë òni òstac wëstawiony na sromòtã jakno separatiscë, co chcelë nibë òderwac kaszëbską zemiã òd pòlsczégò państwa. W biôtkã tã òkróm kòmùnysticzny partie i bezpieczi włączonô òsta téż prokùratura. Dokazã tegò, jak wôżnô bëła ta sprawa dlô „lëdowi” Pòlsczi, mòże bëc to, że bëła òna òbgôdiwónô w sami centralë, to je w III Departamence Minysterstwa Bënowëch Sprawów (MBS) przë ùdzélu przedstôwców tegò resortu i fónkcjonariuszów służbë bezpiekù z Gduńska i Bëdgòszczë. Bezpieka „wszëtkò wié” Wòjcech Czedrowsczi, jak pamiãtómë, miôł lëstową łączbã z J. Rómpsczim i midzë jinyma prosył gò ò przesłanié do se tekstów stwòrzonëch przez zrzeszińców. Dlô SB bëło tej gwësné, że béł òn pòd cëskã separatistów. Ò to samò pòsądzony òstôł sztudéra ùniwersytetu w Toruniu Édmùnd Pùzdrowsczi a sta sã to wszëtkò przez lëst, jaczi dostôł òn 16 òd W. Czedrowsczégò, a ò chtërnym pisôł jem w slédnym numrze najégò cządnika. Òstôł òn wësłóny 23 stëcznika 1960 r. i, jak wiémë, przeczëtelë gò esbecë. Równak chòc fónkcjonariuszowie służbë bezpiekù wiedzelë, cëż bëło w nim napisóné, mielë swiądã tegò, że to, co zdobëlë, to blós materiałë nieòficjalné, co nie nadôwałë sã do legalizacje. Żebë zwëskac òriginałë negò ë jinszich lëstów, ùmëslëlë so tej zrobic mieszkaniowé przeszukanié w Sztudérsczim Dodomie Nr 2, gdze mieszkôł w tim czasu Pùzdrowsczi. Mëszlelë téż nad tim, żebë to samò zrobic w mieszkanim W. Czedrowsczégò. Co sã tikô przeszukaniégò w môlu, gdze mieszkôł Pùzdrowsczi, to bëlną òrãdzą, żebë tak cos zrobic, bëło szukanié rzeczów, jaczé òstałë mni wiãcy pół rokù rëchli skradłé w tim prawie sztudérsczim dodomie. Wedle ùdbë esbeków czejbë nen lëst òstôł nalazłi, tej szandarzë z Torunia zarô wësłelëbë gò do III Wëdzélu bezpieczi we Gduńskù. Fónkcjonariuszowie tegò wëdzélu mielë zôs pózni ùżëc gò òb czas rozmòwë z W. Czedrowsczim, òd chtërnégò chcelë tej zażądac, żebë wëdôł wszëtczé lëstë, jaczé miôł, w tim téż te, co je wësyłôł do Rómpsczégò i òd niegò dostôwôł. Wszëtczé esbecczé ùdbë, ò jaczich jem zdebło wëżi nadczidł, zamkłé òstałë w planie z 2 gòdnika 1960 r., do chtërnégò szterë dni pózni zrëchtowóné òstałë w Warszawie ùwôdżi. Mòżemë w nich przeczëtac midzë jinszima to, (dzél 3) że III Wëdzél III Departamentu MBS zabédowôł, żebë nie przeszukiwac môla zamieszkaniégò É. Pùzdrowsczégò, bò mòże to dac wiôldżi pòmión westrzód młodzëznë, co sztudérëje w Toruniu. Przedstôwcë minysterstwa ùznelë, że lepi bãdze przeprowadzëc z Pùzdrowsczim rozmòwã, chtërna bë wëjasnia, ò co chòdzëło w lësce òd Czedrowsczégò, a jesz pózni taczé samò òperacjowé kôrbienié òdbëc z samim Czedrowsczim. Co sã tikô przédnika Òrmùzda, to wëszëznë bezpieczi bëłë dbë, żebë jegò mieszkaniô lepi téż nie przeszukiwac. Nie je wiedzec, jak wëzdrza służ bòwô rozmòwa fónkcjonariuszów SB z W. Czedrowsczim. Wiémë ò ni leno tëlé, że òb czas ni miôł òn wëłożëc przedstôwcóm bezpieczi swój pòzdrzatk na ùchwałã Przédnégò Zarządu KZ, chtërna nałoża sztrôfë na zrzeszińców. Òkróm te pòrucznik SB Aleksander Kwasniewsczi, chtëren miôł kôrbic z Czedrowsczim, dostôł pòlét pòkôzaniô nemù slédnémù fòtokòpiów jegò lëstów słónëch do Rómpsczégò, Bieszka ë Pùzdrowsczégò. Chòdzëło w tim wierã ò to, żebë Czedrowsczi miôł swiądã tegò, że bezpieka „wszëtkò wié”, i żebë lepi dôł so pòkù z „separatisticznym” dzejanim. Co sã zôs tikô òperacjowégò kôrbieniô esbeków z Pùzdrowsczim, to w aktach z gromicznika 1961 r. je napisóné, że gôdôł òn z nima ò swòji łączbie z Rómpsczim ë Czedrowsczim i ò tim, że nie zgôdzô sã z pòstawą nëch dzejarzów. POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 KASZËBI W PRL-U Òperacjowô sprawa „Pòmòraniô” W gromicznikù 1961 r., czej bezpiece „ùdało sã” zrobic to, co chca, to je pògnãbic i wëstawic na sromòtã zrzeszińców, ùdba so òna, że ju nie je nót dali cygnąc donëchczas prowadzonëch òperacjowëch sprawów. Temù téż zaczãtô w 1959 r. sprawa agenturowégò sprôwdzeniégò ò tacewny pòzwie „Smãtk” (pòl. „Smętek”), chtërny „figùrantã” béł midzë jinszima W. Czedrowsczi, òsta przesztôłconô na òperacjową sprawã òbzérkù na grëpã (pòl. sprawa operacyjnej obserwacji na grupę). Dosta òna kriptonim „Pòmòraniô” (pòl. „Pomorania”), a w ji òbrëmienim rozprôcowiwóny mielë bëc S. Bieszk, J. Rómpsczi, M. Łukòwicz, J. Trepczik, F. Marszôłkòwsczi, ks. Francëszk Grëcza, Damroka Majkòwskô, W. Czedrowsczi i Édmùnd Kamińsczi. Dali téż mia bëc wëzwëskiwónô procëm nym lëdzóm sec krëjamnëch wiadłodôwôczów SB. Wiadła ò W. Czedrowsczim dërch przenôszac miôł znóny ju nama z òstatnégò tekstu „Melchior”, chtëren wespółrobił z pòrucznikã Kwasniewsczim. Òkróm tegò esbecë ùdostelë w tim czasu jesz jinégò krëjamnégò wespółrobòtnika, co miôł bëc zdrzódłã nowinów ò W. Czedrowsczim i klubie Òrmùzd. Człowiek nen zaregistrowóny òstôł w SB jakno krëjamny wespółrobòtnik ò tacewnym mionie „Mestwin”. Béł òn jednym z barżi rësznëch nôleżników Òrmùzda i bëlno znôł W. Czedrowsczégò i D. Majkòwską. Òb czas zetkaniô z fónkcjonariuszã bezpieczi òdkôzôł òn nemù slédnémù, że klub Òrmùzd zawiesył swòje dzejanié, a jegò przédnik, to je W. Czedrowsczi, w stëcznikù 1961 r. przëcygnął na jaczis czas do Òlsztëna. Tam przińdny załóżca òficynë Czec zajimôł sã warkòwą robòtą a na Pòmòrzé przëjeżdżiwôł blós rôz na dwa miesące i nie bëło widzec, żebë miôł jakąs chãc do pòdskôcaniô robòtë w klubie. Òd wszelejaczégò dzejaniô w klubie Òrmùzd ë w KZ òdsënãła sã tedë D. Majkòwskô. „Bëlny” brzôd przëniosła téż robòta bezpieczi w Toruniu, bò kaszëbsczi młodzëznowi klub, chtëren pòwstôł na tameczny ùczbòwnie, òprzestôł dzejac. Wszëtkò to nie sprawiło równak, że kòmùnysticznô pòliticznô pòlicjô sã òbda. Sprawa ò tacewny pòzwie „Pòmòraniô” bëła wcyg cygnionô. Rëchtowóné bëłë zéńdzenia, chtërnëch POMERANIA GÒDNIK 2014 ùczãstnikama bëlë fón kcjonariuszowie III wë dzélów bezpieczi w Bëd gòszczë i Gduńskù ë przedstôwcowie III De partamentu MBS, na jac zich òbgôdiwóné bëłë sprawë zrzeszoné z rozp rôcowiwanim kas zëbsczich dzejarzów. Jeżlë chòdzy ò W. Czedrowsczégò, to òstôł òn òpisóny jakno człowiek, chtëren nie włącziwôł sã prôwdac w ùszłoce w pòliticzné dzejania, dejade z esbecczich papiorów wëchôdało, że nastawiony béł procëm socjalisticznémù ùstawòwi w Pòlsce. Taczi sóm pòzdrzatk mia służba bezpiekù w òdniesenim do D. Majkòwsczi ë É. Kamińsczégò. Òkróm te dokazã lëchégò òdnie seniô W. Czedrowsczégò do „lëdowi” Pòlsczi bëło téż to, że nie wzął òn ùdzélu w welacjach do sejmù i nôrodnëch radzëznów, jaczé òdbëłë sã w 1961 r. Béł òn téż dbë, że gazéta „Kaszëbë”, co wëchôda w latach 1957–1961, bëła pòd wiôldżim cëskã rządzący kòmùnysticzny partie. W 1963 r. bezpieka dozna sã, że dôwny przédnik klubù Òrmùzd nie òprzestôł dzejac na kaszëbsczim młodzëznowim gónie. Wedle esbecczégò dokùmentu ze strëmiannika tegò rokù w tim prawie czasu pòjawia sã mòżlëwòta pòdjãcô próbë stwòrzeniégò nieòficjalnégò klubù młodëch Kaszëbów na spòdlim rozpadłégò w ùszłim czasu klubù sztudérów Kaszëbów „Òrmùzd”i szlachùjącëch za nim klubów w Wejrowie i Kartuzach. Na czim òpiartô bëła takô dba? Hewò krëjamny wespółrobòtnik służbë bezpiekù ò pseùdonimie „Leszek” przëniósł ji wiadło ò tim, co dzejało sã òb czas òficjalnégò zéńdzeniégò KZ, co òdbëło sã we Gduńskù 2 gòdnika 1962 r. Jednym z ùczãstników kôrbieniégò béł w tim dniu W. Czedrowsczi, chtëren rzekł, że młodzëznowi kaszëbsczi klub wëstãpiwô terô pòd pòzwą „Pòmòraniô”. Dodôł jesz, że referat, jaczi na nym zetkanim wëgłosył Lech Bądkòwsczi, béł rëchli òbgôdiwóny na zéńdzenim klubù. Na spòdlim tegò fónkcjonariuszowie doszlë do dbë, że nôleżnicë Pòmòranie kôrbią na swòjich zetkaniach midzë jinyma ò planach dzejaniô Zrzeszeniégò. Kùreszce Czedrowsczi żądôł téż, żebë zwikszëc ùdzél młodëch lëdzy w przińdnëch wëszëznach KZ. Tak hewò na kôrtach zamkłëch w esbecczich teczkach pòkôzôł sã wôżny w dzejach kaszëbsczi rësznotë klub Pòmòraniô. Wespółzałóżcama jegò òkróm L. Bądkòwsczégò bëlë W. Czedrowsczi, D. Majkòwskô ë Stanisłôw Cygert. W dzejanié nowégò karna włącził sã téż dôwny przédnik kartësczégò młodzëznowégò klubù kaszëbsczégò, to je É. Kamińsczi. Wespółdzejôł òn z W. Czedrowsczim w Pòmòranie, a priwatno béł zãcã J. Trepczika. Na spòdlim tegò slédnégò faktu esbecë ùdbelë so, że òrganizatorzë klubù są zrzeszony z grëpą zrzeszińców i kaszëbskô młodzëzna dërch mòże bëc pòd cëskã jich „separatisticzny” dejologie. * Autor je starszim archiwistą w archiwalnym dzélu gduńsczégò partu Institutu Nôrodny Pamiãcë. 17 kaszëbsczé sprawë wszelejaczé Gąsôrka z Òdargòwa Z Éwą Kùr, dzejôrką Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Krokòwie, wësziwôrką, rozmôwiô Tómk Fópka. – To je na głowë bòlenié a chłopsczé stojenié – gòspòdëni stôwiô na stole naléwkã domòwi robòtë. – W całoscë òb zëmã, pò réze – dobrze człowieka rozgrzéwô – rôczi z ùsmiéwkã i wspòminô. – Më mielë sétmëdzesąt hektarów zemi. To bëło [Kùrowie gôdają „bało] wiôldżé gòspòdarstwò. Mój tata òpòwiôdôł, że czej òrôł na pòlu, nawetkã wronë wrzeszczałë: kùłak! kùłak! Wszëtkò bëło zarodowé. Nawet pchłë. Tata zarô pò wòjnie zaczął kònie chòwac. Na ekspòrt. Òne mùszałë miec dwa lata i bëc ùjéżdżoné. Nad wòdą w wieczórny pòrze, za gąskama chòdzëła, dzéwczã piãkné, jak te zorze, i tak sobie spiéwała: Pòjta, pòjta gąsczi mòje, pòjta, pòjta do domù, òpòwiém wóm żôle mòje, nie pòwiédzta nikòmù1. A gãsë? Czë leno gãsë sã pasło? Kaczczi téż? Kaczczi nié. Òne nie brëkòwałë sã pasc, bò më mielë wiôldżi pòdwórk i tam bëłë òdgrodzoné. I kaczczi, i kùrë. Baro wiele më mielë tegò wszëtczégò. Do nas przëchôdalë lëdze do robòtë, dostôwalë jedzenié – temù mùszało bëc wszëtczégò wicy. I jajków, i mléka. Mój tata miôł pierszi w òkòlim taczégò landsbùldoga 25. Lands…? Pòniemiecczi trëker z tzw. òdzwë skónëch zemiów sprowadzony. Tata wszësczé maszinë stądka sprowôdzôł 1 Wszëtczé cytatë zapisóné kùrsywą pòchò dzą z lëdowi frantówczi „Żôle gąsôrczi” ze Strzelna. 18 jakò złom i pòtrafiącë kòwalską robòtã, je pòprôwiôł, dze szło. Krów më mielë do trzëdzescë i wszësczé bëłë pòd tzw. kòntrolą ùżëtkòwòscë. Ale to pózni. Nôprzódka z Kòstkowa przëjéżdżalë a bralë mlékò. A pòtemù më zawòzywalë dwie kanë słodczi smiotanë do fabriczi krówków – bómków; bëła pò wòjnie tam, dze sã w Krokòwie kùńczą torë za banowiszczã, dze stoja dôwnô piekarniô z wiôldżim, wësoczim kòminã. Miéwcowie fabriczi sã zwalë Kùżel. Jô do dzysô pamiãtajã szmakã tëch krówków. Krëchùchné. Żódné mòrdoklejczi! A białczi sedzałë i rãczno zawijałë. Jem miała tej 5–6 lat, tej sami produkcje nie pamiãtajã. Mòże nas tam nie wpùszczalë...? Ale më tak chãtno jezdzëlë, bò te białczi nama na drogã dôwałë fùl tasze nëch bómków. Za tã smiotanã… To tak bëło! Czë to zniese mòja dësza, żebëm temù sprzëjała, chtëren mie włôsnie przëmùszô, żebëm jegò kòchała. Pòjta, pòjta gąsczi mòje… Jô mia piãc lat, tej jô pasła gãsë. [Kùro wie gôdają „pińc” i „gynsë”]. Jak wielné to bëło karno? Jô ni mògła w tim czasu tak dalek rechòwac… Jak jem ba starszô, tej jem sã naùczëła. Sedza na pòlu, tata tam sôł trôwã abò kléwer, i tam jô pasła, a pò żniwach na lëdzënie. Òne te kłosë wëskùbiwałë. Tata przëwôżôł taką pastwã wòdë i mòje zadanié bëło: zdrzec, żebë żóden lës nie wzął gãsy ani żebë òne dze nie szłë w szkòdã do sąsadów. Jô sedza i sã bawia. Kamieniami, bò zabôwków tej pò wòjnie nie bëło. Abò sobie robiła co z knëplów. I sedza. Jem w wòlnoscë sã zrodzëła, chòc nie znała swi matczi, temù sprzëjóm, kòmùm miłô, nie zwiedzą mie dostatczi. Pòjta, pòjta gąsczi mòje… Reno, pò frisztëkù jem te gãsë nëka. Òne bëłë zamkłé na noc w taczim chléwie. Gãsë lãgłë sã na swiãtégò Józefa. Wëlôżałë z jajów. Tata miôł nabùdowóné taczé rozmajité pùdła i tam te gãsë sedzałë na jajach. Je cotka chòwa. Jô z nią chòdzëła. Wòdã nosëła do swini kùchni, bò òne nie chcałë z jajów zlézc. Béł damper (parnik), piec do pieczeniô chleba. Nad tim béł spikrz, a w dole sklep z bùlwami i warzëwami. Tam czile tëch gãsy sedzało. Kùli pòd jedną pilą bëło jôj? Mòże nawetk i dwanôsce. [Kùrowie mówią „móże”]. Pamiãtajã, jak òne sã lãgłë, tej jem miała zadanié przë nëch malinczich. Mùszała nazbierac pòkrzëwë. Żôgówczi? Nié. Normalné pòkrzëwë. Czasã przë jich rwanim jesmë sobie pò sąsedzkù z kòleżanką grańcã wëznaczalë. Tu bëłë mòje pòkrzëwë – tam ji. Nôprzódkã gąsątka dostôwałë gò towóné jaja, tej z pòkrzëwami pòmãk. Pòtemù corôz wicy i wicy tegò bëło, tej tata sprowadzył maszinã do rznieniô seczczi. Jô sã wiedno tegò bòja. To bëło tak do krąceniô, a tu trzeba bëło pòpëchac, a to tak: czach, czach, czach… Jô mia wiedno strach, że mie pôlce wlecą… Gãse sedzałë na jajach sztërë niedzele. Nôprzódka je niosłë. Te jaja. Kòżdô bëka sôda w swòje gniôzdo. [Kùrowie gôdają sôda, z przëcëskã na „da”]. W cëzé nie szła. POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 kaszëbsczé sprawë wszelejaczé Codzénno jedno jaje? Jak to jaką wzãło na niesenié, tej to szło, jaż òna sã wëniesła. Dwadzesce abò wicy jôj. Cotka zapôla swiéczkã i codzénno te jaje wëbiérała. W nen môl do gniôzda cos jak jôjkò (bòdôj z wapna) wkłôda, tej ta bëka wiedza, że tam cos leżi, co òna je pòd se pòdgarina. Cotka przeswietlëła to jajo, że to je w pòrządkù i kòpiowim òłówkã na nim napisa. Pòtemù, czej sã ju gãsë wëniosłë, nazôt w kòsz kładła. Ju pònumrowóné, do pasowny gãsë kòżdé. Òne ju tedë cwiardo sedzałë. Më chòdzëlë z cotką a je fùdrowalë. Jak òne chcałë, òne so wëszłë. Përznã piórka so wëtrzepałë. Sã chiba załatwiłë, bò w te gniôzda nie robiłë… Po tidzeniu tegò sedzeniô cotka bra pétrochòwą lampã, stôwiała jã i tej jaja òbzéra. Te, co bëłë zalãgnioné – te bëłë cemné. A te drëdżé òdraza òdkłôda do wërzuceniô. Niechôj, chto chce, wierzi temù, jem mù słowò rôz dała, òddóm serce nômilszémù i bãdã gò kòchała. Pòjta, pòjta gąsczi mòje… Tej, pò sztërzech tidzeniach cotka zaczã nasłëchiwac a tam, w tëch jajach, taczé klepanié: pik, pik, pik. I pòpiskiwanié ju bëło czëc. I tej te môłé gąsątka same dzurã robiłë w skòrëpie. Dzub wëchôdôł i òne, dali! Czasã, jak bëłë mòcné, to wëskòkłë. Pòtemù òne bëłë wszësczé razã i te gãsë z nima chòdzëłë. Nôprzódka leno tak, że òne jadłë. A môłé sã nie milëłë, że jedno bë szło do drëdżi mëmë. Do swégò szłë gniôzda. A pòd swòją gãsą sedzałë. A dze béł gąsór? Gąsór òsóbno. A, kùli jô ba razy pòtłëkłô òd gąsôra… Më mielë jednégò taczégò, co zarô skrzidła rozłożił a tej skrzidłami… Jô ba cawnô… ni mògła sã òd niegò wëdostac i dobrze, że tata czuł… Jem bëła w całoscë taczim môłim wróblã. Zmiarté, pòwòjnowé dzeckò… I òn mie dopôdł… Bë mie miôł chiba tam zatłëkłé… Òn bëł taczi zawzãti, ale tata zarô na niegò wërok smiercë dôł. A gãsë szczipią… Jo. To bòli, ale nié mie. POMERANIA GÒDNIK 2014 Swòji gąsôrczi nie ajtakùją? Nié, ale czasã biegałë. Te môłé bëłë òswòjoné. Jô do nich gôda, czej jem wòdã wléwa. Midzë nimi czasã sedza. A jak mia prawie sétmë lat, tej na Swiãtégò Jana jem plotła wiônuszczi z mòdrôków. Jak òne piłë, jem jima je zakłôda i tak òbstrojoné szłë dodóm. Tata mie za to dôł dwa złoté. Jô so kùpiã za to tutã bómków. A pózni, przë krowów pasenim, më zakłôdałë jima na rodżi… Czasã, nigle jem z pół drodżi do Dąbek donëka – krowë ju miałë to zeżarté… Jak dalek mùszôł nëkac gãsë? Staszu, jak góra sã do Rudnicë zaczinô? [Chłop pòdpòwiôdô: „Tak z òsmëset métrów”]. Jô tą drogą nëka a tej tą górą do Rudnicë. Abò pò drëdżi stronie, tam dze nen Andrzéj… Ale òne same szłë. Òne sã naùczëłë. Ten pierszi rôz, to mie jesz pòmôgalë. Pózni to ju szło. A jô jesz kòl sąsada, dze taczé fëjné zbòżé rosło, te gãsë zatrzima a òne... Te kropë pò tim bëłë taczé… A cotka gôda: òne są tak najadłé! [Smiejemë sã, pòsobny rôz]. Czedë môłé gąsã mògło jic na wédã? Czej jemù zaczãłë pióra wërastac. Bëło taczé… òdlazłé. Pòmału w maju mógł je nëkac, bò to ju sã zelono zrobiło. I jaż do jeseni. Do wëbiéraniô bùlew. A czej jem miała ju sétmë lat – jem awansowa. Na dzewiãc lat. Do paseniô krów… I nowô historiô… Jô pòwinna pisac ksążkã. Naszô córka mie nawetkã diktafón kùpia. Jô chcã taczi prosti, że jak wësziwóm – pach! – nacësnã i to gôdô do mie, a to je taczé zwariowóné, cyfrowé, ni mògã so z tim pòradzëc… I tak chòdząc za gąskami, rzewnie sã rozpłakała, mając twôrz zalóną łzami, na swé gąsczi wòłała: Hùla, hùla, gąsczi mòje, hùla, hùla do domù, pòwiedza jem żôle swòje, nie pòwiédzta nikòmù. Òdjimk z archiwùm aùtora 19 lëdze Szkólny z Kaszëb w Biôłogardze W stëcznikù tegò rokù minãła trzëdzestô roczëzna smiercë Féliksa Lôsczi – zasłużonégò i përzna ju zabëtégò òrganizatora warkòwi szkòłowiznë na pôłniowëch „zemiach òdzwëskónëch”, bëtnika kampanii séwnikòwi 1939 rokù, dzejôrza, nôleżnika chòjnicczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniégò. Jegò białka Sztefaniô towarzëła jemù w warkòwi robòce i dożëła pózny staroscë, ùmarła w 2012 rokù. Òbòje czile lat robilë w Biôłogardze i dołożëlë sã do rozwiju szkòłowiznë w tim miesce, òsoblëwie w latach piãcdzesątëch ùszłégò wiekù. Kazimierz Jaruszewski Przësygelë so w Brusach Féliks Lôska (Laska) ùrodzył sã w 1911 rokù w Cësewiu k. Kôrsëna w kaszëbsczi familii Damiana i Joanë z domù Cieślińsczi. Czedë knôp miôł trzë lata, wëbuchła I swiatowô wòjna, chtërna wzãła mù òjca. Damión Lôska zdżinął w 1915 rokù, czej służił w prësczi armii. Félk dobrze sã ùcził, béł robòcy i pòsłëszny. Mëmka Joana radzëła mù, żebë òstôł szkólnym. W 1932 rokù bëniel skùńcził Seminarium dlô Szkólnëch w Tuchòlë, a pòtemù przeszedł roczny kùrs wòjskòwi w szkòle pòdchòrążëch w Grëdządzu. Robòtã pedagògiczną rozpòczął jakò szkólny kòntraktowi w Chòjnicach (czerownikã pòwszechny szkòłë béł wtenczas Stanisłôw Paprocczi, a pózni Czesłôw Wëcech). Pò trzech latach dostôł robòtã szkólnégò w Zelony Chòcënie kòle Lëpińców na Gòchach, a w 1937 rokù przenieslë gò do Łãga. Czedë robił w Zelony Chòcënie, czãsto jezdzył kòłã do Kònarzënów. Tam chòdzył za kùpiszã, tam téż pòznôł przińdną białkã. Sztefaniô Napiontek (ur. 1914 r.; pózni wastna Laskòwô) pòchôdała z Chòjnic (mëmka i tata mieszkalë kòl ùlëcë Strzelecczi), w 1933 rokù skùńczëła Seminarium dlô Szkólnëch w Bëdgòszczë, a trzë lata pózni òsta sczerowónô do robòtë w kònarzińsczi szkòle. Féliks i Sztefaniô Lôskòwie wzãlë 20 slub w kòscele pw. Wszësczich Swiãtëch w Brusach w 1938 rokù. Jich ùkòchónô córka Danuta przeżëła ledwò roczk, ùmarła na szarlach. W zélnikù 1939 rokù pòdpòrucznik rezerwë Féliks Lôska òstôł zmòbilizo wóny jakò dowódca plutonu w Batalionie Òbronë Nôrodowi „Czersk”. Zadaniã batalionu bëła òbrona rejonu Chòjnic na dzélu midzë Charzëkòwama a Chòjniczkama. 1 séwnika, w dzéń wëbùchù drëdżi swiatowi wòjnë, na tim terenie bëłë cãżczé biôtczi, zdżinãło wiele żôłnérzów z batalionu, w chtërnym służił pòdpòrucznik Lôska. Òn sóm przeżił biôtkòwé piekło i do 5 séwnika 1939 rokù kòmańdérowôł kómpanią, co szła w czerënkù Wisłë. W òkòlim Grëdządza dostôł sã do nie wòlë. Czas wòjnë przeżił w lagrach dlô pòjmańców, m.in. w òflagù XG Itzehoe (w Szlezwikù-Hòlsztënié) i òflagù VIB Doessel (w Westfalii). Pierszi wnożnicë warkòwi szkòłowiznë Pò zwòlnienim z pòjmańsczégò lagru zaczął òrganizowac pòlską szkòłã w Hann-Münden krótkò Getindżi. Do ti placówczi czerowóno dzôtczi (razã kòl szterësta) z pòlsczich familii wëwiozłëch na przëmùsowé robòtë do Niemców. W łżëkwiace 1946 rokù Féliks Lôska òstôł czerownikã repatriacyjnégò transpòrtu: do Pòlsczi wrócëło z nim kòle tësąca lëdzy, w tim dwasta dzecy. Wasta Féliks przez całi czas czuwôł nad jich bezpiekã. Pò tim jak wrócył z Niemców na pòczątkù maja 1946 rokù, spòtkôł sã z białką, chtërna od strëmiannika przeszłégò rokù òrganizowała szkòłã w Jarcewie (k. Chòjnic). Féliks, pò krótczim òdpòczinkù, wërësził do Człëchòwa, żebë tam, na zemiach òdzwëskónëch, przëgòtowac strukturë warkòwi szkòłowiznë. 22 zélnika 1946 rokù kùrator szkòłowégò òkrãgù w Szczecënie ùpòważnił Féliksa W ti ksążce (pòd red. Bògùsława Pòlaka) są krótëchné wiadła ò historie warkòwi szkòłowiznë i ò zasłëgach Féliksa i Sztefanie Lôsków. POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 lëdze Lôskã do òrganizowaniégò Pùbliczny Warkòwi Szkòłë Doksztôłcający w Człëchòwie. Rozpòczãcé zajãców bëło 9 séwnika tegò rokù, a przëczińcama ùtwòrzeniégò placówczi bëlë szkólny: Józef Szëmczôk, Józef Berent, Bernat Jeżewsczi i Kazmiérz Mróz. Pierszim direktorã szkòłë òstôł Féliks Lôska, a czerownikã warsztatów Kónstanti Wierzbicczi. Czãsc mébli placówczi pòchôdała z lagru dlô pòjmańców w miastkù Czôrné. Òd 1947 rokù Féliks i Sztefaniô Lôskòwie robilë ju razã w Człëchòwie, baro aktiwno dzejalë téż na rzecz spòłecznégò i kùlturalnégò rozwiju tegò przëwróconégò òjczëznie gardu. W 1949 rokù pòwòłóny òstôł Centralny Ùrząd Warkòwi Szkòłowiznë, chtëren pòłącził dzejania pòwiązóné z twòrzenim nowëch jednostków ksztôłcącëch przińdnëch techników i absolweńtów warkòwëch szkòłów. Zmianë òrganizacyjné w szkòłowiznie òbjimnãłë téż Westrzédné Pòmòrze. W 1950 rokù Lôskòwie òstalë przeniosłi służbòwò do Biôłogardu, gdze bëłë Pùblicznô Strzédnô Warkòwô Szkòła i Państwòwé Liceùm Mechaniczné. Direktor tëch szkòłów Léón Rak, przińdnik warkòwi szkòłowiznë na tim terenie, òstôł sczerowóny do robòtë w Słëpskù, a na jegò plac szkòłowé wëszëznë pòwòłałë Féliksa Lôskã. Wcyg są w pamiãcë Féliks Lôska òstôł direktorã biôłogardzczi placówczi (złożony wtenczas ju z trzech zakładów szkòłowëch), a jegò białka Sztefaniô direktorką warkòwi szkòłë, ùtwòrzony w 1951 rokù. Czerownikã warsztatów i wëchòwawcą w internace òstôł Kazmiérz Jón Jaruszewsczi z Tuchòlë (pózni wielelatny direktor szkòłë w zakładze pòprawczim w Chòjnicach). Féliks Lôska pòznôł gò w Człëchòwie, dokądka trafił ten „swiéżo ùpiekłi” absolweńt Liceùm Pedagògicznégò w Tuchòlë. Kazmiérz Jaruszewsczi tak wspòminô wëdarzenia sprzed 64 lat: Féliks Lôska, czedë pòstrzégł, że móm kwalifikacje, żebë ùczëc w czerënkù drzewnym i do te móm diplóm méstra, zabédowôł mie, żebësmë razã przenieslë sã do Biôłogardu, gdze òn miôł òstac direktorã szkòłë. Za zgòdą szkòłowëch wëszëznów zaczął jem pierszą robòtã pedagògiczną w nym miesce. Mòją POMERANIA GÒDNIK 2014 pòdwëższą bëła wastna Sztefaniô Lôskòwô, òsoba baro kònkretnô i rësznô. Wastã Féliksa wspòminóm jakò dobrégò òrganizatora i żëczlëwégò człowieka. Ùcził sã przed wòjną w Tuchòlë i znôł wiele òsób, chtërne jô téż pamiãtóm. Roczné bëcé w Biôłogardze wspòminóm baro dobrze, pózni dostôł jem nôkôz robòtë do Kòszalëna, a pòtemù do Słôwna. Lôskòwie mieszkelë w Biôłogardze krótkò szkòłë. Robòta z młodzëzną bëła jich pòwòłanim. Òbòje bëlë bëlnyma pedagògama, chtërny łączëlë pózni zajãca w szkòle z wëpełniwanim òbòwiązków wizytatorów w Òkrãgòwi Direkcji Warkòwi Szkòłowiznë w Kò szalënie. Dzãka dbałoscë direkcji i grona pedagògicznégò, biôłogardzkô placówka dinamiczno sã rozwijała, wprowadzono nowé specjalizacje, m.in.: radiotechnikã i telewizjã, elektronikã czë miernictwò elektriczné. Ùczniów bëło corôz wiãcy, w rokù szkòłowim 1964/1965 ksztôłcëło sã jich jaż 1742 (rekòrdowô lëczba w dzejach szkòłë). Wëżëna szkòłë zbùdowónô przez direktorów F. Lôskã i, pózni, Jarosława Diberã wcyg przënosziwô w òkòlim snôżé brzadë; òd 2003 rokù placówka fónkcjonëje pòd pòzwą Zespół Strzédnëch Szkòłów i mô dobré wëniczi. Charzikòwskô ùlëca Fiołków Lôskòwie, czej bëlë wiele lat direktorama òswiatowëch institucji, dbelë ò wespółrobòtã z lëdzama kùlturë (wiele gòscënów, m.jin. aktorów z Warszawë w Biôłogardze), spòrtu, ale téż z wòjskã. Òficerã, ùszłim profesorã Wòjskòwi Techniczny Akademii je (za swòjégò wzãti) syn Lôsków. Czej skùńczëlë warkòwą robòtã na Wëstrzédnym Pòmòrzu, Lôskòwie wrócëlë do Chòjnic. Niedługò pòtemù, w 1973 rokù, zamieszkalë przë ùlëcë Fiołków w Charzëkòwach. 28 zélnika 1939 rokù, przë rozstanim, żeniałi przërzeklë so, że spòtkają sã henë w tim pòdchòjnicczim, malownym môlu. W Charzëkòwach wastna Sztefaniô wcyg bëła baro aktiwnô w żëcym spòłecznym i kùlturalnym, m.jin. w Klubie Seniora. A ji chłop Féliks, jak òpòwiôdała 1 lëpińca 2011 rokù, angażowôł sã w robòtã szkólnëch emeritów przë Związkù Szkòlnictwa Pòlsczégò, baro lubił téż sadac w céni lëpë przë chëczë i spisywôł wspòmnienia. Féliks Lôska ùmarł, czej miôł 72 lata, 14 stëcznika 1984 rokù w Charzëkòwach i tam leżi na smãtôrzu. Sztefaniô Lôska żëła 98 lat. To bëło dopiérkù, czej më jã pòżegnalë, ju baro schòrowóną i òd czile lat leżącą w łóżkù. Spią razã z ùkòchónym chłopã w jedny mògile. Wôrt wspòmnąc zasłudżi òbòje szkólnëch, chtërny wëszlë z kaszëbsczich familii, i przeszło dwadzesce lat òddelë warkòwi szkòłowiznie na Westrzédnym Pòmòrzu. Tłómaczëła Dorota Wilczewskô òdj. K. Jaruszewsczi 21 Z POŁUDNIA Jarmarczne reklamy KAZIMIERZ OSTROWSKI W czasach PRL-owskich nasze miasta pełne były natrętnej buńczucznych i ogłupiających sloganów pojawiły się inne propagandy. Mam kilka zdjęć z Chojnic z ulicznymi hasła- tablice i płachty, nazywane dziś modnie – banery, słowem wszelkiego typu reklamy. mi, oto niektóre z nich: „Imię Najpierw z pewną taką niei dzieło Lenina będą żyć wieczWielkoformatowa oferta prywatnej śmiałością, jakby z niedowienie”, „Umacniajmy władzę lukliniki sąsiaduje z artystyczną wizją rzaniem, że już wolno, potem dową – podstawową zdobycz naszego narodu”, „Uchwały wyrobów masarskich, a reklama coraz gęstsze i coraz większe, V Zjazdu PZPR programem lokalnej drukarni idzie o lepsze wielkie i coraz bardziej pstrokate. Prawdziwe transparenty poprawy warunków bytu luz zachętą gabinetu odnowy kapitalizmu. dzi pracy i rozwoju Polski”. biologicznej. Kakofonia kolorów, No cóż, reklama dźwiTo ostatnie znajdowało się w zakładowym ośrodku wykształtów i treści, a im więcej gnią handlu. To przykazanie poczynkowym w Charzykoi chaotyczniej, tym bardziej obojętnie wpajano dawniej młodzieży przygotowującej się do kuwach, widocznie ludzie nawet przemyka po nich wzrok. pieckiego zawodu, myślę, że na plaży mieli pamiętać, kto i teraz nie jest obce uczniom się o nich troszczy. W moim mieście, tak jak w całej Polsce, dużo się zmie- techników i zawodówek. Nie wiem jednak, czy we współczeniło w minionych dwudziestu pięciu latach. Socjalistyczne snych szkołach wykładają sztukę reklamy. Miałem niegdyś hasła nie tylko znikły, lecz zostały dawno zapomniane. Ale w ręku uczniowskie zeszyty z przedwojennego gimnazjum jak wiadomo, natura nie znosi próżni. W miejsce tamtych kupieckiego, te do przedmiotu „reklama” naprawdę robiły Jôrmarkòwé rozgłosë W czasach PRL-owsczich naje miasta fùl bëłë ùprzikrzony propagandë. Móm jô czile òdjimków Chòjniców z zéwiszczama z ùliców, hewò pôrã z nich: „Imię i dzieło Lenina będą żyć wiecznie”, „Umacniajmy władzę ludową – podstawową zdobycz naszego narodu”, „Uchwały V Zjazdu PZPR programem poprawy warunków bytu ludzi pracy i rozwoju Polski”. To slédné bëło w zakładnym centrum wëpòczinkòwim w Charzëkòwach, widoczno lëdze nawetka na plażë ni mòglë miec zabëté ò tim, chto ò nich dbô. W mòjim miesce, tak jak w całi Pòlsce, wiele sã zmieniło w ùszłëch dwadzesce piãc latach. Socjalisticzné hasła nié le zdżinãłë, ale i òstałë dôwno zabëté. Le jak je wiedzec, nôtëra nie lëdô pùstoscë. W môl taczich zadzérnëch i ògłëpiałëch sloganów pòkazałë sã jinszé tôblëce i płachtë, chtërne dzysô módno nazéwô sã – banerë, jednym słowã wszëlejaczégò 22 zortu rozgłosë, reklamë. Nôprzód z niesmiałoscą, jakbë z niedowierzanim, że ju je mòżna, pò tim corôz gãstszé, wiôldżé i corôz barżi bestré. Prôwdzëwé transpareńtë kapitalizmù. Cëż mòżna bë rzec? – „reklama dźwignią handlu”. To przëkôzanié dôwni mielë wmówioné młodzëznie przërëchtowùjący sã do kùpiecczégò fachù, mëszlã, że i terô nie je cëzé ùcznióm technicznëch i zawòdowëch szkòłów. Nie wiém równak, czë w dzysôdniowëch szkòłach ùczą reklamòwégò kùńsztu. Miôł jem czëdes w rãce ùczniowsczi zesziwk z przedwòjnowégò gimnazjum kùpiecczégò, ë béł jô pòd prôwdzëwim doznanim tëch òd reklamë! Bëłobë piãkno, cobë terô wëtwórcë rozgłosowëch tôblëców ë szildów pòznalë sã z elementarnyma prawidłama esteticzi i òprzestalë zasmiecac òglową rëmnotã jazgòtlëwima brzôdama swégò taleńtu ë fantazji. POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 Z PÔŁNIA wrażenie! Byłoby dobrze, aby także dzisiejsi wytwórcy reklamowych tablic i szyldów zapoznali się z elementarnymi zasadami estetyki i przestali zaśmiecać przestrzeń publiczną krzykliwymi owocami swego talentu i fantazji. Inna rzecz, że panuje w tych sprawach zupełna samowola, nikt nie opiniuje ani estetycznej wartości reklam, ani miejsca ich umieszczania. Każdemu wolno je stawiać i wieszać wszędzie, w dowolnej formie i nieograniczonej ilości. Wielkoformatowa oferta prywatnej kliniki sąsiaduje z artystyczną wizją wyrobów masarskich, a reklama lokalnej drukarni idzie o lepsze z zachętą gabinetu odnowy biologicznej. Kakofonia kolorów, kształtów i treści, a im więcej i chaotyczniej, tym bardziej obojętnie przemyka po nich wzrok. Tak jak bzdurne hasła o zdobyczach socjalizmu nie przekonywały ludzi, lecz denerwowały, tak i nadmiar reklam daje skutek odwrotny od oczekiwanego. To wszystko, co obserwuję w moim otoczeniu, widać w większości naszych miast i miasteczek, bo tylko nieliczni włodarze są wrażliwi na ład w przestrzeni. Rozeszła się niedawno wiadomość, że miarka przebrała się w Krakowie; władze tego miasta wypowiedziały wojnę byle jakim szyldom i reklamom, przede wszystkim w obrębie zabytkowego centrum. Śladem królewskiego Krakowa idzie Gdańsk i to bardzo cieszy. Gdyby tak jeszcze ktoś zapanował nad reklamowym chaosem i brzydotą w naszych kaszubskich miasteczkach i wioskach... Dość jednak narzekania. Skoro mowa o urządzaniu przestrzeni, w której żyjemy na co dzień, to chyba nikt nie zaprzeczy, że nastąpiły tu wielkie zmiany na lepsze. Jeszcze kilkanaście lat wstecz z zazdrością patrzyliśmy na uporządkowane Jinaczi sã rzecz mô, jeżlë jidze ò to, że panëje w tëch sprawach dëcht rozwòlnosc, nicht nie òpiniëje ani esteticzny wôrtoscë reklamë, ani môla, w jaczim je. Kòżdémù wòlno je stawiac ë wieszac dëcht wszëtkò, dëcht wszãdze w nieòbjimnëch jiloscach. Wiôlgòfòrmatowô òferta priwatny kliniczi sąsadëje z artisticznym widzenim wërobów masarsczich, a reklama lokalny drëkarni jidze ò lepszé z zachãtą gabinetu biologiczny òdnowë. Kakòfòniô farwów, ksztôłtów ë trescë, a czim wicy je tegò niepòrządkù, tim równo na wszëtkò przechôdô pò nich zdrok. Tak jak idioticzné hasła ò zdobëczach socjalizmù nie przëkònałë lëdzy, le miałë jich rozdrażnioné, tak i zbiwnota reklamów dôwô czësto òpaczny skùtk òd spòdzałégò. To wszëtkò, co jô móm widzóné wkół se, òbaczëc mòżna w wikszoscë najich miastów i miasteczków, bò le niechtërny włodôrze są ùwôżny na pòrządk wkół se. Dało sã czëc dëcht niedôwno, że to wszëtkò je ju za dalek zaszłé w Krakòwie. Wëszëznë tegò môla wëdałë wòjnã bële jaczim szildóm i reklamóm, przede wszëtczim w bliskòscë zabëtkòwégò centrum. Szlachã królewsczégò Krakòwa jidze terô Gduńsk i to baro mie sã widzy. Jeżlë tak jesz chtos jinszi miôłbë mòc POMERANIA GÒDNIK 2014 w każdym calu wioski w zachodnich krajach, na pobocza dróg wykoszone jak angielski trawnik, na białe krawężniki w austriackich miasteczkach i ukwiecone balkony bawarskich domów. Tam było ładnie, u nas niekoniecznie. Nie wiem, czy to wpływ zachodnich wzorców, czy mentalnej ewolucji naszego społeczeństwa, lecz dziś widać, jak wypiękniały liczne miejscowości na Kaszubach i Kociewiu. Mieszkamy w ładniejszych domach (a wciąż rosną nowe), wokół nich zieleń i drzewa, choć warto zapytać, czemu egzotyczne iglaki prawie zupełnie wyparły nasze rodzime jaśminy, kaliny i lipy? Coraz rzadszy jest widok walącej się szopy i sterty obornika na podwórzu przy głównej wiejskiej ulicy. Tylko te reklamy – co jedna, to większa! R E K L A M A UCZ SIĘ ONLINE www.skarbnicakaszubska.pl zapanowac nad niepòrządkã i brzëdotą w najich kaszëbsczich miasteczkach i wsach... Dosc równak jisceniô sã. Żelë jidze ò òrganizacjã przestrzeni, w chtërny żëjemë na co dzéń, to wierã nicht ni mòże zaprzeczëc, że nastałë tuwò wiôldżé zmianë na lepszé. Jesz pôrãnôsce lat temù z zôzdroscą zdrzelë jesmë na ùłożné w kòżdim côlu wiosczi w zôchòdnëch krajach, na pòbòcza dargów wekòszoné jak angelskô pażëca, na biôłé nórtowniczi w aùstriacczich miasteczkach i ùstrojoné kwiatama balkonë bawarsczich chëczów. Tam bëło snôżo, ù naju niekònieczno. Nie wiém, czë to nacësk spòlëznë, le dzys móm widzóné, jak wëpiãkniało wiele môlów na Kaszëbach i Kòcewiô. Mieszkómë w szëkòwnëch bùdinkach (a wcyg roscą nowé), wkół nich je zelono i są drzewa, chòc wôrt je zapëtac, czemù egzoticzné jiglënowé drzéwiãta i krzôczi dëcht wëparłë naje jasminë, kalënë ë lëpë? Corôz mni mòżna òbôczëc walącé sã szopë i kùpice gnoju na pòdwórzim przë główny wiejsczi ùlicë. Le te reklamë – co jedna, to wiãkszô! Tłómaczëła Ana Różk (z d. Bartkòwskô) 23 GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH Świat woli być oszukiwany... STANISŁAW SALMONOWICZ Jeżeli żyjemy w spokoju, a nawet w nieco nudnym samozadowoleniu, to nie lubimy, gdy ktoś chce nas z miłej drzemki brutalnie budzić. Już mistrz greckich tragedii Sofokles (V wiek p.n.e.) ostrzegał, że „nikt nie lubi zwiastuna złych nowin”. Wiadomości, które są nam przykre czy niewygodne, staramy się po prostu ignorować, nie przyjmujemy ich do wiadomości, a autora takich nowin, w ten czy inny sposób, będziemy dezawuować, dowodzić, że nie ma racji, że jest źle poinformowany, że przesadza, a może jest na czyimś (zawsze obcym!) żołdzie? Stąd już w starożytnym Rzymie powstała, nieznanego autora, pesymistyczna paremia, która po łacinie brzmi tak: „Mundus vult decipi, ergo decipiatur!”, co w przekładzie polskim brzmi tak: Świat chce być oszukiwany, więc go oszukujmy! Ukazała się książka głośnego przed wojną dziennikarza i pisarza arcykrakowskiego, Zygmunta Nowakowskiego, zawierająca jego reportaże z Niemiec w pierwszych miesiącach rządów Adolfa Hitlera. Nim jednak parę słów o tej książce, chciałbym wskazać na kilku przykładach, że problem niechęci takich czy innych kół wpływowych do przyjmowania do wiadomości informacji złowrogich, wymagających od nich jakichś trudnych decyzji, jest problemem odwiecznym. Przykład pierwszy to 24 właśnie ustosunkowanie się do narodowego socjalizmu, do jego ideologii, do postaci Hitlera. Można było czytać bez trudu jego dzieło Mein Kampf, a przecież jasno w nim wyłożył gros koncepcji, które zbrodniczo będzie realizować III Rzesza Niemiecka. Czytano i zwracano głównie uwagę na mierny styl autora, banalne analizy. Hitler przecież głosił bez osłonek, że Niemcom potrzebne są rządy twarde, realizujące program nacjonalizmu niemieckiego, eliminujące Żydów z życia Niemiec, pogardzające także Słowianami, demokracją, religiami, a obiecywał odrzucenie przez Niemcy skutków traktatu wersalskiego i marsz Niemiec ku potędze w Europie. Za tymi słowami szły pierwsze czyny – naprzód liczne akty gwałtów już w okresie przed formalnym objęciem władzy w Niemczech przez Hilera, kolejne łamanie takich czy innych obietnic oraz nadal obowiązującego prawa, aż po pierwsze działania totalitarnego państwa, budowanego na eliminacji zasad praworządności, likwidacji wszelkich form opozycji, oraz pierwsze, także już prawne akty skierowane przeciw licznej populacji Żydów niemieckich. O owych planach i działaniach pisano, co za chwilę przypomnę, ale nie wywarły owe ostrzeżenia jakiegokolwiek wpływu na politykę głównych mocarstw europejskich wobec Niemiec w latach 1933–1938. Zakończyło to haniebne porozumienie z Hitlerem w Monachium w 1938 r. Liczono na to, że „kanclerz” Hitler nie będzie tak agresywny, jak szef partii z prowincjonalnego Monachium, chciano wierzyć tylko w to, co było zachętą do niepodejmowania żadnych decyzji. Warto też dodać podobny przykład: w czasie II wojny światowej mocarstwa zachodnie na czele ze Stanami Zjednoczonymi, kierując się krótkowzroczną polityką, zamykały oczy na rzeczywistość sowiecką, przecież dobrze rozpoznaną, na realny obraz polityki zagranicznej Stalina. Potrafiono, bez żadnego właściwie żalu, oddać Stalinowi całą niemal Europę środkowo-wschodnią, a nie brakło przecież w tym czasie ostrzeżeń poważnych, nie tylko ze strony polskiej, przed polityką ustępstw wobec Stalina. Na próżno. Dziś kiedy mogliśmy obserwować niejasną, chaotyczną, zawsze spóźnioną reakcję świata zachodniego wobec spraw Ukrainy, znów widzimy ten sam mechanizm zamykania oczu na rzeczywistość, wybierania rozwiązań połowicznych, możliwie nic nie kosztujących. Zygmunt Nowakowski przebywał w Niemczech pod rządami Hitlera tylko kilka tygodni w marcu 1933 r. Hitler był wówczas dopiero we wstępnym stadium konsolidowania swej władzy totalitarnej. Dla bystrego obserwatora, dobrze znającego zarówno niemieckie stosunki, niemiecką historię, niemiecką mentalność, rządową propagandę, jak i wypowiedzi opozycjonistów, obraz rzeczywistości był podatny na rozszyfrowanie dramatu Niemiec, który miał się stać dramatem Europy. Takim POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 gawędy o ludziach i książkach bystrym obserwatorem okazał się niewątpliwie Nowakowski, który dostrzegał to wszystko, co narodowy socjalizm już wprowadzał w życie – etapami – na ulicach niemieckich miast. Zygmunt Nowakowski opisuje z nerwem rasowego reportera, dla którego poszczególne sceny czy sytuacje stają się uchwytnymi symbolami większej całości, symbolami przemian rzeczywistości niemieckiej, owe „Fakelzugi”, pochody z pochodniami co wieczór, a w istocie marsze bojowe SA i SS, owe, początkowo jakby jeszcze marginesowe, spontaniczne, napady, gwałty, rabunki czy niszczenie mienia żydowskiego. Do tego w różnych sytuacjach groźne postawy tłumu, raczej motłochu, gromadzonego przez narodowych socjalistów w ciągłym dążeniu do opanowania propagandowego, ujednolicenia w ten sposób reakcji niemieckiego społeczeństwa i to, jeżeli nie pozytywną propagandą, to rosnącym, pozornie jeszcze dość łagodnym (!), ale widocznym i efektywnym terrorem ulicy, miejsca pracy, kina czy restauracji, życia politycznego. Nowakowski, choć jak sam podkreśla, nigdy filosemitą nie był, jednak ukazał rzetelnie i z ponurymi perspektywami obraz rysującej się już od pierwszych dni rządów Hitlera zagłady ludności żydowskiej w Niemczech. Widział w pełni rolę propagandową i praktyczną (także ekonomiczną) sprawy walki z Żydami w ideologii III Rzeszy i rozmiary dyskryminacji, szerzonej pogardy, gwałtów wobec Żydów, choć jeszcze ówcześnie, siłą rzeczy nie wyobrażał sobie, by posunęła się ostatecznie III Rzesza do akcji globalnej fizycznej eksterminacji tej ludności. Mniej jasne były dlań plany Hitlera co do zagranicy, ale to zrozumiałe, Hitler na razie bowiem „porządkował” sprawy niemieckie i starał się chwilowo wobec Europy głosić pokojowe tendencje. Trudno zacytować wiele spostrzeżeń Nowakowskiego, jego głębokich obserwacji. W marcu 1933 r., kiedy system niemieckich obozów koncentracyjnych był dopiero w zarodku, o najstarszym z nich, w Dachau, napisał tak: „pierwszy obóz dla więźniów politycznych obliczono od razu na 5000 lokatorów. Oczywiście to tylko prowizorium. W projekcie jest budowa olbrzymiej centrali o rozmiarach całych Niemiec” (s. 138). Ukazując budowę nowego systemu rządów POMERANIA GÒDNIK 2014 w Niemczech, wskazywał także na słabość społeczeństwa niemieckiego, które z entuzjazmem bądź z bojaźni, ale bez oporu, przyjmowało wszelkie zadziwiające decyzje i praktyki. Zauważył również, że niektórzy bystrzy polscy dyplomaci w Niemczech już wówczas widzieli analogie między rządami III Rzeszy a Rosją sowiecką, choć nie używali terminu „dwa państwa totalitarne”, ale to w istocie mieli na myśli. O samym Hitlerze Nowakowski napisał wiele interesujących uwag. Charyzma Hitlera i jego umiejętność panowania nad tłumami siłą słowa zostały ukazane. W przeciwieństwie do wielu ówczesnych obserwatorów, którzy nieraz lekceważyli czy nawet ośmieszali osobowość Hitlera, Nowakowski widział w nim groźnego czarodzieja, swego rodzaju szczurołapa niemieckiego, za którym idzie ślepo, w rytm fanfar i bębnów, cały naród niemiecki. Na s. 105 jednoznacznie podsumował swoje wrażenia: „Jeżeli idzie o przywiezienie rzeczy wesołych, to podróż moja skończyła się kompletnym fiaskiem”. Wbrew pozorom nie brakowało w Polsce i innych wypowiedzi pełnych ostrzeżeń. Antoni Sobański, wnikliwy dyplomata, napisał wiele cennych uwag (jego książkę wznowił także Tomasz Szarota: A. Sobański, Cywil w Berlinie, Warszawa 2006). Mógłbym tu także przypomnieć innego dziennikarza polskiego, A. Malatyńskiego (autora publikacji pt. Niemcy pod znakiem Hitlera, Warszawa 1933), który wyrażał pogląd, że Niemcy znów zaskoczą Europę. W Polsce jednak, może pod wpływem zawarcia paktu o nieagresji z Niemcami, opinia publiczna raczej odzwierciedlała pozorną poprawę stosunków polsko-niemieckich w latach 1934–1937. Nie inaczej było w bogatych krajach zachodnich, które także skłonne były wszelkie ostrzeżenia przemilczać, dyskredytować. Nie brakowało jednak poważnych ostrzeżeń. Dziennikarz amerykański, działający przez lata w Berlinie, Edgar R. Mowrer, w 1933 r. opublikował książkę, którą można określić jako znakomite dopełnienie reportaży Nowakowskiego. Przełożona została na język polski już w 1934 r. pt. Niemcy cofają wskazówki zegara. Niezwykłe były perypetie niemieckiego lewicowego dziennikarza, który od lat specjalizował się w atakowaniu niemieckich tradycji militarnych i demaskował naruszanie klauzuli demilitaryzacyjnych narzuconych Niemcom przez traktat wersalski. Berthold Jacob, po ucieczce z Niemiec, napisał w końcu 1936 r. książkę o niemieckich planach i przygotowaniach do ekspansji w Europie. Ukazała się w Polsce już w 1937 r. pt. Nowa armia niemiecka i jej wodzowie. Informacje tajne Jacoba były bardzo precyzyjne, wywołały w Berlinie wściekłość, więc zuchwale porwano go w Szwajcarii i wywieziono do Niemiec. Rozgłos jednak tej operacji w skali światowej, a zwłaszcza ostra interwencja rządu szwajcarskiego spowodowały jedyny właściwie taki przykład w polityce III Rzeszy: Jacoba uwolniono, mgliście rzecz całą tłumacząc... Dwóch innych wybitnych Niemców ostrzegało Europę. Jednym był głośny liberalny pedagog, Fryderyk Wilhelm Foerster, drugim konserwatywno-nacjonalistyczny polityk niemiecki, ale i gdańszczanin, Hermann Rauschning, który walcząc o swobody Gdańska, daleki jednak okazał się od idei wywołania nowej wojny w Europie. Zrywając z Hitlerem, który miał do niego zaufanie, ogłosił kilka publikacji demaskujących ideologię i plany agresywne narodowego socjalizmu. W Polsce drugie, rozszerzone wydanie jego książki pt. Rewolucja nihilizmu, ukazało się jednak już tylko na kilka miesięcy przed wrześniem 1939 r. Natomiast Foerster, niemiecki liberał i demokrata, był „od zawsze” wrogiem niemieckiego nacjonalizmu i militaryzmu. Jego książka po niemiecku ukazała się w szwajcarskiej Lucernie w 1937 r., a niepełny polski przekład tego dzieła pt. Niemcy a Europa ukazał się w 1939 r. Foerster przeprowadził w swej książce generalny rozrachunek z historią Niemiec, której wedle niego ponurym ukoronowaniem będzie III Rzesza Hitlera. Napisana z ogromną pasją moralną (do dziś w Niemczech raczej przemilczana) książka Foerstera, podobnie jak i inne wspomniane publikacje, nie wywarła wpływu na polityków, była w tym sensie daremną... Z. Nowakowski, Za zamkniętymi drzwiami. Reportaże z Niemiec 1933, podał do druku, przedmową i przypisami opatrzył Tomasz Szarota, Bellona, Warszawa 2014. 25 gòspòdarka Kòléj nié leno na latawiskò W slédnëch tidzeniach głosno sã zrobiło ò Pòmòrsczi Metropòlitalny Banie. Tim razã rozgłos miôł przirodã we wiôldżi mierze negatiwną. Inwesticjô realizowónô przez samòrządzënã pòmòrsczégò wòjewództwa stała sã témą m.jin. samòrządzënowi welowny kampanii. Wedle pòzdrzatkù niechtërnëch pòlitików inwesticjô ta je niedoprôcowónô, pòjawiłë sã nawetka głosë, że nowô banowô liniô nie mdze przënôleżno służëc pasażéróm. Wskôzywelë téż zanadto môłą przewidiwóną czãstotlëwòsc jeżdżeniô cugów, niesygającą wielënã przejazdów w stronã Gdini, a nawetka béł przékòwóny cwëk sami bùdacji, tec z centrum Gduńska do latawiska w Rãbiechòwie chùtczi mòże dojachac aùtołã. Sławomir Lewandowski Szlachã dôwny kòkòszkòwsczi kòlejë Czedë 28 lëpińca 1909 rokù prësczi parlament ùchwôlił ùstôw ò wëbù dow anim wnetka 20-kilométrowi banowi linii z Gduńska Wrzészcza do Stôri Piłë przez Brãtowò, Kôłpink, Kòkòszczi i Lezno – linii, chtërna dała pòdskôcënk terôczasnym projektantóm i bëła przëczinkã do bùdowë Pòmòrsczi Metropòlitalny Banë – bôczënk béł dôwóny przede wszëtczim na to, cobë skòmùnikòwac Gduńsk z òkòlnyma môlëznama. Pierszé banë z Gduńska do Kartuz przez Stôrą Piłã pòjachałë 1 maja 1914 rokù. Tur szedł z Wrzészcza dargòwiszczama i wiaduktama nad dzysdniowima szaséjama Grunwaldzką, Wita Stwòsza, Pòlanczi, Słowacczégò i przez Dólné Migòwò, biegnącë dali w stronã Kôłpinka i Kòkòszków. Sztreczi przebiégałë przez mòrenowé grzëpë, na niechtërnëch òdcynkach cudżi pòkònywałë rozjinaczenié wznieseniów wikszé nawetka jak 100 métrów – to są paramétrë tipiczné dlô pòdgórsczi banë. Ò wiédzë i doprzińdzeniach nenczasnëch inżiniérów, òkróm zuchterno wëticzony trasë, swiôdczi téż wëbùdowónô kòlejowô infrastruktura. Wiaduktë, po jaczich jezdzëłë banë, mògłë zadzëwic swòją snôżotą i fùnkcjonalnoscą. Trud 26 Perón Pòmòrsczi Metropòlitalny Banë we Wrzészczu POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 gòspòdarka i stara inżiniérów a bùdowników sprzed 100 lat miałë na célu rozwij kòlejë i miałë ùletczëc pasażérną kòmùnikacjã pòmidzë Gduńskã a pòòstałima òbéńda ma Kaszub. Tim samim célã czerëją sã téż dzysdniowi bùdownicë Pòmòrsczi Metropòlitalny Banë, chtërna dzélowò jidze szlachã dôwny kòkòszkòwsczi kòlejë. Tec przédnym założenim je bùdacjô nowégò banowégò kòrëtarza z Gduńska do Kartuz i Koscérznë i dali – z Kòscérznë do Lëpùsza i Bëtowa. Téż z nëch przëczënów czile lat przódë zaczãlë rewitalizacjã dôwny wãglowi magistralë – linii numer 201. Dzãka temù cudżi mògą dzys pòrëszac sã tam chùtczi i bezpieczni. Rewitalizacjô przewidiwała téż zmòdernizowanié banowiszczów i – wedle mòżebnoscë – pòòstałi banofòwi infrastrukturë. Banowi kòrëtôrz Jô nadczidnął, że liniô Pòmòrsczi Me tropòlitalny Banë przebiégô dzélowò po òdcynkù sztreczi wëbùdowóny w 1914 rokù linii Gduńsk Wrzészcz – Stôrô Piła. Dzélowò, bò rozsądzającë ò realizacji ny inwesticji, ùdbelë so miec na bôczënkù jawerné brëkùnczi dzysdniowi aglomeracji, a wic chùtczé i bezkòlizyjné połączenié Lotniczégò Pòrtu m. Lecha Wałãsë z centrum Gduńska. Tak tej zamiast òdbùdowac całi szlach do Stôri Piłë, za banowiszczã Kôłpink wëticzonô òsta nowô trasa biegnącô przez Matarniã i Firogã w stronã gduńsczégò latawiska i dopiérze za lotniczim pòrtã sztreczi rozgajdają sã kù dzysdniowi linii numer 201 do Koscérznë i do Gdini. Na nen ôrt ùdało sã stwòrzëc banowi kòrëtôrz, parłãczącë pò drodze czile wcyg rozwijającëch sã dzélniców Gduńska i latawiskò w Rãbiechòwie, jaczé wierã òdprawi latos rekòrdné 3 miliónë pasażérów. Epòkòwô inwesticjô Wëkònónô je ju wicy jak pòłowa ro bòtów przë bùdacji Pòmòrsczi Me tropòlitalny Banë. Fertich je wikszosc wiaduktów, ùkłôdóné są sztreczi, bù dowóné są charakteristiczné czerwioné pòżdówkòwé wiatë. Na niechtërnëch òdcynkach mòże nawetka òbaczëc na sztrekach techniczné cudżi, jaczé bierzą ùdzél w sztrekòwëch robòtach. POMERANIA GÒDNIK 2014 Robòtë w Pieckach-Migòwie W rujanie dwasztrekòwô liniô Pò mòrsczi Metropòlitalny Banë z Wrzész cza do Òsowi dostała òficjalny numer – 248, a łącznica pòmidzë liniama nu mer 248 i numer 201 (Gdiniô – Kòscé rzna), zagwësniwającô wëjôzd z czerën kù Gduńska w stronã Kòscérznë, dostała numer 253. Ùmëslony czas òddaniô linii do ùżëtkù to 1 séwnika 2015 ro kù. Czë negò dnia rëch na nowi kò lejowi linii Pòmòrzô rëszi rãdo? Drãgò to równoznaczënkòwò scwierdzëc, bò ta 20-kilométrowô trasa je wpar łãczonô w nadczidłą liniã numer 201, a téż dalekbieżną liniã E 65 rzeszącą m.jin. Gduńsk z Gdinią. Wëmôgô to przënôleżnëc h dogôdën ków z Pòlsczima Państwòwima Kòlejama, mającëch na célu wzôjné ùzgòdnienié rëchù banów. Z ny przëczënë pierszé tidzenie, a mòże nawetka miesące mdą mijałë w leżnoscach dopasowiwaniô sã, przede wszëtczim w zasygù czãstotlëwòscë kùrsowaniô cugów Pòmòrsczi Metropòlitalny Banë. Wôżnym rësznikã w ùłożenim slédnégò ju rozłożënkù jazdë mdze téż zajinteresowanié nią ze stronë pasażérów i ji skòmùnikòwanié z jinymi strzódkama gardowégò transpòrtu. Niezanôleżno òd jaczich le jiwrów, bùdacjô Pòmòrsczi Metropòlitalny Banë to epòkòwô inwesticjô, na mia rã bùdowë Chùtczi Gardowi Banë w latach 50. XX stalatégò. Wnenczas téż béł przékòwóny cwëk bùdowaniô kòlejowégò sparłãczeniô pòmidzë Gduńskã a Gdinią. Dzysdnia nicht nie wëòbrôżô so Trójgardu bez Chùtczi Gardowi Banë. Za czile, czilenôsce lat w juwerny spòsób mdzemë gadac ò Pòmòrsczi Metropòlitalny Banie. Tłómaczëła Hana Makùrôt Òdjimczi S. Lewandowsczi 27 zéńdzenia dlô piszącëch pò kaszëbskù Piselë i rozprôwielë W dniach 25 i 26 rujana latoségò rokù w Tëchómiu kòl Bëtowa òdbëłë sã warkòwnie dlô piszącëch pò kaszëbskù. To ju szósti rôz na rôczbã najégò miesãcznika i Òglowégò Zarządu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô òdpòwiedzelë ti, co chcą pòznawac krëjamnotë kaszëbiznë i warkù gazétnika. Na zôczątkù zéńdzeniô w tëchómsczim Centrum Midzënôrodnëch Pòtkaniów ùczãstnicë pòtkelë sã z Kazmierzã Òstrowsczim – wielelatnym gazétnikã, pùblicystą, regionalnym dzejôrzã sparłãczonym òsoblëwie z Chònicama. Pózni bëtnicë jachelë pòzebrac materiałë i przërëchtowac sã do napisaniô krótczégò repòrtażu. Westrzód témów, jaczé mielë dlô nich przëszëkòwóné òrganizatorzë, bëło m.jin. dzejanié Klémãsa Lemana z Piôszna, chtëren zbùdowôł wëzdrzatkòwą wieżã i wioskã Gòtów, dokazë Gabrielë Recë, jakô robi wësziwczi m.jin. dlô pòlsczégò premierë i prezydenta, czë Ricersczé Bractwò z Tëchómia. Niejedne z napisónëch òbczas warkòwniów artiklów bãdze mòżna przeczëtac w najim cządnikù. Pierszi z nich – ò kaszëbiznie w Piôszczënie – ju w tim numrze. Wôżnyma pónktama pòtkaniów dlô piszącëch pò kaszëbskù bëłë téż diskùsjô ò stojiznie naji lëteraturë i krótkô wanoga pò Tëchómiu z prowadnikã – direktorã môlowégò Gminowégò Òstrzódka Kùlturë Ludwikã Szrederã. Warkòwnie òstałë ùdëtkòwioné przez Minysterstwò Administracji i Cyfrizacji. Red. Zdatny i piãkny, bò z Czësti Wòdë Przódë colemało gôdóné bëło Czëstô Wòda, dzysô mòże wiãcy sã rzecze Piôszczëna, chòc – jak ùwôżô môlowi bismón Bòlesłôw Prondzyńsczi – Kaszëbi dali rôd ùżiwają ti pierszi nazwë. A wzãło sã to bòdôj stąd, że miała tam bëc przódë tak dobrô wòda, że lëdze pòtrafilë to wëzwëskac nawetka do robieniô sznapsu ze sliwków. Kò wiedno to dôwało jaczis wzątk. A prôwdą je, że ze wsë je wszãdze dosc dalek. Robòtë za wiele nie bëło, tej trzeba bëło sã radzëc. Eùgeniusz Prëczkòwsczi Rozmielë òbrechòwac wzątk I tak je do dzys. Kòle szescset mieszkańców Czësti Wòdë – Piôszczënë dobrze wié, co znaczi robòta i gòspòdarnosc, a szpòrt do te mët. Przed wòjną wies nôleża do Miemców. Grańca z Pòlską bëła le dwa kilométrë dali. Wszãdze – i pò ti, i pò drëdżi stronie – mieszkelë Kaszëbi. Dobrze sã znelë. Bëlë krewny, drëszëlë sã, żenilë. Tej so téż nawzôj pòmôgelë. A że pò dwùch stronach béł jinszi dëtk i jegò wôrtnota, tej i Kaszëbi dobrze pòtrafilë so òbrechòwac wzątk, tak żebë kòżdi miôł zwësk. Ta ùczba sedzy w lëdzach do dzys. Prondzyńsczi je tegò nôlepszim przikładã. Wiész të, mie sã czedës czile razy sniło baro wiele pieniãdzy. Në i wejle terô to sã zjiscëło – smieje sã. 28 Pò prôwdze je òn jednym z machtniészich bismónów (biznesmenów, pòdjimców – dopis. red.) w całim pòwiece bëtowsczim, a ju gwësno w gminie Miastkò, do jaczi przënôlégô Piôszczëna leżącô przë krajowi drodze z Bëtowa do Miastka. Prondzyńsczi mô wiôlgą firmã, co sã zajimô bùdowizną. Wôrt pòdczorchnąc, że piãkno i baro chãtno gôdô pò kaszëbskù. Znóny je téż z bëlnégò dzejaniégò w parce Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Miastkù, a wiele Kaszëbów widzy gò kòżdégò rokù na òdpùsce w Swiónowie, dze chòdzy piechti z miastecką kómpanią. Patron òdnowił tu kaszëbsczégò dëcha Ò szkòle, jakô je we westrzódkù wsë, w òstatnym czasu zrobiło sã dëcht głosno. Nôbarżi za sprawą nadaniô ji miona. Patronã òstôł znóny kaszëbsczi ùtwórca Hieronim Jarosz Derdowsczi, aùtor pòematu „Ò panu Czôrlińsczim, co do Pùcka pò sécë jachôł” i „Marsza kaszëbsczégò”, ùwôżónégò za himn naszi zemi. Nadanié miona bëło 28 séwnika 2012 rokù, zôs 17 rujana 2014 piôszczińsczi probòszcz ks. Janusz Berezowsczi pòswiãcył snôżą stanicã z naszëtą skarnią patrona, jaką na specjalny ùroczëznie dosta szkòła. Stanicã wëkòna wësziwôrka z Tëchómia, Gabriela Reca. Më mielë jaż trzech kandidatów. Bëlë to sami bëlny Kaszëbi: ks. Bernat Sëchta, Aleksander Majkòwsczi, në i Hieronim Derdowsczi – wspòminô direktorka szkòłë Barbara Ilkiewicz. Dobéł nen trzecy, chòcle temù, że jegò rodné Wiele je nôblëżi nas. I to je baro piãknô sprawa dlô naszi spòlëznë. POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 zéńdzenia dlô piszącëch pò kaszëbskù zalë. Jô jem w sztãdze jã pòstawic w sërowim stónie. Ò dëtkach mòżemë nijak nie gadac. Chòdzy przede wszëtczim ò to, żebë dzecë miałë dze cwiczëc, a lëdze sã mielë dze zéńc. Le gmina mùszi òbżorgac wszëtczé pòzwòléństwa i pòtemù dokùńczëc bùdowã. Jakbë wszëtkò sã ùdało dogadac, tej robimë – pòdsztrichiwô Prondzyńsczi. B. Prondzyńsczi i B. Ilkiewicz. Òdj. E.P. Kò mùszimë wiedzec, że przódë wëstrzégelë sã kaszëbiznë. Przikładowò mòja starka nigdë nie chca, żebë jô gôda pò kaszëbskù – dodôwô direktorka. Nadanié miona baro zmieniło – na dobré – związk szkòłë z terenã. Wnet sã òkôzało, że ni ma familii, cobë chòcle w dzélu ni mia kaszëbsczich kòrzeni. Je to ò tëli czekawé, że pò wòjnie do Piôszczënë przëszło wiele nowëch. Równak dzys stanowią òni ju jednotã z dôwnyma mieszkańcama. Kò familie są pòłączoné, mëslë przegôdóné, a dzejanié sprzëgłé, bò leno taczé dôwô dobri brzôd. Kaszëbizna je pòspólnô dlô wszëtczich. Je to nôtëralné i nôlepszé lepiszcze. Temù baro wôżnô je ùczba rodny mòwë w szkòle. Më ni mómë tu za wiele dzecy. Razã kòle 60. Wnet wszëtcë z nich ùczą sã kaszëbsczégò i to chãtno – gôdô szkólnô tegò jãzëka Kristina Gòłuńskô, jakô téż sama wcyg sã doùcziwô mòwë tatków. Jô zachãcywóm terô mòjã mëmkã, żebë wiãcy do mie gôda pò kaszëbskù. To je nôlepszi spòsób na ùczbã – zmerkóné mô szkólnô. Dzejô dzãka kaszëbiznie Nie je krëjamnotą, że kaszëbsczi patron baro pòmógł w ùretanim szkòłë. POMERANIA GÒDNIK 2014 Jaczis czas temù bëłë planë, żebë jã zlëkwidowac. Dzecy bëło corôz mni, a dëtków w gminie mało. Terô sprawa wëzdrzi dëcht jinaczi. Kò pòddwignionô, dzãka ùczbie rodny mòwë, subwencjô je bëlnym zastrzikã dëtkòwim dlô gminë. Szkòła nie przënôszô ju stratów, le zwësk. A i dzecy corôz wiãcy sã bãdze pò jôwiało – ùwôżają szkólny. Kò wnet tu pòwstónie wiôlgô biogazowniô, co mô przëjąc do robòtë kòl trzëdzescë lëdzy z naszi wsë i òkòlégò. To przëcygnie lëdzy. Procëmkù wiele jinszich wsów czëstowòdzanie ni mają strachù fabriczi. Nawetka nie protestowelë. Delë sã przekònac, że to dôwô jima szansã na przińdnotã. Czas to wierã wnet pòkôże. Wiedzą, że mùszą sã òdmëkac na swiat, a do te kaszëbsczi jãzëk i patron, co bëlnym Kaszëbą béł a wiele rézowôł (kò spòcziwô w Winonie w USA), je prima ùdbą. Òn gôdôł, że chto kaszëbsczi jãzëk znaje, mòże zwiedzëc wszëtczé kraje! Ù mie to sã sprôwdzô w sto procentach – dolmaczi Prondzyńsczi. Temù më jesmë nastawiony, żebë ùczëc sã narôz kaszëbsczégò, pòlsczégò i anielsczégò. To je nasz czerënk! Bismón chce téż pòmòc szkòle w zbudowanim turnowi (gimnasticzny) Pòznôwanié patrona Samò pòznanié biogramù Derdowsczégò szerok òdmikô òczë, nié blós szkòłowim dzecóm. Do te na ùczbach kùńsztu są robioné malënczi ò nim, rëchtowóné są téż prezentacje a przedstôwczi. Ò głównym heroje jegò dokazu, to je Czôrlińsczim, mët. Òkróm szkólnë kaszëbsczégò zajimają sã tim téż jinszi, przikładowò Alina Kòssak-Główczewskô, chtërna na co dzéń ùczi matematiczi. To dzejanié je ju dobrze merkac. Ùczniowie mają zrobioné czekawé malënczi a òpisë żëcégò patrona. Jinszi – òsoblëwie dzéwczãta – pòtrafią recytowac wëjimczi z jegò ùtwórstwa. Na prosbã szkólnë dwie ùczennice, Kinga Òlchòwiôk i Magdaléna Lipińskô, zaspiéwałë z môla téż kaszëbsczé piesnie. Mòżna sã docëgac, że bãdą dali niosłë rodné skrë. A przez to téż wiédza ò szkòle miona Jarosza z Wiela i sami Piôszczënie bãdze sã rozkòscérza. Trzeba rzec, że tam sam je ju czëc ò bëlnëch absolwentach. Kò sóm Prondzyńsczi rôd zaznacziwô, że je jednym z nich. To samò akcentëje Lucyna Dorawa-Biłanicz z Banina, szkólnô niemiecczégò w strzédny szkòle. Ji córeczka Ola nôleżi do kaszëbsczégò dzecnégò karna Spiéwné dzôtczi, a w kònkùrsach „Rodny Mòwë” dobiwô nôwëższé môle w całim regionie. Òstatno – jakno jedurnô – zarecytowa pò kaszëbskù na głosnym òtemkniãcym wiôldżi spòdleczny szkòłë w Baninie. Ji starkòwie dali mieszkają w Piôszczënie a przënôlégają do zrzeszeniowégò partu w Miastkù. Tu je wiele zdatnëch lëdzy. Gwësno to kąsk robi ta nasza wielokùlturowòsc – zgódno ùwôżają mieszkańcë, a Bò lesłôw Prondzyńsczi dodôwô: Në i tu są téż przez to wëmiészanié nôpiãkniészé dzéwczãta na całëch Kaszëbach. Przë pòwstanim repòrtażu pòmôgałë licealistczi z Kòscérznë: Mónika Kapiszka i Mónika Brunka 29 ROCZëZNë 10-lecé Radia Kaszëbë „Jesmë dlô waju. Radio Kaszëbë!” – òd 18 gòdnika 2004 rokù je czëc w wiele pòmòrsczich dodomach. Prawie tegò dnia pierszé słowa pò kaszëbskù rëgnãłë w radiowi eter ze sztudia we Wiôldżi Wsy. Òd te czasu jaż do dzysô Kaszëbi mają swòjã radiową rozsélnicã. Nôprzód blós z jednym nadajnikã na wieżë wielżińsczégò kòscoła, ale ju rok pózni nadôwającą z profesjonalnëch wieżów w Górnym Rekòwie i Chwaszczënie, a òd 2008 rokù téż w Kòscérznie. Mie sã sniło taczé radio, òdkądka jô òbezdrzôł w lëpińcu 1993 rokù pierszi dzélëk serialu „Przystanek Alaska” – gôdô Artur Jabłońsczi, załóżca Radia Kaszëbë. Takô môłô spòlëzna, a mielë swòje radio i Chrisa, chtëren reno w reno bùdzył wszëtczich do żëcégò. Jem wnenczas pòmëslôł, że nick tak nie zbùdëje najich môlowëch, etniczno-kùlturowëch parłãczów, jak kaszëbsczé radio. W tim czasu prawie pòwsta Krajowô Radzëzna Radiofònie i Telewizje (1993 r.) i miało plac tak pòzwóné „ùwòlnienié” pierszich czãstotlëwòsców w demòkraticzny Pòlsce. Robił jem tej w TVP Gduńsk i miôł pòpiarcé Tómka Herrmanna, redaktora lokalnégò wielżińsczégò pismiona „Gazeta Nadmorska”. To nie sygło, żebë przekònac môlowé samòrządzënë do sfinancowaniô taczégò projektu. Jô żdôł całé 10 lat na pòstãpną leżnosc i dostôł jem jã dzãka drëszkóm i drëchóm ze Stowôrë Pùckô Zemia i dzãka Jarosławòwi Sellinowi, nôleżnikòwi KRRiT w timtam czasu. Programa Radia Kaszëbë dochôdô dzéń w dzéń do 800 tës. słëchińców na Pòmòrzim, a przez internet (www.radiokaszebe.pl) jesz do pôrã tësący w Pòlsce i na swiece. Pòdług institutu badérowaniów nôdbów i rënkù Millward Brown/ SMG KRC, òd 2007 rokù Radio Kaszëbë je nôbarżi rôd słëchóną lokalną stacją na Kaszëbach. W pùcczim, wejrowsczim, kartësczim i kòscersczim krézu ùdzél ti rozsélnicë w czasu słëchaniô wszëtczich pòmòrsczich radiowëch stacjów je kòl rówiznë 17%. Co pòdług direktorczi i przédny redaktorczi Radia Kaszëbë Anë Kòs ciukiewicz-Jabłońsczi mô cësk na taczi rezultat? Wnetka 60% całownotë programù zajimô mùzyka. Mùzyczny fòrmat stacji twòrzą lubòtné dokazë słëchińców. Tradicyjné kaszëbsczé spiéwë, dzysdniowé sztëczczi pòdskacywóné kaszëbsczim fòlklorã, biesadné frantówczi, nôwiãkszé hitë slédnëch 40 lat i terôczasné. Wiôldżi znaczënk mają téż lokalné infòrmacje, jaczich mòże słëchac co gòdzënã w Klëce òd 7.55 reno do 6.55 wieczór. Słëchińcowie mają téż w ùwôżanim relacje na żëwò i mùzyczné aùdicje, òsoblëwie te z biesadną mùzyką i pòzdrówkama SMS. Jakno że Radio Kaszëbë dzél pro gramù nadôwô w kaszëbsczim jãzëkù, jegò dzejania dlô ùchòwaniô i rozwiju kaszëbsczi juwernotë są òd 2006 rokù ùdëtkòwióné przez Minysterstwò Administracji i Cyfrizacji (czedës Minysterstwò Bënowëch Sprôw i Adm inistracji), a téż przez niejedne samòrządzënë. Nie dałobë sã równak ùtrzëmac radia bez reklamòdôwôczów. Rëszny rost wielënë òdbiérców mô cësk na corôz wiãkszé mòżlëwòtë ùdostôwaniô wzątków z reklamë – gôdô Michôł Kòsciukiewicz, direktór dzélu zachãcbë. Radio Kaszëbë je czëc w krézach: pùcczim, wejrowsczim, kartësczim, kòscersczim, a téż w dzélu taczich pòwiatów, jak chònicczi, gduńsczi, starogardzczi, tczewsczi i jesz w Trzëgardze. Planë stacji na nôblëższé lata to pòprawienié słëchalnoscë we Gduńskù i òbjimniãcé nadôwanim bëtowsczégò a lãbòrsczégò krézu. Dzysô Radia Kaszëbë mòżna słëchac na czãstotlëwòscach: 98,9 MHz (Górné Rekòwò), 92,3 MHz (Chwaszczëno) i 90,1 MHz (Kòscérzna). widzałé radio na Kaszëbach 800 000 słëchińców na Pòmòrzim dzéń w dzéń wôżné wiadła twòja òblubionô mùzyka pòzdrówczi ë kònkùrsë 30 POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 dlô DZECY / wëdarzenia Kaszëbskô knéżka dlô nômłodszich Ùczëc przez zôbawã – pewno prawie taką ùdbã miałë aùtorczi farwny ksążeczczi Réza Francka. To cos czësto nowégò w wëdôwnym bédënkù Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Ùsôdzk dlô dzôtków do ùczeniégò sã pierszich słów pò kaszëbskù. Dzãka kartónowi knéżce rôczimë nômłodszich do czekawégò kaszëbczégò swiata, jaczi je fùl zwãków i farwów, a przede wszëtczim bëlny zôbawë. Historiô ò môłim Franckù, co jedze na kùlôkù przez Kaszëbë, rozwijô wëòbrazniã i kreatiwnosc. Ksążeczka pòzwòliwô na nôùkã przez interaktiwné bawienié sã z dzeckã – przezérającë pòsobné stronë, zachãcywómë je do ùdôwaniô zwierzãtów, do skôkaniô jak bala, do pòspólnégò spiéwaniô. Pùblikacjô je ùdbónô dlô dzecy, co mają 2–5 lat. Ji aùtorkama są Joana Zorn-Szumiło i Halina Malijewskô. Malënczi zrobił Môrcën Franczak. Jãzëkòwą kòrektą zajãła sã Bòżena Ùgòwskô. Knéżeczkã Réza Francka jidze zamówic na starnie internetowi ksążnicë www.kaszubskaksiazka.pl. Red. Królewiónka w pałacu ju 13. rôz! Diktando Kaszëbsczégò Jãzëka latos òdbëło sã w Gimnazjum m. Kaszëbskò-Pòmòrsczich Pisarzów w Lëzënie. Ò title méstrów szło na miónczi jaż 196 ùczãstników. Tim razã młodi mùszelë biôtkòwac sã z ùtwórstwã Alojzégò Nôgla, a pòprawnosc pisënkù westrzód starszich òstała sprôwdzonô z pòmòcą tekstów Stanisława Jankegò. Òrganizatorzë zagwësnilë bëtnikóm nié leno mòżlëwòtã pisaniô diktanda, ale téż wiele atrakcji. Na lëzëńsczi binie minikòncert dało karno Fucus a krótczi recital zaprezentowa Éwelina Pòbłockô – spiéwôczka pòchôdającô z Lëzëna, chtërnã mòżna bëło òbezdrzec w 4. edicji telewizyjnégò show The Voice of Poland. Tekstë òstałë latos przërëchtowóné na strzédny rówiznie trudnoscë. Trôfiałë sã barżi drãdżé edicje. Nicht równak nie napisôł bez niżódny felë. Baro jesmë rôd z wësoczi frekwencji, jakô rok w rok jidze w górã, òsoblëwie westrzód ùstnëch i warkòwò zajimającëch sã kaszëbizną – rzekła Danuta Pioch, przédniczka żuri POMERANIA GÒDNIK 2014 13. edicji Diktanda Kaszëbsczégò Jãzëka „Królewiónka w pałacu”. Halina Malijewska, tłóm. DM Lësta dobiwców i wëprzédnionëch w latosym diktandze Spòdleczné Szkòłë I môl – Karolëna Tobias II môl – Wérónika Reszka III môl – Matéùsz Krefta Wëprzédnienia: Martina Stromskô i Kamil Malek Gimnazja I môl – Paùlina Kùlas II môl – Edita Wenta III môl – Dorota Mateja Wëprzédnienia: Szëmón Brilowsczi, Juliô Fòrmela Wëżigimnazjalné szkòłë I môl – Angelika Grubba II môl – Tomôsz Brilowsczi III môl – Anita Mering Wëprzédnienia: Róbert Wenta, Andżelika Każëszka Ùstny I môl – Marta Miszczak II môl – Gracjana Pòtrëkùs III môl – Mónika Lidzbarskô Wëprzédnienia: Pioter Kòwalewsczi, Magdaléna Bigùs Warkòwi I môl – Dariusz Majkòwsczi II môl – Elżbiéta Prëczkòwskô III môl – Adóm Hébel Wëprzédnienia: Wioletta Wenta i Grégór Schramke Projekt òstôł zrealizowóny dzãka do tacji Minystra Kùlturë i Nôrodny Spôd kòwiznë. Kònkùrs béł zòrganizowóny przez Òglowi Zarząd Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, part KPZ w Lëzënie, Stowôrã Szkólnëch Kaszëb sczégò Jãzëka „Remùsowi Drëszë”, Gminã Lëzëno i Gimnazjum m. Kaszëb skò-Pòmòrsczich Pisarzów w Lëzënie. 31 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH ÙCZBA 38 W bibliotece RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH Ksążka abò knéżka to pò pòlskù książka. Ksążczi (knéżczi) mòże kùpic w ksążnicë, tj. w księgarni, abò wëpòżëczëc z biblioteczi, tj. biblioteki. Cwiczënk 1 Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk. Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi. (Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język polski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski). – Dobri dzéń! – Nie rikôj tak głosno, tuwò mùszi cëszi kòta sedzec, a të rëmcëjesz jak kôter. – Wëbaczë, jô w kam zabéł, dze më jesmë. – W raju më jesmë. – Dlô kògò rôj, dlô tegò rôj. Dlô mie, chcemë rzec, czëszczec, żebë nie rzec piekło. – Cëchò bãdzë! Dlô czëtajków to je rôj. Òsoblëwie dlô taczich, jak jô – lubòtników kaszëbsczi pismieniznë. Kò prawie w ti bibliotece mòże nalezc wnetka wszëtczé ksążczi a gazétë, co pò kaszëbskù bëłë do smarë dóné. – Dlô mie to nie je tak fëjny plac, jak dlô ce. Òsoblëwie bez nã cëszã. Tuwò wnetka je czëc jak ne ksążkòwé mùle papiorã z sëtim drëkã sã fùtrëją. A do te ni mòże wszëtczich ksążk pòżëczac, leno mùszi na nëch cwiardëch stółkach sedzec. Nie je to lepi doma kòmpùter òdemknąc, na starnã chòcbë taczi Pòmòrsczi Biblioteczi Cyfrowi wlezc, a so wëgódno, kôwkã pòpijającë, czëtac, co sã chce a czedë? – Cëszi gadôj. Môsz prôwdã, leno na pôcha stôrëch ksążków… Do te jesz nié wszëtczé knéżczi są w internetowi sécë. – Në, nibë prôwda, ale docz wszëtkò czëtac. Sygnie jedna, dwie ksążczi, a nôlepi taczé z òbrôzkama, a człowiek wszëtkò wié. – Z òbrôzkama pòwiôdôsz? Tej biôj do ti pòlëcë, tam môsz rozmajité kòmiksë. – Pò kaszëbskù téż są? – Jo, gwës, że jo. – Tedë jidã, a të za czim sznëkrëjesz? – Mùszã nalezc pôrã stôrëch kaszëbsczich słowarzów z XIX stalatégò. – Przecã të wszëtczé słowa znajesz. – Jesz sã taczi nie narodzył, żebë wszëtczé słowa znôł. Òsoblëwie taczé, co bë miałë òpisowac taczich zgniłëch macków, jak të! Nie mdzesz czëtôł ksążk, bò ce bòlą òczka, rączczi czë główka? A tobie bë sã przëdało ten twój rozëmk pòdkôrmic! 32 Cwiczënk 2 Ksążczi sã czëtô. Òd czasnika czëtac mòże ùtwòrzëc wiele jinszich słów, co bãdą w se miałë pòspólny dzélëk z niegò wzãti. (Książki się czyta. Od czasownika czëtac można utworzyć wiele innych słów, które będą zawierały wspólną czastkę wziętą od niego). Karna słów, co mają pòspólny pòchòdzënk, tj. wëchôdają òd jednégò pòdstawòwégò słowa, zwiemë familią słów. (Grupy słów mające wspólne pochodzenie, tzn. wywo dzące się od jednego słowa podstawowego, nazywamy rodziną wyrazów). We familie słów ùtwòrzony òd czasnika czëtac zaznaczë pòspólny dlô nich wszëtczich dzélëk (w rodzinie wyrazów utworzonej od czasownika czëtac zaznacz wspólną dla nich wszystkich cząstkę): przeczëtac, naczëtac, zaczëtóny, wëczëtac, òdczë tac, czëtnica, czëtelniô, czëtińc, czëtińcka, czëtajk, czëtanié, czëtelny. Pòspólny dlô wszëtczich słów dzélëk we familie słów zwiemë dërżéniã. Je to temat słowa, chtëren je nômiészą, niedôwającą sã dali dzelëc pòdstawą słowòtwórczą. (Wspólna dla wszystkich słów cząstka w rodzinie wy razów nosi nazwę rdzeń. Jest to temat słowa, który jest najmniejszą, niedającą się już dalej podzielić podstawą słowotwórczą). Cwiczënk 3 Czasã miast terminu familiô słów ùżiwónô je pòzwa słowa pòkrewné. (Czasami zamiast terminu rodzina wyrazów używa się nazwy słowa pokrewne). Òd słowa ksążka mógłbë ùtwòrzëc taczé pòkrewné słowa (od słowa ksążka można utworzyć następujące słowa pokrewne): ksążeczka, ksãga, ksãgôrz, ksãgarniô, ksãgarsczi Pòdsztrëchnij dërżéń w kòżdim z pòdónëch wëzi słów. Czë dało sã to zrobic tak prosto, jak w słowie czëtac? POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH (Podkreśl rdzeń w każdym z podanych wyżej słów. Czy udało się tego dokonać tak łatwo, jak w słowie czëtac?) Mùszi miec bôczënk na to przë wëznôczanim dërżénia, że mògą w nim zachadac zwãkòwé òbòcznoscë. (Przy wyznaczaniu rdzenia należy pamiętać o tym, że mogą w nim występować oboczności głoskowe). – We familie słów ùtwòrzonëch òd słowa ksążka wëstąpiłë taczé òbòcznoscë: ą : ã ż:g (W rodzinie wyrazów utworzonych od słowa ksążka wystąpily takie oboczności…) Cwiczënk 4 Ùtwòrzë familiã słów do jistnika cëszô i czasnika pisac. Wëznaczë w słowach pòkrewnëch dërżéń. Wëpiszë òbòcznoscë dërżénia, żelë taczé za chôdają. (Utwórz rodzinę wyrazów do rzeczownika cëszô i czasow nika pisac. Wyznacz rdzeń w słowach pokrewnych. Wypisz oboczności rdzenia, jeśli takowe zachodzą). Cwiczënk 5 Czedë pòwstôwają òd jednégò słowa jegò nôsledné, to czãsto są òne zdrobnieniama (deminutiwa) abò zgrëbie niama (aùgmentatiwa). (Kiedy od słowa powstają jego pochodne, to często są one zdrobnieniami [deminutiwa] lub zgrubieniami [augmentatiwa]). Przë taczim twòrzenim słów, ò jaczim gôdka wëżi, nadôwómë jim wseczëcowi farwë, tj. jedne są neùtralné, jiné negatiwné, a jesz jiné pòzytiwné, co pòkôzóné je w zestôwkù (przy takim tworzeniu słów, o jakim mowa wyżej, nadajemy im uczuciowe zabarwienie, tzn. jedne są neutralne, inne negatywne, a jeszcze inne pozytywne, co obrazuje poniższe zestawienie…): neùtralné kòt kóń Zgrëbieniów sã ùżiwô do pòdczorchniãcô wiôlgòscë, pò kôzaniô negatiwnégò nastawieniô, przekãsnotë, zgardë, niezgarë. (Zgrubień używamy do podkreślenia wielkości, wyekspo nowania negatywnego stosunku, wyrażenia ironii, po gardy, niechęci). Do czile wëbrónëch z gôdczi słów ùtwòrzë jich aùgmentatiwa. (Do kilku wybranych z rozmowy słów utwórz ich augmentatiwa). Cwiczënk 7 Zapiszë zestôwk swòjich ùlubionëch pòlsczich, abò w jinëch gôdkach, ksążków a przedolmaczë jich title na kaszëbsczi jãzëk. (Sporządź listę swoich ulubionych książek, polsko języcznych lub w innych językach, i przetłumacz ich tytuły na kaszubski). Cwiczënk 8 Wszëtkò, co czëtómë z lëteraturë, mòże pòdzelëc na trzë lëteracczé ôrtë, a kòżdi z ôrtów mô jesz swòje òsóbné zortë (gatënczi). (Wszystko, co czytamy z literatury, można podzielić na trzy rodzaje literackie, a każdy rodzaj ma jeszcze swoje odrębne gatunki). Ùłożë subiektiwny spisënk nôwôrtniészich kaszëb sczich ksążków, dzelącë je na prozã, dramã i pòezjã. (Ułóż subiektywną listę najwartościowszych kaszub skich książek, dzieląc je na prozę, dramat i poezję). pòzytiwné kòtk kònik Wëbierzë z gôdczi (cw. 1) jistniczi, do jaczich dô sã dotwòrzëc jich pòòstałé wseczëcowò nacé chòwóné pòstacë. Zapiszë te fòrmë, ùłożë z nima zdania. (Wybierz z rozmowy (ćw. 1) rzeczowniki, do których uda się utworzyć ich pozostałe nacechowane uczuciowo postaci. Zapisz te formy, ułóż z nimi zdania). Zdrobnienia colemało są pòzytiwné, ùżiwô sã jich do na zwaniô czegòs môłégò, młodégò, òsoblëwie nóm blis czégò, ò czim mëslimë i gôdómë na lubny i łasczëwi ôrt. Ale òne mògą téż wërażac przekãsnotã, wëszczergã czë procëmné nastawienié. (Zdrobnień zazwyczaj używamy do nazywania rzeczy ma łych, szczególnie nam bliskich, młodych, o których myślimy i mówimy w sposób tkliwy i czuły. Ale przy ich użyciu można też wyrazić ironię, kpinę czy negatywny stosunek). POMERANIA GÒDNIK 2014 Cwiczënk 6 Proza Drama Pòezjô Cwiczënk 9 Przezdrzë w internece adresë starnów cyfrowëch biblioteków, w jaczich mòże nalezc kaszëbską pismieniznã. Nalazłima tam pòzycjama dospòrządzë zestôwk z cwiczënka 8. (Poszukaj w internecie adresów stron bibliotek cyfrowych, w których można znaleźć kaszubską literaturę. Znalezionymi tam pozycjami dopełnij tabelkę z ćwiczenia 8). SŁOWÔRZK Negatiwné kôter kòniskò Pòdsztrëchnij w gôdce ùżëté tam deminutiwa. Ùłożë z nima zdania w procëmnëch na céchòwaniach. (Podkreśl w rozmowie użyte tam deminutiwa. Ułóż z nimi zdania w ich przeciwnych nacechowaniach). cwiardi – twardy; czëtajk – mól książkowy; do smarë dóné – tu: wydrukowane; pòlëca – półka; pôcha – zapach; sëti – tłusty; starna – strona; sygnie – wystarczy; sznëkrowac – szukać; zgniłi – leniwy 33 GDAŃSK MNIEJ ZNANY Ratusz Staromiejski Pogoda nie sprzyja długim spacerom, więc dziś odwiedzamy gościnną siedzibę Nadbałtyckiego Centrum Kultury – Ratusz Staromiejski w Gdańsku. MARTA SZAGŻDOWICZ Ratusz – ale który? Gdańsk to miasto ratuszy. Każdy ośrodek miejski – Główne Miasto, Stare Miasto, Młode Miasto i Osiek – miał w średniowieczu osobną radę. Obecnie wystarczy nam jedna rada, a gromadzi się ona w tzw. Nowym Ratuszu przy Wałach Jagiellońskich 1. Ten stoi niewzruszenie od ponad stu lat przy ruchliwym skrzyżowaniu Hucisko. Flaga miasta powiewająca na szczycie przypomina mieszkańcom o funkcji budynku. Kolejny ratusz znajduje się oczywiście przy ulicy Długiej. Strzelista wieża przypomina o dawnej siedzibie rady Głównego Miasta – stąd nazywany jest Ratuszem Głównomiejskim. Dziś mieści się tu oddział Muzeum Historycznego Miasta Gdańska. Ale nasze kroki kierujemy w innym kierunku – na ulicę Korzenną 33/35. Tu znów natkniemy się na obiekt zwany ratuszem, tym razem Staromiejskim. Jest siedzibą Nadbałtyckiego Centrum Kultury i choć nie pełni funkcji muzealnej, jednak możemy wejść do środka (na dodatek bezpłatnie!) i pozwiedzać jego wnętrze. Unikat Starego Miasta Ratusz Staromiejski jest perłą Starego Miasta. Nie został zniszczony w 1945 roku, ponieważ mieściło się tu dowództwo Armii Czerwonej. Gmach zbudowany został w latach 1588–1595 przez Antoniego van Obberghena, architekta z niderlandzkiego Mechelen. Rada Starego Miasta musiała pożyczyć pieniądze od rajców głównomiejskich, by opłacić budowę. Obiekt powstał na planie zbliżonym do kwadratu, ma dwie kondygnacje. Reprezentuje styl manieryzmu niderlandzkiego, czego charakterystyczną cechą jest brak symetrii. Okna niższej kondygnacji nie pokrywają się w pionie 34 z oknami na drugim piętrze. Ratusz ma dwa dachy, które skrywają oryginalną drewnianą więźbę dachową. Całość zdobi ażurowa wieżyczka z hełmem. Na rogach budynku dojrzymy wieżyczki z figurkami symbolizującymi Nadzieję i Męstwo, a pośrodku Temidę. Fasadę zdobi portal główny zwieńczony godłem Polski trzymanym przez anioły. Na piersi orła dostrzec można herb Wazów – „Snopek”. Herby Gdańska i Prus Królewskich umieszczono we fryzie. Wśród Sybilli i Cnót O ile elewacje odnowionego budynku wiernie ukazują nam szesnastowieczną architekturę, o tyle wnętrze Ratusza Staromiejskiego było wielokrotnie przebudowywane. W środku podziwiać możemy zabytkowe wyposażenie, pochodzi ono jednak z innych gdańskich obiektów – rozbieranych czy modernizowanych. I tak na parterze w sieni wmurowano portal przeniesiony z ulicy Długiej. Pochodzi z pierwszej połowy XVI wieku i prawdopodobnie fundował go burmistrz Eberhard Ferber. Dębowe schody zaprowadzą nas na pierwsze piętro. Tu po lewej stronie zwróćmy uwagę na kamienną trójdzielną arkadę. Trafiła tutaj z ulicy Długiej 45, gdzie zdobiła sień gdańskiej kamieniczki. Arkada powstała około 1560 roku. Zdobiona jest płaskorzeźbami ukazującymi Merkurego, Junonę oraz Neptuna. Sufit stanowi plafon z XVII wieku, namalowany w kręgu malarza Hermana Hana. Ukazuje protestanckie cnoty: Wiarę, Nadzieję, Miłość, Pracowitość, Mądrość, Przyjaźń, Sprawiedliwość, Miłosierdzie i Umiarkowanie. Ściany pokryte są ponad 1500 płytkami produkowanymi w holenderskim mieście Delft. Obrazy wiszą też po prawej stronie – to cykl Sybilli, namalowany prawdopodobnie przez Adolfa Boya. Portal główny Ratusza Staromiejskiego Choć w starożytności zwiastowały one nieszczęście, jednak tutaj zapowiadają przyjście Chrystusa. Z sieni zajrzyjmy do Gabinetu Burmistrza, gdzie koniecznie zwróćmy uwagę na drewnianą posadzkę z XVII wieku oraz plafon ukazujący Mękę Pańską. Na zakończenie zwiedzania wejdźmy do Wielkiej Sali. Jej wygląd zawdzięczamy pracom z początku XX stulecia, kiedy to nadano jej neorenesansowy charakter. By nacieszyć się pięknem wnętrza, najlepiej spędzić tu zimowe popołudnie, słuchając wykładów czy koncertów organizowanych przez Nadbałtyckie Centrum Kultury. Fot. MS POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 sëchim pãkã ùszłé Pòwelownô kòlãda TÓMK FÓPKA I pò wëbòrach. Znôwù przë drogach stoją gòłé słupë, chòc tej pilowac, cobë sã lëdze nie pòbilë. Tak biwô, czej ju wszëtczé sej jesz sztopòrczą jaczé plakatowé flëdrë, co z nima le wiater argùmeńtë w gôdce òstóną wëzwëskóné. Mòże téż lecónczi do krómù dac. Przë kùpianim chleba, mô robòtã. Ti, co mielë wëgrac – wëgrelë. Jiny mògą za sztërë mléka a kiszonëch gùrków kùpiający mòże sobie nakłasc tak lata zôs spróbòwac szczescô. Cekawé je, w jaczi spòsób ti, co chcą bëc wëbróny, trôfiają cos z kòpicą. Są gazétë, dze co wiãcy mòże przëòbiecac. W internece do welowników. Tec nié kòżdégò lëdze znają abò nie wiedzą, mòże za to nôwiãcy nasztopac: i tekst, i òbrôzczi, i głos. Tam że prawie nen kandidëje. Tak tej nôprzódka mùszi sobie bëlną mùniã na òdjimk je téż leżnosc do pòkôrbieniô z kandidatã. Kò nié kòżdi pòdô wëszëkòwac. Niedzelny ancuch a szlips przërëchtowac. swój numer na kòmórkã… Nôlepi, czej kandidat na radnégò, wójta, bùrméstra Nawetkã, żlë co cë tã mùniã szpacy, òni to w kòmpùtrze w jaczi fòtoszopie gwësno wëproscą. Terô le wiedzec, jaką czë jinégò prezydeńta sóm przëchòdzy do lëdzy. To je tzw. minã zrobic, żebë dobrze skùtkòwało… Ti, co mają prosté door to door, a pò kaszëbskù – przedwelownô kòlãda. Mają tedë mòżnosc sã zapòznac nié zãbë – mògą sã ùsmiewac, leno leno welowóny z welownikã, nié za szerok, bò lëdze rzekną, téż psë welownika z we że taczi mô co z głową. Za wieI pò wëbòrach. (…) ale lowónym. Nôòstrzészé są te soło mù je, a czasë są cãżczé. Ti, co mielë wëgrac nômiészé scërze. Taczi nô Z tim wëzdrzenim do òdjimka chùtczi sprawdzy. Dzél lżi białczi mają dzél lżi. Kò je wie– wëgrelë. Jiny mògą mają z taczim testownikã ti dzec, że codzénno sobie ùrodë za sztërë lata zôs kandidacë, co w cywilu za dodôwają. Zdarzëc sã mòże, że pózni pòtkôsz taką z plakaspróbòwac szczescô. brifkã robią. Po miesce sã wigódni i chùt tu na miesce i… nie pòznôsz czi chòdzy. Òd dwiérzi do dwié swòji radny. rzi, òd pórtë do pórtë. Gôdôsz, Mòże téż bëc dobrze, czej jes brzëdczi jak noc, i z taką kwasną twarzą prosysz ò litosc. co trzeba. Dôwôsz, co môsz. Na wsë je dali. Òd gbùrstwa do To téż dzało, w całoscë na białeczczi, co fabriczno mają w se gbùrstwa. Òd bùdinkù do bùdinkù. Czasã słëchôsz gòrzczich matczëną miłotã do wszëtczich pòkrziwdzonëch. A tu taczi żôlów: a że wójt ju tëli lat ten sóm; a że wójt drogã specz plakatu ò zmiłowanié prosy… A niech ju òstónie tim rad- ùstawą przez pòdwòrzé przeprowadzył; a że wójt na zebrania wiejsczé nie przëchòdzy, leno na strażacczé. A że sejm nym! – gôdô welowniczka i… krziżëk. Plakatë, banerë sã przëdôwają, leno te gãbë z nôzwëskã nôlepi w lëft puscëc, a ti wszëtcë pòlitice to je jeden diôbéł. za wiele nie mówią do człowieka. Temù przëlëmiwô sã do A że… czë wspòmnął jem ju ò wójce…? Kandidat, co chòdzy pò lëdzach: nich jaczé zéwiszcze, nôlepi krótczé, cobë przechòdnym –– mòże sã zgùbic i wëlądowac w jinym welownym w głowie òsta. Hewò pôrã bédënków: Czas na młodëch! òkrãgù, Na mie mòżeta sã spùscëc! Nasz pòwiôt – wasze pòdatczi! –– mòże nie przeżëc pòtkaniô z gãsoma, psëskã, kòzą, Wiãcy szpòrtu! Wójt mùszi òdéńc! Spòkójno a do przódkù! bùlëjącą krową, òstrim kòtã czë jinym domòwim Wiãcy białk w gminie! Terô wąsati! Wiedno z Wama! itd. itp. krokòdilkã, Mòże dac zôchãcbã do radia a telewizje. W internet wsta–– mòże bëc wzãti za inkasenta òd prądu abò wòdë, wic. Wikszosc tëch radiowëch „za darmò” pùszczónëch je –– mòże bëc pòmilony z wëznôwcą jaczi jiny wiarë, tak smùtnëch, że leno sadnąc i zapłakac. Wszëtczé mòżlëwé –– mòże bëc wzãti do robòtë przë wëbiéranim bùlew abò wadë wëmòwë, wëkrãpóné akcentë, za wësok, za niskò i… wrëków, rzôdzy przë żniwach abò sanie, nié na temat. W telewizje pòdobno, le je jesz widzec tzw. –– mòże bëc pòkòpóny przez elektricznégò pastucha, mòwã cała. Żelë kandidat przërzékô cos a dotikô nosa – łże –– mòże sã spùrgnąc na slësczich trapach, wczwòrdnąc jak tósz. Ga zamikô òczë – nie gôdô, jak je. A rãce to nôlepi w psé, kòcé czë krowińc, taczémù z tëłu związac, cobë „helikòptera” nie robił, bò jesz –– mòże pòtkac daleczé krewniostwò. jaczi drodżi statk w studio skazy… Równak wcyg wiele lëdzy sã do samòrządu próbùje doMòże téż pôrã kandidatów do grëpë zebrac i zrobic debatã. To nie je letkô sprawa, bò òrganizatorzë mùszą stac. A za czim òni tak tam ckną? Chto wié…? Chto wié…? POMERANIA GÒDNIK 2014 35 genius loci Pruski trop Jacek Borkowicz Otoczona zielenią Borów Tucholskich, na uboczu szosy do Tlenia, skrywa się mała wioska Pruskie. Określenie „skrywa” nie jest retoryczną przesadą – żeby się o tym przekonać, wystarczy tutaj zajechać. Kilkanaście gospodarstw odwróciło się od drogi i jakby przylepiło do linii lasu. Wygląda na to, że ich pierwsi mieszkańcy bardzo starali się nie rzucać w oczy postronnym osobom. I chyba im się to udało. Nawet dzisiaj nie zajrzy do Pruskich przygodny turysta: zewsząd tu nie po drodze. Myliłby się ten, kto by kojarzył nazwę osady z dziedzictwem pruskiego zaboru. Na najstarszych pruskich mapach topograficznych brzmi ona nie z niemiecka, lecz identycznie jak obecna. Jest więc starsza niż polityczna obecność państwa pruskiego na tych terenach. Jak dawna? Nie mamy metryki wsi, ale możemy podejrzewać, że okoliczności jej powstania wyjaśnia właśnie jej nazwa. Bo prawdopodobnie założyli ją Prusowie. Skąd wzięli się po zachodniej stronie Wisły? I to jeszcze na tak niegościnnym dla osadnictwa, nieurodzajnym obszarze puszczy… Ale ten feler mógł być przecież atutem. Co niedobre dla rolnika, może być cenne w oczach uciekiniera. Bo Prusowie byli tu uciekinierami. Ustępujących pod krzyżackim naporem przygarnął książę Świętopełk, a może jego syn Mściwój-Mestwin. Prusowie osiedlili się w głębi lasu, na 36 puszczańskich polanach. Kiedy ich prześladowcy, Krzyżacy, zagarnęli Pomorze Gdańskie, pruscy emigranci zapewne nie wychylali nosa ze swoich leśnych kryjówek. Stąd dzisiejszy wygląd wioski. Jej krajobraz przypomina o tamtych odległych czasach, choć obecni mieszkańcy być może nie zdają sobie sprawy z pochodzenia założycieli osady. Takich osad było tutaj więcej. Kiedyś policzył je profesor Hubert Górnowicz. Gdy spojrzymy na sporządzoną przezeń mapę, stwierdzimy, że pruskie nazwy miejscowe pokrywają większą część rozległego obszaru Borów, a do tego jeszcze ich obrzeża. Pruszcz niedaleko Świecia, rezydencji wyżej wymienionych książąt pomorskich, początkowo zapisywano jako Prusk. Prusowie przybywali na Pomorze Gdańskie nie tylko jako uciekinierzy. Pogranicze Prus i Pomorza było od wieków terenem wzajemnych kontaktów obu mieszkających tu ludów. Pozostała po nich chociażby pamiątka w postaci kaszubskiego określenia źrebaka: prësôk, czyli Prusak (to słowo zanotował Friedrich Lorentz w II tomie swojego Slovinzisches Wörterbuch wyd. w 1912 r.). Bo Prusowie, doświadczeni hodowcy koni, zapewne przybywali na Kaszuby, by sprzedać tu swoje ogiery. Podobnie było na Ziemi Chełmińskiej. Siedemsetletnia kronika Piotra z Dusburga wymienia na jej obszarze trzy grody pruskie: Starogród, Rogowo i gródek wielmoży Pipina (dzisiejsza Pigża koło Torunia). Większość historyków wiąże ich powstanie z efemeryczną Pruskie. Fot. Anna Boulmer-Linda okupacją tych terenów przez pruskich najeźdźców. Nie wyklucza to jednak równoległej pokojowej penetracji. Skoro przed Krzyżakami polscy osadnicy zapuszczali się daleko w głąb pruskiego terytorium, analogicznie mogli postępować Prusowie. Między Toruniem a Golubiem znajdziemy Pruską Łąkę. Nazwę tłumaczy się osiedleniem w okolicy pruskich brańców wojennych, śmiem jednak wątpić, by własną łąkę przyznawano w średniowieczu lichej jenieckiej osadzie. Prościej już uznać, że wypasali tam swoje stada ludzie wolni – pruscy hodowcy koni. Niedaleko, za lasem, leży wioska Skępsk. Przywilej dla Golubia, wydany w 1421 r. przez wielkiego mistrza Michała Küchmeistera, precyzuje, iż posiadłości miasta rozciągają się „do wsi Schampen (Skępsk), która kiedyś nazywała się Pruską Wsią”. Na północnym krańcu Jeziora Zamkowego, nad którym leży Wąbrzeźno, jeszcze na początku ubiegłego stulecia istniała prastara osada o nazwie Prusy. Szperanie po starych mapach i kronikach przynosi nam kolejne odkrycia. Obecności Prusów na polskim Pomorzu nie można ograniczać do formuły okupacji ani też grabieżczych najazdów. Wydaje się raczej, że codziennością wzajemnych kontaktów sąsiednich ludów była koegzystencja. Jedni i drudzy mieszkali obok siebie. To dzięki pokojowemu sąsiedztwu pruski trop odcisnął się na tyle silnie i trwale na kartach historii Pomorza, że daje się odczytać do dziś. POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 SZKOLNICTWO Naprawmy też subwencję na kaszubski Od kilku lat nabrzmiewa problem wydatkowania subwencji oświatowej w związku z realizacją praw dzieci o szczególnych potrzebach edukacyjnych. Otóż samorządy terytorialne otrzymują z budżetu państwa spore kwoty w ramach subwencji oświatowej, ale wydatkują je na inne cele niż zaspokojenie potrzeb edukacyjnych tej grupy uczniów. Od lat problem ten zgłaszali na różnych forach głównie rodzice dzieci nie w pełni sprawnych, ale także organizacje mniejszości narodowych i Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie. Samorządy kosztem dzieci niepełnosprawnych i ich rodzin oraz uczniów pobierających naukę języka kaszubskiego łatały swoje potrzeby budżetowe w innych niż oświata dziedzinach. Stale dochodzi do kuriozalnych sytuacji, kiedy to dzieci o szczególnych potrzebach edukacyjnych uczą się w niedoinwestowanych lub niewłaściwie zorganizowanych placówkach, a organ prowadzący tłumaczy to brakiem pieniędzy… Wiadomo, że kwota subwencji przyznanej samorządowi z nawiązką pokrywa koszty nauki dziecka z niepełną sprawnością. Analogiczna sytuacja występuje w przypadku nauki języka kaszubskiego, kiedy samorządy otrzymują z tego tytułu spore środki z budżetu państwa (w 2013 r. ponad 100 mln zł), ale wydają na ten cel część środków. Jest to, co prawda, zgodne z prawem, bo budżet państwa finansuje oświatę poprzez subwencję, czyli środki „nieznaczone”, pozostawiając ich dystrybucję autonomii samorządów terytorialnych. Bulwersująca jest bardzo często spotykana sytuacja w gminach, kiedy pomimo sporej subwencji z tytułu nauczania języka kaszubskiego dzieci od lat nie mają nawet podręczników do tego przedmiotu i nie dofinansowuje się doskonalenia nauczycieli kaszubskiego. Pomimo podejmowanych zarówno przez organizacje niepełnosprawnych, jak i przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie prób zwalczania tych praktyk poprzez projekty strażnicze czy monitoringi wydatkowania środków publicznych, proceder trwa w najlepsze. Trzeba w końcu jednoznacznie przyznać, że konieczne jest zainicjowanie zmian w prawie. Wydaje się, że do podobnych wniosków doszedł rząd. W projekcie ustawy okołobudżetowej na 2015 rok złożonej w Sejmie RP Rada Ministrów przewiduje, że w ramach budżetów samorządów w Dziale 801 czyli „Oświata” wyodrębniony zostanie Rozdział ze środkami na edukację niepełnosprawnych. Samorządy będą musiały przeznaczyć na edukację dzieci z niepełnosprawnością wszystkie środki, które zostały im na te zadania naliczone w subwencji oświatowej. Oczywiście wywołuje to silny opór gmin i powiatów. Rozwiązanie to ma póki co obowiązywać tylko w roku 2015. Z całą pewnością przysłuży się ono transparentności wydatkowania sporych środków publicznych i poprawi sytuację tych dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi. Rozpoczęty proces wprowadzania korekt w subwencjonowaniu oświaty i w sposobie rozliczania samorządów z przekazywanych na nią środków z budżetu państwa stwarza okazję do naprawienia błędów, jakie istnieją w finansowaniu nauczania języka kaszubskiego. Jako Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie powinniśmy podnieść tę kwestię i zdobyć dla załatwienia tej sprawy sojusznika tak, aby pieniądze podatników przekazywane gminom i powiatom na nauczanie języka kaszubskiego rzeczywiście trafiały do szkół i były wydatkowane na ten cel. Nowe rozwiązania mogłyby zacząć obowiązywać od 2016 roku. Samorządy w końcu rozliczane byłyby z pieniędzy przyznanych im na nauczanie języka kaszubskiego, a dzieci i młodzi ludzie, którzy uczą się tego przedmiotu na ochotnika 3 godziny w tygodniu, mieliby lepsze warunki do poznawania dziedzictwa Kaszub. Łukasz Grzędzicki, prezes ZG ZKP NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE Z ŻYCIA ZKP W TWOJEJ SKRZYNCE MEJLOWEJ ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA NA WWW.KASZUBI.PL/NEWSLETTER POMERANIA GÒDNIK 2014 37 Gòdë 2014 Kòlãdë W czas Gòdów chcemë zabédowac najim Czëtińcóm słowa dwùch kaszëbsczich kòlãdów, jaczé pòwstałë w òstatnëch latach. Wôrt pòznawac tekstë, w chtërnëch dzysdniowi aùtorzë òpisëją swòje widzenié narodzeniô Bòżégò Sëna i pòmôgają nama w bëlnym przeżëwanim gòdowégò cządu. Gwiôzdo Zrodzony na sankù Gwiôzdo, jak gòrnia swiécącô Prowadzë nas do Betlejem, Dze w kùmikù leżi Dzecã, Chtërno sã do swiata smieje. Na zôpis z Józwą szła Marija Do Betlejemù w Judzczim kraju Tam prawie naszła na Niã chwila, Co nowi biég da dzejóm najim. Gwiôzdo jasnô w całi krôse, Co cemnice rozwidniwôsz, Prowadzë nas do Dzecuszka, Chtërno swiat rozwieseliwô. Nie bëło w karczmie dlô nich placu, Nalezlë w chléwie môlëk w kùmkù. Tam Christus swòje żëcé zaczął, Marija zrodza Gò na sankù. Gwiôzdo sklëniącô na niebie Reduj sã w ny swiãti nocë, Bò Twój Stwórca sã narodzył I sle płomny ùsmiéwk do ce. Òséł grzôł z wòłã swiãté Cało, Pasturcë niskò złożëlë skłón. Jezëska niebò przëwitało, Zbawicél przëszedł na zemsczi plón. Gwiôzdo jedurnô, wëbrónô, Żebë swiecëc nad Betlejem, Niech twój wid pò całim swiece Miłotã i ùbëtk seje. Christus co dnia òd tegò czasu Zazérô do nas, bë miłosc sôc. Le wiedno zôs Mù felô placu W kamiannëch nórtach lubòtnëch serc. Br. Zbigórz Joskòwsczi Eùgeniusz Prëczkòwsczi Tekstë pòchôdają z ksążczi: Dlô Was Panie. Kòscelny spiéwnik (przër. E. Prëczkòwsczi, Gduńsk 2006). Tam nalôżają sã téż nótë do nëch kòlãdów. mùzyka Nowi Pò kaszëbskù festiwal w klubie PG W slédny weekend rujana Kwadratowa we Gduńskù wëfùlowała sã lubòtnikama fòlkòwi mùzyczi. To prawie w tim sztudérsczim klubie Gduńsczi Pòlitechniczi òstała zòrganizowónô pierszô edicjô festiwalu Kaszëbë Fest. Rozegracjô mô promòwac westrzód mieszkańców Trzëgardu ùtwórstwò mùzyków môlowi binë, dlô chtërnëch pòdskôcënkã są Kaszëbë. Gwiozdą imprezë bëłë Bubliczki – karno zwëskiwającé corôz wiãcy lubòtników w całi Pòlsce, jaczé zajistniało dzãka wëstãpòwi w pòlsatowsczim „Must Be The Music”. Jegò mòcą je ùtwórstwò òpiarté ò kaszëbską zamkłosc, òblokłé w ritmë bałkańsczé, cygańsczé i kaszëbsczé, to je… prôwdzëwé sparłãczenié etnozwãków. Òkróm ti grëpë, czedës zez Brus, dzysô ze Szczecëna, wëstąpiła téż Chëcz, pòkazywającô òd lat, że kaszëbizna bëlno brzëmi nié le w lëdowëch dokazach, ale i w rësznëch, rockòwëch sztëczkach. Nie zafelowało znónégò w kaszëbsczim òkrãżim karna Fucus, jaczé sygô do irlandzczich, bretońsczich i szkòcczich zwãków. W ti mùzyczny rozmajitoscë pòjawił sã téż wschòdny akcent. Kòncert zagrała grëpa Dobroto, jaką twòrzą instrumentaliscë z Tygiel Folk Banda i gduńsczé spiéwné karno Kadarka. Dobroto sprawiło, że w klubie Kwadratowa zabrzëmiałë m.jin. tradicyjné spiéwë Ùkrajinë w melodijnëch aranżacjach. To rujanowé wëdarzenié miało zachtną frekwencjã, co dôwô nôdzejã, że Kaszëbë Fest stónie sã wôżną rozegracją na Pòmòrzim i bãdze promòwac dzysdniową twôrz kaszëbsczi (i nié leno) mùzyczi. Halina Malijewska Tłóm. DM POMERANIA GÒDNIK 2014 Pierszô edicjô festiwalu Kaszëbë Fest zdôwô sã pòcwierdzac, że młodémù pòkòleniu widzy sã sparłãczenié mòdernëch zwãków z tradicyjnyma melodiama i regionalnyma jãzëkama. 26 rujana do klubù Kwadratowa na festiwal òrganizowóny przez Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié i Karno Sztudérów Pomorania przëszlë sztudérze, ale téż familie z dzecama. Bëło to pierszé tegò ôrtu wëdarzenié i mòże dlôte ceszëło sã tak wiele gòscama. Niechtërny przëjachelë zza grańcë, na przëmiôr ze Szwédzczi, jak Agata Rogala. Wedle mie wcyg baro mało sã robi, żebë pòkazac lëdzóm folk. Jô przëjacha tuwò le na to wëdarzenié, bò rzôdkò sã zdôrzô, żebë mòżna bëło pòsłëchac tegò ôrtu mùzyczi – pòdsztrichiwô w kôrbiónce z nama. Festiwal zaczął sã òd kòncertu karna Chëcz, co pòkôzôł lëdzóm kaszëbsczé frantówczi w rockòwëch brzëmieniach. Pò kòncerce wòkalista Piotr Kapczińsczi pòwiedzôł nama, że lëdzóm baro sã widzało: Bëło bëlno. W taczich sztërkach jak dzysô, jô widzã, że to, co më robimë, mô szëk i że je brëkòwné. Aleksandra Kas, sztudérka i szkólnô òd kaszëbsczégò, na festiwal przëjacha, żebë òbôczëc swòje lubòtné karno Bubliczki: Wedle mie dobrze sã stało, że nen festiwal òdbéł sã w strzodowiszczu gduńsczich sztudérów. Na codzéń przëchôdają tuwò lëdze spòza Kaszëb i prawie dzysô mògą doznac sã, że przë kaszëbsczi mùzyce téż mòże sã bëlno bawic. Bubliczki nie zawiodłë. Przë skò cznëch zwãkach kaszëbskò-bałkańsczi mùzyczi gróny przez to karno bawilë sã tak Kaszëbi, jak i jiny ùczãstnicë festiwalu. Adrian Watkowski, Klub Sztudérów Pomorania Tłóm. Tomôsz Ùrbańsczi Folk, to je ôrt pòpùlarny mùzyczi, jaczi òpiérô sã na lëdowi mùzyce, òd pôrãnôsce lat przeżiwô w Pòlsce swój złoti czas. Przikładama karnów, jaczé wëzwëskùją tã módã, są chòcle pòdhalańsczé Trebunie Tutki (zaczinelë jakò lëdowô kapela, terô grają na nôwiãkszich eùropejsczich festiwalach mùzyczi swiata), Golec uOrkiestra (westrzód swòjich dobëców mają m.jin. platkã sztërë razë pòkrëtą platiną) czë Zakopower, jaczi parłãczi tradicyjné góralsczé melodie z dzysdniową klubòwą mùzyką. Jeden z nôwôżniészich pòlsczich fòlkòwëch kònkùrsów òdbiwô sã w òbrëmienim Festiwalu Fòlkòwi Mùzyczi Pòlsczégò Radia „Nowô Tradicjô”. W 2009 rokù pierszą nôdgrodã dobëłë w nim Bubliczki Cashubian Klezmer Band. Gwiôzda Kaszëbë Fest promòwa téż kaszëbiznã òbczas latoségò Przëstónkù Woodstock (kòl 750 tës. ùczãstników). Kaszëbë są téż pòdskôcënkã dlô taczich mùzyków, jak Olo Walicczi (w lëstopadnikù ùkôza sã jegò platka „Kaszëbë II”) czë znónô jazzowô artistka Kristina Stańkò, jakô nagrała albùm „Snik” inspirowóny kaszëbską kùlturą. Ju wnetka ùkôże sã téż platka Almost Jazz Group „Na Kaszëbach”, na chtërny są m.jin. lëdowé melodie w jazzowëch aranżacjach. HM 39 wëdarzenia Harpagan w kaszëbsczich lasach Ju òd 25 lat w naszi òbéńdze je robiony Ekstremalny Rajd na Orientację HARPAGAN. Mòże w nim brac ùdzél dwa razë òb rok: na zymkù i òb jeséń. Latos w jesénny edicje tegò wëdarzënkù na kòłowëch (200, 100 i 50 km) i piechtnëch (100, 50, 25 i 10 km) stegnach jibòwało sã wnetka 1400 sztëk lëdzy. Titel Harpagana dostało 92 miónkarzów. Maya Gielniak Co znaczi Harpagan? „Tëlé më wiémë ò se, na wiele naju sprawdzą” – taczé mòtto przëswiecywô rajdowi na òrientacjã Harpagan, jaczégò ideą je dobëcé słabòtów i sprôwdzenié grańcë gwôsny wëtrzëmałoscë. Kòżdô z edicjów Harpagana, parłączącégò w se dzéle piechtny i kòłowi turisticzi, je w jinszim môlu. Ta wëpadła w Lëpùszu. Harpagan je rajdã na òrientacjã. Jegò bëtnicë dostôwają wnet przed startã kôrtã z nacéchòwónyma kòntrolnyma pùnktama. Drogã midzë pùnktama kòżdi céchùje so sóm, z pòmòcą ti kôrtë i kómpasa. Kòżdô fela w planowanim i nawigacje brzadëje wëdłużenim turu, na jaczégò zwënégã mô sã wëznaczony czas. Na przëmiôr na pòkònanié 100-kilométrowi piechtny turë mô sã 24 gòdzënë. W tim cządze rokù to òznôcziwô, że zachtny dzél stegnë jidze sã òcemnicą. Ni ma przerwë na spanié czë dłëgszé òdpòcznienié. Je to doba marachòwaniô, doba mierzeniô sã ze słabòtama, ùmãczenim, mòrzenim spikù. W ekstremalnëch warënkach, w nieznóny òbéńdze. Doba mòklëznë, bólu nogów, òdtłoków na nogach. Pôlącëch òczów, zmògłëch kòlanów. I mùszebnotë skùpieniô sã na nawigacje, òbserwòwanim kôrtë i kómpasu, pilowanim drodżi. Próba mòżlëwòtów gwôsnégò òrganizmù. Na tim pòlégô ekstremalnosc tegò rajdu, a téż jegò niezwëkłota. I ni ma tuwò przegrónëch. Dobëtnikama sã wszëtcë, co mielë òdwôgã wëstartowac, niezależno òd te, jaczi distans pòkònelë. 40 Ale titel Harpagana zastrzeżony je dlô nôtwiardszich, dlô tëch, co mieszczącë sã w wëznaczonym czasu, dobãdą nôbarżi drãdżé turë: 100 km piechti, 200 km na kòle abò sztur kómbinowóny: 100 km na kòle i 50 piechti. Fenomen Harpagana Dwadzesce piãc lat dowsladë, òb noc z 28 na 29 rujana 1989 rokù, Bògdón Jaskewicz i jesz piãc zapôlińców pòstanowielë przeńc 100-kilométrową turã, jidącë pò kaszëbsczich lasach w fùlnym turisticznym rinsztunkù. Szlë bez òdpòcznieniô, òb dzéń i noc, sprôwdzającë mòc gwôsny wòlë, pòkònywającë słabòtë òrganizmù, ùmãczenié, brak spaniô. Nie spòdzywelë sã nenczas, że zarażą tą ideą tësące lëdzy. Wiadło ò tim nadzwëkòwim rajdze rozeszło sã pò całi Pòlsce. Wielëna ùczãstników wcąg rosła. Òd rokù 2000 w kòżdi edicje startowało ju wiãcy jak 500 lëdzy z całégò kraju! Magijnô lëczba 1000 ùczãstników przekroczonô òsta w 2012 rokù w Czôrny Wòdze. W latosy jesénny edicje wzãło ùdzél wnet 1400 lëdzy! Z kameralny, towarzësczi imprezë Harpagan stôł sã niespòdzajno jednym z nôwiãkszich ekstremalnëch wëdarzeniów w Pòlsce! Nimò że ni ma tuwò wôrtnëch nôdgrodów – dobiwca dostôwô blós medal i statuetkã z sym bòlicznym „H” – wielëna ùczãstników wcąg rosce. Harpagan stôł sã kùltową imprezą znóną nié leno w Pòlsce. Brelë w nim ùdzél gòsce z Niemców, Czechów, Biôło rusje, Słowacje, Norwegie, Łotwë, Hòlandie, Rusków, Ùkrajinë, Irlandie, Belgie, Szkòcje, a nawetka z RPA. Lëpùsz 18.10.2014, gòdz. 10 w. – zakùńczenié rajdu Szkòłowô jôdnica òd 10 reno do 10 wieczór wëdôwa regeneracyjné zjest kù, pôchniało kawą i lëpùską arbatą. Òd wczasnégò pòpôłniégò na swietlnëch tôflach mòżna bëło òbaczëc wëniczi rajdu – chto zlôzł abò zjachôł z turë, jaczi ùdostôł czas, mòżna téż bëło to samò òbaczëc na ekranie òglowòdostãpnégò kòmpùtra. Ùmãczony ùczãstnicë zapòznôwelë sã z wënikama, kòmentowelë, òpòwiôdelë so ò ùcëmiãgach i zwënégach na dardze. Ò 10 wieczór na gimnasticzny salë zeszlë sã wëmãczony ùczãstnicë rajdu. Sedzelë na pòdłodze, leżelë na matracach, niechtërny drzémelë. Wiãkszi dzél òbzérôł wiôldżi ekran, na jaczim wëswietliwóné bëłë nôcekawszé òdjimczi z całégò dnia, z wszëtczich turów. Mòżna bëło wszëtkò przeżëc jesz rôz. Lëpùszczé karno „Nie ma Lipy” zaspiéwało himn Lëpùsza, tak melodijny i skòczny, że czileset lëdzy klôskało w ritm piosenczi. Nadeszedł ùlëdóny sztót – ògłoszeniô wëników, nôdgrodzeniô dobëtników kòżdi kònkùrencje i na kùńc ùhònorowaniô 92 nôtwiardszich miónkarzów – Harpaganów lëpùsczi edicje rajdu. Òb czas pòdzãkòwaniów bëło pòdsztrichiwóné 25-lecé ti imprezë, bëłë gratulacje, żëczbë, czile słowów rzeknął òjc Harpagana, Bògdón Jaskewicz. Òganizatorzë rajdu dostelë òd włodarzów gminë snôżą, zrobioną bez artistã Andrzeja Dwòrczika, żłobinã kaszëbsczégò Harpagana. Bëło wiele redotë! Nimò ùmãczeniô wszëtcë bawilë sã bëlno POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 wëdarzenia / WAŻNE DATY DZIAŁO SIĘ w grudniu w niepòwtarzalny atmòsferze wespólny zabawë. Bò doch w Harpaganie jidze przédno ò dobrą, wespólną jigrã na swiéżim lëfce. Na zakùńczenié wôrt je jesz pòd sztrëchnąc, że Lëpùsz bëlno przë rëchtowôł sã do ti imprezë. Krómë, restaùracje òdemkłé bëłë tëlé, wiele bëło nót. Zrzesz Szkòłów w Lëpùszu stała sã Bazą Rajdu i bazą do spaniô jednoczasno. Zawòdnicë to twiardi lëdze, do spaniô sygnął jima sztëk pòdłodżi i matraca. W szkòle bëłë pùnktë infòrmacyjné, bióro rajdu, robiącé non stop przechòwalnie, mëtniô dlô kòłów, przechòwalniô dlô kòłów, prisznice i WC, mediczny pùnkt, masażista, jôdnica, wielné turisticzné stojiszcza, Rajdowé Centrum, kawòwóz, wszëtkò bëło òdemkłé całą dobã – gôdô Kamila Żëwickô, direktórka lëpùsczégò Gminnégò Westrzódka Kùlturë, Spòrtu i Rekreacje. Tłómaczëła Iwóna Makùrôt Òdj. A. Kùkier W ERnO HARPAGAN-48 w Lëpùszu nôlepszi na piechtny turze 100 km béł Krësztof Nowôk ze Gduńska, brëkòwôł na ji pòkònanié 14 gòdzënów 22 minutë (limit czasu 24 gòdzënë). Na kòłowi turze 200 km dobéł Daniél Smieja ze Szczecëna. Turã pòkònôł w czasu 10 gòdz. 40 min. (limit czasu 12 gòdzënów). Na miészóny turze 100 km na kòle, 50 piechti nôlepszi béł Pawéł Cwidôk ze Gduńska: 12 gòdz. 14 min. (limit czasu 18 gòdzënów). • 7 XII 1994 – z inicjatywy oddziału ZKP w Rumi odsłonięto w tym mieście pomnik Mestwina (Mściwoja II), ostatniego księcia Pomorza Gdańskiego. • 10 XII 1934 – w Toruniu zmarł Jan Brejski, wojewoda pomorski, dziennikarz, orędownik powrotu Pomorza do Polski. Urodził się 20 lutego 1863 w Pączewie (pow. starogardzki), pochowany został na Cmentarzu św. Jakuba w Toruniu. • 12 XII 1944 – w Konstancinie k. Warszawy zmarł Bernard Chrzanowski, prawnik, działacz narodowy, popularyzator morza i Kaszub, autor wielu publikacji poświęconych Pomorzu, mecenas „Gryfa” i młodokaszubów. W 1987 r. Zarząd Główny ZKP ustanowił Medal im. B. Chrzanowskiego „Poruszył Wiatr od Morza”. B. Chrzanowski urodził się 27 lipca 1861 w Wojnowicach. • 18 XII 2004 – o godzinie 8 zaczęło nadawać Radio Kaszëbë. 10 lat temu siedziba Radia znajdowała się we Władysławowie, dzisiaj w Gdyni. Audycje w tej lokalnej stacji są dwujęzyczne – kaszubskie i polskie. • 25 XII 1294 – zmarł książę gdański Mściwój II. Jeszcze za życia doprowadził do układu w Kępnie (15.02.1282), gdzie przekazał Pomorze Gdańskie w sukcesję księciu wielkopolskiemu Przemysłowi II. • 25 XII 1904 – w Pelplinie zmarł ks. Bernard Ruchniewicz, dyrygent, kompozytor, współtwórca diecezjalnej szkoły organistowskiej (1887), autor m.in. Śpiewnika kościelnego dla użytku wiernych diecezji chełmińskiej (Grudziądz 1897). Urodził się 26 lutego 1851 w Pelplinie. Źródło: Feliks Sikora, Kalendarium kaszubsko-pomorskie Ogłoszenie! Zapraszamy do wzięcia udziału w konkursie plastycznym „Miejsca kultu na Kaszubach (sanktuaria, kościoły, kapliczki)” organizowanym przez Zespół Szkół w Potęgowie (ul. Szeroka 16, 76-230 Potęgowo, tel/fax 59 8115321, mail [email protected]). Nasz region pełen jest miejsc, które przez swoją wyjątkowość stanowią ważne punkty na religijnej mapie kraju. Zależy nam na tym, by młode pokolenia o tym nie zapominały, by potrafiły docenić wartość tego, co bliskie, co od zawsze znane. Celem konkursu jest przedstawienie oczami dzieci i młodzieży miejsc kultu naszej małej ojczyzny, poznawanie historii i dziedzictwa kulturowego regionu oraz budowanie tożsamości lokalnej mieszkańców województwa pomorskiego. Adresatami konkursu są uczniowie klas I–III i IV–VI szkoły podstawowej oraz I–III gimnazjum. Tematem prac powinny być ciekawe – pod względem historycznym, kulturowym, architektonicznym – miejsca kultu w okolicy miejsca zamieszkania uczestnika konkursu (na terenie województwa pomorskiego). Konkurs rozpoczyna się 1 listopada 2014 r., a kończy 28 lutego 2015 r. Chęć wzięcia udziału w konkursie należy zgłosić do 20 grudnia 2014. Termin uroczystego wręczenia nagród zostanie ogłoszony na stronie internetowej organizatora, a uczestniczące w konkursie placówki zostaną o nim poinformowane telefonicznie. Wszystkie informacje, regulamin oraz dane kontaktowe można znaleźć na stronie zspotegowo.pl w zakładce Język kaszubski. Zachęcamy do udziału w konkursie! POMERANIA GÒDNIK 2014 41 z Kociewia Z uczty na ucztę M A R I A PA J Ą KO W S K A - K ENSI K Niekiedy tak bywa, że święto nie jest takie osobne, wyróżnione z codzienności, lecz podwójne, jakby tego pierwszego było mało. W polskiej kulturze najważniejsze święta religijne są właśnie podwójne, nawet były kiedyś dwudniowe Zielone Świątki. Kto bywa za granicą, wie, że tam jest inaczej. Chrońmy naszą odświętność przekładaną na nastrój unoszący w górę… wzmacniający siłę ducha i pozwalający czekać (w samym oczekiwaniu bywa połowa przyjemności) na kolejne święta. W połowie listopada cztery kolejne dni tygodnia zamieniły się dla mnie w ciekawe święta. Najpierw w Rulewie (które pamięta barwną postać Barnima Rulewskiego i Jana Rulewskiego, pamiętnego działacza Solidarności z Bydgoszczy, obecnie senatora), w jednym z najpiękniejszych zespołów pałacowo-ogrodowych w Borach Tucholskich – jak podaje informator – zorganizowano konferencję poświęconą ochronie krajobrazu (przyroda i kultura). Położony u wrót Borów Tucholskich (w części wpisanej w nasze Kociewie) czterogwiazdkowy hotel Hanza Pałac był świetnym miejscem spotkania przyrodników i ludzi kultury z Polski. Z przyjemnością słuchałam referatów o znaczeniu tradycyjnych sadów znad Dolnej Wisły, czyli Kociewia. Dobre pomysły wykorzystuje się w królewskim zespole pałacowo-parkowym w Wilanowie. Rozmowa z sympatyczną młodą wilanowską ekipą podczas wieczornej biesiady była dla mnie miłym zakończeniem bogatego w przeżycia dnia. W niezwykłym miejscu ciekawe spotkania stają się świętem. Zawsze wtedy 42 myślę, jak dobrze, że oprócz ekspertów czy też zwykłych wyrobników są ludzie z pasją, którzy nie zaczynają rozmowy od pytania „Za ile?”. Innego rodzaju przeżycia dostarczył uczestnikom VII Festiwal Twórczości Kociewskiej im. Romana Landowskiego w Tczewie. Patronem festiwalu jest tu postać symboliczna. Urodzony w Świeciu nad Wisłą, przez wiele lat mieszkał i pracował w Tczewie, w ostatnim okresie życia zamieszkał w Czarnej Wodzie, czyli w powiecie starogardzkim. W ten sposób przemierzył – połączył Kociewie. Pierwszy i wieloletni redaktor naczelny „Kociewskiego Magazynu Regionalnego”, nie doczekał wprawdzie srebrnego jubileuszu kwartalnika, ale nadał mu kształt i wyznaczył przestrzeń dociekań i relacji z życia regionu. Na początku jego wiersze i poetycka proza ożywiały się w recytacjach. Od trzech lat poszerzono formułę – podczas deklamacji można usłyszeć wiersze lub teksty prozą Zygmunta Bukowskiego, Jana Majewskiego, Andrzeja Grzyba, ks. Janusza Stanisława Pasierba, ks. Franciszka Kameckiego i innych. Tak, Kociewie i pod tym względem nie jest ubogie. Są jeszcze Małgorzata Hilar czy też Stanisław Sierko, obdarowujący nas przed Wielkanocą i Gwiazdką nowym tekstem poetyckim przypominającym, że nadchodzą święta… Właśnie S. Sierko obdarował mnie niegdyś ciągle mi bliską kociewską smętnicą, a jego sześciostronicowe listy (tzw. sierkowate) to oddzielny poemat. Dlaczego ludzie listów nie piszą? Czy zdawkowe smsy czy mejle mogą zastąpić listy okraszone czekaniem, ogrzane ciepłem piszących i czytających później rąk. Nie mogę się pogodzić z upadkiem tej sztuki, będę wytrwale pisać… i czekać… Wracając do wspomnianego festiwalu, cieszę się, że był z rozmachem. Dwudniowy, bogaty. Już same liczby wiele mówią – prawie 300 uczestników z 47 placówek. Najwięcej z powiatu tczewskiego, ale i ze starogardzkiego. W tym roku do Tczewa dotarli też po raz pierwszy laureaci Powiatowego Konkursu Recytatorskiego „Poeci z Kociewia”, w Świeciu organizowanego od 2010 r. Wreszcie Kociewie razem, całe. Obok recytacji są konkursy na prace literackie, plastyczne, programy poetycko-muzyczne i inscenizacje. Powagę święta podkreśla też obecność gości, m.in. posła RP Kazimierza Smolińskiego i senatora RP Andrzeja Grzyba. W drugim dniu jest uroczysty koncert – pokaz. Myślę wtedy z dumą – Kociewie żyje! I pewnie patron święta (przy jego symbolicznym wizerunku można przysiąść na tczewskiej ulicy) byłby – jest? – z takiego plonu regionalnego ziarna zadowolony. W naszym Świeciu konkurs rejonowy organizowany jest w Szkołach Katolickich im. ks. dra Bernarda Sychty. Oddział ZKP w Bydgoszczy też wspomaga to dzieło. Liczą się nie tylko ufundowane nagrody, ale chyba bardziej znamienny jest udział w pracach jury Aliny Rzepeckiej, bardzo sympatycznej poetki z Bydgoszczy. Niezwykle wrażliwej, subtelnej i wypowiadającej się jak zwykle – poetycko i krzepiąco. Dziękuję Bogu za poetów, za ich lot ku gwiazdom, wskazujący kierunek, życzę Czytelnikom „Pomeranii” i oczywiście Redakcji z okazji Gwiazdki (potrójnego święta, bo z Wigilią, a potem jeszcze tzw. Święte wieczory do Trzech Króli) jak najwięcej okazji do zadziwień i zachwytów, a w Nowym Roku wiele dobra, tego też zwyczajnego. POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 gadki Rózaliji Mali szurek pod chójka – na Boże Narodzanie Zyta Wejer Jidó najpiankniejsze Śłanta. Narodzi sia tan, chtórnygo oczekiwelim mi ludzie bez całke wjeki. Jak łón, tan Bóg-Dziecina, sia narodziył, żam zaczani rachować czas łod nowa. Tera mómi 2014 lat po jego narodzaniu. To jego narodzanie otworzyło nóm nowe spojrzenie na żicie tu na ziamni, ale ji po śmniyrci. Narodzanie we żłobie to był jano początek. Ale mi tan początek durcham śwjantujim ji jak czas Bożygo Narodzania mninie, to nóm sia robji smutno ji wiglóndómi nowych narodzinów. Ale latosiygo roku pod chójką naleźlim małego szurka – Kacperka, co sia jakobi narodziył zez Panam Jezusikam, co leży na sianku, ji słucha jak mi mu srodze pjanknie śpsiywómi ty kolandi: „Lulajże Jezuniu, lulajże, lulaj!!!”. A ti nasz Kacpusiu sia tysz łutulaj! Walnego dyrowało, nim sia tan małi berbeć na śłat Bożi wikulnył! Pjyrsze żam je srodze ciekawa, czi ów szurek choć dziepko szlachuje za Prababkó? POMERANIA GÒDNIK 2014 Boże drogi, toć najważniejsze je to, czi je zdrów ji całki! Ale córka ze zianciam gadeli, że wszitko je zicher! Jano że ja musza to sama łobtaksować. Na mojygo wnuka prziszed tera „wjek męski, wjek klęski”. Ja mu to przepowjadałóm durcham! Jano łón ni mniał pojancia, ło co mnie sia rozchodzi. A ło tan tramwaj, co niy chodzi! Uchować rodzina zez jedni głodowi pensiji, eszcze zez przichówkam (nó jó, ale po co sia opartolył), to nie je ano take hop! Może równak przi Boski pómoci ji wszitkych śłantych (czyt. rodzini) to sia da! Timczasam bierza machi pod pachi ji leta na ty przepatri, obtaksować tego Kacperka, bo tak mu ma bić na jimnie. Póno nic mu nie fyluje, ale ja musza to na swoje łoczi obaczyć ji tan werdykt zatwjyrdziyć! Łusz żam je byrajt ji zara banda pyrgać! Jano Boże uchowaj, co bim sia nie wikańtowałóm wedle drogi. Tedi wew Jimnie Łojca ji Sina – dali wew land! Rózalija PS Szurek je zdrów ji całki, chyba szlachuje za Prababkó! Możeta mnie tedi pogratulować! Znówki sobje jednygo golna, na zdrówko ti znajdki, tego szurka pociesznygo! Niech rośnie tan bómbel jak na młodziach, Bogu na chwała ji pociecha ludziskóm! Jano cobi łón nie wirós na jakygo witrikusa abo richt na lóntrusa, a eszczi gorzi na rocitnika! Ale na przodziek niy bandzim sia trapjyć – na niy! Ruske bi rzekli: „pażywiom, uwidzim!!!”. Zaśpsiywejma jano tedi wewta wjigilija: „Bóg sia rodzi, moc truchleje” abo „Pódźma wszitke do stajanki”. Śpsiywania nigdy nie je za wjele. Ji dejma przikład dzieciskóm, niech tradycja wew narodzie nie ginie! Jó, a na pastyrka to nawetki kożdi ochlapus jidzie! Ja jida! A wi? Jano jidźta!!! Zez Bogam tedi. Do siygo roku! Tekst w gwarze kociewskiej, w pisowni autorki 43 ZROZUMIEĆ MAZURY Gody WAL D E M AR M IERZWA Godami lub godnymi świętami nazywano na Mazurach dni od Bożego Narodzenia do Objawienia Pańskiego (Epifanii), w tradycji polskiej zwanego potocznie świętem Trzech Króli. Ostatnia niedziela przed Adwentem, czyli czasem przygotowania na powtórne przyjście Pańskie, poświęcona była na Mazurach pamięci zmarłych i zwano ją Dniem Wieczności. Erwin Kruk zauważa w Szkicach z mazurskiego brulionu, że „czas adwentowy przypominał człowiekowi, że jest istotą żyjącą na pograniczu dwóch światów: między tym, co już się wydarzyło, a tym, co ma jeszcze nastąpić. To był ten wymiar religijny, swoista fizyka i metafizyka mazurskiego świata. Łączył on, mówiąc w uproszczeniu, narodziny Dzieciątka z pamięcią o swoich umarłych i własnym życiu”. W wigilię Bożego Narodzenia prace kończono przed zapadnięciem zmroku. Wieczorem siadano przy stole przykrytym lnianym obrusem, stawiano na nim świecę, a gospodarz odczytywał fragment z Biblii o Bożym Narodzeniu albo stosowną część postylli, czyli zbioru kazań przystępnie komentujących to wydarzenie. Aż do początku XX wieku w mazurskich domach nie stawiano świątecznych drzewek i nie obdarowywano się prezentami. Gody zwiastowała gwiazda zaranna – jutrzenna, czyli Jutrznia (niem. Morgenstern). Jutrznią nazywano tu też misterium przedstawiające sceny z narodzin Dzieciątka, odgrywane przez dzieci przed świtem pierwszego dnia świąt. Było ono najważniejszą, a dla wielu najpiękniejszą częścią 44 uroczystości bożonarodzeniowych. Jutrznia trafiła na Mazury jeszcze w czasach katolickich w postaci jasełek, czyli widowisk o Bożym Narodzeniu opartych na średniowiecznych misteriach franciszkańskich. W miarę upływu lat jej oparty na Ewangelii tekst wzbogacono o pierwiastki twórczości lokalnej i przeobraziła się w rodzaj teatru ludowego. Max P. Toeppen podkreślał w Wierzeniach mazurskich, że była to „wielce lubiana uroczystość”, w której „najżywszy udział bierze cała ludność polska, a nawet i wielu Niemców”. Grzegorz Jasiński zalicza Jutrznię do najważniejszych zwyczajów kościelnych na Mazurach. Wprawdzie uroczystość tę znano także w innych prowincjach, choćby w Prusach Zachodnich czy w Wielkopolsce, jego zdaniem jednak „Jutrznię mazurską wyróżniał jej dramatyzm, ludowość i powszechność”. Max Rosenheyn, autor wydanej w 1858 r. relacji z podróży po Prusach pt. Reiss-Skizzen aus Ost- und Westpreussen, uczestniczył w Jutrzni w jednym z kościołów w Puszczy Piskiej: „O czwartej rano dzwon kościelny dał znak wyruszenia. Wszyscy mężczyźni, usłyszawszy dzwonienie, zdjęli nakrycia głowy. Matka zbudziła dzieci. Włożyły one zwykłe ubrania, na nie zaś białe koszule, opasując je czerwoną wstęgą. Na głowy nałożyły kolorowe, papierowe czapki, a gdy wzięły gałązki sosnowe, podeszła do nich matka, natarła każdemu policzki proszkiem z cegły, węglem zaś narysowała (bez wyjątku – chłopcom i dziewczętom) czarne brwi i solidne wąsy – anioły były gotowe. (…) Tłok był tak wielki, że przez główne drzwi nie udało mi się dostać do kościoła – musiałem wejść przez zakrystię (…). Wszędzie – na ambonie na ołtarzu i świeczniku nawy paliły się kolorowe świece woskowe. Na bocznym chórze, a także i w dole na ławach niemal każdy miał przed sobą płonącą świecę. Cały ten tłum zaśpiewał po polsku, pełną piersią, ale na jeden głos, pieśń poranną z towarzyszeniem małych, krzykliwych organów. Podczas ostatniej zwrotki weszły do kościoła tłumy aniołów z płonącymi gałązkami sośniny. Większy oddział aniołów ustawił się w dwuszeregu przed ołtarzem, dwa mniejsze zajęły miejsce w chórze i w głębi kościoła”. Do dzisiaj nie ma zgody co do godziny rozpoczynania Jutrzni. Karol Małłek, który w latach trzydziestych XX wieku odtworzył przebieg tej uroczystości na Działdowszczyźnie „dzięki tylko dobrej pamięci naszych, w sędziwym wieku, ojców i matek” i wydał jej scenariusz drukiem (Jutrznia mazurska na Gody), uważał, odwołując się do „zwyczaju mazurskiego”, że powinna się rozpoczynać o drugiej w nocy. Toeppen i Rosenheym przesuwali jej rozpoczęcie na czwartą nad ranem, a pamiętający Jutrznię z czasów dzieciństwa mazurski pisarz Erwin Kruk przychylał się do tezy, iż właściwą godziną była szósta. W didaskaliach do działdowskiej Jutrzni Małłek podał, iż wszyscy biorący w niej udział powinni być ubrani w długie, białe koszule przybrane różnobarwnymi szarfami (szerpami), wstążkami i gwiazdkami. Aniołowie i żaczki powinni mieć w prawej ręce palącą się świecę w specjalnym lichtarzyku (kierca), główny anioł skrzydła, pasterze długie laski, pielgrzym laskę podróżną, królowie korony ze złoconego papieru, a uczeni w piśmie winni trzymać POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 Zrozumieć Mazury w rękach księgi. Małłek podkreślał, że aby „nastrój był szczery i wzruszający”, oracje sierot powinny wygłosić „rzeczywiste sieroty”. W mazurskich jutrzniach dbano dawniej nie tylko o żarliwość sierocych mów. Rosenheyn odnotował, że – zapewne dla osiągnięcia inscenizacyjnego efektu – powszechnym zwyczajem było spuszczanie spod świątynnego sufitu ubranego na biało chłopca-anioła, który śpiewał „Z nieba wysokiego stamtąd przybywam tu”. Pewnego razu „zdarzyło się, że anioł trzymał zapaloną świecę zbyt blisko linki, na której wisiał. Linka zapaliła się i chłopak spadł na głowy pobożnych”. Od tego czasu spuszczania aniołów miano zaprzestać. Wystawiania Jutrzni, którą traktowano jako zwyczaj katolicki, zakazano już w 1711 roku. Zakaz był bezskuteczny, ponawiano go w kolejnych latach wiele razy. W połowie XIX wieku Jutrznię zaaprobowano, ale nie jako oficjalną uroczystość kościelną. O jej wystawianiu w latach poprzedzających I wojnę światową donoszono z wielu miejscowości. Nieliczni już tylko byli świadkami tego misterium w okresie międzywojennym. Na Mazurach Jutrznia przeszła do historii dobre pięćdziesiąt lat temu. Tutejsi ewangelicy są dziś zbyt małą społecznością, by podjąć się trudów jej wystawienia. Maksowi Rosenheynowi zawdzięczamy także opis kolędowania dzieci przebranych za anioły, które w czas Godów obchodziły domy z Jezuskiem w kołysce i ze złotą gwiazdą na kiju: „Pochód ten jest pełen wspaniałości: Adam pojawia się z drzewem życia, za nim idzie Ewa z rajskim jabłuszkiem, Abraham z nożem kuchennym, Mojżesz z czarodziejską różdżką, Aron z macą, a Samson, otoczony Filistynami, z oślą szczęką, którą – gdy takowej brak – zastępuje psia czaszka. Nie brak w pochodzie również króla Salomona”. W XX w. grupy kilku chłopców chodziły po kolędzie z gwiazdą. Czasami towarzyszyły im maszkary (przebierańcy) zwierzęce, jak koza, bocian czy niedźwiedź. Dwanaście dni od Bożego Narodzenia do Trzech Króli zwano też na Mazurach dwunastkami, świeczkami lub świętymi wieczorami. Czas ten należy do najbogatszych w tradycje ludowe POMERANIA GÒDNIK 2014 świąt roku obrzędowego. Nie uda się wymienić tu ich wszystkich. Z pierwszą jego częścią, trwającą do Nowego Roku, wiązało się wiele zakazów i czynności mających znaczenie magiczne, a stanowiących relikty obchodzonego kiedyś w tym czasie święta zmarłych. Zakazane było wykonywanie wielu prac i czynności, m.in. szycia, przędzenia, młócenia, rżnięcia sieczki, w ogóle wszelkich czynności związanych z cięciem, szczególnie za pomocą narzędzi z metalu. Nie wolno było gotować grochu i kaszy, smażyć skrzeczek (skwarek), a w niektórych częściach regionu także prać. Zakazy te miały wynikać z przebywania w tym czasie w pobliżu ludzi duchów i ze wzmożonej aktywności czarownic, a ich nieprzestrzeganie mogło doprowadzić do znaczących szkód w gospodarstwie i zdrowiu. Skala kar była szeroka: za kaszę groziły wszy, za groch wrzody, za przędzenie wilk mógł napaść na owce, szycie zaś mogło nawet spowodować „urodzenie się cielaków z zaszytymi dupami”. Mazurscy kolędnicy. Rycina ze zbiorów autora Dzień poprzedzający Nowy Rok zwany był ziliją do Nowego Roku. Wierzono, że duchy umarłych w danym domu przychodziły wtedy, by ogrzać się pod piecem. Kuchnię dokładnie sprzątano, pod piec stawiano ławę, podłogi myto i posypywano białym piaskiem. Niektórzy dostrzegali na nich rano ślady duchów. Bliskość umarłych przodków sprzyjała wróżbom. Lano ołów, puszczano na wodę drewienka, nasłuchiwano głosów zwierząt, liczono kołki w płocie, wróżono z figurek, a nawet z wilgotnej soli, którą wypełniano naparstki. Bacznie przyglądano się niebu (jeśli siła gwiazdków świeci, to kokosy [kokosze] będą się dobrze niosły cały rok), wyciągano słomę ze snopków (im dłuższa, tym lepsze plony), cieszono się, gdy pierwszy do izby wchodził w Nowy Rok mężczyzna, bo zapowiadał tym szczęście na kolejnych dwanaście miesięcy. Zwyczaj organizowania zabaw, zwanych teraz sylwestrowymi, nie był na Mazurach znany. Psocono jednak tej nocy bez umiaru: smarowano smołą okna, wciągano na dach rozebrane na części wozy, chowano gospodarskie sprzęty, przenoszono pod wejściowe drzwi wygódki. Mazurzy uważali, że na podstawie pogody w dwunastki można było przewidzieć aurę w nadchodzącym roku. Każdy dzień dwunastek wróżył pogodę w kolejnym miesiącu: 25 grudnia na styczeń, 26 na luty, itd. Cztery pory dnia, po sześć godzin, odpowiadały czterem tygodniom w miesiącu. Jerzy Krzysztof Pisanski, wspominał Mazura, który w dwunastkowe dni co godzinę zapisywał obserwacje, a „potem przez cały rok, niby jak wyrocznia, był oblegany przez żądnych informacji o pogodzie”. Wierzono także w związek między dniem tygodnia, w który przypadało Boże Narodzenie, a nadchodzącym rokiem. I tak: jeśli Boże Narodzenie „trafi na Czwartek, będzie Zima ostra – Wiosną deszczów niemało – Lato dobre – Jesień mieszana – Zboża i owocu dobrego dostatek. Królowie i wielcy panowie pokój mieć będą”. Czytelnikom „Pomeranii” i sobie życzę, oby ta całkiem dobra wróżba sprawdziła się nam w 2015 roku! 45 Witóm na naszi stôri zôpadnokaszëbsczi zemi Ostatnie dwa tygodnie tegorocznego września przyszło mi spędzić w Ośrodku Rekreacyjnym w Bornem Sulinowie. To jedno z najmłodszych miast w Polsce, zwane niekiedy leśnym miastem, zapisało się na kartach historii ciekawymi wydarzeniami. To tutaj ścierały się największe totalitaryzmy XX wieku związane z armią hitlerowskich Niemiec i później armią sowiecką, których bazy szkoleniowe stacjonowały na tym terenie w latach 1933–1992. Ale nie o tym chciałbym napisać. Kiedy w pierwszą niedzielę mojego pobytu w Bornem Sulinowie udałem się na Mszę Świętą, zauważyłem księdza, który pozdrawiał wiernych wchodzących do kościoła. Witając się z księdzem, przedstawiłem się, mówiąc m.in., że przyjechałem z Gdańska, z Kaszub. Na te słowa ksiądz powiedział do mnie piękną kaszubszczyzną: „A mòże wasta gôdô pò kaszëbskù?”. Na moje „jo” powiedział: „Witóm na naszi stôri zôpadnokaszëbsczi zemi!”. Zaskoczony tą wypowiedzią wdałem się z księdzem kanonikiem Jerzym Stadnikiem w krótką pogawędkę. Czas naglił. Na koniec Mszy Świętej (kolejna niespodzianka) ksiądz pozdrowił Kaszubów uczestniczących w nabożeństwie. Po kilku dniach spotkaliśmy się na plebanii, gdzie dowiedziałem się o wielu epizodach z życia księdza proboszcza. Ksiądz Jerzy Stadnik urodził się w 1948 roku w Kołczygłowach, miejscowości położonej w powiecie bytowskim na trasie wiodącej do Słupska. Ta stara osada pochodzi z XIV wieku i znana jest m.in. z tego, że w miejscowym kościele Otto von Bismarck, późniejszy kanclerz Niemiec, wziął ślub z Johanną von 46 Puttkamer (ze zgermanizowanej w XVI wieku kaszubskiej rodziny Podkomorzych, którzy w swoim herbie mieli rybogryfa). Miłośnicy kolarstwa wiedzą też, że w Kołczygłowach urodził się Czesław Lang. Rodzina księdza kanonika pochodziła z kresowej Kołomyi i Stanisławowa, gdzie jego ojciec był naczelnikiem na kolei, a matka w okresie okupacji oficerem Armii Krajowej. W ostatniej chwili udało się państwu Stadnikom uciec przed siepaczami z NKWD. W roku 1945 drogą przez Gdańsk dotarli do Kołczygłowów, „ostatniej wioski rejonu słupeckiego, gdzie żyli jeszcze Kaszubi”, jak to określił ksiądz Jerzy. W latach powojennych mieszkali tu Łemkowie (z Akcji Wisła), trochę Niemców, nieliczni Polacy i wielu Kaszubów o takich nazwiskach, jak: Prądzyńscy, Ciemińscy, Trzebiatowscy czy Płotkowie. Mowa, jaką posługiwały się dzieci, a wśród nich mały Jurek, była kompilacją języków tych wszystkich nacji, wśród których dominował kaszubski. Stąd, jak skonstatował ksiądz Jerzy, jego znajomość języka kaszubskiego. Potem były lata nauki w słupskim liceum. Pokonanie początkowych trudności językowych już w drugiej klasie pozwoliło licealiście na uczestniczenie w wojewódzkim konkursie recytatorskim w Koszalinie. Gdy stanąłem na binie – mówi ksiądz – nie byłem w stanie (zapomniałem) wyrecytować „Elegii o śmierci Ludwika Waryńskiego”. Po chwili namysłu zacząłem opowiadać po kaszubsku bajeczkę, którą kiedyś opowiedziała mi stara Kaszubka, pani Gliszczyńska. Kiedy skończyłem, rozległy się gromkie brawa, a przewodniczący jury Jan Piepka, poeta i publicysta kaszubski, podszedł do mnie i ze łzami w oczach serdecznie ucałował. I tak oto dziecko kresowych rodziców zaistniało na kaszubskiej niwie. Po maturze podjąłem studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Gdańskiej (lata 1966–1972). Potem było Gdańskie Seminarium Duchowne; ale studia kapłańskie ukończyłem w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej w Gościkowie-Paradyżu. Od 1995 roku ksiądz kanonik jest proboszczem kościoła pw. Świętego Brata Alberta w Bornem Sulinowie. Jego kościół powstał z dawnej kantyny oficerskiej wojsk hitlerowskich przekształconej przez dowództwo stacjonujących potem wojsk sowieckich na salę kinową. Natomiast wieża z górującym na niej krzyżem jest już polska. W kościele znajduje się tryptyk wykonany w 1940 roku przez porucznika Jana Zamoyskiego, polskiego jeńca wojennego z oflagu w Neubrandenburgu. Przywieziony w 1942 roku do Oflagu II D Gross Born, w którym przebywali polscy oficerowie a po upadku powstania warszawskiego również żołnierze Armii Krajowej, dziś po wielu perypetiach tryptyk ten wrócił do Bornego Sulinowa i stanowi ozdobę i chlubę świątyni. Czas spędzony w towarzystwie księdza kanonika, a zwłaszcza rozmowy prowadzone w naszej kaszubskiej mowie na zawsze pozostaną w mojej pamięci. Jerzy Nacel W kaszëbsczim Pariżu Niebò je kòmùdné. Cemnô blóna, jakô wëchôdô z kòminów sąsadów, zdôwô sã jesz brëdniészô jak wiedno. Na biórkù sztapel ksążków: ùczbòwniczi, lekturë, zesziwczi z domôcyma zadaniama – wszëtkò to na dzysô abò na wczora. Gdzes westrzód nich nalôżô sã jaczis lubny roman, ale zarô lądëje na pòlëcë, żebë nie kùsył. W szëflôdze lësta filmów, jaczé jem so òbieca òbezdrzec. Co jô mia jesz zrobic? Napisac relacjã z wanodżi do Szczecëna! Próbùjã przëwòłac z pamiãcë tã rézã. Mùskòwi, jaczi przeżił òsmë ùczbów, pr zet r zi môł w st r zą së w aùtobùsu i ùdżibô sã pòd cãżôrã sprôw, ò jaczich je mùsz – jesz dzysô – pamiãtac, drãgò je robic. Brëkùjã wëòbraznie. Zamikóm òczë i czëjã wałã cepła, jakô rozchôdô sã pòmalë pò mòjim cele. Jo, tam bëło ò wiele cepli. Jesmë wëjachelë wczas reno w slédną niedzelã séwnika. Wëzwëskóné przeze mie wszelejaczé pòzycje spikù na aùtobùsowim krzasle nie są baro czekawé, tej dóm so z nima pòkù. Kùreszce jesmë docerlë do Szczecëna. Pòlsczi Pariż ùsmiéwôł sã do naju parmiénno i chòc nie chwôlił sã bùszno wieżą Eiffla, tak a tak nas òczarził. Dzãka prowadniczce jesmë pòznelë tak POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 LISTY nôwôżniészé môle gardu, jak i rozmajité gatënczi drzewów i krzów. Kòżdi, chto Pariż parłãcził z Moulin Rouge, a Moulin Rouge z różama, wierã krziknął z pòdzëwù, widzącë tësące różów, a westrzód nich kwiat ò pòzwie „Chopin” w szczecyńsczim Ògrodze Różów. Na 22. szos bùdinkù, gdze je kawiarniô Café 22, jesmë wjachalë wë fùlowóny różewą pôchą. Wasta Riszôrd Stoltmann – przédnik môlowégò partu Zrzeszeniô – na przëwitanié rôcził nas na miodną czestã. Równak tim razã nié lodë bëłë nôwiãkszą atrakcją, ale Szczecëno òbzéróné z taczi wësokòscë. Pòstãpnégò dnia (29 séwnika) ju òd rena w lëfce robiło sã kaszëbskò. To, że robimë fùrorã, ùswiądniłë mie òtemkłé gãbë lokatorów z sąsednëch jizbów hòtelu, w jaczim më spelë. Z zadzëwòwanim zdrzelë òsoblëwie na dzéwczãta nëkającé w tã i nazôd w dłëdżich kaszëbsczich sëkniach, w kòszlach z wësziwkã i zarzeszonëch westkach. Tak òblokłé jesmë szlë do biblioteczi na zéńdzenié, na jaczim miało bëc gôdóné ò prof. Gerace Labùdze. Béł to jeden z elementów òbchòdów XX-lecô partu Zrzeszeniô w Szczecënie. To prawie z leżnoscë ti roczëznë jesmë przëjachelë do tegò miasta. Niejedny z nas, ùmãczony, zamikelë òczë, jiny co sztót wëchòdzëlë, ale móm nôdzejã, że wszëtcë jesmë wënioslë z tegò wëdarzeniô mni abò wiãcy infòrmacjów i przemësleniów. POMERANIA GÒDNIK 2014 Zapamiãtómë mądrosc profesora Labùdë i jegò robòcosc, co szłë ze sobą razã i prowadzëłë do wiôldżich dokazów. Më téż mòżemë czedës bëc taczima lëdzama, jak òn. Za pôrãdzesąt lat mòże sã pòtkómë w jaczis jiny biblotece, żebë wspòminac np. wastnã Wandã, zasłëżoną kaszëbską dzejôrkã, abò wastã Słomińsczégò, bëlnégò historika z naji szkòłë. Anegdotóm nie mdze kùńca. „A pamiãtôta, że wastna Wanda gôda do wszëtczich – Jacki i Agatki? Pamiãtôta, jaką Biôłą Strzélą jezdzëła. A pamiãtôta…” Jinyma atrakcjama wanodżi bëła kònferencjô ò grifie, wëstôwk „Pòd skrzidłama Grifa”, wszëtkò to w Szczëcenie. To téż wôżné dzéle swiãtowaniô XX-lecô partu. A pòstãpnégò dnia zwiedzywanié Pòmòrsczégò Mùzeùm w Greifswaldze i ùniwersytetu w tim miesce, gdze sztudérowôł Aleksander Majkòwsczi. W mòji relacji felëje jesz jednégò wôżnégò pónktu, ò jaczim mùsz je napisac wiãcy jak le pôrã słów – jidze ò òdkrëcé w Szczecënie òbeliskù na wdôr pierszich mieszkańców Pòmòrzô – Kaszëbów, co bëło chëba nôwôżniészim pónktã òbchòdów swiãta szczecyńsczégò partu. Wszëtkò dzejało sã bùten i bënë bazyliczi sw. Jakùba. Chùr, liturgiô w kaszëbsczim jãzëkù, pamiątczi, pòdzãkòwania i – co nôbarżi do mie przemówiło – ta bùcha w òczach zaangażowónëch w te òbchòdë lëdzy. Jem szła wëstrojonô w stanicowim pòczce i ze strachù, że òmglejã, szłam kąsk krzëwò. Wasta kòl mie rzekł tej do mie, że mùszimë sã bëlno prezentowac w tak historiczny chwilë. Wnenczas do mie docarło, jak baro ti lëdze przeżiwają to, że są dzélã Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, i òdkrëcé tegò òbeliskù. Zdôwałobë sã – wiôldżi kam z jaczims tam nôdpisã. Równak ten nôdpis głosył: tuwò mieszkelë Kaszëbi! Ti lëdze żëjący w Szczecënie brëkòwelë dokazu i kònkretny wskôzë, jaką stôł sã ten kam. Brëkòwelë swòji gwôsny tożsamòscë z przódkama. Ti tożsamòscë, jaką më, na westrzédnëch Kaszëbach, mómë na wëcygniãcé rãczi. Dobrzë bë bëło to docenic. A jô timczasã wrôcóm do jawernotë z kąsk szerszą cénią ùsmiéchù, zabié róm sã za sztapel nibë wôżnëch sprôw, jaczé òdłożëłë sã i na mòjim biórkù, i w mòji głowie. Malwina Laska Òdj. DM „Pomerania” trzimô patronat nad klasama kòscersczégò Òglowòsztôłcącégò Liceùm m. J. Wëbicczégò, w jaczich mło dzëzna ùczi sã kaszëbsczégò jãzëka. Hewò wspòmink jedny z kòscersczich ùczenniców z séwnikòwi rézë do Szcze cëna na XX-lecé tamecznégò partu. 47 Z Pomorza Zachodniego Dlaczego zostałem Kaszëbą? K azimierz Kozłowski Z Kresów do Wielkopolski Moi dziadkowie tak po linii matki (Dionizy Sawicz), jak i ojca (Dominik Kozłowski) byli przed pierwszą wojną światową i w jej trakcie dzierżawcami kilkusethektarowych folwarków na Wileńszczyźnie. Z opowiadań babć – Wandy i Józefy – wiele się dowiedziałem o ich przeżyciach, doświadczeniach i refleksjach. Dziadek Dionizy zmarł krótko po pierwszej wojnie światowej (miał ok. 40 lat), osierocił troje dzieci. Babcia Wanda sprzedała dość duży majątek ruchomy (kilkadziesiąt krów, koni, owiec) za polskie marki, które wkrótce straciły wszelką wartość. Babci i jej dzieciom – mojej przyszłej mamie Mariannie, cioci Zofii i wujkowi Zygmuntowi – niełatwo było funkcjonować w nowej rzeczywistości w niepodległej ojczyźnie. Dziadek Dominik żył dłużej, zmarł bowiem w wieku 50 lat. Babcia Józefa zamieszkała z rodziną, którą założył jej syn Józef – mój ojciec. We wrześniu 1939 r. mój ojciec jako sołtys w gminie Jazno powiat Dzisna miał być sądzony przez uformowany po 17 września sąd ludowy. Gdy ojciec się dowiedział, że „sąd” wydał wyrok śmierci na drogomistrzu i gajowym (także „funkcjonariuszach sanacyjnych”) i że ten wyrok został wykonany, uciekł na Litwę, gdzie był zakrystianem u znajomego księdza. Moja mama z babcią Wandą i dwójką mojego starszego rodzeństwa musiała się borykać z powszechnie znanymi uwarunkowaniami radzieckiej okupacji okresu 1939–1941. Było to tym bardziej trudne, że jej siostra, a moja ciocia Zofia została aresztowana i wywieziona do Tobolska (z Syberii wróciła w 1945 r.). Gdy w 1941 r. wkroczyli Niemcy, ojciec wrócił do naszych Podlipek i w warunkach okupacji niemieckiej nadal prowadził 15-hektarowe gospodarstwo. W końcu 1943 r. udało mu się uciec z łapanki mężczyzn, których Niemcy gromadzili celem budowy fortyfikacji w obliczu nacierającej Armii Czerwonej. Mama z nami (bo 13 października 1942 r. przyszedłem na świat) znowu wspólnie z babcią musiała sprostać wymogom tragicznego czasu. Ojciec wrócił w 1944 r. i niezwłocznie podjął starania, aby – w obliczu sowietyzacji – wyjechać z ojcowizny do Polski w nowych granicach. Tak stało się w 1946 r. W czasie podróży z naszych stron rodzinnych na ziemie zachodnie mieliśmy do dyspozycji połowę bydlęcego wagonu. Obok rodziny Kozłowskich i Sawiczów z tego transportu korzystał koń, krowa i pies (który niestety w Pile zaginął). Wylądowaliśmy w Siennie, w gminie Ośno, w powiecie Rzepin, niedaleko Odry. Otrzymaliśmy z Państwowego Urzędu Repatriacyjnego pół poniemieckiego domu z częścią stodoły i chlewu. Przydzielono też ojcu 10 ha ziemi. Pamiętam plagę myszy i jak przez mgłę wszelkie niedostatki życia. Przypominam też sobie cwaniaków, którzy przyjeżdżali z Wielkopolski, aby za bezcen nabywać różne poniemieckie dobra (można tu mówić o grabieży ze strony rodaków, gdyż żołnierzy radzieckich na naszym terenie nie było). W 1949 r. moi rodzice osiedlili się w Wielkopolsce, najpierw w Nowej Wsi, a później już na kilkadziesiąt lat w Chrustowie (gmina Ujście, powiat Chodzież). Nasza rodzina składała się z rodziców, babci Józefy i sześciorga dzieci (rodzina Sawiczów, tzn. babcia Wanda, ciocia Zosia oraz trójka moich kuzynów, pozostała w Siennie). W Chrustowie chodziłem do szkoły do pierwszych czterech klas. Pan kierownik Walenty Karolczak uczył nas wszystkiego. Od piątej do siódmej klasy kontynuowałem naukę w szkole podstawowej w Ujściu, chodząc lub jeżdżąc rowerem 5 km. Mogę z perspektywy skonstatować, że mimo biedy i ciężkiej pracy (wakacje to pojęcie tylko symboliczne) życie miałem do 1959 r. zgoła szczęśliwe. Tragedia nastąpiła właśnie w styczniu 1959 r., gdy w wieku 44 lat zmarła mama, człowiek ze wszech miar wspaniały. Miałem wówczas 16 lat, a moje młodsze siostry: 12, 9 i 3. Prof. zw. dr hab. Kazimierz Kozłowski – dyrektor Archiwum Państwowego w Szczecinie (1975–2007), aktualnie kierownik Zakładu Historii Społecznej i Studiów Regionalnych w Instytucie Politologii i Europeistyki Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. kilku monografii, ok. 300 artykułów naukowych i popularnonaukowych dotyczących przemian społecznych zachodzących w regionie po drugiej wojnie światowej i dziejów archiwistyki, organizator i kierownik naukowy serii sesji naukowych dotyczących szeroko rozumianych przemian politycznych i kulturalnych w regionie w latach 1945–2005. Sekretarz generalny Szczecińskiego Towarzystwa Naukowego. Honorowy członek Instytutu Kaszubskiego. Aktywny członek szczecińskiego oddziału ZKP. 48 POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 Z Pomorza Zachodniego Pomagała nam ciocia Zosia, jednak dotychczasowy świat uległ pełnej dekompozycji. Nic już nie było takie samo. Zawalił się system wartości i logiki bytu. Tu trzeba przerwać chronologiczną narrację… Pomorzanin, nie Wilniuk Gdy w 2002 r. w 60. urodziny odwiedziłem – już jako dyrektor Archiwum Państwowego w Szczecinie i profesor Uniwersytetu Szczecińskiego – Podlipki i oglądałem fundamenty domu, stodoły i chlewika oraz studnię, które w latach trzydziestych XX w. zostały zbudowane przez dziadka i ojca, zastanawiałem się, czy Wileńszczyzna jest nadal moją ojcowizną w duchowym odniesieniu. W Podlipkach poznałem pana Sergiusza, który na ziemi zakupionej swego czasu przez mego dziadka prowadził wykopki ziemniaków. Gdy mu się przedstawiłem, mówiąc po rosyjsku, kim jestem i dlaczego znalazłem się w tym miejscu, nie uścisnął wyciągniętej do niego dłoni, lecz zapytał towarzyszącego mi obywatela Białorusi (polskiego nauczyciela z Grodna), czy nie jestem rewizjonistą. Gdy otrzymał odpowiedź, że uznaję granicę na Bugu i rewizjonistą nie jestem, pan Sergiusz uścisnął mnie serdecznie i do domu zaprosił. Z gościny nie skorzystałem tylko dlatego, że miałem w tym dniu inne plany. Przeprosiłem mego opiekuna i samotnie przez kilkanaście godzin włóczyłem się po Podlipkach oraz Jaźnie (szukałem tam bezskutecznie m.in. grobu mego dziadka Dominika). Wówczas to utwierdziłem się w przekonaniu, że ogólnie rzecz biorąc, jestem Pomorzaninem, a nie Wilniukiem (z organizacjami kresowian utrzymuję przyjazne kontakty). Uznałem, że podobne odczucia mogą towarzyszyć Niemcom, byłym mieszkańcom Szczecina czy innych pomorskich miejscowości, którzy po latach odwiedzają obecnie polski region. Uważam, że warto odpowiedzieć na pytanie, dlaczego znalazłem się na Pomorzu Zachodnim. Moje związki z tym regionem sięgają 1963 r., gdy po ukończeniu Studium Nauczycielskiego w Poznaniu otrzymałem od władz powiatowych ofertę pracy w charakterze nauczyciela w Gryficach. Tam, ucząc historii, a następnie – już po ukończeniu POMERANIA GÒDNIK 2014 Prof. K. Kozłowski. Fot. DM (zaocznie) studiów w gdańskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej – pracując w administracji państwowej odpowiedzialnej za sprawy oświaty i kultury, poznawałem ludzi, którzy po drugiej wojnie światowej, wykorzenieni ze swej ojcowizny z różnych powodów, przybyli na ziemie pozyskane przez Polskę w 1945 r., tu założyli rodzinę, znaleźli pracę, dom, miejsce w przestrzeni społecznej. To nowe zakorzenienie – a poznawałem ten proces zarówno poprzez analizę bardzo rozległej bazy źródłowej, jak i kontakty z szeroko rozumianym społeczeństwem – następowało w złożonych okolicznościach funkcjonowania Polski Ludowej. Szczególnie do 1970 r. dawał o sobie wyraźnie znać, przejawiający się w różnej formie, rewizjonizm niemiecki (oczywiście nie dotyczył on wszystkich Niemców). Uważam, że w tych okolicznościach proces polonizacji w duchowym aspekcie, a w pewnym sensie i edukacyjnym powinien być kontynuowany, gdyż potrzebny jest także dzieciom i wnukom pierwszych polskich osadników. Wydaje się to szczególnie istotne w dobie procesów związanych z europeizacją, gdy III RP znalazła się w strukturach Unii Europejskiej, gdy rozwija się – co bardzo ważne – proces pojednania polsko-niemieckiego i konstruktywna współpraca transgraniczna. Wracając do lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, pamiętam, że starałem się zarówno jako nauczyciel szkoły podstawowej i średniej, jako urzędnik państwowy, archiwista oraz nauczyciel akademicki przywoływać słowiańską i polską tradycję w szerokim tego słowa znaczeniu i coraz bardziej utożsamiałem się z tą ziemią, która niegdyś była słowiańską (w sensie politycznym wchodziła krótko w skład polskich struktur państwowych), potem pomorsko-niemiecką, a później pruską. Starałem się słowiańskie i polskie akcenty wydobywać, pokazując, na czym polegał wysiłek polonizacyjny realizowany przez polskie elity po drugiej wojnie światowej. Chodzi tu o inteligencję związaną zarówno z władzami Polski Ludowej, jak i z Kościołem rzymskokatolickim, gdyż w sprawie polonizacji i zagospodarowania ziem 49 Z Pomorza Zachodniego nad Odrą i Bałtykiem panowało w tych kręgach wyraźne współdziałanie. W tym kontekście doszedłem do wniosku, że bardzo twórczą formułą współczesnego patriotyzmu lokalnego (ale mającego znaczenie szersze) jest nurt kaszubski, szczególnie głęboko i sugestywnie artykułowany przez Instytut Kaszubski w Gdańsku (w odniesieniu kulturowym, politycznym, społecznym i mentalnym). Oczywiście doceniam też i wspieram aktywność oraz dorobek Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego. Bliżej do Niemców Ostatnie dwudziestolecie dostarczyło wielu argumentów, że warto służyć wspomnianym wartościom w obliczu dla mnie niezrozumiałych zachowań części nowych elit, które w warunkach III RP przyjęły postawę gloryfikującą dorobek regionu głównie w okresie pomorsko-pruskim (po 1720 r.), równocześnie pogardliwie traktując wysiłek społeczeństwa w pierwszych dziesięcioleciach polskiej tu obecności. Uważam, że ma miejsce proces adopcji historii pomorsko-pruskiej regionu przez znaczną część współczesnych mieszkańców Pomorza Zachodniego (a sądzę, że uwaga ta odnosi się do całości ziem pozyskanych przez Polskę w 1945 r.). W tym kontekście chciałbym przywołać argumenty, jakie przedstawiłem, recenzując dla „Przeglądu Zachodniopomorskiego” amatorską trylogię dotyczącą dziejów Złocieńca1. Do tej pory nie recenzowałem amatorskich opracowań związanych z „historią” poszczególnych miejscowości w regionie zachodniopomorskim2. Dwa lata temu zrobiłem jednak wyjątek. Zbulwersowało mnie m.in. stwierdzenie historyka-amatora J. Leszczełowskiego: Nie potrzebujemy [podkr. 1 O potrzebie recenzowania monografii regionalnych. Refleksja na przykładzie trylogii Jarosława Leszczełowskiego o losach Złocień ca, „Przegląd Zachodniopomorski” R. XXVIII (LVII), z. 2, Szczecin 2013, s. 123–132. 2 J. Leszczełowski, Złocieniec – przygoda z historią, część pierwsza (Warszawa 2007, Agencja Wydawniczo-Usługowa „ALJAR” Alicja Leszczełowska), Ostatnie stulecie Falkenburga, Złocieniec – przygoda z historią, część druga (Warszawa 2007, wydawca jw.), Złocieniec nie całkiem odzyskany, część trzecia (Warszawa 2009, wydawca jw.). 50 K.K.] szukać mało przekonujących związków między wczesnośredniowiecznymi Słowianami a dzisiejszą ludnością polską na Pomorzu. Nasze prawo przebywania tutaj wynika z innych ważniejszych względów. Zaryzykuję twierdzenie, które może zabrzmieć w niektórych uszach jak herezja: otóż jestem przekonany, że kulturowo znacznie bliżej nam do wypędzonych w 1945 r. Niemców niż do dwunastowiecznych Pomorzan [podkr. K.K.] (t. I, s. 22). Można by na tę deklarację machnąć ręką. Różne szokujące teksty są wypowiadane i prawo tego nie zabrania. Zaniepokoiło mnie, że ze zdaniem J. Leszczełowskiego identyfikował się mój student III roku politologii, lecz – jak się okazuje – nie tylko on uznał je za swoje. Takich konstatacji słyszałem więcej. Warto wspomnieć, że J. Leszczełowski szyderczo zgoła odnosi się do wydanej w okresie Polski Ludowej literatury. Tu pragnę wyjaśnić, że w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych powstało wiele monografii powiatów i miast Pomorza Zachodniego, które ukazały się głównie staraniem nieistniejącego już Instytutu Zachodniopomorskiego, a redaktorami naukowymi tych opracowań byli powszechnie szanowani historycy. Nie do przyjęcia jest więc lekceważące stwierdzenie, iż opis historii każdego miasta zaczynał się od obowiązkowej formułki mówiącej o słowiańskich początkach. Kwestionuję także uogólnienie, że Dzisiejsze tablice informacyjne dla turystów (…) to fałszywa nuta. Tu nie może mieć miejsca uogólnienie, trzeba podać konkretne przykłady. Wypowiedzi współczesnych przewodników turystycznych bardzo rzadko odnoszą się do słowiańskiej i polskiej tradycji na Pomorzu Zachodnim. Nieprawdą jest, że wszyscy osadnicy polscy, którzy przybyli na Pomorze Zachodnie po drugiej wojnie światowej, znaleźli się tutaj w wymuszonych okolicznościach. O ile chodzi o wysiedleńców z terenów wschodnich, osiedliło się ich w omawianym regionie tylko niespełna 25%. Nie powinno się ich nazywać repatriantami, choć przez dziesiątki lat taka terminologia obowiązywała. Przesiedleńcy z Polski centralnej (2/3 wszystkich osadników) przybyli na Pomorze Zachodnie głównie w celu poprawienia swoich warunków życia, zachęcani do tego zarówno przez władzę, jak i Kościół katolicki. Niewątpliwie przymusowo zostali tu osiedleni w 1947 r. Ukraińcy i Łemkowie z akcji Wisła (blisko 50 tys.). Pan Leszczełowski nie sprawdził, jaki jest stosunek wysiedlonych przymusowo Niemców z regionu i samego Złocieńca (a także ich potomków) do współczesnych gospodarzy tej ziemi. Chcę tu przywołać – jako wieloletni redaktor „Kroniki Szczecina” – wypowiedź dość popularnego w środowisku także szczecińskich historyków, długoletniego prezesa organizacji ziomkowskich głównie wysiedlonych ze Szczecina Niemców i ich rodzin, dr. Hansa Günthera Cnotki3, której udzielił redakcji „Kroniki Szczecina” w 2004 r. Na pytanie o jego stosunek do restytucji mienia poniemieckiego na Pomorzu Zachodnim powiedział m.in.: Według niemieckiego stanowiska nawet po uznaniu granicy w traktacie z 1991 r. nie nastąpiły tu żadne zmiany. To jest nadal nierozwiązany problem w niemiecko-polskich stosunkach. Niemcy są w dalszym ciągu właścicielami swoich byłych posiadłości. Niestety rząd niemiecki pozostawia ten problem samemu sobie i ma nadzieję, że rozwiąże się sam. Ten nieuznający powojennych realiów, wykształcony i opiniotwórczy w swoim środowisku były mieszkaniec Szczecina, zaprezentował też swoje oczekiwania w stosunku do współczesnych mieszkańców regionu: Chcę powiedzieć, że jest moim marzeniem, aby Niemcy osiedlali się na Pomorzu, i to nie tylko ci, co tutaj kiedyś zamieszkiwali. Ich obecność tutaj wzbogaciłaby Pomorze gospodarczo i kulturowo. Polska ludność zamieszkująca Pomorze z całą pewnością zyskałaby na tym procesie osadnictwa. Obie nacje nauczyłyby się z sobą żyć i korzyści wystąpiłyby po obu stronach. Z radością powitałbym np. umieszczenie obok polskich nazw miejscowości i ulic ich dawnych nazw niemieckich. Miałoby to istotny 3 Dr H.G. Cnotka urodził się w Szczecinie w 1932 r. (jego ojciec osiedlił się w Szczecinie w 1919 r. po „pierwszym rozbiorze Niemiec” – jak stwierdza H.G. Cnotka, prze nosząc się z Bydgoszczy). Był redaktorem naczelnym „Stettiner Bürgerbriefe”, od 1991 r. szefem stowarzyszenia „Historischer Arbeitkreis Stettin” oraz wydawcą „Reiseführer Stettin” i przewodnika po Szczecinie. POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 Z Pomorza Zachodniego walor informacyjny4. Czy tylko informacyjny? Czy tylko dr Cnotka takie tezy prezentował? Warto w tym kontekście przywołać stanowisko niektórych ludzi słusznie uznanych za autorytety moralne. Oczywiście, każdy może wybierać autorytety według swego uznania. Chcę przywołać stwierdzenie prymasa Stefana Wyszyńskiego, który w szczecińskiej katedrze w czasie ingresu pierwszego biskupa diecezji szczecińsko-kamieńskiej w październiku 1972 r. taką podał przyczynę pozyskania przez Polskę ziem nad Odrą i Bałtykiem, w tym Szczecina: Gdy przed wielu, wielu laty na prośbę prasy niemieckiej napisałem artykuł, jak się zapatruję na problem organizacji kościelnej na Ziemiach Odzyskanych, rzecz ująłem tak: „Powrót Polski na ziemie piastowskie, na ziemie śląskie czy pomorskie, jest wymownym ostrzeżeniem Boga, który kieruje narodami i jest ojcem ludów i narodów, ostrzeżeniem dla narodów krwawych”. I to sformułowanie obiegło cały świat i bardzo nie podobało się tym elementom rewizjonistycznym, które były zdania, że Polska jest tutaj tymczasowo5. Przytoczę jeszcze późniejszą konstatację abp. Kazimierza Majdańskiego, którego osobowość wpłynęła na kształtowanie psychiki społeczeństwa regionu zarówno w okresie Polski Ludowej, jak i III RP. Oto fragment wypowiedzi biskupa szczecińsko-kamieńskiego z 1990 r. odnoszący się do sprawy godności człowieka i narodu: Nie można wyrzec się tego, co tę godność chroni. Chroni zaś tę godność prawda. Być może, że to dlatego właśnie wikłamy się w relacjach z naszym zachodnim sąsiadem, iż zapanowało podstawowe nieporozumienie. Skutki są brane za przyczynę. Przyczyną był dzień 1 września 1939 r. Był ten dzień przyczyną bezmiaru krzywd, jakie spadły przez wszystkie lata wojny na Naród polski, choć także inne narody, zwłaszcza na Naród żydowski. Sąsiedzi zaś nasi mówią najchętniej o roku 1945; o jego klęskach i doniosłych decyzjach politycznych wtedy podjętych6. Oczywiście cytowani duchowni doskonale wiedzieli o politycznych 4 Wywiad W. Mijala z H.G. Cnotką, „Kronika Szczecina 2003”, Szczecin 2004, s. 67. 5 Tekst homilii kard. S. Wyszyńskiego w zbiorach Kurii diecezji szczecińsko-kamieńskiej. 6 Tamże. POMERANIA GÒDNIK 2014 uwarunkowaniach przejęcia przez Polskę ziem zachodnich i północnych, czyli o zasadzie rekompensaty. Doceniali jednak polską myśl zachodnią oraz aspekt moralny polonizacji tych ziem. Jest faktem, że w latach pionierskich wielu twórców kultury, a w pewnym stopniu i historyków, chcąc zamortyzować traumę osiedlających się na poniemieckich terenach rodaków, przywoływało legendy i sentymentalne opowiadania, dziełka literackie o słowiańskich i polskich losach ziem pozyskanych. To miało wówczas sens społeczny i dzisiaj nie trzeba się wstydzić tej aktywności polskich elit nad Odrą i Bałtykiem sprzed ponad pół wieku. Wczytujmy się w prof. Labudę Uważam, że należy kultywować pamięć o znaczeniu polskiej myśli zachodniej, aktywność współczesnego ruchu kaszubskiego, pamiętać o przesłaniu, jakie pozostawili po sobie wybitni uczeni reprezentujący taki tok myślenia. Szczególną rolę w tym zakresie niewątpliwie odgrywa prof. Gerard Labuda, uczony europejskiej klasy, doktor honoris causa m.in. Uniwersytetu Szczecińskiego, według którego geneza przejęcia przez Polskę ziem zachodnich i północnych, zwanych przez dziesięciolecia Ziemiami Odzyskanymi, jest następująca: Granica na Odrze i Nysie nie jest tworem dnia wczorajszego lub z przedwczoraj. W stosunkach polsko-niemieckich i polsko-niemieckim sąsiedztwie była ona obecna od początku zetknięcia się obu państw już w X wieku, a przecież strumień przeobrażeń politycznych bezustannie zalewał ją „wodą zapomnienia”, to w polskiej świadomości społecznej tkwiła ona nadal jako granica etniczna, kulturalna i historyczna. Dziwnym zbiegiem wydarzeń ze stanu uśpienia do życia wezwał ją znowu pakt Hitlera – Stalina z dnia 23 sierpnia 1939 roku, który pomyślany jako akt rozbioru państwa polskiego, obrócił się swoim ostrzem przeciwko jego autorom, wywołał wybuch wojny światowej, w toku której doszło również do wojny na śmierć i życie między hitlerowskimi Niemcami i stalinowskim Związkiem Sowieckim7. Propaguję ten tekst prof. Labudy i wyjaśniam, że takie przeświadczenie stało się źródłem mojego przeświadczenia, że z kresowiaka stałem się Kaszëbą, który pamiętając o swych rodzinnych korzeniach, stara się tu na Pomorzu pracować na rzecz teraźniejszości i przyszłości, zachowując tożsamość i szanując sąsiadów. Kończąc prezentację genezy wyboru przynależności do kręgu Kaszubów, chcę dodać, że w ostatnim okresie pojawiają się nowe fakty uzasadniające potrzebę upowszechnienia myśli zachodniej i nurtu kaszubskiego na Pomorzu. Za znamienne wydarzenie uważam ogłoszony na łamach „Polityki” tekst Ziemowita Szczerka „Ujście Odry: jedyna polska kolonia”8. Materiał ten ukazał się w opiniotwórczym tygodniku w przededniu Powszechnego Zjazdu Historyków Polskich w Szczecinie. Trudno zgodzić się po blisko 70 latach przynależności regionu do Polski, że jest on „polską kolonią”. Boli też ekstrawagancka, moim zdaniem, konstatacja o ludności rodzimej Pomorza: jacyś słowiańscy Pomorzanie, którzy zresztą raz sprzymierzali się z Piastami, a raz z niemieckimi margrabiami, jakieś Trygławy i Arkony, jakieś chwilowe podboje Krzywoustego, wszystko to istniało, zanim jeszcze mowa była o jakiejkolwiek konkretniejszej wersji polskości. A później przyszli Niemcy i na prawie tysiąc lat wstawili Pomorze Zachodnie w swoją historię. A później przyszli Rosjanie i ot tak, Pomorze dali Polakom. (…) No ale został Szczecin, bo polska Odra bez Szczecina byłaby jak wąż bez głowy. I chodziłem teraz po tym Szczecinie i patrzyłem, jak na niemieckich ulicach osadzała się polskość. Jestem przeświadczony, że warto jednak upowszechniać nie tylko na Pomorzu Zachodnim myśli i ustalenia takich autorytetów, jak wyżej cytowany prof. Gerard Labuda. Tekst przygotowano na podstawie artykułu zamieszczonego w Acta Cassubiana, tom XV, Gdańsk 2013, s. 169–177. 7 G. Labuda, Dzieje granicy polsko-niemieckiej jako zagadnienie badawcze, w: Problem granic i obszaru odrodzonego państwa polskiego (1918– 1990), red. A. Czubiński, Poznań 1992, s. 45–46. 8 Z. Szczerek, Ujście Odry: jedyna polska kolonia, „Polityka” nr 33(2971) z 12–19.08.2014, s. 82–85. 51 Rozspiéwóné tekstë są wiãcy wôrt niż gòlé slowò Telewizja Wybrzeże, Spiéwné Ùczbë, 1.10.2014 [TW, Eùgeniusz Prëczkòwsczi; czëtô wiérztã] „(…) leno wiedno szëmi / wieczné je mòrze”. Marian Selin je (…) z nama. Prawie jem zaczął òd tegò wiersza „Mòrze szëmi”, ale më wiémë téż, że to je piesniô. Wikszosc tëch dokazów, co są w tim tomikù i w drëdżim, to są piesnie téż, bò wasta je przede wszësczim piesniôrzã i pòetą. [Marian Selin] Në tak gôdają i tak mie nazéwają. Jô przeważnie do mòjich tekstów piszã melodiã abò chtos do mòjich tekstów pisze melodiã, abò jô do kògòs tekstów piszã melodiã. Taczé wëmianë midzë nami twórcami biwają. Jo, wiãkszosc [Selinowé „ã” brzëmi përznã jak pòlsczé „ę”] tëch tekstów to są spiéwóné wiersze, to są wszëtkò spiéwë. [TW, trzimie w rãkach ksążeczkã] Hewò: „Ò lubòtny Jezë”, „Ò Marijo, Matkò Swiãtô”… [MS] Jo, są kòscelné spiéwë i swiecczé, taczé rzewné, sentimentalné, wiesolé, różné. Bò z tą twórczością to doch różnie biwô, òna czasem tak spontanicznie przëchôdô, czasem to, co czlowiek widzy, co jegò [czëjã cos jak pòlsczé „jeło”] òtôczô, z czim je na codzéń bliskò, to inspirëje czlowieka do przelożeniô tegò na papier i tej dali to w jaczé ramë mùzyczné do wsadzeniô, tej to je jesz piãkniészé. Bò to je jak môdlëtwa, jak to rzeką: „chto spiéwô, pòdwójnie sã mòdli”. I tak samò, mie sã wëdaje, rozspiéwóné te tekstë są wiãcy wôrt niż taczé gòlé slowò, bez jaczi taczi mùzyczny òprawë. [TW] Òne téż tej barżi jidą do lëdzy. (…) Më znajemë te piesnie, òne są szerok znóné, wiele razy lëdze mòże 52 nawetka nie wiedzą, chto je aùtorã tëch piesni. [MS] W jednym rokù na Festiwa lu Piesni ò Mòrzu [w 1996] miôl jem to szczescé, że ten wiersz, co wasta przeczëtôl, „Mòrze szëmi”, do te mù zykã napisôl warszawsczi kòmpòzytor Penhersczi [Zbigniew Penherski], a Schola Cantorum Gedanensis z Gduńska wëkònywala tã piesniã, i më zdobëlë pierwsze miejsce na Ogólnopolskim Festiwalu Pieśni o Morzu. (…) Piszã ò prôcë rëbôków, ò jich żëcym, jak to dôwni biwalo… (…) Mój wiersz „Mòja zemia na Krowim Ògònie” (…) doczekôl sã nawet przekładów na jiné jãzëczi, na biôłorusczi, na czesczi, ò czim jô wiém (…). A ten „Mòrze szëmi” je na niemiecczi tlomaczony (…). [TW] Czedë bë tak chcôł pòwiedzec, czemù człow iek t wòrzi pòezjã, kaszëbską òsoblëwie (…)? [MS] Kò më jesmë Kaszëbi, gôdómë w tim jãzëkù, pò kaszëbskù, wiãc më mùszimë pò kaszëbskù ë spiewac, ë wiersze gadac (…). Czej më gôdómë, tej më mùszimë ë to napisac, ë przeczëtac, në ë zaspiewac pò kaszëbskù. To je nasza mòwa, to je nasz nôwiãkszi skôrb. Jô jem dumny z kaszëbsczi mòwë, bò òna je tak przebògatô w dialektë, jak żódnô mòwa; żóden jãzëk ni mô tëlkò wspaniałëch dialektów, chtërnyma më sã pòsługùjemë. Héne le Lesôce jinaczi gôdają, Bëlôcë téż jinaczi, ale më sã wszëtcë, dzãka Bògù, rozmiejemë. [TW] I pismò je wspólné, chòc jô przeczëtôł to na „ł”, wasta to czëł, ale to je wszëtkò napisóné na „l” (…). [MS] Jo, bò jô jem Bëlôk (…), më tu mómë specyficzny dialekt, Jastarniô [z akcentã na pierszé „a”] mô, to je rëbacczi dialekt. Do nas, czej jachalë z Kraju, jak më rzeczemë, to gôdalë, że jadą na Rëbôczi. Bò tu są Rëbôczi, a tam są lëdze na Kraju, bò më sã tu czëjemë na mòrzu, żëjemë z mòrza… żëlë jesmë, bò terô z turisticzi, bò z mòrza knap do wëżëcô. (…) Jô sã na rëbie wëchòwôl, mój tatk, mój stark, calé rodzënë to bëlë wszëtkò rëbôcë (…). [TW] To tuwò je czëc w tëch tomikach. W tim tu Niech wiater niese piesń i w tim rëchlészim, chtëren je 32 lata temù wëdóny… [MS] Jo, jô to nazéwajã „wypociny stanu wojennego”, ten Kaszubski kwiat. (…) [TW] (…) niechtërne [wiérztë] są pùblikòwóné w rozmajitëch antologiach (…). [MS] (…) i prozą móm pisóné, i bajczi różné (…), téż bajkã ò złotim bączkù (…), to nawet tu w szkòlach naszi szkólny, co ùczą kaszëbsczégò, jak Meyer Mirka zrobila przepiãkną inscenizacjã z ti mòji bajczi w szkòle [czëjã: szkòli] z tima dzecami. [TW] Jak wë mëslice, jakò ùtwórca, taczi baro dozdrzeniałi (…), co to mdze z tą kaszëbską lëteraturą, jak z kaszëbizną mòże bëc? [MS] Mòjim żëczenim bë bëlo, zresztą jak tu niechtërny recenzence piszą na tim tomikù: „Poecie marzy się idealne uniwersum mówionego kaszubskiego słowa, chce słyszeć nieustannie dźwięk kaszubskiej mowy, tropi Selin czystość dźwięku kaszubskiego słowa”. I to je prôwda. Mie czasem w tim naszim jãzëkù taczé neologizmë rażą, ale òkazëje sã, że òni mùszą bëc, bò më jidzemë z postępem, wiele je technicznëch różnëch sprôw nowòczesnëch, chtërne trzeba jakòs nazwac. A że më gôdómë pò kaszëbskù, wiãc më mùszimë téż to pò kaszëbskù nazwac, stąd te dziwactwa różné w naszim jãzëkù sã pòkazëją. [TW] Ale wôżné, że w szkòle téż je ùczony… [MS] Wôżné, że je w szkòle ùczony, le dobrze je, cobë te dialektë zachòwac, bò to je bògactwò tegò jãzëka. To są nié le dialektë, ale są téż gwarë w tim jãzëkù, że kòżdô wies, chòcbë rzeczmë tu, na tim skrôwkù zemi, sédmë kilométrów Kùsfeld dali Jastarni, ju téż jinaczi gôdają… (…) Wëjątkòwi szpëtôczel w historii Teatru Miniatura Radio Gdańsk, Na bôtach i w bòrach, 26.10.20144 [Radio Gdańsk, Magdaléna òd Kropidłowsczich] Wczora wieczór bëła premiera „Remùsa” Aleksandra Majkòwsczégò w Teatrze Miniatura, tekst kaszëbsczi epòpeji (…) pòrównywóny z „Panem Tadeùszem”, rozbrzmiôł w gmachù Eùropejsczégò Centrum Solidarnotë, wszëstkò bez to, że sedzba teatru je dopiére w remònce. POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 Z drugiej ręki „Remùs” to absolutnie wëjątkòwi szpëtôczel w historii teatru – rzekł mie jegò direktór Rómùald Wicza-Pòkòjsczi, pôra dni przed premierą. [Romuald Wicza-Pokojski] (…) Różnicy w samej inscenizacji nie ma, natomiast sądzę, że dodatkowego kontekstu będzie nadawała prezentacja w Europejskim Centrum Solidarności jako miejsca przeznaczonego do debaty właśnie na temat tożsamości, na temat kultur. Liczę na to, że to, o czym my chcemy powiedzieć, zostanie wzmocnione. [RG] Bëła mòwa ò tim, że jãzëk kaszëbsczi mô sã w tim spektaklu pòjawic. Czë më mòżemë ju zdradzëc, jak ten jãzëk tam zajistnieje? [RWP] (…) Zarówno w modlitwie, jak i w pieśni, jak również (…) ze specjalnym udziałem pani Danuty Stenki, która dla naszego spektaklu czyta (…) legendę o Ormuździe i Arymanie (…). Tak że język przewija się przez spektakl, natomiast spektakl w całości nie jest grany po kaszubsku. To jest też nasza taka refleksja, że to jest po prostu fajny język (…), tak już mówiąc czysto technicznie: on ma bardzo interesującą melodię i mi na przykład brakuje tego, że nie mówię po kaszubsku (…). My mamy też przy spektaklu kilka takich gorzkich refleksji. (…) Jakbym miał je sprowadzić do jednego zdania: Dlaczego doprowadziliśmy do tego, że ta kultura kaszubska jest tak głęboko schowana? To jest oczywiście perspektywa lat, to nie dotyczy (…) tych ostatnich 10–20 lat, gdzie pewien efekt renesansu tej kultury następuje, gdzie znacznie większą pieczę przykłada się i do tworzenia tej kultury, i do szukania jej korzeni, ale to pytanie „dlaczego” – ono się przewija już od Majkowskiego, od czasu, kiedy „Remus” był pisany. (…) coraz bardziej w tym przekonaniu tkwimy, że to nie jest prawda, że „Remus” był pisany ku pokrzepieniu, tak, jak większość literatury była pisana w Polsce. „Remus” był pisany ku przestrodze. To jest cały czas pytanie o to, gdzie jest kultura kaszubska, i to nie chodzi o punkt, w którym się znajduje. Tylko – jest język, który jest bardzo interesującym, bogatym językiem, a każdy język jest najwyższym przejawem kultury (…), każdej kultury, która coś POMERANIA GÒDNIK 2014 osiąga (…). I tutaj mamy taką sytuację, że mamy język, jak to jest mowa w „Remusie” – ta królewienka, ten język – ale gdzie jest ten zamek, jaki jest ten zamek, w którym na tronie ma zasiąść ta królewienka. I my cały czas jesteśmy z tym pytaniem. U nas historię Remusa opowiadają duchy, duchy tej ziemi. To też jest taka sytuacja, że (…) jak ktoś się spodziewa, że przyjdzie na spektakl, w którym będą różne rodzajowe scenki odgrywane, to tego nie zobaczy. To jest jedenaście duchów, duchów tej ziemi siedzących przy jednym stole, próbujących siać te iskry Ormuzdowe. Dla nas Remusem jest każdy, kto będzie z nami podczas tego spektaklu. My mówimy do Remusa, który siedzi naprzeciwko nas, taki będzie spektakl, taki on jest. Tu w Miniaturze, to już dziś wiem, że będzie to wyjątkowa pozycja. Szpacérba dochtora Trëkra Twoja Telewizja Morska, Gôdómë pò kaszëbskù, 6.11.2014 [dr Trëker, gróny przez Adama Hébla] (…) dzysészi dzélëk sã bądze apartnił òd tegò, co donëchczas w tim sezonie bëło. To znaczi colemało më gôdelë ò słowach, dzysô téż bądzemë gadac ò słowach, blós przódë òne bëłë parłãczoné tak témiznowò, znaczi na jednã témã jesmë gôdelë. Terôzka bądzemë gadac, jak te słowa są zbùdowóné, i to bądze je parłãczëc, a nié pòspólnô téma. Tak że dzysô, kònkretno, bãdzemë gadac ò kùnôszkù -ba i słowach, jaczé tak cos mają. Ten kùnôszk je znóny téż w jinszich słowiańsczich jãzëkach, m.jin. taczim czekawim słowã je, ze stôropòlsczégò, gędźba, chtërne téż je w czesczim do dzysô – hudba, abò w górnosorbsczim – hudźba. Tak czë jinak to słowò znaczi „mùzyka”, granié mùzyczi. Tak że widzymë, że te słowa z kùnôszkã -ba mògą òznacziwac jistniczi, ale jistniczi, jaczé wëchôdają òd czasników. To są jistniczi, jaczé òznôczają taczé përznã abstrakcjowé rzeczë, bò na przëmiôr mùzyczi më nie widzymë, në prosto wiémë, że tak cos je, dzes tam zawieszoné w lëfce, ale tegò nie jidze namalowac, pòkazac, ale wiémë wszëtcë, że tak cos jistnieje – temù taczi jistnik je. I taczich słowów w kaszëbiznie je dosc tëli, òne sã kùńczą spółzwãkã, pò czim je to -ba. Pòchôdają òd czasników, to ju mómë rzekłé. I terô mòże jaczés przikładë: draszba (…), żeńba (…), ùczba (…), zachãcba (…), ùdba (…), nëkba (…), gòńba (…) [wszëtkò, co dr Trëker gôdô, tłómaczoné je na pòlsczi, przełożënk je widzec na ekranie]. Mòżemë szukac rozmajitëch słowów, òne są baro czekawé i téż baro elasticzné. Chòc to je dosc archaiczny kùnôszk, to òn nama mòże baro wiele rzeczi zastąpiwac i dërch mòżemë twòrzëc nowé słowa prawie dzãka temù. I to je taczi skôrb, jaczi wôrt je wëzwëskiwac. I wôrt je pòdsztrëchnąc, że tak co mómë (…). Taczim przikładã bądze, jak mómë słowò „rësznota”, kùnôszk -ota, to baro dobrze òdpòwiôdô anielsczémù słowù movement. To je taczé rëszanié sã, ale w taczim znaczenim, że je jakôs pòspólnota dejów, pòspólnota célów, pòspólnota tegò, w co sã wierzi i czegò sã chce, i je karno lëdzy, chtërno to twòrzi, chtërno jidze w tim czerënkù – i to je rësznota. Ale z drëdżi stronë słowò „rëszac sã” jinaczi sã bądze zachòwiwac na przëmiôr w przëtrôfkù tegò, jak sã rëszómë na drodze, tzn. aùtołë jak jadą, jaczé regle tim rządzą itd. Mòżemë rzeknac „drogòwô rësznota”, ale mëszlã, że tu bë barżi pasowało „drogòwô rëszba”, bò prawie do taczich rzeczów to -ba służi, i téż mëszlã, że to -ba mòże nama zastąpic anielsczi kùnôszk -ing, chtëren baro wchôdô do naszégò jãzëka przez to, że je móda na (…) robienié rozmajitëch rzeczów, tak na przëmiôr na nordic walking. I to je blós mój bédënk, ni ma tegò w słowarzu (…), ale mòże (…) nick nie stoji przék temù, żebë stwòrzëc tedë słowò „szpacérba”: walking – szpacérba. Gôdóm, to je blós mòja udba i na spòdlim ti ùdbë jô bë chcôł Wama pòkazac, co më mòżemë robic z tim kùnôszkã -ba. Do tegò was zachãcywóm, a jeżlë môta jaczés pitania, bédënczi, ùdbë, itd., itd. – tej piszta na [email protected] (…). 53 Poeci powiatu gdańskiego Sądzę, że w świadomości ogółu mieszkańców Pomorza powiat gdański jest mało znaną jednostką samorządową. Podobnie może być z wiedzą o stolicy tego powiatu – Pruszczu Gdańskim. W dużej mierze to tereny dawnego Wolnego Miasta Gdańska, niezasiedziałe, dotknięte powojennym exodusem. Obecni mieszkańcy w starszym pokoleniu są przybyszami z głębi Polski, w młodszym to osoby tutaj urodzone. Niedawno ukazała się książka Niebieskie neony. Antologia poezji twórców powiatu gdańskiego. Już sam tytuł jest wyrazem utożsamiania się twórców ze swoim regionem. Są poeci, którzy wyraźnie się identyfikują z tą ziemią. Urodzony w Gdańsku Andrzej Sikorski, który mieszkał i uczył się w Pruszczu Gdańskim, w wierszu „W św. Jana nad Radunią” przywołuje obrazek z dzieciństwa: „z prababką Katarzyną puszczałem/ łódeczki z kory i świeczką zamiast żagla / szły w noc i dalej”. Rzeka Radunia jest swoistym znakiem rozpoznawczym tej ziemi, miejscem identyfikacyjnych odniesień. Dagmara Weyna pisze o dawnej, dziadkowej, pruszczańskiej „ul. Mickiewicza” „i będzie mówił wnukom / że była kiedyś aleja po rzekę / i łąka której nie potrafi ogarnąć wyobraźnia”. Kiedyś określenie „Polska powiatowa” było pejoratywnym nazwaniem prowincji. Dziś już powiat nie ma takich konotacji. Chyba dlatego, że można teraz być mieszkańcem głębokiej prowincji, tak jak pochodząca z Pruszcza Gdańskiego Agnieszka Ciesielska, ale ukończyć romanistykę na Uniwersytecie Paris 8 w Paryżu i pisać o impresjach z paryskich zaułków. Pochodząca z Kiezmarku na Żuławach Aleksandra Borzęcka od dziesięciu lat przebywa w Wielkiej Brytanii i obecnie studiuje 54 pedagogikę w Instytucie Edukacji University of London. Podmiot liryczny w jej wierszach znajduje tamtejsze miejsca poetyckich wędrówek – deszczowy Londyn, plażę kamienistą w Brighton: „tam kamień niepodobny drugiemu / oczy różne, rysy, skóry gładkie, poorane, różnokolorowe / bogactwo różnic w tłumie”. To banalne, ale świat jest naprawdę mały. Mam na myśli to, co już napisałem i o czym napiszę. Książkę otwiera poezja tragicznie zmarłego (2008) Zygmunta Bukowskiego. Śledziłem całą jego twórczość, od chwili debiutu książkowego w 1990 roku pozycją Na uboczu nieba. Napisałem posłowie do tego tomiku, podkreślając, że podmiot liryczny żyje w swoistej symbiozie z naturą, odczuwa ją wszystkimi zmysłami, znajduje w niej ład i harmonię. „Ustawiczne przeobrażania i stały, coroczny rytm przyrody – napisałem w innym miejscu – wyciszają jego osobiste dramaty, łagodzą ból istnienia”. Autora dotknęła głęboka depresja, z której już nie wyszedł. Zygmunt Bukowski tworzył zarówno piórem, jak i dłutem. W antologii pomieszczono jeden z najlepszych jego wierszy „Moje Madonny” i zdjęcie Madonny z Dzieciątkiem, wyrzeźbionej przez niego w twardym drzewie gruszy. W antologii odnalazłem także wiersze Elżbiety Marii Laskowskiej, której poezję publikowała przed trzydziestu laty „Pomerania”. Zawędrowałem wtedy w moich reporterskich wędrówkach do domu poetki w Pręgowie w gminie Kolbudy. Mój tekst zatytułowałem „Dom”, w którym to motywie mieszczą się niemal wszystkie poszukiwania twórcze autorki. Poetka głębokie traumy z dzieciństwa obróciła na słoneczną stronę. Wciąż tak jak wtedy mocno kocha życie: „ogród ozdobić różami / napisać życiorys/ namalować obraz / zobaczyć / jak radzą sobie / Dzieci i Wnuki”. Jak napisano od redakcji: „Poza pisaniem zajmuje się malarstwem, zdobnictwem, haftem i makramą”. Pisałem w „Pomeranii”, także prawie przed trzydziestu laty, poetycki reportaż o twórczości Romana Ciesielskiego z Pruszcza Gdańskiego, którego wtedy widziałem jako mistrza liryki o prowincji. W antologii jest nie tylko autorem kilku wierszy, jednym z dwudziestu pięciu poetów, których utwory znalazły się w tomiku, ale także dokonał wyboru poezji, zredagował książkę, zajął się jej opracowaniem graficznym oraz zaprojektował okładki. W książce zamieszczono fotografie dzieł artystycznych dwudziestu dziewięciu twórców z tego terenu. Publikacja powstała przy wsparciu powiatu gdańskiego, miasta Pruszcz Gdański i gmin: Pruszcz Gdański, Przywidz, Suchy Dąb, Trąbki Wielkie, Cedry Wielkie, Kolbudy, Pszczółki, a także staraniem Stowarzyszenia Przyjaciół Pruszcza Gdańskiego. To też wiele mówi o tym przedsięwzięciu. Stanisław Janke Niebieskie neony. Antologia poezji twórców powiatu gdańskiego, Wydawnictwo Oskar, Pruszcz Gdański 2014. Bôjczi Jana Brzechwë pò kaszëbskù W 2014 rokù Wydawnictwo Oskar ze Gduńska ògłosëło drëkã kaszëb skòjãzëczny dolmaczënk bôjków Jana Brzechwë. Zbiérk 40 pòeticczich dokazów, zatitlowóny Brzechwa dzecoma, na kaszëbiznã przetłómacził kaszëbsczi pòeta, dolmaczéra, mùzyk i animatór kùlturë, Tómk Fópka. Midzë skaszëbionyma wiérztama nalazłë sã nôbarżi pòpùlarné dokazë Brzechwë: Dzywnisa-kaczka, Na rénkù, Na wëspach Bergamùtach, Tidzéń, Stasz Pëtalsczi, Chwalëbùksa, Łżélcka, Pòwiôdajk, Zgniélc, Mùcha, Jak szlachùje jãzëk psy, Zwierzińc POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 LEKTURY (i tuwò dokazë pòswiãconé apartnym zwierzãtóm, np. Tigris, Miedwiédz), Kluka, Michôłk, Psé smùtczi, Sroka, Warna i syr, Jôjkò, Sétmëmilowé bótë, Tomata. Ksążka òkróm tegò, że zamikô w se napisóné bëlnym kaszëbsczim jãzëkã wiérztowóné dokazë, je téż bòkadno ilustrowónô – malënczi do apartnëch bôjków òstałë nacéchòwóné przez Jarosława Wróbla. Òmôwiającë dolmaczenié zbiérkù Brzechwa dzecoma, nót je dawac bôczënk na to, że skaszëbioné dokazë mieszczą sã w gatënkù bôjczi. Bôjka parłãczi w se znanczi epiczi i liriczi. Epicznô je fabùła, wëstãpiwanié òpòwiôdôcza i przedstôwionégò swiata. Za to sztélistné strzódczi, ritmika, rimë i wiérztowónô pòstac to znanczi liriczi. Òb czas tłómaczeniô bôjków trzeba miec starã ùchòwac nié leno ne elementë, co są przirodné dlô epiczi, ale nót je téż ùtrzimac liriczną fòrmã. Nié bez przëczënë gôdô sã, że pòeticczé dokazë miałëbë dolmaczëc dëcht te personë, co są nié leno dolmaczérama, ale téż pòetama, jakno że to prawie ùtwórcowie liriczi mają barżi nigle jiny lëdze rozwité esteticzné wseczëca i lepi rozmieją brëkòwac sztélistné strzódczi. Tłómaczenié zbiérkù Brzechwa dzecoma òstało zrobioné przez òsobã, chtërna mô nié leno doswiôdczenié jakno pòeta, ale téż jakno mùzyk. Mùzyczné spòsobnoscë òsoblëwò mògłë bëc wôżné przë bùdowanim pasowny ritmiczi wiérztów. Wszëtkò to złożëło sã na to, że starë Tomeka Fópczi, cobë òddac w dolmaczënkach tipiczné dlô liriczi znanczi bôjków, zakùńczëłë sã zwënégą. Całi pòeticczi kùńszt òriginalnëch pòlsczich dokazów Jana Brzechwë òstôł ùdało przeniosłi do kaszëbsczich tłómaczeniów bôjków. Równak bëlné przeniesenié do dolmaczënków liricznëch znanków, òsoblëwò w zasygù ritmiczi i rimù, parłãczëło sã z mùszebnoscą gwësnëch zmianów w fòrmie dokazów i ze znaczeniowima mòdifikacjama ùżëtëch w bôjkach słowów. Semanticzné przejinaczenia słowów, mòtiwòwóné chãcą ùtrzimaniô ritmiczi i rimów, pòkôzałë sã we wielnëch przëmiôrach. W bôjce Na rénkù (pòl. Na straganie) mòżemë nalezc wersë: „Je to fela” / Òd selera, chtërne są tłómaczenim pòlsczich słowów: POMERANIA GÒDNIK 2014 „A to feler” / Westchnął seler. Wërażenié Òd selera nie je znaczeniowò dokładno jisté z frazą Westchnął seler – w kaszëbsczim dolmaczënkù ni mómë mòtiwu wzdichniãcô, równak ta przejinaka pòjôwiającô sã w dolmaczënkù dôwô mòżlëwòtã ùtrzimaniô akùratnégò rimù, a przë tim dokładno taczi sami ritmiczi, jak ta, chtërna pòkazała sã w òriginalnym pòlsczim teksce. Szlachùjącą za tą òpisóną wëżi jeleżnosc mòżemë téż òbaczëc we wiérzce Żółw (tekst pòlsczi bôjczi mô jisti titel), gdze w pierwòszny wersji pòlsczi nachôdómë nôslédné słowa: Żółw chciał pojechać koleją, / Lecz koleje nie tanieją; aùtor kaszëbskòjãzëcznégò dolmaczënkù przełożił to jakno: Żółw bë chcôł pòjachac baną, / Le biliet kòsztô nié mało; scwierdzony w pòlskòjãzëcznym òriginale fakt koleje nie tanieją semanticzno nie je dëcht czësto równaznaczënkòwi ze scwierdzenim biliet kòsztô nié mało; to, że biliet kòsztô nié mało, mòże bëc skùtkã tegò, że jachanié baną nie je barżi tóné nigle przódë, ale mòże téż bëc tak, że bilietë staniałë, ale to nie znaczi, że terô mało kòsztają – tak tej semanticzno wersjô pòlskô i kaszëbskô nie są czësto równé, ale zmiana znaczeniégò także w nym przëtrôfkù dała zwënégã w pòstacë ùtrzimaniô rimù (chòc tim razã nié akùratnégò) i ritmiczi – wielëna szlabizów tak w pòlsczi bôjce, jak téż w kaszëbsczim dolmaczënkù je równô. Negò ôrtu semanticznëch zmianów, chtërne są wtórznym skùtkã zgrôwów dolmaczérë, cobë ùtrzimac w tłómaczonym teksce rimë i ritmikã, mómë w zbiérkù Brzechwa dzecoma wiele wicy. Równak nié leno czësto znaczeniowé przesëniãca bëłë wëchôdënkã starów tłómacza ò ùtrzimanié liriczny fòrmë bôjków. Czasã w célu ùchòwaniô ritmiczi wiérztów aùtor dolmaczeniów dodôwôł jaczés słowò, chtërnégò nie bëło w òriginale, abò téż dokònywôł rëmniãcô słowa, chtërno w pierwòwzorze bëło òbecné. Taczé dokłôdanié abò ùsëwanié słowów nié wiedno mùszało parłãczëc sã ze zjinaczenim znaczeniowim, chòc colemało òmôwiónô tu przejinaka rzeszëła sã z semanticzną mòdifikacją. Le trzeba nadczidnąc, że zmianë semanticzné nie bëłë tuwò reglą. Czasã òminiãcé jaczégòs słowa mòże ùznac za elipsã, równak znaczenié nijak nie je zmienioné, np. w bôjce Jak szlachùje jãzëk psy (pòl. Jak rozmawiać trzeba z psem) w pòlsczim òriginale mómë nôslédny wers: Gdy psu kość dam – pies ją ssie, chtëren òstôł przetłómaczony jakno: Czej mù gnôt dóm – susô gò – słowò pies òstało òminiãté w kaszëbsczim dolmaczënkù, dzãka czemù ritmika je ùtrzimónô, a z kòntekstu całi bôjczi i tak jidze zrozmiec, że chòdzy tuwò prawie ò psa (òmijóm tu ju fakt, że w pierszim dzélu zdaniô jistnik psu òstôł zamieniony na mù – ta przejinaka ni mô znaczënkù dlô ritmiczi). Za to przëmiôr dodaniô słowa w przekładze mòżemë nalezc w bôjce Pòwiôdajk (pòl. Skarżypyta) – w pòlsczim òriginale nachôdô sã wers: „Nikt. Ja jestem skarżypyta”, jaczi na kaszëbsczi jãzëk òstôł przetłómaczony jakno „Nicht. Kò jô jem pòwiôdajk” – jak widzymë, aùtor dolmaczënkù dodôł słowò kò, chtërno pòmògło mù ùtrzimac ritm, a nie wnôszô do tekstu niżódnégò znaczeniô; słowò to mô w teksce kaszëbsczim leno fùnkcjã zmòcnieniô, barżi nasylonégò wërażeniô wseczëców. Negò ôrtu przejinaków, pòlégającëch na rozszerzenim abò skrócenim òriginału, je w dolmaczënkach Fópczi dosc wiele. Ùtrzimaniu ritmiczi i rimów mają téż służëc przejinaczenia pòrządkù słowów – słowa w dolmaczony bôjce mają jiny szëk jak w òriginalnym teksce pòlsczim. Zamienienié słowów môlama dôwô aùtorowi tłómaczeniô mòżlëwòtã lepszégò wërôżeniô kùńsztownoscë liricznégò dokazu. Przëmiôrama taczich przejinaków pòrządkù słowów są nôslédné wersë (pòdôwóm tuwò téż sąsedny wers, żebë czëtińc òbôcził, jaczi cësk przejinaka dolmaczérë miała na rimë i ritmikã): pòl.: „Niech rozsądzi nas Kapusta!” / „Co, Kapusta?! Głowa pusta?” – kasz.: „Kapùsta niech nas rozsądzy!” / „Kapùsta?! Co łep mô pùsti?!” – (Na rénkù, pòl. Na straganie); pòl.: A nie urwałem guzika? / A nie pokazałem języka? – kasz.: A czë jem nie ùrwôł knąpë? / A jãzëka jem nie pòskąpił? (Zgniélc, pòl. Leń); pòl.: Gdy pisałem wierszyk ten, / Pies u nóg mych zapadł w sen – kasz.: Ga jem pisôł nen tu wiérzt, / Pies kòl nogów ùsnął mich ( Jak szlachùje jãzëk psy, pòl. Jak rozmawiać trzeba z psem). 55 LEKTURY Òb czas analizë dolmaczënków Tomeka Fópczi nót je téż dac bôczënk na gramaticzné przejinaczenia, colemało téż bãdącé wëchôdënkã starów ò ùtrzimanié ritmiczi, mni czãsto rimów. Zmianë gramaticzné czãsto tikają sã fòrmów czasników, np. terny czas zamieniony je na ùszłi czas, jak w przëmiôrze: pòl.: I co trzeba zjeść, zjadam – kasz.: I co mùsz je zjesc, móm zjadłé (Warna i syr, pòl. Wrona i ser), a téż fòrmë òsobòwé w ternym czasu nierôz zamienioné są na bezòsobòwé fòrmë, np.: pòl.: I zaszywa dziury w niebie – kasz.: W niebie – durã zaszëc trzeba (Tidzéń, pòl. Tydzień), slédny przëkłôd pòkazywô téż zamianã wielny lëczbë jistnika na pòjedinczną lëczbã (dziury – durã). Z przejinaków na gramaticzny rówiznie nót je téż wëmienic czãsté stosowanié w kaszëbsczim tłómaczenim zdrobniałëch fòrmów rozmajitëch słowów w môl fòrmów, jaczé w pòlsczim òriginale zdrobnieniama nie są, np.: rzepo – rzepkò (Na rénkù, pòl. Na straganie), leż – leżkôj (Jak szlachùje jãzëk psy, pòl. Jak rozmawiać trzeba z psem), nawet – nawetka (Michôłk, pòl. Michałek). Szlachùjącëch za nyma przëwòłónyma wëżi gramaticznëch przejinaków, colemało wprowadzonëch swiądno w célu ùchronieniô ritmiczi abò rimów, w tekstach dolmaczënków wiérztów Brzechwë mòże nalezc jesz wicy. Gôdającë ò bôjkach Brzechwë przedolmaczonëch przez Tomka Fópkã, trzeba bë bëło jesz rzeknąc ò òsoblëwòscach kaszëbiznë nëch tłómaczeniów. W òbrëmienim fòneticzi nót je dac bôczënk na fòrmë z tipicznym dlô nordë karnã -ar- w słowach: warna (Warna i syr, pòl. Wrona i ser), ògardniczką (Tomata, pòl. Pomidor), ògardownik (Tomata, pòl. Pomidor). Z fòneticznëch znanków trzeba bë téż przëwòłac, òdnotérowóną we wiérzce Kluka (pòl. Kwoka), fòrmã białogłowsczégò jistnika z archajiznowim niescygniãtim zakùńczenim -ëją, ùżëtim w akùzatiwie pòjedinczny lëczbë: swiniarëją. Przë leżnoscë nót je zmerkac, że w fòrmie swiniarëją z wiérztë Kluka, juwerno jak téż w fòrmie jistnika wòlą, zarejestrowóny w bôjce Krokòdil (pòl. Krokodyl), mómë do ùczinkù z bãdącym ju archajizną w kaszëbiznie, kùnôszkã -ą, brëkòwónym w akùzatiwie pòjedinczny lëczbë nëch białogłowsczich jistników, chtërne w nominatiwie kùńczą sã na -ô. W zasygù fleksji apartny bôczënk nót je téż dac na fòrmë czasnika i zamiona w – téż archajiznowi dlô kaszëbiznë – dëbeltny lëczbie, chtërne ùżëté òstałë w òdniesenim do dwùch personów we wiérzce Jak szlachùje jãzëk psy (pòl. Jak rozmawiać trzeba z psem): Szła ma razã – jô i òn, co je tłómaczenim słowów: Szliśmy razem – ja i on. Òsoblëwòscą jãzëka Tomeka Fópczi są téż brëkòwóné przez niegò tipiczné dlô kaszëbiznë frazeòlogiznë, taczé, jak np. w bôjce Kluka (pòl. Kwoka): cëszi kòta – pòl. cichutko, abò we wiérzce Warna i syr (pòl. Wrona i ser): jakbë gzyk jã kąsył – pòl. obrażona. Na kùńc nót je scwierdzëc, że przërëchtowanié dolmaczënków wë brónëch bôjków Jana Brzechwë òkôzało sã cekawą i baro ùdałą dbą. Przede wszëtczim nót je pòdsztrëchnąc, że w przëtłómaczonëch przez Tomekã Fópkã na kaszëbsczi jãzëk dokazach ùchòwóné òstało pòeticczé mésterstwò Brzechwë. Przëjimniãté przez aùtora tłómaczeniô translatorsczé strategie – pòlégającé na mòdifikacji znaczeniów, dodanim abò rëmniãcym słowa, zjinaczeniach pòrządkù słowów, gramaticznëch zmianach – w skùtkù doprowadzëłë do tegò, że liriczny kùńszt wiérztów òstôł ùtrzimóny. Równoczasno w tłómaczeniach Fópczi mómë do ùczinkù z bëlną kaszëbizną, z pòkôzanim bòkadnoscë kaszëbsczégò jãzëka. Kòżdi z zaprezentowónëch w zbiérkù wiérztów je òbmëslóny tak z pòzdrzatkù zamkłoscë, jak téż z pòzdrzatkù fòrmë, i twòrzi òn harmònijną całosc. Baro bëlno sã téż stało, że za dolmaczenié negò ôrtu dokazów, w jaczich ritmika mô pierszorégòwą fùnkcjã, wzãła sã òsoba z mùzycznym wesztôłcenim. Ritmicznô sztruktura kaszëbskòjãzëcznëch bôjków Brzechwë je doprôcowónô w kòżdi drobnoce. A całi zbiérk Brzechwa dzecoma wôrtny je tegò, cobë jawerno rozkòscérzac gò midzë nômłodszima kaszëbsczima czëtińcama. Hana Makùrôt Jan Brzechwa, Brzechwa dzecoma, skaszëbił Tómk Fópka, Wydawnictwo Oskar, Gduńsk 2014. 56 POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 LEKTURY / / zachë ze stôri szafë Kaszubski śpiewnik domowy Musieliśmy czekać ponad pół wieku na nowy śpiewnik, który by zawierał nie tylko piosenki ludowe, ale również utwory najnowsze. Jedyną do tej pory tego typu pozycję stanowiły Pieśni z Kaszub pod redakcją Władysława Kirsteina i Leona Roppla z 1958 r. Głównym przesłaniem Witosławy Frankowskiej, która czuwała nad wyborem utworów do niedawno wydanego Kaszubskiego śpiewnika domowego, było, jak się zdaje, zebranie pieśni różnych pokoleń, szczególnie tych, które mają bogatą wartość literacką oraz językową, a dotąd nie były popularyzowane. Witosława Frankowska, teoretyk muzyki, pianistka, klawesynistka i kompozytorka, wykłada na Akademii Muzycznej w Gdańsku. Wychowana została w rodzinie o tradycjach kaszubskich i muzycznych, a swą działalność edukacyjną i artystyczną łączy z popularyzacją muzyki regionalnej, m.in. poprzez organizowanie od roku 2002 w wejherowskim Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej cyklu koncertów pod wspólnym tytułem „Spotkania z muzyką Kaszub” (w listopadzie br. odbyło się już XLII takie spotkanie!). W 2006 r. została laureatką Medalu Stolema. Wróćmy teraz do samego śpiewnika. Format i wielkość idealne – książka jest nieco większa niż szkolny zeszyt, sztywna okładka, dzięki której tak szybko się nie zniszczy (bo przecież śpiewnik będzie często używany), a poziome rozmieszczenie tekstu jest wygodniejsze dla zapisu nutowego. Na ponad 200 stronach zmieściło się niespełna 90 utworów. Do pomocy mamy 3 kolorowe wstążeczkowe zakładki, które spisują się doskonale przy tego typu pozycjach. Każdej piosence towarzyszą oczywiście nuty, a czasami nawet i akordy gitarowe oraz ilustracje. Pod każdym tytułem przeczytamy, kto jest autorem tekstu i muzyki bądź z jakiej miejscowości pochodzi dana pieśń. Utwory zostały podzielone na 8 kategorii: od miłosnych, po marynistyczne, ludowe czy kołysanki. Prócz tradycyjnego alfabetycznego spisu piosenek, dla wygody użytkowników, książka zawiera spis incipitów tekstowych (wg początku tekstu), co bardzo się przydaje początkującym melomanom. Dodatkiem jest przedstawienie 24 sylwetek kompozytorów oraz autorów pieśni, podano źródła muzyczno-literackie do każdej piosenki. Prezentowana pozycja została dostosowana do możliwości wykonawców-amatorów, stąd brak w niej funkcji harmonicznych nad pięciolinią czy zmian tonacji. Z tego też powodu zrezygnowano z utworów o dużej rozpiętości melodycznej czy skomplikowanej rytmice. Nad korektą tekstów kaszubskich czuwał Roman Drzeżdżon, a pisownia piosenek została ujednolicona według najnowszych ustaleń Rady Języka Kaszubskiego. Trzeba przyznać, że wydawcy przygotowali bardzo elegancki i poręczny śpiewnik. Format książki pozwala ją zabierać ze sobą na kaszubskie spotkania. Warto sięgnąć do Kaszubskiego śpiewnika domowego. Mam nadzieję, że są też plany wydania płyty z tymi piosenkami... Natalia Zofia Janowska Kaszubski śpiewnik domowy, red. Witosława Frankowska, Wydawnictwo Region w koedycji z Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej, Gdynia – Wejherowo 2014. Profesorskô rechòwnica Chtëż jesz rozmieje na rechòwnicë rechòwac? Pewno pòkòlenié 40 plus, żlë nie spało na ùczbach matematiczi w spòdleczny szkòle, wié, jak ne gùzë przesëwac, bë na przëmiôr òbrachòwac, kùli je piãc razë trzënôsce. Dzysdniowi szkòlôce mają ju jinszé nôrzãdła rechòwaniô, chòcbë kalkùlator abò kòmpùtr, a rechòwnica pòkazywónô je w szkòłach jakò czekawòstka. Zdrzącë na òdjimk, to bë rzekł: rechòwnica jak rechòwnica, ale prawie na, przechòwiwónô w wejrowsczim mùzeùm, zwëczajnô nie je. Kò nôleża òna do nôbëlniészégò historika pòwòjnowi Pòlsczi, Kaszëbë, profesora Gerata Labùdë. To historicë téż rechòwnicë brëkòwelë? Kò brëkòwelë a brëkùją, tec nót je ne stalata a lata naju historëji pòrechòwac. rd POMERANIA GÒDNIK 2014 57 repòrtôż W Japónie z kaszëbską lëteraturą „Czerëjema sã na nordowi pòrénk. Do fligrowiszcza je jesz wiãcy jak 5500 mil ë cos kòl 10 gòdzyn leceniô” – tak wëzdrzi jeden z pierszich wpisënków w mòjim dniownikù z rézë do daleczi Japónie. Grégór J. Schramke Całô ta wanoga tak pò prôwdze sã zaczãła wiãcy jak pół rokù nazôd. Tej to, pòd kùńc gromicznika, Motoki Nomachi, znóny kòl naju slawista z Japónie, jaczi m.jin. zajimô sã kaszëbsczim jãzëkã, zapitôł mie, czë jô bë chcôł pòlecec do Tokio na nôùkòwé zéńdzenié ò westrzédno- a pòrénkòwòeùropejsczi lëteraturze ë miec tam wëkłôd ò nô nowszi kaszëbsczi pismieniznie. Ë tak to wej, 25 séwnika, ùbarniony w laptop z referatã, prezentacją w PowerPoince, ekstraktã z referatu do wëdrëkòwaniô dlô słëchińców, wëbrónyma wiérztama kaszëbsczich pòetów a jich dolmaczënkama na anielsczi (bë z tegò zrobic przełożënk na japóńsczi), jem z Gduńska bez Frankfùrt pòlecôł na wnetk skrôj swiata. Specjalëscë òd słowianszczëznë W Tokio béł jem do 5 rujana, a nôwôż niészim partã mòji rézë bëła wspòmniónô kònferencjô na Ùniwersytece Rikkyo w Tokio, zatitlowónô Images of East European Literature. The Variable and Invariable in the Past and Present (Òbrazë lëteraturë Pòrénkòwi Eùropë. Zmieniwné a niezmieniwné w ùszłoce a dzysdniowòscë). Pierszégò dnia, przed wieczerzą na przëwitanié, jem sã pòtkôł z japóńsczima slawistama sparłãczonyma z nym nôùkòwim zéńdzenim. 58 – To je Ariko – w anielsczi gôdce przedstawił mie młodą białkã prof. Kenichi Abe, jaczi béł przédnym òd negò sympòzjum. – Ariko je znajôrką Bruno Schulza. Zdzëwiony jem wëzdrzôł na Japón kã. „Bruno Schulza? Tëc tej òna...”. A òna, ùsmiechniãtô, wëcygła „z eùropejska” rãkã ë czejbë czëta w mòjich mëslach, rzekła pò pòlskù: „Cześć”. Pòkazało sã, że pòlsczi znała ze sztudiów w Warszawie. Tak samò, jak Satoko, chtërna sã zajimô m.jin. pòwòjnowima pòlsczima, emigracjowima pisarzama. Hikaru za to je... tołmaczką dwùch ksążków Òldżi Tokarczuk. Króm tegò, prócz Motokégò Nomachi a Kenichégò Abe, béł Go, jaczi sã specjalizëje w rusczi a biôłorusczi lëteraturze, a téż gòsce zeza grańcë: Elena Gapova – Biôłorusënka, co mieszkô w Zjednónëch Stanach a wëkłôdô na Zôpadnym Ùniwersytece w Michigan, Delia Grigore – Romka z Ùniwersytetu w Bùkareszce, ë Natasza Goerke – pisôrka, jakô w latach 80. wëcygła z Pòlsczi ë terô mieszkô w Niemcach a Nepalu. Sympòzjum Kònferencjô bëła baro ùdałô. Cekawô a brzadnô. Skłôda sã z trzech témòwëch partów, kòżden zakùńczony diskùsją. Òbrzészkòwim jãzëkã béł anielsczi. W pierszim dzélu, zatitlowónym „Réze, migracje ë lëteratura”, Natasza Goerke czëta ùriwczi ze swòjégò dokazu Dziesięć miesięcy i dwa dni, tej Satoko Inoue z Ùniwersytetu w Kumamoto gôda na témã „Imaginacje z przestrzeniów ë placów w pòlsczi wanożny lëteraturze pò 1989 r.”, a Hikaru Ogura z Tokijsczégò Ùniwersytetu pòwiada w swòjim wëstąpienim „Migracje w pòlsczim dokùmentowim filmie” ò dokazu Syberyjska lekcja. Sesjã a tej diskùsjã prowadzył Kenichi Abe z Ùniwersytetu Rikkyo. W drëdżim parce, przédniczonym bez Hikaru Ogura, a zatitlowónym „Przepisywanié historie lëteraturë”, Ariko Kato z ùniwersytetu w gardze Nagoya, pòwiada przede wszëtczim ò Eùropie widzóny òczama dwùch pisôrzów: ùkrajińsczégò – Jurija Andruchowycza ë pòlsczégò – Andrzeja Stasiuka, jaczi razã wëdalë ksążkã Moja Europa. Dwa eseje o Europie zwanej Środkową (wëd. 2000). Tej Elena Gapova gôda ò ùtwórstwie Swietłanë Aleksijewicz, ùtwórczëni m.jin. dokazów ò białkach, jaczich chłopi biôtkòwalë sã òb czas II swiatowi wòjnë (У войны не женское лицо, 1985; pòl. wëd. Wojna nie ma w sobie nic z kobiety, 2010), czë ò nieszczescym w Czôrnobëlu (Чернобыльская молитва, 1997; pòl. wëd. np. Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości, 2012), w jaczi przedstôwia tragedie prostëch lëdzy. Na kùńc Go Koshino z ùniwersytetu w Hokkaido pòwiôdôł ò białorusczi lëteraturze pisóny w rusczim jãzëkù. POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 repòrtôż Trzecy part sympòzjum sã tikôł „Lëteraturë mikronôrodów”. W nim jô jem nôprzód zdebkò gôdôł ò zôczątkach naji pismieniznë a ji rozwiju, a tej jem pòwiôdôł ò tim, co bëło przédną témą mòjégò referatu, to je ò nônowszi kaszëbsczi lëteraturze, ò ji dzysdniowim stanie, zwënégach a zadaniach na nôblëższą przińdnotã. Pò mie, ò romsczi pòezje a téż ò historie swòjégò nôrodu prawiła Delia Grigore. Part a diskùsjã prowadzył Motoki Nomachi. Wieczór miało môl czëta nié lëteraturë, nôprzód w òriginalnëch jãzëkach (przełożënczi na anielsczi òstałë rozdóné), tej w dolmaczënkach na japóńsczi. Ùriwczi swòjich dokazów nôprzód przedstawiła Natasza Goerke, pò ni w spiéwny romsczi gôdce pòezjã recytowa Delia Grigore, a tej, w mòji głosowi interpretacje rozebrzmialë klasycë naji lëteraturë – Léón Heyke ë Aleksander Labùda, a pò tim dzysdniowi ùtwórcowie: Róman Drzéżdżón ë Hana Makùrôt. Zacekawienié Kaszëbama a nają pismienizną òkôzało sã niemôłé. Widzec to sã dało przede wszëtczim z pòkònferencjowëch pëtaniów a kôrbiónków, np. przë pôłnim. Ë to nié blós Japóńczicë bëlë nama zacekawiony. Elena Gapova pòprosa mie ò tekst ò kaszëbsczi lëteraturze do „The Bridge – MOCT”. Zdradzëła téż, że czej czëła ò dzewiãtnôscestalatnym zôczątkù najégò kaszëbsczégò ùtwórstwa, to czejbë słëcha ò historie lëteraturë pisóny w biôłorusczim jãzëkù. Za to Delia Grigore zôzdroszcza nóm, Kaszëbóm, brzadu, pòwiadającë, że pismienizna ji nôrodu, chòc òn je pôrã razë wiãkszi òd naszégò, zaczã sã tak pò prôwdze w slédnëch pôrãdzesąt latach. Przekònëwa téż ò tim, że wôrt sã pòstarac ò status „nôrodny mnié szëznë”, tak jak to zrobilë Romòwie w Rumùnie, a dostac np. ne ze dwa dodôwkòwé place w parlamence. Z zacekawienim téż słëcha ò tim, jak kòl naju zdobiwómë, dzãka ùstawie ò òchronie kaszëbsczégò jãzëka, dëtczi na wëdôwanié dzélu najich ksążków. Szmakało za wiãcy Ùgòscony bez najich gòspòdarzów jesma bëlë bëlno. W kòżdim sztóce mielë òni starã, cobë më sã dobrze ù nich POMERANIA GÒDNIK 2014 Motoki Nomachi (z prawi) i aùtór tekstu czëlë a niczegò nóm nie zafëlowało. Zwiedzalë jesma téż wiele. Zabralë naju m.jin. na wanogã bôtã pò rzéce Sumida czë do Ueno, gdze jem sã zadzëwòwôł swiątnicą Sensō-ji, wielëną lëdzy, co mielë chãc òbôczëc japóńsczé malënczi w mùzeùm kùńsztu, a słôwnyma pandama w ZOO. Òb dzéń dobrima lunchama nie dôwalë nama zgłodniec, a jesz wieczór bralë na bëlné môltëchë. Ò tëch jô bë wiele mógł prawic... Rzekã le, że nadzwëk ùlubił jem so sërowé rëbë. Jôdł jem téż sushi z jeżowcã, rosół z kraba, a wiele jinszich smacznëch jinszoscë. Tokio A co bë tu rzec ò samim Tokio? Pò pierszé: dwanôsce miliónów lëdzy. Tak tej z widokòwégò môlu na 45. piãtrze tokijsczégò parlamentu, cygło sã òno bùdinkama pò sóm widnik. Le na pôłniowim zôpadze, zadôczonô dôlą, na 3776 m n.p.m. wznoszëła sã Fudżi – nôwëższô góra w Japónie. Pò drëdżé: blónowniczi. Stolëmné, òpasłé, zasadłé w grunce a wëcygającé sã do słuńca nawetka na wnet dwasta piãcdzesąt métrów. Pò trzecé: „Gard, co nigdë nie spi”, jak sã ò nim gôdô. Ë tej, czej noc 59 repòrtôż sã robi, rozłiskiwô òn neonama tak, że w niechtërnëch placach nawetka nie je nót rozwidniac òdjimka lampą. Pò czwiôrté: gard, jaczi mô w se drëdżi pòd zemią. Kò są tam setczi pòdzemnëch przéńdzeniów z trójnem krómów, òsmë lëniów metra ë wiele banowëch, a do te banowiszcza, z jaczich niechtërne, jak Tōkyō ë òsoblëwie Shinjuku (co dzéń w dzéń przepùszczô bez se 2 mln lëdzy), rozcygają się na pôrã piãtrów w zemiã a nômni pôrãset métrów na bòczi. 60 W parkach, mùzeach, swiątnicach ë Kamakurze Chòc w Tokio je mni trzôskù a nëkbë, jak bë sã mògło zdawac pò tak wiôl dżim gardze, z lubkòscą jem zwiédzôł rozmajité parczi. Pò reszce w nëch prawie òazach ùbëtkù bëła wiãkszosc cekawëch do òbzéraniô rzeczi, jak np. swiątnica cesarza Meiji, jaczi pò smiercë stôł sã bògã. Motoki ë Masumi zabralë mie téż do jedny z dôwnëch stolëców Japónie, chtërna są zwie Kamakura, snôżi, cekawi, nafùlowóny historią. Òbezdrzôł jem tam widzałé swiątnicë ë drëdżégò nôwiãkszégò w Japónie, wzniosłégò w 1252 r. na wiãcy jak 13 métrów Bùddã, zrobionégò z brązu. Sóm jem téż pòznôwôł Tokio. Wanożił jem wieczorã pò rozskrzonym neonama Shinjuku, przecëskôł wązëchnyma przeńscama midzë gòspòdama môłima jak jizdebczi, szmakôł sake niedalek Tokadanababa Station, gdze gwôscëcele karczmë znalë anielsczi tak, jak jô japóńsczi. Wzérôł jem na pòmnik samùraja Saigō Takamoriégò, jôdł miarzłégò ò szmace zelony arbatë, robił òdjimk za òdjimkã na rëbnym, fùl dzywny, żëwi a môrtwi mòrszczëznë, tôrgù w Tsukiji. Pòdzywiôł zdënkòwé òblëczënczi w swiątnicë Tsukiji Honganji, dôwôł sã przëpiec słuńcu, cobë chòc z dôlë òbôczëc pałac cesarza (nie béł tegò wôrt), wanożił bez historiã Japónie w mùzeùm Edo-Tokyo ë le co ùmkł wieczór ùgrëzeniô bez mëgã w parkù Ueno, co bë sã mògło skùńczëc pôrãdniową gòrączką, ò czim òstrzégã miôł jem czëtóné rëchli... Ni ma tu placu, bë ò wszëtczim chòc le pôrã słów rzeknąc. A szkòda. Kò Tokio zasługiwô na to. Do te cygnie nazôd. Móm nôdzejã, że jesz czedës ùdô mie sã do nie zawanożëc. Òdj. ze zbiérów G. Schramkégò POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 PAGINA PRAWA POMERANIA GÒDNIK 2014 61 KLËKA Bëtowò. Baro kùlturalné Przez szterë dnie Bëtowò żëło dobrą mùzyką, teatrã, pòtkaniama z artistama, warkòwniama, pòkôzkama. Midzë 22 a 25 rujana w tim gardze béł BytOFFsky Festiwal. Impreza zaczãła sã w Bëtowsczim Centrum Kùlturë – òd przedstawieniô „Matka Joanna” Teatru Szwalnia. Nastãpnégò dnia bëła m.jin. Pòmòrskô Debata ò Kùlturze. W Tëc hóm iu òbcza s Fest iwa lu kòncertowała Òrkestra Klezmerskô Sejneńsczégò Teatru. A w restaùracje Jaś Kowalski grelë Paweł Szambùrsczi i Patrik Zakrocczi („Szaza gra animacje”). Festiwalowi piątk zaczął sã na rënkù gardu pòkazã ôrtu teater-performance, chtëren kùńcził artisticzné warkòwnie prowadzoné przez teatralné karno Korkoro. Tegò dnia òtemkniãti béł wëstôwk „Twór GWASZ Przeprowadzka” wëkònóny przez plasticzné karno GWASZ. Prôwdzëwô mùzycznô czesta żdała na bëtników Festiwalu w sobòtã 25 rujana òb czas cyklu artisticznëch wëdarzeniów pn. Święto Kaszëbë II w wëkònanim wiele artistów wespółrobiącëch z Olã Walicczim. Przédnym pùnktã sobòtnégò programù bëła prapremiera platczi Ola Walicczégò „Kaszëbë II”. Red., tłóm. KS Òdj. K. Rolbiecczi Banino – Chwaszczëno. Wieczór w kaszëbsczim klimace Pôrã lat dërowałë robòtë nad wëdanim spiéwnika z dokazama Édmùnda Lewańczika z Żukòwa. Ten regionalësta zrzeszony béł z karnã Bazuny, a terô je z Redzanama. Kaszëbi znają gò téż z wiele mùzycznëch, regionalnëch, biesadnëch imprezów. Jegò nieòdrzesznym atribùtã je akòrdión. Na promòcjã spiéwnika téż wzął swój ùlubiony instrument. Zagrôł i zaspiéwôł gòscóm zeszłim 23 rujana w restaùracje Mùlk pôrã swòjich dokazów. Nie felało jegò szpòrtownëch òpòwiôstków. Tegò wieczoru mòżna bëło ùczëc téż krótczi kòncert karnów Spiéwné kwiôtczi i Młodzëzna. Gòscëło òkróm tegò teatralné karno Zymk, pòkazëjącë ùzdrzadnienié „Niebò” na zôdëszkòwi ôrt. Red., tłóm. KS Teatralné karno „Zymk”. Òdj. z archiwùm banińsczégò p. KPZ Kòscérzna. Smierc i kaszëbsczé zwëczi W Mùzeùm Kòscersczi Zemi (MKZ) 28 rujana bëła projekcjô amatorsczégò filmù „Ze śmiercią na ty”. Aùtorzë: Éwelina Karczewskô (scenariusz i reżiseriô), a téż Pioter Zatoń, Pioter Lewna, Andrzéj Juńsczi i Przemësłôw Wòlsczi (òdjimczi) pòkôzelë dokùment ò smiercë i kaszëbsczich òbrzãdach zrzeszonëch z ùmiéranim. Dôwają òni òsoblëwi bôczënk na zwëk Pùsti Nocë. W filmie bëłë téż òpòwiescë ò krziżach z wòskù 62 lanëch na miartwé cało abò mroczné historie ò kaszëbsczich wieszczich i dëszach błądzącëch pò kaszëbsczich wsach, klepiącëch do òknów i dwiérzów. Wiãcy ò filmie i dzejnoce aùtorów mòżna przeczëtac na starnie: http://www.zesmiercianaty.art.pl/ Red., tłóm. KS Òdj. z archiwùm MKZ POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 KLËKA Wejrowò. Przezdrzatk „Luterka” Chònicczé Studio Rapsodiczné òkôzało sã nôlepszim karnã dzewiąti edicji Òglowòpòlsczégò Przezdrzatkù Môłëch Teatralnëch Fòrmów m. Adama Luterka w Wejrowie [Przegląd Małych Form Teatralnych im. Adama Luterka w Wejherowie], chtëren béł midzë 24 a 26 rujana w Wejrowsczim Centrum Kùlturë – Kaszëbskô Filharmóniô. Razã do òbôczeniô bëło 11 karnowëch przedstawieniów i szterë monodramë. Chònicczé Studio dostało przédną nôdgrodã, Grand Prix za szpëtôczel „Władca Much”, a téż dwie jine, w kategórii monodramù (Łukôsz Szlanga) i wëprzédnienié dlô reżisera òbù przedstôwków Grzegòrza Szlandżi. W żuri festiwalu bëlë taczi znajôrze, jak dzekón aktorsczégò wëdzélu warszawsczi Akademii Teatralny Bòżena Suchòckô i dzekón pùpkarsczégò wëdzélu wrocławsczi Szkòłë Teatralny Anéta Głuch-Klucznik. Red., tłóm. KS Cewice. Kònkùrs skùńczony rézą Pôrãdzesąt dzecy ze szkòłów z gminë Cewice z klas IV–VI mògło sprawdzëc swòjã wiédzã ò Kaszëbach i kaszëbsczich tradicjach. 28 rujana w Szkòlno-Przedszkòlny Zrzeszë w Bùkòwinie bëła czwiôrtô edicjô Gminnégò Kònkùrsu Wiédzë ò Kaszëbach, wespółòrganizowónégò przez KPZ Cewice i Stowôrã Rozwój Bùkòwinë. Wszëtcë bëtnicë dostelë môłé darënczi i pòjachelë na rézã do Dolinë Jadwidżi. Tam, w Edukacyjny Zôgardze Chëcz, brelë ùdzél w ùczbach. Dzecë wësłëchałë kaszëbsczich legeńdów, chtërne jima òpòwiôda Gabriela Tesmer, zapòznałë sã z gbùrską zôgardą, przërëchtowałë klóseczczi do bùlwny zupë, piekłë kòłôczczi i jadłë plińce. Szłë téż do lasu, gdze pòtkałë Bòrową Cotkã z kùferkã miodzëznë. Òsoblëwie cekawé bëłë warkòwnie z kaszëbiznë prowadzoné przez kapelã Bas z Serakòjc. Red., tłóm. KS Redzëkòwò. Jak ùczëc kaszëbsczégò w XXI wiekù? Kònferencjô pt. „Język kaszubski w XXI wieku – nowoczesny, przyjazny, perspektywiczny” w Zrzeszë Szkòłów w Redzëkòwie bëła 28 rujana. Przëjachało na niã kòl 80 lëdzy, dlô chtërnëch wôżnô je ùczba kaszëbsczégò jãzëka. Wëgłoszoné bëłë dwa wëkładë. Danuta Pioch gôdała ò tim, jak miałabë wëzdrzec „Organizacja nauki języka kaszubskiego w szkole”, a Éwa Andrzejewskô przedstawiła referat pt. „Efektywna lekcja języka kaszubskiego – o uwarunkowaniach skutecznej nauki”. Ùczãstnicë kònferencji mòglë téż wząc ùdzél w warkòwniach, m.jin. z wëzwëskiwaniô internetu w robòce szkólnëch kaszëbsczégò i ze spòsobów zachãcywaniô ùczniów do nôùczi tegò jãzëka. Òrganizatorã pòtkaniô bëło Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié. Red., tłóm. KS Òdj. DM Debrzno. Promocja monografii W debrzneńskim Ośrodku/Inkubatorze Przedsiębiorczości odbyła się promocja książki Debrzno. Dzieje miasta i gminy. Prace nad jej przygotowaniem trwały tylko półtora roku. Redaktorem wydawnictwa jest człuchowski historyk Marian Fryda. To pierwsza tego typu publikacja w historii miasta. Książka ukazała się w związku z 660. rocznicą nadania praw miejskich. W monografii przedstawiono losy Debrzna i okolic od czasu lokacji miasta aż po POMERANIA GÒDNIK 2014 współczesność. Zawarto również rozdziały poświęcone czasom prehistorycznym oraz środowisku geograficznemu i przyrodniczemu. Autorami poszczególnych części publikacji są naukowcy i pasjonaci historii: Jerzy Szwankowski, Marian Fryda, Ignacy Skrzypek, Barbara Adler, Jan Adam Beme, Sebastian Michno i Jarosław Samborski. Wydawcą obszernej monografii (560 stron) jest Gmina Debrzno. Tekst i fot. Kazimierz Jaruszewski 63 KLËKA Gdiniô. Ti historii ni mòże zabëc „Pamięć. Tajemnice lasów Piaśnicy”, dokùmentalny film w reżiserii Mirosława Krzëszkòwsczégò i Dariusza Walusiaka mòżna bëło òbezdrzec 12 lëstopadnika w Òstrzódkù Kaszëbskò-Pòmòrsczi Kùlturë, chtëren mô swòjã sedzbã w Gardowi Pùbliczny Bibliotece w Gdini (Filiô nr 15). Zéńdzenié prowadzył Eùgeniusz Prëczkòwsczi. Latos dérëją òbchòdë 75. roczëznë hitlerowsczich przesprawów dokònónëch w Piôsznicë. Pòkôzóny w Gdini film je òpòwiescą w trzech aktach ò hitlerowsczich mòrdarstwach na Pòmòrzim òb czas II swiatowi wòjnë. Pierszi akt to òdtwòrzenié tragicznëch wëdarzeniów na Pòmòrzim i w lasach Piôsznicë w pierszich miesącach niemiecczi òkùpacji. Drëdżi je historią ò tim, jak bëła pòkazywónô piôsznickô przesprawa w czasach PRL-u. Trzecy akt to zajimnô òpòwiésc ò tëch, chtërny nimò jiwrów i òbòjãtnoscë lëdzy mają starã przëwrócëc tim wëdarzeniom prôwdzëwi historiczny wëmiar, a familióm òfiarów pòzwòlëc na gòdné ùtczenié pamiãcë tëch, chtërny zdżinãlë. Red., tłóm. KS Krokòwò. Zwëczajny w swòji nadzwëczajnoscë Na zómkù w Krokòwie 26 rujana bëła prezentacjô ksążczi Terézë Hoppe Kult o znamionach cudu. Ta pùblikacjô pòkazëje żëwą tczã, z jaką òd dzesãclecy Kaszëbi òdnôszają sã do biskùpa Kònstantina Dominika. Òd 1961 r. zaczął sã beatifikacyjny proces tegò, pòchòdzącégò z Gniéżdżewa (pùcczi kréz), Słëdżi Bòżégò. Promòcjô ksążczi przëcygnãła mieszkańców gminë Krokòwò i òdbëła sã w nadzwëkòwò żëczlëwi i pòdniosłi atmòsferze. Pòtkanié prowadzył Dariusz Majkòwsczi – przédny redaktor miesãcznika „Pomerania”. Wëdôwcą ksążczi je gdińsczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Jidze jã kùpic w Kaszëbskò-Pòmòrsczi Ksãgarni CZEC. Na spòdlim nadczidczi ze starnë: http://www.kaszubi.pl/o/gdynia Tłóm. KS Òdj. D.M Lëniô. Òbchòdë swiãta samòstójnotë Pòlsczi Nôrodny Dzéń Samòstójnotë w Lëni zaczął sã ùroczëstim pòchòdã, jaczi wëszedł 11 lëstopadnika spòd Gminnégò Dodomù Kùlturë. Za Gminną Dãtą Òrkestrą i stanicama pòchód przeszedł do môlowi swiątnicë, gdze ks. probòszcz Wòjcech Senger òdprawił dzãkòwną Eùcharistiã za wòlnosc Òjczëznë. Mùzyczny òprôwk mszë swiãti zagwësniłë drëhnë z ZHP, a téż Chùr Pięciolinia i Gminnô Dãtô Òrkestra. Zaprezentowóny béł téż krótczi patrioticzny kòncert. Pòtemù wszëtcë zeszlë sã przed òbeliskã ùpamiãtniwającym Òfiarë Marszu Smiercë. Ùroczësti Apel Poległych pòprowadzył Tadéùsz Lech – drużinowi 6 Lińsczi Drużinë Starszoharcersczi. Delegacje złożëłë kwiatë i zapôlëłë znitë. Pòtemù mieszkańcowie i gòsce przeszlë do Gminnégò Dodomù Kùlturë, gdze ùroczëstą akademiã przërëchtowelë ùczniowie môlowi Zrzeszë Szkòłów. Tam wójt gminë Łukôsz Jabłońsczi razã z Przédnikã Radzëznë Gminë Czesławã Hinzã delë pòdzãkòwania kómbatantóm za starã w pòkazywanim patrioticznëch zachòwaniów. Red., tłóm. KS Òdj. ze zbiérów Gminë Lëniô Gdiniô. Ùczba historii Gdińsczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i Gardowô Pùblicznô Biblioteka w Gdinie 20 rujana zòrganizowelë w Òstrzódkù Kaszëbskò-Pòmòrsczi 64 Kùlturë (chtëren je w filie nr 15 ti biblioteczi) pòkôz dokùmentalnégò filmù „Lekcja historii po kaszubsku” w reżiserii Barbarë Balińsczi i Krësztofa Kalukina. Òb czas pòtkaniô mòżna bëło òbezdrzec pòkôzk „Rybacy” ze zbiorów Marka Seydë i Krësztofa Garstkòwiaka. Red., tłóm. KS POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 KLËKA Gdiniô. Na Paradze Samòstójnotë Jak kòżdégò rokù gdińscy Kaszëbi i d r ëc hòw ie gd i ń sczégò pa r t u Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô brelë ùdzél w Paradze Samòstójnotë. Ò 10.00 reno stanica partu òsta wëstawionô òb czas ùroczësti mszë swiãti w intencji Òjczëznë w kòscele pw. Nôswiãtszi Mariji Pannë Królewi Pòlsczi. Pòtemù lëczné kaszëbsczé karno przeszło sztrasama Gdini pòd tôblëcą KPZ Gdiniô. Na przódkù bëłë dwie stanice: KPZ w Gdini, Chłopsczégò Chùru „Dzwon Kaszubski” i baner partu. Za nima szlë nôleżnicë gdińsczégò partu, Karna Piesni i Tuńca „Gdynia” i dzecë z gdińsczich szkòłów, w jaczich ùczony je kaszëbsczi jãzëk. Nôwiãcy dzecy przëszło ze Spòdleczny Szkòłë nr 40. Delegacjô gdińsczégò partu – przédnik Andrzéj Bùsler i nôleżnicë Òglowégò Zarządu Renata Gleinert i Celina Kłodzyńskô, złożëlë kwiatë pòd „Płytą Marynarza” na Skwerze Kòscuszczi. Red. na spòdlim tekstu ze starnë: http://kaszubi.pl/komunikaty/komunikat/id/1481 Tłóm. KS Gduńsk. Grë, zabawë i ksążczi W halë AmberExpo we Gduńskù 15 i 16 lëstopadnika òdbiwałë sã Targi Gra i Zabawa, a jich dzélã bëła czësto nowô rozegracjô: Festiwal Czytamy. Na tim festiwalu ùczãstnicë tôrgów mielë mòżlëwòsc zapòznaniô sã z kaszëbsczima i pòmòr sczima wëdowiznami. Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié razã z Mùzeùm Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi we Wejrowie, a téż firmą Tatumi przërëchtowało apartné zéńdzenia z aùtorama ksążków, warkòwnie, kònkùrsë, edukacyjné grë. Wëdowizna KPZ dlô lubòtników dobri ksążczi pòkazywała nônowszé ksążkòwé pùblikacje, mùzyczné platczi, aùdiobooczi. Ti, co lubią rãczné wërobë, mòglë wëpróbòwac nowé techniczi, twòrzącë kaszëbską malënã czë złostnégò pùrtka pòd òkã Editë Jankòwsczi-Giermek. Na binie bëła promòcjô kampanii Kaszubskie Bajanie zachãcëwający do czëtaniô dzecóm abò czëtaniô z dzecama, òsoblëwie pò kaszëbskù. W sobòtã dokazë ze zbié ru „Òpòwiédz mie bôjkã/Opowiedz mi bajkę” (jaczi przërëchtowôł Dušan-Vladislav Paždjerski) czëtôł Jerzi Nacel, a w niedzelã bôjczi aùtorstwa Anë Łajming – Bògùmiła Cërockô. Bëlë téż baszkarzë na przódkù z Mirosławã Ùgòwsczim, aùtorã ksążczi Baśka. Kaszubska gra karciana. Promòwónô bëła téż pùblikacjô To je krótczé, to je dłudżé. Wędrówki szlakiem obrazkowych nut aùtorstwa Rómana Drzéżdżona. Czile biblijnëch historiów ze Stôrégò Testamentu przeczëtelë aùtorzë ksążczi Mòja pierszô Bibliô. Stôri testament w òbrôzkach Aleksandra i Dariusz Majkòwscë. Red., tłóm. KS Òdj. ze zbiérów KPZ Wejrowò. Promòcjô tomikù pòezji W sedzbie Mùzeùm Kaszëbskò-Pò mòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi we Wejrowie 18 lëstopadnika bëła promòcjô tomikù wiérztów Elżbiétë Bùgajnë pt. Ruchna nôdzeje. Pòtkanié ùfarwnił kòncert chùru Strzelenka z Tëchómia pòd direkcją Karola Kreftë. Wëdarzenié pòprowadzył direktór Mùzeùm Tomôsz Fópka. Elżbiéta Bùgajna je szkólną, doktorã teòlogii, pòetką, regionalëstką. Lubi lëteraturã i pòezjã. Pierszi tomik wiérztów Miłotã niosã wëdała w 2008 r. Òd wiele lat rëszno dzejô na rzecz môłi POMERANIA GÒDNIK 2014 tatczëznë i kaszëbsczégò jãzëka. Wiele razy dobiwa pòeticczé kònkùrsë, m.jin. Kònkurs m. M. Strijewsczégò w Lãbòrgù, Marijné Kònkùrsë w Kòscérznie i Swiónowie, „Złoté Jaje” w Kartuzach. Przez wiele lat bëła przédniczką i wiceprzédniczką w parce Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Somòninie. Je téż nôleżniczką Przédny Radzëznë Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i Radzëznë Kaszëbsczégò Jãzëka. Red., tłóm. KS Òdj. Mónika Òrzeł, MPiMKP 65 KLËKA Granowo k. Chojnic. Uczony Kosznajder W podchojnickim Granowie upamiętniono najwybitniejszego naukowca w dziejach Kosznajderii – ks. dra Paula Petera Panske (1863–1936). Ten wychowanek Królewskiego Katolickiego Gimnazjum w Chojnicach zasłynął nie tylko jako ceniony teolog, ale również filolog i poliglota oraz historyk regionu. Urodzony w Granowie uczony obdarzony był fenomenalną pamięcią. Na masywnym głazie znalezionym przez mieszkańców umieszczono granitową tablicę ufundowaną przez Lokalną Grupę Działania „Sandry Brdy”. Obelisk, zlokalizowany przy świetlicy wiejskiej, poświęcił biskup Wiesław Śmigiel. Uroczystościom towarzyszyła konferencja popularnonaukowa z udziałem m.in. ks. prof. Anastazego Nadolnego i dra Jerzego Szwankowskiego. Tekst i fot. Kazimierz Jaruszewski Koszalin. Powstanie koła Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego W salce PTTK przy ul. Dworcowej 18 listopada br. odbyło się spotkanie reaktywacyjne oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Koszalinie. Wśród uczestników zebrania byli działacze dawnego oddziału, który z różnych przyczyn od kilku lat nie przejawiał aktywności. Spotkaniu przewodniczył dr Ryszard Stoltmann, prezes szczecińskiego oddziału ZKP, w którego skład – jako jego koło – weszła reaktywowana jednostka. Należy podkreślić, że akces do Zrzeszenia zgłosili także społecznicy niemający kaszubskich korzeni, którzy jednak utożsamiają się z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością naszej małej ojczyzny, m.in. nowo wybrany radny miasta i gminy Sianów Piotr Kłobuch. Spośród obecnych został wybrany zarząd koszalińskiego koła w składzie: przewodniczący – Wacław Nowicki, sekretarz – Grażyna Kościerzyńska-Siekan, członkowie – Mieczysław Bojke z Darłowa, Piotr Ginter z Koszalina i Piotr Kłobuch z Węgorzewa. W grupie założycielskiej znaleźli się także: przewodnik turystyczny Henryk Gaweł, dawny działacz ZKP Zygfryd Pałubicki, a także prezes oddziału PTTK w Koszalinie Józef Tokarz, który gościnnie udzielił nowo powołanej jednostce tymczasowej siedziby. Zebrani podkreślili, że będą dążyć do przywrócenia w Koszalinie samodzielnego oddziału Zrzeszenia. Kolejne spotkanie nowo powstałego koła Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego odbędzie się 7 stycznia 2015 r. o godz. 16 w Archiwum Państwowym w Koszalinie, ul. Marii Curie Skłodowskiej 2. Będzie połączone z zamknięciem wystawy „Z kaszubsko-słowiańskich i polskich losów Pomorza Zachodniego”, która z naszego miasta przeniesiona zostanie do Słupska. Serdecznie zapraszamy przede wszystkim te osoby, które interesuje polsko-słowiańsko-kaszubska przeszłość ziemi koszalińskiej oraz utożsamiają się z tradycjami społeczno-kulturalnymi Pomorza. Wśród innych zadań dla nowej jednostki będzie m.in. organizacja obchodów Dnia Kaszubskiego w Koszalinie 29 października 2015 r. Nadmienić należy, że w tym właśnie dniu przypada 801. rocznica użycia po raz pierwszy pieczęci z wizerunkiem gryfa, będącego godłem Pomorza i Kaszub, przez księcia pomorskiego Bogusława II pod aktem nadania osady Koszalin zakonnikom z Białoboków koło Trzebiatowa. Wacław Nowicki Fot. ze zbiorów Piotra Kłobucha Chònice. Jesenné pòtkanié Rujanowé zéńdzenié (2 X) nôleżników chònicczégò partu KPZ òdbëło sã w czëtnicë Gardowi Pùbliczny Biblioteczi. Òb czas niegò przédnik Zabòrsczégò Nôùkòwégò Towarzëstwa z Brus Zbigórz 66 Gierszewsczi przedstawił „Literacki szlak turystyczny im. Anny Łajming” i zarôcził do wanożeniô tą 42-kilométrową stegną z Brusów przez m.jin. Lesno, Przëmùszewò, Parzin do wsë Kaszëba. Pòkôzóny béł téż program latosëch Dniów Kaszëbskò-Pòmòrsczi Kùlturë w Chònicach (12–26 X). Red., tłóm. KS POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 z bùtna Pëlckòwsczé kalãdarium to je, ò jaczich wôżnëch datach kòżden bëlny Pëlckòwiôk w 2015 rokù mùszi pamiãtac RÓMK DRZÉŻDŻÓNK – „Palma bije, nie zabije”. „Nie” mdze mùszôł z przësłoWczerô przënëkôł dó miã mój lubòtny drëch brifka a na nick nie żdającë, jak z maszingiwerë wëstrzélôł dó miã strëgą słów: wiô wësztrëchnąc – szeptnął jem. Brifka ùdôł, że nie czëje, – Sadôj, drëszkù, łep nie stodoła, rozëm nie stëdniô, a kôzôł pisac dali. môg nie wikipediô, człowiek nie je w sztãdze wszëtczégò 1 łżëkwiata – Dzéń Rëbë spamiãtac. Temù ma dwaji, tuwò a terô, dzysô, chòc jesz 5 łżëkwiata – Dzéń Lesnégò ë Drzewiarza je gòdnik 2014 rokù, mùszimë zrëchtowac PËLCKÒWSCZÉ 4 maja – Dzéń Kòminiarza KALÃDARIUM na rok przińdny, to je 2015! 17 maja – Dzéń Brifczi – A za czim? – òdrzekł jem zgniło. 24 maja – Dzéń Cyrilicë – Jô cë tegò prosto nie wëklarowôł? – rozgòrził sã brifka. – Kò më, Pëlckòwiôcë, pamiãc mómë dobrą, le krócëchną jak – Hola, hola, zôs chcesz refòr swiãtojanowô noc, tej nót je mòwac pëlckòwsczi pisënk? wszëtczima Pëlckòwiôkama – Chto wié, chto wié, jak ju terô dac do wiédzë, cëż më – Brifka, brifka, mdzemë w przińdnym rokù swiãtowac mómë. pisac… Piszë dali! – Brifka, brifka, jak të co jak të co wëmëslisz, wëmëslisz, tej kùńc swiata a tej kùńc swiata a pół 1 czerwińca – Dzéń Kòłôcza pół Pëlckòwa… czerwińca – Dzéń Bë – Nie stãkôj, le òtemkni Pëlckòwa… lnëch13Pòradów kòmpùtr! – rozkôzôł. 23 czerwińca – Midzënôro Czemùż jô mùszã jegò dny Dzéń Gdowów słëchac? Mariczënë bùksë jo. 5 lëpińca – Dzéń Chwôtaniô za Piersë Klnąc pòd knérą, włącził jem kòmpùtr, a brifka, stojącë nade 14 lëpińca – Dzéń Chwôtaniô za Slôtuszk mną, zakòmandérowôł: 12 zélnika – Dzéń Pracohòlików – Piszë! Le grëbima lëtrama. Za régą, tak cobë wszëtcë 13 zélnika – Dzéń Sajów mòglë sã naju Kalãdarium wëcyc a nad biórkama pòwiesëc. 4 séwnika – Roczëzna Ùrodzeniô Pëlckòwsczégò Brifczi 1 stëcznika – Swiatowi Dzéń Kaca – To je téż dzéń mòji roczëznë! 7 stëcznika – Dzéń Cëdôka – Wiém. Mdzemë mòglë razã swiãtowac. Òficjalno, zgódno 15 stëcznika – Dzéń Wikipedëji z kalãdarium – brifka zacarł rãce, a dodôł: – Ale të stôwiôsz. 31 stëcznika – Swiatowi Dzéń Przëcëskaniô 2 gromicznika – Swiatowi Dzéń Mòczadłów 24 rujana – Swiatowi Dzéń Òrigami 9 gromicznika – Midzënôrodny Dzéń Pizzë 4 lëstopadnika – Dzéń Tónégò Wina 12 gromicznika – Dzéń Ewòlucjonizmù 10 lëstopadnika – Dzéń Jeża 17 gromicznika – Dzéń Kòta 28 lëstopadnika – Dzéń Kùsa 19 strëmiannika – Dzéń Wądkôrza 9 gòdnika – Dzéń Prawiczków 29 strëmiannika – Dzéń Metalowca 17 gòdnika – Dzéń bez Klnieniô 21 gòdnika – Dzéń Òrgazmù Tuwò jem nie strzimôł. – Widzôł të dze w Pëlckòwie metalowca? – Në, ë na tim, mëszlã, skùńczimë – brifka miôł ju blãk – Nié, ale w nen sóm dzéń je Palmòwô Niedzela. Pasëje! – zasmiôł sã brifka. – Zrobimë palmë z metalu ë mdzemë nima òczë. – Za wiele swiãtowac doch ni mòże. Tej chùtkò wëlecôł z chëczi, wsôdł na kòło a pò bilë, jak to w stôrim zwëkù je. pendałowôł jak wiater do Pëlckòwa. POMERANIA GÒDNIK 2014 67 Słuchowisko Zaklęta królewianka ANDRZEJ BUSLER W tym roku minęła 30. rocznica śmierci Lecha Bądkowskiego (1920–1984). Ten zasłużony Pomorzanin jest znany m.in. jako autor wielu książek i artykułów publicystycznych. Czytelnicy mniej wiedzą zazwyczaj o jego twórczości dla najmłodszych. W latach 50. ubiegłego wieku Lech Bądkowski został pozbawiony prawa wykonywania zawodu dziennikarskiego przez władze komunistyczne. Zanim skupił się przede wszystkim na twórczości literackiej, przez krótki okres pracował w gdańskim Teatrze Miniatura. To właśnie w tym czasie stworzył kilka utworów dla dzieci, m.in. bajkę „Zaklęta królewianka”. W lipcu 1959 roku oparty na tym utworze spektakl, w reżyserii Natalii Gołębskiej, miał swą premierę w Miniaturze. Także w tamtym roku Wydawnictwo Morskie wydało wspomnianą bajkę Bądkowskiego, a sztuka oparta na tym dziele ukazała się nakładem Wojewódzkiego Domu Twórczości Ludowej w Gdańsku. Ze wspomnień córki Lecha Bądkowskiego – Sławiny Kosmulskiej – możemy się dowiedzieć o szczegółach powstania utworu: Kiedy byłam dziewczynką, pewnego dnia mój ojciec po powrocie do domu podarował mi prezent, myślałam, że będą to jakieś słodkości, więc byłam bardzo rozczarowana, gdy ujrzałam maszynopis bajki. Po latach uświadomiłam sobie, jak cenny był to prezent. Ojciec pisał ten utwór z myślą o mnie, Słuchowisko nagrano w studio Radia Gdańsk. Od lewej: Michał Bronk, Stanisław Buła i Tatiana Slowi. Fot. Andrzej Busler zresztą główną bohaterką jest dziewczynka o moim imieniu. Przez wiele lat „Zaklęta królewianka” ani nie wracała na scenę, ani nie doczekała się nowych wydań książkowych. Zmieniło się to w 2009 roku. Sztuka została wówczas przetłumaczona na język kaszubski przez Hannę Makurat i opublikowana w zbiorze Dramaty wydanym przez oficynę Czec. W 2014 roku dzieło Bądkowskiego ukazało się w postaci słuchowiska radiowego i audiobooka, przygotowanych przez gdyński oddział Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego oraz Radio Gdańsk. Twórcą adaptacji bajki jest Andrzej Busler, a reżyserem Jacek Puchalski. Przekładu na język kaszubski podjęła się Tatiana Slowi. Nowa odsłona „Zaklętej królewianki” powstała z myślą o najmłodszych, a także o szkołach, w których nauczany jest język kaszubski. Utwór może stanowić pomoc w pracy nauczycieli języka kaszubskiego organizujących wspólnie ze swymi uczniami różnego typu inscenizacje w rodny mòwie. Także z myślą o najmłodszych została zaprojektowana szata graficzna oprawy płyty, która swą bogatą kolorystyką ma zachęcać dzieci do wysłuchania utworu. Autorką tego projektu graficznego jest Małgorzata Bądkowska – absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Wśród osób, które wcieliły się w role bohaterów słuchowiska, znaleźli się dziennikarze Radia Gdańsk: Tatiana Slowi, Magdalena Lech Bądkowski (1920−1984) był pisarzem, dziennikarzem i działaczem kaszubsko-pomorskim. Żołnierz Września 1939, a następnie Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemny, kawaler Krzyża Srebrnego Orderu Wojennego Virtuti Militari. Współzałożyciel Zrzeszenia Kaszubskiego w 1956 roku. W 1980 roku rzecznik Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, sygnatariusz Porozumień Sierpniowych i orędownik samorządnej Polski. Autor blisko trzydziestu książek, setek artykułów oraz tłumaczenia na język polski kaszubskiej epopei Żëcé i przigòdë Remùsa. W jego bogatej twórczości publicystycznej i literackiej odnajdziemy także utwory dla najmłodszych. 68 POMERANIA GRUDZIEŃ 2014 Słuchowisko Kropidłowska i Maciej Bandur, aktor Zbigniew Jankowski oraz student Akademii Muzycznej w Gdańsku Michał Bronk. Oprawę muzyczną „Zaklętej królewianki” przygotowali Iga Apollo i Stanisław Buła; wśród wykorzystanych przez nich instrumentów znalazły się m.in. flet, gitara, misy i gongi tybetańskie oraz tak egzotyczne, jak pałka deszczowa i dzwoneczki shanti. W końcu czerwca br. w gdyńskim Ośrodku Kultury Kaszubsko-Pomorskiej odbyła się promocja słuchowiska. Tego samego dnia płyty z „Zaklętą królewianką” przekazano w darze najmłodszym pacjentom Oddziału Rehabilitacji Dziecięcej w Dzierżążnie. Stało się to przy okazji prezentacji spektaklu „Królewna Śnieżka” przygotowanego przez rodziców dzieci z Przedszkola nr 28 z Gdyni-Witomina na czele z Małgorzatą Woźniak. Kilka dni później w niedzielnym Magazynie Kaszubskim w Radio Gdańsk wyemitowano pierwszy odcinek „Zaklętej królewianki”. Podczas następnych czterech niedziel można było posłuchać kolejnych fragmentów słuchowiska. Płyta trafiła także do wielu szkół, w których nauczany jest język kaszubski. Obecnie słuchowisko trafia do rąk Czytelników miesięcznika „Pomerania”. Wierzymy, że będzie to miły prezent na zbliżające się Gòdë. Projekt zrealizowano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji. Patronat Honorowy objął Kaszubski Zespół Parlamentarny. Partnerami i patronami medialnymi są Radio Gdańsk, miesięcznik „Pomerania” oraz Księgarnia Kaszubsko-Pomorska CZEC. C KRÓLEWIANKA Kaszubski Zespó³ Parlamentarny Zrealizowano dziêki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji S³uchowisko Zaklato królewiónka w adaptacji Andrzeja Buslera Witôjże, Jezu, tczëwôrtny, w pielëchach parcanëch zezëbłi, Wół, òseł chùchają, òwce cepło dają Stwórcë Tobie swòjémù. Witôjże, Jezu mileczny, w sankù tak kòrëno leżący. Pasturcë schôdają, dôrënczi skłôdają Bògù swémù we kùmkù. (Francëszk Grëcza, Witôjże, Jezu, naj Panie) Z leżnoscë Gòdów żëczimë najim Czëtińcóm taczi redotë, jaką mielë w swòjich sercach pasturcë i zwierzãta. Redotë z tegò, że mòglë pòdzelëc sã z Bògã-Człowiekã. Jich darënczi nie bëłë wiôldżé, ale Jezësowi sygnie nawetka kąsk cepła òd wòła, òsła i òwcë. Wôżné, żebë chcec cos òd se dac. I prawie òtemkłëch rãców i serca żëczimë Wama w ten òsoblëwi czas, bò leno ti, co rozmieją sã dzelëc, nalézą szczescé i ùbëtk, jaczé wëchòdzą na swiat z betlejemsczégò kùmka. Redakcjô cządnika „Pomerania” i nôleżnicë Redakcjowégò Kòlegium
Podobne dokumenty
prof. Jerzy Samp (1951–2015)
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...
Bardziej szczegółowoJastarniô przódë lat
składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22...
Bardziej szczegółowoZ Kaszuby do Świtu – Zbrzycą i Brdą
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...
Bardziej szczegółowoGrudzień 2013
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...
Bardziej szczegółowo