Kaszubski teatr s. 3–13

Transkrypt

Kaszubski teatr s. 3–13
Kaszubski teatr s. 3–13
Gody na Mazurach s. 44–45
Dlaczego zostałem Kaszëbą s. 48–51
t e kst
s p o n s o r ow a n y
Tradycyjne, regionalne potrawy kuchni kaszubskiej
w ekologicznym wydniu
P R O D U K T Y
L E BE R K A WĘD Z O N A
Delikatna kiełbasa podrobowa do
rozsmarowywania z wyczuwalną
przewagą majeranku, nadziewana jest
ona w osłonki. Proces wędzenia odbywa
się w tradycyjny sposób na dymie
zimnym bukowo-olchowym w temperaturze ok. 40 stopni. Po upływie doby od
wędzenia następuje proces parzenia.
Z
D O M O W E J
S P I Ż A R N I
W ĘD Z O N E P I E R S I G Ę S I E
N A SP O S Ó B Z S I E R A KO W I C
Piersi gęsie przygotowywane są
w specjalnej zalewie solankowej
z przyprawami, dominującym jest smak
pieprzu. Proces wędzenia odbywa się
dwuetapowo – najpierw następuje
suszenie przez ok. 30 minut, a następnego dnia odbywa się wędzenie dymem
gorącym dębowo-olchowym z dodatkiem drewna z drzew owocowych.
PÓ Ł GĘ S E K P I E C Z O N Y N A S W O J SK I SP O SÓ B
Piersi z gęsi razem ze skórą marynowane są w soli, pieprzu,
majeranku i papryce. Po dwóch dniach macerowania półgęsek
zapiekany jest w wysokiej temperaturze ok. 200 stopni przez
10 minut. Następnie dorzucane zostają warzywa pokrojone
w paski i w temperaturze 150 stopni półgęsek pieczony jest
do miękkości.
Na zimno wędzi się w dymie o temperaturze nie przekraczającej 40
stopni Celsjusza. Właściwie dym powinien lekko się snuć wokoło mięsa.
Czas trwania wędzenia zimnego - od kilkunastu godzin w przypadku
kiełbas, do kilku dni, a nawet tygodni w przypadku szynek. Otrzymuje się
produkt trwały, nadający się do przechowywania przez kilka miesięcy.
W dawnych czasach, kiedy nie znano lodówek, mięso wędzone zimą
spożywano przez całe lato.
Gęsi to zwierzęta, które hodowane były dawniej na Pomorzu, w tym
także na Kaszubach w bardzo dużych ilościach. W kaszubskich
zagrodach hodowano kiedyś stada gęsi, które były wypasane na wolnym
powietrzu. Potrawy przyrządzane z gęsiego mięsa były w pewnym sensie
znakiem rozpoznawczym kuchni kaszubskiej. Jedną z charakterystycznych potraw znanych powszechnie na Kaszubach jest masa z gęsiny na
zimno, zwana na Kaszubach òbóna, czyli okrasa. Surowe mięso z gęsi
sieka się tasakiem w specjalnym twardym korytku drewnianym. Mięso
sieka się razem z kośćmi lub też bez kości oraz tłuszczem. Następnie tak
przygotowaną masę wkłada do glinianych garnków i przesypuje solą.
Obónę dodawało się do różnego rodzaju potraw, zup, sosów czy po
prostu jedzono posmarowany nią chleb. Okrasę z gęsiny często podawano z ziemniakami i maślanką. Zimnym tłuszczem z gęsi z majerankiem
okraszano różnego rodzaju zupy w celach smakowych oraz aby dodać im
wartości energetycznych. Szczególnie znaną zupą, która w ostatnich
latach ponownie zaczęła gościć na pomorskich stołach, jest polewka
z żółtej brukwi na wędzonej gęsinie. Innym znanym daniem jest
półgęsek nazwany tak ze względu na fakt, że wycięta pierś stanowiła
niemal pół gęsi. Najczęściej mięso peklowano i wędzono w dymie
z jałowca. Wielki smakołyk stanowiła gęś pieczona z jabłkiem. W kuchni
pomorskiej odnaleźć można także przepisy na pasztet i kiełbasę z gęsich
wątróbek.
Mięso gęsi w powszechnej opinii postrzegane jest jako bardzo kaloryczne. Prawdą jest jednak, iż w zestawieniu z innymi mięsami drobiowymi,
mięso z gęsiny ma lepszy skład tłuszczów oraz zawiera więcej zdrowych
kwasów omega-3 oraz omega-6. Potrawy z mięsa gęsiego zalecane są
zwłaszcza w dietach przeznaczonych dla osób z problemami z krążeniem
oraz z chorobami serca. Wartość mięsa gęsiego w zbilansowanej diecie
OKRASA WĘDZONA Z PIERSI GĘSI
Małe kiełbaski nadziewane drobno
rozdrobnioną piersią z gęsi. Dominującym smakiem wyczuwalnym podczas
degustacji kiełbasek jest gałka
muszkatołowa oraz czosnek. Kiełbaski
wędzone są dymem zimnym bukowym, tj. takim, którego temperatura
nie przekracza 40 stopni.
T R A DYCYJ N A G Ę S I A O K R A S A
Siekana tasakiem pierś z gęsi doprawiona aromatycznymi
ziołami oraz solą.
podnosi fakt, iż zawiera ono takie składniki, jak cynk, fosfor, potas
i żelazo, jak również witaminy (m.in. A, E oraz B).
Tak jak jeszcze choćby przed stu laty, nasi dziadkowie nie używali
sztucznych ulepszaczy czy chemicznych konserwantów, tak i nasze
wyroby z gęsiny zawierają w swym składzie tylko naturalne składniki.
Produkcja przetworów z gęsiny opiera się jedynie na sprawdzonych,
tradycyjnych recepturach przygotowania zdrowych i ekologicznych
produktów.
Walory smakowe charakterystyczne dla bogactwa aromatu wędzenia
w tradycyjny sposób sprawiają, że nie można pomylić tak przygotowywanych kiełbasek czy półgęska z wyrobami produkowanymi na skalę
masową. Dym pochodzący z różnych, specjalnie dobranych gatunków
drzew sprawia, iż mięsa nabierają niezapomnianych aromatów
i zapachów, zachowując przy tym swój naturalny skład.
Tradycyjne metody
DA R I U SZ
L A B U D DA
„W 1973 roku mój ojciec, z zamiłowania rzeźnik
i wędzarz, wykonał okrasę - kiełbasę wędzoną z mięsa
piersi gęsi. Nie stosował żadnych środków konserwujących. Pomysł wykonywanej wędliny – okrasy cieszył się
dużym zainteresowaniem w rodzinie jak również u
znajomych. Szczególnie w trudnych latach 1980/83.
Pomysł i receptura została przez ojca zachowana.
Korzystając z dobrodziejstwa własnej wędzarni i przekazanej przez ojca receptury, rozpoczęliśmy produkcję
okrasy kaszubskiej, którą cechuje delikatność i fantastyczny smak wędzonej gęsiny. Serdecznie Państwa
zapraszam”.
Europejski Fundusz Rolny na rzecz Rozwoju Obszarów Wiejskich: Europa inwestująca w obszary wiejskie”. Operacja mająca na celu „Wytwarzanie i wprowadzenie na rynek
leberki, okrasy oraz innych produktów wędliniarskich z gęsiny bazujących na tradycyjnych kaszubskich recepturach oraz promocja wprowadzonych produktów.”, współfinansowana ze środków Unii Europejskiej w ramach działania „Wdrażanie lokalnych strategii rozwoju” – małe projekty Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich na lata 2007-2013.
Numer wydano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji
oraz Samorządu Województwa Pomorskiego
W NUMERZE:
3Dramaturgia i teatr kaszubski. Osiągnięcia
i wyzwania
Daniel Kalinowski
7Parę słów o Remusie
Andrzej Busler
8Remus miniaturowy
Jarosław Kroplewski
8Z Remusem przy stole
Barbara Kroplewska
9W przestrzeni realizmu magicznego
Jaromir Schroeder
10 Z kaszëbsczi binë
kg
12 Wóz Tespisa znowu w Chojnicach
Daniel Kalinowski
14 Młodokaszuba, żołnierz, starosta (cz. 2)
Marian Hirsz
16 Tacewnô pòzwa „Grif ”. Wòjcech Czedrowsczi
w papiorach bezpieczi (dz. 3)
Słôwk Fòrmella
18 Gąsôrka z Òdargòwa
Z Éwą Kùr gôdô Tómk Fópka
20 Szkólny z Kaszëb w Biôłogardze
Kazimierz Jaruszewski, tłóm. Dorota Wilczewskô
22 Jarmarczne reklamy
Kazimierz Ostrowski
22 Jôrmarkòwé rozgłosë
Tłóm. Ana Różk
24 Świat woli być oszukiwany…
Stanisław Salmonowicz
26 Kòléj nié leno na latawiskò
Sławomir Lewandowski, tłóm. Hana Makùrôt
28 Eugeniusz Prëczkòwsczi
Zdatny i piãkny, bò z Czësti Wòdë
30 10-lecé Radia Kaszëbë
34 Ratusz Staromiejski
Marta Szagżdowicz
I–VIII Najô Ùczba
31 31 32 67 Pëlckòwsczé kalãdarium
Rómk Drzéżdżónk
68 Zaklęta królewianka
Andrzej Busler
Kaszëbskô knéżka dlô nômłodszich
Red.
Królewiónka w pałacu ju 13. rôz!
Halina Malijewska, tłóm. DM
35 36 37 38 39 39 40 42 43 44 46 Pòwelownô kòlãda
Tómk Fópka
Pruski trop
Jacek Borkowicz
Naprawmy też subwencję na kaszubski
Łukasz Grzędzicki
Gòdë 2014. Kòlãdë
Nowi festiwal
Halina Malijewska, tłóm. DM
Pò kaszëbskù w klubie PG
Adrian Watkowski, tłóm. Tomôsz Ùrbańsczi
Harpagan w kaszëbsczich lasach
Maya Gielniak, tłóm. Iwóna Makùrôt
Z uczty na ucztę
Maria Pająkowska-Kensik
Mali szurek pod chójka – na Boże Narodzanie
Zyta Wejer
Zrozumieć Mazury. Gody
Waldemar Mierzwa
Listy
48 Dlaczego zostałem Kaszëbą
Kazimierz Kozłowski
52 Z drugiej ręki
54 Lektury
57 Profesorskô rechòwnica
rd
58 W Japónie z kaszëbską lëteraturą
Grégór J. Schramke
62 Klëka
Kaszëbsczi dlô wszëtczich. Ùczba 38
Rómk Drzéżdżónk, Danuta Pioch
POMERANIA GÒDNIK 2014
Od redaktora
Ostatnie tygodnie obfitowały w wydarzenia ważne dla kaszubskiego teatru. Miejski Teatr Miniatura w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku wystawił sztukę pt. „Remus”.
Różne głosy na temat tego spektaklu publikujemy w tym
numerze „Pomeranii”, ale chyba najważniejsze jest to, jak pisze Jaromir Szroeder, że „powieść Aleksandra Majkowskiego
– która sama w sobie jest literaturą wielką i bez kompleksów
– doczekała się profesjonalnej realizacji scenicznej”. Cieszy też,
że „Remusa” zobaczyła m.in. duża grupa nauczycieli języka
kaszubskiego. Wielu z nich w swoich szkołach przygotowuje
różne przedstawienia i z pewnością warto, by podpatrywali, jak robią to zawodowcy.
Pomocą dla szkólnëch, którzy mają zamiłowanie do sceny, był również II Przegląd Teatrów Kaszubskich „Zdrzadniô Tespisa”, który odbył się w Chojnickim Domu Kultury.
Jednym z głównych punktów tego wydarzenia były warsztaty teatralne pod kierunkiem profesjonalistów: reżysera i aktora Grzegorza Szlangi (budowanie dramaturgii
przedstawienia), aktorki Aleksandry Król (ruch sceniczny, rytm tekstu) oraz aktora Łukasza Sajnaja (opracowanie oraz interpretacja roli). Jeśli poziom kaszubskiego teatru
ma wciąż się podnosić, a chyba powinien, to tego typu imprezy są niezbędne i, miejmy nadzieję, że z roku na rok chętnych do wzięcia w nich udziału będzie przybywać.
Miłośnikom teatru przybliżamy też w tym numerze historię dramaturgii i teatru kaszubskiego. Warto popatrzeć w przeszłość, choćby po to, by uświadomić sobie, że
niektóre drzwi są już dawno otwarte i nie wszystko trzeba wymyślać na nowo.
Dariusz Majkowski
PRENUMERATA
Pomerania z dostawą do domu!
Koszt prenumeraty rocznej krajowej z bezpłatną dostawą do domu: 55 zł. W przypadku prenumeraty zagranicznej: 150 zł. Podane ceny są cenami brutto i uwzględniają 5% VAT.
Aby zamówić roczną prenumeratę, należy
• dokonać wpłaty na konto: PKO BP S.A. 28 1020 1811 0000 0302 0129 35 13, ZG ZKP,
ul. Straganiarska 20–23, 80-837 Gdańsk, podając imię i nazwisko (lub nazwę jednostki
zamawiającej) oraz dokładny adres
• zamówić w Biurze ZG ZKP, tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31, e-mail: [email protected]
• Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy
kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22 693 70 00 – czynna w dni robocze w godzinach 7–17. Koszt
połączenia wg taryfy operatora.
Zamawiający roczną prenumeratę obejmującą co najmniej 6 miesięcy 2015 roku
otrzymają jedną z książek do wyboru.
Lista pozycji do wyboru jest dostępna na stronie www.miesiecznikpomerania.pl/kontakt/
prenumerata oraz zostanie opublikowana w kolejnym numerze „Pomeranii", w styczniu 2015
roku. Książki wyślemy we wrześniu 2015 roku.
2
ADRES REDAKCJI
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
tel. 58 301 90 16, 58 301 27 31
e-mail: [email protected]
REDAKTOR NACZELNY
Dariusz Majkowski
ZASTĘPCZYNI RED. NACZ.
Bogumiła Cirocka
ZESPÓŁ REDAKCYJNY
(WSPÓŁPRACOWNICY)
Piotr Machola (redaktor techniczny)
Marika Jelińska (Najô Ùczba)
KOLEGIUM REDAKCYJNE
Edmund Szczesiak
(przewodniczący kolegium)
Andrzej Busler
Roman Drzeżdżon
Piotr Dziekanowski
Aleksander Gosk
Stanisław Janke
Wiktor Pepliński
Bogdan Wiśniewski
Tomasz Żuroch-Piechowski
TŁUMACZENIA
NA JĘZYK KASZUBSKI
Dariusz Majkowski
Hanna Makurat
Iwona Makurat
Anna Rożek
Karolina Serkowska
Dorota Wilczewska
Tomasz Urbański
FOT. NA OKŁADCE
Arkadiusz Wegner
WYDAWCA
Zarząd Główny
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego
80-837 Gdańsk
ul. Straganiarska 20–23
DRUK
Drukarnia WL
Redakcja zastrzega sobie prawo
skracania i redagowania artykułów
oraz zmiany tytułów.
Za pisownię w tekstach w języku kaszubskim,
zgodną z obowiązującymi zasadami,
odpowiadają autorzy i tłumacze.
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności
za treść ogłoszeń i reklam.
Wszystkie materiały objęte są
prawem autorskim.
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
temat miesiąca – teatr
Dramaturgia i teatr kaszubski.
Osiągnięcia i wyzwania
Daniel Kalinowski
Niemal od początku istnienia tradycji tożsamości kulturowej Kaszubów
szeroko rozumiany teatr pojawiał się
w niej jako ważne medium przekazu
treści i emocji. Najdalszych przejawów
mowy kaszubskiej można szukać już
w Tragedii o bogaczu i Łazarzu z 1643 r.
oraz w osiemnastowiecznych przedstawieniach szkolnych wejherowskich
ojców franciszkanów. Walory teatralne
można także odkryć w tekstach etnograficznych Floriana Ceynowy, a i poematy humorystyczne Hieronima Derdowskiego pisane są w takim tempie
i z taką ekspozycją postaci, że widać
w nich myślenie teatrem. Prawdziwe
jednak zajaśnienie blasku gatunkowego
dramaturgii i form scenicznych teatru
kaszubskiego przychodzi wraz z działalnością młodokaszubów.
Dramaturgia kaszubskojęzyczna
W namyśle teatrologicznym czy literaturoznawczym współczesnego kaszuboznawstwa zjawisko przywołane
w tytule jest słabo obecne. Pod terminem „dramaturgia kaszubska” rozumieć należy dramaturgię sformułowaną pierwotnie w języku kaszubskim.
Wymieńmy najważniejszych autorów,
skrótowo charakteryzując ich twórczość, by choćby wywoławczo ukazać,
jak ciekawa jest to przestrzeń.
Na pierwszego chronologicznie
dramaturga kaszubskojęzycznego wyrasta Jan Karnowski, który naznacza
swój teatr wartościami patriotyzmu
pomorskiego i kaszubskiego, używając konwencji żywych obrazów, baśni
POMERANIA GÒDNIK 2014
scenicznej i obrzędowości. W czynieniu z teatru środka propagowania
kaszubskości przyszedł mu w sukurs
Leon Heyke, który zaproponował dwa
dramaty z ludowymi tematami i postaciami, utwory te spotkały się na Kaszubach z ciepłym przyjęciem i cieszyły
się dużą popularnością. Jak ważna dla
widzów i frapująca dla twórców była to
kwestia, przekonuje dramaturgiczna
przeróbka materiału z debiutanckiego
poematu Aleksandra Majkowskiego,
który także zdecydował się na teatralne doświadczenia, lecz dopiero w latach
trzydziestych. Na wyżyny obrzędowo-historycznego teatru wprowadził kaszubską twórczość dramaturgiczną
ksiądz Bernard Sychta, literat i etnograf, który potrafił ukazać na scenie
świat kaszubskiej obyczajowości i wyobraźni oraz cenionych przez Kaszubów wartości. Na artystyczne szczyty
dramaturgii wyniósł kaszubskie słowo
Jan Rompski, który z idei odrębności
etnicznej Kaszub, historycznego wizjonerstwa i rządu dusz wyprowadził
sztuki ideologiczne, realistyczne, historyczne oraz obrzędowe. Czasami
bywają one programowo zaczepne,
momentami są patetyczne, innym razem niezwykle trafne w motywacjach
psychologicznych czy rozwiązaniach
formalnych. Z innych zrzeszyńców
dramaturgię konsekwentnie tworzył
Stefan Bieszk, który w swej kaszubskojęzycznej twórczości postawił akcent
na realia wiejskie oraz obyczajowo-humorystyczne opowiastki o bohaterach
z ludu. Wreszcie okazjonalnie w formie
dramatu wypowiadali się Aleksander
Labuda i Franciszek Grucza, osiągając
ciekawe efekty ideowe i artystyczne
w kreowaniu świata średniowiecza
bądź II wojny światowej. Równolegle ze
zrzeszyńcami tworzył zapomniany dziś
dramaturg kaszubski Franciszek Treder,
autor sztuk obyczajowo-ludycznych,
i jeszcze bardziej interesujący Hubert
Suchecki, który w swoich dramatach
(a napisał ich wiele) ciekawie i trafnie
odwzorowuje trudne dla zachowania
tożsamości kulturowej Kaszubów lata
czterdzieste i pięćdziesiąte XX wieku.
Mniej zanurzona w tendencji do odwzorowania rzeczywistości zewnętrznej
była w swych sztukach Anna Łajming,
która starała się budować rodzaj ironicznego dystansu do wydarzeń i spraw
wielkiego świata, koncentrując się za to
na życiu wewnętrznym prostych mieszkańców Kaszub. Zgoła inaczej poczynał
sobie Aleksy Pepliński, który w niemal
całej swej dramatopisarskiej twórczości
wyrażał nieposkromiony żywioł zabawy,
nie stroniąc przy tym od moralizowania
i pouczania. Jeszcze odmienną drogę obrał sobie Paweł Szefka, pisząc dramaty
folklorystyczne i rodzaj etnograficznych
widowisk, które przez swą budowaną
z przekazów ludowych formę miały ukazać bogactwo obrzędowości kaszubskiej.
Nie zgadzał się na takie rozwiązania Jan
Piepka, który wolał tworzyć utwory
ukazujące nie tyle odświętność, co kaszubską codzienność. Potężną ilościowo
twórczość pozostawił po sobie Stefan Fikus, który w formach scenicznych za cel
główny wziął sobie przedstawić i ocenić
przekształcenia społeczne i mentalnościowe (te zmiany go trwożyły i niepokoiły, stale podkreślał ozdrowieńczą wagę
tradycji przodków).
Z nowszych – tworzonych w latach
osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych
3
temat miesiąca – teatr
W roku 1919 po raz pierwszy można było zobaczyć
ściśle kaszubskie przedstawienie. Wicek Rogala przygotował z wielewskimi przyjaciółmi zaadaptowany
na scenę przez ks. Wacława Wojciechowskiego poemat
humorystyczny Aleksandra Majkowskiego „Jak
w Kòscérznie kòscelnégò òbrelë”.
XX wieku – kaszubskojęzycznych propozycji dramatopisarskich należałoby
wymienić utwory Stanisława Jankego,
Jerzego Łyska i Eugeniusza Gołąbka.
Wszystkie one, czy bardziej stawiają
nacisk na nieskomplikowaną zabawę
czy na logikę i dyscyplinę realizmu, czy
bardziej kierują się ku teatrowi szkolnemu czy ku widzowi wyrobionemu,
są próbami odkrywania tradycyjnych
elementów kultury kaszubskiej w nowej formie teatru. Podobne zadania stawiają sobie dramatopisarki młodszego
pokolenia, choćby: Ida Czaja, Teresa
Wejer, Elżbieta Pryczkowska czy Sabina
Drywa, które w swoich obrazkach scenicznych próbują dotrzeć do młodego
widza za pomocą atrakcyjnego tekstu,
zaskakujących rozwiązań i radosnej
ludyczności, nie tracąc z uwagi treści dydaktycznych i moralistycznych.
Wreszcie najnowsza dramaturgia, pisana przez Adama Hebla czy Grzegorza
Schramkego, podejmuje trudną problematykę samoświadomości kaszubskiej,
tak silnie obecnie zagrożonej w swym
istnieniu przez unifikacyjne zjawiska
w kulturze polskiej czy europejskiej.
Przedstawiony przegląd twórców
dramaturgii kaszubskiej wstępnie zarysowuje podstawowe kierunki, w jakich
się ona realizowała. Daje to powód do
4
Aktorzy amatorzy z Gnieżdżewa odgrywają jeden z „figli gniéżdżewsczich gbùrów”. Fot. B. Koss
namysłu nad żywotnością kaszubskiego
dramatu i tendencją do przekraczania
idei ciasno pojmowanego folkloryzmu
i regionalizmu. Pojmowanie bowiem
dramaturgii kaszubskiej tylko jako
przejawu kultury ludowej zdaje się
umniejszać wieloskładnikową tradycję
Kaszubów. Nie znaczy to, że twórczość
ludowa nie stanowi wartości dla teatru,
chodzi raczej o to, że dramaturdzy tradycji kaszubskiej mają ambicję oraz rzeczywiste osiągnięcia, które sytuują ich
utwory ponad takimi kategoriami socjologicznymi i literackimi, jak: folklor,
literatura ludowa, schematy fabularne
czy dramaturgia amatorska.
Teatr kaszubski
Jeśli pisać o historii teatru kaszubskiego, to warto pamiętać, że jego początki
nierozłącznie były związane z tradycją
polską (tzn. kaszubskie zespoły sięgały
po sztuki polskich autorów, albo inaczej – polskie teatry amatorskie sięgały
po sztuki kaszubskie). To o tyle ważne,
że pozwala łączyć najwcześniejsze techniki adaptacyjne, inscenizacje i wydarzenia okołoteatralne z polskim ruchem
teatru amatorskiego. Wyszczególniając
w tym miejscu tylko najważniejsze nazwiska i fakty, scharakteryzujmy kilka
wydarzeń, aby uzmysłowić, jak ciekawe
poznawczo są to kwestie i jak doniosłym
stają się elementem życia kulturalnego
i ekspresji tożsamościowej Kaszubów.
Oto w okresie działalności młodokaszubów, w 1910 roku w Kościerzynie, w nowo powstałym budynku
„Bazaru”, zaistniała scena teatralna,
na której podczas otwarcia zaprezentowano przedstawienie polskie i tańce
kaszubskie, by tym samym zaświadczyć
o sprzeciwie wobec polityki germanizacyjnej. W roku 1919 po raz pierwszy
można było zobaczyć ściśle kaszubskie
przedstawienie, ponieważ Wicek Rogala przygotował z wielewskimi przyjaciółmi zaadaptowany na scenę przez
ks. Wacława Wojciechowskiego poemat humorystyczny Aleksandra Majkowskiego Jak w Kòscérznie kòscelnégò
òbrelë (tytuł podajemy we współczesnej
pisowni – przyp. red.). Choć sam Majkowski nie był realizacją zachwycony,
jednak prezentacja wyzwoliła u widowni wielkie uczucia patriotyczne. Nieco
później, bo w roku 1925 powstał wejherowski teatr szkolny, który pod kierunkiem Marii Kręckiej wystawił Hieronima Derdowskiego Kaszubë pod Widnem.
W tymże Wejherowie w 1935 roku
powołano do życia pierwszy (niemal
w pełni instytucjonalny) Teatr Kaszubski im. Hieronima Derdowskiego, który
prowadził Władysław Helleński, wystawiając 30 sztuk polskojęzycznych i kaszubskich. W latach trzydziestych teatr
kaszubski działał również w Chojnicach
za sprawą Juliana Rydzkowskiego, który
przygotował w związku z jubileuszem
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
temat miesiąca – teatr
odsieczy wiedeńskiej sztuki J. Karnowskiego Kaszubë pod Widnem oraz Wesele
kaszubskie. W Kościerzynie w okresie
międzywojennym działał ks. Leon Heyke i dlatego w 1932 roku odbyła się tutaj
prapremiera jego szołobułki August Szloga, a w cztery lata później – premiera
jego kolejnej sztuki pt. Katilina. W Kartuzach Koło Akademików Kaszubów,
którym kierował Aleksander Arendt,
przygotowało w 1937 roku przedstawienie według dramatu B. Sychty Hanka sę żeni w reżyserii Franciszka Gruczy.
Po drugiej wojnie światowej (w 1945 r.)
reaktywowano w Wejherowie Teatr Ka­
szubski im. H. Derdowskiego pod kierownictwem Franciszka Szroedera,
a potem Edwarda Ogórka, lecz z powodów politycznych i personalnych zespół
upadł. Rok później, wciąż w Wejherowie, zaistniał Teatr Kaszubski im. Jana
Karnowskiego, który współtworzył
Klemens Derc. Choć grano z powodzeniem Sychtę, nie spodobało się to
władzy ludowej, a i ambicje regionalnych działaczy nie sprzyjały dalszemu
istnieniu teatru. Od 1952 roku Hubert
Suchecki wystawiał sztuki kaszubskie
w ramach działalności Amatorskiego
Zespołu Teatralnego Regionu Kaszubskiego. W 1958 roku, na fali politycznej
„odwilży”, wznowił działalność wejherowski Teatr Kaszubski. Warto w tym
momencie zwrócić uwagę na aktywność Klemensa Derca, który przed II
wojną światową kierował ośrodkami
teatralnymi w Chojnicach, Włocławku
i Warszawie, a w latach pięćdziesiątych
powrócił do Wejherowa. Ze zjawisk
życia teatralnego należy wspomnieć
o scenicznych dokonaniach Państwowego Teatru Lalki w Słupsku, który przez
pierwsze powojenne lata był animowany przez Elżbietę i Tadeusza Czaplińskich. Choć sami nie byli Kaszubami,
jednak ich działalność przysłużyła się
kulturze kaszubskiej w sposób znaczący dzięki adaptacjom i inscenizacjom
Karnowskiego, Majkowskiego oraz tekstów ludowych. Równie interesujące są
losy gdańskiego Teatru Miniatura, który dzięki Alemu Bunschowi czy Natalii
Gołębskiej na stałe włączył w swoją
działalność motywy kaszubskie, grając
klasyczne pozycje literatury pomorskiej
i poszukując dla nich oryginalnego wyrazu artystycznego. Zarówno lalkowy
POMERANIA GÒDNIK 2014
teatr słupski, jak i gdański do dziś
prezentują spektakle związane z przestrzenią kulturową Kaszub, choć czynią
to w języku polskim. Natomiast zdecydowanie bardziej kaszubski profil miał
zespół powołany w 1945 roku przez
Annę Gawron w Niezabyszewie, który
realizował kaszubskojęzyczne spektakle przez niemal 30 lat istnienia. Również wyraźnie kaszubski profil działalności miał zespół teatru w Strzelnie,
w którym od lat powojennych do dziś
działa Amatorski Zespół Teatralny prowadzony obecnie przez Józefa Roszmana i Brunona Ceszkego. Ważnym miejscem na teatralnej mapie Kaszub było
i jest Luzino, w którym grano po kaszubsku jeszcze przed II wojną światową, a później w latach pięćdziesiątych,
osiemdziesiątych i także w ostatnich
pojawia się repertuar kaszubski. W Zapceniu istniał Teatr Beleco (1981–1991),
prowadzony przez Joannę Gil-Ślebodę,
specjalizujący się w prezentacji kaszubskojęzycznych sztuk Anny Łajming.
W latach dziewięćdziesiątych centrum
teatru amatorskiego były Sierakowice.
Działał tutaj pod kierownictwem Barbary Klawikowskiej Kaszubski Zespół
Teatralny Bina, prezentujący sztuki J.
Rompskiego, A. Peplińskiego, S. Jankego, S. Fikusa, ks. B. Sychty oraz A. Łajming. Oprócz tego odbyło się w tej wsi
kilkanaście przeglądów jasełkowych
z przedstawieniami w języku kaszubskim, a także przeglądy teatrów
szkolnych „Kaszëbsko Bina”. Niezwykle ciekawym zjawiskiem teatralnym – i co najważniejsze propozycją
kaszubskojęzyczną – był parchowski
Teatr Dialogus (od 1992 przez kilkanaście lat), który pod przewodnictwem
Jaromira Szroedera wyspecjalizował
się w prezentacjach teatru rytualnego,
który swym autentyzmem scenicznym
Teatr z Luzina prowadzony przez Adama Hebla często podejmuje trudną problematykę
samoświadomości kaszubskiej. Fot. DM
5
Antologiô kaszëbsczi dramë
temat miesiąca – teatr
Antologiô
kaszëbsczi dramë
Spòd strzechë na binã
dotrzymywał kroku spektaklom doświadczonych zespołów z innych części
Polski. Wymienione zespoły teatralne
i ich animatorzy to zestaw niekompletny.
Trzeba by jeszcze wspomnieć o grupach
teatru kaszubskiego działających w Pucku, Gdańsku, Zbychowie, Koleczkowie,
Lubni, Chmielnie, Staniszewie, Starych
Polaszkach, Pelplinie, Sławoszynie, Miechucinie, Gnieżdżewie, Redzie, Mściszewicach, Lęborku, Gdyni i wielu innych
miejscowościach. Opisanie tak rozległego ruchu przekracza chyba możliwości
warsztatowe jednego badacza.
Teatr kaszubski, jak można zauważyć,
analizując choćby powyższe (niekompletne z braku miejsca) zestawienie,
odnawia się dzięki czterem źródłom.
Pierwsze to pradawne obrzędy agrarne, fragmentarycznie dostępne rytuały
magiczno-przedchrześcijańskie, które
obecne są w inscenizowanych obrzędach ścinania kani, obrzędowości sobótkowej czy dożynkach i wykopkach.
Drugim źródłem jest teatralizowana obrzędowość wigilijno-noworoczna oraz
zapustno-wielkanocna. Myślę tu przede
wszystkim o gwiżdżach, jasełkach, herodach albo dyngowaniu. Trzeci zdrój
to dziewiętnastowieczna jeszcze tradycja teatru amatorskiego, z satyryczno-ludycznymi komediami lub sztukami
historyczno-moralistycznymi jako formami dominującymi. Czwartym wreszcie sposobem manifestowania się teatru
kaszubskiego jest tradycja literacka, która wytwarza własny świat mitów, rozumienia historii i wyrażania odrębnej
6
podmiotowości, co zauważyć można
w propozycjach Teatru Snów, Teatru
Młodych Gotów i Teatru Neokaszubia.
Granice
Z poczynionych powyżej uwag wynika, że kaszubskojęzyczna tradycja dramaturgiczna i teatralna ma swoje silne
związki z tradycją polską. Stąd właśnie
bierze się np. obecność motywów polskiego romantyzmu w propozycjach
kaszubocentrycznych zrzeszeńców. Co
więcej, sytuacja Kaszub, które znajdują
się na kulturowym pograniczu, powoduje, że można z pewną ostrożnością,
ale i z powodzeniem włączać utwory
sceniczne Lecha Bądkowskiego lub Natalii Gołębskiej do twórczości kaszubskiej, choć oryginalnie nie powstały
przecież w języku kaszubskim. Podobnie można postępować z literaturą Stefana Bieszka lub Jana Drzeżdżona i tym
samym wydatnie wzmacniać atrakcyjność tradycji kaszubskojęzycznej.
W konsekwencji granice repertuarowe
teatru kaszubskiego można znacząco
przesunąć…
Jednakże w polskim i europejskim
życiu teatralnym pojawiają się zjawiska artystyczne, które stawiają przed
teatrem kaszubskim nowe wymagania.
Myślę tutaj o przemianach w zakresie
estetyk oraz konwencji dramaturgicznych i teatralnych, które powodują,
że sztuki coraz bardziej odchodzą od
medium słowa i dążą do form plastycznych, muzycznych lub ruchowych.
Takie przemiany są słabo wyczuwane
w tradycji kaszubskiej, co skazuje ją
na tematyczny i formalny epigonizm.
W kaszubskojęzycznym teatrze młodego aktora i widza niemal nie występują
tendencje, które od kilkunastu lat widać
w polskim teatrze dziecięcym, a które
polegają na kreowaniu światów ponaddydaktycznych, metaforycznych
i archetypowych. W kaszubskojęzycznym teatrze dla widza dorosłego
brak choćby namiastki zjawisk, które
wstrząsają polskim widzem dzięki
działalności Krystiana Lupy, Jerzego Grzegorzewskiego czy Jana Klaty,
rozprawiających się z polskimi mitami kulturowymi. Oczywiście nikt nie
żąda od kaszubskiego teatru wielkich
skandali, ale nie można unikać problematyki przemian mentalnościowych
współczesnego społeczeństwa albo
przedstawiać ją, lecz jedynie w poetyce
zabawy lub satyry…
Z jeszcze innej strony dla kaszubskiego życia teatralnego pojawia się
kolejny aspekt sytuacji granicznej. Oto
bowiem od pierwszych prób stworzenia instytucjonalnego teatru kaszubskiego wciąż nie doczekaliśmy
się istnienia profesjonalnego ośrodka
teatralnego. Wciąż piętrzą się przeszkody organizacyjne (kto ma prowadzić
taki teatr? instytucja samorządowa
czy stowarzyszenie, szkoła czy osoba
prywatna?) i kwestie repertuarowe (co
grać na deskach teatru? sztuki klasyczne w rodzaju B. Sychty czy nowoczesne
formy kabaretowe R. Drzeżdżona? grać
wyłącznie po kaszubsku, czy też czasami po polsku?). Ciągle przewija się
problematyka jakości zaplecza wykonawczego (jacy aktorzy mają grać na
kaszubskiej scenie? profesjonalnie wykształceni w szkołach aktorskich – co
jest niemal niemożliwe – czy najlepsi
aktorzy z zespołów amatorskich? kto
ma być reżyserem? wynajęty twórca
z ogólnopolskiego grona reżyserów czy
animator danej grupy teatralnej, który
będzie pracował z własnym zespołem?).
Na koniec pojawia się stale paraliżująca namysł nad teatrem kaszubskim
bariera ekonomiczna (kto będzie teatr
kaszubski finansował? polskie ministerstwa? samorząd województwa?
widzowie płacący za bilety? jak zorganizować cykle objazdowe w terenie? jak
ma wyglądać terminarz występów dla
własnej widowni?).
Tak stawianych pytań można wymieniać jeszcze wiele. Zasadniczą jednak sprawą jest chęć sformułowania
odpowiedzi na najważniejsze chyba
w tej chwili pytanie: jak zorganizować
instytucjonalny teatr kaszubski? Rysują
się przecież na horyzoncie możliwości:
aktorzy, reżyserzy, jednostki instytucjonalne, programy finansowe. Przy myśleniu całościowym i przyszłościowym
nie ma wątpliwości, że dla szeroko rozumianego teatru kaszubskiego należy
dążyć do powstania konsekwentnie
działającego zespołu wraz z całym zapleczem artystyczno-organizacyjnym.
Dotychczasowe formy życia teatralnego
Kaszub to dużo, ale można chcieć jeszcze więcej.
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
temat miesiąca – teatr
Parę słów o Remusie
Gdański Miejski Teatr Miniatura 25
października br. wystawił sztukę pt.
„Remus”. Do Europejskiego Centrum Solidarności, które w czasie remontu siedziby Miniatury pełniło funkcję teatru,
przybyłem na ten premierowy spektakl
z niezwykłą ciekawością. Od lat jestem
bowiem miłośnikiem powieści Aleksandra Majkowskiego Żëcé i przigòdë
Remùsa. Niejednokrotnie wędrowałem
śladami jej głównego bohatera, owocem
tych „wanóg” były artykuły, scenariusze wieczorów poetyckich, słuchowiska radiowe itp. Zaliczam się do grona
remusowców, dla których ta wspaniała
powieść nie jest jedynie kolejną przeczytaną książką. Remus to dla wielu z nas
drogowskaz w życiu.
Dzieło Majkowskiego rzadko dotąd
gościło na scenach trójmiejskich teatrów.
W 1987 roku pierwszą część powieści
ekranizował Krzysztof Gordon z Teatru
Wybrzeże w ramach Teatru Telewizji.
Tym razem adaptację kaszubskiej epopei
(na podstawie jej tłumaczenia na polski
dokonanego przez Lecha Bądkowskiego)
przygotował Romuald Wicza-Pokojski,
a spektakl wyreżyserował Remigiusz
Brzyk – wywodzący się spoza Kaszub.
Remus dla Kaszubów to często świętość.
I z tą świętością przyszło się zmierzyć
twórcom przedstawienia. Czy wyszli
z tego zwycięsko?
Po obejrzeniu premiery „Remusa”
moje odczucia były ogólnie pozytywne.
Mam kilka uwag, ale nie mogą one przysłonić obrazu całego przedstawienia.
Tworząc adaptację jakiegokolwiek dzieła,
szczególnie tak obszernej powieści, trzeba ogromnego wyczucia. „Czysta karta”
niebędących Kaszubami twórców spektaklu była z pewnością pewnym atutem.
Dzięki niej mogli się ustrzec przed schematami, których ciężko uniknąć, jeśli się
jest potomkiem mieszkańców tej ziemi
i miłośnikiem jej kultury. I przed tymi
schematami się uchronili, ukazując Remusa w dość nowoczesnym wydaniu.
POMERANIA GÒDNIK 2014
Bardzo ciekawie przygotowano sceny
pielgrzymki na kalwarię wejherowską
oraz sceny na sarbskim zamku. Wisienką na torcie jest fragment o Ormuzdzie
i Arymanie, zaprezentowany w końcówce przedstawienia w języku kaszubskim przez Danutę Stenkę. Jednak moim
zdaniem autorom trochę zabrakło wyczucia w przygotowaniu adaptacji.
Pominięto bowiem niezwykle ważne
elementy powieści, mające kluczowe
znaczenie, w szczególności walkę dobra
ze złem na górze Garecznica czy poniesienie w kolejne pokolenia posłannictwa Remusa. Spłycono moment śmierci
Trąby, wiernego towarzysza Remusa.
Jego odejście ze świata żywych było
w dziele Majkowskiego konsekwencją
walki Julki (Sidonii) i Czernika (Smętka).
Jest to z pewnością jeden z najbardziej
baśniowych i magicznych epizodów powieści. W spektaklu nie ujrzymy także
najważniejszej miłości Remusa – dumnej szlachcianki kaszubskiej panny Klementyny.
Na uwagę zasługuje oszczędna, ale
ciekawie przygotowana scenografia,
której twórczyniami są Katarzyna Zawistowska, Monika Ostrowska i Katarzyna
Skoczylas, oraz muzyka Adriana Jerzego
Amrugiewicza. Po powrocie aktorów do
budynku Miejskiego Teatru Miniatura
przedstawienie z pewnością zyska od
strony dźwiękowej, sala ECS nie ułatwiała aktorom wygłaszania swych kwestii.
Dwa dni po premierze w „Dzienniku
Bałtyckim” (27.10.2014) ukazała się recenzja pióra Grażyny Antoniewicz zatytułowana „Smętna stypa po Remusie”. Nie
zgadzam się z nią w wielu punktach, ale
rzecz jasna każdy widz ma prawo do własnej oceny widowiska teatralnego. W tekście zatrwożyły mnie jednak błędy, które
czynią tę recenzję mało rzetelną. Po ich
wyłapaniu zastanawiam się, czy Autorka
czytała powieść Aleksandra Majkowskiego. Być może było to dość dawno, bo pomylić złego ducha Kaszub Smętka ze stolemem i zrobić z niego Goliata/żandarma
pruskiego, to mniej więcej tak, jakby nie
odróżnić Telimeny od Tadeusza w polskiej
epopei narodowej. Czy spektakl jest aż tak
nieczytelny?
Ogólnie „Remus” Teatru Miniatura
moim zdaniem nie jest „smętną stypą”.
Dobrze się stało, że ktoś spoza kaszubskiego kręgu zabrał się za pokazanie
na scenie przygód Remusa. Traktuję to
przedstawienie jako szukanie nowych
dróg w ukazaniu kaszubskiej kultury.
Andrzej Busler
7
temat miesiąca – teatr
Remus
Z Remusem
miniaturowy przy stole
Byłem z żoną na premierze „Remusa” wystawionej przez
Teatr Miniatura w Europejskim Centrum Solidarności. Nie
było remusowej taczki z książkami i śpiewnikami, „jaczich
nie przedôwelë w niżódny ksãgarni” – był stół na całą szerokość sceny. Nie było Remusa, Trąby, króla jeziora, Smętka czy
Julki – było jedenastu aktorów ubranych na biało z pomalowanymi na niebiesko i żółto twarzami. Siedzieli i stawiali na
stole druciane lalki – ni to kukiełki, ni to rekwizyty. Zaczęła
postać w środku siedząca: „Zamknij oczy. Wyobraź sobie…”.
Po kilkunastu minutach aktorzy zaczęli się ujawniać jako
postaci dramatu. Z różną wyrazistością. Remus przemawiał,
choć u Majkowskiego miał mowę skażoną, Trąba bez trąby,
Smętek czy Czernik dosyć zauważalny, ale króla jeziora nie
zauważyłem, choć o tańcującej kopicy siana była mowa. Za to
Niemiec kupujący majątek od Kaszuby ze starego rodu był nie
do przegapienia, bo położył się na stole i założył duże słoneczne okulary. Następnie pokazali na całą szerokość sceny mapę
od Wilna do Roztoki, kilka razy odśpiewali „To je krótczé,
to je dłudżé…”, wymachiwali chorągwiami o patriotycznej
wymowie, a na koniec wyświetlili na ekranie rozwiniętym
przed stołem Danutę Stenkę deklamującą czystą kaszubszczyzną coś tam o losie Remusa.
Bicia paskiem Remuska po tyłku z powieści nie pamiętam, choć faktycznie parobek Marcin małego Remusa bijał,
ale nie na tyle, żeby kilku aktorów miało tłuc pasami w stół
przez kilka minut. Ta scena wyraża proporcje między tym
przedstawieniem a arcydziełem Aleksandra Majkowskiego.
Pominięto Mirachowski Las i figurę w Strzepczu. Więzienie
pokazano, brzękając łańcuchami po drucianych figurkach,
a o usynowieniu Remusa w tym więzieniu przez umierającego pana Zaborskiego, króla jeziora, nic. Krótko mówiąc: „Kòza
pòłkła jeża – we wtórk na wieczerzã”.
W programie Jaromir Szroeder podaje: „Bardzo mnie
ucieszyła informacja, że gdański Teatr Miniatura zamierza
zrealizować spektakl oparty na kaszubskiej epopei »Życie
i przygody Remusa«”. Mnie też ucieszyła. Ale już jestem
smutny. Jaromir Szroeder na koniec podaje: „Mam nadzieję,
że spektakl Teatru Miniatura przyczyni się do przebudzenia
Ormuzdowych iskier w sercach wielu młodych ludzi”.
Chyba jednak nie tym razem.
Byłam z mężem na premierze „Remusa” wystawionej przez
Teatr Miniatura w Europejskim Centrum Solidarności. Do wygaszenia świateł nie potrafiłam sobie wyobrazić, jak w takiej
nie za dużej przecież sali reżyser pomieści wędrówkę Remusa
przez całe Kaszuby, od Kościerzyny przez wejherowską kalwarię, Krokowę aż nad morze. Zdziwiłam się, gdy spektakl zaczął
się od słów: „Zamknij oczy. Wyobraź sobie…”. Oczywiście! Czy
może być inna droga w świat magii, Remusowych wyobrażeń,
w świat królewianki, króla jeziora, Julki. W spektaklu zminimalizowano ruch sceniczny, ograniczono choreografię do ruchu
wyplecionych z drutu lalek i innych drobnych rekwizytów.
Wędrujemy tak z Remusem przez polskie Kaszuby pod pruskim
zaborem. Wędrujemy przy czarownej muzyce. Zasmucamy się,
jak umiera pan Józef, gorszymy się, jak Niemiec wykupuje polsko-kaszubską ziemię, trafiamy z Remusem do więzienia.
Aktorzy jako równoważni odtwórcy bez planu pierwszego, drugiego czy statystów – jak to przy stole. Aż zaczynamy
z nimi nucić „To je krótczé, to je dłudżé…”, bo też jesteśmy
przy tym stole. Warte podkreślenia są akcenty patriotyczne – od płyt
nagrobnych w katedrze oliwskiej po obrazy przodków w pałacu krokowskim – które nieodparcie przywołują, choć nie
ogłaszają z imienia, postać szczególną dla Kaszubów – postać
Antoniego Abrahama. Ten król Kaszubów jeździł jak Remus
od Kościerzyny po Puck i Żarnowiec, propagował polskość
Kaszubów, aż go za to, tak jak Remusa, zamknęli w więzieniu. Jego hasło: „Elementarz, książka, gazeta – to każdego
domu polskiego zaleta” pasuje jak nic do Remusa.
Tak poetyckie podanie arcydzieła Majkowskiego choć na
chwilę oderwie młodego Kaszuba, który może jeszcze kaszubskości swojej nie poznał, od przekonania, że świat to twittowanie i lajkowanie. Po obejrzeniu spektaklu Teatru Miniatura nieśmiało na to liczę. Bo stół to dobre miejsce do takich rozważań.
Barbara Kroplewska
Jarosław Kroplewski
8
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
temat miesiąca – teatr
W przestrzeni
realizmu magicznego
Z wielkim zaciekawieniem udałem
się do Gdańska na jeden z pokazów
spektaklu „Remus” Teatru Miniatura
w Europejskim Centrum Solidarności.
Wybrałem się tam z nadzieją, że jest to
jedno z ważnych wydarzeń dla kaszubskiej kultury. Jak się później okazało
– nadzieja nie była płonna. Już pierwsza scena tego widowiska teatralnego
zapowiada, że będziemy uczestniczyć
w czymś wyjątkowym. Po wejściu na
salę widzom ukazuje się jedenaście
postaci, jakby w sterylnej przestrzeni,
ale jednak pokrytych kurzem historii,
siedzących za pochylonym w stronę
widowni stołem jak apostołowie przy
ostatniej wieczerzy. Obraz ten sprawia,
że widz wprowadzony zostaje w przestrzeń realizmu magicznego, którym
nasączona jest powieść Aleksandra
Majkowskiego Żëcé i przigòdë Remùsa.
Oszczędna scenografia powoduje, że
skupiamy się na narracji. Po chwili obraz zaczyna ożywać, postaci zaczynają
snuć swoją opowieść. Zręcznie napisany scenariusz wydobywa z powieści jej
istotę – losy Remusa ściśle związane
z historią kaszubskich miejsc i ludzi,
oplecione intrygami Smętka. Reżyser
Remigiusz Brzyk oraz autor adaptacji
i dramaturgii Romuald Wicza-Pokojski postanowili odnieść się do wyobraźni widza, często zwracając się
do niego słowami „Wyobraź sobie…”,
co wzmocnione obrazami ze sceny
pozwala wniknąć w czas i przestrzeń
opowiadanej historii. Wydawać by się
mogło, że pomysł opowiadania przygód Remusa przez aktorów siedzących
za stołem może dać efekt statycznego, nudnego spektaklu. Okazuje się
jednak, że wyrazista, choć oszczędna
POMERANIA GÒDNIK 2014
w ekspresji, gra aktorów skutecznie
absorbuje uwagę widza. Prostymi zabiegami autorom tego przedstawienia udaje się pokazać widowiskowość
pielgrzymki na Kalwarię Wejherowską
(moim zdaniem jedna z najlepszych
scen spektaklu) czy też groteskowość
postaci sędziów w scenie sądu nad
Remusem. Spektakl obfituje w wiele,
pozornie niedostrzegalnych, „smaczków”, które wzmacniają jego wymowę. Delikatnie dają odczuć odbiorcy, że
przesłanie powieści A. Majkowskiego
pozostaje aktualne. Jednym z nich jest
moment, w którym Smętek podczas
jednej z rozmów z Remusem popija
kawę w kubku z McDonalda…
W sferze muzycznej dominującym
motywem są Kaszubskie nuty, których
przetwarzany motyw przewija się przez
cały spektakl, nadając temu widowisku
rytm. Usłyszymy też pieśń „Kiedy ranne wstają zorze” zaśpiewaną w języku
kaszubskim. Można mieć zastrzeżenia
co do jakości języka kaszubskiego używanego przez aktorów. Ale czyż Remus
nie miał skażonej mowy? Poza tym ten
niewielki mankament po stokroć wynagradza nam prześwietna Danuta Stenka
w epilogu przedstawienia.
Wybierając się na spektakl, niektórzy mogą się poczuć zawiedzeni brakiem strojów kaszubskich, wzorów
z haftu kaszubskiego czy innych symboli, z którymi na co dzień kojarzeni jesteśmy my – Kaszubi. Nie sądzę jednak,
aby było to konieczne. Reżyserowi, scenarzyście i aktorom udało się wyłuskać
to, co najistotniejsze w Remusowym
przesłaniu, oraz ukazać głębię powieści
i historii Remusa. W mojej ocenie doczekaliśmy się dzieła ważnego dla historii
kaszubskiej kultury. Powieść Aleksandra Majkowskiego – która sama w sobie
jest literaturą wielką i bez kompleksów
– doczekała się profesjonalnej realizacji
scenicznej. Realizacji przygotowanej
z pietyzmem, z dbałością o wierność
i komunikatywność przekazu, której
autorzy starali się wniknąć w istotę
historii Remusa i jednocześnie zasygnalizować aktualność przekazu dzieła
Majkowskiego. Bardzo ważne jest, aby
jak najwięcej nas Kaszubów obejrzało
to przedstawienie, szczególnie młodych ludzi. „Remus” Teatru Miniatura
ukazuje wartość kaszubskiej tradycji
i literatury w kategorii wartości uniwersalnych, wychodzących poza nasze
lokalne, regionalne opłotki. Tym samym
może się przyczynić do ukazania atrakcyjności tego, co my Kaszubi mamy do
zaoferowania jako współtwórcy kultury uniwersalnej.
Warto też pamiętać o jeszcze jednym, nie mniej ważnym, aspekcie tego
teatralnego dzieła. Produkcja spektaklu
„Remus” została przygotowana w ramach jednego z najważniejszych wydarzeń realizowanych przez Ministerstwo
Kultury i Dziedzictwa Narodowego
oraz Instytut Teatralny im. Zbigniewa
Raszewskiego dla uczczenia przypadającego w 2015 roku jubileuszu 250-lecia
teatru publicznego w Polsce pn. Konkurs na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej „Klasyka Żywa”. Dzięki temu powieść Żëcé i przigòdë Remùsa
A. Majkowskiego znalazła się pośród dzieł
literatury polskiej zasługujących „na istotne miejsce w zbiorowej pamięci”.
Jaromir Szroeder
9
temat miesiąca – TEATER
Z kaszëbsczi binë
to je czile słów ò II Przezérkù Teatrów Amatorsczich
„Zdrzadniô Tespisa”
Zôs Chònice rôczëłë do se lubòtników teatru, a òsoblëwie tëch, co robią amatorsczé pòkôzczi na
binie. Dodóm Kùlturë stôł sã môlã pòtkaniô młodëch i stôrëch, zaczinającëch granié i tëch, co
pôrã dobrëch lat prôcëją dlô teatru.
Latosy II Przezérk Amatorsczich Teatrów „Zdrzadniô Tespisa” béł brzadã
łońsczégò pòtkaniô teatralnëch karnów w Chònicach. W òdpòwiedzë
na wiôlgą chãc ùczãstników tegò
pierszégò przezérkù òrganizatorzë
delë latos bôczënk na zòrganizowanié
warkòwniów. Célã tëch warkòwniów
miało bëc szkòlenié warsztatu,
òsoblëwie warsztatu aktorsczégò,
r eżi ser sczégò czë scen a r zi stë.
Òkróm tegò drëgô edicjô przezérkù
w Chònicach miała dali ùpòwszechniac
ùróbk wiejsczich teatrów, a téż inspirowac je do bëlnégò wëzwëskaniô tradicyjny lëdowi kùlturë i do szukaniô
wôrtnëch dramaticznëch dokazów. Deją
przeprowadzonëch warkòwniów bëło
zachãcywanié reżiserów do syganiô pò
rozmajité fòrmë binowi wëpòwiedzë
i do pòdjimniãcô aùtorsczich prób dramatopisarsczich.
Trzë warkòwnie
Zapisóny na przezérk mòglë wząc
ùdzél w jedny z trzech warkòwniów.
Pierszą z nich prowadzył Grzegórz
Szlanga – aktor i załóżca Chònicczégò
Studia Rapsodicznégò. W tim karnie ùczãstnikama bëlë leno reżiserzë
amatorsczich teatrów abò ti, chtërny
bë chcelë w przindnoce założëc abò
prowadzëc teater. Na zajãcach bëło robioné nad kònkretnym tekstã dramë.
Prowadzący warkòwniã krótkò przedstawił, jak sã twòrzi scenarnik widzawiszcza, jaczé mògą bëc strzódczi
10
scenicznégò wërazu, a téż jak wëzdrzi
bùdowanié dramaturgiczny lënii.
Z ną pòdstawòwą wiédzą bëtnicë
mòglë robic dali. Pierszim zadanim
dlô nich bëło òpòwiedzenié ò swòjich,
ju zrealizowónëch widzawiszczach
(òsoblëwie ò dramaturgiczny lënii
i strzódkach wërazu). Pòtemù, na
spòdlim wskôzónégò przez Grzegòrza
Szlangã tekstu, ùczãstnicë mielë przedstawiac swòje ùdbë na robienié widzawiszcza, np. jaką bë zastosowelë
scenografiã.
Drëdżim zortã warkòwniów bëłë
te przeznaczoné dlô aktorów. Jedną
z nich prowadzëła aktorka sopòcczégò
teatru Stajnia Pegaza i Teatru Gdiniô
Głównô Aleksandra Kania. W ji karnie
aktorzë mielë leżnosc prôcowac nad
tekstã i rolą. Ùczãstnicë zajimelë sã
scenicznym rëchã na prôwdzëwi binie
Dodomù Kùlturë w Chònicach. Prowadzącô Aleksandra Kania prôcowała
z aktorama nad ritmã i logiką tekstu.
Prawie taczi sóm ôrt robòtë z aktorama przëjął Łukôsz Sajnaj – aktor Studia
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
temat miesiąca – TEATER
Rapsodicznégò w Centrum Kùlturë ZAMEK w Pòznanim i Chònicczégò Studia
Rapsodicznégò a téż Nôrodnégò Teatru
Edukacji we Wrocławiu. W karnie pòd
przédnictwã Łukasza Sajnaja aktorzë
mòglë téż prôcowac nad rolą, ale barżi
nad interpretacją rolë i ji òpracowanim.
Warkòwnie dałë brzôd póznié­
szich kôrbiónków midzë aktorama
i reżiserama amatorsczich teatrów
przëjachónëch do Chòniców. Na przë­
miôr w karnie reżiserów dało sã czëc
zajinteresowanié pògłãbianim wiédzë
ò twòrzenim spektaklów.
Òkróm prakticznëch zajãców òb
czas II Przezérkù czas béł téż na teòriã
teatru. Mòżna bëło pòsłëchac wëkładu
profesora z Akademii Pòmòrsczi ze
Słëpska Daniela Kalinowsczégò. Miôł
òn gôdóné ò pòwstanim i rozwiju
kaszëbsczégò dramatu. Pò krótczim
òmówienim ùróbkù dramaturgicznégò
przedstawił spòsobë dobòru ka­szëb­
sczégò repertuaru przez amatorsczé
teatrë i mòżlëwòscë inscenizacyjné.
I trzë widzawiszcza
Pò warkòwniach i pòznôwanim te­
òrii przëszedł czas na òbzéranié zdrza­
dniowëch pòkôzków. Ze swòjim re­
pertuarã zaprezentowałë sã trzë
karna. Nôpierwi na chònicczi binie
ùzdrzec mòżna bëło szkòłowi teater
pòd czerënkã Terézë Wejer. Bëło to Artistné Karno „Wicherczi” ze Szlachecczi
Kamiéńcë z widzawiszczã „Baliô czarzelnic”. To szkòłowé karno zadzëwiło
òbzérôczów baro cekawą scenografią,
mùzycznym òbrëmienim a téż òglowò
przërëchtowanim aktorsczim i scenicznym.
Pòtemù drëgô grëpa – Amatorsczi Kaszëbsczi Teater z Chòniców
– pòkôzała kòmediã, jakô bëła baro
dobrze òdebrónô przez widzów.
Wëreżiserowóny przez Janinã Kòse­
dowską pòkôzk pt. „Niesama” òdznô­
czôł sã chùtką akcją i smiésznyma
scenama. Wëstãp chònicczich aktorów
dostôł na zakùńczenié wiôldżé brawa.
II Przezérk béł òsoblëwi téż dlôte, że
wëszedł z binë do òtemkłi przestrzeni
– do Miesczi Fòsë. Prawie tam zaprezentowôł sã Teater Młodëch Gòtów, chtëren
przëjachôł do Chòniców z Czôrny Dąbrówczi z òpiekùnama Darekã Narlochã
i Tomaszã Jakùbòwsczim. To karno
POMERANIA GÒDNIK 2014
Skład Kolonjalny
pòkôzało widzawiszcze pt. „Remùs”, na
spòdlim dokazu A. Majkòwsczégò. Ten
bùtnowi pòkôzk béł baro efektowny téż
dlôte, że karno Młodëch Gòtów skłôdô
sã jaż z cziledzesąt młodëch artistów.
Dôwało to òdczëcé wiôldżégò widzawiszcza, chtërno przëcygało wieloscą
aktorów, farwnëch widów, ògniszczów,
a téż rozmajiti i òsoblëwi mùzyczi.
Pò òbezdrzenim zdrzadniowëch
pòkôzków nôleżnicë kòmisji, tj. prowadzący warkòwnie i wëkłôdënk,
w czilenôsce słowach òpòwiedzelë
ò tim, co sã dzejało w Chònicach. Jich
òbtaksowanié tak przezérkù teatrów,
jak i warkòwniów bëło pòzytiwné.
Òsoblëwie pòdczorchnãlë, że wôżnô bëła robòta w karnach, chtërna
bëła brëkòwnô i dlô aktorów, i dlô reżiserów. A na sóm kùńc całégò dnia
z kaszëbsczima teatrama ze swòją
mùzyką, òpiartą na tradicyjnëch melodiach w nowëch aranżacjach, wëstąpiło
karno Skład Kolonjalny.
Pò prôwdze wôrt bëło przëjachac
do Chòniców na drëgą Zdrzadniã
Tespisa. Òrganizatorzë zagwësnilë
wszëtczim ùczãstnikóm i bëlną nôùkã,
i wiele atrakcjów, ale téż jestkù i plac
do spaniégò. Trzeba bëło leno przëjachac! Dlô karna ze Szlachecczi Kamiéńcë
i dlô Teatru Młodëch Gòtów z òkòlégò
Sëlëczëna i Czôrny Dąbrówczi bëła to
téż leżnosc prezentacji dzes dali jak
w swòjim strzodowiszczu. Móm nôdzejã,
że ju dwalatnô tradicjô chònicczich
pòtkaniów parłãczącëch lëdzy ro­
bią­­cëch teater mdze kòntinuowónô
w pòstãpnëch latach.
II Przezérk Amatorsczich Teatr­ów
„Zdrzadniô Tespisa” òdbéł sã pòd pa­
tro­­natã przédnika KPZ Łukasza Grzã­
dzëcczégò i Bùrméstra Gardu Chònice
Arseniusza Finstera. Òrganizatorama
wëdarzeniô bëlë: Òglowi Zarząd i chò­
nicczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i Chònicczi Dodóm Kùlturë, przë
ùdëtkòwienim Minysterstwa Administracji i Cyfrizacji.
kg
Òdjmczi ze zbiérów KPZ
11
temat miesiąca – teatr
Wóz Tespisa
znowu w Chojnicach
Tespis jeździł po miastach starożytnej Grecji i pokazywał tragedię i komedię, smutek i radość,
nienawiść i miłość. Na wyposażeniu jego wozu były kostiumy, maski, elementy dekoracji. Tespis
jako wolny człowiek i artysta wybierał sobie miasto, które chciał odwiedzić, i sam decydował,
jaki typ sztuki zaprezentuje. Kierował swój wóz wszędzie tam, gdzie widział społeczną potrzebę
zaistnienia teatru, a widzowie ze stałym zainteresowaniem przyjmowali tak jego wypowiadane
ze sceny pochwały, jak i satyryczną krytykę czy patetyczne ostrzeżenia…
Daniel Kalinowski
Tespis jeżdżący dziś po kaszubskich
drogach ma poważny kłopot techniczny. Co rusz dyszel jego wozu łamie się
na pomorskich wybojach i raz kieruje
zaprzęgiem w stronę teatru ludowo-obrzędowego, raz znowu ku realizacji
teatru realistyczno-tożsamościowego.
Pędzący bez możliwości kierowania
wóz, raz pozwala na zabranie wielu
pasażerów-teatralników, odwiedzając
w czasie swej jazdy wiele miejscowości, innym razem wiezie ze sobą jedną,
dwie osoby i błądzi po pustkowiach lub
kręci się w kółko…
Takie właśnie myśli mogły towarzyszyć widzom i uczestnikom
drugiej edycji Przeglądu Teatrów Kaszubskich „Zdrzadniô Tespisa”, która
odbyła się w sobotę 18 października
2014 roku w Chojnickim Domu Kultury.
Z przedstawieniami przybyły: Wicherki z Kamienicy Szlacheckiej, Amatorski
Kaszubski Teatr z Chojnic oraz Teatr
Młodych Gotów z Czarnej Dąbrówki.
Oprócz spektakli organizatorzy zaproponowali działania warsztatowe pod
kierunkiem Grzegorza Szlangi (budowanie dramaturgii przedstawienia),
Aleksandry Kani (ruch sceniczny, rytm
tekstu) oraz Łukasza Sajnaja (opracowanie oraz interpretacja roli). Ponadto w ramach Przeglądu mówiłem
12
o możliwościach repertuarowych teatru
kaszubskiego oraz odbył się koncert muzyczny grupy Skład Kolonjalny, podczas
którego pojawiły się elementy muzyki
kaszubskiej oraz etnicznej z różnych
stron świata. Jak na jeden dzień ilość
atrakcji nie była najmniejsza, tym bardziej można było odczuć zdziwienie (czy
dyskomfort), dlaczego tak mało zespołów wzięło udział w chojnickim zdarzeniu. Przecież umożliwiono prezentację
sztuk, przygotowano warsztaty o różnych profilach pracy scenicznej, nawet
pojawiły się atrakcje koncertowe…
Jako pierwszy zespół Przeglądu
Teatrów Kaszubskich zaprezentowały się Wicherki ze spektaklem „Balia
czarownic” opartym na kaszubskich
legendach. Owa grupa, od wielu lat
konsekwentnie prowadzona przez Teresę Wejer oraz jej ambitne koleżanki
z Kamienicy Szlacheckiej, przygotowała
sprawne przedstawienie w konwencji
teatru szkolnego. Kompozycja całości
półgodzinnej odsłony jest klarowna.
Widać tutaj rodzaj prologu z zarysowaniem tematu tajemniczych znaków
przyrody. Późniejsza, a zasadnicza
część spektaklu stanowi wytłumaczenie owej tajemniczości, która wedle
poetyki legendy jest pozostałością po
działaniu nieczystych sił i czarownic.
Epilog widowiska to powrót do realistycznego i współczesnego planu czasowego, który staje się dla dziecięcego
widza bogatszy w sens i emocje. Przedstawienie ogląda się przyjemnie, choć
warto się zastanowić, czy młodym
aktorom nie należałoby dać bardziej
precyzyjnych dyrektyw, aby rzeczywiście wiedzieli, co mają odgrywać, i nie
musieli się błąkać po scenie. Kolorowe
stroje i wielość aktorów to także atut
spektaklu, choć znowu można sobie
wyobrazić, że wypełniają oni więcej
zadań scenicznych, by nie trzeba było
wykorzystywać na scenie marionetki,
która pojawia się w częściowo tylko
uzasadniony, a nie do końca wyzyskany sposób.
Drugim zespołem Przeglądu był
chojnicki Amatorski Kaszubski Teatr,
który tym razem przygotował spektakl „Niesama” w reżyserii Janiny Kosiedowskiej, na podstawie miniatury
dramaturgicznej Romana Drzeżdżona.
Zespół z Chojnic ma już za sobą pewne doświadczenie, dlatego też widać
u jego członków podstawowe choćby
wyczucie słowa czy przestrzeni. W ich
interpretacji satyryczno-ludyczna sztuka nabiera niekiedy rumieńców i można się spodziewać, że pod wpływem
dalszych prezentacji stanie się jeszcze
bardziej zabawna w rozgrywaniu scen
zbiorowych, które obecnie mają jeszcze pewne mankamenty, np. granie
do publiczności zamiast do partnerów.
Owa większa częstotliwość grania jest
potrzebna chojnickim aktorom tym
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
temat miesiąca – teatr
bardziej, że widać, iż wciąż jeszcze
się poznają i nieco się obawiają interpretacji bardziej ofensywnych i dynamicznych. Warto przy tym zaznaczyć,
że pomysłów na inscenizację im nie
brakuje, skoro potrafią przygotować
na koniec spektaklu humorystyczną
piosenkę o ludzkich zaletach i wadach
w miłości. Każdy jednak pomysł trzeba
sprawdzić od strony artystycznej i ocenić, czy istotnie piosenka musi mieć takie tempo lub czy koniecznie zawierać
powinna tyle zwrotek.
Trzecim zespołem, który zaprezentował odmienne w formie teatralnej
widowisko uliczne pt. „Remus”, był Teatr Młodych Gotów działający pod kierunkiem Dariusza Narlocha i Tomasza
Jakubowskiego. Spektakl wystawiony
w zjawiskowej scenerii chojnickiej fosy
miejskiej ma za podstawę arcypowieść
kaszubską Żëcé i przigòdë Remùsa. Dzieło
Majkowskiego jest jednak tylko podstawą do budowania wizyjnych układów
ruchowych, gestów, tańca i ekspozycji
rekwizytów. Młodym aktorom zależy
nie tyle na zarysowaniu logicznej, przyczynowo-skutkowej historii o rozwoju
tożsamościowym kaszubskiego bohatera, co na odwzorowaniu nastroju bałtycko-pomorsko-kaszubskich wierzeń,
ukazaniu figur wyobraźni i nastroju
surowej tajemniczości. Podobną realizację „Remusa” widzieliśmy kilka lat
temu w wykonaniu Teatru Snów, ale
aktorzy z Czarnej Dąbrówki (a właściwie z zachodnich Kaszub) jeszcze
bardziej poszli w stronę plastycznego
i metaforycznego skrótu, narracyjnej
muzyki oraz ruchowego ekwiwalentu
dla powieściowego słowa. Zwolennicy
kaszubskiego języka nie usłyszą w tym
spektaklu barwy rodny mòwë, zobaczą
jednak inspirujące obrazy, które równie
głęboko jak partie tekstowe potrafią zagnieździć się w świadomości widza.
Tegoroczna „Zdrzadniô Tespisa”
w trzech propozycjach odwzorowała
trzy możliwości istnienia współczesnego teatru kaszubskiego. Wicherki to nurt
teatru szkolnego, który z racji specyfiki
pracy zawsze będzie związany z zabawą i dydaktyką, przy czym warto, aby
w tej tradycji stale rozwijano formalną
jakość przedstawień. Amatorski Kaszubski Teatr reprezentuje odmianę teatru
realistycznego, w którym pojawiają się
POMERANIA GÒDNIK 2014
Amatorski Kaszubski Teatr z Chojnic. Fot. ze zbiorów ZKP
aktualne treści społeczno-obyczajowe,
komentowane z pewnego dystansu, co
zawsze bardzo dobrze służy wartości
artystycznej spektaklu. Wreszcie Teatr
Młodych Gotów to spektakle plenerowe
i uliczne, w których sięga się po techniki
skrótu wizualnego, do tworzenia odpowiedniego klimatu wykorzystując muzykę i wyrazisty gest, co przy atrakcyjności
obrazowej marginalizuje jednak kaszubskojęzyczne słowo. Wśród tych trzech
dróg, po których może się toczyć wóz
Tespisa, nagle zabrakło teatru obrzędowego i ideowego… Czyżby to znaczyło,
że dzisiejszym kaszubskim teatralnikom
wyczerpały się siły i pomysły na nowe
spektakle?
Jak zatem ocenić II Przegląd Teatrów
Kaszubskich? Przecież w zbliżonym
czasie odbywały się festiwale teatralne: 9. Ogólnopolski Przegląd Małych
Form Teatralnych im. Adama Luterka
w Wejherowie, na którym pojawiło
się kilkanaście zespołów z Pomorza,
a w gdańskim XVI Ogólnopolskim Festiwalu Sztuk Autorskich i Adaptacji
Windowisko 2014 zaprezentowało się
także kilkanaście grup, i to z całej Polski. Podaję te przykłady, aby pokazać,
że zarówno szkolne zespoły teatralne,
jak i wyspecjalizowane, autorskie formy teatralne mogą odnaleźć swojego
widza i zgromadzić niemal tłumy po
stronie występujących i oglądających.
Oczywiście z jednej strony można by
stwierdzić, że porównywanie festiwali odbywających się od wielu lat z dopiero drugą odsłoną kaszubskiego jest
niesprawiedliwe i za wysoko stawia
poprzeczkę tak dla organizatorów, jak
uczestników „Zdrzadni Tespisa”. Jednakże z drugiej strony trzeba myśleć
o kaszubskim ruchu teatralnym ambitnie i długofalowo, nie obawiając się
zestawiania z festiwalami, przeglądami i konkursami ogólnopolskimi. Mając
świadomość, że za ogólnokrajowym ruchem teatralnym stoją rozliczne domy
kultury, instruktorzy, finansowanie
samorządowe, wojewódzkie czy ministerialne, warto i na Kaszubach poszukiwać coraz to nowych i konsekwentnie
prowadzonych form rozwijania własnego życia teatralnego.
13
biografie – Leon Kowalski
Młodokaszuba,
żołnierz, starosta
Marian Hirsz
Autor hymnu
Z okazji wkroczenia Kaszubskiego Pułku
Strzelców im. Komendanta Józefa Piłsudskiego na ziemię pomorską porucznik Leon Kowalski, ówczesny dowódca
pułku, pisze słowa pieśni, która do 1938
roku jest marszem, hymnem tej jednostki. Melodię do tej pieśni skomponował
sierżant Iwelski (nie odnalazłem imienia
sierżanta w archiwach, wszędzie wymieniane jest tylko nazwisko), ówczesny
kapelmistrz orkiestry pułkowej. Gdy Polska liczyła swych synów zastałych
Zagrzmiało „żyjemy” w Kaszubach też
całych.
Zaćmiłaby przecie wolności tej zorza
Bez synów kaszubskich na straży jej morza.
Ref. Spokojna bądź, spokojna bądź,
spokojna bądź Polsko
O morską Twą straż.
Wypełni ją, wypełni ją, wypełni ją
wiernie
Kaszubski pułk nasz.
Choć krzyżak w szatańskie objęcia nas wabi
Polskiego w nas serca i ducha nie zabił
I chociaż wciąż jeszcze złe zdrady swe
knuje
Kaszubskich wiarusów tym jadem nie
struje.
Ref. Spokojna bądź, spokojna bądź,
spokojna bądź Polsko…
Bogactwem nie słyną piaszczyste twe pola
Lecz za to hartuje się w pracy nam wola
I z czynu Ojczyzna, gdy zechce ofiary
Ochoczo pod strzelców podążym sztandary.
Ref. Spokojna bądź, spokojna bądź,
spokojna bądź Polsko…
14
Wśród cudnej, górzystej, kaszubskiej krainy
Jak dęby wyrosłe, powstaną wraz syny
I choć się na Polskę wsze piekła rozsierdzą
Upadną przed żywą Kaszubską tą twierdzą.
Ref. Spokojna bądź, spokojna bądź,
spokojna bądź Polsko…
(Hymn ten został zaśpiewany po raz
pierwszy na Kaszubach po 94 latach
od chwili powstania – 29 czerwca tego
roku odśpiewał go w Żukowie chór
Morzanie z Kosakowa w czasie uroczystości odsłonięcia tablic z nazwiskami
mieszkańców powiatu kartuskiego, którzy zginęli w wojnie 1920 roku).
Wobec przygotowań do ostatecznej
rozprawy z bolszewikami oraz wykonania powierzonego por. Leonowi Kowalskiemu zadania, 27 lutego 1920 roku
zostaje on mianowany dowódcą I Batalionu Kaszubskiego Pułku Strzelców Pomorskich. Stanowisko dowódcy pułku
powierzono kpt. Józefowi Mellerowiczowi. Porucznik Leon Kowalski funkcję dowódcy I Baonu pełni do 29 marca
1920, ponownie obejmuje dowodzenie
w okresie 12 kwietnia – 4 maja. Trwają
intensywne przygotowania do wojny.
Następuje konieczność ujednolicenia
nazw pułków. Kaszubski Pułk Strzelców Pomorskich Komendanta Józefa
Piłsudskiego zostaje przemianowany,
rozkazem Ministra Spraw Wojskowych
nr 1401 z 5 marca 1920 roku, na 66 Kaszubski Pułk Piechoty im. Marszałka
Józefa Piłsudskiego. Starosta w trzech powiatach
W maju 1920 roku w randze majora
Leon Kowalski przechodzi w stan spoczynku i zostaje skierowany do pracy
w urzędach państwowych. Jest wyróżniającym się i sprawnym pracownikiem
w Urzędzie Wojewódzkim w Toruniu.
(część 2)
5 stycznia 1922 roku wraz z innymi
osobami krzewiącymi turystyczne poznanie własnej Ojczyzny zakłada w Toruniu oddział Polskiego Towarzystwa
Krajoznawczego. Zostaje też członkiem
zarządu nowo powstałego oddziału
Polskiego Towarzystwa Turystycznego
w Toruniu (dzisiejszy Oddział PTTK Toruń).
Na wniosek Sejmiku Powiatowego
w Kartuzach, dekretem Ministra Spraw
Wewnętrznych nr Ldz.V.O.108/22 z dnia
27.01.22, zostaje mianowany z dniem
1 lutego 1922 roku starostą kartuskim.
27 kwietnia 1923 roku wita w Kartuzach przebywającego na Kaszubach
i Pomorzu prezydenta RP Stanisława
Wojciechowskiego. Mając na uwadze
ówczesne uwarunkowania polityczne,
starosta kartuski Leon Kowalski wita
przybywającego do Kartuz prezydenta
Stanisława Wojciechowskiego gałązką
oliwną. Tak wspomina ten moment
prezydent Wojciechowski: W czasie
mojej podróży podkreślałem znaczenie
Pomorza dla Polski. Pan starosta kartuski powitał mnie z różdżką oliwną, i słusznie. Nie na surmy wojenne dziś czas. Są
jednak jeszcze ludzie nierozważni, którzy, mimo doświadczeń ostatniej wojny,
sądzą, że przy pomocy zbrojnego odwetu
zyskać coś mogą. Tym wszystkim muszę
stanowczo powiedzieć, że Polska nikomu
nie pozwoli odebrać sobie ani jednej piędzi ziemi. Marzenia o zmianie obecnych
granic Państwa Polskiego w przyszłości,
w drodze zbrojnego najazdu, należą do
dziedziny urojeń.
Obowiązki starosty kartuskiego Leon
Kowalski pełni do 15 czerwca 1923 roku.
W latach 1923–1927 jest starostą powiatu kościerskiego, a w latach 1927–1932
powiatu świeckiego. Będąc starostą
świeckim, pisze wiersze, wydaje tomik
swoich utworów. Niestety nie zachował
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
biografie – Leon Kowalski
się żaden egzemplarz tego zbiorku. Będąc starostą tych trzech powiatów, okazał się dobrym organizatorem i administratorem.
Czas rozwijania talentów
W 1932 roku Leon Kowalski przechodzi na emeryturę. Mimo to dalej jest aktywny społecznie. Pełni funkcję przewodniczącego Urzędu Rozjemczego dla
spraw Finansowo-Rolnych na powiat
świecki. Wraca także do swej dawnej
profesji dziennikarskiej. Od 1936 roku
mieszka wraz z rodziną w Gdyni, na
Wzgórzu Focha. Od 1937 roku do wybuchu II wojny światowej jest korektorem w gdyńskim „Kurierze Bałtyckim”.
W wolnych chwilach, oprócz pisania
wierszy, zajmuje się malarstwem. Jego
pasją są kaszubskie pejzaże. Z jego malarskiego dorobku zachowały się pojedyncze prace. Pozostałą część zabrała
wojna. Bierze również aktywny udział
w dyskusji na temat utworzenia Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach. W dodatku regionalnym „Gazety Kartuskiej
– Kaszuby” tak pisze o tej inicjatywie:
Niechże więc powstanie to muzeum regionalne i niech zsumowane w nim uczucia
przywiązania i tradycje regionu kaszubskiego przekazuje z pokolenia na pokolenie jako cząstkę wspólnej, coraz głębszej
kultury polskiej.
Po wybuchu II wojny światowej
w 1939 roku wraz z rodziną zostaje
wysiedlony z Gdyni w okolice Radomia.
Tutaj przydała się jego znajomość języka
niemieckiego. Pomaga okolicznej ludności w pisaniu różnych pism do niemieckich urzędów. Po wojnie Leon Kowalski wraca do
swojej ukochanej Gdyni. Podejmuje pracę korektora w „Gazecie Morskiej” oraz
„Przeglądzie Kupieckim”. Od 1950 roku
pracuje jako księgarz w „Domu Książki”
przy ulicy Świętojańskiej 3 w Gdyni, której w 1952 roku zostaje kierownikiem.
Leon Kowalski był żonaty z Marianną Błędzką (1883–1958), mieli trójkę
dzieci: Bożenę, Halinę i Mirosława.
Mirosław, jako oficer, odbywał praktykę w 66 Kaszubskim Pułku Piechoty
w Chełmnie. W cywilu był pracownikiem Stoczni Marynarki Wojennej
w Gdyni. Jako oficer 66 Kaszubskiego
Pułku Piechoty grupy radomskiej brał
udział w wojnie obronnej 1939 roku. Po
POMERANIA GÒDNIK 2014
Zdjęcie rodzinne z archiwum rodziny Rozwadowskich
zakończeniu walk dostaje się do niewoli
sowieckiej. W kwietniu 1940 roku wraz
z innymi oficerami został rozstrzelany
w Katyniu.
Major Leon Kowalski umiera 6
września 1952 roku w Gdyni. Jego
pogrzeb odbył się bez należnych mu
honorów. Spoczywa na Cmentarzu
Witomińskim, w alei naprzeciw grobów gdyńskich jezuitów oraz franciszkanów. Na jego grobie nie ma żadnej
informacji o tym, kim był, co zrobił
dla Polski oraz dla nas Kaszubów. Jest
jedynym młodokaszubą pochowanym
na gdyńskim cmentarzu. Źródła
16. Dywizja, jej powstanie, organizacja i udział
w walkach. W 10-letnią rocznicę istnienia
1919–1929, Grudziądz 1929.
Archiwum rodu Hirsz/Hirsch.
Centralne Archiwum Wojska Polskiego
w Warszawie.
Jankiewicz Wacław, Zarys historii wojennej 66go Kaszubskiego Pułku Piechoty im. Marszałka J. Piłsudskiego, Warszawa 1929.
Krasucki Stanisław, Sześćdziesiąty Szósty Kaszubski, Chełmno 1998.
Kronika byłych żołnierzy 66 Kaszubskiego Pułku
Piechoty im. Józefa Piłsudskiego w Chełmnie,
Chełmno 2010. (Kronika nie została dotąd
opublikowana. Jedyny istniejący egzemplarz
dostałem w prezencie od byłych żołnierzy
66 Kaszubskiego Pułku Piechoty w Chełmnie. Jest w moim archiwum. Koło zaprzestało działalności w 2011 roku, ze względu na
wiek, choroby, śmierć byłych żołnierzy).
Załoga Józef, Kronika 66 Kaszubskiego Pułku
Piechoty (Kronika nigdy nie została opublikowana. Istnieje w formie 2 egzemplarzy maszynopisu + zdjęcia archiwalne.
Jeden egzemplarz mam w swoim archiwum, drugi jest złożony w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie. Otrzymałem
ją w prezencie od byłych żołnierzy 66 Kaszubskiego Pułku Piechoty w Chełmnie).
15
KASZËBI W PRL-U
Tacewnô
pòzwa „Grif ”.
Wòjcech Czedrowsczi
w papiorach bezpieczi
S Ł Ô W K F Ò R M E L L A*
Kùńc 1960 ë pòczątk 1961 r. to czas
òsoblëwi biôtczi pòlsczich wëszëznów
z kaszëbsczima dzejarzama z grëpë
zrzeszińców. Brzadã ji bëło wërzucenié
z Kaszëbsczégò Zrzeszeniô (KZ) Aleksandra Labùdë, zawieszenié na rok
w prawach nôleżnika stowôrë Jana
Rómpsczégò i Sztefana Bieszka ë
ùpòmnienié dlô Jana Trepczika i Feliksa Marszôłkòwsczégò. Mielë òni
òstac wëstawiony na sromòtã jakno
separatiscë, co chcelë nibë òderwac
kaszëbską zemiã òd pòlsczégò państwa.
W biôtkã tã òkróm kòmùnysticzny
partie i bezpieczi włączonô òsta téż
prokùratura. Dokazã tegò, jak wôżnô
bëła ta sprawa dlô „lëdowi” Pòlsczi,
mòże bëc to, że bëła òna òbgôdiwónô
w sami centralë, to je w III Departamence Minysterstwa Bënowëch Sprawów (MBS) przë ùdzélu przedstôwców
tegò resortu i fónkcjonariuszów służbë
bezpiekù z Gduńska i Bëdgòszczë.
Bezpieka „wszëtkò wié”
Wòjcech Czedrowsczi, jak pamiãtómë,
miôł lëstową łączbã z J. Rómpsczim
i midzë jinyma prosył gò ò przesłanié
do se tekstów stwòrzonëch przez zrzeszińców. Dlô SB bëło tej gwësné, że béł
òn pòd cëskã separatistów. Ò to samò
pòsądzony òstôł sztudéra ùniwersytetu
w Toruniu Édmùnd Pùzdrowsczi a sta
sã to wszëtkò przez lëst, jaczi dostôł òn
16
òd W. Czedrowsczégò, a ò chtërnym
pisôł jem w slédnym numrze najégò
cządnika. Òstôł òn wësłóny 23 stëcznika 1960 r. i, jak wiémë, przeczëtelë
gò esbecë. Równak chòc fónkcjonariuszowie służbë bezpiekù wiedzelë, cëż
bëło w nim napisóné, mielë swiądã
tegò, że to, co zdobëlë, to blós materiałë
nieòficjalné, co nie nadôwałë sã do legalizacje. Żebë zwëskac òriginałë negò ë
jinszich lëstów, ùmëslëlë so tej zrobic
mieszkaniowé przeszukanié w Sztudérsczim Dodomie Nr 2, gdze mieszkôł
w tim czasu Pùzdrowsczi. Mëszlelë téż
nad tim, żebë to samò zrobic w mieszkanim W. Czedrowsczégò. Co sã tikô
przeszukaniégò w môlu, gdze mieszkôł
Pùzdrowsczi, to bëlną òrãdzą, żebë tak
cos zrobic, bëło szukanié rzeczów, jaczé
òstałë mni wiãcy pół rokù rëchli skradłé
w tim prawie sztudérsczim dodomie.
Wedle ùdbë esbeków czejbë nen lëst
òstôł nalazłi, tej szandarzë z Torunia
zarô wësłelëbë gò do III Wëdzélu bezpieczi we Gduńskù. Fónkcjonariuszowie
tegò wëdzélu mielë zôs pózni ùżëc gò
òb czas rozmòwë z W. Czedrowsczim,
òd chtërnégò chcelë tej zażądac, żebë
wëdôł wszëtczé lëstë, jaczé miôł, w tim
téż te, co je wësyłôł do Rómpsczégò i òd
niegò dostôwôł.
Wszëtczé esbecczé ùdbë, ò jaczich
jem zdebło wëżi nadczidł, zamkłé
òstałë w planie z 2 gòdnika 1960 r., do
chtërnégò szterë dni pózni zrëchtowóné
òstałë w Warszawie ùwôdżi. Mòżemë
w nich przeczëtac midzë jinszima to,
(dzél 3)
że III Wëdzél III Departamentu MBS zabédowôł, żebë nie przeszukiwac môla
zamieszkaniégò É. Pùzdrowsczégò,
bò mòże to dac wiôldżi pòmión westrzód młodzëznë, co sztudérëje
w Toruniu. Przedstôwcë minysterstwa
ùznelë, że lepi bãdze przeprowadzëc
z Pùzdrowsczim rozmòwã, chtërna
bë wëjasnia, ò co chòdzëło w lësce òd
Czedrowsczégò, a jesz pózni taczé samò
òperacjowé kôrbienié òdbëc z samim
Czedrowsczim. Co sã tikô przédnika
Òrmùzda, to wëszëznë bezpieczi bëłë
dbë, żebë jegò mieszkaniô lepi téż nie
przeszukiwac.
Nie je wiedzec, jak wëzdrza służ­
bòwô rozmòwa fónkcjonariuszów SB
z W. Czedrowsczim. Wiémë ò ni leno
tëlé, że òb czas ni miôł òn wëłożëc przedstôwcóm bezpieczi swój pòzdrzatk na
ùchwałã Przédnégò Zarządu KZ, chtërna
nałoża sztrôfë na zrzeszińców. Òkróm te
pòrucznik SB Aleksander Kwasniewsczi,
chtëren miôł kôrbic z Czedrowsczim,
dostôł pòlét pòkôzaniô nemù slédnémù
fòtokòpiów jegò lëstów słónëch do
Rómpsczégò, Bieszka ë Pùzdrowsczégò.
Chòdzëło w tim wierã ò to, żebë Czedrowsczi miôł swiądã tegò, że bezpieka
„wszëtkò wié”, i żebë lepi dôł so pòkù
z „separatisticznym” dzejanim. Co sã
zôs tikô òperacjowégò kôrbieniô esbeków z Pùzdrowsczim, to w aktach z gromicznika 1961 r. je napisóné, że gôdôł
òn z nima ò swòji łączbie z Rómpsczim
ë Czedrowsczim i ò tim, że nie zgôdzô sã
z pòstawą nëch dzejarzów.
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
KASZËBI W PRL-U
Òperacjowô sprawa „Pòmòraniô”
W gromicznikù 1961 r., czej bezpiece „ùdało sã” zrobic to, co chca, to
je pògnãbic i wëstawic na sromòtã
zrzeszińców, ùdba so òna, że ju nie
je nót dali cygnąc donëchczas prowadzonëch òperacjowëch sprawów.
Temù téż zaczãtô w 1959 r. sprawa
agenturowégò sprôwdzeniégò ò tacewny pòzwie „Smãtk” (pòl. „Smętek”),
chtërny „figùrantã” béł midzë jinszima W. Czedrowsczi, òsta przesztôłconô na òperacjową sprawã òbzérkù
na grëpã (pòl. sprawa operacyjnej obserwacji na grupę). Dosta òna kriptonim „Pòmòraniô” (pòl. „Pomorania”),
a w ji òbrëmienim rozprôcowiwóny mielë bëc S. Bieszk, J. Rómpsczi, M. Łukòwicz,
J. Trepczik, F. Marszôłkòwsczi, ks.
Francëszk Grëcza, Damroka Majkòwskô,
W. Czedrowsczi i Édmùnd Kamińsczi. Dali
téż mia bëc wëzwëskiwónô procëm nym
lëdzóm sec krëjamnëch wiadłodôwôczów
SB. Wiadła ò W. Czedrowsczim dërch przenôszac miôł znóny ju nama z òstatnégò
tekstu „Melchior”, chtëren wespółrobił
z pòrucznikã Kwasniewsczim. Òkróm
tegò esbecë ùdostelë w tim czasu jesz
jinégò krëjamnégò wespółrobòtnika, co
miôł bëc zdrzódłã nowinów ò W. Czedrowsczim i klubie Òrmùzd. Człowiek
nen zaregistrowóny òstôł w SB jakno
krëjamny wespółrobòtnik ò tacewnym
mionie „Mestwin”. Béł òn jednym z barżi rësznëch nôleżników Òrmùzda i bëlno
znôł W. Czedrowsczégò i D. Majkòwską.
Òb czas zetkaniô z fónkcjonariuszã bezpieczi òdkôzôł òn nemù slédnémù, że
klub Òrmùzd zawiesył swòje dzejanié,
a jegò przédnik, to je W. Czedrowsczi,
w stëcznikù 1961 r. przëcygnął na jaczis
czas do Òlsztëna. Tam przińdny załóżca
òficynë Czec zajimôł sã warkòwą robòtą
a na Pòmòrzé przëjeżdżiwôł blós rôz na
dwa miesące i nie bëło widzec, żebë miôł
jakąs chãc do pòdskôcaniô robòtë w klubie. Òd wszelejaczégò dzejaniô w klubie Òrmùzd ë w KZ òdsënãła sã tedë D.
Majkòwskô. „Bëlny” brzôd przëniosła téż
robòta bezpieczi w Toruniu, bò kaszëbsczi
młodzëznowi klub, chtëren pòwstôł na tameczny ùczbòwnie, òprzestôł dzejac.
Wszëtkò to nie sprawiło równak,
że kòmùnysticznô pòliticznô pòlicjô
sã òbda. Sprawa ò tacewny pòzwie
„Pòmòraniô” bëła wcyg cygnionô.
Rëchtowóné bëłë zéńdzenia, chtërnëch
POMERANIA GÒDNIK 2014
ùczãstnikama bëlë fón­
kcjo­nariuszowie III wë­
dzélów bezpieczi w Bëd­
gòszczë i Gduńskù ë
przed­stôwcowie III De­
partamentu MBS, na
ja­c zich òbgôdiwóné
bëłë sprawë zrzeszoné
z roz­p rôcowiwanim
ka­s zëbsczich dzejarzów. Jeżlë chòdzy ò W.
Czedrowsczégò, to òstôł
òn òpisóny jakno człowiek, chtëren nie włącziwôł sã prôwdac w ùszłoce
w pòliticzné dzejania,
dejade z esbecczich papiorów wëchôdało, że
nastawiony béł procëm
socjalisticznémù ùstawòwi
w Pòlsce. Taczi sóm
pòzdrzatk mia służba
bezpiekù w òdniesenim
do D. Majkòwsczi ë É.
Kamińsczégò. Òkróm te
dokazã lë­ché­gò òd­nie­
seniô W. Cze­drowsczégò
do „lë­dowi” Pòlsczi bëło
téż to, że nie wzął òn ùdzélu w welacjach
do sejmù i nôrodnëch radzëznów, jaczé
òdbëłë sã w 1961 r. Béł òn téż dbë, że
gazéta „Kaszëbë”, co wëchôda w latach
1957–1961, bëła pòd wiôldżim cëskã rządzący kòmùnysticzny partie.
W 1963 r. bezpieka dozna sã, że dôwny przédnik klubù Òrmùzd nie òprzestôł
dzejac na kaszëbsczim młodzëznowim
gónie. Wedle esbecczégò dokùmentu
ze strëmiannika tegò rokù w tim prawie czasu pòjawia sã mòżlëwòta pòdjãcô
próbë stwòrzeniégò nieòficjalnégò klubù
młodëch Kaszëbów na spòdlim rozpadłégò
w ùszłim czasu klubù sztudérów Kaszëbów
„Òrmùzd”i szlachùjącëch za nim klubów w Wejrowie i Kartuzach. Na czim
òpiartô bëła takô dba? Hewò krëjamny
wespółrobòtnik służbë bezpiekù
ò pseùdonimie „Leszek” przëniósł ji
wiadło ò tim, co dzejało sã òb czas
òficjalnégò zéńdzeniégò KZ, co òdbëło
sã we Gduńskù 2 gòdnika 1962 r. Jednym z ùczãstników kôrbieniégò béł
w tim dniu W. Czedrowsczi, chtëren
rzekł, że młodzëznowi kaszëbsczi klub
wëstãpiwô terô pòd pòzwą „Pòmòraniô”.
Dodôł jesz, że referat, jaczi na nym zetkanim wëgłosył Lech Bądkòwsczi,
béł rëchli òbgôdiwóny na zéńdzenim
klubù. Na spòdlim tegò fónkcjonariuszowie doszlë do dbë, że nôleżnicë
Pòmòranie kôrbią na swòjich zetkaniach midzë jinyma ò planach dzejaniô
Zrzeszeniégò. Kùreszce Czedrowsczi
żądôł téż, żebë zwikszëc ùdzél młodëch
lëdzy w przińdnëch wëszëznach
KZ. Tak hewò na kôrtach zamkłëch
w esbecczich teczkach pòkôzôł sã wôżny w dzejach kaszëbsczi rësznotë klub
Pòmòraniô. Wespółzałóżcama jegò
òkróm L. Bądkòwsczégò bëlë W. Czedrowsczi, D. Majkòwskô ë Stanisłôw
Cygert. W dzejanié nowégò karna włącził sã téż dôwny przédnik kartësczégò
młodzëznowégò klubù kaszëbsczégò, to
je É. Kamińsczi. Wespółdzejôł òn z W.
Czedrowsczim w Pòmòranie, a priwatno béł zãcã J. Trepczika. Na spòdlim
tegò slédnégò faktu esbecë ùdbelë so,
że òrganizatorzë klubù są zrzeszony z grëpą zrzeszińców i kaszëbskô
młodzëzna dërch mòże bëc pòd cëskã
jich „separatisticzny” dejologie.
* Autor je starszim archiwistą w archiwalnym
dzélu gduńsczégò partu Institutu Nôrodny
Pamiãcë.
17
kaszëbsczé sprawë wszelejaczé
Gąsôrka z Òdargòwa
Z Éwą Kùr, dzejôrką Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Krokòwie, wësziwôrką, rozmôwiô
Tómk Fópka.
– To je na głowë bòlenié a chłopsczé stojenié – gòspòdëni stôwiô na stole naléwkã
domòwi robòtë. – W całoscë òb zëmã,
pò réze – dobrze człowieka rozgrzéwô
– rôczi z ùsmiéwkã i wspòminô. – Më
mielë sétmëdzesąt hektarów zemi. To
bëło [Kùrowie gôdają „bało] wiôldżé
gòspòdarstwò. Mój tata òpòwiôdôł, że czej
òrôł na pòlu, nawetkã wronë wrzeszczałë:
kùłak! kùłak! Wszëtkò bëło zarodowé. Nawet pchłë. Tata zarô pò wòjnie zaczął kònie
chòwac. Na ekspòrt. Òne mùszałë miec
dwa lata i bëc ùjéżdżoné.
Nad wòdą w wieczórny pòrze,
za gąskama chòdzëła,
dzéwczã piãkné, jak te zorze,
i tak sobie spiéwała:
Pòjta, pòjta gąsczi mòje,
pòjta, pòjta do domù,
òpòwiém wóm żôle mòje,
nie pòwiédzta nikòmù1.
A gãsë? Czë leno gãsë sã pasło? Kaczczi téż?
Kaczczi nié. Òne nie brëkòwałë sã pasc,
bò më mielë wiôldżi pòdwórk i tam
bëłë òdgrodzoné. I kaczczi, i kùrë.
Baro wiele më mielë tegò wszëtczégò.
Do nas przëchôdalë lëdze do robòtë,
dostôwalë jedzenié – temù mùszało
bëc wszëtczégò wicy. I jajków, i mléka.
Mój tata miôł pierszi w òkòlim taczégò
landsbùldoga 25.
Lands…?
Pòniemiecczi trëker z tzw. òdzwë­
skónëch zemiów sprowadzony. Tata
wszësczé maszinë stądka sprowôdzôł
1
Wszëtczé cytatë zapisóné kùrsywą pòchò­
dzą z lëdowi frantówczi „Żôle gąsôrczi” ze
Strzelna.
18
jakò złom i pòtrafiącë kòwalską robòtã,
je pòprôwiôł, dze szło. Krów më mielë do trzëdzescë i wszësczé bëłë pòd
tzw. kòntrolą ùżëtkòwòscë. Ale to pózni. Nôprzódka z Kòstkowa przëjéżdżalë a bralë mlékò. A pòtemù më
zawòzywalë dwie kanë słodczi smiotanë do fabriczi krówków – bómków;
bëła pò wòjnie tam, dze sã w Krokòwie
kùńczą torë za banowiszczã, dze stoja
dôwnô piekarniô z wiôldżim, wësoczim
kòminã. Miéwcowie fabriczi sã zwalë
Kùżel. Jô do dzysô pamiãtajã szmakã
tëch krówków. Krëchùchné. Żódné
mòrdoklejczi! A białczi sedzałë i rãczno
zawijałë. Jem miała tej 5–6 lat, tej sami
produkcje nie pamiãtajã. Mòże nas tam
nie wpùszczalë...? Ale më tak chãtno
jezdzëlë, bò te białczi nama na drogã
dôwałë fùl tasze nëch bómków. Za tã
smiotanã… To tak bëło!
Czë to zniese mòja dësza,
żebëm temù sprzëjała,
chtëren mie włôsnie przëmùszô,
żebëm jegò kòchała.
Pòjta, pòjta gąsczi mòje…
Jô mia piãc lat, tej jô pasła gãsë. [Kùro­
wie gôdają „pińc” i „gynsë”]. Jak wielné
to bëło karno? Jô ni mògła w tim czasu
tak dalek rechòwac… Jak jem ba starszô, tej jem sã naùczëła. Sedza na pòlu,
tata tam sôł trôwã abò kléwer, i tam jô
pasła, a pò żniwach na lëdzënie. Òne
te kłosë wëskùbiwałë. Tata przëwôżôł
taką pastwã wòdë i mòje zadanié bëło:
zdrzec, żebë żóden lës nie wzął gãsy
ani żebë òne dze nie szłë w szkòdã do
sąsadów. Jô sedza i sã bawia. Kamieniami, bò zabôwków tej pò wòjnie nie
bëło. Abò sobie robiła co z knëplów.
I sedza.
Jem w wòlnoscë sã zrodzëła,
chòc nie znała swi matczi,
temù sprzëjóm, kòmùm miłô,
nie zwiedzą mie dostatczi.
Pòjta, pòjta gąsczi mòje…
Reno, pò frisztëkù jem te gãsë nëka.
Òne bëłë zamkłé na noc w taczim
chléwie. Gãsë lãgłë sã na swiãtégò
Józefa. Wëlôżałë z jajów. Tata miôł
nabùdowóné taczé rozmajité pùdła
i tam te gãsë sedzałë na jajach. Je cotka
chòwa. Jô z nią chòdzëła. Wòdã nosëła
do swini kùchni, bò òne nie chcałë z jajów zlézc. Béł damper (parnik), piec do
pieczeniô chleba. Nad tim béł spikrz,
a w dole sklep z bùlwami i warzëwami.
Tam czile tëch gãsy sedzało.
Kùli pòd jedną pilą bëło jôj?
Mòże nawetk i dwanôsce. [Kùrowie mówią „móże”]. Pamiãtajã, jak òne sã lãgłë,
tej jem miała zadanié przë nëch malinczich. Mùszała nazbierac pòkrzëwë.
Żôgówczi?
Nié. Normalné pòkrzëwë. Czasã przë
jich rwanim jesmë sobie pò sąsedzkù
z kòleżanką grańcã wëznaczalë. Tu bëłë
mòje pòkrzëwë – tam ji.
Nôprzódkã gąsątka dostôwałë gò­
towóné jaja, tej z pòkrzëwami pòmãk.
Pòtemù corôz wicy i wicy tegò bëło, tej
tata sprowadzył maszinã do rznieniô
seczczi. Jô sã wiedno tegò bòja. To bëło tak
do krąceniô, a tu trzeba bëło pòpëchac,
a to tak: czach, czach, czach… Jô mia
wiedno strach, że mie pôlce wlecą…
Gãse sedzałë na jajach sztërë niedzele. Nôprzódka je niosłë. Te jaja. Kòżdô
bëka sôda w swòje gniôzdo. [Kùrowie
gôdają sôda, z przëcëskã na „da”]. W cëzé
nie szła.
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
kaszëbsczé sprawë wszelejaczé
Codzénno jedno jaje?
Jak to jaką wzãło na niesenié, tej to szło,
jaż òna sã wëniesła. Dwadzesce abò wicy
jôj. Cotka zapôla swiéczkã i codzénno te
jaje wëbiérała. W nen môl do gniôzda cos
jak jôjkò (bòdôj z wapna) wkłôda, tej ta
bëka wiedza, że tam cos leżi, co òna je
pòd se pòdgarina. Cotka przeswietlëła
to jajo, że to je w pòrządkù i kòpiowim
òłówkã na nim napisa. Pòtemù, czej sã
ju gãsë wëniosłë, nazôt w kòsz kładła.
Ju pònumrowóné, do pasowny gãsë
kòżdé. Òne ju tedë cwiardo sedzałë. Më
chòdzëlë z cotką a je fùdrowalë. Jak òne
chcałë, òne so wëszłë. Përznã piórka so
wëtrzepałë. Sã chiba załatwiłë, bò w te
gniôzda nie robiłë…
Po tidzeniu tegò sedzeniô cotka bra
pétrochòwą lampã, stôwiała jã i tej jaja
òbzéra. Te, co bëłë zalãgnioné – te bëłë
cemné. A te drëdżé òdraza òdkłôda do
wërzuceniô.
Niechôj, chto chce, wierzi temù,
jem mù słowò rôz dała,
òddóm serce nômilszémù
i bãdã gò kòchała.
Pòjta, pòjta gąsczi mòje…
Tej, pò sztërzech tidzeniach cotka zaczã
nasłëchiwac a tam, w tëch jajach, taczé
klepanié: pik, pik, pik. I pòpiskiwanié ju
bëło czëc. I tej te môłé gąsątka same dzurã
robiłë w skòrëpie. Dzub wëchôdôł i òne,
dali! Czasã, jak bëłë mòcné, to wëskòkłë.
Pòtemù òne bëłë wszësczé razã i te
gãsë z nima chòdzëłë. Nôprzódka leno
tak, że òne jadłë. A môłé sã nie milëłë,
że jedno bë szło do drëdżi mëmë. Do
swégò szłë gniôzda. A pòd swòją gãsą
sedzałë.
A dze béł gąsór?
Gąsór òsóbno. A, kùli jô ba razy pòtłëkłô
òd gąsôra… Më mielë jednégò taczégò,
co zarô skrzidła rozłożił a tej skrzidłami… Jô ba cawnô… ni mògła sã òd
niegò wëdostac i dobrze, że tata czuł…
Jem bëła w całoscë taczim môłim
wróblã. Zmiarté, pòwòjnowé dzeckò…
I òn mie dopôdł… Bë mie miôł chiba
tam zatłëkłé… Òn bëł taczi zawzãti, ale
tata zarô na niegò wërok smiercë dôł.
A gãsë szczipią…
Jo. To bòli, ale nié mie.
POMERANIA GÒDNIK 2014
Swòji gąsôrczi nie ajtakùją?
Nié, ale czasã biegałë. Te môłé bëłë
òswòjoné. Jô do nich gôda, czej jem
wòdã wléwa. Midzë nimi czasã sedza. A jak mia prawie sétmë lat, tej na
Swiãtégò Jana jem plotła wiônuszczi
z mòdrôków. Jak òne piłë, jem jima je zakłôda i tak òbstrojoné szłë dodóm. Tata
mie za to dôł dwa złoté. Jô so kùpiã za
to tutã bómków. A pózni, przë krowów
pasenim, më zakłôdałë jima na rodżi…
Czasã, nigle jem z pół drodżi do Dąbek
donëka – krowë ju miałë to zeżarté…
Jak dalek mùszôł nëkac gãsë?
Staszu, jak góra sã do Rudnicë zaczinô?
[Chłop pòdpòwiôdô: „Tak z òsmëset
métrów”].
Jô tą drogą nëka a tej tą górą do
Rudnicë. Abò pò drëdżi stronie, tam dze
nen Andrzéj…
Ale òne same szłë. Òne sã naùczëłë.
Ten pierszi rôz, to mie jesz pòmôgalë.
Pózni to ju szło. A jô jesz kòl sąsada,
dze taczé fëjné zbòżé rosło, te gãsë zatrzima a òne... Te kropë pò tim bëłë taczé… A cotka gôda: òne są tak najadłé!
[Smiejemë sã, pòsobny rôz].
Czedë môłé gąsã mògło jic na wédã?
Czej jemù zaczãłë pióra wërastac. Bëło
taczé… òdlazłé. Pòmału w maju mógł je
nëkac, bò to ju sã zelono zrobiło. I jaż do
jeseni. Do wëbiéraniô bùlew. A czej jem
miała ju sétmë lat – jem awansowa. Na
dzewiãc lat. Do paseniô krów…
I nowô historiô…
Jô pòwinna pisac ksążkã. Naszô córka
mie nawetkã diktafón kùpia. Jô chcã
taczi prosti, że jak wësziwóm – pach! –
nacësnã i to gôdô do mie, a to je taczé
zwariowóné, cyfrowé, ni mògã so z tim
pòradzëc…
I tak chòdząc za gąskami,
rzewnie sã rozpłakała,
mając twôrz zalóną łzami,
na swé gąsczi wòłała:
Hùla, hùla, gąsczi mòje,
hùla, hùla do domù,
pòwiedza jem żôle swòje,
nie pòwiédzta nikòmù.
Òdjimk z archiwùm aùtora
19
lëdze
Szkólny z Kaszëb
w Biôłogardze
W stëcznikù tegò rokù minãła trzëdzestô roczëzna smiercë Féliksa Lôsczi – zasłużonégò i përzna ju zabëtégò òrganizatora warkòwi szkòłowiznë na pôłniowëch „zemiach òdzwëskónëch”,
bëtnika kampanii séwnikòwi 1939 rokù, dzejôrza, nôleżnika chòjnicczégò partu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniégò. Jegò białka Sztefaniô towarzëła jemù w warkòwi robòce i dożëła
pózny staroscë, ùmarła w 2012 rokù. Òbòje czile lat robilë w Biôłogardze i dołożëlë sã do rozwiju
szkòłowiznë w tim miesce, òsoblëwie w latach piãcdzesątëch ùszłégò wiekù.
Kazimierz Jaruszewski
Przësygelë so w Brusach
Féliks Lôska (Laska) ùrodzył sã w 1911
rokù w Cësewiu k. Kôrsëna w kaszëbsczi
familii Damiana i Joanë z domù Cieślińsczi. Czedë knôp miôł trzë lata, wëbuchła
I swiatowô wòjna, chtërna wzãła mù
òjca. Damión Lôska zdżinął w 1915 rokù,
czej służił w prësczi armii. Félk dobrze
sã ùcził, béł robòcy i pòsłëszny. Mëmka
Joana radzëła mù, żebë òstôł szkólnym.
W 1932 rokù bëniel skùńcził Seminarium dlô Szkólnëch w Tuchòlë, a pòtemù
przeszedł roczny kùrs wòjskòwi w szkòle
pòdchòrążëch w Grëdządzu. Robòtã
pedagògiczną rozpòczął jakò szkólny
kòntraktowi w Chòjnicach (czerownikã
pòwszechny szkòłë béł wtenczas Stanisłôw Paprocczi, a pózni Czesłôw
Wëcech). Pò trzech latach dostôł robòtã
szkólnégò w Zelony Chòcënie kòle Lëpińców na Gòchach, a w 1937 rokù przenieslë gò do Łãga.
Czedë robił w Zelony Chòcënie,
czãsto jezdzył kòłã do Kònarzënów.
Tam chòdzył za kùpiszã, tam téż pòznôł
przińdną białkã. Sztefaniô Napiontek
(ur. 1914 r.; pózni wastna Laskòwô)
pòchôdała z Chòjnic (mëmka i tata
mieszkalë kòl ùlëcë Strzelecczi), w 1933
rokù skùńczëła Seminarium dlô Szkólnëch w Bëdgòszczë, a trzë lata pózni òsta
sczerowónô do robòtë w kònarzińsczi
szkòle. Féliks i Sztefaniô Lôskòwie wzãlë
20
slub w kòscele pw. Wszësczich Swiãtëch
w Brusach w 1938 rokù. Jich ùkòchónô
córka Danuta przeżëła ledwò roczk,
ùmarła na szarlach.
W zélnikù 1939 rokù pòdpòrucznik
rezerwë Féliks Lôska òstôł zmò­bi­­li­zo­
wóny jakò dowódca plutonu w Batalionie
Òbronë Nôrodowi „Czersk”. Zadaniã batalionu bëła òbro­na rejonu Chòjnic na dzélu
midzë Charzëkòwama a Chòj­niczkama.
1 séwnika, w dzéń wëbùchù drëdżi swiatowi wòjnë, na tim terenie bëłë cãżczé
biôtczi, zdżinãło wiele żôłnérzów z batalionu, w chtërnym służił pòdpòrucznik
Lôska. Òn sóm przeżił biôtkòwé piekło
i do 5 séwnika 1939 rokù kòmańdérowôł
kóm­­pa­nią, co szła w czerënkù Wisłë.
W òkò­lim Grëdządza dostôł sã do nie­
wò­lë. Czas wòjnë przeżił w lagrach dlô
pòjmańców, m.in. w òflagù XG Itzehoe
(w Szle­zwi­kù-Hòl­sztënié) i òflagù VIB Doessel (w Wes­tfalii).
Pierszi wnożnicë warkòwi
szkòłowiznë
Pò zwòlnienim z pòjmańsczégò lagru zaczął òrganizowac pòlską szkòłã
w Hann-Münden krótkò Getindżi. Do ti
placówczi czerowóno dzôtczi (razã kòl
szterësta) z pòlsczich familii wëwiozłëch
na przëmùsowé robòtë do Niemców.
W łżëkwiace 1946 rokù Féliks Lôska òstôł
czerownikã repatriacyjnégò transpòrtu:
do Pòlsczi wrócëło z nim kòle tësąca
lëdzy, w tim dwasta dzecy. Wasta
Féliks przez całi czas czuwôł nad jich
bezpiekã. Pò tim jak wrócył z Niemców
na pòczątkù maja 1946 rokù, spòtkôł
sã z białką, chtërna od strëmiannika
przeszłégò rokù òrganizowała szkòłã
w Jarcewie (k. Chòjnic).
Féliks, pò krótczim òdpòczinkù,
wërësził do Człëchòwa, żebë tam, na
zemiach òdzwëskónëch, przëgòtowac
strukturë warkòwi szkòłowiznë. 22
zélnika 1946 rokù kùrator szkòłowégò
òkrãgù w Szczecënie ùpòważnił Féliksa
W ti ksążce (pòd red. Bògùsława Pòlaka) są krótëchné
wiadła ò historie warkòwi szkòłowiznë i ò zasłëgach
Féliksa i Sztefanie Lôsków.
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
lëdze
Lôskã do òrganizowaniégò Pùbliczny
Warkòwi Szkòłë Doksztôłcający
w Człëchòwie. Rozpòczãcé zajãców bëło
9 séwnika tegò rokù, a przëczińcama
ùtwòrzeniégò placówczi bëlë szkólny: Józef Szëmczôk, Józef Berent, Bernat Jeżewsczi i Kazmiérz Mróz. Pierszim direktorã
szkòłë òstôł Féliks Lôska, a czerownikã
warsztatów Kónstanti Wierzbicczi. Czãsc
mébli placówczi pòchôdała z lagru dlô
pòjmańców w miastkù Czôrné.
Òd 1947 rokù Féliks i Sztefaniô
Lôskòwie robilë ju razã w Człëchòwie,
baro aktiwno dzejalë téż na rzecz
spòłecznégò i kùlturalnégò rozwiju
tegò przëwróconégò òjczëznie gardu. W 1949 rokù pòwòłóny òstôł Centralny Ùrząd Warkòwi Szkòłowiznë,
chtëren pòłącził dzejania pòwiązóné
z twòrzenim nowëch jednostków
ksztôłcącëch przińdnëch techników i absolweńtów warkòwëch szkòłów. Zmianë
òrganizacyjné w szkòłowiznie òbjimnãłë
téż Westrzédné Pòmòrze. W 1950 rokù
Lôskòwie òstalë przeniosłi służbòwò
do Biôłogardu, gdze bëłë Pùblicznô
Strzédnô Warkòwô Szkòła i Państwòwé
Liceùm Mechaniczné. Direktor tëch
szkòłów Léón Rak, przińdnik warkòwi
szkòłowiznë na tim terenie, òstôł sczerowóny do robòtë w Słëpskù, a na jegò
plac szkòłowé wëszëznë pòwòłałë Féliksa Lôskã.
Wcyg są w pamiãcë
Féliks Lôska òstôł direktorã biôłogardzczi placówczi (złożony wtenczas ju
z trzech zakładów szkòłowëch), a jegò
białka Sztefaniô direktorką warkòwi
szkòłë, ùtwòrzony w 1951 rokù.
Czerownikã warsztatów i wëchòwawcą
w internace òstôł Kazmiérz Jón Jaruszewsczi z Tuchòlë (pózni wielelatny
direktor szkòłë w zakładze pòprawczim
w Chòjnicach). Féliks Lôska pòznôł
gò w Człëchòwie, dokądka trafił ten
„swiéżo ùpiekłi” absolweńt Liceùm
Pedagògicznégò w Tuchòlë. Kazmiérz
Jaruszewsczi tak wspòminô wëdarzenia sprzed 64 lat: Féliks Lôska, czedë pòstrzégł, że móm kwalifikacje, żebë
ùczëc w czerënkù drzewnym i do te móm
diplóm méstra, zabédowôł mie, żebësmë
razã przenieslë sã do Biôłogardu, gdze
òn miôł òstac direktorã szkòłë. Za zgòdą
szkòłowëch wëszëznów zaczął jem pierszą
robòtã pedagògiczną w nym miesce. Mòją
POMERANIA GÒDNIK 2014
pòdwëższą bëła wastna Sztefaniô Lôskòwô,
òsoba baro kònkretnô i rësznô. Wastã Féliksa wspòminóm jakò dobrégò òrganizatora
i żëczlëwégò człowieka. Ùcził sã przed
wòjną w Tuchòlë i znôł wiele òsób, chtërne
jô téż pamiãtóm. Roczné bëcé w Biôłogardze wspòminóm baro dobrze, pózni dostôł
jem nôkôz robòtë do Kòszalëna, a pòtemù
do Słôwna.
Lôskòwie mieszkelë w Biôłogardze krótkò szkòłë. Robòta z młodzëzną
bëła jich pòwòłanim. Òbòje bëlë bëlnyma pedagògama, chtërny łączëlë pózni zajãca w szkòle z wëpełniwanim
òbòwiązków wizytatorów w Òkrãgòwi
Direkcji Warkòwi Szkòłowiznë w Kò­
szalënie. Dzãka dbałoscë direkcji i grona
pedagògicznégò, biôłogardzkô placówka
dinamiczno sã rozwijała, wprowadzono
nowé specjalizacje, m.in.: radiotechnikã
i telewizjã, elektronikã czë miernictwò
elektriczné. Ùczniów bëło corôz wiãcy,
w rokù szkòłowim 1964/1965 ksztôłcëło sã jich jaż 1742 (rekòrdowô lëczba w dzejach szkòłë). Wëżëna szkòłë
zbùdowónô przez direktorów F. Lôskã
i, pózni, Jarosława Diberã wcyg przënosziwô w òkòlim snôżé brzadë; òd 2003
rokù placówka fónkcjonëje pòd pòzwą
Zespół Strzédnëch Szkòłów i mô dobré
wëniczi.
Charzikòwskô ùlëca Fiołków
Lôskòwie, czej bëlë wiele lat direktorama òswiatowëch institucji, dbelë
ò wespółrobòtã z lëdzama kùlturë (wiele
gòscënów, m.jin. aktorów z Warszawë
w Biôłogardze), spòrtu, ale téż z wòjskã.
Òficerã, ùszłim profesorã Wòjskòwi Techniczny Akademii je (za swòjégò wzãti)
syn Lôsków. Czej skùńczëlë warkòwą
robòtã na Wëstrzédnym Pòmòrzu,
Lôskòwie wrócëlë do Chòjnic. Niedługò
pòtemù, w 1973 rokù, zamieszkalë przë
ùlëcë Fiołków w Charzëkòwach. 28
zélnika 1939 rokù, przë rozstanim, żeniałi przërzeklë so, że spòtkają sã henë
w tim pòdchòjnicczim, malownym
môlu. W Charzëkòwach wastna Sztefaniô wcyg bëła baro aktiwnô w żëcym
spòłecznym i kùlturalnym, m.jin.
w Klubie Seniora. A ji chłop Féliks, jak
òpòwiôdała 1 lëpińca 2011 rokù, angażowôł sã w robòtã szkólnëch emeritów
przë Związkù Szkòlnictwa Pòlsczégò,
baro lubił téż sadac w céni lëpë przë
chëczë i spisywôł wspòmnienia.
Féliks Lôska ùmarł, czej miôł 72 lata,
14 stëcznika 1984 rokù w Charzëkòwach
i tam leżi na smãtôrzu. Sztefaniô Lôska
żëła 98 lat. To bëło dopiérkù, czej më
jã pòżegnalë, ju baro schòrowóną
i òd czile lat leżącą w łóżkù. Spią razã
z ùkòchónym chłopã w jedny mògile.
Wôrt wspòmnąc zasłudżi òbòje
szkólnëch, chtërny wëszlë z kaszëbsczich
familii, i przeszło dwadzesce lat òddelë
warkòwi szkòłowiznie na Westrzédnym
Pòmòrzu.
Tłómaczëła Dorota Wilczewskô
òdj. K. Jaruszewsczi
21
Z POŁUDNIA
Jarmarczne reklamy
KAZIMIERZ OSTROWSKI
W czasach PRL-owskich nasze miasta pełne były natrętnej buńczucznych i ogłupiających sloganów pojawiły się inne
propagandy. Mam kilka zdjęć z Chojnic z ulicznymi hasła- tablice i płachty, nazywane dziś modnie – banery, słowem
wszelkiego typu reklamy.
mi, oto niektóre z nich: „Imię
Najpierw z pewną taką niei dzieło Lenina będą żyć wieczWielkoformatowa oferta prywatnej śmiałością, jakby z niedowienie”, „Umacniajmy władzę lukliniki
sąsiaduje z artystyczną wizją rzaniem, że już wolno, potem
dową – podstawową zdobycz
naszego narodu”, „Uchwały
wyrobów masarskich, a reklama coraz gęstsze i coraz większe,
V Zjazdu PZPR programem
lokalnej drukarni idzie o lepsze wielkie i coraz bardziej pstrokate. Prawdziwe transparenty
poprawy warunków bytu luz zachętą gabinetu odnowy kapitalizmu.
dzi pracy i rozwoju Polski”.
biologicznej. Kakofonia kolorów,
No cóż, reklama dźwiTo ostatnie znajdowało się
w zakładowym ośrodku wykształtów i treści, a im więcej gnią handlu. To przykazanie
poczynkowym w Charzykoi chaotyczniej, tym bardziej obojętnie wpajano dawniej młodzieży
przygotowującej się do kuwach, widocznie ludzie nawet
przemyka po nich wzrok.
pieckiego zawodu, myślę, że
na plaży mieli pamiętać, kto
i teraz nie jest obce uczniom
się o nich troszczy.
W moim mieście, tak jak w całej Polsce, dużo się zmie- techników i zawodówek. Nie wiem jednak, czy we współczeniło w minionych dwudziestu pięciu latach. Socjalistyczne snych szkołach wykładają sztukę reklamy. Miałem niegdyś
hasła nie tylko znikły, lecz zostały dawno zapomniane. Ale w ręku uczniowskie zeszyty z przedwojennego gimnazjum
jak wiadomo, natura nie znosi próżni. W miejsce tamtych kupieckiego, te do przedmiotu „reklama” naprawdę robiły
Jôrmarkòwé rozgłosë
W czasach PRL-owsczich naje miasta fùl bëłë ùprzikrzony
propagandë. Móm jô czile òdjimków Chòjniców z zéwiszczama z ùliców, hewò pôrã z nich: „Imię i dzieło Lenina będą
żyć wiecznie”, „Umacniajmy władzę ludową – podstawową
zdobycz naszego narodu”, „Uchwały V Zjazdu PZPR programem poprawy warunków bytu ludzi pracy i rozwoju Polski”. To slédné bëło w zakładnym centrum wëpòczinkòwim
w Charzëkòwach, widoczno lëdze nawetka na plażë ni mòglë
miec zabëté ò tim, chto ò nich dbô.
W mòjim miesce, tak jak w całi Pòlsce, wiele sã zmieniło
w ùszłëch dwadzesce piãc latach. Socjalisticzné hasła nié le
zdżinãłë, ale i òstałë dôwno zabëté. Le jak je wiedzec, nôtëra
nie lëdô pùstoscë. W môl taczich zadzérnëch i ògłëpiałëch
sloganów pòkazałë sã jinszé tôblëce i płachtë, chtërne dzysô módno nazéwô sã – banerë, jednym słowã wszëlejaczégò
22
zortu rozgłosë, reklamë. Nôprzód z niesmiałoscą, jakbë z niedowierzanim, że ju je mòżna, pò tim corôz gãstszé, wiôldżé
i corôz barżi bestré. Prôwdzëwé transpareńtë kapitalizmù.
Cëż mòżna bë rzec? – „reklama dźwignią handlu”.
To przëkôzanié dôwni mielë wmówioné młodzëznie
przërëchtowùjący sã do kùpiecczégò fachù, mëszlã, że i terô
nie je cëzé ùcznióm technicznëch i zawòdowëch szkòłów.
Nie wiém równak, czë w dzysôdniowëch szkòłach ùczą
reklamòwégò kùńsztu. Miôł jem czëdes w rãce ùczniowsczi
zesziwk z przedwòjnowégò gimnazjum kùpiecczégò, ë béł jô
pòd prôwdzëwim doznanim tëch òd reklamë! Bëłobë piãkno,
cobë terô wëtwórcë rozgłosowëch tôblëców ë szildów pòznalë
sã z elementarnyma prawidłama esteticzi i òprzestalë zasmiecac òglową rëmnotã jazgòtlëwima brzôdama swégò
taleńtu ë fantazji.
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
Z PÔŁNIA
wrażenie! Byłoby dobrze, aby także dzisiejsi wytwórcy reklamowych tablic i szyldów zapoznali się z elementarnymi
zasadami estetyki i przestali zaśmiecać przestrzeń publiczną
krzykliwymi owocami swego talentu i fantazji.
Inna rzecz, że panuje w tych sprawach zupełna samowola, nikt nie opiniuje ani estetycznej wartości reklam, ani miejsca ich umieszczania. Każdemu wolno je stawiać i wieszać
wszędzie, w dowolnej formie i nieograniczonej ilości. Wielkoformatowa oferta prywatnej kliniki sąsiaduje z artystyczną wizją wyrobów masarskich, a reklama lokalnej drukarni
idzie o lepsze z zachętą gabinetu odnowy biologicznej.
Kakofonia kolorów, kształtów i treści, a im więcej i chaotyczniej, tym bardziej obojętnie przemyka po nich wzrok.
Tak jak bzdurne hasła o zdobyczach socjalizmu nie przekonywały ludzi, lecz denerwowały, tak i nadmiar reklam daje
skutek odwrotny od oczekiwanego.
To wszystko, co obserwuję w moim otoczeniu, widać
w większości naszych miast i miasteczek, bo tylko nieliczni
włodarze są wrażliwi na ład w przestrzeni. Rozeszła się niedawno wiadomość, że miarka przebrała się w Krakowie; władze tego miasta wypowiedziały wojnę byle jakim szyldom i reklamom, przede wszystkim w obrębie zabytkowego centrum.
Śladem królewskiego Krakowa idzie Gdańsk i to bardzo cieszy.
Gdyby tak jeszcze ktoś zapanował nad reklamowym chaosem
i brzydotą w naszych kaszubskich miasteczkach i wioskach...
Dość jednak narzekania. Skoro mowa o urządzaniu przestrzeni, w której żyjemy na co dzień, to chyba nikt nie zaprzeczy, że nastąpiły tu wielkie zmiany na lepsze. Jeszcze kilkanaście lat wstecz z zazdrością patrzyliśmy na uporządkowane
Jinaczi sã rzecz mô, jeżlë jidze ò to, że panëje w tëch
sprawach dëcht rozwòlnosc, nicht nie òpiniëje ani esteticzny wôrtoscë reklamë, ani môla, w jaczim je. Kòżdémù
wòlno je stawiac ë wieszac dëcht wszëtkò, dëcht wszãdze
w nieòbjimnëch jiloscach. Wiôlgòfòrmatowô òferta priwatny
kliniczi sąsadëje z artisticznym widzenim wërobów masarsczich, a reklama lokalny drëkarni jidze ò lepszé z zachãtą
gabinetu biologiczny òdnowë.
Kakòfòniô farwów, ksztôłtów ë trescë, a czim wicy je
tegò niepòrządkù, tim równo na wszëtkò przechôdô pò nich
zdrok. Tak jak idioticzné hasła ò zdobëczach socjalizmù nie
przëkònałë lëdzy, le miałë jich rozdrażnioné, tak i zbiwnota
reklamów dôwô czësto òpaczny skùtk òd spòdzałégò.
To wszëtkò, co jô móm widzóné wkół se, òbaczëc mòżna
w wikszoscë najich miastów i miasteczków, bò le niechtërny
włodôrze są ùwôżny na pòrządk wkół se. Dało sã czëc dëcht
niedôwno, że to wszëtkò je ju za dalek zaszłé w Krakòwie.
Wëszëznë tegò môla wëdałë wòjnã bële jaczim szildóm
i reklamóm, przede wszëtczim w bliskòscë zabëtkòwégò
centrum. Szlachã królewsczégò Krakòwa jidze terô Gduńsk
i to baro mie sã widzy. Jeżlë tak jesz chtos jinszi miôłbë mòc
POMERANIA GÒDNIK 2014
w każdym calu wioski w zachodnich krajach, na pobocza
dróg wykoszone jak angielski trawnik, na białe krawężniki
w austriackich miasteczkach i ukwiecone balkony bawarskich domów. Tam było ładnie, u nas niekoniecznie. Nie
wiem, czy to wpływ zachodnich wzorców, czy mentalnej
ewolucji naszego społeczeństwa, lecz dziś widać, jak wypiękniały liczne miejscowości na Kaszubach i Kociewiu. Mieszkamy w ładniejszych domach (a wciąż rosną nowe), wokół
nich zieleń i drzewa, choć warto zapytać, czemu egzotyczne
iglaki prawie zupełnie wyparły nasze rodzime jaśminy, kaliny i lipy? Coraz rzadszy jest widok walącej się szopy i sterty
obornika na podwórzu przy głównej wiejskiej ulicy. Tylko te
reklamy – co jedna, to większa!
R E K L A M A
UCZ SIĘ ONLINE
www.skarbnicakaszubska.pl
zapanowac nad niepòrządkã i brzëdotą w najich kaszëbsczich
miasteczkach i wsach...
Dosc równak jisceniô sã. Żelë jidze ò òrganizacjã przestrzeni, w chtërny żëjemë na co dzéń, to wierã nicht ni mòże
zaprzeczëc, że nastałë tuwò wiôldżé zmianë na lepszé. Jesz
pôrãnôsce lat temù z zôzdroscą zdrzelë jesmë na ùłożné
w kòżdim côlu wiosczi w zôchòdnëch krajach, na pòbòcza
dargów wekòszoné jak angelskô pażëca, na biôłé nórtowniczi
w aùstriacczich miasteczkach i ùstrojoné kwiatama balkonë
bawarsczich chëczów. Tam bëło snôżo, ù naju niekònieczno.
Nie wiém, czë to nacësk spòlëznë, le dzys móm widzóné, jak
wëpiãkniało wiele môlów na Kaszëbach i Kòcewiô. Mieszkómë w szëkòwnëch bùdinkach (a wcyg roscą nowé), wkół nich
je zelono i są drzewa, chòc wôrt je zapëtac, czemù egzoticzné
jiglënowé drzéwiãta i krzôczi dëcht wëparłë naje jasminë,
kalënë ë lëpë? Corôz mni mòżna òbôczëc walącé sã szopë
i kùpice gnoju na pòdwórzim przë główny wiejsczi ùlicë. Le
te reklamë – co jedna, to wiãkszô!
Tłómaczëła Ana Różk (z d. Bartkòwskô)
23
GAWĘDY O LUDZIACH I KSIĄŻKACH
Świat woli być oszukiwany...
STANISŁAW SALMONOWICZ
Jeżeli żyjemy w spokoju, a nawet w nieco
nudnym samozadowoleniu, to nie lubimy, gdy ktoś chce nas z miłej drzemki
brutalnie budzić.
Już mistrz greckich tragedii Sofokles
(V wiek p.n.e.) ostrzegał, że „nikt nie lubi
zwiastuna złych nowin”. Wiadomości,
które są nam przykre czy niewygodne,
staramy się po prostu ignorować, nie
przyjmujemy ich do wiadomości, a autora takich nowin, w ten czy inny sposób,
będziemy dezawuować, dowodzić, że
nie ma racji, że jest źle poinformowany,
że przesadza, a może jest na czyimś (zawsze obcym!) żołdzie? Stąd już w starożytnym Rzymie powstała, nieznanego
autora, pesymistyczna paremia, która
po łacinie brzmi tak: „Mundus vult decipi, ergo decipiatur!”, co w przekładzie
polskim brzmi tak: Świat chce być oszukiwany, więc go oszukujmy!
Ukazała się książka głośnego przed
wojną dziennikarza i pisarza arcykrakowskiego, Zygmunta Nowakowskiego,
zawierająca jego reportaże z Niemiec
w pierwszych miesiącach rządów Adolfa Hitlera. Nim jednak parę słów o tej
książce, chciałbym wskazać na kilku
przykładach, że problem niechęci takich
czy innych kół wpływowych do przyjmowania do wiadomości informacji
złowrogich, wymagających od nich jakichś trudnych decyzji, jest problemem
odwiecznym. Przykład pierwszy to
24
właśnie ustosunkowanie się do narodowego socjalizmu, do jego ideologii, do
postaci Hitlera. Można było czytać bez
trudu jego dzieło Mein Kampf, a przecież
jasno w nim wyłożył gros koncepcji,
które zbrodniczo będzie realizować III
Rzesza Niemiecka. Czytano i zwracano
głównie uwagę na mierny styl autora,
banalne analizy. Hitler przecież głosił
bez osłonek, że Niemcom potrzebne są
rządy twarde, realizujące program nacjonalizmu niemieckiego, eliminujące Żydów z życia Niemiec, pogardzające także Słowianami, demokracją, religiami,
a obiecywał odrzucenie przez Niemcy
skutków traktatu wersalskiego i marsz
Niemiec ku potędze w Europie. Za tymi
słowami szły pierwsze czyny – naprzód
liczne akty gwałtów już w okresie przed
formalnym objęciem władzy w Niemczech przez Hilera, kolejne łamanie
takich czy innych obietnic oraz nadal
obowiązującego prawa, aż po pierwsze
działania totalitarnego państwa, budowanego na eliminacji zasad praworządności, likwidacji wszelkich form opozycji, oraz pierwsze, także już prawne akty
skierowane przeciw licznej populacji
Żydów niemieckich. O owych planach
i działaniach pisano, co za chwilę przypomnę, ale nie wywarły owe ostrzeżenia jakiegokolwiek wpływu na politykę
głównych mocarstw europejskich wobec
Niemiec w latach 1933–1938. Zakończyło to haniebne porozumienie z Hitlerem
w Monachium w 1938 r. Liczono na
to, że „kanclerz” Hitler nie będzie tak
agresywny, jak szef partii z prowincjonalnego Monachium, chciano wierzyć
tylko w to, co było zachętą do niepodejmowania żadnych decyzji. Warto też dodać podobny przykład: w czasie II wojny
światowej mocarstwa zachodnie na czele ze Stanami Zjednoczonymi, kierując
się krótkowzroczną polityką, zamykały
oczy na rzeczywistość sowiecką, przecież dobrze rozpoznaną, na realny obraz
polityki zagranicznej Stalina. Potrafiono,
bez żadnego właściwie żalu, oddać Stalinowi całą niemal Europę środkowo-wschodnią, a nie brakło przecież w tym
czasie ostrzeżeń poważnych, nie tylko ze
strony polskiej, przed polityką ustępstw
wobec Stalina. Na próżno. Dziś kiedy mogliśmy obserwować niejasną, chaotyczną, zawsze spóźnioną reakcję świata zachodniego wobec spraw Ukrainy, znów
widzimy ten sam mechanizm zamykania oczu na rzeczywistość, wybierania
rozwiązań połowicznych, możliwie nic
nie kosztujących.
Zygmunt Nowakowski przebywał
w Niemczech pod rządami Hitlera tylko kilka tygodni w marcu 1933 r. Hitler
był wówczas dopiero we wstępnym
stadium konsolidowania swej władzy
totalitarnej. Dla bystrego obserwatora,
dobrze znającego zarówno niemieckie
stosunki, niemiecką historię, niemiecką mentalność, rządową propagandę,
jak i wypowiedzi opozycjonistów, obraz rzeczywistości był podatny na rozszyfrowanie dramatu Niemiec, który
miał się stać dramatem Europy. Takim
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
gawędy o ludziach i książkach
bystrym obserwatorem okazał się niewątpliwie Nowakowski, który dostrzegał to wszystko, co narodowy socjalizm
już wprowadzał w życie – etapami – na
ulicach niemieckich miast. Zygmunt Nowakowski opisuje z nerwem rasowego
reportera, dla którego poszczególne sceny czy sytuacje stają się uchwytnymi
symbolami większej całości, symbolami
przemian rzeczywistości niemieckiej,
owe „Fakelzugi”, pochody z pochodniami co wieczór, a w istocie marsze bojowe
SA i SS, owe, początkowo jakby jeszcze
marginesowe, spontaniczne, napady,
gwałty, rabunki czy niszczenie mienia
żydowskiego. Do tego w różnych sytuacjach groźne postawy tłumu, raczej
motłochu, gromadzonego przez narodowych socjalistów w ciągłym dążeniu do
opanowania propagandowego, ujednolicenia w ten sposób reakcji niemieckiego
społeczeństwa i to, jeżeli nie pozytywną
propagandą, to rosnącym, pozornie jeszcze dość łagodnym (!), ale widocznym
i efektywnym terrorem ulicy, miejsca
pracy, kina czy restauracji, życia politycznego. Nowakowski, choć jak sam podkreśla, nigdy filosemitą nie był, jednak
ukazał rzetelnie i z ponurymi perspektywami obraz rysującej się już od pierwszych dni rządów Hitlera zagłady ludności żydowskiej w Niemczech. Widział
w pełni rolę propagandową i praktyczną
(także ekonomiczną) sprawy walki z Żydami w ideologii III Rzeszy i rozmiary
dyskryminacji, szerzonej pogardy, gwałtów wobec Żydów, choć jeszcze ówcześnie, siłą rzeczy nie wyobrażał sobie, by
posunęła się ostatecznie III Rzesza do
akcji globalnej fizycznej eksterminacji tej
ludności. Mniej jasne były dlań plany Hitlera co do zagranicy, ale to zrozumiałe,
Hitler na razie bowiem „porządkował”
sprawy niemieckie i starał się chwilowo
wobec Europy głosić pokojowe tendencje. Trudno zacytować wiele spostrzeżeń
Nowakowskiego, jego głębokich obserwacji. W marcu 1933 r., kiedy system
niemieckich obozów koncentracyjnych
był dopiero w zarodku, o najstarszym
z nich, w Dachau, napisał tak: „pierwszy
obóz dla więźniów politycznych obliczono od razu na 5000 lokatorów. Oczywiście to tylko prowizorium. W projekcie
jest budowa olbrzymiej centrali o rozmiarach całych Niemiec” (s. 138). Ukazując budowę nowego systemu rządów
POMERANIA GÒDNIK 2014
w Niemczech, wskazywał także na słabość społeczeństwa niemieckiego, które
z entuzjazmem bądź z bojaźni, ale bez
oporu, przyjmowało wszelkie zadziwiające decyzje i praktyki. Zauważył również, że niektórzy bystrzy polscy dyplomaci w Niemczech już wówczas widzieli
analogie między rządami III Rzeszy a Rosją sowiecką, choć nie używali terminu
„dwa państwa totalitarne”, ale to w istocie mieli na myśli. O samym Hitlerze Nowakowski napisał wiele interesujących
uwag. Charyzma Hitlera i jego umiejętność panowania nad tłumami siłą słowa
zostały ukazane. W przeciwieństwie do
wielu ówczesnych obserwatorów, którzy
nieraz lekceważyli czy nawet ośmieszali
osobowość Hitlera, Nowakowski widział
w nim groźnego czarodzieja, swego rodzaju szczurołapa niemieckiego, za którym idzie ślepo, w rytm fanfar i bębnów,
cały naród niemiecki. Na s. 105 jednoznacznie podsumował swoje wrażenia: „Jeżeli idzie o przywiezienie rzeczy
wesołych, to podróż moja skończyła się
kompletnym fiaskiem”.
Wbrew pozorom nie brakowało
w Polsce i innych wypowiedzi pełnych
ostrzeżeń. Antoni Sobański, wnikliwy
dyplomata, napisał wiele cennych uwag
(jego książkę wznowił także Tomasz Szarota: A. Sobański, Cywil w Berlinie, Warszawa 2006). Mógłbym tu także przypomnieć innego dziennikarza polskiego,
A. Malatyńskiego (autora publikacji pt.
Niemcy pod znakiem Hitlera, Warszawa
1933), który wyrażał pogląd, że Niemcy
znów zaskoczą Europę.
W Polsce jednak, może pod wpływem zawarcia paktu o nieagresji
z Niemcami, opinia publiczna raczej
odzwierciedlała pozorną poprawę stosunków polsko-niemieckich w latach
1934–1937. Nie inaczej było w bogatych
krajach zachodnich, które także skłonne były wszelkie ostrzeżenia przemilczać, dyskredytować. Nie brakowało
jednak poważnych ostrzeżeń. Dziennikarz amerykański, działający przez lata
w Berlinie, Edgar R. Mowrer, w 1933 r.
opublikował książkę, którą można określić jako znakomite dopełnienie reportaży Nowakowskiego. Przełożona została
na język polski już w 1934 r. pt. Niemcy
cofają wskazówki zegara. Niezwykłe były
perypetie niemieckiego lewicowego
dziennikarza, który od lat specjalizował
się w atakowaniu niemieckich tradycji
militarnych i demaskował naruszanie
klauzuli demilitaryzacyjnych narzuconych Niemcom przez traktat wersalski.
Berthold Jacob, po ucieczce z Niemiec,
napisał w końcu 1936 r. książkę o niemieckich planach i przygotowaniach
do ekspansji w Europie. Ukazała się
w Polsce już w 1937 r. pt. Nowa armia
niemiecka i jej wodzowie. Informacje tajne
Jacoba były bardzo precyzyjne, wywołały w Berlinie wściekłość, więc zuchwale
porwano go w Szwajcarii i wywieziono
do Niemiec. Rozgłos jednak tej operacji
w skali światowej, a zwłaszcza ostra interwencja rządu szwajcarskiego spowodowały jedyny właściwie taki przykład
w polityce III Rzeszy: Jacoba uwolniono,
mgliście rzecz całą tłumacząc...
Dwóch innych wybitnych Niemców
ostrzegało Europę. Jednym był głośny
liberalny pedagog, Fryderyk Wilhelm
Foerster, drugim konserwatywno-nacjonalistyczny polityk niemiecki, ale
i gdańszczanin, Hermann Rauschning,
który walcząc o swobody Gdańska, daleki jednak okazał się od idei wywołania nowej wojny w Europie. Zrywając
z Hitlerem, który miał do niego zaufanie,
ogłosił kilka publikacji demaskujących
ideologię i plany agresywne narodowego socjalizmu. W Polsce drugie, rozszerzone wydanie jego książki pt. Rewolucja
nihilizmu, ukazało się jednak już tylko na
kilka miesięcy przed wrześniem 1939 r.
Natomiast Foerster, niemiecki liberał
i demokrata, był „od zawsze” wrogiem
niemieckiego nacjonalizmu i militaryzmu. Jego książka po niemiecku ukazała
się w szwajcarskiej Lucernie w 1937 r.,
a niepełny polski przekład tego dzieła
pt. Niemcy a Europa ukazał się w 1939 r.
Foerster przeprowadził w swej książce
generalny rozrachunek z historią Niemiec, której wedle niego ponurym ukoronowaniem będzie III Rzesza Hitlera.
Napisana z ogromną pasją moralną (do
dziś w Niemczech raczej przemilczana)
książka Foerstera, podobnie jak i inne
wspomniane publikacje, nie wywarła
wpływu na polityków, była w tym sensie daremną...
Z. Nowakowski, Za zamkniętymi drzwiami. Reportaże z Niemiec 1933, podał do druku, przedmową i przypisami opatrzył Tomasz Szarota,
Bellona, Warszawa 2014.
25
gòspòdarka
Kòléj nié leno na latawiskò
W slédnëch tidzeniach głosno sã zrobiło ò Pòmòrsczi Metropòlitalny Banie. Tim razã rozgłos
miôł przirodã we wiôldżi mierze negatiwną. Inwesticjô realizowónô przez samòrządzënã
pòmòrsczégò wòjewództwa stała sã témą m.jin. samòrządzënowi welowny kampanii. Wedle
pòzdrzatkù niechtërnëch pòlitików inwesticjô ta je niedoprôcowónô, pòjawiłë sã nawetka głosë, że nowô banowô liniô nie mdze przënôleżno służëc pasażéróm. Wskôzywelë téż zanadto
môłą przewidiwóną czãstotlëwòsc jeżdżeniô cugów, niesygającą wielënã przejazdów w stronã
Gdini, a nawetka béł przékòwóny cwëk sami bùdacji, tec z centrum Gduńska do latawiska
w Rãbiechòwie chùtczi mòże dojachac aùtołã.
Sławomir Lewandowski
Szlachã dôwny
kòkòszkòwsczi kòlejë
Czedë 28 lëpińca 1909 rokù prësczi
parlament ùchwôlił ùstôw ò wë­bù­
do­w anim wnetka 20-kilométrowi
banowi linii z Gduńska Wrzészcza
do Stôri Piłë przez Brãtowò, Kôłpink,
Kòkòszczi i Lezno – linii, chtërna dała
pòdskôcënk terôczasnym projektantóm
i bëła przëczinkã do bùdowë Pòmòrsczi
Metropòlitalny Banë – bôczënk béł
dôwóny przede wszëtczim na to, cobë
skòmùnikòwac Gduńsk z òkòlnyma
môlëznama. Pierszé banë z Gduńska
do Kartuz przez Stôrą Piłã pòjachałë
1 maja 1914 rokù. Tur szedł z Wrzészcza dargòwiszczama i wiaduktama nad
dzysdniowima szaséjama Grunwaldzką, Wita Stwòsza, Pòlanczi, Słowacczégò
i przez Dólné Migòwò, biegnącë dali
w stronã Kôłpinka i Kòkòszków. Sztreczi przebiégałë przez mòrenowé grzëpë,
na niechtërnëch òdcynkach cudżi
pòkònywałë rozjinaczenié wznieseniów
wikszé nawetka jak 100 métrów – to są
paramétrë tipiczné dlô pòdgórsczi banë.
Ò wiédzë i doprzińdzeniach nenczasnëch inżiniérów, òkróm zuchterno wëticzony trasë, swiôdczi téż wëbùdowónô
kòlejowô infrastruktura. Wiaduktë, po
jaczich jezdzëłë banë, mògłë zadzëwic
swòją snôżotą i fùnkcjonalnoscą. Trud
26
Perón Pòmòrsczi Metropòlitalny Banë we Wrzészczu
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
gòspòdarka
i stara inżiniérów a bùdowników sprzed
100 lat miałë na célu rozwij kòlejë
i miałë ùletczëc pasażérną kòmùnikacjã
pòmidzë Gduńskã a pòòstałima òbé­ńda­
ma Kaszub.
Tim samim célã czerëją sã téż
dzysdniowi bùdownicë Pòmòrsczi
Metropòlitalny Banë, chtërna dzélowò
jidze szlachã dôwny kòkòszkòwsczi
kòlejë. Tec przédnym założenim je
bùdacjô nowégò banowégò kòrëtarza
z Gduńska do Kartuz i Koscérznë i dali
– z Kòscérznë do Lëpùsza i Bëtowa.
Téż z nëch przëczënów czile lat przódë
zaczãlë rewitalizacjã dôwny wãglowi
magistralë – linii numer 201. Dzãka
temù cudżi mògą dzys pòrëszac sã
tam chùtczi i bezpieczni. Rewitalizacjô
przewidiwała téż zmòdernizowanié
banowiszczów i – wedle mòżebnoscë
– pòòstałi banofòwi infrastrukturë. Banowi kòrëtôrz
Jô nadczidnął, że liniô Pòmòrsczi Me­
tropòlitalny Banë przebiégô dzélowò po
òdcynkù sztreczi wëbùdowóny w 1914
rokù linii Gduńsk Wrzészcz – Stôrô Piła.
Dzélowò, bò rozsądzającë ò realizacji ny
inwesticji, ùdbelë so miec na bôczënkù
jawerné brëkùnczi dzysdniowi aglomeracji, a wic chùtczé i bezkòlizyjné
połączenié Lotniczégò Pòrtu m. Lecha
Wałãsë z centrum Gduńska. Tak tej zamiast òdbùdowac całi szlach do Stôri
Piłë, za banowiszczã Kôłpink wëticzonô òsta nowô trasa biegnącô przez
Matarniã i Firogã w stronã gduńsczégò
latawiska i dopiérze za lotniczim pòrtã
sztreczi rozgajdają sã kù dzysdniowi linii numer 201 do Koscérznë i do Gdini.
Na nen ôrt ùdało sã stwòrzëc banowi
kòrëtôrz, parłãczącë pò drodze czile
wcyg rozwijającëch sã dzélniców Gduńska i latawiskò w Rãbiechòwie, jaczé
wierã òdprawi latos rekòrdné 3 miliónë
pasażérów. Epòkòwô inwesticjô
Wëkònónô je ju wicy jak pòłowa ro­
bòtów przë bùdacji Pòmòrsczi Me­
tropòlitalny Banë. Fertich je wikszosc
wiaduktów, ùkłôdóné są sztreczi, bù­
dowóné są charakteristiczné czerwioné
pòżdówkòwé wiatë. Na niechtërnëch
òdcynkach mòże nawetka òbaczëc na
sztrekach techniczné cudżi, jaczé bierzą
ùdzél w sztrekòwëch robòtach.
POMERANIA GÒDNIK 2014
Robòtë w Pieckach-Migòwie
W rujanie dwasztrekòwô liniô Pò­
mòrsczi Metropòlitalny Banë z Wrzész­
cza do Òsowi dostała òficjalny numer
– 248, a łącznica pòmidzë liniama nu­
mer 248 i numer 201 (Gdiniô – Kòs­cé­­
rzna), zagwësniwającô wëjôzd z cze­rë­n­
kù Gduńska w stronã Kòscérznë, dostała
numer 253. Ùmëslony czas òddaniô
linii do ùżëtkù to 1 séwnika 2015 ro­
kù. Czë negò dnia rëch na nowi kò­
lejowi linii Pòmòrzô rëszi rãdo? Drãgò
to równoznaczënkòwò scwierdzëc,
bò ta 20-kilométrowô trasa je wpar­
łãczonô w nadczidłą liniã numer 201,
a téż dalekbieżną liniã E 65 rzeszącą m.jin. Gduńsk z Gdinią. Wëmôgô
to przënôleżnëc h dogôdën ków
z Pòl­sczima Państwòwima Kòlejama,
mającëch na célu wzôjné ùzgòdnienié
rëchù banów. Z ny przëczënë pierszé
tidzenie, a mòże nawetka miesące
mdą mijałë w leżnoscach dopasowiwaniô sã, przede wszëtczim w zasygù
czãstotlëwòscë kùrsowaniô cugów
Pòmòrsczi Metropòlitalny Banë. Wôżnym rësznikã w ùłożenim slédnégò ju
rozłożënkù jazdë mdze téż zajinteresowanié nią ze stronë pasażérów i ji
skòmùnikòwanié z jinymi strzódkama
gardowégò transpòrtu.
Niezanôleżno òd jaczich le jiwrów,
bùdacjô Pòmòrsczi Metropòlitalny
Banë to epòkòwô inwesticjô, na mia­
rã bùdowë Chùtczi Gardowi Banë
w la­tach 50. XX stalatégò. Wnenczas
téż béł przékòwóny cwëk bùdowaniô
kòlejowégò sparłãczeniô pòmidzë
Gduńskã a Gdinią. Dzysdnia nicht nie
wëòbrôżô so Trójgardu bez Chùtczi
Gardowi Banë. Za czile, czilenôsce
lat w juwerny spòsób mdzemë gadac
ò Pòmòrsczi Metropòlitalny Banie. Tłómaczëła Hana Makùrôt
Òdjimczi S. Lewandowsczi
27
zéńdzenia dlô piszącëch pò kaszëbskù
Piselë i rozprôwielë
W dniach 25 i 26 rujana latoségò rokù w Tëchómiu kòl Bëtowa òdbëłë sã warkòwnie dlô piszącëch pò kaszëbskù. To ju szósti rôz na
rôczbã najégò miesãcznika i Òglowégò Zarządu Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô òdpòwiedzelë ti, co chcą pòznawac krëjamnotë
kaszëbiznë i warkù gazétnika.
Na zôczątkù zéńdzeniô w tëchómsczim Centrum Midzënôrodnëch Pòtkaniów ùczãstnicë pòtkelë sã z Kazmierzã Òstrowsczim – wielelatnym gazétnikã, pùblicystą, regionalnym dzejôrzã sparłãczonym òsoblëwie z Chònicama.
Pózni bëtnicë jachelë pòzebrac materiałë i przërëchtowac sã do napisaniô krótczégò repòrtażu. Westrzód témów, jaczé mielë dlô nich
przëszëkòwóné òrganizatorzë, bëło m.jin. dzejanié Klémãsa Lemana z Piôszna, chtëren zbùdowôł wëzdrzatkòwą wieżã i wioskã Gòtów,
dokazë Gabrielë Recë, jakô robi wësziwczi m.jin. dlô pòlsczégò premierë i prezydenta, czë Ricersczé Bractwò z Tëchómia.
Niejedne z napisónëch òbczas warkòwniów artiklów bãdze mòżna przeczëtac w najim cządnikù. Pierszi z nich – ò kaszëbiznie w Piôszczënie – ju w tim numrze.
Wôżnyma pónktama pòtkaniów dlô piszącëch pò kaszëbskù bëłë téż diskùsjô ò stojiznie naji lëteraturë i krótkô wanoga pò Tëchómiu
z prowadnikã – direktorã môlowégò Gminowégò Òstrzódka Kùlturë Ludwikã Szrederã.
Warkòwnie òstałë ùdëtkòwioné przez Minysterstwò Administracji i Cyfrizacji.
Red.
Zdatny i piãkny,
bò z Czësti Wòdë
Przódë colemało gôdóné bëło Czëstô Wòda, dzysô mòże wiãcy sã rzecze Piôszczëna, chòc – jak ùwôżô
môlowi bismón Bòlesłôw Prondzyńsczi – Kaszëbi dali rôd ùżiwają ti pierszi nazwë. A wzãło sã to bòdôj
stąd, że miała tam bëc przódë tak dobrô wòda, że lëdze pòtrafilë to wëzwëskac nawetka do robieniô sznapsu ze sliwków. Kò wiedno to dôwało jaczis wzątk. A prôwdą je, że ze wsë je wszãdze dosc dalek. Robòtë za
wiele nie bëło, tej trzeba bëło sã radzëc.
Eùgeniusz Prëczkòwsczi
Rozmielë òbrechòwac wzątk
I tak je do dzys. Kòle szescset mieszkańców Czësti Wòdë – Piôszczënë dobrze
wié, co znaczi robòta i gòspòdarnosc,
a szpòrt do te mët. Przed wòjną wies
nôleża do Miemców. Grańca z Pòlską
bëła le dwa kilométrë dali. Wszãdze
– i pò ti, i pò drëdżi stronie – mieszkelë
Kaszëbi. Dobrze sã znelë. Bëlë krewny,
drëszëlë sã, żenilë. Tej so téż nawzôj
pòmôgelë. A że pò dwùch stronach béł
jinszi dëtk i jegò wôrtnota, tej i Kaszëbi
dobrze pòtrafilë so òbrechòwac wzątk,
tak żebë kòżdi miôł zwësk. Ta ùczba sedzy w lëdzach do dzys. Prondzyńsczi je
tegò nôlepszim przikładã. Wiész të, mie sã
czedës czile razy sniło baro wiele pieniãdzy.
Në i wejle terô to sã zjiscëło – smieje sã.
28
Pò prôwdze je òn jednym z machtniészich bismónów (biznesmenów,
pòdjimców – dopis. red.) w całim
pòwiece bëtowsczim, a ju gwësno
w gminie Miastkò, do jaczi przënôlégô
Piôszczëna leżącô przë krajowi drodze
z Bëtowa do Miastka. Prondzyńsczi mô
wiôlgą firmã, co sã zajimô bùdowizną.
Wôrt pòdczorchnąc, że piãkno i baro
chãtno gôdô pò kaszëbskù. Znóny je téż
z bëlnégò dzejaniégò w parce Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô w Miastkù,
a wiele Kaszëbów widzy gò kòżdégò
rokù na òdpùsce w Swiónowie, dze
chòdzy piechti z miastecką kómpanią.
Patron òdnowił tu
kaszëbsczégò dëcha
Ò szkòle, jakô je we westrzódkù wsë,
w òstatnym czasu zrobiło sã dëcht
głosno. Nôbarżi za sprawą nadaniô ji
miona. Patronã òstôł znóny kaszëbsczi
ùtwórca Hieronim Jarosz Derdowsczi,
aùtor pòematu „Ò panu Czôrlińsczim,
co do Pùcka pò sécë jachôł” i „Marsza
kaszëbsczégò”, ùwôżónégò za himn naszi zemi. Nadanié miona bëło 28 séwnika
2012 rokù, zôs 17 rujana 2014 piôszczińsczi probòszcz ks. Janusz Berezowsczi
pòswiãcył snôżą stanicã z naszëtą skarnią patrona, jaką na specjalny ùroczëznie
dosta szkòła. Stanicã wëkòna wësziwôrka z Tëchómia, Gabriela Reca.
Më mielë jaż trzech kandidatów. Bëlë
to sami bëlny Kaszëbi: ks. Bernat Sëchta,
Aleksander Majkòwsczi, në i Hieronim Derdowsczi – wspòminô direktorka szkòłë
Barbara Ilkiewicz. Dobéł nen trzecy, chòcle
temù, że jegò rodné Wiele je nôblëżi nas. I to
je baro piãknô sprawa dlô naszi spòlëznë.
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
zéńdzenia dlô piszącëch pò kaszëbskù
zalë. Jô jem w sztãdze jã pòstawic w sërowim stónie. Ò dëtkach mòżemë nijak nie
gadac. Chòdzy przede wszëtczim ò to, żebë
dzecë miałë dze cwiczëc, a lëdze sã mielë
dze zéńc. Le gmina mùszi òbżorgac wszëtczé pòzwòléństwa i pòtemù dokùńczëc
bùdowã. Jakbë wszëtkò sã ùdało dogadac,
tej robimë – pòdsztrichiwô Prondzyńsczi.
B. Prondzyńsczi i B. Ilkiewicz. Òdj. E.P.
Kò mùszimë wiedzec, że przódë wëstrzégelë
sã kaszëbiznë. Przikładowò mòja starka
nigdë nie chca, żebë jô gôda pò kaszëbskù
– dodôwô direktorka.
Nadanié miona baro zmieniło – na
dobré – związk szkòłë z terenã. Wnet
sã òkôzało, że ni ma familii, cobë chòcle
w dzélu ni mia kaszëbsczich kòrzeni.
Je to ò tëli czekawé, że pò wòjnie do
Piôszczënë przëszło wiele nowëch.
Równak dzys stanowią òni ju jednotã
z dôwnyma mieszkańcama. Kò familie
są pòłączoné, mëslë przegôdóné, a dzejanié sprzëgłé, bò leno taczé dôwô dobri brzôd. Kaszëbizna je pòspólnô dlô
wszëtczich. Je to nôtëralné i nôlepszé
lepiszcze. Temù baro wôżnô je ùczba
rodny mòwë w szkòle.
Më ni mómë tu za wiele dzecy. Razã
kòle 60. Wnet wszëtcë z nich ùczą sã
kaszëbsczégò i to chãtno – gôdô szkólnô
tegò jãzëka Kristina Gòłuńskô, jakô téż
sama wcyg sã doùcziwô mòwë tatków.
Jô zachãcywóm terô mòjã mëmkã, żebë
wiãcy do mie gôda pò kaszëbskù. To je
nôlepszi spòsób na ùczbã – zmerkóné mô
szkólnô.
Dzejô dzãka kaszëbiznie
Nie je krëjamnotą, że kaszëbsczi patron baro pòmógł w ùretanim szkòłë.
POMERANIA GÒDNIK 2014
Jaczis czas temù bëłë planë, żebë jã
zlëkwidowac. Dzecy bëło corôz mni,
a dëtków w gminie mało. Terô sprawa
wëzdrzi dëcht jinaczi. Kò pòddwignionô,
dzãka ùczbie rodny mòwë, subwencjô je
bëlnym zastrzikã dëtkòwim dlô gminë.
Szkòła nie przënôszô ju stratów, le
zwësk.
A i dzecy corôz wiãcy sã bãdze pò­
jô­wiało – ùwôżają szkólny. Kò wnet tu
pòwstónie wiôlgô biogazowniô, co mô
przëjąc do robòtë kòl trzëdzescë lëdzy z naszi wsë i òkòlégò. To przëcygnie lëdzy.
Procëmkù wiele jinszich wsów
czëstowòdzanie ni mają strachù fabriczi. Nawetka nie protestowelë. Delë sã
przekònac, że to dôwô jima szansã na
przińdnotã. Czas to wierã wnet pòkôże.
Wiedzą, że mùszą sã òdmëkac na swiat,
a do te kaszëbsczi jãzëk i patron, co
bëlnym Kaszëbą béł a wiele rézowôł (kò
spòcziwô w Winonie w USA), je prima
ùdbą.
Òn gôdôł, że chto kaszëbsczi jãzëk znaje, mòże zwiedzëc wszëtczé kraje! Ù mie to
sã sprôwdzô w sto procentach – dolmaczi
Prondzyńsczi. Temù më jesmë nastawiony,
żebë ùczëc sã narôz kaszëbsczégò, pòlsczégò
i anielsczégò. To je nasz czerënk!
Bismón chce téż pòmòc szkòle
w zbudowanim turnowi (gimnasticzny)
Pòznôwanié patrona
Samò pòznanié biogramù Der­dowsczégò
szerok òdmikô òczë, nié blós szkòłowim
dzecóm. Do te na ùczbach kùńsztu są robioné malënczi ò nim, rëchtowóné są téż
prezentacje a przedstôwczi. Ò głównym
heroje jegò dokazu, to je Czôrlińsczim,
mët. Òkróm szkólnë kaszëbsczégò zajimają sã tim téż jinszi, przikładowò Alina Kòssak-Główczewskô, chtërna na co
dzéń ùczi matematiczi.
To dzejanié je ju dobrze merkac.
Ùczniowie mają zrobioné czekawé
malënczi a òpisë żëcégò patrona. Jinszi – òsoblëwie dzéwczãta – pòtrafią
recytowac wëjimczi z jegò ùtwórstwa.
Na prosbã szkólnë dwie ùczennice,
Kinga Òlchòwiôk i Magdaléna Lipińskô, zaspiéwałë z môla téż kaszëbsczé
piesnie. Mòżna sã docëgac, że bãdą dali
niosłë rodné skrë. A przez to téż wiédza
ò szkòle miona Jarosza z Wiela i sami
Piôszczënie bãdze sã rozkòscérza. Trzeba
rzec, że tam sam je ju czëc ò bëlnëch absolwentach. Kò sóm Prondzyńsczi rôd zaznacziwô, że je jednym z nich. To samò
akcentëje Lucyna Dorawa-Biłanicz z Banina, szkólnô niemiecczégò w strzédny szkòle. Ji córeczka Ola nôleżi do
kaszëbsczégò dzecnégò karna Spiéwné
dzôtczi, a w kònkùrsach „Rodny Mòwë”
dobiwô nôwëższé môle w całim regionie.
Òstatno – jakno jedurnô – zarecytowa
pò kaszëbskù na głosnym òtemkniãcym
wiôldżi spòdleczny szkòłë w Baninie. Ji
starkòwie dali mieszkają w Piôszczënie
a przënôlégają do zrzeszeniowégò partu
w Miastkù.
Tu je wiele zdatnëch lëdzy. Gwësno
to kąsk robi ta nasza wielokùlturowòsc
– zgódno ùwôżają mieszkańcë, a Bò­
lesłôw Prondzyńsczi dodôwô: Në i tu są
téż przez to wëmiészanié nôpiãkniészé
dzéwczãta na całëch Kaszëbach.
Przë pòwstanim repòrtażu pòmôgałë licealistczi z Kòscérznë: Mónika Kapiszka i Mónika Brunka
29
ROCZëZNë
10-lecé Radia Kaszëbë
„Jesmë dlô waju. Radio Kaszëbë!” – òd
18 gòdnika 2004 rokù je czëc w wiele
pòmòrsczich dodomach. Prawie tegò
dnia pierszé słowa pò kaszëbskù rëgnãłë
w radiowi eter ze sztudia we Wiôldżi
Wsy.
Òd te czasu jaż do dzysô Kaszëbi
mają swòjã radiową rozsélnicã. Nôprzód
blós z jednym nadajnikã na wieżë
wielżińsczégò kòscoła, ale ju rok pózni
nadôwającą z profesjonalnëch wieżów
w Górnym Rekòwie i Chwaszczënie, a òd
2008 rokù téż w Kòscérznie.
Mie sã sniło taczé radio, òdkądka jô
òbezdrzôł w lëpińcu 1993 rokù pierszi dzélëk
serialu „Przystanek Alaska” – gôdô Artur
Jabłońsczi, załóżca Radia Kaszëbë. Takô
môłô spòlëzna, a mielë swòje radio i Chrisa, chtëren reno w reno bùdzył wszëtczich
do żëcégò. Jem wnenczas pòmëslôł, że nick
tak nie zbùdëje najich môlowëch, etniczno-kùlturowëch parłãczów, jak kaszëbsczé
radio. W tim czasu prawie pòwsta Krajowô
Radzëzna Radiofònie i Telewizje (1993 r.)
i miało plac tak pòzwóné „ùwòlnienié” pierszich czãstotlëwòsców w demòkraticzny
Pòlsce. Robił jem tej w TVP Gduńsk i miôł
pòpiarcé Tómka Herrmanna, redaktora
lokalnégò wielżińsczégò pismiona „Gazeta
Nadmorska”. To nie sygło, żebë przekònac
môlowé samòrządzënë do sfinancowaniô taczégò projektu. Jô żdôł całé 10 lat
na pòstãpną leżnosc i dostôł jem jã dzãka
drëszkóm i drëchóm ze Stowôrë Pùckô
Zemia i dzãka Jarosławòwi Sellinowi,
nôleżnikòwi KRRiT w timtam czasu.
Programa Radia Kaszëbë dochôdô
dzéń w dzéń do 800 tës. słëchińców na
Pòmòrzim, a przez internet (www.radiokaszebe.pl) jesz do pôrã tësący w Pòlsce
i na swiece. Pòdług institutu badérowaniów nôdbów i rënkù Millward Brown/
SMG KRC, òd 2007 rokù Radio Kaszëbë
je nôbarżi rôd słëchóną lokalną stacją na
Kaszëbach. W pùcczim, wejrowsczim,
kartësczim i kòscersczim krézu ùdzél ti
rozsélnicë w czasu słëchaniô wszëtczich
pòmòrsczich radiowëch stacjów je kòl
rówiznë 17%.
Co pòdług direktorczi i przédny
re­daktorczi Radia Kaszëbë Anë Kòs­
ciukiewicz-Jabłońsczi mô cësk na taczi
rezultat?
Wnetka 60% całownotë programù
zajimô mùzyka. Mùzyczny fòrmat stacji
twòrzą lubòtné dokazë słëchińców. Tradicyjné kaszëbsczé spiéwë, dzysdniowé sztëczczi
pòdskacywóné kaszëbsczim fòlklorã, biesadné frantówczi, nôwiãkszé hitë slédnëch
40 lat i terôczasné. Wiôldżi znaczënk mają
téż lokalné infòrmacje, jaczich mòże słëchac
co gòdzënã w Klëce òd 7.55 reno do 6.55 wieczór. Słëchińcowie mają téż w ùwôżanim relacje na żëwò i mùzyczné aùdicje, òsoblëwie
te z biesadną mùzyką i pòzdrówkama SMS.
Jakno że Radio Kaszëbë dzél pro­
gramù nadôwô w kaszëbsczim jãzëkù,
jegò dzejania dlô ùchòwaniô i rozwiju
kaszëbsczi juwernotë są òd 2006 rokù
ùdëtkòwióné przez Minysterstwò Administracji i Cyfrizacji (czedës Minysterstwò
Bënowëch Sprôw i Ad­m inistracji),
a téż przez niejedne sa­mòrządzënë. Nie
dałobë sã równak ùtrzë­mac radia bez
reklamòdôwôczów.
Rëszny rost wielënë òdbiérców mô cësk
na corôz wiãkszé mòżlëwòtë ùdostôwaniô
wzątków z reklamë – gôdô Michôł
Kòsciukiewicz, direktór dzélu zachãcbë.
Radio Kaszëbë je czëc w krézach:
pùcczim, wejrowsczim, kartësczim,
kòscersczim, a téż w dzélu taczich
pòwiatów, jak chònicczi, gduńsczi, starogardzczi, tczewsczi i jesz w Trzëgardze.
Planë stacji na nôblëższé lata to
pòprawienié słëchalnoscë we Gduńskù
i òbjimniãcé nadôwanim bëtowsczégò
a lãbòrsczégò krézu.
Dzysô Radia Kaszëbë mòżna słëchac
na czãstotlëwòscach: 98,9 MHz (Górné
Rekòwò), 92,3 MHz (Chwaszczëno) i 90,1
MHz (Kòscérzna).
widzałé radio na Kaszëbach
800 000 słëchińców na Pòmòrzim
dzéń w dzéń wôżné wiadła
twòja òblubionô mùzyka
pòzdrówczi ë kònkùrsë
30
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
dlô DZECY / wëdarzenia
Kaszëbskô knéżka dlô nômłodszich
Ùczëc przez zôbawã – pewno prawie
taką ùdbã miałë aùtorczi farwny ksążeczczi Réza Francka. To cos czësto nowégò
w wëdôwnym bédënkù Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô. Ùsôdzk dlô
dzôtków do ùczeniégò sã pierszich słów
pò kaszëbskù. Dzãka kartónowi knéżce rôczimë nômłodszich do czekawégò
kaszëbczégò swiata, jaczi je fùl zwãków
i farwów, a przede wszëtczim bëlny
zôbawë. Historiô ò môłim Franckù, co
jedze na kùlôkù przez Kaszëbë, rozwijô
wëòbrazniã i kreatiwnosc. Ksążeczka
pòzwòliwô na nôùkã przez interaktiwné bawienié sã z dzeckã – przezérającë
pòsobné stronë, zachãcywómë je do
ùdôwaniô zwierzãtów, do skôkaniô jak
bala, do pòspólnégò spiéwaniô.
Pùblikacjô je ùdbónô dlô dzecy,
co mają 2–5 lat. Ji aùtorkama są Joana
Zorn-Szumiło i Halina Malijewskô.
Malënczi zrobił Môrcën Franczak.
Jãzëkòwą kòrektą zajãła sã Bòżena
Ùgòwskô.
Knéżeczkã Réza Francka jidze zamówic na starnie internetowi ksążnicë
www.kaszubskaksiazka.pl.
Red.
Królewiónka w pałacu ju 13. rôz!
Diktando Kaszëbsczégò Jãzëka latos
òdbëło sã w Gimnazjum m. Kaszëbskò-Pòmòrsczich Pisarzów w Lëzënie. Ò
title méstrów szło na miónczi jaż 196
ùczãstników. Tim razã młodi mùszelë
biôtkòwac sã z ùtwórstwã Alojzégò
Nôgla, a pòprawnosc pisënkù westrzód
starszich òstała sprôwdzonô z pòmòcą
tekstów Stanisława Jankegò.
Òrganizatorzë zagwësnilë bëtnikóm
nié leno mòżlëwòtã pisaniô diktanda,
ale téż wiele atrakcji. Na lëzëńsczi binie
minikòncert dało karno Fucus a krótczi
recital zaprezentowa Éwelina Pòbłockô
– spiéwôczka pòchôdającô z Lëzëna,
chtërnã mòżna bëło òbezdrzec w 4. edicji
telewizyjnégò show The Voice of Poland.
Tekstë òstałë latos przërëchtowóné
na strzédny rówiznie trudnoscë. Trôfiałë
sã barżi drãdżé edicje. Nicht równak nie
napisôł bez niżódny felë. Baro jesmë rôd
z wësoczi frekwencji, jakô rok w rok jidze w górã, òsoblëwie westrzód ùstnëch
i warkòwò zajimającëch sã kaszëbizną –
rzekła Danuta Pioch, przédniczka żuri
POMERANIA GÒDNIK 2014
13. edicji Diktanda Kaszëbsczégò Jãzëka
„Królewiónka w pałacu”.
Halina Malijewska, tłóm. DM
Lësta dobiwców i wëprzédnionëch w latosym diktandze
Spòdleczné Szkòłë
I môl – Karolëna Tobias
II môl – Wérónika Reszka
III môl – Matéùsz Krefta
Wëprzédnienia: Martina
Stromskô i Kamil Malek
Gimnazja
I môl – Paùlina Kùlas
II môl – Edita Wenta
III môl – Dorota Mateja
Wëprzédnienia: Szëmón
Brilowsczi, Juliô Fòrmela
Wëżigimnazjalné szkòłë
I môl – Angelika Grubba
II môl – Tomôsz Brilowsczi
III môl – Anita Mering
Wëprzédnienia: Róbert Wenta,
Andżelika Każëszka
Ùstny
I môl – Marta Miszczak
II môl – Gracjana Pòtrëkùs
III môl – Mónika Lidzbarskô
Wëprzédnienia: Pioter
Kòwalewsczi, Magdaléna Bigùs
Warkòwi
I môl – Dariusz Majkòwsczi
II môl – Elżbiéta Prëczkòwskô
III môl – Adóm Hébel
Wëprzédnienia: Wioletta
Wenta i Grégór Schramke
Projekt òstôł zrealizowóny dzãka do­
tacji Minystra Kùlturë i Nôrodny Spôd­
kòwiznë. Kònkùrs béł zòrganizowóny
przez Òglowi Zarząd Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, part KPZ
w Lëzënie, Stowôrã Szkólnëch Kaszëb­
sczégò Jãzëka „Remùsowi Drëszë”,
Gminã Lëzëno i Gimnazjum m. Ka­szëb­
skò-Pòmòrsczich Pisarzów w Lëzënie.
31
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
ÙCZBA 38
W bibliotece
RÓMAN DRZÉŻDŻÓN, DANUTA PIOCH
Ksążka abò knéżka to pò pòlskù książka. Ksążczi (knéżczi) mòże kùpic w ksążnicë, tj. w księgarni, abò wëpòżëczëc
z biblioteczi, tj. biblioteki.
Cwiczënk 1
Przeczëtôj gôdkã i przełożë jã na pòlsczi jãzëk.
Wëzwëskôj do te słowôrz kaszëbskò-pòlsczi.
(Przeczytaj rozmowę i przetłumacz ją na język
pol­ski. Wykorzystaj do tego słownik kaszubsko-polski).
– Dobri dzéń!
– Nie rikôj tak głosno, tuwò mùszi cëszi kòta sedzec, a të
rëmcëjesz jak kôter.
– Wëbaczë, jô w kam zabéł, dze më jesmë.
– W raju më jesmë.
– Dlô kògò rôj, dlô tegò rôj. Dlô mie, chcemë rzec, czëszczec,
żebë nie rzec piekło.
– Cëchò bãdzë! Dlô czëtajków to je rôj. Òsoblëwie dlô
taczich, jak jô – lubòtników kaszëbsczi pismieniznë. Kò
prawie w ti bibliotece mòże nalezc wnetka wszëtczé ksążczi
a gazétë, co pò kaszëbskù bëłë do smarë dóné.
– Dlô mie to nie je tak fëjny plac, jak dlô ce. Òsoblëwie bez
nã cëszã. Tuwò wnetka je czëc jak ne ksążkòwé mùle papiorã
z sëtim drëkã sã fùtrëją. A do te ni mòże wszëtczich ksążk
pòżëczac, leno mùszi na nëch cwiardëch stółkach sedzec.
Nie je to lepi doma kòmpùter òdemknąc, na starnã chòcbë
taczi Pòmòrsczi Biblioteczi Cyfrowi wlezc, a so wëgódno,
kôwkã pòpijającë, czëtac, co sã chce a czedë?
– Cëszi gadôj. Môsz prôwdã, leno na pôcha stôrëch
ksążków… Do te jesz nié wszëtczé knéżczi są w internetowi
sécë.
– Në, nibë prôwda, ale docz wszëtkò czëtac. Sygnie jedna,
dwie ksążczi, a nôlepi taczé z òbrôzkama, a człowiek
wszëtkò wié.
– Z òbrôzkama pòwiôdôsz? Tej biôj do ti pòlëcë, tam môsz
rozmajité kòmiksë.
– Pò kaszëbskù téż są?
– Jo, gwës, że jo.
– Tedë jidã, a të za czim sznëkrëjesz?
– Mùszã nalezc pôrã stôrëch kaszëbsczich słowarzów z XIX
stalatégò.
– Przecã të wszëtczé słowa znajesz.
– Jesz sã taczi nie narodzył, żebë wszëtczé słowa znôł.
Òsoblëwie taczé, co bë miałë òpisowac taczich zgniłëch
macków, jak të!
Nie mdzesz czëtôł ksążk, bò ce bòlą òczka, rączczi czë
główka?
A tobie bë sã przëdało ten twój rozëmk pòdkôrmic!
32
Cwiczënk 2
Ksążczi sã czëtô.
Òd czasnika czëtac mòże ùtwòrzëc wiele jinszich słów, co
bãdą w se miałë pòspólny dzélëk z niegò wzãti.
(Książki się czyta. Od czasownika czëtac można utworzyć
wiele innych słów, które będą zawierały wspólną czastkę
wziętą od niego).
Karna słów, co mają pòspólny pòchòdzënk, tj. wëchôdają
òd jednégò pòdstawòwégò słowa, zwiemë familią słów.
(Grupy słów mające wspólne pochodzenie, tzn. wy­wo­
dzące się od jednego słowa podstawowego, nazywamy
rodziną wyrazów).
We familie słów ùtwòrzony òd czasnika czëtac
zaznaczë pòspólny dlô nich wszëtczich dzélëk
(w rodzinie wyrazów utworzonej od czasownika
czëtac zaznacz wspólną dla nich wszystkich cząstkę):
przeczëtac, naczëtac, zaczëtóny, wëczëtac, òdczë­
tac, czët­nica, czëtelniô, czëtińc, czëtińcka, czëtajk, czëtan­ié,
czëtelny.
Pòspólny dlô wszëtczich słów dzélëk we familie słów
zwiemë dërżéniã. Je to temat słowa, chtëren je nômiészą,
niedôwającą sã dali dzelëc pòdstawą słowòtwórczą.
(Wspólna dla wszystkich słów cząstka w rodzinie wy­
razów nosi nazwę rdzeń. Jest to temat słowa, który jest
najmniejszą, niedającą się już dalej podzielić podstawą
słowotwórczą).
Cwiczënk 3
Czasã miast terminu familiô słów ùżiwónô je pòzwa
słowa pòkrewné.
(Czasami zamiast terminu rodzina wyrazów używa się
nazwy słowa pokrewne).
Òd słowa ksążka mógłbë ùtwòrzëc taczé pòkrewné słowa
(od słowa ksążka można utworzyć następujące słowa
pokrewne):
ksążeczka, ksãga, ksãgôrz, ksãgarniô, ksãgarsczi
Pòdsztrëchnij dërżéń w kòżdim z pòdónëch wëzi
słów. Czë dało sã to zrobic tak prosto, jak w słowie
czëtac?
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
KASZËBSCZI DLÔ WSZËTCZICH
(Podkreśl rdzeń w każdym z podanych wyżej słów. Czy udało
się tego dokonać tak łatwo, jak w słowie czëtac?)
Mùszi miec bôczënk na to przë wëznôczanim dërżénia,
że mògą w nim zachadac zwãkòwé òbòcznoscë.
(Przy wyznaczaniu rdzenia należy pamiętać o tym, że
mogą w nim występować oboczności głoskowe).
– We familie słów ùtwòrzonëch òd słowa ksążka wëstąpiłë
taczé òbòcznoscë: ą : ã
ż:g
(W rodzinie wyrazów utworzonych od słowa ksążka
wystąpily takie oboczności…)
Cwiczënk 4
Ùtwòrzë familiã słów do jistnika cëszô i czasnika
pisac.
Wëznaczë w słowach pòkrewnëch dërżéń.
Wëpiszë òbòcznoscë dërżénia, żelë taczé za­
chôdają.
(Utwórz rodzinę wyrazów do rzeczownika cëszô i cza­sow­
nika pisac. Wyznacz rdzeń w słowach pokrewnych. Wypisz
oboczności rdzenia, jeśli takowe zachodzą).
Cwiczënk 5
Czedë pòwstôwają òd jednégò słowa jegò nôsledné, to
czãsto są òne zdrobnieniama (deminutiwa) abò zgrë­bie­
niama (aùgmentatiwa).
(Kiedy od słowa powstają jego pochodne, to często
są one zdrobnieniami [deminutiwa] lub zgrubieniami
[augmentatiwa]).
Przë taczim twòrzenim słów, ò jaczim gôdka wëżi,
nadôwómë jim wseczëcowi farwë, tj. jedne są
neùtralné, jiné negatiwné, a jesz jiné pòzytiwné, co
pòkôzóné je w zestôwkù (przy takim tworzeniu słów, o jakim
mowa wyżej, nadajemy im uczuciowe zabarwienie, tzn. jedne są neutralne, inne negatywne, a jeszcze inne pozytywne,
co obrazuje poniższe zestawienie…):
neùtralné
kòt
kóń
Zgrëbieniów sã ùżiwô do pòdczorchniãcô wiôlgòscë, pò­
kôzaniô negatiwnégò nastawieniô, przekãsnotë, zgardë,
niezgarë.
(Zgrubień używamy do podkreślenia wielkości, wyekspo­
nowania negatywnego stosunku, wyrażenia ironii, po­
gar­dy, niechęci).
Do czile wëbrónëch z gôdczi słów ùtwòrzë jich
aùgmentatiwa.
(Do kilku wybranych z rozmowy słów utwórz ich
augmentatiwa).
Cwiczënk 7
Zapiszë zestôwk swòjich ùlubionëch pòlsczich,
abò w jinëch gôdkach, ksążków a przedolmaczë
jich title na kaszëbsczi jãzëk.
(Sporządź listę swoich ulubionych książek, polsko­
języcznych lub w innych językach, i przetłumacz ich tytuły na
kaszubski).
Cwiczënk 8
Wszëtkò, co czëtómë z lëteraturë, mòże pòdzelëc na trzë
lëteracczé ôrtë, a kòżdi z ôrtów mô jesz swòje òsóbné
zortë (gatënczi).
(Wszystko, co czytamy z literatury, można podzielić na
trzy rodzaje literackie, a każdy rodzaj ma jeszcze swoje
odrębne gatunki).
Ùłożë subiektiwny spisënk nôwôrtniészich ka­szëb­
sczich ksążków, dzelącë je na prozã, dramã i pòezjã.
(Ułóż subiektywną listę najwartościowszych ka­szub­
skich książek, dzieląc je na prozę, dramat i poezję).
pòzytiwné
kòtk
kònik
Wëbierzë z gôdczi (cw. 1) jistniczi, do jaczich dô
sã dotwòrzëc jich pòòstałé wseczëcowò nacé­
chòwóné pòstacë. Zapiszë te fòrmë, ùłożë z nima
zdania.
(Wybierz z rozmowy (ćw. 1) rzeczowniki, do których uda się
utworzyć ich pozostałe nacechowane uczuciowo postaci.
Zapisz te formy, ułóż z nimi zdania).
Zdrobnienia colemało są pòzytiwné, ùżiwô sã jich do na­
zwaniô czegòs môłégò, młodégò, òsoblëwie nóm blis­
czégò, ò czim mëslimë i gôdómë na lubny i łasczëwi ôrt.
Ale òne mògą téż wërażac przekãsnotã, wëszczergã czë
procëmné nastawienié.
(Zdrobnień zazwyczaj używamy do nazywania rzeczy ma­
łych, szczególnie nam bliskich, młodych, o których myślimy
i mówimy w sposób tkliwy i czuły. Ale przy ich użyciu można
też wyrazić ironię, kpinę czy negatywny stosunek).
POMERANIA GÒDNIK 2014
Cwiczënk 6
Proza
Drama
Pòezjô
Cwiczënk 9
Przezdrzë w internece adresë starnów cyfrowëch
biblioteków, w jaczich mòże nalezc kaszëbską
pismieniznã. Nalazłima tam pòzycjama dospòrządzë
zestôwk z cwiczënka 8.
(Poszukaj w internecie adresów stron bibliotek cyfrowych,
w których można znaleźć kaszubską literaturę. Znalezionymi
tam pozycjami dopełnij tabelkę z ćwiczenia 8).
SŁOWÔRZK
Negatiwné
kôter
kòniskò
Pòdsztrëchnij w gôdce ùżëté tam deminutiwa.
Ùłożë z nima zdania w procëmnëch na­
céchòwaniach.
(Podkreśl w rozmowie użyte tam deminutiwa. Ułóż z nimi
zdania w ich przeciwnych nacechowaniach).
cwiardi – twardy; czëtajk – mól książkowy; do smarë dóné –
tu: wydrukowane; pòlëca – półka; pôcha – zapach; sëti – tłusty;
starna – strona; sygnie – wystarczy; sznëkrowac – szukać; zgniłi
– leniwy
33
GDAŃSK MNIEJ ZNANY
Ratusz Staromiejski
Pogoda nie sprzyja długim spacerom, więc dziś odwiedzamy gościnną siedzibę Nadbałtyckiego
Centrum Kultury – Ratusz Staromiejski w Gdańsku.
MARTA SZAGŻDOWICZ
Ratusz – ale który?
Gdańsk to miasto ratuszy. Każdy ośrodek
miejski – Główne Miasto, Stare Miasto,
Młode Miasto i Osiek – miał w średniowieczu osobną radę. Obecnie wystarczy nam jedna rada, a gromadzi się ona
w tzw. Nowym Ratuszu przy Wałach Jagiellońskich 1. Ten stoi niewzruszenie od
ponad stu lat przy ruchliwym skrzyżowaniu Hucisko. Flaga miasta powiewająca na szczycie przypomina mieszkańcom
o funkcji budynku. Kolejny ratusz znajduje się oczywiście przy ulicy Długiej.
Strzelista wieża przypomina o dawnej
siedzibie rady Głównego Miasta – stąd
nazywany jest Ratuszem Głównomiejskim. Dziś mieści się tu oddział Muzeum
Historycznego Miasta Gdańska. Ale nasze kroki kierujemy w innym kierunku
– na ulicę Korzenną 33/35. Tu znów natkniemy się na obiekt zwany ratuszem,
tym razem Staromiejskim. Jest siedzibą
Nadbałtyckiego Centrum Kultury i choć
nie pełni funkcji muzealnej, jednak możemy wejść do środka (na dodatek bezpłatnie!) i pozwiedzać jego wnętrze.
Unikat Starego Miasta
Ratusz Staromiejski jest perłą Starego
Miasta. Nie został zniszczony w 1945
roku, ponieważ mieściło się tu dowództwo Armii Czerwonej. Gmach zbudowany został w latach 1588–1595 przez
Antoniego van Obberghena, architekta
z niderlandzkiego Mechelen. Rada Starego Miasta musiała pożyczyć pieniądze
od rajców głównomiejskich, by opłacić
budowę. Obiekt powstał na planie zbliżonym do kwadratu, ma dwie kondygnacje. Reprezentuje styl manieryzmu
niderlandzkiego, czego charakterystyczną cechą jest brak symetrii. Okna niższej
kondygnacji nie pokrywają się w pionie
34
z oknami na drugim piętrze. Ratusz ma
dwa dachy, które skrywają oryginalną
drewnianą więźbę dachową. Całość
zdobi ażurowa wieżyczka z hełmem.
Na rogach budynku dojrzymy wieżyczki
z figurkami symbolizującymi Nadzieję
i Męstwo, a pośrodku Temidę. Fasadę
zdobi portal główny zwieńczony godłem
Polski trzymanym przez anioły. Na piersi
orła dostrzec można herb Wazów – „Snopek”. Herby Gdańska i Prus Królewskich
umieszczono we fryzie.
Wśród Sybilli i Cnót
O ile elewacje odnowionego budynku
wiernie ukazują nam szesnastowieczną architekturę, o tyle wnętrze Ratusza Staromiejskiego było wielokrotnie
przebudowywane. W środku podziwiać
możemy zabytkowe wyposażenie, pochodzi ono jednak z innych gdańskich
obiektów – rozbieranych czy modernizowanych. I tak na parterze w sieni
wmurowano portal przeniesiony z ulicy
Długiej. Pochodzi z pierwszej połowy
XVI wieku i prawdopodobnie fundował
go burmistrz Eberhard Ferber. Dębowe
schody zaprowadzą nas na pierwsze piętro. Tu po lewej stronie zwróćmy uwagę
na kamienną trójdzielną arkadę. Trafiła
tutaj z ulicy Długiej 45, gdzie zdobiła sień
gdańskiej kamieniczki. Arkada powstała około 1560 roku. Zdobiona jest płaskorzeźbami ukazującymi Merkurego,
Junonę oraz Neptuna. Sufit stanowi plafon z XVII wieku, namalowany w kręgu
malarza Hermana Hana. Ukazuje protestanckie cnoty: Wiarę, Nadzieję, Miłość,
Pracowitość, Mądrość, Przyjaźń, Sprawiedliwość, Miłosierdzie i Umiarkowanie. Ściany pokryte są ponad 1500 płytkami produkowanymi w holenderskim
mieście Delft. Obrazy wiszą też po prawej stronie – to cykl Sybilli, namalowany prawdopodobnie przez Adolfa Boya.
Portal główny Ratusza Staromiejskiego
Choć w starożytności zwiastowały one
nieszczęście, jednak tutaj zapowiadają
przyjście Chrystusa. Z sieni zajrzyjmy do
Gabinetu Burmistrza, gdzie koniecznie
zwróćmy uwagę na drewnianą posadzkę z XVII wieku oraz plafon ukazujący
Mękę Pańską. Na zakończenie zwiedzania wejdźmy do Wielkiej Sali. Jej wygląd
zawdzięczamy pracom z początku XX
stulecia, kiedy to nadano jej neorenesansowy charakter. By nacieszyć się
pięknem wnętrza, najlepiej spędzić tu zimowe popołudnie, słuchając wykładów
czy koncertów organizowanych przez
Nadbałtyckie Centrum Kultury.
Fot. MS
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
sëchim pãkã ùszłé
Pòwelownô kòlãda
TÓMK FÓPKA
I pò wëbòrach. Znôwù przë drogach stoją gòłé słupë, chòc tej pilowac, cobë sã lëdze nie pòbilë. Tak biwô, czej ju wszëtczé
sej jesz sztopòrczą jaczé plakatowé flëdrë, co z nima le wiater argùmeńtë w gôdce òstóną wëzwëskóné.
Mòże téż lecónczi do krómù dac. Przë kùpianim chleba,
mô robòtã. Ti, co mielë wëgrac – wëgrelë. Jiny mògą za sztërë
mléka a kiszonëch gùrków kùpiający mòże sobie nakłasc tak
lata zôs spróbòwac szczescô.
Cekawé je, w jaczi spòsób ti, co chcą bëc wëbróny, trôfiają cos z kòpicą.
Są gazétë, dze co wiãcy mòże przëòbiecac. W internece
do welowników. Tec nié kòżdégò lëdze znają abò nie wiedzą,
mòże za to nôwiãcy nasztopac: i tekst, i òbrôzczi, i głos. Tam
że prawie nen kandidëje.
Tak tej nôprzódka mùszi sobie bëlną mùniã na òdjimk je téż leżnosc do pòkôrbieniô z kandidatã. Kò nié kòżdi pòdô
wëszëkòwac. Niedzelny ancuch a szlips przërëchtowac. swój numer na kòmórkã…
Nôlepi, czej kandidat na radnégò, wójta, bùrméstra
Nawetkã, żlë co cë tã mùniã szpacy, òni to w kòmpùtrze
w jaczi fòtoszopie gwësno wëproscą. Terô le wiedzec, jaką czë jinégò prezydeńta sóm przëchòdzy do lëdzy. To je tzw.
minã zrobic, żebë dobrze skùtkòwało… Ti, co mają prosté door to door, a pò kaszëbskù – przedwelownô kòlãda. Mają
tedë mòżnosc sã zapòznac nié
zãbë – mògą sã ùsmiewac, leno
leno welowóny z welownikã,
nié za szerok, bò lëdze rzekną,
téż psë welownika z we­
że taczi mô co z głową. Za wieI pò wëbòrach. (…) ale
lowónym. Nôòstrzészé są te
soło mù je, a czasë są cãżczé.
Ti, co mielë wëgrac nômiészé scërze. Taczi nô­
Z tim wëzdrzenim do òdjimka
chùtczi sprawdzy. Dzél lżi
białczi mają dzél lżi. Kò je wie– wëgrelë. Jiny mògą mają
z taczim testownikã ti
dzec, że codzénno sobie ùrodë
za sztërë lata zôs kandidacë, co w cywilu za
dodôwają. Zdarzëc sã mòże,
że pózni pòtkôsz taką z plakaspróbòwac szczescô. brifkã robią.
Po miesce sã wigódni i chùt­
tu na miesce i… nie pòznôsz
czi chòdzy. Òd dwié­rzi do dwié­
swòji radny.
rzi, òd pórtë do pórtë. Gôdôsz,
Mòże téż bëc dobrze, czej
jes brzëdczi jak noc, i z taką kwasną twarzą prosysz ò litosc. co trzeba. Dôwôsz, co môsz. Na wsë je dali. Òd gbùrstwa do
To téż dzało, w całoscë na białeczczi, co fabriczno mają w se gbùrstwa. Òd bùdinkù do bùdinkù. Czasã słë­chôsz gòrzczich
matczëną miłotã do wszëtczich pòkrziwdzonëch. A tu taczi żôlów: a że wójt ju tëli lat ten sóm; a że wójt drogã specz plakatu ò zmiłowanié prosy… A niech ju òstónie tim rad- ùstawą przez pòdwòrzé przeprowadzył; a że wójt na zebrania wiejsczé nie przëchòdzy, leno na strażacczé. A że sejm
nym! – gôdô welowniczka i… krziżëk.
Plakatë, banerë sã przëdôwają, leno te gãbë z nôzwëskã nôlepi w lëft puscëc, a ti wszëtcë pòlitice to je jeden diôbéł.
za wiele nie mówią do człowieka. Temù przëlëmiwô sã do A że… czë wspòmnął jem ju ò wójce…?
Kandidat, co chòdzy pò lëdzach:
nich jaczé zéwiszcze, nôlepi krótczé, cobë przechòdnym
–– mòże sã zgùbic i wëlądowac w jinym welownym
w głowie òsta. Hewò pôrã bédënków: Czas na młodëch!
òkrãgù,
Na mie mòżeta sã spùscëc! Nasz pòwiôt – wasze pòdatczi!
–– mòże nie przeżëc pòtkaniô z gãsoma, psëskã, kòzą,
Wiãcy szpòrtu! Wójt mùszi òdéńc! Spòkójno a do przódkù!
bùlëjącą krową, òstrim kòtã czë jinym domòwim
Wiãcy białk w gminie! Terô wąsati! Wiedno z Wama! itd. itp.
krokòdilkã,
Mòże dac zôchãcbã do radia a telewizje. W internet wsta–– mòże bëc wzãti za inkasenta òd prądu abò wòdë,
wic. Wikszosc tëch radiowëch „za darmò” pùszczónëch je
–– mòże bëc pòmilony z wëznôwcą jaczi jiny wiarë,
tak smùtnëch, że leno sadnąc i zapłakac. Wszëtczé mòżlëwé
–– mòże bëc wzãti do robòtë przë wëbiéranim bùlew abò
wadë wëmòwë, wëkrãpóné akcentë, za wësok, za niskò i…
wrëków, rzôdzy przë żniwach abò sanie,
nié na temat. W telewizje pòdobno, le je jesz widzec tzw.
–– mòże bëc pòkòpóny przez elektricznégò pastucha,
mòwã cała. Żelë kandidat przërzékô cos a dotikô nosa – łże
–– mòże sã spùrgnąc na slësczich trapach, wczwòrdnąc
jak tósz. Ga zamikô òczë – nie gôdô, jak je. A rãce to nôlepi
w psé, kòcé czë krowińc,
taczémù z tëłu związac, cobë „helikòptera” nie robił, bò jesz
–– mòże pòtkac daleczé krewniostwò.
jaczi drodżi statk w studio skazy…
Równak wcyg wiele lëdzy sã do samòrządu próbùje doMòże téż pôrã kandidatów do grëpë zebrac i zrobic
debatã. To nie je letkô sprawa, bò òrganizatorzë mùszą stac. A za czim òni tak tam ckną? Chto wié…? Chto wié…?
POMERANIA GÒDNIK 2014
35
genius loci
Pruski trop
Jacek Borkowicz
Otoczona zielenią Borów Tucholskich,
na uboczu szosy do Tlenia, skrywa się
mała wioska Pruskie. Określenie „skrywa” nie jest retoryczną przesadą – żeby
się o tym przekonać, wystarczy tutaj
zajechać. Kilkanaście gospodarstw odwróciło się od drogi i jakby przylepiło do linii lasu. Wygląda na to, że ich
pierwsi mieszkańcy bardzo starali się
nie rzucać w oczy postronnym osobom.
I chyba im się to udało. Nawet dzisiaj
nie zajrzy do Pruskich przygodny turysta: zewsząd tu nie po drodze.
Myliłby się ten, kto by kojarzył nazwę osady z dziedzictwem pruskiego zaboru. Na najstarszych pruskich
mapach topograficznych brzmi ona
nie z niemiecka, lecz identycznie jak
obecna. Jest więc starsza niż polityczna obecność państwa pruskiego na
tych terenach. Jak dawna? Nie mamy
metryki wsi, ale możemy podejrzewać,
że okoliczności jej powstania wyjaśnia
właśnie jej nazwa. Bo prawdopodobnie
założyli ją Prusowie.
Skąd wzięli się po zachodniej stronie Wisły? I to jeszcze na tak niegościnnym dla osadnictwa, nieurodzajnym obszarze puszczy… Ale ten feler
mógł być przecież atutem. Co niedobre
dla rolnika, może być cenne w oczach
uciekiniera. Bo Prusowie byli tu uciekinierami. Ustępujących pod krzyżackim
naporem przygarnął książę Świętopełk,
a może jego syn Mściwój-Mestwin.
Prusowie osiedlili się w głębi lasu, na
36
puszczańskich polanach. Kiedy ich prześladowcy, Krzyżacy, zagarnęli Pomorze
Gdańskie, pruscy emigranci zapewne
nie wychylali nosa ze swoich leśnych
kryjówek. Stąd dzisiejszy wygląd wioski. Jej krajobraz przypomina o tamtych
odległych czasach, choć obecni mieszkańcy być może nie zdają sobie sprawy
z pochodzenia założycieli osady.
Takich osad było tutaj więcej. Kiedyś
policzył je profesor Hubert Górnowicz.
Gdy spojrzymy na sporządzoną przezeń
mapę, stwierdzimy, że pruskie nazwy
miejscowe pokrywają większą część
rozległego obszaru Borów, a do tego
jeszcze ich obrzeża. Pruszcz niedaleko
Świecia, rezydencji wyżej wymienionych książąt pomorskich, początkowo
zapisywano jako Prusk. Prusowie przybywali na Pomorze
Gdańskie nie tylko jako uciekinierzy.
Pogranicze Prus i Pomorza było od
wieków terenem wzajemnych kontaktów obu mieszkających tu ludów.
Pozostała po nich chociażby pamiątka w postaci kaszubskiego określenia
źrebaka: prësôk, czyli Prusak (to słowo
zanotował Friedrich Lorentz w II tomie
swojego Slovinzisches Wörterbuch wyd.
w 1912 r.). Bo Prusowie, doświadczeni
hodowcy koni, zapewne przybywali na
Kaszuby, by sprzedać tu swoje ogiery.
Podobnie było na Ziemi Chełmińskiej. Siedemsetletnia kronika Piotra
z Dusburga wymienia na jej obszarze
trzy grody pruskie: Starogród, Rogowo
i gródek wielmoży Pipina (dzisiejsza Pigża koło Torunia). Większość historyków
wiąże ich powstanie z efemeryczną
Pruskie. Fot. Anna Boulmer-Linda
okupacją tych terenów przez pruskich
najeźdźców. Nie wyklucza to jednak
równoległej pokojowej penetracji. Skoro
przed Krzyżakami polscy osadnicy zapuszczali się daleko w głąb pruskiego
terytorium, analogicznie mogli postępować Prusowie. Między Toruniem a Golubiem znajdziemy Pruską Łąkę. Nazwę tłumaczy
się osiedleniem w okolicy pruskich
brańców wojennych, śmiem jednak
wątpić, by własną łąkę przyznawano
w średniowieczu lichej jenieckiej osadzie. Prościej już uznać, że wypasali
tam swoje stada ludzie wolni – pruscy
hodowcy koni. Niedaleko, za lasem, leży
wioska Skępsk. Przywilej dla Golubia,
wydany w 1421 r. przez wielkiego mistrza Michała Küchmeistera, precyzuje,
iż posiadłości miasta rozciągają się „do
wsi Schampen (Skępsk), która kiedyś nazywała się Pruską Wsią”. Na północnym
krańcu Jeziora Zamkowego, nad którym
leży Wąbrzeźno, jeszcze na początku
ubiegłego stulecia istniała prastara osada o nazwie Prusy. Szperanie po starych
mapach i kronikach przynosi nam kolejne odkrycia.
Obecności Prusów na polskim Pomorzu nie można ograniczać do formuły okupacji ani też grabieżczych
najazdów. Wydaje się raczej, że codziennością wzajemnych kontaktów
sąsiednich ludów była koegzystencja.
Jedni i drudzy mieszkali obok siebie. To
dzięki pokojowemu sąsiedztwu pruski
trop odcisnął się na tyle silnie i trwale
na kartach historii Pomorza, że daje się
odczytać do dziś.
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
SZKOLNICTWO
Naprawmy
też subwencję na kaszubski
Od kilku lat nabrzmiewa problem wydatkowania subwencji oświatowej
w związku z realizacją praw dzieci
o szczególnych potrzebach edukacyjnych. Otóż samorządy terytorialne
otrzymują z budżetu państwa spore
kwoty w ramach subwencji oświatowej, ale wydatkują je na inne cele niż
zaspokojenie potrzeb edukacyjnych tej
grupy uczniów. Od lat problem ten zgłaszali na różnych forach głównie rodzice
dzieci nie w pełni sprawnych, ale także
organizacje mniejszości narodowych
i Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie.
Samorządy kosztem dzieci niepełnosprawnych i ich rodzin oraz uczniów
pobierających naukę języka kaszubskiego łatały swoje potrzeby budżetowe
w innych niż oświata dziedzinach.
Stale dochodzi do kuriozalnych sytuacji, kiedy to dzieci o szczególnych
potrzebach edukacyjnych uczą się
w niedoinwestowanych lub niewłaściwie zorganizowanych placówkach, a organ prowadzący tłumaczy to brakiem
pieniędzy… Wiadomo, że kwota subwencji przyznanej samorządowi z nawiązką pokrywa koszty nauki dziecka
z niepełną sprawnością. Analogiczna
sytuacja występuje w przypadku nauki
języka kaszubskiego, kiedy samorządy
otrzymują z tego tytułu spore środki
z budżetu państwa (w 2013 r. ponad
100 mln zł), ale wydają na ten cel część
środków. Jest to, co prawda, zgodne
z prawem, bo budżet państwa finansuje oświatę poprzez subwencję, czyli
środki „nieznaczone”, pozostawiając ich
dystrybucję autonomii samorządów terytorialnych. Bulwersująca jest bardzo
często spotykana sytuacja w gminach,
kiedy pomimo sporej subwencji z tytułu nauczania języka kaszubskiego dzieci
od lat nie mają nawet podręczników do
tego przedmiotu i nie dofinansowuje się
doskonalenia nauczycieli kaszubskiego.
Pomimo podejmowanych zarówno
przez organizacje niepełnosprawnych,
jak i przez Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie prób zwalczania tych praktyk
poprzez projekty strażnicze czy monitoringi wydatkowania środków publicznych, proceder trwa w najlepsze. Trzeba w końcu jednoznacznie przyznać,
że konieczne jest zainicjowanie zmian
w prawie.
Wydaje się, że do podobnych wniosków doszedł rząd. W projekcie ustawy
okołobudżetowej na 2015 rok złożonej
w Sejmie RP Rada Ministrów przewiduje, że w ramach budżetów samorządów
w Dziale 801 czyli „Oświata” wyodrębniony zostanie Rozdział ze środkami na edukację niepełnosprawnych.
Samorządy będą musiały przeznaczyć
na edukację dzieci z niepełnosprawnością wszystkie środki, które zostały im
na te zadania naliczone w subwencji
oświatowej. Oczywiście wywołuje to
silny opór gmin i powiatów. Rozwiązanie to ma póki co obowiązywać tylko
w roku 2015. Z całą pewnością przysłuży się ono transparentności wydatkowania sporych środków publicznych
i poprawi sytuację tych dzieci ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi.
Rozpoczęty proces wprowadzania
korekt w subwencjonowaniu oświaty i w sposobie rozliczania samorządów z przekazywanych na nią środków
z bu­dżetu państwa stwarza okazję
do naprawienia błędów, jakie istnieją w finansowaniu nauczania języka
kaszubskiego. Jako Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie powinniśmy podnieść
tę kwestię i zdobyć dla załatwienia tej
sprawy sojusznika tak, aby pieniądze
podatników przekazywane gminom
i powiatom na nauczanie języka kaszubskiego rzeczywiście trafiały do
szkół i były wydatkowane na ten cel.
Nowe rozwiązania mogłyby zacząć
obowiązywać od 2016 roku. Samorządy w końcu rozliczane byłyby z pieniędzy przyznanych im na nauczanie
języka kaszubskiego, a dzieci i młodzi
ludzie, którzy uczą się tego przedmiotu na ochotnika 3 godziny w tygodniu,
mieliby lepsze warunki do poznawania
dziedzictwa Kaszub.
Łukasz Grzędzicki, prezes ZG ZKP
NAJŚWIEŻSZE INFORMACJE Z ŻYCIA ZKP
W TWOJEJ SKRZYNCE MEJLOWEJ
ZAPISZ SIĘ DO NEWSLETTERA NA WWW.KASZUBI.PL/NEWSLETTER
POMERANIA GÒDNIK 2014
37
Gòdë 2014
Kòlãdë
W czas Gòdów chcemë zabédowac najim Czëtińcóm słowa dwùch kaszëbsczich
kòlãdów, jaczé pòwstałë w òstatnëch latach. Wôrt pòznawac tekstë, w chtërnëch
dzysdniowi aùtorzë òpisëją swòje widzenié narodzeniô Bòżégò Sëna i pòmôgają
nama w bëlnym przeżëwanim gòdowégò cządu.
Gwiôzdo
Zrodzony na sankù
Gwiôzdo, jak gòrnia swiécącô
Prowadzë nas do Betlejem,
Dze w kùmikù leżi Dzecã,
Chtërno sã do swiata smieje.
Na zôpis z Józwą szła Marija
Do Betlejemù w Judzczim kraju
Tam prawie naszła na Niã chwila,
Co nowi biég da dzejóm najim.
Gwiôzdo jasnô w całi krôse,
Co cemnice rozwidniwôsz,
Prowadzë nas do Dzecuszka,
Chtërno swiat rozwieseliwô.
Nie bëło w karczmie dlô nich placu,
Nalezlë w chléwie môlëk w kùmkù.
Tam Christus swòje żëcé zaczął,
Marija zrodza Gò na sankù.
Gwiôzdo sklëniącô na niebie
Reduj sã w ny swiãti nocë,
Bò Twój Stwórca sã narodzył
I sle płomny ùsmiéwk do ce.
Òséł grzôł z wòłã swiãté Cało,
Pasturcë niskò złożëlë skłón.
Jezëska niebò przëwitało,
Zbawicél przëszedł na zemsczi plón.
Gwiôzdo jedurnô, wëbrónô,
Żebë swiecëc nad Betlejem,
Niech twój wid pò całim swiece
Miłotã i ùbëtk seje.
Christus co dnia òd tegò czasu
Zazérô do nas, bë miłosc sôc.
Le wiedno zôs Mù felô placu
W kamiannëch nórtach lubòtnëch serc.
Br. Zbigórz Joskòwsczi
Eùgeniusz Prëczkòwsczi
Tekstë pòchôdają z ksążczi: Dlô Was Panie. Kòscelny spiéwnik (przër. E. Prëczkòwsczi, Gduńsk 2006).
Tam nalôżają sã téż nótë do nëch kòlãdów.
mùzyka
Nowi
Pò kaszëbskù
festiwal w klubie PG
W slédny weekend rujana Kwadratowa we Gduńskù wëfùlowała sã
lubòtnikama fòlkòwi mùzyczi. To prawie w tim sztudérsczim klubie Gduńsczi Pòlitechniczi òstała zòrganizowónô
pierszô edicjô festiwalu Kaszëbë Fest.
Rozegracjô mô promòwac westrzód
mieszkańców Trzëgardu ùtwórstwò
mùzyków môlowi binë, dlô chtërnëch
pòdskôcënkã są Kaszëbë.
Gwiozdą imprezë bëłë Bubliczki – karno zwëskiwającé corôz wiãcy
lubòtników w całi Pòlsce, jaczé zajistniało dzãka wëstãpòwi w pòlsatowsczim
„Must Be The Music”. Jegò mòcą
je ùtwórstwò òpiarté ò kaszëbską
zamkłosc, òblokłé w ritmë bałkańsczé, cygańsczé i kaszëbsczé, to je…
prôwdzëwé sparłãczenié etnozwãków.
Òkróm ti grëpë, czedës zez Brus, dzysô ze Szczecëna, wëstąpiła téż Chëcz,
pòkazywającô òd lat, że kaszëbizna
bëlno brzëmi nié le w lëdowëch dokazach, ale i w rësznëch, rockòwëch
sztëczkach. Nie zafelowało znónégò
w kaszëbsczim òkrãżim karna Fucus,
jaczé sygô do irlandzczich, bretońsczich
i szkòcczich zwãków. W ti mùzyczny
rozmajitoscë pòjawił sã téż wschòdny
akcent. Kòncert zagrała grëpa Dobroto,
jaką twòrzą instrumentaliscë z Tygiel
Folk Banda i gduńsczé spiéwné karno
Kadarka. Dobroto sprawiło, że w klubie
Kwadratowa zabrzëmiałë m.jin. tradicyjné spiéwë Ùkrajinë w melodijnëch
aranżacjach.
To rujanowé wëdarzenié miało zachtną frekwencjã, co dôwô nôdzejã, że
Kaszëbë Fest stónie sã wôżną rozegracją
na Pòmòrzim i bãdze promòwac dzysdniową twôrz kaszëbsczi (i nié leno)
mùzyczi.
Halina Malijewska
Tłóm. DM
POMERANIA GÒDNIK 2014
Pierszô edicjô festiwalu Kaszëbë Fest
zdôwô sã pòcwierdzac, że młodémù
pòkòleniu widzy sã sparłãczenié
mòdernëch zwãków z tradicyjnyma
melodiama i regionalnyma jãzëkama.
26 rujana do klubù Kwadratowa na festiwal òrganizowóny przez
Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié i Karno Sztudérów Pomorania przëszlë sztudérze, ale téż familie z dzecama. Bëło
to pierszé tegò ôrtu wëdarzenié i mòże
dlôte ceszëło sã tak wiele gòscama.
Niechtërny przëjachelë zza grańcë, na
przëmiôr ze Szwédzczi, jak Agata Rogala. Wedle mie wcyg baro mało sã robi,
żebë pòkazac lëdzóm folk. Jô przëjacha
tuwò le na to wëdarzenié, bò rzôdkò sã
zdôrzô, żebë mòżna bëło pòsłëchac tegò
ôrtu mùzyczi – pòdsztrichiwô w kôrbiónce z nama.
Festiwal zaczął sã òd kòncertu karna Chëcz, co pòkôzôł lëdzóm kaszëbsczé
frantówczi w rockòwëch brzëmieniach.
Pò kòncerce wòkalista Piotr Kapczińsczi
pòwiedzôł nama, że lëdzóm baro sã widzało: Bëło bëlno. W taczich sztërkach jak
dzysô, jô widzã, że to, co më robimë, mô
szëk i że je brëkòwné.
Aleksandra Kas, sztudérka i szkólnô
òd kaszëbsczégò, na festiwal przëjacha,
żebë òbôczëc swòje lubòtné karno Bubliczki: Wedle mie dobrze sã stało, że nen
festiwal òdbéł sã w strzodowiszczu gduńsczich sztudérów. Na codzéń przëchôdają
tuwò lëdze spòza Kaszëb i prawie dzysô mògą doznac sã, że przë kaszëbsczi
mùzyce téż mòże sã bëlno bawic.
Bubliczki nie zawiodłë. Przë skò­
cznëch zwãkach kaszëbskò-bałkańsczi
mùzyczi gróny przez to karno bawilë
sã tak Kaszëbi, jak i jiny ùczãstnicë festiwalu.
Adrian Watkowski, Klub
Sztudérów Pomorania
Tłóm. Tomôsz Ùrbańsczi
Folk, to je ôrt pòpùlarny mùzyczi, jaczi òpiérô sã na lëdowi mùzyce, òd pôrãnôsce lat
przeżiwô w Pòlsce swój złoti czas. Przikładama karnów, jaczé wëzwëskùją tã módã,
są chòcle pòdhalańsczé Trebunie Tutki (zaczinelë jakò lëdowô kapela, terô grają na
nôwiãkszich eùropejsczich festiwalach mùzyczi swiata), Golec uOrkiestra (westrzód
swòjich dobëców mają m.jin. platkã sztërë razë pòkrëtą platiną) czë Zakopower, jaczi
parłãczi tradicyjné góralsczé melodie z dzysdniową klubòwą mùzyką.
Jeden z nôwôżniészich pòlsczich fòlkòwëch kònkùrsów òdbiwô sã w òbrëmienim Festiwalu Fòlkòwi Mùzyczi Pòlsczégò Radia „Nowô Tradicjô”. W 2009 rokù pierszą nôdgrodã
dobëłë w nim Bubliczki Cashubian Klezmer Band. Gwiôzda Kaszëbë Fest promòwa téż
kaszëbiznã òbczas latoségò Przëstónkù Woodstock (kòl 750 tës. ùczãstników).
Kaszëbë są téż pòdskôcënkã dlô taczich mùzyków, jak Olo Walicczi (w lëstopadnikù
ùkôza sã jegò platka „Kaszëbë II”) czë znónô jazzowô artistka Kristina Stańkò, jakô
nagrała albùm „Snik” inspirowóny kaszëbską kùlturą. Ju wnetka ùkôże sã téż platka
Almost Jazz Group „Na Kaszëbach”, na chtërny są m.jin. lëdowé melodie w jazzowëch
aranżacjach.
HM
39
wëdarzenia
Harpagan
w kaszëbsczich lasach
Ju òd 25 lat w naszi òbéńdze je robiony Ekstremalny Rajd na Orientację HARPAGAN. Mòże w nim
brac ùdzél dwa razë òb rok: na zymkù i òb jeséń. Latos w jesénny edicje tegò wëdarzënkù na
kòłowëch (200, 100 i 50 km) i piechtnëch (100, 50, 25 i 10 km) stegnach jibòwało sã wnetka 1400
sztëk lëdzy. Titel Harpagana dostało 92 miónkarzów.
Maya Gielniak
Co znaczi Harpagan?
„Tëlé më wiémë ò se, na wiele naju
sprawdzą” – taczé mòtto przëswiecywô
rajdowi na òrientacjã Harpagan, jaczégò
ideą je dobëcé słabòtów i sprôwdzenié
grańcë gwôsny wëtrzëmałoscë. Kòżdô
z edicjów Harpagana, parłączącégò
w se dzéle piechtny i kòłowi turisticzi, je
w jinszim môlu. Ta wëpadła w Lëpùszu.
Harpagan je rajdã na òrientacjã. Jegò
bëtnicë dostôwają wnet przed startã
kôrtã z nacéchòwónyma kòntrolnyma
pùnktama. Drogã midzë pùnktama
kòżdi céchùje so sóm, z pòmòcą ti kôrtë
i kómpasa. Kòżdô fela w planowanim
i nawigacje brzadëje wëdłużenim turu,
na jaczégò zwënégã mô sã wëznaczony
czas. Na przëmiôr na pòkònanié
100-kilométrowi piechtny turë mô
sã 24 gòdzënë. W tim cządze rokù to
òznôcziwô, że zachtny dzél stegnë jidze sã òcemnicą. Ni ma przerwë na
spanié czë dłëgszé òdpòcznienié. Je
to doba marachòwaniô, doba mierzeniô sã ze słabòtama, ùmãczenim,
mòrzenim spikù. W ekstremalnëch
warënkach, w nieznóny òbéńdze. Doba
mòklëznë, bólu nogów, òdtłoków na
nogach. Pôlącëch òczów, zmògłëch
kòlanów. I mùszebnotë skùpieniô sã
na nawigacje, òbserwòwanim kôrtë
i kómpasu, pilowanim drodżi. Próba
mòżlëwòtów gwôsnégò òrganizmù. Na
tim pòlégô ekstremalnosc tegò rajdu,
a téż jegò niezwëkłota. I ni ma tuwò
przegrónëch. Dobëtnikama sã wszëtcë,
co mielë òdwôgã wëstartowac, niezależno òd te, jaczi distans pòkònelë.
40
Ale titel Harpagana zastrzeżony je dlô
nôtwiardszich, dlô tëch, co mieszczącë
sã w wëznaczonym czasu, dobãdą
nôbarżi drãdżé turë: 100 km piechti,
200 km na kòle abò sztur kómbinowóny: 100 km na kòle i 50 piechti.
Fenomen Harpagana
Dwadzesce piãc lat dowsladë, òb noc z 28
na 29 rujana 1989 rokù, Bògdón Jaskewicz i jesz piãc zapôlińców pòs­tanowielë
przeńc 100-kilométrową turã, jidącë pò
kaszëbsczich lasach w fùlnym turisticznym rin­sztun­kù. Szlë bez òdpòcznieniô,
òb dzéń i noc, sprôwdzającë mòc gwôs­ny
wòlë, pòkònywającë słabòtë òrga­nizmù,
ùmãczenié, brak spaniô. Nie spò­dzy­welë
sã nenczas, że zarażą tą ideą tësące lëdzy.
Wiadło ò tim nadzwëkòwim rajdze rozeszło sã pò całi Pòlsce. Wielëna
ùczãstników wcąg rosła. Òd rokù 2000
w kòżdi edicje startowało ju wiãcy jak
500 lëdzy z całégò kraju! Magijnô lëczba
1000 ùczãstników przekroczonô òsta
w 2012 rokù w Czôrny Wòdze. W latosy jesénny edicje wzãło ùdzél wnet
1400 lëdzy! Z kameralny, towarzësczi
imprezë Harpagan stôł sã niespòdzajno
jednym z nôwiãkszich ekstremalnëch
wëdarzeniów w Pòlsce! Nimò że ni ma
tuwò wôrtnëch nôdgrodów – dobiwca
dostôwô blós medal i statuetkã z sym­
bòlicznym „H” – wielëna ùczãstników
wcąg rosce.
Harpagan stôł sã kùltową imprezą
znóną nié leno w Pòlsce. Brelë w nim
ùdzél gòsce z Niemców, Czechów, Biôło­
rusje, Słowacje, Norwegie, Łotwë,
Hòlandie, Rusków, Ùkrajinë, Irlandie,
Belgie, Szkòcje, a nawetka z RPA.
Lëpùsz 18.10.2014, gòdz. 10 w.
– zakùńczenié rajdu
Szkòłowô jôdnica òd 10 reno do 10
wie­czór wëdôwa regeneracyjné zjest­
kù, pôchniało kawą i lëpùską arbatą. Òd wczasnégò pòpôłniégò na
swietlnëch tôflach mòżna bëło òbaczëc
wëniczi rajdu – chto zlôzł abò zjachôł z turë, jaczi ùdostôł czas, mòżna
téż bëło to samò òbaczëc na ekranie òglowòdostãpnégò kòmpùtra.
Ùmãczony ùczãstnicë zapòznôwelë sã
z wënikama, kòmentowelë, òpòwiôdelë
so ò ùcëmiãgach i zwënégach na dardze.
Ò 10 wieczór na gimnasticzny salë
zeszlë sã wëmãczony ùczãstnicë rajdu.
Sedzelë na pòdłodze, leżelë na matracach, niechtërny drzémelë. Wiãkszi
dzél òbzérôł wiôldżi ekran, na jaczim
wëswietliwóné bëłë nôcekawszé
òdjimczi z całégò dnia, z wszëtczich
turów. Mòżna bëło wszëtkò przeżëc
jesz rôz. Lëpùszczé karno „Nie ma Lipy”
zaspiéwało himn Lëpùsza, tak melodijny i skòczny, że czileset lëdzy klôskało
w ritm piosenczi. Nadeszedł ùlëdóny
sztót – ògłoszeniô wëników, nôdgrodzeniô dobëtników kòżdi kònkùrencje i na
kùńc ùhònorowaniô 92 nôtwiardszich
miónkarzów – Harpaganów lëpùsczi
edicje rajdu. Òb czas pòdzãkòwaniów
bëło pòdsztrichiwóné 25-lecé ti
imprezë, bëłë gratulacje, żëczbë,
czile słowów rzeknął òjc Harpagana, Bògdón Jaskewicz. Òganizatorzë
rajdu dostelë òd włodarzów gminë
snôżą, zrobioną bez artistã Andrzeja Dwòrczika, żłobinã kaszëbsczégò
Harpagana. Bëło wiele redotë! Nimò
ùmãczeniô wszëtcë bawilë sã bëlno
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
wëdarzenia / WAŻNE DATY
DZIAŁO SIĘ
w grudniu
w niepòwtarzalny atmòsferze wespólny zabawë. Bò doch w Harpaganie jidze przédno ò dobrą, wespólną jigrã na
swiéżim lëfce.
Na zakùńczenié wôrt je jesz pòd­
sztrëchnąc, że Lëpùsz bëlno przë­
rëch­­towôł sã do ti imprezë. Krómë,
res­taùracje òdemkłé bëłë tëlé, wiele bëło
nót. Zrzesz Szkòłów w Lëpùszu stała sã
Bazą Rajdu i bazą do spaniô jednoczasno.
Zawòdnicë to twiardi lëdze, do spaniô
sygnął jima sztëk pòdłodżi i matraca.
W szkòle bëłë pùnktë infòrmacyjné, bióro rajdu, robiącé non stop przechòwalnie,
mëtniô dlô kòłów, przechòwalniô dlô
kòłów, prisznice i WC, mediczny pùnkt,
masażista, jôdnica, wielné turisticzné
stojiszcza, Rajdowé Centrum, kawòwóz,
wszëtkò bëło òdemkłé całą dobã – gôdô
Kamila Żëwickô, direktórka lëpùsczégò
Gminnégò Westrzódka Kùlturë, Spòrtu
i Rekreacje.
Tłómaczëła Iwóna Makùrôt
Òdj. A. Kùkier
W ERnO HARPAGAN-48 w Lëpùszu
nôlepszi na piechtny turze 100 km béł
Krësztof Nowôk ze Gduńska, brëkòwôł
na ji pòkònanié 14 gòdzënów 22 minutë
(limit czasu 24 gòdzënë).
Na kòłowi turze 200 km dobéł Da­niél
Smieja ze Szczecëna. Turã pòkònôł
w czasu 10 gòdz. 40 min. (limit czasu
12 gòdzënów).
Na miészóny turze 100 km na kòle,
50 piechti nôlepszi béł Pawéł Cwidôk ze
Gduńska: 12 gòdz. 14 min. (limit czasu
18 gòdzënów).
• 7 XII 1994 – z inicjatywy oddziału ZKP w Rumi
odsłonięto w tym mieście pomnik Mestwina (Mściwoja II), ostatniego księcia Pomorza
Gdańskiego.
• 10 XII 1934 – w Toruniu zmarł Jan Brejski, wojewoda pomorski, dziennikarz, orędownik powrotu Pomorza do Polski. Urodził się 20 lutego 1863
w Pączewie (pow. starogardzki), pochowany
został na Cmentarzu św. Jakuba w Toruniu.
• 12 XII 1944 – w Konstancinie k. Warszawy
zmarł Bernard Chrzanowski, prawnik, działacz
narodowy, popularyzator morza i Kaszub, autor
wielu publikacji poświęconych Pomorzu, mecenas „Gryfa” i młodokaszubów. W 1987 r. Zarząd
Główny ZKP ustanowił Medal im. B. Chrzanowskiego „Poruszył Wiatr od Morza”. B. Chrzanowski urodził się 27 lipca 1861 w Wojnowicach.
• 18 XII 2004 – o godzinie 8 zaczęło nadawać
Radio Kaszëbë. 10 lat temu siedziba Radia znajdowała się we Władysławowie, dzisiaj w Gdyni.
Audycje w tej lokalnej stacji są dwujęzyczne
– kaszubskie i polskie.
• 25 XII 1294 – zmarł książę gdański Mściwój
II. Jeszcze za życia doprowadził do układu
w Kępnie (15.02.1282), gdzie przekazał Pomorze Gdańskie w sukcesję księciu wielkopolskiemu Przemysłowi II.
• 25 XII 1904 – w Pelplinie zmarł ks. Bernard
Ruchniewicz, dyrygent, kompozytor, współtwórca diecezjalnej szkoły organistowskiej (1887),
autor m.in. Śpiewnika kościelnego dla użytku
wiernych diecezji chełmińskiej (Grudziądz 1897).
Urodził się 26 lutego 1851 w Pelplinie.
Źródło: Feliks Sikora,
Kalendarium kaszubsko-pomorskie
Ogłoszenie!
Zapraszamy do wzięcia udziału w konkursie plastycznym „Miejsca kultu na Kaszubach (sanktuaria, kościoły, kapliczki)” organizowanym przez
Zespół Szkół w Potęgowie (ul. Szeroka 16, 76-230 Potęgowo, tel/fax 59 8115321, mail [email protected]).
Nasz region pełen jest miejsc, które przez swoją wyjątkowość stanowią ważne punkty na religijnej mapie kraju. Zależy nam na tym, by młode
pokolenia o tym nie zapominały, by potrafiły docenić wartość tego, co bliskie, co od zawsze znane.
Celem konkursu jest przedstawienie oczami dzieci i młodzieży miejsc kultu naszej małej ojczyzny, poznawanie historii i dziedzictwa kulturowego regionu oraz budowanie tożsamości lokalnej mieszkańców województwa pomorskiego. Adresatami konkursu są uczniowie klas I–III
i IV–VI szkoły podstawowej oraz I–III gimnazjum.
Tematem prac powinny być ciekawe – pod względem historycznym, kulturowym, architektonicznym – miejsca kultu w okolicy miejsca zamieszkania uczestnika konkursu (na terenie województwa pomorskiego).
Konkurs rozpoczyna się 1 listopada 2014 r., a kończy 28 lutego 2015 r. Chęć wzięcia udziału w konkursie należy zgłosić do 20 grudnia 2014.
Termin uroczystego wręczenia nagród zostanie ogłoszony na stronie internetowej organizatora, a uczestniczące w konkursie placówki zostaną
o nim poinformowane telefonicznie.
Wszystkie informacje, regulamin oraz dane kontaktowe można znaleźć na stronie zspotegowo.pl w zakładce Język kaszubski.
Zachęcamy do udziału w konkursie!
POMERANIA GÒDNIK 2014
41
z Kociewia
Z uczty na ucztę
M A R I A PA J Ą KO W S K A - K ENSI K
Niekiedy tak bywa, że święto nie jest takie osobne, wyróżnione z codzienności,
lecz podwójne, jakby tego pierwszego
było mało. W polskiej kulturze najważniejsze święta religijne są właśnie podwójne, nawet były kiedyś dwudniowe
Zielone Świątki. Kto bywa za granicą,
wie, że tam jest inaczej. Chrońmy naszą odświętność przekładaną na nastrój
unoszący w górę… wzmacniający siłę
ducha i pozwalający czekać (w samym
oczekiwaniu bywa połowa przyjemności) na kolejne święta.
W połowie listopada cztery kolejne
dni tygodnia zamieniły się dla mnie
w ciekawe święta. Najpierw w Rulewie (które pamięta barwną postać
Barnima Rulewskiego i Jana Rulewskiego, pamiętnego działacza Solidarności z Bydgoszczy, obecnie senatora),
w jednym z najpiękniejszych zespołów
pałacowo-ogrodowych w Borach Tucholskich – jak podaje informator – zorganizowano konferencję poświęconą
ochronie krajobrazu (przyroda i kultura). Położony u wrót Borów Tucholskich
(w części wpisanej w nasze Kociewie)
czterogwiazdkowy hotel Hanza Pałac był świetnym miejscem spotkania
przyrodników i ludzi kultury z Polski.
Z przyjemnością słuchałam referatów
o znaczeniu tradycyjnych sadów znad
Dolnej Wisły, czyli Kociewia. Dobre pomysły wykorzystuje się w królewskim
zespole pałacowo-parkowym w Wilanowie. Rozmowa z sympatyczną młodą
wilanowską ekipą podczas wieczornej
biesiady była dla mnie miłym zakończeniem bogatego w przeżycia dnia.
W niezwykłym miejscu ciekawe spotkania stają się świętem. Zawsze wtedy
42
myślę, jak dobrze, że oprócz ekspertów
czy też zwykłych wyrobników są ludzie
z pasją, którzy nie zaczynają rozmowy
od pytania „Za ile?”.
Innego rodzaju przeżycia dostarczył
uczestnikom VII Festiwal Twórczości
Kociewskiej im. Romana Landowskiego w Tczewie. Patronem festiwalu
jest tu postać symboliczna. Urodzony
w Świeciu nad Wisłą, przez wiele lat
mieszkał i pracował w Tczewie, w ostatnim okresie życia zamieszkał w Czarnej
Wodzie, czyli w powiecie starogardzkim. W ten sposób przemierzył – połączył Kociewie. Pierwszy i wieloletni
redaktor naczelny „Kociewskiego Magazynu Regionalnego”, nie doczekał
wprawdzie srebrnego jubileuszu kwartalnika, ale nadał mu kształt i wyznaczył przestrzeń dociekań i relacji z życia regionu. Na początku jego wiersze
i poetycka proza ożywiały się w recytacjach. Od trzech lat poszerzono formułę
– podczas deklamacji można usłyszeć
wiersze lub teksty prozą Zygmunta Bukowskiego, Jana Majewskiego, Andrzeja
Grzyba, ks. Janusza Stanisława Pasierba,
ks. Franciszka Kameckiego i innych.
Tak, Kociewie i pod tym względem nie
jest ubogie. Są jeszcze Małgorzata Hilar
czy też Stanisław Sierko, obdarowujący
nas przed Wielkanocą i Gwiazdką nowym tekstem poetyckim przypominającym, że nadchodzą święta…
Właśnie S. Sierko obdarował mnie
niegdyś ciągle mi bliską kociewską smętnicą, a jego sześciostronicowe listy (tzw.
sierkowate) to oddzielny poemat. Dlaczego ludzie listów nie piszą? Czy zdawkowe smsy czy mejle mogą zastąpić listy
okraszone czekaniem, ogrzane ciepłem
piszących i czytających później rąk. Nie
mogę się pogodzić z upadkiem tej sztuki, będę wytrwale pisać… i czekać…
Wracając do wspomnianego festiwalu, cieszę się, że był z rozmachem.
Dwudniowy, bogaty. Już same liczby
wiele mówią – prawie 300 uczestników z 47 placówek. Najwięcej z powiatu tczewskiego, ale i ze starogardzkiego. W tym roku do Tczewa dotarli też
po raz pierwszy laureaci Powiatowego
Konkursu Recytatorskiego „Poeci z Kociewia”, w Świeciu organizowanego od
2010 r. Wreszcie Kociewie razem, całe.
Obok recytacji są konkursy na prace literackie, plastyczne, programy poetycko-muzyczne i inscenizacje. Powagę
święta podkreśla też obecność gości,
m.in. posła RP Kazimierza Smolińskiego
i senatora RP Andrzeja Grzyba. W drugim dniu jest uroczysty koncert – pokaz. Myślę wtedy z dumą – Kociewie
żyje! I pewnie patron święta (przy jego
symbolicznym wizerunku można przysiąść na tczewskiej ulicy) byłby – jest?
– z takiego plonu regionalnego ziarna
zadowolony.
W naszym Świeciu konkurs rejonowy organizowany jest w Szkołach
Katolickich im. ks. dra Bernarda Sychty.
Oddział ZKP w Bydgoszczy też wspomaga to dzieło. Liczą się nie tylko ufundowane nagrody, ale chyba bardziej
znamienny jest udział w pracach jury
Aliny Rzepeckiej, bardzo sympatycznej
poetki z Bydgoszczy. Niezwykle wrażliwej, subtelnej i wypowiadającej się jak
zwykle – poetycko i krzepiąco.
Dziękuję Bogu za poetów, za ich lot
ku gwiazdom, wskazujący kierunek,
życzę Czytelnikom „Pomeranii” i oczywiście Redakcji z okazji Gwiazdki (potrójnego święta, bo z Wigilią, a potem
jeszcze tzw. Święte wieczory do Trzech
Króli) jak najwięcej okazji do zadziwień
i zachwytów, a w Nowym Roku wiele
dobra, tego też zwyczajnego.
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
gadki Rózaliji
Mali szurek pod chójka
– na Boże Narodzanie
Zyta Wejer
Jidó najpiankniejsze Śłanta. Narodzi
sia tan, chtórnygo oczekiwelim mi ludzie bez całke wjeki. Jak łón, tan Bóg-Dziecina, sia narodziył, żam zaczani
rachować czas łod nowa. Tera mómi
2014 lat po jego narodzaniu. To jego
narodzanie otworzyło nóm nowe spojrzenie na żicie tu na ziamni, ale ji po
śmniyrci. Narodzanie we żłobie to był
jano początek. Ale mi tan początek durcham śwjantujim ji jak czas Bożygo Narodzania mninie, to nóm sia robji smutno ji wiglóndómi nowych narodzinów.
Ale latosiygo roku pod chójką naleźlim
małego szurka – Kacperka, co sia jakobi
narodziył zez Panam Jezusikam, co leży
na sianku, ji słucha jak mi mu srodze
pjanknie śpsiywómi ty kolandi: „Lulajże
Jezuniu, lulajże, lulaj!!!”. A ti nasz Kacpusiu sia tysz łutulaj!
Walnego dyrowało, nim sia tan małi
berbeć na śłat Bożi wikulnył! Pjyrsze
żam je srodze ciekawa, czi ów szurek
choć dziepko szlachuje za Prababkó?
POMERANIA GÒDNIK 2014
Boże drogi, toć najważniejsze je to, czi
je zdrów ji całki! Ale córka ze zianciam
gadeli, że wszitko je zicher! Jano że ja
musza to sama łobtaksować. Na mojygo wnuka prziszed tera „wjek męski,
wjek klęski”. Ja mu to przepowjadałóm durcham! Jano łón ni mniał pojancia, ło co mnie sia rozchodzi. A ło
tan tramwaj, co niy chodzi! Uchować
rodzina zez jedni głodowi pensiji, eszcze zez przichówkam (nó jó, ale po co
sia opartolył), to nie je ano take hop!
Może równak przi Boski pómoci ji
wszitkych śłantych (czyt. rodzini) to
sia da! Timczasam bierza machi pod
pachi ji leta na ty przepatri, obtaksować tego Kacperka, bo tak mu ma bić
na jimnie. Póno nic mu nie fyluje, ale
ja musza to na swoje łoczi obaczyć ji
tan werdykt zatwjyrdziyć! Łusz żam je
byrajt ji zara banda pyrgać! Jano Boże
uchowaj, co bim sia nie wikańtowałóm
wedle drogi. Tedi wew Jimnie Łojca ji
Sina – dali wew land!
Rózalija
PS Szurek je zdrów ji całki, chyba
szlachuje za Prababkó! Możeta mnie
tedi pogratulować! Znówki sobje jednygo golna, na zdrówko ti znajdki, tego
szurka pociesznygo!
Niech rośnie tan bómbel jak na
młodziach, Bogu na chwała ji pociecha
ludziskóm! Jano cobi łón nie wirós na
jakygo witrikusa abo richt na lóntrusa, a eszczi gorzi na rocitnika! Ale na
przodziek niy bandzim sia trapjyć – na
niy! Ruske bi rzekli: „pażywiom, uwidzim!!!”. Zaśpsiywejma jano tedi wewta
wjigilija: „Bóg sia rodzi, moc truchleje” abo „Pódźma wszitke do stajanki”.
Śpsiywania nigdy nie je za wjele. Ji dejma przikład dzieciskóm, niech tradycja
wew narodzie nie ginie! Jó, a na pastyrka to nawetki kożdi ochlapus jidzie! Ja
jida! A wi? Jano jidźta!!!
Zez Bogam tedi. Do siygo roku!
Tekst w gwarze kociewskiej,
w pisowni autorki
43
ZROZUMIEĆ MAZURY
Gody
WAL D E M AR M IERZWA
Godami lub godnymi świętami nazywano na Mazurach dni od Bożego
Narodzenia do Objawienia Pańskiego
(Epifanii), w tradycji polskiej zwanego
potocznie świętem Trzech Króli. Ostatnia niedziela przed Adwentem, czyli
czasem przygotowania na powtórne
przyjście Pańskie, poświęcona była na
Mazurach pamięci zmarłych i zwano ją
Dniem Wieczności. Erwin Kruk zauważa w Szkicach z mazurskiego brulionu, że
„czas adwentowy przypominał człowiekowi, że jest istotą żyjącą na pograniczu
dwóch światów: między tym, co już się
wydarzyło, a tym, co ma jeszcze nastąpić. To był ten wymiar religijny, swoista
fizyka i metafizyka mazurskiego świata.
Łączył on, mówiąc w uproszczeniu, narodziny Dzieciątka z pamięcią o swoich
umarłych i własnym życiu”.
W wigilię Bożego Narodzenia prace
kończono przed zapadnięciem zmroku.
Wieczorem siadano przy stole przykrytym lnianym obrusem, stawiano na
nim świecę, a gospodarz odczytywał
fragment z Biblii o Bożym Narodzeniu
albo stosowną część postylli, czyli zbioru kazań przystępnie komentujących to
wydarzenie. Aż do początku XX wieku
w mazurskich domach nie stawiano
świątecznych drzewek i nie obdarowywano się prezentami.
Gody zwiastowała gwiazda zaranna – jutrzenna, czyli Jutrznia (niem.
Morgenstern). Jutrznią nazywano tu
też misterium przedstawiające sceny z narodzin Dzieciątka, odgrywane
przez dzieci przed świtem pierwszego dnia świąt. Było ono najważniejszą, a dla wielu najpiękniejszą częścią
44
uroczystości bożonarodzeniowych.
Jutrznia trafiła na Mazury jeszcze
w czasach katolickich w postaci jasełek, czyli widowisk o Bożym Narodzeniu opartych na średniowiecznych
misteriach franciszkańskich. W miarę upływu lat jej oparty na Ewangelii
tekst wzbogacono o pierwiastki twórczości lokalnej i przeobraziła się w rodzaj teatru ludowego. Max P. Toeppen
podkreślał w Wierzeniach mazurskich,
że była to „wielce lubiana uroczystość”,
w której „najżywszy udział bierze cała
ludność polska, a nawet i wielu Niemców”. Grzegorz Jasiński zalicza Jutrznię
do najważniejszych zwyczajów kościelnych na Mazurach. Wprawdzie uroczystość tę znano także w innych prowincjach, choćby w Prusach Zachodnich
czy w Wielkopolsce, jego zdaniem jednak „Jutrznię mazurską wyróżniał jej
dramatyzm, ludowość i powszechność”.
Max Rosenheyn, autor wydanej
w 1858 r. relacji z podróży po Prusach pt. Reiss-Skizzen aus Ost- und
Westpreussen, uczestniczył w Jutrzni w jednym z kościołów w Puszczy
Piskiej: „O czwartej rano dzwon kościelny dał znak wyruszenia. Wszyscy
mężczyźni, usłyszawszy dzwonienie,
zdjęli nakrycia głowy. Matka zbudziła
dzieci. Włożyły one zwykłe ubrania, na
nie zaś białe koszule, opasując je czerwoną wstęgą. Na głowy nałożyły kolorowe,
papierowe czapki, a gdy wzięły gałązki
sosnowe, podeszła do nich matka, natarła każdemu policzki proszkiem z cegły,
węglem zaś narysowała (bez wyjątku
– chłopcom i dziewczętom) czarne brwi
i solidne wąsy – anioły były gotowe.
(…) Tłok był tak wielki, że przez główne drzwi nie udało mi się dostać do kościoła – musiałem wejść przez zakrystię
(…). Wszędzie – na ambonie na ołtarzu
i świeczniku nawy paliły się kolorowe
świece woskowe. Na bocznym chórze,
a także i w dole na ławach niemal każdy
miał przed sobą płonącą świecę.
Cały ten tłum zaśpiewał po polsku,
pełną piersią, ale na jeden głos, pieśń
poranną z towarzyszeniem małych,
krzykliwych organów. Podczas ostatniej zwrotki weszły do kościoła tłumy
aniołów z płonącymi gałązkami sośniny. Większy oddział aniołów ustawił
się w dwuszeregu przed ołtarzem,
dwa mniejsze zajęły miejsce w chórze
i w głębi kościoła”.
Do dzisiaj nie ma zgody co do godziny rozpoczynania Jutrzni. Karol Małłek,
który w latach trzydziestych XX wieku
odtworzył przebieg tej uroczystości na
Działdowszczyźnie „dzięki tylko dobrej
pamięci naszych, w sędziwym wieku,
ojców i matek” i wydał jej scenariusz
drukiem (Jutrznia mazurska na Gody),
uważał, odwołując się do „zwyczaju
mazurskiego”, że powinna się rozpoczynać o drugiej w nocy. Toeppen i Rosenheym przesuwali jej rozpoczęcie na
czwartą nad ranem, a pamiętający
Jutrznię z czasów dzieciństwa mazurski pisarz Erwin Kruk przychylał się do
tezy, iż właściwą godziną była szósta.
W didaskaliach do działdowskiej
Jutrzni Małłek podał, iż wszyscy biorący
w niej udział powinni być ubrani w długie, białe koszule przybrane różnobarwnymi szarfami (szerpami), wstążkami
i gwiazdkami. Aniołowie i żaczki powinni mieć w prawej ręce palącą się
świecę w specjalnym lichtarzyku (kierca), główny anioł skrzydła, pasterze
długie laski, pielgrzym laskę podróżną,
królowie korony ze złoconego papieru, a uczeni w piśmie winni trzymać
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
Zrozumieć Mazury
w rękach księgi. Małłek podkreślał, że
aby „nastrój był szczery i wzruszający”,
oracje sierot powinny wygłosić „rzeczywiste sieroty”.
W mazurskich jutrzniach dbano
dawniej nie tylko o żarliwość sierocych
mów. Rosenheyn odnotował, że – zapewne dla osiągnięcia inscenizacyjnego
efektu – powszechnym zwyczajem było
spuszczanie spod świątynnego sufitu
ubranego na biało chłopca-anioła, który śpiewał „Z nieba wysokiego stamtąd
przybywam tu”. Pewnego razu „zdarzyło się, że anioł trzymał zapaloną świecę
zbyt blisko linki, na której wisiał. Linka
zapaliła się i chłopak spadł na głowy
pobożnych”. Od tego czasu spuszczania
aniołów miano zaprzestać.
Wystawiania Jutrzni, którą traktowano jako zwyczaj katolicki, zakazano już w 1711 roku. Zakaz był bezskuteczny, ponawiano go w kolejnych
latach wiele razy. W połowie XIX wieku
Jutrznię zaaprobowano, ale nie jako oficjalną uroczystość kościelną. O jej wystawianiu w latach poprzedzających
I wojnę światową donoszono z wielu
miejscowości. Nieliczni już tylko byli
świadkami tego misterium w okresie
międzywojennym. Na Mazurach Jutrznia przeszła do historii dobre pięćdziesiąt lat temu. Tutejsi ewangelicy są dziś
zbyt małą społecznością, by podjąć się
trudów jej wystawienia.
Maksowi Rosenheynowi zawdzięczamy także opis kolędowania dzieci
przebranych za anioły, które w czas
Godów obchodziły domy z Jezuskiem
w kołysce i ze złotą gwiazdą na kiju:
„Pochód ten jest pełen wspaniałości:
Adam pojawia się z drzewem życia, za
nim idzie Ewa z rajskim jabłuszkiem,
Abraham z nożem kuchennym, Mojżesz
z czarodziejską różdżką, Aron z macą,
a Samson, otoczony Filistynami, z oślą
szczęką, którą – gdy takowej brak – zastępuje psia czaszka. Nie brak w pochodzie również króla Salomona”. W XX w.
grupy kilku chłopców chodziły po kolędzie z gwiazdą. Czasami towarzyszyły
im maszkary (przebierańcy) zwierzęce,
jak koza, bocian czy niedźwiedź.
Dwanaście dni od Bożego Narodzenia do Trzech Króli zwano też na Mazurach dwunastkami, świeczkami lub
świętymi wieczorami. Czas ten należy
do najbogatszych w tradycje ludowe
POMERANIA GÒDNIK 2014
świąt roku obrzędowego. Nie uda się
wymienić tu ich wszystkich. Z pierwszą jego częścią, trwającą do Nowego
Roku, wiązało się wiele zakazów i czynności mających znaczenie magiczne,
a stanowiących relikty obchodzonego
kiedyś w tym czasie święta zmarłych.
Zakazane było wykonywanie wielu
prac i czynności, m.in. szycia, przędzenia, młócenia, rżnięcia sieczki, w ogóle
wszelkich czynności związanych z cięciem, szczególnie za pomocą narzędzi
z metalu. Nie wolno było gotować grochu i kaszy, smażyć skrzeczek (skwarek),
a w niektórych częściach regionu także
prać. Zakazy te miały wynikać z przebywania w tym czasie w pobliżu ludzi
duchów i ze wzmożonej aktywności
czarownic, a ich nieprzestrzeganie mogło doprowadzić do znaczących szkód
w gospodarstwie i zdrowiu. Skala kar
była szeroka: za kaszę groziły wszy, za
groch wrzody, za przędzenie wilk mógł
napaść na owce, szycie zaś mogło nawet spowodować „urodzenie się cielaków z zaszytymi dupami”.
Mazurscy kolędnicy. Rycina ze zbiorów autora
Dzień poprzedzający Nowy Rok
zwany był ziliją do Nowego Roku. Wierzono, że duchy umarłych w danym
domu przychodziły wtedy, by ogrzać
się pod piecem. Kuchnię dokładnie
sprzątano, pod piec stawiano ławę,
podłogi myto i posypywano białym
piaskiem. Niektórzy dostrzegali na
nich rano ślady duchów. Bliskość
umarłych przodków sprzyjała wróżbom. Lano ołów, puszczano na wodę
drewienka, nasłuchiwano głosów
zwierząt, liczono kołki w płocie, wróżono z figurek, a nawet z wilgotnej
soli, którą wypełniano naparstki.
Bacznie przyglądano się niebu (jeśli siła
gwiazdków świeci, to kokosy [kokosze]
będą się dobrze niosły cały rok), wyciągano słomę ze snopków (im dłuższa, tym
lepsze plony), cieszono się, gdy pierwszy do izby wchodził w Nowy Rok mężczyzna, bo zapowiadał tym szczęście
na kolejnych dwanaście miesięcy.
Zwyczaj organizowania zabaw,
zwanych teraz sylwestrowymi, nie był
na Mazurach znany. Psocono jednak tej
nocy bez umiaru: smarowano smołą
okna, wciągano na dach rozebrane na
części wozy, chowano gospodarskie
sprzęty, przenoszono pod wejściowe
drzwi wygódki.
Mazurzy uważali, że na podstawie
pogody w dwunastki można było przewidzieć aurę w nadchodzącym roku.
Każdy dzień dwunastek wróżył pogodę w kolejnym miesiącu: 25 grudnia
na styczeń, 26 na luty, itd. Cztery pory
dnia, po sześć godzin, odpowiadały
czterem tygodniom w miesiącu. Jerzy
Krzysztof Pisanski, wspominał Mazura, który w dwunastkowe dni co godzinę zapisywał obserwacje, a „potem
przez cały rok, niby jak wyrocznia, był
oblegany przez żądnych informacji
o pogodzie”.
Wierzono także w związek między
dniem tygodnia, w który przypadało
Boże Narodzenie, a nadchodzącym rokiem. I tak: jeśli Boże Narodzenie „trafi
na Czwartek, będzie Zima ostra – Wiosną deszczów niemało – Lato dobre – Jesień mieszana – Zboża i owocu dobrego
dostatek. Królowie i wielcy panowie
pokój mieć będą”. Czytelnikom „Pomeranii” i sobie życzę, oby ta całkiem dobra wróżba sprawdziła się nam w 2015
roku!
45
Witóm na naszi stôri
zôpadnokaszëbsczi zemi
Ostatnie dwa tygodnie tegorocznego
września przyszło mi spędzić w Ośrodku Rekreacyjnym w Bornem Sulinowie.
To jedno z najmłodszych miast w Polsce, zwane niekiedy leśnym miastem,
zapisało się na kartach historii ciekawymi wydarzeniami. To tutaj ścierały
się największe totalitaryzmy XX wieku
związane z armią hitlerowskich Niemiec i później armią sowiecką, których
bazy szkoleniowe stacjonowały na tym
terenie w latach 1933–1992.
Ale nie o tym chciałbym napisać.
Kiedy w pierwszą niedzielę mojego pobytu w Bornem Sulinowie udałem się na Mszę Świętą, zauważyłem
księdza, który pozdrawiał wiernych
wchodzących do kościoła. Witając się
z księdzem, przedstawiłem się, mówiąc
m.in., że przyjechałem z Gdańska, z Kaszub. Na te słowa ksiądz powiedział do
mnie piękną kaszubszczyzną: „A mòże
wasta gôdô pò kaszëbskù?”. Na moje
„jo” powiedział: „Witóm na naszi stôri
zôpadnokaszëbsczi zemi!”. Zaskoczony
tą wypowiedzią wdałem się z księdzem
kanonikiem Jerzym Stadnikiem w krótką pogawędkę. Czas naglił. Na koniec
Mszy Świętej (kolejna niespodzianka)
ksiądz pozdrowił Kaszubów uczestniczących w nabożeństwie.
Po kilku dniach spotkaliśmy się na
plebanii, gdzie dowiedziałem się o wielu epizodach z życia księdza proboszcza.
Ksiądz Jerzy Stadnik urodził się w 1948
roku w Kołczygłowach, miejscowości
położonej w powiecie bytowskim na
trasie wiodącej do Słupska. Ta stara
osada pochodzi z XIV wieku i znana jest
m.in. z tego, że w miejscowym kościele
Otto von Bismarck, późniejszy kanclerz Niemiec, wziął ślub z Johanną von
46
Puttkamer (ze zgermanizowanej w XVI
wieku kaszubskiej rodziny Podkomorzych, którzy w swoim herbie mieli rybogryfa). Miłośnicy kolarstwa wiedzą
też, że w Kołczygłowach urodził się
Czesław Lang.
Rodzina księdza kanonika pochodziła z kresowej Kołomyi i Stanisławowa,
gdzie jego ojciec był naczelnikiem na
kolei, a matka w okresie okupacji oficerem Armii Krajowej. W ostatniej chwili
udało się państwu Stadnikom uciec
przed siepaczami z NKWD. W roku 1945
drogą przez Gdańsk dotarli do Kołczygłowów, „ostatniej wioski rejonu słupeckiego, gdzie żyli jeszcze Kaszubi”, jak
to określił ksiądz Jerzy. W latach powojennych mieszkali tu Łemkowie (z Akcji
Wisła), trochę Niemców, nieliczni Polacy
i wielu Kaszubów o takich nazwiskach,
jak: Prądzyńscy, Ciemińscy, Trzebiatowscy czy Płotkowie. Mowa, jaką posługiwały się dzieci, a wśród nich mały
Jurek, była kompilacją języków tych
wszystkich nacji, wśród których dominował kaszubski. Stąd, jak skonstatował
ksiądz Jerzy, jego znajomość języka kaszubskiego.
Potem były lata nauki w słupskim
liceum. Pokonanie początkowych trudności językowych już w drugiej klasie
pozwoliło licealiście na uczestniczenie
w wojewódzkim konkursie recytatorskim w Koszalinie. Gdy stanąłem na binie
– mówi ksiądz – nie byłem w stanie (zapomniałem) wyrecytować „Elegii o śmierci
Ludwika Waryńskiego”. Po chwili namysłu zacząłem opowiadać po kaszubsku
bajeczkę, którą kiedyś opowiedziała mi
stara Kaszubka, pani Gliszczyńska. Kiedy
skończyłem, rozległy się gromkie brawa,
a przewodniczący jury Jan Piepka, poeta
i publicysta kaszubski, podszedł do mnie
i ze łzami w oczach serdecznie ucałował.
I tak oto dziecko kresowych rodziców zaistniało na kaszubskiej niwie.
Po maturze podjąłem studia na Wydziale Mechanicznym Politechniki Gdańskiej (lata 1966–1972). Potem było Gdańskie Seminarium Duchowne; ale studia
kapłańskie ukończyłem w Wyższym Seminarium Duchownym Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej w Gościkowie-Paradyżu.
Od 1995 roku ksiądz kanonik jest
proboszczem kościoła pw. Świętego
Brata Alberta w Bornem Sulinowie.
Jego kościół powstał z dawnej kantyny
oficerskiej wojsk hitlerowskich przekształconej przez dowództwo stacjonujących potem wojsk sowieckich na salę
kinową. Natomiast wieża z górującym
na niej krzyżem jest już polska. W kościele znajduje się tryptyk wykonany
w 1940 roku przez porucznika Jana Zamoyskiego, polskiego jeńca wojennego
z oflagu w Neubrandenburgu. Przywieziony w 1942 roku do Oflagu II D Gross
Born, w którym przebywali polscy oficerowie a po upadku powstania warszawskiego również żołnierze Armii
Krajowej, dziś po wielu perypetiach
tryptyk ten wrócił do Bornego Sulinowa i stanowi ozdobę i chlubę świątyni.
Czas spędzony w towarzystwie księdza
kanonika, a zwłaszcza rozmowy prowadzone w naszej kaszubskiej mowie na
zawsze pozostaną w mojej pamięci.
Jerzy Nacel
W kaszëbsczim Pariżu
Niebò je kòmùdné. Cemnô blóna, jakô
wëchôdô z kòminów sąsadów, zdôwô
sã jesz brëdniészô jak wiedno. Na
biórkù sztapel ksążków: ùczbòwniczi,
lekturë, zesziwczi z domôcyma zadaniama – wszëtkò to na dzysô abò na
wczora. Gdzes westrzód nich nalôżô sã
jaczis lubny roman, ale zarô lądëje na
pòlëcë, żebë nie kùsył. W szëflôdze lësta
filmów, jaczé jem so òbieca òbezdrzec.
Co jô mia jesz zrobic? Napisac relacjã
z wanodżi do Szczecëna!
Próbùjã przëwòłac z pamiãcë tã
rézã. Mùskòwi, jaczi przeżił òsmë
ùczbów, pr zet r zi môł w st r zą së
w aùtobùsu i ùdżibô sã pòd cãżôrã
sprôw, ò jaczich je mùsz – jesz dzysô – pamiãtac, drãgò je robic. Brëkùjã
wëòbraznie. Zamikóm òczë i czëjã
wałã cepła, jakô rozchôdô sã pòmalë pò
mòjim cele. Jo, tam bëło ò wiele cepli.
Jesmë wëjachelë wczas reno w slédną niedzelã séwnika. Wëzwëskóné
przeze mie wszelejaczé pòzycje spikù
na aùtobùsowim krzasle nie są baro
czekawé, tej dóm so z nima pòkù.
Kùreszce jesmë docerlë do Szczecëna.
Pòlsczi Pariż ùsmiéwôł sã do naju parmiénno i chòc nie chwôlił sã bùszno
wieżą Eiffla, tak a tak nas òczarził.
Dzãka prowadniczce jesmë pòznelë tak
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
LISTY
nôwôżniészé môle gardu, jak i rozmajité gatënczi drzewów i krzów. Kòżdi,
chto Pariż parłãcził z Moulin Rouge,
a Moulin Rouge z różama, wierã krziknął z pòdzëwù, widzącë tësące różów,
a westrzód nich kwiat ò pòzwie „Chopin” w szczecyńsczim Ògrodze Różów.
Na 22. szos bùdinkù, gdze je kawiarniô Café 22, jesmë wjachalë wë­
fùlowóny różewą pôchą. Wasta Riszôrd
Stoltmann – przédnik môlowégò partu
Zrzeszeniô – na przëwitanié rôcził nas
na miodną czestã. Równak tim razã
nié lodë bëłë nôwiãkszą atrakcją, ale
Szczecëno òbzéróné z taczi wësokòscë.
Pòstãpnégò dnia (29 séwnika) ju
òd rena w lëfce robiło sã kaszëbskò.
To, że robimë fùrorã, ùswiądniłë mie
òtemkłé gãbë lokatorów z sąsednëch
jizbów hòtelu, w jaczim më spelë.
Z zadzëwòwanim zdrzelë òsoblëwie
na dzéwczãta nëkającé w tã i nazôd
w dłëdżich kaszëbsczich sëkniach,
w kòszlach z wësziwkã i zarzeszonëch
westkach. Tak òblokłé jesmë szlë
do biblioteczi na zéńdzenié, na jaczim miało bëc gôdóné ò prof. Gerace
Labùdze. Béł to jeden z elementów
òbchòdów XX-lecô partu Zrzeszeniô
w Szczecënie. To prawie z leżnoscë ti
roczëznë jesmë przëjachelë do tegò
miasta. Niejedny z nas, ùmãczony,
zamikelë òczë, jiny co sztót wëchòdzëlë,
ale móm nôdzejã, że wszëtcë jesmë
wënioslë z tegò wëdarzeniô mni abò
wiãcy infòrmacjów i przemësleniów.
POMERANIA GÒDNIK 2014
Zapamiãtómë mądrosc profesora
Labùdë i jegò robòcosc, co szłë ze sobą
razã i prowadzëłë do wiôldżich dokazów. Më téż mòżemë czedës bëc taczima lëdzama, jak òn. Za pôrãdzesąt
lat mòże sã pòtkómë w jaczis jiny biblotece, żebë wspòminac np. wastnã
Wandã, zasłëżoną kaszëbską dzejôrkã,
abò wastã Słomińsczégò, bëlnégò historika z naji szkòłë. Anegdotóm nie mdze
kùńca. „A pamiãtôta, że wastna Wanda gôda do wszëtczich – Jacki i Agatki?
Pamiãtôta, jaką Biôłą Strzélą jezdzëła.
A pamiãtôta…”
Jinyma atrakcjama wanodżi bëła
kònferencjô ò grifie, wëstôwk „Pòd skrzidłama Grifa”, wszëtkò to w Szczëcenie.
To téż wôżné dzéle swiãtowaniô XX-lecô partu. A pòstãpnégò dnia zwiedzywanié Pòmòrsczégò Mùzeùm
w Greifswaldze i ùniwersytetu w tim
miesce, gdze sztudérowôł Aleksander
Majkòwsczi.
W mòji relacji felëje jesz jednégò
wôżnégò pónktu, ò jaczim mùsz je
napisac wiãcy jak le pôrã słów – jidze
ò òdkrëcé w Szczecënie òbeliskù na
wdôr pierszich mieszkańców Pòmòrzô
– Kaszëbów, co bëło chëba nôwôżniészim pónktã òbchòdów swiãta
szczecyńsczégò partu. Wszëtkò dzejało sã bùten i bënë bazyliczi sw. Jakùba.
Chùr, liturgiô w kaszëbsczim jãzëkù,
pamiątczi, pòdzãkòwania i – co nôbarżi
do mie przemówiło – ta bùcha w òczach
zaangażowónëch w te òbchòdë lëdzy.
Jem szła wëstrojonô w stanicowim
pòczce i ze strachù, że òmglejã, szłam
kąsk krzëwò. Wasta kòl mie rzekł tej
do mie, że mùszimë sã bëlno prezentowac w tak historiczny chwilë. Wnenczas do mie docarło, jak baro ti lëdze
przeżiwają to, że są dzélã Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô, i òdkrëcé
tegò òbeliskù. Zdôwałobë sã – wiôldżi
kam z jaczims tam nôdpisã. Równak
ten nôdpis głosył: tuwò mieszkelë
Kaszëbi! Ti lëdze żëjący w Szczecënie
brëkòwelë dokazu i kònkretny wskôzë,
jaką stôł sã ten kam. Brëkòwelë swòji
gwôsny tożsamòscë z przódkama. Ti
tożsamòscë, jaką më, na westrzédnëch
Kaszëbach, mómë na wëcygniãcé rãczi.
Dobrzë bë bëło to docenic.
A jô timczasã wrôcóm do jawernotë
z kąsk szerszą cénią ùsmiéchù, zabié­
róm sã za sztapel nibë wôżnëch sprôw,
jaczé òdłożëłë sã i na mòjim biórkù,
i w mòji głowie.
Malwina Laska
Òdj. DM
„Pomerania” trzimô patronat nad klasama kòscersczégò Òglowòsztôłcącégò
Liceùm m. J. Wëbicczégò, w jaczich mło­
dzëzna ùczi sã kaszëbsczégò jãzëka.
Hewò wspòmink jedny z kòs­cersczich
ùczenniców z séw­nikòwi rézë do Szcze­
cëna na XX-lecé tamecznégò partu.
47
Z Pomorza Zachodniego
Dlaczego zostałem
Kaszëbą?
K azimierz Kozłowski
Z Kresów do Wielkopolski
Moi dziadkowie tak po linii matki
(Dionizy Sawicz), jak i ojca (Dominik
Kozłowski) byli przed pierwszą wojną
światową i w jej trakcie dzierżawcami
kilkusethektarowych folwarków na Wileńszczyźnie. Z opowiadań babć – Wandy i Józefy – wiele się dowiedziałem
o ich przeżyciach, doświadczeniach i refleksjach. Dziadek Dionizy zmarł krótko po pierwszej wojnie światowej (miał
ok. 40 lat), osierocił troje dzieci. Babcia
Wanda sprzedała dość duży majątek ruchomy (kilkadziesiąt krów, koni, owiec)
za polskie marki, które wkrótce straciły
wszelką wartość. Babci i jej dzieciom
– mojej przyszłej mamie Mariannie,
cioci Zofii i wujkowi Zygmuntowi –
niełatwo było funkcjonować w nowej
rzeczywistości w niepodległej ojczyźnie. Dziadek Dominik żył dłużej, zmarł
bowiem w wieku 50 lat. Babcia Józefa
zamieszkała z rodziną, którą założył jej
syn Józef – mój ojciec.
We wrześniu 1939 r. mój ojciec jako
sołtys w gminie Jazno powiat Dzisna
miał być sądzony przez uformowany
po 17 września sąd ludowy. Gdy ojciec
się dowiedział, że „sąd” wydał wyrok
śmierci na drogomistrzu i gajowym
(także „funkcjonariuszach sanacyjnych”) i że ten wyrok został wykonany,
uciekł na Litwę, gdzie był zakrystianem
u znajomego księdza. Moja mama z babcią Wandą i dwójką mojego starszego
rodzeństwa musiała się borykać z powszechnie znanymi uwarunkowaniami
radzieckiej okupacji okresu 1939–1941.
Było to tym bardziej trudne, że jej siostra, a moja ciocia Zofia została aresztowana i wywieziona do Tobolska (z Syberii wróciła w 1945 r.). Gdy w 1941 r.
wkroczyli Niemcy, ojciec wrócił do naszych Podlipek i w warunkach okupacji
niemieckiej nadal prowadził 15-hektarowe gospodarstwo. W końcu 1943 r.
udało mu się uciec z łapanki mężczyzn,
których Niemcy gromadzili celem budowy fortyfikacji w obliczu nacierającej Armii Czerwonej. Mama z nami (bo
13 października 1942 r. przyszedłem
na świat) znowu wspólnie z babcią
musiała sprostać wymogom tragicznego czasu. Ojciec wrócił w 1944 r.
i niezwłocznie podjął starania, aby
– w obliczu sowietyzacji – wyjechać
z ojcowizny do Polski w nowych granicach. Tak stało się w 1946 r. W czasie
podróży z naszych stron rodzinnych na
ziemie zachodnie mieliśmy do dyspozycji połowę bydlęcego wagonu. Obok
rodziny Kozłowskich i Sawiczów z tego
transportu korzystał koń, krowa i pies
(który niestety w Pile zaginął). Wylądowaliśmy w Siennie, w gminie Ośno,
w powiecie Rzepin, niedaleko Odry.
Otrzymaliśmy z Państwowego Urzędu
Repatriacyjnego pół poniemieckiego
domu z częścią stodoły i chlewu. Przydzielono też ojcu 10 ha ziemi. Pamiętam
plagę myszy i jak przez mgłę wszelkie
niedostatki życia. Przypominam też
sobie cwaniaków, którzy przyjeżdżali
z Wielkopolski, aby za bezcen nabywać
różne poniemieckie dobra (można tu
mówić o grabieży ze strony rodaków,
gdyż żołnierzy radzieckich na naszym
terenie nie było).
W 1949 r. moi rodzice osiedlili się
w Wielkopolsce, najpierw w Nowej
Wsi, a później już na kilkadziesiąt lat
w Chrustowie (gmina Ujście, powiat
Chodzież). Nasza rodzina składała się
z rodziców, babci Józefy i sześciorga
dzieci (rodzina Sawiczów, tzn. babcia
Wanda, ciocia Zosia oraz trójka moich kuzynów, pozostała w Siennie).
W Chrustowie chodziłem do szkoły
do pierwszych czterech klas. Pan kierownik Walenty Karolczak uczył nas
wszystkiego. Od piątej do siódmej klasy kontynuowałem naukę w szkole podstawowej w Ujściu, chodząc lub jeżdżąc
rowerem 5 km. Mogę z perspektywy
skonstatować, że mimo biedy i ciężkiej
pracy (wakacje to pojęcie tylko symboliczne) życie miałem do 1959 r. zgoła
szczęśliwe. Tragedia nastąpiła właśnie
w styczniu 1959 r., gdy w wieku 44
lat zmarła mama, człowiek ze wszech
miar wspaniały. Miałem wówczas 16
lat, a moje młodsze siostry: 12, 9 i 3.
Prof. zw. dr hab. Kazimierz Kozłowski
– dyrektor Archiwum Państwowego w Szczecinie (1975–2007), aktualnie kierownik Zakładu Historii Społecznej i Studiów Regionalnych
w Instytucie Politologii i Europeistyki Uniwersytetu Szczecińskiego. Autor m.in. kilku monografii, ok. 300 artykułów naukowych i popularnonaukowych dotyczących przemian społecznych zachodzących w regionie po drugiej wojnie światowej i dziejów archiwistyki, organizator
i kierownik naukowy serii sesji naukowych dotyczących szeroko rozumianych przemian politycznych i kulturalnych w regionie w latach
1945–2005. Sekretarz generalny Szczecińskiego Towarzystwa Naukowego. Honorowy członek Instytutu Kaszubskiego. Aktywny członek
szczecińskiego oddziału ZKP.
48
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
Z Pomorza Zachodniego
Pomagała nam ciocia Zosia, jednak dotychczasowy świat uległ pełnej dekompozycji. Nic już nie było takie samo. Zawalił się system wartości i logiki bytu.
Tu trzeba przerwać chronologiczną
narrację…
Pomorzanin, nie Wilniuk
Gdy w 2002 r. w 60. urodziny odwiedziłem – już jako dyrektor Archiwum
Państwowego w Szczecinie i profesor
Uniwersytetu Szczecińskiego – Podlipki
i oglądałem fundamenty domu, stodoły
i chlewika oraz studnię, które w latach
trzydziestych XX w. zostały zbudowane przez dziadka i ojca, zastanawiałem
się, czy Wileńszczyzna jest nadal moją
ojcowizną w duchowym odniesieniu.
W Podlipkach poznałem pana Sergiusza, który na ziemi zakupionej swego
czasu przez mego dziadka prowadził
wykopki ziemniaków. Gdy mu się
przedstawiłem, mówiąc po rosyjsku,
kim jestem i dlaczego znalazłem się
w tym miejscu, nie uścisnął wyciągniętej do niego dłoni, lecz zapytał towarzyszącego mi obywatela Białorusi (polskiego nauczyciela z Grodna), czy nie jestem
rewizjonistą. Gdy otrzymał odpowiedź,
że uznaję granicę na Bugu i rewizjonistą nie jestem, pan Sergiusz uścisnął
mnie serdecznie i do domu zaprosił.
Z gościny nie skorzystałem tylko dlatego, że miałem w tym dniu inne plany.
Przeprosiłem mego opiekuna i samotnie
przez kilkanaście godzin włóczyłem się
po Podlipkach oraz Jaźnie (szukałem
tam bezskutecznie m.in. grobu mego
dziadka Dominika). Wówczas to utwierdziłem się w przekonaniu, że ogólnie
rzecz biorąc, jestem Pomorzaninem,
a nie Wilniukiem (z organizacjami kresowian utrzymuję przyjazne kontakty).
Uznałem, że podobne odczucia mogą towarzyszyć Niemcom, byłym mieszkańcom Szczecina czy innych pomorskich
miejscowości, którzy po latach odwiedzają obecnie polski region.
Uważam, że warto odpowiedzieć
na pytanie, dlaczego znalazłem się na
Pomorzu Zachodnim. Moje związki
z tym regionem sięgają 1963 r., gdy po
ukończeniu Studium Nauczycielskiego
w Poznaniu otrzymałem od władz powiatowych ofertę pracy w charakterze
nauczyciela w Gryficach. Tam, ucząc historii, a następnie – już po ukończeniu
POMERANIA GÒDNIK 2014
Prof. K. Kozłowski. Fot. DM
(zaocznie) studiów w gdańskiej Wyższej Szkole Pedagogicznej – pracując
w administracji państwowej odpowiedzialnej za sprawy oświaty i kultury,
poznawałem ludzi, którzy po drugiej
wojnie światowej, wykorzenieni ze
swej ojcowizny z różnych powodów,
przybyli na ziemie pozyskane przez
Polskę w 1945 r., tu założyli rodzinę,
znaleźli pracę, dom, miejsce w przestrzeni społecznej. To nowe zakorzenienie – a poznawałem ten proces zarówno poprzez analizę bardzo rozległej
bazy źródłowej, jak i kontakty z szeroko
rozumianym społeczeństwem – następowało w złożonych okolicznościach
funkcjonowania Polski Ludowej. Szczególnie do 1970 r. dawał o sobie wyraźnie znać, przejawiający się w różnej formie, rewizjonizm niemiecki (oczywiście
nie dotyczył on wszystkich Niemców).
Uważam, że w tych okolicznościach
proces polonizacji w duchowym aspekcie, a w pewnym sensie i edukacyjnym
powinien być kontynuowany, gdyż potrzebny jest także dzieciom i wnukom
pierwszych polskich osadników. Wydaje się to szczególnie istotne w dobie
procesów związanych z europeizacją,
gdy III RP znalazła się w strukturach Unii
Europejskiej, gdy rozwija się – co bardzo
ważne – proces pojednania polsko-niemieckiego i konstruktywna współpraca
transgraniczna.
Wracając do lat sześćdziesiątych
i siedemdziesiątych, pamiętam, że
starałem się zarówno jako nauczyciel
szkoły podstawowej i średniej, jako
urzędnik państwowy, archiwista oraz
nauczyciel akademicki przywoływać
słowiańską i polską tradycję w szerokim tego słowa znaczeniu i coraz
bardziej utożsamiałem się z tą ziemią,
która niegdyś była słowiańską (w sensie
politycznym wchodziła krótko w skład
polskich struktur państwowych), potem pomorsko-niemiecką, a później
pruską. Starałem się słowiańskie i polskie akcenty wydobywać, pokazując,
na czym polegał wysiłek polonizacyjny realizowany przez polskie elity po
drugiej wojnie światowej. Chodzi tu
o inteligencję związaną zarówno z władzami Polski Ludowej, jak i z Kościołem
rzymskokatolickim, gdyż w sprawie
polonizacji i zagospodarowania ziem
49
Z Pomorza Zachodniego
nad Odrą i Bałtykiem panowało w tych
kręgach wyraźne współdziałanie.
W tym kontekście doszedłem do wniosku, że bardzo twórczą formułą współczesnego patriotyzmu lokalnego (ale
mającego znaczenie szersze) jest nurt
kaszubski, szczególnie głęboko i sugestywnie artykułowany przez Instytut
Kaszubski w Gdańsku (w odniesieniu
kulturowym, politycznym, społecznym
i mentalnym). Oczywiście doceniam też
i wspieram aktywność oraz dorobek
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego.
Bliżej do Niemców
Ostatnie dwudziestolecie dostarczyło
wielu argumentów, że warto służyć
wspomnianym wartościom w obliczu
dla mnie niezrozumiałych zachowań
części nowych elit, które w warunkach
III RP przyjęły postawę gloryfikującą
dorobek regionu głównie w okresie pomorsko-pruskim (po 1720 r.), równocześnie pogardliwie traktując wysiłek społeczeństwa w pierwszych dziesięcioleciach
polskiej tu obecności. Uważam, że ma
miejsce proces adopcji historii pomorsko-pruskiej regionu przez znaczną część
współczesnych mieszkańców Pomorza
Zachodniego (a sądzę, że uwaga ta odnosi się do całości ziem pozyskanych przez
Polskę w 1945 r.). W tym kontekście
chciałbym przywołać argumenty, jakie
przedstawiłem, recenzując dla „Przeglądu Zachodniopomorskiego” amatorską
trylogię dotyczącą dziejów Złocieńca1.
Do tej pory nie recenzowałem
amatorskich opracowań związanych
z „historią” poszczególnych miejscowości w regionie zachodniopomorskim2. Dwa lata temu zrobiłem jednak
wyjątek. Zbulwersowało mnie m.in.
stwierdzenie historyka-amatora J. Leszczełowskiego: Nie potrzebujemy [podkr.
1
O potrzebie recenzowania monografii regionalnych. Refleksja na przykładzie trylogii
Jarosława Leszczełowskiego o losach Zło­cień­
ca, „Przegląd Zachodniopomorski” R. XXVIII
(LVII), z. 2, Szczecin 2013, s. 123–132.
2
J. Leszczełowski, Złocieniec – przygoda
z historią, część pierwsza (Warszawa 2007,
Agencja Wydawniczo-Usługowa „ALJAR”
Alicja Leszczełowska), Ostatnie stulecie Falkenburga, Złocieniec – przygoda z historią,
część druga (Warszawa 2007, wydawca
jw.), Złocieniec nie całkiem odzyskany, część
trzecia (Warszawa 2009, wydawca jw.).
50
K.K.] szukać mało przekonujących związków między wczesnośredniowiecznymi
Słowianami a dzisiejszą ludnością polską
na Pomorzu. Nasze prawo przebywania tutaj wynika z innych ważniejszych
względów. Zaryzykuję twierdzenie, które
może zabrzmieć w niektórych uszach jak
herezja: otóż jestem przekonany, że kulturowo znacznie bliżej nam do wypędzonych
w 1945 r. Niemców niż do dwunastowiecznych Pomorzan [podkr. K.K.] (t. I, s. 22).
Można by na tę deklarację machnąć
ręką. Różne szokujące teksty są wypowiadane i prawo tego nie zabrania.
Zaniepokoiło mnie, że ze zdaniem J.
Leszczełowskiego identyfikował się mój
student III roku politologii, lecz – jak się
okazuje – nie tylko on uznał je za swoje.
Takich konstatacji słyszałem więcej.
Warto wspomnieć, że J. Leszczełowski szyderczo zgoła odnosi się do wydanej w okresie Polski Ludowej literatury.
Tu pragnę wyjaśnić, że w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych powstało wiele monografii powiatów i miast
Pomorza Zachodniego, które ukazały
się głównie staraniem nieistniejącego
już Instytutu Zachodniopomorskiego,
a redaktorami naukowymi tych opracowań byli powszechnie szanowani
historycy. Nie do przyjęcia jest więc lekceważące stwierdzenie, iż opis historii
każdego miasta zaczynał się od obowiązkowej formułki mówiącej o słowiańskich
początkach. Kwestionuję także uogólnienie, że Dzisiejsze tablice informacyjne
dla turystów (…) to fałszywa nuta. Tu nie
może mieć miejsca uogólnienie, trzeba podać konkretne przykłady. Wypowiedzi współczesnych przewodników
turystycznych bardzo rzadko odnoszą
się do słowiańskiej i polskiej tradycji
na Pomorzu Zachodnim. Nieprawdą
jest, że wszyscy osadnicy polscy, którzy przybyli na Pomorze Zachodnie po
drugiej wojnie światowej, znaleźli się
tutaj w wymuszonych okolicznościach.
O ile chodzi o wysiedleńców z terenów
wschodnich, osiedliło się ich w omawianym regionie tylko niespełna 25%.
Nie powinno się ich nazywać repatriantami, choć przez dziesiątki lat taka terminologia obowiązywała. Przesiedleńcy
z Polski centralnej (2/3 wszystkich osadników) przybyli na Pomorze Zachodnie
głównie w celu poprawienia swoich
warunków życia, zachęcani do tego
zarówno przez władzę, jak i Kościół
katolicki. Niewątpliwie przymusowo
zostali tu osiedleni w 1947 r. Ukraińcy i Łemkowie z akcji Wisła (blisko 50
tys.). Pan Leszczełowski nie sprawdził,
jaki jest stosunek wysiedlonych przymusowo Niemców z regionu i samego
Złocieńca (a także ich potomków) do
współczesnych gospodarzy tej ziemi.
Chcę tu przywołać – jako wieloletni
redaktor „Kroniki Szczecina” – wypowiedź dość popularnego w środowisku także szczecińskich historyków,
długoletniego prezesa organizacji
ziomkowskich głównie wysiedlonych
ze Szczecina Niemców i ich rodzin, dr.
Hansa Günthera Cnotki3, której udzielił
redakcji „Kroniki Szczecina” w 2004 r.
Na pytanie o jego stosunek do restytucji
mienia poniemieckiego na Pomorzu Zachodnim powiedział m.in.: Według niemieckiego stanowiska nawet po uznaniu
granicy w traktacie z 1991 r. nie nastąpiły
tu żadne zmiany. To jest nadal nierozwiązany problem w niemiecko-polskich
stosunkach. Niemcy są w dalszym ciągu
właścicielami swoich byłych posiadłości.
Niestety rząd niemiecki pozostawia ten
problem samemu sobie i ma nadzieję, że
rozwiąże się sam. Ten nieuznający powojennych realiów, wykształcony i opiniotwórczy w swoim środowisku były
mieszkaniec Szczecina, zaprezentował
też swoje oczekiwania w stosunku do
współczesnych mieszkańców regionu:
Chcę powiedzieć, że jest moim marzeniem,
aby Niemcy osiedlali się na Pomorzu, i to
nie tylko ci, co tutaj kiedyś zamieszkiwali.
Ich obecność tutaj wzbogaciłaby Pomorze
gospodarczo i kulturowo. Polska ludność
zamieszkująca Pomorze z całą pewnością
zyskałaby na tym procesie osadnictwa.
Obie nacje nauczyłyby się z sobą żyć i korzyści wystąpiłyby po obu stronach. Z radością powitałbym np. umieszczenie obok
polskich nazw miejscowości i ulic ich dawnych nazw niemieckich. Miałoby to istotny
3
Dr H.G. Cnotka urodził się w Szczecinie
w 1932 r. (jego ojciec osiedlił się w Szczecinie w 1919 r. po „pierwszym rozbiorze
Niemiec” – jak stwierdza H.G. Cnotka, prze­
nosząc się z Bydgoszczy). Był redaktorem naczelnym „Stettiner Bürgerbriefe”, od 1991 r.
szefem stowarzyszenia „Historischer Arbeitkreis Stettin” oraz wydawcą „Reiseführer
Stettin” i przewodnika po Szczecinie.
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
Z Pomorza Zachodniego
walor informacyjny4. Czy tylko informacyjny? Czy tylko dr Cnotka takie tezy
prezentował?
Warto w tym kontekście przywołać
stanowisko niektórych ludzi słusznie
uznanych za autorytety moralne. Oczywiście, każdy może wybierać autorytety według swego uznania. Chcę przywołać stwierdzenie prymasa Stefana
Wyszyńskiego, który w szczecińskiej
katedrze w czasie ingresu pierwszego
biskupa diecezji szczecińsko-kamieńskiej w październiku 1972 r. taką podał przyczynę pozyskania przez Polskę ziem nad Odrą i Bałtykiem, w tym
Szczecina: Gdy przed wielu, wielu laty na
prośbę prasy niemieckiej napisałem artykuł, jak się zapatruję na problem organizacji kościelnej na Ziemiach Odzyskanych,
rzecz ująłem tak: „Powrót Polski na ziemie
piastowskie, na ziemie śląskie czy pomorskie, jest wymownym ostrzeżeniem Boga,
który kieruje narodami i jest ojcem ludów
i narodów, ostrzeżeniem dla narodów
krwawych”. I to sformułowanie obiegło
cały świat i bardzo nie podobało się tym
elementom rewizjonistycznym, które były
zdania, że Polska jest tutaj tymczasowo5.
Przytoczę jeszcze późniejszą konstatację abp. Kazimierza Majdańskiego,
którego osobowość wpłynęła na kształtowanie psychiki społeczeństwa regionu
zarówno w okresie Polski Ludowej, jak
i III RP. Oto fragment wypowiedzi biskupa szczecińsko-kamieńskiego z 1990 r.
odnoszący się do sprawy godności człowieka i narodu: Nie można wyrzec się tego,
co tę godność chroni. Chroni zaś tę godność
prawda. Być może, że to dlatego właśnie wikłamy się w relacjach z naszym zachodnim
sąsiadem, iż zapanowało podstawowe nieporozumienie. Skutki są brane za przyczynę.
Przyczyną był dzień 1 września 1939 r. Był
ten dzień przyczyną bezmiaru krzywd, jakie
spadły przez wszystkie lata wojny na Naród
polski, choć także inne narody, zwłaszcza
na Naród żydowski. Sąsiedzi zaś nasi mówią najchętniej o roku 1945; o jego klęskach
i doniosłych decyzjach politycznych wtedy
podjętych6. Oczywiście cytowani duchowni doskonale wiedzieli o politycznych
4
Wywiad W. Mijala z H.G. Cnotką, „Kronika
Szczecina 2003”, Szczecin 2004, s. 67.
5
Tekst homilii kard. S. Wyszyńskiego w zbiorach Kurii diecezji szczecińsko-kamieńskiej.
6
Tamże.
POMERANIA GÒDNIK 2014
uwarunkowaniach przejęcia przez Polskę ziem zachodnich i północnych, czyli
o zasadzie rekompensaty. Doceniali jednak polską myśl zachodnią oraz aspekt
moralny polonizacji tych ziem.
Jest faktem, że w latach pionierskich
wielu twórców kultury, a w pewnym
stopniu i historyków, chcąc zamortyzować traumę osiedlających się na poniemieckich terenach rodaków, przywoływało legendy i sentymentalne
opowiadania, dziełka literackie o słowiańskich i polskich losach ziem pozyskanych. To miało wówczas sens społeczny i dzisiaj nie trzeba się wstydzić
tej aktywności polskich elit nad Odrą
i Bałtykiem sprzed ponad pół wieku.
Wczytujmy się w prof. Labudę
Uważam, że należy kultywować pamięć
o znaczeniu polskiej myśli zachodniej,
aktywność współczesnego ruchu kaszubskiego, pamiętać o przesłaniu, jakie
pozostawili po sobie wybitni uczeni reprezentujący taki tok myślenia. Szczególną rolę w tym zakresie niewątpliwie
odgrywa prof. Gerard Labuda, uczony
europejskiej klasy, doktor honoris causa m.in. Uniwersytetu Szczecińskiego,
według którego geneza przejęcia przez
Polskę ziem zachodnich i północnych,
zwanych przez dziesięciolecia Ziemiami
Odzyskanymi, jest następująca: Granica
na Odrze i Nysie nie jest tworem dnia wczorajszego lub z przedwczoraj. W stosunkach
polsko-niemieckich i polsko-niemieckim
sąsiedztwie była ona obecna od początku
zetknięcia się obu państw już w X wieku,
a przecież strumień przeobrażeń politycznych bezustannie zalewał ją „wodą
zapomnienia”, to w polskiej świadomości
społecznej tkwiła ona nadal jako granica etniczna, kulturalna i historyczna. Dziwnym
zbiegiem wydarzeń ze stanu uśpienia do życia wezwał ją znowu pakt Hitlera – Stalina
z dnia 23 sierpnia 1939 roku, który pomyślany jako akt rozbioru państwa polskiego, obrócił się swoim ostrzem przeciwko jego autorom, wywołał wybuch wojny światowej,
w toku której doszło również do wojny na
śmierć i życie między hitlerowskimi Niemcami i stalinowskim Związkiem Sowieckim7.
Propaguję ten tekst prof. Labudy i wyjaśniam, że takie przeświadczenie stało
się źródłem mojego przeświadczenia, że
z kresowiaka stałem się Kaszëbą, który
pamiętając o swych rodzinnych korzeniach, stara się tu na Pomorzu pracować na rzecz teraźniejszości i przyszłości, zachowując tożsamość i szanując
sąsiadów.
Kończąc prezentację genezy wyboru przynależności do kręgu Kaszubów,
chcę dodać, że w ostatnim okresie pojawiają się nowe fakty uzasadniające potrzebę upowszechnienia myśli
zachodniej i nurtu kaszubskiego na
Pomorzu. Za znamienne wydarzenie
uważam ogłoszony na łamach „Polityki” tekst Ziemowita Szczerka „Ujście
Odry: jedyna polska kolonia”8. Materiał
ten ukazał się w opiniotwórczym tygodniku w przededniu Powszechnego
Zjazdu Historyków Polskich w Szczecinie. Trudno zgodzić się po blisko
70 latach przynależności regionu do
Polski, że jest on „polską kolonią”. Boli
też ekstrawagancka, moim zdaniem,
konstatacja o ludności rodzimej Pomorza: jacyś słowiańscy Pomorzanie, którzy
zresztą raz sprzymierzali się z Piastami,
a raz z niemieckimi margrabiami, jakieś
Trygławy i Arkony, jakieś chwilowe podboje Krzywoustego, wszystko to istniało,
zanim jeszcze mowa była o jakiejkolwiek
konkretniejszej wersji polskości. A później
przyszli Niemcy i na prawie tysiąc lat
wstawili Pomorze Zachodnie w swoją historię. A później przyszli Rosjanie i ot tak,
Pomorze dali Polakom. (…) No ale został
Szczecin, bo polska Odra bez Szczecina
byłaby jak wąż bez głowy. I chodziłem teraz po tym Szczecinie i patrzyłem, jak na
niemieckich ulicach osadzała się polskość.
Jestem przeświadczony, że warto jednak upowszechniać nie tylko na Pomorzu Zachodnim myśli i ustalenia takich
autorytetów, jak wyżej cytowany prof.
Gerard Labuda.
Tekst przygotowano na podstawie artykułu
zamieszczonego w Acta Cassubiana, tom XV,
Gdańsk 2013, s. 169–177.
7
G. Labuda, Dzieje granicy polsko-niemieckiej
jako zagadnienie badawcze, w: Problem granic
i obszaru odrodzonego państwa polskiego (1918–
1990), red. A. Czubiński, Poznań 1992, s. 45–46.
8
Z. Szczerek, Ujście Odry: jedyna polska kolonia, „Polityka” nr 33(2971) z 12–19.08.2014,
s. 82–85.
51
Rozspiéwóné tekstë są wiãcy
wôrt niż gòlé slowò
Telewizja Wybrzeże, Spiéwné Ùczbë, 1.10.2014
[TW, Eùgeniusz Prëczkòwsczi; czëtô
wiérztã] „(…) leno wiedno szëmi /
wieczné je mòrze”.
Marian Selin je (…) z nama. Prawie
jem zaczął òd tegò wiersza „Mòrze
szëmi”, ale më wiémë téż, że to je piesniô. Wikszosc tëch dokazów, co są
w tim tomikù i w drëdżim, to są piesnie téż, bò wasta je przede wszësczim
piesniôrzã i pòetą.
[Marian Selin] Në tak gôdają i tak
mie nazéwają. Jô przeważnie do mòjich
tekstów piszã melodiã abò chtos do
mòjich tekstów pisze melodiã, abò jô
do kògòs tekstów piszã melodiã. Taczé
wëmianë midzë nami twórcami biwają. Jo, wiãkszosc [Selinowé „ã” brzëmi
përznã jak pòlsczé „ę”] tëch tekstów to są
spiéwóné wiersze, to są wszëtkò spiéwë.
[TW, trzimie w rãkach ksążeczkã]
Hewò: „Ò lubòtny Jezë”, „Ò Marijo,
Matkò Swiãtô”…
[MS] Jo, są kòscelné spiéwë i swiecczé, taczé rzewné, sentimentalné, wiesolé, różné. Bò z tą twórczością to doch
różnie biwô, òna czasem tak spontanicznie przëchôdô, czasem to, co czlowiek
widzy, co jegò [czëjã cos jak pòlsczé
„jeło”] òtôczô, z czim je na codzéń
bliskò, to inspirëje czlowieka do przelożeniô tegò na papier i tej dali to w jaczé
ramë mùzyczné do wsadzeniô, tej to je
jesz piãkniészé. Bò to je jak môdlëtwa,
jak to rzeką: „chto spiéwô, pòdwójnie sã
mòdli”. I tak samò, mie sã wëdaje, rozspiéwóné te tekstë są wiãcy wôrt niż taczé gòlé slowò, bez jaczi taczi mùzyczny
òprawë.
[TW] Òne téż tej barżi jidą do lëdzy.
(…) Më znajemë te piesnie, òne są
szerok znóné, wiele razy lëdze mòże
52
nawetka nie wiedzą, chto je aùtorã tëch
piesni.
[MS] W jednym rokù na Festiwa­
lu Piesni ò Mòrzu [w 1996] miôl jem
to szczescé, że ten wiersz, co wasta
przeczëtôl, „Mòrze szëmi”, do te mù­
zykã napisôl warszawsczi kòmpòzytor
Penhersczi [Zbigniew Penherski], a Schola Cantorum Gedanensis z Gduń­ska
wëkònywala tã piesniã, i më zdobëlë
pierwsze miejsce na Ogólnopolskim Festiwalu Pieśni o Morzu. (…)
Piszã ò prôcë rëbôków, ò jich żëcym,
jak to dôwni biwalo… (…) Mój wiersz
„Mòja zemia na Krowim Ògònie” (…)
doczekôl sã nawet przekładów na jiné
jãzëczi, na biôłorusczi, na czesczi,
ò czim jô wiém (…). A ten „Mòrze
szëmi” je na niemiecczi tlomaczony (…).
[TW] Czedë bë tak chcôł pòwiedzec,
czemù człow iek t wòrzi pòezjã,
kaszëbską òsoblëwie (…)?
[MS] Kò më jesmë Kaszëbi, gôdómë
w tim jãzëkù, pò kaszëbskù, wiãc më
mùszimë pò kaszëbskù ë spiewac, ë
wiersze gadac (…). Czej më gôdómë, tej
më mùszimë ë to napisac, ë przeczëtac,
në ë zaspiewac pò kaszëbskù. To je nasza mòwa, to je nasz nôwiãkszi skôrb.
Jô jem dumny z kaszëbsczi mòwë, bò
òna je tak przebògatô w dialektë, jak
żódnô mòwa; żóden jãzëk ni mô tëlkò
wspaniałëch dialektów, chtërnyma më
sã pòsługùjemë. Héne le Lesôce jinaczi
gôdają, Bëlôcë téż jinaczi, ale më sã
wszëtcë, dzãka Bògù, rozmiejemë.
[TW] I pismò je wspólné, chòc jô
przeczëtôł to na „ł”, wasta to czëł, ale to
je wszëtkò napisóné na „l” (…).
[MS] Jo, bò jô jem Bëlôk (…), më tu
mómë specyficzny dialekt, Jastarniô
[z akcentã na pierszé „a”] mô, to je
rëbacczi dialekt. Do nas, czej jachalë
z Kraju, jak më rzeczemë, to gôdalë, że
jadą na Rëbôczi. Bò tu są Rëbôczi, a tam
są lëdze na Kraju, bò më sã tu czëjemë
na mòrzu, żëjemë z mòrza… żëlë jesmë,
bò terô z turisticzi, bò z mòrza knap do
wëżëcô. (…) Jô sã na rëbie wëchòwôl,
mój tatk, mój stark, calé rodzënë to bëlë
wszëtkò rëbôcë (…).
[TW] To tuwò je czëc w tëch tomikach. W tim tu Niech wiater niese piesń
i w tim rëchlészim, chtëren je 32 lata
temù wëdóny…
[MS] Jo, jô to nazéwajã „wypociny stanu wojennego”, ten Kaszubski kwiat. (…)
[TW] (…) niechtërne [wiérztë] są
pùblikòwóné w rozmajitëch antologiach (…).
[MS] (…) i prozą móm pisóné, i bajczi różné (…), téż bajkã ò złotim bączkù
(…), to nawet tu w szkòlach naszi szkólny, co ùczą kaszëbsczégò, jak Meyer
Mirka zrobila przepiãkną inscenizacjã
z ti mòji bajczi w szkòle [czëjã: szkòli]
z tima dzecami.
[TW] Jak wë mëslice, jakò ùtwórca,
taczi baro dozdrzeniałi (…), co to
mdze z tą kaszëbską lëteraturą, jak
z kaszëbizną mòże bëc?
[MS] Mòjim żëczenim bë bëlo,
zresztą jak tu niechtërny recenzence
piszą na tim tomikù: „Poecie marzy
się idealne uniwersum mówionego
kaszubskiego słowa, chce słyszeć nieustannie dźwięk kaszubskiej mowy,
tropi Selin czystość dźwięku kaszubskiego słowa”. I to je prôwda. Mie
czasem w tim naszim jãzëkù taczé
neologizmë rażą, ale òkazëje sã, że òni
mùszą bëc, bò më jidzemë z postępem,
wiele je technicznëch różnëch sprôw
nowòczesnëch, chtërne trzeba jakòs
nazwac. A że më gôdómë pò kaszëbskù,
wiãc më mùszimë téż to pò kaszëbskù
nazwac, stąd te dziwactwa różné w naszim jãzëkù sã pòkazëją.
[TW] Ale wôżné, że w szkòle téż je
ùczony…
[MS] Wôżné, że je w szkòle ùczony,
le dobrze je, cobë te dialektë zachòwac,
bò to je bògactwò tegò jãzëka. To są
nié le dialektë, ale są téż gwarë w tim
jãzëkù, że kòżdô wies, chòcbë rzeczmë
tu, na tim skrôwkù zemi, sédmë kilométrów Kùsfeld dali Jastarni, ju téż jinaczi gôdają… (…)
Wëjątkòwi szpëtôczel
w historii Teatru Miniatura
Radio Gdańsk, Na bôtach i w bòrach, 26.10.20144
[Radio Gdańsk, Magdaléna òd Kropidłowsczich] Wczora wieczór bëła premiera „Remùsa” Aleksandra Majkòwsczégò
w Teatrze Miniatura, tekst kaszëbsczi
epòpeji (…) pòrównywóny z „Panem
Tadeùszem”, rozbrzmiôł w gmachù
Eùropejsczégò Centrum Solidarnotë,
wszëstkò bez to, że sedzba teatru je dopiére w remònce.
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
Z drugiej ręki
„Remùs” to absolutnie wëjątkòwi
szpëtôczel w historii teatru – rzekł mie
jegò direktór Rómùald Wicza-Pòkòjsczi,
pôra dni przed premierą.
[Romuald Wicza-Pokojski] (…)
Różnicy w samej inscenizacji nie ma,
natomiast sądzę, że dodatkowego kontekstu będzie nadawała prezentacja
w Europejskim Centrum Solidarności
jako miejsca przeznaczonego do debaty
właśnie na temat tożsamości, na temat
kultur. Liczę na to, że to, o czym my
chcemy powiedzieć, zostanie wzmocnione.
[RG] Bëła mòwa ò tim, że jãzëk
kaszëbsczi mô sã w tim spektaklu
pòjawic. Czë më mòżemë ju zdradzëc,
jak ten jãzëk tam zajistnieje?
[RWP] (…) Zarówno w modlitwie,
jak i w pieśni, jak również (…) ze specjalnym udziałem pani Danuty Stenki,
która dla naszego spektaklu czyta (…)
legendę o Ormuździe i Arymanie (…).
Tak że język przewija się przez spektakl,
natomiast spektakl w całości nie jest
grany po kaszubsku. To jest też nasza
taka refleksja, że to jest po prostu fajny
język (…), tak już mówiąc czysto technicznie: on ma bardzo interesującą melodię i mi na przykład brakuje tego, że
nie mówię po kaszubsku (…). My mamy
też przy spektaklu kilka takich gorzkich
refleksji. (…) Jakbym miał je sprowadzić
do jednego zdania: Dlaczego doprowadziliśmy do tego, że ta kultura kaszubska jest tak głęboko schowana? To jest
oczywiście perspektywa lat, to nie
dotyczy (…) tych ostatnich 10–20 lat,
gdzie pewien efekt renesansu tej kultury następuje, gdzie znacznie większą
pieczę przykłada się i do tworzenia tej
kultury, i do szukania jej korzeni, ale
to pytanie „dlaczego” – ono się przewija już od Majkowskiego, od czasu,
kiedy „Remus” był pisany. (…) coraz
bardziej w tym przekonaniu tkwimy,
że to nie jest prawda, że „Remus” był
pisany ku pokrzepieniu, tak, jak większość literatury była pisana w Polsce.
„Remus” był pisany ku przestrodze.
To jest cały czas pytanie o to, gdzie
jest kultura kaszubska, i to nie chodzi
o punkt, w którym się znajduje. Tylko
– jest język, który jest bardzo interesującym, bogatym językiem, a każdy
język jest najwyższym przejawem
kultury (…), każdej kultury, która coś
POMERANIA GÒDNIK 2014
osiąga (…). I tutaj mamy taką sytuację, że mamy język, jak to jest mowa
w „Remusie” – ta królewienka, ten
język – ale gdzie jest ten zamek, jaki
jest ten zamek, w którym na tronie
ma zasiąść ta królewienka. I my cały
czas jesteśmy z tym pytaniem. U nas
historię Remusa opowiadają duchy,
duchy tej ziemi. To też jest taka sytuacja, że (…) jak ktoś się spodziewa, że
przyjdzie na spektakl, w którym będą
różne rodzajowe scenki odgrywane,
to tego nie zobaczy. To jest jedenaście
duchów, duchów tej ziemi siedzących
przy jednym stole, próbujących siać te
iskry Ormuzdowe. Dla nas Remusem
jest każdy, kto będzie z nami podczas
tego spektaklu. My mówimy do Remusa, który siedzi naprzeciwko nas, taki
będzie spektakl, taki on jest. Tu w Miniaturze, to już dziś wiem, że będzie to
wyjątkowa pozycja.
Szpacérba dochtora Trëkra
Twoja Telewizja Morska, Gôdómë
pò kaszëbskù, 6.11.2014
[dr Trëker, gróny przez Adama Hébla]
(…) dzysészi dzélëk sã bądze apartnił òd
tegò, co donëchczas w tim sezonie bëło.
To znaczi colemało më gôdelë ò słowach, dzysô téż bądzemë gadac ò słowach, blós przódë òne bëłë parłãczoné
tak témiznowò, znaczi na jednã témã
jesmë gôdelë. Terôzka bądzemë gadac,
jak te słowa są zbùdowóné, i to bądze
je parłãczëc, a nié pòspólnô téma. Tak
że dzysô, kònkretno, bãdzemë gadac
ò kùnôszkù -ba i słowach, jaczé tak
cos mają. Ten kùnôszk je znóny téż
w jinszich słowiańsczich jãzëkach,
m.jin. taczim czekawim słowã je, ze
stôropòlsczégò, gędźba, chtërne téż
je w czesczim do dzysô – hudba, abò
w górnosorbsczim – hudźba. Tak czë jinak to słowò znaczi „mùzyka”, granié
mùzyczi. Tak że widzymë, że te słowa
z kùnôszkã -ba mògą òznacziwac jistniczi, ale jistniczi, jaczé wëchôdają
òd czasników. To są jistniczi, jaczé
òznôczają taczé përznã abstrakcjowé
rzeczë, bò na przëmiôr mùzyczi më
nie widzymë, në prosto wiémë, że tak
cos je, dzes tam zawieszoné w lëfce,
ale tegò nie jidze namalowac, pòkazac,
ale wiémë wszëtcë, że tak cos jistnieje – temù taczi jistnik je. I taczich słowów w kaszëbiznie je dosc tëli, òne sã
kùńczą spółzwãkã, pò czim je to -ba.
Pòchôdają òd czasników, to ju mómë
rzekłé. I terô mòże jaczés przikładë:
draszba (…), żeńba (…), ùczba (…),
zachãcba (…), ùdba (…), nëkba (…),
gòńba (…) [wszëtkò, co dr Trëker gôdô,
tłómaczoné je na pòlsczi, przełożënk
je widzec na ekranie]. Mòżemë szukac
rozmajitëch słowów, òne są baro czekawé i téż baro elasticzné. Chòc to je
dosc archaiczny kùnôszk, to òn nama
mòże baro wiele rzeczi zastąpiwac
i dërch mòżemë twòrzëc nowé słowa
prawie dzãka temù. I to je taczi skôrb,
jaczi wôrt je wëzwëskiwac. I wôrt je
pòdsztrëchnąc, że tak co mómë (…).
Taczim przikładã bądze, jak mómë
słowò „rësznota”, kùnôszk -ota, to
baro dobrze òdpòwiôdô anielsczémù
słowù movement. To je taczé rëszanié
sã, ale w taczim znaczenim, że je jakôs
pòspólnota dejów, pòspólnota célów,
pòspólnota tegò, w co sã wierzi i czegò
sã chce, i je karno lëdzy, chtërno to
twòrzi, chtërno jidze w tim czerënkù
– i to je rësznota. Ale z drëdżi stronë
słowò „rëszac sã” jinaczi sã bądze
zachòwiwac na przëmiôr w przëtrôfkù
tegò, jak sã rëszómë na drodze, tzn.
aùtołë jak jadą, jaczé regle tim rządzą itd. Mòżemë rzeknac „drogòwô
rësznota”, ale mëszlã, że tu bë barżi
pasowało „drogòwô rëszba”, bò prawie
do taczich rzeczów to -ba służi, i téż
mëszlã, że to -ba mòże nama zastąpic
anielsczi kùnôszk -ing, chtëren baro
wchôdô do naszégò jãzëka przez to, że
je móda na (…) robienié rozmajitëch
rzeczów, tak na przëmiôr na nordic
walking. I to je blós mój bédënk, ni
ma tegò w słowarzu (…), ale mòże
(…) nick nie stoji przék temù, żebë
stwòrzëc tedë słowò „szpacérba”: walking – szpacérba. Gôdóm, to je blós
mòja udba i na spòdlim ti ùdbë jô bë
chcôł Wama pòkazac, co më mòżemë
robic z tim kùnôszkã -ba. Do tegò was
zachãcywóm, a jeżlë môta jaczés pitania, bédënczi, ùdbë, itd., itd. – tej piszta na [email protected] (…).
53
Poeci powiatu gdańskiego
Sądzę, że w świadomości ogółu mieszkańców Pomorza powiat gdański jest
mało znaną jednostką samorządową.
Podobnie może być z wiedzą o stolicy
tego powiatu – Pruszczu Gdańskim.
W dużej mierze to tereny dawnego
Wolnego Miasta Gdańska, niezasiedziałe, dotknięte powojennym exodusem.
Obecni mieszkańcy w starszym pokoleniu są przybyszami z głębi Polski,
w młodszym to osoby tutaj urodzone.
Niedawno ukazała się książka Niebieskie neony. Antologia poezji twórców
powiatu gdańskiego. Już sam tytuł jest
wyrazem utożsamiania się twórców
ze swoim regionem. Są poeci, którzy
wyraźnie się identyfikują z tą ziemią.
Urodzony w Gdańsku Andrzej Sikorski,
który mieszkał i uczył się w Pruszczu
Gdańskim, w wierszu „W św. Jana nad
Radunią” przywołuje obrazek z dzieciństwa: „z prababką Katarzyną puszczałem/ łódeczki z kory i świeczką zamiast żagla / szły w noc i dalej”. Rzeka
Radunia jest swoistym znakiem rozpoznawczym tej ziemi, miejscem identyfikacyjnych odniesień. Dagmara Weyna
pisze o dawnej, dziadkowej, pruszczańskiej „ul. Mickiewicza” „i będzie mówił
wnukom / że była kiedyś aleja po rzekę
/ i łąka której nie potrafi ogarnąć wyobraźnia”.
Kiedyś określenie „Polska powiatowa” było pejoratywnym nazwaniem
prowincji. Dziś już powiat nie ma takich konotacji. Chyba dlatego, że można
teraz być mieszkańcem głębokiej prowincji, tak jak pochodząca z Pruszcza
Gdańskiego Agnieszka Ciesielska, ale
ukończyć romanistykę na Uniwersytecie Paris 8 w Paryżu i pisać o impresjach z paryskich zaułków. Pochodząca
z Kiezmarku na Żuławach Aleksandra
Borzęcka od dziesięciu lat przebywa
w Wielkiej Brytanii i obecnie studiuje
54
pedagogikę w Instytucie Edukacji University of London. Podmiot liryczny
w jej wierszach znajduje tamtejsze miejsca poetyckich wędrówek – deszczowy
Londyn, plażę kamienistą w Brighton:
„tam kamień niepodobny drugiemu /
oczy różne, rysy, skóry gładkie, poorane, różnokolorowe / bogactwo różnic
w tłumie”.
To banalne, ale świat jest naprawdę
mały. Mam na myśli to, co już napisałem i o czym napiszę. Książkę otwiera poezja tragicznie zmarłego (2008)
Zygmunta Bukowskiego. Śledziłem
całą jego twórczość, od chwili debiutu
książkowego w 1990 roku pozycją Na
uboczu nieba. Napisałem posłowie do
tego tomiku, podkreślając, że podmiot
liryczny żyje w swoistej symbiozie z naturą, odczuwa ją wszystkimi zmysłami,
znajduje w niej ład i harmonię. „Ustawiczne przeobrażania i stały, coroczny
rytm przyrody – napisałem w innym
miejscu – wyciszają jego osobiste dramaty, łagodzą ból istnienia”. Autora dotknęła głęboka depresja, z której już nie
wyszedł. Zygmunt Bukowski tworzył
zarówno piórem, jak i dłutem. W antologii pomieszczono jeden z najlepszych
jego wierszy „Moje Madonny” i zdjęcie
Madonny z Dzieciątkiem, wyrzeźbionej
przez niego w twardym drzewie gruszy.
W antologii odnalazłem także wiersze Elżbiety Marii Laskowskiej, której
poezję publikowała przed trzydziestu
laty „Pomerania”. Zawędrowałem wtedy w moich reporterskich wędrówkach
do domu poetki w Pręgowie w gminie Kolbudy. Mój tekst zatytułowałem
„Dom”, w którym to motywie mieszczą
się niemal wszystkie poszukiwania
twórcze autorki. Poetka głębokie traumy z dzieciństwa obróciła na słoneczną
stronę. Wciąż tak jak wtedy mocno kocha życie: „ogród ozdobić różami / napisać życiorys/ namalować obraz / zobaczyć / jak radzą sobie / Dzieci i Wnuki”.
Jak napisano od redakcji: „Poza pisaniem zajmuje się malarstwem, zdobnictwem, haftem i makramą”.
Pisałem w „Pomeranii”, także prawie przed trzydziestu laty, poetycki
reportaż o twórczości Romana Ciesielskiego z Pruszcza Gdańskiego, którego wtedy widziałem jako mistrza
liryki o prowincji. W antologii jest nie
tylko autorem kilku wierszy, jednym
z dwudziestu pięciu poetów, których
utwory znalazły się w tomiku, ale także dokonał wyboru poezji, zredagował
książkę, zajął się jej opracowaniem graficznym oraz zaprojektował okładki.
W książce zamieszczono fotografie dzieł
artystycznych dwudziestu dziewięciu
twórców z tego terenu.
Publikacja powstała przy wsparciu
powiatu gdańskiego, miasta Pruszcz
Gdański i gmin: Pruszcz Gdański,
Przywidz, Suchy Dąb, Trąbki Wielkie,
Cedry Wielkie, Kolbudy, Pszczółki,
a także staraniem Stowarzyszenia Przyjaciół Pruszcza Gdańskiego. To też wiele
mówi o tym przedsięwzięciu.
Stanisław Janke
Niebieskie neony. Antologia poezji twórców
powiatu gdańskiego, Wydawnictwo Oskar,
Pruszcz Gdański 2014.
Bôjczi Jana Brzechwë pò kaszëbskù
W 2014 rokù Wydawnictwo Oskar
ze Gduńska ògłosëło drëkã kaszëb­
skòjãzëczny dolmaczënk bôjków
Jana Brzechwë. Zbiérk 40 pòeticczich
dokazów, zatitlowóny Brzechwa dzecoma, na kaszëbiznã przetłómacził
kaszëbsczi pòeta, dolmaczéra, mùzyk
i animatór kùlturë, Tómk Fópka. Midzë
skaszëbionyma wiérztama nalazłë sã
nôbarżi pòpùlarné dokazë Brzechwë:
Dzywnisa-kaczka, Na rénkù, Na wëspach
Bergamùtach, Tidzéń, Stasz Pëtalsczi,
Chwalëbùksa, Łżélcka, Pòwiôdajk, Zgniélc,
Mùcha, Jak szlachùje jãzëk psy, Zwierzińc
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
LEKTURY
(i tuwò dokazë pòswiãconé apartnym
zwierzãtóm, np. Tigris, Miedwiédz), Kluka, Michôłk, Psé smùtczi, Sroka, Warna
i syr, Jôjkò, Sétmëmilowé bótë, Tomata.
Ksążka òkróm tegò, że zamikô w se
napisóné bëlnym kaszëbsczim jãzëkã
wiérztowóné dokazë, je téż bòkadno
ilustrowónô – malënczi do apartnëch
bôjków òstałë nacéchòwóné przez Jarosława Wróbla. Òmôwiającë dolmaczenié zbiérkù
Brzechwa dzecoma, nót je dawac
bôczënk na to, że skaszëbioné dokazë
mieszczą sã w gatënkù bôjczi. Bôjka parłãczi w se znanczi epiczi i liriczi. Epicznô je fabùła, wëstãpiwanié
òpòwiôdôcza i przedstôwionégò swiata. Za to sztélistné strzódczi, ritmika,
rimë i wiérztowónô pòstac to znanczi
liriczi. Òb czas tłómaczeniô bôjków
trzeba miec starã ùchòwac nié leno ne
elementë, co są przirodné dlô epiczi,
ale nót je téż ùtrzimac liriczną fòrmã.
Nié bez przëczënë gôdô sã, że pòeticczé
dokazë miałëbë dolmaczëc dëcht te
personë, co są nié leno dolmaczérama,
ale téż pòetama, jakno że to prawie
ùtwórcowie liriczi mają barżi nigle
jiny lëdze rozwité esteticzné wseczëca
i lepi rozmieją brëkòwac sztélistné
strzódczi. Tłómaczenié zbiérkù Brzechwa dzecoma òstało zrobioné przez
òsobã, chtërna mô nié leno doswiôdczenié jakno pòeta, ale téż jakno mùzyk.
Mùzyczné spòsobnoscë òsoblëwò mògłë
bëc wôżné przë bùdowanim pasowny
ritmiczi wiérztów. Wszëtkò to złożëło
sã na to, że starë Tomeka Fópczi, cobë
òddac w dolmaczënkach tipiczné dlô
liriczi znanczi bôjków, zakùńczëłë
sã zwënégą. Całi pòeticczi kùńszt
òriginalnëch pòlsczich dokazów Jana
Brzechwë òstôł ùdało przeniosłi do
kaszëbsczich tłómaczeniów bôjków.
Równak bëlné przeniesenié do
dolmaczënków liricznëch znanków,
òsoblëwò w zasygù ritmiczi i rimù,
parłãczëło sã z mùszebnoscą gwësnëch
zmianów w fòrmie dokazów i ze znaczeniowima mòdifikacjama ùżëtëch
w bôjkach słowów. Semanticzné przejinaczenia słowów, mòtiwòwóné chãcą
ùtrzimaniô ritmiczi i rimów, pòkôzałë
sã we wielnëch przëmiôrach. W bôjce
Na rénkù (pòl. Na straganie) mòżemë nalezc wersë: „Je to fela” / Òd selera, chtërne są tłómaczenim pòlsczich słowów:
POMERANIA GÒDNIK 2014
„A to feler” / Westchnął seler. Wërażenié
Òd selera nie je znaczeniowò dokładno
jisté z frazą Westchnął seler – w kaszëbsczim dolmaczënkù ni mómë mòtiwu
wzdichniãcô, równak ta przejinaka
pòjôwiającô sã w dolmaczënkù dôwô
mòżlëwòtã ùtrzimaniô akùratnégò
rimù, a przë tim dokładno taczi sami
ritmiczi, jak ta, chtërna pòkazała
sã w òriginalnym pòlsczim teksce.
Szlachùjącą za tą òpisóną wëżi jeleżnosc
mòżemë téż òbaczëc we wiérzce Żółw
(tekst pòlsczi bôjczi mô jisti titel), gdze
w pierwòszny wersji pòlsczi nachôdómë nôslédné słowa: Żółw chciał pojechać koleją, / Lecz koleje nie tanieją; aùtor
kaszëbskòjãzëcznégò dolmaczënkù
przełożił to jakno: Żółw bë chcôł pòjachac
baną, / Le biliet kòsztô nié mało; scwierdzony w pòlskòjãzëcznym òriginale
fakt koleje nie tanieją semanticzno nie
je dëcht czësto równaznaczënkòwi
ze scwierdzenim biliet kòsztô nié mało;
to, że biliet kòsztô nié mało, mòże bëc
skùtkã tegò, że jachanié baną nie je barżi tóné nigle przódë, ale mòże téż bëc
tak, że bilietë staniałë, ale to nie znaczi,
że terô mało kòsztają – tak tej semanticzno wersjô pòlskô i kaszëbskô nie są
czësto równé, ale zmiana znaczeniégò
także w nym przëtrôfkù dała zwënégã
w pòstacë ùtrzimaniô rimù (chòc
tim razã nié akùratnégò) i ritmiczi
– wielëna szlabizów tak w pòlsczi bôjce, jak téż w kaszëbsczim dolmaczënkù
je równô. Negò ôrtu semanticznëch
zmianów, chtërne są wtórznym skùtkã
zgrôwów dolmaczérë, cobë ùtrzimac
w tłómaczonym teksce rimë i ritmikã,
mómë w zbiérkù Brzechwa dzecoma wiele wicy.
Równak nié leno czësto znaczeniowé przesëniãca bëłë wëchôdënkã
starów tłómacza ò ùtrzimanié liriczny fòrmë bôjków. Czasã w célu
ùchòwaniô ritmiczi wiérztów aùtor
dolmaczeniów dodôwôł jaczés słowò,
chtërnégò nie bëło w òriginale, abò téż
dokònywôł rëmniãcô słowa, chtërno
w pierwòwzorze bëło òbecné. Taczé
dokłôdanié abò ùsëwanié słowów nié
wiedno mùszało parłãczëc sã ze zjinaczenim znaczeniowim, chòc colemało
òmôwiónô tu przejinaka rzeszëła sã
z semanticzną mòdifikacją. Le trzeba
nadczidnąc, że zmianë semanticzné
nie bëłë tuwò reglą. Czasã òminiãcé
jaczégòs słowa mòże ùznac za elipsã,
równak znaczenié nijak nie je zmienioné, np. w bôjce Jak szlachùje jãzëk
psy (pòl. Jak rozmawiać trzeba z psem)
w pòlsczim òriginale mómë nôslédny
wers: Gdy psu kość dam – pies ją ssie,
chtëren òstôł przetłómaczony jakno:
Czej mù gnôt dóm – susô gò – słowò
pies òstało òminiãté w kaszëbsczim
dolmaczënkù, dzãka czemù ritmika
je ùtrzimónô, a z kòntekstu całi bôjczi
i tak jidze zrozmiec, że chòdzy tuwò
prawie ò psa (òmijóm tu ju fakt, że
w pierszim dzélu zdaniô jistnik psu
òstôł zamieniony na mù – ta przejinaka ni mô znaczënkù dlô ritmiczi). Za
to przëmiôr dodaniô słowa w przekładze mòżemë nalezc w bôjce Pòwiôdajk
(pòl. Skarżypyta) – w pòlsczim òriginale
nachôdô sã wers: „Nikt. Ja jestem skarżypyta”, jaczi na kaszëbsczi jãzëk òstôł
przetłómaczony jakno „Nicht. Kò jô
jem pòwiôdajk” – jak widzymë, aùtor
dolmaczënkù dodôł słowò kò, chtërno
pòmògło mù ùtrzimac ritm, a nie
wnôszô do tekstu niżódnégò znaczeniô;
słowò to mô w teksce kaszëbsczim leno
fùnkcjã zmòcnieniô, barżi nasylonégò
wërażeniô wseczëców. Negò ôrtu
przejinaków, pòlégającëch na rozszerzenim abò skrócenim òriginału, je
w dolmaczënkach Fópczi dosc wiele.
Ùtrzimaniu ritmiczi i rimów mają
téż służëc przejinaczenia pòrządkù
słowów – słowa w dolmaczony bôjce
mają jiny szëk jak w òriginalnym teksce
pòlsczim. Zamienienié słowów môlama
dôwô aùtorowi tłómaczeniô mòżlëwòtã
lepszégò wërôżeniô kùńsztownoscë
liricznégò dokazu. Przëmiôrama taczich przejinaków pòrządkù słowów
są nôslédné wersë (pòdôwóm tuwò téż
sąsedny wers, żebë czëtińc òbôcził, jaczi cësk przejinaka dolmaczérë miała na
rimë i ritmikã): pòl.: „Niech rozsądzi nas
Kapusta!” / „Co, Kapusta?! Głowa pusta?”
– kasz.: „Kapùsta niech nas rozsądzy!” /
„Kapùsta?! Co łep mô pùsti?!” – (Na rénkù,
pòl. Na straganie); pòl.: A nie urwałem guzika? / A nie pokazałem języka? – kasz.:
A czë jem nie ùrwôł knąpë? / A jãzëka jem
nie pòskąpił? (Zgniélc, pòl. Leń); pòl.: Gdy
pisałem wierszyk ten, / Pies u nóg mych
zapadł w sen – kasz.: Ga jem pisôł nen tu
wiérzt, / Pies kòl nogów ùsnął mich ( Jak
szlachùje jãzëk psy, pòl. Jak rozmawiać trzeba z psem).
55
LEKTURY
Òb czas analizë dolmaczënków
Tomeka Fópczi nót je téż dac bôczënk
na gramaticzné przejinaczenia, colemało téż bãdącé wëchôdënkã starów
ò ùtrzimanié ritmiczi, mni czãsto rimów. Zmianë gramaticzné czãsto tikają sã fòrmów czasników, np. terny
czas zamieniony je na ùszłi czas, jak
w przëmiôrze: pòl.: I co trzeba zjeść,
zjadam – kasz.: I co mùsz je zjesc, móm
zjadłé (Warna i syr, pòl. Wrona i ser),
a téż fòrmë òsobòwé w ternym czasu
nierôz zamienioné są na bezòsobòwé
fòrmë, np.: pòl.: I zaszywa dziury w niebie – kasz.: W niebie – durã zaszëc trzeba
(Tidzéń, pòl. Tydzień), slédny przëkłôd
pòkazywô téż zamianã wielny lëczbë
jistnika na pòjedinczną lëczbã (dziury
– durã). Z przejinaków na gramaticzny
rówiznie nót je téż wëmienic czãsté stosowanié w kaszëbsczim tłómaczenim
zdrobniałëch fòrmów rozmajitëch słowów w môl fòrmów, jaczé w pòlsczim
òriginale zdrobnieniama nie są, np.:
rzepo – rzepkò (Na rénkù, pòl. Na straganie), leż – leżkôj (Jak szlachùje jãzëk psy,
pòl. Jak rozmawiać trzeba z psem), nawet – nawetka (Michôłk, pòl. Michałek).
Szlachùjącëch za nyma przëwòłónyma
wëżi gramaticznëch przejinaków, colemało wprowadzonëch swiądno w célu
ùchronieniô ritmiczi abò rimów, w tekstach dolmaczënków wiérztów Brzechwë mòże nalezc jesz wicy.
Gôdającë ò bôjkach Brzechwë przedolmaczonëch przez Tomka Fópkã, trzeba bë bëło jesz rzeknąc ò òsoblëwòscach
kaszëbiznë nëch tłómaczeniów.
W òbrëmienim fòneticzi nót je dac
bôczënk na fòrmë z tipicznym dlô nordë karnã -ar- w słowach: warna (Warna
i syr, pòl. Wrona i ser), ògardniczką (Tomata, pòl. Pomidor), ògardownik (Tomata,
pòl. Pomidor). Z fòneticznëch znanków
trzeba bë téż przëwòłac, òdnotérowóną
we wiérzce Kluka (pòl. Kwoka), fòrmã
białogłowsczégò jistnika z archajiznowim niescygniãtim zakùńczenim
-ëją, ùżëtim w akùzatiwie pòjedinczny
lëczbë: swiniarëją. Przë leżnoscë nót je
zmerkac, że w fòrmie swiniarëją z wiérztë Kluka, juwerno jak téż w fòrmie
jistnika wòlą, zarejestrowóny w bôjce Krokòdil (pòl. Krokodyl), mómë do
ùczinkù z bãdącym ju archajizną w kaszëbiznie, kùnôszkã -ą, brëkòwónym
w akùzatiwie pòjedinczny lëczbë
nëch białogłowsczich jistników, chtërne w nominatiwie kùńczą sã na -ô.
W zasygù fleksji apartny bôczënk nót
je téż dac na fòrmë czasnika i zamiona
w – téż archajiznowi dlô kaszëbiznë
– dëbeltny lëczbie, chtërne ùżëté òstałë
w òdniesenim do dwùch personów we
wiérzce Jak szlachùje jãzëk psy (pòl. Jak
rozmawiać trzeba z psem): Szła ma razã
– jô i òn, co je tłómaczenim słowów:
Szliśmy razem – ja i on. Òsoblëwòscą
jãzëka Tomeka Fópczi są téż brëkòwóné
przez niegò tipiczné dlô kaszëbiznë
frazeòlogiznë, taczé, jak np. w bôjce Kluka (pòl. Kwoka): cëszi kòta – pòl. cichutko,
abò we wiérzce Warna i syr (pòl. Wrona
i ser): jakbë gzyk jã kąsył – pòl. obrażona.
Na kùńc nót je scwierdzëc, że
przërëchtowanié dolmaczënków wë­
brónëch bôjków Jana Brzechwë òkôzało
sã cekawą i baro ùdałą dbą. Przede
wszëtczim nót je pòdsztrëchnąc, że
w przëtłómaczonëch przez Tomekã
Fópkã na kaszëbsczi jãzëk dokazach
ùchòwóné òstało pòeticczé mésterstwò
Brzechwë. Przëjimniãté przez aùtora
tłómaczeniô translatorsczé strategie
– pòlégającé na mòdifikacji znaczeniów, dodanim abò rëmniãcym słowa, zjinaczeniach pòrządkù słowów,
gramaticznëch zmianach – w skùtkù
doprowadzëłë do tegò, że liriczny
kùńszt wiérztów òstôł ùtrzimóny.
Równoczasno w tłómaczeniach Fópczi mómë do ùczinkù z bëlną kaszëbizną, z pòkôzanim bòkadnoscë
kaszëbsczégò jãzëka. Kòżdi z zaprezentowónëch w zbiérkù wiérztów je
òbmëslóny tak z pòzdrzatkù zamkłoscë, jak téż z pòzdrzatkù fòrmë, i twòrzi
òn harmònijną całosc. Baro bëlno
sã téż stało, że za dolmaczenié negò
ôrtu dokazów, w jaczich ritmika mô
pierszorégòwą fùnkcjã, wzãła sã òsoba
z mùzycznym wesztôłcenim. Ritmicznô
sztruktura kaszëbskòjãzëcznëch bôjków Brzechwë je doprôcowónô w kòżdi
drobnoce. A całi zbiérk Brzechwa dzecoma wôrtny je tegò, cobë jawerno
rozkòscérzac gò midzë nômłodszima
kaszëbsczima czëtińcama.
Hana Makùrôt
Jan Brzechwa, Brzechwa dzecoma, skaszëbił
Tómk Fópka, Wydawnictwo Oskar, Gduńsk
2014.
56
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
LEKTURY / / zachë ze stôri szafë
Kaszubski śpiewnik domowy
Musieliśmy czekać ponad pół wieku
na nowy śpiewnik, który by zawierał
nie tylko piosenki ludowe, ale również utwory najnowsze. Jedyną do
tej pory tego typu pozycję stanowiły
Pieśni z Kaszub pod redakcją Władysława Kirsteina i Leona Roppla z 1958 r.
Głównym przesłaniem Witosławy
Frankowskiej, która czuwała nad wyborem utworów do niedawno wydanego Kaszubskiego śpiewnika domowego,
było, jak się zdaje, zebranie pieśni różnych pokoleń, szczególnie tych, które
mają bogatą wartość literacką oraz językową, a dotąd nie były popularyzowane. Witosława Frankowska, teoretyk muzyki, pianistka, klawesynistka
i kompozytorka, wykłada na Akademii
Muzycznej w Gdańsku. Wychowana
została w rodzinie o tradycjach kaszubskich i muzycznych, a swą działalność edukacyjną i artystyczną łączy
z popularyzacją muzyki regionalnej,
m.in. poprzez organizowanie od roku
2002 w wejherowskim Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej cyklu koncertów pod wspólnym tytułem „Spotkania z muzyką
Kaszub” (w listopadzie br. odbyło się
już XLII takie spotkanie!). W 2006 r.
została laureatką Medalu Stolema.
Wróćmy teraz do samego śpiewnika. Format i wielkość idealne – książka
jest nieco większa niż szkolny zeszyt,
sztywna okładka, dzięki której tak
szybko się nie zniszczy (bo przecież
śpiewnik będzie często używany),
a poziome rozmieszczenie tekstu jest
wygodniejsze dla zapisu nutowego. Na
ponad 200 stronach zmieściło się niespełna 90 utworów. Do pomocy mamy
3 kolorowe wstążeczkowe zakładki,
które spisują się doskonale przy tego
typu pozycjach. Każdej piosence towarzyszą oczywiście nuty, a czasami nawet i akordy gitarowe oraz ilustracje.
Pod każdym tytułem przeczytamy, kto
jest autorem tekstu i muzyki bądź z jakiej miejscowości pochodzi dana pieśń.
Utwory zostały podzielone na 8 kategorii: od miłosnych, po marynistyczne,
ludowe czy kołysanki. Prócz tradycyjnego alfabetycznego spisu piosenek,
dla wygody użytkowników, książka
zawiera spis incipitów tekstowych (wg
początku tekstu), co bardzo się przydaje początkującym melomanom. Dodatkiem jest przedstawienie 24 sylwetek
kompozytorów oraz autorów pieśni,
podano źródła muzyczno-literackie do
każdej piosenki.
Prezentowana pozycja została dostosowana do możliwości wykonawców-amatorów, stąd brak w niej funkcji harmonicznych nad pięciolinią czy
zmian tonacji. Z tego też powodu zrezygnowano z utworów o dużej rozpiętości
melodycznej czy skomplikowanej rytmice. Nad korektą tekstów kaszubskich
czuwał Roman Drzeżdżon, a pisownia
piosenek została ujednolicona według
najnowszych ustaleń Rady Języka Kaszubskiego.
Trzeba przyznać, że wydawcy przygotowali bardzo elegancki i poręczny
śpiewnik. Format książki pozwala ją
zabierać ze sobą na kaszubskie spotkania. Warto sięgnąć do Kaszubskiego
śpiewnika domowego. Mam nadzieję, że
są też plany wydania płyty z tymi piosenkami...
Natalia Zofia Janowska
Kaszubski śpiewnik domowy, red. Witosława
Frankowska, Wydawnictwo Region w koedycji z Muzeum Piśmiennictwa i Muzyki Kaszubsko-Pomorskiej, Gdynia – Wejherowo 2014.
Profesorskô rechòwnica
Chtëż jesz rozmieje na rechòwnicë rechòwac? Pewno
pòkòlenié 40 plus, żlë nie spało na ùczbach matematiczi
w spòdleczny szkòle, wié, jak ne gùzë przesëwac, bë na
przëmiôr òbrachòwac, kùli je piãc razë trzënôsce. Dzysdniowi szkòlôce mają ju jinszé nôrzãdła rechòwaniô, chòcbë
kalkùlator abò kòmpùtr, a rechòwnica pòkazywónô je
w szkòłach jakò czekawòstka.
Zdrzącë na òdjimk, to bë rzekł: rechòwnica jak rechòwnica,
ale prawie na, przechòwiwónô w wejrowsczim mùzeùm,
zwëczajnô nie je. Kò nôleża òna do nôbëlniészégò historika pòwòjnowi Pòlsczi, Kaszëbë, profesora Gerata Labùdë. To historicë téż rechòwnicë brëkòwelë? Kò brëkòwelë
a brëkùją, tec nót je ne stalata a lata naju historëji pòrechòwac.
rd
POMERANIA GÒDNIK 2014
57
repòrtôż
W Japónie
z kaszëbską lëteraturą
„Czerëjema sã na nordowi pòrénk. Do fligrowiszcza je jesz wiãcy jak 5500 mil ë cos kòl
10 gòdzyn leceniô” – tak wëzdrzi jeden z pierszich wpisënków w mòjim dniownikù z rézë
do daleczi Japónie.
Grégór J. Schramke
Całô ta wanoga tak pò prôwdze sã
zaczãła wiãcy jak pół rokù nazôd. Tej
to, pòd kùńc gromicznika, Motoki Nomachi, znóny kòl naju slawista z Japónie, jaczi m.jin. zajimô sã kaszëbsczim
jãzëkã, zapitôł mie, czë jô bë chcôł
pòlecec do Tokio na nôùkòwé zéńdzenié
ò westrzédno- a pòrénkòwòeùropejsczi
lëteraturze ë miec tam wëkłôd ò nô­
nowszi kaszëbsczi pismieniznie. Ë tak
to wej, 25 séwnika, ùbarniony w laptop
z referatã, prezentacją w PowerPoince,
ekstraktã z referatu do wëdrëkòwaniô
dlô słëchińców, wëbrónyma wiérztama kaszëbsczich pòetów a jich
dolmaczënkama na anielsczi (bë z tegò
zrobic przełożënk na japóńsczi), jem
z Gduńska bez Frankfùrt pòlecôł na
wnetk skrôj swiata.
Specjalëscë òd słowianszczëznë
W Tokio béł jem do 5 rujana, a nô­­wôż­­
niészim partã mòji rézë bëła wspòmniónô
kònferencjô na Ùni­wer­sytece Rikkyo
w Tokio, zatitlowónô Ima­ges of East European Literature. The Variable and Invariable
in the Past and Present (Òbrazë lëteraturë
Pòrénkòwi Eùropë. Zmieniwné a niezmieniwné w ùszłoce a dzysdniowòscë).
Pierszégò dnia, przed wieczerzą na
przëwitanié, jem sã pòtkôł z japóńsczima slawistama sparłãczonyma z nym
nôùkòwim zéńdzenim.
58
– To je Ariko – w anielsczi gôdce
przedstawił mie młodą białkã prof. Kenichi Abe, jaczi béł przédnym òd negò
sympòzjum. – Ariko je znajôrką Bruno
Schulza.
Zdzëwiony jem wëzdrzôł na Japón­
kã. „Bruno Schulza? Tëc tej òna...”. A òna,
ùsmiechniãtô, wëcygła „z eùropejska”
rãkã ë czejbë czëta w mòjich mëslach,
rzekła pò pòlskù: „Cześć”. Pòkazało sã,
że pòlsczi znała ze sztudiów w Warszawie. Tak samò, jak Satoko, chtërna sã
zajimô m.jin. pòwòjnowima pòlsczima,
emigracjowima pisarzama. Hikaru za
to je... tołmaczką dwùch ksążków Òldżi
Tokarczuk. Króm tegò, prócz Motokégò
Nomachi a Kenichégò Abe, béł Go, jaczi sã specjalizëje w rusczi a biôłorusczi lëteraturze, a téż gòsce zeza
grańcë: Elena Gapova – Biôłorusënka,
co mieszkô w Zjednónëch Stanach
a wëkłôdô na Zôpadnym Ùniwersytece
w Michigan, Delia Grigore – Romka
z Ùniwersytetu w Bùkareszce, ë Natasza Goerke – pisôrka, jakô w latach
80. wëcygła z Pòlsczi ë terô mieszkô
w Niemcach a Nepalu.
Sympòzjum
Kònferencjô bëła baro ùdałô. Cekawô
a brzadnô. Skłôda sã z trzech témòwëch
partów, kòżden zakùńczony diskùsją.
Òbrzészkòwim jãzëkã béł anielsczi.
W pierszim dzélu, zatitlowónym
„Réze, migracje ë lëteratura”, Natasza Goerke czëta ùriwczi ze swòjégò
dokazu Dziesięć miesięcy i dwa dni, tej
Satoko Inoue z Ùniwersytetu w Kumamoto gôda na témã „Imaginacje z przestrzeniów ë placów w pòlsczi wanożny
lëteraturze pò 1989 r.”, a Hikaru Ogura
z Tokijsczégò Ùniwersytetu pòwiada
w swòjim wëstąpienim „Migracje w pòlsczim dokùmentowim filmie” ò dokazu Syberyjska lekcja. Sesjã
a tej diskùsjã prowadzył Kenichi Abe
z Ùniwersytetu Rikkyo.
W drëdżim parce, przédniczonym
bez Hikaru Ogura, a zatitlowónym
„Przepisywanié historie lëteraturë”,
Ariko Kato z ùniwersytetu w gardze
Nagoya, pòwiada przede wszëtczim
ò Eùropie widzóny òczama dwùch
pisôrzów: ùkrajińsczégò – Jurija Andruchowycza ë pòlsczégò – Andrzeja Stasiuka, jaczi razã wëdalë ksążkã
Moja Europa. Dwa eseje o Europie zwanej
Środkową (wëd. 2000). Tej Elena Gapova gôda ò ùtwórstwie Swietłanë Aleksijewicz, ùtwórczëni m.jin. dokazów
ò białkach, jaczich chłopi biôtkòwalë
sã òb czas II swiatowi wòjnë (У войны
не женское лицо, 1985; pòl. wëd. Wojna nie ma w sobie nic z kobiety, 2010),
czë ò nieszczescym w Czôrnobëlu
(Чернобыльская молитва, 1997; pòl.
wëd. np. Czarnobylska modlitwa. Kronika
przyszłości, 2012), w jaczi przedstôwia
tragedie prostëch lëdzy. Na kùńc Go
Koshino z ùniwersytetu w Hokkaido
pòwiôdôł ò białorusczi lëteraturze pisóny w rusczim jãzëkù.
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
repòrtôż
Trzecy part sympòzjum sã tikôł
„Lëteraturë mikronôrodów”. W nim
jô jem nôprzód zdebkò gôdôł ò zôczątkach naji pismieniznë a ji rozwiju, a tej
jem pòwiôdôł ò tim, co bëło przédną
témą mòjégò referatu, to je ò nônowszi
kaszëbsczi lëteraturze, ò ji dzysdniowim stanie, zwënégach a zadaniach na
nôblëższą przińdnotã. Pò mie, ò romsczi
pòezje a téż ò historie swòjégò nôrodu
prawiła Delia Grigore. Part a diskùsjã
prowadzył Motoki Nomachi.
Wieczór miało môl czëta nié
lëteraturë, nôprzód w òriginalnëch
jãzëkach (przełożënczi na anielsczi
òstałë rozdóné), tej w dolmaczënkach
na japóńsczi. Ùriwczi swòjich dokazów
nôprzód przedstawiła Natasza Goerke,
pò ni w spiéwny romsczi gôdce pòezjã
recytowa Delia Grigore, a tej, w mòji
głosowi interpretacje rozebrzmialë
klasycë naji lëteraturë – Léón Heyke ë
Aleksander Labùda, a pò tim dzysdniowi ùtwórcowie: Róman Drzéżdżón ë
Hana Makùrôt.
Zacekawienié Kaszëbama a nają
pismienizną òkôzało sã niemôłé. Widzec to sã dało przede wszëtczim
z pòkònferencjowëch pëtaniów a kôrbiónków, np. przë pôłnim. Ë to nié blós
Japóńczicë bëlë nama zacekawiony.
Elena Gapova pòprosa mie ò tekst
ò kaszëbsczi lëteraturze do „The Bridge
– MOCT”. Zdradzëła téż, że czej czëła
ò dzewiãtnôscestalatnym zôczątkù
najégò kaszëbsczégò ùtwórstwa, to
czejbë słëcha ò historie lëteraturë pisóny w biôłorusczim jãzëkù. Za to Delia
Grigore zôzdroszcza nóm, Kaszëbóm,
brzadu, pòwiadającë, że pismienizna ji nôrodu, chòc òn je pôrã razë
wiãkszi òd naszégò, zaczã sã tak pò
prôwdze w slédnëch pôrãdzesąt latach. Przekònëwa téż ò tim, że wôrt
sã pòstarac ò status „nôrodny mnié­
szëznë”, tak jak to zrobilë Romòwie
w Rumùnie, a dostac np. ne ze dwa
dodôwkòwé place w parlamence.
Z zacekawienim téż słëcha ò tim, jak
kòl naju zdobiwómë, dzãka ùstawie
ò òchronie kaszëbsczégò jãzëka, dëtczi
na wëdôwanié dzélu najich ksążków.
Szmakało za wiãcy
Ùgòscony bez najich gòspòdarzów jesma bëlë bëlno. W kòżdim sztóce mielë
òni starã, cobë më sã dobrze ù nich
POMERANIA GÒDNIK 2014
Motoki Nomachi (z prawi) i aùtór tekstu
czëlë a niczegò nóm nie zafëlowało.
Zwiedzalë jesma téż wiele. Zabralë naju
m.jin. na wanogã bôtã pò rzéce Sumida
czë do Ueno, gdze jem sã zadzëwòwôł
swiątnicą Sensō-ji, wielëną lëdzy, co
mielë chãc òbôczëc japóńsczé malënczi
w mùzeùm kùńsztu, a słôwnyma pandama w ZOO. Òb dzéń dobrima lunchama nie dôwalë nama zgłodniec, a jesz
wieczór bralë na bëlné môltëchë. Ò tëch
jô bë wiele mógł prawic... Rzekã le, że
nadzwëk ùlubił jem so sërowé rëbë. Jôdł
jem téż sushi z jeżowcã, rosół z kraba,
a wiele jinszich smacznëch jinszoscë.
Tokio
A co bë tu rzec ò samim Tokio? Pò pierszé: dwanôsce miliónów lëdzy. Tak
tej z widokòwégò môlu na 45. piãtrze
tokijsczégò parlamentu, cygło sã òno
bùdinkama pò sóm widnik. Le na
pôłniowim zôpadze, zadôczonô dôlą,
na 3776 m n.p.m. wznoszëła sã Fudżi
– nôwëższô góra w Japónie. Pò drëdżé:
blónowniczi. Stolëmné, òpasłé, zasadłé
w grunce a wëcygającé sã do słuńca
nawetka na wnet dwasta piãcdzesąt
métrów. Pò trzecé: „Gard, co nigdë nie
spi”, jak sã ò nim gôdô. Ë tej, czej noc
59
repòrtôż
sã robi, rozłiskiwô òn neonama tak,
że w niechtërnëch placach nawetka
nie je nót rozwidniac òdjimka lampą. Pò czwiôrté: gard, jaczi mô w se
drëdżi pòd zemią. Kò są tam setczi
pòdzemnëch przéńdzeniów z trójnem
krómów, òsmë lëniów metra ë wiele
banowëch, a do te banowiszcza, z jaczich niechtërne, jak Tōkyō ë òsoblëwie
Shinjuku (co dzéń w dzéń przepùszczô
bez se 2 mln lëdzy), rozcygają się na
pôrã piãtrów w zemiã a nômni pôrãset
métrów na bòczi.
60
W parkach, mùzeach,
swiątnicach ë Kamakurze
Chòc w Tokio je mni trzôskù a nëkbë,
jak bë sã mògło zdawac pò tak wiôl­
dżim gardze, z lubkòscą jem zwié­dzôł
rozmajité parczi. Pò reszce w nëch
prawie òazach ùbëtkù bëła wiãkszosc
cekawëch do òbzéraniô rzeczi, jak
np. swiątnica cesarza Meiji, jaczi pò
smiercë stôł sã bògã. Motoki ë Masumi
zabralë mie téż do jedny z dôwnëch
stolëców Japónie, chtërna są zwie Kamakura, snôżi, cekawi, nafùlowóny
historią. Òbezdrzôł jem tam widzałé
swiątnicë ë drëdżégò nôwiãkszégò
w Japónie, wzniosłégò w 1252 r.
na wiãcy jak 13 métrów Bùddã,
zrobionégò z brązu.
Sóm jem téż pòznôwôł Tokio.
Wanożił jem wieczorã pò rozskrzonym neonama Shinjuku, przecëskôł
wązëchnyma przeńscama midzë
gòspòdama môłima jak jizdebczi,
szmakôł sake niedalek Tokadanababa Station, gdze gwôscëcele karczmë
znalë anielsczi tak, jak jô japóńsczi.
Wzérôł jem na pòmnik samùraja Saigō
Takamoriégò, jôdł miarzłégò ò szmace zelony arbatë, robił òdjimk za
òdjimkã na rëbnym, fùl dzywny, żëwi
a môrtwi mòrszczëznë, tôrgù w Tsukiji. Pòdzywiôł zdënkòwé òblëczënczi
w swiątnicë Tsukiji Honganji, dôwôł
sã przëpiec słuńcu, cobë chòc z dôlë
òbôczëc pałac cesarza (nie béł tegò
wôrt), wanożił bez historiã Japónie
w mùzeùm Edo-Tokyo ë le co ùmkł
wieczór ùgrëzeniô bez mëgã w parkù
Ueno, co bë sã mògło skùńczëc
pôrãdniową gòrączką, ò czim òstrzégã
miôł jem czëtóné rëchli...
Ni ma tu placu, bë ò wszëtczim chòc
le pôrã słów rzeknąc. A szkòda. Kò Tokio zasługiwô na to. Do te cygnie nazôd.
Móm nôdzejã, że jesz czedës ùdô mie sã
do nie zawanożëc.
Òdj. ze zbiérów G. Schramkégò
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
PAGINA PRAWA
POMERANIA GÒDNIK 2014
61
KLËKA
Bëtowò. Baro kùlturalné
Przez szterë dnie Bëtowò żëło dobrą
mùzyką, teatrã, pòtkaniama z artistama, warkòwniama, pòkôzkama.
Midzë 22 a 25 rujana w tim gardze béł
BytOFFsky Festiwal. Impreza zaczãła sã
w Bëtowsczim Centrum Kùlturë – òd
przedstawieniô „Matka Joanna” Teatru Szwalnia. Nastãpnégò dnia bëła
m.jin. Pòmòrskô Debata ò Kùlturze.
W Tëc hóm iu òbcza s Fest iwa lu
kòncertowała Òrkestra Klezmerskô
Sejneńsczégò Teatru. A w restaùracje Jaś
Kowalski grelë Paweł Szambùrsczi i Patrik Zakrocczi („Szaza gra animacje”).
Festiwalowi piątk zaczął sã na rënkù
gardu pòkazã ôrtu teater-performance,
chtëren kùńcził artisticzné warkòwnie
prowadzoné przez teatralné karno
Korkoro. Tegò dnia òtemkniãti béł
wëstôwk „Twór GWASZ Przeprowadzka” wëkònóny przez plasticzné karno
GWASZ.
Prôwdzëwô mùzycznô czesta żdała na bëtników Festiwalu w sobòtã
25 rujana òb czas cyklu artisticznëch
wëdarzeniów pn. Święto Kaszëbë
II w wëkònanim wiele artistów
wespółrobiącëch z Olã Walicczim.
Przédnym pùnktã sobòtnégò programù
bëła prapremiera platczi Ola Walicczégò
„Kaszëbë II”.
Red., tłóm. KS
Òdj. K. Rolbiecczi
Banino – Chwaszczëno. Wieczór w kaszëbsczim klimace
Pôrã lat dërowałë robòtë nad wëdanim
spiéwnika z dokazama Édmùnda Lewańczika z Żukòwa. Ten regionalësta zrzeszony béł z karnã Bazuny, a terô je z Redzanama. Kaszëbi znają gò téż z wiele
mùzycznëch, regionalnëch, biesadnëch
imprezów. Jegò nieòdrzesznym atribùtã
je akòrdión. Na promòcjã spiéwnika
téż wzął swój ùlubiony instrument. Zagrôł i zaspiéwôł gòscóm zeszłim 23 rujana w restaùracje Mùlk pôrã swòjich
dokazów. Nie felało jegò szpòrtownëch
òpòwiôstków. Tegò wieczoru mòżna
bëło ùczëc téż krótczi kòncert karnów
Spiéwné kwiôtczi i Młodzëzna. Gòscëło
òkróm tegò teatralné karno Zymk,
pòkazëjącë ùzdrzadnienié „Niebò” na
zôdëszkòwi ôrt.
Red., tłóm. KS
Teatralné karno „Zymk”. Òdj.
z archiwùm banińsczégò p. KPZ
Kòscérzna. Smierc i kaszëbsczé zwëczi
W Mùzeùm Kòscersczi Zemi (MKZ) 28
rujana bëła projekcjô amatorsczégò
filmù „Ze śmiercią na ty”. Aùtorzë:
Éwelina Karczewskô (scenariusz i reżiseriô), a téż Pioter Zatoń, Pioter Lewna,
Andrzéj Juńsczi i Przemësłôw Wòlsczi
(òdjimczi) pòkôzelë dokùment ò smiercë
i kaszëbsczich òbrzãdach zrzeszonëch
z ùmiéranim. Dôwają òni òsoblëwi
bôczënk na zwëk Pùsti Nocë. W filmie
bëłë téż òpòwiescë ò krziżach z wòskù
62
lanëch na miartwé cało abò mroczné historie ò kaszëbsczich wieszczich
i dëszach błądzącëch pò kaszëbsczich
wsach, klepiącëch do òknów i dwiérzów.
Wiãcy ò filmie i dzejnoce aùtorów mòżna
przeczëtac na starnie: http://www.zesmiercianaty.art.pl/
Red., tłóm. KS
Òdj. z archiwùm MKZ
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
KLËKA
Wejrowò. Przezdrzatk „Luterka”
Chònicczé Studio Rapsodiczné òkôzało
sã nôlepszim karnã dzewiąti edicji
Òglowòpòlsczégò Przezdrzatkù Môłëch
Teatralnëch Fòrmów m. Adama Luterka w Wejrowie [Przegląd Małych Form
Teatralnych im. Adama Luterka w Wejherowie], chtëren béł midzë 24 a 26 rujana w Wejrowsczim Centrum Kùlturë
– Kaszëbskô Filharmóniô. Razã do
òbôczeniô bëło 11 karnowëch przedstawieniów i szterë monodramë. Chònicczé
Studio dostało przédną nôdgrodã, Grand
Prix za szpëtôczel „Władca Much”, a téż
dwie jine, w kategórii monodramù (Łukôsz Szlanga) i wëprzédnienié dlô reżisera òbù przedstôwków Grzegòrza
Szlandżi. W żuri festiwalu bëlë taczi znajôrze, jak dzekón aktorsczégò wëdzélu
warszawsczi Akademii Teatralny
Bòżena Suchòckô i dzekón pùpkarsczégò
wëdzélu wrocławsczi Szkòłë Teatralny
Anéta Głuch-Klucznik.
Red., tłóm. KS
Cewice. Kònkùrs skùńczony rézą
Pôrãdzesąt dzecy ze szkòłów z gminë
Cewice z klas IV–VI mògło sprawdzëc
swòjã wiédzã ò Kaszëbach i kaszëbsczich
tradicjach.
28 rujana w Szkòlno-Przedszkòlny
Zrzeszë w Bùkòwinie bëła czwiôrtô
edicjô Gminnégò Kònkùrsu Wiédzë
ò Kaszëbach, wespółòrganizowónégò
przez KPZ Cewice i Stowôrã Rozwój
Bùkòwinë. Wszëtcë bëtnicë dostelë môłé
darënczi i pòjachelë na rézã do Dolinë
Jadwidżi. Tam, w Edukacyjny Zôgardze
Chëcz, brelë ùdzél w ùczbach. Dzecë
wësłëchałë kaszëbsczich legeńdów,
chtërne jima òpòwiôda Gabriela Tesmer, zapòznałë sã z gbùrską zôgardą,
przërëchtowałë klóseczczi do bùlwny
zupë, piekłë kòłôczczi i jadłë plińce. Szłë
téż do lasu, gdze pòtkałë Bòrową Cotkã
z kùferkã miodzëznë. Òsoblëwie cekawé
bëłë warkòwnie z kaszëbiznë prowadzoné przez kapelã Bas z Serakòjc.
Red., tłóm. KS
Redzëkòwò. Jak ùczëc kaszëbsczégò w XXI wiekù?
Kònferencjô pt. „Język kaszubski
w XXI wieku – nowoczesny, przyjazny, perspektywiczny” w Zrzeszë
Szkòłów w Redzëkòwie bëła 28 rujana. Przëjachało na niã kòl 80 lëdzy, dlô
chtërnëch wôżnô je ùczba kaszëbsczégò
jãzëka. Wëgłoszoné bëłë dwa wëkładë.
Danuta Pioch gôdała ò tim, jak miałabë
wëzdrzec „Organizacja nauki języka
kaszubskiego w szkole”, a Éwa Andrzejewskô przedstawiła referat pt.
„Efektywna lekcja języka kaszubskiego – o uwarunkowaniach skutecznej
nauki”. Ùczãstnicë kònferencji mòglë
téż wząc ùdzél w warkòwniach, m.jin.
z wëzwëskiwaniô internetu w robòce
szkólnëch kaszëbsczégò i ze spòsobów
zachãcywaniô ùczniów do nôùczi tegò
jãzëka. Òrganizatorã pòtkaniô bëło
Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié.
Red., tłóm. KS
Òdj. DM
Debrzno. Promocja monografii
W debrzneńskim Ośrodku/Inkubatorze
Przedsiębiorczości odbyła się promocja
książki Debrzno. Dzieje miasta i gminy. Prace nad jej przygotowaniem trwały tylko
półtora roku. Redaktorem wydawnictwa
jest człuchowski historyk Marian Fryda.
To pierwsza tego typu publikacja w historii miasta. Książka ukazała się w związku
z 660. rocznicą nadania praw miejskich.
W monografii przedstawiono losy Debrzna i okolic od czasu lokacji miasta aż po
POMERANIA GÒDNIK 2014
współczesność. Zawarto również rozdziały poświęcone czasom prehistorycznym
oraz środowisku geograficznemu i przyrodniczemu. Autorami poszczególnych
części publikacji są naukowcy i pasjonaci
historii: Jerzy Szwankowski, Marian Fryda, Ignacy Skrzypek, Barbara Adler, Jan
Adam Beme, Sebastian Michno i Jarosław
Samborski. Wydawcą obszernej monografii (560 stron) jest Gmina Debrzno.
Tekst i fot. Kazimierz Jaruszewski
63
KLËKA
Gdiniô. Ti historii ni mòże zabëc
„Pamięć. Tajemnice lasów Piaśnicy”,
dokùmentalny film w reżiserii Mirosława Krzëszkòwsczégò i Dariusza Walusiaka mòżna bëło òbezdrzec 12 lëstopadnika
w Òstrzódkù Kaszëbskò-Pòmòrsczi
Kùlturë, chtëren mô swòjã sedzbã w Gardowi Pùbliczny Bibliotece w Gdini (Filiô
nr 15). Zéńdzenié prowadzył Eùgeniusz
Prëczkòwsczi. Latos dérëją òbchòdë 75.
roczëznë hitlerowsczich przesprawów
dokònónëch w Piôsznicë. Pòkôzóny
w Gdini film je òpòwiescą w trzech aktach ò hitlerowsczich mòrdarstwach na
Pòmòrzim òb czas II swiatowi wòjnë.
Pierszi akt to òdtwòrzenié tragicznëch
wëdarzeniów na Pòmòrzim i w lasach
Piôsznicë w pierszich miesącach niemiecczi òkùpacji. Drëdżi je historią
ò tim, jak bëła pòkazywónô piôsznickô
przesprawa w czasach PRL-u. Trzecy
akt to zajimnô òpòwiésc ò tëch, chtërny
nimò jiwrów i òbòjãtnoscë lëdzy mają
starã przëwrócëc tim wëdarzeniom
prôwdzëwi historiczny wëmiar,
a familióm òfiarów pòzwòlëc na gòdné
ùtczenié pamiãcë tëch, chtërny zdżinãlë.
Red., tłóm. KS
Krokòwò. Zwëczajny w swòji nadzwëczajnoscë
Na zómkù w Krokòwie 26 rujana bëła
prezentacjô ksążczi Terézë Hoppe
Kult o znamionach cudu. Ta pùblikacjô
pòkazëje żëwą tczã, z jaką òd dzesãclecy
Kaszëbi òdnôszają sã do biskùpa
Kònstantina Dominika. Òd 1961 r. zaczął sã beatifikacyjny proces tegò,
pòchòdzącégò z Gniéżdżewa (pùcczi
kréz), Słëdżi Bòżégò. Promòcjô ksążczi przëcygnãła mieszkańców gminë
Krokòwò i òdbëła sã w nadzwëkòwò
żëczlëwi i pòdniosłi atmòsferze. Pòtkanié
prowadzył Dariusz Majkòwsczi – przédny redaktor miesãcznika „Pomerania”. Wëdôwcą ksążczi je gdińsczi part
Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô.
Jidze jã kùpic w Kaszëbskò-Pòmòrsczi
Ksãgarni CZEC.
Na spòdlim nadczidczi ze starnë:
http://www.kaszubi.pl/o/gdynia
Tłóm. KS
Òdj. D.M
Lëniô. Òbchòdë swiãta samòstójnotë Pòlsczi
Nôrodny Dzéń Samòstójnotë w Lëni
zaczął sã ùroczëstim pòchòdã, jaczi
wëszedł 11 lëstopadnika spòd Gminnégò
Dodomù Kùlturë. Za Gminną Dãtą
Òrkestrą i stanicama pòchód przeszedł do môlowi swiątnicë, gdze ks.
probòszcz Wòjcech Senger òdprawił
dzãkòwną Eùcharistiã za wòlnosc
Òjczëznë. Mùzyczny òprôwk mszë swiãti
zagwësniłë drëhnë z ZHP, a téż Chùr Pięciolinia i Gminnô Dãtô Òrkestra. Zaprezentowóny béł téż krótczi patrioticzny
kòncert. Pòtemù wszëtcë zeszlë sã przed
òbeliskã ùpamiãtniwającym Òfiarë Marszu Smiercë. Ùroczësti Apel Poległych
pòprowadzył Tadéùsz Lech – drużinowi
6 Lińsczi Drużinë Starszoharcersczi. Delegacje złożëłë kwiatë i zapôlëłë znitë.
Pòtemù mieszkańcowie i gòsce przeszlë
do Gminnégò Dodomù Kùlturë, gdze
ùroczëstą akademiã przërëchtowelë
ùczniowie môlowi Zrzeszë Szkòłów.
Tam wójt gminë Łukôsz Jabłońsczi razã
z Przédnikã Radzëznë Gminë Czesławã
Hinzã delë pòdzãkòwania kómbatantóm
za starã w pòkazywanim patrioticznëch
zachòwaniów.
Red., tłóm. KS
Òdj. ze zbiérów Gminë Lëniô
Gdiniô. Ùczba historii
Gdińsczi part Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô i Gardowô Pùblicznô Biblioteka w Gdinie 20 rujana zòrganizowelë
w Òstrzódkù Kaszëbskò-Pòmòrsczi
64
Kùlturë (chtëren je w filie nr 15 ti biblioteczi) pòkôz dokùmentalnégò filmù
„Lekcja historii po kaszubsku” w reżiserii Barbarë Balińsczi i Krësztofa Kalukina.
Òb czas pòtkaniô mòżna bëło òbezdrzec
pòkôzk „Rybacy” ze zbiorów Marka
Seydë i Krësztofa Garstkòwiaka.
Red., tłóm. KS
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
KLËKA
Gdiniô. Na Paradze Samòstójnotë
Jak kòżdégò rokù gdińscy Kaszëbi
i d r ëc hòw ie gd i ń sczégò pa r t u
Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô brelë
ùdzél w Paradze Samòstójnotë. Ò 10.00
reno stanica partu òsta wëstawionô
òb czas ùroczësti mszë swiãti w intencji Òjczëznë w kòscele pw. Nôswiãtszi
Mariji Pannë Królewi Pòlsczi. Pòtemù
lëczné kaszëbsczé karno przeszło
sztrasama Gdini pòd tôblëcą KPZ Gdiniô. Na przódkù bëłë dwie stanice: KPZ
w Gdini, Chłopsczégò Chùru „Dzwon
Kaszubski” i baner partu. Za nima szlë
nôleżnicë gdińsczégò partu, Karna
Piesni i Tuńca „Gdynia” i dzecë z gdińsczich szkòłów, w jaczich ùczony je
kaszëbsczi jãzëk. Nôwiãcy dzecy przëszło
ze Spòdleczny Szkòłë nr 40. Delegacjô
gdińsczégò partu – przédnik Andrzéj
Bùsler i nôleżnicë Òglowégò Zarządu Renata Gleinert i Celina Kłodzyńskô, złożëlë
kwiatë pòd „Płytą Marynarza” na Skwerze Kòscuszczi.
Red. na spòdlim tekstu ze starnë:
http://kaszubi.pl/komunikaty/komunikat/id/1481
Tłóm. KS
Gduńsk. Grë, zabawë i ksążczi
W halë AmberExpo we Gduńskù 15 i 16
lëstopadnika òdbiwałë sã Targi Gra i Zabawa, a jich dzélã bëła czësto nowô rozegracjô: Festiwal Czytamy. Na tim festiwalu ùczãstnicë tôrgów mielë mòżlëwòsc
zapòznaniô sã z kaszëbsczima i pòmòr­
sczima wëdowiznami. Kaszëbskò-Pòmòrsczé Zrzeszenié razã z Mùzeùm
Kaszëbskò-Pòmòrsczi Pismieniznë
ë Mùzyczi we Wejrowie, a téż firmą Tatumi przërëchtowało apartné zéńdzenia z aùtorama ksążków,
warkòwnie, kònkùrsë, edukacyjné
grë. Wëdowizna KPZ dlô lubòtników
dobri ksążczi pòkazywała nônowszé
ksążkòwé pùblikacje, mùzyczné platczi, aùdiobooczi. Ti, co lubią rãczné
wërobë, mòglë wëpróbòwac nowé
techniczi, twòrzącë kaszëbską malënã
czë złostnégò pùrtka pòd òkã Editë
Jankòwsczi-Giermek. Na binie bëła
promòcjô kampanii Kaszubskie Bajanie zachãcëwający do czëtaniô dzecóm
abò czëtaniô z dzecama, òsoblëwie pò
kaszëbskù. W sobòtã dokazë ze zbié­
ru „Òpòwiédz mie bôjkã/Opowiedz
mi bajkę” (jaczi przërëchtowôł Dušan-Vladislav Paždjerski) czëtôł Jerzi Nacel, a w niedzelã bôjczi aùtorstwa Anë
Łajming – Bògùmiła Cërockô. Bëlë téż
baszkarzë na przódkù z Mirosławã
Ùgòwsczim, aùtorã ksążczi Baśka. Kaszubska gra karciana. Promòwónô bëła
téż pùblikacjô To je krótczé, to je dłudżé.
Wędrówki szlakiem obrazkowych nut
aùtorstwa Rómana Drzéżdżona. Czile
biblijnëch historiów ze Stôrégò Testamentu przeczëtelë aùtorzë ksążczi Mòja
pierszô Bibliô. Stôri testament w òbrôzkach
Aleksandra i Dariusz Majkòwscë.
Red., tłóm. KS
Òdj. ze zbiérów KPZ
Wejrowò. Promòcjô tomikù pòezji
W sedzbie Mùzeùm Kaszëbskò-Pò­
mòrsczi Pismieniznë ë Mùzyczi we Wejrowie 18 lëstopadnika bëła promòcjô
tomikù wiérztów Elżbiétë Bùgajnë
pt. Ruchna nôdzeje. Pòtkanié ùfarwnił
kòncert chùru Strzelenka z Tëchómia
pòd direkcją Karola Kreftë. Wëdarzenié
pòprowadzył direktór Mùzeùm Tomôsz
Fópka. Elżbiéta Bùgajna je szkólną,
doktorã teòlogii, pòetką, regionalëstką.
Lubi lëteraturã i pòezjã. Pierszi tomik
wiérztów Miłotã niosã wëdała w 2008 r.
Òd wiele lat rëszno dzejô na rzecz môłi
POMERANIA GÒDNIK 2014
tatczëznë i kaszëbsczégò jãzëka. Wiele
razy dobiwa pòeticczé kònkùrsë, m.jin.
Kònkurs m. M. Strijewsczégò w Lãbòrgù,
Marijné Kònkùrsë w Kòscérznie i Swiónowie, „Złoté Jaje” w Kartuzach. Przez
wiele lat bëła przédniczką i wiceprzédniczką w parce Kaszëbskò-Pòmòrsczégò
Zrzeszeniô w Somòninie. Je téż nôleżniczką Przédny Radzëznë Kaszëbskò-Pòmòrsczégò Zrzeszeniô i Radzëznë
Kaszëbsczégò Jãzëka.
Red., tłóm. KS
Òdj. Mónika Òrzeł, MPiMKP
65
KLËKA
Granowo k. Chojnic. Uczony Kosznajder
W podchojnickim Granowie upamiętniono najwybitniejszego naukowca w dziejach Kosznajderii – ks. dra Paula Petera
Panske (1863–1936). Ten wychowanek
Królewskiego Katolickiego Gimnazjum
w Chojnicach zasłynął nie tylko jako
ceniony teolog, ale również filolog i poliglota oraz historyk regionu. Urodzony
w Granowie uczony obdarzony był fenomenalną pamięcią.
Na masywnym głazie znalezionym
przez mieszkańców umieszczono granitową tablicę ufundowaną przez Lokalną
Grupę Działania „Sandry Brdy”. Obelisk,
zlokalizowany przy świetlicy wiejskiej,
poświęcił biskup Wiesław Śmigiel. Uroczystościom towarzyszyła konferencja
popularnonaukowa z udziałem m.in. ks.
prof. Anastazego Nadolnego i dra Jerzego
Szwankowskiego.
Tekst i fot. Kazimierz Jaruszewski
Koszalin. Powstanie koła Zrzeszenia
Kaszubsko-Pomorskiego
W salce PTTK przy ul. Dworcowej 18
listopada br. odbyło się spotkanie reaktywacyjne oddziału Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego w Koszalinie. Wśród
uczestników zebrania byli działacze
dawnego oddziału, który z różnych
przyczyn od kilku lat nie przejawiał
aktywności. Spotkaniu przewodniczył
dr Ryszard Stoltmann, prezes szczecińskiego oddziału ZKP, w którego skład
– jako jego koło – weszła reaktywowana
jednostka. Należy podkreślić, że akces
do Zrzeszenia zgłosili także społecznicy
niemający kaszubskich korzeni, którzy
jednak utożsamiają się z przeszłością, teraźniejszością i przyszłością naszej małej ojczyzny, m.in. nowo wybrany radny
miasta i gminy Sianów Piotr Kłobuch.
Spośród obecnych został wybrany
zarząd koszalińskiego koła w składzie:
przewodniczący – Wacław Nowicki,
sekretarz – Grażyna Kościerzyńska-Siekan, członkowie – Mieczysław Bojke
z Darłowa, Piotr Ginter z Koszalina i Piotr
Kłobuch z Węgorzewa. W grupie założycielskiej znaleźli się także: przewodnik turystyczny Henryk Gaweł, dawny
działacz ZKP Zygfryd Pałubicki, a także
prezes oddziału PTTK w Koszalinie Józef
Tokarz, który gościnnie udzielił nowo
powołanej jednostce tymczasowej siedziby. Zebrani podkreślili, że będą dążyć
do przywrócenia w Koszalinie samodzielnego oddziału Zrzeszenia.
Kolejne spotkanie nowo powstałego koła Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego odbędzie się 7 stycznia 2015 r.
o godz. 16 w Archiwum Państwowym
w Koszalinie, ul. Marii Curie Skłodowskiej 2. Będzie połączone z zamknięciem
wystawy „Z kaszubsko-słowiańskich
i polskich losów Pomorza Zachodniego”,
która z naszego miasta przeniesiona
zostanie do Słupska. Serdecznie zapraszamy przede wszystkim te osoby, które
interesuje polsko-słowiańsko-kaszubska przeszłość ziemi koszalińskiej oraz
utożsamiają się z tradycjami społeczno-kulturalnymi Pomorza. Wśród innych
zadań dla nowej jednostki będzie m.in.
organizacja obchodów Dnia Kaszubskiego w Koszalinie 29 października 2015 r.
Nadmienić należy, że w tym właśnie
dniu przypada 801. rocznica użycia po
raz pierwszy pieczęci z wizerunkiem
gryfa, będącego godłem Pomorza i Kaszub, przez księcia pomorskiego Bogusława II pod aktem nadania osady Koszalin zakonnikom z Białoboków koło
Trzebiatowa.
Wacław Nowicki
Fot. ze zbiorów Piotra Kłobucha
Chònice. Jesenné pòtkanié
Rujanowé zéńdzenié (2 X) nôleżników chònicczégò partu KPZ òdbëło sã
w czëtnicë Gardowi Pùbliczny Biblioteczi. Òb czas niegò przédnik Zabòrsczégò
Nôùkòwégò Towarzëstwa z Brus Zbigórz
66
Gierszewsczi przedstawił „Literacki
szlak turystyczny im. Anny Łajming”
i zarôcził do wanożeniô tą 42-kilométrową stegną z Brusów przez m.jin. Lesno,
Przëmùszewò, Parzin do wsë Kaszëba.
Pòkôzóny béł téż program latosëch
Dniów Kaszëbskò-Pòmòrsczi Kùlturë
w Chònicach (12–26 X).
Red., tłóm. KS
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
z bùtna
Pëlckòwsczé kalãdarium
to je, ò jaczich wôżnëch datach kòżden bëlny Pëlckòwiôk w 2015
rokù mùszi pamiãtac
RÓMK DRZÉŻDŻÓNK
– „Palma bije, nie zabije”. „Nie” mdze mùszôł z przësłoWczerô przënëkôł dó miã mój lubòtny drëch brifka a na nick
nie żdającë, jak z maszingiwerë wëstrzélôł dó miã strëgą słów: wiô wësztrëchnąc – szeptnął jem. Brifka ùdôł, że nie czëje,
– Sadôj, drëszkù, łep nie stodoła, rozëm nie stëdniô, a kôzôł pisac dali.
môg nie wikipediô, człowiek nie je w sztãdze wszëtczégò
1 łżëkwiata – Dzéń Rëbë
spamiãtac. Temù ma dwaji, tuwò a terô, dzysô, chòc jesz
5 łżëkwiata – Dzéń Lesnégò ë Drzewiarza
je gòdnik 2014 rokù, mùszimë zrëchtowac PËLCKÒWSCZÉ
4 maja – Dzéń Kòminiarza
KALÃDARIUM na rok przińdny, to je 2015!
17 maja – Dzéń Brifczi
– A za czim? – òdrzekł jem zgniło.
24 maja – Dzéń Cyrilicë
– Jô cë tegò prosto nie wëklarowôł? – rozgòrził sã brifka.
– Kò më, Pëlckòwiôcë, pamiãc mómë dobrą, le krócëchną jak
– Hola, hola, zôs chcesz refòr­
swiãtojanowô noc, tej nót je
mòwac pëlckòwsczi pisënk?
wszëtczima Pëlckòwiôkama
– Chto wié, chto wié, jak
ju terô dac do wiédzë, cëż më
– Brifka, brifka, mdzemë
w przińdnym rokù
swiãtowac mómë.
pisac…
Piszë
dali!
– Brifka, brifka, jak të co
jak të co wëmëslisz,
wëmëslisz, tej kùńc swiata a
tej kùńc swiata a pół
1 czerwińca – Dzéń Kòłôcza
pół Pëlckòwa…
czerwińca – Dzéń Bë­
– Nie stãkôj, le òtemkni
Pëlckòwa… lnëch13Pòradów
kòmpùtr! – rozkôzôł.
23 czerwińca – Midzë­nôro­
Czemùż jô mùszã jegò
dny Dzéń Gdowów
słëchac? Mariczënë bùksë jo.
5 lëpińca – Dzéń Chwôtaniô za Piersë
Klnąc pòd knérą, włącził jem kòmpùtr, a brifka, stojącë nade
14 lëpińca – Dzéń Chwôtaniô za Slôtuszk
mną, zakòmandérowôł:
12 zélnika – Dzéń Pracohòlików
– Piszë! Le grëbima lëtrama. Za régą, tak cobë wszëtcë
13 zélnika – Dzéń Sajów
mòglë sã naju Kalãdarium wëcyc a nad biórkama pòwiesëc.
4 séwnika – Roczëzna Ùrodzeniô Pëlckòwsczégò Brifczi
1 stëcznika – Swiatowi Dzéń Kaca
– To je téż dzéń mòji roczëznë!
7 stëcznika – Dzéń Cëdôka
– Wiém. Mdzemë mòglë razã swiãtowac. Òficjalno, zgódno
15 stëcznika – Dzéń Wikipedëji
z kalãdarium – brifka zacarł rãce, a dodôł: – Ale të stôwiôsz.
31 stëcznika – Swiatowi Dzéń Przëcëskaniô
2 gromicznika – Swiatowi Dzéń Mòczadłów
24 rujana – Swiatowi Dzéń Òrigami
9 gromicznika – Midzënôrodny Dzéń Pizzë
4 lëstopadnika – Dzéń Tónégò Wina
12 gromicznika – Dzéń Ewòlucjonizmù
10 lëstopadnika – Dzéń Jeża
17 gromicznika – Dzéń Kòta
28 lëstopadnika – Dzéń Kùsa
19 strëmiannika – Dzéń Wądkôrza
9 gòdnika – Dzéń Prawiczków
29 strëmiannika – Dzéń Metalowca
17 gòdnika – Dzéń bez Klnieniô
21 gòdnika – Dzéń Òrgazmù
Tuwò jem nie strzimôł.
– Widzôł të dze w Pëlckòwie metalowca?
– Në, ë na tim, mëszlã, skùńczimë – brifka miôł ju blãk
– Nié, ale w nen sóm dzéń je Palmòwô Niedzela. Pasëje! –
zasmiôł sã brifka. – Zrobimë palmë z metalu ë mdzemë nima òczë. – Za wiele swiãtowac doch ni mòże.
Tej chùtkò wëlecôł z chëczi, wsôdł na kòło a pò­
bilë, jak to w stôrim zwëkù je.
pendałowôł jak wiater do Pëlckòwa.
POMERANIA GÒDNIK 2014
67
Słuchowisko
Zaklęta królewianka
ANDRZEJ BUSLER
W tym roku minęła 30. rocznica śmierci Lecha Bądkowskiego (1920–1984).
Ten zasłużony Pomorzanin jest znany
m.in. jako autor wielu książek i artykułów publicystycznych. Czytelnicy
mniej wiedzą zazwyczaj o jego twórczości dla najmłodszych. W latach 50.
ubiegłego wieku Lech Bądkowski został pozbawiony prawa wykonywania
zawodu dziennikarskiego przez władze
komunistyczne. Zanim skupił się przede
wszystkim na twórczości literackiej,
przez krótki okres pracował w gdańskim Teatrze Miniatura. To właśnie
w tym czasie stworzył kilka utworów
dla dzieci, m.in. bajkę „Zaklęta królewianka”. W lipcu 1959 roku oparty
na tym utworze spektakl, w reżyserii
Natalii Gołębskiej, miał swą premierę
w Miniaturze. Także w tamtym roku
Wydawnictwo Morskie wydało wspomnianą bajkę Bądkowskiego, a sztuka
oparta na tym dziele ukazała się nakładem Wojewódzkiego Domu Twórczości
Ludowej w Gdańsku. Ze wspomnień
córki Lecha Bądkowskiego – Sławiny
Kosmulskiej – możemy się dowiedzieć
o szczegółach powstania utworu: Kiedy
byłam dziewczynką, pewnego dnia mój
ojciec po powrocie do domu podarował mi
prezent, myślałam, że będą to jakieś słodkości, więc byłam bardzo rozczarowana,
gdy ujrzałam maszynopis bajki. Po latach
uświadomiłam sobie, jak cenny był to prezent. Ojciec pisał ten utwór z myślą o mnie,
Słuchowisko nagrano w studio Radia Gdańsk. Od lewej: Michał Bronk, Stanisław Buła i Tatiana Slowi.
Fot. Andrzej Busler
zresztą główną bohaterką jest dziewczynka o moim imieniu.
Przez wiele lat „Zaklęta królewianka” ani nie wracała na scenę, ani nie doczekała się nowych wydań książkowych.
Zmieniło się to w 2009 roku. Sztuka została wówczas przetłumaczona na język
kaszubski przez Hannę Makurat i opublikowana w zbiorze Dramaty wydanym
przez oficynę Czec. W 2014 roku dzieło
Bądkowskiego ukazało się w postaci
słuchowiska radiowego i audiobooka,
przygotowanych przez gdyński oddział
Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego oraz
Radio Gdańsk. Twórcą adaptacji bajki jest
Andrzej Busler, a reżyserem Jacek Puchalski. Przekładu na język kaszubski podjęła się Tatiana Slowi.
Nowa odsłona „Zaklętej królewianki” powstała z myślą o najmłodszych,
a także o szkołach, w których nauczany
jest język kaszubski. Utwór może stanowić pomoc w pracy nauczycieli języka
kaszubskiego organizujących wspólnie
ze swymi uczniami różnego typu inscenizacje w rodny mòwie. Także z myślą
o najmłodszych została zaprojektowana
szata graficzna oprawy płyty, która swą
bogatą kolorystyką ma zachęcać dzieci
do wysłuchania utworu. Autorką tego
projektu graficznego jest Małgorzata
Bądkowska – absolwentka Akademii
Sztuk Pięknych w Gdańsku. Wśród osób,
które wcieliły się w role bohaterów słuchowiska, znaleźli się dziennikarze Radia Gdańsk: Tatiana Slowi, Magdalena
Lech Bądkowski (1920−1984) był pisarzem, dziennikarzem i działaczem kaszubsko-pomorskim. Żołnierz Września 1939, a następnie
Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, cichociemny, kawaler Krzyża Srebrnego Orderu Wojennego Virtuti Militari. Współzałożyciel Zrzeszenia
Kaszubskiego w 1956 roku. W 1980 roku rzecznik Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego, sygnatariusz Porozumień Sierpniowych
i orędownik samorządnej Polski. Autor blisko trzydziestu książek, setek artykułów oraz tłumaczenia na język polski kaszubskiej epopei Żëcé
i przigòdë Remùsa. W jego bogatej twórczości publicystycznej i literackiej odnajdziemy także utwory dla najmłodszych.
68
POMERANIA GRUDZIEŃ 2014
Słuchowisko
Kropidłowska i Maciej Bandur, aktor Zbigniew Jankowski oraz student Akademii
Muzycznej w Gdańsku Michał Bronk.
Oprawę muzyczną „Zaklętej królewianki” przygotowali Iga Apollo i Stanisław
Buła; wśród wykorzystanych przez nich
instrumentów znalazły się m.in. flet, gitara, misy i gongi tybetańskie oraz tak
egzotyczne, jak pałka deszczowa i dzwoneczki shanti.
W końcu czerwca br. w gdyńskim
Ośrodku Kultury Kaszubsko-Pomorskiej odbyła się promocja słuchowiska.
Tego samego dnia płyty z „Zaklętą
królewianką” przekazano w darze najmłodszym pacjentom Oddziału Rehabilitacji Dziecięcej w Dzierżążnie. Stało
się to przy okazji prezentacji spektaklu
„Królewna Śnieżka” przygotowanego
przez rodziców dzieci z Przedszkola nr
28 z Gdyni-Witomina na czele z Małgorzatą Woźniak. Kilka dni później
w niedzielnym Magazynie Kaszubskim
w Radio Gdańsk wyemitowano pierwszy odcinek „Zaklętej królewianki”.
Podczas następnych czterech niedziel
można było posłuchać kolejnych fragmentów słuchowiska. Płyta trafiła
także do wielu szkół, w których nauczany jest język kaszubski. Obecnie
słuchowisko trafia do rąk Czytelników
miesięcznika „Pomerania”. Wierzymy,
że będzie to miły prezent na zbliżające
się Gòdë.
Projekt zrealizowano dzięki dotacji Ministra Administracji i Cyfryzacji.
Patronat Honorowy objął Kaszubski
Zespół Parlamentarny. Partnerami i patronami medialnymi są Radio Gdańsk,
miesięcznik „Pomerania” oraz Księgarnia Kaszubsko-Pomorska CZEC.
C
KRÓLEWIANKA
Kaszubski Zespó³
Parlamentarny
Zrealizowano dziêki dotacji
Ministra Administracji
i Cyfryzacji
S³uchowisko Zaklato królewiónka
w adaptacji Andrzeja Buslera
Witôjże, Jezu, tczëwôrtny,
w pielëchach parcanëch zezëbłi,
Wół, òseł chùchają,
òwce cepło dają
Stwórcë Tobie
swòjémù.
Witôjże, Jezu mileczny,
w sankù tak kòrëno leżący.
Pasturcë schôdają,
dôrënczi skłôdają
Bògù swémù
we kùmkù.
(Francëszk Grëcza, Witôjże, Jezu, naj Panie)
Z leżnoscë Gòdów żëczimë najim Czëtińcóm taczi redotë, jaką mielë
w swòjich sercach pasturcë i zwierzãta. Redotë z tegò, że mòglë
pòdzelëc sã z Bògã-Człowiekã. Jich darënczi nie bëłë wiôldżé, ale
Jezësowi sygnie nawetka kąsk cepła òd wòła, òsła
i òwcë. Wôżné, żebë chcec cos òd se dac.
I prawie òtemkłëch rãców i serca żëczimë Wama w ten òsoblëwi
czas, bò leno ti, co rozmieją sã dzelëc, nalézą szczescé i ùbëtk, jaczé
wëchòdzą na swiat z betlejemsczégò kùmka.
Redakcjô cządnika „Pomerania”
i nôleżnicë Redakcjowégò Kòlegium

Podobne dokumenty

prof. Jerzy Samp (1951–2015)

prof. Jerzy Samp (1951–2015) • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...

Bardziej szczegółowo

Jastarniô przódë lat

Jastarniô przódë lat składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: [email protected] lub kontaktując się z Infolinią Prenumeraty pod numerem: 22...

Bardziej szczegółowo

Z Kaszuby do Świtu – Zbrzycą i Brdą

Z Kaszuby do Świtu – Zbrzycą i Brdą • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...

Bardziej szczegółowo

Grudzień 2013

Grudzień 2013 • Prenumerata realizowana przez RUCH S.A: zamówienia na prenumeratę (...) można składać bezpośrednio na stronie www.prenumerata.ruch.com.pl. Ewentualne pytania prosimy kierować na adres e-mail: pr...

Bardziej szczegółowo