PAMIĘTNIKI JOANNY ŻUBR.`)
Transkrypt
PAMIĘTNIKI JOANNY ŻUBR.`)
PAMIĘTNIKI JOANNY ŻUBR.') Urodziłam się w mieście Berdyczowie w Gubernii nateraz Wołyńskiej, z rodziców ojca Jana Pasław skiego, herbu Jastrzębiec, porucznika Kawaleryi N agrodowej i Anny z Piaseckich matki, w roku 1786. Do lat 15 byłam przy rodzicach i w tymże roku poślubiw szy sobie Jana Domusławskiego porucznika byłego w Regimencie Gwardyi Miroskiéj, poszłam na swój chléb do Żytomierza, gdzie mąż mój sprawował urząd przy sądzie powiatowym.—Jan, przeżywszy ze mną lat 8 umarł i w témże mieście pogrzebanym został. Ja zaś będąc owdowiałą przez rok, weszłam w po wtórne związki z mężem teraźniejszym, Maciejem Po mian Żubr, który trudnił się interesami prawnemi przy Mecenasie Dobielewskim i trudnił się tłomaczeniem z języka Polskiego na Ruski, aż do czasu, nim do szły proklamacye Cesarza Napoleona wzywające mło dzież do zaciągania się ogólnego pod sztandary woj skowe. Natenczas marszałek powiatu Latyczoyskiego b. major, Imci P. Kamiński dodawał ducha młodzieży rozsyłając wszędzie zachęcające odezwy. Zebrawszy znaczną liczbę ochotników, przeszedł granicę z ręką zbrojną, a my opóźniwszy się, niedoścignąwszy tego, udając się śladem do Warszawy prześliśmy przeszko dy, następnie udając się przez Poczajów za grani cę Austryacką. Po kilku dniach podróży przyjecha liśmy do Poczajowa i stanęliśmy u gospodarza na wsi i temuśmy się zwierzyli, że chcemy przejechać granicę, żeby się dostać do Podkamienia, bo tam ma my księdza stryja bardzo bogatego, a za tydzień po wrócimy; obiecujemy mu wielką nagrodę, aby nas przeprowadził przez lukę kozaków, którzy stali na granicy. Tam chłop dał nam radę, że niby jedziemy do świętego miejsca i abym udała bardzo chorą, a tym sposobem, i za dobrą opłatą, może się uda. Jakoż stało ’) Joanna Żubr, ozdobiona krzyżem polskim Virtuti militari, któréj tu własnoręczne pamiętniki, z małemi opustkami drukujemy, otrzymała od Cesarza i Króla Polskiego Aleksandra I. płacę dożywotną. P. R. się, że za kilka rubli danych kozakom i flaszę wódki przejechaliśmy granicę, obiecując powrót za tydzień. W istocie byłam bardzo słaba, może być z niespokojności, bo bardzo było trudno z kozakami. Gdy przyje chaliśmy do Podkamienia, musieliśmy kilka dni ba wić; nawet prosiłam mego męża, aby mnie zostawił w Podkamieniu, ale on w żaden sposób niechciał mnie zostawić i w kilka dni, cokolwiek byłam zdrow szą. Udaliśmy się do kościoła, podziękować Matce Boskiéj, za przebycie granicy.— Pociągnęliśmy do Lwowa, bo nam tędy drogę wskazali i już byliśmy niedaleko Lwowa w wiosce Winniki: stanęliśmy na popas i tam był sędzia cyrkularny ten sam, który nas zaaresztował i odesłał do Lwowa z konwojem, Nieinaczéj ten, co nam dodany był na assystenta, był złodziejem, bo nas sam doprowadził do stancyi i do radził, że najlepiéj nocować w stajni, bo nie ma osobnéj stancyi, a tam pełno pijaków i pani słaba; tu będzie najspokojniej. Sam był bardzo usłużny, i obrał nam miejsce do spania, sam nam pościełał. My się pokładli i swoję garderobę położyliśmy za głowami sądząc że najbezpieczniéj; a tam była dziura w ścia nie i wszystko nam zabrano, tak, że ani grosz nam nie został, bo mój mąż wszystkie pieniądze miał z pu gilaresem w kieszeni surduta; ledwo nam się została bielizna, garderoba, co było w tłomaczku i w brycz ce gdzie spał człowiek nasz. To nasze nieszczęście za czynało się rano; trzeba było iść do policyi z tym że assystentem, co odprowadził męża nawet i niewstąpił do mnie z zawiadomieniem co się stało. Ja cze kam kilka godzin niespokojna, nie wiem co się stało;pewna będąc, że nikogo nie ma znajomego, aby się z kim zeszedł, a przytém i grosza przy sobie nie miał. Cóż mam począć? przedaję naprędce parę rądli, aby głód zaspokoić i wziąwszy co grosza, idę szukać mę ża, ale sama nie wiém gdzie? Bo to było dość daleko z przedmieścia Łyczaków do środka miasta, gdzie by ła policya. Przyszłam: już było na zmroku, zastałam — 196 mego męża w pięknej kompanii, bo między aresztantami różnego gatunku, tylko Bogu dzięki, że nie w kajdanach. Zaczęłam okropnie płakać. Lecz ofi cer stojący na warcie, będąc bardzo grzecznym, wprzód mnie uspakajał i koniecznie mówił, abym szła do stancyi, na co mu odpowiedziałam, że męża nie odej dę i nie trafię do kwatery bo już późno. Dobrodusz ny ten oficer dał nam osobny pokoik i kazał dać wiązkę słomy: całą więc tę noc przepędziliśmy na rozmyślaniu dalszego z nami postąpienia. Nazajutrz rano kazano mi odejść, a męża zostawiono: powraca jąc z odwachu poszłam do garnizonowego kapitana, prosząc aby męża mego przyjął do szeregów. Kapi tan ten był człowiek niemłody, miał żonę i dzieci, oświadczył, że męża mego weźmie za ordynansa, a mnie za piastunkę. Nie byłam zadowolnioną z takie go projektu, ale w takim razie zezwoliłam i zaraz ten posłał ze mną feltfebla aby mego męża przyprowa dził, lecz ja widząc chorągiewkę na dachu dużego domu, pytam się przechodzących ludzi, co to znaczy? a dowiedziawszy się od tych, że to jest werbunek, za raz pobiegłam. Wchodząc do tego domu usłysza łam muzykę i zobaczyłam dużo tańcujących ułanów z Regimentu księcia Karola i pełno dymu od fajek. Zaraz mnie porwał jeden ułan do tańca. Ja mu od powiadam, żem nie przyszła do tańca, ale mam inte res. "Powiedźcie mi kto tu u was jest starszy?" Dopro wadził mnie ułan do stołu przy którym wachmistrz siedział rozparty; na stole było pełno flasz z wódką i miodem, kieliszków i szklanek, a te trunki płynęły po stole na podłogę. Przemówił ułan: „panie wach mistrzu! ta pani ma do pana interes” a to taki, abyście panowie mego męża przyjęli do siebie. „Cha, cha! sły szycie kamraci? musi być bardzo dobry dla żony bo go sama oddaje, a tu są takie co swoich wykupują.” Odpo wiadam: niech się pannie dziwi, bo jak opowiem, sam uznasz, że inaczej być nie może.“ Wysłuchał mnie, przyznał że mam racyę tego żądać, ale sam tego nie może zrobić, bo trzeba się udać do kapitania, który tym werbunkiem dowodzi. Prosiłam go aby chciał ze mną pójść, obiecując wynagrodzenie za fatygę. Nieodmówił swój grzeczności. Nazwisko tego wachmi strza Muszka; był to Czech, kapitan zaś był Polak Chyliński, do którego przyszedłszy, zaczął rozmawiać po niemiecku, a ja nie rozumiejąc czekałam rezulta tu. Poznałam tylko że kapitan był niechętny, wyma wiając się że ma już komplet ułanów. Odpowiedzia łam, że jeden ułan nie zepsuje kompletu, wreszcie my możemy swoim kosztem ż y ć . Rachowałam na pa rę koni i bryczkę. Na ostatku powiada mi, że nie ży — czy mieć ułana żonatego. Odpowiedziałam, że ja wi dzę miasto Lwów, a nie las; aby tylko mąż mój był przyjętym to j a pozostanę. Kapitan gdy po wiedział po niemiecku parę słów wachmistrzowi, wyszliśmy—Za drzwiami powiada do mnie wachmistrz, że wszystko dobrze; ja wywdzięczając się mu, zdjęłam z palca pierścionek wartujący kilka dukatów i dałam wach mistrzowi. Natenczas do mnie grzecznie przemawia: „niech pani idzie wolniutko do stancyi, my tam zaraz przyjdziemy.” Wziąwszy ze sobą sześciu ułanów, przy szedł jakby mnie nie znał. Już zastałam mego męża w stancyi z dwoma assystentami, którzy z ciopasem mieli odprowadzić na granicę Rossyi. Wachmistrz ob stąpiwszy mego męża ze swemi ułanami, rozebrali szybko z jego garderoby i włożyli mundur ułański, kask i pałasz przypięli, że ci assystenci niepostrzegli co się stało. Wtenczas zawołał wachmistrz nasz, i powiadając: „prezentuję pani męża ułana i upe wniam panią, że tu nie zostaniesz—i zaraz nas za brali ze wszystkiem na swoją kwaterę, z końmi i bry czką, którą zaraz sprzedaliśmy, a w parę tygodni wymaszerowaliśmy do Jarosławia. Teraz myśleliśmy jak się od nich wywinąć aby dojść do celu jakiśmy przedsięwzięli. Niemożna było innym sposobem jak znowu działać z wachmistrzem, któremu otwarcie powiedziałam, że mąż mój nie chce być z wami, zmiłuj się! radź jak możesz, aby nas uwolnić. Odpowiedział mi, „jeżeli macie pieniądze to jeszcze tu można wszy stko zrobić, bo jak przyjdziem do sztabu, to już wszy stko przepadło. Nie mieliśmy innych pieniędzy tylko za konie i bryczkę, bo co było, to z ułanami mąż mój przehulał: opowiedziałam memu mężowi wachmistrza żądanie. „Chociażby bez grosza zostać, wszystko oddać aby tylko od niemców odczepić się”—odpowiedział mąż, i tak się stało. Po uwolnieniu przez kapitana, nic nie zostało się, jak tylko atest uwalniający dla ka lectwa—Wyszliśmy więc z Jarosławia, starając się jak najprędzéj opuścić tych ułanów, do których pra wie z przymusu mąż mój wkroczył —dla braku fun duszu sprzedaliśmy niektóre rzeczy, gdyż nie było za co żyć, ani fury nająć. Odjechaliśmy parę mil od Jarosławia i wypytywaliśmy się o nazwiska panów w tych okolicach; nadmieniono nam o Sokołoskich i o Runowskich we wsi Silnicy: zabłysnął nieco pro myk szczęścia, gdyż Runowski będąc w Żytomierzu za interesami, winien pozostał mężowi rs. 1,000, na które mieliśmy przy sobie rewers. Udaliśmy się więc prosto do niego, ale na nieszczęście niezastaliśmy, lecz dowiedziawszy się o przybyciu naszém dziadek Runowskiego, mający lat 112; Sokołowski, po wybada — 197 niu nas w jakim interesie przybyliśmy, ubolewał mo cno, że wnuk jego marnotrawny i że za niego parękroć-sto tysięcy długu już poopłacał, a w końcu poczciwy staruszek, ulitowawszy się nad naszym stanem, dał nam reńskich 400, z któremi udaliśmy się do miasta Ulanowa wcelu, aby z jakim kupcem mo żna dostać się do Warszawy. Przybywszy do Ulano wa, dowiedziawszy się, że kupiec ze śliwkami i orze chami, nazwiskiem Kociołek, ma galarami odpłynąć do Warszawy, zgodziliśmy go i odpłynęliśmy; pod Puławami gdy przystanęły galary dla kupienia dla orylów żywności, wyszliśmy sobie przypatrzyć się Puławom: spostrzeżono nas pewnie dla ubioru ułań skiego i doniesiono księciu, przed którym sta nąwszy, opowiedzieliśmy wszystko i nasze zamia ry. J Książe nas hojnie opatrzył— i jego komi sarz podobnież. Złożywszy dzięki za to opatrzności wsiedliśmy na galary i odpłynęli, lecz przypłynąw szy do Ryczywoła i stanąwszy na nocleg, Wisła tak marznąć zaczęła, że w żaden sposób galary iść nie mogły: czekaliśmy parę dni na galarach, po upłynieniu których, ledwo dobiwszy się pod Magnuszów, Wisła zupełnie stanęła. Natenczas kupiec musiał fury najmować i towary na te pakować, a kupiec był obowiązany do Warszawy zawieść, ale, że fur pręd ko nie mógł dostać, a bardziéj iż galary przechodząc granicę Austryi, musiały by być rewidowane i mo glibyśmy być aresztowani, dla tego zabrawszy z ga lara nasze manatki, udaliśmy się piechotą do miasta Magnuszowa Tu, zastaliśmy huzarów zielonych tam kwaterujących, lecz od widzenia tych unikając, zaszliśmy do chaty gospodarza, którego prosiliśmy, aby nas przyjął na nocleg. Poczciwy gospodarz z chęcią zezwolił, a widząc nas uprzejmych i wódką po kilka razy nie tylko gospodarzy ale i czeladź czę stujących, został tak wylanym, iż co tylko miał wszystkiém nas fetował. Widząc go tak dobrego oświad czyliśmy, że chcemy dostać się za Pilicę. Odpowie dział, że bardzo trudno, gdyż straż graniczna ciągle pilnuje i ciągle patrolują i że nawet strzelają jeżeli kto chce dostać się za granicę, a to było w r. 1806. Jednakowoż na nasze prośby przystał i oświadczył, że o godzinie 12 w nocy obudzi; co i dopełnił. Udaw szy się z tym na sankach, przybyliśmy do rzeki Pilicy ale ta tylko zasklepiła się i przejść nie można było, leżeliśmy więc w krzakach aż zaczęło świtać; nasz przewodnik dostawszy łodzi, zabrał i zaczął lód cienki łamać. Ale gdy odpłynął od brzegu kilkadziesiąt kro ków, strażnik nadjechawszy strzelił bezskutecznie. My przybyliśmy na dragą stronę Pilicy. Usłyszawszy K sięga Św iata , Cz. II. R . IX . — że to już jest granica Polska, duch wesoły wstąpił wnet w nasze serca, i kazał nam ucałować tę Polską ziemię, do któréj dążywszy, prześliśmy dosyć cier pień. Czekaliśmy na komorze polskiéj w kosza rach na kupca, gdzie pisarze téj komory z gościn nością właściwą Polakom przyjmowali nas, a wostatku nadjechał i nasz kupiec, z którym zabrawszy się przybyliśmy do Warszawy. Najęliśmy sobie stancję na Rybakach tymczasowie, nim mąż mój upodoba sobie jaki pułk; lecz nie widząc kawaleryi udał się do placu gdzie natenczas był komendantem pułkownik Kamiń ski: zameldowawszy się, gdy komendant oświadczył że kawalerya organizuje się w Poznaniu, a on nie miał funduszu dostania się, więc pozostał w Warszawie. Przez ten czas dowiedział się, że ma swego stryja w dobrach Szymanowskiej Regentowej Koronnej, we wsi Leszno, który był Kanonikiem warszawskim,Dzie kanem Błońskim i Sędzią pokoju. Udał się więc do tego mając dowody swego pochodzenia; gdzie przy bywszy, po wylegitymowaniu, X. P rałat zaprojekto wał, że mego męża umieści przy ministrze Łuszczew skim. Może tém i obraził Prałata; bo odpowiedział: nie przybyłem uczyć się pisać ale bić się. Po rozmo wie i ucałowaniu się z swym stryjem Mikołajem Żu brem, wepchnął mu stryjaszek w łapę parę ładunków dosyć sporych. Mąż mój myślał, że to są dukaty, bo w naszych stronach na Wołyniu dukaty tylko w ru lety zwijają; ucałował nogi stryjaszka. Spieszył się pożegnać, bo i stryjaszek za parę dni miał przybyć do Warszawy i o losie pomyśleć.— Mąż zniecierpli wiony, jak wybiegł od księdza, rozerwał zawinięte pie niądze a znalazłszy same dydki pruskie, spuścił nos jak jędor i spieszył z powrotém do Warszawy, pełen niespokojności, że nie miał za co dostać się do ka waleryi. Z niechęcią więc zaciągnął się do pułku 2 piechoty Stasia Potockiego, gdzie przyjętym został na kaprala do kompanii 7 kapitana Słupeckiego. Przyszedłszy do mnie w mundurze, zameldował się; ja sama nie wiedząc co mam z sobą zrobić, idę na Grzybów, kupić ubiór męzki; włosy obcinam, przebie ram się, idę do sztabu gdzie był major Cybulski i zaciągam się jako Wolonter do tego samego pułku i kompanii jako kadet. Przystrojona w mundur przy chodzę do męża i podobnie się melduję tak jak on mnie. Zdziwiony moją determinacją, kompletnie był zadowolony tem usposobieniem i rzekł iż chyba kula jedna rozłączyć potrafi. Że zaś natenczas mundury były robione tak jako kaftan, ja umiejąc krawiecczyznę, przerobiłam najprzód mundur mężowski bar dzo zgrabnie. Pułkownik lustrując pułk, podoficerom 26 198 i kapralom kazał wystąpić naprzód; w moment kilka Wkońcu wyruszyliśmy bić Austryaka i pierwsze mo kroków mężowi kazał odmaszerować i zrobić parę je pole było pod Raszynem, gdziem usłyszała kule obrotów; chwaląc zgrabność munduru i postawę żoł armatnie gwiżdżące i huk armat. Nabrawszy ducha nierza, zapytał się go kto robił? mąż odpowiedział że nad lękliwym Austryakiem, z zimną krwią spieszyłam brat. Po oddaleniu się pułkownika, kapitan Słupecki doganiać pierzchliwego żołnierza, lecz po zginieniu zaraz kazał mnie zawołać i przerabiać dla całej kom pułkownika Godebskiego, uczułam niespokojność panii mundury, dodawszy żołnierzy do pomocy umie w duszy, a bardziej jeszcze gdy rejterować poczęli jących krawiectwo. Płacił mi od przerobienia mun śmy do Warszawy. Stanąwszy w okopach, widząc ar duru po gr. 40. Prócz kompanii swojej robiłam i dla maty na wałach i ludu pełno uzbrojonego, duch na innych nie tylko furażerki, mundury, ale spencerki nowo ożywił się. Oczekiwałam co moment walki z nie słowem że mój żołd z zarobkiem więcej wynosił za, przyjacielem. Lecz nad wieczorem, gdyśmy ujrzeli, że tydzień, jak męża mego za miesiąc. Dla tego też mąż armaty ściągają i wojska zabierają się do wymarszu, mój odemnie często pożyczał a nigdy nie oddawał. opuszczając wały, powszechne nastąpiło przekleń W końcu stanęliśmy w koszarach artyleryi: zawsze od stwo, płacz i krzyk, że sprzedano nas i zdradzono! obowiązków służbowych pozostały czas oddawałam W końcu zrejterowaliśmy w największym nieporządku się robocie. Kiedym potrzebowała nici, igieł, tasie za Pragę a z tamtąd do Modlina, z Modlina do Sero mek, guzików lub co tylko potrzebnego, brałam zaw cka, a z Serocka pod Górę, gdzie potrzepawszy Au sze w jednym sklepie, gdzie pani kupcowa była ka stryaka i zabrawszy armaty, duch na nowo ożywionym leka, garbata i krzywa a do tego, i stara, lecz bardzo został i dodał męztwa. Z pod Góry ruszyliśmy przez grzeczna, gdyż nietylko czasem na kredyt towary da Lublin pod Zamość i stanęliśmy z tej strony bramy wała ale i śniadaniami, piwem i wódeczką częstowa Szczebrzeszyńskiej, koło młynu, gdzie mąż mój już ła, i zawsze abym bywała prosiła. Nawet i męża me będąc furierem miał komendę nad żołnierzami w mły go nieraz na tę fetę przyprowadziłam. Gdy zaś ode nie pozostawionymi. Nazajutrz rano przybywszy szef braliśmy rozkaz do pochodu na Austryaka, poszłam Suchodolski posłał mego męża z 12 żołnierzami na do mojej pani kupcowej pożegnać się, a o którym wy mostek ku zachodowi, gdzie armaty przechodzić mia marszu już dowiedziała się i mówiła: „Macie rozkaz ły. Wtedy kapitan Hiż zastał w domu kozaka, któ do marszu?” odpowiadam: „żeby jak najprędzej!”„Atyś remu w alei kula armatnia głowę urwała. Ztamtąd kontent z tego?“ Odpowiadam, że tak.— „A wszakto cała kompania 4 Krasnodębskiego była posłana od n a wojnęidziecie. Tem lepiej— „A jak zginiesz?”—„To bramy Lwowskiej i tam naprzód spaliliśmy przed zginę!” „Ja ci podam sposób uchronienia się.” „Ja mieście. - Później gdy przybyły nam granatniki i ar kim sposobem?” „Jak będą wychodzili przyjdź do maty z kapitanem Bogdańskim, przypuściliśmy fał mnie, a ja cię przechowam; na wymarszu nie będą szywy attak: choć cała siła Austryaków na nas ude szukali, a nikt cię tu nie pozna, bo ciebie przebiorę, rzyła, lecz kilku straciwszy tylko żołnierzy, stanęłam ale pod tym warunkiem abyś był moim przyjacielem na wałach Zamościa, otoczoną będąc w moment mymi dożywotnim, to jest mężem.® Stanęłam przelękniona współkolegami. Wyruszywszy z Zamościa do miasta niewiedząc co odpowiedzieć, bo widziałam babę przed Szczebrzeszyna, pułkownik wszystkich podoficerów sobą mającą koło lat 70, i to do tego kalekę chodzić i żołnierzy odznaczających się w tym szturmie zwo nie mogącą i na głowie mającą poduszkę wielkości ka ławszy na podwieczorek, pił ich zdrowie i winszował mienia młyńskiego.—Widząc mnie, że ja nic nie od wynagrodzenia krzyżami: w liczbie tych i ja byłam— powiadam, rzekła: „czegóż milczysz nic nieodpowia- W dalszy marsz puszczając się, przyszliśmy pod San dając? widzisz! to jest cała moja kamienica, jestem domierz: tam pod Wrzuwami i Pniewem, trochę po prawą dziedziczką, a do tego jestem panna; po śmier trzepawszy się z Austryakami poszliśmy do, Krakowa ci mojej wszystko twoje.” Odpowiedziałam, że muszę a zwyciężywszy wszelkie przeszkody, przyszliśmy do się poradzić. „Wszak mówiłeś że nie masz nikogo tu, miasta i stanęliśmy obozem. W Krakowie stojąc pa a takie głupcy jak ty jesteś, to ci pewnie odradzą! rę niedziel, przeznaczoną była kommisya do przyzna Poradzić się muszę mego serca—„Tak! swego serca nia krzyżów dla odznaczających się w bitwach, lecz się poradź i przychodź w wilią wymarszu.” Powra obiedwie komissye przedstawiły księciu Józefowi, że cam do koszar i opowiadam mężowi i kolegom całą jako kobiecie korzystniej będzie dać wynagrodzenie scenę mego romansu, którzy przez ciekawość zapro pieniężne. Wzgardziłam nikczemném proponowaniem, wadzeni, zdaleka przypatrując się, pluli i uciekali— bo ja nie walczyłam za pieniądze, ale za honor ojczy- - 199 zny! walczyłam jako Polka, ale nie jako najemnica; chociaż nie dacie krzyża, służyć będę i mieć krzyż będę.” Gdy zaś w wilją imienin Napoleona zawiado miono, że krzyże będą rozdawali na paradzie to choć i mężowi memu był przyznany jak jeszcze był w stopniu feldfebla krzyż złoty i sierżantowi Pomianowskiemu takiż, ale oba żadnego nie dostali. Dla tego zniechę ciliśmy się zupełnie do tego pułku i staraliśmy się o tranzlokacją, lecz pułkownik nie dozwolił. Prosi łam więc księcia Józefa o urlop dla nas obojga, kazał wydać i dał dukatów 10 na drogę i darował mi broń szturmakiem zwaną. Udaliśmy się więc przez Puławy do Maciejowic gdzie organizował pułk pod imieniem 6 francuzko-galicyjski, pułkownik Hornowski dawniej szy nasz major. Lecz przybywszy do Puław, stanęliśmy w oberży, a widząc żołnierzy i oficerów nowo orga nizowanych z pułku księcia Konstantego Czartorys kiego. wyszliśmy im przypatrywać się, gdzie my jako starzy żołnierze mile byliśmy witani od nowo formu jących się żołnierzy. Księżna dowiedziawszy się o naszem przybyciu, przysłała kamerdynera prosząc nas na obiad.—Przyszliśmy więc i zastaliśmy tam księcia starego i księżnę, księcia Konstantego i pa nią Zamojską. Zapytała się księżna: gdzie my idziemy? opowiedzieliśmy w jakim celu udajemy się do Hornowskiego. Wnet książe oświadczył aby pozostać w P u ławach w jego pułku, w stopniu podporucznika męża bo był feldfeblem; lecz pani Zamojska niedozwoliła pozostać ale kazała wybrać pułk pod imieniem Za moyskich i zaraz napisała do ministra wojny Hebdowskiego, ekzystującego w Lublinie, aby memu mę żowi udzielił nominacyę na oficera. I stało się tak. Tym sposobem uzyskawszy tranzlokacyą opuściliśmy pułk, gdzie prawdziwe zasługi położyliśmy i przy byliśmy do Maciejowic , gdzie pułk Hornowskiego konsystował: mój mąż jako oficer a ja jako żołnierz. Przykro mi jednak było, że odbywszy kilka batalij nieawansowałam, a byli feldfeblami i sierżantami ta cy co pisać nie umieli, ale dobrzy instruktorowie. I to mi dokuczało, że stojąc na szyldwachu za broń przed młodemi oficerami brać i furażkę zdejmować, musiałam. Z Maciejowic wymaszerowaliśmy do War szawy, a w końcu tam, gdzieśmy byli, nie było pisem nych, wysłano więc mnie za kwaterami i dopełni łam polecenia z zadowoleniem sztabu pułkowego— w Warszawie zaś kompanja nasza zaciągnęła na war — tę do Zamku gdzie i ja byłam. Szef Pruszyński będąc w zamku, oświadczył pannom Grudzińskim, że ja je stem na warcie; te go poprosiły aby mnie zaprezen tował. W moment szef kazał mnie obluzować i z bro nią stawić się na pokoje. Weszłam jak zwykle, wzią wszy z a broń, i czekam rozkazu. Szef zakomendero wał: marsz, potem stój, ton, tuj, cel, pal! Skałka ognia dała—a panny pouciekały—Wyszedłszy, szef powiedział: „idź zdejm lederwerki i zostaw broń; po wracaj; masz być n a obiedzie.” Gdym powróciła, wzię ły mnie panny między siebie, robiły mi różne za pytania, a szef dawał mi zalety w pełnieniu służby aż powiedziałam, że pełnię obowiązki furyera, a brać żołd żołnierski to nie najlepiéj. Zaraz więc za intere sowaniem Grudzińskich awansowałam na furjera, a marszałek Bronniec, na galonki 5 dukatów ofiarował. Kilka niedziel stojąc w Warszawie, wyszliśmy do Mo dlina; z Modlina do Płocka, a później do Torunia, gdzie pracowaliśmy około fortyfikacyj. —Natenczas zjechał jenerał-inspektor Fiszer dla zlustrowania kil ku pułków zebranych pod miastem Toruniem, gdzie miały być odbyte manewra z ogniem. Cały dzień była ulewa i cały dzień pułki w polu. Nas zaś furjerów wy słano po wsiach aby kwatery dla żołnierzy i oficerów kompanii przysposobić, mnie zaś wskazano wieś Przysieki, za Toruniem mila. Ale że w mieście fur nam nie dawano, rozeszliśmy się piechotą. Przy szedłszy do wsi Przysieki, do dworu, zamówić kwate rę dla kapitana, milem była przyjęta; rodzice i pan na bardzo byli grzeczni; zaprosili mnie na obiad. Po obiedzie bawiłam się z panną aż do nocy niepomyślawszy o kompanii. Wtém wpada feldfebel i powiada: „pan furjer romansuje a kompania pewnie błądzi po lesie; odniosłem sztandar do pułku, ale oni pewnie w lesie bo słychać bębnienie i strzelanie.” Kapitan został w mieście a mąż mój kompanię prowadził— Żołnierze zmoczeni i cały dzień niejadłszy zaczęli z sobą szemrać: „żeby to kto inny zrobił, to wiemy jakby mu było, ale że to żona, to zawsze nam bieda” Mój mąż to dosłyszał. Gdy przybliżyłam się na strza ły i bębnienie, z ogniem i przewodnikiem, ujrzawszy mnie, zaczął szpadą walić i mówić: „przebiję cię jak psa, dlaczegoś nie wysłał przewodnika. „Ale przecież podoficerowie ulitowali się nademną, zaczęli prosić o uspokojenie się; ale ja parę dni nie mogłam głową ruszyć, bo mi karku nakręcił. (d. n.) 26*