Polityka kulturalna: Drogi do zjednoczonej Europy Anna Bolecka
Transkrypt
Polityka kulturalna: Drogi do zjednoczonej Europy Anna Bolecka
Khleslplatz 12 A - 1120 Wien T +43-1-804 65 01 F +43-1-8040874 Polityka kulturalna: Drogi do zjednoczonej Europy (Kulturpolitik: Wege zu einem europäischen Miteinander) Vortrag von Anna Bolecka im Rahmen des Dialogforums Österreich und Polen: Für eine gemeinsame Zukunft in Europa! vom 15./16. Februar 2002 herausgegeben von Brigitte Marcher in polnischer Originalfassung. Die deutsche Übersetzung steht ebenfalls als pdf-Dokument des eEuropabuchs zur Verfügung. Anna Bolecka, geb. 1951 in Warschau, arbeitete nach ihrem Studium der polnischen Philosophie als Verlagslektorin. 1989 debütierte sie mit ihrem ersten Roman „Lec do nieba“ (Flieg in den Himmel). Danach erschienen die Romane „Der weiße Stein“ („Bialy kamién“, 1994; deutsche und niederländische Übersetzung 1997), Berlin 1998, begeistert aufgenommene Rekonstruktion eines Familienschicksals; und „Lieber Franz („Kochany Franz“), Briefroman um Franz Kafka. 1995 erhielt die Autorin den angesehenen Wladislaw Raymont-Literaturpreis. Anna Bolecka lebt und arbeitet als Schriftstellerin und Literaturhistorikerin in Warschau. Rückmeldungen und nähere Informationen: Dr. Brigitte Marcher, Renner-Institut, Bereich Europa (EU) Tel.: 01/804 65 01 DW 24; E-Mail: [email protected] 1 Anna Bolecka Polityka kulturalna: drogi do zjednoczonej Europy. Pragnę podzielić się z Państwem kilkoma uwagami, które będą raczej przybliżać nas do tego ogromnego tematu niż odpowiadać na pytanie, jaka powinna być owa polityka i jaka będzie zjednoczona Europa. Jestem mieszkanką tzw. Wschodniej Europy, gdzie od dziesięcioleci kultura była podporządkowana polityce. Politycy traktowali kulturę i ludzi z nią związanych instrumentalnie. Obowiązywała cenzura, która była formą przemocy i kontroli, jaką państwo sprawowało wobec swoich obywateli. Wszelkie zaś rodzaje kontroli deformują wiedzę ludzi o świecie, w jakim żyją, wiedzę o przynależności do kultury i świadomość własnej tożsamości. W PRL-u władze komunistyczne, od lat sześćdziesiątych, kształtowały poczucie tożsamości ludzi za pomocą nacjonalizmu, mimo że teoretycznie ideologia ta miała charakter internacjonalistyczny. Tragiczne skutki nacjonalizmu szerzonego przez komunizm obserwowaliśmy nie tak dawno – i nie tak daleko stąd - w czasie wojny na Bałkanach. Na całym obszarze Europy Środkowej i Wschodniej polityka służyła ponadto do zacierania w świadomości ludzi wiedzy o przeszłości - o tym, że tereny te były tyglem różnych kultur, religii, języków i najróżniejszych wpływów oraz zależności, i że było to wielkie bogactwo, z którego korzystali nie tylko artyści, pisarze czy uczeni. Negatywnym doświadczeniem komunizmu była m.in. tzw. polityka kulturalna, czyli używanie kultury przez władzę państwową do uzasadniania celów ideologicznych. Polityka ta ewoluowała przez dziesięciolecia od stalinizmu do względnego liberalizmu w niektórych krajach, ale wszyscy artyści, którzy chcieli się wyrwać spod kurateli partii komunistycznej, którzy pragnęli działać w kulturze niezależnie od władzy państwowej, bywali na różne sposoby represjonowani. Jednym słowem, obszary Europy Wschodniej były przykładem najgorszego rodzaju związków polityki i kultury. 2 Podział Europy na wschodnią i zachodnią był podziałem na świat, w którym kultura jest poddana polityce, i świat, gdzie kulturę traktowano jako autonomiczną wartość. Dlatego te dwa światy musiały się między sobą zasadniczo różnić. Jestem przekonana, ze Wspólną Europę mogą tworzyć jedynie ludzie wolni, nie poddawani manipulacjom, niezależni od nacisków polityki, posiadający prawo swobodnego poruszania się, wymiany myśli i ekspresji. Wreszcie ludzie, którzy wiedzą, kim są i do jakiej kultury przynależą. W dzisiejszej Polsce jest to już możliwe, ale wieloletnie doświadczenie zniewolenia, rozbijania więzi spolecznych , wymazywania z pamięci całych obszarów wiedzy nadal mają swą moc. Dlatego, jak sądzę, tak ważne jest dziś określenie własnej tożsamości w kategoriach kultury jako sfery wolności a nie tak zwanej polityki kulturalnej. Jeśli mamy odpowiedzieć na pytanie, jak działać, aby osiągnąć cel, musimy najpierw przyjrzeć się sobie samym. Kiedy zastanawiam się nad tym, kim jestem – wśród odpowiedzi tak oczywistych, jak kobietą, córką czy matką, pojawia się też odpowiedź – jestem Europejką. Dziś to dla mnie oczywiste, ale przecież większą część swego życia przeżyłam w kraju, z którego się nie wyjeżdżało, gdzie książki wolno było czytać tylko po ich ocenzurowaniu, a równowagę psychiczną można było zachować dzieląc życie na całkowicie oficjalne i całkowicie prywatne. Co sprawia, że czujemy się w sposób tak oczywisty i naturalny częścią wspólnoty określanej mianem Europy? Dla mnie tym centralnym obszarem, sferą, w której czuję się jak u siebie, jest literatura. Być Europejczykiem to, według mnie, odwoływać się do tego co wspólne, a zarazem do owego wspólnego wnosić coś własnego, niepowtarzalnego. Tym niepowtarzalnym w wypadku literatury jest oryginalny tekst napisany w ojczystym języku. Język to główna siła literatury. Mowa rodzinna, ta pierwsza, w której się myśli i wyraża uczucia, którą rozumieją ludzie wokół. Rozumienie to ma jednak swoje naturalne granice. Polskiego nie rozumie Niemiec, 3 niemieckiego nie rozumie Czech, czeskiego nie rozumie Francuz i tak dalej. Język to zatem – można powiedzieć – główna słabość literatury. Istotą pisania jest zmaganie się z tą sprzecznością. Pisarz to ktoś, kto wyznaje pewien system wartości i bardziej lub mniej świadomie przekazuje go innym, lub ktoś, kto poszukuje swego systemu wartości i efektem tych poszukiwań dzieli się z innymi. To także ten, kto pisze o sprawach najważniejszych takich, jak życie i śmierć, oraz o podstawowych uczuciach takich, jak miłość i nienawiść, potrzeba władzy, lęk przed przemijaniem. To są sprawy zwykle zrozumiałe, bo wspólne dla wszystkich mieszkańców Ziemi, ale język, jakim pisarz to mówi, nie jest wspólny. Jest oryginalny, jedyny, niezrozumiały dla innych – własny. Bez własnego języka pisarz nie istnieje. Bez oryginalnego języka nie może powstać literatura. Na szczęście mamy jeszcze w Europie wiele różnych języków. Na szczęście. Ale jak długo? Już teraz wiele osób posługuje się różnymi językami, ale często żadnego z nich nie uważają za swój własny. Zastanawiam się, jak radzą sobie te osoby z poczuciem tożsamości. Jak radzi sobie z tym pisarz? Europejczyk? Jak ja sobie radzę? Należę do narodu, który dzięki doświadczeniom z własną historią wyrobił sobie silne poczucie tożsamości. Przez ostatnie blisko pięćdziesiąt lat to poczucie było systematycznie niszczone, ale jednak proces dezintegracji nie powiódł się do końca. Utrwalona przez kilka wieków wielokulturowość tego obszaru Europy, na którym znalazły się ziemie zamieszkałe przez Polaków, Niemców, Austriaków, Ukraińców, Żydów, Ormian, Tatarów i wiele innych narodowości, sprzyjała rozwojowi samoświadomości. Pisząc powieść „Biały kamień”, myślałam o tamtych czasach i w nich szukałam wskazówek, jak odnaleźć swoje własne miejsce w świecie. Zrozumiałam też, że świat wielu kultur to jest gleba, z której wciąż czerpię życiodajne soki, mimo że nie był mi on dany jako bezpośrednie doświadczenie. Jako pisarka mam pewne kłopoty z tożsamością. Czy jestem pisarką polską, środkowoeuropejską czy też 4 europejską lub może po prostu pisarką piszącą po polsku? Czy w swoim pisaniu odwołuję się do tego co wspólne i czy do tego wspólnego wnoszę coś własnego i oryginalnego? Czy język polski, którym władam, jest jakąkolwiek wartością dla europejskich czytelników? Czy książki, które piszę i które są dla mnie świadectwem mojego doświadczenia i rozwoju, powiedziały komukolwiek coś ważnego i niepowtarzalnego? Jeśli tak - to co z tego wynika, a jeśli nie – to czy jako pisarz spełniłam swoje zadanie czy też nie? Pytań jest wiele. Równie wiele jak dróg do tego co wspólne. Jest ktoś, kto pomaga pisarzowi odpowiedzieć na te pytania, ktoś, kto ułatwia rozmowę i bez kogo nie byłoby właściwie żadnego porozumienia. Bo literatura umie przekraczać granice: wyobraźni czy prawdopodobieństwa, ale nie potrafi przekroczyć granic języka. Potrzebny jest jej dobry tłumacz. Dla każdego pisarza tłumacz jest równie ważny jak przewoźnik, dzięki któremu przeprawiamy się na drugi brzeg. Dobre tłumaczenie jest jak piękna metafora. Przekazuje sens w obrazie, który jest tożsamy z oryginałem, a zarazem wnosi coś nowego, własnego. Tłumaczenie jest przekraczaniem granic. Jest przemianą z niezrozumiałego w zrozumiałe, z obcego w bliskie, z jednostkowego we wspólne. Tłumacz łagodzi napięcia, bo dzięki niemu poznajemy myśli i intencje innych, a wiedzieć i rozumieć to znaczy często także zaakceptować. Bez tłumacza nasze książki nie przekroczyłyby granic, a my nie wyszlibyśmy poza nasze ogrodzenie, które wyznacza nam małe i bardzo ograniczone miejsce w świecie. A zatem myśląc o wspólnej Europie, myślę o literaturze i jej pięknej zdolności przekraczania granic. Wiele osób może z niepokojem spytać o niezależność literatur czy w ogóle kultur narodowych. Ale, jak twierdzi Denis de Rougemont, kultury narodowe nie istnieją, a jeśli chcemy kultywować nasze korzenie, to – uproszczę nieco jego myśl – niech to będą korzenie duchowe, a nie botaniczne, bowiem „człowiek nie jest rośliną pastewną, której najwyższą zaletą są rozmiary korzenia...” 5 Poza tym literatura, jak rzadko która dziedzina jest domeną różnorodnych wpływów. Dużo w niej zapożyczeń, inspiracji, stylizacji, twórczej wymiany myśli i tematów. A, według Rougemonta, to literatura europejska jest tym centrum, z którego rozeszły się literatury poszczególnych narodów. Powstały one ze zróżnicowania tej wspólnej podstawy, i to z niej czerpały siłę konieczną do rozwoju i przetrwania. Myśląc o wspólnej Europie, myślę też, że ważniejsze dla niej są nie różnice, lecz różnorodność, nie unifikacja, lecz oryginalność i nie dzielenie, lecz przenikanie ponad granicami. Kultura – ze swoją muzyką, malarstwem, literaturą i różnymi przejawami artystycznej ekspresji – spełnia te wszystkie trudne, zdawałoby się, do pogodzenia cechy, ponieważ opierając się na tradycji, czerpiąc z siebie nawzajem żywotne siły – tworzy zawsze coś własnego i niepowtarzalnego. Kim jest moj Europejczyk? – zadaje sobie pytanie. Gdzie mieszka? Czym się zajmuje? Jakim językiem mówi?Moglby to być to być ktoś, kto urodził się w czeskiej Pradze, biegle włada językiem niemieckim. Tak się złożyło, że jest obywatelem austriackim, jego rodzice są Żydami, lecz on sam nie czuje oparcia w judaizmie. Jest pisarzem. Ma kłopoty z tożsamością. Nie wie, czy jest Niemcem, Austriakiem, a może Czechem czy też Żydem? Do tego wszystkiego czuje się zagubiony i samotny. Samotny jak... Franz Kafka. Oto mój idealny Europejczyk. Nie wiem, czy Franz Kafka sam siebie określiłby tym mianem, skoro każdą identyfikację podważał z bolesną i pełną cierpienia pasją. Język niemiecki, którym posługiwał się z wielką wprawą i oryginalnością, nie był jego językiem rodzimym; czeski znał mało, jidysz zaledwie rozumiał. Przez wiele lat uczył się hebrajskiego, mając nadzieję na podróż do Ziemi Obiecanej. Jak wiemy, nie dotarł tam nigdy. Ratunku szukał w sztuce. Literaturę darzył przez długi czas szacunkiem i pokładał w niej nadzieję. Ostatecznie uznał, że ta nadzieja go zawiodła. Ze swego dzieła ocalił niewiele, resztę skazując na całopalenie. I choć jeszcze na kilka dni przed śmiercią robił drobiazgową korektę tomu opowiadań „Głodomór”, prawdopodobnie umierał ze świadomością, że literatura nie zbawia. 6 A jednak... Jednak został jednym z najbardziej czytanych i najczęściej komentowanych pisarzy XX wieku. Czytelnicy w wiele lat po jego śmierci łączą się w tajemnej wspólnocie podziwu, zdumienia i dziwnej mieszaniny niechęci oraz miłości do tego wrażliwego człowieka i zagadkowego pisarza. Przyznaję, że należę do tych, którzy kochają Franza Kafkę. Chcąc się zbliżyć do niego, poznawałam świat jego opowiadań, ale i bliskich mu ludzi. W ten sposób poznałam: Icchaka Lowy’ego. Ten żydowski aktor, urodzony w 1887 roku w Warszawie, którego życie przypadło na pierwszą połowę XX wieku, jest ciekawy nie tylko z powodu swej przyjaźni z Kafką, ale też z powodu licznych podróży artystycznych po całej ówczesnej Europie. Icchak Lowy, urodzony w Warszawie w 1887 roku, syn rodziny chasydzkiej, uczeń jesziwy, żyd, który pogwałcił wszystkie żydowskie nakazy, wolnomyśliciel, mistyk, artysta nadużywający morfiny, dobry znajomy Franza Kafki, Stefana Zweiga, Marca Chagalla, Isaaka Singera – oto mój następny Europejczyk. Po raz pierwszy przeczytałam o nim w Dziennikach Kafki. Opisy są wyraziste i zapadają w pamięć. Choć jednak sam Kafka podjął się spisania autobiografii Lowy’ego i fragmenty tego tekstu się zachowały, trudno było odtworzyć biografię aktora. Nie figurował w żadnym dostępnym mi słowniku czy leksykonie i nie udało mi się zdobyć informacji o nim. I przyznaję, że choć niewiele wiedziałam o Icchaku Lowym, uczyniłam go jedną z ważnych postaci mojej powieści „Kochany Franz”. Pisząc powieść, miałam prawo posługiwać się wyobraźnią, i właśnie z wyobraźni powstała postać żydowskiego aktora. Wymyśliłam mojemu bohaterowi przedwojenne losy i kazałam mu zginąć w warszawskim getcie w 1943 roku. Nie wiedziałam, że nie jestem pierwsza, a przede mną nie jeden już szukał śladów tego fascynującego człowieka. W jakiś czas po ukazaniu się „Kochanego Franza” zadzwonił do mnie młody dziennikarz Remek Grzela z pytaniem, skąd zdobyłam informacje o życiu Icchaka Lowy’ego. I zaczęła się długa, bo do dziś trwająca historia szukania śladów Lowy’ego i innych aktorów 7 teatru, którzy w 1911 roku występowali w Cafe Savoy i tak zachwycili Franza Kafkę. Młody dziennikarz rozesłał prośbę o informacje dosłownie po całym świecie i ze zdobytych strzępów ułożył przybliżony życiorys Icchaka Lowy’ego. Jakie było moje zdumienie, gdy okazało się, że to, co wymyśliłam swojej postaci literackiej, zgadza się w wielu szczegółach z ustaleniami dziennikarza. Lowy – człowiek, który w latach 1909-1939 zjeździł całą Europę od Warszawy, Lwowa, poprzez Paryż, Berlin, Budapeszt i wiele innych miast, wszędzie grając w sztukach w jidysz, na początku lat 20tych wraca do Warszawy. Tu współpracuje z Jonaszem Turkowem, wybitnym reżyserem. Tworzy teatr w jezyku hebrajskim. Wraz z wybuchem II wojny światowej trafia do getta warszawskiego. W lecie 1942 roku w czasie deportacji do Treblinki świadkowie widzą Icchaka po raz ostatni. Biegał podobno zrozpaczony i krzyczał: ”Jestem Lowy, znacie mnie wszyscy...” Nikt nie mógł mu już pomóc. Zginął w drodze lub już na miejscu kaźni. W wiele lat po śmierci, kiedy zatarły się już prawie wszystkie ślady tego człowieka, rozpoczyna się jego dziwna historia literacka. Przede wszystkim u Isaaka Singera, który znał Lowy’ego osobiście z przedwojennej Warszawy, pojawia się jako postać literacka w opowiadaniu „Przyjaciel Kafki” pod nazwiskiem Jacques Kohn, i w powieści „Szosza” jako niezwykły doktor Morris Feitelzohn. W latach 90-tych powstała sztuka Moni Ovadia „Il caso Kafka” z jedną z głównych postaci wzorowanych na Icchaku Lowym. Profesor Guido Massino przygotowuje książkę biograficzno-historyczną o Icchaku Lowym „Ogień, który nie zgaśnie”, wzbogaconą o odnalezione teksty publicystyczne samego Lowy’ego. Młody dziennikarz z Warszawy, dzięki któremu poznałam te wszystkie szczegóły, napisał pracę magisterską o przyjacielu Kafki i przygotowuje książkę o nim i innych aktorach żydowskiego teatru z bardzo ciekawymi nie znanymi dotąd zdjęciami. Tak więc nie byłam jedyną osobą, która uczyniła z Lowy’ego postać literacką. 8 Tych, którzy interesują się tamtym światem, jest wielu. Dostaję emaile nawet ze Stanów Zjednoczonych od osób, które chcą porozmawiać o Franzu Kafce, o Lowym, o ludziach, którzy już dawno nie żyją. Nie żyją? – można spytać. Co zatem sprawia, że są tak ruchliwi i obecni, w książkach, w teatrze, w Internecie? Sprawiła to magia literatury, wielkich literackich osobowości i nasza nigdy nie zaspokojona potrzeba wspólnoty. Kiedy układa się listę wyjątkowych Europejczyków, nie może zabraknąć na niej kobiety. Jest taka osoba. Świetna pisarka, bywalczyni salonów kulturalnych, piękna kobieta i prawdziwa dama. Zofia Nałkowska znana w Polsce i Europie jako autorka realistycznych powieści. Pierwsza dwudziestowieczna polska feministka-pisarka. Zajmowała się postacią kobiety w literaturze, jej podmiotowością. Pierwsza pisarka europejska, która w 1925 roku napisała powieść o wymordowaniu Ormian przez Turków. Powieść ta pt. „Choucas”, o ile wiem, dotąd nie została przetłumaczona na język niemiecki, a jest to książka wybitna. Powieściopisarka ta stworzyła też coś niepowtarzalnego i wyjątkowego. „Dzienniki” - blisko pięćdziesiąt lat codziennych zapisków układa się w powieść życia, której zakończenie znane jest tylko przyszłym czytelnikom, nigdy zaś twórcy tego dzieła. W literaturze światowej zanotowano tylko kilka dzienników prowadzonych tak długo: dziennik Tołstoja, Emersona, Amiela czy Andre Gide’a. W dwudziestym wieku Dzienniki Nałkowskiej są zjawiskiem unikalnym. Publiczność europejska nie prędko pozna to dzieło, o ile w ogóle pozna je kiedykolwiek. Rozmiary samego tekstu i drugie tyle rewelacyjnych przypisów Hanny Kirchner mogłyby sprawić każdemu wydawcy nie lada problem. Warszawa pierwszej połowy dwudziestego wieku, prądy myślowe, kierunki literackie, wydarzenia historyczne – co prawda zbieżne z europejskimi – ale ludzie i sprawy, o których pisała Nałkowska przez pół wieku, zupełnie nie znane poza Polską. A wielka szkoda, bo tomy tych zapisków są dla każdego myślącego i czującego człowieka dużym przeżyciem. 9 Najwyżej cenię tom pierwszy z lat 1899-1905, opowiadający historię młodziutkiej kobiety, która w patriarchalnym świecie schyłku XIX wieku próbuje określić swoją tożsamość, znaleźć swoje miejsce. Jest to zapis typowych niepokojów dojrzewania w duchu modernizmu z jego wszystkimi pozami, narcyzmem i samouwielbieniem w stylu dandyzmu Oskara Wilde’a. Jest to też historia formowania się wybitnej osobowości i świetnego umysłu. Mając szesnaście lat Zofia Nałkowska czyta Ibsena, Maeterlincka, Nietzschego, Dostojewskiego i pochłania literaturę francuską, oczywiście w oryginale. Proza przyszłej autorki głośnych powieści już od początku jest znakomita, prosta, klarowna, bez modernistycznej maniery. Przenikliwość samoanalizy zadziwia, a szerokość horyzontów tej córki radykalnych inteligentów budzi szacunek. Ikolejny tom zwany „Dziennikami czasu wojny” obejmujący lata 1939-45, wstrząsające świadectwo całkowitego rozpadu świata, który pisarkę ukształtował. To zapis kobiecego widzenia wojny i przemocy. Nałkowska nie wędrowała z kolumnami wojsk na front, ale na zapleczu tej strasznej wojny handlowała papierosami w małym warszawskim sklepiku. Jednocześnie obserwowała świat wokół. Z tych obserwacji powstał dokument, jedyny w swoim rodzaju, jeden z najlepszych opisów tej wojny. I wreszcie tomy ostatnie, powojenne, w których pisarka daje świadectwo swego zagubienia w rzeczywistości pełnej politycznego zakłamania. Przenikliwa, a jednak tak naiwna, że wierzyła w słuszność głoszonych ideałów komunistycznych, w imię których bez wahania jedni wdeptywali innych w ziemię. Zofia Nałkowska to Europejka najwyższej próby, typowa i zarazem niepowtarzalna. A więc moi Europejczycy: Kafka, ten, który nie przeżył rozpadu świata, ale czuł go każdą cząstką swej istoty, Lowy – Żyd wieczny tułacz po Europie, przykład Europejczyka, o którym zapomniała historia i którego zgniotła demonicznapolityka polityczny demonizm, czyniąc z niego dosłownie garstkę popiołu. I Nałkowska, która rozpad przeżyła i próbowała uczestniczyć w tworzeniu powojennego ładu, ale znalazła się w obszarze Europy poddanej władzy 10 totalitarnej, gdzie polityka rościła sobie prawo zarządzania kulturą i jej twórcami. Ci, o których chciałam opowiedzieć właśnie tu i właśnie teraz – nie żyją. Mogłoby się zdawać, że siła ich oddziaływania osłabła. A jednak czuję, że jest inaczej, że właśnie ci ludzie swoimi postawami, swoim dziełem mowią nam – dziś – bardzo wiele o nas samych, o naszej kondycji Europejczyków. Kafka mówił o przemocy, władzy, mrocznej części ludzkiej duszy to, czego wkrótce ludzie doznali na własnej skórze. Mówił, ale i próbował zrozumieć, pouczyć nas, na swój bardzo subtelny sposób, czym jest ta sfera mroku i jak należy się z nią zmagać. Icchak Löwy, szalony wędrowiec, przekraczał granice, poddając się nieopanowanej potrzebie działania i przekazywania ludziom własnej wizji teatru, a czynił to w języku jidysz, który wkrótce miał podzielić los milionów Żydow, dla których był jedynym sposobem porozumiewania się ze światem. Nałkowska, pisząca po polsku, jest obecna w kulturze do dziś nie tylko jako autorka powieści, ale intelektualistka, która wciąż kształtuje świadomość swoich czytelników. Warto zwrócię się ku tym twórcom, ku ich dziełu, bo stanowi ono tę właśnie żyzną glebę, z której można czerpać. Sferę, dzięki której łatwiej odpowiedzieć nam na nurtujące nas dziś pytania. Oto niezwykłe życiorysy niezwykłych ludzi, które dzielili z milionami innych ludzi żyjących w tym samym czasie na obszarze zwanym Europą. Trudno w tym miejscu nie wspomnieć kilku jeszcze wielkich pisarzy polskich. Bruno Schulz, autor „Sklepów cynamonowych”, polski Żyd, mieszkaniec pogranicza, zamordowany przez gestapowca w swoim rodzinnym Drohobyczu – jest kolejnym przykładem wielkiego twórcy, którego zniszczyła tamta wojna. Mimo to jego utwory żyją do dziś i fascynują czytelników całej Europy. Czesław Miłosz, Witold Gombrowicz, Gustaw HerlingGrudziński to wybitni pisarze i twórcy kultury, związani przez całe życie ze swoim miejscem na pograniczach Europy i pozbawieni tego miejsca przez powojenny układ polityczny. Nawet więcej, bo to pisarze, których totalitarna polityka kulturalna 11 pozbawiła na wiele lat prawa przemawiania do swych czytelników. Takich twórców było wielu, odsuniętych, zapomnianych, nieznanych, zniszczonych dosłownie przez ideologie, nędzę czy też zwykłą ludzką rozpacz. Jako mieszkaniec wspólnoty duchowej zwanej Europą zadaję sobie pytanie: Co mogę jej dać? Chciałabym, żeby moim darem były moje książki: świat myśli, obrazów, emocji, proces przemiany (bo tym dla mnie jest pisanie). Ktoś może spytać: Czy to nie nadmierna pycha wierzyć, że ktoś przyjmie ten dar? Nie, bo daję go bezinteresownie. Można jeszcze spytać: Czy to nie naiwność wierzyć, że książka, jedna z tysięcy, może mieć jakąś szczególną wartość dla innych? Nie, jeśli się wie, że istnieje coś takiego jak ukryte życie myśli. Myśl nie uznaje granic i wędruje sobie tylko znanymi podziemnymi ścieżkami. Śnimy przecież podobnie, podobnie czujemy, jednocześnie wpadamy na ten sam pomysł, niezależnie od siebie dokonujemy odkrycia. W sferze mysli łatwiej przekraczać granice, przenikać i łączyć się ze sobą. Wydaje się nawet, że gdy myślimy – jesteśmy jednym, gdy zaczynamy działać – rozpadamy się na wiele grup o sprzecznych intencjach i celach. Wiedzą o tym demagodzy i najpierw zaczynają od deformowania świadomości ludzi i kształtowania zbiorowej wyobraźni dla swoich własnych potrzeb. Dlatego tak ważne wydaje się wkroczenie w sferę ludzkich myśli ze wspólnymi wszystkim Europejczykom wartościami, takimi jak tolerancja, wspólnota, wolność. Europa jest jednym organizmem, którego żadna część nie może żyć oddzielnie. Trzeba umożliwić wewnętrzny przepływ energii. A właściwie tylko ułatwić, bo owa energia płynie własnymi kanałami już od dawna. Ufam, że właśnie sfera kultury ma szczególnie dużo możliwości łączenia ludzi we wspólnoty. Dzięki swojej zdolności przekraczania granic i dzięki umiejętności łagodzenia ludzkich napięć. Źródłem wspólnej Europy jest kultura. 12