Chciałam zadzwonić ale jako średnio

Transkrypt

Chciałam zadzwonić ale jako średnio
Chciałam zadzwonić ale jako średnio zsocjalizowana jednostka, wolę pisać.
Nie nie lubię Cię Adela i szczerze cieszyłam się z Twojego przyjazdu. Mimo, że miałam
bardzo ciężki tydzień - 3 noce musiałam spędzić w pracy w schronisku, potem całe dnie w
pracy w Międzylesiu i byłam tym tygodniem wykończona, weekend to czasem jak zbawienie.
Ileś rzeczy postanowiłam zrobić myśląc o tym, że będzie Ci miło, takich drobnych, nic
takiego ale z dobrą energią i myśląc o Tobie - pojechałam na targ, kupiłam więcej warzyw niż
zwykle, staranniej je wybierałam, przechowałam mleko od siostry do soboty, żeby zrobić
chłodnik, posprzątałam (do końca nie zdążyłam ale starałam się), nawet ten kibel cholerny
próbowałam naprawić chociaż był popsuty od tygodni (nie udało się), wreszcie przyczepiłam
okucia do kredensu, chociaż stał bez nich rok i w ogóle nie mogłam się do tego zebrać. No
takie tam ileś drobnych rzeczy, może oczywistych albo takich, ze trudno się domyślić ich
intencji.
Mimo, że wiedziałam, ze przyjeżdżasz do Kasi, nie do mnie. Wcale mi zresztą nie
przeszkadza, że do niej, to naturalne. Znamy się, bo Ty przyjaźnisz się z Kasią. W innym
wypadku prawdopodobnie nigdy byśmy się nie poznały i nie spędziły ze sobą nawet 5 minut.
Bo jesteśmy z dwóch różnych kosmosów. Zupełnie inne, interesujące się zupełnie czym
innym, lubiące zupełnie co innego, spędzające czas i życie w zupełnie inny sposób, o skrajnie
odmiennych temperamentach... Naszym punktem wspólnym jest Kasia więc siłą rzeczy
spotykamy się od czasu do czasu. Nigdy przez myśl mi nie przemknęło, że masz ochotę mnie
poznać, nie przeszkadzało mi to. Ja Tobą też interesowałam się tyle o ile. Ale myślałam o
Tobie raczej ciepło, może poza niektórymi momentami, to też naturalne. Kubę bardzo lubię
za jego filmy, no i jest miłym człowiekiem. Ogólnie pasujecie mi, chociaż nigdy nie
pomyślałabym, że chcę Was poznać jakoś głębiej czy się zaprzyjaźniać. Sądziłam, że Ty też
mnie jakoś akceptujesz i że gdzieś jednak udaje Ci się mnie zakatalogować bez większego
zgrzytu.
Ja nie jestem szczególnie otwarta na ludzi, nie za bardzo ich potrzebuję tak na co dzień. Mam
wielu znajomych, lubimy się, pomagamy sobie ale to są znajomości powierzchowne, to mi
wystarcza. Mam kilka osób z którymi jestem bliżej, sporo razem przeżyliśmy, sporo o sobie
wiemy, czasem spędzamy ze sobą święta, czasem robimy wspólną wyprawę, mam ich od lat,
nie bardzo szukam nowych przyjaźni. Taka jestem. Nawet nie potrzebuję takich przyjaźni, w
których kontakt jest bardzo intensywny, częsty, codzienny. Dużo czasu spędzam sama, lubię
sama wyjeżdżać. Lubię też z Kasią albo z przyjaciółki ale równie bardzo lubię sama. Jestem
trochę dzika.Tak mnie jakoś życie poukładało i różne osobiste trudne doświadczenia - ojciec,
który się zabił, matka, która piła a potem umarła na raka i takie tam, nie ma co jęczeć, tak jest
i już, ani to dobre ani złe. Spędziłam 8 lat na terapii, przez 8 lat dwa razy w tygodniu
zapierdalałam na Bielany do terapeutki, raz dwa razy w miesiącu na Pragę do psychiatry i
grzecznie łykałam antydepresanty, co rusz inne bo stare przestawały działać i znowu chciałam
umierać. Ale jakoś posklejałam to wszystko mniej więcej. Może jestem dziwaczna, może
trudno mnie odczytać ale nie sądzę, żebym była złym człowiekiem.
Nie umiem sobie uświadomić w jaki sposób zraniłam Cię w sobotę. Powiedziałam coś o
dziupli nazywając tak chyba Wasze mieszkanie, tak? Ale to nie dlatego, ze nie podoba mi się
Wasze mieszkanie, raczej, że moglibyście mieć przecież większe, w ładniejszym miejscu i że
raczej określenie "dziupla" odnosi się do małego mieszkania w mrówkowcu. Przepraszam, to
było grubiańskie. Nie mogę sobie przypomnieć, żebym nazwała Cię nudną bo wiele o Tobie
można powiedzieć ale nie, że jesteś nudna. Przepraszam też, że nie potowarzyszyłam Wam
dłużej ale po pierwsze byłyście we trzy i nie sądziłam, że moje towarzystwo cokolwiek wnosi
bo Wy się świetnie same bawicie, po drugie jaki sens z mojej obecności, kiedy zasypiam przy
stole, po trzecie nie bardzo łapię Wasz klimat, kiedy palicie trawę. W niedzielę też nie
wydawało mi się, ze potrzebujecie mojego towarzystwa, siadłam w cieniu i czytałam
artykuły, Dziugieł też coś czytała, nie sądziłam, że to dla Ciebie przykre. Potem
rozmawiałyście, nie widziałam nic złego w tym, że każdy robi to, na co ma ochotę. Nie
rozumiem...
Zresztą mam przeczucie, ze to może nie jest ważne. Po tej niedzieli wydaje mi się, że Wy
mnie zwyczajnie nie lubicie i uważacie pewnie, że mam zły wpływ na Kasię. Że ją ściągam w
dół proponując pospolite życie, bez teatru, kina, z grządkami i zepsutym kiblem. Ale ja jej
nie ograniczam, nie mówię jej co ma robić i z kim. I skoro jesteśmy ze sobą to widocznie coś
nas łączy i może warto to uszanować. Nawet jeśli się tego nie rozumie. Zabolała mnie ta
niedziela, o niczym innym nie mogę od wtedy myśleć, nie rozumiem, nie akceptuję tego i jest
mi okropnie przykro. I nie chcę już w czymś takim nigdy uczestniczyć.
Piszę bo chciałam, żebyś wiedziała, jak ja to odbieram. Chociaż sprawa jest tak naprawdę
między Tobą a Kasią.
Trzymaj się.
Anka