MONTAŻ SŁOWNO – MUZYCZNY „ŚLADAMI ŚW. BRUNONA”
Transkrypt
MONTAŻ SŁOWNO – MUZYCZNY „ŚLADAMI ŚW. BRUNONA”
MONTAŻ SŁOWNO – MUZYCZNY „ŚLADAMI ŚW. BRUNONA” Scenariusz powstał głównie na podstawie fragmentów Trylogii Anny Lisowskiej – Niepokólczyckiej „Jest tu chłopiec” (tom I i III). Jako elementy muzyczne wykorzystano: Płyta CD „Jedno serce, wiele twarzy”, Misjonarze Werbiści, Pieniężno Płyta CD „Zaufaj miłości. Pielgrzymka’ 99” Płyta upamiętniająca wizytę Ojca Świętego Kaseta z muzyką refleksyjną „Pieśń miłości”, Angelo Di Mario, edycja paulińska Opracowała: Agnieszka Ożga-Bobowska Szkoła Podstawowa nr 4 w Giżycku Parafia Ducha Świętego Pocieszyciela 1 MONTAŻ SŁOWNO – MUZYCZNY „ŚLADAMI ŚW. BRUNONA” SCENA I W DRODZE DO PRUSÓW Przy zasłoniętej kurtynie PIEŚŃ „ Idźcie na cały świat …”(Płyta ”Jedno serce, wiele twarzy…”) Za kurtyną równina pokryta śniegiem, nad nią błękitne niebo, słońce, w dali las, przymarznięte jeziora. W trakcie pieśni, gdzieś z oddalonego od kurtyny miejsca np. bocznymi drzwiami wchodzi Brunon wraz z 18 towarzyszami. Idą powoli, podnosząc nogi jak z głębokiego śniegu, zmierzają ku scenie. Brunon trzyma w ręku krzyż, pozostali księgi Ewangelii. Ubrani w habity, na głowie kaptury, Brunon ma zdjęty kaptur, na szyi paliusz. Zatrzymują się. NARRATOR: ( na tle refleksyjnej muzyki) I wreszcie wszedł nad równinę i zatrzymał się urzeczony jej pięknością. Znał to miejsce od lat, znał je ze snów, lecz wtedy jawiło się ciemne i zamglone. A teraz oto odsłoniło się olśniewającą światłością i królewskim przepychem. Odsłania się kurtyna Osiemnastu zatrzymało się za nim. Byli zaskoczeni nagłym znieruchomieniem biskupa, ale nie pytali o nic. Już przywykli, że Bruno zachowuje się dziwnie. A on po prosu patrzył… muzyka głośniej, po chwili lekko wyciszona Równina rozpościerała się przed nimi nieskalaną bielą i tylko powiewy wiatru podrywały zawirowania śnieżnych płatków, wciskając je pod mnisze kaptury. Gdzieś daleko obrzeżała równinę czarna linia lasu. Za tym lasem był cel ich wędrówki. Z nieba przejrzyście błękitnego przyglądało się pielgrzymom słońce. muzyka głośniej, po chwili lekko wyciszona Więc jest takie miejsce, do którego dążył przez całe życie, wielokrotnie odpychany przez ludzi, przez okoliczności, wciąż kierowany w inne strony. Usłyszał cichy szept…To Wippert, najmniej z nich wszystkich wytrzymały na trudy… muzyka cichnie WIPPERT: Zimno mi … BRUNON: Tak bracie drogi, srogi dziś dzień, ale musieliśmy wybrać na swoją wyprawę właśnie mroźną porę. Drogę do Prusów przegradzają rozległe bagna, tylko teraz po ostrej zimie, zamarznięte i bezpieczne dla podróżników. WIPPERT: Błogosławcie Pana mrozy i zimna, błogosławcie Pana lody i śniegi. Idźmy zatem w Imię Pana. Idą dalej NARRATOR: Powiało… Brnęli powoli jeden za drugim, zostawiając na śniegu głęboki ślad. Zgrabiałymi rękami przytrzymywali pod brodą kaptury, by osłonić się przed wiatrem. Tylko Bruno z przyjemnością wystawiał twarz na jego powiewy. Zawsze lubił wiatr . Odgłosy wiatru Najlepsze pomysły przychodziły mu do głowy, gdy wiatr szalał po świecie, gnąc drzewa, targając drzwiami. Tam w Kwerfurcie kazał sobie wtedy siodłać konia i wyjeżdżał daleko, gdzie wiatr niczym nie zatrzymywany hulał swobodnie. Zrozumiał, że lubi wiatr i dlaczego go lubi. Oto pachniał wolnością, sam był wolnością. Mógł latać wszędzie, nad chmurami, Aż do gwiazd, aż do tronu Boga. Odgłosy wiatru Mnisi z mozołem przecinający równinę zatrzymali się, najdostojniejszy biskup przystanął tak nagle… Pewnie jest zmęczony wyciąganiem nóg ze śniegu. Andrzej wyszedł z szeregu, parł do przodu przez białe zwały. Zrównał się z biskupem. Ujrzał jego oczy szeroko rozwarte, wpatrzone w błękit nieba z pytaniem. Więc nie zmęczenie zatrzymało biskupa Brunona tylko modlitwa. Nagła, strzelista potrzeba rozmowy z BOGIEM. Andrzej wiedział, że trzeba tę chwilę przeczekać. 2 Po chwili ANDRZEJ: Pójdę przodem, ojcze biskupie. Śnieg jest głęboki, kopny, udepczę wam drogę. Wiecie, mocny jestem . Skinieniem przywołuje swego brata Karola BRUNON: Wiem, najmocniejszy z nas wszystkich. Bruno uśmiecha się i kontynuuje rozmowę z Bogiem. Chyba dobrze uczyniłem Panie, że wziąłem ze sobą tych dwóch olbrzymów. Wyglądają jak dwa kamienne filary, na których można oprzeć każdy ciężar. Może na ich widok Prusowie ulękną się? Może nie napadną tak zuchwale jak napadli na Wojciecha? Pozwolą sobie powiedzieć, że nie przychodzimy w złych zamiarach. Posłuchają twego słowa…. Dalej mówi coraz szybciej i gwałtowniej Tak, tak, wiem, że idę tu być może po to, by śmiercią męczeńską, tym chrztem krwi zmazać moje przewiny. Lecz przecie, nim zginę, niech słowo Twoje padnie na tę ziemię, niech się zagnieździ w sercach tych ludzi choć trochę, choć trochę. Przecie mi na to pozwolisz. muzyka głośniej, po chwili lekko wyciszona Po chwili Przebacz Panie, znowu swarzę się z Tobą. Wkrótce może czeka mnie śmierć, a ja swarzę się z Tobą. Odpuść i bądź wola Twoja… NARRATOR: Tu Bruno przerwał swą rozmowę z Bogiem, pochylił się wraz z myślami pokornie. Trzeba było zająć czymś myśli, więc Bruno wpatrzony w plecy tupiącego przed nim brata Karola zaczął wspominać dzieciństwo. Chwila muzyki, Zasłonięcie kurtyny, PIEŚŃ „TATO –WOŁAM CIEBIE” (płyta „Zaufaj miłości”) w tym czasie następuje zmiana scenerii, wnętrze zamku w Kwerfurcie, mały Bruno siedzi przy stole, obok okna, na stole Pismo Święte SCENA II RODZINNY DOM NARRATOR : (przy zasłoniętej kurtynie, na tle wyciszonej muzyki) Przyszedł na świat w roku 974 na zamku w Kwerfurcie, w bogatej arystokratycznej rodzinie. Ojciec… dzielny niemiecki rycerz, ozdoba Turyngii, graf na Kwerfurcie nad Salzą, także Brunon. Ta dzielność i prawość rycerska sprawiały, że ojca szanowano w całej Germanii. Odsłonięcie kurtyny Nie miał graf Brunon zbyt wiele czasu na zajmowanie się synem. Prawda, sam wyuczył go jeździć konno, sam wprawiał rękę małego Brunona w używaniu broni wszelakiej, ale przecież nie poświęcał mu zbyt wiele czasu. Chłopiec widywał ojca najczęściej wyjeżdżającego na wyprawę lub z wyprawy wracającego. Mały Bruno wygląda przez okno, wypatruje ojca, wchodzi ojciec, wita się z synem Graf zabiegał także o pomnożenie majętności, które kiedyś miał odziedziczyć on, Brunon, jedyny syn, nadzieja rodu. Ojciec żegna się z synem i wychodzi, mały Bruno siedzi za stołem, otwiera dużą, ozdobną księgę Ewangelii 3 NARRATOR: Matka …pani Ida. To dzięki niej mówiono o nim „piękny Bruno” Wchodzi matka Od niej pierwszej usłyszał słowa „pan Bóg” i że należy Go kochać i szukać bezustannie dróg do Niego, i jak to robić powiedziała, i jak kochać ludzi, mimo ich wad i że zawsze trzeba grzecznie, wyrozumiale jak ona. Tego już nie powiedziała, ale Bruno wiedział. Matka …pani Ida… nieśmiała i delikatna, niewiele mająca do powiedzenia, bo Kwerfurtem w czasach Brunonowego dzieciństwa rządziła ciotka Emnilda, starsza siostra ojca. Mały Bruno bał się jej, lecz lubił prawdziwie. Była zawsze w ruchu, zawsze w działaniu. Jej ostry język nie szczędził nikogo, ale robiła to dowcipnie i sprawiedliwie. Wchodzi ciotka. Tam, w Kwerfurcie, ciotka Emnilda zdecydowała, że sześcioletniego Brunona należy uczyć łaciny. Matka, pani Ida, lękała się, że to może zbyt wcześnie, ale oczywiście nie ośmieliła się powiedzieć ani słowa. Kiedy jednak nauka poszła gładko i chłopiec poprawnie składał łacińskie litery była dumna i szczęśliwa. Ciotka podchodzi do Brunona i zabiera mu księgę, ogląda ze znawstwem CIOTKA EMNILDA: Zaiste, piękny to egzemplarz Pisma Świetego. Został pewnie napisany w Leodium albo w klasztorze na Monte Casino. Ido, taka księga to skarb. Nie wiem, doprawdy, czy dobrze uczyniłaś, dając ją dziecku. Ida wzrusza nieznacznie ramionami, bierze od niej księgę MATKA: Nie chciałam, abyś go uczyła. Skoro jednak nauczył się czytać, trzeba, aby pierwszą książką, którą weźmie do ręki była właśnie ta. To prezent ode mnie na Boże Narodzenie. Oddaje księgę synowi, Brunon dalej czyta, mama i ciotka wychodzą NARRATOR: Czytał tedy zachłannie tę najprostszą i najtrudniejszą księgę świata i szukał w niej miejsca dla siebie. Szukał osoby, którą chciałby być. Kogoś bardzo skromnego, niepozornego, ale koniecznie takiego, na kogo Pan Jezus patrzył choćby przez chwilę. Tak osobno. Muzyka, na jej tle narrator czyta, Bruno szuka swojego miejsce w Ewangelii, wstaje, chodzi, siada, otwiera, czyta, zamyka księgę , znów ją otwiera Najpierw widział się pastuszkiem, który na wezwanie anioła spieszy do stajenki. Wziąłby ser, bułkę, może jeszcze trochę miodu i zaniósłby Dzieciątku. A nóż wyciągnie rączkę. Dotknie białej bułki? Ale jest jeszcze takie maleńkie. Niby patrzy, a nie widzi, niemowlątko przecież .Mały Bruno z żalem rozstaje się z wizja siebie jako pastuszka spieszącego z darami do stajenki. muzyka głośniej, po chwili lekko wyciszona Po długim rozmyślaniu zdawało mu się, że znowu znalazł.. Było to wkrótce po zaślubinach ciotki Emnildy. Uczta w Kanie Galilejskiej. Przez wiele miesięcy z lubością wchodził w ten obraz opisany przez św. Jana Ewangelistę, ale i tu nie znalazł miejsca dla siebie, nie znalazł osoby, którą chciałby być. Szukał dalej. Muzyka, na jej tle Był wczesny ranek, słońce właśnie wzeszło, a on nareszcie znalazł, co chciał znaleźć. Cud rozmnożenia chleba opisują wszystkie Ewangelie, ale dopiero ta św. Jana, pozwoliła małemu Brunonowi zobaczyć miejsce dla siebie. Bo tylko św. Jan wymienia chłopca. Jest tak… Szum morza , muzyka Dzień nad morzem Galilejskim ma się ku końcowi. Idzie Jezus, a za Nim tłumnie ciągną ludzie. Idzie także chłopiec. Niesie niewielki koszyk, w którym leży pięć jęczmiennych chlebków i dwie wędzone ryby. Chłopiec słucha toczących się rozmów. Ludzie opowiadają o niezwykłościach, jakie czyni idący przed nimi człowiek, o Jego zadziwiającej mądrości, o nauce . Ludzie idą za Jezusem, dzień tymczasem ma się ku końcowi. Jezus wchodzi na porośnięte trawą wzgórze. Otaczają Go uczniowie, tłumy zbliżają się coraz ciaśniej. Jezus zamyślonymi oczami spogląda na tłumy i zwraca się do jednego z uczniów z 4 pytaniem: Skąd, Filipie, kupimy chleba, aby ci się posilili? Filip zmęczony długą wędrówką w upale odpowiada z lekkim zniecierpliwieniem: Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy mógł otrzymać choćby po kawałku. Zbliża się do Jezusa inny uczeń, Andrzej, brat Szymona Piotra. Mówi: Jest tu chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu? Każcie ludziom usiąść – rzecze Jezus. muzyka Chłopiec słyszy to i widzi każdy ruch. Siadają. Trawa rośnie tu bujnie. Siadają tedy na trawie wszyscy, około pięciu tysięcy mężczyzn. Tylko oni dwaj stoją Jezus i chłopiec. Chłopiec wyciąga rękę, może nieco drżącą, podaje koszyk, w którym leży pięć jęczmiennych chlebków i dwie małe rybki… wszystko, co mu matka dała, gdy wybierał się w drogę z nauczycielem. Więc teraz podaje… muzyka głośniej, po chwili lekko wyciszona I to jest właśnie ten moment, kiedy Jezus spogląda na chłopca. Patrzy z nieodgadnionym rozjaśnieniem oczu, może nawet ruchem głowy dziękuje za ten dar. A potem chłopiec widzi, jak chleby w dłoniach Pańskich rozmnażają się ciągle i ciągle jeden od drugiego, ciągle jest ich więcej. Podobnie dzieje się z rybami. Zaraz wszyscy się nasycą i zaraz Jezus powie: zbierzcie ułomki, aby nic nie zginęło. I będą zbierać i zbiorą tych ułomków dwanaście koszy. Ludzie będą wychwalać Jezusa za ten cud niezwykły, chłopiec poczuje radość żadnej innej nierówną, że oto nad jego skromnymi chlebkami Jezus cud uczynił. Muzyka, do wyciszenia Odtąd opis cudownego rozmnożenia chleba był ulubionym przez Brunona fragmentem Ewangelii. Ilekroć groziło mu niebezpieczeństwo, ile razy spotykała go przykrość, chronił się myślami na to wzgórze nad morzem Galilejskim, wzgórze porośnięte bujną trawą, stawał wśród tłumu i oczekiwał Tamtego Jezusowego Spojrzenia… Rozmiłowanymi oczami wyobraźni gładził każdy grzbiet, każdy stok okolicznych wzgórz. Widział słońce odbijające się w wodzie, potem w nią zapadające i czekał tej błogosławionej chwili, gdy padnie na niego Spojrzenie. Tamta kraina stała mu się schronieniem, miejscem ucieczki przed strachem i złem. Bruno siada i czyta dalej z zachwytem PIEŚŃ: TŁUMY SERC do słów K. Wojtyły ”Pieśń o Bogu ukrytym”(płyta „Zaufaj miłości…) CZAS POSTANOWIENIA (wchodzi matka, siada przy stole) NARRATOR: Rodzina Brunona tym wyróżniała się wśród innych, że była tam prawdziwa miłość wzajemna. Ileż to dogadywań nasłuchał się graf Brunon, że małżonkę swoją nad obyczaj kocha. A ona, że znów świata za mężem i synem nie widzi . I dziwiono się niezmiernie, że graf i grafini mówią z małym Brunonem jak z dorosłym. Prawda, chłopiec był bystry, ale żeby go tak nieukrywanie miłować.? Mały Bruno doskonale wiedział, że wszystko zależy od niego. Wystarczyłoby powiedzieć i zostałby w Kwerfurcie, w przyszłości jego dziedzic, panicz zamku. Życie słało się przed nim jedwabistą wstęgą, gładko i bogato. I wcale nie pamiętał chwili, w której dokonał innego wyboru. Nie pamiętał dnia, w którym zrozumiał, że nie chce rodowego zamczyska nad rzeką Salzą, nie chce zbroi ani konia okutego blachami, obce jest mu pragnienie zaciskania dłoni na mieczu. Jedno wiedział na pewno … to nie matka wybrała dla niego drogę kapłaństwa. Chyba tego nie pragnęła, w każdym razie nie spodziewała się. Bo pierwszy raz w życiu widział ją zmieszaną i niepewną, gdy z powagą ponad wiek oznajmił: BRUNON: Matko droga, chciałbym iść do szkoły. Do szkoły katedralnej w Magdeburgu. Chciałbym się tam dobrze, czego należy wyuczyć, bo chciałbym, gdy dorosnę, zostać księdzem. MATKA: Po chwili zastanowienia Synu, wszystko postanowimy, gdy ojciec wróci z wyprawy. Czasy teraz niespokojne, byś jako mały chłopiec mógł wyjeżdżać z domu. 5 NARRATOR: Czasy istotnie były niespokojne. Rok Pański dziewięćset osiemdziesiąty trzeci miał się ku końcowi. Wchodzi posłaniec z listem Wieści, które różni ludzie przynosili do Kwerfurtu sprawiały, ze pani Ida całe noce klęczała i błagała Boga, by graf Brunon wrócił jak najprędzej. Oto ogromne, nieprzeliczone chmary Słowian napadły na Saksonię. Wycieli załogę niemiecką w Holibonie, obrabowali i zbezcześcili katedrę w Brennie, zniszczyli klasztor św. Wawrzyńca w Kalbe. Ktoś powiedział, że z Magdeburga widać łuny pożarów. Spalone kościoły rozbite grody. Graf Brunon przy boku cesarza Ottona II wojował właśnie z saracenami bardzo daleko, aż w Kalabrii. BRUNON: Dlaczego Słowianie napadli na nasze ziemie Mamo? Dlaczego robili te straszne, okropne rzeczy? MATKA: Nie wiem. Może lękają się naszych rycerzy? Może mszczą się za jakieś krzywdy? Oni, synku, są poganami. Nic nie wiedzą o Bogu. A nawet chyba nienawidzą Go. BRUNON: Czy oni wszyscy pójdą do piekła? MATKA: Tego też nie wiem. Ale jedno wiem na pewno, teraz nigdzie cię nie puszczę. Przytula mocno syna, wchodzi graf, wita się z żoną i synem NARRATOR: Graf Brunon wrócił z wyprawy w samo Boże Narodzenie przywożąc wieść żałobną. Cesarz Otto II doznał krwawej porażki od Saracenów. Dopiero nazajutrz po powrocie męża pani Ida znalazła odpowiednią chwilę, by powiadomić grafa o postanowieniu syna. Nie odpowiedział od razu, zamknął się w swej komnacie, przesiedział tam cały dzień. Bruno na czworakach podkradał się pod drzwi, przykładał do nich ucho. graf wychodzi z komnaty \ GRAF BRUNON: Czy będziesz księdzem, Brunonie, tego jeszcze nie wiadomo. Ale trzeba, byś poznał życie, które chcesz prowadzić, a nauka ci nie zaszkodzi. Oddam cię do szkoły w Magdeburgu. Światli ludzie powiadają, że to najlepsza szkoła w tej stronie Niemiec. Jest pewnie zrujnowana jak i całe miasto, ale mniemam, że się odbuduje. BRUNON: Tedy zezwolisz mi iść do szkoły ojcze? GRAF: Tak, jeśli za rok od dnia dzisiejszego będziesz chciał uczynić to samo, co teraz. I nie mówmy już o tym synu, mam ważniejsze sprawy na głowie. MATKA: Jakie sprawy? Znowu wyjedziesz? GRAF: Jeszcze nie wiem, ale skoro cesarz umarł, a mały Otto skończył dopiero trzy lata, zacznie się walka o koronę. Henryk książę bawarski zaczął spiskować. Nie darmo przecież wadził się ze zmarłym cesarzem o koronę. Po chwili zamyślenia Proszę cię synu o jedno, niezależnie od tego kim będziesz: rycerzem czy księdzem… Proszę, nigdy nie oddawaj się nienawiści. Do nikogo. Prawda, nienawiść czasem przydaje wielkiej siły czynom ludzkim. Ale to siła diabelska. Nic tak nie wyniszcza człowieka jak nienawiść. Brunon pokornie całuje rękę ojca BRUNON: Dałeś mi wielką przestrogę i naukę. Nie lękaj się, nie zapomnę o niej Rodzice wychodzą, Bruno siedzi NARRATOR: Przez cały ten rok rodzice nie starali się odwodzić Brunona od powziętego zamiaru. Ale on wiedział, że jego postanowienie nie było miłe ich sercom. Ciągle nie dowierzali, oczekiwali czegoś, co wywoła w nim zmianę. Miał wtedy osiem lat. Brał udział w zabawach, ochoczo jeździł na łowy, z przyjemnością słuchał rżenia koni i własnego śmiechu powtarzanego przez echo. I czuł … przez cały czas czuł to oczekiwanie ojca i matki. Jakby mocą tajemnej umowy nie mówili o tym. Tylko sąsiedzi lub krewni goszczący w Kwerfurcie sarkali na grafa Brunona i krytykowali panią Idę za to, że tak ulegają kaprysom dziecka. Czy to chłopiec może wiedzieć, co dla niego jest dobre? Rodzice wiedzą i oni powinni postanawiać. Rodzice Brunona milczeli. Tymczasem mały Bruno nasłuchawszy się takich 6 rozmów wymykał się na wieżę i tam uciekał myślami nad Morze Galilejskie i czekał aż padnie na niego Spojrzenie. BRUNON: Jak im opowiedzieć Boże Twoje wołanie? Jak ich pocieszyć, chociaż udają, że nie są smutni. NARRATOR: Ciągle na nowo pytał, ale ciągle nie wiedział, czy otrzyma odpowiedź. Aż nastał rok pański 985 i nieuchronnie zbliżał się dzień św. Grzegorza, patrona chłopców rozpoczynających nauki szkolne. Na kilka wcześniej mały Bruno grał w swojej komnacie na rogu, który podarowała mu ciotka Emnilda. Wchodzi ojciec i matka. GRAF: Tedy, cóż Brunonie? Bruno wstaje, postępuje parę kroków do przodu, klęka, wyciąga ręce błagalnym gestem. BRUNON: Zezwólcie. GRAF: Dobrze synu, każemy wszystko przygotować. Przydamy ci też Hezycha. Ojciec skinieniem przywołuje Hezycha, Hezych wchodzi Jest nieco starszy od ciebie. Będzie ci usługiwał, a także uczył się z Tobą. Lubisz Hezycha, prawda Brunonie.? BRUNON: Tak, bardzo lubię Hezycha. Dziękuję wam Ojcze i Matko. Krzątają się, Hezych przynosi walizkę, pakują się do drogi NARRATOR: Hezych na dworze w Kwerfurcie cieszył się szczególnymi względami. Graf traktował go niemal jak krewnego. Wysyłał z poufnymi listami i pozwalał przebywać z synem. Teraz jako zaufany rodziców, o trzy lata starszy ni to sługa, ni to opiekun miał Hezych towarzyszyć małemu Brunonowi podczas pobytu w szkole. Zasłonięcie kurtyny, PIEŚŃ „8 BŁOGOSŁAWIEŃSTW” (płyta „Zaufaj miłości”) za kurtyną zmiana scenerii -szkoła w Magdeburgu SCENA III W SZKOLE W MAGDEBURGU Odsłonięcie kurtyny, rodzice witają się z kierownikiem mistrzem Geddonem, żegnają syna NARRATOR: Rodzice we dwoje odwozili syna do Magdeburga. Po rozmowie z mistrzem Geddonem, kierownikiem szkoły, pożegnali Brunona. Ojciec spokojnie po męsku, matka czule, lecz bez łez. Rozpłakała się zapewne później, bo Bruno patrząc za nimi przez okno, zobaczył jak ojciec obejmuje matkę ramieniem, a ona chowa twarz w jego piersi. BRUNO: Co za szczęście Hezychu, że moi rodzice tak bardzo się miłują. Dzięki temu będzie im lżej teraz, gdy ja odszedłem. Bruno z Hezychem siadają na schodach lub podłodze, rozkładają książki, uczą się, w dali Geddon NARRATOR: Nauka w szkole trwała 9 lat . Oprócz łaciny uczono w niej 7 sztuk wyzwolonych: najpierw stopień niższy trivium, a nim kolejno: gramatyka, dialektyka, czyli nauka logicznego rozumowania, retoryka ucząca układania listów i mów, a także wygłaszania tych ostatnich W magdeburskiej szkole nie żałowano kar cielesnych. Pewnego dnia nauczyciel uczący łaciny stwierdził, że już dostatecznie długo objaśniał reguły łacińskie po niemiecku i odtąd wykładał tylko po 7 łacinie. Mało tego zapowiedział, że nawet w sypialni, podczas rekreacji czy posiłku nie można mówić po niemiecku. Bruno tego dnia znowu serdecznie pomodlił się za ciotkę Emnildę. Bruno klęka Dzięki niej rozumiał i dobrze czytał po łacinie. Bruno wyjaśnia coś przyjacielowi, obok stoi jeden z kolegów, nasłuchuje, a następnie idzie na skargę do Mistrza Geddona. Bruno z Hezychem siedzieli w kącie sali. Bruno uczył przyjaciela reguł łacińskich. A czego tamten nie rozumiał wyjaśniał cierpliwie po niemiecku. Nie zauważyli, że rudowłosy Redbald stoi za nimi i pilnie słucha. Następnego dnia rano Bruno po raz pierwszy został poddany karze chłosty. Nie krzyczał, gdy rózgi siekły jego ciało. Po chwili omdlał, nie tyle z bólu, co z jakiegoś nadmiernego upokorzenia. W domu nie bito go nigdy. Omdlenie Brunona przestraszyło mistrza Geddona, bo zapowiedział uczącym, aby chłopca z Kwerfurtu karano tylko za naprawdę poważne przewinienia, a najlepiej, aby chłostę odbierał jego chłopiec do posług , Hezych. Kiedy Brunon usłyszał tę decyzję przepłakał całą noc, trząsł się z oburzenia. Postanowił, że zrobi wszystko, by nie zasłużyć na chłostę, którą miałby za niego odbierać Hezych. Postanowienia dotrzymał, podczas całego pobytu w szkole Hezych dwukrotnie tylko odbierał karę z winy Brunona. W szkole w Magdeburgu zjawił się Thiemar, starszy o rok krewny Brunona. Był naładowany niechęcią do całego świata, także do Brunona. Bruno owszem, wiedział, że gdzieś tam w Walbeck żyją jego krewni, ale nawet nie znał ich imion. Toteż zdziwił się, gdy nowo przybyły uczeń powiedział mu poufale: THIEMAR: Witaj młodzieńcze, jestem twoim krewniakiem! Pojmuję, pojmuję… nigdy nie słyszałeś o Thiemarze. A ja znam cię doskonale. Odkąd bowiem zacząłem rozumnym okiem patrzeć na świat, dawano mi ciebie za przykład. BRUNON: Mnie? THIEMAR: Tak, ciebie! Drwiąco Piękny Bruno z Kwerfurtu! A jaki mądry! A jaki chętny do nauki! Jak łatwo pojmujący! Ileż się nasłuchałem o twojej mądrości i piękności, krewniaku. Ach! Ach! Pojękiwała z zachwytu ciotka Emnilda… BRUNO: Więc ciotka Emnilda … T: nie pozwala dokończyć Brunonowi, wykrzykuje Tak! I mnie uczyła czytać i pisać w świętej mowie łacińskiej. Wytykała mi lenistwo i tępotę, powtarzała za każdym razem, jak ty łatwo wszystko pojmowałeś, jak się przykładałeś do nauki. BRUNON: uśmiecha się Bardzo kocham ciotkę Emnildę, ale zapewniam cię Thiemarze, że przesadzała. Zdarzało się, że uciekałem z lekcji. THIEMAR: Dwa razy Brunonie! Tylko dwa razy uciekłeś. Raz, gdy chciałeś powitać powracającego z wyprawy ojca, a drugi raz, gdy wylała rzeka Salza i trzeba było ratować ludzi. Bo oprócz tych wszystkich zalet Brunonie, masz złote, litościwe serce i wielką miłość do ludzi. Nienawidzę cię. Muzyka, zasłonięcie kurtyny, za nią przygot. uczty Na tle muzyki narrator czyta NARRATOR: I Bruno nie wątpił w prawdziwość tych słów. Od tego dnia zdało się, że jest osobą pochłaniającą całe zainteresowanie kuzyna. Słuchał on chciwie co mówi Bruno, wychwytywał pomyłki i potknięcia, poprawiał, wytykał, szydził bezlitośnie. I złościł się, że inni uczniowie nie pochwalali jego dziwnych zabiegów. Bruno bowiem nie miał wrogów w szkole, a do zaczepek Thiemara odnosił się z taką obojętnością, jakby go nie dotyczyły. A to jeszcze bardziej drażniło nieżyczliwego kuzyna. Odsłonięcie kurtyny Wkrótce po przybyciu do Magdeburga Thiemar wyprawił ucztę dla mistrza szkoły, bakałarzy czyli nauczycieli, a także starszych uczniów. Z tych jako pierwszego zaprosił Brunona, czyniąc z tej okazji szydercze widowisko. Bruno jednak nie odmówił i poszedł. Podczas tej uczty po raz pierwszy dowiedział się, że Słowianie nie są jednym wielkim plemieniem pogan, ale że dzielą się różne narody. 8 Usłyszał też o czeskim książęciu, który przed laty uczył się w magdeburskiej szkole, o niejakim Wojciechu. Podczas rozmów Thiemar bardzo niepochlebnie wyrażał się o Słowianach. THIEMAR: Cóż można wymagać od Słowian? Głupcy są! Poganie co kamieniom różnym albo i drzewom cześć boską oddają. MISTRZ GEDDON: Mylisz się Thiemarze, nie wszyscy Słowianie są poganami. Sto lat już minęło jak Czesi chrzest święty przyjęli. T: Ale nie Polanie, mistrzu! GEDDON: Prawda, Polanie są świeżymi chrześcijanami. Graf Niedźwiedź, albo jak oni mówią Mieszko niecałe ćwierć wieku temu ochrzcił się wraz z ludem. T: E! Tak tylko powiada, że z ludem. Ci z naszych, którzy tam bywają, widzieli na własne oczy, że tylko książę i dwór są ochrzczeni, a lud, jak oddawał cześć kamieniom, tak i oddaje. Tam jeszcze pogan co niemiara… GEDDON: z zadowoleniem Słusznie prawisz Thiemarze, pogan tam jeszcze co niemiara. Toteż dobrze uczynił wielki cesarz Otto I, kiedy tu, w Magdeburgu powołał do życia arcybiskupstwo i kazał kształcić kapłanów, którzy mają nieść świętą wiarę do pogańskich Słowian. *NARRATOR: Bruno słuchał tej rozmowy z takim zajęciem, że aż pochylił się nad stołem i wbił oczy w Geddeona. Niektórzy uczniowie trącali się łokciami i pokazywali sobie wzajemnie Brunona. On tego nie widział. Słuchał Geddona. GEDDON: Chcemy, by całe państwo Mieszka, a raczej duchowni, którzy tam żyją podlegali nam, arcybiskupstwu magdeburskiemu. Aby tu była ich metropolia. BRUNON: Tedy oni Polanie nie mają własnego biskupa. GEDDON: Biskupa mają, ale tylko misyjnego. Nazywa się Unger, on teraz podlega Rzymowi. Ale przyjdzie taki czas, że tu w Magdeburgu będzie się musiał tłumaczyć, ilu ochrzcił Polan. BRUNON: Chciałbym jeszcze jedno wiedzieć mistrzu. Czy, czy oni Polanie chcą słuchać tego, co im prawią kapłani stąd? Czy rozumieją niemiecką mowę, a może łacińską? GEDDON: Czy chcą ?Może i nie chcą niemieckich kapłanów. Nikt się specjalnie nie dopytuje czego chcą, mają słuchać. BRUNON: W jakim języku niemieccy kapłani nauczają słowian Słowa Bożego? GEDDON: Po niemiecku. BRUNO: A więc nie są rozumiani. GEDDON: rozbawiony Istotnie mój chłopcze, nie są rozumiani. BRUNO: Po cóż tedy kapłani niemieccy idą do Polan? GEDDON: Bo tak trzeba. Bo się wymarzyło naszemu wielkiemu cesarzowi, by ta ziemia po niemiecku nawrócona, od niemieckiego biskupstwa zależna, na zawsze niemiecką została. BRUNO: Tedy nie o dzieło Boże tu idzie. Tylko o władztwo niemieckie. Czytałem księgę świętego Augustyna „ O państwie bożym”. Uczony, święty Ojciec Kościoła, wcale inaczej widział rolę kapłanów chrześcijańskich. Inaczej również widział Królestwo Boże na ziemi. Ani słowa nie napisał, że językiem tam panującym ma być niemiecki. Mistrz Geddon wstaje, pochyla się ku Brunonowi. Z podejrzanym spokojem pyta. GEDDON: Czytałeś świętego Augustyna synu? Któż ci na to zezwolił? BRUNO: Nie wiedziałem, że muszę pytać o zgodę na czytanie ksiąg świętego Ojca Kościoła. GEDDON: ostrym, rozkazującym tonem Święty Augustyn jest zbyt poważnym autorem, by czytał go student znajdujący się dopiero na początku nauki. Choćby ów student był tak mądry i pilny jak ty, mój synu, może opacznie i niewłaściwie zrozumieć słowa świętego biskupa z Hippony. A żeś bez zezwolenia czytał księgi, dla ciebie zbyt uczone, zostaniesz ukarany chłostą. Zasłonięcie kurtyny, za kurtyną przyg. zamku w Kwerfurcie Muzyka 9 NARRATOR: Po raz drugi chłostano w szkole magdeburskiej Hezycha. Teraz za to, że Bruno czytał dzieło św. Augustyna. Bruno całą noc przeklęczał w kaplicy, prosząc Boga, abym mu pozwolił przebaczyć mistrzowi Geddonowi i długo nie był pewien, czy pan Bóg go wysłuchał. W miesiąc po tych zdarzeniach nastał rok pański 991. Zapamiętał go Bruno jako rok licznych pogrzebów w rodzinie. Najpierw w przyszła wiadomość o śmierci ojca Thiemara. Bruno i Thiemar przed kurtyną, jeden z nich trzyma walizkę Nie minęły 4 miesiące i znowu jechali obaj z Thiemarem na pogrzeb. Umarła ciotka Emnilda. Bruno szczerze żałował tej swojej srogiej mentorki z dzieciństwa. Tyle go nauczyła. Czuł dla niej wdzięczność. Jaka szkoda, ze już nie zobaczy jej w ruchu i w działaniu. BRUNO: Trudno sobie wyobrazić ciotkę Emnildę spokojną. Pewnie tam w niebie łapie małe aniołki, trzyma je za skrzydełka, póki nie przepowiedzą bezbłędnie trzeciej deklinacji singularis i pluralis. THIEMAR: O nie, mój piękny krewniaku, nasza wspaaaaaniała ciotka Emnilda siedzi teraz w piekle. Tak, po uszy we wrzącej smole, a nad nią unosi się ognisty napis:” Kara za znęcanie się nad Thiemarem” I uczy, owszem uczy … Przychwytuje małe diabełki, za ogony i uczy je pisać po niemiecku. Gotykiem Brunonie, gotykiem. A jeżeli litery przypominają pająki, ciotka Emnilda straszy swoich uczniów, że ich pokropi wodą święconą. BRUNO: Czy ty Thiemarze zawsze zachęcasz Pana Boga, by kogoś karał za twoje krzywdy? THIEMAR: Cóż ty nowego wymyśliłeś krewniaku? BRUNO: Wymyśliłem, że ustawiasz Pana Boga gdzieś między mistrzem Geddonem, a kalefaktorem, który wymierza nam chłostę. Dajmy pokój tej sprzeczce Thiemarze, lepiej się pomódlmy za ciotkę Emnildę bez względu na to, czyśmy ją lubili czy nie. Chłopcy składają ręce do modlitwy, wchodzą za kurtynę i po chwili znów wychodzą, z przeciwnej strony nadchodzi graf NARRATOR: W grudniu jeszcze raz obaj jechali na pogrzeb. Zmarła siostra grafa z Kwerfurtu, a babka Thiemara. Z Kwerfurtu na uroczystości przyjechał sam graf. BRUNO: Ojcze, gdzie matka? GRAF: wesoło Zasłabła. Prosi cię bardzo, byś na Boże Narodzenie przyjechał do Kwerfurtu. Mamy dla ciebie niespodziankę. NARRATOR: Bruno się zdziwił, ale nie przywiązywał wagi do tych słów. Odsłania się wnętrze domu ,matka trzyma na rękach dwoje małych dzieci Dopiero w Kwerfurcie zobaczył niespodziankę. Była malutka, ale podwójna. Oto na początku grudnia grafini powiła bliźnięta. Dwóch chłopców. Czekano na Brunona, by ich ochrzcić. Otrzymali imiona: Gerhard i Wilhelm. Patrząc na ich maleńkie główki, na rozradowaną twarz matki modlił się : BRUNON: Dzięki ci Boże. Teraz kiedy pójdę Twoja drogą, myśl o opuszczonych rodzicach nie będzie leżała ciężarem na moim sercu. NARRATOR: Było mu lekko i radośnie na sercu, choć Hezych postanowił nie wracać do Magdeburga. Na dzień przed wyjazdem do szkoły odbywał pożegnalny spacer z przyjacielem. Był wiatr, szli przyjmując na siebie jego uderzenia. Wiatr Z kolejnym podmuchem wiatru poczuł Bruno niepokój, narastający w każdym uderzeniu fali powietrza. Hezych: zatroskany Co ci jest Brunonie? Brunon: Boli mnie… straszliwie … pomyśl, tylu ich żyje blisko nas, na tej samej ziemi, a przecież nie wiedzą. Hezych: zaniepokojony O kim mówisz? Brunon: O ludziach, o poganach naszych nieszczęśliwych, ślepych braciach. Przecież i dla nich urodził się Pan Jezus, i dla nich tez pozwolił się umęczyć, a potem umarł krzyżu i zmartwychwstał. Aby byli zbawieni. A oni nic o tym nie wiedzą. Ktoś przecież musi ich tego nauczyć. Hezychu, pójdę, powiem im …każdemu spotkanemu poganinowi, a musi być ich wielu. Każdemu powiem, słuchaj bracie, czy ty wiesz, że na ziemię zszedł żywy Bóg? Najprawdziwszy. Żył daleko stąd i dawno temu, ale już wtedy wiedział, że ty będziesz i jaki będziesz. On cię kocha , umarł za ciebie, pozwolił się zamordować, choć jest tak mocarny, że od jednej jego myśli zginęliby wszyscy wrogowie …a on umarł, abyś ty był szczęśliwy Hezych: Jak to zrobisz, by ten poganin chciał cię słuchać? 10 Bruno: Nie wiem, jeszcze nie wiem. Muszę się dużo modlić i dużo uczyć. Więcej niż dotychczas. Wtedy na pewno znajdę sposób, jak im to powiedzieć. Nie mogę przecież pozwolić, by tylu ludzi ani razu w życiu nie słyszało o Bogu? Prawda, że nie mogę na to pozwolić, Hezychu.? Hezych: Pewnie tak, chociaż nie bardzo pojmuję o co ci idzie. Twoje myśli Brunonie, szybują gdzieś pod gwiazdami, moje leżą na ziemi. Ale skoro już postanowiłeś, że będziesz opowiadał poganom o Bogu, to wielu pogan o Bogu usłyszy. Wiem to. Jesteś nieustępliwy mój przyjacielu.. I to jedno wiedz, zawsze stanę u twego boku, w którąkolwiek stronę świata będziesz się udawał. Bruno gwałtownym ruchem obejmuje zdumionego Hezycha i całuje. muzyka NARRATOR: Miał tedy Brunon lat 16. W dalszym swym życiu potwierdził prawdziwość tych słów i pragnień zasłonięcie kurtyny, chwila muzyki, do wyciszenia NARRATOR: (Przed kurtyną) Zginął śmiercią męczeńską w 9 dniu marca roku Pańskiego tysięcznego dziewiątego. Nawróciwszy księcia pruskiego Nethimera został zabity przez skłóconych z nim młodszych braci. Wraz nim śmierć poniosło 17 towarzyszy, w tym Hezych. Po ścięciu Brunona Prusowie oślepili Wipperta, posadzili go na koniu i przytroczyli do siodła to wszystko, co misjonarze ze sobą na ziemię pruską przynieśli. Nocą podprowadzili konia i mnicha pod bramy pobliskiego miasta, gdzie rankiem znaleźli go ludzie króla Bolesława Chrobrego. Król płakał na wieść o śmierci Brunona, zaś ślepy mnich Wippert przez całe lata krążył po miastach i klasztorach opowiadając o ostatnich chwilach arcybiskupa Brunona z Kwerfurtu i o jego śmierci z rąk pogan. muzyka głośniej, po chwili lekko wyciszona Brunon uwierzył Bogu, który jest miłością. Jako mały chłopiec dostrzegł na sobie to ujmujące spojrzenie Jezusa, spojrzenie pełne miłości. Ta miłość sprawiła, że nie umiał zatrzymać jej tylko dla siebie, zapragnął dzielić się nią z innymi, zwłaszcza tymi, których serca pełne były nienawiści. Każdy z nas nosi w sobie tęsknotę za miłością, za Spojrzeniem Jezusa tylko na nas. Brunon szukał i znalazł, dla Jezusa i Jego miłości oddał życie, tu gdzieś nieopodal, na naszej polskiej dziś ziemi. muzyka głośniej, po chwili lekko wyciszona Każdy z nas jest ewangelicznym chłopcem, który wobec tłumu głodnych ma 5 chlebków i 2 ryby. Niech nasze otwarte serce i chęć dzielenia się tym, co mamy pozwoli Jezusowi i nad naszymi chlebkami cud rozmnożenia uczynić. PIEŚŃ: „NIE ŚCIGAJ SIĘ Z MIŁOŚCIĄ” (Płyta „Zaufaj miłości …”) Kurtyna odsłania się , na scenie wszyscy aktorzy 11