ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939

Transkrypt

ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
1939
Urodziłem się w miasteczku powiatowym Sniatynie nad granica rumuńska. Leży
ona na wzgórzu gdzie drogi rozchodzą się w różne strony z mniejszymi spodkami
w różnych kierunkach. Do granicy rumuńskiej można w zimie dojechać
saneczkami. Takich zjazdów jest około cztery. Najbardziej strome sa drogi do
rzeki Prut, rzeka która płynie w kierunku Rumunii i później łączy się druga zwana
Czeremoszem. Sniatyn nie leży przy drodze kolejowej, Chcąc jechać np., do Lwowa
trzeba przebyć 4 kilometry do stacji Sniatyn Załucze,
W miasteczku mieszka około 10 tysięcy mieszkańców. Skład narodowościowy
przedstawia był w przybliżeniu 30% Polacy, 50% Ukraińcy i 20% Żydzi. Ludzie
żyli w zgodzie i przyjaźni. Często zdarzało się ze Polacy żenili się z Ukrainkami i
na odwrót.
W środku miasteczka znajdował się wysoki budynek zwany magistratem z wieża
około 40 m wysoka.
Był kościół katolicki, ormiański, trzy cerkwie prawosławne i jedna bożnica i to
niedokończona w której gnieździły się nietoperze. Był szpital, gimnazjum
budynek sokola z sala gimnastyczna i scena gdzie odbywały się zabawy i
przedstawienia.
Ukraińcy mieli swoja kooperatywę a Żydzi Dom Żydowski. Do gimnazjum
dobierano młodzież według następującej proporcji: 50% Polacy i reszta to
Ukraińcy i Żydzi.
Jak już wspomniałem nie było żadnych zadraśnięć narodowościowych.
W gimnazjum był przedmiot obowiązkowy dla wszystkich Przysposobienie
Wojskowe.
Na wakacjach w lipcu wyjeżdżaliśmy na obóz szkoleniowy do Pasiecznej . Tam
doskonalimy wiedze wojskowa. Sierpień był miesiącem wypoczynku. Pogoda była
ładna i przygotowywaliśmy się do nowego roku szkolnego.
Kto czytał gazety i kto miał możliwość słuchania radia mógł wywnioskować ze cos
się będzie działo.
Z kolegami przyrzekaliśmy sobie ze po skończeniu liceum, po 10 latach spotkamy
się i odnowimy swoja przyjaźń.
Az tu 1 września przyszła wiadomość ze Niemcy napadli na Polskę, bombardują
miasta a nawet poszczególnych wieśniaków którzy pracowali na roli.
W mieście zobaczyliśmy rozlepione afisze ogłaszające mobilizacje do wojska. Tam
gromadziło się dużo ludzi, młodzież, ludzie w średnim wieku, staruszkowie,
kobiety i dziewczęta.
1
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
Miedzy nimi znalazłem się ja tez z kolegami.
Ludzie płakali, my zaś nic nie mówiąc, w duszy byliśmy zadowoleni ze cos się
zaczyna i będziemy mieli przygodę. Dzisiaj po tylu latach widzę ze młodzi ludzie
nie zastanawiają się nad konsekwencjami co się stało i na pewno później często
zapłakali nad swoim losem.
Nauczyciel Przysposobienia Wojskowego – porucznik, zebrał nas i wyjaśnił co
trzeba robic i zapytał czy jesteśmy gotowi do obrony państwa. Myśmy krzyknęli
chorem ze tak.
Mówił o partyzantach i dywersantach którzy będą chcieli niszczyć mosty, tory
kolejowe. Wiec trzeba im przeszkodzić. Wybrał grupy po 6 chłopców, dal im
przestarzale austriackie karabiny, po 5 ostrych naboi i wyznaczył zadania.
Mieliśmy pilnować torów kolejowych i mostów. Nocą przy świetle księżyca
chodziliśmy po torach gdyż chodzenie po podkładach było bardzo trudne. Co trzy
dni grupy się zmieniały.
Ja miałem to szczęście ze około 17 września byłem w domu. Co zobaczyłem byłem
przerażony jak zobaczyłem pierwszych żołnierzy udających się do Rumunii. Byli
bardzo zmęczeni i głodni. Pomagaliśmy im jak mogliśmy. Były takie sytuacje ze
żołnierz za dwa bochenki chleba oddawał rower a także bron, twierdził ze już nie
będzie potrzebna.
W mieście widać przygnębienie ludności, kto miał jakieś pieniądze kupował w
sklepach mąkę, cukier, mydło, papierosy.
Niedziela 17 września, piękna słoneczna pogoda, ani jednej chmurki na niebie nie
zwiastowała nieszczęścia.
Wojny jako takiej do tego czasu nie doświadczyliśmy tylko widzieliśmy rannych
żołnierzy, zmęczonych, i niewyspanych. Na lakach lądowały nasze samoloty i
piloci tez zmęczeni na pewno brali udział w walkach.
Spokój wojenny trwał do godziny 14tej. O tej godzinie usłyszeliśmy wybuchy
bomb na stacji Sniatyn Załucze.
Nie wiedzieliśmy co się dzieje. Rozpoznać sylwetki samolotów było nam trudno
gdyż nie mieliśmy wzorów. Dopiero przez radia dowiedzieliśmy się ze Sowieci
uderzyli na Polskę. Na całym odcinku przeszli do zajmowania miast i wiosek.
Pomyśleliśmy sobie jak można uderzyć nożem w plecy swoich sąsiadów i to
właśnie w krytycznej dla nas chwili. Dlatego przez nasze miasteczko szło za
granice dużo walczących z Niemcami żołnierzy. Szli bo był rozkaz zbierać się już
w wolnym jeszcze kraju Rumunii. Widziałem jak ze łzami w oczach oddawali bron
i także wolność.
2
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
Z kilkoma zaufanymi kolegami zaczęliśmy zbierać pozostawiona bron ,
konserwować i zakopywać w bezpiecznym miejscu. Byli tacy którzy twierdzili ze
przyda się do walki z wrogiem.
Noc z niedzieli na poniedziałek była bardzo krytyczna dla mnie i dla mojej rodziny.
Ojciec, żołnierz z austriackiej armii zadecydował ze musimy przygotować się na
niespodziewany atak ze strony Ukraińców gdyż te 24 godziny były nie
kontrolowane. Zabraliśmy dwa karabiny, trochę granatów i dwa pistolety Visy na
wypadek uderzenia. Ojciec porozdzielał nam funkcje i godziny czuwania. Na
szczęście nikt nas nie atakował i poniedziałek rano cały nasz arsenał odnieśliśmy
do miasta i oddalimy na miejsce zbiorki. Dwa pistolety Vis schowałem ja i
następnej nocy, po zakonserwowaniu , zakopaliśmy w odpowiednim miejscu.
Rano w poniedziałek od sąsiadów dowiedzieliśmy się ze Sowieci sa już w mieście.
Miasto było udekorowane na czerwono z napisami po ukraińsku wychwalające
Związek Radziecki, dziękując Armii Czerwonej za wyzwolenie spod ucisku
polskich panów. Witani byli przez Ukraińców i Żydów. Koło Ratusza zobaczyliśmy
4 tankietki i dziesięciu żołnierzy trzymających bron w pogotowiu. Byli ubrani
biednie, zamiast plecaków mieli worki, byli tez złe uzbrojeni.
Wokół nich gromada ludzi ciekawych jak jest u nich. Były różne pytania na które
żołnierze odpowiadali w superlatywach. Mnie najbardziej zaciekawiło jedno jakie
zadał jakiś cwaniak…towarzysze a u was jest pomarańczy …i uzyskał śmieszna
odpowiedz ze jest dużo fabryk (zawodów). Nie zdradzając się, z lekkim
uśmiechem miałem już wyobrażenie o wyksztalceniu i kulturze tych żołnierzy.
Pierwsze dwa tygodnie to organizowanie życia pod nowym panowaniem. Coraz
więcej przyjeżdżało wojska i urzędników. Wydano różne zarządzenia
porządkowe. Nie wolno było organizować się w grupki ludzi i chodzenie
wieczorami .
Sklepy miały być otwarte by ludzie mogli zaopatrywać się w pożywienie. Chleb
miał być sprzedawany od godziny 8mej rano aż do wysprzedania. Trwało to
czasem godzinę czasu.
Wydano tez zarządzenie rozpoczęcia nauki w szkołach i gimnazjum na razie w
języku polskim. Później, na prośbę Ukraińców zmieniono jezyk na ukraiński. To
nas bardzo zabolało. Mlodziez polska z niższych klas, nocą powybijała wszystkie
szybu w oknach na parterze naszego gimnazjum.
Nastała długa noc okupacyjna. Ludzie po chleb przychodzili już o 5tej rano aby
kupić bochenek chleba którego sprzedaż trwała do godziny 9tej. Dużo ludzi
odchodziło spod piekarni z kwitkiem nie kupiwszy chleba. Trudno opisać co się
działo pod sklepem. Co odważniejsi wykrzykiwali ze to jest bezprawie nie dać
możliwości zakupu chleba dla małych dzieci.
3
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
Rano o godzinie 6 tej wojsko mieszkające w mieście wychodziło na gimnastykę
poranna. Na zakończenie, maszerując na kwatery śpiewali jedna i ta sama
piosenkę – Wychodziła na bierieg Katiusza”. Flaki mi wykręcało ile razy to
słyszałem.
Po dwóch tygodniach od wydania rozporządzenia o nauce w gimnazjum,
przekroczyłem próg szkoły. Szedłem z wielka niechęcia by się nie zdradzić ze
swoja niechęcia do okupanta. Do szkoły chodziłem w kratkę, tłumacząc się
obowiązkami względem rodziców. Efekt był taki ze na półrocze otrzymałem noty
z przedmiotów ogólnych zadowalające, tylko z języka rosyjskiego aż trzy dwoje –
z czytania, pisania i gramatyki.
Okres od półrocza do momentu aresztowania robiło się wokół nas goraco wiec
kombinowałem jak wydostać się z tego raju i prysnąć do Rumunii. Od kolegów
dowiedziałem się ze tam organizuje się Polskie Wojsko. Pod koniec marca miałem
wszystko gotowe, ale zostałem zdradzony i o godz. 1230 w nocy już znajdowałem
się w celi miejscowego sadu. Przykre to było dla mnie. Zmęczony położyłem się na
prycze i gdy obudziłem się na sobie już miałem wszy. Głodny, z kolegami niedoli
rozmawialiśmy co by mogli zjeść. Jedni mówili ze chleb z masłem, inni kanapkę z
szynka a ja dużego schaboszczaka.
W Sniatynie przesiedzieliśmy do 10 kwietnia 1940. Nocą wyprowadzili nas na
dziedziniec sadu i wyszliśmy w kierunku stacji Sniatyn Załucze. Prowadziła nas
policja ukraińska. Wychodząc z miasta zatrzymaliśmy się i każdy żegnał się z
miastem. Ja patrzyłem się na wieżę ratuszowa i przyszło mi na myśl ze ostatni raz
widzę ja w moim życiu. Co się spełniło gdyż do Sniatyna już nigdy nie wróciłem.
Drogę do stacji kolejowej około 4 kilometry przeszliśmy dość szybko i każdy z nas
po drodze przemyślał co nas czeka.
Kwiecień 1940
W Stanisławowie wysadzili nas z pociągu. Gdy wszyscy podróżni wysiedli,
ustawili nas w czwórki i popędzili pod więzienie Bilińskiego.
Padał śnieg z deszczem, a my czekaliśmy aż nas wpuszcza za bramę więzienia. Po
długim czekaniu byliśmy w końcu za brama. Odczytano nam co wolno i niewolno
i prowadzono do małego pomieszczenia. W rozmowie z ludźmi którzy byli tam
wcześniej dowiedziałem się ze była wielka wywózka ludzi do Związku
Radzieckiego. Ja balem się bardzo czy ta wywózka nie dotyczyła również moich
rodziców ponieważ według ich mniemania byłem kontrrewolucjonista. Jak
później się dowiedziałem ze wysiedlili ich do innego miasta Kołomyi. Pod wieczór
przeprowadzono nas do łaźni gdzie odbyło się strzyżenie włosów na całym ciele.
Po tej operacji był prysznic. Jeden żołnierz odprowadzał mnie do celi – pojedynki
gdzie spotkałem się z sześcioma więźniami. Było bardzo ciasno ale wesoło bo
każdy opowiadał swoje przeżycia. Byli tam leśniczy, policjant, nauczyciel, strażnik
graniczny i profesor uniwersytetu. Nazwisk nie pamiętam. Wiek od 20 do 50 lat.
4
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
Najmłodszym byłem ja. Opiekowali się mną i obiecywali ze przetrzymam śledztwo
i jeśli nie przyznam się do niczego to wyjdę na wolność. W celi był również
naukowiec który mówił sześcioma jeżykami. Dla zabicia czasu opowiadał o
różnych krajach w których przebywał. Umiał również hipnotyzować. Zgodziłem
się na seans. Poszedłem do domu ojca i opowiadałem we snie gdzie sa i co robią.
Po tym seansie byłem bardzo zmęczony.
Z mojej celi co wieczór zabierali kogoś na śledztwo i to środku nocy przeważnie
po północy. Ja te zabawę miałem prawie codziennie przez trzy tygodnie z
wyjątkiem niedzieli.
Na przesłuchaniu pytano mnie czy chciałem uciekać do
zakopywałem bron, wszystkiemu przeczyłem. Straszono
sposobami; bito pasem skórzanym, prowadzono mnie do
przesłuchujący, wymachiwał rewolwerem, pokazywał ściany
mówił ze moja krew tez tam będzie gdy im się nie przyznam.
Rumunii i czy
mnie rożnymi
piwnicy gdzie
zakrwawione i
Próbowano tez dobrymi metodami. Dyżurny przyniósł kolacje dla śledczego i to
samo danie było dla mnie. Krzyczał no jedz żebyś miał sile podpisać. Kolacje
zjadłem ale do niczego się nie przyznałem i nie podpisałem. Oni widząc ze nic nie
wydusza to po trzech tygodniach przenieśli mnie na ogólna duża sale zwana
kaplica. Tu przed wojna odbywały się nabożeństwa dla więźniów. Był wiec
większy spokój ale wygody gorsze.
W kaplicy siedzieli ludzie którzy byli już po przesłuchaniu i teraz czekali na
wyroki. Kto tam nie był: cywile i wojskowi. Byli dowódcy, piloci polskich
najnowszych samolotów, Jeden pilot opowiadał jak on na swojej maszynie
„Karasiu” stracił trzy samoloty niemieckie. Bardzo ubolewał ze nie mieliśmy
więcej takich maszyn bo mogli byśmy się dłużej bronić gdyby sowieci nie uderzyli
na nas.
Ciasno było gdy w nocy jeden się obracał na drugi bok to wszyscy w tym szeregu
musieliśmy się obracać. Dokuczało również brak powietrza i goraco bo świeże
powietrze nie dochodziło ponieważ na oknach były zasłony.
Na domiar złego przyprowadzili trochę Ukraińców ze Słowacji którzy
przekroczyli granice aby brać ziemie pozostawiona przez Polaków. Przyszli do nas
z plecakami pełnymi jedzenia. Niektórzy mieli nawet ćwiartkę swini. Obżerali się
jedzeniem nie częstując współtowarzyszy. Za to kubły z kale zawsze były pełne a
wynoszono je dwa razy dziennie rano i wieczorem. Byli oni kierowani bez wyroku
do obozów pracy.
Takie to było zycie na kaplicy, cale szczęście nie długo.
Pod koniec lipca wywieziono z kaplicy trochę więźniów i samochodami
odwieziono na bocznice kolejowa.
5
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
Załadowano po 30 ludzi do wagonów towarowych, dano wiadro wody, dwa
śledzie i porcje chleba i zamknięto drzwi.
Po podłączeniu do składu ruszyliśmy w drogę do raju. Ci którzy znali okolice
twierdzili ze jedziemy przez Szepetowke do Kijowa. Po kilku godzinach
przewidywania się spełniły. W Kijowie wyładowana nas na bocznicy kolejowej,
ustawili w czwórki i ruszyliśmy do dużego starego więzienia.
Z okien krzyczano „witajcie polscy panowie”. Najgorsi byli tzw. „pacany” –
młodzież która za małe złodziejskie przewinienia siedziała w więzieniu.
W Kijowie siedziałem krótko skad przewieziono mnie do Humania. Human był mi
znany z tzw. Rzezi Humańskiej. Tam było mi najlepiej ze wszystkich więzień gdzie
siedziałem. Było dużo miejsca do spania, wyżywienie było dobre. Podawano nam
barszcz ukraiński gdzie było dużo pomidorów, różnych innych jarzyn i kartofle.
Były również zupy śledziowe. Tam przesiedziałem około 5 miesięcy. Na początku
spałem koło chłopaka którego złapali na przeprawie przez Bug. Od niego
zaraziłem się mendami. Ale dostałem szara maść i po paru smarowaniach
pozbyłem się robactwa. Chodziłem na spacery po więziennym dziedzińcu. Do
czytania otrzymywałem historie WKPB. Na tej historii nauczyłem się jeżyka
rosyjskiego w czytaniu i pisaniu a akcent zdobyłem później.
Ale ta sielanka jak już wspomniałem trwała 5 miesięcy. Pewnego poranku
wezwano nas i mnie na dziedziniec więzienny i przeczytano nam ze otrzymałem
wyrok zaoczny wydany przez Wierchowny Sowiet pod przewodnictwem
przewodniczącego Berię na 5 lat pracy w obozie odliczając czas przebywania w
więzieniu.
Po przyjściu do celi zaczęliśmy dyskutować gdzie mogą mnie wysłać. Balem się
ażeby nie wywieźli mnie do kopalni na Workutę. Tam były okropne warunki
pracy. Malo ludzi wychodziło tam na wolność. Było niemożliwe wytrzymać w
kopalni 5 lat.
WYJAZD DO OBOZU
Wrzesień 1940
Na wywózkę czekaliśmy około tygodnia. W końcu zorganizowano transport,
załadowano w towarowe wagony jak zwykle po 30 osób.
Pierwszym przystankiem transportu była towarowa stacja w Moskwie. Po cichu
od kolejarza dowiedzieliśmy się ze transport idzie do Archangielska. To ulżyło mi
się trochę w sercu, bo Workuta była w innym kierunku.
Po 12 godzinach nasz pociąg ruszył. Jechaliśmy kilkanaście godzin bo czekaliśmy
na wolna drogę na różnych stacjach. Tory były zawalone pociągami z materiałem
wojennym i wojskiem.
6
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
Ale w końcu nad ranem na jednej stacji wyładowana nas, ustawiono w czwórki i
poprowadzono do obozu. Był to obóz lesopowalu Jercewow polowie drogi
pomiędzy Wologda a Archangielskiem. Jest 6 września. Ranek nie był zimny. Padał
śnieg o bardzo dużych płatkach i było go po kolana. Pod brama obozu przywitała
nas obozowa orkiestra oraz naczelnik obozu.
Przeszliśmy przez bramę – baraki drewniane a w nich ujrzeliśmy towarzyszy
niedoli. Każdy otrzymał miejsce w baraku i na pryczy. W środku baraku piec Były
tam tez głośniki zwane przez więźniów kołchoźnikami. Przez głośniki wkładali
nam do głowy propagandę i nadawano wszystkie rozporządzenia obozowe oraz
od czasu do czasu jakaś muzykę. Była to muzyka dla duszy po tych kilku
miesiącach w więzieniu.
Na obiad pod kuchnia otrzymaliśmy trochę zupy, 300 g chleba.
W baraku zobaczyłem baniak z jakimś płynem. Była to tzw. „chloją” – wywar z
młodych pędów świerków. Tubylcy mówili „ pij synok nie budziesz i miel cyngi”,
ze jest to w smaku niedobre ale posiada dużo witaminy C chroniącej ludzi przed
awitaminoza.
Następnego dnia rejestracja wszystkich przybyłych i podział na grupy, starszych
i młodszych. Po obozie można było chodzić i oddychać powietrzem.
Z tego obozu który nazywał się przesyłkowym wysłano nas do innego obozu już
w tajdze. Do posiolka Alieksiejowka z którego trudno było uciec. Tam mieliśmy
wycinać drzewo potrzebne dla gospodarki sowieckiej. Warunki mieszkaniowe
były podobne jak w Jercewie. Tutaj trzeba już chodzić do lasu na robotę na wyrąb
drzewa.
PRACA W LESIE
Zima 1940 - 1941
Do pracy wychodziło się wcześnie rano. Na umycie się i zjedzenie marnego
śniadania było 30 minut. Brygadier grupy zbierał nas pod bram, po sprawdzeniu
listy oddawał nas pod opiekę żołnierza który opiekował się nami przez cały czas
poza obrębem obozu. Następnie prowadził do pobierania potrzebnych narzędzi.
Po wygłoszeniu formułki ze każdy który zboczy krok w lewo lub w prawo będzie
strzelać. Tak chodziliśmy do pracy codziennie. Odległość się zmieniała, Gdy
wyrąbaliśmy cześć lasu to przechodziliśmy do innej. Odległość bywała 5 -10
kilometrów. Las tez był różny. Drzewa które rosły na skraju miały dużo komarów
i trudno było wyrobić normę. Drzewa które rosły w środku lasu miały małe
konary na wierzchołku. A było ważne aby spalić konary. Walimy las pilkami
zwanymi luczkami, bardzo dobrze idą w zmarznięte drzewo. Pracujemy we
dwóch. Jeden ścina drzewo, drugi obcina gałęzie i przecina drzewo na
odpowiednie długości. To moja robota jak również spalić obcięte gałęzie. Jak nie
pada deszcz to się dobrze pali ale jak pada tez śnieg to gałęzie zostają do wiosny.
7
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
Zdarzały się również osiki, bardzo grube. Dwóch ludzi ledwo obejmowało rękami.
Te osiki trzeba było pociąć na dwumetrowe kawałki bo szły one to fabryki
zapałek. Zdarzało się ze przy takiej osice pracowało dwu lub trzech ludzi. Po
skończonej pracy, przed pójściem do obozu, gdy trafiliśmy na dobrego żołnierza,
pozwalał nam 30 minut posiedzieć przy ognisku i odpocząć. Wracając do obozu
mogliśmy pomyśleć o krewnych, braciach i siostrach pozostałych w domu.
Jedzenie otrzymujemy w zależności od wykonanej normy. 100% normy – 1 kg
chleba, cukier, obiad, nie wykonana norma 300g chleba i cienka zupa na obiad.
Często oszukiwaliśmy podając wyrąb z dwóch dni.
Tu musze odnotować dwa wydarzenia. Pierwsze, gdy był silny mróz, żołnierz
pozwolił nam ¾ dnia przesiedzieć przy ognisku. Zwaliliśmy trzy drzewa na krzyż
i tu były nasze siedzenia, a w środku paliło się duże ognisko.
Drugie to Wigilia Bożego Narodzenia gdzie mogliśmy mieć przerwę. Zapaliliśmy
duży ogień, składaliśmy sobie życzenia, naturalnie tylko chlebem. Potem każdy z
nas łączył się myślami ze swoimi rodzinami, bliskimi i kolegami. Zima w tym
terenie była ostra, mróz w tym dniu dochodził do 35 stopni.
Na Sylwestra mróz był minus 52 stopni. W ten dzień nie poszliśmy do lasu.
Z dziennikarskiego obowiązku musze napisać ze mróz o którym wspominam był
do zniesienia bo nie było ani odrobiny powiewu wiatru. Gdyby choć trochę
dmuchnęło odmrozilibyśmy policzki, uszy i nos. Dostawaliśmy specjalna maść do
smarowania odkrytych części twarzy co pomogło w zapobieżeniu odmrozin. I tak
przetrwaliśmy ciężki okres zimy.
Po pracy w brygadzie na lesopowale, przeniesiono mnie do załadunku drzewa i
wyładunku żywności. Praca była ciężka ale zawsze się wyrabiało 100% normy i
jeszcze się udawało zdobyć jakieś dodatki jak masło czy konserwy. Gdy
podstawiali wagon z żywnością trzeba było go szybko rozładować . Niosąc paczki
na plecach ktoś się przewracał, zawartość się wysypywała, koledzy szybko
zagrzebywali puszki w śnieg aby na drugi dzień wydobyć je jak z lodówki – dobra
tuszonka. Był to bardzo ciężki okres w niewoli ale dzięki Bogu jakoś przeżyłem
dzięki dobremu zdrowiu.
PIERWSZA WIOSNA 1941
W miesiącu kwietniu dnie były dłuższe, słonce świeciło silniej, powiał ciepły
wiatr. Śnieg zaczął szybko tajać, przybliżała się oczekiwana wiosna.
W lasach roiło się dużo różnych ptaków, śpiewały wesoło. My zaś zazdrościliśmy
im ze one mogą być na wolności.
Ludzie którzy mieszkali poza obozem przygotowywali się do sadzenia
ziemniaków i siania owsa gdyż tylko te uprawy dojrzewały w tym klimacie.
8
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
Z nastaniem ciepłych dni cala przyroda budziła się do życia. Nastały długie dni.
Słonce z jednej strony wschodziło już o drugiej rano a zachodziło około 11
wieczorem. Dlatego wszystko rosło jak na drożdżach.
Pola i wyręby lasów pokrywały się pięknymi kwiatami. Widok był jak na obrazku,
jaskrawe kwiaty.
Z nastaniem wiosny i długiego dnia na moczarach mnożyły się chmury komarów
które dawały nam się bardzo we znaki.
Na wyręby wychodziły brygady do zbierania niespalonych gałęzi. Trzeba było to
zrobić szybko, gdyż latem paląc je można wzniecić pożar lasu.
Trawy w tych warunkach rosły szybko i trzeba było przygotować pasze dla koni.
Dlatego cześć brygady przeniesiono na sianokosy. Tak się zdarzało ze trawa
skoszona wcześnie rano, wieczorem można było układać w stogi. Musiano tez
zatrudniać brygady do przewożenia trawy.
Z lesopowalu przeniesiono mnie do koszenia trawy. Kosiłem godzinne ale po
godzinie byłem już zmęczony. Uderzyłem kosa w pniak i kosa złamała się. Miałem
trochę odpoczynku. Gdy dostałem nowa, po czasie zrobiłem z nią to samo. Gdy
poszedłem po trzecia to mi nie dali i na drugi dzień przenieśli mnie do innej
brygady.. Ale tam miałem dobra robotę , zbieranie borowek. Borówki rosły tak
duże jak wiśnie. To już było dobre wydarzenie dla mnie. Dwie borówki do wiadra,
dwie do buzi. Uzupełniłem sobie trochę witaminy C i trochę cukru. Trzeba sobie
radzić w życiu.
LATO 1941
Wiosna przeszła bardzo szybko. Skończyły się sianokosy i zbieranie borowek.
Wróciłem na poprzednie stanowisko na lesopowal. Dzień był jeszcze długi tak ze
wracaliśmy przy świetle dnia. Można było cos zrobić koło siebie. To praliśmy
bielizn, to znów pisaliśmy listy do rodziny i znajomych. Dużo rozmawialiśmy o
naszym położeniu. Rozmowy te były tylko przy wypróbowanych kolegach. W
obozie było dużo kapusiów którzy chcieli przypodobać się i wszystko donosili do
kierownictwa obozu. Trzeba było się strzec gdyż można było otrzymać bez
wyroku następne kilka lat.
Praca na lesopowale szła normalnie ale trudno było wyrobić normę i dlatego
dostawaliśmy tylko minimum jedzenia. Świętem było kiedy koń który pracował z
nami w lesie łamał nogę. Koni zabijaliśmy a my mieliśmy na obiad koninę.
Pewnego dnia dowiedzieliśmy się ze Niemcy najechali na Sowietow. Iskra nadziei
ze może się nam cos poprawi. Dowiedzieliśmy się ze generał Sikorski zawarł
umowę ze Stalinem i ze cześć ludzi wypuszcza na wolność na podstawie amnestii.
Cieszyliśmy się bardzo i każdy prosił Boga aby jego nie pominęła amnestia.
9
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
Najprzyjemniejsza chwila dla mnie był 10 sierpnia kiedy dowiedziałem się ze
mnie wypuszcza na wolność. Zapytano mnie czy chce bić Niemca i kiedy
powiedziałem ze bardzo powiedzieli mi ze generał Sikorski za porozumieniem ze
Stalinem organizuje wojsko polskie. I tak z duża grupa kolegów, przeważnie
młodych chłopaków, wymaszerowaliśmy z Aleksiejowki do Jercewa. Tam
dostaliśmy bilety kolejowe, 2 bochenki chleba, śledzie nowe kufajki i spodnie i
przekroczyliśmy bramy obozu do wolności. Dostaliśmy przydział do mieszkania
w Tatarskiej Oblasti.
Pierwsze chwile były bardzo radosne i jeszcze nie wierzyliśmy ze jesteśmy na
wolność. Dużo ludzi na ulicach życzyło nam szczęścia. W tym rejonie Rosji nie
wolno pic wody nieprzegotowanej, na każdej stacji były piece gdzie gotowała się
woda. Pociąg nasz opuścił Jercewo i dotarł do Wolybda. Tam można było kupić
trochę chleba i kaszy. Staliśmy w kolejce a nasz pociąg stal na stacji tylko 15 minut.
I tak musieliśmy czekać 24 godziny na następny pociąg. Tak nasza podróż do
Tatarskiej Oblast zajęła nam 2 tygodnie. Tam zgłosiłem się do Wojenkomatu i jak
im powiedziałem ze chce bić Niemca, dali mi pieniądze i bilet kolejowy na pociąg.
Dwa dni później byłem już w Buzuluku gdzie wszystkich rekrutowali do wojska. Z
stamtąd wysłali mnie do Trockoje dając mi przydział do kompanii 20 p.p.
Przyjechałem tam głodny i obdarty. Dali mi trochę pieniędzy i żywność i kazali
czekać na ludzi którzy będą przyjeżdżać. Za tydzień był już pełny stan kompanii.
Mieszkaliśmy w dużych ziemianko - namiotach bez lóżek. Zrobiliśmy prycze z
ziemi, niektórzy kombinowali sitowie na spod żeby się nie nabawić reumatyzmu.
Piecyki pobudowaliśmy swoim sposobem ale nie mieliśmy drzewa. Ktoś
wyniuchał ze niedaleko jest lasek dębowy. Jakimś cudem wykombinowaliśmy piły
i siekiery a po paru dniach lasku już nie było. Ale my mieliśmy ciepło w namiotach.
Dużo kłopotów mieli nasi dowódcy z NKWD , było goraco, jakoś to przeżyliśmy ale
za to mieliśmy ciepło.
Mnie szef kompanii zapytał się o wyksztalcenie, powiedział ze takiego potrzebuje
i będę przepisywał regulaminy wojskowe. Miałem szczęście gdyż nie musiałem
chodzić na ćwiczenia bo robiłem regulaminy.
Po kilku tygodniach zrobili nabór do podchorążówki. Do komisji wzywali na
rozmówki. W czasie rozmówki zacytowałem z łaciny „Dedalus inter rea”, kilka
wzorów z trygonometrii na matematyce, z polskiego „Litwo Ojczyzno moja” i
„Koncert Wojskiego” i tak wiec zostałem elewem podchorążym.
W Trockoje tez witaliśmy generała Sikorskiego z kilkoma sowieckimi
dygnitarzami. Była defilada i rozmowy z dowódcami, nadzieje, emocje.
Z Trockoje rozkazem naczelnego dowództwa zmieniamy miejsce. Gdzie – nie
wiemy.
Przy mrozie minus 20 stopni przewozimy ze sobą cale dowództwo wojskowe.
Trasę około 4 km przemierzamy kilka razy. Zmęczeni wieczorem, zmarznięci,
lokujemy się w wagonie. Co sprytniejsi kombinują opal, wagony z węglem stoją na
stacji wiec im się to udaje. W wagonie jest piecyk żelazny, za godzinne jest ciepło
10
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
jak w raju. Nad ranem pociąg rusza i przyjeżdżamy do Taszkientu. Klimat się
diametralnie zmienia w ciągu 24 godzin. Po 5 godzinach pociąg rusza dalej na
południe w kierunku Morza Kaspijskiego do Guzaru w Kazachstanie.
Zaczyna się normalne Zycie wojskowe, mieszkamy w namiotach, pełnimy również
służbę wartownicza przy zgłaszających się do wojska ludzi.
A ludzie płyną do Guzaru jak rzeka z kołchozów, obdarci, zmęczeni, głodni i
zawszeni. Prowadziliśmy ich do luźni, wiele ludzi słabło z wycieńczenia. Ludzie
umierali na czerwonkę, tyfus nie doczekawszy się lepszych czasów. Koło naszych
namiotów wywożono na cmentarz po 400 – 500 ciał w prześcieradłach bo nie było
drzewa na trumny. Strach nas ogarniał żeby się nie zarazić i zostać tu na zawsze.
Doszło do tego ze mieliśmy zarządzona godzinne na bicie wesz. Nad ogniskiem
trzepaliśmy ubrania a wszy strzelały w ogniu jak karabin maszynowy.
W Guzarze jest jeden z największych polskich cmentarzy.
Z Guzaru wyjeżdżamy nocą pociągiem, jak się później okazało, do stacji
Krasnowodsk nad Morzem Kaspijskim. Dowiadujemy się ze jedziemy przez morze
do Pachlewi, do wolnego od sowietow państwa Iran. Przed wyjazdem dostaliśmy
dobry obiad już z angielskich konserw beef, ziemniaków i chleba. Smakowało
wspaniale ale jak się później okazało było fatalne w skutkach. Na domiar złego
dali nam suchy prowiant ze śledzi i sucharów.
Przed załadowaniem na statek odbyło się pożegnanie przedstawicieli Armii
Czerwonej i generała Berlinga. Do dzisiaj pamiętam jego słowa: - chłopcy jedziecie
na Zachód, pamiętajcie o naszym odwiecznym wrogu, ja tu zostaje i będę dalej
organizował wojsko. Po latach na spotkaniu z nim przypomniałem mu jego słów,
nic mi nie odpowiedział tylko spuścił głowę i pożegnał się ze mną.
Lądujemy się na statek cysternę przy dźwiękach orkiestry. Przy trapie oddajemy
pieniądze i jesteśmy dokładnie sprawdzani przez oficera załadowczego. Obiad z
gulaszu, ziemniaki i śledzie robią swoje. Zaczyna się tragedia na środku morza.
Większość z nas ma biegunkę . Na statku sa tylko cztery ubikacje na ponad 2
tysiące ludzi. Wszystko jest oblepione kalem włączając pokład i burty. Na dodatek
zaczyna się sztorm i ludzie chorują wymiotując gdzie się da. Sztorm pomogli na
tyle ze zmyl nieczystości ze statku.
IRAN 1942
Przybijamy wreszcie na twardy lad do plaży w Pachlewi. Spijmy pod gołym
niebem. Nie wolno nikomu wychodzić do miasta wiec koczujemy tam 3 dni. W
czwartym dniu maszerujemy do 4 angielskich namiotów. Przed pierwszym
zostawiamy wszystko co mamy na sobie. Wchodzimy do środka namiotu gdzie
kreci się kilku fryzjerów z maszynkami do golenia. Gola na nas wszystkie włosy
metodycznie włączając brwi, nogi i piersi. Dostajemy maść i po dziesięciu
minutach idziemy pod prysznic. Dostajemy nowe sorty mundurowe, bieliznę,
skarpety, buty, ba, i nawet przybornik do szycia. Na koniec dnia cały nasz dobytek
11
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
z Rosji idzie na wielka kupe, polewają go benzyna i podpalają. Tak Jego Królewska
Mość i Jego Armia na zawsze wytępiła wszy z ciał przyszłych żołnierzy Jego
Królewskiej Mości.
Po tych czyszczących zabiegach każdy, począwszy od szeregowych otrzymuje po
14 tumanów (irańskich pieniędzy). Jedziemy po raz pierwszy do miasta.
Oglądamy wystawy i co widzimy – biżuteria tania (zloty sygnet za 10 tumanów),
żywność bardzo tania, jajka , ryby pieczone, białe bulki. Ostrzegam kolegów ze z
jedzeniem trzeba być ostrożnym, nie wolno nam jeść tłustego, ani za dużo na raz
bo choroba żołądka gotowa. Idziemy w miasto, wstępujemy do sklepu z
alkoholem. Na polkach stoją ćwiartki żubrówki ze słomka spod żubra w środku.
Kupujemy po butelce i trochę chleba i ryby. W namiocie ćwiartka na poł do
wypicia i trochę chleba z ryba. Na drugi dzień to samo aż naprawiliśmy nasze
żołądki.
Na plaży nie siedzieliśmy długo. Przyjechali bardzo uprzejmi Irańczycy
samochodami ciężarowymi i krętych drogach przywieźli nas do Teheranu. Tam
byliśmy w Wielka Niedziele Tam zakwaterowali nas w dużej szkole. Spaliśmy na
podłodze. W Święto Zmartwychwstania składamy nasze rzeczy w kostki i siedząc
w kucki spożywamy śniadanie dzieląc się prawdziwym jajkiem. Jedzenie, które
było ciągle dla nas ważne, było dobre chociaż jednostajne. Nie narzekaliśmy bo
było pożywne i można było dostać repetę.
Z Teheranu jedziemy do Ahwazu, na lotnisku czekają ustawione namioty i tam
mieszkamy prawie 3 tygodnie. Czekamy na okręt który ma nas zawieźć do
Palestyny. Ahwaz będę długo pamiętał. Bardzo goraco na piasku ze nie można było
boso przejść. Noce zimne, wycie hien i skorpiony. Robimy zabawę – schwytanego
skorpiona wkładamy w palące się koło z benzyny. Środek kola jest wolny od ognia
i skorpion próbuje się z niego wydostać, ale nie mogąc tego zrobić zabija się sam
swoja trucizna.
Jest już okręt który ma nas zabrać do Palestyny. Lądujemy i po dwóch dobach
jesteśmy znużeni czekaniem ale wreszcie wyruszamy do Ziemi Świętej. Po
Oceanie Indyjskim kluczymy prawie trzy tygodnie żeby uniknąć storpedowania
przez niemieckie U Booty. Po drodze wstępujemy do Adenu. Miasto zbudowane
na skale. Z Adenu przez Kanał Sueski przypływamy do Port Suez, wylądowujemy
się, jedziemy do Ismaili a potem do Palestyny.
Żydzi którzy przyjechali tutaj w roku 1938, witają nas bardzo serdecznie rzucając
nam do samochodów czekoladę, owoce, papierosy. A powód był taki ze Rommel
w północnej Afryce przełamał front i szedł w kierunku Cairo. Żydzi myśleli ze
będziemy ich bronić przed Niemcami.
Pierwszym postojem był Hill 69.
Tam mieliśmy nabrać sil przed walka na froncie i żeby wyglądać jak żołnierze Jego
Królewskiej Mości.
12
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
W czasie postoju pierwsza wycieczka była zorganizowana do Jerozolimy, żeby w
świętych miejscach podziękować Bogu za wyzwolenie nasze z rok Sowietow. Z
uroczystymi nastrojami w duszach jesteśmy w Getsemanii – Ogrojcu, tam idziemy
do Komunii Świętej, a następnie wędrujemy przez cala drogę krzyżowa i do Grobu
Chrystusa. Pod wieczór zwiedzamy Betlejem. Z dachu klasztoru spoglądaliśmy na
Dolinne Josefata, gdzie każdy z nas wybiera sobie miejsce gdzie jego dusza będzie
w czasie Sadu Ostatecznego.
Pomału dochodzimy do sil. Zaczynamy zajęcia w Szkole Podchorążych zaczętej
jeszcze w Trockoje. Niestety zarządzeniem dowódców zostaje ona rozwiązana.
Po półrocznym pobycie w Palestynie, wyjeżdżamy do Iraku. Nowe miejsce pobytu
w Mosul. W Mosulu przechodzimy dalsze szkolenie. Zorganizowano nowa Szkole
Podchorążych z żołnierzy Brygady Strzelców Karpackich oraz chłopaków
przybyłych z Rosji. Jest ona pod opieka generała Kopańskiego. Przechodzimy
nowoczesne przeszkolenie wojsk zmotoryzowanych. Ja jako elew podchorąży, na
zakończenie szkoły w marcu 1943 roku otrzymałem zadanie dowodzić plutonem
zmotoryzowanym na rozpoznaniu. Otrzymałem do dyspozycji bariery do
rozpoznania, moździerze na carrierach, dwie radiostacje, dwa działka p-pancerne,
dwóch łączników motocyklistów, pluton wojska na trzech samochodach. Za
dowodzenie dostałem bardzo dobra ocenę, skończyłem szkole z 11ta lokata o
otrzymałem awans do stopnia starszego strzelca podchorążego. Następny awans
do stopnia kaprala podchorążego otrzymałem kilka miesięcy później, już w
Palestynie.
Przenosimy się do Iraku gdzie mamy przeciwstawić się Niemcom gdyby chcieli
uderzyć ze strony Turcji i zdobyć naftę iracka. Mieszkaliśmy również w Kirkuk
niedaleko rzeki Tygrys. Irak leży na ropie, co za bogactwo – ziemia była
nasiąknięta ropa. Tam obsługiwaliśmy ciężkie działa których pociski mogły rozbić
czołg w odległości 10 kilometrów.
W Iraku, w lecie 1943 roku spotkaliśmy generała Sikorskiego który przyjechał do
nas aby sprawdzić nasze przygotowanie i wyszkolenie. Nie było mu jednak dane
wrócić do Anglii i zginał w katastrofie samolotowej w Gibraltarze.
Tak wiec Niemcy jednak nie uderzyli na Irak, a my wróciliśmy do Palestyny. Teraz
wracaliśmy droga lądowa przez pustynie kamienista. Taki ciemny, okrąglutki
kamień na przestrzeni setek kilometrów.
W Palestynie przechodzimy dalsze szkolenie. Kurs wysokogórski, tam spotykamy
i poznajemy dzielnych Kurdów. W swoich szałasach sa bardzo gościnni, ale poza
namiotem zdolni do zastrzelenia człowieka jeśli uznają ze to jest słuszne i
potrzebne.
Dostaje się tez na kurs maturalny do Barbary i po kilku miesiącach zdaje maturę.
Powracam do macierzystego oddziału już w Italii. Tam w walkach zostaje ranny w
rękę i odesłany do szpitala w Cassamassima. Po okresie rekonwalescencji zostaje
skierowany do ośrodka szkolenia armii w Motoli. Tam, po bitwie pod Monte
13
ADAM DROBOWIECKI - PRZETRWAC…1939 - 1945
Cassino w 1944 roku, wśród jeńców niemieckich byli Ślązacy którzy zgłaszali się
ze sa Polakami i ze chcą walczyć przeciw Niemcom. Przeszkalałem ich na broni,
taktyce walki oraz ostrym strzelaniu i na torze przeszkód. Miałem z nimi różne
problemy językowe, i w wielu przypadkach trudności ze zrozumieniem o co im
chodzi gdyż mieli dużo nie polskich słów o określeń.
Po ukończeniu szkolenia Ślązaków dostałem skierowanie do Matery na
instruktora w Szkole Podchorążych. Szkolenie prowadziłem przez trzy turnusy. W
Materze zostałem odznaczony Star of War i Star of Italia.
Pod koniec roku 1945 wyjeżdżam do Anglii. Tu zaczyna się moja dalsza podróż
prze historie.
Myślałem często o moim rodzinnym mieście Sniatynie. Miałem ochotę tam
pojechać ale tez miałem przeczucie ze nigdy go nie zobaczę. Spotkałem kolegę ze
szkolnych lat który był w Sniatynie aby zrobić nagrobek dla swojego ojca. Nie
poznał miasta i nie spotkał nikogo ze znajomych. Wszyscy mieszkańcy zostali
wywiezieni a ludność była napływowa. Kościoły zostały zamienione na magazyny,
cerkiew i bożnica również, szkolą zniszczona. Nic nie było odbudowywane ani
naprawiane. Zamyśliłem się ze wolałem zachować moje miasto i jego obraz w
pamięci takie jakie było a nie zrujnowane przez okupanta.
I tak przetrwałem wielką wojnę.
Adam Drobowiecki – plutonowy podchorąży
14