dostrzec – przyjąć – dzielić się – PRAWDĄ
Transkrypt
dostrzec – przyjąć – dzielić się – PRAWDĄ
dostrzec – przyjąć – dzielić się – PRAWDĄ KRAKÓW Luty 2014 (221) Pan, twój Bóg, jest pośród ciebie, Mocarz – On wybawi! Będzie się cieszył i weselił tobą, Odnowi cię swoją miłością. Rozraduje się tobą niezmiernie, jak w dzień święta. Oddalę od ciebie nieszczęście, byś nie znosiła już hańby. /por. So 3, 17n/ Myślałeś o tym kiedyś, Człowieku, że Bóg się tobą cieszy? Jeśli nie, to najwyższa pora, by popatrzeć na siebie w dobrym, Bożym świetle. Jesteśmy Jego dziełem zaplanowanym i chcianym. Otwórz Pismo Święte i zobacz to na własne oczy. Dla Boga zawsze jesteś VIP-em! Żyjesz w rodzinie, z różnym doświadczeniem miłości, ale nawet wtedy, gdy twoja sytuacja jest bardzo trudna – w Jego Oczach nigdy nie jesteś przekreślony. On wie o Twoich trudnościach i radościach. Bóg naprawdę się tobą cieszy!!! Kiedy zadajesz Bogu tysiące pytań, to po jakimś czasie one stają się dla ciebie bogiem, zawęża się obszar twojego widzenia Boga i ciągle zostajesz bez odpowiedzi lub pojawiają się złudne wnioski. Papież Franciszek w adhortacji EVANGELII GAUDIUM pisze, że „jedynie dzięki spotkaniu z miłością Bożą, które przemienia się w pełną szczęścia przyjaźń, jesteśmy uwolnieni od wyizolowanego sumienia i skoncentrowania się na sobie. Stajemy się w pełni ludzcy, gdy przekraczamy nasze ludzkie ograniczenia, gdy pozwalamy Bogu poprowadzić się poza nas samych, aby dotrzeć do naszej prawdziwej istoty”. Módlmy się za siebie nawzajem i umacniajmy w wierze i radości. Siostra Krystyna 2 Okruszyna Okruszyna Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą Mt 5, 8 Droga Błogosławieństw. W tym miesiącu, moi Kochani, chcę razem z Wami zmierzyć się z trudnym słowem Jezusa o Błogosławieństwach. Trudnym, choć bardzo pomocnym w rozwoju wiary. Ewangelista Mateusz umieścił Kazanie na Górze, do którego także należy Osiem Błogosławieństw, na początku działalności Jezusa. I ma to swój ogromny sens, bo Jezus nie tylko naucza, ale sam najlepiej praktykuje owe Błogosławieństwa. Zatytułowałam artykuł – Droga Błogosławieństw – a nie po prostu osiem błogosławieństw, bo tak je rozumiem. To nie coś, co jest i przychodzi z łatwością, ale to droga na całe życie. Droga trudna i często bolesna, ale w gruncie rzeczy dająca i zapewniająca pełnię szczęścia. Funkcjonuje przekonanie, że jest to droga zarezerwowana wyłącznie dla księży czy osób konsekrowanych. A to jest błąd, choć słusznie bardziej się tego od nich wymaga. Błogosławieństwa Jezusa skierowane są do każdego człowieka. Każdy może wyruszyć w drogę Błogosławieństw. Każde „Błogosławieni”: ubodzy w duchu, którzy się smucą, cisi, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, miłosierni, czystego serca, którzy wprowadzają pokój, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości – kończy się obietnicą oglądania Boga i przebywania w Królestwie Niebieskim. Kochani, sam Bóg składa nam obietnice, a wiemy dobrze, że On zawsze dotrzymuje obietnic. Zastanówmy się chwilkę, jak rozumieć błogosławieństwa. Czy jest to program dla ludzi, którym nic w życiu nie wyszło? Absolutnie NIE! Ale błogosławieństwa zmuszają do zmierzenia się z prawdą o sobie samym. I tak idąc drogą Błogosławieństw, postawmy sobie kilka pytań. Czy ja całą nadzieję pokładam w Bogu? Czy nie jestem uzależniony od przedmiotów, które używam? Czy potrafię współodczuwać z cierpiącymi? Czy mam po ludzku czas, żeby wysłuchać problemów żony, męża, przyjaciela, parafianina, napotkanego człowieka? Czy znajduję czas na modlitwę? Czy jestem uczciwy w szkole na sprawdzianie, w pracy? Czy realizuję już jeden czyn miłosierdzia, o którym mówiłam w zeszłym miesiącu? Czy nie manipuluję ludźmi, którzy mnie otaczają? Czy nie tkwię w nieuporządkowanej relacji, która mnie niszczy? Czy troszczę się o pokój w środowisku, w którym przyszło mi żyć? Czy jestem świadkiem 3 Jezusa? Czy stać mnie na to, by wyróżnić się z tłumu przez ewangeliczny sposób bycia? Moi Drodzy, Błogosławieństwa Jezusa nie są po to, żeby utrudnić nam życie. Są nam dane, bo nasz Dobry Bóg pragnie naszego szczęścia i pragnie nas samych. Chce nas kochać. Pytanie, na które dziś muszę udzielić odpowiedzi brzmi: czy ja pozwolę kochać się Bogu? Proszę, przyjrzyjmy się Drodze Błogosławieństw. , , Duchowosc Siostra Angela , Dominikanska św. Rajmund z Kapui Czy konserwator zabytków i chrześcijanin mają coś wspólnego? Z pewnością część konserwatorów jest wyznawcami Chrystusa. Ale jest jeszcze jedna cecha, która powinna ich łączyć – pasją ich życia powinna być odnowa. Jak konserwator zabytków pracując nad przywróceniem pierwotnego wyglądu obrazom, rzeźbom czy budynkom wydobywa właściwe im piękno, odfałszowuje naleciałości kulturowe i sprawia, że pomimo upływu lat trwają one i są świadkami zmieniających się epok, tak chrześcijanin powinien dbać o nieustanne powracanie do swojej tożsamości. Oznacza to, że powinien cały czas powracać na drogę świętości. To bowiem jest prawdziwym „ja” każdego chrześcijanina. Tak jak konserwator w swojej pracy używa różnych środków, tak i chrześcijanin powinien w swojej odnowie korzystać z dostępnych możliwości, czyli regularnie korzystać z sakramentów – szczególnie Eucharystii i Pokuty. Warto zauważyć, że każde dzieło sztuki ma swojego twórcę, który nadał mu osobliwy charakter. Konserwator w swojej pracy, aby dobrze ją wykonać, musi wejść w zamysł artysty. Podobnie i chrześcijanin – powinien odnaleźć tożsamość nadaną mu przez Pana Boga w akcie stworzenia. Oprócz tego wskazane byłoby częste powracanie do momentu, dzięki któremu stał się on członkiem Kościoła – do sakramentu Chrztu Świętego. Łaska Chrztu daje bowiem wiele możliwości działania, które niestety często pozostają nie wykorzystane. Treścią życia wielu świętych była odnowa. Często powodowali oni, że dzięki ich działaniom odnawiał się Kościół czy ich najbliższe otoczenie. Takie życie wiódł Błogosławiony Rajmund z Kapui. 4 Okruszyna Urodził się w Kapui ok. 1330 r., w szlacheckiej rodzinie Delle Vigne. Jego przodkowie majątku i szacunku społecznego dorobili się w ciągu wielu lat, dzięki piastowaniu ważnych urzędów. Podobną drogą miał pójść i Rajmund. W tym celu jego rodzice wysłali go na studia prawnicze do Bolonii. Plany rodzinne pokrzyżowała wrodzona wrażliwość Rajmunda. Pewnego dnia, w czasie modlitwy, usłyszał głos, który wzywał go do wstąpienia w szeregi Braci Kaznodziejów. Po chwili okazało się, że to sam Święty Dominik namawiał Rajmunda do przyjęcia białego habitu. Jego niesamowity takt, umiejętność słuchania, prawość ducha, umiłowanie sprawiedliwości i poszanowanie prawa sprawiły, że szybko stał się uznanym kierownikiem duchowym sióstr Świętego Dominika. W 1367 r. został przeorem klasztoru w Rzymie. Funkcję tę sprawował do 1374 r., kiedy to z polecenia władz zakonnych podjął posługę lektora w dominikańskim klasztorze w Sienie. Od tej pory odpowiedzialny był za przygotowywanie wykładów, w których prezentował braciom sieneńskiego klasztoru wiedzę teologiczną. Jego dodatkowym obowiązkiem było sprawowanie posługi spowiednika i kierownika duchowego Świętej Katarzyny ze Sieny. Ta znajomość znacząco wpłynęła na jego życie. Pierwszą próbą była epidemia dżumy, która przechodziła przez Sienę. Rajmund, bezgranicznie oddany pielęgnowaniu chorych i grzebaniu umarłych, sam zachorował. Od śmierci uratowała go modlitwa Katarzyny. Wspólnie ze Świętą wykazał się niezwykłą gorliwością o Kościół. W tym okresie trwała niewola awiniońska papieży. Na początku XIV wieku następca Świętego Piotra uległ naciskom króla Francji Filipa Pięknego i przeniósł się ze swoim dworem do Awinionu. Rozpoczęły się czasy podległości Kościoła władcom Francji. Katarzyna i Rajmund wiedzieli, że miejsce papieża jest w Rzymie i dołożyli wielu starań do tego, by Grzegorz XI powrócił do Wiecznego Miasta. Starania dwójki świętych przyniosły sukces – papież powrócił do Rzymu. Niestety, nie oznaczało to końca problemów w Kościele – wręcz przeciwnie. Władca francuski nie mógł się pogodzić z faktem, że faktyczne zwierzchnictwo nad Kościołem wymyka mu się z rąk. Doprowadził więc do tego, że kardynałowie, którzy pozostali w Awinionie, wybrali antypapieża. Rozpoczęła się schizma zachodnia – podzieliła ona Kościół na tych, którzy byli wierni papieżowi i tych, którzy za prawowitego zwierzchnika Kościoła uznawali tego mieszkającego w Awinionie. Rozeznanie, kto ma rację, nie było sprawą prostą – podziały dotknęły także Braci Kaznodziejów. Część z nich, z generałem zakonu – Eliaszem z Tuluzy – wybrała antypapieża. Pozostali, wśród nich Rajmund, opowiedzieli się po stronie Rzymu. W 1380 r. zebrała się kapituła generalna Zakonu, by wybrać spośród braci obediencji rzymskiej nowego przełożonego generalnego. Wybór padł na brata Rajmunda i w ten sposób, 22 maja 1380 r., został on dwudziestym trzecim generałem Zakonu Braci Kaznodziejów. Zadanie miał niezwykle trudne. Pierwszy, złoty wiek Zakonu należał już do historii. Czasy, w których żyło wielu świętych, były wspomnieniem. Stopniowe rozluźnianie reguły, skupienie się na Okruszyna 5 własnych potrzebach, a nie na tym, co jest konieczne dla zbawienia dusz sprawiły, że Zakon zaczął tracić na świętości. Trzeba przyznać, że upadkowi sprzyjały warunki zewnętrzne – szalejące co kilka lat epidemie spowodowały, że liczba zakonników spadła o 70 %. Ogromne klasztory, które kilkadziesiąt lat wcześniej tętniły życiem i entuzjazmem, teraz walczyły o przetrwanie. Bracia byli przepracowani, brakowało czasu na modlitwę. Rozluźniano przestrzeganie reguły, liczne i stałe dyspensy były na porządku dziennym. Niektórzy z dominikanów dostrzegali grożące niebezpieczeństwo – powstała oddolna inicjatywa założenia konwentu o ścisłej obserwancji, czyli przestrzegającego wiernie wszystkich przepisów zakonnych. Głównym pomysłodawcą był Konrad z Prus. Do tego pomysłu przychylił się także Rajmund. Z czasem dążył on do tego, by w każdej prowincji powstał przynajmniej jeden taki konwent. Miał on być źródłem odnowy dla pozostałych braci. Można powiedzieć, że rozpoczęta odnowa była dziełem życia Rajmunda – umarł on bowiem jeszcze zanim została zakończona. Jego przejście do wiecznej radości nastąpiło 5 października 1399 r. w Norymberdze. Odnowa była bardzo owocna. W przeciwieństwie do XIV wieku, XV jest okresem, w którym męska gałąź Zakonu zrodziła bardzo dużą liczbę świętych. Odnowa charakteryzowała życie Rajmunda. Duży wpływ na to miało spotkanie przez niego na swojej drodze Świętej Katarzyny. Trudno powiedzieć, kto komu w tej parze był przewodnikiem. Zachowana korespondencja wskazuje, że nawet oni mieli z tym problem. W jednym z listów Katarzyna zwraca się do 6 Okruszyna naszego Błogosławionego „najmilszy i najukochańszy ojcze i drogi mój synu w Jezusie Chrystusie”. Jedno jest pewne – łączyła ich prawdziwa przyjaźń, która nie bała się zwracać uwagi na dostrzegalne niedoskonałości drugiej strony. Można powiedzieć, że po ludzku patrząc, Rajmund nie miał z Katarzyną lekko. Z pewnością wiedział, że kierowała się ona miłością, ale raczej nie mogło mu być przyjemnie, kiedy czytał niektóre listy od niej. Kiedy podzielił się z nią radością, że udało mu się umknąć wysłanym przez wrogów papieża napastnikom (część towarzyszy Rajmunda dostała się wtedy do niewoli), Katarzyna odpisała mu: „Chciałabym też, abyś poznał swoją niedoskonałość, bowiem pokazałeś, że jesteś jeszcze dzieckiem pijącym mleko, a nie mężczyzną, jedzącym chleb. Gdyby Bóg widział, że masz silne zęby dałby ci chleb, jak twoim towarzyszom podróży”. Święta ze Sieny nieustannie zachęcała go też do gorliwości, cierpliwości i wytrwałości – pisała na przykład: „Skoro obiecujesz, że będziesz jak mężczyzna działać i cierpieć dla chwały Bożej, to nie zmieniaj się w słabą kobietę, gdy dochodzi do wbijania gwoździ, bo poskarżę się na ciebie przed Chrystusem Ukrzyżowanym i słodką Maryją”. Czasem zdarzało się, że Rajmund nie wytrzymywał krytyki i pisał do Świętej, że ocenia go zbyt surowo – nawet surowiej niż samą siebie. W odpowiedzi zamiast oczekiwanych zapewne przeprosin i łagodnych, kojących słów mógł przeczytać, że „przykrył nagość swej niewierności i słabości łachmanami wymówek”. Chociaż te uwagi Katarzyny na pierwszy rzut oka mogą przywołać na twarz uśmiech, to powinny po głębszym przemyśleniu przynieść nam ulgę – błogosławiony Rajmund, jaki się wyłania z tego obrazu to człowiek, który posiadał lęki, który miał wady. Wytrwała praca sprawiła, że pomimo tego został świętym. Wzywając do odnowy życia, naraził się większości swoich braci. Jego postępowanie zmuszało ich do refleksji, burzyło wygodny i piękny świat oparty na świętym spokoju i życiu przeżywanym w zacisznym, bezpiecznym klasztorze. Wyrażali oni swoje żale, pisząc do Rajmunda listy. Odpowiadał na nie za pomocą okólników skierowanych do wszystkich braci Zakonu. Patrząc na treści zarzutów możemy stwierdzić, że pomimo tego, iż od tych wydarzeń dzieli nas ponad 600 lat, to czasy niewiele się zmieniły. Podobne rzeczy mogą usłyszeć dzisiaj wszyscy ci, którzy chcą żyć trochę bardziej ewangelicznie niż ich otoczenie. Jedno z oskarżeń głosiło, że swoimi poczynaniami Rajmund doprowadzi do rozłamu w zakonie. Obawy były uzasadnione – wcześniej wskutek dążenia do powrotu do korzeni doszło do rozłamu wśród braci Świętego Franciszka. Rajmund spokojnie odpowiedział, że zakonnik, który w imię odnowy opuszcza szeregi braci, równy jest dezerterom uciekającym w czasie bitwy z pola walki. Ponadto wskazał, że prawdziwą przyczyną ewentualnych podziałów są bracia, którzy nie zachowują przepisów zakonnych wcale lub zachowują je tylko wybiórczo. Nie dopuszczanie myśli o formalnym podziale zakonu jest charakterystyczne, jeżeli spojrzymy na całą historię Braci Kaznodziejów. Prawdziwe jest zdanie, że „reforma w zakonie dominikańskim dokonuje się nie przez podział, a przez wstrząs sumień”. Warto podkreślić, że Rajmund nie wprowadził ani jednego nowego przepisu Okruszyna 7 – wymagał tylko, by wszystko było wypełniane tak, jak to zalecał Święty Dominik. W odpowiedzi na zarzuty, że bracia, którzy nie są wystarczająco dojrzali duchowo, by sprostać odnowie, będą wytykani palcami, Rajmund porównał oskarżycieli do Szymona Maga. Stwierdził, że chcą oni uczestniczyć w łaskach Zakonu nie podejmując trudu życia zakonnego. Podkreślił, że świętość życia ma być cechą charakterystyczną całego zakonu, a nie tylko nielicznych braci. Innym znajomo brzmiącym zarzutem było stwierdzenie, że trzeba iść z duchem czasu. Rajmund odpowiedział krótko – jesteśmy zakonnikami, więc unikajmy duchowej hipokryzji. Bardzo bolesny musiało być dla niego oskarżenie, że zaleca innym to, czego sam nie przestrzega – faktycznie ze względu na zły stan zdrowia nie mógł on zachowywać przepisanych postów, a życie wspólne, które tak akcentował, było dla niego nieosiągalne. Większość czas spędzał bowiem w podróży, odwiedzając kolejne klasztory Zakonu. W odpowiedzi przyznał się do swoich słabości, jednocześnie pokazując, że stara się z nimi walczyć. Wskazywał też, że nie tylko on ma być przykładem cnót zakonnych, ale że potrzeba jest wielu braci, którzy będą świadczyć życiem. Przypomniał także, że dla braci, którzy już byli zakonnikami w momencie rozpoczynania reformy, przejście do klasztoru o ścisłej obserwancji było dobrowolne. Stwierdził również, że to iż sam nie jest w stanie wszystkiego zachować, nie może być powodem, dla którego nie pozwoli na to braciom chcącym i mogącym to czynić. Błogosławiony Rajmund to zdecydowanie święty na nasze czasy. Jego sposób pojmowania istoty odnowy duchowej może być pomocny zwłaszcza teraz, gdy Ojciec Święty Franciszek tak mocno nawołuje do powrotu do ewangelicznej prostoty i radości i kiedy coraz mocniej wybrzmiewają hasła Nowej Ewangelizacji. Miejmy odwagę poczynić kroki na drodze powrotu do źródła – do Chrystusa. Uczyńmy to odkrywając na nowo dary otrzymane w czasie Chrztu Świętego oraz dzięki częstemu przystępowaniu do sakramentów. Prośmy Błogosławionego Rajmunda, aby swoją modlitwą wspierał nas w naszych poczynaniach zmierzających do odnowy i jako ich owoc wyprosił nam łaskę życia wiecznego. Siostra Kazimiera 8 Okruszyna Okruszyna A co ja z tego będę miał … Usłyszałam to pytanie z ust rosłego młodziana z szóstej klasy. Była przerwa i siedział na korytarzu pod ścianą. Ja wynosiłam stroje i rekwizyty potrzebne do jasełek z pewnego magicznego miejsca, które nazywam Kanciapą Pań Sprzątaczek. Magicznego – bo teoretycznie nie powinno nic się tam zmieścić, a mieści się wszystko. Młodziana poprosiłam tylko o pomoc w przeniesieniu tych rzeczy. Bezczelny, pomyślałam. Żadnych hamulców. Starzeję się już chyba, bo przyszło mi jeszcze do głowy, że ZA MOICH CZASÓW taka odzywka do jakiegokolwiek nauczyciela byłaby niewyobrażalnym skandalem. No cóż. W tej baśniowej Krainie Moich Czasów byłoby mnóstwo rzeczy niewyobrażalnych. Gdyby ktokolwiek próbował w naszej obecności używać takich słów jak internet (tak, tak!), facebook, konsola, Angry Birds, Monster High, iPod, tablet, skype, gg, wychowanie bezstresowe, public relations czy nawet poczciwy sms, sięgnęlibyśmy po słuchawkę stacjonarnego telefonu (innych nie było), żeby co prędzej wezwać pogotowie. Nauczyciel „moich czasów” nie miał wielkiej konkurencji. Pewnie nie musiałby nawet prosić o pomoc w przenoszeniu jakichkolwiek rzeczy. Nim by się zorientował, wszystko leżałoby już na swoim miejscu. Bo były to takie dziwne czasy, kiedy słowo miało jeszcze swoją wagę i znaczenie, osoba starsza była kimś, od kogo można było czerpać wiedzę i życiową mądrość, a szkoła była miejscem ciężkiej i niekoniecznie bezstresowej pracy. Czytało się książki, a nie notki w Wikipedii. Miało się przyjaciół, a nie znajomych na facebooku. Bawiło się w chowanego, wojnę, dom, szkołę albo podwórkowy teatr, a nie grało w GTA. Pisało się długie listy, a nie smsy. Ale „moich czasów” już nie ma. Dzieci, które uczę, albo – jak w powyższym przypadku – mam przyjemność wejść z nimi w przypadkową relację interpersonalną, należą do innego świata. Dla nich jestem w najlepszym wypadku liczącą kilka tysięcy lat, ale dobrze zachowaną mumią królowej Nefretete. W najgorszym – marnymi szczątkami bliżej niezidentyfikowanego gatunku dinozaura. Niezbyt optymistycznie to wszystko brzmi, wiem. Trochę tak, jakby nie istniał język, który mógłby zlikwidować bariery między MOIMI a TYMI czasami. A przecież taki język istnieje. Od zawsze. To język miłości. Język odwagi wejścia w dialog z chłopakiem, który buńczucznie mnie pyta: a co ja z tego będę miał? Takiej odwagi, która nie wybiera banalnego rozwiązania: ofuknąć go i odwrócić się na pięcie, tylko 9 pochyla się nad nim i patrzy mu w oczy. Takiej odwagi, która nie ocenia i nie krytykuje, lecz tylko pyta: dlaczego, i proponuje inny styl życia. Co z tego będziesz miał, chłopcze? Poczucie, że twoje życie nie polega tylko na zbieraniu punktów za zachowanie, a potem, w dorosłym życiu, kolejnych punktów do cv i referencji. Że stać cię na zwykły, ludzki gest. Że chce ci się ruszyć spod tej ściany i zrobić mały krok w stronę drugiego człowieka. Że potrafisz zachować się inaczej niż większość twojej klasy. Dzięki takim właśnie małym kroczkom staniesz się kiedyś mężczyzną, a nie znudzonym konsumentem życia, kalkulującym każdy swój ruch. A najważniejsze, co możesz z tego mieć: nagrodę w niebie. Zawsze aktualną, w przeciwieństwie do twoich punktów za zachowanie. Dlaczego mu tego wszystkiego nie powiedziałam? Bo byłam zmęczona. Bo chciałam jak najszybciej przenieść te rzeczy. Bo w mojej głowie włączył się odwieczny wróg wszystkich wychowawców i katechetów: mechanizm łatwego oceniania. Bo zabrakło mi odwagi, żeby pochylić się nad nim i popatrzeć mu w oczy. Żeby zawalczyć o jego człowieczeństwo. Dziękuję ci, mój nieznajomy (bo cię akurat nie uczę) szóstoklasisto. Dzięki tobie zrobiłam sobie taki mały noworoczny rachunek sumienia. Ile razy pytam Pana Boga i siebie: A CO JA Z TEGO BĘDĘ MIAŁA? Co ja będę miała z powtarzania w kółko tych samych tematów z dziećmi, które potem i tak w większości nie widzą różnicy między roratami a rezurekcją. Co ja będę miała z nieustannego uspokajania nałogowych klasowych gaduł. Konfiskowania papierowych samolotów, linijek, które zamieniają się w karabiny (właśnie wtedy, kiedy omawiamy części Mszy Świętej), a nawet całych piórników, które okazują się magazynkami amunicji (o zgrozo, w tym momencie, kiedy tłumaczę dzieciom, co to jest Przeistoczenie). W takich chwilach jestem jak mój szóstoklasista. Mam ochotę usiąść pod ścianą i nie wstawać. …Co z tego będziesz miała, siostro Benedykto? Poczucie, że pokazujesz twoim wychowankom właściwą drogę. Nadzieję, że będą nią szli zawsze, a jeśli nawet zabłądzą, to znajdą właściwy kierunek. Pewność, że spotkają na tej drodze Jezusa. A wtedy na pewno nie przesiedzą swojego życia pod ścianą. Siostra Benedykta 10 Okruszyna Okruszyna 11 PAN BÓG JEST NIEZWYKŁY! Powołał mnie Pan z łona mej matki (Iz 49, 1) Pan Bóg wysłuchuje najskrytszych pragnień naszego serca. Powołanie zakonne… po- Moje powołanie zrodziło się, kiedy nie było mnie jeszcze na świecie. Zrodziło się w sercu mojego taty, który zapragnął mieć choć dwójkę dzieci i jedno z nich poświęcić Bogu. No i tak się zaczęło. Kiedy miałam 5, może 6 lat, powiedziałam mamie, że będę zakonnicą. To nie był dziecięcy kaprys, ja byłam o tym przekonana. Ale usłyszałam stanowcze: „przestań!” Wtedy to, co mówiła mama, było „święte”, więc nic więcej nie mówiłam. Później, kiedy byłam w początkowych klasach szkoły podstawowej, pani poprosiła, by każdy narysował, kim chce być w przyszłości. Moje koleżanki rysowały nauczycielki, piosenkarki, aktorki, a ja… narysowałam zakonnicę. W następnych latach wszystko się uciszyło. Myśl powróciła w gimnazjum, kiedy zaczęło mi czegoś brakować. Szukałam i próbowałam różnych rzeczy. Biorąc przykład z taty, zaczęłam też rozmawiać z Bogiem, a nie tylko „klepać” jakieś modlitwy. W międzyczasie zaczęłam jeździć na obozy Fundacji Nowego Tysiąclecia, które były dla mnie swego rodzaju rekolekcjami. To właśnie na jednym z takich obozów zachwyciłam się Chrystusem. Wzięłam do ręki Biblię i otworzyłam na losowej stronie. Moje spojrzenie zatrzymało się na fragmencie o powołaniu. Pomyślałam, że Bóg sobie ze mnie żartuje. Otworzyłam raz jeszcze i znów słowa o powołaniu. Za trzecim razem trafiłam na opis wezwania Izajasza. Wtedy odpowiedziałam Bogu, że chcę do Niego należeć. Nie opierałam się, zaczęłam dziękować Jezusowi, że spojrzał akurat na mnie. To było dla mnie wyróżnienie, choć czułam, że jestem słaba i niegodna. Wiedziałam jednak, że jeśli Bóg do czegoś powołuje, to daje do tego siły. Tak więc do domu wróciłam przeszczęśliwa. Rodzice pytali, co się stało, a ja odpowiadałam, że idę do zakonu. Tata milczał, a mama się denerwowała. Dzięki Fundacji zostałam też wolontariuszką w Domu Pomocy Społecznej w Mielżynie. Tam poznałam siostry dominikanki. Poprzez kontakt z mieszkańcami tego domu, siostrami i innymi wolontariuszami, Jezus dawał mi swoją miłość. Moja decyzja pójścia do zakonu przemieniła się w gorące pragnienie pełnienia woli Boga. To właśnie tam mogłam być bliżej Niego i to tam przez ponad 5 lat dojrzewało we mnie to pragnienie oddania się Jezusowi. A kiedy przyszło mi wybrać zgromadzenie, nie mogłam zadecydować inaczej… wołanie misyjne… Pan Bóg jest Niezwykły! Moją wielką radością jest to, że od września przygotowuję się na wyjazd do Afryki, do Kamerunu. W ten sposób włączę się w dzieło misyjne prowadzone tam przez nasze siostry już 27 rok. Mieszkam w Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie, skąd już za kilka miesięcy wyruszy w cztery strony świata 34 nowych misjonarzy (20 księży, 9 sióstr zakonnych i 5 osób świeckich). Nasze przygotowanie obejmuje zarówno formację duchową jak i intelektualną. Misjonarz bowiem ma być świadkiem Chrystusa, ma Go nieść ludziom nie znającym Boga. Może tego dokonać jedynie wtedy, gdy sam jest napełniony Bogiem i gdy potrafi się porozumieć z ludźmi innej kultury i języka. Stąd szczególne miejsce w naszym codziennym planie dnia mają wspólne modlitwy, Msza Święta, Liturgia Godzin i adoracja Najświętszego Sakramentu. Czas pobytu w CFM służy też intensywnemu przyswojeniu języka obcego używanego w danym kraju – w moim przypadku języka francuskiego. Mamy również wykłady misjologiczne i wykłady z medycyny tropikalnej. Drzwi CFM się nie zamykają, każdy czuje się tu jak w domu. Świadczą o tym częste odwiedziny misjonarzy przylatujących do Polski na wypoczynek. Malutki dzwoneczek, chwycony do ręki przez naszego Księdza Dyrektora podczas obiadu, niemal codziennie zapowiada przedstawienie jakiegoś misyjnego gościa i wywołuje ogólny entuzjazm. Dzielenie się przez misjonarzy swoimi doświadczeniami jest dla mnie ważnym elementem w przygotowaniu do pracy misyjnej. W swoim ostatnim Orędziu na Światowy Dzień Misyjny papież Franciszek napisał, że jeśli jesteśmy Kościołem, czyli wspólnotą osób, które zachwyciły się spotkaniem z Jezusem, to rzeczą całkiem naturalną jest to, że chcemy się tym darem, radością bycia kochanymi przez Boga, dzielić z innymi. Nie możemy tego zatrzymać dla siebie. Spotykam się często z błędnym przekonaniem, że misjonarzami są tylko te osoby, które służą na krańcach świata. Natomiast dzieło misyjne Kościoła tworzymy wszyscy! ,,Każdy wierny powołany jest do świętości i do działalności misyjnej” /RM 90/. Na misje nie chcę więc jechać sama, wtedy na niewiele się tam przydam… Dlatego proszę Cię już teraz, Drogi Czytelniku, o codzienną krótką modlitwę, a ja zapakuję Twoje imię w ,,duchowy plecak” i tak będziemy wspólnie głosić Ewangelię. Siostra Felicyta Siostra Monika – postulantka 12 Okruszyna Okruszyna 13 REKOLEKCJE ZIMOWE DLA DZIEWCZĄT 2014 DOJAZD: ӲӲ Wielowieś: 20-25.01.2014 ӲӲ Biała Niżna: 3-8.02.2014 ӲӲ Kraków: 10-15.02.2014 ӲӲ Kraków: 17-22.02.2014 Tarnobrzeg – Wielowieś Trzeba dojechać do Tarnobrzega lub Sandomierza i wsiąść w autobus nr 11 lub 4. Jeśli wsiądziesz do autobusu nr 11, trzeba wysiąść na przystanku o nazwie Wielowieś, przy głównej drodze. Klasztor znajduje się blisko przystanku. Jeśli autobusem nr 4, to trzeba wysiąść w Wielowsi przy kościele, który jest naprzeciw klasztoru. Ważna wiadomość: klasztor w Wielowsi jest naszym domem macierzystym, tu powstało nasze Zgromadzenie, tutaj też została pochowana nasza Założycielka Sługa Boża Matka Kolumba Białecka. Kraków – str. 14 Biała Niżna – str. 13 Udział w rekolekcjach należy zgłaszać do siostry Krystyny telefonicznie lub mailowo, str. 15, najpóźniej na tydzień przed rozpoczęciem. DLA DZIEWCZĄT I CHŁOPCÓW Czuwanie rozpoczyna się o godz. 19.00 w sobotę, a kończy ok. godz. 3.30 nad ranem. W czasie nocy jest niedzielna Msza Święta, adoracja Najświętszego Sakramentu, modlitwa różańcowa, możliwość skorzystania z Sakramentu Pojednania, są konferencje, śpiewy... Jest też przerwa na nocną herbatę – nie zapomnij wziąć ze sobą kanapek, w nocy jest się jeszcze bardziej głodnym. Należy wziąć ze sobą legitymację szkolną, studencką lub inny dowód tożsamości. Przypominamy o zabraniu ze sobą ciepłej odzieży, w nocy i nad ranem jest bardzo chłodno. Dojazd do klasztoru w Białej Niżnej pociągiem z Tarnowa w kierunku Nowego Sącza i Krynicy do stacji Stróże. Z dworca dochodzi się pieszo szosą, około 15 minut. Na nocne czuwania modlitewne do Białej Niżnej zapraszamy młodzież żeńską i męską poszukującą ciszy i skupienia, pragnącą pogłębić lub odnowić swoją przyjaźń z Jezusem, wynagradzać Matce Bożej wszystkie zniewagi, wyrządzane Jej przez różnych ludzi, zastanowić się nad swoim życiem lub po prostu – być z Jezusem i doświadczyć modlitwy we wspólnocie. CO ZE SOBĄ ZABRAĆ: ✳✳ ✳✳ ✳✳ ✳✳ ✳✳ ✳✳ ✳✳ śpiwór lub bieliznę do ubrania pościeli, Pismo Święte – Stary i Nowy Testament, różaniec, coś do pisania, PESEL, ważną legitymację szkolną lub studencką, instrument muzyczny – jeśli grasz ☺ i dużo dobrego humoru ☺!!! Planowane terminy i tematy spotkań: ӲӲ 1/2 lutego – Wzorze Pokory ӲӲ 1/2 marca – Lekarstwo duszy, zdrowaś Koszt: dobrowolna ofiara pieniężna. ӲӲ 5/6 kwietnia – Pod Krzyżem w łzach Rozpoczęcie rekolekcji o godz. 17.00; zakończenie ostatniego dnia rano. Rozjazd po śniadaniu. ӲӲ 3/4 maja – Matko Pana i Boga ӲӲ Dokładną datę czerwcowego czuwania podamy w późniejszym terminie. 14 Okruszyna Okruszyna DNI SKUPIENIA dla dziewcząt w krakowie: ӲӲ Styczeń – Luty – rekolekcje zimowe dla dziewcząt. Terminy podane na stronie 12. ӲӲ 7-9 marca ӲӲ 9-11 maja Siostra Krystyna Al. Kasztanowa 36 30-227 Kraków • Duszpasterstwo Młodzieży email: [email protected] nr tel. 12 425 24 05 kom. 728429903 – nie odpowiadam na smsy ☺ ӲӲ 17-19 kwietnia – TRIDUUM PASCHALNE ӲӲ 13-15 czerwca – Dni Wdzięczności 15 Serdecznie zapraszamy. Dojazd do klasztoru: Od Dworca Głównego, zarówno PKP jak i PKS, najlepiej dojechać autobusem nr 292 kierunek: Port Lotniczy. Przystanek znajduje się na dolnej płycie dworca PKS (Dworzec Główny Wschód) obok ruchomych schodów, który jest obok dworca PKP. Czas dojazdu do nas: ok. 20-30 minut. Trzeba wysiąść na drugim przystanku przy al. Kasztanowej, przystanek nosi nazwę Kopalina i jest to przystanek na żądanie, po lewej stronie jest nasz klasztor. Wejście od ul. Kopaliny. Podczas dni skupienia uczestniczymy w Eucharystii, rozważamy Słowo Boże, można uczestniczyć w modlitwach naszej wspólnoty. Zależnie od potrzeby, służymy także rozmową. Opłatę za pobyt stanowi ofiara pieniężna. Trzeba przywieźć ze sobą śpiwór lub bieliznę pościelową, Udział w dniach skupienia należy zgłaszać do Siostry Krystyny, najpóźniej na tydzień przed rozpoczęciem. Rozpoczynamy o godz. 17.00 – można przyjechać później, zależnie od połączeń. Dni skupienia kończą się niedzielnym obiadem. Można też wyjechać wcześniej, zależnie od połączeń. Czekamy na Twój przyjazd. • Podajemy również numer telefonu do Siostry Anny, która prowadzi Duszpasterstwo Młodzieży w Białej Niżnej: kom. 728429910 – Siostra też nie odpowiada na sms ☺ • A wszystkim zainteresowanym misjami podajemy adres mailowy do Siostry Eriki – Referentki Misyjnej ☺: [email protected] SERDECZNIE ZAPRASZAMY! rekolekcje, dni skupienia, spotkania i rozmowy indywidualne ӲӲ2 lutego – Ofiarowanie Pańskie. Dzień Życia Konsekrowanego. W tym dniu swoje patronalne święto przeżywa także Różańcowy Apostolat Młodych. ӲӲ11 lutego – Wspomnienie Najświętszej Maryi Panny z Lourdes. Światowy Dzień Chorego. ӲӲ20 lutego – 69. rocznica męczeńskiej śmierci naszej Błogosławionej Siostry Julii Rodzińskiej. ӲӲPołowa lutego to ważny czas dla naszych sióstr postulantek. Rozpoczynają bowiem bezpośrednie przygotowanie do nowicjatu, tzw. postulat kanoniczny. ӲӲPonawiamy zaproszenie na zimowe rekolekcje dla dziewcząt oraz na Dni skupienia. Informacje na str. 12-15. Informacje o życiu i misji apostolskiej dominikanek uzyskasz pisząc pod adres: Zg r o m ad z en ie Sió str św. D om i ni ka D usz p aster stwo M ło d z i eż y A l. K asz t an owa 3 6 3 0 -2 2 7 Kr ak ó w tel. 1 2 / 4 2 5 -2 4 -0 5 Internet: http://www.dominikanki.pl; email: [email protected] Serdecznie dziękujemy za pomoc w wydawaniu i przesyłce „Okruszyny”. Informujemy, że na ten cel można nadesłać znaczki lub przekazać ofiarę. Nasze konto: BANK PeKaO. S.A. I ODDZIAŁ w Krakowie, NR 49 1240 1431 1111 0000 1047 9988 z dopiskiem „Okruszyna” Na to samo konto można przekazać ofiary na misje z dopiskiem: „Misje”.