Co myślę o sztuce teraz

Transkrypt

Co myślę o sztuce teraz
Co myślę o sztuce teraz
Kultura postmodernistyczna posługuje się językiem znaków o krótkotrwałym
znaczeniu. Dziś styl naszego życia jest w dużo mniejszym stopniu determinowany przez to w
jakiej kulturze się urodziliśmy, jakiej jesteśmy płci czy to gdzie mieszkamy.
Swobodny i szybki przepływ informacji powoduje zniwelowanie granic państwowych,
jako przeszkód w „osmozie” treści kulturowych. Konsekwencja tych zjawisk jest postępujący
proces zagubienia jednostki w gąszczu niezrozumiałych systemów znaków oraz
infantylizacji, spłycania i skracania treści i znaczeń przekazywanych jednostce przez media.
Współcześnie człowiek tak jak dawniej odczuwa potrzebę przezywania piękna, którą
realizuje głównie przez kontakt z kulturą masową. Ogrom zasięgu środków masowego
przekazu znajduje się w opozycji do poziomu edukacji w dziedzinie estetyki. Słowem, gusta
współczesnych odbiorców nie są zbyt wyszukane.
Określenie tego, czym jest sztuka to trudne, wręcz niemożliwe zadanie. Sztuka
obecnie może być wszystko. „Wszystko” dosłownie czyli także nic. Tak jak i wszystko może
być rozpatrywane pod względem estetycznym. Przez to, że sztuką może być „nic” rozumiem,
idąc za myślą Fröhlich’a1 , eliminację w sztuce coraz większą liczbę elementów. Fröhlich jako
świetny przykład przywołuje twórczość Samuela Becketta. W ostatniej jego sztuce jedyną
akcją jest dźwięk oddechu jej głównego i jedynego bohatera. Fröhlich uważa także, że
sztuka wkroczyła i przemieszała się z życiem – tych dwu nie oddziela już granica. Nie
wiadomo jednak co nastąpić może dalej – czy sztuka zostanie „rozproszona w bezbarwnej
codzienności” czy też wszyscy staną się artystami dla siebie samych.2 Czy zaistnienie
przedmiotów codziennego użytku oznacza, że każdy posiadacz duplikatów tych przedmiotów
posiada jednocześnie dzieła sztuki? I czy anonimowy człowiek oddający się tym samym
czynnościom, z których artysta czyni sztukę, staje się artystą?
Nowym zjawiskiem jest to, że tworzenie treści kulturowych przestało być przywilejem
niewielu. Każdy może propagować swoje myśli, idee czy twórczość w Internecie – i to przed
ogromną rzeszą odbiorców. Śmieszą mnie hasła instytucji kulturalnych czy innych
nawołujące do „upowszechniania” sztuki. Moim zdaniem samo założenie, że sztuka ma być
„powszechna”, a od tego nie daleko do „pospolita”, jest błędem. Oznaczałoby to spłycenie
tak zwanej sztuki wysokiej, która powoli wtapia się w pejzaż kultury masowej. Nie mam tu na
myśli ograniczania w żaden sposób dostępu do sztuki wysokiej, wręcz przeciwnie, raczej
ochronę jej, już i tak niewyraźnych granic, między dziełem a np. opakowaniem produktu.
Myślę, że to spowodowana wolnym rynkiem pauperyzacja środowisk artystycznych popycha
samych artystów w pułapkę „rynkowości”. Problem z definiowaniem współczesnej sztuki ma
także, a może zwłaszcza, jej krytyka. Zdaje się ona nie opierać na żadnych zasadach poza
względnością, subiektywizmem i modą. Krytycy próbując zrozumieć twórcę dokonują
prawdziwych ewolucji intelektualnych, przewyższając często w tej sztuce o wielokroć zamysł
samego artysty. Mam często wrażenie, że niektóre „dzieła” są jak ziarenko piasku zamknięte
w wielkim nadmuchanym balonie, którym jest właśnie metajęzyk sztuki. Być może naturalną
kolejnością rzeczy jest taka subiektywizacja krytyki i lęk krytyków przed niezrozumieniem
sztuki, przed posiadaniem własnego sądu, jest zupełnie nieuzasadniony. Już sama
subiektywizacja usprawiedliwia zrozumienie i docenienie jednego dzieła, a uniemożliwia
drugiego. Jeżeli zaakceptujemy taki stan rzeczy może łatwiej będzie przyjąć fakt, że sztuka
1
Por. Franchon Fröhlich, Sztuka współczesna-jej śmierć czy przeobrażenie? [w:] Zmierzch estetyki
rzekomy czy autentyczny?, [red:] S. Morawski, Czytelnik, Warszawa 1987, tom 2, str. 36.
2
Por. Ibidem.
Co myślę o sztuce teraz
wysoka nie musi być „upowszechniana”. Wtedy to raczej potencjalny odbiorca do niej dotrze
poszukując czegoś nowego, interesującego, czegoś do czego sam może się odnieść czy
zwyczajnie czegoś odpowiadającego jego definicji piękna.
Wobec szeroko pojętych zmian kulturowych także sztuka nie może pozostać
niezmienna, jest częścią kultury. W społeczeństwie konsumpcyjnym silny związek z estetyką
ma moda i snobizm. Ludzie często szukają kontaktu ze sztuką powodowani modą. To moda
określa co jest piękne – co warto posiadać i jak wyglądać. Przy tak szybkim i
wielokierunkowym przepływie informacji trudno jest określić moment i punkt z którego dany
trend zaczyna się rozprzestrzeniać. Gdy już zaistnieje zaczyna się rozlewać stając się
pospolitym, a tym samym przestając być modnym. Pojęcie piękna nie jest jednoznaczne i
zmienia swoją formę szybko i często.
Sztuka jest częścią wolnego rynku, jej istnienie czy powodzenie lub nie zależy od
takich samych praw ekonomii i mody, jak każdego innego towaru. Sztuka jest towarem. I to
towarem jakim nie była jeszcze nigdy dotąd. Towarem w świecie konsumpcyjnym, czyli
świecie gdzie hierarchia wartości trwa w zawieszeniu, w nieokreśleniu, bo jest tak zmienna.
Wobec tego być może cena jaką warto zapłacić za ocalenie sztuki jest określenie na nowo
zasad jej funkcjonowania w społeczeństwie. Być może należy jednak „pozwolić” na „osmozę”
sztuki wysokiej i wytworów kultury masowej? Być może wtedy właśnie sztuka wysoka
odrodzi się i stanowić będzie odrębny zbiór w kulturze masowej a zachowa jedna ze swoich
funkcji, jaką jest prowokowanie do refleksji nad rzeczywistością czy aspirowanie do
uniwersalnych idei?
Trudno jest dociec kto tworzy sztukę wysoką i co jest dziełem sztuki. Czy artysta
bardzo sprawny warsztatowo i jego realistyczny pejzaż, czy naturalistyczny prowokacyjny
film wideo modnego artysty, czy może wysmakowany plakat reklamowy stworzony przez
bezimiennego dla odbiorcy pracownika agencji reklamowej? Być może o rynku sztuki
powinni decydować bardziej odbiorcy niż krytycy? Jeżeli sztuka, jej definicja i odbiór oraz
piękno to pojęcia dziś tak niestałe i subiektywne, a każdy może być artystą, to odbiorca niech
stanie się krytykiem. Wtedy odbierając sztukę nie będzie kierował się opinią innych,
zagubiony i zawstydzony wieloznacznością, ale odzyska własne zdanie i będzie mieć
odwagę go bronić. Mam wrażenie, ze krytyk sztuki posiadałby większy autorytet jako
odbiorca subiektywny niż osoba uwikłana w „rynkowość”, modę i nadzieje odbiorców, że
kompetentnie podsunie słuszną interpretację. Być może zbyt małym zaufaniem obdarzony
jest odbiorca sztuki? Ktoś kogo interesuje sztuka nie jest przecież „przeciętnym” członkiem
społeczeństwa, ale zapewne kimś, kto czuje potrzebę szukania odpowiedzi na rozmaite
pytania jakie sztuka stawia, a także kimś o nieprzeciętnym poziomie wrażliwości.
Może sztuka powinna przestać istnieć wśród innych dziedzin społecznych z układem
swych wartości w pozycji wertykalnej – w poziomie od sztuki najbardziej wartościowej do
najmniej wartościowej – a funkcjonować w pozycji horyzontalnej. Tak, aby jej nowa definicja
obejmowała najbardziej wartościowe wytwory wszystkich estetyzowanych dziedzin życia.
Zadaję sobie pytanie, co jest bardziej wartościowym wytworem sztuki: „produkt” znanego
artysty wywierający znikome wrażenie emocjonalne i estetyczne, ale zwany dziełem sztuki,
czy „produkt” o dużym ładunku estetycznym, oryginalny, wysmakowany i wielowymiarowy
znaczeniowo, ale zaliczany do zbioru kultury masowej?
Co myślę o sztuce teraz
Myślę, że nie możliwy jest, gdy wszystkie kody i konteksty kulturowe wirują w
wieloznaczności, powrót do tradycyjnych relacji artysta – odbiorca, odbiorca – krytyk czy
dzieło – odbiorca. Wydaje mi się, że wyrazem zaniku tej tendencji jest dobra kondycja
„podziemia” artystycznego, niszowych środowisk. Tworzą je ludzie, którym bardziej niż na
zaistnieniu na rynku sztuki zależy na samej sztuce i przekazach, które za jej pomocą niosą.
Sami są krytykami, odbiorcami i artystami jednocześnie, co nie umniejsza wartości ich
wytworów. Często też sztuka tworzona przez te grupy społeczne, leżąca poza
mainstreamem, leży bliżej obecnej rzeczywistości i bezpośrednio się do niej odwołuje przez
co jej przekaz jest bardziej uniwersalny dla społeczeństwa lub co najmniej danej grupy.
Myślę, że tego właśnie brakuje sztuce współczesnej – uniwersalności w przekazie,
indywidualności oraz demokratyzacji w odbiorze i przekazie. Dodanie tych wartości
spowodowałoby rozbicie i rozproszenie sztuki rynkowej na mniejsze podzbiory. Konkretny
„rodzaj” sztuki i konkretny sposób wyrazu artystycznego zrozumiały i wysoko ceniony byłby
tylko przez wąskie grupy odbiorców, ale także właśnie przez nie poszukiwany. Dzięki
takiemu procesowi sztuka miałaby szansę zachować swoją cenna cechę – moc niesienia
emocjonalnego i myślowego ładunku poprzez zrozumiały przekaz (dla danej grupy). Dlatego
uważam, że świat, czy raczej pokurczony światek sztuki, powinien przekonfigurować
hierarchę swoich wartości i zdać sobie sprawę z niemożności pozostania w dotychczasowej
pozycji w kulturze, jeżeli chce pozostać w jakimkolwiek kontakcie ze społeczeństwem.