wersja PDF

Transkrypt

wersja PDF
Waldemar Pycka
Dobra i wartości (1): kwestia lojalności
1.0.1. Wszyscy sobie cenią lojalność; zwłaszcza wszelkiej maści przywódcy,
dowódcy, prezesi i kierownicy, którym może na wszystko zabraknąć czasu, ale z
całą pewnością nie zabraknie go na przypominanie podwładnym o konieczności
dochowania zasad lojalności. Jednostki nielojalne są piętnowane i przykładnie
karane. Dlaczego lojalność jest aż tak cenna?
Każda odpowiedź na to pytanie z konieczności musi zaangażować się w
afirmację jakiejś struktury dotyczącej etycznej kondycji człowieka. Cokolwiek
powiemy o lojalności, czy to miłości, sprawiedliwości czy też innemu zjawisku
moralnemu, niemal natychmiast odnosi się do mniej lub bardziej
uświadamianego sobie tła, w którym zawarte są podstawowe wyróżniki naszego
myślenia etycznego oraz refleksji o etyce. W niniejszej interpretacji kwestii
lojalności zamierzam przetestować zasadność etycznego odróżnienia od siebie
dóbr i wartości, jakie wcześniej wprowadziłem w Ecosophii (tekst dostępny
wyłącznie w wersji elektronicznej na stronie www.enkrateia.czytelnia.net).
1.1.1. Jakie warunki muszą być spełnione, by móc mówić o lojalności? W moim
przekonaniu trzeba wskazać przynajmniej cztery takie warunki: 1.
przynależność do grupy; 2. aktywna obrona jej status quo; 3. gotowość do
manipulacji informacjami; 4. przejmowanie na siebie negatywnych
konsekwencji z tytułu funkcjonowania grupy. Przyjrzyjmy się pokrótce
powyższym warunkom.
1.1.2. Nie istnieje problem lojalności tam, gdzie nie ma przynależności
grupowej. Nikt nie może zarzucić mi np., że jestem nielojalny wobec jakiejś
partii, skoro nie należę do żadnej partii; nie można też rozpatrywać kwestii
mojej lojalności wobec polityki rządu USA, skoro nie należę do grona obywateli
tego państwa. Zakres relacji łączących mnie z grupami, do których przynależę,
pokrywa się z zakresem możliwych do postawienia mi wymagań dotyczących
dochowania lojalności. Można więc rozpatrywać moje zachowanie np. pod
kątem lojalności wobec drużyny pingpongowej, w której gram; wobec własnej
rodziny; wobec Uniwersytetu, na którym pracuję, wobec państwa, którego
jestem obywatelem, itd.
1.1.3. Można więc powiedzieć, że lojalność wiąże się z koniecznością
dookreślenia siebie samego względem otoczenia. Nazwijmy to warunkiem
upodmiotowienia: ja mogę pozostawać w określonej relacji lojalności tylko
wobec osób będących w określonej relacji do mnie, tj. spełniających warunek
przynależności do tej samej grupy. Wobec pozostałych osób jestem zwolniony z
obowiązku bycia lojalnym. Jako podmiot uprzytamniam sobie sferę relacji
łączących mnie z innymi podmiotami, z którymi razem tworzymy pewną całość,
z jej mniej lub bardziej dookreślonymi celami. Czy mogę funkcjonować inaczej
niż w ramach relacji podmiotowej? Tak.
1.1.4. Wyobraźmy sobie sytuację, w której nasz przyjaciel oprowadza nas po
fabryce, w której pracuje: z racji posiadanych kompetencji oraz przynależności
do grupy pracowniczej tej fabryki, nasz przewodnik jest podmiotem licznych
relacji funkcjonujących w fabryce, my natomiast, z racji przypadkowości naszej
obecności, nie jesteśmy w stanie zdefiniować się wobec żadnej relacji
funkcjonującej w fabryce.
1.1.5. Albo spójrzmy na kolejną sytuację. Idziemy ulicą a z drugiej strony zbliża
się człowiek, którego nie jesteśmy jeszcze w stanie zidentyfikować. Czy
pozostaję wobec niego w relacji fundującej zachowania lojalnościowe? Nie. Być
może jest to mój nieprzyjaciel, a może jest to zupełnie obojętna mi jednostka.
1.2.1. Drugi warunek wskazuje na konieczność zachowywania i obrony status
quo grupy. Wewnętrzny ład grupy określa treść relacji lojalności: za nielojalne
uznawane będzie każde zachowanie podważające aktualny stan rzeczy. Jeśli
więc władze jakiegoś kraju wymuszają na obywatelach podpisywanie tzw.
„lojalek”, to rozumiemy przez to chęć tych władz do narzucenia uznania
nienaruszalności dotychczasowych zasad funkcjonujących w państwie.
1.2.2. Warunek ten wskaże nam kolejny punkt odniesienia, konieczny przy
rozpatrywaniu lojalności. Otóż to, czy dane zachowanie będzie uznawane przez
nas za lojalne bądź nielojalne zależeć będzie od sposobu akceptowania danego
status quo. Inaczej zobowiązywać mnie będą do lojalności relacje w ramach
grupy, do której wstąpiłem dobrowolnie, niż w sytuacji grupy, do której należę
mimowolnie. Każdy człowiek, oprócz grup, do których wstąpił z własnej woli,
jest także „wrzucony” do innych grup. W ten drugi sposób należę np. do
określonego państwa – stając się jego obywatelem, a zatem przejmując
określone obowiązki, np. podatkowe. W niezależny ode mnie sposób zostałem
„wrzucony” do grona mieszkańców Adamowa, a nawet, jako parokilogramowe
niemowlę, zostałem wpisany na listę wyznawców prawd kościoła katolickiego.
1.2.3. Czy zasady grupy muszą być w związku z tym niezmienialne? Nie.
Zasady mogą się zmieniać, lecz zmiany te muszą odbywać się wedle reguł
przyjętych w grupie. A o tym mówimy przy okazji lojalności. Lojalny obywatel
państwa, niezadowolony z ordynacji podatkowej, płaci podatki w zgodzie z
obowiązującym prawem i nie podejmuje działań niezgodnych z tym prawem.
Czy może zmienić prawo? Tak: np. głosując na partie polityczne proponujące w
swoich programach odpowiadające mu zmiany.
1.2.4. Drugi warunek mówi jeszcze o konieczności obrony funkcjonującego
staus quo. A jeśli obrony, to obrony przed czym? W moim rozumieniu
lojalności mówienie o niej nie ma sensu tam, gdzie zgoda na funkcjonujący stan
rzeczy jest bezwarunkowa. O jakiej bezwarunkowości mówię? Kilka
przykładów. Czy powiemy, że zawodnik X zachował się lojalnie względem
drużyny, strzelając w trakcie meczu bramkę? Komentator telewizyjny krzyczący
do mikrofonu: gooool, cóż za wspaniale lojalne zachowanie zawodnika na
boisku, zapewne wzbudziłby powszechny śmiech wśród telewidzów! Nie
powiemy też, że zachował się nielojalnie, nie strzelając tej bramki. Prędzej
powiemy, że to patałach i fujara. Albo: czy lojalnie zachowuje się katolik
nauczający przykazań swego kościoła odnoszących się np. do sfery życia
seksualnego? Zapewne i tego też nie ujmiemy w kategoriach lojalności. O czym
więc mówi warunek wskazujący na aktywną obronę staus quo? Weźmy
najpierw naszego zawodnika X. Oto na trybunach siedzi człowiek z walizką
pełną pieniędzy, który przed meczem zaoferował naszemu zawodnikowi
potężną zapłatę za chybianie bramki drużyny przeciwnej. Czy wiedząc to,
moglibyśmy nazwać naszego zawodnika lojalnym? Teraz już tak. Strzelenie
bramki okazało się czymś więcej, niż tylko zachowaniem wedle zasad gry – to
była obrona zasad gry! A co z nauczycielem moralności? Umieśćmy go na
kontynencie afrykańskim, w środowisku ludzi w znacznym stopniu chorujących
na AIDS. Czy świadomość tego, że głoszona nauka moralna przyczynia się do
rozprzestrzeniania się choroby może spowodować, że nauczanie dogmatów
będzie przejawem lojalności? Chyba tak.
1.3.1. Trzeci warunek wydaje się być najbardziej kontrowersyjny. Oto lojalność
wiązać się ma z obowiązkiem manipulowania informacjami, ukrywania prawdy,
a nawet prowadzi ma do kłamstwa. Czy lojalnie względem męża uprawiającego
politykę zachowuje się żona, która podczas wywiadu stwierdza zgodność
praktyki życiowej swego męża z głoszonymi poglądami? Odpowiedź na to
pytanie będzie możliwa tylko wtedy, gdy poznamy to, co owa kobieta wie o
swoim mężu. Jeśli jej wiedza pokrywa się w pełni z tym, co wypowiedziała w
wywiadzie, to nie było to ani lojalne, ani nielojalne. Lojalnie postąpiłaby
wówczas, gdyby jej słowa nie miały oparcia w faktach: wiedząc zatem, że mąż
to łajdak i człowiek skorumpowany, a mimo to wygłaszając „laurkę” pod
adresem męża, podpada już pod kategorię lojalności. Wypowiedzenie prawdy
byłoby w tym przypadku uznane przez męża za nielojalne zachowanie.
1.3.2. Weźmy drugi przykład. Prostszy i lepiej pokazujący ową „ciemną” stronę
lojalności. Jesteśmy w sklepie i prosimy ekspedientkę, by podała nam kostkę
sera. Czy ekspedientka ma szansę wykazać się lojalnością? Tak. Na przykład
wie, że ten ser jest już dawno przeterminowany. Pakując nam ser, daje dowód
lojalności wobec właściciela sklepu; informując zaś nas o faktycznym stanie
sera – dochowuje lojalności wobec nas, o ile oczywiście miała nakaz ze strony
właściciela, by za wszelka cenę pozbyć się towaru: prawda wypowiedziana w
naszym kierunku jest jednoczesnym kłamstwem wobec przełożonego.
1.3.3. W związku z powyższym przykładem pojawia się problem tzw.
podwójnej lojalności. Podstawą powstawania takiej sytuacji jest fakt
współprzynależenia do wielu grup: nasza ekspedientka należy do grupy
pracowników sklepu, z czym wiążą się liczne nakazy i zakazy, ale też należy do
grupy rodzinnej, sąsiedzkiej itd. Jeśli zatem za ladą ujrzy osobę, wobec której
jest np. krewną, wówczas będzie musiała ocenić, która z relacji grupowych jest
silniejsza i, co tym idzie, którą lojalność uzna za ważniejszą. Za każdym razem,
niezależnie od dokonanego wyboru, ktoś nie dowie się prawdy, bo ta
wskazywałaby na uderzenie w status quo danej grupy.
1.4.1. Ostatni warunek mówi o przejmowaniu na siebie negatywnych
konsekwencji wynikających z funkcjonowania relacji lojalnościowej. Branie na
siebie odpowiedzialności za cudze przewiny jest najbardziej cenioną własnością
osób lojalnych. Lojalnie zachowa się przyłapany na gorącym uczynku
przestępca, jeśli w trakcie przesłuchań nie ujawni nazwisk swych kompanów,
mimo że mógłby na tym skorzystać, zostając np. świadkiem koronnym lub
uzyskując obietnicę złagodzenia kary. Mówimy, oczywiście, o lojalności wobec
grupy przestępczej, do której przestępca należy. Podobnie ocenimy zachowanie
obywatela państwa, który zgłaszał ostry sprzeciw wobec dążenia do interwencji
zbrojnej, ale gdy już do niej doszło – wziął w niej udział.
1.4.2. Możemy więc uznać, że lojalność wymusza zgodę na tymczasową
niesprawiedliwość w ocenie zachowania osoby lojalnej. Ukrywając prawdę
przed opinią publiczną, żona polityka zdaje sobie sprawę z tego, że kosztem
ambicji swego męża ona będzie dalej cierpieć z tytułu kolejnych skoków w bok
swego męża. Ważne jest jednak to, że status quo grupy zostaje zachowane.
Jedność grupy jest celem nadrzędnym zachowań lojalnościowych.
1.4.3. Dotychczasowe rozważania chyba w dostateczny sposób uzasadniają
powszechnie spotykaną pozytywną opinię o ludziach lojalnych. Bez wątpienia
lojalność należy do najcenniejszych cnót we wszelkiego rodzaju organizacjach,
bowiem sprzyja zachowywaniu całości i ciągłości funkcjonalnej grupy; uczy
podporządkowywania własnych indywidualnych celów, celom całości,
ogranicza egoizm zdolny zrujnować wszelkie struktury grupowe. Lojalność
okazuje się być szczególnie cenną cnotą w sytuacjach kryzysowych, gdy trzeba
np. dostosować firmę do warunków narzuconych przez konkurencję. Fakt, że
pracownicy nie odchodzą z firmy, że gotowi są przez pewien czas stracić
finansowo na reformie firmy lub, że zrezygnują z dotychczasowych przywilejów
ograniczających rozwój firmy jest dobitnym przykładem lojalności, która buduje
wielkość firmy. Czy można jednak przesadzić z lojalnością?
1.5.1. Można przesadzić, i to na dwa odmienne sposoby. Można budować firmę
z pominięciem relacji lojalności, wówczas panujące w niej stosunki nie będą w
stanie wygenerować zachowań lojalnościowych, jak też można stworzyć w
firmie atmosferę nieustannego żądania dochowania lojalności. W obu
przypadkach mamy do czynienia z sytuacją patologiczną.
W pierwszym przypadku możemy mówić o chaosie organizacyjnym, w
którym nie wiadomo kto za co odpowiada. Pracownicy nie są ze sobą zżyci,
brakuje więzi emocjonalnej pomiędzy nimi; panuje anonimowość potęgująca
stan wzajemnej nieufności; mamy do czynienia z fatalnym przepływem
informacji wewnątrz firmy; pracownikom nie zależy na losie firmy i w związku
z tym nie będą ponosić żadnych wyrzeczeń na jej korzyść; postawa
roszczeniowa decyduje o stosunkach „góra – dół”. W efekcie firma traci na swej
konkurencyjności i jest mało odporna na różnego rodzaju kryzysy.
Drugi rodzaj firmy „choruje” na zbytnie zdyscyplinowanie lojalnościowe.
Z czym mamy do czynienia w tym przypadku? Osłabiona jest samodzielność
pracowników i ograniczana ich inwencja twórcza; powstaje „kodeksowa” etyka
pracy, w której skrupulatnie zostają rozpisane obowiązki pracowników; stosunki
interpersonalne ulegają kostnieniu, o awansach zaś bardziej decydują osobiste
wpływy aniżeli zasługi. W końcu pojawia się poczucie krzywdy z tytułu
nieustannie ponoszonych strat własnych.
1.6.1. W związku z powyższym mógłbym w tym miejscu zdefiniować dobrą,
zdrową firmę jak organizację, w której panuje wysoka gotowość do spełniania
warunków narzuconych przez zasady lojalności i niski stopień wykorzystywania
jej w praktyce.
1.7.1. Odstawmy na chwilę temat lojalności na bok. Spróbujmy uchwycić teraz
tematykę dóbr i wartości, wszak to z jej perspektywy mamy ocenić kwestię
lojalności. Dotychczasowe rozważania przesiąknięte były intencją opisania
lojalności: tu nie sposób niczego wymyślać, bo jeśli już coś takiego będzie
miało miejsce, to najpewniej ze szkodą dla tematu. Wskazując na „kwestię
lojalności” mam na uwadze problem z etycznym zinterpretowaniem tegoż
zjawiska. A tu już jest wiele do przedyskutowania. Podam przykład problemu,
jaki nas czeka.
1.7.2. Powróćmy na chwilkę do starożytnych Aten. Oto Platon zabiera się do
pisania Protagorasa i zamierza wyłożyć swym współczesnym zasady swego
intelektualizmu etycznego. Tematem przewodnim czyni znany wszystkim fakt
moralny, iż ludzie nie zawsze wybierają to, co najlepsze spośród możliwych dla
siebie dróg postępowania. Czy ktoś wątpi w taki stan rzeczy? Nikt. Nawet
Platon mógłby podać liczne przykłady potwierdzające słuszność tej obserwacji.
Jednak chodzi mu o etyczne znaczenie tego faktu, i tu zaczyna się różnić od
potocznych interpretacji. Oto bowiem zwykli obywatele mówią, że człowiek jest
taką właśnie istotą, która wiedząc co jest lepsze, wybiera jednak gorsze, a ów
wybór jest świadomym wyborem, wyborem dokonanym po rozpoznaniu
wszystkiego za i przeciw. Platon nie przyjmuje takiej interpretacji tego zjawiska
moralnego. W jego ujęciu, żaden człowiek, wiedząc że coś jest lepsze nie może
wybrać gorszego, bo to jest niezgodne z naturą człowieka. Jako intelektualista
Platon będzie twierdził, iż tylko odwołanie się do niewiedzy może wyjaśnić ten
„moralny fakt”, iż ludzie błądzą. Owszem, wybrał gorsze, ale nieświadomie,
wybrał nie dlatego, że kierował się wiedzą, lecz że nie miał wiedzy. Kto ma
racje: owe szerokie koła, z jakimi polemizuje Platon, czy też autor Protagorasa?
A może rację miał Sokrates, którego stanowisko jest gdzieś „pomiędzy” wyżej
wyrażonymi, a który uważał, że w odniesieniu do siebie samego, każdy wybór
dokonywany przez jednostkę jest zawsze wyborem najlepszym z możliwych,
podczas gdy możliwe jest dokonanie „gorszego” wyboru wobec innych? Czy
samobójca życzył sobie zła? Wedle Sokratesa – nie; ale zabijając innego,
choćby skazując go na karę śmierci, można już dokonać złośliwego wyboru,
czyli świadomie wybrać komuś gorszy wariant jego możliwej egzystencji. W tej
chwili nie ma to znaczenia. Nie dyskutujemy kwestii akrasii (słabości moralnej),
lecz budujemy perspektywę dla zinterpretowania etycznej zawartości lojalności.
Otwórzmy zatem dwie perspektywy oglądu naszej kwestii.
1.8.1. Pierwszą perspektywę możemy zdefiniować jako agatologiczną, czyli
perspektywę otwartą na realizację dobra (greckie agaton znaczy tyle, co dobro),
zaś to, co ujrzymy w tym etycznym otwarciu nazywać można dobrobytem.
Oparta na zasadach filozofii ontologicznej, etyka dobrobytu stanowić dla nas
będzie zaplecze intelektualne dla oceny zjawiska lojalności.
1.8.2. Drugą perspektywę pozwoliłem sobie określić mianem aksjomatycznej,
kierując jej zainteresowanie w obszar funkcjonowania wartości. Kilka słów o
tym, skądinąd dobrze znanym słowie – ale na gruncie matematyki! To, o czym
zamierzam pisać nie ma nic wspólnego z matematyką, no może z pewnym
wyjątkiem, o którym później. Zawsze zazdrościłem matematykom tej kategorii,
bo pasuje ona do moich intuicji znaczeniowych związanych z tworzoną
terminologią etyczną. Mam pewną niechęć do nazwy aksjologia z uwagi na ów
„logos”, którego nie jestem w stanie dostrzec w tej części doświadczeń
moralnych. W agatologii jest odpowiedni element nauki, w aksjologii miałoby
go nie być, jednak nazwa wskazuje, że coś takiego powinno tam być. W końcu
zajrzałem do słownika grecko-polskiego i nie bez zdziwienia odkryłem, że
matematyczne znaczenie słowa aksjoma jest dopiero na piątym miejscu! Na
trzecim znajduje się wartość, na drugim wysokie stanowisko, na pierwszym zaś
– godność, zaszczyt, cześć. Jest to więc słowo o zdecydowanie moralnej
konotacji. Aksjomatikos znaczy tyle, co zaszczytny i dostojny.
Otwarcie aksjomatyczne w etyce oznaczać będzie, w naszym przypadku,
badanie lojalności z uwagi na aspekty godnościowe, dotyczące czci i
dostojeństwa, z jakimi w etyce wartościobytu się spotykamy.
1.8.3. Zanim zajmiemy się kwestią lojalności, konieczne jest zwrócenie uwagi
na kluczowe różnice zachodzące pomiędzy dobrobytem i wartościobytem. Ku
czemu kieruje nas dobro? Otóż za dobro uważam satysfakcjonujące dążenie do
celu. W definicji tej zawarta jest informacja o każdej składowej wyznaczanej
przez ontologię, czyli o podmiocie, przedmiocie i relacji łączącej podmiot z
przedmiotem. Nie będę się teraz rozpisywać na temat tej definicji, dodam tylko,
że stan satysfakcji opisuje podmiot w relacji dążenia do przedmiotu mogącego
być celem ludzkiego działania.
W sferze wartościobytu nie funkcjonują już relacje podmiotowoprzedmiotowe. Na tym poziomie refleksji nad moralnością mówimy o
interpersonalności, gdyż człowiek jawi się tutaj jako osoba (persona)
wykraczającą poza wszelkie stosunki etyczne fundujące dobrobyt, a tym samym
unieważniająca próby jej zdefiniowania. Filozofowie wartościobytu zawsze
stanowili mniejszość wśród tych, którym dane było rozpatrywać kwestie
moralne, ale też zawsze znalazł się ktoś, kto dał wiarę temu, co się ontologom
nawet nie śniło. Wróćmy teraz do naszego problemu lojalności.
1.9.1. Przynależność do grupy: nie ma lojalności tam, gdzie nie ma
przynależności. A więc: gdzie nie ma określonych relacji międzypodmiotowych.
Już takie stwierdzenie nakazuje nam interpretować lojalność przez pryzmat etyki
dobrobytu, będąc podmiotem w określonej relacji grupowej mogę podejmować
słuszne decyzji, czyli decyzje zgodne z utrwalonym w grupie wzorem. Jako
osoba widzę wokół siebie inne osoby, z którymi mam wrażenie wspólnego
przeżywania tego samego świata wartości, jednak działania celowe grupy są dla
mnie czymś głęboko wtórnym i nieistotnym. Przestaję oceniać grupę ze względu
na jej przydatność społeczną. Mój dostęp do wartościobytu z pozycji drużyny
pingpongowej w niczym nie jest gorszy od grupy pracowniczej Uniwersytetu.
A już z całą pewnością z faktu należenia bądź nienależenia do grupy nie czynię
punktu odniesienia w swoim działaniu. Upodmiotowienie zawęża listę bliskich
mi i cennych znajomości, uosobienie zaś otwiera mnie na wszelkie postacie
pojawiające się na horyzoncie mojego doświadczenia, tym samym osłabia we
mnie zdolność do zachowania zgodnego z zasadami lojalności. Dajmy jakiś
przykład.
1.9.2. Zacznijmy może od jednego z najgłośniejszych obrońców zasad
wartościobytu – Jezusa z Nazaretu (ok. 5-7 p.n.e. – 30 n.e.). Znamy
nowotestamentową przypowieść o Samarytaninie. Cóż powiada w niej ten
żydowski filozof? Otóż reformuje pojęcie bliźniego, znosząc jakiekolwiek
znaczenie przynależności grupowej jako warunku uznania danej jednostki za
sobie bliźnią. Wedle zasad kodeksu etycznego zawartego w Starym Testamencie
bliźnim dla Żyda był inny Żyd, podczas gdy nie-Żydzi nie należeli już do
bliźnich, a tym samym nie chroniło ich prawo w taki sam sposób, jak Żydów.
Poczytajmy księgi mówiące np. o karach za zabójstwo, szybko przekonamy się,
iż zabicie Żyda wiązało się z dużo surowszymi karami niż zabicie nie-Żyda.
Tego rodzaju ocena postępowania w sposób oczywisty dotyczyła wszelkich
relacji. A tu tymczasem Jezus powiada: koniec z takim myśleniem. Od tej pory
ktokolwiek pojawi się na twojej drodze, masz go traktować jako bliźniego
niezależnie od grupowych różnic, a nawet waśni dzielących twoją społeczność
od jego społeczności. Wiedz bowiem, że za każdym razem wartości łączą was o
wiele bardzie, niż dzielą dobra. Można mnożyć przypowieści Jezusa z zawartą
w nich nauką o prymacie wartości nad dobrami. Sfera wartości przekracza
wszelkie pancerze grupowej przynależności, niwelując to, co tak bardzo chronią
czciciele dóbr. Zmiana ta jednak prowadzi do stopniowego zdeprecjonowania
zachowań należących do obszaru lojalności...
1.9.3. Naturalny dla społeczeństw archaicznych rasizm zostaje niemal
natychmiast zakwestionowany, gdy przybywa obrońców wartościobytu. Z takim
procesem mamy do czynienia chociażby w epoce klasycznej filozofii greckiej,
gdy do głosu doszli filozofowie z kręgu humanistycznego. Działający w drugiej
połowie V wieku przed n.e. Antyfont pisał na przykład: „Ludzi zrodzonych z
godnych ojców czcimy i szanujemy, nie czcimy i nie szanujemy tych, którzy nie
pochodzą ze znamienitych domów. A w tym właśnie postępujemy wobec siebie
jak barbarzyńcy, ponieważ z natury urodziliśmy się wszyscy pod każdym
względem jednakowi, zarówno barbarzyńcy, jak i Grecy”. Nie ma więc sensu
wprowadzanie podziałów rasowych, kastowych, klasowych, państwowych itd.,
bowiem właściwym punktem odniesienia do oceny jest człowiek w jego
jednostkowym istnieniu oraz to, co łączy jednostkę z innymi jednostkami.
Wszak, jak twierdził Protagoras, to „człowiek jest miarą wszystkich rzeczy”.
Lojalność wobec państwa nie może ograniczać ani swobody filozofowania, ani
dbałości o własną duszę (psyche).
1.9.4. Temu sposobowi myślenia, które tak bardzo połączyło filozoficzny
dorobek sofistów z filozofią Sokratesa, bardzo szybko dali odpór najsłynniejsi
obrońcy dobrobytu – Platon oraz Arystoteles. W ich teoriach znów zwyciężyły
archaiczne tęsknoty za światem zamkniętych społeczności, w których dziełem
natury były podziały na klasy, rasy, itd., a zasady lojalności uzyskują
priorytetowy charakter.
1.10.1. Przejdźmy teraz do obrony status quo. Konsekwencje poprzedniego
punktu (1.9.) wydają się być oczywiste: wszelkie staus quo w sferze dobrobytu
nie istnieje dla wartościobytu. Opinia Sokratesa – osoby kompletnie nie
zainteresowanej uczestnictwem w życiu politycznym Aten - jest najlepszym
świadectwem: „człowiek, który naprawdę walczy w obronie słuszności, a chce
się choć czas jakiś ostać, musi koniecznie wieść żywot prywatny, a nie
publiczny”. Wartości moralne wyznaczały dla niego osobny wymiar istnienia
ludzkiego, którego nie daje się wywnioskować z zasad sprawdzonych w sferze
dobrobytu. Pamiętamy, jak przed sądem opowiadał o swoich wędrówkach po
Atenach. Rozmawiał z wieloma „autorytetami” w tworzeniu dóbr, zbadał pod
kątem zasad swej aksjomatycznej filozofii najznamienitszych obywateli polis,
by dojść do wniosku, że ich wiedza zdobyta na dobrobycie ma się nijak do
poznania funkcjonującego w obszarze wartościobytu. Mało tego, porównując
efekty swych rozmów z ówczesną elitą ateńskiego dobrobytu oraz rozmów z
przedstawicielami gorszej części ateńskiego państwa („lichsi” obywatele)
doszedł do przekonania, że w odniesieniu do zasad rządzących wartościami ci
drudzy „byli znacznie przyzwoitsi co do porządku w głowie”. Czego tu więc
bronić?
1.10.2. Sokrates wskazał na nieuniknione konflikty rodzące się na granicy
dobrobytu z wartościobytem. Spadkobiercy drogi Sokratesowej konsekwentnie
będą odrzucać wszelkie formy uświęcania status quo tej bądź innej grupy.
Antystenes skieruje swe przesłanie filozoficzne ku „nikczemnym”, w ten sposób
przezwyciężając ostatecznie wizerunek filozofii jako elitarnie zorientowanej
nauki, a adoksja, czyli niesława, stanie się postulowanym wręcz sposobem życia
tych, którym wartości w pierwszym rzędzie pozwalają odnaleźć się w świecie.
Podążanie za bogactwem materialnym, życie w dostatku, dbanie jedynie o
elementy dobrobytu nie może uczynić życia szczęśliwym. Posłuchajmy
Antystenesa: „Nikt, kto kocha pieniądze nie jest dobry, ani król, ani zwykły
obywatel”; „bez cnoty bogactwo nie daje radości”, życia zaś w dostatku można
jedynie życzyć „dzieciom wrogów”. Dla odzyskania znaczenia sfery wartości
trzeba porzucić troskę o dobra. Taki nakaz znajdziemy i u cyników, i u Jezusa z
Nazeretu, który w wielu elementach swego nauczania czerpie z cynickiej
spuścizny etycznej.
1.11.1. Następny punkt lojalności pozwala nam jeszcze bardziej odsunąć od
siebie dobra i wartości. Manipulowanie informacjami, zatajanie prawdy i
kłamstwo wprost uderza w podstawy wartościobytu. W tym miejscu
aksjomatyka etyczna ma wiele wspólnego z aksjomatyką matematyczną. No bo
jaki sens miałoby wprowadzanie do teorii matematycznej fałszywego
aksjomatu? Całość musiałaby natychmiast runąć! Aksjomat matematyczny jest
pewnym zdaniem uznanym za prawdziwy w sposób intuicyjny, bezpośredni i
niewymagający uzasadnienia. W podobny sposób przezywamy wartości:
bezpośrednio, intuicyjnie i niedyskursywnie! Jak aksjomat w matematyce
narzuca swoje rozstrzygnięcia całej teorii, naświetlając ją w odpowiedni sposób,
tak wartość naznacza życie jednostki. Pozostając wobec drugiej osoby w relacji
miłości nie potrzebujemy stawiać pytania: dlaczego go/ją kocham? Już samo
postawienie pytania jest dowodem poważnego kryzysu świadczącego o
uzasadnionej wątpliwości co do stwierdzonego faktu umiłowania danej osoby.
1.11.2. Perspektywa agatologiczna nie tylko pozwala, wręcz wymusza stawianie
pytań. Informacja uzyskuje swą zdolność do właściwego działania w
odniesieniu do kondycji całości grupy. Aby osiągnąć cel, trzeba przygotować się
do manipulacji informacją, gdyż wymaga tego interes całości. Pytanie o miłość
jest wówczas zasadne, skoro bywa i tak, że określany jest nawet zakres osób, w
których wolno się zakochać! Cóż za aksjomatyczny skandal! Jednak zasady
lojalności względem grupy są bezwzględne. Czasem prowadzą do uśmiercenia
jednostki, która w imię miłości zamierza złamać funkcjonujące w grupie normy.
Aby uniknąć niepotrzebnych strat i waśni, Platon proponował na przykład, by
doborem par małżeńskich zajmowali się odpowiedni specjaliści, aby jednak nie
powodowali to negatywnych skutków, dobór ten trzeba ukryć pod postacią
loterii. Młodzi niech myślą, że to los ich ze sobą zetknął, tak będzie lepiej dla
wszystkich. Takich celowych kłamstewek w teorii Platona jest bez liku, wszak
ta całość zwana państwem musi jakoś funkcjonować. I podporządkowywać
sobie królestwo wartościobytu.
1.12.1. I pozostał nam jeszcze jeden punkt – musimy postawić pytanie o sposób
ponoszenia konsekwencji z tytułu wejścia w relację dobra i wartości. Lojalność
zakłada pewną kalkulację, w świetle której opłaca się, i to wszystkim, ponieść
niezasłużony koszt z tytułu powstania określonego zagrożenia, ale gdzieś na
końcu pojawia się światełko rekompensaty. Tymczasowa niesprawiedliwość
pożywia się nadzieją na lepszą przyszłość. Czy jest to jednak poświęcenie znane
z wartościobytu? Zapewne nie. Osoba przytomna swego „poświęcania się”
czemuś nie kalkuluje, nie oczekuje i nie stawia wyżej przewidywanego stanu
przyszłego nad teraźniejszym. Wartościobyt nie zna przyszłości. Nie zna też
przeszłości. Wszystko jest teraz, wszystko jest uobecnione w zawsze aktualnym
bycie przesłoniętym wartością. Ktokolwiek zakocha się, już nigdy nie zapomni
tej miłości i nigdy nie „odkocha” się; z kimkolwiek zaprzyjaźni się, uczyni to
bezwarunkowo. W królestwie wartościobytu nie ma miejsca na
niesprawiedliwość. Tak jak nie ma miejsca na sprawiedliwość. Oto rzeczywista
aksjomatyka etyczna człowieka.
1.12.2. Wydaje mi się, że z racji lojalności należy ostro odróżnić od siebie sferę
„kosztów” ponoszonych w dobrobycie od poświęcania się w wartościobycie.
Dlaczego? Pozwoli to oczyścić zachowanie lojalnościowe od niepotrzebnego
„dowartościowywania” sprawiającego, że wymaganie dochowania lojalności
urasta do rangi bezwarunkowego posłuszeństwa. A to szkodzi, i to w dwojaki
sposób.
Po pierwsze szkodzi samej lojalności, gdyż czyni ja ślepą na los całości i
osłabia kluczową relację współodpowiedzialności. Mówiąc o lojalności trzeba
mieć na uwadze jej ograniczenia wynikające z tytułu przyjęcia wzajemnych
zobowiązań. Nie można wymagać od innych, by byli lojalni, samemu pozostając
poza granicami lojalności. Takie nieuprawnione „dowartościowanie” lojalności
w sposób oczywisty degeneruje grupę i sprawia, że dochowanie lojalności nie
stanowi już momentu racjonalizującego funkcjonowanie grupy.
Z drugiej strony szkodzi wartościobytowi, wprowadzając w jego obszar
oczekiwania wyrosłe na gruncie dobrobytu. Oczekiwanie skuteczności i
sprawności działania grupy czyni z wartości coś w rodzaju czynnika manipulacji
jednostkami. Niestety, z taką indoktrynacją wartościobytu spotykamy się
codziennie. Wystarczy posłuchać języka reklam, polityki, religii....

Podobne dokumenty