Ekofeminizm

Transkrypt

Ekofeminizm
Ekofeminizm
Doświadczenie mojej kobiecej tożsamości stało się czymś zupełnie podstawowym, centrum, wokół
którego buduje się cała reszta. Drążąc swoją własną kobiecą naturę odkryłam, że jest obszar wspólny
dla tego, co Dzikie i Żeńskie. W ten sposób okazało się, że bajka o wilku i Czerwonym Kapturku
mogłaby mieć jeszcze jedną wersję, bo ta dziewczynka ani taka naiwna, ani bezbronna, ani słaba nie
jest. Dzisiaj już wiem, że o mojej kobiecej sile stanowi to, co Dzikie, Wolne i nie podlegające
konwenansom. Zupełnie jak Śpiąca Królewna zaczęłam się rozglądać – zbudzona ze snu – a krajobraz
okazał się nieco odmienny od tego, jaki towarzyszył mi w letargu. Szybko zauważyłam, że Dzikość
i Kobiecość budzą odruchowy i bardzo głęboki lęk. Zauważyłam też, że nie umiem się odnaleźć
w zastanych strukturach – nazwijmy je – społecznych. Zbiurokratyzowane wzorce ludzkich zachowań,
relacje oparte na jakichś tajemnych grach wąskiego ego – to wszystko zaczęło mi się jawić jako
„obce”, nie moje. Wolę twórczo rozmawiać, a nie zamykać się we własnym „stanowisku”,
wygłaszanej z namaszczeniem opinii, uwagach tylko ad vocem, kolejność wystąpień zawsze burzy
mój naturalny tok myślenia. I wcale nie chodzi mi o brak porządku, tylko myślę teraz, że jeżeli ludzie
nie mają sobie wiele do powiedzenia i bardzo się boją, to tworzą gigantyczną nadbudowę procedur,
strategii dyskutowania i socjotechnik, które wobec kobiecej intuicji są po prostu żałosną próbą
manipulacji grupą. Jak to zwykle z biurokracją bywa, staje się ona wężem zjadającym swój ogon,
drogą, celem i wyrocznią. Powoli zaczęłam dostrzegać, że język, którym mówię, jest odmienny od
tego, jakim przemawia do mnie zdominowana przez męską nadaktywność współczesna kultura.
Nie wolno być subiektywnym ani emocjonalnym, nie można okazywać swoich prawdziwych uczuć,
zwłaszcza, jeśli są gwałtowne (chciałoby się rzec: dzikie). Wszystko zostało przeliczone i odmierzone.
Twórca współczesnej biurokracji, W. Taylor, przestrzegał, że oceny indywidualne są notorycznie
nierzetelne, niejednoznaczne i niepewne. Dlatego lepiej poddać się dyktatowi statystyk
i wszystkiemu, co nosi etykietkę „naukowo potwierdzone”. Jakoś zapomina się przy tym, że – i doszła
do tego współczesna fizyka, jeśli do kogoś nie przemawiają argumenty wywiedzione z tradycji
religijnych – podział na „badane” i „tego, kto bada” jest czysto iluzoryczny. Byle tylko nie ujawniać
swoich indywidualnych pomysłów, byle tylko móc bezpiecznie się chować w zastanych układach.
Zaczęło mnie nurtować kilka pytań: czy jako kobieta rzeczywiście mówię innym językiem? Jakie jest
w tym względzie doświadczenie innych kobiet? Czy też czują się nierozumiane? Dlaczego – jeśli
odpowiedź na powyższe byłaby twierdząca – nie mówimy własnym językiem? Znów zaczęłam się
rozglądać, szukać odpowiedzi w książkach i w życiu, ale okazało się to bardzo trudne. Teraz wydaje
mi się, że z jakichś powodów straciłyśmy (bardzo nie lubię wypowiadać się za inne, ale trudno, jak to
mam powiedzieć?) własne rytuały i własną kulturę. Nie umiemy mówić własnym językiem.
Chciałabym kiedyś poznać wszystkie jego głoski. Nie ma się od kogo uczyć, nasza własna tradycja
też została zniszczona, kobiety nie są już – cokolwiek by nie myśleć – wspólnotą. Czuję, że ma to
związek z wyszarpywaniem ostatnich skrawków Dzikiego – czy to dzikiej natury, czy tradycji, które
umiały żyć z nią w zgodzie, czy Dzikiego w nas samych: odwagi (naprawdę możemy być odważne!),
determinacji, nieugiętości, naszego własnego instynktu. Pozbawiono nas także kontaktu z własnym
ciałem. Moje ciało jest przecież czymś, co najsilniej łączy mnie z naturą – lubię się mu przyglądać,
mówić o nim i je obserwować. Aberracje w tym względzie są skrajnie różne: albo ciało to grzech,
wstyd i szatan, albo jest zwykłym towarem, który można dowolnie opakować i który musi być
utrzymywany w dobrej kondycji (jeśli ma się dobrze sprzedawać). A gdzie miejsce na pot, łzy, krew?
Nie ma też miejsca dla świadomego i prawdziwego przeżywania bólu, nie ma miejsca dla
nieskrępowanej rozkoszy. Może dlatego, że mogłoby się okazać, jak bardzo jesteśmy zwierzęcy i że
Ekofeminizm
1
cały ten gmach cywilizacji nie zdołał nas jednak pozbawić przynależności do świata natury.
Przynależność do tego świata czuję całym ciałem i całe moje ciało buntuje się, kiedy widzę wycinkę
pod trasy narciarskie na Jaworzynie. To przecież moja rodzina, moje plemię. I w takich chwilach nie
ma miejsca na intelektualne dywagacje, statystyki i epatowanie elokwencją. Nic się nie liczy, trzeba
coś zrobić, już, natychmiast, nagle odkrywam, że nie boję się niczego/nikogo i mam prawo do moich
uczuć, mojego ciała i wspólnoty z tym, co mnie otacza, nawet, jeśli nie jest to „naukowo
uzasadnione”. Doświadczenie = reakcja.
Z głową nabitą takimi myślami i takimi obrazami wyruszyłam na spotkanie w Spale (Ogólnopolskie
Spotkanie Ruchów Ekologicznych). Mniej więcej wiedziałam, jak to może wyglądać uczestnicząc we
wcześniejszych przygotowaniach. Myślałam sobie: znów będę zagryzać wargi znając ten ton głosu,
którym reagują na proste babskie pytanie: po co to wszystko? Znów będzie mnie ogarniał lęk przed
wystąpieniem obok Festiwalu Niczym Nieskrępowanego Męskiego Ego. Obiecałam sobie jednak
kiedyś nie być pokrzywdzoną ofiarą męskiej dominacji – prawda jest taka, że pokrzywdzonym jest się
na własne życzenie. Tak się złożyło, że byłam świeżo po lekturze „Technopolu” Neila Postmana. To
dziwne, jak wiele obserwacji przystawało do tej nielicznej grupy ludzi, która ma odwagę
przeciwstawiać się wszechobecnej wojnie z przyrodą. Choćby taka:
[…] technopol pragnie rozwiązać, i to raz na zawsze, dylemat subiektywizmu. W kulturze,
w której maszyna, z jej bezosobowymi i nieskończenie powtarzalnymi operacjami jest
metaforą kontrolującą i gdzie uważa się ją za narzędzie postępu, subiektywność staje się
czymś zasadniczo nieakceptowalnym. Różnorodność, złożoność i dwuznaczność ludzkich
sądów to wrogowie techniki. Obrażają statystykę, sondaże, standaryzowane testy
i biurokrację1.
Znów zaczęłam bacznie obserwować i stało się dla mnie podczas tego spotkania jasne, że powiela się
najgorsze wzorce systemu, który powinien być nam obcy. Nie można walczyć z technokracją
przyjmując technokratyczne sposoby gry. Tutaj także trudno jest się odnaleźć kobietom i ich
sposobowi formułowania sądów, ich sposobowi rozmowy i działania. Zadziwiające, jak często polscy
ekolodzy powielają wzorce ze świata, który eksterminuje dziką naturę. Dajemy się powoli uwodzić
technikom, sondażom, biurkom z komputerami i męsko-agresywnym modelom działania. A przecież
bez radykalnej zmiany stylu działania i sposobu myślenia/odczuwania – jaki oferuje ekologia głęboka
żadnych zmian nie będzie.
Wszystkie te wątpliwości sprawiły, że pomyślałam sobie: chyba czas zacząć mówić głośniej. Dzięki
przyjaciołom z HROŚ powstało tipi – idealne miejsce na nieformalne spotkanie pod hasłowym
tytułem „ekofeminizm”. Bardziej chodziło mi o postawienie pytania: czy my, kobiety w ruchu,
potrzebujemy własnego języka, czy umiemy nim mówić, czego się boimy? W głębi duszy żywię
bowiem przekonanie, że często my same ponosimy winę za miejsce, w którym się znajdujemy. To
prawda, że słowo „feminizm” bywa w Polsce kojarzone o wiele bardzie negatywnie niż „diabeł”, a o
ekofeminizmie w ogóle nic me wiadomo, ale jeśli nie weźmiemy tego w swoje ręce, to zawsze chcąc
zabrać głos będziemy traktowane z politowaniem, jeśli tylko wychylimy się poza męski sposób
prowadzenia dyskusji, Moja praktyka uczy mnie także, że bywamy oskarżane o dominację w sytuacji,
kiedy zabieramy głos na równi z mężczyznami. Mężczyzna może powiedzieć swojemu przedmówcy
„teraz ja mówię!” – kiedy mówi to kobieta, podobno „dominuje”. Przyzwyczaiłam się puszczać takie
uwagi mimo uszu, każdy widzi to, co może i potrafi zobaczyć. Faktem jest jednak, że jeśli chcemy
Ekofeminizm
2
mieć prawo do własnego obszaru i własnego języka, to musimy sobie to same wypracować. Nikt za
nas tego me zrobi, Wiele padło ciekawych opinii w tipi (które samo w sobie jest miejscem bardziej
twórczym niż sala konferencyjna), interesujące dla mnie było to, że tak wiele osób zjawiało się na
spotkaniach, których nawet nie było w programie. Rozmowy pokazały, że wszyscy potrzebujemy
miejsca swobodnej rozmowy, czasu, kiedy czulibyśmy się słuchani i że to, co mówimy, jest dla innych
ważne, a nie że jesteśmy li tylko statystkami w Wielkim Festiwalu Niczym Nieskrępowanego
Męskiego Ego. Z tych rozmów narodziła się pewna inicjatywa, o której jeszcze za chwilę. W każdym
razie mam własną koncepcję rozumienia pojęcia „wzmocnienie ruchu ekologicznego”. Z pewnością
wzmocnienie takie nie nastąpi, jeśli nie odkryjemy własnej tożsamości. Chyba że uczestniczymy
w tym wszystkim tylko dla celów towarzyskich (bo i takie wrażenie można było w Spale odnieść).
Istnienie ruchu ekologicznego nie jest przecież celem samym w sobie, czemuś ta grupa ludzi –
w założeniu – służy. Czasem odnoszę wrażenie, że to, co rozumie się przez ową magiczną formułę
(„wzmocnienie ruchu”) to właśnie tworzenie tego ruchu za wszelką cenę, tak jakby samo jego
istnienie już stanowiło o wielkim sukcesie.
I już na zakończenie: do wszystkich panów, którzy w trakcie czytania tego tekstu odnieśli wrażenie,
że występuję przeciw mężczyznom – po pierwsze, przeczytajcie to jeszcze raz podstawiając
w miejsce określenia „męskie” – „agresywne”, „dominujące”, „technokratyczne”, po drugie,
zacznijmy o tym rozmawiać poważnie. Nie na poziomie piaskownicy, gdzie chłopcy przechwalają się,
że potrafią siku na stojąco.
Starzy chińscy mistrzowie wiedzieli, że prawdziwa harmonia, to żeńskie i męskie w równowadze.
Mamy jednak do czynienia z sytuacją, kiedy jedna część jest w przewadze. Żeby ta harmonia była
możliwa, musimy odnaleźć swoją kobiecą tożsamość. Jeżeli dotrzemy do tego, co żeńskie i kobiece,
znajdziemy też Dzikie i Pierwotne.
Podczas spotkań w tipi okazało się, że część uczestniczek pragnie kontynuować takie
spotkania. Wszystkie kobiety i dziewczyny zainteresowane odnalezieniem własnego języka
i własnego rytuału zapraszam do współpracy. Jesienią przewiduję zorganizowanie spotkania
w chacie w górach (Beskid Sądecki – od września 1997 r. miejsce stałych działań
warsztatowych PnrWI Nowy Sącz i miejsce spotkań kręgu przyjaciół grupy ATMAN). Będzie
to spotkanie przez nikogo nie sponsorowane, to co wspólnie zrobimy, będziemy zawdzięczać
sobie.
Anna Nacher
1. Neil Postman, Technopol, Warszawa 1995, s. 188.
Ekofeminizm
3