szantowanie po polsku - Archiwum magazynu Rejs

Transkrypt

szantowanie po polsku - Archiwum magazynu Rejs
SZANTOWANIE
PO POLSKU
Jerzy Rogacki
Szanty - to słowo, które w Polsce jest często
używane, a nawet nadużywane, już od kilkunastu
lat. Wokół niego narosło wiele nieporozumień i czas
najwyższy, żeby je przynajmniej częściowo
wyjaśnić. Temat, wbrew pozorom jest obszerny
i będzie wielokrotnie pojawiał się na łamach
naszego magazynu. Czytelnicy "Rejsu" nie powinni
być wprowadzani w błąd.
Archiwum magazynu Rejs http://kormoran.aplus.pl
Większość przeciętnych zjadaczy
chleba zetknęła się już z tym określeniem i przeważnie kojarzy je z jakąkolwiek pieśnią, czy piosenką, która w dowolny sposób wiąże się z wodą.
Dotyczy to także niektórych doświadczonych żeglarzy. Pozorna znajomość
tematu świadczy niewątpliwie o jego
popularności. Zainteresowanie szantami w Polsce jest ewenementem na
skalę światową. Tylko u nas organizuje się co roku kilkanaście dużych i znanych imprez, a liczba najprzeróżniejszych koncertów pod znakiem szanty
zbliża się do setki i dalej rośnie. Dziesiątki tysięcy ludzi w różnym wieku,
którzy chętnie biorą udziat w takich imprezach -to wynik, którego próżno by
szukać nawet w krajach o bogatych
tradycjach morskich, z których nota
bene, właśnie wywodzi się szanta. Tylko czy oni wszyscy wiedzą co to znaczy i skąd się to u nas wzięto? Spróbujmy uporządkować informacje.
Żeglarze śpiewali z różnych powodów „od zawsze" i tu, mimo ogromnego rozwoju technicznego, niewiele się zmieniło. Potrzeba taka istnieje
nadal. Obecnie żeglowanie kojarzy się
przeważnie z jachtingiem, a więc
z definicji z pływaniem dla przyjemności. Wspólne śpiewanie też jest przyjemnością i nie ma żadnych przeciwwskazań, żeby te przyjemności ze
sobą łączyć. Wielu tak właśnie od dawna robi. Wspólne śpiewanie zawsze
towarzyszyło zarówno rejsom morskim, jak i śródlądowym, śpiewano na
łódkach, w portach, przy ogniskach,
w klubach i gdzie tylko się dało. Repertuar był zawsze zróżnicowany, ale
nawet niewprawne ucho mogło odróżnić piosenki żeglarskie od innych
pozostałych.
Około trzydziestu lat temu w repertuarze śpiewających żeglarzy pojawiły się utwory, oparte o tradycyjne pieśni morskie, głównie rodem z Wysp
Brytyjskich. Niektórzy mieli okazję zetknąć się z nielicznymi nagraniami takich pieśni i spróbować zaadaptować
je do polskich realiów. Zaczęto też, początkowo dość nieśmiało, używać angielskiego słowa "shanty" (liczba mnoga "shanties"). Zainteresowanie tymi
pieśniami narastało, jako że ich
melodie byty
nieskomplikowane
i znakomicie nadające
się do wspólnego
śpiewania, a słowa
bliskie każdemu
żeglarzowi.
Repertuar jachtowych wokalistów rozrastał się coraz bardziej.
Oprócz tłumaczeń z angielskiego,
powstawały rodzime dzieła, inspirowane przeżyciami i doświadczeniami z rejsów. Utwory te nazywano po
prostu "piosenkami żeglarskimi", jednak niektórzy, świadomie lub nieświadomie używali coraz częściej
dziwnego słowa "shanties".
W latach siedemdziesiątych utalentowani amatorzy, głównie studenci-żeglarze, próbowali rozpowszechniać je w różny sposób, także
publicznie na rozwiniętych już wtedy,
festiwalach piosenki turystycznej. Na
gdańskich "Bazunach", łódzkich "Ya-
pach" i na innych turystycznych imprezach, pojawiały się od czasu do
czasu piosenki żeglarskie. Większość
z nich -to ballady, śpiewane przez solistów, lub duety, z towarzyszeniem
nieodłącznych i nie zawsze "całkiem
nastrojonych" gitar. Niebawem pojawiły się także pierwsze zespoły. Zainteresowanie tą formą muzykowania
rosło nadal i przez kilka lat szukano
okazji do oddzielenia się od piosenki
turystycznej i zorganizowania własnej, tylko żeglarskiej imprezy. Po raz
pierwszy coś takiego udało się
w 1977 r. w Górkach Zachodnich. Impreza nosiła nazwę l Akademicka Giełda Piosenki Żeglarskiej - "Szanty 77".
Niestety odbyła się ona tylko dwa
razy (w 1977 i 1978 r.) Hasło „Szanty"
jednak pozostało i było później utożsamiane z każdą imprezą, gdzie śpiewano piosenki żeglarskie. Środowisko żeglarskie próbowało szukać na
różne sposoby okazji do wspólnego
śpiewania w zorganizowanej formie.
„Kopyść" w Białymstoku (1979,
1980), "Biesiady żeglujących bardów"
w Warszawie i regularne koncerty
w Mikołajkach na "Mazurskiej Operacji Żagiel" (od 1980 r.), które także
przerodziły się w duży festiwal -to tylko najbardziej znane imprezy z przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. W 1981 r. w Krakowie
odbył się po raz pierwszy Festiwal Piosenki Żeglarskiej Shanties. Skromna
i nad wyraz sympatyczna impreza
w ciągu zaledwie kilku lat rozwinęła
się w tempie, którego nikt nie był
w stanie przewidzieć i szybko przekształciła się w najbardziej znany
Słowo „szanty" już na początku lat siedemdziesiątych próbował wprowadzić do języka polskiego Jerzy Wadowski1 - autor, publicysta i morski kulturoznawca, a utrwaliła je w „Rozśpiewanym morzu" w 1975 r. Halina
Stefanowska2. Wadowski postulował
spolszczenie angielskiego rzeczownika shanty, proponując na jego
miejsce słowo: szanta, jako rzeczownik rodzaju żeńskiego, deklinacji IV, oznaczający pieśń roboczą pracy zespołowej. W oczywistej konsekwencji, na miejsce angielskiego słowa shantyman, słowo szantymen, jako
rzeczownik rodzaju męskiego, deklinacji IV. oznaczający osobę będącą przodownikiem pracującego kolektywu
i kierującą jego śpiewem podczas wykonywania pracy zespołowej." Wadowski już wtedy zauważył, że
Spolszczone formy weszły już - jak się wydaje - trwale do języka polskiego, jednak nie zawsze są stosowane we
właściwym znaczeniu. Słowo szanta stosowane jest w Polsce często jako określenie zarówno żeglarskiej pieśni roboczej, jak i piosenki rozrywkowej o temacie żeglarskim. Niewłaściwość stosowania tego słowa w drugim znaczeniu jest oczywista. Słowo shanty nie oznaczało nigdy ballady czy jakiejkolwiek pieśni rekreacyjnej
bądź rozrywkowej. Shanty to wyłącznie pieśń robocza pracy zespołowej."
1
Jerzy Wadowski ze swych licznych wojaży zagranicznych przywiózł do Polski wielką kolekcję pieśni żeglarskich z całego świata. Ich późniejsza analiza zaowocowała
pierwszą na świecie pracą doktorską, której tematem byty marynarskie pieśni pracy i monografią „Pieśni spod żagli" (wydaną dopiero w 1989 r. przez Wydawnictwo
Morskie w Gdańsku).
2
Halina Stefanowska - „Rozśpiewane morze", Wydawnictwo Morskie Gdańsk 1975 r.
Archiwum magazynu Rejs http://kormoran.aplus.pl
Kameralna atmosfera na l Festiwalu Piosenki Żeglarskiej „Shanties" 1981.
Szczytowy okres "Shanties" w Krakowie
Archiwum magazynu Rejs http://kormoran.aplus.pl
w kraju a także i za granicą festiwal.
Od tego roku impreza ta będzie już
„pełnoletnia", co powinno oznaczać
także „dojrzała".
Po sukcesie
krakowskiego festiwalu
mniejsze i większe
imprezy organizowano
wszędzie, gdzie tylko
było to możliwe.
"Rafa" w Radomiu, „Tratwa"
w Katowicach liczą sobie niewiele
mniej lat niż "Shanties". "Kubryk"
w Łodzi i „Wiatrak" w Świnoujściu odbędą się w tym roku po raz piętnasty.
"Bezan" w Tarnowie, Festiwal Piosenki Morskiej w Gdyni, "Ztota Szekla"
w Koninie, "SARI" w Żorach, "Szanty
we Wrocławiu" - to przeglądy i festiwale znane w Polsce od dawna.
Wymieniłem tu tylko te z nieprzerwaną, ponad 10-letnią tradycją. Lista
wszystkich imprez tego typu jest znacznie dłuższa, a co roku powstają nowe. Jest w czym wybierać. Zjawisko,
zwane umownie: "Szanty" osiągnęło skalę, o której nie śniło się nigdy
animatorom tego ruchu 25 lat temu.
Czy ma to rzeczywiście związek
z szantami wg cytowanej powyżej definicji? Niestety nie bardzo. Poszukiwania oryginalnych, tradycyjnych
pieśni marynarskich i bardziej lub
mniej udane próby ich przekładów,
podjęte w latach osiemdziesiątych,
zaowocowały pojawieniem się w naszym, żeglarskim repertuarze ponad
100 utworów, z których większość była kiedyś szantami (tzn. pieśniami pracy). Pozostałe to tzw. pieśni kubryku
(foc'sle songs3 lub forebitters4), czyli
pieśni czasu wolnego. Główni sprawcy tego zamieszania to zespoły: STARE DZWONY i CZTERY REFY. Lista
wykonawców, szczególnie zespołów,
które przyczyniły się do rozwoju "szantowania" jest jeszcze bardziej imponująca niż pełna lista wszystkich festiwali. Do tego tematu na pewno
jeszcze wrócimy.
Wśród ogromnej liczby wykonawców, którzy przewinęli się na
przestrzeni tych lat przez dziesiątki
festiwali, było wielu takich, którzy
w ogóle nie śpiewali żadnej szanty.
Niektórzy (m.in. Jurek Porębski, Ry-
siek Muzaj - jako soliści) wprowadzili
niepowtarzalne klimaty w swoich autorskich piosenkach, związanych
z morzem lub (np. Andrzej Korycki)
z żeglowaniem nie stroniąc od elementów rozrywkowych.
l bardzo dobrze. Inaczej mogłoby
być nudnawo, choć osobiście nie zgadzam się z przysłowiem... "as boring
as sailors' shanty"5. Jednak wielu innych wykonawców widziało w tym
rozwijającym się estradowym ruchu
znakomitą okazję do zwrócenia na siebie uwagi, a o szantach, czy w ogóle
o żeglowaniu nie miało pojęcia. Kilka
pierwszych, drugich, czy "w pół do
trzecich" miejsc w licznych konkursach
festiwalowych, dawało teoretycznie
możliwość estradowej kariery. Ci, którym się to udało to nieliczne wyjątki,
inni albo dali sobie spokój z karierą, albo też wrócili do śpiewania "szant".
Fenomen popularności "imprez
szantowych" w Polsce, moim zdaniem, wiąże się też z innym faktem.
Wyjście poza
środowisko żeglarskie
i popularność tych
utworów to niewątpliwie
wielki sukces.
Ale czy przeciętny Kowalski interesuje się żeglarstwem, jego historią,
tradycjami, tematyką pieśni morskich?
I skąd by się to u niego wzięło?
Nieprzeparta potrzeba prostej rozrywki tkwi głęboko w każdym z nas.
Nie jesteśmy na pewno szczególnie
muzykalnym i rozśpiewanym narodem. Ale po kilku piwkach czasem by
się bardzo chciało. Naprzeciw tej potrzebie wychodzą popularne piosenki
żeglarskie a i typowe szanty też. Proste słowa, proste melodie - i każdy Słowianin czuje się od razu szantymenem.
W stosunku do nieco innej części naszego społeczeństwa podobnie działa mechanizm "disco-polo".
Niektórzy wykonawcy chcąc
osiągnąć jeszcze większą popularność, wiedzą doskonale, czego oczekuje publiczność. Refleksyjne ballady
morskie nie mają szans na imprezach
powyżej tysiąca osób. Nowe piosenki przebijają się dość długo. Masowej
publiczności (w tym najgorszym tego
słowa znaczeniu) wystarczy do osiąg-
nięcia ekstazy zaledwie kilkanaście
ogólnie znanych "hitów" sprzed kilku, czy kilkunastu lat. Żeby jeszcze było łatwiej dotrzeć do młodzieży,
brzmienie niektórych zespołów i ich
aranżacje coraz mniej się różnią od
tego, do czego młodzi ludzie są przyzwyczajeni. Gitary elektryczne, basowe, perkusje, keyboardy i jeden wielki łomot-to już prawie norma. Trudno
jest ograniczać swobodę artystyczną
twórców i wykonawców, ale
tradycyjne pieśni
morskie w takich
aranżacjach to wielkie
nieporozumienie.
Nasz rodzimy "folk-rock" ma
często więcej wspólnego z wiejską
remizą niż z "world musie", a już na
pewno niewiele z szantami.
Gdzie więc podziały się owe
szanty? Ano, głównie są obecne
w nazwach festiwali, przeglądów
i innych koncertów "szantowych".
Zwróćcie na to uwagę przy okazji
najbliższej takiej imprezy. Nieprawdą jest, że wszystkie tradycyjne
pieśni morskie i szanty zostały już
wykorzystane. Bogactwo, które tkwi
w nieodkrytych jeszcze w Polsce
oryginalnych źródłach pozwoli rozwijać się tradycyjnemu nurtowi jeszcze przez długie lata. Tylko czy będzie miał kto tego słuchać? Czy
ambitnym wykonawcom wystarczy
energii, żeby przeciwstawić się
wszechobecnej chałturze i bylejakości, która od pewnego czasu towarzyszy prymitywnym imprezom rozrywkowym pod hasłem „szanty"?
Czy organizatorzy i sponsorzy są jeszcze w stanie wylansować normalność? Mój optymizm pozwala jednak przypuszczać, że nie wszystko
jeszcze stracone i po okresie „wielkiego łomotu" powróci znów okres
szacunku do tradycyjnego, akustycznego brzmienia.
Fot. z archiwum Jerzego Rogackiego
3
foc'sle - skrót od forecastle - kubryk, czyli pomieszczenie dla załogi na żaglowcach, gdzie w czasie wolnym
od wacht pokładowych śpiewano różne pieśni.
4
w czasie dobrej pogody wspólne śpiewanie i muzykowanie odbywało się na pokładzie. Marynarze zbierali się w części dziobowej i siadali na polerach. czy
też knagach, służących do obkładania lin, zwanych
forebitts. Stad też alternatywna i nieprzetłumaczalna nazwa tych pieśni - forebitters.
5
nudny jak marynarska szanta.
Archiwum magazynu Rejs http://kormoran.aplus.pl