część 3 - Bernard Nowak
Transkrypt
część 3 - Bernard Nowak
Marcin Zieniewicz POLSKA PLACÓWKA DYPLOMATYCZNA WE LWOWIE 1987–2012 Historia polskiej placówki dyplomatycznej we Lwowie ma swoje początki w odległym z dzisiejszego punktu widzenia roku 1987, kiedy to w stolicy zachodniej części Ukrainy powstała Agencja Konsularna, reprezentująca jeszcze wtedy PRL. Jej pierwszym kierownikiem był konsul Włodzimierz Woskowski. W roku 1993 już w niepodległym państwie ukraińskim Agencja została przekształcona w Konsulat Generalny Rzeczypospolitej Polskiej, a pierwszym konsulem generalnym we Lwowie został Henryk Litwin, obecnie ambasador RP w Kijowie. Dwudziestopięciolecie istnienia polskiej placówki we Lwowie to czas obfitujący w wiele wydarzeń politycznych rozgrywających się w tej części Europy. Dynamiczne zmiany, jakie wtedy zachodziły, dotyczyły także pracy naszego urzędu. Pierwotnie lwowski okręg konsularny obejmował aż osiem obwodów Zachodniej Ukrainy: chmielnicki, czerniowiecki, lwowski, iwano-frankiwski, rówieński, tarnopolski, wołyński i zakarpacki. Obszar ten uległ zmniejszeniu w 2003 roku, w następstwie utworzenia nowego, łuckiego okręgu konsularnego, do którego przyłączono obwody: wołyński oraz rówieński. Sytuacja ta powtórzyła się w 2009 roku, kiedy po utworzeniu placówki konsularnej w Winnicy nasz okręg zmniejszył się o obwód chmielnicki. W 2012 r. obszar okręgu stanowiło pięć obwodów: czerniowiecki, iwano-frankiwski, lwowski, tarnopolski i zakarpacki. Po zmianach 2013 r. okręg uległ zmniejszeniu do trzech obwodów: lwowskiego, iwano-frankiwskiego i zakarpackiego. 58 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Najstarsza siedziba polskiej placówki konsularnej we Lwowie, usytuowana przy ul. Iwana Franki 110. Budynek jest użytkowany od 1987 r. do chwili obecnej. W jego sąsiedztwie w roku 2011 otwarto nowy budynek konsulatu. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. W latach 1987–2012 na czele urzędu stało czternastu kierownikow bądź osób pełniących obowiązki kierownika. Na początku byli to jeszcze kierownicy Agencji Konsularnej PRL i RP (po 1989 r.), konsulowie: Włodzimierz Woskowski (1987–1990), Janusz Łukaszewski (1990–1991) i Andrzej Krętowski (p.o. 1991). Pierwszym konsulem generalnym we Lwowie został Henryk Litwin (1991–1994). Po nim obowiązki przejmowali kolejno: Marek Krajewski (p.o. 1994–1995), Tomasz Marek Leoniuk (1995–1997), Piotr Konowrocki (1997–2000), Wincenty Dębicki (p.o. 2000), Krzysztof Sawicki (2000–2003), Janusz Jabłoński (p.o. 2003–2004), Wiesław Osuchowski (2004–2008), Grzegorz Opaliński (2008–2011) i Andrzej Drozd (p.o. 2011). Aktualnie kierownikiem placówki jest konsul generalny, ambasador tytularny Jarosław Drozd (od 1 września 2011 roku). M. Zieniewicz, Polska placówka dyplomatyczna we Lwowie… 59 Nota MSZ ZSRR z 2 II 1987 r., wysłana w odpowiedzi na notę MSZ PRL. Radziecka nota jest wyrażeniem zgody na powołanie we Lwowie Agencji Konsularnej PRL. Archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych Rzeczypospolitej Polskiej. 60 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Nota dyplomatyczna Konsulatu Generalnego PRL w Kijowie do MSZ Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, mówiąca o tym, że termin otwarcia Agencji Konsularnej we Lwowie przewidziano na początek lipca 1987 r. oraz że do pracy w Agencji oddelegowano konsula Włodzimierza Woskowskiego, 7 V 1987 r. Archiwum MSZ RP. M. Zieniewicz, Polska placówka dyplomatyczna we Lwowie… 61 Lwów, Cmentarz Łyczakowski, przed grobem Seweryna Goszczyńskiego. Wizyta polskich intelektualistów i osobistości kultury. Na zdjęciu od lewej w pierwszym rzędzie: aktor Jarema Stępowski; osoba nieznana; działacz polski ze Lwowa Zbigniew Bil, aktor Mieczysław Voit, lwowiak, scenarzysta i filmowiec Jerzy Janicki, historyk Stanisław Nicieja, piosenkarka Barbara Dunin. W drugim rzędzie od lewej: osoba nieznana, lwowiak i piosenkarz Zbigniew Kurtycz, dziennikarz telewizyjny Stanisław Auguścik, konsul Włodzimierz Woskowski, senator Andrzej Szczepkowski, kompozytor Zbigniew Rymarz, osoba nieznana. Rok 1989, fotografia ze zbiorów W. Woskowskiego. Opisując działania polskiej dyplomacji w omawianym okresie, należy wspomnieć o tak ważnym komponencie polityki zagranicznej, jakim jest promocja gospodarcza. Zadania z tego zakresu w latach 1989–2006 z dużym powodzeniem realizował Wydział Ekonomiczno-Handlowy, powołany jako przedstawicielstwo Ministerstwa Gospodarki RP. Funkcję kierowników wydziału pełnili kolejno konsulowie: Marian Ozimek (1989–1990), Andrzej Zinserling (1990–1994), Andrzej Kozłowski (1994), Jacek Gerałt (1994–1999), Michał Uziembło (1999–2005) oraz Andrzej Krasnodębski (2005–2006). 62 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Kamienica przy ul. Mychajła Kociubińskiego 11a. Pomieszczenia w tym budynku były użytkowane przez Konsulat w latach 2003–2011. Wcześniej znajdowała się tu rezydencja konsula generalnego. W tym budynku zmarł nieodżałowanej pamięci konsul Tomasz Marek Leoniuk. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. Początki placówki. Lata 1987–1991 Podniesienie polskiej flagi na maszt przed siedzibą placówki, w dawnej willi lwowskiego malarza Stanisława Kaczor-Batowskiego przy ul. Iwana Franki 110 (dawniej ul. Świętej Zofii) nastąpiło 22 lipca 1987 roku, choć faktycznie urząd działał już wcześniej. Pierwszą czynność konsularną, tj. wydanie paszportu tymczasowego na powrót do kraju, zapisano w annałach pod datą 15 lipca 1987 roku. Na decyzji o utworzeniu polskiej placówki dyplomatycznej we Lwowie zaważyła konieczność otoczenia należytą opieką konsularną rzeszy obywateli polskich podróżujących w tym okresie tranzytem przez teren Zachodniej Ukrainy w kierunku Półwyspu M. Zieniewicz, Polska placówka dyplomatyczna we Lwowie… 63 Zarządzenie ministra spraw zagranicznych PRL Mariana Orzechowskiego w sprawie ustanowienia Agencji Konsularnej PRL we Lwowie, 24 X 1987 r. Dziś już trudno ustalić, dlaczego data decyzji jest późniejsza niż data otwarcia urzędu. Archiwum MSZ RP. 64 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Po zakupy w trudnych pod względem zaopatrzenia latach 90-tych XX w. jeździło się do Przemyśla! Oczywiście z długą i skomplikowaną listą zakupów. Na zdjęciu Jadwiga Pechaty obok dumy Konsulatu – samochodu marki Polonez, ok. 1993–1994 r. Fotografia ze zbiorów J. Pechaty. Bałkańskiego. Warto przypomnieć, że był to czas dużych projektów przemysłowych na zachodnich rubieżach Związku Radzieckiego, w realizacji których uczestniczyli specjaliści z Polski. W tym miejscu należy wymienić Energopol i jego dyrektora, niezapomnianego Józefa Bobrowskiego, który u schyłku ZSRR rozpoczął ryzykowne wówczas prace na zrujnowanym Cmentarzu Orląt Lwowskich. Z ogromną wdzięcznością wspominamy pracowników przedstawicielstw handlu zagranicznego Metronex i Unitra, działających przy Agencji Konsularnej, a także przedstawicieli Polskich Kolei Państwowych oraz Polskich Linii Lotniczych LOT. Oprócz powodów oficjalnych były również takie, o których nie mówiono głośno. Stronie polskiej chodziło przede wszystkim o objęcie opieką polskiej mniejszości narodowej Ukrainy Zachodniej. M. Zieniewicz, Polska placówka dyplomatyczna we Lwowie… 65 Artykuł z końca lat 80. ub. wieku (zob. też strona następna), zamieszczony w rzeszowskich „Nowinach”. Opisuje początki funkcjonowania Agencji Konsularnej PRL we Lwowie. Niektóre fragmenty tekstów wywołują dzisiaj uśmiech, ale i ewokują związane z pionierską epoką wzruszenia. Ze zbiorów Włodzimierza Woskowskiego. 66 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 M. Zieniewicz, Polska placówka dyplomatyczna we Lwowie… 67 Zdewastowane katakumby Cmentarza Orląt Lwowskich, stan z 1993 r. Fotografia ze zbiorów Piotra Konowrockiego. Początki działalności polskiej Agencji Konsularnej we Lwowie przypadły na niełatwy czas przemian w Europie Środkowo-Wschodniej, które zapowiadały koniec epoki komunizmu. Już we wrześniu 1990 roku we Lwowie na oczach wielu tysięcy demonstrantów zburzono pomnik Lenina, w którego fundamentach znaleziono… kamiennego orła z jednego z nagrobków Cmentarza Obrońców Lwowa. Figura, obok innych fragmentów gruzu, została użyta do ustabilizowania fundamentów pomnika przywódcy proletariatu. Okres przemian w Europie Środkowo-Wschodniej zakończył się odzyskaniem suwerenności przez Polskę oraz niepodległości przez Ukrainę. 2 grudnia 1991 roku, jako pierwsze państwo na świecie, Rzeczpospolita Polska uznała niepodległość Ukrainy. Koniec lat osiemdziesiątych XX wieku to początki odrodzenia życia narodowego mniejszości polskiej na Zachodniej Ukrainie. To wówczas powstały: Polskie Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe (1988), przekształcone w Związek Polaków na Ukrainie, oraz Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej (grudzień 1988). 68 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Ciasne pokoiki konsulatu w budynku przy ul. I. Franki 110. Na pierwszym planie Jadwiga Niedziałkowska-Kaper (kierownik administracyjno-finansowy), z tyłu Beata Piasecka (kasjerka), przy maszynie do pisania Jacek Klimowicz, ok. 1992–1993. Fotografia ze zbiorów Jadwigi Pechaty. Placówka konsularna od samego początku starała się wspierać te organizacje w działaniach mających na celu integrację społeczności polskiej, wykazując przy tym wiele troski o zachowanie kultury i języka ojczystego. Koniec lat osiemdziesiątych XX wieku to także odrodzenie życia religijnego Zachodniej Ukrainy, a więc początek powolnego i żmudnego procesu zwrotu mienia i odnawiania świątyń rzymskokatolickich na terenach zamieszkiwanych przez społeczność polską. Pomimo że ZSRR chylił się ku upadkowi, to jednak wiele działań na rzecz polskiej społeczności oraz Kościoła na Ukrainie musiało być prowadzonych dyskretnie. Schyłek lat 80. XX w. to również kontakty z ukraińską opozycją antykomunistyczną, aktywistami Narodowego Ruchu na rzecz Przebudowy, a także odradzającą się Cerkwią greckokatolicką. M. Zieniewicz, Polska placówka dyplomatyczna we Lwowie… 69 Nota Ambasady Ukrainy w Warszawie, wyrażająca zgodę MSZ Ukrainy na utworzenie we Lwowie Konsulatu Generalnego Rzeczypospolitej Polskiej, 7 XII 1993 r. Archiwum MSZ RP. 70 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Demontaż pomnika Włodzimierza I. Lenina. Po lewej stronie eklektyczny budynek opery lwowskiej, 14 IX 1990 r. Fotografia ze zbiorów Janusza Łukaszewskiego W niepodległej Ukrainie. Lata 1991–2003 Okres ten to przede wszystkim czas budowania stosunków z nową administracją i urzędami niepodległego państwa ukraińskiego, a także niezapomnianych spotkań z członkami ukraińskich środowisk demokratycznych, którzy po raz pierwszy stanowili reprezentację władz samorządowych. Jednocześnie to czas, w którym zmiana realiów politycznych spowodowała konieczność zmiany rangi i statusu polskiej placówki we Lwowie. W grudniu 1993 roku ówczesny minister spraw zagranicznych Andrzej Olechowski wydał decyzję o przekształceniu Agencji Konsularnej w Konsulat Generalny Rzeczypospolitej Polskiej. Pierwszym konsulem generalnym RP we Lwowie został dotychczasowy kierownik Agencji Konsularnej, Henryk Litwin. M. Zieniewicz, Polska placówka dyplomatyczna we Lwowie… 71 Zarządzenie ministra spraw zagranicznych RP Andrzeja Olechowskiego z 27 grudnia 1993 r. w sprawie likwidacji Agencji Konsularnej i utworzenia w jej miejsce Konsulatu Generalnego RP we Lwowie (zob. też strona następna). Pierwszym konsulem generalnym został Henryk Litwin. Archiwum MSZ RP. 72 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Równie ważne było odnowienie zerwanych kontaktów między naszymi narodami, które jednocześnie stanęły wobec konieczności zmierzenia się z niełatwym, do dziś nie do końca przezwyciężonym, bagażem doświadczeń historycznych. Do rangi symbolu, oddającego istotę tego procesu, urosła sprawa odbudowy Cmentarza Obrońców Lwowa, trudna i konfliktogenna, sfinalizowana ostatecznie sukcesem w 2005 roku. Początek ostatniej dekady XX wieku to dalszy rozwój Cerkwi greckokatolickiej i Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie oraz niekiedy trudny proces układania ich wzajemnych relacji. Wreszcie – czego świadomość towarzyszy nam cały czas – zdecydowanie epokowym wydarzeniem była wizyta Ojca Świętego Jana Pawła II na Ukrainie, w tym również we Lwowie, w czerwcu 2001 roku. M. Zieniewicz, Polska placówka dyplomatyczna we Lwowie… 73 W tym budynku przy ul. Smiływych 5 we Lwowie w latach 2008–2011 działał Referat Wizowy Konsulatu oraz Referat ds. Karty Polaka. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. Lata dziewięćdziesiąte XX wieku to dalszy rozwój struktur organizacyjnych polskiej społeczności Ukrainy Zachodniej. Oprócz utworzonych w 1988 roku Związku Polaków na Ukrainie oraz Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, w roku 1992 powstała Federacja Organizacji Polskich na Ukrainie. Bardzo szybko skupiła ona większość stowarzyszeń polskiej mniejszości, szczególnie w zachodnim regionie kraju. Ogłoszenie niepodległości przez Ukrainę oznaczało także usunięcie wielu barier w kontaktach ludzi po obydwu stronach granicy. Placówka rozpoczęła ambitne dzieło promocji kultury polskiej na Ukrainie poprzez organizowanie występów artystów i zespołów z Polski, prezentację wystaw i tym podobnych imprez kulturalnych. Lwów i zachodnią część kraju zaczęli coraz liczniej odwiedzać rodacy z kraju i z zagranicy, wśród nich także ci urodzeni we Lwowie, na czele z niezastąpionym piewcą swego ukochanego 74 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Nowy budynek Konsulatu Generalnego RP we Lwowie przy ul. Iwana Franki 108. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Grażyna Basarabowicz. miasta, Jerzym Janickim. Bardzo często przedstawiciele Konsulatu uczestniczyli we wzruszających spotkaniach lwowiaków z emigracji z rodakami, którzy zostali po drugiej stronie granicy. Od początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku Lwów stał się ważnym punktem na mapie stosunków dwustronnych, był więc bardzo często odwiedzany przez polskie delegacje państwowe różnego szczebla, delegacje samorządowe i inne. W ich przygotowaniu główną rolę odgrywała polska placówka dyplomatyczna we Lwowie i na niej – rzecz jasna – spoczywała przede wszystkim odpowiedzialność za organizowanie takich spotkań. M. Zieniewicz, Polska placówka dyplomatyczna we Lwowie… 75 Nadszedł czas przeprowadzki do nowej siedziby Konsulatu. Na zdjęciu uwieczniono skomplikowany proces pakowania sekretariatu urzędu, który mieścił się przy ulicy M. Kociubińskiego 11a/3. Po prawej stronie Grażyna Basarabowicz (sekretarka), po lewej przy komputerze Anna Więczkowska (funkcjonariusz Biura Ochrony Rządu), kwiecień 2011 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. Nowa specyfika pracy urzędu w latach 2003–2012 W związku z wprowadzeniem obowiązku wizowego dla obywateli Ukrainy (1 października 2003), następnie Ustawy o Karcie Polaka (29 marca 2008) oraz Umowy między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Gabinetem Ministrów Ukrainy Umowy o małym ruchu granicznym (28 marca 2008), wreszcie w związku z przystąpieniem Polski do strefy Schengen (2007) znacznie zmienił się zakres zadań realizowanych przez placówkę. Nowe zadania wymagały całkowitej reorganizacji dotychczasowej pracy. Szybko okazało się, że rozrastającej się także pod względem kadrowym placówce 76 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Na zdjęciu pracownicy Wydziału Spraw Prawnych i Opieki Konsularnej. Od lewej: konsul Małgorzata Kasperkiewicz (kierownik wydziału) i Wiktoria Słobodian. Z tyłu od lewej: Jadwiga Pechaty i Ludmiła Wojtenko. Pośrodku konsul Piotr Miśkowiak. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. nie wystarcza już dotychczasowy lokal przy ul. Iwana Franki 110. Dlatego w latach 2003–2006 do celów konsularnych zostały przystosowane dwa pomieszczenia przy ul. M. Kociubińskiego 11a, następnie zaś w roku 2008 wynajęto dodatkowe pomieszczenia przy ul. Smiływych 5. Wcześniej, w 2006 roku, rozpoczęto (trzeba przyznać, niełatwe) dzieło budowy nowego obiektu Konsulatu Generalnego RP przy ul. I. Franki 108. Prace zostały zakończone w 2011 roku, zaś uroczystego otwarcia nowej siedziby urzędu dokonali 16 maja tegoż roku ministrowie spraw zagranicznych RP i Ukrainy, Radosław Sikorski i Kostiantyn Hryszczenko. Potrzebę otwarcia Konsulatu Generalnego RP we Lwowie – dziś już przez nikogo niekwestionowaną – uzmysławia choćby jeden, urastający do rangi symbolu, fakt. Otóż od samego początku, gdy tylko wprowadzono obowiązek posiadania wiz, placówka stała się prawdziwym światowym rekordzistą w ilości wystawionych M. Zieniewicz, Polska placówka dyplomatyczna we Lwowie… 77 Wydział Współpracy z Polakami na Ukrainie, 2012 r. Od lewej: (gościnnie) konsul Marcin Zieniewicz (konsul ds. współpracy dwustronnej, wcześniej także kierownik wydziału), Barbara Pacan, konsul Marian Orlikowski (kierownik wydziału), Natalia Juśkiw, Urszula Furmanowicz (praktykant w Wydziale) oraz konsul Jacek Żur. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Anna Kulikowska. Na zdjęciu pracownicy Wydziału Administracyjno-Finansowego. Od lewej (pierwszy rząd): konsul Anna Kulikowska (kierownik wydziału), Małgorzata Juryniec, Bogusława Sibielak-Ciećka, Olga Fendorak, Konrad Doleśniak. Drugi rząd od lewej: Marcin Kulikowski, Wiesława Kleban, Stanisław Hunkiewicz, Irena Tertysznikowa, Alena Zieniewicz i Hanna Nuckowska. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. 78 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Już po raz drugi oczekujemy świąt Bożego Narodzenia w nowym budynku Konsulatu. Na zdjęciu od lewej konsulowie: Anna Koziejowska (Wydział Współpracy z Polakami na Ukrainie), Mariola Król (Wydział Ruchu Osobowego), Alfreda Hermańska (Wydział Ruchu Osobowego), Jerzy Timofiejuk (kierownik Wydziału Ruchu Osobowego) oraz Nina Doleśniak (Wydział Ruchu Osobowego). Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. dokumentów. W latach 2006–2012 rokrocznie zbliżaliśmy się do liczby trzystu tysięcy wydanych wiz bądź tę liczbę przekraczaliśmy, a w roku 2012 osiągnęliśmy prawdziwy rekord – trzysta trzydzieści cztery tysiące wiz. Dynamika tego procesu, wskazującego na normalizację codziennych polsko-ukraińskich relacji, jest doprawdy imponująca. Podobnie sytuacja wyglądała w innych aspektach pracy konsularnej, by wymienić choćby realizację Ustawy o Karcie Polaka czy też Umowy o małym ruchu granicznym. Najlepiej mówi o tym zwykła statystyka procesu, którego nie sposób przecenić. Uroczystość wręczenia stutysięcznego już pozwolenia na przekraczanie granicy w ramach małego ruchu granicznego odbyła się 11 października 2012 roku. Z satysfakcją odnotowaliśmy ów kolejny, nie tylko przecież urzędniczy, rekord. M. Zieniewicz, Polska placówka dyplomatyczna we Lwowie… 79 Wizyta marszałka Sejmu RP Grzegorza Schetyny, z okazji 350-lecia Lwowskiego Państwowego Uniwersytetu im. Iwana Franki. Spotkanie z przewodniczącym Rady Najwyższej Ukrainy Wołodymyrem Łytwynem. Na zdjęciu również ambasador RP w Kijowie Henryk Litwin (pierwszy z prawej) oraz konsul generalny RP we Lwowie Jarosław Drozd (pierwszy z lewej), 11 X 2011 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Uroczystość poświęcenia kamiennej figury orła w kaplicy Cmentarza Obrońców Lwowa. Spełniliśmy testament nieżyjących kustoszy pamięci narodowej we Lwowie Eugeniusza Cydzika i Stanisława Czerkasa – orzeł wrócił na cmentarz. Na zdjęciu z lewej strony ks. abp Mieczysław Mokrzycki, Konsul generalny RP we Lwowie Jarosław Drozd z żoną Beatą, 24 VI 2013 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. 80 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Uroczystości Narodowego Święta Niepodległości w Lwowskim Teatrze Opery i Baletu, 16 XI 2013 r. Wystąpienia oficjalne przed operą „Halka” S. Moniuszki. Na scenie od lewej stoją: sekretarz Lwowskiej Rady Miejskiej Wasyl Pawluk, dyrektor festiwalu Odkrywamy Paderewskiego, Adam Bala, przewodniczący Lwowskiej Rady Obwodowej Petro Kołodij, przewodniczący Lwowskiej Państwowej Administracji Obwodowej Oleh Sało, małżonka konsula generalnego Beata Drozd w stroju góralskim oraz konsul generalny RP we Lwowie Jarosław Drozd. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Marian Strilciw. Należy zauważyć, że wraz ze zwiększeniem obsady placówki wzrosły nasze możliwości organizacyjne w takich dziedzinach, jak kultura, promocja czy działalność na rzecz polskiej społeczności. Można śmiało zaryzykować twierdzenie, że staliśmy się specjalistami od dużych i masowych imprez kulturalnych. Na stałe do kalendarza działalności placówki wpisały się takie projekty jak: Międzynarodowy Festiwal „Jazz Bez”, akcja „Światełko Pamięci dla Cmentarza Łyczakowskiego”, Konkurs Wiedzy o Języku i Kulturze Polskiej „Znasz-li ten kraj…”, Polsko-Ukraiński Dzień Dziecka, Polska Wiosna Teatralna, Festiwal Partnerstwa, a ostatnio również Przegląd Najnowszych Filmów Polskich „Pod Wysokim Zamkiem” oraz wiele innych inicjatyw. Marcin Zieniewicz Agnieszka Sawicz Z DZIEJÓW LWOWSKIEJ PLACÓWKI KONSULARNEJ W LATACH OSIEMDZIESIĄTYCH XX WIEKU Można czasem odnieść wrażenie, że wyznacznikiem doniosłości wielu spraw w dzisiejszym świecie są media i ilość miejsca, jakie przeznaczają one – choćby na swoich łamach – określonej tematyce. Tezie tej przeczy porównanie ogromu pracy wykonanej przez polskich dyplomatów w młodym, naddnieprzańskim państwie w pierwszych latach istnienia niezależnej Ukrainy z liczbą stron, jakie zajęły artykuły na ten temat, choćby te publikowane przez poczytne polskie dzienniki – „Rzeczpospolitą”, „Gazetę Wyborczą” oraz „Trybunę” – reprezentujące różnorodne opcje polityczne. Oficjalnie polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych uznało deklarację niepodległości Ukrainy 26 sierpnia 1991 roku, dwa dni po tym, jak została ona ogłoszona przez Ukraińską Socjalistyczną Republikę Radziecką. Polska wystosowała wówczas oświadczenie, podpisane przez szefa dyplomacji Krzysztofa Skubiszewskiego, w którym podkreślono, że przełom, jaki dokonuje się w ZSRR, „dotyczy także pozycji politycznej i prawnej republik oraz ich stosunków z państwami obcymi”. Jak zaznaczono, na ówczesnym etapie kontaktów międzypaństwowych zatwierdzone było ustanowienie stosunków konsularnych, a uzgadniano nawiązanie stosunków dyplomatycznych. Co prawda, polscy politycy nie dostrzegali żadnych formalnych przeszkód na drodze do wymiany ambasadorów obu państw, jednak postanowiono, że nastąpi to „w odpowiednim momencie”. Argumentując tę decyzję, wskazywano na okres przejściowy, w jakim znalazła się Ukraina, na konieczność ułożenia 82 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 przez nią relacji z Moskwą i potrzebę „wyjaśnienia różnych spraw”. Terminów: „wyjaśnienie różnych spraw” oraz „okres przejściowy” nie tłumaczono w żaden sposób. Wspólny dokument w sprawie nawiązania w „najbliższym czasie stosunków dyplomatycznych między Polską a Ukrainą” podpisali 8 września 1991 roku w Warszawie ministrowie spraw zagranicznych, Anatolij Złenko i Krzysztof Skubiszewski. Jednocześnie złożono podpisy pod konwencją konsularną. Od tej pory polski konsulat generalny w Kijowie miał być akredytowany jedynie przy rządzie ukraińskim, a o miejscu i terminie otwarcia ukraińskiego konsulatu w Polsce obie strony miały zadecydować w trybie roboczym. Strona polska podkreślała, że przyjęcie tegoż dokumentu jest zgodne z traktowaniem Ukrainy jako podmiotu dyplomatycznego i jest to zapowiedź rozwoju korzystnej dla obu stron współpracy – co jednak nie oznaczało, że Warszawa wyzbyła się powściągliwości w tej materii. Skubiszewski wprost pytał Ukraińców: „Jeśli jutro wyślę wam ambasadora do Kijowa, kto będzie mu sprawdzać paszport na polsko-ukraińskiej granicy?” Jako że wciąż zajmowali się tym żołnierze Armii Radzieckiej, a nie funkcjonariusze ukraińscy, pytanie miało wymiar czysto retoryczny i było wyrazem pewnego dystansu wobec stosunków z wciąż nie w pełni suwerennym krajem. Do czasu powzięcia decyzji o wyłącznej akredytacji przy rządzie ukraińskim obowiązywała równoległa akredytacja przy Ministerstwie Spraw Zagranicznych Związku Radzieckiego. Mimo że na początku września 1991 roku Leonid Krawczuk oficjalnie przekazał szefom dwudziestu trzech państw pisma „proponujące nawiązanie stosunków dyplomatycznych i konsularnych”, to prasa odnotowywała, że wciąż oczekiwano na oficjalne potwierdzenie deklaracji niepodległości przez obywateli Ukrainy, czego mieli oni dokonać wyrażając swą wolę w referendum zaplanowanym na 1 grudnia 1991 roku. Wyniki głosowania były jednoznaczne. Za potwierdzeniem aktu niepodległości opowiedziało się 90,32% głosujących, przeciw A. Sawicz, Z dziejów lwowskiej placówki konsularnej… 83 Nieugięty w latach komunizmu i prześladowań wiary kapłan ks. Rafał Kiernicki – tu w czasie uroczystości pogrzebowych na cmentarzu Janowskim we Lwowie, lata 70-te XX w. Fotografia z archiwum lwowskiej kurii metropolitalnej. 84 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 było 7,58% obywateli, a pierwszym państwem, które uznało niepodległą Ukrainę, była Polska. W opublikowanym 2 grudnia 1991 roku oświadczeniu Rady Ministrów oznajmiono, że „uwzględniając dobry stan i intensywność stosunków polsko-ukraińskich oraz biorąc pod uwagę wyniki referendum z dnia 1 grudnia br. w sprawie niepodległości Ukrainy, rząd RP uznaje Ukrainę jako państwo i postanawia nawiązać z nią stosunki dyplomatyczne”. Oświadczenie to zacytowały wszystkie najważniejsze polskie dzienniki. Również 1 grudnia 1991 roku Ukraińcy wybrali pierwszego prezydenta swego kraju, którym został Leonid Krawczuk. Uzyskał on poparcie 61,59% społeczeństwa. Na nawiązanie stosunków dyplomatycznych z Polską duży nacisk kładł także Kijów. Nad Dnieprem podkreślano wagę otwarcia ambasady oraz Centrum Kultury Ukraińskiej. Mimo to odpowiedzi na pytania, kto będzie piastował funkcje ambasadorów, przyniósł dopiero rok 1992. Jak spekulowano, pierwszym ambasadorem Polski w Kijowie miał zostać Henryk Litwin, dotychczas pełniący funkcję konsula we Lwowie. Ostatecznie w lipcu 1993 roku poinformowano o nominacji na ambasadora Polski na Ukrainie chargé d’affaires, Jerzego Kozakiewicza. Co charakterystyczne, napomknienie o osobie Henryka Litwina było jednym z nielicznych przypadków, gdy dziennikarze w ogóle dostrzegali istnienie konsulatu we Lwowie. Pracy tamtejszego przedstawicielstwa Rzeczypospolitej Polskiej prasa nie poświęcała wiele uwagi, choć można by tego oczekiwać względem miasta, które wciąż przez wielu Polaków było postrzegane jako „zawsze wierne”. W wiadomościach dotyczących Lwowa o dyplomatach i ich roli wspominano zdawkowo, choć już u schyłku lat osiemdziesiątych XX wieku lwowski konsulat był placówką, która w krótkim czasie od otwarcia udowodniła, że jej zadaniem jest nie tylko codzienna urzędowa praca, ale też działania w istotny sposób wpływające na ułożenie dobrych stosunków pomiędzy Ukraińcami i Polakami. Przykładem takich działań były reakcje na incydenty A. Sawicz, Z dziejów lwowskiej placówki konsularnej… 85 Metropolita Wołodymyr Sterniuk, który stał na czele podziemnego Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie, odprawia Mszę Świętą w swoim mieszkaniu przy ul. Walerija Czkałowa 30/19a. Rok 1989. Fotografia z archiwum Instytutu Historii Cerkwi Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie. 86 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 na przejściu granicznym w Szehyni, gdzie ukraińska milicja zatrzymywała autobusy, pasażerom odbierano paszporty, a upominający się o ich zwrot kierowcy kilkakrotnie zostali pobici; uszkodzono także pojazdy. Wówczas to sprawą zajęli się konsul polski we Lwowie Henryk Litwin i konsul w Kijowie, Ryszard Polkowski. Polska prasa zajmowała się Ukrainą w sytuacjach szczególnych. I tak, gdy dziennikarze informowali o napadzie na lwowską galerię obrazów, podano nazwisko interweniującego wicekonsula Rzeczypospolitej Polskiej w Kijowie, Tomasza Leoniuka. Z kolei w relacjach prasowych z wizyty Lecha Wałęsy we Lwowie zauważono obietnicę wiceministra kultury, Michała Jagiełły, przekazania po sto milionów złotych dla konsulatów we Lwowie i Kijowie na rozwój polskiej kultury – co byłoby sumą sześciokrotnie przewyższającą budżet jednej placówki na ten cel w 1993 roku. Potrzeba powołania do życia polskiego konsulatu na Zachodniej Ukrainie, utrzymującego łączność pomiędzy środowiskiem mniejszości polskiej a Macierzą, zajmującego się obsługą wizową, promocją Polski, budowaniem relacji polsko-ukraińskich, wydaje się oczywistością z perspektywy XXI wieku. Nie było tak wszakże w czasach istnienia Związku Radzieckiego. Utworzenie konsulatu było wręcz precedensem w skali ZSRR, gdyż przedstawicielstwa dyplomatyczne miały swoje siedziby wyłącznie w stolicach republik radzieckich. Konsulaty polskie istniały w Leningradzie (który, nie będąc stolicą, był jednakowoż wyjątkiem od tej reguły), Mińsku i Kijowie, a przy Ambasadzie Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej w Moskwie funkcjonował Wydział Konsularny. Poza tym, z punktu widzenia notabli, nie miałoby to żadnego racjonalnego uzasadnienia, jako że sprawy międzypaństwowe były i tak rozstrzygane odgórnie. Dodatkowo łatwiej było je kontrolować w jednym urzędzie stołecznym, a o potrzebach miejscowych Polaków trudno było nawet mówić, skoro oficjalnie każdy był człowiekiem radzieckim, zunifikowanym – przynajmniej w teorii. A. Sawicz, Z dziejów lwowskiej placówki konsularnej… 87 Z lewej tablica pierwszego polskiego urzędu konsularnego we Lwowie, czyli Agencji Konsularnej PRL. Zwraca uwagę fakt, że jako drugi, obok polskiego, wybrano język rosyjski. Tablica była umieszczona na budynku konsulatu przy ul. Iwana Franki 110 w latach 1987–1990. Z prawej tablica Agencji Konsularnej RP we Lwowie, znamionująca kolejny etap rozwoju placówki. Napis w trzech językach, tuż po napisie w języku polskim napis po ukraińsku, rosyjski znalazł się na miejscu trzecim. Tablica była używana w latach 1990–1993. Fotografie z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Anna Kulikowska. Tymczasem pojawiła się konieczność zadbania o osoby, które wszelkie formalności związane z wyjazdami do Polski musiały załatwiać w Kijowie. Również troska o pracujących na Zachodniej Ukrainie Polaków, a także turystów (mniej lub bardziej zarobkowych), a trzeba pamiętać, że w latach osiemdziesiątych XX wieku przejście graniczne w Medyce-Szehyni było jedynym na granicy Polski z USRR. Przez to przejście, według danych służb granicznych, w roku 1987 na terytorium USRR wjechało ponad sześćset tysięcy Polaków; dwa lata później były to już ponad trzy miliony. Dlatego, mimo propozycji, aby sprawy konsularne we Lwowie przejął podczas regularnych wizyt polski dyplomata z Kijowa, Warszawa doprowadziła do stworzenia Agencji Konsularnej. Agencja we Lwowie objęła swoim działaniem blisko jedną czwartą terytorium Ukrainy. Były to obwody: chmielnicki, czerniowiecki, iwano-frankiwski, lwowski, rówieński, tarnopolski, wołyński i zakarpacki. Stanowisko konsula objął pracujący wcześniej na placówkach w Moskwie i Kijowie Włodzimierz Woskowski, wicekonsulem został Józef Fijał. 88 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Tablice Konsulatu Generalnego RP we Lwowie. Tablica z lewej umieszczone współcześnie na budynku przy ul. Iwana Franki 108. Tablica z prawej była umocowana na konsulacie jeszcze w 1993 r. Napisy już wyłącznie w językach polskim i ukraińskim. Fotografie z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Marcin Zieniewicz Placówka, prócz wykonywania zadań typowych dla konsulatu – wykorzystując klimat gorbaczowowskiej odwilży – wspomagała mniejszość polską, w tym jej starania o odzyskanie świątyń rzymskokatolickich, o polskie szkolnictwo, organizację kolonii dla dzieci. Osobom zainteresowanym ułatwiano przebrnięcie przez formalności związane z podjęciem studiów w Polsce. Przy wydatnej pomocy konsulów w latach 1989–1990 Kościołowi rzymskokatolickiemu zwrócono około stu obiektów sakralnych, a w części z nich podjęto prace renowacyjne. W Drohobyczu i Mościskach uzyskano zgodę na wprowadzenie języka polskiego do miejscowych szkół, w wielu ośrodkach organizowano kursy języka polskiego. Dokształcano nauczycieli, wzrosła liczba studentów filologii polskiej na Uniwersytecie Lwowskim, wspierano rozwój współpracy uczelni wyższych i instytucji naukowych. Tylko w roku 1988 dzięki staraniom konsulatu na kolonie i obozy organizowane w Polsce wyjechało ponad trzysta dzieci z rodzin polskich, a na studia ponad dwieście osób. Otoczono też opieką kombatantów Polskiej Armii, którzy nie otrzymywali rent wojskowych od władz radzieckich, a także zadbano o dobra kultury. Dzięki wsparciu dyplomatów uzyskano zgodę na rozpoczęcie prac porządkowych na Cmentarzu Łycza- A. Sawicz, Z dziejów lwowskiej placówki konsularnej… 89 Biskup Wołodymyr Sterniuk, metropolita, zarządca działającej w ZSRS w podziemiu Cerkwi greckokatolickiej, Lwów 1993 r. Fotografia z archiwum Instytutu Historii Cerkwi Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego, autor: Lidia Mychajluk-Suchi. 90 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Jedna z pierwszych jawnych uroczystości Pierwszej Komunii Świętej w katedrze lwowskiej, ok. 1991 r. Pośrodku, od lewej: ks. abp Marian Jaworski, ks. bp Rafał Kiernicki oraz ks. Władysław Derunow. Fotografia z archiwum lwowskiej kurii metropolitalnej. kowskim oraz Cmentarzu Orląt Lwowskich. Jak się jednak wydaje, te sfery działalności lwowskiego konsulatu są znane znacznie lepiej niż rola, jaką dyplomaci odegrali w zażegnaniu konfliktu, którego stroną mogła stać się mniejszość polska. Lwów u schyłku lat osiemdziesiątych XX stulecia był miejscem wydarzeń, które z czasem przyczyniły się do proklamowania przez Ukrainę niepodległości. Wielotysięczne demonstracje, mityngi, strajki czy „ukraiński żywy łańcuch”, łączący miasto z Kijowem były świadectwem woli społeczeństwa chcącego zmian w panującym systemie. Ci, którzy wówczas pociągnęli za sobą tłumy, stali się w kolejnych latach kreatorami ukraińskiej polityki. Na Zachodniej Ukrainie powstawały też organizacje skupiające mniejszości narodowe, a tych w wielokulturowym środowisku było niemało. Białorusini, Żydzi, Węgrzy, Ormianie, Polacy, chłonąc idee polskiej Solidarności czy wzorując się na litewskim Sajudisie, powoływali A. Sawicz, Z dziejów lwowskiej placówki konsularnej… 91 do życia formalne struktury, zrzeszające przedstawicieli ich mniejszości. Częstokroć stowarzyszenia takie powstawały pod patronatem radzieckiej Fundacji Kultury, co było swoistym zabezpieczeniem przed szykanami ze strony władz. Zebranie założycielskie Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej odbyło się 3 grudnia 1988 roku w konserwatorium lwowskim, z którym był związany pierwszy prezes TKPZL, profesor Leszek Mazepa. Idea stworzenia polskiej organizacji była wcześniej wielokrotnie dyskutowana podczas spotkań w urzędzie konsularnym, co świadczy o wadze tej inicjatywy. Działania takie wywołane były w dużej mierze obawami przed podjęciem przez Moskwę we Lwowie prób zantagonizowania przedstawicieli różnych narodowości i religii, co mogłoby w efekcie wyhamować ruchy niepodległościowe. Jak się okazało, obawy te nie były bezpodstawne. Takie kroki Kreml poczynił na przykład na Łotwie, gdzie w odpowiedzi na ożywienie narodowościowe KPZR sprowokowało utworzenie w latach 1989–1991 Międzynarodowego Frontu Pracujących Łotewskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, który stał się symbolem lojalizmu wobec ZSRR. Wszelkie działania zmierzające do tworzenia struktur pozostających poza kontrolą decydentów partyjnych budziły sprzeciw władz. Dygnitarze komunistyczni byli też w pełni świadomi, jak ważne było dla miejscowej społeczności odradzające się życie religijne. Symboliczną wręcz rolę odgrywała w nim Cerkiew greckokatolicka, będąca dla Ukraińców wyznacznikiem tożsamości narodowej. Po delegalizacji przez władze radzieckie Cerkiew działała w podziemiu, przy czym niejednokrotnie korzystano w tych warunkach z pomocy katolików, którzy w Związku Radzieckim wciąż kształcili duchowieństwo, zachowali nieliczne świątynie i mogli sprawować w nich liturgię. Stworzyło to wyjątkowo silne, międzykonfesyjne więzi, a dla mieszkańców Ukrainy było świadectwem bliskości wyznawców obu obrządków. Przy tym tradycyjnie już katolicy postrzegani byli jako Polacy, natomiast grekokatolicy jako Ukraińcy – co w swoisty sposób budowało także jedność obydwu narodów. 92 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Siedzą od lewej: ks. bp Rafał Kiernicki, ks. abp Marian Jaworski, ks. Marian Buczek (wówczas kanclerz kurii, obecnie biskup). Kościół św. Antoniego we Lwowie, 1992 r. Fotografia z archiwum lwowskiej kurii metropolitalnej. Przebudzenie grekokatolików było w tej sytuacji dla rządzących podwójnie niepokojące. Gdy 17 września 1989 roku niemal trzysta tysięcy osób manifestowało we Lwowie swe poparcie dla Cerkwi greckokatolickiej, fakt ten uświadomił komunistycznym władzom, jak ogromny potencjał tkwi w społeczeństwie i jak wielką rolę może odegrać duchowieństwo. Dlatego, w miarę jak narastały nastroje opozycyjne wobec Moskwy, środowisko kościelne stawało się wręcz oczywistym celem potencjalnego ataku, mogącego doprowadzić do rozbicia jedności lwowskiego społeczeństwa. Areną prowokacji mającej zantagonizować dwa obrządki oraz pogrążyć katolików, a przy tym i Polaków w oczach lwowskiej społeczności, miał stać się ówczesny prospekt Lenina, dziś Swobody. Pomiędzy czasami, gdy stał tam pomnik króla Jana III Sobieskiego, a epoką statuy Tarasa Szewczenki na prospekcie znajdował się klomb, będący lwowskim odpowiednikiem Hyde Parku. A. Sawicz, Z dziejów lwowskiej placówki konsularnej… 93 Było to miejsce kontrolowane przez milicję i wszelkiego rodzaju służby specjalne, lecz mimo to dające wrażenie wolności. Odkąd trzy lata po awarii w czarnobylskiej elektrowni ktoś zatknął tam niebiesko-żółtą flagę, na tym – jak go określano – „pierwszym skrawku wolnej Ukrainy”, toczono tam dyskusje, kolportowano nielegalne czasopisma, rozpowszechniano karykatury, kontrowersyjne teksty o wymowie antykomunistycznej czy obwieszczenia nielegalnych stowarzyszeń. Miejsce takie zatem wydawało się idealne, aby właśnie tu pojawiły się ulotki szkalujące o. Rafała Kiernickiego, proboszcza katedry łacińskiej, późniejszego biskupa pomocniczego archidiecezji lwowskiej. W myśl ich treści duchowny miał sprzeciwić się legalizacji Cerkwi greckokatolickiej, co wydatnie kłóciło się z faktem, że ojciec Rafał (jak nazywali go lwowianie) wspierał grekokatolików. Mogło zatem sugerować dwulicowość kapłana i jego potencjalną współpracę z władzami, a tym samym podważyć do niego zaufanie i przyczynić się do powstania rysy w relacjach polsko-ukraińskich. Agitka ta została zauważona przez członków ukraińskiego Towarystwa Lewa i zerwana, lecz nie można było wykluczyć, iż pojawi się kolejny raz. Jak przypuszczano, jej treść została oparta na doniesieniach gazety „Wilna Ukrajina”, która podała, iż podczas spotkania przedstawicieli władz Lwowa z reprezentantami wspólnot religijnych o. Kiernicki zajął negatywne stanowisko wobec legalizacji Kościoła unickiego. Jak już wspomniano, Kościół rzymskokatolicki był na Ukrainie kojarzony z mniejszością polską, dlatego konsekwencją takiej wypowiedzi byłoby postrzeganie tego środowiska jako antyunickiego, zatem antyukraińskiego. Zarówno Ukraińców, jak i Polaków, z punktu widzenia władz, cechowały wywrotowe dążenia niepodległościowe i poglądy antyradzieckie, i jako takie, grupy te stanowiły potencjalne zagrożenie dla systemu, a zantagonizowanie ich mogłoby osłabić „wrogów komunizmu”. Sposobem na udaremnienie tych planów miało być spotkanie ojca Rafała Kiernickiego z bp. metropolitą Włodzimierzem 94 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Ordynacje biskupie o. Rafała Kiernickiego, ks. Marcjana Trofimiaka i ks. Jana Olszańskiego. Na zdjęciu bp Rafał Kiernicki składa pocałunek na Piśmie Świętym, klęcząc przed abp Marianem Jaworskim, metropolitą lwowskim. Młody ksiądz w tle do przyszły sekretarz Ojca Świętego Jana Pawła II i Benedykta XVI, a następnie abp i metropolita lwowski, Mieczysław Mokrzycki. Fotografia z archiwum lwowskiej kurii metropolitalnej. A. Sawicz, Z dziejów lwowskiej placówki konsularnej… 95 Sterniukiem, przywódcą działającego w podziemiu Kościoła greckokatolickiego na terenie całego ZSRR. Obaj kapłani cieszyli się szacunkiem wiernych, byli dla nich autorytetami, zatem ich rozmowa i wyjaśnienie kontrowersyjnej kwestii mogły wyciszyć nastroje. Pomocą i pośrednictwem w organizacji spotkania służył duchownym konsul Włodzimierz Woskowski. Jako że konsulat był pod stałą obserwacją służb komunistycznych, nie wydawał się bezpiecznym miejscem do rozmowy. Konsul Woskowski zaproponował skorzystanie z gościny przedstawicielstwa polskiej firmy Metronex, mającej swoją siedzibę przy dawnej ul. J. Kilińskiego (obecnie ul. Pamwo Beryndy) we Lwowie, przez które przewijało się wielu interesantów, więc R. Kiernicki i W. Sterniuk, wchodząc do budynku, nie wzbudziliby niezdrowej sensacji. W imieniu metropolity Sterniuka rozmowy podjął Iwan Hreczko, pełniący obowiązki sekretarza władyki i odpowiadający we Lwowie za stosunki opozycyjnego Narodowego Ruchu Ukrainy z Kościołami i mniejszościami narodowymi. Kościół rzymsko-katolicki reprezentowali ojciec Rafał Kiernicki oraz ks. Ludwik Kamilewski. Wśród gości Metronexu byli polscy dyplomaci – konsul Włodzimierz Woskowski i Józef Fijał – oraz przedstawiciel przedsiębiorstwa, Kazimierz Wyszatycki. Spotkanie zakończyło się sukcesem. Nie tylko udało się osiągnąć porozumienie, ale uwiarygodniła je wymiana listów pomiędzy ojcem Kiernickim i ks. metropolitą Sterniukiem. Treść korespondencji podano do publicznej wiadomości. Jak wyjaśnił Kiernicki, podczas będącego przyczyną kontrowersji zebrania lwowskich przedstawicieli wyznań religijnych nie omawiano problemu Cerkwi greckokatolickiej, a co za tym idzie, nie było tam sposobności, by wypowiadać się o niej negatywnie. Zebranie to zorganizowano w celu „nawiązania kontaktu przedstawicieli władzy miejskiej z duchownymi, dla współpracy w przebudowie życia społeczeństwa i stworzenia lepszego spokojnego bytu we wspólnym «domu», tzn. mieście”. Gdy poruszono temat stosunku władz państwowych do greko- 96 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 katolików, o. R. Kiernicki postulował wyłączenie z nabożeństw i spotkań religijnych spraw politycznych, aby nie utrudniać porozumienia z rządzącymi i nie prowokować ich do utrudniania w sprawowaniu kultu religijnego. Oświadczył również, że nie jest przeciwnikiem legalizacji Cerkwi greckokatolickiej, co gotów jest potwierdzić, podpisując petycję w tej sprawie. Sprzeciwiał się natomiast „szerzeniu wrogości między dwoma obrządkami tego samego katolickiego wyznania”. Dał temu wyraz, nawołując unitów, aby „nie rozpoczynali zażartych swarów o różne drugorzędne sprawy, nawet o słowa”, prosząc o sprawiedliwość wobec przedstawicieli innych wyznań i miłość chrześcijańską. Lwowscy Polacy i Ukraińcy pozytywnie odebrali deklaracje o. Kiernickiego i sam fakt rozmów pomiędzy katolikami obydwu obrząków, zaś zamysł poróżnienia tych środowisk spalił na panewce, w czym ogromną rolę odegrali dyplomaci. Pracownicy polskiego konsulatu doskonale wywiązali się z powierzonej im misji, jaką była pomoc w załagodzeniu potencjalnego sporu. Ważne tu było nie tylko zapewnienie neutralnego miejsca, w którym można było swobodnie prowadzić mediacje, lecz także poparcie udzielone w kryzysowej sytuacji obu stronom. Sprzyjał temu fakt, że wyśmienicie znali realia Związku Radzieckiego, specyfikę miasta tak barwnego, jak Lwów, a także relacje łączące w nim poszczególne narodowości, przedstawicieli różnych religii. Mieli przy tym świadomość, iż wbrew oczekiwaniom i nadziejom Kremla, trudno było mówić o jednolitym, wiernym ideałom komunistycznym, polskim środowisku dyplomatycznym. Przez wywołanie konfliktu pomiędzy Polakami a Ukraińcami władze komunistyczne mogły odsunąć groźbę eskalacji antyradzieckich nastrojów, tym samym poróżnić społeczeństwo lwowskie. Upadłaby wówczas, a przynajmniej osłabła współpraca dysydentów czy organizacji skupiających przedstawicieli mniejszości narodowych. Podważono by wzajemne zaufanie środowisk zjednoczonych nie tylko przez mieszkanie w jednym mieście, które każdy uważał A. Sawicz, Z dziejów lwowskiej placówki konsularnej… 97 Święcenie biskupie o. Rafała Kiernickiego, ks. Marcjana Trofimiaka i ks. Jana Olszańskiego. Na zdjęciu z lewej strony: bp Tadeusz Kondrusiewicz, bp Marcjan Trofimiak, bp Rafał Kiernicki, abp Marian Jaworski, bp Jan Olszański, bp Stanisław Nowak. Przed kardynałem M. Jaworskim klęczy ks. Mieczysław Mokrzycki, obecnie abp i metropolita lwowski. 2 III 1991 r., fotografia z archiwum lwowskiej kurii metropolitalnej. za swoje, lecz i przez niechęć do panującego ustroju. Poparcie dla rządzących malało bowiem z dnia na dzień, szczególnie po wyjściu na jaw kłamstw związanych z katastrofą w Czarnobylu. Również przemiany w Polsce dawały nadzieję, że zmiany możliwe są w całym bloku komunistycznym. Budząca się tożsamość narodów, tworzących od dziesięcioleci sztucznie monolityczne społeczeństwo, potęgowała obawy, jak długo uda się je utrzymać w ryzach i nie dopuścić do rozpadu Związku Radzieckiego. Dlatego rozłam wśród lwowian był zjawiskiem ze wszech miar pożądanym przez komunistów. Tymczasem dzięki zaufaniu, jakim obdarzyli polskich dyplomatów mieszkańcy miasta, a dalej dzięki ich świadomości wagi miejscowych problemów i znajomości sytuacji zachodniej części Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej udało się zapobiec dezintegracji miejscowej społeczności. 98 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 * * * Jakkolwiek każde z pól działalności polskiego konsulatu we Lwowie zasługuje na odrębne opracowanie, to wydaje się słuszne przybliżenie historii spotkania pomiędzy przedstawicielami Cerkwi greckokatolickiej i Kościoła rzymskokatolickiego, które zapobiegło sporowi pomiędzy lwowskimi Polakami i Ukraińcami w gorących latach osiemdziesątych XX wieku. Być może nie doszłoby do takiego spotkania, gdyby nie zaangażowanie konsulów Włodzimierza Woskowskiego i Józefa Fijała. Czasy te stawiały przed dyplomatami szczególne zadania, gdyż byli oni postrzegani nie tylko jako przedstawiciele państwa polskiego, którzy pierwszy raz są tak blisko mniejszości polskiej we Lwowie, ale i jako ważni uczestnicy jej życia. Odcisnęli na nim niezatarte piętno – od pomocy w powołaniu do życia Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, przez badania i renowację Cmentarza Łyczakowskiego i Orląt Lwowskich, po życie kulturalne, religijne, oświatę, media polskojęzyczne, troskę o pamiątki z przeszłości i propagowanie polskości. Znalezienie się w wirze przeobrażeń politycznych i społecznych w momencie, gdy rząd radziecki podejmował się reformowania systemu, a zarazem usiłował zrobić wszystko, by nie zaszły w nim głębsze zmiany, w chwili, kiedy budziła się tożsamość narodowa i dążenia niepodległościowe, wymagało od dyplomatów wyjątkowej wiedzy, zdolności i profesjonalizmu, szczególnie gdy w grę wchodziły dobre relacje zarówno ze środowiskami opozycyjnymi, jak i władzami komunistycznymi. Pracownicy lwowskiego konsulatu sprostali wówczas stawianym przed nimi zadaniom, budując pozytywny wizerunek przedstawicielstwa i zakorzeniając je w barwnej i złożonej przestrzeni miasta Lwowa. Agnieszka Sawicz WŁODZIMIERZ WOSKOWSKI kierownik Agencji Konsularnej PRL i RP we Lwowie [1 vii 1987 – 30 iv 1990] Włodzimierz Woskowski urodził się w Zduńskiej Woli w roku 1931 w rodzinie robotniczej. Oboje rodzice byli analfabetami. Ojciec pracował jako tkacz w miejscowej fabryce; w 1941 roku został wywieziony na przymusowe roboty do Niemiec, następnie uwięziony w obozie koncentracyjnym Sachsenhausen. W. Woskowski wspomina lata hitlerowskiej okupacji jako okres głodu i nędzy czteroosobowej rodziny. Włodzimierz Woskowski w 1951 roku ukończył Liceum Pedagogiczne w Zduńskiej Woli i natychmiast podjął pracę nauczycielską. W latach 1951–1954 odbył służbę wojskową. Po wyjściu z wojska rozpoczął pracę w aparacie partyjnym: najpierw jako instruktor, a następnie pierwszy sekretarz partii w powiatach sieradzkim i radomszczańskim. Ukończył Wyższą Szkołę Nauk Społecznych z tytułem magistra ekonomii oraz podyplomowe studia dziennikarskie na Uniwersytecie Śląskim. W 1972 roku podjął pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, w randze radcy ministra. Tu w latach 1972–1973 współorganizował Departament ds. Stosunków z ZSRR. W latach 1973–1977 pełnił funkcję radcy w Ambasadzie PRL w Moskwie. Po powrocie pracował dwa lata w Departamencie ds. Stosunków z ZSRR MSZ, następnie został dyrektorem gabinetu w ówczesnym Ministerstwie Zdrowia i Opieki Społecznej. Funkcję tę pełnił w latach 1978–1983, po czym powrócił do MSZ. W latach 1984–1987 był konsulem w Konsulacie Generalnym PRL w Kijowie, skąd został skierowany w 1987 roku do organizowania Agencji Konsularnej we Lwowie. Ze Lwowa wyjechał w 1990 roku. W tym samym roku przeszedł ciężką operację raka krtani i został skierowany na rentę. Żona, Mirosława, jest z zawodu nauczycielem. Mają dwie córki, lekarza i nauczycielkę, oraz czworo wnucząt i dwoje prawnucząt. TAKIE BYŁY POCZĄTKI Nie znam przypadku, by powstaniu jakiejkolwiek placówki konsularnej poświęcono tak wiele uwagi w polskich środkach masowego przekazu, jak powstaniu urzędu konsularnego we Lwowie w 1987 roku. Nie było dnia, by urząd nie był odwiedzany przez przedstawicieli polskich instytucji kulturalnych, naukowych, organizacji społecznych, biznesmenów i innych, pragnących nawiązać współpracę ze swoimi odpowiednikami we Lwowie. Oczywiście jest to zrozumiałe, gdy uwzględni się jaką rolę w naszych dziejach ojczystych odgrywały Lwów i Kresy Południowo-Wschodnie. Jak pisze w swojej książce Rozmyślania i wspomnienia o Lwowie i lwowiakach Leszek Mazepa: „Dla Polaków – i tych stanowiących zaledwie około jeden procent mieszkańców Lwowa, i tych, którzy zostali stąd wypędzeni w ramach tzw. repatriacji i mieszkają w Macierzy oraz są rozsiani po świecie, i tych, którzy w nim nigdy może nie byli, lecz dla których Lwów jest miastem legendą, miastem tak ściśle związanym z historią i kulturą polską – dla wszystkich tych Polaków Lwów jest miastem niezwykle drogim, wywołującym poczucie wzniosłej dumy i dramatycznej zadumy”. Powołanie placówki konsularnej we Lwowie poprzedziły wieloletnie starania strony polskiej. Bardzo trudno było przełamać opór strony radzieckiej. Również władze Lwowa i obwodu lwowskiego były przeciwne powstaniu polskiej placówki konsularnej. Według posiadanych przez nas informacji także znaczna część ówczesnej opozycji, tej, która była ściśle związana z ideologią OUN (Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów) i uważała się za spadkobiercę Ukraińskiej Powstańczej Armii, nie akceptowała naszej propozycji. Czynniki oficjalne argumentowały, że nie można stwarzać precedensów i powoływać konsulatu we Lwowie, mieście, które nie jest stolicą 102 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Otwarcie Agencji Konsularnej PRL przypadło na 22 VII 1987 r. Z lewej strony stoi konsul W. Woskowski. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. republiki radzieckiej. Przypomnę, że konsulaty polskie (poza Wydziałem Konsularnym Ambasady w Moskwie) istniały w Kijowie, Mińsku i Leningradzie (obecnie Sankt Petersburg). W tym ostatnim mieście urząd zajmował się przede wszystkim problematyką morską. Nie było żadnych polskich placówek dyplomatycznych w Kazachstanie, Gruzji, Armenii, Azerbejdżanie, na Litwie, Łotwie, w Estonii i w pozostałych republikach. Konsulat Generalny w Kijowie był akredytowany na Mołdawię. Strona radziecka nie uznawała pojęcia „Polonia” ani określenia „miejscowi Polacy” (chodzi o Polaków żyjących na ziemiach należących przed II wojną światową do Polski). W ZSRR – twierdzono – żyje społeczeństwo radzieckie, które tworzy naród radziecki, a ich dotychczasowa narodowość ma znaczenie drugorzędne. Wszystkim tym obywatelom państwo gwarantuje wszelkie prawa i przywileje. Wszelka myśl (nie mówiąc o działaniu) o tożsamości narodowej, tym bardziej o utworzeniu własnego państwa, była bezlitośnie zwalczana, a działacze represjonowani. W. Woskowski, Takie były początki 103 Uczniowie lwowskich szkół z polskim językiem wykładowym: nr 24 im. W. Wasilewskiej (dziś Marii Konopnickiej) oraz nr 10 przed budynkiem konsulatu przy ul. Iwana Franki 110. W środku konsul W. Woskowski, jesień 1987 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. Podejmując starania o powołanie urzędu konsularnego we Lwowie strona polska, ze zrozumiałych względów, eksponowała problematykę – jeżeli tak można powiedzieć – czysto konsularną. Wskazywaliśmy, że jesteśmy zobowiązani do otoczenia opieką konsularną czterech tysięcy Polaków, w tym tysiąca osób we Lwowie, pracujących w obwodach Zachodniej Ukrainy oraz setek tysięcy obywateli polskich przemieszczających się tranzytem (szczególnie w okresie letnim) przez terytorium Ukrainy – na Węgry, do Rumunii i krajów bałkańskich. W tym czasie przejście w Medyce-Szehyni było jedynym między Polską a ówczesną Ukrainą radziecką i to właśnie ono obsługiwało ten ogromny tranzyt. Ruch z roku na rok się zwiększał. Jeżeli, według danych służb granicznych, w roku 1987 granicę tę przekroczyło ponad sześćset tysięcy osób, to już w roku 1989 ponad trzy 104 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Uroczyste, międzypaństwowe i oficjalne spotkanie służb granicznych ludowej Polski i radzieckiej Ukrainy w dniu rozpoczęcia wspólnych odpraw granicznych. W dyplomatkach świeżo laminowane taryfikatory. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. miliony osób. Ludzie byli zmęczeni długim oczekiwaniem na odprawę, gubili dokumenty, okradano ich i napadano na nich w trakcie przejazdu przez Karpaty, ulegali też wypadkom drogowym. We wszystkich sprawach wymagających pomocy i opieki konsularnej (wydawanie dokumentów zastępczych, udzielania pożyczek, także załatwiania spraw związanych z pobiciami i rabunkiem) musieli jechać do Kijowa, odległego od Lwowa o ponad pięćset kilometrów. Dziś trudno sobie wyobrazić, jakie męczarnie przechodziły rodziny z małymi dziećmi, gdy upalnym latem musiały jechać do Kijowa. Z tymi udręczonymi ludźmi spotykałem się już wcześniej, kiedy pracowałem w Konsulacie Generalnym PRL w Kijowie. Wiedzieliśmy również, że Polacy byli masowo karani, wręcz szykanowani w trakcie przejazdu tranzytem. Na przykład, w roku 1987 za naruszanie przepisów drogowych, zatrzymywanie się w miejscach niedozwolonych, zbaczanie z tras tranzytowych itp. zostało ukaranych ponad dwanaście tysięcy obywateli polskich. Poza tym Polacy musieli udawać się do Kijowa w sprawach dotyczących dokumentów o pozostawionym mieniu, o grobach bliskich, odpisów aktów urodzenia W. Woskowski, Takie były początki 105 i ślubu, a także związanych z urodzeniami i nadawaniem obywatelstwa dzieciom z rodzin mieszanych i temuż podobnych. Urząd był także potrzebny mieszkańcom innych narodowości, w tym przede wszystkim Ukraińcom zamieszkującym Zachodnią Ukrainę. Ze względu na zaszłości historyczne mieli oni wiele różnorodnych powiązań z Polską. Ze wszystkimi sprawami dotyczącymi ich relacji z naszym krajem musieli jeździć do Kijowa. Jako ciekawostkę można potraktować to, iż jednym z pierwszych interesantów urzędu był Zbigniew Brzeziński (oczywiście korespondencyjnie). Chociaż strona radziecka twierdziła, że obywatele polscy mają zapewnioną opiekę pod każdym względem, to wobec powyższych faktów nie mogła przecież przejść obojętnie. Na jej stanowisko duży wpływ miała podpisana w kwietniu 1987 roku przez Wojciecha Jaruzelskiego i Michaiła Gorbaczowa deklaracja o współpracy w dziedzinie ideologii i kultury. Wyrażono wreszcie zgodę na otwarcie Agencji Konsularnej PRL, pierwszej polskiej placówki konsularnej w powojennym Lwowie. Nie upieraliśmy się przy sprawie rangi urzędu, uznając że najważniejszą rzeczą jest jego powstanie. Agencja została akredytowana na osiem obwodów: chmielnicki, lwowski, wołyński, rówieński, tarnopolski, iwano-frankiwski (stanisławowski), czerniowiecki i zakarpacki. Miejscowe władze usiłowały wprowadzić pewne ograniczenia działalności placówki. Najpierw sugerowano, by do Lwowa przyjeżdżał na dwa, trzy dni konsul z Kijowa, a gdy to okazało się być bezskutecznym, domagano się, by nowo powstała placówka zajmowała się sprawami „czysto konsularnymi”. O tym, jak bardzo była potrzebna opieka konsularna nad naszymi rodakami, świadczy chociażby to, że w 1989 roku, gdy granicę przekroczyło ponad trzy miliony Polaków, tylko około sześciuset z nich zostało ukaranych (por. też dane z roku 1987). Ze strony urzędu podjęto w ich sprawach setki interwencji. Wzmożony ruch na przejściu granicznym w okresie letnim powodował, że tworzyły się po stronie ukraińskiej gigantyczne kolejki, 106 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Uroczystość odsłonięcia pierwszego pomnika w miejscu zagłady polskiej wsi Huta Pieniacka. Przemawia konsul W. Woskowski, 1989 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. dochodzące często do dziesięciu i więcej kilometrów. Na odprawę nierzadko trzeba było czekać cztery, sześć dni. Jeżeli dodać, że przy drogach nie było żadnych toalet i sklepów, nie mówiąc o hotelach, zaś mieszkańcy miejscowości przygranicznych nie zezwalali turystom (ze zrozumiałych względów) oczekiwać u nich na odprawę graniczną – będziemy mieli obraz prawdziwej drogi przez mękę. Dzięki moim usilnym staraniom udało się wprowadzić wspólną odprawę celno-paszportową. Po stronie ukraińskiej straż graniczna i celnicy polscy wraz ze swoimi radzieckimi odpowiednikami dokonywali wspólnej odprawy przy wjeździe do Polski, a po stronie polskiej – odwrotnie. Miało to ogromny wpływ na szybkość i kulturę odpraw. Pierwszy raz – pełniąc funkcję konsula w Kijowie – zetknąłem się z rzeczywistością lwowską w 1985 roku. W czasie mojej oficjalnej wizyty podjąłem z władzami Lwowa i obwodu lwowskiego rozmowy, między innymi, na temat Cmentarza Łyczakowskiego W. Woskowski, Takie były początki 107 i Obrońców Lwowa. Twierdziły one z oburzeniem, że we Lwowie nie ma żadnego Cmentarza Orląt, jest Cmentarz Łyczakowski, na którym chowano Polaków – tak jak nie ma polskich szkół i polskiego teatru. Są natomiast dwie szkoły radzieckie, w których można prowadzić zajęcia w języku polskim i teatr amatorski, któremu zezwala się wystawiać spektakle w języku polskim. Rzeczywiście, w miejscu, gdzie był Cmentarz Orląt, znajdowało się wysypisko śmieci. Groby zasypano ziemią i gruzem. Przez dziesiątki lat wyrosły na nich drzewa, krzewy i zielsko. Przez cmentarz przeprowadzono drogę, przy której wybudowano pałac młodzieży. Katakumby przekazano spółdzielni wytwarzającej nagrobki. Mieściła się w nich szlifiernia kamieni. Kolumnadę otaczającą łukiem fronton cmentarza, usytuowanego na wzgórzu, porozrywano z użyciem czołgów. Pozostała tylko arkada cmentarna. Wobec lawinowo rozwijającej się sytuacji władze partyjne i państwowe były coraz bardziej bezradne. W końcu wyraziły zgodę na oddawanie świątyń wierzącym, na rozwijanie wszechstronnych kontaktów miejscowych Polaków z Krajem, wyjazdy dzieci i młodzieży na obozy, kolonie i naukę do Polski, a także na działalność urzędu konsularnego wykraczającą daleko poza sferę czysto konsularną. Wykorzystaliśmy to w pełni. Dzięki naszym staraniom już w drugim roku działania urzędu na obozy i kolonie wyjechała po raz pierwszy po wojnie do Polski ponadtrzystuosobowa grupa dzieci i młodzieży z rodzin polskich, zaś na studia do Polski skierowaliśmy ponad dwieście młodych ludzi. Po raz pierwszy wyjechał do Kraju Polski Teatr Ludowy ze Lwowa, a do Lwowa przyjechał Teatr „Kalambur” z Wrocławia z piosenkami lwowskimi. We Lwowie, dzięki moim staraniom, wydzielono kino „Kopernik”, w którym codziennie wyświetlano tylko polskie filmy z oryginalną ścieżką dźwiękową. Nieoceniony Jacek Klimowicz przywoził je samochodem z Rzeszowa. Pan Jacek, wraz z żoną Oksaną, tłumaczył na język rosyjski i ukraiński programy telewizyjne i rozsyłał je do wszystkich gazet wychodzących w rejonie działania urzędu. 108 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 W związku z nasilającym się ruchem kołowym polskich turystów Lwowska Inspekcja Drogowa, w porozumieniu z Agencją Konsularną, wydała w 1987 r. specjalną ulotkę informacyjną. Z archiwum MSZ RP. Wyjazdy dzieci i młodzieży na obozy, kolonie i kursy języka polskiego odbywały się na koszt strony polskiej. Tylko Lasy Państwowe, w 1988 roku, oddały do dyspozycji młodzieży lwowskiej w okresie letnim sto siedemdziesiąt miejsc w swoich ośrodkach wypoczynkowych. Przez granicę młodzież (i nie tylko młodzież) przewoziły autokary Energopolu, realizującego w tym czasie inwestycje we Lwowie. Nieocenioną pomocą w tych i innych przedsięwzięciach podejmowanych przez naszą placówkę służył nam wspaniały człowiek, lwowiak, zakochany bez pamięci w swoim mieście, pisarz, scenarzysta, filmowiec i mój serdeczny przyjaciel, Jerzy Janicki. Dzięki swoim znajomościom i pozycji w Kraju powodował, że wiele firm i instytucji z Polski finansowało wspomniane inicjatywy. To dzięki jego zaangażowaniu do Lwowa przyjeżdżali coraz częściej wybitni W. Woskowski, Takie były początki 109 przedstawiciele kultury, sztuki i nauki, również pisarze, reżyserzy, aktorzy, piosenkarze, muzealnicy, konserwatorzy zabytków itp. Z wieloma z tych wydarzeń wiążą się określone historie, także chwile pełne wzruszeń. Na przykład, bardzo długo władze Lwowa nie chciały wyrazić zgody na przyjazd Teatru „Kalambur” z piosenkami lwowskimi – znowu ten wydumany, polski nacjonalizm!… Wówczas, na moją prośbę, władze Wrocławia przyjęły delegację władz Lwowa, z kierownikiem Wydziału Kultury obwodu lwowskiego i odpowiednio z nią „popracowały”. Dopiero wtedy te wyraziły zgodę na przyjazd. A gdy już w trakcie występów zabrzmiały słowa pieśni „Dzień deszczowy i ponury” – łzy w oczach mieli wszyscy bez wyjątku znajdujący się w sali. Żeby z kolei umożliwić pierwszy wyjazd lwowskiego Polskiego Teatru Ludowego do Kraju, przedstawiłem miejscowym władzom oficjalne zaproszenie Zarządu Głównego Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej – chociaż zapraszającymi były w rzeczywistości, o czym doskonale wiedziałem, władze kościelne z Wrocławia. A pierwsze po wojnie wyjazdy młodzieży na obozy i kolonie letnie do Polski… Z pierwszym autokarem pojechałem na granicę. Po stronie polskiej czekali na rówieśników ze Lwowa harcerze. Wręczyli im biało-czerwone chusty, potem zaśpiewali wspólnie polski hymn. Nikt z obserwujących tę scenę nie mógł powstrzymać łez. Mam ogromną satysfakcję, podobnie jak moi ówcześni współpracownicy, że na miarę naszych sił i możliwości oraz dzięki bardzo dobrym kontaktom z Urzędem ds. Wyznań, a także ogromnemu zaangażowaniu wielkiego przyjaciela naszego urzędu, Ukraińca Konstantego Czawagi (dziś dziennikarz „Kuriera Galicyjskiego” i współpracownik Radia Watykan), w latach 1988–1990 w rejonie naszego działania zwrócono miejscowym Polakom około stu obiektów sakralnych. Ścisłe kontakty utrzymywaliśmy z ojcem Rafałem Kiernickim. Gościem urzędu był też arcybiskup Marian Jaworski. W okresie nasilającej się pierestrojki uzyskałem zgodę na rozpoczęcie prac renowacyjnych w czynie społecznym przez załogę 110 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Ulotka informacyjna wydana przez Lwowską Inspekcję Drogową oraz Agencję Konsularną. Jej treść, zwłaszcza w zderzeniu z ówczesną rzeczywistością, wywołuje dziś uśmiech. Z archwium MSZ RP. Energopolu na Cmentarzu Łyczakowskim, w tym również w kwaterach wojskowych. Nie muszę dodawać, że do prac bardzo czynnie włączyli się miejscowi Polacy, którzy już wcześniej podejmowali działania mające na celu ochronę obiektu przed zniszczeniem. W pierwszej kolejności przystąpiono do uporządkowania i odrestaurowania kwatery powstańców listopadowych lat 1830–1831 i tzw. górki powstańców lat 1863–1864, zwanej też kwaterą powstańców styczniowych. Konsekwencją zgody na prace renowacyjne w kwaterach wojskowych było rozpoczęcie prac na Cmentarzu Orląt. Pragnę zauważyć, że we wzajemnych relacjach długo nie używano nazwy Cmentarz Orląt. Był Cmentarz Łyczakowski i kwatery wojskowe. Jeszcze w porozumieniu podpisanym przez Fundację Kultury Polskiej z Lwowskim Oddziałem Funduszu Kultury Ukraińskiej 10 marca 1990 roku użyto takich sformułowań. W języku oficjalnym we Lwowie nazwa Cmentarz Orląt zaczęła pojawiać się w drugiej W. Woskowski, Takie były początki 111 Zaproszenie na jedną z pierwszych imprez zorganizowanych przez polski urząd we Lwowie w 1988 r. Program artystów wrocławskiego teatru „Kalambur” tak się spodobał, że dano pięć występów. Ze zbiorów Jana Tyssona. połowie 1989 roku, a została niejako zalegalizowana podczas wizyty prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego we Lwowie, 12 kwietnia 1990 roku. Kiedy mowa o początkach prac renowacyjnych na Cmentarzu Łyczakowskim i Cmentarzu Orląt, pragnę przywołać nazwisko mojego przyjaciela, nieżyjącego już Józefa Bobrowskiego – dyrektora Energopolu we Lwowie. Jego zaangażowanie i ogromny autorytet wśród załogi sprawiły, że z chwilą uzyskania przez urząd konsularny zgody na rozpoczęcie prac na Cmentarzu Łyczakowskim (de facto Cmentarzu Orląt) załoga Energopolu – podkreślam, że w czynie społecznym – dokonała rzeczy wręcz niemożliwej. Dzięki niej do lata 1990 praktycznie wszystkie mogiły Obrońców Lwowa zostały odkryte, a śmiecie i gruz, którymi były przysypane, wywiezione. 112 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Dołączony do zaproszenia tekst w języku ukraińskim informował: „Drodzy Przyjaciele! Zapraszamy Was dzisiaj na spotkanie z lwowskimi piosenkami lat 20. i 30. XX w. Wszystkie piosenki, według nas, zasługują na to, by zachować je od zapomnienia. Czy jest tak zaiste? Odpowiecie Państwo sami na to pytanie po naszym koncercie. Przyjechaliśmy do Lwowa z wielką ciekawością, jakie miasto zobaczymy, jakich ludzi spotkamy. Wiemy, że lwowiacy śpiewają nowe piosenki i nowe zwrotki. Są one bez wątpienia tak samo melodyjne i dowcipne, jak te przedwojenne. Prosimy nam wierzyć, że będziemy radzi usłyszeć Państwa współczesne piosenki w sali teatru i z radością zaśpiewamy je razem z Wami. Nasze języki, polski i ukraiński są bardzo do siebie podobne. Sądzimy, że zrozumieją Państwo, co zaśpiewamy po polsku. Wrocławianie z teatru «Kalambur»” (tłum. MZ). Ze zbiorów Jana Tyssona. O postawie załogi i jej dyrektora niech świadczy jeszcze jeden przykład. W 1989 roku zwróciłem się do władz ukraińskich z prośbą o umożliwienie mi oddania hołdu poległym polskim żołnierzom Września 1939 roku – w związku z pięćdziesiątą rocznicą wybuchu II wojny światowej. Wiedziałem, że są pochowani na dawnym przedmieściu Lwowa, w Hołosku. Zgodę uzyskałem 31 sierpnia. To, co nastąpiło później, zrelacjonowała w „Gazecie Wyborczej” Wiesława Grochala, w artykule „Tylko we Lwowie”: „Kiedy Konsulat dał znak, że można, w jedną noc zrobili pomnik, krzyż z napisem «Żołnierzom poległym w walce 1939 roku» i posadzili wokół tuje tak, że nazajutrz, w rocznicę Września, pośrodku działek, na dawnym śmietnisku można było odprawić uroczystą mszę”. W. Woskowski, Takie były początki 113 Uzyskane efekty byłyby niemożliwe, gdyby nie zaangażowanie załogi Energopolu i miejscowych Polaków w te poczynania, w pierwszej kolejności profesora Leszka Mazepy – pierwszego przewodniczącego Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, powstałego w grudniu 1988 roku, oraz takich ludzi w Kraju, jak Jerzy Janicki. Tak się szczęśliwie złożyło, że w tym czasie ministrem budownictwa i materiałów budowlanych (jemu podlegał Energopol) był mój wieloletni przyjaciel, Józef Niewiadomski, który odniósł się do tej sprawy z pełnym zrozumieniem. Podjęcie prac na Cmentarzu Orląt wymagało przynajmniej aprobaty ówczesnej opozycji ukraińskiej. To właśnie profesor Leszek Mazepa był organizatorem i uczestnikiem spotkania z przewodniczącym „Ruchu” we Lwowie, profesorem Orestem Włochem. Zaprzyjaźniony z urzędem konsularnym Konstanty Czawaga organizował moje spotkania z przedstawicielami zdelegalizowanego Kościoła unickiego. Nie muszę dodawać, że większość tego typu spotkań odbywała się poza siedzibą urzędu. Ważnym przedsięwzięciem w tym kontekście było spotkanie znanych ukraińskich polityków opozycyjnych Lwowa, między innymi wspomnianego już profesora Oresta Włocha i profesora Mychajła Hołubca, z przedstawicielami polskiego sejmu kontraktowego, zorganizowane przeze mnie w konsulacie. Uczestniczyli w nim między innymi senatorowie Andrzej Szczepkowski (znany aktor) i Jan Musiał, poseł Jan Błachnio oraz Leszek Mazepa, Jerzy Janicki, Stanisław Nicieja i inni. Dokonaliśmy szczerej wymiany poglądów na temat perspektyw stosunków polsko-ukraińskich oraz potrzeb Polaków we Lwowie i na ziemi lwowskiej. Te poczynania (i nie tylko te), były podejmowane – o czym trzeba pamiętać – w okresie, gdy jeszcze funkcjonowała władza radziecka. Wszystkie dziedziny życia społecznego, politycznego, kulturalnego i gospodarczego regulowała partia. Przecież Ukraina proklamowała niepodległość dopiero 24 sierpnia 1991 roku, a nasze działania odbywały się w latach 1987–1990. Jak pisze profesor 114 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul W. Woskowski, kierownik Agencji Konsularnej PRL, w czasie wizyty w Użhorodzie (październik 1987). Po lewej sekretarz Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej Andrzej Markowski, po prawej redaktor Konstanty Czawaga (wtedy Agencja TASS-Lwów). Fotografia ze zbiorów K. Czawagi. Leszek Mazepa w cytowanej już książce o lwowskich Polakach: „Byliśmy obywatelami ZSRR z całymi z tego wynikającymi konsekwencjami. Otoczeni i obserwowani przez wszelkie służby komunistyczne. Zresztą gdy zostałem prezesem Towarzystwa, mój telefon był na stałym podsłuchu (czułem, słyszałem w słuchawce stałą obecność i oddech tego kagebisty), zaś w roku następnym zdjęto mnie z funkcji kierownika katedry w Konserwatorium, chociaż moja kadencja jeszcze się nie skończyła”. I chociaż system radziecki ciągle funkcjonował, to jednak pojawiało się w nim coraz więcej pęknięć i rys. Pierestrojka i głasnost powodowały wzrost poczucia narodowego Ukraińców i ich dążenie do utworzenia samodzielnego, niezawisłego państwa. Był to główny temat codziennych wystąpień, np. w swoistym ukraińskim Hyde Parku – centralnym punkcie W. Woskowski, Takie były początki 115 miasta Lwowa, na prospekcie Lenina, między operą a pomnikiem Mickiewicza, w miejscu, gdzie przed wojną wznosił się pomnik króla Jana III Sobieskiego. Coraz śmielej i odważniej o swojej przynależności narodowej zaczęli mówić żyjący we Lwowie Polacy. Na mniej lub bardziej formalnych spotkaniach, w tym w urzędzie konsularnym, który był o każdej porze dnia dla nich otwarty, zrodziła się myśl o utworzeniu organizacji zrzeszającej Polaków. Powstanie Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej to wynik mądrości, odwagi i zaangażowania żyjących we Lwowie Polaków, a szczególnie ludzi takich jak: Leszek Mazepa, Władysław Łokietko, Adam Kokodyński, Stanisław Czerkas, Zbigniew Jarmiłko, Marian Baranowski, Jan i Zbigniew Bilowie, Adolf Wisłowski, bracia Emil i Józef Legowiczowie, Marta Markunina i dziesiątki innych. Jestem szczęśliwy, że w okresie, gdy powstawało Towarzystwo i miejscowi Polacy z dumą wojowali o swoją tożsamość narodową, mogłem z nimi być i udzielać im, w miarę sił i możliwości, różnorodnej pomocy. Duszą i prawdziwym przywódcą oraz przewodnikiem na tej trudnej drodze był profesor Leszek Mazepa. Jego wysoka kultura osobista, takt, zaangażowanie, wyrozumiałość dla ludzkich słabości i ambicji, szacunek i uznanie w kręgach naukowych i kulturalnych odegrały decydującą rolę w tworzeniu organizacji. Wyrazem mądrości, polegającej na uwzględnieniu istniejących realiów, była nazwa organizacji. Nie związek, zrzeszenie, organizacja itp., lecz Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej. Nazwa sugerowała, o czym przekonywano władze, że Towarzystwo to organizacja, która jest otwarta dla wszystkich, którzy interesują się polską kulturą, a więc nie tylko Polaków. Stąd aktywnymi jego członkami zostali: Ukrainiec Konstanty Czawaga oraz wspaniały propagator kultury polskiej, reżyser Polskiego Teatru, Rosjanin Walery Bortiakow. Wspierali również powstanie Towarzystwa miejscowi dziennikarze – codzienni goście konsulatu – i takie autorytety, jak rektor Wyższej Szkoły Sztuk Stosowanych (obecnie Akademia Sztuki) Emanuel Myśko, przewodniczący Lwowskiego 116 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 W tramwaju, w drodze ze spotkania założycielskiego Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, 3 XII 1988 r. Na zdjęciu od lewej: ukraiński opozycjonista Rostysław Bratuń, konsul W. Woskowski oraz red. Konstanty Czawaga. Fotografia ze zbiorów K. Czawagi, autor: Borys Krysztuł. Oddziału Literatów Ukrainy, wybitny poeta, deputowany do Rady Najwyższej, syn posła na Sejm II RP Rostysław Bratuń, przewodniczący „Ruchu” we Lwowie profesor Orest Włoch i wielu innych intelektualistów. Wielką mądrością żyjących we Lwowie i na terenie Zachodniej Ukrainy Polaków było także i to, że od samego początku stanęli po stronie tych, którzy podjęli w warunkach pierestrojki walkę o wolną i samodzielną Ukrainę. Profesor Leszek Mazepa w imieniu TKPZL oraz miejscowi Polacy dawali temu wyraz w trakcie różnorodnych spotkań z miejscowymi Ukraińcami. Polacy aktywnie uczestniczyli w różnych akcjach politycznych, między innymi w wielu ogólnomiejskich wiecach potępiających represje stalinowskie, a popierających ukraińskie dążenia niepodległościowe i przeobrażenia demokratyczne. Wiece odbywały się na placu przed uniwersytetem, koło Brygidek, przed więzieniem W. Woskowski, Takie były początki 117 na Łąckiego i we wspomnianym już centrum Lwowa. Na placu przed Teatrem Skarbkowskim, po raz pierwszy w powojennym Lwowie, Polacy manifestowali pod biało-czerwonymi flagami. Po raz drugi z flagami narodowymi Polacy brali udział w tzw. łańcuchu solidarności, w styczniu 1990 roku. Taka postawa miejscowych Polaków miała pozytywny wpływ na ich relacje z lwowskimi Ukraińcami. Bardzo ważnym wydarzeniem, z inicjatywy Rostysława Bratunia i Jewhena Hryniwa, przewodniczącego lwowskiego Memoriału, był symboliczny akt pojednania z 30 listopada 1989 roku. W obecności mnóstwa osób, Ukraińców i Polaków, z flagami narodowymi (Ukraińcy pod nielegalnymi) na Cmentarzu Janowskim, pod krzyżem z wieńcem cierniowym, wzniesionym w miejscu, gdzie zostały zdewastowane groby Strzelców Siczowych, złożono wieńce z napisami polskimi na szarfach: „Braciom Ukraińcom – lwowscy Polacy”. Następnie uczestnicy uroczystości udali się na odkopywany Cmentarz Orląt, gdzie złożyli wieńce z napisami w języku ukraińskim: „Braciom Polakom – lwowscy Ukraińcy”. L. Mazepa w cytowanej książce pisze: „Przemówienia wygłosili J. Hryniw, R. Bratuń i ja, apelując do Ukraińców i Polaków o wzajemne porozumienie i braterską przyjaźń, w duchu jedności walki w imię hasła «Za wolność naszą i waszą». Uważam, że była to niezwykle ważna akcja w duchu pojednania, przyjęta przez obie społeczności ze zrozumieniem i uczuciem ulgi, że nareszcie coś w tym kierunku zaczyna się dziać”. Podobnego aktu polsko-ukraińskiego pojednania – z inicjatywy konsulatu – dokonano 12 kwietnia 1990 roku, w czasie wizyty we Lwowie ówczesnego prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego. Po raz pierwszy w powojennej historii, w obecności Ukraińców i miejscowych Polaków, najwyższy rangą przedstawiciel państwa polskiego oficjalnie złożył kwiaty na wydobytych, częściowo spod gruzu i śmieci, mogiłach Obrońców Lwowa, zaś Józef Czyrek, ówczesny sekretarz w Kancelarii Prezydenta i Janusz Onyszkiewicz, ówczesny wiceminister obrony narodowej, którym miałem zaszczyt 118 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 towarzyszyć, w imieniu prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej złożyli kwiaty na mogiłach Strzelców Siczowych. Relację z uroczystości zamieściła między innymi „Lwowska Prawda” 13 IV 1990 roku. Starałem się przedstawić niektóre poczynania nowo powstałego urzędu w pierwszych latach jego funkcjonowania. Mimo że w ciągu pierwszego roku byłem jedynym konsulem w tym urzędzie, to efekty pracy placówki zostały bardzo wysoko ocenione przez kierownictwo MSZ (podziękowania i gratulacje od ministra Krzysztofa Jana Skubiszewskiego), miejscowych Polaków (czemu dają wyraz przy każdym moim pobycie we Lwowie), rodaków w Kraju, a także przez większość lwowskich Ukraińców. Po roku funkcjonowania urzędu zwiększające się możliwości działania oraz nowe wyzwania spowodowały, że MSZ znacząco wzmocniło kadrowo naszą placówkę. W 1989 roku pracę w urzędzie podjęli konsulowie: Andrzej Krętowski, Józef Fijał i Marian Ozimek. Odniosłem wrażenie, że skierowanie do pracy we Lwowie traktowali jako wyróżnienie i dowód uznania ich kompetencji. Zaangażowali się z samozaparciem w realizację coraz ambitniejszych celów, które sobie wytyczaliśmy. Konsul M. Ozimek, oddelegowany przez Ministerstwo Handlu Zagranicznego, wiele dobrego uczynił w zakresie rozwijania współpracy gospodarczej między polskimi i ukraińskimi podmiotami. Swoje przedstawicielstwa otworzyły we Lwowie Metronex i Unitra. Konsul Andrzej Krętowski we właściwy sobie, profesjonalny sposób zajął się problemami konsularno-prawnymi, zaś konsul Józef Fijał polonijno-kulturalnymi. Pragnę podkreślić z całą mocą, że efekty te zostały osiągnięte dzięki ofiarności, uporowi i serdecznemu zaangażowaniu się tych ludzi, którzy podjęli razem ze mną pracę w urzędzie – w tym bardzo trudnym, obfitującym w znamienne wydarzenia okresie oraz tych konsulów, którzy zostali skierowani do pracy w 1989 roku. To dzięki panu Jackowi Klimowiczowi, znającemu Lwów i realia lwowskie (z pochodzenia łodzianin, ukończył studia we Lwowie, gdzie założył rodzinę i zamieszkał na stałe), mogłem szybko W. Woskowski, Takie były początki 119 Spotkanie w agencji konsularnej, reprezentującej jeszcze PRL. Od lewej: kosmonauta Mirosław Hermaszewski, jego żona i córka – obydwie o imieniu Emilia – następnie małżonka konsula Mirosława Woskowska, konsul W. Woskowski oraz Jacek Klimowicz. Fotografia ze zbiorów J. Klimowicza. nawiązać ścisłą współpracę z odpowiednimi władzami i instytucjami. Pan Jacek, najpierw społecznie, używając własnego samochodu, gdy trzeba było, także w nocy i dni świąteczne, załatwiał sprawy konsularne. Poświęcając swój wolny czas jeździł do Polaków oczekujących na przejściu granicznym, łagodził i rozwiązywał konflikty w kolejkach oczekujących na odprawę. Faktycznie przez rok pełnił funkcję mojego nieformalnego zastępcy. Musiał się zmierzyć z wieloma problemami, zwłaszcza wtedy, gdy wyjeżdżałem służbowo do innych obwodów. Z ogromu obowiązków wywiązywał się pan Jacek zawsze wzorowo. Nie do przecenienia była pełna zaangażowania praca mojej żony, Mirosławy. Pełniła funkcję księgowej, zajmowała się sprawami finansowymi, zaopatrzeniem oraz recepcją interesantów o każdej porze dnia i nocy (mieszkaliśmy na terenie konsulatu). Ludziom, często wymęczonym i zdenerwowanym, zawsze służyła dobrym 120 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 słowem, szklanką herbaty lub kawy i w miarę potrzeby podejmowała stosowne interwencje. Tej dwójce dzielnie sekundowali: Ewa Tarchanowa, kierowca „Giena” Kogut i Natasza Prochorowa. Dzięki nim urząd był czynny całą dobę, jego pracownicy nie znali pojęcia „godziny urzędowania”, pracowali zaś za marne grosze. Żaden z nich nie miał miesięcznych poborów przekraczających równowartość stu pięćdziesięciu dolarów. Kwota ta stanowi dla niektórych z nich podstawę pobieranych dziś świadczeń emerytalnych. Ja sam mogłem wynagrodzić ich wysiłki tylko uznaniem i szacunkiem, co dziś, z perspektywy minionych lat, zwielokrotniam. Efekty osiągnięte w tak krótkim czasie były możliwe także dzięki wsparciu, życzliwości i w wielu sprawach konkretnej pomocy ze strony licznych instytucji i organizacji krajowych oraz takich ludzi, jak Jerzy Janicki. Na każdym kroku mogłem liczyć na pomoc i wsparcie miejscowych Polaków, którym przewodził wybitny uczony, wspaniały, mądry człowiek, profesor Leszek Mazepa. Pozytywną atmosferę tworzyli miejscowi dziennikarze, z którymi systematycznie się spotykałem, między innymi na comiesięcznych konferencjach prasowych. Niemały wpływ na sytuację miało i to, że udało się w niedługim czasie ułożyć pełne zrozumienia partnerskie stosunki z miejscowymi władzami i – o czym wspomniałem – z opozycją. W dwudziestą piątą rocznicę powołania urzędu konsularnego we Lwowie życzmy ludziom w nim zatrudnionym wielu sukcesów w pracy i wszelkiej pomyślności w życiu osobistym. Włodzimierz Woskowski JANUSZ ŁUK ASZEWSKI kierownik Agencji Konsularnej RP we Lwowie [1 v 1990 – 30 iv 1991] Janusz Łukaszewski urodził się 30 marca 1935 roku na Kresach Wschodnich. Absolwent Wydziału Prawa Uniwersytetu Łódzkiego. W latach 1965–1980 pracował w jednostkach państwowych, samorządowych oraz w bankowości, jako rewident oraz radca prawny. W tym czasie pracował też jako dyrektor Domu Środowisk Twórczych w Łodzi oraz impresario pianisty Edwina Kowalika. Podróżował wówczas po USA i Kanadzie. W 1979 roku służby specjalne uniemożliwiły mu wyjazd na stypendium doktoranckie z Katedry Prawa Finansowego UŁ, warunkując wydanie paszportu podjęciem współpracy. W 1980 roku był doradcą (jeszcze przed rejestracją) NSZZ Solidarność Ziemi Łódzkiej, później pracownikiem etatowym – do wprowadzenia stanu wojennego. W stanie wojennym przebywał w USA, gdzie uzyskał azyl polityczny i prawo stałego pobytu. Pracował jako dorożkarz w Nowym Jorku, a następnie jako adwokat w prestiżowej kancelarii Willy Salesky na Manhattanie. Jednocześnie, od 1981 do 1985 roku pracował dla organizacji politycznych i nielegalnych (w rozumieniu przepisów obowiązujących do roku 1989). W 1987–1988 konsultant prawny Fundacji Rolniczej przy Prymasie Polski. Od stycznia 1990 do lutego 1994 pracownik Ministerstwa Spraw Zagranicznych – kierownik Agencji Konsularnej we Lwowie, następnie konsul w Konsulacie Generalnym w Chicago. Dwukrotnie odznaczony za działalność na rzecz Lwowa i środowisk kresowych Krzyżem II Obrony Lwowa „Semper Fidelis”. Jako jedyny konsul na kontynencie amerykańskim został wyróżniony przez Stowarzyszenie Weteranów Armii Polskiej na Zachodzie Krzyżem „Miecze Hallerowskie”, za szczególne zasługi na rzecz tego środowiska. W 2012 odznaczony medalem „Pro Patria” za całokształt służby Ojczyźnie i wybitne zasługi na rzecz Związku Solidarności Kombatantów Polskich. Przez cały okres pozostawał bezpartyjny. Wdowiec, córka Adriana. Ojciec – Leonard, żołnierz AK obwodu grodzieńskiego. WYBRAŁEM LWÓW We Lwowie znalazłem się z wyboru. Kierowanie przeze mnie placówką, mającą wówczas status agencji konsularnej, przypada na nadzwyczaj burzliwy, znaczący historycznie, politycznie i społecznie okres w życiu naszego wschodniego sąsiada. Oderwanie się 24 sierpnia 1991 roku Ukrainy od ZSRR, utrwalone przez grudniowe referendum, nie tylko zmieniło mapę Europy, lecz spowodowało także konieczność uwzględnienia tego faktu w polityce zagranicznej naszego państwa. Agencja, jako buforowa placówka, musiała sprostać nowym wyzwaniom w zmienionej i stale zmieniającej się sytuacji. Po zaakceptowaniu mojej kandydatury przez MSZ nie było jeszcze ustalone, na którą placówkę zostanę skierowany. Z tak zwanego nowego naboru było nas kilku. Dochodziły mnie słuchy, że mam podjąć pracę w Szwecji. Gdy minister Krzysztof Skubiszewski zapytał mnie, gdzie chciałbym podjąć pracę, oświadczyłem, że na Wschodzie. Że pochodzę z Kresów i tam upatruję miejsce, w którym chciałbym pomagać rodakom. Minister nie krył zdziwienia: „Wszyscy ubiegają się o Zachód, a pan na Wschód. Zgoda – oświadczył – obejmie pan placówkę we Lwowie. Chyba z pożytkiem dla rodaków”. Tuż przed wyjazdem pan minister wyraził wobec mnie swoje oczekiwania, dotyczące kształtowania stosunków z państwem przyjmującym na zasadzie wzajemności. Zrozumiałem, że nie był zadowolony z aktualnej sytuacji. Słowa te zostały wypowiedziane wiosną 1990 roku, kiedy nikt nie był w stanie przewidzieć nadchodzących wypadków. Tym razem słowa te miały mieć pełne zastosowanie kilka miesięcy później, w stosunku do niepodległej Ukrainy. 124 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul J. Łukaszewski z małżonką Zofią. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. Placówka o najniższym statusie agencji, jej personalna obsada, jak i lokalowe oraz techniczne wyposażenie, były rażąco nieadekwatne, szczególnie do zadań, które wyłaniały się w zmienionych okolicznościach. Obszar działania obejmował niemal połowę Ukrainy, całą tak zwaną Ukrainę Zachodnią z miastami: Lwów, Tarnopol, Stanisławów (obecnie Iwano-Frankiwsk), Łuck, Równe, Czerniowce, Chmielnicki, Użhorod, Skałat, Chocim, Truskawiec, Zbaraż, Sambor i wiele pomniejszych – aż po Krzemieniec i Kamieniec Podolski, Zaleszczyki oraz rozległe rubieże kraju. Placówka mieściła się w piętrowym budynku przy ul. Świętej Zofii, w którym parter przeznaczono na pracę merytoryczną, natomiast piętro było zajęte na apartament. Zamieszkałem tam z żoną Zofią. Pomieszczenia biurowe, oprócz mojego gabinetu, obejmowały trzy nieduże pokoje. Wielce uciążliwym był brak poczekalni dla interesantów, szczególnie w przypadku wizytujących konsulat znaczących osób. Z czasem dla osób ubiegających się o wizy, a także J. Łukaszewski, Wybrałem Lwów 125 przybywających w innych sprawach, wygospodarowałem z korytarza quasi-poczekalnię, na pięć, sześć stojących miejsc. W tym okresie Lwów znów stał się modny i dziesiątki osób, a nawet przekraczające stu interesantów grupy niemal codziennie koczowały wręcz na ulicy. W tym tłumie niełatwo było wyłuskać osoby polskiego pochodzenia, których sprawy staraliśmy się załatwiać w pierwszej kolejności. W opisanych okolicznościach, szczególnie w związku z brakiem wyodrębnionych pokoi do pełnienia konsularnych obowiązków, trudno było zapewnić sobie minimum warunków do spokojnej pracy. Podobny kłopot dotyczył tak zwanej infrastruktury technicznej. Do swojej dyspozycji mieliśmy kilkuletniego poloneza, a później poloneza trucka, również kilkuletniego, których remonty i przeglądy odbywały się w odległym Przemyślu. Z braku doposażenia, aby sprostać piętrzącym się potrzebom, wykorzystywaliśmy często – konsul Andrzej Krętowski i ja – nasze prywatne samochody. Konsul Józef Fijał korzystał grzecznościowo z samochodu polonijnego działacza, pana Mariana Baranowskiego, zapewniając mu jedynie zwrot kosztów benzyny. Łączność umożliwiały dwa stacjonarne, dostępne dla ogółu personelu, telefony. Kontakt przez kurierów był możliwy mniej więcej co cztery tygodnie, co nie zawsze zaspakajało istniejące potrzeby. Jeśli chodzi o korespondencję listowną, to z chwilą objęcia urzędu istniała możliwość korzystania z kurierskich usług przemyskiej placówki Wojsk Ochrony Pogranicza. Okazało się jednak, że ta, choć sprzyjająca, okoliczność nie do końca spełniała nasze oczekiwania. Razem ze mną misję w Agencji Konsularnej pełnili: konsul Andrzej Krętowski i konsul Józef Fijał. Drugą z wymienionych osób zastąpił po pewnym czasie wicekonsul Dobiesław Rzemieniewski. Zatrudniono też pięciu pracowników pomocniczo-biurowych. Były to osoby miejscowe. Niektórych z zastałych pracowników trzeba było zastąpić innymi, o wyższych kwalifikacjach, 126 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 mogącymi sprostać wysokim wymaganiom i dającymi rękojmię rzetelności. Z uwagi na interesantów ukraińskich z kanadyjskiej diaspory, a także dlatego, że spodziewałem się interesantów z innych anglojęzycznych krajów, zatrudniłem panią Beatę Fedorcio, biegle władającą językiem angielskim. Zadania, które stanęły przed pracownikami placówki, były rozliczne. Główne z nich wymagają szczegółowego omówienia. Nadzwyczaj trudne było – biorąc pod uwagę napiętą sytuację polityczną – układanie stosunków z lokalnymi władzami. Dotychczasowe radzieckie władze każdego szczebla, których władza była nadal realna, niechętnie odnosiły się do przedstawicieli wyzwolonej spod wpływów ZSRR Polski. Z drugiej strony przedstawiciele dążącej do wyzwolenia, a potem już wolnej Ukrainy nie posiadali, póki co, żadnej realnej władzy. Pierwsze zachowywały wielką wstrzemięźliwość w kontaktach, drugie zaś niewiele mogły zdziałać. Obydwie strony bacznie przyglądały się zachowaniu pracowników placówki. Stosunki z dotychczasową władzą były utrzymywane na tyle, na ile były przydatne w wykonywaniu bieżącej pracy, przy jednoczesnej dbałości o utrzymanie zaufania tych, którzy wkrótce władzę przejmą. Stare władze oczekiwały kontynuowania „biesiad” i nie były w stanie ukryć zdziwienia, że oczekiwań tych nie spełniam. Sytuacja była o tyle skomplikowana, że nawet po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości wiele funkcji sprawowały dalej te same osoby. Dla przykładu: wpływowy szef OWIR-u (służb paszportowo-wizowych), związany z KGB pułkownik Ihor Iwanowycz Gorbunow, pełnił swą funkcję jeszcze przez długi czas po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości. Istniała też swego rodzaju dwuwładza, na przykład przejścia graniczne suwerennej już Ukrainy w dalszym ciągu kontrolowały radzieckie służby graniczne i celne. Doprowadzało to do kuriozalnych sytuacji – jak ta, gdy Ukraińcy, nie akceptując istniejącego stanu, na dziesięć kilometrów przed oficjalną granicą celną w Medyce-Szehyni, utworzyli nową, dokonującą odpraw według własnych, niepisanych J. Łukaszewski, Wybrałem Lwów 127 Można odnieść wrażenie, że twarz wodza rewolucji wyraża zdziwienie wobec wydarzeń dyktowanych tyleż nieugiętymi, co obiektywnymi prawami historii, 14 IX 1990 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. reguł. Nota bene stwarzało to wiele sytuacji z pogranicza bezprawia, wymagających interwencji konsulatu. Podobny przykład dwuwładzy to otwarcie nowego przejścia granicznego Hrebenne-Rawa Ruska – w świetle kamer, przez władze w Moskwie – gdy tymczasem wojewoda lwowski, by zademonstrować swą „władzę w imperium”, już nazajutrz, pod byle pozorem to przejście zamknął. Również po umocnieniu się nowej, ukraińskiej władzy sytuacja wciąż nie była jednoznaczna. Nie sprzyjało to rozwojowi normalnych wzajemnych stosunków. Dawały też o sobie znać nurty antypolskie, stwarzając czasem sytuacje na granicy scysji, gdy na przykład jeden z deputowanych w Radzie Lwowa rozpoczynał każde ze mną spotkanie od prowokacyjnego: „Panie konsul, a jak będzie załatwiona akcja «Wisła?»” Ale bywało też zupełnie inaczej. I tak z nadzwyczaj przychylnym podejściem spotykaliśmy się ze strony deputowanego do Rady Najwyższej Wiaczesława Czornowiła, a także mera Lwowa Bohdana Kotyka. 128 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 W tej to skomplikowanej sytuacji udawało się, mimo wszystko, zachować w dużej mierze zasadę wzajemności i współpracy w sprawach, w których decyzje zależały od kierownictwa Konsulatu. W końcu lokalne władze zaczynały powoli rozumieć, że jesteśmy sobie potrzebni. To były sprawy doniosłej wagi, zaś w mniejszych… Niestety, nawet o krok nie posunęła się sprawa nowej siedziby konsulatu, choć usilnie o to zabiegałem. W końcu zrozumiałem, że rzecz jest ewidentnie polityczna i znacznie przekracza ograniczone możliwości konsula. Nadzwyczaj skomplikowanym, wymagającym stałej uwagi, troski, a w konsekwencji często bezpośredniej pomocy czy interwencji, był problem przejść granicznych. Szczególnie dotyczyło to Medyki – przejścia o największym nasileniu podróżnych – zarówno drogowego, jak i kolejowego. Swoboda podróżowania Polaków, jaka zaistniała w zmienionej u nas sytuacji politycznej, stała się jakby naszą własną falą tsunami. Tworzyli ją przemieszczający się w celach handlowych rodacy – szczególnie ci jadący do Turcji i na Bałkany. Również Ukraińcy po uzyskaniu niepodległości chcieli na masową skalę zasmakować wolności podróżowania. Ich celem, na miarę ówczesnych możliwości, stała się Polska, utożsamiana dość jednoznacznie z Zachodem. Te czynniki spowodowały niesamowite perturbacje obecne już na drogach do przejść granicznych i oczywiście na samych przejściach. Kolejki samochodów osobowych i autobusów sięgały nieraz dziesięciu kilometrów, stojąc obok siebie zderzak przy zderzaku. Na wyjazd oczekiwało się siedem dni, często więcej. To właśnie od wtedy stacje radiowe w Polsce zaczęły informować o czasie oczekiwania na graniczną odprawę. Trzeba pamiętać, że oczekujący nie mieli zapewnionego minimum warunków bytowania – brak wody, żywności, wreszcie i toalet stanowiły dla nich prawdziwą udrękę. Doprowadzało to do różnorakich, niekiedy ostrych konfliktów, zarówno wśród oczekujących w kolejce, jak i na samym przejściu. Jedynym ogólnie dostępnym napojem był wieziony przez J. Łukaszewski, Wybrałem Lwów 129 Patriotyczna, antysowiecka demonstracja w dniu zburzenia pomnika Włodzimierza Lenina we Lwowie, 14 IX 1990 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. ówczesnych turystów alkohol, co sprzyjało coraz to częstszym wybuchom agresji. Gdy ktoś z oczekujących usiłował ominąć kolejkę, dochodziło do aktów wandalizmu – uszkadzania samochodów, a czasem nawet zdarzeń tragicznych w skutkach. Utkwił mi w pamięci epizod, kiedy to oczekujący na przejazd nie chcieli dopuścić do ominięcia kolejki przez autobus kursowy. Położyli się na jezdni, twierdząc stanowczo, wręcz z uporem, że „nie przepuszczą, chyba, że po ich trupie”. Jeden z podróżnych był na tyle zdesperowany, że nie usunął się z drogi – i dostał się pod koła autobusu. Przez długi czas konał na oczach bezradnego tłumu. Karetka nie mogła przebić się przez tarasujące drogę samochody. Wiele sytuacji było niezwykle trudnych. Oczekujące osoby, wzburzone długo trwającą odprawą, przedłużaną w zasadzie przez służby radzieckie – szczególnie podróżujący z autokarów – organizowali się i grozili siłowym forsowaniem granicy. Na to równie 130 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Do platformy, na której pomnik W I. Lenina wyruszył w ostatnią drogę, uczestnicy demonstracji przymocowali transparenty z napisami: „Lenin – tyran XX wieku”, „Lenin – twórca komunizmu na śmietnik historii”, „Stalin – godny uczeń Lenina”, „Komuniści to nie ludzie o innych poglądach, to terroryści”, itp. Lwów, 14 IX 1990 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. nieustępliwi pogranicznicy grozili użyciem broni. Zdarzyło się, że w tak napiętej sytuacji, przy realnej groźbie użycia broni, musiałem z konsulem Andrzejem Krętowskim pilnie interweniować w Moskwie – i to za podszeptem bezradnego, specjalnie przybyłego do Lwowa szefa Wojsk Ochrony Pogranicza, płk. Walerija Anatolijowycza Popowa. Granica wymykała się spod kontroli. Częściowo, jak mniemam, konflikty prowokowały same służby, które stosowały tryb pracy zbliżony do tzw. strajku włoskiego. Tymczasem po naszej stronie te same tłumy oczekiwały na odprawę najwyżej kilka godzin, czasami odprawiane były prawie na bieżąco. Z kolei powszechną praktyką służb granicznych na przejściu kolejowym w Medyce-Mościska II było wysadzanie na stacji pasażerów, których nie zdołano odprawić w pociągu. Wysadzeni – z uwagi na koniec ważności biletów – nie mieli możliwości kontynuowania J. Łukaszewski, Wybrałem Lwów 131 podróży następnymi przeładowanymi pociągami, zaś innych, nowych biletów nie sprzedawano. Podróżni, w tym chorzy, koczowali wówczas na dworcach, niejednokrotnie po kilka nawet dni. W najbardziej drastycznych przypadkach pomoc urzędu polegała na organizowaniu transportu autobusowego, aby dokonać odprawy z zapewnieniem konwojowania i z pominięciem kolejki. Przy rozwiązywaniu tych sytuacji bardzo operatywnie działał konsul Andrzej Krętowski. Częste wyjazdy na granicę odrywały go jednak od innych istotnych spraw. Przy szczupłości kadr naszego personelu było to dużym utrudnieniem w pracy urzędu. Zdarzały się sytuacje tak poważne, że wymagały wyjazdu obydwu konsulów. Nawet dotarcie do przejścia – tak samo jak i sytuacja na samych przejściach – wymagało częstych interwencji u władz miejscowych, u milicji, służb celnych i granicznych. Zrozumiałe, że zmęczony i rozdrażniony tłum nie respektował często konsularnych rejestracyjnych tablic samochodowych. Niejednokrotnie polscy podróżni – nieświadomi trudności, z jakimi borykaliśmy się, usiłując przyjść im z pomocą – kierowali swoją złość przeciwko nam. Doszło nawet do tego, że w konfliktowej sytuacji, w desperacji, próbowali wywrócić i zepchnąć nasz samochód do rowu. Padały też okrzyki, by samochód podpalić. Dziś myślę, że jedynie nasza postawa, odwaga by stanąć wobec wzburzonego tłumu twarzą w twarz, zapobiegła spełnieniu ich gróźb. W tych warunkach należało też zapewniać bezpieczne przekraczanie granicy znaczącym osobom z kraju – ludziom nauki, kultury, hierarchom Kościoła, wojewodom, zmierzającym w swoich misjach na Ukrainę ministrom. Kierowali się głównie do Lwowa, który, jak wspomniałem, stał się nadzwyczaj modny. Lawinowe przemieszczanie się przez Zachodnią Ukrainę naszych obywateli, tych, dla których cel stanowiła sama Ukraina, czy też tych, którzy podróżowali tranzytem, było źródłem wielu dramatycznych wydarzeń, w tym również losowych, nie tylko w strefie przygranicznej, ale i w głębi kraju. Stwarzały one 132 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 konieczność udzielania pomocy, czasem wręcz podjęcia natychmiastowej interwencji. Zdarzenia najbardziej tragiczne, związane ze śmiercią polskich obywateli, mimo podejmowanych przez placówkę rutynowych czynności – jak powiadomienie najbliższych, zabezpieczenie mienia i eksporta zwłok do kraju – pozostawiały zawsze niepokój, czy zrobiliśmy wszystko, co należało uczynić. Często jednak nie mieliśmy możliwości ustalenia przyczyn zdarzenia oraz jego sprawców, co stwarzałoby podstawową możliwość dochodzenia roszczeń odszkodowawczych. Zdarzyło się – by przywołać tu choć jeden przykład – że polski kierowca poniósł śmierć wskutek wtargnięcia nocą na szosę stada koni z pobliskiego kołchozu. Pozostawił osieroconą rodzinę, w tym nieletnie dzieci. Okazało się, że dochodzenie odszkodowania było niemożliwe, bowiem lokalne władze nie uczyniły nic, aby w tej sytuacji pomóc. Można powiedzieć, że w praktyce nie działały zupełnie. Niestety, również konsulat nie mógł nic zrobić, ponieważ nie istniała konwencja w sprawach pomocy prawnej. Także w naszych urzędach centralnych bezradnie rozkładano ręce. Moje bezpośrednie interwencje w Ministerstwie Sprawiedliwości były w istniejącym stanie rzeczy bezskuteczne. Wszystko, co dawało się zrobić, to zasygnalizować ów problem, by spowodować jak najszybsze jego rozwiązanie. W licznych przypadkach konsulat udzielał pomocy obywatelom polskim pozbawionym wolności za faktyczne, a często i rzekome przewinienia. Ocena czynu, jego szkodliwości, nawet prawdopodobne czy ewentualne jego popełnienie, były interpretowane dowolnie i w gruncie rzeczy zależały od dobrej bądź złej woli funkcjonariuszy. Stosowane kryteria karalności bardzo różniły się od polskich unormowań. Za przykład może posłużyć sprawa jednego z naszych rodaków, u którego na przejściu granicznym wykryto w bagażu pewną liczbę zegarków, co stanowiło przemyt na niezbyt w istocie dużą skalę. Rozprawa sądowa, jeśli dobrze pamiętam, odbywała się w Użhorodzie. Przybyłem na nią wraz z konsulem Andrzejem Krętowskim, aby udzielić zatrzymanemu pomocy. J. Łukaszewski, Wybrałem Lwów 133 Konsul Janusz Łukaszewski rozmawia z aktorem Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie Janem Tyssonem, 1990 lub 1991 r. Fotografia ze zbiorów J. Tyssona. Nie mogliśmy wyjść ze zdumienia na widok tego, co zobaczyliśmy na miejscu. Jeszcze zanim przybył samochód więzienny z oskarżonym, ulica obstawiona była żołnierzami z bronią maszynową. Skutego w kajdany oskarżonego eskortowali z karetki więziennej czterej uzbrojeni funkcjonariusze. Również korytarz sądowy zajmowali uzbrojeni strażnicy. Na ławie oskarżonych pilnowało zatrzymanego dwóch zbrojnych, mimo że ława była oddzielona od sali kratami. Za drzwiami czuwali inni. Oskarżonemu zdjęto na sali kajdany tylko ze względu na naszą interwencję. Prokurator oskarżał tak, jak gdyby delikwent dopuścił się największych zbrodni. Sprawie nadano charakter polityczny, jakby godziła wprost w interesy państwa. Wyrok zapadł w zgodzie z żądaniem prokuratora – pięć lat bezwzględnego więzienia. Przyszło go odbywać skazanemu w warunkach urągających wszelkim cywilizowanym standardom. 134 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Spotkanie konsula J. Łukaszewskiego z polskimi i radzieckimi służbami granicznymi, 1990 lub 1991 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. Chciałbym tu z całą mocą podkreślić olbrzymie zaangażowanie konsula Andrzeja Krętowskiego w pomoc osobom pozbawionym wolności. Te sprawy dotyczyły często sytuacji, które wydarzyły się w bardzo odległych od Lwowa miejscach. Konsul Krętowski skutecznie zabiegał o widzenie się z zatrzymanymi, utrzymywał kontakt z rodzinami, zaopatrywał w środki czystości i podejmował wszystkie inne potrzebne działania. Nasze wyjazdy w teren, nierzadko wielogodzinne poruszanie się po bezdrożach, były częste i nadzwyczaj męczące. Stanowiły też dużą niedogodność dla urzędu, bowiem przy tak szczupłej obsadzie personalnej wyłączały konsula z udziału w innych sprawach. Działań tych jednak nie można było zaniechać, gdyż kontakt zatrzymanych z rodziną był poza taką drogą praktycznie niemożliwy, zaś pomoc ze strony miejscowej adwokatury wysoce iluzoryczna. Dość często docierały do konsulatu informacje o jawnym, skandalicznym wręcz bezprawiu służb granicznych, polegającym J. Łukaszewski, Wybrałem Lwów 135 na rekwirowaniu naszym podróżnym znacznych kwot dolarów. Podróżni wyjeżdżający na Ukrainę, zgodnie z prawem, zgłaszali w deklaracjach celnych przewożone przez siebie walory, co upoważniało do swobodnego wywiezienia ich w momencie opuszczania kraju. Mimo to celnicy rekwirowali zgłoszone pieniądze, rzekomo celem wyjaśnienia. W rzeczywistości przepadały one bezpowrotnie, i to bez względu na interwencje konsulatu. Proceder ten dotyczył szczególnie pasażerów podróżujących zbiorowo, autobusami. W tej sytuacji, gdy nadarzała się sposobność, radziliśmy podróżnym, aby przed wyjazdem z Ukrainy deponowali dewizy na koncie konsulatu i pobierali je później w kraju. Niektórzy z nich postępowali zgodnie z naszymi sugestiami. Wielu Polaków odwiedzających miejscowe bazary i stragany bywało poszkodowanych na skutek kradzieży, rabunków czy dotkliwych pobić. Konsulat udzielał im niezbędnej pomocy. W dużej mierze wyznacznikiem polskości jest na Ukrainie wiara katolicka. Konsulat bardzo aktywnie włączył się w spontaniczne i częste przejmowanie kościołów. Były przywracane przez wiernych „z niebytu”, co oznacza – z ruin. Te, których doszczętnie nie zrujnowano, były porzuconymi magazynami czy obiektami innego, gospodarczego przeznaczenia. Niemalże wszystkie ocalałe kościoły znajdowały się w opłakanym stanie. Mniejszość polska, porozrzucana po rubieżach Ukrainy, z własnej woli i z entuzjazmem, gdy tylko nadarzała się okazja, przejmowała te sakralne niegdyś obiekty. Czyniono to z olbrzymim, często przekraczającym ich zasobność i siły zaangażowaniem. Inicjatywy takie podejmowano zarówno na odległej prowincji, jak i w miastach. Jednak odzyskiwanie świątyń często rodziło konflikty z grekokatolikami, których Kościół przeżywał renesans i wykazywał dużą aktywność. W konflikcie z Kościołem katolickim miał on u lokalnych władz zdecydowane wsparcie – z narodowych, po części zrozumiałych względów. Kościołowi katolickiemu dużą pomoc okazywali przybywający tu na pobyt czasowy – bo takie tylko otrzymywali wizy – 136 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 księża z kraju. Kluczową rolę odgrywali księża miejscowi, których było jednak za mało (jeden z miejscowych kapłanów, ks. Marcjan Trofimiak, w czasie trwania mojej kadencji otrzymał sakrę biskupią). Była to liczba, w stosunku do potrzeb, absolutnie niewspółmierna. Konsulat udzielał katolikom pomocy zarówno politycznej, poprzez podejmowanie interwencji u miejscowych władz, jak i organizacyjnej, w kontaktach z duchowieństwem. Pomoc taka okazała się na przykład niezwykle potrzebna arcybiskupowi Marianowi Jaworskiemu, po ingresie Jego Ekscelencji na biskupa Lwowa i ustanowieniu biskupstwa, niestety „na uchodźctwie” – bo w Polsce. Dla podniesienia prestiżu uroczystości organizowanych w związku z nowo otwieranymi kościołami niejednokrotnie uczestniczyli w nich nasi konsulowie. Znaczącą uroczystością, z udziałem hierarchów Kościoła i władz cywilnych, było wyświęcenie nowo pozyskanej świątyni w Kołomyi. Konsulat utrzymywał w tym celu stały kontakt z panią Janiną Zamojską ze Lwowa, z tamtejszego Klubu Inteligencji Katolickiej. Konsulat aktywnie uczestniczył w odbudowie i rekonstrukcji Cmentarza Orląt. Teren cmentarza stanowił wysypisko śmieci, które grubą warstwą przykrywały nagrobne płyty, doszczętnie i celowo, z przyczyn politycznych, zniszczone. Z katakumb pozostało żałosne rumowisko. To, co nazwałem odbudową i rekonstrukcją, w praktyce oznaczało długotrwałe, mozolne usuwanie śmieci wywożonych setkami ciężarówek, aby mogła potem nastąpić rzeczywista odbudowa i rekonstrukcja. Na prowadzenie jakichkolwiek robót wymagana była zgoda lokalnych władz. Pomimo usilnych starań konsulatowi nie udawało się uzyskać jednoznacznej, przychylnej decyzji. Nawet gdy taka zapadała, w niedługim czasie była uchylana. Jak dziś wiadomo, w następnych latach sprawa ta szła jak po grudzie. W opisanych warunkach prace związane z odbudową Cmentarza posuwały się trzema torami: konsulat zabiegał o przyzwalające decyzje, często działając niekonwencjonalnie, na przykład J. Łukaszewski, Wybrałem Lwów 137 starając się u władz Przemyśla o równoległe działania dotyczące obiektów mających dla Ukraińców symboliczne znaczenie. Podobnie, w związku z dużym deficytem wody we Lwowie, doprowadziłem do wyjazdu przedstawicieli tego miasta do Łodzi, aby poznać sposób rozwiązania podobnego problemu – przez budowę „nitki” dostarczającej wodę z odległej Pilicy. Podobnych działań podejmowaliśmy więcej. Czasami te zabiegi przynosiły pomyślny skutek, często jednak krótkotrwały, szczególnie wobec oporu niektórych deputowanych w Radzie Lwowa. Niewyobrażalnie olbrzymią pracę na rzecz odbudowy Cmentarza, we współdziałaniu z konsulatem, wykonał Józef Bobrowski, dyrektor Energopolu, przedsiębiorstwa budującego we Lwowie mieszkania. Pracownicy tego przedsiębiorstwa, inspirowani przez Józefa Bobrowskiego, wykonywali prace z oddaniem i bez wynagrodzenia, a sprzęt firmy był przy każdej sposobności wykorzystywany do porządkowania nekropolii. Strona polska, tzn. konsulat, nie ponosiła także żadnych kosztów związanych z wykorzystywaniem sprzętu. Gdy otrzymywano zgodę władz, prace oficjalnie szły „na całego”, gdy zgody nie było, trwały ukradkiem, „po partyzancku” – do momentu, aż ukraińskie straże nie wstrzymały prac. Za zasługi w odbudowie Cmentarza Orląt dyrektor Józef Bobrowski został uhonorowany przez prezydenta RP jednym z najwyższych odznaczeń państwowych. Wiele osób spośród lwowskich Polaków wykonywało systematycznie, społecznie, łopatami mrówczą pracę na rzecz Cmentarza, czyniąc to podobnie jak Józef Bobrowski – nawet pomimo braku zezwolenia. Jeśli brama była zamknięta, zawsze znalazła się jakaś, znana tylko im, dziura w płocie. Nadzwyczajną aktywność w tych pracach wykazywał Eugeniusz Cydzik z Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi we Lwowie. Aby dać symboliczny dowód utożsamiania się z ideą przywrócenia świetności Cmentarzowi, konsul Andrzej Krętowski, Stefan Skawina z MSZ w Warszawie, ja i kilka jeszcze osób chwyciliśmy 138 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 za łopaty, wnosząc przez kilka godzin nasz niewielki wkład w dzieło odbudowy. Pracowało przy nim wielu ludzi. Upływ czasu sprawił, że nie jestem w stanie wymienić wszystkich tych osób. Rekonstrukcja Cmentarza Łyczakowskiego wymagała dbałości i wielkiego nakładu pracy. Ze względu na jego ogrom oraz ograniczone fundusze rekonstrukcja ta mogła dotyczyć jedynie grobowców wybitnych Polaków, wyjątkowo znaczących dla naszych dziejów. Prace te wykonywało Przedsiębiorstwo Konserwacji Zabytków, przy aktywnej pomocy konsulatu. Podobnie jak w odniesieniu do Cmentarza Orląt, na wszelkie prace wymagana była zgoda lokalnych władz. Trzeba przyznać, że tutaj sprzeciw i piętrzenie utrudnień były zdecydowanie mniejsze. Do bieżącej pracy konsulatu należało wspomaganie organizacji skupiających Polaków – takich jak: Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, Chóru „Echo”, miejscowego Polskiego Teatru Ludowego czy Klubu Inteligencji Katolickiej. Muszę w związku ze wspomnianym Towarzystwem Kultury powiedzieć, że byłem poniekąd w konflikcie z jego przewodniczącym, profesorem Leszkiem Mazepą, bowiem uważałem, że statut Towarzystwa nie chroni należycie naszych państwowych interesów. W tym czasie Polska łożyła znaczne środki na wsparcie organizacji polonijnych. W przypadku ewentualnego rozwiązania Towarzystwa – czego w tej niestabilnej jeszcze sytuacji nie można było wykluczyć – strata byłaby niepowetowana. Dodatkowo cały majątek Towarzystwa przejęłaby miejscowa fundacja kulturalna. Mogłem jednak wyrażać w tych sprawach jedynie mój niepokój czy opinie, ale podejmowanie jakichkolwiek dalej idących działań ze strony konsulatu byłoby niedopuszczalne, tym bardziej, że byliśmy jednak świadkami demokratyzowania się zwyczajów i obowiązujących w Towarzystwie zasad. W tych okolicznościach miał znaczenie fakt, że konsulat był w stałym kontakcie z doktorem Adamem Kokodyńskim, wiceprezesem TKPZL, będącym jednocześnie prezesem Towarzystwa Lekarzy Polskich. J. Łukaszewski, Wybrałem Lwów 139 Konsulat przywiązywał dużą wagę do rozwijającego się szkolnictwa. Świadczył na jego rzecz pomoc w różnej formie. Utrzymywał stały kontakt z dwoma szkołami, nr 10 i 24 we Lwowie, z polskim językiem wykładowym, w których dyrektorkami były Bogumiła Kunica i Marta Markunina. Obydwie panie szlachetnie rywalizowały między sobą, zabiegając o wysoki poziom nauczania. Nasza placówka okazywała też spore zainteresowanie szkołami w terenie, w większych skupiskach Polaków, badając tam możliwości wprowadzenia do programu naukę języka polskiego. Taka możliwość zarysowała się między innymi w Gródku Podolskim oraz Zaleszczykach, lecz nie została niestety zrealizowana przed dniem opuszczenia przeze mnie placówki. Wysyłanie polskiej młodzieży na kolonie do kraju, podobnie jak nabór na studia na polskie uczelnie, odbywało się z dużą pomocą konsulatu. Placówka przykładała do tych przedsięwzięć dużą wagę, starając się, by z takiego dobrodziejstwa mogło skorzystać jak najwięcej młodzieży, nie tylko ze Lwowa, ale i innych miast – Tarnopola, Sambora, Mościsk, a nawet z głębokiej prowincji. Rocznie z kolonii i obozów w Polsce korzystało około trzysta osób. Jeśli chodzi o masowe kierowanie kandydatów na studia w Polsce, miałem trochę inne niż osoby z MSZ zapatrywania i wizje. Dążyłem do stworzenia możliwości zawodowego ukierunkowania (poprzez naukę lub przyuczenie do rzemiosła) również dla młodzieży niekwalifikującej się czy niemającej ambicji studiowania. Opracowałem specjalny program, miałem jednak w tym względzie całkowicie związane ręce. Obowiązywał program i kierunek postępowania nadane przez Wspólnotę Polską i jej przewodniczącego, marszałka profesora Andrzeja Stelmachowskiego. Konsulat utrzymywał stały kontakt z placówkami Energopolu, realizującymi kontraktowe budowy w Pasiekach Zubryckich koło Lwowa, Bohorodczanach koło Tarnopola oraz Nietyszynie w obwodzie chmielnickim. Urząd świadczył pomoc konsularną zatrudnionym tam pracownikom, zaś placówki te były bardzo pomocne 140 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 w realizacji zadań konsularnych w środowisku mniejszości polskiej rozsianej na tym terenie. Dzięki wydatnej pomocy doktor Dory Kacnelson, utrzymującej z konsulatem stały kontakt, życzliwej Polakom Żydówki, która odnajdywała na rubieżach Ukrainy żyjących w nędzy Polaków, udało mi się osobiście uzyskać od władz ukraińskich emerytury zapewniające rodakom minimum egzystencji. W kilku przypadkach, gdy takich możliwości nie było, zapewniłem niektórym, żyjącym w skrajnym niedostatku, doraźną bądź trwającą dłużej pomoc. Było to możliwe dzięki uzyskanym z MSZ funduszom na pomoc konsularną. Znalazłem w tym względzie nie tylko pełne zrozumienie, lecz i zwiększenie przeznaczonych na ten cel środków. Z satysfakcją mogę odnotować, że pani doktor Kacnelson została za swą społeczną działalność uhonorowana przez prezydenta RP jednym z najwyższych odznaczeń. Zostałem zaproszony przez nią na tę wzniosłą uroczystość już po opuszczeniu przeze mnie lwowskiej placówki. Konsulat musiał sprostać wielu doraźnym sprawom i podejmować wiele działań, w tym także takich, jak pomoc w zorganizowaniu ponownego pochówku Aleksandra Fredry, z udziałem wielu polskich i ukraińskich przedstawicieli wysokiej rangi. Zorganizowałem po raz pierwszy rocznicową uroczystość ku czci zmarłego w 1861 roku polskiego „drugiego Paganiniego”, słynnego skrzypka, wirtuoza i kompozytora Karola Józefa Lipińskiego (pochowanego w Urłowie koło Tarnopola). W tym przedsięwzięciu bardzo dużą aktywnością wykazała się pani Jadwiga Pechaty, która odnalazła grób artysty. Konsulat nasz po raz pierwszy nadawał też uroczysty charakter obchodom świąt państwowych. Udzieliliśmy wsparcia w tworzeniu placówki handlowej Ministerstwa Współpracy z Zagranicą, jak i przy organizacji nadzwyczaj doniosłej uroczystości, związanej z utworzeniem diecezji lwowskiej i ingresem arcybiskupa Mariana Jaworskiego. Równie znacząca była pomoc Konsulatu przy organizowaniu roboczej wizyty profesora Zbigniewa Religi, przy ułatwianiu kontaktów samorządowcom, ludziom nauki czy biznesu. J. Łukaszewski, Wybrałem Lwów 141 Były też rzeczy drobne, ale warte odnotowania. Na zaproszenie stacji telewizyjnej brałem udział w emitowanym na całą Ukrainę programie „Z Wysokiego Zamku”, gdzie dwukrotnie informowałem o interesujących telewidzów kwestiach dotyczących ruchu granicznego i tematach gospodarczych. Pierwszy z nich emitowała TVP w Programie I, podczas głównego wydania „Wiadomości”. Również sama placówka stanowiła przedmiot zainteresowania lokalnej prasy ukraińskiej. Wskazane wyżej działania konsulat podejmował przy kilkakrotnym wzroście, w porównaniu z ubiegłymi latami, liczby wydawanych wiz. Warto może przy tej okazji nadmienić, że osiągane z tego tytułu przychody wzrosły niemal dziesięciokrotnie. Po raz pierwszy również odnotowano wpływy w amerykańskich dolarach. Codziennie wydawano wtedy kilkadziesiąt wiz, co – biorąc pod uwagę wyżej wymienione, rozliczne działania oraz warunki polityczne, lokalowe, osobowe, w których przyszło nam pracować – było dużym wysiłkiem. Niestety, nie udało mi się w pełni doprowadzić – bo nie było ku temu warunków – do realizacji pożądanej w wielu kwestiach zasady wzajemności. Przed wyjazdem na placówkę miałem możliwość zapoznania się z sytuacją mniejszości ukraińskiej w Polsce. Sprawując funkcję konsula we Lwowie, przekonałem się, że zasada ta nie była wówczas w pełni przestrzegana. Dałem temu wyraz, składając relację na posiedzeniu połączonych komisji sejmowych, w którym uczestniczyli też lwowiacy – pan Zbigniew Bil z TKPZL i pani Janina Zamojska z Klubu Inteligencji Katolickiej. Tym trudnym i rozlicznym zadaniom realizowanym przez placówkę można było sprostać tylko dzięki zaangażowaniu, ambicji, poczuciu obowiązku, wysokim kwalifikacjom i morale osób, z którymi miałem przyjemność pracować. Uważam za stosowne wymienić ich tu z imienia i nazwiska: Anna Fijał, Bożena Targońska, Beata Piasecka, Jadwiga Pechaty, Lidia Chrzanowska (Iłku), Krystyna Bobrowska, pan o lwowskim, baciarskim, życzliwym uśmiechu – Eugeniusz Kogut oraz Zinaida Kułyniak. 142 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Szczególnie cenne były: wyjątkowe zaangażowanie, profesjonalizm, poczucie obowiązku i lojalność konsula Andrzeja Krętowskiego. Byłem spoza resortu, siłą rzeczy opierałem się więc na jego doświadczeniu. Chciałbym również podkreślić zaangażowanie konsula Józefa Fijała, szczególnie w liczne przedsięwzięcia kulturalne, jego niezwykłe poczucie obowiązku oraz umiejętność zjednania i przekonania do siebie wielu rodaków. Nadzwyczaj trudno jest ocenić mi siebie, moją pracę na placówce, na której znalazłem się z wyboru i dzięki życzliwości pana ministra, profesora Krzysztofa Skubiszewskiego. Tym większą satysfakcję sprawiła mi rozmowa telefoniczna, jaką mogłem odbyć z moim następcą, konsulem Henrykiem Litwinem, w której dziękował za stan przejętej po mnie placówki. Dziękuję, Panie Konsulu – nie każdego stać na taki gest. Sprawiło mi również satysfakcję dwukrotne uhonorowanie za całokształt pracy na rzecz Lwowa i Kresów Wschodnich Krzyżem „Semper Fidelis” – II Obrony Lwowa. W pracy, którą starałem się wykonać jak najlepiej, towarzyszyła mi żona Zofia. Jeśli udało mi się cokolwiek, jest w tym także jej nieoceniona zasługa. Janusz Łukaszewski PS. Podejmując pracę w Konsulacie Generalnym RP w Chicago, spotkałem się z ogromną życzliwością licznego środowiska kombatantów i weteranów armii polskiej II wojny światowej na Zachodzie. Prawdopodobnie życzliwość ta wypływała z faktu, że uznali mnie za swoistego kuriera ze Lwowa, Stryja, Stanisławowa, Tarnopola… Z Kresów Wschodnich – z ich młodości. ANDRZEJ KRĘTOWSKI p.o. kierownika Agencji Konsularnej RP we Lwowie [1 v 1991 – 9 vii 1991] Andrzej Krętowski rodził się 21 sierpnia 1950 roku w Warszawie. Ukończył studia na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego (1973). Podczas studiów zdobył uprawnienia sędziego lekkoatletycznego w Warszawskim Związku Lekkiej Atletyki. W 1973 r. rozpoczął pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, w Departamencie Konsularnym. Posiadany tytuł dyplomatyczny – pierwszy radca. Ukończył również Podyplomowe Studium Międzynarodowych Stosunków Gospodarczych przy Szkole Głównej Planowania i Statystki (1976); Podyplomowe Studium Służby Zagranicznej przy Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (1983) oraz kurs letni Prawa Międzynarodowego Prywatnego w Akademii Prawa Międzynarodowego w Hadze (1987). Pracował w Agencji Konsularnej RP we Lwowie na stanowisku konsula (1989– –1993) i w Konsulacie Generalnym RP w Grodnie jako konsul generalny (2002–2007), a także w ramach pomocy merytorycznej, przez kilka miesięcy m.in. w urzędach konsularnych w Bratysławie (1999) i Sarajewie (2000) oraz we Lwowie (2001), w związku z pielgrzymką papieża Jana Pawła II na Ukrainę. Obecnie pracuje w Wydziale Wschodnim Departamentu Konsularnego MSZ. PIERWSZE LATA PRACY URZĘDU KONSULARNEGO WE LWOWIE Agencja Konsularna PRL we Lwowie z siedzibą w willi przy ulicy Iwana Franki 110 została uroczyście otwarta 22 lipca 1987 roku. W tym czasie na terenie ZSRR prowadziły działalność wydział konsularny przy ambasadzie w Moskwie oraz trzy konsulaty generalne: w Kijowie, Mińsku (otwarte 15 października 1971 roku) i Leningradzie (otwarty w marcu 1972 roku). Polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych dostrzegało pilną potrzebę powołania placówki konsularnej w stolicy Zachodniej Ukrainy, między innymi w związku z potrzebą udzielania pomocy oraz otaczania opieką obywateli polskich, którzy udawali się tranzytem do Rumunii, Bułgarii i Turcji. Pomoc tego rodzaju była również potrzebna pracownikom Energopolu, którzy w ramach jamalskiego kontraktu eksportowego w sektorze energetycznym budowali w Nietyszynie Chmielnicką Elektrownię Atomową, a także sieć rurociągów i bloki mieszkalne. Łącznie było tam zatrudnionych około czterech tysięcy osób. Istniała również pilna potrzeba udzielania pomocy Polskiemu Teatrowi Ludowemu oraz polskim szkołom nr 10 i 24 we Lwowie. Ważną sprawą było też wsparcie dla powstających polskich organizacji i stowarzyszeń, niezbędne Polakom mieszkającym nie tylko we Lwowie. Jednocześnie Ministerstwo Kultury wskazywało na konieczność działań w zakresie ochrony dziedzictwa narodowego za naszą wschodnią granicą. Wówczas to, z myślą o tych wszystkich zadaniach, oddelegowano do Lwowa w celu zorganizowania placówki konsula Włodzimierza Woskowskiego z Konsulatu Generalnego PRL w Kijowie, a także radcę Romana Polaka z Departamentu Konsularnego MSZ. Kierownikiem nowej placówki został mianowany Włodzimierz Woskowski. 146 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Lwowska Narodowa Galeria Sztuki. Otwarcie wystawy „Portret mieszczański XIX wieku”, ze zbiorów Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej. Drugi od prawej dyrektor Galerii Borys Woźnicki. Z lewej konsul A. Krętowski, 2 X 1992 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. W 1988 roku do Agencji Konsularnej dołączył Józef Fijał, konsul do spraw polonijnych, wraz z żoną Anną, która zajęła się administrowaniem, księgowością oraz obsługą czynnego przez niemal całą dobę teleksu. W styczniu 1989 roku przyjechał do Lwowa Marian Ozimek, konsul do spraw handlowych, również oddelegowany z Konsulatu Generalnego w Kijowie. Budowanie podstawowej struktury etatowej placówki zakończono z chwilą utworzenia etatu konsula do spraw „konsularnych”, do którego obowiązków należały między innymi sprawy opieki konsularnej, paszportów, wiz, zapomóg, pożyczek na powrót do kraju, dokumentów stanu cywilnego, dokumentów dotyczących mienia zabużańskiego, także dokumentów spadkowych. Mój przyjazd na placówkę we Lwowie i objęcie tego właśnie etatu, konsula do spraw „konsularnych”, nastąpiły 5 października 1989 roku. Już na miejscu stwierdziłem, że nie tylko szanse A. Krętowski, Pierwsze lata pracy urzędu 147 na mieszkanie służbowe równają się zeru, ale że nie mam również wydzielonego stanowiska pracy, choćby w postaci biurka i maszyny do pisania!… Zdziwienie było tym większe, że przecież korespondencja MSZ z placówką w sprawie mojego przyjazdu trwała dobre dziesięć miesięcy. Nie istniała jednak żadna rozsądna alternatywa – zamieszkałem gościnnie i nieodpłatnie w baraku bazy firmy Realbud na lotnisku w Skniłowie, zaś stanowisko pracy urządziłem osobiście w pokoju sekretariatu placówki, w sąsiedztwie biurka sekretarki, pani Ewy Tarchanowej. Obok działał punkt łączności teleksowej, z głośnym urządzeniem marki Siemens. Po kilku miesiącach interweniowania u kierownika placówki uzyskałem zgodę na wynajęcie pokoju w miejskim hotelu „Werchowyna” (obecnie Grand Hotel), w centrum miasta, z widokiem na kościół Jezuitów i lokalny Hyde Park oraz speaker’s corner, wykorzystywany również dzisiaj przez działaczy politycznych do różnego rodzaju agitacji. W czasie mojej misji we Lwowie, która trwała do 30 września 1993 roku, kierownikami Agencji Konsularnej byli kolejno: Włodzimierz Woskowski, Janusz Łukaszewski (od 14 kwietnia 1990 roku) i Henryk Litwin (od 10 lipca 1991 roku). Dla naszego wschodniego sąsiada, dla społeczeństwa Ukrainy był to okres pod względem politycznym, społecznym i historycznym burzliwy i doprawdy nadzwyczajny. Wystarczy wspomnieć uzyskanie niepodległości przez Ukrainę 24 sierpnia 1991 roku, a następnie uznanie Ukrainy przez Polskę za państwo suwerenne 2 grudnia 1991 roku. Po wygranych wyborach władzę w trzech obwodach Zachodniej Ukrainy: lwowskim, tarnopolskim, iwano-frankiwskim przejął Ukraiński Ruch na rzecz Przebudowy (powstał w 1989 roku, z udziałem Mychajła Horynia, Iwana Dracza i Wiaczesława Czornowiła), natomiast w pozostałych dwudziestu jeden obwodach rządzili nadal komuniści. Sytuacja wewnętrzna na Ukrainie i zachodzące zjawiska polityczne miały niewątpliwy wpływ na funkcjonowanie polskiej Agencji Konsularnej we Lwowie. 148 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Rumowisko na miejscu obalonego w dn. 14 IX 1990 r. pomnika Lenina, który stał w ówczesnej alei Lenina (dziś aleja Wolności), przed Lwowskim Teatrem Opery i Baletu. W fundamentach pomnika znaleziono fragmenty pomników nagrobnych, macew żydowskich, a także kamienną figurę orła z grobu gen. Kornela Bolesława Popowicza na Cmentarzu Orląt Lwowskich. Polscy działacze społeczni Stanisław Czerkas i Eugeniusz Cydzik przekazali orła do konsulatu polskiego na tymczasowe przechowanie. W dn. 24 VI 2013 r. figura została uroczyście zwrócona na cmentarz i ustawiona w kaplicy górującej nad Cmentarzem Obrońców Lwowa. Fotografia z archiwum Jana Tyssona. Jest to zapewne opisane szerzej w relacjach kierowników placówki z początkowego okresu jej działalności. Ożywiły się polsko-ukraińskie kontakty. Oficjalną wizytę we Lwowie złożył w 1990 roku prezydent sejmu kontraktowego Wojciech Jaruzelski, zaś w 1993 prezydent Lech Wałęsa. Stroną organizacyjną wizyt na najwyższym szczeblu, oprócz ambasady w Kijowie, zajmowała się lwowska placówka konsularna. Ponadto wizyty w tym czasie złożyli: marszałek Senatu Alicja Grześkowiak, marszałek Sejmu Józef Ślisz, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jerzy Milewski (Zjazd Kombatantów 27. Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, Hrubieszów–Zasmyki) oraz minister zdrowia Zbigniew Religa. Można wręcz powiedzieć, że wśród polityków A. Krętowski, Pierwsze lata pracy urzędu 149 zapanowała swego rodzaju moda na Kresy, zaś szczególnie chyba na Lwów. Również tak zwani zwykli ludzie zaczęli coraz liczniej odwiedzać to legendarne miasto. Mieszkańcy Lwowa z pewnością na długo zapamiętali wielką pielgrzymkę Polaków z Dolnego Śląska, z miasteczka Wołów i okolic, która przyjechała dwudziestoma autokarami, blokując zupełnie centrum miasta. W okresie ponad dwóch miesięcy, od 30 kwietnia do 10 lipca 1991 roku, a więc do przyjazdu nowego kierownika placówki, Henryka Litwina, pełniłem obowiązki kierownika urzędu konsularnego. W tym czasie, pracował jeszcze w urzędzie Dobiesław Rzemieniewski, konsul do spraw polonijnych. Na ten właśnie okres przypadła IV pielgrzymka do Polski Ojca Świętego. Jan Paweł II, 3 czerwca 1991 roku, na zakończenie pobytu w Lubaczowie, spotkał się z wiernymi archidiecezji lubaczowskiej oraz pielgrzymami z Zachodniej Ukrainy. Był to wynik uzgodnień władz polskich i radzieckich, w rezultacie których obywatele Ukrainy mogli – na podstawie list z danymi pielgrzymów, potwierdzonych pieczęcią naszej Agencji Konsularnej – przyjechać do Polski na spotkanie z papieżem w uproszczonym trybie administracyjnym. Kilka tysięcy pielgrzymów przekraczało wówczas granicę w wyznaczonych wyłącznie do tego celu przejściach, które de facto były planowane do otwarcia za kilka lub kilkanaście lat. Były to dwa punkty w miejscowościach granicznych: Budomierz-Hruszew i Krościenko-Smolnica. Nad przebiegiem tej logistyczno-pielgrzymkowej operacji czuwaliśmy od wczesnych godzin porannych na miejscu – konsul Dobiesław Rzemieniewski w Smolnicy, zaś ja w Hruszewie. Przejścia graniczne Jak powszechnie wiadomo, najbardziej obciążonym przejściem drogowym na wschodzie Polski było w tym czasie jedyne przejście z Ukrainą, w punkcie drogowym Medyka-Szehyni. W 1990 150 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Splądrowana i zbezczeszczona krypta kolegiaty pw. Św. Wawrzyńca w Żółkwi, kryjąca szczątki doczesne m.in. hetmana Stanisława Żółkiewskiego, ok. 1990 r. Na zdjęciu pośrodku wicemarszałek Senatu RP Alicja Grześkowiak, za nią konsul A. Krętowski. Obok pani marszałek, ks. prof. Tadeusz Styczeń (KUL). Tyłem stoi proboszcz parafii żółkiewskiej, ks. Bazyli Pawełko. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. roku przejście to przekroczyło około cztery i pół miliona osób, a w 1991 roku siedem i pół miliona. Nowe przejścia drogowe z Ukrainą powstały później, w punktach drogowych Dorohusk-Jahodyn (1 października 1990 roku) oraz w niemal rok potem Hrebenne-Rawa Ruska (26 września 1991 roku). Podstawowa infrastruktura tych przejść została zbudowana jeszcze przed rozpadem ZSRR. Warto wspomnieć, że – co znamienne dla złożonej sytuacji tamtych czasów – przejście Hrebenne–Rawa Ruska było otwierane dwa razy. Po raz pierwszy otwarto je 27 października 1990 roku, na mocy decyzji władz centralnych z Moskwy – by po trzech dniach zamknąć decyzją „wojewody” lwowskiego. Przejście zostało otwarte przez władze lwowskie ponownie 26 września 1991 roku. Jak widać, panował wówczas system swoistej dwuwładzy. A. Krętowski, Pierwsze lata pracy urzędu 151 Większa ilość nowych przejść na granicy z Ukrainą powstała już po rozpadzie ZSRR. Wymienić trzeba punkty drogowe Zosin-Włodzimierz Wołyński – 10 października 1995 roku, Korczowa-Krakowiec – 3 stycznia 1998 roku i Krościenko-Smolnica – 20 listopada 2002 roku. Władze ukraińskie usilnie zabiegały o możliwość otwarcia przejścia drogowego dla obwodu zakarpackiego, łączącego Ukrainę z powiatem bieszczadzkim w punkcie drogowym Łubnia-Wołosate, wiodącego przez przełęcz Beskid. MSZ Ukrainy zorganizowało w tym celu, a także z myślą o promocji turystyki, konferencję w hotelu „Inturist” w Użhorodzie, z udziałem korpusu konsularnego z Kijowa. Miałem zaszczyt uczestniczyć w tym spotkaniu. Nie przyniosło ono jednak oczekiwanego rezultatu. Na przeszkodzie do otwarcia nowego przejścia stanęły rygorystyczne przepisy, związane z Bieszczadzkim Parkiem Narodowym oraz powstaniem Transgranicznego Obszaru Biosfery Karpaty. Znaczny wzrost osobowego ruchu granicznego między Polską a Ukrainą wynikał przede wszystkim z przemian politycznych i gospodarczych, jakie zaszły w środkowo-wschodniej części Europy. Do bezpośrednich przyczyn nasilenia tych kontaktów należy zaliczyć zliberalizowanie polskich i radzieckich przepisów paszportowych (na przykład decyzja premiera Ryżkowa o możliwości wyjazdu za granicę na podstawie tzw. wkładyszy), decentralizację i prywatyzację transportu samochodowego, a także handlu zagranicznego. Nie bez znaczenia było związane ze zmianami politycznymi ekonomiczne zubożenie społeczności lokalnych z pogranicza polsko-ukraińskiego (motywacja do przyjazdów w celu odsprzedaży towarów) oraz tranzyt podróżnych z Polski via Ukraina, Rumunia i Bułgaria do Turcji – który należy określić słowem „znaczny”. Z czasem masowe przyjazdy obywateli ukraińskich sprzedających (detalistów) zmieniły się w przyjazdy kupujących (po części hurtownicy). W wyniku znacznego wzrostu ruchu osobowego i wyczerpania możliwości zwiększenia przepustowości przejścia 152 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 w Medyce-Szehyni tworzyły się tam gigantyczne kolejki oczekujących na przekroczenie granicy w stronę Polski, w których trzeba było spędzić trzy, cztery, a często i więcej dni. Niejednokrotnie dochodziło tam do wypadków drogowych (także śmiertelnych), protestów, blokowania przejścia granicznego i prób siłowego forsowania granicy państwowej. Podejmowaliśmy wówczas rutynowe działania w celu wyjaśnienia okoliczności zdarzeń. Często też prowadziliśmy negocjacje z kierownikiem pograniczników, płk Walerym Popowem, by odblokować przejście i przyśpieszyć odprawę. Nasze interwencje były na tyle skuteczne, że odnotowywała je czasami w swoich relacjach z Medyki rzeszowska gazeta „Nowiny”. Polska obecność gospodarcza na Ukrainie W końcowym okresie ZSRR i początkach wolnej Ukrainy wiele polskich firm realizowało w lwowskim okręgu konsularnym (LOK) różnorakie inwestycje. Dużym przedsięwzięciem był udział Energopolu w realizacji kontraktu jamalskiego (realizacja różnych projektów budowlanych w zamian za przyszłe dostawy gazu do Polski). Inwestycje w infrastrukturę gazową traktowane były przez władze lokalne jako priorytetowe. Nie uwzględniano w nich jednak potrzeb ludności lokalnej – w całości był to tranzyt – co spotykało się z uwagami miejscowych, typu „gaz druzjam, rury nam”. Polski Energopol, podobnie jak firmy z byłego NRD w Stryju, budował osiedla mieszkaniowe w kilku miastach na zachodzie Ukrainy. Budowy te miały duże znaczenie dla władz i społeczności lokalnych. Konsulat współpracował z dużymi bazami Energopolu w Pasiekach Zubryckich koło Lwowa, Bohorodczanach koło Iwano-Frankiwska i w Nietyszynie (Chmielnicka Elektrownia Atomowa). Ponadto we Lwowie miały swe siedziby przedstawicielstwa krakowskiego Realbudu (placówka tranzytowa w związku z lotami czarterowymi kolejnych zmian załogi do Magnitogorska, A. Krętowski, Pierwsze lata pracy urzędu 153 na budowę walcowni średniej) oraz centrale handlu zagranicznego Unitry, Metronexu, PZL (serwis zakładów lotniczych z Mielca, Świdnika i Rzeszowa), a także nowe placówki LOT na lotnisku w Skniłowie i PKP przy Zachodniej Dyrekcji Ukraińskich Kolei Żelaznych. Przedstawicielstwa te były szczególnie pomocne w związku z realizacją zadań konsularnych w środowisku mniejszości polskiej nie tylko we Lwowie. Będąc poza Lwowem, często korzystaliśmy z ich gościnności (Nietyszyn, Bohorodczany). Nieoceniona była pomoc dyrektora Energopolu, Józefa Bobrowskiego, przy odbudowie i rekonstrukcji Cmentarza Orląt Lwowskich. Sprawy opieki konsularnej Spraw należących do moich obowiązków, a więc szeroko rozumianej opieki konsularnej, było dość dużo. Dotyczyły one paszportów, wiz, zapomóg, pożyczek na powrót do kraju, wydobycia dokumentów, spadków, widzeń z obywatelami polskim przebywającymi w szpitalu (z powodu pobicia, wypadków podczas pracy na budowie czy wypadków drogowych), areszcie śledczym czy więzieniu. Stanowiły one dzień powszedni, ale w sytuacjach nadzwyczajnych konsul działał także po godzinach urzędowania placówki, również w święta, soboty i niedziele – oraz w czasie stałych dyżurów w placówce. Kilka razy w miesiącu wypadały tak zwane wyjazdy w teren, między innymi w ramach opieki nad obywatelami polskimi, przebywającymi w izolatorach śledczych w Czerniowcach, Użhorodzie i Łucku, w związku z zarzutami przemytu o znacznej wartości materialnej. Każdego roku do polskiej placówki konsularnej we Lwowie zgłaszano średnio kilkanaście zgonów obywateli polskich. Z uwagi na bliskość granicy z Polską i tranzytowy status placówki, pomagaliśmy w repatriacji zwłok obywateli polskich do kraju, również z dalszych miejscowości Ukrainy i nie tylko – na przykład z Magnitogorska, Mineralnych Wód czy Krymu. 154 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 W Kołomyi, obok odzyskanego kościoła. Od lewej: konsul Józef Fijał, konsul A. Krętowski oraz jedna z działaczek polskich, X 1990 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. A. Krętowski, Pierwsze lata pracy urzędu 155 Współpraca kulturalna Placówka podejmowała wiele ważnych działań promujących kulturę polską. Nieocenioną pomocą przy realizacji różnego rodzaju wydarzeń kulturalnych służyli znany lwowiak Jerzy Janicki oraz kresowiak Jerzy Michotek. Dzięki ich znajomościom i przychylności sponsorów do Lwowa przyjeżdżali – nie tylko z pomocą humanitarną – między innymi: Daniel Olbrychski, Zbigniew Kurtycz, Mieczysław Voit, Andrzej Szczepkowski i Kazimierz Górski. Na przegląd filmów Krzysztofa Zanussiego przyjeżdżał osobiście reżyser, który następnie organizował w Kraju warsztaty filmowe dla uzdolnionej młodzieży lwowskiej. W 1991 roku obchodzono sto trzydziestą rocznicę śmierci Karola Józefa Lipińskiego (ur. 30 października 1790 roku w Radzyniu Podlaskim, zm. 16 grudnia 1861 roku w Urłowie koło Tarnopola), kompozytora, skrzypka cenionego przez jemu współczesnych, którzy nazwali go „drugim Paganinim”. Władze obwodu tarnopolskiego zbudowały z tego powodu asfaltową drogę do Urłowa. Na Zachodniej Ukrainie znajduje się dużo zabytków, przy czym tylko niektóre zachowały się w dobrym stanie, a wiele z nich pozostaje w ruinie. Wiele cennych zabytków spotkamy we Lwowie, są to między innymi: wieża Korniakta, Czarna Kamienica, katedra łacińska, katedra ormiańska, kaplica Boimów, cerkiew Świętego Jura, kościół bernardyński, kościół Dominikanów czy wreszcie Cmentarz Łyczakowski. Równie cenne zabytki rozsiane są na prowincji, na przykład w takich miejscach, jak: Olesko, Złoczów, Podhorce, Świrż, Zbaraż, Trembowla, Skała Podolska, Kamieniec Podolski, Chocim, Żwaniec nad Dniestrem, Okopy Świętej Trójcy, Poczajów, Podhorce. Wiele zabytków popadło w ruinę i wymaga pilnej restauracji. Dzięki inicjatywie Janusza Skolimowskiego, konsula generalnego RP w Londynie, wizytę we Lwowie złożyła wdowa po generale Władysławie Andersie, pani Renata Anders. Na współto- 156 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Szkoła nr 10 we Lwowie, z polskim językiem nauczania. Z lewej: Stanisław Czerkas, prezes Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej oraz konsul A. Krętowski. Na scenie zespół „Lwowiacy”. warzyszy podróży wybrała parę londyńsko-lwowskich przyjaciół: Władę Majewską i doktora Emila Niedźwirskiego. By powitać trójkę wspaniałych gości, wyjechałem na lotnisko w Skniłowie (miejsce mi znane, ponieważ mieszkałem tam przez kilka pierwszych miesięcy pobytu we Lwowie, w bazie Realbudu). Poinformowałem o zarezerwowanych i czekających na nich apartamentach w hotelu „Dniestr”, jednak nasi goście nie chcieli słyszeć o żadnym hotelu. Tak jak stali, z bagażami, chcieli udać się każdy w inną stronę. Doktor Niedźwirski zadysponował, żeby na ul. Kraszewskiego (bo tam wcześniej mieszkał), pani Włada na Batorego (bo tam radio, w którym była gwiazdą), a pani Renata – na Kulparków (bo tam się urodziła). Byłem tym zaskoczony, ponieważ w tamtym czasie w Kulparkowie działał szpital psychiatryczny, w którym obowiązywał ścisły reżim odwiedzinowy. A. Krętowski, Pierwsze lata pracy urzędu 157 Ewa Tarchanowa, pierwsza sekretarka w Agencji Konsularnej we Lwowie. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. Pozostała już tylko do uzgodnienia kwestia kolejności wizytowania miejsc. Doktor Niedźwirski stwierdził, że wpierw udamy się na Kraszewskiego, ponieważ on jest najstarszy wiekiem (miał wtedy 92 lata) i najwyższy rangą – jest pułkownikiem. Zwracając się do pani generałowej, powiedział: „Wyszłaś z wojska wszystkiego jako kapral”. I czyja opcja w końcu wygrała? Kaprala. Jerzy Janicki w książce Cały Lwów na mój głów (1993) opisał to zdarzenie i opatrzył je krótkim komentarzem: „Takie w cywilu bywają skutki, gdy kapralem jest generałowa…” Dzięki uprzejmości kierownictwa szpitala w Kulparkowie cała dostojna trójka mogła obejrzeć dawne mieszkanie rodziców pani Renaty oraz miejsce, gdzie wcześniej był kort, na którym panna Renata Bogdańska grywała w tenisa ziemnego. Nie tylko tego rodzaju zdarzenia tworzyły i tworzą nadal fenomen Lwowa – miasta nadzwyczajnego siłą i oryginalnością jego niezwykłych mieszkańców. Trzeba przyznać, że władze Lwo- 158 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 wa oraz jego obywatele dokładają starań, aby dokładnie tak było. Właśnie w celu podtrzymania tradycji ustanowiono we Lwowie Dzień Batiara. W polskiej placówce konsularnej we Lwowie mieliśmy pracowników, a także naszych batiarów, prawie sobowtórów „Szczepka” i „Tońcia” – Eugeniusza Koguta, kierowcę, i Bogdana Hałasa, który był u nas na etacie specjalisty od wszystkiego, zaś na drugim etacie, w katedrze łacińskiej, był naszą osobą zaufaną, ba! posiadającą klucze do tej świątyni i jej podziemnych przejść. Był on jednocześnie członkiem zespołu „Wesoły Lwów” oraz mistrzem nad mistrzami gwary lwowskiej, tzw. bałaku. To pan Bogdan w trybie superprzyśpieszonym postarał się o prawo jazdy, a następnie, w ramach zakresu obowiązków, o konsularny samochód terenowy marki wołynianka, na służbowych czerwonych numerach rejestracyjnych. Archikatedralny Sobór pw. św. Jura dopiero latem 1990 roku, na fali głasnosti, został zwrócony unitom. W roku 1991 na Ukrainie czynnych było zaledwie kilkanaście kościołów katolickich, zaś we Lwowie jedynie katedra łacińska i kościół pw. św. Antoniego. Pozostałe popadały w ruinę, często przemienione w magazyny – między innymi kościół pw. św. Elżbiety we Lwowie, kościół w Rudkach koło Sambora (w związku z przeprowadzoną później renowacją kościoła uhonorowano władze w Rudkach wyróżnieniem międzynarodowej organizacji Europa Nostra). Tak samo na całym terytorium Ukrainy pracowało zaledwie kilkunastu księży. W uroczystościach ingresu księdza kardynała Mariana Jaworskiego w katedrze lwowskiej uczestniczył konsul Janusz Łukaszewski, kierownik polskiej placówki konsularnej oraz – w mojej osobie – konsul z Agencji Konsularnej we Lwowie. W całym dziesięcioleciu udało się wiernym odzyskać prawie dwieście sześćdziesiąt świątyń, ale na początku lat dziewięćdziesiątych było to zaledwie kilkanaście obiektów sakralnych. Na uroczystości ponownego poświęcenia odzyskanych kościołów zapraszano również konsulów. Na Pokuciu w październiku 1990 roku razem z panią Janiną Zamojską z lwow- A. Krętowski, Pierwsze lata pracy urzędu 159 „Gazeta Lwowska”, artykuł mówi o zakończeniu misji przez konsula A. Krętowskiego. Obok wywiadu redakcja zamieściła wiersz o zrozumiałym w przypadku Lwowa tytule „Powrócę”, 30 X 1993 r. Ze zbiorów Jana Tyssona. skiego Klubu Inteligencji Katolickiej i konsulem Fijałem braliśmy udział w uroczystościach odbywających się w odzyskanym kościele w Kołomyi. Na Wołyniu z inicjatywy księdza Ludwika Kamilewskiego odzyskano katedrę łucką i szereg kościołów. Placówka konsularna we Lwowie wspomagała Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, z jego prezesem Stanisławem Czerkasem. Uczniowie z polskich szkół we Lwowie, nr 10 (dyrektor Marta Markunina ) i nr 24 (dyrektor Bogumiła Kunica), oraz z kilku innych miejscowości – Mościsk, Tarnopola, Sambora, Czerniowiec – wyjeżdżali co roku na kolonie do Polski. W sumie było to kilkaset osób rocznie. Spośród ludzi, z którymi przyszło mi współpracować, szczególnie miło wspominam panią Jadwigę Kuczabińską, prezes Towarzystwa Kultury Polskiej im. Adama Mickiewicza w Czerniowcach. Trzeba mi też przywołać choćby kilku innych: Adama Kokodyńskiego, endokrynologa mia- 160 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 sta Lwowa, wiceprezesa TKPZL i prezesa Towarzystwa Lekarzy Polskich; Eugeniusza Cydzika, prezesa Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi we Lwowie; panie Lidię Chrzanowską (Iłku) i Jadwigę Pechaty, aktorki Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie (druga z pań była sekretarką a zarazem asystentką do spraw polonijnych i kultury w polskiej placówce konsularnej we Lwowie). Pamiętam dokładnie dzień, w którym Bożena Targońska zaczynała pracę asystenta do spraw wizowych i paszportowych… Wszystkim moim współpracownikom składam dziś serdeczne podziękowania. Szczególne podziękowania pragnę złożyć konsulom Januszowi Łukaszewskiemu i Henrykowi Litwinowi, kierownikom Agencji Konsularnej we Lwowie, z którymi miałem przyjemność pracować na początku lat dziewięćdziesiątych. Obaj położyli wybitne zasługi w organizacji pracy placówki, dostosowaniu jej stanu etatowego do zwiększonych zadań i w przygotowaniach związanych ze zmianą jakościową rangi placówki oraz – w miejsce agencji konsularnej – ustanowieniem konsulatu generalnego (w 1993 roku). Nadal czuję się związany ze Lwowem oraz polskim konsulatem. Cieszę się zawsze, gdy mogę powrócić do tego, bliskiego memu sercu, miasta. Jestem też rad, gdy w jakikolwiek sposób mogę być jeszcze pomocny. W czerwcu 2001 roku w związku z wizytą papieża we Lwowie MSZ delegowało pracowników Departamentu Konsularnego: Aleksandra Wasilewskiego i mnie do Konsulatu Generalnego RP we Lwowie w celu wsparcia w tym okresie personelu placówki. Na spotkanie z papieżem przyjechało prawie sto tysięcy pielgrzymów z Polski. Zaproszony przez pana Grzegorza Opalińskiego, konsula generalnego RP we Lwowie, uczestniczyłem 16 maja 2011 roku w uroczystości otwarcia nowej siedziby polskiej placówki konsularnej, z udziałem ministrów spraw zagranicznych Polski i Ukrainy. Andrzej Krętowski HENRYK LITWIN kierownik Agencji Konsularnej RP we Lwowie konsul generalny RP we Lwowie [10 vii 1991 – 31 viii 1994] ambasador nadzwyczajny i pełnomocny RP na Ukrainie [od 31 v 2011] Henryk Litwin urodził się 13 marca 1959 roku w Warszawie. W roku 1982 obronił pracę magisterską w Instytucie Historii Uniwersytetu Warszawskiego. Następnie w latach 1983–1986 kontynuował naukę na studiach doktoranckich w Instytucie Historii PAN w Warszawie i w roku 1988 obronił pracę doktorską Napływ szlachty polskiej na Ukrainę 1569–1648. W latach 1988–1991 był adiunktem w Instytucie Historii PAN w Warszawie. W roku 1991 rozpoczął swoją pierwszą misję dyplomatyczną obejmując stanowisko kierownika Agencji Konsularnej RP we Lwowie. W latach 1993–1994 był pierwszym konsulem generalnym RP w tym mieście, po podniesieniu rangi polskiego przedstawicielstwa dyplomatycznego z agencji konsularnej do konsulatu generalnego. W latach 1994–1995 pełnił obowiązki dyrektora w Polskim Instytucie Historycznym Fundacji Lanckorońskich w Rzymie. W latach 1995–1998 był zastępcą dyrektora w Departamencie Europy Wschodniej MSZ RP. W roku 1997 rozpoczął drugą misję dyplomatyczną na placówce – został kierownikiem Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Rzymie, w randze radcy-ministra. W latach 2001–2005, jako minister pełnomocny, został zastępcą ambasadora w Ambasadzie RP w Moskwie. W latach 2006–2007 pracował ponownie w MSZ jako zastępca dyrektora w Departamencie Polityki Wschodniej. Od września 2007 do kwietnia 2010 roku był ambasadorem RP w Mińsku, następnie od maja 2010 do maja 2011 roku zajmowł stanowisko podsekretarza stanu w MSZ. Od maja 2011 roku pełni funkcję ambasadora nadzwyczajnego i pełnomocnego RP w Kijowie. Żonaty, ojciec dwóch synów. DAWNO TEMU WE LWOWIE Lwów na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku był dla Polaków skarbem na nowo odkrytym. Przez poprzednie lata pozostawał bliski, ale nieosiągalny. Nawet gdy tranzyt przez ZSRS zaczął być szeroko wykorzystywany przez Polaków jeżdżących do Rumunii, Bułgarii czy Turcji, to posterunki GAI (Gosudarstwienna Awto Inspekcja) skutecznie uniemożliwiały przybyszom z zachodniej strony Bugu odwiedzanie Lwiego Grodu. Kiedy więc w czerwcu 1991 roku przyjechałem do Lwowa, żeby objąć stanowisko kierownika Agencji Konsularnej, czułem, jakbym się zanurzał w legendzie. Praca w konsulacie zmuszała do obracania się w przestrzeni realnych problemów, ale specyfika miejsca była taka, że funkcjonowaliśmy w dwóch paralelnych światach. Przyjeżdżający do Lwowa „starzy lwowiacy” i liczni żyjący tu Polacy zabierali nas w świat wspomnień – krainę bałaku, batiarów i przytulnych kawiarenek, w których na serwetkach genialny Stefan Banach zapisywał długaśne matematyczne wzory, a Marian Hemar swoje perełki lirycznych uszczypliwości. Dla jednych gości konsulat stał przy ulicy Pantelejmona Ponomarenki, a dla innych na Racławickiej. Dni upływały jednak przede wszystkim pod znakiem problemów związanych z opieką konsularną. W tym czasie (1991–1992) całą granicę polsko-ukraińską obsługiwało tylko jedno przejście graniczne Medyka-Szehyni, przed którym stały czasem nawet trzydziestokilometrowe kolejki. To ono właśnie było naszym największym wyzwaniem. Konflikty powstawały tam nieustająco i o każdej porze dnia i nocy. Największe przeradzały się w bitwy pomiędzy oddziałami formowanymi ad hoc przez zdesperowanych kierowców i pasażerów, uzbrojonych w butelki i kamienie, którymi atakowali posterunki milicji, 164 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 a oddziałami OMON-u, (Specjalne Mobilne Oddziały Milicji), które w kontrataku potrafiły „pacyfikować” pasażerskie autobusy. Pamiętam taki „krajobraz po bitwie”, zarejestrowany podczas jednej z interwencji na granicy, gdy w autobusie turystycznym stojącym przed granicą zobaczyłem kilkanaście ciężko pobitych ofiar „przywracania porządku”. Nie było zresztą łatwo dotrzeć na miejsce z taką interwencją. Stojący na końcu kolejki kierowcy nie przepuszczali bowiem żadnych samochodów i potrafili egzekwować swoje spontanicznie przyjęte reguły przy pomocy „narzędzi bezpośredniej perswazji”. Oczywiście również i dziś zdarzają się przed granicą trudne sytuacje, ale są już niezwykle dalekie od rozmiarów i intensywności tamtego problemu, który był chyba częścią systemu. Kiedy przekonywałem jednego z ówczesnych partnerów, wysokiej rangi oficera wojsk pogranicznych ZSRS, a potem już Ukrainy, że jedynym rozwiązaniem jest otwieranie nowych przejść granicznych, odpowiedział: „Panie konsulu! Niech pan sobie da spokój z tą sprawą. Nowych przejść pan nie załatwi i to jest poza dyskusją”. Mylił się i miał rację jednocześnie. Konsul nie mógł tego „załatwić”, ale zmiany polityczne, które wówczas następowały, zrobiły swoje i od 1992 roku granica zaczęła powoli obrastać w naturalną dla takich miejsc infrastrukturę. Kłopoty się co prawda nie skończyły, ale napięcie zelżało. Niekończące się były natomiast kłopoty polskich kierowców z policją drogową, która przestawała właśnie nazywać się po rosyjsku GAI, a zaczynała nosić emblematy z ukraińskim napisem DAI (Derżawna Awto Inspekcja), co dało asumpt do żartobliwych komentarzy naszych obywateli, ciężko doświadczonych kontaktami z tą formacją. Przyzwyczajenie do sowieckiej omnipotencji służb mundurowych i trudna rzeczywistość czasu przemian tworzyły mieszankę niebezpieczną dla wszystkich kierowców, zaś obcokrajowców w szczególności. Wśród tych ostatnich najwięcej było Polaków, co przysparzało nam powodów do kolejnych interwencji. Najbardziej anegdotyczny wymiar miała przygoda jednego H. Litwin, Dawno temu we Lwowie 165 Od początku Konsulat brał udział w życiu szkół z polskim językiem nauczania. Na zdjęciu uroczystość w szkole nr 10, 1991 lub 1992 rok. Od lewej: (w tle) Natalia Stupko (aktorka Polskiego Teatru Ludowego), Jadwiga Pechaty (aktorka tegoż teatru i pracownik konsulatu), Walery Bortiakow (podówczas dyrektor Teatru), konsul generalny RP ambasador tytularny H. Litwin oraz Emilia Chmielowa (od 1992 r. prezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie). Fotografia ze zbiorów J. Pechaty. 166 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 z naszych rodaków, który zatrzymał się przy posterunku DAI, by spytać o drogę. To postępowanie wzbudziło – jak ujął to jeden z kolegów konsulów – słuszną podejrzliwość funkcjonariuszy, którzy uznali, iż tak irracjonalne zachowanie można wytłumaczyć tylko w jeden sposób. Stwierdzili autorytatywnie, że kierowca jest pod wpływem alkoholu. Wezwany na miejsce lekarz „powinność swego urzędu zrozumiał” i potwierdził diagnozę milicjantów (co ciekawe, ówczesne przepisy przewidywały, że lekarz może stwierdzić „stan wskazujący” organoleptycznie, bez badania krwi ani użycia alkomatu). W efekcie samochód powędrował na „stojankę”, a obywatel „do kozy”. Nasz rodak, w poczuciu krzywdy i wobec wymiernych strat finansowych (mandat, słona opłata za parking milicyjny), stanowczo domagał się od konsulatu wsparcia w staraniach o moralne i materialne zadośćuczynienie. Wsparcie rzecz jasna otrzymał, choć wstyd się przyznać, niewiele zdołaliśmy wskórać. W pewnym momencie wytężonej korespondencji pomiędzy nami a obwodowym dowództwem DAI otrzymaliśmy szczere i rozbrajające wyjaśnienie: „Przekraczania przepisów przez milicjantów pełniących służbę nie przewiduje się”. Niejako wbrew owemu przekonaniu sytuacja i w tej sferze ulegała stopniowej poprawie, choć o szczegóły i ocenę trzeba by zapytać kolegów pełniących swe obowiązki w następnych latach. Sporo pracy przysparzali nam też rodacy, którzy na skutek nadmiernego entuzjazmu dla lwowskiej atmosfery i ukraińskiej „horiłki” budzili się z upojnego snu w koszmarnej rzeczywistości wciąż jeszcze sowieckiego aresztu śledczego. Pamiętam i takie odwiedziny, w celu wyciągnięcia z tarapatów obywatela, którego poniosła co prawda fantazja, ale którego na szczęście pilnowała z dystansu małżonka. Poprosiła nas o interwencję, wskutek czego w środku nocy znalazłem się w areszcie przy jednym z lwowskich posterunków. Oficer pełniący służbę skłonny był ulec moim prośbom, by uwolnić delikwenta, ale nie mógł tego zrobić bezzwłocznie ponieważ wciąż jeszcze nietrzeźwy współobywatel wdał się H. Litwin, Dawno temu we Lwowie 167 Konferencja prasowa w konsulacie, na przełomie 1991 i 1992 r. Stoi konsul generalny RP H. Litwin, na lewo od niego: Teodozij Starak, „latający ambasador” chargé d’affaires przedstawicielstwa Ukrainy w Warszawie (po utworzeniu Ambasady, jej pierwszy radca). Obok wicemarszałek Senatu RP Alicja Grześkowiak i pracownik konsulatu Jadwiga Pechaty. Fotografia ze zbiorów J. Pechaty. w historyczno-polityczny spór z podobnie usposobionym do dyskusji ukraińskim sąsiadem z celi obok. Kraty utrudniały im nieco wymianę argumentów, ale zdołali przynajmniej częściowo pokonać i tę przeszkodę. Działania sanitariuszy opóźniły pozytywny skutek mojej interwencji, ale jeszcze przed nastaniem świtu mogłem oddać zbłąkanego rodaka pod opiekę przybyłej na posterunek małżonki, która obiecała oficerowi dyżurnemu, iż bez surowej kary cała sprawa się nie zamknie. Inną specyfiką opieki konsularnej w tym czasie była obsługa nieustającego i zrozumiałego skądinąd korowodu delegacji rządowych, parlamentarnych i samorządowych, a także wybitnych twórców i artystów odwiedzających Lwów i lwowskich Polaków. Kłopot polegał na absolutnej konieczności witania tych delegacji 168 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 już z polskiej strony granicy i eskortowania do Lwowa (ze względu na kolejki przed granicą) oraz takiej samej obsługi w drodze powrotnej. Nazywaliśmy to „wyjazd z baldachimem”. Niewątpliwa atrakcyjność tej sytuacji polegała natomiast na możliwości osobistego poznania bodaj czy nie wszystkich bohaterów ówczesnej sceny politycznej i wielu wybitnych reprezentantów świata kultury. Snując wspomnienia o polskim konsulacie we Lwowie w początkach lat dziewięćdziesiątych trzeba podkreślić, że pracowaliśmy wówczas w bardzo szczególnych warunkach lokalowych. Siedemnaście osób, pracowników Agencji Konsularnej, a później – ho, ho – Konsulatu Generalnego, musiało się zadowolić pięcioma małymi pomieszczeniami, z których największe zajmowałem – o zgrozo – ja sam, jako szef placówki. Pozostali koledzy – w tym trzech konsulów – musieli się zmieścić w czterech niewielkich pokojach. Zdarzyło się kiedyś, iż jeden z interesantów, obywateli polskich, napisał gniewną pretensję do którejś z gazet, że konsul przyjął go w korytarzu. Takie oceny bywają względne – dla owego obywatela miejsce rozmowy wyglądało jak korytarz, dla konsula był to warsztat pracy na dobrych kilka lat. Wszystkim koleżankom i kolegom z tych czasów, delegowanym i miejscowym, mogę jedynie wyrazić uznanie i wdzięczność za pełną poświęcenia i entuzjazmu pracę. Niezwykle intensywne były kontakty z Polakami mieszkającymi na terenie okręgu konsularnego Agencji, który obejmował wówczas osiem obwodów: chmielnicki, czerniowiecki, iwano-frankiwski, lwowski, rówieński, tarnopolski, wołyński i zakarpacki. We Lwowie polskie środowiska były już nieźle zorganizowane. Istniało Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej i Klub Inteligencji Katolickiej, wydawano „Gazetę Lwowską”, rodziło się polskie radio. Ważną rolę w środowisku odgrywały: komitet parafii przykatedralnej, kierownictwa szkół polskich i ich komitety rodzicielskie. Oprócz Lwowa TKPZL miało już kilka oddziałów terenowych, ale poza obwodem lwowskim organizacje polskie były jeszcze nieliczne – w Łucku, Iwano-Frankiwsku, Czerniowcach, Chmielnickim H. Litwin, Dawno temu we Lwowie 169 Na Cmentarzu Obrońców Lwowa w Narodowe Święto Niepodległości, 11 XI 1992 lub 1993 r. Od lewej stoją: Lidia Iłku, Zofia Iwanowa z córką Teresą, za nią częściowo zasłonięty Alfred Klimczak (aktor Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie i kierownik Teatrzyku Lalkowego „Zielona Żabka”), Zbigniew Chrzanowski (reżyser Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie), konsul generalny Henryk Litwin, Janusz Odziemkowski (kierownik Urzędu Kombatantów i Osób Represjonowanych), Walery Bortiakow (dyrektor i niezastąpiony scenograf Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie) oraz Ryszard Rajter (aktor teatru). Fotografia ze zbiorów Jacka Klimowicza. istniały lokalne stowarzyszenia mające już pewne doświadczenia za sobą. Polskie życie społeczne, kulturalne i oświatowe powoli aktywizowało się w Krzemieńcu, Gródku Podolskim, Równem, polskich osadach w górach Bukowiny czy w okolicach Skałatu na Tarnopolszczyźnie. Tam, gdzie nie było organizacji, oparciem dla Polaków była parafia, którą jednak też trzeba było sobie najpierw wywalczyć, bowiem okres sowiecki przetrwało tylko kilka z nich – katedralna i św. Antoniego we Lwowie, Hałuszczyńce koło Skałatu, Borszczów, Krzemieniec (dzięki Juliuszowi Słowackiemu), Kamieniec i Gródek Podolski. Kontakt ze środowiskami polskimi polegał więc najczęściej na kontakcie z parafiami. Olbrzymia większość z nich podejmowała wówczas opiekę nad świeżo odzyskanymi świątyniami, a raczej pozostałościami świątyń, opustoszałych 170 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 i zrujnowanych albo zamienionych na składy soli, sale gimnastyczne, sklepy meblowe, fabryki, magazyny zboża, sale koncertowe lub muzea ateizmu. Dwie ostatnie opcje były stosunkowo łagodne dla zabytkowego wystroju świątyń, ale odzyskiwanie takich budowli sakralnych napotykało na wielkie przeszkody i udawało się rzadko (np. w Łucku). Prościej było załatwić przejęcie ruiny lub półruiny, choć i to napotykało często na przeszkody. W niektórych rejonach obwodu chmielnickiego nie przetrwały żadne zabytkowe kościoły, ponieważ były systematycznie burzone, w ramach oświatowej działalności państwa sowieckiego. Tam trzeba było budować nowe kościoły, od fundamentów. W każdym razie aktywność polskich środowisk lokalnych w owych czasach w znacznej mierze skupiała się na wysiłkach związanych z odbudową lub budową świątyń. Konsulat mógł tu pomóc tylko w niewielkim zakresie, przede wszystkim ułatwiając ukraińskim Polakom kontakt z Polską, Europą i środowiskami oraz instytucjami niosącymi pomoc finansową. Wszystkie spotkania z Polakami były wtedy wielkim przeżyciem. Często bywało tak, że pojawialiśmy się w jakimś miasteczku czy wsi i spotykaliśmy się z miejscowymi rodakami jako pierwsi przedstawiciele władz RP od 1939 roku. Radość, że Kraj o nich pamięta, mieszała się wówczas z goryczą świadomości ostatecznego rozłączenia z Ojczyzną. To była smutna strona naszej ówczesnej pracy. Spotykaliśmy ludzi, z których życiorys każdego wystarczyłby na epopeję o wierności Ojczyźnie, a my mieliśmy dla nich oficjalne komunikaty w rodzaju: „repatriacji nie będzie”, „nie liczcie na podwójne obywatelstwo”. Doskwierała nam też lichość rozmiarów pomocy materialnej, jakiej mogliśmy udzielić środowiskom polskim, dotkniętym biedą odziedziczoną po sowieckiej prowincji. Wszystkie te wspomnienia pojawiają się w pamięci na tle fascynującego i barwnego procesu tworzenia się ukraińskiej państwowości. Kiedy przyjechałem do Lwowa, było to jeszcze jedno z miast ZSRS, choć ukraińskość jego mieszkańców rzucała się w oczy i uszy. Próby porozumiewania się po rosyjsku nie miałyby żadnego H. Litwin, Dawno temu we Lwowie 171 sensu. Było oczywiste, że pracując w Konsulacie trzeba używać języka ukraińskiego i wszyscy staraliśmy się opanować go jak najlepiej, choć z różnymi efektami. Wydarzenia potoczyły się zresztą błyskawicznie: pucz w Moskwie, jego upadek, proklamacja niepodległości, wreszcie referendum w sprawie „wyjścia” z ZSRS. W grudniu 1991 roku nie było już wątpliwości, że staliśmy się częścią polskiej służby dyplomatyczno-konsularnej w niepodległej Ukrainie. Polska jako pierwszy kraj uznała niepodległość Ukrainy i nawiązała z nią stosunki dyplomatyczne. Ten fakt odbił się we Lwowie i na Zachodniej Ukrainie szerokim echem. Dla wielu Ukraińców była to wielka niespodzianka, mimo że Polska już od 1989 roku jednoznacznie wspierała niepodległościowe aspiracje naszych sąsiadów. Dla głęboko zakorzenionej nieufności był to jednak argument zbyt słaby, natomiast pierwszeństwo Polski w uznaniu niepodległości Ukrainy w znacznej mierze przełamało te uprzedzenia. Mówili mi o tym wprost liczni goście, którzy sami siebie nazywali „ukraińskimi nacjonalistami”. Jeden z nich ze łzami w oczach przyznał, że będzie musiał fundamentalnie zrewidować swój pogląd na geopolityczny kontekst ukraińskiego losu. Tworzenie się Ukrainy mogliśmy wręcz „poczuć w palcach”. Obserwowaliśmy rozprzestrzenianie się języka narodowego na coraz to nowe sfery politycznego i społecznego życia kraju, odnotowywaliśmy skutki gwałtownego nawrotu do zainteresowania i dumy z własnej historii i tradycji, spostrzegaliśmy intensywność manifestowania szacunku dla ludowego obyczaju. Lwów był pod tymi względami liderem i przewodnikiem, ale jednocześnie polityczne centrum przesuwało się coraz wyraźniej do Kijowa. Przemiany stawały się czytelne poprzez materialne oznaki w przestrzeni publicznej. Na początku lat dziewięćdziesiątych była ona jeszcze pełna „leninów” (na pomnikach oczywiście) i wszelakich sowieckich haseł. W Zborowie na przykład widziałem następujący apel: „Walka o lepszą obsługę klienta obowiązkiem każdego pracownika transportu autobusowego”. Z kim walka? Czy czasem 172 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Artykuł z gazety „Mołoda Hałyczyna” z 26 V 1994 r., opisujący dość drobiazgowo przyjęcie wydane w restauracji hotelu „Dniestr” z okazji podniesienia polskiego przedstawicielstwa we Lwowie do rangi konsulatu generalnego. Ze zbiorów Jana Tyssona. nie z samym klientem? Niedaleko od Zbaraża można zaś było zobaczyć ustawioną pod ścianą lasu konstrukcję wielkich (metalowych chyba) liter, uświadamiającą podróżnego, że „ściółka leśna to ubranie lasu”. Ta wyrafinowana dydaktyka znikała razem z „leninami”. Najpierw z Hałyczyny, potem z Wołynia i Podola. Wspaniała stara Żółkiew, przemianowana za czasów sowieckich na Nesterow (na cześć – o dziwo – bohatera carskiej jeszcze awiacji, który w 1914 roku zginął pod Żółkwią po dokonaniu samobójczego staranowania austriackiego aeroplanu), powróciła w roku 1992 do swojej nazwy, która po ukraińsku brzmi Żowkwa. Rosyjskiemu lotnikowi pozostał już tylko pomnik pod miastem i niewielkie muzeum u jego stóp. Budowano pomniki Tarasa Szewczenki, H. Litwin, Dawno temu we Lwowie 173 Pożegnanie z konsulem generalnym RP H. Litwinem. Stoją od lewej: Beata Fedorcio, Bogdan Hałas, Jadwiga Niedziałkowska-Kaper, Jadwiga Basarabowicz, H. Litwin, Janusz Bućko (dyrektor Przedstawicielstwa PKP we Lwowie), Emilia Chmielowa (prezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie), Julia Konowrocka, Teresa Dutkiewicz (zastępca prezesa FOPnU). Siedzą od lewej: Jadwiga Pechaty, Beata Piasecka (kasjerka), Bożena Targońska, Lidia Iłku, Mila Carewa, Eugeniusz Kogut (wieloletni kierowca placówki). Na pierwszym planie odwrócony tyłem konsul Piotr Konowrocki, VIII 1994 r. Fotografia ze zbiorów J. Pechaty. zmieniano nazwy ulic. Część z nich budziła zastrzeżenia po stronie polskiej. Stawało się coraz bardziej jasne, że dobra i coraz lepsza współpraca pomiędzy Polską a Ukrainą nie niweluje poważnych różnic w interpretacji wydarzeń historycznych przez obie strony, co z kolei przekładało się czasem na konkretne kwestie. Odbudowa Cmentarza Orląt nie mogła nabrać oczekiwanego przez stronę polską tempa ze względu na tworzone bariery administracyjne. Długo nie udawało się powstrzymać „inwazji” nowych grobów na kwaterę powstańców listopadowych na Cmentarzu Łyczakowskim. Powtarzały się przypadki bezceremonialnego traktowania polskich pamiątek w dawnych katolickich obiektach sakralnych przejmowanych przez grekokatolików i wiernych prawosławnych. 174 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Dla strony ukraińskiej z kolei wielkim skandalem była sprawa likwidacji kopuły na kościele Karmelitów w Przemyślu, w czasach zaboru austriackiego przekazanego w użytkowanie unitom, którzy ową kopułę wówczas dobudowali. Określenie „kopuła w Przemyślu” obecne było przez wiele miesięcy w naszych rozmowach o zachowaniu polskiego dziedzictwa kulturowego. Stanowiło nieustający argument władz lokalnych w całym okręgu konsularnym. Na nic się zdawały nasze tłumaczenia, że chodziło w tym przypadku o przywrócenie pierwotnego, XVII-wiecznego wyglądu świątyni. Spornych spraw było wówczas wiele, lecz nie brakowało również przykładów dobrej współpracy. Odtwarzane były cmentarze polskich żołnierzy Września 1939 roku w Malechowie, Zboiskach, na Trzech Kopcach. Udało się też uzyskać poparcie dla społecznej inicjatywy przeprowadzenia ekshumacji, a potem pochówku wielu Polaków, zamordowanych w sierpniu 1943 roku w Ostrówkach na Wołyniu. Odnowiono również pomnik ku czci żołnierzy polskich poległych w sierpniu 1920 roku w Zadwórzu pod Lwowem, zwanym w okresie międzywojennym polskimi Termopilami. Wszystkie te sprawy (było ich znacznie więcej) posuwały się naprzód w znacznej mierze dzięki aktywności Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, którą od września 1992 roku kierował Andrzej Przewoźnik. W swoją pierwszą zagraniczną delegację udał się właśnie do Lwowa. Andrzej był jedną z tych postaci, z którymi wiążą się nasze najsilniejsze wrażenia i najmocniejsza lwowska pamięć. Było ich bardzo wiele; wspomnijmy tych, którzy już od nas odeszli. Przede wszystkim byli to duchowni obu obrządków. We Lwowie w tym czasie rzymskokatolickim biskupem pomocniczym był ksiądz Władysław Kiernicki. Dla Polaków lwowian postać niemal legendarna. Opiekun katedralnej parafii przez długie lata „drugich Sowietów”, kiedy kościół był otwarty, ale msze odprawiać w nim można było bardzo rzadko. Po pierestrojkowej odwilży, kiedy odtwarzano hierarchię rzymskokatolicką w Ukraińskiej SRS, H. Litwin, Dawno temu we Lwowie 175 ksiądz Władysław został biskupem sufraganem i dla lwowskich katolików stało się to symbolicznym aktem uznania ich wieloletniej walki o przetrwanie Kościoła na tych ziemiach. W środowiskach ukraińskich podobną rolę odgrywał władyka Wołodymyr Sterniuk, jeden z najwytrwalszych i najważniejszych duchownych katakumbowego Kościoła unickiego. Choć bardzo już sędziwi i nieskorzy do opowieści, obydwaj stanowili ogniwa łączące ludzi z przeszłością bohaterskiej epoki obu obrządków. Innym symbolem tego okresu stał się dla nas ojciec Wojciech Darzycki (w zakonie Martynian), „bernardyn co się zowie” i niezłomny duchowny, który trafił na wschodnie Podole po niemieckiej agresji na ZSRS, a po sowieckiej kontrofensywie znalazł się na Kołymie. Nim wrócił z „nieludzkiej ziemi”, zapisał bohaterską kartę w historii Kościoła i Polaków na Wschodzie. Mieliśmy szczęście poznać go osobiście w czasie jego jubileuszu osiemdziesięciolecia, który odbywał się w Murafie. Po uroczystościach ojciec Wojciech uraczył nas gościną i długą opowieścią o swych losach, ozdobioną recytacjami i fragmentami pieśni, które odśpiewywał pięknym głębokim głosem. Oddziaływał zresztą niezwykle silnie na wszystkich. Nawet „opiekujący” się nim w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku oficer KGB był pod tak mocnym wrażeniem jego przykładnego życia i wielkiego charakteru, że zaczął ostrzegać ojca Martyniana o grożących mu prowokacjach, miejscach ukrycia podsłuchów czy zakusach innych śledczych. Ojciec Darzycki był przedstawicielem wspaniałej grupy podobnych mu duchownych. Niestety, nie zdążyliśmy już poznać Jana Cieńskiego, Antoniego Chomickiego, a i z biskupem Janem Olszańskim, rezydującym w odległym od Lwowa Kamieńcu, kontakt mieliśmy zbyt rzadki i zanadto krótki. Wśród polskich księży katolickich, którzy na Ukrainie przetrwali najtrudniejsze czasy sowieckie, było także kilku Łotyszy, absolwentów jedynego w ZSRS seminarium w Rydze, którzy wtopili się w polskie środowisko duchownych, spolonizowali językowo 176 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Spotkanie pożegnalne konsula generalnego RP H. Litwina z przyjaciółmi aktorami Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie. Spotkanie odbyło się w sierpniu 1994 r. w mieszkaniu kierownika placówki, które mieściło się podówczas w ciasnym budynku konsulatu. Od lewej: konsul H. Litwin, dyrektor Teatru Walery Bortiakow (częściowo niewidoczny), Jan Tysson, Jolanta Martynowicz, Krystyna Grzegocka, Zofia Iwanowa, Zbigniew Chrzanowski (reżyser), Luba Lewak oraz Halina Pechaty. Fotografia ze zbiorów J. Pechaty. i pracowali na „polskich” parafiach. Poznaliśmy dwóch z nich. Ksiądz Józef Wanags był proboszczem w Gródku Podolskim. Niewielu jest w historii Kościoła biskupów, którzy zbudowaliby tyle świątyń, co on. Pod koniec epoki sowieckiej i w pierwszych latach niepodległości Ukrainy, w czasach biedy i kryzysu, spod jego ręki wyszło kilkanaście okazałych dwuwieżowych kościołów. I dzisiaj w obwodzie chmielnickim, w dekanacie gródeckim łatwo trafić na przykłady „stylu Wanagsa”. Trudno pojąć, jak zdołał to osiągnąć, ale pamiętamy, że był człowiekiem, który nie uznawał istnienia żadnych przeszkód na drodze do celu. W Gródku była jego stolica. Tam zjeżdżali się goście z Ukrainy i Polski. Pamiętamy obrazek: księdza Wanagsa krzątającego się wokół długich stołów, przy których siedziały dziesiątki studentów z jakiejś polskiej uczelni, H. Litwin, Dawno temu we Lwowie 177 uczestniczących w obozie naukowym na Podolu. Przyjechali późnym wieczorem, podobnie jak my, kończąc dzień długiej podróży i wielu wrażeń. W Gródku znaleźliśmy wszyscy nocleg i kolację, a ksiądz Wanags, chodząc między nami, dyrygował siostrami roznoszącymi kartofle ze skwarkami i sam dolewał do kubków zsiadłe mleko z wielkiego dzbana. Dane nam też było poznać ojca Augustyna Mednisa, na początku lat dziewięćdziesiątych XX wieku proboszcza w Chodorowie. Mniej może dynamiczny niż Wanags, zapisał się w pamięci parafian i lokalnej polskiej społeczności jako wielki duszpasterz i troskliwy opiekun. Ksiądz Mednis jest w moich wspomnieniach postacią szczególnie ważną, bowiem mój pierwszy wyjazd „w teren” był związany właśnie z jego zaproszeniem na uroczystości rocznicowe chodorowskiej parafii. Wśród lwowskich Ukraińców wspominamy szczególnie ciepło Teodozjusza Staraka, „repatrianta” z Łemkowszczyzny, byłego „wroga ludu” i łagiernika, potem pierwszego ambasadora Ukrainy w Polsce (w randze chargé d’affaires). Kiedy go poznałem, zaraz po przyjeździe do Lwowa, był prezesem Klubu Inteligencji Greckokatolickiej. To opiniotwórcze środowisko było wówczas może naszym najważniejszym partnerem w budowaniu dobrych stosunków polsko-ukraińskich we Lwowie i na Lwowszczyźnie. Pamiętam, z jakimi emocjami pan Teodozjusz zawiadomił mnie o planowanej dlań misji dyplomatycznej w Polsce. Pozostał dla mnie symboliczną postacią, uosabiającą ukraińsko-polskie porozumienie ponad powstałymi w wyniku trudnej historii podziałami. Bolesnym wspomnieniem jest śmierć Dmytro Szelesta, wybitnego ukraińskiego historyka sztuki, niezrównanego znawcy polskich zbiorów Lwowskiej Galerii Sztuki, który zginął w czasie napadu na muzeum w 1992 roku. Został postrzelony przez złodziei, gdy uciekali ze swym łupem, który stanowiły dwa obrazy Artura Grottgera i szkic Jana Matejki do „Jana III Sobieskiego pod Wiedniem”. Dmytro Szelest stanął im na drodze nie wiedząc, 178 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Pożegnanie konsula generalnego RP H. Litwina. Pamiątkowe zdjęcie przed budynkiem konsulatu przy ul. Iwana Franki 110. Od lewej, z tyłu stoją: Lidia Iłku (sekretarka), Zinaida Kułyniak (sprzątająca), Eugeniusz Kogut (kierowca), konsul Marek Krajewski (sprawy wizowe i opieki konsularnej), Jacek Klimowicz (intendent), Beata Fedorcio (referent), Anna Litwin (małżonka konsula generalnego), Bogdan Hałas (rzemieślnik dbający o stan techniczny budynku urzędu), Beata Piasecka (kasjerka), konsul generalny Henryk Litwin, Bożena Targońska (referent ds. wizowych, obywatelskich i paszportowych). Z przodu siedzi uczennica szkoły nr 10 Gabriela Jacka, VIII 1994 r. Fotografia ze zbiorów J. Klimowicza. H. Litwin, Dawno temu we Lwowie 179 Długie pożegnanie konsula generalnego RP H. Litwina. Ciężko było rozstawać się z ukochanym Lwowem i przyjaciółmi w konsulacie. Na zdjęciu z przodu: Jadwiga Pechaty (ówcześnie Wydział Polonijny Konsulatu), za nią od lewej: Lidia Iłku (sekretarka), małżonka konsula Anna Litwin, Bogdan Hałas, Eugeniusz Kogut (niezapomniany kierowca Konsulatu), konsul H. Litwin, wieloletni pracownik Bożena Targońska. Z tyłu od lewej stoją: konsul Marek Krajewski, Jadwiga Niedziałkowska-Kaper (kierownik administracyjny), Jacek Klimowicz, Beata Piasecka (kasjerka) oraz dbająca o schludność urzędu Zinaida Kułyniak, VIII 1994 r. Fotografia ze zbiorów J. Pechaty. że ukradli dzieła opisane przez niego w znakomitej, wydanej również po polsku książce-albumie o Lwowskiej Galerii Sztuki. Ciężko ranny, zmarł w karetce pogotowia w drodze do szpitala. W polskich środowiskach Lwowa jedną z najsilniejszych osobowości był wówczas pan Eugeniusz Cydzik, grodnianin „wżeniony” w Lwów, pionier opieki nad polskimi miejscami pamięci. Był czasem trudnym partnerem, miał twardy kark i trzymał się swego zdania z niezłomnym uporem, ale jego oddanie sprawie ochrony polskiego dziedzictwa historycznego było niezachwiane i w istocie nieocenione. Często się spieraliśmy, ale i wspieraliśmy. Był jednym z tych ludzi, których krytykę przyjmuje się bez oporu, bo można 180 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 być pewnym, że nie wynika ona z żadnej kalkulacji. Pan Cydzik był na początku lat dziewięćdziesiątych praktycznie wszechobecny. Niezwykła energia pozwalała mu być aktywnym na bardzo różnych płaszczyznach. W zupełnie inny sposób uczestniczył w życiu polskiej społeczności Lwowa Stanisław Adamski. Choroba utrudniała mu, a często uniemożliwiała obecność na zebraniach, koncertach czy zjazdach, ale był zawsze obecny duchem i inspiracją. Patronował polskiej aktywności we Lwowie, a ówcześni działacze mówili o nim z nabożnym szacunkiem. Moje okazje do spotkania z panem Stanisławem były nieliczne, ale przekonały mnie, że to uwielbienie dla żołnierza Września, bohatera konspiracji, więźnia „pierwszych” i „drugich Sowietów”, opiekuna polskiego dziedzictwa kulturowego w czasach najtrudniejszych było całkowicie uzasadnione i zrozumiałe. W latach osiemdziesiątych i na początku lat dziewięćdziesiątych jedną z najważniejszych polskich organizacji społeczno-kulturalnych były „Panie ze Snopkowskiej”: Irena Pelczarska, Maria Skierska i Janina Sosabowska. Trzy damy z dobrych przedwojennych polskich domów, które mieszkały razem, podejmowały niezliczone prace na rzecz polskich środowisk we Lwowie i stanowiły trzy- a potem dwuosobową organizację charytatywną – opieki społecznej, promocji kulturalnej i opieki nad miejscami pamięci jednocześnie. Kiedy przyjechaliśmy do Lwowa, Irena Pelczarska już niestety nie żyła, ale mieliśmy jeszcze wiele okazji by spotykać się z paniami Janiną i Marią. Byliśmy prawie sąsiadami, co dawało możliwość dosyć częstych odwiedzin. Po przekroczeniu progu ich mieszkania przechodziło się do innego czasu, chociaż rozmowy poświęcone były przede wszystkim sprawom bieżącym – potrzebom i wyzwaniom chwili. Dla nas, poza merytoryczną wartością, spotkania te stanowiły okazję do napawania się przedwojennym charme obu pań, ich umiejętnością ironiczno-emocjonalnej konwersacji, pięknem starego stylu polskiego słowa, przeniesionym z pietyzmem przez trudne lata sowieckich represji. H. Litwin, Dawno temu we Lwowie 181 Odmiennym, ale jakże silnie oddziaływującym na wyobraźnię i zapadającym w pamięć przykładem lwowskiego Polaka tych lat był dla nas… Rosjanin Sybirak, Walery Bortiakow. Działając przez wiele lat w powojennym, ukraińskim Lwowie jako scenograf i aktor Polskiego Teatru Ludowego, spolonizował się całkowicie. Bortiakow, czyli „Walera”, był niezwykłym skarbem, który przytrafił się lwowskiemu teatrowi. Scenograficzny wizjoner, z kilku prostych elementów przestawianych w różnych konfiguracjach potrafił stworzyć bogate wnętrze dla wielu scen jednej sztuki. Wspaniały aktor z nieokiełznaną vis comica. Najzabawniejszy Papkin, jakiego w życiu widziałem – wielki, brodaty facet w jasnej peruce, który nawet oczywistą fizyczną siłę potrafił przemienić w bezradność. A na dodatek wspaniały plastyk witrażysta, autor wyposażenia licznych kościołów budowanych lub odnawianych w tych latach. A jak wspaniale Walery Bortiakow śpiewał!… Wspominając lwowskich Polaków z tego czasu, nie mogę nie przywołać pamięci o pani Aleksandrze Pasiecznej, czyli pani Lusi – albo Palusi, jak nazywał ją mój syn i jak sama zaczęła się z czasem przedstawiać. To wzmianka bardzo osobista, bo Palusia była opiekunką naszego dziecka, które przeżyło we Lwowie pierwsze trzy lata swego życia, pani Aleksandra stanowiła jednak tak wspaniały przykład lwowskiego Polaka, że należy się jej miejsce w tym korowodzie wspomnień. Palusia była absolwentką przedwojennego gimnazjum. W świetle sowieckiej miary oznaczało to wykształcenie podstawowe, a przecież była osobą – pozwolę sobie to ocenić z całą pokorą – wysokiej kultury, oczytaną, o szerokich horyzontach myślowych, posługującą się piękną, może nieco archaiczną i bardzo lwowską, ale tym bardziej urokliwą polszczyzną. Jej wpływ na naszego syna był niezwykle silny. To pod jej ręką Michał przyzwyczaił się, że piłka nie toczy się, a „katula”, zaś z kolegami nie można się zamienić na rzeczy, a jedynie „pomieniać”. Z czasem oczywiście Warszawa wypleniła mu te odmienności. Zapomniał też nasz syn (mam nadzieję, że nie całkiem) teksty i melodie niezliczonych patriotycznych 182 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul generalny RP H. Litwin przekazuje urząd konsulowi Markowi Krajewskiemu, który będzie pełnił obowiązki kierownika Konsulatu Generalnego RP we Lwowie do lutego 1995 r. VIII 1994 r. Fotografia ze zbiorów Jacka Klimowicza. pieśni, których nauczyła go pani Palusia. Gdy miał trzy lata, potrafił tym repertuarem wypełnić całą podróż samochodem ze Lwowa do Warszawy. Koło Żółkwi „leciało”: „Więc trąb strzelecka trąbko w dal”, pod Zamościem: „Nie noszą lampasów”, a w okolicy Gostynina już: „A jak mi odpowiesz: «Nie kocham Cię»”. H. Litwin, Dawno temu we Lwowie 183 Przy tym wszystkim pani Lusia była skarbnicą wiedzy o Polakach w czasach sowieckich. Jej naturalne, bezstronne opinie pomagały nam rozumieć skomplikowaną rzeczywistość tamtych lat. Spośród kolegów, z którymi wówczas pracowałem, osobne wspomnienie należy się Tomkowi Leoniukowi. Niezwykle trudno jest wspominać młodszego kolegę, który już odszedł. Trudno – ale koniecznie trzeba. Tomek był także konsulem generalnym we Lwowie. Wielka szkoda, że swoich wspomnień z tego czasu już nie napisze. W okresie, kiedy pracowałem we Lwowie, Tomek był konsulem generalnym w Kijowie. Przemierzył swój olbrzymi okręg konsularny wzdłuż i wszerz. Dotarł do niezliczonych polskich społeczności na Podolu i Żytomierszczyźnie, w Odessie i na Krymie, w Charkowie i Chersoniu. Był fascynatem pracy w polskich środowiskach, a jednocześnie entuzjastą umacniającej się ukraińskiej państwowości. Pięknie mówił po ukraińsku w czasach, gdy w Kijowie – poza Ambasadą RP i Kanady – dyplomaci nie używali jeszcze tego języka. Los sprawił, że zmarł nagle właśnie we Lwowie, który odwiedził, gdy był już konsulem generalnym w Ałmaty. Stało się to w tym samym domu, w którym mieszkał i pracował, pełniąc obowiązki szefa placówki w latach 1995–1997. Kilka nadzwyczaj silnych osobowości i barwnych postaci należało do grona gości, starych lwowiaków, którzy przyjeżdżali do nas z Polski i świata. Niezwykłą, choć wirtualną parę stanowiło dwóch Jurków – Michotek i Janicki. Nigdy nie pojawiali się razem, ale w swej nieokiełznanej miłości do starego Lwowa pozostawali podobni jak dwie krople wody. Jerzy Michotek odszedł wcześniej, ale zdążył nam pozostawić wiele opowieści i wiele pieśni, a wszystkim, którzy choć trochę zajmowali się sprawami lwowskimi, gotów był uchylić nieba. Jerzy Janicki przez wszystkie lata naszej pracy we Lwowie obdarzał Konsulat przyjaźnią i napędzał do pracy swoimi pomysłami i inicjatywami. Jeszcze długo po wyjeździe ze Lwowa mieliśmy szczęście utrzymywać z nim kontakt (zbyt rzadko) i chłonąć lwowskie historie. To dzięki Jerzemu Janickiemu 184 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 poznaliśmy panią Władę Majewską i doktora Emila Niedźwirskiego. Jerzy przyjechał do Lwowa ze swoimi przyjaciółmi nakręcić część filmu „A do Lwowa daleko, że strach”, którego premiera odbyła się w 1996 roku. Były to osobowości niezwykłe. Pani Włada tryskała urokiem i dowcipem, a jednocześnie oddziaływała na rozmówcę refleksją i głębokim smutkiem – „aż strach”. Doktor, przy swoich wówczas dziewięćdziesięciu kilku latach, imponował silną głową, w obydwu przypisywanych temu określeniu znaczeniach. W czasie zakrapianej kolacji w restauracji hotelu „George” dowiedziałem się od niego więcej o przedwojennym Lwowie, niż w ciągu wcześniejszych lat pracy w Konsulacie. Kontakt z tymi dwojgiem był nowym odkryciem starego Lwowa – a jednocześnie pożegnaniem z miastem. We wspomnianym filmie Janickiego jest taka scena – nie pamiętam już, czy ostatnia – Majewska i Niedźwirski, idąc pod rękę w jesiennej scenografii, znikają powoli w perspektywie którejś z alejek Cmentarza Łyczakowskiego. Dziś, gdy już rzeczywiście odeszli – pani Włada, pan doktor, Jerzy i wielu innych bohaterów naszych lwowskich czasów – przypominam sobie to ujęcie jako pożegnanie z dawnym Lwowem. Henryk Litwin MAREK KR AJEWSKI p.o. konsula generalnego RP we Lwowie [1 ix 1994 – 31 i 1995] Marek Krajewski urodził się 11 kwietnia 1940 roku w Warszawie. W roku 1964 ukończył studia historyczne na Uniwersytecie Warszawskim. Pracę w MSZ rozpoczął tuż po studiach. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku pracował na placówkach zagranicznych w Bonn i Bernie. 2 listopada 1992 roku rozpoczął pracę w Agencji Konsularnej RP we Lwowie. Zajmował się sprawami konsularnymi. Pracę we Lwowie zakończył 30 listopada 1996 roku. Później pracował w Departamencie Promocji i Informacji MSZ oraz Departamencie Systemu Informacji. Konsul Marek Krajewski zmarł w lutym 2003 roku. Zbigniew Misiak WSPOMNIENIE O MARKU KRAJEWSKIM Wrzesień 1991. Budynek Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Miałem wyjechać na trzymiesięczny staż konsularny do ówczesnej Agencji Konsularnej RP we Lwowie. Zapoznawałem się ze wszystkimi dostępnymi materiałami dotyczącymi placówki: sprawozdaniami rocznymi, wykazami, opisami i temuż podobnymi. Ktoś mi doradził: „Niech pan pójdzie do człowieka, który właśnie stamtąd wrócił. On wie wszystko. Nazywa się Marek Krajewski”. Marek Krajewski ostatnich kilka miesięcy spędził we lwowskim urzędzie w charakterze okresowego wsparcia merytorycznego, zajmując się wizami i opieką konsularną. Poprosiłem go o radę, konsultację i wszystkie informacje, które mogłyby mi się przydać we Lwowie. Powiedział: „Lwów? Zazdroszczę panu”. Przychodziłem do niego przez następny tydzień codziennie – na dwie, trzy godziny. Rzeczywiście wiedział wszystko, a przede wszystkim wiedział, na co zwracać uwagę. Opowiedział mi o mieście, placówce, ludziach, także o miejscowych uwarunkowaniach. Powiedział też, że po przyjeździe do Lwowa z całą pewnością zamieszkam (tak jak on) na Cytadeli. Jak stwierdził: „U rodziny Pechatych – «zabitych» Polaków”. Marek Krajewski był zawodowcem. Sprawdziło się wszystko, co mówił – zarówno o mieście i placówce, jak i o ludziach i uwarunkowaniach. Także o rodzinie Pechatych. Kiedy kilka miesięcy później mój pokój i łóżko zajął przyszły konsul do spraw handlowych Jacek Gerałt – nieodżałowanej pamięci Halinę Pechaty zaczęto nazywać Matką Konsulów. 188 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Cmentarz Łyczakowski we Lwowie w Dniu Wszystkich Świętych, 1994 r. Od prawej: konsul Marek Krajewski, Jadwiga Niedziałkowska-Kaper, Jadwiga Pechaty oraz konsul Zbigniew Misiak. Z tyłu za stojącymi na zdjęciu osobami kwatera powstańców listopadowych. Fotografia ze zbiorów Jadwigi Pechaty. Na zakończenie naszych spotkań przed wyjazdem podarowałem mojemu mentorowi przedruk przedwojennego planu Lwowa. Był autentycznie wzruszony. Zapytał: „Skąd pan wiedział, że mam lwowskiego świra?” Listopad 1992. Agencja Konsularna RP we Lwowie. Przyjechałem do Agencji na czteroletnią misję. Marek Krajewski był już tam mniej więcej od miesiąca, można więc powiedzieć, że kilkuletni pobyt we Lwowie rozpoczęliśmy razem. Jako starszy wiekiem zaczął mi mówić po imieniu i zażądał, by do niego zwracać się tak samo. Wpadliśmy na pomysł, by zorganizować wspólny bankiet powitalny. Zaprosiliśmy wszystkich pracowników konsulatu – bardzo nam zależało żeby przyszli wszyscy. I przyszli. Zabawa była przednia. 189 Z. Misiak, Wspomnienie o Marku Krajewskim Przez tych kilka lat znajdowaliśmy się w wielu różnych – niekiedy trudnych – sytuacjach, wypiliśmy razem mnóstwo wódki i polubiliśmy się. Poznałem Marka jako człowieka, poznałem wiele szczegółów z jego życia prywatnego. To był zwyczajny, kontaktowy facet. Nie znosił tzw. urzędniczego i ministerialnego zadęcia. Cenił dobrą atmosferę i stosunki oparte na zasadach koleżeńskich. Jako człowiek starał się kierować sercem. Jako pracownik MSZ wyznawał zasadę: „Jeżeli firma może liczyć na mnie, to chciałbym mieć pewność, że ja też mogę liczyć na firmę”. We Lwowie czuł się dobrze – tam naprawdę żył. Marek Krajewski pełnił obowiązki konsula generalnego we Lwowie od września 1994 roku do wiosny 1995. Wrócił do kraju w roku 1996. Jak każdy z nas, od początku zdawał sobie sprawę, że kiedyś trzeba będzie wrócić, ale wyjeżdżał ze smutkiem i niechętnie. Nigdy, aż do śmierci, nie pozbył się lwowskiego „świra”. Zbigniew Misiak Jacek Gerałt O PRACY WE LWOWIE, KONSULU MARKU KRAJEWSKIM ORAZ TOMASZU MARKU LEONIUKU „Napisz swoje wspomnienie o Lwowie”. Tak powiedziała mi koleżanka z dawnej pracy. No dobrze, fajnie – bardzo się cieszę, że i mnie o to poproszono. Ale z drugiej strony to tak naprawdę chciałbym napisać o wszystkim i o wszystkich, których poznałem we Lwowie – no, a jasne, że tak się nie da. Jak tu napisać o tych wszystkich ludziach, z którymi się poznałem, którym zdarzało mi się pomóc albo samemu od nich pomoc dostać. Zdarzało się też dostać po łbie – i samemu też dopiec bliźniemu swemu. Lwów był dla mnie czymś legendarnym, nierealnym, snującym się gdzieś na granicy myślowych Pól Elizejskich, zapomnienia i świata poznanego. Mój (tego „mój” będzie dużo) pierwszy wyjazd do Lwowa – luty 1992. Już na miejscu, po wielogodzinnej jeździe pociągiem, wysiadam na ciemnym dworcu kolejowym i gramolę się na peron, a tu podchodzi nieznany mi mężczyzna i pyta, czy ja to ja – to był nasz Gienio, kierowca z Agencji Konsularnej (szumnie przez miejscowych nazywanej wtedy na wyrost konsulatem). Zabrał te największe bagaże i jedziemy na kwaterę. Zbaraniałem, że tak bezbłędnie mnie znalazł. Nie było w tym jednak nic dziwnego, bo później dowiedziałem się, że faksowali do Lwowa opisując, jak wyglądam i w którym wagonie będę jechał. To moje pierwsze wspomnienie – takie zwyczajne – dzisiaj obrosło już dobrocią pamięci, jaka miłosiernie gładzi ówczesne warunki, niedostatki i brudny do oporu dworzec. J. Gerałt, Wspomnienie o M. Krajewskim i T. Leoniuku 191 Konsul generalny RP Henryk Litwin powierza misję konsulowi M. Krajewskiemu, który będzie pełnił obowiązki kierownika placówki do końca stycznia 1995 r. Fotografia ze zbiorów Jacka Klimowicza, VII 1994 r. Wspominam ze łzą w oku kochaną panią Halinę i pana Bogusia, którzy przyjęli mnie wtedy wieczorem – mnie, czyli to „nieszczęście konsularne” – pod dach swego domu. Pani Halina przypominała mi moją matkę, nawet tak samo gotowała niektóre potrawy. Pan Bogusław, tak jak mój ojciec, to rzemieślnik od pokoleń. Często rozmawiałem z nim o różnych warsztatowych sprawach, wykonał później dla mnie parę drobiazgów – prawdziwych cacek ślusarstwa. Wspominam ich i cały dom, rodzinę i mój malutki pokoik (nazywany przeze mnie pieszczotliwie czołgiem) z całą ścianą książek, z których często korzystałem nocną porą. Po raz wtóry trafiłem do tego pełnego ciepła domu po paru latach, wtedy, gdy pracując ponownie we Lwowie w Wydziale Handlowym Konsulatu, remontowałem mieszkanie służbowe. Wspominam pierwsze dni pracy w 1992 roku. Plątałem się ze swymi manelami po całym biurze, no bo robiło się po kolei wszystko – od wiz do pomocy prawnej, od akcji kolonijnej do zjazdu weteranów 192 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Marek Krajewski, już po zakończeniu pracy we Lwowie, w swoim warszawskim mieszkaniu. Zdjęcie zrobione niecały rok przed śmiercią konsula, IV 2002 r. Fotografia z archiwum kwartalnika „Lwowskie Spotkania”. II wojny światowej, od przeglądu prasy do cholera wie jeszcze czego. Lwów i wspomnienia – pierwsze komputery w biurze, jeszcze były na takie (teraz śmieszne i młodszym kolegom nieznane) duże jak zeszyt dyskietki. Podchodziliśmy do nich nieco nieufnie – a jak walnie prądem? Bez żartów, to niby tylko dwadzieścia lat temu, a sam mam wrażenie, jakby minął wiek. Tak samo było z nowymi samochodami – dwoma fordami. Jak jeździliśmy (ja rzadko, ale zdarzało się) poza Lwów coś załatwiać – to milicja nas zatrzymywała, żeby popatrzeć spokojnie na te zachodnie auta i na ich elektrycznie opuszczane szyby. No cóż, wróciłem do kraju po pół roku, kompletnie zainfekowany tym miastem i jego historią, ludźmi i ich życiorysami. Minął rok. Los obszedł się ze mną łaskawie. Któregoś dnia późną jesienią 1993 roku jestem u rodziców, a ojciec mówi mi, że ktoś z Warszawy dzwonił i chciał pilnie ze mną rozmawiać. Następnego dnia oddzwaniam, odpowiada jakiś sekretariat (mini- J. Gerałt, Wspomnienie o M. Krajewskim i T. Leoniuku 193 sterialny) – jadę natychmiast do Warszawy. Spotykam się z pewną wysoką szarżą urzędniczą (która życzyła sobie mnie widzieć), i tu pytanie, kogo znam w Agencji Konsularnej we Lwowie? Cholera! Kogo ja znam? Ja wszystkich znam! Od najwyższego (dosłownie) szefa, pana Henryka Litwina, przez wszystkich konsulów i pracowników, do naszej pani Ziny, dbającej o porządek. „Dobrze – odpowiada ta rozmawiająca ze mną szarża. – To pojedziesz pan do Lwowa!” Nogi się pode mną ugięły. To nie może być prawda. Wychrypiałem zdenerwowany: „Do Lwowa, to ja mogę jutro, choćby na kolanach!…” Kolejne wspomnienie to koniec października 1994 roku. Dojechałem do Lwowa z autem pełnym gratów. Późnym wieczorem spotykam się z kolegą z pionu handlowego, pod konsulatem – my prosto z drogi, on prosto z pracy. Razem jedziemy kompletnie ciemnymi ulicami do służbowej kwatery – i gadamy jeszcze z pół nocy. Rano ja do Konsulatu – pod koniec 1993 roku podwyższono rangę placówki – wchodzę do budynku i nagle słyszę radosny kobiecy kwik. To koleżanki tak mnie powitały. Idę dalej przedstawić się, do gabinetu szefa, a tu niespodzianka kolejna, bo wita mnie Marek Krajewski, mój guru nauk konsularnych, dziś niestety już nieobecny na tym padole. Marek pełnił wtedy we Lwowie obowiązki kierownika urzędu. To powitanie bardzo się zresztą przedłużyło, ale dzięki pomocy wyżej wspomnianego, nieocenionego kierowcy Gienia, dotarłem jakoś do domu. Minęło prawie pięć lat, cudownych lat przeżytych w tym magicznym mieście. Muszę wracać do kraju, na koniec już bez tego pisku koleżanek, ale ze ściskaniem w dołku. Żegnam się ze wszystkimi i kolejnym szefem (niestety – tak samo już w niebieskim konsulacie) Tomkiem Leoniukiem. Nie raz i nie dwa dzwoniłem do niego, bo siedział sam w budynku konsulatu (miał tam mieszkanie służbowe), i pytałem: „Tomek, nie napiłbyś się piwa?” „No!” – odpowiadał Tomek. „A masz?” – pytałem dalej… 194 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Marek Krajewski oraz reżyser Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie, Zbigniew Chrzanowski. Fotografia z archiwum kwartalnika „Lwowskie Spotkania”. Wspomnienia o Lwowie. Wszystko wydaje mi się teraz ważne i godne zapisania. Nie umiem lepiej tego powiedzieć – to są wspomnienia o najlepszym kawałku życia, jaki miałem. No dobra, zawiozłem je do Lwowa, i słyszę oczywiście damskie marudzenie: „…ale ja myślałam, że napiszesz bardziej konkretnie o tych, co to ich znałeś. A może i jakaś dykteryjka się trafi?…” Pewnie, że się trafi! Ma się trafić, to się trafi. Śmiesznych opowieści ze Lwowa dostatek. Jedna z pierwszych i nieco dłuższych opowiastek jest z 1992 roku. Tak jak wcześniej pisałem, w Agencji Konsularnej robiło się wszystko. Akurat trafiłem do wizówki, wydawaliśmy wtedy takie, dzisiaj dziwnie wyglądające, wizy w formie pieczęci, z ręcznie wpisywanymi danymi. Jak zwykle, od rana spora gromadka klientów. Wśród nich babuleńka, ktoś jej pomógł częściowo wypełnić formularz wizowy, ale niezbyt do- J. Gerałt, Wspomnienie o M. Krajewskim i T. Leoniuku 195 kładnie. Okienko do podawania dokumentów malutkie, pytam się o coś babci – i nic. No to głośniej – też bez efektu. No to ryknąłem jak ranny żubr, aż się ścianka działowa zatrzęsła. Dobra nasza – babcia nareszcie nie tylko usłyszała, ale i pojęła, o co mi chodzi. Zrobiła, co trzeba, dała papiery i pyta się: „Ile to kosztuji?” „Jak to, ile? Nic”. Co mi tu ktoś będzie z jakąś korupcją wyjeżdżał! Babcia coś sobie pomamrotała pod nosem i odeszła. Po południu wydaliśmy babci, tak jak innym, paszport z wizą. Po obsłużeniu wszystkich zamknęliśmy nasz kramik i… znaleźliśmy pod ławeczką w poczekalni kobiałkę z jajami. Ot, przyzwyczajenie z dawniejszych czasów. Później szef zwrócił mi po cichu uwagę: „Panie Jacku, bardzo proszę nie mówić podniesionym głosem do interesantów, to często są osoby starsze i należy się im odrobina szacunku”. Ale zarządzona przez pana konsula jajecznica dla wszystkich była znakomita. Temat łapówek jest na Ukrainie legendarny, coś o tym wiem. Przeżyłem kiedyś ten przyjemny dla każdego biurokraty moment, gdy mnie zawiadomiono, że mam odebrać służbowy samochód (wtedy to było coś – volvo S40!). OK, ale trzeba go odprawić celnie na Ukrainie. Jadę do celników na obwodnicę miasta. Oczywiście w towarzystwie nieocenionego Jacka Klimowicza, czyli wtedy naszego intendenta. Procedura ciągnie się niemiłosiernie, aż w końcu zatrzymuje się zupełnie, bo ponoć coś jest nie tak z naszymi dokumentami. No jasne, ktoś coś chce od nas i tak daje nam znać, żebyśmy byli bardziej chętni do negocjacji. Wściekły (mija już chyba ósma godzina załatwiania) idę z Jackiem do jakiegoś szefa „na interwencję”. Ten przyjmuje nas też zdenerwowany, bo jego długopis nie działa, a jest to oryginalny szwedzki Ballograph. Widząc to daję mu otrzymany dwa dni wcześniej od szefa, nowiutki Ballograph – i niech tam go sobie bierze!… Ten rozkręca długopis, bierze tylko wkład, zwraca mi obsadkę i klnąc na zachodnią technikę, woła swoją pracownicę, polecając jej natychmiastowe załatwienie sprawy „towarzyszom z Polszczy”! Myślałem, że padnę z wrażenia. Minęło dwadzieścia minut i wyjechaliśmy z kompletem dokumentów. 196 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Wspomniałem wcześniej postać Marka Krajewskiego. Był, podobnie jak paru innych, żywą legendą lwowskiego Konsulatu. Miał swoje „narowy” i mocno skomplikowane losy. Poza tym dysponował ogromną wiedzą historyczną o stosunkach polsko-ukraińskich oraz przebogatym doświadczeniem zawodowym. Bardzo procentowało to w jego kontaktach z mediami, szczególnie gdy zdarzali się napastliwi dziennikarze. Słabo pamiętam teraz jego objaśnienia o detalach i niuansach kroju pisma różnych paszportów (wtedy jeszcze wiele było wypisywanych ręcznie) czy innych dokumentów – wiz, zaproszeń itd. Wydawało mi się to tajemną wiedzą, niemożliwą do ogarnięcia przez zwykłego człowieka. Poza tym Marek kochał życie, dobrą muzykę i swą kolekcję modeli samolotów. Żałuję, że nie dane mi było się z Nim pożegnać. Szczęśliwie mam jeszcze w głowie związane z nim wspomnienia. Któregoś razu mamy interesanta z paszportem z byłej Jugosławii. Ma wizę niemiecką i chce jechać do Polski. Nie znam się ani na tym paszporcie, ani na niemieckich wizach, no to idę do Marka i proszę o pomoc. Mareczek obejrzał dokumenty i krótko mówi: „Coś mi tu śmierdzi. Dzwoń, Młody (to do mnie) do Kijowa do Messerschmitta (tak żartobliwie nazywał szefa niemieckiej wizówki, noszącego nazwisko Schmidt), znasz niemiecki, to się dogadasz. Dzwonię, wyjaśniam, o co mi chodzi, wysyłam kopię wizy i… czekamy. Klient przychodzi regularnie przez trzy dni, coraz bardziej się piekląc na brak naszej decyzji. Aż dostajemy odpowiedź. Wiza jest lipna, choć bardzo fachowo podrobiona. Mareczek tryumfował… a ja do tej pory nie mam pojęcia, jak się zorientował, że coś jest nie w porządku. No tak, taki był, a ja tylko zazdrościłem mu tej jego ogromnej wiedzy i doświadczenia. Jacek Gerałt TOMASZ MAREK LEONIUK konsul generalny RP we Lwowie [1 ii 1995 – 31 viii 1997] Tomasz Marek Leoniuk urodził się 7 października 1963 roku w Łodzi. W 1976 wraz z rodzicami przeprowadził się do Warszawy, gdzie ukończył szkołę podstawową i Liceum Ogólnokształcące im. Antoniego Dobiszewskiego, a następnie studia magisterskie na Wydziale Historycznym UW (1983–1988). W czasie studiów udzielał się społecznie, m.in. był członkiem założycielem i pierwszym przewodniczącym stowarzyszenia Pomost, integrującego młodzież studencką z tzw. demoludów (pod patronatem Jacka Kuronia). Brał udział w burzeniu Muru Berlińskiego. Organizował spotkania informacyjne dla pierwszorocznych studentów. Kilkakrotnie był organizatorem studenckiej służby porządkowej podczas pielgrzymek do Polski papieża Jana Pawła II. Gromadził materiały do haseł encyklopedii PWN (odsunięty od tych prac za tzw. nieprawomyślność). Po ukończeniu studiów rozpoczął pracę zawodową w Muzeum Historycznym m.st. Warszawy, w dziale Powstania Warszawskiego. W roku 1989 został zatrudniony w Urzędzie Rady Ministrów, w Departamencie ds. Młodzieży, a następnie, po kilku miesiącach, przeniesiony do pracy w Departamencie Konsularnym MSZ. W roku 1991 został mianowany wicekonsulem RP w Kijowie, z zakresem obowiązków na Ukrainę i Mołdawię. Następnie, już jako konsul generalny, pracował w Kijowie, potem we Lwowie. Po krótkiej przerwie, w czasie której pracował w MSZ, objął kolejno placówki konsularne w Taszkiencie i w Ałmaty (z zakresem obowiązków na Kirgistan). Kadencji na tej placówce nie ukończył. Zmarł 21 kwietnia 2002 roku, w czasie prywatnego pobytu we Lwowie, w wieku 38 lat. Cieszył się dobrą opinią w MSZ, był ceniony przez władze i ludzi z zagranicy. Odznaczony Złotym Medalem Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej. Tarnopolski Instytut Szkolnictwa Pedagogicznego, decyzją Rady Naukowej, nadał mu tytuł doktora honoris causa. Roman Czmełyk CZŁOWIEK POROZUMIENIA Jak się poznaliśmy? Szczerze mówiąc, nie pamiętam dokładnie naszego pierwszego spotkania. Najprawdopodobniej była to jakaś okazja oficjalna, może gdy odwiedził muzeum i oglądał naszą ekspozycję, może na jakimś przyjęciu. Wyraźnie pamiętam za to początek naszych bliższych relacji. Czy można je nazwać przyjacielskimi? Na pewno z czasem takimi się stały. Pamiętam, jak pewnego letniego wieczoru wyszedłem po pracy z muzeum i idąc w kierunku ul. Snopkowskiej – gdzie mieszkałem – spotkałem na prospekcie Szewczenki, czyli na dawnej Akademickiej, Tomasza Leoniuka. Pan konsul wyszedł po pracy na spacer. Przywitaliśmy się. Nie pamiętam, od kogo wyszła propozycja, ale generalnie nie chcieliśmy się od razu rozstawać. Naszła nas ochota, by gdzieś usiąść i porozmawiać przy piwie. Usiedliśmy w barze przy ul. Akademickiej, ale coś nam tam nie odpowiadało, więc ruszyliśmy w poszukiwaniu lepszego miejsca. Spędziliśmy tego dnia dużo czasu, długo rozprawialiśmy. Późnym wieczorem odprowadziłem go do budynku konsulatu przy ul. Iwana Franki 110, gdzie mieszkał. W trakcie tego wieczoru okazało się, że mamy nie tylko wiele wspólnych tematów, na które dobrze nam się rozmawia, ale także podobnie oceniamy sytuację na Ukrainie oraz stosunki polsko-ukraińskie. Tomasza Leoniuka interesował temat Kościoła greckokatolickiego, ruchów religijnych na Ukrainie i w samym Lwowie. Ja byłem wtedy sekretarzem Klubu Inteligencji Greckokatolickiej we Lwowie, którego przewodniczącym był Iwan Hreczko. Byliśmy dość aktywni, mieliśmy kontakty z klubami inteligencji katolickiej w Warszawie, Rzeszowie i Krakowie; nasz Klub powstał według 200 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul generalny RP Tomasz M. Leoniuk na studniówce w Szkole nr 10 we Lwowie, 1995 r. Uczennica stojąca obok konsula, Grażyna Basarabowicz, to obecnie pracownik Konsulatu. Fotografia ze zbiorów G. Basarabowicz. wzorców zaczerpniętych z Polski. Sam Leoniuk był osobą bardzo wierzącą, choć nie zamykał się – dosłownie i w przenośni – tylko w murach Kościoła rzymskokatolickiego. Równie chętnie chodził do cerkwi. Nie wiem, jak często bywał w świątyniach prawosławnych, ale nie miał żadnych obiekcji, by brać udział w nabożeństwach greckokatolickich czy organizowanych wówczas dość często wieczorach pamięci, poświęconych na przykład metropolicie Andrejowi Szeptyckiemu bądź kardynałowi Josypowi Slipemu. Wydawało się, że nie miały dla niego znaczenia różnice między obydwoma obrządkami katolickimi. Myślę, że również prawosławie było mu bliskie. Od tamtego pierwszego, intensywnego spotkania, odczuwaliśmy po dłuższych przerwach głód kontaktu. Czasami umawialiśmy się na spotkania wieczorne. Był zakochany we Lwowie i samej R. Czmełyk, Człowiek porozumienia 201 Ukrainie. Rodziło to pogłoski o jego rzekomych ukraińskich korzeniach. Sam nigdy nie wspominał o jakichkolwiek ukraińskich koneksjach, nie znam także jego rodowodu. Wiem natomiast jedno: był bez wątpienia człowiekiem porozumienia. Bardzo przeżywał sytuacje konfliktowe pomiędzy obydwoma narodami. Zarówno to, co się wtedy działo we Lwowie wokół odbudowy Cmentarza Orląt Lwowskich, jak i problemy w Przemyślu, narastające wokół demontażu greckokatolickiej kopuły na kościele Karmelitów. Myślę, że jednakowo krytycznie oceniał zarówno radykałów lwowskich, jak i im podobne osoby po polskiej stronie. Jego sercu było bliskie powszechne chrześcijaństwo, głoszone w obrządku zarówno zachodnim, jak i wschodnim, które od wieków na tych terenach wzajemnie się przenikały. W niezwykle naturalny sposób potrafił zrozumieć, przyjąć i uszanować, a także propagować bogactwo kulturowej spuścizny i historyczne wartości obu narodów. Już w czasie pierwszego spotkania dowiedziałem się, że bardzo zależało mu na wejściu w środowisko inteligencji greckokatolickiej, działającej w czasach sowieckich w podziemiu. Starałem się mu w tym pomóc. Poznałem go z Iwanem Hreczką, osobą z kręgu metropolity Wołodymyra Sterniuka. Wkrótce konsul Leoniuk poznał też środowisko samego Hreczki, m.in. Jarosława Łemyka, znanego lwowskiego kolekcjonera sztuki ukraińskiej. Tomasz Leoniuk interesował się kulturą ukraińską, może bardziej tą klasyczną i ludową niż współczesną. Sam nie był kolekcjonerem, ale przy różnych okazjach pobytu w domach lwowskich miłośników sztuki ludowej lubił przymierzyć ukraińską koszulę „wyszywankę” czy kapelusz huculski. Pamiętam wizytę u Jarosława Łemyka – był u niego wtedy nasz wspólny przyjaciel, Jan Malicki z żoną Ingą Kotańską. W trakcie wieczoru gospodarz zaczął wydobywać ze swoich zbiorów różne elementy strojów huculskich. Konsul Leoniuk przymierzył huculską zdobną kamizelkę, tak zwany keptar. Każdy z konsulów wybiera sobie temat przewodni, swoją niszę. Dla Tomasza Marka Leoniuka była to kultura i religia. Jego 202 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 środowiskiem naturalnym były lwowskie muzea, teatry, biblioteki i świątynie. Mam wrażenie, że właśnie za czasów jego kadencji najbardziej zaktywizowała się polsko-ukraińska współpraca kulturalna. Na Tomasza i polski Konsulat zawsze mogliśmy liczyć. Muszę wspomnieć o jego wyjątkowym szacunku do osób starszych. Mam na myśli przede wszystkim starsze osoby spośród polskiej społeczności Lwowa. Łączyły go z nimi stosunki niemal rodzinne. Myślę, że osoby te często traktowały go jak syna. Konsul Tomasz Leoniuk zjednywał sobie rozmówców szczerością i pozytywnym stosunkiem do ludzi. Oczywiście, ujmowało nas również to, że zna język ukraiński. Wcześniej co prawda pracował w Kijowie, ale to akurat nie obligowało go do znajomości języka, mimo to mówił po ukraińsku bardzo dobrze. Dzięki swoim cechom naturalnie wrósł w lwowski grunt. Będąc w jego towarzystwie zapominaliśmy, że jest dyplomatą, jemu chyba też się to podobało. Czasem, gdy rozmawia się na trudne tematy, można odnieść wrażenie, że dyplomata boi się zabierać głos, bo obawia się, jak zostanie odebrany. On się tego nie bał. Kiedy wychodził poza próg konsulatu, stawał się zwykłym człowiekiem. Nie lubił nosić sztywnej maski dyplomaty. Tomasz Leoniuk miał duże poczucie humoru. Był doskonałym kompanem w towarzystwie. Umiał nie tylko słuchać, ale także bardzo interesująco opowiadać. Pamiętam taką, wręcz anegdotyczną sytuację, kiedy nasz przyjaciel Jarosław Łemyk opowiadał o swoim stryjku, który jeszcze przed wojną dokonał zamachu na konsula w Konsulacie ZSRR we Lwowie. W wyniku zamachu zginął jednak nie konsul, a członek jakiejś komisji kontrolnej (czy rewizyjnej) z Moskwy. Leoniuk od razu „złapał” tę sytuację i obrócił w żart. Powiedział mniej więcej tak: „Kiedy następny raz ukraińscy nacjonaliści będą coś takiego szykować, ja wiem, kogo sprowadzić z MSZ z Warszawy na kontrolę…” Dobrze czuł się we Lwowie, w tutejszym środowisku – myślę, że o wiele lepiej niż w Kijowie. R. Czmełyk, Człowiek porozumienia 203 Konsul generalny RP Tomasz Marek Leoniuk żegna się ze Lwowem. Na zdjęciu przed budynkiem konsulatu, wspólnie z konsulem Wincentym Dębickim, w 1997 roku. Fotografia ze zbiorów W. Dębickiego. Po zakończeniu misji we Lwowie marzył, by tutaj wrócić… Jeżeli nie do tego miasta, to chociażby na Ukrainę. Nasze spotkania były na tyle częste i po przyjacielsku zwyczajne, że trudno mi przypomnieć sobie jakieś jaskrawe momenty. Najlepiej zapamiętałem nasze ostatnie rozmowy. W ciągu ostatnich dziewięciu dni życia pana konsula (jak z szacunkiem nazywano go we Lwowie) spotkaliśmy się trzykrotnie. Niezwykle często, jeśli brać pod uwagę prawie dwuletnią przerwę w naszych bezpośrednich kontaktach, spowodowaną jego służbą dyplomatyczną w Ałmaty w Kazachstanie. Pierwsze spotkanie było przy- 204 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul generalny RP Tomasz Marek Leoniuk na I Festiwalu Kultury Polskiej na Ukrainie w 1995 r. Fotografia z archiwum Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie. padkowe – na placu Trzech Krzyży w Warszawie. Wydaje się być nieprawdopodobnym zbieg okoliczności, żeby dwóch ludzi (jeden z Ałmaty, drugi ze Lwowa) znalazło się w tym samym czasie i w tym samym miejscu w dwumilionowej Warszawie. Tomasz Leoniuk od razu rozpoczął rozmowę, zwracając uwagę na drobny szczegół – jednakowe torby, jakie wisiały na naszych ramionach z napisem: „Pierwszy Zjazd Wschodniej Szkoły Letniej. Warszawa 2000”. W poczuciu przynależności do wspólnej sprawy stwierdził, że na pewno podszedłby do mnie, nawet gdyby nie znał mnie osobiście. Choć nie był uczestnikiem szkoły, aktywnie pomagał w selekcji kandydatów z Ukrainy. Szczera radość z niespodziewanego spotkania, brak czasu w konkretnym momencie i pragnienie następnej rozmowy – to były te uczucia, jakie nas wtedy ogarnęły. Niechęć do pośpiesznej wymiany informacji o wspólnych przyjaciołach i znajomych oraz sprawach osobistych przerodziła się od razu w życzenie spotkania się R. Czmełyk, Człowiek porozumienia 205 na dłuższą rozmowę. Wybraliśmy termin najbliższej niedzieli, po mszy w cerkwi greckokatolickiej przy klasztorze oo. Bazylianów na ul. Miodowej w Warszawie. Kiedy w umówionym momencie przed liturgią wszedłem do cerkwi, pan konsul już był w środku. Niebawem rozpoczęła się msza w języku ukraińskim. Przyjemnie zdziwiło mnie to, że Tomasz nie tylko nie zapomniał języka ukraińskiego, ale bardzo pewnie i swobodnie czuł się w świątyni – z modlitewnikiem w ręku śpiewał całą liturgię. Ramię w ramię modliliśmy się we wspólnocie, prosząc Boga o łaskę i miłość dla wszystkich chrześcijan, naszych obydwu państw i narodów, rodziny i bliskich – oraz dla samych siebie. Po mszy pan konsul poznał jeszcze kilku moich znajomych. Z dwoma z nich – profesorem Markiem Śliwińskim ze Studium Europy Wschodniej UW i młodym attaché Mychajło Bokotejem z Ambasady Ukrainy w Warszawie – poszliśmy do kawiarni na Rynku Starego Miasta. Tomasz z zachwytem opowiadał o gigantycznych (jak na europejską miarę) odległościach w Kazachstanie, o kuriozalnych sytuacjach z tym powiązanych, o miejscowym kolorycie. Był wesołym, pełnym energii, zadowolonym z osiągnięć w pracy, wybornym gawędziarzem i wdzięcznym słuchaczem. Podczas spotkania kilka razy powracaliśmy do tematu Lwowa, jego pragnienia, aby w najbliższych dniach odwiedzić tam swoich znajomych. Z ciekawością przyjął zaproszenie na otwarcie wystawy malarstwa na szkle warszawiaka Wojciecha Marchlewskiego, które było zaplanowane na 19 kwietnia w Muzeum Etnografii i Przemysłu Artystycznego. Żegnając się, ustaliliśmy datę spotkania. Na otwarciu wystawy „Święci we Lwowie” Tomasz od razu trafił do koła lwowskich przyjaciół, którzy witali go szczerze, z serdeczną radością. Był znany i oczekiwany w gronie lwowskiej inteligencji. Koła lwowskich artystów, kolekcjonerów, społecznych i cerkiewnych działaczy były mu bliskie, zrozumiałe, a ich środowisko naturalne i zbieżne z jego zainteresowaniami. Pan konsul miał wyśmienite stosunki z ludźmi, którzy tworzą coś niepowtarzalne- 206 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Ostatnie pożegnanie z konsulem Tomaszem Markiem Leoniukiem na podwórzu Konsulatu Generalnego RP we Lwowie. Z przodu, przed karawanem pogrzebowym stoją konsulowie Krzysztof Sawicki i Maciej Krasuski. Za nimi z lewej strony pracownicy konsulatu: Jadwiga Pechaty, Bożena Targońska, Ludmiła Wojtenko, konsul Michał Uziembło z żoną, Anna Jabłońska, Lidia Iłku, a także znana lwowska Polka Maria Skierska. Fotografia z archiwum kwartalnika „Lwowskie Spotkania”. go, prawdziwą podstawę bytu miasta, niezależnie od zmienności politycznej koniunktury. Nasze ostatnie spotkanie było dość długie – ponad siedem godzin w mieszanym, polsko-ukraińskim towarzystwie. Panował w nim duch zgody i zrozumienia, szacunku i współpracy. Spotkali się po prostu starzy, dobrzy znajomi i przyjaciele, którzy rozmawiali o wszystkim – rzeczach poważnych i śmiesznych, o polityce i sztuce, pracy i rodzinie, o przeszłości i perspektywach. Rozmawialiśmy w obu językach na przemian, czasem je mieszając, co nikomu oczywiście nie przeszkadzało. Tworzyliśmy całość. Żarty były rozumiane w pół słowa, sytuacje oceniano przeważ- R. Czmełyk, Człowiek porozumienia 207 nie w sposób równoznaczny, nie wciągały nas właściwe naszym czasom, bezwartościowe dyskusje. Każdemu było dobrze w grupie, cieszyliśmy się swoim towarzystwem. Słuchaliśmy i opowiadaliśmy, śmialiśmy się i rozkoszowaliśmy beztroską piątkowego wieczoru. Chcieliśmy opowiedzieć panu konsulowi o wszystkim, co w ciągu tych dwóch lat naszej rozłąki działo się we Lwowie. Po spotkaniu odprowadziłem go w stronę ul. M. Kociubińskiego, gdzie zatrzymał się w mieszkaniu ówczesnego konsula generalnego, Krzysztofa Sawickiego. Na pożegnanie powiedział: „Do następnego razu”… Nowy roboczy tydzień rozpoczął się od strasznej wiadomości, która błyskawicznie rozeszła się po Lwowie: Tomasz Marek Leoniuk odszedł od nas na zawsze. To nie mieściło się w głowie, umysły i serce nie chciały wierzyć. Przyjaciele i znajomi nie mogli pojąć. Dlaczego? Na to pytanie do dzisiaj nie znamy odpowiedzi. Nie chcemy przyjąć mądrych wyjaśnień lekarzy. Krótkie nabożeństwo żałobne na dziedzińcu Konsulatu Generalnego przed powrotem ciała zmarłego do Warszawy i tłumny, wspaniały pogrzeb w kościele św. Katarzyny na Służewie w Warszawie – dwukrotnie odprowadzano go w ostatnią drogę. Pracownicy Konsulatu, na czele z konsulem generalnym Krzysztofem Sawickim, i najbliżsi przyjaciele lwowianie żegnali się z nim na ziemi ukraińskiej, tam, gdzie Jego dusza opuściła ciało. Rodzina, setki przyjaciół, pracownicy Ministerstwa Spraw Zagranicznych, przedstawiciele Ambasady Ukrainy w Warszawie, delegacja Konsulatu Generalnego RP we Lwowie oraz znajomi przyszli pożegnać się z Tomaszem w Warszawie, zanim jego ciało zostało oddane ziemi. Ostatnią drogę na ziemi rozpoczął we Lwowie, a wieczny odpoczynek znalazł w Warszawie. Chciał powrócić do pracy na Ukrainie, o czym kilkakrotnie mówił podczas ostatnich spotkań. Swoje społeczne przeznaczenie widział w pracy dla Polski na terytorium tysiącletniego sąsiada. Nie było mu obojętnym, jakie miejsce te dwa słowiańskie narody zajmą w przyszłej Europie oraz jak ułożą 208 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 się ich wzajemne stosunki. On, jako polski obywatel i dyplomata, był gotowy zrobić wszystko, co jest możliwe, dla ich polepszenia. Świetlista pamięć o Tomaszu Leoniuku na zawsze pozostanie z nami. dr Roman Czmełyk dyrektor Muzeum Etnografii i Przemysłu Artystycznego we Lwowie Emilia Chmielowa NA ZAWSZE POZOSTANIE W NASZEJ PAMIĘCI Nie jest łatwo pisać wspomnienia o takim człowieku, jakim był konsul Tomasz Marek Leoniuk. Była to naprawdę godna postać polskiej dyplomacji. Polak, patriota nasz wielki przyjaciel, o którym zawsze będziemy pamiętać. Jako najmłodszy w owym czasie dyplomata Rzeczypospolitej Polskiej, z wykształcenia historyk, doskonale orientował się w dziejach stosunków polsko-ukraińskich, rozumiał specyfikę nowo powstałego państwa ukraińskiego. Poza tym cały czas doskonalił swoją wiedzę o tym kraju, docierając do najdalszych jego zakątków. Znaliśmy się od początku jego pobytu na Ukrainie, dlatego naszą współpracę traktuję z perspektywy lat jako ciągłą, od Kijowa do Lwowa. Był człowiekiem z pasją i powołaniem, wszak należy pamiętać, że na placówkę do Kijowa – w perspektywie stosunkowo niedawnej katastrofy w Czarnobylu – było, delikatnie mówiąc, niezbyt wielu chętnych. Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce dawno, był to chyba przełom lat 1991 i 1992, gdy pracował jeszcze w Kijowie, najpierw w Konsulacie Generalnym, potem, po podniesieniu rangi przedstawicielstwa – w Ambasadzie RP. W ramach swoich pełnomocnictw konsul Leoniuk zajmował się wówczas także terenem Mołdawii. Od tamtego spotkania rozpoczęła się nasza wieloletnia współpraca. Tomasz Marek Leoniuk był właściwie „ojcem chrzestnym” Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie, która miała stać się alternatywą dla Związku Polaków na Ukrainie, niewywiązującego się z misji integracji organizacji i środowiska polskiego w całym kraju. 210 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Gazeta „Wysoki Zamek” z 15 VI 1995 r. Pierwsza konferencja prasowa konsula generalnego RP we Lwowie, Tomasza Marka Leoniuka. Ze zbiorów Jana Tyssona. Pierwszym wyzwaniem była rejestracja naszej struktury. W tym niełatwym zadaniu odczuliśmy wsparcie przyjacielskiego ramienia konsula Leoniuka. Nie była to sprawa prosta, można już dzisiaj powiedzieć, że wynajdywano różne przeszkody, a część aktywu Związku Polaków na Ukrainie nie kryła się z działaniami, które miały zablokować nasze oficjalne funkcjonowanie. Nam chodziło przede wszystkim o godną i niezależną reprezentację środowiska polskiego, silną w skali całej Ukrainy. Spotkanie założycielskie Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie odbyło się 25 stycznia 1992 roku, w polskiej szkole nr 10 we Lwowie; wybrano mnie wówczas na stanowisko prezesa. Moim zadaniem było dopełnienie wszelkich formalności związanych z rejestracją. Po zebraniu miejscowym udaliśmy się do Kijowa, wspólnie z ówczesnym kierownikiem Agencji Konsularnej we Lwowie, konsulem Henrykiem Litwinem, obecnie ambasa- E. Chmielowa, Wspomnienie o T. Leoniuku 211 dorem RP w Kijowie. Na miejscu przyjął nas konsul T. Leoniuk, który całym sobą był za utworzeniem federacji. Nasze szczęście polegało również na tym, że Henryk Litwin i Tomasz Marek Leoniuk byli przyjaciółmi, znali się jeszcze z czasów studenckich. Było więc dwóch przyjaciół w dwóch polskich placówkach, wówczas jedynych na Ukrainie. Po złożeniu dokumentów w odpowiednich urzędach (gdzie zauważono, że mamy doskonale ułożony statut), rozpoczęło się oczekiwanie. Po drodze było jeszcze trochę uzupełniania dokumentów. Pamiętam, jak w finale całej sprawy, dwudziestego czwartego lipca 1992 roku, po wizycie w urzędzie ukraińskim, zjawiłam się z teczką dokumentów w Konsulacie w Kijowie. Na pytanie zawarte w spojrzeniu konsula Leoniuka odpowiedziałam: „Panie konsulu. Nic z tego”. Konsulowi wyrwał okrzyk zawodu: „Jak to?” W odpowiedzi wręczyłam mu dokument: „Zarejestrowane!” Trudno opisać wybuch radości, jaki opanował nie tylko nas dwoje, ale wszystkich obecnych. Nie zwlekając, konsul zakomenderował: „Pani Aniu, szkło na szampana!” Zwrócił się w ten sposób do pracownicy konsulatu, wspanialej osoby, pani Anny Górskiej, która dzieliła z nami tę radosną chwilę. Od razu przesłano odpowiednią depeszę do PAP oraz miejscowej agencji informacyjnej. Nawiasem mówiąc, Tomasz Marek Leoniuk był człowiekiem o dużym poczuciu humoru, co niejednokrotnie chyba ratowało jego wrażliwą psychikę w tamtych trudnych czasach. Wspominając jego postać, trzeba podkreślić, że był człowiekiem bardzo skromnym i odpowiedzialnym. Kadencja konsula jest krótka, Tomasz Leoniuk starał się przez ten czas zrobić maksymalnie dużo, co powinno być mottem każdego dyplomaty. Tutaj zastał nieco inną sytuację, niż na centralnej i wschodniej Ukrainie. Została ona wyklarowana przez jego poprzedników, w tym zaprzyjaźnionego konsula Henryka Litwina. Oczywiście i tutaj nie wszystko było łatwe, zresztą w tej części świata nie jest wesoło nigdzie. Pamiętam jednak, że konsul Leoniuk cieszył się z pobytu we Lwowie i mówił, że jest mu tu bardzo dobrze. 212 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Pożegnanie konsulów Zbigniewa Misiaka i Tomasza Marka Leoniuka w sierpniu 1997 r. Zwyczajowe zdjęcie przed budynkiem Konsulatu przy ul. Iwana Franki 110. W pierwszym rzędzie od lewej: konsul generalny RP T. M. Leoniuk, konsul Z. Misiak, Jadwiga Pechaty. Za nimi od lewej: konsul Danuta Hanuza, Lidia Iłku (sekretarka), Bożena Targońska, Jacek Klimowicz. W trzecim rzędzie od lewej: Zinaida Kułyniak, Halina Borysowska, Roman Fabina (referent ds. wizowych i obywatelskich). W ostatnim rzędzie stoją od lewej: Julia Konowrocka, Beata Piasecka, Barbara Dzik (księgowa), pracownik konsulatu i prawdziwy lwowski „batiar” Bogdan Hałas. Fotografia ze zbiorów J. Pechaty. Pomimo sentymentu do naszego miasta, chyba jego prawdziwą pasją i ukraińską miłością pozostała Żytomierszczyzna, dokąd wracał we wspomnieniach nawet stąd. Często opowiadał o swoim ulubionym zespole polskim „Białe Gołąbki” z okolic Nowogrodu Wołyńskiego, ze wsi Susły. Były to starsze panie, obdarzone niewiarygodną werwą, energią i humorem. Pamiętam jak ubrał te kobiety, tzn. pomógł skompletować im stroje artystyczne, kupił buty… Konsul podkreślał romantyczną, niegalicyjską specyfikę Żytomierszczyzny. Miejscowy wójt wspierał panie w działalności estradowej poprzez transport po bliższej i dalszej okolicy, który im zapewniał. Słowo transport brzmi trywialnie. Był to duży samo- E. Chmielowa, Wspomnienie o T. Leoniuku 213 chód z budką dla pasażerów, do której panie wsiadały, a że budka była licha i niezbyt ciepła, panie rozgrzewały się w drodze nieco mocniejszymi kropelkami. Potem, na estradzie, były nie do przebicia. Doskonale pamiętam ich występ na scenie opery lwowskiej, podczas I Festiwalu Kultury Polskiej na Ukrainie w 1996 roku… Nie tylko babcie z Susłów, ale również wiele innych zespołów i środowisk polskich z Ukrainy zawdzięcza wiele konsulowi Leoniukowi. Dużo jeździliśmy po centralnej i wschodniej Ukrainie, a później także po obszarze lwowskiego okręgu konsularnego. Wszędzie, gdzie się pojawiał, był lubiany. Nigdzie nie obnosił się z tym, że jest konsulem. Kiedy pracował jeszcze w ambasadzie, w 1993 roku organizował wizytę Lecha Wałęsy w Kijowie i Winnicy. Prezydenta na lotnisku witał zespół „Poleskie Sokoły”, który swoje szlify zawdzięcza także Tomaszowi Leoniukowi. Nieubłagany czas zdekompletował pierwotny skład zespołu, ale żyjący członkowie do dzisiaj wspominają konsula, który poświęcił im serce i duszę. Wspominając wschodnią Ukrainę muszę dodać, że jako patriota i osoba o wykształceniu historycznym interesował się i jednocześnie ogromnie przeżywał tragedię oficerów polskich zamordowanych w 1940 roku Charkowie i zakopanych w dołach pobliskiego lasu Piatychatky. Dużo uwagi poświęcał kwestiom oświaty polskiej na Ukrainie, choć w tamtym okresie mieliśmy tylko dwie nasze szkoły we Lwowie, które były doskonałym punktem zaczepienia dla dalszego rozwoju szkolnictwa polskiego na Ukrainie. Na tamten czas konsul Leoniuk zrobił doskonałą inwentaryzację oświaty polskiej w całym kraju. W tym miejscu również anegdota, którą powtarzał bardzo często. Opowiadał o niesamowitej Wandzie Wodzianowskiej, która pochodziła z wioski Czemerysy Barskie w centralno ukraińskim obwodzie winnickim. Pani Wanda była katechetką i nauczycielką języka polskiego. Rowerem objeżdżała swoje wioski na Podolu, w których uczyła, kiedy była obstawiana przez „aniołów stróżów”. Ci, których uczyła, z pewnością do dziś dnia o niej pamiętają. 214 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Ostatnie pożegnanie z konsulem Tomaszem Markiem Leoniukiem na podwórzu Konsulatu Generalnego RP we Lwowie. Z prawej strony Jadwiga Pechaty (z kwiatami), Bożena Targońska, Lidia Iłku, konsul Krzysztof Sawicki, Bogdan Hałas oraz ksiądz Wojciech Dworak z katedry lwowskiej. Fotografia z archiwum kwartalnika „Lwowskie Spotkania”. Mówiąc o oświacie, warto cofnąć się we wspomnieniach do roku 1993, kiedy to zaczęliśmy tworzyć podwaliny Zjednoczenia Nauczycieli Polskich na Ukrainie, które tak się wtedy co prawda jeszcze nie nazywało. Pamiętam pierwszy zjazd w Chmielnickim, wszyscy zdawali sobie sprawę z powagi chwili i ogromnej potrzeby powołania takiej organizacji, byli więc na tyle poważni, że nie rozbawił ich nawet wstęp prowadzącej, która życzyła wszystkim „owocowych” obrad. W roku 1996, ponownie w Chmielnickim, odbył się pierwszy zjazd już zarejestrowanej organizacji. Konsul Leoniuk cieszył się jak dziecko z tych niewątpliwych sukcesów, my cieszyliśmy się wraz z nim. Na czas jego pobytu na Ukrainie przypada okres budowania zrębów oświaty polskiej w tym kraju. Zawsze podkreślał, że musimy stworzyć twardą bazę do dalszego rozwoju szkolnictwa. Tomasz Marek Leoniuk miał doskonałe kontakty z Ukraińcami, znał wspaniale język ukraiński (co wówczas było rzadkością) E. Chmielowa, Wspomnienie o T. Leoniuku 215 i był bardzo dobrym historykiem. Łączył obydwa narody w duchu prawdy, miał wielu przyjaciół spośród Ukraińców, a przyjaźnie te przetrwały próbę czasu i odległości. Miał również dobre relacje ze Związkiem Ukraińców w Polsce. Oboje sądziliśmy, że Polacy na Ukrainie i Ukraińcy w Polsce nie mogą istnieć jak dwie wyizolowane wyspy. Z tym wątkiem wiąże się wspomnienie, które na zawsze pozostanie w mojej pamięci. To był bodajże rok 1995, w Polsce zrodziła się inicjatywa delegalizacji Związku Ukraińców w Polsce, było specjalne posiedzenie w Przemyślu z udziałem stosunków między Polską a Ukrainą, a stawką jest nasza wspólna przyszłość. Konsul bardzo przeżywał to wydarzenie, był człowiekiem szczególnie wyczulonym na kwestie polsko-ukraińskie. Ubolewał również nad tym, że wspaniała inicjatywa Polsko-Ukraińskiego Festiwalu Młodzieży, która miała służyć wzajemnemu poznaniu się, skończyła się na jednej edycji; potem zabrakło środków. Nasz konsul był człowiekiem bardzo religijnym. Swój dzień rozpoczynał od powitania „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Zbudował sobie doskonałe stosunki z różnymi wyznaniami, z prawosławiem czy Kościołem greckokatolickim. Jednak więzy najszczerszej przyjaźni łączyły go z legendarnymi rzymskokatolickimi duszpasterzami na Ukrainie, których starał się odwiedzać. Wśród tych niezłomnych księży byli m.in.: ówczesny ks. bp Jan Olszański, ks. Tadeusz Hoppe z Odessy, ks. Władysław Wanags z Gródka na Podolu, ks. Bronisław Bernacki z miasta Bar i oczywiście niezapomniany duszpasterz Podola ks. Wojciech Darzycki, czyli ojciec Martynian i wielu, wielu innych. Pamiętam, jak z okazji pięćdziesięciolecia święceń kapłańskich ks. Darzyckiego wspólnie z konsulem Leoniukiem ułożyliśmy list o następującej treści: „W dniu Twego złotego Jubileuszu pracy kapłańskiej, która przypadła głównie na lata okupacji hitlerowskiej i antyreligijnej władzy radzieckiej, a którą przeżyłeś na Ukrainie oraz na dogłębnych (jak mawiasz) studiach prawa sowieckiego w kopalniach na Kołymie, przyjm najserdeczniejsze życzenia wszelkich łask Bożych, 216 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 zdrowia i powodzenia w pracy duszpasterskiej.” Losy tego wybitnego kapłana opisano w książce „Ciernista droga”, w której autor Leon Karłowicz przytacza fragmenty wspomnianego listu. Z inicjatywy konsula wysokie odznaczenie państwowe w ambasadzie RP w Kijowie odebrał ks. Tadeusz Hoppe z Odessy. Na wiadomość o jego przyznaniu, przekazaną przez konsula Leoniuka, duszpasterz zareagował słowami: „Jam niegodzien, niegodzien”. Tomasz Marek Leoniuk darzył tych wyjątkowych duchownych niezwykłą miłością i szacunkiem, zresztą z wzajemnością. Rozmawialiśmy z konsulem Leoniukiem na różne tematy, był człowiekiem bardzo otwartym. Nigdy też nie wywyższał się z powodu swojego statusu. Kochał prawdę, mówił prawdę i innych do prawdy obligował. Będąc bardzo wrażliwym, był jednocześnie, kiedy trzeba, stanowczy. Doskonale nawiązywał kontakty z naszymi ludźmi, którzy różnią się od rodaków w kraju swoją większą otwartością i wylewnością. Mam przed oczami jego postać, charakterystyczne spojrzenie znad okularów… Nasze pożegnanie odbyło się w Konsulacie. Przyjechały delegacje środowisk z całego terenu. Wszyscy go bardzo kochali. Wyjechał ze Lwowa, pracował w MSZ w Warszawie, gdzie nieraz go odwiedzaliśmy, potem w Kazachstanie. W roku 2002 odwiedził nasze miasto prywatnie… Nikt nie mógł uwierzyć w wieść, która rozeszła się po mieście – konsul Tomasz Marek Leoniuk zmarł w swoim ukochanym Lwowie. W krótkim czasie po Jego śmierci Winnickie Obwodowe Dobroczynne Stowarzyszenie Polaków „Dom Polski” przybrało imię Tomasza Marka Leoniuka. Panie Konsulu, będziemy o Panu zawsze pamiętać. Emilia Chmielowa PIOTR KONOWROCKI konsul generalny RP we Lwowie [1 ix 1997 – 29 ii 2000] Piotr Konowrocki, urodził się 27 października 1963 roku w Otwocku. Absolwent XXVI LO w Warszawie im. Henryka Jankowskiego „Kuby”, doktor nauk humanistycznych, absolwent Wydziału Dziennikarstwa Państwowego Uniwersytetu Moskiewskiego. Doktorat z zakresu dziennikarstwa telewizyjnego uzyskał w 1993 roku. W 1991 rozpoczął pracę w charakterze referenta w Wydziale Konsularnym Ambasady RP w Moskwie. Od września 1993 wicekonsul w Konsulacie Generalnym RP we Lwowie. W latach 1998–2000 konsul generalny RP we Lwowie. Za jego kadencji doszło m.in. do podpisania porozumienia z władzami Lwowa w sprawie odbudowy Cmentarza Orląt Lwowskich, otwierającego drogę do rozpoczęcia przez stronę polską prac na cmentarzu, oraz porozumienia z władzami Krzemieńca w sprawie utworzenia muzeum Juliusza Słowackiego w zachowanym rodzinnym dworku Słowackich. W latach 2000–2004 radca w Departamencie Europy MSZ. Zajmował się wówczas problematyką Ukrainy i Federacji Rosyjskiej. W latach 2004–2008 konsul generalny RP w Toronto. W latach 2008–2011 pierwszy radca w Departamencie Konsularnym MSZ. Od lutego 2012 radca-minister, kierownik Wydziału Konsularnego Ambasady RP w Waszyngtonie. Za działalność związaną z archiwizacją i wspomaganiem renowacji polskich zabytków na Ukrainie otrzymał złoty medal „Opiekuna Miejsc Pamięci Narodowej”, przyznany przez sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Żonaty, żona Julia jest doktorem nauk humanistycznych. Mają dwoje dzieci: Patryka i Julię. NI MA JAK LWÓW!… Na placówce we Lwowie spędziłem sześć i pół roku. Rozpocząłem pracę jako wicekonsul do spraw prawnych we wrześniu 1993 roku, a opuściłem Lwów, ukończywszy misję konsula generalnego RP w lutym 2000 roku. Na początku mojej długiej przygody ze Lwowem urząd był Agencją Konsularną RP, liczącą szesnastu pracowników, w tym czterech konsulów. W maju 1994 roku ranga placówki została podniesiona do poziomu Konsulatu Generalnego RP (de facto podniesienia rangi urzędu do konsulatu generalnego dokonano w grudniu 1993 roku, choć uroczystości związane z tym wydarzeniem odbyły się dopiero w maju 1994 – przyp. red.) Była to placówka nieduża, mieszcząca się w willi przedwojennego malarza Stanisława Kaczor-Batowskiego. Willa została wyremontowana, a faktycznie odbudowana z ruiny, ze środków budżetu państwa polskiego. Moja droga od obowiązków wicekonsula do konsula generalnego to wiele ciekawych i znaczących wydarzeń. Wszystko to, co działo się we Lwowie, w czym uczestniczyliśmy, pomagaliśmy i co inicjowaliśmy, miało w tym czasie olbrzymie znaczenie. Było ważne nie tylko dla Polaków zamieszkałych w tym pięknym mieście, ale i dla odradzających się ukraińskich elit. Kształtowało jeszcze nie do końca zdefiniowane relacje polsko-ukraińskie w pierwszych latach nowo powstałego państwa. Byliśmy w Konsulacie wnikliwymi obserwatorami tych skomplikowanych procesów, związanych z kształtowaniem się nowego państwa w tym szczególnym dla Polaków i Ukraińców miejscu. Procesów, które miały również wiele niebezpiecznych wątków. Obok sympatii do Polski, państwa, które pierwsze uznało niepodległość Ukrainy, wyzwoliły one również wiele historycznych niechęci i urazów, o których można było – już bez komunistycznej cenzury – swobodnie mówić i pisać. Jest w tym kontekście zupełnie 220 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsulowie Wincenty Dębicki (z lewej) oraz P. Konowrocki na uroczystości w szkole nr 24 we Lwowie. Obok P. Konowrockiego nauczycielka j. polskiego Barbara Baczyńska, za nią prezes Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej Stanisław Czerkas. Na prawo od B. Baczyńskiej stoi Teresa Dutkiewicz, wiceprezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie. Fotografia ze zbiorów Jacka Klimowicza. zrozumiałe, że polska placówka we Lwowie oraz jej działalność bywała przez gospodarzy i mieszkańców miasta nie zawsze postrzegana pozytywnie. Wymagało to od nas, konsulów i wszystkich bez mała pracowników, olbrzymiego wyczucia i zrozumienia dla trudnej historii. Staraliśmy się pamiętać, że ta historia w równie bolesny sposób doświadczała zarówno żyjących Polaków, jak i od wieków mieszkających tu Ukraińców. Trzeba jednakże powiedzieć, że w dużym stopniu właśnie ten kontekst historyczny oraz związana z nim atmosfera miasta były fascynujące. Czuło się to od razu, od pierwszych chwil po przyjeździe. Zanurzaliśmy się w olbrzymiej dawce historii Polski, choćby tej emanującej z architektury miasta, z pomników i pięknego Cmentarza Łyczakowskiego oraz z przyległego, kompletnie wtedy P. Konowrocki, Ni ma jak Lwów!… 221 zdewastowanego, ale podnoszącego się już z ruiny, Cmentarza Orląt Lwowskich. Ta atmosfera nie mogła pozostawić obojętnym żadnego z nas, którzy przyjeżdżaliśmy do pracy w polskim konsulacie. Czuliśmy szczególną odpowiedzialność i poczucie dodatkowej misji, i to niezależnie od zakresu powierzonych nam obowiązków. Dość szybko spostrzegliśmy, że oto mamy okazję poznania Ukrainy, kraju bardzo bliskiego, którego tak naprawdę wcale nie znamy. Również to było dla nas niezwykle fascynujące i wzbogacające. Spojrzenie na wiele spraw oczami naszych gospodarzy dawało nam sporo do myślenia. Pomagało w licznych kontaktach, nie tylko służbowych, ale i prywatnych, które siłą rzeczy zawsze się pojawiają, a nawet bywają konieczne, jeśli chce się dobrze poznać kraj, gdzie pracuje się i przebywa. Jednym z najważniejszych problemów w okresie mojego – ale nie tylko mojego – pobytu we Lwowie była sprawa odbudowy Cmentarza Orląt. Absorbowała ona bardzo poważnie wszystkich moich poprzedników, oraz tych, z którymi miałem przyjemność pracować – konsula generalnego Henryka Litwina, obecnego Ambasadora RP na Ukrainie oraz nieżyjącego już Tomasza Marka Leoniuka, przedwcześnie zmarłego właśnie we Lwowie, dokąd przyjechał po latach z wizytą, gdy piastował już funkcję Konsula Generalnego RP w Ałmaty w Kazachstanie. Sprawa ta absorbowała również mnie, najpierw jako wicekonsula do spraw prawnych, a później kierownika placówki. Byłem uczestnikiem wielu kontynuowanych przez kilka lat spotkań z władzami miasta, prowadzonych z naszej strony przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, z sekretarzem generalnym Andrzejem Przewoźnikiem na czele – a ze strony ukraińskiej przez ówczesnego mera Lwowa, Wasyla Kujbidę. Były to bardzo trudne rozmowy. Strona ukraińska nie negowała potrzeby odbudowy cmentarza, jednak chciała, aby rekonstrukcję ograniczyć. Aby nie przywracano mu dawnej monumentalności oraz ładunku patriotycznego, jaki bezsprzecznie w sobie – zgodnie z zamysłem 222 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Marszałek Sejmu RP Józef Zych odwiedza Cmentarz Orląt Lwowskich, 1994 r. Na pierwszym planie konsul generalny RP P. Konowrocki. Marszałka na cmentarzu wita wieloletni opiekun polskich miejsc pamięci narodowej Eugeniusz Cydzik (na zdjęciu odwrócony tyłem). Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. młodego architekta Rudolfa Indrucha – był zawierał. Przez kilka lat negocjacji pertraktowaliśmy z naszymi partnerami o każdy niemal element cmentarza, każdy kamień, gdyż w każdym z nich władze Lwowa upatrywały symbol polskiego panowania na tych terenach, tego zaś uwieczniać nie chciały. W 1998 roku, po dziesięciogodzinnych rozmowach w ratuszu, udało się wreszcie podpisać porozumienie. Udzielono zgody na rozpoczęcie przez stronę polską odbudowy Cmentarza Orląt, ustalono również zakres jego rekonstrukcji. Porozumienie było oczywiście kompromisem. Nie udało się uzyskać zgody na pełną odbudowę, polegającą między innymi na odtworzeniu kolumnady wokół łuku triumfalnego oraz na przywróceniu wywiezionych stamtąd kamiennych figur lwów. Niemniej trzeba przyznać, że cmentarz miał zostać w znaczącej części przywrócony do stanu sprzed dewastacji dokonanej przez władze radzieckie. P. Konowrocki, Ni ma jak Lwów!… 223 Otwarcie polsko-ukraińskiego przejścia granicznego Krakowiec-Korczowa z udziałem prezydentów: RP Aleksandra Kwaśniewskiego oraz Ukrainy Leonida Kuczmy, 1998 r. Z prawej konsul generalny RP P. Konowrocki. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. W sprawę odbudowy Cmentarza Orląt zaangażował się osobiście prezydent RP Aleksander Kwaśniewski. W tym celu wykorzystywał swoje przyjacielskie relacje z prezydentem Ukrainy Leonidem Kuczmą. Prezydent złożył kilka wizyt we Lwowie. Podczas jednej z nich zabrał prezydenta Kuczmę na Cmentarz Orląt. Na miejscu tłumaczył, co i w jaki sposób chcielibyśmy odbudować. Wykonane na cmentarzu zdjęcie, gdy w jednym geście ściskają sobie dłonie prezydenci Polski i Ukrainy, mer Lwowa Wasyl Kujbida, minister Andrzej Przewoźnik (także mnie udało się dołączyć do tego grona) obiegło polską i ukraińską prasę. W 2005 roku odbyło się uroczyste, z udziałem prezydentów obu państw, otwarcie Cmentarza Orląt, nazywanego w Polsce również Cmentarzem Obrońców Lwowa. Zostałem na nie zaproszony i mimo odległości (pełniłem już wtedy funkcję konsula generalnego RP w Toronto), nie wahałem się ani chwili. Poleciałem do Lwowa na tę uroczystość, wzruszającą 224 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Marszałek Senatu Alicja Grześkowiak składa wieniec na Cmentarzu Orląt Lwowskich. Po prawej stronie pani marszałek ambasador RP na Ukrainie Jerzy Bahr, z lewej konsul generalny RP P. Konowrocki. Ostatni z lewej strony zdjęcia Eugeniusz Cydzik, 1998 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. dla mnie i dla wielu związanych emocjonalnie z odbudową ludzi. Wspominałem moje pierwsze wizyty na tej historycznej nekropolii w 1993 roku, jeszcze w znacznym stopniu zdewastowanej i w wielu miejscach niepodobnej do cmentarza – i z radością rozglądałem się po bielejącym w słońcu, odnowionym, a właściwie przywróconym do życia, polskim campo santo. Odbudowa jednej z najpiękniejszych polskich nekropolii to zasługa naszej konsekwencji w rozmowach ze stroną ukraińską. Wymagało to cierpliwości i zaangażowania wielu osób – przede wszystkim jednak sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Andrzeja Przewoźnika. Tu, na miejscu, we Lwowie sprawa odbudowy była w tym czasie na porządku każdego dnia. Wracała przy najmniej spodziewanych sytuacjach. Wymagała od kierownika placówki ciągłego wyjaśniania i przekonywania różnych środowisk do naszych zamiarów i intencji. W najgoręt- P. Konowrocki, Ni ma jak Lwów!… 225 Zwiedzanie katedry lwowskiej. Od lewej: Jerzy Bahr, ambasador RP w Kijowie; Aleksander Kwaśniewski, prezydent RP; Jerzy Janicki, pisarz; Marian Jaworski, arcybiskup diecezji lwowskiej; Andrzej Przewoźnik, sekretarz generalny ROPWiM, konsul generalny RP P. Konowrocki, rok 1998. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. szym okresie negocjacji sekretarz Andrzej Przewoźnik przyjeżdżał do Lwowa co kilka tygodni. Skrajne, nacjonalistycznie nastawione środowiska ukraińskie miały negatywny stosunek do naszego zaangażowania. Dały temu wyraz, dewastując odnowiony napis na głównej płycie cmentarza, a także demonstrując przed budynkiem konsulatu. Demonstracja odbywała się pod hasłami: „Konsul Konowrocki i Przewoźnik – won ze Lwowa!” Tu przypomnę ciekawą sytuację, która zdarzyła się podczas wizyty polskiego prezydenta we Lwowie. Kiedy Aleksander Kwaśniewski razem z prezydentem Leonidem Kuczmą składali kwiaty pod pomnikiem Mickiewicza, z tłumu rozległy się gwizdy. Prezydent Kwaśniewski wydawał się być wyraźnie zaskoczony tą reakcją. Wówczas prezydent Kuczma odwrócił się do zgromadzonych ludzi, włożył dwa palce do ust i również zaczął głośno 226 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Spotkanie w siedzibie Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej, 17 II 1998 r. Od lewej: prezes ZG Towarzystwa Stanisław Czerkas, Jan Nowak-Jeziorański, sekretarz generalny Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa Andrzej Przewoźnik, konsul generalny RP P. Konowrocki. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. gwizdać. Szybko podchwycił to nasz prezydent – i też zaczął gwizdać. Następnego dnia, na pierwszych stronach ukraińskich gazet, ukazała się fotografia gwiżdżących pod pomnikiem Mickiewicza prezydentów… Z ciepłym komentarzem, że obaj przywódcy wiwatowali razem ze lwowianami. Tak to też tłumaczył prezydent Ukrainy naszemu prezydentowi. Że gwizdy na Ukrainie nie oznaczają niechęci, lecz entuzjazm i sympatię. Cmentarz Orląt Lwowskich to najważniejsza, ale tylko jedna z wielu spraw związanych z opieką nad miejscami pamięci narodowej. Ich liczba na terenach Zachodniej Ukrainy wydaje się być niezliczona. Są to cmentarze, kościoły, pomniki, tablice upamiętniające, pałace i zamki. Inwentaryzacja, prowadzona przez polskie ośrodki badawcze i wyższe uczelnie, dopiero się wówczas P. Konowrocki, Ni ma jak Lwów!… 227 Demonstracja pod budynkiem Konsulatu Generalnego RP we Lwowie pod hasłem: „Konsul Konowrocki i Przewoźnik precz ze Lwowa!”, 1999 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. rozpoczynała. Jeździliśmy w teren i dokumentowaliśmy stan poszczególnych zabytków, aby wystąpić później do odpowiednich instytucji w Polsce o środki na ich renowację. Chcieliśmy też zwrócić uwagę na ich stan gospodarzom, a wreszcie dokonać podstawowych napraw. Odbywały się one z pomocą miejscowych, zawsze chętnych do pomocy Polaków, ze skromnego budżetu placówki. Tu raz jeszcze chciałbym zaznaczyć nieocenioną rolę Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa wraz z jej ówczesnym sekretarzem generalnym Andrzejem Przewoźnikiem. Sprawie polskich upamiętnień na Ukrainie bardzo oddane były panie Jolanta Adamska i Ewa Ziółkowska. Doskonała wręcz współpraca Konsulatu z Radą zaowocowała w tym okresie wieloma przedsięwzięciami. Przeprowadzono renowację sarkofagu poety Kornela Ujejskiego na cmentarzu w Pawłowie, zbudowano pomnik w miejscu bitwy pod Zieleńcami w 1792 roku, gdzie siły polskie pod dowództwem księcia Józefa 228 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Powitanie marszałka Sejmu RP Macieja Płażyńskiego na Ukrainie, 1999 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. Poniatowskiego stoczyły zwycięską bitwę z wojskami rosyjskimi. Właśnie po tej bitwie zostało ustanowione przez króla Stanisława Augusta Poniatowskiego najwyższe do dziś odznaczenie wojskowe, Order Virtuti Militari. W tym też czasie ekshumowano szczątki sześćdziesięciu trzech żołnierzy Września 1939 roku we wsi Malechów pod Lwowem. Pochowano ich we wspólnej mogile, pod nowym nagrobkiem. W uroczystym pochówku prochów wziął udział ówczesny biskup polowy WP Leszek Sławoj Głódź. Były też i małe, lecz ważne rzeczy, jak przynoszone do konsulatu przechowywane w domach, piwnicach i strychach tablice sprzed wojny, zdjęte w 1939 roku z budynków urzędowych. Pierwszą z nich, pamiętam ją dobrze, była tablica sołtysa z dużym orłem w koronie, pokryta trwałą, dobrze zachowaną farbą emaliową. Kto zaś był w tym czasie w konsulacie we Lwowie, pewnie pamięta stojącego w korytarzu kamiennego orła. Przywiózł go niestrudzony opiekun polskich cmentarzy wojennych, nieżyjący już Eugeniusz P. Konowrocki, Ni ma jak Lwów!… 229 Z prawej: wspominany kilkakrotnie orzeł kamienny, pochodzący z Cmentarza Łyczakowskiego, znaleziony we wrześniu 1990 r. w fundamentach pomnika W. I. Lenina. Z lewej: przedwojenna tabliczka przyniesiona do konsulatu za czasów konsula P. Konowrockiego. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Anna Kulikowska, Marcin Zieniewicz. Cydzik, stały i mile widziany bywalec w naszym urzędzie. Orzeł ten miał swoją ciekawą historię – pochodził z jednego z nagrobków z Cmentarza Orląt, a później, nie wiadomo jakim sposobem, posłużył za wypełnienie cokołu pomnika… Lenina, który władza radziecka ustawiła po wojnie w centrum miasta przed pięknym, secesyjnym gmachem opery. Po rozpadzie ZSRR pomnik został rozebrany przy asyście wiwatujących tłumów. Ze środka rozbitego cokołu wydostano, poza elementami wzmacniającymi, między innymi metalowymi krzyżami, tego właśnie kamiennego orła. Ocalił go pan Eugeniusz Cydzik, wykorzystując obojętność ekipy demontującej pomnik. Załadował go wraz ze znajomym na samochód i przywiózł do konsulatu, uznając, że będzie to najlepsze dla niego miejsce – do czasu, gdy będzie mógł powrócić na odbudowany cmentarz. Wspominając Eugeniusza Cydzika, chciałbym też wspomnieć tak wielu naszych rodaków, których pokrętne losy pozbawiły 230 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Małżonka prezydenta RP Jolanta Kwaśniewska w towarzystwie lwowskich Polaków, po koncercie Krzysztofa Pendereckiego w operze lwowskiej, 12 X 1999 r. Od lewej: Giennadiusz Świdziński, Irena Świdzińska, Elżbieta Leusz, Anna Gordijewska, Barbara Baczyńska (dziennikarze Polskiego Radia Lwów), Jolanta Kwaśniewska, prezes Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej Emil Legowicz, Teresa Pakosz (Radio Lwów), Halina Owczarek (Radio Lwów), Julia Konowrocka i konsul generalny RP P. Konowrocki. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. niemal wszystkiego, a którzy po wielu latach radzieckiego Lwowa doczekali wolności i z oddaniem poświęcili się organizowaniu polskiej społeczności na Ukrainie, polskiego szkolnictwa i życia kulturalnego. Spośród tych wielu wspaniałych ludzi wymienię z powodu braku miejsca tylko kilku, mając nadzieję, że nie obrażą się na mnie ci, o których nie napisałem. Powinni być wymienieni: pan Włodzimierz Popławski, założyciel założyciel Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi; panie Maria Skierska i Janina Sosabowska, wspaniałe kobiety, wielkie patriotki, zakochane w swoim Lwowie, tym obecnym, ale przede wszystkim tym eleganckim, często wspominanym, przedwojennym; pani Janina Zamojska i pan Jan Tysson (cała historia!…). Z młodszego pokolenia: pan Stanisław Czerkas, P. Konowrocki, Ni ma jak Lwów!… 231 wieloletni prezes Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej; pani Emilia Chmielowa, prezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie; panowie Zbigniew Jarmiłko i Bogdan Hałas z zespołu muzycznego „Wesoły Lwów”; pani Bożena Rafalska, redaktor naczelna „Gazety Lwowskiej”; pan Zbigniew Chrzanowski, dyrektor Polskiego Teatru Ludowego czy wspaniałe dziennikarki z polskiego Radia Lwów. Przywołuję tu nazwiska kilku zaledwie osób, które tworzyły niezwykłą atmosferę miasta. Ludzi, którzy sprawiali, że ciekawa praca w polskim konsulacie była także efektywna. Obraz konsularnego Lwowa byłby niepełny bez opisania warunków bytowych pracujących tam osób. Już nawet przyjazd odbył się z przygodami. Przyjechałem do Lwowa pociągiem, sam. Żona kończyła w tym czasie studia doktoranckie i jej przyjazd na stałe, wraz z naszym kilkuletnim synem, planowany był na kilka miesięcy później. Pociąg do Lwowa, odjeżdżający z Dworca Zachodniego w Warszawie, przyjechał punktualnie, ale okazało się, że bilet zakupiony przez MSZ był na przedział w wagonie, którego… w ogóle nie było. A wykupiono cały przedział; w tym czasie trzeba było zabrać ze sobą jak najwięcej, na cztery lata pobytu – łącznie z żelazkiem i telewizorem, bo kupić coś na miejscu nie było łatwo. W ciągu dziesięciu minut postoju pociągu na dworcu udało mi się znaleźć kierownika pociągu, a z jego pomocą inny, wolny przedział – i pędem zapakować wszystkie nasze rzeczy. Przez pierwszych kilka tygodni mieszkałem w hotelu, a po wyjeździe mojego poprzednika i odnowieniu zajmowanego przez niego locum przeprowadziłem się do tego trzypokojowego mieszkania w nowym bloku na obrzeżach miasta. Mieszkanie znajdowało się na ostatnim, dziewiątym piętrze, co dawało co prawda rozległy widok na okolicę, ale było dość uciążliwe z powodu rzadko działającej windy. A nawet jeśli działała, jazda nią wiązała się z ryzykiem nagłego zatrzymania między piętrami. Ja byłem gotów ryzykować, moja żona wolała nie, dlatego codzienne wspinaczki po schodach stały się dla nas stałą praktyką. 232 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Ślub syna zastępcy mera Lwowa, Wasyla Biłousa. Życzenia składa konsul generalny RP P. Konowrocki z małżonką Julią, rok 1999. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. Trudności z windą można było jakoś znieść. O wiele większym problemem była woda, a raczej jej brak. Lwów ma problemy z bieżącą wodą. Większość mieszkańców ma wodę w kranie tylko w określonych godzinach – rano, od szóstej do dziewiątej i wieczorem, od osiemnastej do dwudziestej pierwszej. Tylko wybrani szczęśliwcy, głównie mieszkający w centrum, mają wodę przez cały dzień, choć też nie bez problemów z ciśnieniem. Przedsiębiorczy lwowianie montują w mieszkaniach duże ocynkowane zbiorniki, zbierające wodę podawaną w oznaczonych godzinach, by starczała na cały dzień. Taki zbiornik został zamontowany również w naszym mieszkaniu, w łazience nad wanną. Nie rozwiązało to jednak problemu. Woda, z powodu niskiego ciśnienia i zbiorowego napełniania zbiorników we wszystkich znajdujących się pod nami mieszkaniach dużego, dziewięciopiętrowego bloku, do naszego mieszkania docierała w znikomych ilościach. Ledwo wystarczało jej na P. Konowrocki, Ni ma jak Lwów!… 233 zwykłe potrzeby trzyosobowej rodziny. Moja żona nie wytrzymała w takich warunkach długo. Wkrótce zaczęły się rozmowy o jej powrocie do Polski, w przypadku nierozwiązania problemu przez administrację placówki. Po kilku miesiącach trudnych rozmów, argumentacji i korespondencji z MSZ, zapadła decyzja o zakupie nowego mieszkania. Znaleźliśmy je bardzo szybko, w starej, ale solidnej kamienicy, w dobrej lokalizacji, z bieżącą przez cały dzień wodą. Mogliśmy już nie poruszać tematu wyjazdu żony i syna. Pierwsze mieszkanie pozostało tylko koszmarnym wspomnieniem. Zaopatrzenie we Lwowie było bardzo słabe, trwał kryzys, brakowało wielu rzeczy. Pamiętam nawet krótki okres kłopotów z chlebem, który miłe ekspedientki sprzedawały mi czasami spod lady. Zakupy spożywcze robiliśmy w Polsce, w położonym po drugiej stronie granicy Przemyślu. Raz na trzy tygodnie jechały tam dwie osoby z Konsulatu, zaopatrzone w zbiorczą listę zakupów, a następnie, po powrocie, rozpoczynał się ceremoniał odbierania złożonych przez pracowników zamówień. Okręg Konsulatu Generalnego RP we Lwowie obejmował w czasie mojej obecności sześć obwodów Zachodniej Ukrainy, w większości terenów wchodzących w skład II Rzeczypospolitej. Znajduje się tu wiele miejsc nierozerwalnie związanych z historią Polski, z ważnymi wydarzeniami, które się tu odbywały. Historia towarzyszyła mojej pracy przez cały czas, nie sposób było oderwać jej od obecnej rzeczywistości. Oto kilka przykładów: miasteczko Gródek Jagielloński, gdzie zmarł król Władysław Jagiełło; Chocim i Kamieniec Podolski, ze swoimi zachowanymi do dziś, najpotężniejszymi twierdzami I Rzeczypospolitej; Krzemieniec z pięknym gmachem dawnego, słynnego Liceum Krzemienieckiego i dworkiem, gdzie wychował się Juliusz Słowacki; Poczajów z zespołem klasztorno-cerkiewnym, trzecim co do wielkości (po rosyjskim Siergijew Posadzie pod Moskwą i kijowsko-pieczerskim w Kijowie); Drohobycz z murowanym kościołem, 234 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Uroczyste przyjęcie z okazji Narodowego Święta Niepodległości z udziałem duchowieństwa różnych wyznań oraz przedstawicieli władz. Po prawej stronie, drugi, biskup diecezji stryjskiej Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej Julian Gbur, następnie rzymskokatolicki biskup Marcjan Trofimiak, kardynał Marian Jaworski oraz kardynał Cerkwi greckokatolickiej Lubomyr Huzar. Po lewej stronie stołu konsulowie: Wincenty Dębicki oraz konsul generalny RP P. Konowrocki. Po przeciwnej stroni stołu ks. Ludwik Marko. Fotografia ze zbiorów W. Dębickiego. ufundowanym przez króla Kazimierza Wielkiego – miasto pisarza Brunona Schulza, zastrzelonego na jednej z ulic przez gestapowca; Łuck, z katedrą i litewskim zamkiem obronnym na wzgórzu; Brody, Zadwórze, Tarnopol, Stanisławów, Ołyka, Podhorce, Stryj, Truskawiec, Żółkiew i oczywiście Zaleszczyki, położone na zakolu rzeki Zbrucz, tuż przy przedwojennej granicy polsko-rumuńskiej (ponoć przed wojną rosły tam drzewka brzoskwiniowe). Wszystkie te miejsca odwiedzałem wielokrotnie, służbowo i prywatnie, za każdym razem odnajdując w nich coś nowego. Okres 1993–2000 to czas ważnych wydarzeń w relacjach polsko-ukraińskich. Rosła liczba kontaktów dwustronnych, nawiązywanych przez różne środowiska, odbywało się coraz więcej wizyt P. Konowrocki, Ni ma jak Lwów!… 235 polskich polityków i parlamentarzystów, stosunki dwustronne zostały zdefiniowane jako partnerstwo strategiczne. Lwów był często włączany do programu wizyt polskich polityków, także tych najwyższego szczebla. Pierwszą z takich wizyt, którą przygotowywałem, był przyjazd marszałka Sejmu RP Józefa Zycha w 1994 roku. Po rozmowach w Kijowie marszałek chciał zobaczyć miasto, spotkać się z miejscowymi władzami oraz złożyć kwiaty na Cmentarzu Orląt, podkreślając w ten sposób wagę nekropolii. Wizyta wypadła bardzo dobrze. Spokój i życzliwość marszałka Józefa Zycha wyraźnie przypadły do gustu władzom Lwowa. Być może właśnie to przyczyniło się do stworzenia dobrej atmosfery dla kolejnych wizyt. Nie obeszło się jednak bez drobnego incydentu, właśnie podczas wizyty na cmentarzu. Oprowadzałem po nim marszałka w towarzystwie ambasadora Jerzego Kozakiewicza oraz dyrektora Cmentarza Łyczakowskiego. Przy wejściu na Cmentarz Orląt przywitał nas ubrany w polski mundur wojskowy pan Eugeniusz Cydzik, prezes działającego we Lwowie Polskiego Towarzystwa Ochrony Grobów Wojskowych. Kiedy dochodziliśmy do kaplicy znajdującej się w górnej części cmentarza, pan Cydzik postanowił wykorzystać okazję i poskarżył się na dyrektora cmentarza, że ten zamknął furtkę pozwalającą dostać się na jego teren bezpośrednio od strony drogi, bez przechodzenia przez cały Cmentarz Łyczakowski. To utrudnienie nazywał celowym, miało przeszkodzić członkom Towarzystwa w pielęgnacji zieleni i drobnych naprawach. Dyrektor, wyraźnie zdenerwowany, najpierw nie reagował, ale wobec coraz głośniej artykułowanych oskarżeń nie wytrzymał i odpowiedział: „Panie Cydzik, niech pan przestanie tu wojować w tym swoim mundurze, ja też mogę wyciągnąć z szafy mundur UPA i wtedy pogadamy”. Atmosfera zrobiła się bardzo nieprzyjemna, zapadła cisza. Wtedy marszałek Józef Zych podszedł bliżej i spokojnym, stanowczym głosem powiedział: „Panowie, przecież nie będziemy kłócić się na cmentarzu…” W drodze powrotnej, już po ostudzeniu 236 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Wydane przez Konsulat przyjęcie z okazji Narodowego Święta Niepodległości. Od prawej: znana działaczka polska ze Lwowa, profesor muzykologii Maria Tarnawiecka, dalej: Julia Konowrocka, Helena Tarnawiecka oraz konsul generalny RP Piotr Konowrocki. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. emocji, długo rozmawiał z dyrektorem, prosząc go o życzliwość i wsparcie dla rodaków, dla których praca przy grobach – co było zabronione w czasach radzieckich – traktowana jest jako normalny, ludzki obowiązek. W żadnym razie nie ma ona charakteru antyukraińskiego. Wręcz przeciwnie, może odbywać się właśnie dzięki powstaniu wolnej Ukrainy. Na koniec kilkugodzinnego pobytu we Lwowie marszałek Józef Zych kupił sobie w sklepie z pamiątkami dużą, drewnianą buławę marszałkowską, wyrób ukraińskich rzemieślników, często eksponowany oraz kupowany w sklepach z pamiątkami. Zdjęcie marszałka Sejmu RP z tą ukraińską buławą, zrobione przeze mnie w sklepie, bardzo go rozbawiło, kiedy kilka tygodni później przyjął mnie w swoim gabinecie w Sejmie. Kolejną ważną wizytą na wysokim szczeblu były odwiedziny marszałka Senatu RP Alicji Grześkowiak, latem 1998 roku. Miały one już jednak odmienny charakter. Pani marszałek została P. Konowrocki, Ni ma jak Lwów!… 237 powitana na granicy przez zastępcę gubernatora obwodu lwowskiego, przez przedstawicieli władz miasta oraz naszego ambasadora Jerzego Bahra i mnie, konsula generalnego. W programie pobytu przewidziane było spotkanie z gubernatorem obwodu, merem Lwowa, wizyta w katedrze rzymskokatolickiej i rozmowa z biskupem Marianem Jaworskim, wizyta na Cmentarzu Orląt oraz, na koniec dnia, koncert w operze lwowskiej. Wizytę udało nam się przygotować doskonale, przeprowadziłem w tym celu długie spotkanie z zastępcą gubernatora obwodu, który osobiście wszystko nadzorował. Od granicy eskortowała nas kolumna policji, a miasto zostało prawie sparaliżowane podczas przejazdów pani marszałek, gdyż ruch był wstrzymywany znacznie wcześniej. Kulminacyjnym momentem wizyty był koncert w operze, na który przyszła publiczność złożona w przeważającym stopniu z lwowskich Polaków. Pani marszałek wystąpiła z przemówieniem, przyjętym przez rodaków gromkimi brawami. Po koncercie towarzyliśmy pani marszałek do granicy, gdyż nocleg przewidziany był już po stronie polskiej. Jeszcze raz miałem przyjemność organizować wizytę marszałka Sejmu RP na Ukrainie latem 1999 roku. Była to wizyta Macieja Płażyńskiego, tragicznie zmarłego w katastrofie smoleńskiej. Jego przyjazd miał charakter prywatny. Pan marszałek udawał się wraz z żoną i trójką dzieci na krótki wypoczynek do Rumunii. Po drodze chciał zobaczyć Lwów i kilka miejsc związanych z filmem „Ogniem i mieczem”, który cieszył się ogromną popularnością w polskich kinach. Zaproponowałem szerszy program, obejmujący Olesko, Podhorce, Krzemieniec, Zbaraż, Chocim, Kamieniec Podolski, most w Zaleszczykach – miejsce ewakuacji władz polskich do Rumunii w 1939 roku i na koniec, przed przekroczeniem granicy rumuńskiej, Czerniowce. Mimo prywatnej wizyty, marszałek zgodził się spotkać z władzami Lwowa i Krzemieńca. Pobyt musiał być ze względów bezpieczeństwa zgłoszony do miejscowych władz. Marszałka, ku jego zaskoczeniu, witano na granicach obwodów chlebem i solą, a eskortowała nas zmieniająca się, w zależności od obwodu, milicja. 238 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Władze Krzemieńca podjęły marszałka nie w siedzibie mera, lecz w plenerze, na Górze Bony, z pięknym widokiem na miasto. Spowodował to po trochu sam marszałek, wymawiając się napiętym programem zwiedzania. Władze miasta i obwodu nalegały jednak na choćby krótki postój i zaproponowały organizację spotkania na słynnej górze. Gdy samochody dotarły na szczyt, na którym znajdują się ruiny zamku ufundowanego ponoć przez królową (stąd nazwa góry), okazało się, że na miejscu oczekują nas nie tylko gubernator obwodu i mer miasta, ale suto zastawione stoły. Musieliśmy zmienić program dnia, bo spotkanie na szczycie, które kompletnie nas zaskoczyło, trwało dłużej od zaplanowanego. Wspominaliśmy je później z marszałkiem Płażyńskim, który był uprzejmy zaprosić mnie na kawę podczas mojego pobytu w Warszawie. Równie przyjemnie wspominają pewnie Krzemieniec synowie marszałka, dla których wreszcie się coś działo – poza oglądaniem zabytków. Wykorzystali chwilę nieuwagi rodziców i odbyli wspinaczkę po ruinach zamku. Wyprawa zakończyła się jednak szybko. Wystraszona matka pobiegła wraz z moją żoną, by ściągać dzieciaki z wysokich, starych murów. Przyznam się, że z powodu rozmów toczonych na temat muzeum Juliusza Słowackiego zależało mi bardzo na dobrych relacjach z władzami Krzemieńca. Muzeum to otwarto później, w zachowanym dworku rodziców poety. Wspominając lata spędzone w Konsulacie Generalnym RP, chciałbym podkreślić, jak bardzo zmieniał się on przez ten czas i jak rozwijały się kontakty miasta z naszym krajem. Na początku obecność Polski, nasza oferta kulturalna i dostępność reprezentacyjnych pomieszczeń we Lwowie była w znacznym stopniu utrudniona. Spotykałem się bowiem, poza oczywiście zwyczajną ludzką życzliwością, z wieloma przejawami nieufności, a nawet niechęci. Miało to swoje różne przyczyny, o których pisałem na początku. W jakimś stopniu miała na to również wpływ sytuacja związana ze sporem o odbudowę Cmentarza Orląt. Trudno dokładnie rzecz określić, ale z pewnością był to jeden z istotnych czynników. P. Konowrocki, Ni ma jak Lwów!… 239 Przyjęcie pożegnalne konsula generalnego RP we Lwowie P. Konowrockiego, luty 2000 r. Od lewej: Julia Konowrocka, P. Konowrocki, dyrektor Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie Zbigniew Chrzanowski, dyrektor Zamku w Krasiczynie Janusz Czarski. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. W trakcie pełnienia funkcji konsula starałem się przełamywać tę nieufność, utrzymywać jak najwięcej kontaktów z przedstawicielami różnych środowisk. Dość płynna znajomość języka ukraińskiego, którą relatywnie szybko posiadłem, otwierała wiele drzwi i pozwalała mi lepiej rozumieć naszych sąsiadów. Udało mi się też nawiązać dobre relacje z mediami. Na organizowane raz w miesiącu konferencje prasowe przychodzili przedstawiciele prawie wszystkich ukraińskich gazet, redakcji radiowych i telewizyjnych oraz – co nie tak znów oczywiste – mediów polonijnych. Do dziś przechowuję gruby segregator artykułów prasowych będą cych owocem tych konferencji. W najgorętszym okresie sporów o odbudowę cmentarza prezentowałem nasz punkt widzenia, łącznie z odtwarzaniem fragmentów polskich dzienników telewizyjnych, 240 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Gazeta „Wysoki Zamek” z 23 II 2000 r. Wywiad z kończącym misję konsulem generalnym RP P. Konowrockim pod nieco sensacyjnym tytułem: „Syn konsula generalnego Polski zostawił we Lwowie narzeczoną, a jego rodzice – cząstkę duszy”. Ze zbiorów Jana Tyssona. P. Konowrocki, Ni ma jak Lwów!… 241 Przedstawiciele mediów polonijnych i ukraińskich na pożegnalnej konferencji prasowej konsula generalnego RP we Lwowie P. Konowrockiego, luty 2000 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. co bardzo się wtedy podobało (Internet nie był jeszcze tak dostępny, jak dziś). Te konferencje prasowe były zwyczajem przejętym po moich poprzednikach. Oprócz prezentowania opinii, informowania o Polsce, zapraszaliśmy dziennikarzy na konferencje w trakcie pobytu we Lwowie znanych postaci i polityków, jak na przykład scenarzysty i pisarza Jerzego Janickiego, rzecznika praw obywatelskich profesora Tadeusza Zielińskiego, wreszcie marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego. Stopniowo we Lwowie zaczynało się dziać coraz więcej. Piękny budynek opery otworzył swoją scenę na organizację przez TVP Polonia widowiska „Podwieczorek przy mikrofonie”. W roku 1998 odbył się z dużym rozmachem, transmitowany do Polski, koncert jubileuszowy z okazji pięciolecia TVP Polonia. Katedra lwowska gościła TVP, świetnie już poruszającą się we lwowskich realiach. W Boże Narodzenie 1998 roku odprawiono transmitowaną przez kanał TVP Polonia pasterkę. Latem 1996 roku odbył się 242 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Uroczyste otwarcie Cmentarza Orląt Lwowskich. Były konsul generalny RP we Lwowie P. Konowrocki z prezesem honorowym Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi we Lwowie, kpt. Eugeniuszem Cydzikiem, 24 VI 2005. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. I Festiwal Kultury Polskiej na Ukrainie, organizowany później co dwa lata również w Kijowie. Odbył się także przegląd filmów Krzysztofa Kieślowskiego z jego udziałem, pokaz filmu z Barbarą Brylską, połączony z przyjazdem aktorki, zaś w operze udało się zorganizować wydarzenie najwyższego formatu – koncert Krzysztofa Pendereckiego. Na widowni zasiedli, obok Ambasadora RP na Ukrainie Jerzego Bahra, minister Marek Siwiec z Kancelarii Prezydenta RP oraz małżonka prezydenta, Jolanta Kwaśniewska. Były to wydarzenia szeroko komentowane przez miejscowe media. Oczywiście, pobyt na placówce to nie tylko praca i ważne wydarzenia polityczne, ale także niezapomniane chwile w życiu prywatnym. Tak się złożyło, że nasz syn był wśród dwudziestki polskich dzieci, które tworzyły pierwszą polską grupę przedszkolną we Lwowie. Polskie litery poznawał, korzystając z elementarza Mariana Falskiego w słynnej „dziesiątce”, kierowanej od lat przez P. Konowrocki, Ni ma jak Lwów!… 243 Uroczystość otwarcia Cmentarza Orląt Lwowskich. Były konsul generalny RP we Lwowie P. Konowrocki z grupą Polonii kanadyjskiej, 24 VI 2005. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. panią dyrektor Martę Markuninę. Niejako przy okazji syn zgłębił też tajniki języka ukraińskiego, co przydaje mu się zresztą do dziś. Nasza rodzina powiększyła się o córkę, prawie że lwowiankę, bo jednak jako miejsce urodzin wybraliśmy Warszawę. Niemniej, po trzech latach dorastania we Lwowie, pod okiem przemiłej pani Janiny Puszkar, nasza dziewczynka jeszcze przez dłuższy czas pięknie „bałakała” po lwowsku. Udało mi się zawrzeć wiele przyjaźni, w tym także z oponentami politycznymi – i to pomimo różnic w poglądach politycznych i bardzo trudnych czasami rozmów, bez satysfakcjonującego obie strony kompromisu. Bywały też miłe momenty z pogranicza polityki i życia prywatnego, jak na przykład ślub syna wicemera Lwowa ze znaną lwowską dziennikarką, stałą bywalczynią naszych konferencji prasowych. Było to możliwe, mimo że znaliśmy ich poglądy na temat odbudowy Cmentarza Orląt. Oboje raczej nie sprzyjali rekonstrukcji nekropolii według polskiego projektu. 244 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Niejednokrotnie, już podczas pobytu w Kanadzie, miałem okazję spotykać ludzi, których poznałem we Lwowie bądź z którymi miałem wspólnych znajomych. W dalekim Toronto spotkałem się z byłą pracownicą Konsulatu, panią Beatą Fedorcio, która zdecydowała się na emigrację do Kanady. Znajomość ta sięgnęła już następnego pokolenia. Nasze córki, które są rówieśnicami, bardzo przypadły sobie do gustu. Niezależnie od dzielącej je odległości są zawsze w kontakcie, a nawet – w miarę możliwości – dość regularnie się odwiedzają. Wszystkich pracowników Konsulatu RP we Lwowie, zarówno tych nominowanych z kraju, jak i tych mieszkających we Lwowie, wspominam bardzo serdecznie. Bez życzliwej pomocy wielu z nich pobyt we Lwowie byłby znacznie trudniejszy. Jedną z pierwszych osób, której życzliwości zaznałem, był zawsze niezwykle aktywny i pomocny Jacek Klimowicz, żonaty z ukraińską lwowianką Oksaną. Sześć i pół roku spędzone we Lwowie to czas dla mnie bardzo aktywny, pełen miłych wrażeń i satysfakcji z wykonywanej pracy, najpierw wicekonsula, potem najwyższego przedstawiciela Polski w tym historycznym, ważnym mieście. Dobrze się tam czułem i myślę, że nie zmarnowałem danego mi przez los czasu. Sprawy tego miasta wciąż mnie interesują, a Ukraina, ze swoją zawiłą historią, pięknymi pejzażami, gościnnością i melodycznością, na zawsze pozostanie w moim sercu. Dziś, pełniąc misję w odległym kraju – kierownika wydziału konsularnego Ambasady RP w Waszyngtonie – wciąż tęsknię za atmosferą Lwowa i za ludźmi, których tam spotkałem. Bo przecież wiadomo wszem i wobec, że: „Ni ma jak Lwów, ta joj!…” Piotr Konowrocki WINCENTY DĘBICKI p.o. konsula generalnego RP we Lwowie [1 iii 2000 – 6 ix 2000] Wincenty Dębicki urodził się w 1937 roku w Busku koło Lwowa. W 1945 roku został wraz z rodziną przesiedlony do Gdańska. Po ukończeniu studiów na Wydziale Transportu Morskiego Uniwersytetu Gdańskiego w 1960 roku podjął pracę w Przedsiębiorstwie Spedycji Międzynarodowej C. Hartwig w Gdyni. Pracował w przedsiębiorstwach związanych z gospodarką morską. Pracę w dyplomacji rozpoczął w 1987 roku jako attaché w Ambasadzie RP w Kolumbii. W roku 1991 podjął pracę w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych RP. W 1997 roku rozpoczął pracę jako konsul ds. polonijnych w Konsulacie Generalnym RP we Lwowie. W roku 2000 przez krótki okres pełnił obowiązki kierownika placówki. Obecnie na emeryturze. BĄDŹ DLA NICH DOBRY… Do pracy w Konsulacie Generalnym RP we Lwowie, na stanowisko konsula ds. polonijnych, zostałem skierowany w 1997 roku. Przejmując obowiązki od konsula, pana Zbigniewa Misiaka, miałem zaledwie kilka dni na zapoznanie się z dokumentacją i rozmowy z kilkunastoma działaczami środowisk polskich. Konsul Misiak cieszył się doskonałą opinią wśród tutejszych Polaków. Był bezpośredni, komunikatywny i bardzo dobrze zorientowany w problemach nurtujących polskie środowiska działające w naszym okręgu konsularnym. Ponieważ nie miałem cech swojego poprzednika, obawiałem się różnego rodzaju trudności. Przy pożegnaniu zapytałem kolegę, jak mam sobie w tym środowisku radzić. Otrzymałem wówczas krótką i pouczającą odpowiedź: „Bądź dla nich dobry”. Formalnie było nas trzech konsulów (obsada zakładała cztery etaty), mieliśmy określone zakresy obowiązków, ale zmieniające się ciągle warunki zmuszały nas do permanentnej improwizacji. Do mojej nowej pracy przystąpiłem z dużym entuzjazmem i zaangażowaniem. Chciałem działać, pomagać, jednocześnie zdawałem sobie sprawę z różnego rodzaju ograniczeń. Chciałem być przydatny i dobry, ale było to niezwykle trudne, bowiem pracowaliśmy w dość złożonych warunkach. Uznałem, że najpierw powinienem poznać osoby zaangażowane w podtrzymanie i krzewienie polskości w lwowskim okręgu konsularnym, od tego więc zacząłem. Najważniejsze dla mnie były osoby działające w Towarzystwie Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej i Związku Polaków na Ukrainie. Bardzo ważną rzeczą była sprawa związana z rozpoznaniem warunków nauczania języka polskiego. W związku z rozpoczynającym się nowym rokiem szkolnym należało zaopatrzyć punkty nauczania języka w stosowne podręczniki, książki, mapy i inne 248 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul W. Dębicki pobiera ziemię z grobu gen. Wacława Iwaszkiewicza, pochowanego na Cmentarzu Obrońców Lwowa, 29 VII 1998 r. Fotografia ze zbiorów Jacka Klimowicza. pomoce dydaktyczne. Wstępne rozpoznanie już mieliśmy, powoli więc akcja rozwijała się i zataczała coraz szersze kręgi. Po roku pobytu we Lwowie udało się podpisać umowy z miejscowymi władzami w sprawie budowy przez stronę polską trzech szkół: w Strzelczyskach, Mościskach i Gródku Podolskim. Wiem, że było to możliwe dzięki determinacji i wsparciu miejscowych działaczy polskich, a także dzięki środkom finansowym, przekazanym przez Wspólnotę Polską. Działy się przy tej okazji rzeczy dość groteskowe. Jako anegdotę mogę tu wspomnieć, że odpowiednie władze obwodowe zażądały zbudowania przy szkole w Strzelczyskach bunkra przeciwatomowego, co było wymagane stosownymi przepisami byłego ZSRR. Miejscowe władze specjalnie nie naciskały jednak na tę budowę i zgodziły się ostatecznie na obiekt zastępczy. Zbudowaliśmy go. Był to magazyn na sprzęt sportowy dla dzieciaków. Poza takimi obiektami wspierano tworzenie punktów nauki języka polskiego w systemie szkół sobotnio-niedzielnych. W. Dębicki, Bądź dla nich dobry… 249 Zdjęcie wykonane w czasie wizyty we Lwowie prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Pierwszy z prawej konsul W. Dębicki, obok lwowianka dr Helena Tarnawiecka, jej siostra prof. Maria Tarnawiecka oraz piewca Lwowa, pisarz Jerzy Janicki, 1998 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. Początkowo nauka prowadzona była przy miejscowych parafiach, a w miarę pozyskiwania lokali przenoszono ją do pomieszczeń organizacji polskich. Tak było w miejscowościach: Żółkiew, Równe, Łuck, Chmielnicki, Stryj. Czasem udawało się uzyskać dostęp do pomieszczeń miejscowych szkół: Drohobycz, Złoczów, Mościska. Do otwartych punktów nauczania języka przyjeżdżali również delegowani z Polski nauczyciele. Było sporo zapału dla zorganizowania pracy z dziećmi, myślę jednak, że efekty tego były mniejsze niż oczekiwano. W wielu wypadkach miejscowi działacze mieli własne pomysły na nauczanie, nie zawsze zgodne z sugestiami Konsulatu. 250 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Wizyta senator Janiny Sagatowskiej, przewodniczącej Komisji Spraw Emigracji i Polaków za Granicą, w Towarzystwie Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej Oddział w Borysławiu, w 1998 r., w sprawie pomocy udzielanej organizacji po pożarze siedziby w 1996 r. Od lewej: Mieczysława Hajduk, skarbnik organizacji, oraz Lucyna Nielipa, kierowniczka zespołu mandolinistów z Drohobycza. W drugim rzędzie od prawej: Halina Klancko, prezes oddziału TKPZL w Borysławiu, senator J. Sagatowska, nauczycielka języka polskiego Danuta Zawalkiewicz-Kablasz oraz dwie osoby towarzyszące. Trzeci rząd od prawej: Emil Legowicz, prezes Zarządu Głównego TKPZL, Bolesław Białous, Adam Aurzecki, prezes oddziału TKPZL w Drohobyczu, Ryszard Orzechowski, prezes Warszawskiego Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich oraz konsul W. Dębicki. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień W niektórych przedsięwzięciach działacze byli nastawieni na realizację własnych potrzeb czy ambicji. Dawało się to zauważyć przy różnych spotkaniach, zwłaszcza wyborach do władz organizacji polskich. Niestety dochodziło też do rozłamów, z ewidentną szkodą dla organizacji. Były oczywiście dobre przykłady aktywności. Prezesem Uniwersytetu Trzeciego Wieku wybrano Henrykę Harazdę, początkowo ostro krytykowaną czy wręcz zwalczaną, która potrafiła jednak stworzyć aktywny, zdyscyplinowany i sprawnie działający zespół. W. Dębicki, Bądź dla nich dobry… 251 Przed dworkiem Juliusza Słowackiego w Krzemieńcu, w trakcie polsko-ukraińskich rozmów o stworzeniu muzeum poety, 1999 r. Od prawej: przedstawiciel władz miejskich Krzemieńca, następnie Bożena Rafalska (redaktor kwartalnika „Lwowskie Spotkania”). Pośrodku (w beżowym płaszczu) przyjaciel Krzemieńca, dyrektor Muzeum Narodowego Ziemi Przemyskiej Mariusz Olbromski, obok niego Jadwiga Gusławska (prezes miejscowej organizacji polskiej). Z tyłu stoi ks. Witold Józef Kowalów. Trzeci z prawej, w drugim rzędzie, konsul W. Dębicki. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. Pewien niedosyt budziła sprawa organizowania wyjazdów na kolonie oraz kwestia naboru kandydatów na studia w Polsce, odnośnie kolonii dysponowaliśmy zbyt małą liczbą miejsc, co powodowało czasami zrozumiałe niezadowolenie. Spotkałem się więc kiedyś z sytuacją, w której z wyjazdu zrezygnowała cała grupa, ponieważ proponowałem tylko kilka kart, podczas gdy żądano ode mnie dwa razy tyle. Argumentowano to tym, że zbyt mała ilość kart (tym samym miejsc) spowoduje rozpad grupy. Jeżeli chodzi o studia, wiele osób podejmowało naukę na kierunkach zupełnie nieprzydatnych w miejscu ich zamieszkania. Po studiach absolwenci nie wracali więc na Ukrainę, nie mogąc podjąć pracy ani jakiejkolwiek działalności w środowiskach, z których się wywodzili. 252 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Funkcjonariusz ukraińskiego Berkutu nie pozwala ministrowi Andrzejowi Przewoźnikowi obejrzeć nowego napisu na płycie Grobu Nieznanego Żołnierza Cmentarza Obrońców Lwowa, 14 V 1999 r. Fotografia ze zbiorów Piotra Konowrockiego. W. Dębicki, Bądź dla nich dobry… 253 Wizyta konsula W. Dębickiego u rodaków na dalekiej Bukowinie, w miejscowości Piotrowce Dolne. Od prawej: Myrosław Medwid’ – przedstawiciel Czerniowieckiej Państwowej Administracji Obwodowej Wydziału ds. Mniejszości Narodowych, Maria Malicka – wieloletni kierownik zespołu „Wianeczek”, konsul W. Dębicki, kierowca Konsulatu Eugeniusz Kogut oraz Ludwik Kaspryk, członek zarządu oddziału Towarzystwa Kultury Polskiej im. Adama Mickiewicza w Piotrowcach Dolnych. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. Podczas pracy we Lwowie wielokrotnie wyjeżdżałem w teren na imprezy organizowane przez Polaków. Były to festiwale, konkursy i tym podobne przedsięwzięcia. Powinny one dawać obraz dorobku i aktywności Polaków z danej miejscowości, różnie to jednak rozumiano. Kiedyś na przykład wynajęto salę, w której odbył się występ miejscowego zespołu – z ukraińskiego teatru (operetki). Poza częścią widowni, złożonej z Polaków, występ nie miał żadnych polskich akcentów. Przez cały pobyt we Lwowie sprawą zasadniczą była kwestia odbudowy Cmentarza Orląt. Jak wiadomo, interesowała ona zarówno najwyższe władze polskie, jak i ukraińskie. Choć formalnie kwestia ta nie leżała w moim zakresie obowiązków, 254 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Niszczenie przez grupę nacjonalistów z UNA-UNSO napisu umieszczonego na odrestaurowanej płycie głównej Cmentarza Orląt. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. to jednak byłem wielokrotnie włączany do rozmów, a także interwencji w trudnych sytuacjach. Przy odbudowie cmentarza dochodziło do różnorodnych incydentów, w tym także niszczenia i dewastacji już odbudowanych jego elementów. Negatywną rolę odgrywał tu dyrektor Cmentarza Łyczakowskiego, pan Ihor Hawryszkiewicz, który utrudniał nasze działania, jak tylko mógł. Aktywnie przeciw tej inicjatywie występowała też nacjonalistyczna grupa młodzieży z UNA-UNSO (Ukraińskie Narodowe Zjednoczenie – Ukraińska Narodowa Samoobrona) związana z Andrijem Szkilem, późniejszym posłem do ukraińskiego parlamentu. Była to dobrze zorganizowana grupa młodych ludzi, która dopuszczała się różnych prowokacji na odbudowywanym Cmentarzu Orląt – jak choćby niszczenie balustrad i tralek, pamiątkowych tablic i napisów. Moja pozycja była dość trudna, gdyż występowałem sam, z paszportem dyplomatycznym, a naprzeciw mnie stała grupa dwudziestu, trzydziestu młodych, wrogo nastawionych ludzi. Obecni tam funkcjonariusze milicji ukraińskiej zachowywali się biernie. W. Dębicki, Bądź dla nich dobry… 255 Konsul W. Dębicki w otoczeniu członków Koła Naukowego Miłośników Wschodu Europejskiego Uniwersytetu Wschodniego. Ciekawe, czy kontynuują swoje pasje? Zdjęcie przed konsulatem we Lwowie, grudzień 1999 r. Ważną, ale mało wyeksponowaną działalnością Konsulatu była weryfikacja liczby uczestników wojny 1939 roku oraz czynności związane z przyznawaniem im z tego tytułu odznaczeń wojskowych, wreszcie także pomocy materialnej. Akcję tę rozpoczęto przed moim przyjazdem; objęła w sumie około sześciu tysięcy osób. Z każdym ubiegającym się o weryfikację przeprowadzano praktyczne kilka spotkań. Podstawową pracę wykonywała tu pani Luda Wojtenko. Czynności związane z weryfikacją wymagały dużego taktu i zrozumienia, gdyż dotyczyły spraw sprzed kilkudziesięciu lat i ludzi już w podeszłym wieku, często schorowanych i biednych. Oceniając tę akcję, mogę stwierdzić, że osoby ubiegające się o przyznanie odznaczeń i rent z dużą sympatią wspominały swoją służbę w Wojsku Polskim i na różny sposób wyrażały swoją wdzięczność za uznanie ich zasług. Myślę, że były to oceny szczere. Prowadzona akcja nie była jednak, w moim mniemaniu, 256 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Otwarcie wystawy w Muzeum Historycznym we Lwowie. Od prawej: historyk prof. Bohdan Hud’, konsul Piotr Konowrocki, konsul W. Dębicki i dyrektor Muzeum Historycznego we Lwowie Bohdan Czajkowskyj, ok. 2000 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. w dostatecznym stopniu wykorzystana informacyjnie i propagandowo przez nasze władze. Z historyczną przeszłością wiążą się dla mnie dwie ważne sprawy. Piętnastego sierpnia każdego roku, w Zadwórzu odbywają się uroczystości rocznicowe związane z walkami Wojska Polskiego z Armią Czerwoną w 1920 roku. W uroczystościach tych biorą udział duże grupy Polaków, a także harcerze z Przemyśla, którzy pełnią funkcje honorowe. Część poległych żołnierzy pochowana jest na cmentarzu w Busku. W 2000 roku składałem jako konsul hołd poległym. Bardzo przeżyłem tę uroczystość, gdyż na tym cmentarzu znajdują się również groby moich przodków. W tym czasie miałem też zaszczyt wręczenia panu Eugeniuszowi Cydzikowi, prezesowi Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi we Lwowie, nominacji na pierwszy stopień oficerski. W. Dębicki, Bądź dla nich dobry… 257 Dni Kultury i Oświaty Polskiej w Gródku Podolskim. Pośrodku konsul W. Dębicki, obok niego Janina Zamojska oraz ks. Michał Bajcar, 7 V 2000 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. W okresie letnim teren okręgu konsularnego odwiedzany jest przez wielu Polaków. Jesienią 1997 roku, we wrześniu bądź październiku, pilotowałem wizytę takiej grupy – ponad czterystu osób. Stanowili ją byli żołnierze 27 Wołyńskiej Dywizji Piechoty AK, którzy po wielu latach znów przemierzali trasę swoich wojennych przemarszów. Ich podróż spotkała się z dużym zrozumieniem obywateli i władz ukraińskich, pozwolono między innymi na przejazd przez granicę kilku osobom bez ważnych dokumentów. Niedaleko Łucka, w Kostiuchnówce, znajduje się kwatera – cmentarz wojskowy, odrestaurowany podczas wakacyjnych biwaków przez harcerzy ze Zgierza. Obok kwatery jest dobrze zachowany stary pomnik poświęcony walkom prowadzonym przez Legiony Polskie w latach 1915–1916 oraz upamiętniający wizytację tego miejsca przez marszałka Józefa Piłsudskiego w 1916 roku. 258 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Uroczystości Bożego Ciała w Gródku Podolskim. Na pierwszym planie konsul W. Dębicki, ok. 2000 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. Wiele miejsc upamiętnia polską obecność na tych terenach. W związku z rocznicami i świętami składaliśmy kwiaty i wieńce w miejscach walk oraz na grobach poległych i zamordowanych. Były też zdarzenia nietypowe. W sierpniu 2001 roku konsul generalny Krzysztof Sawicki zaprosił do Lwowa orkiestrę wojskową garnizonu lubelskiego. Po pierwszym koncercie jechaliśmy na kolejne występy do miejscowości Szkło. Po drodze ktoś wspomniał, że w pobliżu znajdują się polskie groby wojskowe z 1939 roku. Zatrzymaliśmy autokar, aby je nawiedzić. Cała grupa przeszła kilkaset metrów, na skraj lasu, pod pomnik. W pewnej chwili, dla mnie zupełnie niespodziewanie, trębacz orkiestry zagrał kilka melodii wojskowych. Było to niezmiernie wzruszające. W tak nieoczekiwany sposób została uczczona pamięć żołnierzy poległych w walkach z Niemcami. Kilkakrotnie miałem okazję brać udział w spotkaniach i uroczystościach organizowanych przez ambasady bądź konsulaty W. Dębicki, Bądź dla nich dobry… 259 Obchody 80. rocznicy bitwy z bolszewikami pod Zadwórzem, VIII 2000 r. Na zdjęciu konsul W. Dębicki z generałem Ludwikiem Kobierskim, Polakiem, oficerem w Siłach Zbrojnych Ukrainy. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. innych państw. Kiedy w 1997 roku przyjechałem do Lwowa, działały tu tylko konsulat polski i rosyjski, szybko jednak powstawały przedstawicielstwa innych państw. Wymagało to z naszej strony nawiązywania stosownej międzynarodowej współpracy. Zapraszano nas na spotkania w innych rejonach, między innymi na węgierskie święto narodowe do Użhorodu. Chociaż był to rejon odległy, byliśmy zainteresowani nawiązaniem kontaktów, gdyż w stronach tych dosyć aktywnie działało polskie środowisko. Rozmawiając z węgierskim konsulem, pytałem o jego kontakty z Polakami. Spotkała mnie wówczas dość w istocie zabawna odpowiedź. Pan konsul w bardzo agresywny sposób odpowiedział, że nie chce nas znać ani mieć z nami w czymkolwiek do czynienia. Zaintrygowany próbowałem wyjaśnić problem. Otrzymałem prostą odpowiedź: „Moja teściowa jest Polką”. W imię dobrych stosunków, starałem się załagodzić ten poważny konflikt. 260 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 W rocznicę sojuszu Piłsudski-Petlura, w latach 1999–2000 konsul W. Dębicki organizował pokazy wystawy historycznej m.in. we Lwowie, Tarnopolu, i Łucku. Na zdjęciu: otwarcie wystawy w Teatrze Zachodniego Dowództwa Operacyjnego Armii Ukraińskiej we Lwowie. Z prawej, w jasnogranatowym garniturze, konsul W. Dębicki. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień We Lwowie działa środowisko żydowskie, jednak Żydzi przybywający z zagranicy różnymi drogami docierali bezpośrednio do naszego konsulatu. Brałem udział między innymi w uroczystościach odsłonięcia pomnika Żydów pomordowanych przez Niemców w pobliżu Stryja. Prawdę mówiąc, organizowałem przewóz elementów obelisku przez granicę polską na miejsce montażu. Podobnie było z renowacją cmentarza żydowskiego w Starym Samborze. Na terenie Lwowa przebywał wraz z rodziną pan Lehman, dyrektor Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie. Ponieważ pochodzi z tutejszych terenów, prosił o umożliwienie odwiedzenia kilku miejsc związanych z jego rodziną. W miarę upływu czasu poznawałem ludzi i ich problemy. Starałem się pomagać im w miarę moich możliwości. Często W. Dębicki, Bądź dla nich dobry… 261 Przypieczętowanie umowy o budowie szkoły podstawowej z polskim językiem nauczania w Strzelczyskach k. Mościsk. Na zdjęciu centralnie kurator oświatowy obwodu lwowskiego Sozont Kowal, na prawo od niego przedstawiciel Stowarzyszenia Wspólnota Polska Barbara Rud, dalej konsul W. Dębicki oraz Teresa Teterycz, dyrektor Ogólnokształcącej Szkoły nr 3 w Mościskach, ok. 2000 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. odwiedzałem różne miejscowości, przywożąc książki, pomoce dydaktyczne, a także sprzęt ułatwiający pracę kółek zainteresowań. Dzięki współpracy z przedstawicielami Wspólnoty Polskiej, Pomocy Polakom na Wschodzie, a także z grupami Polaków z kraju udawało się uzyskiwać wieloraką pomoc, w tym także finansową dla polskich organizacji. Te formy działania, jak się później zorientowałem, nie zawsze były właściwie wykorzystywane. W niektórych przypadkach dublowaliśmy się, co powodowało, że jedni, bardziej aktywni, otrzymywali środki i sprzęt, który nie zawsze był efektywnie wykorzystywany. Stąd też na pewnym etapie uznałem, że należy nie tylko być darczyńcą, ale trzeba kontrolować sposób wykorzystywania przekazywanych środków i materiałów. 262 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 W hołdzie bohaterom. Kwiaty na Cmentarzu Łyczakowskim składają: konsul W. Dębicki, prezes Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi we Lwowie Eugeniusz Cydzik oraz kierownik Wydziału Ekonomiczno-Handlowego KG RP we Lwowie Michał Uziembło (nieco z tyłu), 1 XI 2000 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. W różny sposób staraliśmy się zabezpieczać polskie pamiątki, których istnienie zgłaszali nam Polacy. Między innymi udało nam się przejąć (bądź spowodować zabezpieczenie) kilka tablic pamiątkowych. Niektóre z tablic przekazano do Polski, inne, na przykład Franciszka Smolki, pozostawiono na swoim, historycznym miejscu. W kilku wypadkach udało się odsłonić skromne tablice wskazujące na powiązania tych ziem z Polakami i polskością. Dotyczy to między innymi tablicy poświęconej profesorowi Rudolfowi Weiglowi (w Uniwersytecie Medycznym we Lwowie), tablicy księdza Stanisława Staszica w Dubnem i wielu innych. Nie udało się, niestety, za mojej obecności odsłonić tablicy poświęconej Marianowi Hemarowi, ufundowanej przez panią Władę Majewską z Londynu. Tablicę tę przejąłem osobiście w Warszawie i dostarczyłem do Lwowa. Prawdopodobnie została umieszczona W. Dębicki, Bądź dla nich dobry… 263 Konsul W. Dębicki odbiera w Lublinie dary przeznaczone dla rodaków na Ukrainie, zebrane w ramach akcji Polacy Rodakom, 2000 r. Z lewej wiceprezydent Lublina Zbigniew Wojciechowski, obok konsul W. Dębicki oraz senator Stanisław Gogacz. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. w kościele pw. św. Antoniego na Łyczakowie. Włada Majewska była też zainteresowana pokryciem kosztów renowacji pomnika Jana Kilińskiego w parku Stryjskim, ale niestety udało się przeprowadzić jedynie wstępne rozpoznanie kosztorysowe. Nie udała się również próba odnowienia pomnika Ułanów Jazłowieckich na cmentarzu w Czortkowie. Sprawą było żywotnie zainteresowane miejscowe środowisko Polaków, jednak opieszałe działanie konserwatorów z Polski spowodowało w końcu zaniechanie prac. Wizytując środowiska i organizacje polskie, często korzystałem z pomocy miejscowych księży. Pomagaliśmy sobie wzajemnie w różny sposób. Na przykład przewoziłem dla nich różne sprzęty, materiały szkolne i tym podobne potrzebne drobiazgi. Kiedyś, będąc w Łucku, zwiedzałem katedrę. Przysłuchiwałem się grze na organach. W pewnym momencie organista, przestawszy grać, 264 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Jedno z przyjacielskich spotkań w Polskim Teatrze Ludowym we Lwowie. Od lewej konsul W. Dębicki z córką, dalej lwowiak i znawca miasta Janusz Wasylkowski oraz „Matka Konsulów” Halina Pechaty. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. podszedł do mnie i zaczął oprowadzać po świątyni. Dopiero po dłuższej rozmowie zorientowałem się, że oprowadzającym i organistą w jednej osobie jest ubrany po cywilnemu ksiądz biskup Marcjan Trofimiak. Przed przyjazdem do Lwowa Jana Pawła II przeprowadzane były prace renowacyjno-konserwatorskie w prezbiterium katedry lwowskiej. Miałem zaszczyt być członkiem komisji odbierającej wykonanie tych prac. W tym okresie aktywnie współpracowałem z przedstawicielami Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Ministerstwa Edukacji Narodowej. W Krzemieńcu prowadzone W. Dębicki, Bądź dla nich dobry… 265 Obchody 80-lecia bitwy pod Zadwórzem w 2000 r. Przed pomnikiem bohaterów stoją po lewej stronie m.in. legendarny kapelan Towarzystwa Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, ks. Janusz Popławski oraz konsul W. Dębicki. Pierwszy po prawej konsul Maciej Krasuski. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. 266 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 W czasie jednej z wizyt polskich delegacji, zorganizowanych przez konsula W. Dębickiego w Równem, 2000 r. Na zdjęciu pierwszy z prawej poseł na Sejm Tadeusz Samborski. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. były wówczas z władzami ukraińskimi rozmowy w sprawie utworzenia muzeum w dworku Słowackiego. W sprawę zaangażowani byli również miejscowi Polacy, między innymi Jadwiga Gusławska. Podczas jednego ze spotkań z panią Gusławską zatelefonował do mnie redaktor Marian Zacharczuk z Radia Zamość. W trakcie rozmowy zapytałem go, czy jest w stanie zorganizować akcję na rzecz wsparcia remontu tego obiektu. Uzgodniliśmy, że Radio Zamość przeprowadzi zbiórkę środków na wykonanie stosownej tablicy pamiątkowej. Niestety, mimo naszej instrukcji, tablica została wykonana z błędami i nie nadawała się do ekspozycji. We Lwowie tablicę przekazano do kamieniarza z prośbą o korektę napisu. W efekcie tego wykonano na odwrocie kamienia poprawny W. Dębicki, Bądź dla nich dobry… 267 Konsul W. Dębicki odwiedzający polską kwaterę wojskową na cmentarzu w Czortkowie, ok. 2000 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. 268 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Były i takie spotkania, wymagające dużego wkładu organizatorskiego, jak wizyta legendarnego Jana Nowaka-Jeziorańskiego, który zatrzymał się we Lwowie w drodze do Kijowa. Na zdjęciu: Jan Nowak-Jeziorański oraz konsul W. Dębicki w zachowującej klimat przedwojennego Lwowa restauracji „Kupoł”, 2000 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. W. Dębicki, Bądź dla nich dobry… 269 Druga wizyta we Lwowie marszałka Sejmu RP Macieja Płażyńskiego. Obok marszałka ambasador RP w Kijowie Jerzy Bahr oraz konsul W. Dębicki. Złożenie kwiatów na płycie Grobu Nieznanego Żołnierza odbudowywanego wciąż Cmentarza Obrońców Lwowa, 4 VII 2000 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. w treści i formie napis, a tablicę ostatecznie odsłonięto na frontowej ścianie muzeum. Sympatycznie wspominam kontakty ze środowiskiem naukowców, między innymi z Krzemieńca, Ostroga (rektor Igor Pasicznyk, mąż Jadwigi Pasicznyk – działaczki polskiej w Równem i nauczycielki języka polskiego w tym mieście), Tarnopola, Drohobycza, Stanisławowa i oczywiście Lwowa. Na Uniwersytecie Lwowskim organizowano sympozja naukowe i panele poświęcone różnym rocznicom i stosunkom ukraińsko-polskim. Byłem też zaproszony na obchody związane z rocznicą powołania we Lwowie korpusu kadetów (obecnie uczelnia wojskowa). Jedna z sal wystawowych była poświęcona korpusowi w latach 1919–1939. 270 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Zakończenie roku w szkółce sobotnio-niedzielnej w Drohobyczu. Siedzą od prawej: Adam Chłopek (Zjednoczenie Nauczycieli Polskich na Ukrainie), konsul W. Dębicki, prof. Klaudiusz Jaśkiewicz (wykładowca Uniwersytetu Pedagogicznego w Drohobyczu), Stefania Falendysz (nauczycielka j. polskiego). Powyżej pierwszy z lewej: Adam Aurzecki (prezes oddziału TKPZL w Drohobyczu), obok Danuta Ostrowska (nauczycielka). Pierwsza z prawej w drugim rzędzie Ludmiła Pietruszka (nauczycielka j. polskiego), 2000 rok. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. Na podstawie materiałów MSZ w 1998 i 1999 roku zorganizowano prezentowaną we Lwowie (w trzech miejscach) oraz Łucku i Tarnopolu wystawę dotyczącą współpracy politycznej Piłsudskiego i Symona Petlury. Z wystawą związane były dyskusje naukowe. W Tarnopolu ostrzegano mnie przed możliwością zakłócenia imprezy przez miejscowych nacjonalistów, jednak zarówno spotkania, jak i dyskusja odbyły się na szczęście w spokojnej i rzeczowej atmosferze. Ważną rolę w organizacji tej wystawy i związanych z nią spotkań odegrał profesor Henryk Stroński, miejscowy działacz polonijny i wykładowca uniwersytetu w Tarnopolu. Dla miejscowych Polaków duże znaczenie miały wizyty władz polskich i związane z tym spotkania w terenie. Mam tu na myśli kilkukrotne przyjazdy marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego, marszałka Senatu Alicji Grześkowiak, ministra spraw zagranicz- W. Dębicki, Bądź dla nich dobry… 271 Aktorzy Polskiego Teatru Ludowego z konsulem W. Dębickim w Rudkach k. Lwowa – miejscu spoczynku Aleksandra Fredry. Od prawej: Jadwiga Pechaty, Jolanta Martynowicz, Zbigniew Chrzanowski, konsul W. Dębicki, Walerij Bortiakow, Władysław Rusiecki oraz Krystyna Grzegocka. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. nych Władysława Bartoszewskiego, prezesa Wspólnoty Polskiej Andrzeja Stelmachowskiego i innych. Możliwość wizytowania wielu miejscowości i spotkań z członkami organizacji polskich pozwalała na poznanie warunków życia i potrzeb Polaków. W okresie wakacyjnym w lwowskim okręgu konsularnym przebywały na stażach i wycieczkach grupy studentów z Polski. Były to między innymi grupy historyków i archeologów z własnym programem pobytu, niemniej konieczne było włączenie się w ich sprawy poprzez udzielenie im opieki konsularnej (grupa archeologów miała duże problemy z ukraińskimi władzami celnymi). Niezwykle ważna dla kultury lwowskiej instytucja to Polski Teatr Ludowy, dający przedstawienia zarówno dla miejscowych Polaków, jak i turystów przyjeżdżających z Polski. Często bywałem zapraszany na ich przedstawienia. Zdarzało mi się też (nie wchodząc 272 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Spotkanie z przyjaciółmi, artystami Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie. Od lewej: Jolanta Martynowicz, Luba Lewak z córką Anną, następnie legenda Teatru Walery Bortiakow, kierownik Teatru Lalkowego „Zielona Żabka” Alfred Klimczak oraz konsul W. Dębicki. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. w kompetencje dyrektora Chrzanowskiego) kierować grupą aktorów – dosłownie, bo… siedząc za kierownicą samochodu. Powyższe i inne sprawy związane z ponad czteroletnim okresem pracy w konsulacie były moim osobistym udziałem. Myślę, że udało mi się zrealizować sporo celów, które stawiałem sobie na początku pobytu we Lwowie. Wiedziałem, że nie ma tu Polonii, a są Polacy i zgodnie z sugestią mojego poprzednika starałem się podchodzić do spraw w sposób rzetelny, a przede wszystkim ludzki. Myślę, że udało mi się w jakimś stopniu zdobyć zaufanie środowiska polskiego. Miałem na ogół bliskie i dobre kontakty z działaczami w poszczególnych miejscowościach. W wielu wypadkach spotykałem się z różnymi potrzebami, a najbardziej przykrym było ujawnianie autentycznej biedy pokrywanej serdecznością i gościnnością. Dzięki kontaktom z kolegami z LOT i PKP, a także pomocy W. Dębicki, Bądź dla nich dobry… 273 Uroczystości 81. rocznicy bitwy pod Zadwórzem, 17 VIII 2001 r. Na zdjęciu konsulowie W. Dębicki (pośrodku) oraz Maciej Krasuski (pierwszy z lewej). Fotografia ze zbiorów M. Krasuskiego. Wspólnoty Polskiej niejednokrotnie udawało się nam zdobyć trochę dodatkowych środków, aby choć częściowo pomóc szkołom, Radiu Lwów czy „Gazecie Lwowskiej”. Mam dużo dobrych wspomnień ze Lwowa, niemniej trudno jest oceniać samemu własną pracę w Konsulacie. Pokusiłem się o to dopiero po powrocie do kraju. Najgorszym było uczucie, że pod koniec swego pobytu we Lwowie zacząłem się trochę gubić i popełniać błędy. Niektóre z nich wynikały z nawału pracy, gdyż przez okres dwóch czy trzech miesięcy byłem w placówce jedynym konsulem. Jestem przekonany, że gdyby nie pomoc ze strony koleżanek i kolegów pracujących w Konsulacie, mogło być znacznie gorzej. Przed powrotem do kraju, w czasie jednej z rozmów z panią Jadwigą Pechaty pytałem o wskazanie błędów, jakie popełniłem przy ocenie sytuacji Polaków mieszkających na Ukrainie. 274 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Odpowiedź była bardzo prosta: że trudno mi jest zrozumieć i poznać sprawy przez krótki w istocie okres czterech czy pięciu lat. Widzę je oczyma urzędnika, zaś wyjeżdżając, pozostawiam wszystko za sobą – a Polacy z problemami pozostają. Dlatego też swoim następcom, współpracującym z polskimi organizacjami, radzę być ludzkim i wyrozumiałym, a jednocześnie rzeczowym i konkretnym. Jeżdżąc służbowo po terenie lwowskiego okręgu konsularnego, nie miałem czasu na poznanie wielu miejsc historycznych. Dziś, podczas prywatnych wycieczek, chętnie nadrabiam te zaległości. Czasem na trasie przejazdu spotykam ludzi, z którymi pracowałem. Spotkania te są miłe i serdeczne. Chyba mnie jednak pamiętają – niemniej żal, że niektórych spraw nie udało się załatwić tak, jak bym naprawdę chciał… Wincenty Dębicki KRZYSZTOF SAWICKI konsul generalny RP we Lwowie [7 ix 2000 – 15 vii 2003] Krzysztof Sawicki urodził się 17 stycznia 1955 roku. W 1980 roku ukończył filologię polską w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1981 roku pracował jako dziennikarz i redaktor w prasie Solidarności w Białymstoku, następnie w Lublinie. Publikował m.in. w „Więzi” i „Tygodniku Powszechnym”. W stanie wojennym i aż do 1989 roku podejmował pracę redakcyjną i dziennikarską w wydawnictwach podziemnych, w tym w Archiwum Wschodnim. W 1989 roku współpracował z białostockim Wydawnictwem Versus, pracował też jako dziennikarz w biuletynie Solidarności w Białymstoku oraz w prasie poświęconej relacjom Polaków z Litwinami, Białorusinami i Ukraińcami. W 1990 roku został zatrudniony w Ministerstwie Spraw Zagranicznych, a w roku 1991 objął stanowisko konsula ds. polonijnych w Ambasadzie RP w Moskwie. Następnie pracował w Wydziale Politycznym tej placówki (regiony Federacji Rosyjskiej). W latach 1995–1998 był zatrudniony w Wydziale Politycznym Ambasady RP w Ałmaty, gdzie sprawował także funkcję zastępcy ambasadora. W latach 2000–2003 pełnił misję konsula generalnego RP we Lwowie oraz pracował w MSZ, w Departamencie Współpracy z Polonią. W tym czasie odbył kilkumiesięczne wyjazdy do polskich placówek w Londynie, Moskwie, Mińsku, Kaliningradzie, Łucku. Od roku 2010 zatrudniony na stanowisku szefa zespołu polonijnego i promocyjnego w Konsulacie Generalnym RP w Łucku. W ciągu kilkudziesięciu lat pracy i zainteresowań skoncentrowanych na obszarze postsowieckim nawiązał szerokie kontakty z działającymi na Wschodzie środowiskami dziennikarskimi, artystycznymi, politycznymi, biznesowymi oraz z organizacjami pozarządowymi. O NASZYM I MOIM LWOWIE Trudno mi ukryć, że kiedy dowiedziałem się o powstającej publikacji mającej zawierać wspomnienia poszczególnych polskich konsulów pracujących we Lwowie, to zacząłem się zastanawiać, jak to zrobić. Czymś innym jest bowiem wspominanie poszczególnych wydarzeń, co wielokrotnie robiłem i zapewne będę robił, a czymś innym skrótowy pamiętnik kilkuletniej pracy. Praca w Konsulacie we Lwowie była największą i najważniejszą przygodą w moim życiu zawodowym. Choć kto wie, co się może jeszcze przydarzyć, tym bardziej, że i na Wołyniu obecna praca także przynosi mi wiele satysfakcji. Gdy wyruszałem do Lwowa w 2000 roku, towarzyszyło mi przekonanie, że oto przede mną rośnie wielkie wyzwanie, z którym przyjdzie mi nie tylko zmierzyć się, ale i żyć. Nie mnie osądzać, na ile spełniłem oczekiwania tego miasta, ludzi, których tam poznałem, z którymi nie tylko pracowałem, bo przyjaźń z wieloma pozostała żywa do dziś. A te pozytywne emocje przydają się w innej części Ukrainy – na Wołyniu. Lwów – miasto archetyp, jedno z najdziwniejszych, tajemniczych, nieodkrytych miejsc, w których przyszło mi żyć i pracować, miasto – p y t a n i e. Bo i w przepychankach, kłótniach, ale i – na szczęście – także w dobrych rozmowach polsko-ukraińskich, miejsce generujące zasadnicze pytanie – dla jednych prowokacyjne, dla innych twórcze: C z y j jest Lwów? Trudziłem się, i nadal mnie to absorbuje, nad znalezieniem odpowiedzi. Rzecz jasna, nie chodzi tu o przestrzeń wymierzoną przez – w większym lub mniejszym stopniu – niesprawiedliwe granice, będące rezultatem ustaleń wielkich tego świata. Bo ten świat jest 278 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul generalny RP K. Sawicki w rozmowie z prezesem Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” Rafałem Dzięciołowskim oraz konsulem Wincentym Dębickim, ok. 2001 r. Fotografia ze zbiorów W. Dębickiego. właśnie taki – trudny i niepojęty. Lecz aby nie zagłębiać się zbytnio w te rozważania, przypominam i sobie, i innym o ustaleniach – powiedzmy – natury intelektualno-dżentelmeńskiej dobrego rzeczywiście towarzystwa z salonów „Kultury” paryskiej. Tak, to jest jedna z najważniejszych szkół politologicznych w moim życiu, której wielkie przesłanie delikatnie zezwala mi na próbę odpowiedzi sobie samemu, bez narzucania jej komukolwiek: Lwów jest n a s z. Przydały się we Lwowie i wcześniejsze doświadczenia. Ze studiów w KUL – np. Jerzy Nowosielski czy filozofia ikonostasu jako drogi niezwykle pomocne w poznawaniu Wschodu, lwowsko-krakowska fenomenologia Romana Ingardena. Z lektur bezdebitowych: rewelacyjna, aktualna do dziś książka Bohdana Skaradzińskiego Białorusini, Litwini, Ukraińcy i w ogóle z lektur – drohobycki Bruno Schulz o pograniczu dziejowym, wołyńska Łesia Ukrainka, ze wspaniałymi archetypami wczesnośrednio- K. Sawicki, O naszym i moim Lwowie 279 Przyjęcie z okazji Narodowego Święta Niepodległości w 2000 r., odbywające się, zgodnie z ówczesnym zwyczajem, w restauracji hotelu „Dniestr”. Na zdjęciu od lewej: zastępca przewodniczącego Lwowskiej Państwowej Administracji Obwodowej Wołodymyr Herycz, wicewojewoda podkarpacki Marek Kuchciński, konsul generalny RP K. Sawicki, sekretarz Lwowskiej Rady Miejskiej Wasyl Biłous, konsul Wincenty Dębicki. Pierwszy z prawej ukraiński pisarz i dyplomata Roman Łubkiwskyj. Fotografia ze zbiorów W. Dębickiego. wiecznymi. Z pracy dziennikarskiej na pograniczu polsko-białoruskim w czasie pierwszej Solidarności – obok nas w Polsce żyje kilkusettysięczna grupa ludzi, którzy zachowali język, religię i ziemię. Z pracy, już z okresu pełnej niepodległości Polski, w Rosji i w Kazachstanie – potężne pogranicze azjatycko-słowiańskie, uzbecko-kazachskie i tak dalej. Z całym tym doświadczeniem przybyłem do Lwowa, w którym bardzo szybko zaczął się we mnie na nowo konkretyzować obraz p o g r a n i c z a, przestrzeni wielokonfesyjnej i wieloetnicznej, przestrzeni doświadczonej straszliwymi uderzeniami przecież zupełnie ś w i e ż e j historii. Konotacji tej zawsze towarzyszyła refleksja o konieczności czy potrzebie odbudowywania tegoż fenomenu po eksperymentach obu totalitaryzmów. 280 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 „Wysoki Zamek” z 2 VI 2001 r. Wywiad z konsulem generalnym RP K. Sawickim w związku z pielgrzymką na Ukrainę papieża Jana Pawła II. Ze zbiorów JanaTyssona. K. Sawicki, O naszym i moim Lwowie 281 Pielgrzymka papieża Jana Pawła II na Ukrainę. Msza Święta na hipodromie we Lwowie, 27 VI 2001 r. Na zdjęciu pierwszy z lewej: kardynał Ukraińskiego Kościoła Grekokatolickiego Lubomyr Huzar, kardynał Kościoła Rzymskokatolickiego na Ukrainie Marian Jaworski. Po prawej stronie Kardynał Angelo Sodano. Fotografia z archiwum lwowskiej kurii metropolitalnej. W czasie rozmów o fenomenie pogranicza, ale i w trakcie realizacji konkretnych działań – jestem przekonany, że słusznych i mieszczących się właśnie w wielkim naszym spadku – spotkałem fantastycznych ludzi, którzy to rozumieli doskonale i w których miałem wielkie wsparcie, ale i takich, którzy, niestety, nigdy tego nie zrozumieją. Spośród tych pierwszych pragnąłbym wspomnieć kardynałów obu wyznań – Mariana kardynała Jaworskiego i Lubomyra kardynała Huzara, na pomoc których zawsze mogłem liczyć, nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Do dziś jest to dla mnie doświadczeniem tak ważnym, iż nie mogę o tym nie wspomnieć. Rosjanin bez korzeni ukraińskich czy polskich, który wraz z rodzicami przybył do Zachodniej Ukrainy gdzieś z Syberii, człowiek zafascynowany pograniczem ukraińsko-polskim, aktor, reżyser, scenograf, śpiewak, malarz… Jego kolejne profesje i fascynacje można wymieniać długo. Walery Bortiakow, duch niemal Polskiego Teatru 282 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Plakat czwartej edycji Międzynarodowego Festiwalu „Jazz Bez” w 2004 r. Inicjatywa Festiwalu wyszła od konsula generalnego RP K. Sawickiego oraz lidera Stowarzyszenia Artystycznego „Dzyga”. Pierwsza edycja Festiwalu miała miejsce w 2001 r. we Lwowie. Plakat ze zbiorów Stowarzyszenia Artystycznego „Dzyga”. Ludowego we Lwowie, człowiek niezwykle skromny i… za życia niedoceniony. Jego życie i twórczość – jestem przekonany – doczekają się gruntownego opracowania. Markijan Iwaszczyszyn – człowiek w tym doborowym towarzystwie najmłodszy. Twórca Stowarzyszenia Artystycznego „Dzyga” – środowiska niebywałego, bo przede wszystkim niezależnego, jednocześnie dojrzałego i niezwykle dynamicznego. Markijan to niekwestionowany autorytet dla bardzo wielu Ukraińców, i to nie tylko we Lwowie, również dla wielu Polaków, do których mam zaszczyt się zaliczać. „Dzyga” stała się dobrą szkołą dla dziesiątków młodych ludzi, którzy w przestrzeni artystycznej demonstrują swoją europejskość, w tym wielką otwartość na współpracę z Polską. K. Sawicki, O naszym i moim Lwowie 283 Niezapomniany Walery Bortiakow w swojej pracowni. Z portretu (z pierwszego planu) spogląda konsul generalny RP K. Sawicki, 2003 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. To tu, na końcu ulicy Ormiańskiej, już jako konsul, znalazłem tę część współczesnego Lwowa, która legitymizuje moją odpowiedź: Lwów jest n a s z, tak więc i m ó j. Już wtedy, jesienią 2000 roku, zorientowałem się, że jest to środowisko, z którym Konsulat powinien współpracować. I nie pomyliliśmy się z Markijanem – w ciągu kilku lat zorganizowaliśmy wspólnie dziesiątki wystaw, koncertów, spotkań dyskusyjnych. Galeria, legendarny klub „Lalka”, radio, gazeta stały się sceną dla prezentowania Polski wielowymiarowej, atrakcyjnej, jako kraju przyjaznego, potrafiącego podzielić się z Ukrainą swoimi doświadczeniami, także tymi bolesnymi we wspólnej naszej historii; zaczęliśmy o tym r o z m a w i a ć, czasem się kłócąc. 284 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Przed katedrą lwowską. Stoją od lewej: konsul K. Sawicki, Grzegorz Seroczyński (Senat RP), konsul Maciej Krasuski, Wiesław Turzański (Fundacja „Pomoc Polakom na Wschodzie”) ks. Marek Niedźwiecki oraz oficer BOR. Fotografia ze zbiorów M. Krasuskiego. Ustaliliśmy na samym początku współpracy, że atrakcyjne działania artystyczne są najlepszym miejscem dla spotkań na pograniczu. Dodatkowo staraliśmy się niemal każde wspólne przedsięwzięcie kulturalne zorganizować w ten sposób, aby miało ono kontynuację. Niech za ilustrację tych ustaleń posłuży fragment manifestu, który powstał dwanaście lat temu, kiedy ruszał nasz wspólny największy projekt – Międzynarodowy Festiwal Jazzowy „Jazz Bez”: „Pragniemy, aby Festiwal «Jazz Bez» wpisał się na stałe do kalendarza wspólnych polsko-ukraińskich działań kulturalnych bez granic – tych geograficznych i tych w muzyce, bez podziałów, po prostu bez… Festiwal – co jest naszym gorącym zamierzeniem – ma odbywać się corocznie, a jego formuła jest otwarta, jak otwarta jest nasza wspólna przestrzeń, europejska idea regionów! Co więcej, pragnie- K. Sawicki, O naszym i moim Lwowie 285 Poświęcenie pomieszczeń Konsulatu przy ul. M. Kociubińskiego 11a. Od prawej: bp Marian Buczek, ks. Marian Skowyra, kardynał Marian Jaworski, konsul generalny RP K. Sawicki, konsul Marek Maluchnik. Z tyłu wieloletni pracownik Konsulatu, Bogdan Hałas, 23 IV 2003 r. Fotografia z archiwum lwowskiej kurii metropolitalnej. my, by Festiwal «Jazz Bez» stał się sam w sobie przestrzenią, którą wypełnią artyści i wszyscy ci, którym nie tylko bliska jest muzyka, ale – a może przede wszystkim – bliski jest dialog. DIALOG BEZ GRANIC!” A tuż obok Lwowa – Drohobycz, miasto Brunona Schulza i jego niezwykłe okolice. Jadąc do pracy na Ukrainę, nie mogłem, rzecz jasna, nie pamiętać o Schulzu, z twórczości którego popełniłem pod koniec lat siedemdziesiątych XX wieku pracę magisterską w KUL. Tak więc Drohobycz stał się tym drugim miastem, do którego natychmiast wyruszyłem. I tam spotkałem – jak to w okolicy bywa – ludzi niezwykłych. Pierwszą fizycznie spotkaną osobą był, niestety nieżyjący już, Walery Skotnyj – rektor tamtejszego uniwersytetu; to między innymi w budynku uczelni Schulz pracował jako nauczyciel. Walery – człowiek wielkiej klasy, dla mnie przede wszystkim 286 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Spotkanie korpusu dyplomatycznego akredytowanego we Lwowie. Na zdjęciu od lewej w pierwszym rzędzie: Beatricze Belawciw, pracownik Konsulatu Honorowego Republiki Litewskiej; Michał Uziembło, kierownik Wydziału Ekonomiczno-Handlowego KG RP we Lwowie, prezydent Lwowa Lubomyr Buniak z małżonką Tetianą, konsul generalny RP we Lwowie K. Sawicki, konsul honorowa Federalnej Republiki Niemiec Myrosława Diakowycz, konsul honorowy Brazylii Petro Małech, konsul honorowa Kanady Oksana Wynnycka, konsul honorowy Holandii Bohdan Pankewycz. W drugim rzędzie od lewej: przedstawiciel MSZ Ukrainy we Lwowie Wiaczesław Wojnarowskyj, konsul Marek Maluchnik (KG RP we Lwowie), konsul z Konsulatu Generalnego Federacji Rosyjskiej Aleksander Gibow, konsul Maciej Krasuski (KG RP we Lwowie), konsul generalny Federacji Rosyjskiej we Lwowie Nikołaj Miasojedow oraz konsul honorowy Austrii Jarosław Nakonecznyj. Fotografia ze zbiorów M. Krasuskiego. człowiek wielkiej odwagi osobistej. Najbardziej zaskoczył mnie w czasie bodajże drugiego Festiwalu Schulzowskiego. Przed szanownym audytorium ludzi z całego niemal świata wzniósł toast „za tego oto człowieka, który kiedyś do mnie przyjechał i zaczął mi opowiadać o człowieku, o istnieniu którego nic nie wiedziałem”. Tak, rektor mówił prawdę, wspominał zresztą tę sytuację kilkukrotnie. Rzeczywiście, przyznał, że w 2000 roku nie wiedział, o kim K. Sawicki, O naszym i moim Lwowie 287 Drohobycz, modlitwa w miejscu, gdzie zginął zastrzelony przez gestapowca Bruno Schulz. Od lewej: prof. Władysław Panas z KUL, obok konsul generalny RP K. Sawicki. Pomiędzy nimi, w tle, Ihor Meniok. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. mówi nowy konsul. Mówiłem oczywiście o Schulzu – że wspólnie powinniśmy przywrócić go Drohobyczowi, okolicy na pograniczu. Przez wiele lat profesor Walery Skotnyj był jednym z najwytrwalszych orędowników działań związanych z Schulzem. Zapewne inaczej wyglądałby dzisiaj trudny proces p o w r o t u Schulza do Drohobycza, gdyby nie wielkie zaangażowanie Wiry Meniok, pracownika naukowego i jej przedwcześnie zmarłego męża – Ihora Menioka, wspieranych przez wspaniałe środowisko młodzieży drohobyckiej (dziś między innymi teatr „Alter”) i wiele osób oraz instytucji w Polsce. A gdzie tu rola konsula? Przede wszystkim aktywne wspieranie takiego środowiska, w pewnym sensie firmowanie ich działań, a nade wszystko stałe zabieganie w Polsce o wsparcie i współuczestnictwo. I kojarzenie środowisk z Ukrainy i Polski, które kilka lat temu niewiele o sobie wiedziały. 288 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Złożenie kwiatów na płycie Grobu Nieznanego Żołnierza Cmentarza Obrońców Lwowa. Pośrodku marszałek Senatu RP Alicja Grześkowiak, obok konsul generalny RP K. Sawicki. Z tyłu prezes Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”, Wiesław Turzański, obok niego nestorka społeczności polskiej we Lwowie, Janina Zamojska. Fotografia ze zbiorów Macieja Krasuskiego. Ale były także chwile niedobre. Na tyle złe, że zmuszony byłem czasem walczyć sam ze sobą. I nie chodzi tu bynajmniej o ksenofobię, o przejawy antysemityzmu czy koniunkturalnie pojmowaną ideologię nacjonalizmu; to wszystko zawsze było i w jakiejś postaci będzie. Najbardziej mnie bowiem zaskoczyła – do dziś niczym nieusprawiedliwiona – potajemna akcja wywiezienia przez Izraelczyków do Yad Vashem odnalezionych w Drohobyczu polichromii autorstwa Schulza. Stało się tak pomimo tego, że międzynarodowe działania w celu utworzenia w Drohobyczu muzeum Brunona Schulza zmierzały w bardzo dobrym kierunku. Dopiero w tych trudnych chwilach tak naprawdę poznałem małżeństwo Meniok, rodzinę Golbergów, ich wielkie zaangażowanie i jasność przesłania ich pracy. K. Sawicki, O naszym i moim Lwowie 289 Wywiad, którego udzielił konsul generalny RP K. Sawicki w związku z zakończeniem misji we Lwowie. Gazeta „Postup” z 15 VII 2003 r. Ze zbiorów Jana Tyssona. Kto także przyszedł z pomocą? Oczywiście „Dzyga”! Otóż znakomity performer Włodko Kaufman, zrobił coś, co istnieje do dziś. Przy wejściu do DZYGI zamurował portret Schulza; Bruno stamtąd zostanie wyciągnięty dopiero wtedy, gdy jego polichromie powrócą do Drohobycza. Przez cały okres mojej pracy we Lwowie starałem się, aby organizowane przez Konsulat imprezy – częstokroć z wielką pomocą Piotra Kozakiewicza, ówczesnego dyrektora Instytutu Polskiego w Kijowie – reprezentowały wysoki poziom, na tyle atrakcyjny, aby nawiązywały również do wielkich tradycji tego miasta, choć mocno naruszonych, zdeptanych… Dla mnie bowiem Lwów, jak dla wielu bliskich mi ludzi, jest nadal miastem trzech biskupów, opery lwowskiej, szkoły matematycznej, fenomenologii Romana Ingardena. To tu odbywały się pierwsze miejskie rajdy samochodowe w Europie, tu grano jazz! To taki nieco inny aspekt fenomenu pogranicza – jakby rozciągnięty w czasie. I właśnie w tym kontekście starałem się nie zapominać o szalenie istotnej kwestii – zaproszenia Polaków lwowskich do grona stałych odbiorców proponowanych przez Konsulat spektakli teatralnych, wystaw, koncertów itd. – a nie sztucznego dzielenia na odbiorcę 290 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 polskiego i ukraińskiego. Skoro bowiem istniał przez tyle lat we Lwowie Polski Teatr Ludowy, z profesjonalnymi reżyserami, scenografami i aktorami (nie wiedząc czemu definiowany w Polsce w kategoriach wyłącznie środowiska amatorskiego), który cieszył się uznaniem przecież nie tylko w środowiskach polskich, to już ten fakt powinien polskiego konsula zmotywować do takiego właśnie myślenia. Skoro rozwijała się współpraca wydawnicza (tłumaczenia literatury polskiej na język ukraiński i ukraińskiej na polski), dziennikarska, artystyczna lwowskich Polaków z Ukraińcami, Rosjanami, Żydami, Ormianami, to naturalną reakcją Konsulatu była radość z powstania Lwowskiego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych czy kolejnych wydanych książek, wspólnych – realizowanych w spektaklach teatralnych – fascynacji Brunonem Schulzem czy Zbigniewem Herbertem. Zdaję sobie sprawę, iż moje wspomnienia mają charakter fragmentaryczny, pomijają bowiem wiele ważnych i dobrych chwil, które udało mi się przeżyć dzięki moim znajomym, przyjaciołom – mieszkańcom Lwowa czy Drohobycza, mieszkańcom n a s z e j wspólnej okolicy, ludziom różnych narodowości. Pominąłem także, zresztą celowo, wydarzenia bardzo trudne – może kiedyś i na to przyjdzie czas. A teraz, pracując na Wołyniu, z innej nieco perspektywy przyglądam się mojej lwowskiej przygodzie – i cieszę się, że w Łucku gościliśmy niedawno drohobycki teatr „Alter”, że dzisiaj również i w Łucku odbywa się „Jazz Bez”… Krzysztof Sawicki JANUSZ JABŁOŃSKI p.o. konsula generalnego RP we Lwowie [16 vii 2003 – 15 i 2004] Janusz Jabłoński urodził się 22 listopada 1960 roku w Wołominie. Wykształcenie wyższe prawnicze, absolwent Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego. W latach dziewięćdziesiątych sekretarz miasta i gminy Radzymin. W służbie dyplomatycznokonsularnej od lipca 1997 roku, jako III sekretarz ds. konsularnych w Ambasadzie RP w Moskwie, I sekretarz – konsul w KG RP we Lwowie, p.o. kierownika Konsulatu, radca w Departamencie Konsularnym MSZ w Warszawie, pierwszy radca, kierownik Wydziału Ruchu Osobowego w KG RP w Kaliningradzie. Żonaty: małżonka Anna i syn Emil. WDRAŻANIE NOWEJ POLITYKI WIZOWEJ Gratuluję konsulowi generalnemu, ambasadorowi tytularnemu Jarosławowi Drozdowi pomysłu wydania wspomnień konsulów pracujących w Konsulacie we Lwowie i dziękuję za jego prośbę o napisanie paru słów wspomnień na temat mojego pobytu i kierowania tym urzędem. We Lwowie miałem możność pracować przez pięć lat, zaś czas kierowania przeze mnie urzędem trwał zaledwie kilka miesięcy, lecz był pełen nowych wyzwań, jakie stanęły wówczas przed polskimi służbami konsularnymi. Poznałem wtedy wielu wspaniałych ludzi, o których nie mogę tu dziś nie wspomnieć. Tych, którzy w szczególny sposób utrwalili mi się w pamięci, pozwolę sobie wymienić z nazwiska. Mój przyjazd do Lwowa był dość przypadkowy. Któregoś dnia dyrektor Działu Kadr MSZ, nieżyjący już niestety Andrzej Kremer, zapytał mnie, czy byłbym zainteresowany wyjazdem do tego pięknego i zarazem bardzo ważnego miejsca. Zgodziłem się na jego propozycję od razu, chociaż nie jestem Kresowiakiem. W pierwszych dniach pobytu w Konsulacie byłem wprowadzany we „lwowskie tajemnice” przez konsula Leszka Dębickiego. Był to okres, w którym odbywały się przede wszystkim rozmowy z interesantami, czasami trwające kilkanaście godzin. Dotyczyły głównie spraw repatriacji i możliwości odzyskania obywatelstwa. Rozmowy te miewały różny, czasem trochę zabawny przebieg. Ksiądz biskup Marian Buczek, który często nas odwiedzał, żartował, że bardzo dużo zrobiłem w tym okresie dla katechizacji Ukrainy. Ten żart był wynikiem pewnej rozmowy z jednym z setek moich interesantów, w której podczas przyjmowania wniosku o wizę 294 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Obchody Roku Władysława Reymonta. W pierwszym rzędzie konsul J. Jabłoński, obok poseł na Sejm Tadeusz Samborski, pierwszy z prawej konsul Maciej Krasuski. Fotografia ze zbiorów M. Krasuskiego. repatriacyjną zapytałem też o… sprawy natury duchowej. Pytanie to zadałem dodatkowo, ponieważ moje wątpliwości budziła jego polska przeszłość, trzeba bowiem pamiętać, że przepisy repatriacyjne jasno określają, kto ma prawo do takiego przywileju. Chyba właśnie wówczas rozeszła się „wieść gminna”, że konsul na spotkaniach w sprawie repatriacji pyta z pacierza i trzeba się go koniecznie wyuczyć. Choć nie było to prawdą, mam nadzieję, że ta „katechizacja” nikomu na złe nie wyszła. Zanim wyjechałem do Lwowa, spędziłem wiele godzin na studiowaniu wspólnej historii Polski i Ukrainy, i wydawało mi się, że wiem na ten temat stosunkowo dużo. Okazało się, że i owszem, ale prawdziwą lekcją było dopiero to, czego miałem możność posłuchać podczas rozmów z interesantami. Tego, co usłyszałem od osób żyjących od pokoleń na tej ziemi, nie można było wtedy znaleźć w żadnym podręczniku. Tematem moich wspomnień nie J. Jabłoński, Wdrażanie nowej polityki wizowej 295 Wspólna modlitwa ekumeniczna na Cmentarzu Obrońców Lwowa oraz pod pomnikiem Ukraińskiej Armii Galicyjskiej. Stoją od lewej: zastępca przewodniczącego Lwowskiej Państwowej Administracji Obwodowej Wołodymyr Herycz, konsul J. Jabloński, francuski kardynał Philippe Barbarin, grekokatolicki kardynał Lubomyr Huzar, rzymskokatolicki kardynał Marian Jaworski, ks. Mychajło Dymyd (nieco z tyłu), przewodniczący Lwowskiej Państwowej Administracji Obwodowej Ołeksandr Sendeha, sekretarz Lwowskiej Rady Miejskiej Wasyl Biłous. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. 296 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Zespół „Mazowsze” odwiedził Cmentarz Orląt i złożył kwiaty na płycie Grobu Nieznanego Żołnierza, 25 V 2003 r. Fotografia ze zbiorów autora wspomnień. będą jednak historyczne rozważania Polaków i ich losów po utracie ziemi ojczystej, skoncentruję się raczej na moich osobistych wspomnieniach – na wycinku historii naszego urzędu we Lwowie na tle bieżących zadań i wydarzeń. W roku 2003 wspólnie z ówczesnym konsulem generalnym, Krzysztofem Sawickim, postanowiliśmy przygotować imprezę kulturalną, która mogła być ważna i zarazem miła dla otwartych serc lwowskiej diaspory. Mam tutaj na myśli występy Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze”. To niewątpliwie wielkie wydarzenie pozytywnie ocenili także Ukraińcy. Doczekało się ono rychłej powtórki, przygotowanej przez następnego konsula generalnego. Jak do tego doszło? Przypadkiem dowiedziałem się, że ówcześnie szefem zespołu był Włodzimierz Sandecki, którego poznałem w czasie mojej pracy w Ambasadzie RP w Moskwie. Pan Włodzimierz z wielką ochotą włączył się w przygotowania występu J. Jabłoński, Wdrażanie nowej polityki wizowej 297 we Lwowie. Jak się okazało, był to pierwszy od lat pięćdziesiątych XX wieku przyjazd naszego wspaniałego ambasadora kultury do tego miasta. Szczególne podziękowania za pomoc należą się ówczesnemu ministrowi kultury i dziedzictwa narodowego, Waldemarowi Dąbrowskiemu. Bez jego wsparcia finansowego występ „Mazowsza” we Lwowie byłby niemożliwy. Występ Zespołu wysoko oceniła zarówno polska, jak i ukraińska publiczność. Pani Ewa Tajner, polska poetka mieszkająca we Lwowie, powiedziała mi wprost, że dzięki temu koncertowi miejscowi Polacy na zawsze zapamiętają moją skromną osobę. Mam przyjemność tego niejednokrotnie doświadczać, także po latach. Nigdy nie szukałem poklasku, ale takie słowa zawsze umacniały mnie w przekonaniu, że to, co zrobiliśmy, było dobre dla promocji naszego kraju i jego kultury. Z rozrzewnieniem wspominam też występ wspaniałego tenora zespołu, rodowitego lwowskiego batiara, Stanisława Jopka i jego równie słynnego „Furmana”. Nota bene, był to pierwszy pobyt pana Jopka we Lwowie od momentu opuszczenia przez niego miasta po zakończeniu II wojny światowej. Nieocenionej pomocy w przygotowaniu występu „Mazowsza” udzieliła nam również ukraińska armia, a w szczególności jeden z jej ówczesnych dowódców, generał Ludwik Kobierski. Rok 2003 w historii urzędu można śmiało określić jako czas przełomowy. Polska przygotowywała się do wejścia do Unii Europejskiej, zaś konsekwencją tego wydarzenia było wprowadzenie nowej polityki wizowej, określanej skrótowo jako NPW. Wiosną 2003 roku odszedł ze stanowiska konsula generalnego Krzysztof Sawicki, zaś dyrektor Departamentu Konsularnego MSZ, Janusz Skolimowski, zaproponował mi wówczas zadanie przygotowania Konsulatu do Nowej Polityki Wizowej. Gdy rozpoczynałem pracę w Konsulacie RP we Lwowie, pracowało tam zaledwie trzech konsulów. Problemy były też z samą lokalizacją urzędu. Zajmowaliśmy budynek małej willi, w której mieścił 298 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul J. Jabłoński na spotkaniu z członkami Stowarzyszenia Kombatantów II Wojny Światowej i Osób Represjonowanych we lwowskim oddziale Czerwonego Krzyża, ok. 2003– –2004 r. Na zdjęciu od lewej: Teodor Furta, Romuald Garliński, Jan Hawryluk, Stefan Kokotko, Jan Barylak, Michał Wytysz. Stoją od lewej: Andrzej Sawczuk, o. Krzysztof| Kozioł, siostry Irena i Jadwiga Zappè, prezes organizacji Stanisława Kalenowa, osoba nieznana, Włodzimierz Olejnik. W trzecim szeregu od lewej: Bogdan Sidelnik, konsul J. Jabłoński, Witold Wróblewski, dyrektor oddziału Czerwonego Krzyża Walentyn Mojsejenko. Fotografia ze zbiorów Anny Lewickiej. się wówczas prawie cały urząd. Teraz zaś pracowało w Konsulacie już nie trzech, a kilkunastu konsulów – i trzeba było ten budynek przystosować do nowych zadań. Warunki były trudne dla wszystkich, lecz dzięki dobrej atmosferze, jaka panowała w urzędzie, z trudem, ale także z uśmiechem, pokonywaliśmy największe nawet bariery. Wdrożenie nowej polityki wizowej z konieczności musiało odbywać się w lokalu wielkości przeciętnego domu jednorodzinnego – i było bardzo trudnym wyzwaniem, z którego, jak sądzę, wywiązaliśmy się dość dobrze. Dziękuję moim kolegom za to, że pracując w tak trudnym okresie i ekstremalnych warunkach, znajdowaliśmy czas nie tylko J. Jabłoński, Wdrażanie nowej polityki wizowej 299 na pracę, ale i na wspólny odpoczynek i rozrywkę. Ta druga była możliwa także dlatego, że konsulowie, dzięki uprzejmości prorektora Lwowskiego Narodowego Uniwersytetu Medycznego we Lwowie, Mieczysława Grzegockiego, mogli w zimne miesiące korzystać nieodpłatnie z sali gimnastycznej. Z kolei latem odbywały się mecze piłki nożnej w seminarium duchownym w Brzuchowicach. Toczyliśmy boje z księżmi pracującymi na Ukrainie i klerykami tegoż seminarium, ale była to rywalizacja wyłącznie w sportowym duchu. Jak dobrze pamiętam, najdzielniejszym graczem z przeciwnej drużyny był obdarzony licznymi talentami ksiądz Marek Niedźwiecki, wspomagający także swoim głosem polskie Radio Lwów. Dziękuję paniom konsulom: Beacie Dędza-Dobosz i Jadwidze Żak oraz panom konsulom: Janowi Romeyce-Hurce i Krzysztofowi Tulei. Nota bene, to pan Tuleja stworzył wtedy – i to w bardzo krótkim czasie – pierwszy e-konsulat, co prawda w bardzo uproszczonej wersji, ale jakże przydatny w uregulowaniu spraw wielotysięcznej kolejki oczekujących po wizy. Należało szybko uporządkować kolejkę, także po to, aby zmniejszyć niezadowolenie strony ukraińskiej z wprowadzenia NPW, a tym samym z tłumów kolejkowiczów przed konsulatem. Wypada także wspomnieć, że w okresie mojego kierowania udało się po wielu latach zakończyć negocjacje ze stroną ukraińską w sprawie zakupu terenu pod budowę nowego urzędu. Na tym to właśnie terenie znajduje się obecna i okazała, jak mniemam, siedziba Konsulatu Generalnego RP we Lwowie. Zakup terenu pod nowy urząd był niewątpliwym sukcesem strony polskiej, ale był możliwy także dzięki życzliwości ówczesnego gubernatora obwodu lwowskiego, pana Ołeksandra Sendehi. W pierwszych dniach października 2003 roku wyszedłem do osób oczekujących na wizy. Pozwolono mi spojrzeć na listę i liczbę zapisanych tam osób. Nie przeraziłem się, pomimo tego, iż na tej liście widniało ponad czternaście tysięcy nazwisk obywateli Ukrainy, którzy chcieli otrzymać wizy. Wtedy myślałem tylko o jednym – 300 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul J. Jabłoński (w drugim rzędzie, drugi z prawej) na spotkaniu w polskiej Szkole Ogólnokształcącej nr 10 im. Św. Marii Magdaleny we Lwowie, 2003 lub 2004 r. W pierwszym rzędzie konsul Marek Maluchnik. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. jak wybrnąć z tej niecodziennej sytuacji. W mojej pracy zawsze wspierał mnie Departament Konsularny, który doskonale rozumiał nasze potrzeby. Interes Polski wymagał, aby wszystkie problemy rozwiązywać skutecznie, ale i z rozwagą. Wprowadzenie wiz dla obywateli Ukrainy było warunkiem sine qua non naszego wejścia do Unii Europejskiej, z drugiej strony Polska otwartość wobec naszych bezpośrednich sąsiadów była i jest polską racją stanu. W związku z tym całe przedsięwzięcie wymagało ogromnego wysiłku i rozsądnego działania. W tym czasie w Konsulacie wprowadzono wiele innowacji typu organizacyjnego, które wspólnie z kolegami wypracowaliśmy w trakcie wspólnych narad. Oczywiście wszystko to robiliśmy w celu sprawniejszej obsługi interesantów, cały czas w trudnych warunkach lokalowych. Jednocześnie, aby w jak największym stopniu zmniejszyć niekorzystny rezonans społeczny spowodowany wprowadzeniem wiz, tym samym kolejkami oczekujących na wizy, podjęliśmy na szeroką skalę akcję o charakterze informacyjnym. To był wysiłek nie mniejszy niż potrzebny przy tym, co nazywaliśmy obróbką wniosków wizowych. Oprócz J. Jabłoński, Wdrażanie nowej polityki wizowej 301 konferencji prasowych bardzo często byłem gościem prowadzonych na żywo audycji w tak zwanych telewizjach śniadaniowych, które, jak się okazuje, ogląda przed wyjściem do pracy bardzo dużo ludzi. Te i inne działania, realizowane konsekwentnie, po pewnym okresie zaczęły przynosić owoce. Mam nadzieję, że udało się stworzyć lepszy wizerunek Polski jako najbliższego sąsiada, a przy okazji także lepszy obraz urzędu konsularnego. We wspólnej historii Polaków i Ukraińców było moim zdaniem więcej dobrego, ale były także trudne okresy, które zaważyły na całości naszych stosunków, często także i na relacjach międzyludzkich. Pojednanie obu naszych – jak i wszystkich innych – narodów jest procesem, w którym służba dyplomatyczno-konsularna stanowi bardzo ważne ogniwo. Uważam, że w tej materii należy współpracować z każdym, kto ma wpływ na nasze pojednanie oraz budowanie lepszej przyszłości obu narodów i państw. Niewątpliwe istotną rolę w procesie pojednania Polaków i Ukraińców odgrywają także Kościół katolicki i Cerkiew greckokatolicka. W okresie mojego pobytu we Lwowie Kościołowi katolickiemu pasterzował kardynał Marian Jaworski, zaś Kościołowi greckokatolickiemu, zwanemu także ukraińskim, kardynał Lubomyr Huzar. Są to dwie wielkie postaci, które odegrały w procesie odradzania życia duchowego Polaków i Ukraińców bardzo ważną rolę. Doskonale pamiętam pierwszą chyba od czasu wojny wspólną modlitwę ekumeniczną na Cmentarzu Orląt Lwowskich oraz przy pomniku Strzelców Siczowych we Lwowie. Odmówiliśmy ją w dniu Wszystkich Świętych w 2003 roku. W modlitwie wzięły wówczas udział najwyższe władze obwodu lwowskiego. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że zarówno praca, jak i sam pobyt we Lwowie były niezwykle pożytecznym doświadczeniem w mojej karierze zawodowej. Ocena tej pracy nie należy oczywiście do mnie, ale wiem i mam przeświadczenie, że jako zespół urzędniczy wykonaliśmy kawałek rzetelnej roboty. Chcę raz jeszcze podkreslić, że wszystko to było możliwe dzięki dobremu zespoło- 302 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 wi, skierowanemu do Lwowa przez kierownictwo MSZ, potem zaś dobrej atmosferze, jaką wspólnie już na miejscu stworzyliśmy. Jak już wspomniałem, jechałem do Lwowa bez żadnym sentymentów, a wyjechałem z tego miasta z pięknymi wspomnieniami na resztę życia. Są to wspomnienia o ludziach i organizacjach, na przykład o Polskim Teatrze Ludowym, założonym przez nieocenionego aktora i reżysera w jednej osobie, mistrza Zbigniewa Chrzanowskiego. To były także odwiedziny i katalogowanie miejsc pamięci narodowej, wspólnie z wielkim grodnianinem z urodzenia, zaś lwowiakiem z zamiłowania, Eugeniuszem Cydzikiem. Są to też wspomnienia o przedsięwzięciach promujących polską kulturę w Teatrze Opery, u dyrektora Tadeusza Edera, wielkiego lwowiaka. Nie będą też zapomniane wizyty u księdza Michała Bajcara w Gródku Jagiellońskim. Są jeszcze wspomnienia o setkach innych spotkań, jakie było mi dane odbyć ze wspaniałymi ludźmi podczas mojego pobytu na ziemi lwowskiej. Dziś pracę we Lwowie, jak i całą pracę w korpusie konsularnym, oceniłbym w kategoriach wspaniałej przygody, jaką nadal przeżywam. Cieszę się i dziękuję losowi, że było mi dane w tym wszystkim uczestniczyć i w jakiejś mierze współtworzyć – przez okres co prawda krótki, ale dynamiczny, obfitujący w wiele wydarzeń, które w historii i dla przyszłości tej placówki odegrały ważną rolę. Janusz Jabłoński WIESŁAW OSUCHOWSKI ambasador tytularny konsul generalny RP we Lwowie [16 i 2004 – 30 xi 2008] Wiesław Osuchowski urodził się 4 czerwca 1947 roku w Grabowcu. Ukończył Wyższą Szkołę Pedagogiczną w Kielcach, z tytułem magistra historii, oraz Akademię Dyplomatyczną w Moskwie – kierunek historia stosunków międzynarodowych, ze specjalizacją Stany Zjednoczone. Pracę w Ministerstwie Spraw Zagranicznych rozpoczął w 1987 roku, jako ekspert w Departamencie III – Stany Zjednoczone, a następnie kontynuował ją jako radca ministra. Od września 1989 roku pełnił misję konsula w Konsulacie Generalnym RP w Toronto. Po powrocie do kraju w 1992 roku pracował jako radca ministra w Protokole Dyplomatycznym, gdzie pełnił funkcje: doradcy ministra, naczelnika Wydziału Wizyt Oficjalnych oraz zastępcy dyrektora PD. Był odpowiedzialny za przygotowanie i organizację wizyt głów państw, premierów i ministrów spraw zagranicznych. W 1996 roku objął stanowisko konsula generalnego RP, ministra pełnomocnego w Sydney (Australia). Po powrocie w 2001 roku pracował jako zastępca dyrektora Departamentu Konsularnego i Polonii, w randze radca-minister, odpowiedzialny za problematykę polonijną. Pod jego kierownictwem został opracowany Rządowy Program Współpracy z Polonią i Polakami za Granicą, zaakceptowany przez Radę Ministrów RP 10 grudnia 2002 roku. W latach 2002–2004 sekretarz Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie”. Od stycznia 2004 do listopada 2008 roku przebywał we Lwowie jako konsul generalny RP, radca-minister, a od 1 lipca 2005 roku ambasador tytularny. Od września 2009 konsul generalny RP, ambasador tytularny w Ałmaty (Kazachstan). UNIWERSYTET PATRIOTYZMU W ciągu pięciu lat mojej pracy w Konsulacie Generalnym RP we Lwowie wydarzyło się tyle, ile na innych placówkach nie wydarza się w ciągu lat kilkunastu. Czy na paru stronach można oddać niezwykłą atmosferę tego czasu, pokazać wysiłek ludzi, trudności, z jakimi musieli się zmierzyć, zaprezentować sukcesy placówki? To raczej niemożliwe. Na to trzeba książki, postaram się jednak nie zawieść tych wspaniałych ludzi, z którymi przyszło mi pracować w latach 2004–2008 we Lwowie – i podejmę próbę spisania wydarzeń, która choć częściowo uchroni ten czas od zapomnienia. Za wstęp Ten Lwów to w ostatnich latach jedna z najtrudniejszych polskich placówek, wymagająca wielkich umiejętności i dyplomatycznych zdolności. Talentu linoskoczka, balansującego pod kopułą namiotu. Ciekawe, jak nowy konsul sobie z tym wszystkim poradzi… Tygodnik „Przegląd” 2003, nr 35 Gdy 15 stycznia 2004 roku przekraczałem próg Konsulatu Generalnego RP we Lwowie, wiedziałem, że rozpoczynam nowy, niełatwy rozdział w moim życiu zawodowym. Miałem świadomość, że Lwów jest szczególnie trudnym miejscem, w którym przyszło działać polskiej dyplomacji. Kierowanie tu placówką wymagało dyplomatycznego doświadczenia, dużej wiedzy praktycznej, 306 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Pierwsze Narodowe Święto Niepodległości we Lwowie w czasie kadencji konsula generalnego RP ambasadora tytularnego W. Osuchowskiego. Za chwilę na scenę wybiegną artyści Reprezentacyjnego Artystycznego Zespołu Wojska Polskiego. Tymczasem konsul wręczył wysokie odznaczenia RP. W imieniu odznaczonych przemawia Janina Zamojska, za nią od prawej: prorektor Lwowskiego Uniwersytetu Medycznego Mieczysław Grzegocki, rektor tej uczelni Borys Zimenkowskyj, rektor Politechniki Lwowskiej Jurij Rudawskyj, prezes Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej Emil Legowicz, prezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie Emilia Chmielowa, dyrektor opery lwowskiej Tadeusz Eder, prorektor Akademii Muzycznej Bohdan Jurij Janiwskyj, gubernator lwowski Ołeksandr Sendeha oraz wiceminister obrony narodowej RP Maciej Górski. Opera lwowska, 13 XI 2004 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. zręczności politycznej oraz ludzkiej wrażliwości. Poprzednia praca w stabilnych politycznie i gospodarczo krajach: Kanadzie (jako kierownik wydziału paszportowo-wizowego) i Australii (jako konsul generalny RP) dawała mi duże poczucie przewidywalności. We Lwowie czekały mnie codzienne zmagania się z nierozwiązywalnym problemem wizowym, długa batalia o rozpoczęcie, a potem kontynuowanie budowy nowej siedziby placówki oraz Pomarańczowa Rewolucja, ze wszystkimi jej konsekwencjami. W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 307 Występy Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego we lwowskiej operze, z okazji Narodowego Święta Niepodległości, 13 XI 2004 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. 308 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Wspólna modlitwa kardynałów Lubomyra Huzara (Kościół greckokatolicki) oraz Mariana Jaworskiego (Kościół rzymskokatolicki) na Cmentarzu Obrońców Lwowa, jeszcze przed oficjalnym otwarciem nekropolii. W środku konsul generalny RP W. Osuchowski, 1 XI 2004 r. Fotografia z archiwum lwowskiej kurii metropolitalnej. W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 309 Lwów opłakuje papieża Jana Pawła II. Znicze przed bazyliką archikatedralną. Na zdjęciu od lewej: konsul generalny RP W. Osuchowski, w środku biskup Marian Buczek, z lewej stoi przewodniczący Lwowskiej Państwowej Administracji Obwodowej Petro Olijnyk, 7 IV 2005 r. Fotografia z archiwum lwowskiej kurii metropolitalnej. Balansując na linie czyli warunki polityczne, w jakich pracowaliśmy Mój pobyt we Lwowie przypadł na bardzo trudny okres przebudowy ukraińskiego państwa po zwycięstwie Pomarańczowej Rewolucji. Poparcie udzielone przez nasz kraj dla ukraińskich przemian przyniosło nową jakość, także w bezpośrednich kontaktach miejscowych władz z Konsulatem Generalnym RP. Odbyłem szereg roboczych spotkań z nowymi gubernatorami i merami ważniejszych miast, przedstawiałem im swoje propozycje, uzgadnialiśmy zasady współpracy. Z drugiej strony niepokój budziło nawiązywanie niektórych polityków do ideowych tradycji UPA oraz gloryfikowanie jej działalności, z całkowitym pominięciem dokonywanych mordów i pogromów. W roku 2007 po raz pierwszy w powojennej historii 310 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Uroczyste otwarcie Cmentarza Obrońców Lwowa z udziałem prezydentów RP i Ukrainy, Aleksandra Kwaśniewskiego i Wiktora Juszczenki, 24 VI 2005 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Ukrainy zorganizowano na terenie zachodnich obwodów (lwowski, tarnopolski, iwano-frankiwski, zakarpacki, wołyński) obchody sześćdziesiątej piątej rocznicy powstania UPA, ogłaszając równocześnie ów rok rokiem komendanta UPA Romana Szuchewycza – Tarasa Czuprynki. W miastach Zachodniej Ukrainy (Lwów, Tarnopol i Iwano-Frankiwsk) pojawiły się billboardy z biografiami najbardziej znanych działaczy UPA, opatrzone wspólnym tytułem: „Skarb Narodu”. W szkołach podstawowych i średnich oraz na uniwersytetach organizowano okolicznościowe akademie, apele i konkursy poświęcone sześćdziesiątej piątej rocznicy powstania UPA i setnej rocznicy urodzin Tarasa Czuprynki. Prezydent Wiktor Juszczenko przyznał pośmiertnie komendantowi UPA tytuł Bohatera Ukrainy oraz zaapelował do władz obwodu lwowskiego o przyspieszenie prac nad budową jego pomnika we Lwowie. Wyjątkowo uroczyście, 13 października 2007 roku, odsłonięto we Lwowie pomnik Stepana Bandery. W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 311 Minister kultury i dziedzictwa narodowego Waldemar Dąbrowski, Jerzy Janicki, wrocławscy artyści plastycy oraz członkowie Lwowskiego Towarzystwa Miłośników Sztuk Pięknych. Zdjęcie zrobione w polskiej galerii „Własna Strzecha” we Lwowie, sierpień 2005 r. Trzeci z lewej autor wspomnień. Fotografia ze zbiorów Jadwigi Pechaty. W lipcu 2008 pod Brodami odsłonięto odnowiony pomnik ku czci dywizji SS Galizien, której funkcjonariusze ponoszą odpowiedzialność za pacyfikację ludności polskiej w okolicach Brodów (między innymi w Hucie Pieniackiej). W przededniu sześćdziesiątej szóstej rocznicy utworzenia UPA, przypadającej na 14 października 2008 roku, uchwałą Rady Miasta Lwowa przemianowano ulicę Iwana Turgieniewa na Bohaterów UPA. Na ręce szefa placówki zaczęły napływać zaproszenia od Lwowskiej Obwodowej Państwowej Administracji na uroczyste akademie, na przykład z okazji setnej rocznicy urodzin komendanta UPA, gen. Romana Szuchewycza. Sytuacja polityczna na Ukrainie nie miała bezpośredniego wpływu na pracę naszej placówki, jednak pośrednio utrudniała realizację niektórych zamierzeń Konsulatu. We współpracy z miejscowymi władzami wyczuwalne było napięcie, wyczekiwanie 312 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul generalny RP W. Osuchowski przemawia na uroczystości odsłonięcia pomnika ku czci Polaków pomordowanych w Hucie Pieniackiej, 21 X 2005 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. na to, co będzie dalej z państwem. Powodowało to niejednokrotnie wstrzymywanie się od podejmowania ważnych decyzji. Śledziliśmy rozwój wydarzeń i informowaliśmy o nich szczegółowo nasze ministerstwo. Zmuszeni też byliśmy wyrażać swój zdecydowany sprzeciw w przypadku incydentów o charakterze antypolskim, takich jak zdewastowanie kilkudziesięciu zabytkowych nagrobków, w większości polskich, na cmentarzu w Drohobyczu czy umieszczenie antypolskiego napisu na chodniku w pobliżu Cmentarza Obrońców Lwowa. Mimo tych wszystkich incydentów staraliśmy się konsekwentnie realizować nasz główny cel, to jest działać na rzecz procesu polsko-ukraińskiego pojednania. W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 313 Występ Zespołu Pieśni i Tańca „Śląsk” we Lwowskim Narodowym Akademickim Teatrze Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej, z okazji Narodowego Święta Niepodległości, 11 XI 2005 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. Współpraca z przedstawicielami władz i miejscowych środowisk Okres kierowania lwowską placówką wykorzystałem do zintensyfikowania współpracy z miejscowymi władzami administracyjnymi i samorządowymi oraz przedstawicielami kultury, środowisk naukowych i biznesu. Mogę powiedzieć, że moje relacje z władzami administracyjnymi układały się wzorowo. W przypadkach wymagających bezpośrednich kontaktów byłem przyjmowany przez przewodniczących Lwowskiej Obwodowej Administracji Państwowej (LOAP), Ołeksandra Sendehę i Petra Olijnyka, natychmiast, z pominięciem wszelkich procedur formalnych i protokolarnych. We wszystkich ważniejszych przedsięwzięciach organizowanych przez Konsulat uczestniczyli wysocy rangą przedstawiciele 314 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Zespół Pieśni i Tańca „Śląsk” w Lwowskim Narodowym Akademickim Teatrze Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej, z okazji Narodowego Święta Niepodległości, 11 XI 2005 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. władz miasta Lwowa i administracji obwodowej, co pozytywnie wyróżniało polską placówkę spośród innych konsulatów i świadczyło o wysokiej ocenie jej pracy. Utrzymywałem stałe, robocze kontakty z rektorami: Lwowskiej Politechniki, Lwowskiego Narodowego Uniwersytetu im. Iwana Franki, Lwowskiego Narodowego Uniwersytetu Medyczngo, Lwowskiej Narodowej Akademii Sztuki, Lwowskiej Narodowej Akademii Muzycznej. To samo mogę powiedzieć o dyrektorach muzeów, w tym Lwowskiej Galerii Sztuki, Muzeum Etnografii i Przemysłu Artystycznego i Muzeum Historycznego, a także lwowskich teatrów, takich jak: Lwowski Narodowy Akademicki Teatr Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej, Ukraiński Państwowy Akademicki Teatr Dramatyczny im. Marii Zańkowieckiej czy Lwowski Akademicki Teatr „Woskresinnia”. Dzięki tym kontaktom placówka zrealizowała ponad dwieście różnorodnych projektów. W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 315 Reprezentacyjny Zespół Pieśni i Tańca Uniwersytetu Jagiellońskiego „Słowianki” we Lwowskim Teatrze Opery i Baletu, występ z okazji Narodowego Święta Niepodległości, 10 XI 2006 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. Bardzo dobrze układała się współpraca Konsulatu z rzymskokatolicką hierarchią kościelną. Kościół nie tylko pełnił funkcje religijne, ale również integrował środowisko polskie, łagodził konflikty i stanowił ostoję polskości. Odbyłem wiele roboczych spotkań z księdzem kardynałem Marianem Jaworskim, metropolitą lwowskim. Pracownicy Konsulatu i przedstawiciele duchowieństwa wspólnie uczestniczyli we wszystkich wydarzeniach ważnych dla polskiej społeczności zamieszkałej w lwowskim okręgu konsularnym (spotkania bożonarodzeniowe i wielkanocne, okolicznościowe nabożeństwa i uroczystości związane z obchodami rocznic państwowych oraz wyjątkowe wydarzenia kulturalne). Dostojnicy Kościoła katolickiego, a także Cerkwi greckokatolickiej, Cerkwi prawosławnych i Kościoła ormiańskiego byli wielokrotnie gośćmi organizowanych przez nas uroczystości. 316 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsulat Generalny RP we Lwowie czyli nasze ciasne gniazdko Warunki lokalowe konsulatu były wyjątkowo trudne. Placówka funkcjonowała w różnych punktach Lwowa, w dwóch odrębnych budynkach. Wydający najwięcej wiz, ze wszystkich polskich placówek na świecie, Dział Wizowy (przy ul. I. Franki 110) obejmował 160 m2 powierzchni użytkowej, na których znajdowało się trzydzieści sześć stanowisk pracy (potem ich liczba stopniowo rosła). Załatwiano tam także sprawy paszportowe i obywatelskie. Ciasne, wykorzystane do granic możliwości piwnice były jedynym miejscem do składowania dokumentów. W 2003 roku, a więc w momencie wprowadzenia ruchu wizowego z Ukrainą, trudno było dokładnie określić, ile wiz dziennie będzie trzeba w przyszłości wystawiać. Założono, że do sześciuset i wynajęto do tego celu stosowny budynek. Dopiero potem okazało się, że wiz trzeba wydawać trzykrotnie więcej. Pozostałe wydziały Konsulatu oraz siedziba konsula generalnego mieściły się w pięciu pokojach przy ul. M. Kociubińskiego 11A/3, zaś sekretariat szefa placówki znajdował się w kuchni. Brakowało pomieszczenia do rozmów. Konsulowie, którzy pracowali w pokojach (także we dwóch w jednym pokoju), musieli przyjmować petentów w korytarzu, zaś część osób oczekiwała na przyjęcie przed drzwiami wejściowymi. W 2006 roku uzyskaliśmy zgodę MSZ na wynajęcie dodatkowego mieszkania przy ul. M. Kociubińskiego 11a/1, co pozwoliło zorganizować sekretariat i pomieszczenia do rozmów oraz poprawić warunki pracy pozostałych pracowników. Na początku marca 2008 roku wynajęliśmy część obiektu przy ul. Smiływych 5, aby zlokalizować tam Wydział ds. Karty Polaka. Wydział rozpoczął pracę 29 marca 2008 roku. W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 317 Wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego z małżonką z okazji uroczystych obchodów 350-lecia ślubów króla Jana Kazimierza w bazylice lwowskiej. Na zdjęciu konsul generalny RP W. Osuchowski z parą prezydencką, z lewej ks. kardynał Marian Jaworski i biskup Marian Buczek, 1 IV 2006 r. Fotografia z archiwum lwowskiej kurii metropolitalnej. Warunki pracy działu wizowego zmieniły się 1 sierpnia 2008 roku, z chwilą otwarcia filii w drugiej części budynku przy ulicy Smiływych 5. Zadanie inwestycyjne „Lwów 2” – adaptację pomieszczeń pod potrzeby Konsulatu – zrealizowaliśmy wyłącznie siłami placówki i w wyjątkowo krótkim czasie. To była prawdziwa rewolucja: czternaście okienek wizowych, dwie sale pozwalające płynnie przyjmować interesantów, skrócenie okresu oczekiwania na wizę, brak kolejek, możliwość umieszczenia tablic informacyjnych, powrót do jednozmianowego systemu pracy itd. Możliwość realizacji tego projektu zawdzięczaliśmy nowemu ministrowi spraw zagranicznych RP Radosławowi Sikorskiemu, który rozumiał trudną sytuację placówki, szybko więc podjął decyzję w tej sprawie. 318 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Nasz dzień powszedni – wizy Wizy. Tym tematem żyła cała placówka. W latach 2004–2008 nie było wśród polskich konsulatów na świecie takiego jak nasz. Wystawialiśmy najwięcej wiz ze wszystkich placówek; wydawaliśmy rocznie tyle wiz, ile w sumie pozostałe konsulaty na Ukrainie; w rekordowym 2006 roku wydaliśmy 306 240 wiz (w 2004 – 217 979 wiz, w 2005 – 273 564 wizy). W szczególnych okolicznościach, kosztem ogromnej mobilizacji wszystkich pracowników, potrafiliśmy wydać nawet dwa tysiące wiz dziennie; był to jedyny konsulat na świecie, który pracował na dwie, czasem nawet na trzy zmiany. Jako pierwsi spośród wszystkich konsulatów wprowadziliśmy w roku 2005 system internetowej rejestracji dla osób ubiegających się o wizy (system opracował i wdrożył konsul Krzysztof Tuleja). Z chwilą wstąpienia Polski do strefy Schengen (21 grudnia 2007 roku) zaczęliśmy korzystać z nowego systemu Wiza-Konsul, którego działanie budziło na początku wiele zastrzeżeń. Największy problem stanowiły przerwy połączeń z systemem sprawdzania SIS, które dezorganizowały pracę, powodując zaległości w postaci kilkuset niepodjętych decyzji dziennie. Wbrew wszystkim przeciwnościom czyniliśmy starania, by nasza placówka była urzędem przyjaznym dla petenta. O pozytywnych efektach wysiłków świadczył niski odsetek odmów, który w kolejnych latach utrzymywał się na poziomie 1–2 procent. To, że przetrwaliśmy ten okres, to zasługa wszystkich pracowników zatrudnionych w Dziale Wizowym. Do osób szczególnie wyróżniających się należał Mirosław Gryta – kierownik Działu Wizowego we Lwowie w latach 2005-2008. Kierował czterdziestosześcioosobowym zespołem urzędników, pracując po kilkanaście godzin dziennie w wyjątkowo trudnych warunkach lokalowych i pod ogromną presją (nagonka prasy polskiej i ukraińskiej, kilkutysięczny tłum przed konsulatem). Był nie tylko wyjątkowo pracowitym profesjonalistą, ale także W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 319 Obchody 350-lecia ślubów króla Jana Kazimierza w bazylice lwowskiej. Wizyta prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego z małżonką. W świątyni wykonano wówczas oratorium „Śluby Jana Kazimierza”, lwowskiego kompozytora Mieczysława Sołtysa. Obok pary prezydenckiej kardynał Marian Jaworski, z tyłu po prawej konsul generalny RP W. Osuchowski, 1 IV 2006 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. wrażliwym człowiekiem, podejmującym trudne decyzje w ludzkich sprawach. Dzięki jego poczuciu obowiązku i czasem nadludzkiemu wysiłkowi udało się przetrwać ten wyjątkowo trudny dla lwowskiej placówki okres. Godni wyróżnienia są też konsulowie: Beata Dędza-Dobosz, Wiktor Jańczuk, Jadwiga Żak, Krzysztof Tuleja, Paweł Flis. Są to wspaniali, pracowici, odpowiedzialni ludzie, od których nigdy nie usłyszałem słowa o „odbiorze godzin”, i których bez chwili zastanowienia wziąłbym ze sobą na każdą placówkę. 320 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Obchody Narodowego Święta Niepodległości we Lwowskim Teatrze Opery i Baletu. Na scenie od prawej: prezydent miasta Lwowa Andrij Sadowyj, konsul generalny RP W. Osuchowski, wicemarszałek Senatu Marek Ziółkowski oraz przewodniczący Lwowskiej Państwowej Administracji Obwodowej Petro Olijnyk. W tle chór „Dudaryk”, 10 XI 2006 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. Drużyna z Kociubińskiego Zawsze uważałem, że „kultura to najpewniejsza orędowniczka porozumienia między narodami” – i dlatego we Lwowie postawiłem na promocję polskiej kultury. Nie zawiodłem się. W latach 2004–2008 Konsulat zrealizował ponad dwieście projektów, które obejrzało tysiące mieszkańców lwowskiego okręgu konsularnego. Wielokrotnie nagradzano polskich artystów owacjami na stojąco i skandowano: „Niech żyje Polska!” Te niezwykłe inicjatywy kulturalne zbliżały Polaków i Ukraińców, ułatwiając nam dalszą współpracę. Organizacja wystaw, koncertów, spotkań, plenerów malarskich i innych imprez wymagała wykonania ogromnej, pozyty- W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 321 Konsul generalny RP W. Osuchowski oraz kardynał Marian Jaworski na przyjęciu wydanym z okazji Narodowego Święta Niepodległości, zorganizowanym we wnętrzach Sali Lustrzanej teatru opery. Z tyłu wicemarszałek senatu Marek Ziółkowski oraz poseł na Sejm Andrzej Ćwierz, 10 XI 2006 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. wistycznej wręcz pracy. Dziś z perspektywy lat wiem, że miałem szczęście, bo trafiłem na ludzi z pasją, z którymi udało się stworzyć znakomitą drużynę. Wspólnie walczyliśmy o otwarcie Cmentarza Orląt Lwowskich; o rozpoczęcie, potem budowę nowej siedziby placówki; o wybudowanie Domu Polskiego we Lwowie; o polską pamięć historyczną we Lwowie i lwowskim okręgu konsularnym; o znamienitych patronów dla naszych imprez, a także o fundusze na przedsięwzięcia. Sukcesy nie przychodziły łatwo. Jako szef placówki, aktywnie uczestniczyłem we wszystkich dyskusjach i naradach strony ukraińskiej, przygotowujących decyzje polityczne i założenia programowo-organizacyjne uroczystości otwarcia Cmentarza Orląt Lwowskich. Proces porozumienia przebiegał w atmosferze stałego zagrożenia ze strony wykazujących dużą aktywność ukraińskich 322 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 środowisk nacjonalistycznych. Byłem uczestnikiem sesji Rady Miejskiej Lwowa, odbytej w przeddzień planowanego otwarcia Cmentarza, 23 czerwca 2004 roku, i do dziś pamiętam dramatyzm sporów, które towarzyszyły podjęciu tak długo wyczekiwanej decyzji. Władze miejskie Lwowa utrudniały przez osiem miesięcy rozpoczęcie budowy nowej siedziby placówki, żądając bezprawnie od strony polskiej miliona hrywien za wydanie pozwolenia na budowę. Potem na każdym kroku pojawiały się kolejne przeszkody. Trzeba je było pokonywać. W dniu 2 maja 2008 roku z ogromną satysfakcją wmurowaliśmy kamień węgielny w fundamenty przyszłego polskiego konsulatu. Na ten uroczysty moment przybyli z kraju liczni goście: sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Ryszard Legutko, marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik, marszałek województwa podkarpackiego Mirosław Karapyta, wojewoda lubelski Genowefa Tokarska oraz władze lwowskie, przedstawiciele polskiego duchowieństwa i miejscowych Polaków. Drużyna z ulicy Kociubińskiego zmieniała swój skład. Na początku tworzyli ją konsulowie: Maciej Krasuski, Marek Maluchnik, Jan Romeyko-Hurko oraz Zygmunt Badowski. Potem stopniowo dołączyli konsulowie: Ryszard Klemm, Dariusz Pawłowski, Waldemar Kowalski, Marcin Zieniewicz, Izabella Rybak i Małgorzata Kasperkiewicz. Kilka zdań na temat osób których pracę ceniłem najwyżej Konsul Zygmunt Badowski – mój nieformalny zastępca (bo takiego stanowiska w KG we Lwowie nie przewidziano), a od kwietnia 2005 roku pełnomocnik ministra spraw zagranicznych ds. budowy nowej siedziby Konsulatu Generalnego RP we Lwowie. Świetnie przygotowany merytorycznie. Perfekcjonista. Ten, który się we Lwowie trudnościom nie kłaniał. W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 323 Konsul generalny RP W. Osuchowski oraz wicemarszałek Senatu RP Ryszard Legutko przecinają wstęgę przy drzwiach pierwszej po wojnie polskiej harcówki we Lwowie, 12 V 2007 r. Na zdjęciu pierwszy z lewej Stefan Adamski, Harcmistrz Harcerstwa Polskiego na Ukrainie. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Marcin Zieniewicz. Konsul Ryszard Klemm – doświadczony dyplomata, na którego radę zawsze można było liczyć. Miał świetny kontakt z pracownikami, był przez wszystkich lubiany i szanowany. Dał się poznać jako wychowawca dyplomatycznej młodzieży oraz utalentowany wykonawca pieśni legionowych. Konsul Dariusz Pawłowski – kierownik administracyjny. Kompetentny, znakomity organizator, zachowujący spokój w najtrudniejszych sytuacjach, czytający w myślach szefa placówki. Osoba powszechnie lubiana. Konsul Marcin Zieniewicz – mogę chyba powiedzieć, że mój wychowanek, bowiem wprowadzałem go w zawiłe tajniki zawodu dyplomaty. Był chętnym i zdolnym uczniem. Dziś jestem dumny, że godnie kontynuuje nasze dzieło w lwowskiej placówce. Konsul Maciej Krasuski – człowiek prawy, świetnie rozumiejący miejscowych Polaków i zawsze służący pomocą. Powszechnie lubiany, inicjator wielu akcji charytatywnych. Praca z nim była przyjemnością. 324 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Małżonka prezydenta RP Maria Kaczyńska wśród dzieci we Lwowie w czasie I Polsko-Ukraińskiego Dnia Dziecka, czerwiec 2007 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Ołeksandr Danczewskyj. Konsul Waldemar Kowalski – zajmował się sprawami polonijnymi i obywatelskimi. Autor programu komputerowego pozwalającego na znaczne usprawnienie pracy Wydziału ds. Karty Polaka, działającego od 29 marca 2008 roku. Konsul Marek Maluchnik – miał dobre kontakty ze środowiskami artystycznymi Lwowa. Współpracował z profesorem Januszem Smazą przy rekonstrukcji polskich zabytków w Zachodniej Ukrainie. Grażyna Basarabowicz – sekretarka konsula generalnego, niezwykle sympatyczna, bardzo kontaktowa i życzliwa, potrafiąca łagodnością rozbroić najbardziej wojowniczego petenta. Mimo młodego wieku, znakomicie panowała nad tłumem interesantów oraz kalendarzem spotkań konsula. Jadwiga Pechaty – zawsze uśmiechnięta, pełna energii i pomysłów. Utalentowana aktorka i malarka. W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 325 I Polsko-Ukraiński Dzień Dziecka. Maria Kaczyńska oraz konsul generalny RP W. Osuchowski, w towarzystwie dzieci polskich z Ukrainy, składają kwiaty na płycie Grobu Nieznanego Żołnierza Cmentarza Obrońców Lwowa, 5 VI 2007 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Ołeksandr Danczewskyj. W konsulacie ekspert od spraw plastyczno-artystycznych. Barbara Pacan – wielka znawczyni Lwowa, przepięknie opowiadająca o historii miasta. Wspaniale współpracująca z młodzieżą i nauczycielami języka polskiego na Ukrainie. Jacek Klimowicz – nieoceniony w tzw. logistyce granicznej. Dzięki jego szczególnym talentom negocjacyjnym ogromne tiry ze scenografiami i kostiumami zespołów „Mazowsze”, „Śląsk” i Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego pokonywały niemal nieprzekraczalną w tym czasie granicę Ukrainy i na czas docierały do lwowskiej opery. Uśmiechnięty, życzliwy i pomocny. Józef Pachytel – kierowca konsula generalnego, wzorowo wywiązujący się ze swych obowiązków. Pracowity, uczynny, wyróżniający się wysoką kulturą osobistą. Ewa Pachytel – ekonomistka, dbająca o finanse placówki, zawsze uśmiechnięta i życzli- 326 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul generalny RP W. Osuchowski wręcza Złoty Medal „Opiekun Miejsc Pamięci Narodowej” Marianowi Kładnemu z Mostów Wielkich. Z lewej wicekonsul Marcin Zieniewicz, 19 XII 2007 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. wa. Tytan pracy – nigdy nie poprosiła o odbiór ogromnej liczby przepracowanych nadliczbowo godzin. Ewa Osuchowska (prywatnie – żona). Spod jej pióra wychodziły prawie wszystkie clarisy (przekazywane drogą radiową zwięzłe informacje dla MSZ) i pisma kierowane do kraju, przekonujące apele do sponsorów o wsparcie, wzruszające prośby do VIP-ów o objęcie patronatem naszych przedsięwzięć… Redagowała wszystkie teksty dyplomów, pism pochwalnych, okolicznościowych podziękowań, życzeń itp. Prowadziła podręczną kancelarię oraz zajmowała się odznaczeniami, praktykami studenckimi i przeglądem miejscowej prasy (clarisy prasowe). W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 327 Spotkanie z kombatantami – członkami Lwowskiego Towarzystwa Kombatantów II Wojny Światowej i Osób Represjonowanych. Od prawej: Bogdan Sidelnik, Anna Lewicka, prezes Towarzystwa Stanisława Kalenowa, Witold Wróblewski, potem konsul generalny RP W. Osuchowski oraz prezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie Emilia Chmielowa. Po prawej, z tyłu, stoją: pracownik Konsulatu i prawdziwa „opiekunka” kombatantów, Ludmiła Wojtenko, oraz wicekonsul Marcin Zieniewicz, 2007 r. Fotografia ze zbiorów L. Wojtenko. Nasze pierwsze wyzwanie: Rok Polski na Ukrainie Zaraz po moim przyjeździe pojawiło się pierwsze poważne zadanie: przygotowanie programu „Rok Polski na Ukrainie w lwowskim okręgu konsularnym”. Miała to być różnobarwna i wielokierunkowa promocja Polski w aspekcie politycznym, społecznym, kulturalnym i ekonomicznym. Zaplanowaliśmy i zrealizowaliśmy czterdzieści sześć wyjątkowo atrakcyjnych projektów kulturalnych, wśród których znalazły się: premiera „Strasznego dworu” Stanisława Moniuszki – pierwszy od 1939 roku spektakl śpiewany w języku polskim przez artystów ukraińskich i przygo- 328 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul generalny RP W. Osuchowski w rozmowie z przyjaciółmi z kapeli Wesoły Lwów. Od lewej: Irena Asmołowa, Helena Fuczyła, ambasador W. Osuchowski, Bogdan Hałas, Roman Dubrowa i z prawej strony kierownik kapeli Zbigniew Jarmiłko. Rynek Starego Miasta we Lwowie, VIII 2007 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. towany przez polskich realizatorów w operze lwowskiej 3 kwietnia 2004 roku; oratorium „Śluby Jana Kazimierza” autorstwa Mieczysława Sołtysa (1863–1929), wystawione 30 maja 2004 roku, przygotowane z okazji obchodów trzysta pięćdziesiątej rocznicy ślubów króla. Oratorium zostało wykonane w katedrze łacińskiej we Lwowie, w koncercie wziął udział prezydent Lech Kaczyński z małżonką. Była to wspólna inicjatywa konsula generalnego i ks. kardynała Mariana Jaworskiego. Wtedy to właśnie po raz pierwszy w historii Lwowa w uroczystej liturgii katolickiej w katedrze łacińskiej uczestniczyli najwyżsi lwowscy duchowni Kościołów katolickiego, greckokatolickiego i prawosławnego. „Missa pro pace” Wojciecha Kilara w katedrze lwowskiej, w wykonaniu Narodowej Orkiestry Symfonicznej W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 329 Konsul generalny RP W. Osuchowski zabiera głos na uroczystości 87. rocznicy bitwy z bolszewikami pod Zadwórzem 1920 r., zwanej polskimi Termopilami, 19 VIII 2007 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. Polskiego Radia w Katowicach (2 lipca 2004); premiera opery dziecięcej „Odważny kogucik” autorstwa prorektora Lwowskiej Narodowej Akademii Muzycznej profesora Bogdana Janiwskiego w Domu Kultury w Żydaczowie (4 lipca 2004). Wystawa „Zapomniane skarby” w Lwowskim Muzeum Etnografii i Przemysłu Artystycznego (6 lipca 2004); przegląd filmów Andrzeja Wajdy (Kinopałac, 9–14 września 2004); wystawa prac Jacka Malczewskiego w Lwowskiej Galerii Sztuki (14 września 2004); występ Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze” w operze lwowskiej (14 września 2004 roku); koncert Reprezentacyjnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego w operze lwowskiej (13 listopada 2004). Pierwsza w historii wystawa Polskiego plakatu art deco ze zbiorów Muzeum Etnografii we Lwowie (14 grudnia 2004); wydanie tomu poezji poświęconej Zbigniewowi Herbertowi i Lwowowi, w języku polskim i ukraińskim (grudzień 2004). 330 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Uroczystość wmurowania kamienia węgielnego w fundamenty nowego budynku KG RP we Lwowie przy ul. Iwana Franki 108. Na zdjęciu od prawej: konsul generalny RP W. Osuchowski, sekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta RP Ryszard Legutko, marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik oraz wiceprezydent Lwowa Wasyl Kosiw, 2 V 2008 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Realizacja naszego programu spowodowała niespotykane dotychczas ożywienie w dziedzinie prezentacji polskiej kultury na ziemi lwowskiej. Ponadto wpłynęło to na znaczny wzrost uznania i szacunku do Polski wśród władz Lwowa i obwodu lwowskiego, zaś miejscowi Polacy poczuli się dumni ze swoich korzeni. Nowe inicjatywy w pracy placówki w latach 2004–2008 Pomysły realizowane przez nas w kolejnych latach rodziły się w wyniku dokładnego poznawania lwowskiego otoczenia. I tak, gdy zauważyłem, że w Święto Zmarłych na Cmentarzu Łyczakowskim W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 331 jest ciemno i smutno, zaproponowałem akcję „Światełko Pamięci”… Kiedy trzeba było integrować lwowskich artystów – powołaliśmy Lwowski Salon Artystyczny, natomiast aby zrobić coś niezwykłego dla dzieci z wiosek i miasteczek okręgu lwowskiego – zaprosiliśmy je do Lwowa na Polsko-Ukraiński Dzień Dziecka. Akcję „Światełko Pamięci dla Cmentarza Łyczakowskiego” zainicjowałem 1 listopada 2006 roku, z myślą o polsko-ukraińskim pojednaniu. Na mój apel zebrano w Polsce trzydzieści tysięcy zniczy i po raz pierwszy od 1939 roku na każdej opuszczonej mogile polskiej na Cmentarzu Orląt i na Cmentarzu Łyczakowskim oraz na zapomnianych grobach ukraińskich i innych zapłonęły znicze – świadectwa pamięci. Cieszę się, że akcja jest kontynuowana. Za mojej kadencji powołano do istnienia Lwowski Salon Artystyczy, skupiający ludzi teatru, sztuki, literatury i poezji. Salon prezentuje dorobek lwowskich środowisk twórczych oraz integruje artystów. Utworzono pierwsze lwowskie Towarzystwo im. Fryderyka Chopina, promujące twórczość kompozytora i skupiające elitę lwowskich melomanów. Towarzystwo prezentuje też dorobek ukraińskich środowisk muzycznych i wspiera młodych artystów. Jego pierwszym przewodniczącym został wspaniały człowiek, prorektor Akademii Muzycznej, Bogdan Janiwski. Powołano przy Konsulacie Klub Stypendystów Fundacji „Semper Polonia”. Zainicjowano obchody pierwszego w historii Polsko-Ukraińskiego Dnia Dziecka. Wzięło w nim udział osiemset dzieci polskich z terenu lwowskiego okręgu konsularnego oraz około dwustu dzieci narodowości ukraińskiej, także sierot z lwowskich domów dziecka oraz dzieci niepełnosprawnych. Patronat nad uroczystością objęła pani prezydentowa Maria Kaczyńska, która osobiście przybyła do Lwowa na spotkanie z dziećmi. Wydarzenie to odbiło się szerokim echem w mediach ukraińskich oraz polskich. Zorganizowano I Pieszy Rajd Pamięci – Huta Pieniacka, upamiętniający mord dokonany w 1944 roku na tysiącu Polakach, mieszkańcach Huty Pieniackiej. Doprowadziliśmy do podpisania 332 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul generalny RP W. Osuchowski wmurowuje kamień węgielny w fundamenty nowego budynku konsulatu przy ul. Iwana Franki 108 w dniu 2 V 2008 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. umowy o współpracy warszawskiej Opery Narodowej z lwowskim Narodowym Akademickim Teatrem Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej, co zaowocowało występami polskich artystów na lwowskiej scenie. W 2007 roku przygotowano i wydano we Lwowie w języku polskim książkę poświęconą wybitnym Polakom, znanym postaciom Lwowa i ziemi lwowskiej. Z okazji Dnia Nauczyciela zapoczątkowano zwyczaj organizowania uroczystych spotkań z nauczycielami szkół sobotnio-niedzielnych i parafialnych lwowskiego okręgu konsularnego. Spotkania połączono z wręczaniem honorowych dyplomów dla najlepszych pedagogów. Wypada też wspomnieć, że wprowadzono zwyczaj organizowania cyklicznych konferencji prasowych konsula generalnego, poświęconych promocji Polski. W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 333 Zespół Pieśni i Tańca „Mazowsze” w Lwowskim Narodowym Akademickim Teatrze Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej, z okazji Dnia Polonii i Polaków za Granicą. Na scenie stoją od prawej (obok członkiń zespołu): wiceprezydent Lwowa Wasyl Kosiw, przewodniczący Lwowskiej Rady Obwodowej Myrosław Senyk, prezes Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” Jerzy Marek Nowakowski, konsul generalny RP W. Osuchowski, minister Ryszard Legutko, marszałek województwa mazowieckiego Adam Struzik, prezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie Emilia Chmielowa oraz prezes Zarządu Głównego Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej Emil Legowicz, 2 V 2008 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Zainicjowano przyznawanie Dyplomu Konsula Generalnego, jako nowej formy honorowania osób szczególnie wyróżniających się w pracy dla polskiej społeczności (wręczono go kilkuset osobom). Ludzie i pamięć W tym miejscu pragnę podziękować tym wszystkim, z którymi współpracowałem we Lwowie i którym tak wiele zawdzięczam. Mam na myśli wspaniałych lwowskich Polaków, przedstawicieli polonijnego duchowieństwa oraz ukraińskich przyjaciół, bez których życzliwości, pomocy i wsparcia nie udałoby się tak wiele dokonać. 334 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Koncert barda Drohobycza, ostatniego z żyjących ucznia Brunona Schulza, Alfreda Schreyera „Nikt za mną nie tęskni”, zorganizowany z inicjatywy konsula generalnego RP W. Osuchowskiego w lwowskim pałacu Potockich, z okazji III Międzynarodowego Festiwalu Brunona Schulza, 30 V 2008 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Są wśród nich PT Rektorzy lwowskich uczelni: Uniwersytet Narodowy Lwowska Politechnika – prof. Jurij Rudawskyj, Lwowski Narodowy Uniwersytet Medyczny – prof. Borys Zimenkowskyj i prorektor, prof. Mieczysław Grzegocki, Lwowska Akademia Sztuki – prof. Andrij Bokotej i prorektor, prof. Orest Holubeć, Lwowska Narodowa Akademia Muzyczna – prof. Ihor Pyłatiuk i prorektor, prof. Bogdan Janiwski. Nie mogą też być pominięci dyrektorzy muzeów: Lwowska Galeria Sztuki – nieżyjący już prof. Borys Woźnicki, Muzeum Etnografii i Przemysłu Artystycznego – Roman Czmełyk, Muzeum Historyczne – Bohdan Czajkowskyj. W tej grupie przyjaciół są także dyrektorzy lwowskich teatrów: Lwowski Narodowy Akademicki Teatr Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej – Tadej Eder, Ukraiński Państwowy Akademicki Teatr Dramatyczny im. Marii Zańkowieckiej – Andrij Maciak; przedstawiciele duchowieństwa: W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 335 Akcja Światełko Pamięci dla Cmentarza Łyczakowskiego przybrała obecny kształt za kadencji konsula generalnego RP W. Osuchowskiego. Widok na Cmentarz 1 XI 2008 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. ks. kardynał Marian Jaworski, ks. abp Mieczysław Mokrzycki, ks. biskup Leon Mały (obrządku łacińskiego) i kardynał Lubomyr Huzar (obrządku greckokatolickiego). Wreszcie szefowie organizacji polonijnych: Emilia Chmielowa – prezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie i pan Emil Legowicz – prezes Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej. Ponadto prezes honorowy Eugeniusz Cydzik i obecny prezes Jan Franczuk – Polskie Towarzystwo Opieki nad Grobami Wojskowymi. Kapela „Lwowska Fala” – Edward Sosulski, założyciel, kierownik i solista zespołu, a także Towarzystwo Radiowe „Radio Lwów” oraz polonijna prasa: „Gazeta Lwowska”, „Lwowskie Spotkania” i „Kurier Galicyjski”. Oto kilka sylwetek wyjątkowych ludzi, których spotkałem we Lwowie, z którymi miałem przyjemność pracować dla dobra lwowskich Polaków i Polski, a pierwszy z nich to Petro Olijnyk – przewodniczący Lwowskiej Państwowej Administracji Obwodowej. Zaprzyjaźniłem się z nim jeszcze przed wybuchem pomarańczo- 336 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Obchody Narodowego Święta Niepodległości we Lwowie z udziałem konsula generalnego RP W. Osuchowskiego. Uroczyste przyjęcie w Sali Lustrzanej teatru opery. Od lewej: Janusz Czarski (dyrektor Zamku w Krasiczynie), konsul, dyrektor Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie Zbigniew Chrzanowski, aktorka teatru i pracownik konsulatu Jadwiga Pechaty oraz poseł na Sejm RP Bogdan Rzońca, 12 XI 2008 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. wej rewolucji, gdy działał w lwowskiej opozycji. Wraz z czterystuosobową grupą uczestniczyliśmy we wspólnej, polsko-ukraińskiej wigilii we lwowskiej katedrze, w grudniu 2004 roku. Później, gdy został wybrany przewodniczącym administracji obwodu lwowskiego, nie zmienił się: zawsze gotowy do rozmów i szukania kompromisu. Był mądrym, ciepłym człowiekiem, przyjaźnie nastawionym do Polaków. Na mój wniosek prezydent RP odznaczył Petro Olijnyka Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP. Ważną postacią jest Borys Woźnicki – dyrektor Lwowskiej Galerii Sztuki, który walczył o zachowanie dzieł sztuki i architektury, bezcennych dla przyszłych pokoleń. Ocalił od zapomnienia wiele pamiątek polskiej sztuki na Ukrainie. Dzięki jego pomocy i wsparciu Konsulat mógł zapoznać mieszkańców ziemi lwowskiej W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 337 Uroczystość wręczenia pierwszych Kart Polaka w Sali Lustrzanej opery lwowskiej, 23 VI 2008 r. Przemawia konsul generalny RP W. Osuchowski, z tyłu chór „Echo”. Fotografia z archiwum „Kuriera Galicyjskiego”, autor: Maria Basza. z twórczością współczesnych polskich artystów, organizując kilka ambitnych przedsięwzięć w Lwowskiej Galerii Sztuki. Tadej Eder, dyrektor Lwowskiego Narodowego Akademickiego Teatru Opery i Baletu im. Salomei Kruszelnickiej, wielki przyjaciel Polski i Polaków, znawca i miłośnik polskiej kultury. To dzięki niemu obchody Narodowego Święta Niepodległości RP odbywały się w przepięknej scenerii Sali Lustrzanej lwowskiej opery. To za jego zgodą na scenie tejże opery promowaliśmy arcydzieła polskiej kultury, przyjmowane przez widzów owacjami na stojąco i skandowaniem: „Niech żyje Polska!” Walery Bortiakow – wielki przyjaciel Polski i Polaków, człowiek bardzo skromny, z wielkim poczuciem taktu, jeden z twórców Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie. Utalentowany aktor, scenograf, malarz i reżyser, zasłużony w dziedzinie utrzymania, rozwoju i popularyzacji tradycji polskiej kultury na Ukrainie. Mówił o sobie poważnie i żartem: „Jestem Rosjaninem okrutnie spoloni- 338 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Jedną z pierwszych Kart Polaka otrzymała osoba niezwykle zasłużona dla wychowania wielu pokoleń Polaków (tak samo jak jej siostra Jadwiga), Irena Zappè. Kartę wręcza konsul generalny RP W. Osuchowski. Fotografia z archiwum „Kuriera Galicyjskiego”, autor: Maria Basza. zowanym przez Polaków we Lwowie”. Podczas ceremonii pożegnania w Polskim Teatrze Ludowym udekorowałem pośmiertnie jego fotografię orderem Gloria Artis. Żegnaliśmy go ze łzami w oczach. Janina Zamojska – nestorka polskich lwowiaków, która całe swoje życie we Lwowie poświęciła pielęgnowaniu miłości do Polski, jej kultury, historii, tradycji i języka. Opatrzność obdarzyła ją mężnym sercem, wieloma talentami i zdolnościami oraz prawdziwie młodzieńczym entuzjazmem. Organizowała edukację dzieci z polskich rodzin, niosła pomoc samotnym i schorowanym Polakom, działała w Kościele katolickim, który był ostoją polskości we Lwowie i na Kresach. Zawsze podziwialiśmy to, że mimo trudnych doświadczeń, trwała przy polskości i pozostawała wierna tradycji przodków. Jest przykładem człowieka, który wspaniale potrafi dzielić się z innymi wielkim sercem. Jeszcze raz dziękuję W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 339 drogiej pani Jasi za niestrudzoną i pełną pasji działalność oraz za to, że służyła nam wielką życiową mądrością i doświadczeniem, a w trudnych chwilach dodawała otuchy i optymizmu. Dobrze, że została uhonorowana między innymi Dyplomem Ministra Spraw Zagranicznych RP za wybitne zasługi dla promocji Polski w świecie i Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Eugeniusz Cydzik – żołnierz AK, więzień Workuty, opiekun miejsc pamięci męczeństwa Polaków, szczególnie zasłużony w pielęgnowaniu polskiej pamięci historycznej. Jeden z inicjatorów odbudowy Cmentarza Obrońców Lwowa, który z grupą polskich patriotów ze Lwowa doprowadził do upamiętnienia kaźni polskich profesorów Uniwersytetu Jana Kazimierza na Wzgórzach Wuleckich. Pan Eugeniusz przychodził do konsulatu – zawsze w mundurze – by opowiedzieć mi o kolejnym, odkrytym przez siebie miejscu, które przy mojej pomocy pragnął ocalić od zapomnienia. Mimo podeszłego wieku tryskał energią, uczestniczył we wszystkich ważnych uroczystościach i zawsze był gotów do walki w dobrej sprawie. Laureat nagrody Kustosz Pamięci Narodowej przyznawanej przez IPN. Uhonorowany Dyplomem Ministra Spraw Zagranicznych za wybitne zasługi dla promocji Polski w świecie oraz odznaczony pośmiertnie Krzyżem Komandorskim Orderu Zasługi RP. Zbigniew Chrzanowski – urodzony we Lwowie, dyplomowany reżyser, również świetny aktor. Od 1966 roku kierownik artystyczny Polskiego Teatru Ludowego Obwodowego Domu Nauczyciela we Lwowie. W roku 2005 obchodziliśmy pięćdziesięciolecie jego pracy artystycznej, które stało się mocnym akcentem podkreślającym więzi kulturalne Polski i Ukrainy. Uhonorowany odznaką Zasłużony dla Kultury Polskiej. Mój nieoceniony doradca w sprawach promocji polskiej kultury na Ukrainie. Wspaniały, skromny i wielki duchem człowiek. Jadwiga i Irena Zappè – członkinie AK, osoby wyjątkowo zasłużone w krzewieniu polskości wśród biednych dzieci i młodzieży. Po wojnie stworzyły w swoim mieszkaniu dom pomocy dzieciom 340 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Uczestnicy uroczystości wręczenia pierwszych Kart Polaka w Sali Lustrzanej opery lwowskiej, 23 VI 2008 r. W drugim rzędzie dyrektor i reżyser Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie Zbigniew Chrzanowski. Fotografia z archiwum „Kuriera Galicyjskiego”, autor: Maria Basza. z ubogich rodzin, udzielając tajnych lekcji historii, literatury, języka polskiego, zasad wiary katolickiej, języków obcych, a także gry na fortepianie. Za tę działalność były prześladowane przez KGB oraz szykanowane w miejscu pracy. W latach siedemdziesiątych przygotowano przeciwko nim akt oskarżenia za udział w nielegalnej organizacji oraz agitacje przeciwko władzy radzieckiej. IPN przyznał im tytuł Kustosza Pamięci Narodowej. Na mój wniosek zostały odznaczone Krzyżami Kawalerskimi Orderu Zasługi RP. Ksiądz kardynał Marian Jaworski – arcybiskup, metropolita lwowski w latach 1991–2008, wieloletni zwierzchnik episkopatu rzymskokatolickiego na Ukrainie. Wybitny teolog (doktorat z filozofii) i dydaktyk. Doświadczony duchowny, który przeprowadził odradzający się polski Kościół na Ukrainie przez najtrudniejszy okres. Jego uśmiechnięta twarz zawsze emanowała spokojem, a z wypowiedzi płynęła mądrość i życiowe doświadczenie. To właśnie Jego Eminencja był moim pierwszym przewodnikiem w skom- W. Osuchowski, Uniwersytet patriotyzmu 341 Ostatnie obchody Narodowego Święta Niepodległości z udziałem konsula generalnego RP ambasadora tytularnego W. Osuchowskiego. We Lwowskim Teatrze Opery i Baletu Konsulat zorganizował przedstawienie „Księżniczka Czardasza”, w wykonaniu artystów Mazowieckiego Teatru Muzycznego Operetka Warszawska, 12 XI 2008 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. plikowanej i delikatnej materii stosunków polsko-ukraińskich. Zawsze znajdował siły i czas, aby wziąć udział w organizowanym przez placówkę Opłatku. Odznaczony 22 lutego 2008 roku przez prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Krzyżem Komandorskim z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski. Andrzej Przewoźnik – sekretarz generalny ROPWiM – niezmordowanie walczył o pamięć historyczną, o ocalenie przed zniszczeniem polskich miejsc pamięci na Ukrainie. Wspólnie interweniowaliśmy w sprawie dewastacji miejsc spoczynku ofiar zbrodni nacjonalistów ukraińskich z lat 1943–1944 i otwarcia Cmentarza Orląt Lwowskich. Podczas odsłonięcia pomnika poświęconego ofiarom pacyfikacji wsi Huta Pieniacka, 21 października 2005 roku, powiedział: „Ta uroczystość to moment oczyszczenia pamięci historycznej. Podkreślenie naszej gotowości do postawienia nad wzajemnymi uprzedzeniami tego, co naprawdę nas 342 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 jednoczy. Czynimy to, by razem budować przyszłość opartą na wzajemnym szacunku, zrozumieniu, na braterskiej wspólnocie, współpracy i autentycznej solidarności obu naszych narodów – Polaków i Ukraińców”. Andrzej Przewoźnik często współpracował z Konsulatem, miałem więc okazję go poznać, także się zaprzyjaźnić. Był człowiekiem prawym i doprawdy wyjątkowo odważnym. Zakończenie Wracając po pięciu latach do kraju byłem dumny z tego, co w trudnych warunkach politycznych i organizacyjnych udało się zrealizować. Po długich negocjacjach otwarto i poświęcono 24 czerwca 2005 roku Cmentarz Orląt Lwowskich. Mimo utrudnień ze strony lokalnych władz, sfinalizowałem zakup działki pod budowę polskiego konsulatu i pozostawiłem obiekt w stanie deweloperskim. Wyłącznie siłami placówki i w krótkim czasie zrealizowaliśmy zadania inwestycyjne polegające na otwarciu 1 sierpnia 2008 roku nowej siedziby Działu Wizowego, w wyniku czego lwowski Konsulat zyskał po raz pierwszy możliwość przyjmowania wszystkich petentów ubiegających się o wizy w danym dniu, zapewniając im właściwe warunki składania dokumentów. Przygotowaliśmy ponad dwieście imprez kulturalnych, które obejrzało tysiące ludzi. Promowaliśmy we lwowskiej operze arcydzieła polskiej kultury, przyjmowane nieraz przez ponadtysięczną widownię owacjami na stojąco. Dziś, gdy wspominam lata we Lwowie, myślę, że moja żona ma rację mówiąc, że ukończyliśmy tam uniwersytet patriotyzmu. Mam także nadzieję, że swoją pracą chociaż w części spłaciliśmy dług żyjących tu i teraz wobec Tych, których groby znajdują się na Cmentarzu Łyczakowskim. Zaś co do Lwowa i lwowskich przyjaciół… Na zawsze pozostaną w naszych sercach. Wiesław Osuchowski GRZEGORZ OPALIŃSKI konsul generalny RP we Lwowie [1 xii 2008 – 31 v 2011] Grzegorz Opaliński urodził się 1 lipca 1974 roku w Lublinie. W 1999 roku ukończył Katolicki Uniwersytet Lubelski, gdzie uzyskał tytuł magistra prawa. W 2001 ukończył studia podyplomowe w Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej, w zakresie integracji europejskiej. Pracę zawodową podjął w 1999 roku w Komendzie Głównej Straży Granicznej, na stanowisku specjalisty. W trakcie pracy w Straży Granicznej zajmował kolejno stanowiska: starszego specjalisty, zastępcy naczelnika, zaś od 2006 roku zastępcy dyrektora Biura Analiz Strategicznych KG Straży Granicznej. W latach 2003–2005 był ekspertem narodowym, delegowanym do Centrum Analiz Ryzyka w Helsinkach, które zostało następnie przekształcone w Agencję ds. Zarządzania Współpracą Operacyjną na Zewnętrznych Granicach Państw Członkowskich Unii Europejskiej (FRONTEX). Grzegorz Opaliński organizował i prowadził działania ukierunkowane na przystosowanie systemu ochrony granic do wymogów Unii Europejskiej oraz implementację „acquis Schengen” do krajowego porządku prawnego. W ramach współpracy ze stroną ukraińską opracował strategię wprowadzania systemu zarządzania ryzykiem i analizy kryminalnej w ukraińskich służbach granicznych. Od maja 2007 roku do listopada 2009 roku był konsulem generalnym RP w Kijowie; od grudnia 2009 roku do czerwca 2011 roku, konsulem generalnym RP we Lwowie. Żonaty, ma córkę. MIASTO – FENOMEN Lwów, jak cały lwowski okręg konsularny, to obszar szczególny. Wielokulturowość i wielowyznaniowość jego mieszkańców tworzą niezwykłą atmosferę, której nie można odnaleźć nigdzie indziej. Splecione od wieków dzieje przedstawicieli różnych narodów nadają całemu regionowi niepowtarzalny charakter, czyniąc z bogactwa tradycji i mozaiki narodowej także wizytówkę Lwowa. Lwów zawsze zaskakuje. Nawet pasjonaci tego miasta przyznają, że dopiero po przyjeździe docenia się jego charakter i niezwykłość. Lwów jako społeczność i miasto w każdym aspekcie przewyższa oczekiwania. Fenomen związany z niepowtarzalną atmosferą Lwowa spowodowany jest tym, że każdy z kamieni w tym mieście ma swoją historię, zarówno polską, jak i ukraińską. Cmentarz Obrońców Lwowa, kamienice na rynku, różnie określany, ale jednakowo tragiczny dla Polaków i Ukraińców gmach więzienia na Łąckiego, katedry trzech obrządków i tysiące innych zabytków to miejsca, obok których nie sposób przejść obojętnie. Fenomen tej ziemi to jednak przede wszystkim ludzie, których historia doświadczała w sposób niezwykle dramatyczny. Ich losy były bardzo skomplikowane, wplecione w historię tej ziemi. Każdy dzień mojej pracy w Konsulacie Generalnym RP we Lwowie to wzruszające, niezapomniane spotkania z Rodakami, którzy określają siebie: „Jesteśmy stąd”. To ludzie, którzy zostali we Lwowie i innych miejscach tego regionu, nie bacząc na przeciwieństwa losu. Często są to prawdziwi bohaterowie. Nie sposób wymienić tu wszystkich z nazwiska, podobnie też jak nazw organizacji i towarzystw zrzeszających Polaków na Zachodniej Ukrainie. Ich liczba przekracza sto dwadzieścia. 346 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Prezydenci RP Lech Kaczyński oraz Ukrainy Wiktor Juszczenko w Hucie Pieniackiej. Z lewej strony marszałek Sejmu Maciej Płażyński, 28 II 2009 r. Fotografia z archiwum KG RP, autor: Danuta Greszczuk. Bardzo ważną rolę w życiu społeczności polskiej na ziemi lwowskiej pełni Kościół katolicki, którego zwierzchnikiem jest od 2008 roku Jego Ekscelencja arcybiskup Mieczysław Mokrzycki. Ksiądz arcybiskup jest osobą bardzo zaangażowaną w rozwiązywanie problemów tamtejszej społeczności. Często rolę kuratorów polskich tradycji pełnili księża, którzy zwłaszcza w małych ośrodkach skupiali wokół siebie osoby polskiego pochodzenia. Polskie organizacje, te lwowskie i te działające w terenie, to z jednej strony małe, środowiskowe, także stricte branżowe, a z drugiej – struktury zrzeszające setki członków, wykraczające zasięgiem daleko poza Lwów. Jest to Federacja Organizacji Polskich na Ukrainie, kierowana przez panią prezes Emilię Chmielową, oraz Towarzystwo Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej z prezesem, panem Emilem Legowiczem na czele. Swoją pracą i osobowością trwały ślad w historii Lwowa i polskiej pamięci zostawiło wielu Rodaków. Chciałbym tu wspomnieć G. Opaliński, Miasto – fenomen 347 Uroczystość zakończenia pierwszej edycji Konkursu Wiedzy o Kulturze i Języku Polskim „Znasz-li ten kraj…” Zdjęcie uczestników i laureatów Konkursu w towarzystwie konsula generalnego RP G. Opalińskiego (pierwszy rząd po prawej). Obok autora wspomnień stoi konsul Jacek Żur, 29 III 2009 r. nieżyjącego już Eugeniusza Cydzika, prezesa honorowego Polskiego Towarzystwa Opieki nad Grobami Wojskowymi we Lwowie, który zawsze na publicznych spotkaniach nosił polski mundur. Także: Jana Franczuka, panią Janinę Zamojską, zespół Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie i jego dyrektora, Zbigniewa Chrzanowskiego, z równie niepowtarzalnym Janem Tyssonem. Wreszcie naszych kombatantów, którymi wspaniale opiekowała się nieżyjąca już pani Stanisława Kalenowa. Również szkoły polskie z niestrudzonymi paniami dyrektorkami, Martą Markuniną i Łucją Kowalską. Współpracując z organizacjami zrzeszającymi Polaków doszliśmy do wniosku, że musimy stworzyć atrakcyjną formę działalności dla młodzieży polskiego pochodzenia. W dyskusjach pracowników Konsulatu (konsulowie Marcin Zieniewicz i Jacek Żur) z przedstawicielami młodego pokolenia środowiska polskiego (panowie Marek Horbań oraz Kazimierz Kosydor) szukaliśmy nie tyle klasycznego rozwiązania organizacyjnego, ile czegoś przyciągającego młodych ludzi. Czegoś atrakcyjnego, co miałoby zastosowanie 348 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Grupa rekonstruktorów z Przemyśla w mundurach z 1939 r. uświetniła Mszę Świętą, odprawioną w katedrze lwowskiej, w intencji żołnierzy polskich poległych podczas II wojny światowej, 30 VIII 2009 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. na rozległym terenie naszego okręgu konsularnego. Zdecydowaliśmy się postawić na sport. Zaczęliśmy od ambitnego pomysłu reaktywacji słynnego przedwojennego Lwowskiego Klubu Sportowego „Pogoń”. Symboliczna inauguracja działalności klubu miała miejsce jesienią 2009 roku, przy wsparciu i udziale przedstawicieli Komisji Sportu Sejmu RP – posłów Andrzeja Bernata i Ireneusza Rasia, Fundacji „Semper Polonia”, polskich przedsiębiorców działających na Ukrainie oraz społeczności polskiej ze Lwowa. Swój pierwszy mecz towarzyski, po kilkudziesięcioletniej przerwie, „Pogoniarze” rozegrali z polską drużyną z Chmielnickiego – „Polonią”. To pamiętne dla wszystkich wydarzenie miało miejsce 10 października 2009 roku. Entuzjazm prezesa odrodzonej „Pogoni” Marka Horbania i jego współpracowników doprowadził do szybkiego utworzenia kilku sekcji piłkarskich oraz sekcji turystyki rowerowej. G. Opaliński, Miasto – fenomen 349 Kombatanci polscy ze Lwowa na spotkaniu po Mszy św. Od lewej: Stanisław Kawałek, Teodor Furta, Anna Lewicka oraz Bogusława Czerny, 30 VIII 2009 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. Nasza inwestycja w sport w krótkim czasie zaczęła przynosić bardzo dobre wyniki. Rodziły się kolejne pomysły. Dobrą formą aktywizacji młodzieży stały się organizowane przez nas turnieje piłkarskie o Puchar Konsula Generalnego, w których udział brało kilkanaście drużyn złożonych z Polaków mieszkających w różnych miastach i miejscowościach obwodu lwowskiego. Zachowałem w mojej pamięci wielu Ukraińców. Wspominam ich bardzo miło. Pomimo niejednokrotnie trudnych tematów, wspólnie udawało się przezwyciężyć przeszkody. Razem staraliśmy się o pełniejsze wzajemne zrozumienie; organizowaliśmy przedsięwzięcia przełamujące stereotypy. Ludzi zaangażowanych w pomoc placówce było i jest wielu. Chciałbym wymienić kilku z nich: pana Wiaczesława Wojnarowskyego, dyplomatę, przedstawiciela MSZ Ukrainy we Lwowie; gubernatora Mykołę Kmitia, a także Lwa Zacharczyszyna, wieloletniego pracownika Lwowskiej Administracji 350 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Akcja „Światełko pamięci dla Cmentarza Łyczakowskiego”, 1 XI 2010 r. Od lewej: Anna Gordijewska (Polskie Radio Lwów), konsul generalny RP G. Opaliński, prezes Federacji Organizacji Polskich na Ukrainie Emilia Chmielowa, prezes Stowarzyszenia „Rodzina Rodzin” Halina Wencak, dyrektor Szkoły Ogólnokształcącej nr 24 im. M. Konopnickiej Łucja Kowalska, nieco z tyłu (częściowo odwrócona) dyrektor Szkoły Ogólnokształcącej nr 10 im. Św. Marii Magdaleny Marta Markunina. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Obwodowej oraz poprzednich włodarzy miasta i obwodu, panów Wasyla Kujbidę i Ołeksandra Sendehę. Szczególnej wagi nabiera w tym kontekście zorganizowanie uroczystości związanych z sześćdziesiątą piątą rocznicą zagłady mieszkańców Huty Pieniackiej, z udziałem prezydentów: Lecha Kaczyńskiego i Wiktora Juszczenki, w lutym 2009 roku. Wydarzenie to, ze względu na swoje miejsce oraz apel prezydentów Polski i Ukrainy o wzajemne przebaczenie, nie miało precedensu. Nie sposób nie wspomnieć trudnych chwil pandemii grypy w obwodzie lwowskim – był to dla wszystkich czas ciężkiej pracy. Dzięki licznym ofiarodawcom z Polski udało się zorganizować transport kilkudziesięciu ciężarówek pomocy zawierającej sprzęt medyczny, maseczki chroniące drogi oddechowe i leki dla najbardziej potrzebujących. Nikt z nas nie zwracał uwagi na wiele bezsennych G. Opaliński, Miasto – fenomen 351 Inauguracja działalności odrodzonej „Pogoni” Lwów; moment, kiedy po raz pierwszy od 1939 r. zabrzmiał hymn klubu. Stoją od lewej: prezes Fundacji „Semper Polonia” Marek Hauszyld, senator Andrzej Szewiński, konsul generalny RP G. Opaliński, prowadzący uroczystość Kazimierz Kosydor, poseł Ireneusz Raś, Andrzej Izydorczyk z „Polonii” Bytom, 10 X 2009 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. nocy, spędzonych na przewożeniu bądź dystrybucji pomocy. Były to chwile prawdziwej solidarności. Nie można oddać słowami emocji, które wyzwoliły się w związku z katastrofą smoleńską. Lwów zamarł. Oprócz przedstawicieli władz, uroczystości żałobne gromadziły wielu ludzi okazujących współczucie naszemu narodowi, oddających hołd tragicznie zmarłym. W tych dniach okolice każdej z siedzib placówki zapłonęły tysiącami zniczy. Zapadły mi w pamięć słowa jednego z ukraińskich przyjaciół: „Dziś każdy z nas czuje się Polakiem”. Na osobne miejsce zasługuje reprezentujący swoją osobowością wszystko to, co Lwów ma najlepsze, wieloletni dyrektor Lwowskiego Teatru Opery i Baletu – Tadeusz Eder. Pan Tadeusz, kierujący „świątynią sztuki”, był i jest wielkim przyjacielem Konsulatu. W pamięci zachowałem także kontakty z bardzo aktywnym środowiskiem 352 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Znicze przed konsulatem, zapalone w dniu katastrofy smoleńskiej. Fragment napisu mówi: „Ukraińcy wyrażają swoje głębokie współczucie rodzinom tragicznie zmarłych oraz całemu narodowi polskiemu. Jesteśmy pewni, że przyjazny nam naród polski znajdzie w sobie siłę na przeżycie tego tragicznego wydarzenia, nie tylko w skali polskiej, ale i światowej historii…”, 10 IV 2010 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Polaków (i nie tylko) skupionych wokół „Kuriera Galicyjskiego”, z redaktorem Mirosławem Rowickim na czele. Nie bez znaczenia pozostawały także związki i kontakty z samorządowcami z Polski, w tym z miast partnerskich Lwowa, a takze stowarzyszeniami, organizacjami i firmami aktywnie wspierającymi naszych Rodaków mieszkających zarówno na terenie lwowskiego, jak i innych okręgów konsularnych. Na szczególne miejsce w tym kontekście zasłużyli Robert Choma – prezydent Przemyśla i Krzysztof Żuk – prezydent Lublina z plejadą działaczy samorządowych i społecznych, wśród których chciałbym wspomnieć Zbigniewa Wojciechowskiego i Józefa Husarza. Aktywnym animatorem współpracy był także Jan Pączek, starosta przemyski, a w dziedzinie kultury Adam Halwa z Centrum Kultury w Przemyślu oraz dyrektor Muzeum Narodowego w tym mieście, G. Opaliński, Miasto – fenomen 353 Wikariusz generalny archidiecezji lwowskiej, ks. infułat Józef Pawliczek zwiedza wystawę dokumentującą wizyty Marii i Lecha Kaczyńskich we Lwowie, zorganizowaną przez KG RP w foyer lwowskiej opery, 26 IV 2010 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Mariusz Olbromski. Na styku kultury i biznesu działał nasz partner z PKO BP O/Lublin, Jan Karwański. W trakcie swojej pracy konsularnej spotkałem się z twierdzeniem, które jednocześnie w sposób precyzyjny określa charakter pracy we Lwowie. Decydując się na pracę w służbie konsularnej, każdy powinien głęboko przemyśleć swoją decyzję, wyjazd do pracy na Wschodzie to swego rodzaju posłannictwo, a praca konsula we Lwowie to zaszczyt i misja. Każdy z kierujących placówką konsularną RP we Lwowie doświadczył, oprócz magii tego miasta, okręgu, poważnych wyzwań, związanych z podołaniem wielości zadań oraz ich skalą. Kierowałem Konsulatem Generalnym RP we Lwowie w czasie bardzo ważnych zmian w sposobie jego funkcjonowania. Początkowo pracowaliśmy w trzech miejscach. Były to dwa obiekty związane z obsługą ruchu osobowego, przy ul. Smiływych 5 oraz przy 354 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Msza w intencji ofiar katastrofy smoleńskiej we lwowskiej bazylicie, 12 IV 2010 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. ul. I. Franki 110, a także dwa mieszkania przystosowane do spełniania funkcji konsularnych przy ul. M. Kociubińskiego 11a. Wyzwaniem o niespotykanej dotychczas skali było zakończenie budowy i wyposażenie nowej siedziby urzędu. Zakończenie tego przedsięwzięcia nie byłoby możliwe, gdyby nie szczególne zaangażowanie konsula Zygmunta Badowskiego, którego doświadczenie i umiejętności niejednokrotnie przezwyciężały pojawiające się przeszkody. Oddanie nowej siedziby pozwoliło na zdecydowaną poprawę warunków pracy, umożliwiło efektywniejsze zarządzanie i doprowadziło do lepszych rezultatów w każdym aspekcie działalności placówki. Specyfika pracy we Lwowie to konieczność sprostania ogromnemu zapotrzebowaniu wizowemu obywateli Ukrainy, co było możliwe dzięki rzetelnej pracy całego zespołu. Nowym elementem absorbującym pracowników urzędu stało się wejście w życie Umowy o małym ruchu granicznym. Sądzę, że sprawna realizacja zadań G. Opaliński, Miasto – fenomen 355 Przed pokazem filmu „Katyń” w reż. Andrzeja Wajdy. Przemawia mianowany na miejsce po A. Przewoźniku sekretarz ROPWiM, Andrzej Krzysztof Kunert. Stoją od lewej: zastępca gubernatora lwowskiego Myron Jankiw oraz konsul generalny RP Grzegorz Opaliński, 26 IV 2010 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. w tym zakresie potwierdziła duże zaangażowanie i doskonałe zorganizowanie naszego zespołu. Odrębne miejsce trzeba poświęcić koleżankom i kolegom z zespołu zajmującego się wydawaniem Kart Polaka. To bardzo ważna część naszej działalności. Praca na rzecz Rodaków zamieszkujących lwowski okręg konsularny obfitowała we wzruszające sytuacje. Często nasi konsulowie odwiedzali skupiska Polaków w odległych miejscach, gdzie przyjmowanie wniosków połączone było ze spotkaniami w tamtejszych środowiskach polskich. Współpracowaliśmy we Lwowie, a częściej w terenie, z Fundacją „Pomoc Polakom na Wschodzie” i Stowarzyszeniem „Wspólnota Polska”. Nie sposób pominąć pasjonatów Kresów, ludzi niezwykle oddanych pracy dla Rodaków, Rafała Dzięciołowskiego i Michała Dworczyka. Czerwony samochód pana Michała był często postrzegany przez miejscowych Polaków jako zwiastun pomocy. 356 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Lwowski Teatr Opery i Baletu przed pokazem filmu „Katyń”, 26 IV 2010 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Często praca Konsulatu Generalnego RP we Lwowie odbierana jest przez pryzmat zagadnień związanych z ruchem osobowym – wizy i karty Małego Ruchu Granicznego. Warto jednak zwrócić uwagę także na działalność Konsulatu o charakterze kulturalnym, promocyjnym, rocznicowym, związanym z opieką nad dziedzictwem kulturowym i historycznym. Trudno wymienić je wszystkie. Z każdym rokiem, przy zachowaniu cyklicznych wydarzeń organizowanych od lat, placówka wzbogaca swoją ofertę o nowe projekty tego typu: Polska Wiosna Teatralna we Lwowie (2011), coroczne Międzynarodowe Seminarium Młodzieżowe ARKA, pokazy głośnych filmów polskich („Katyń”, „Wolność jest w nas”), wykłady profesorów z Polski, liczne wystawy i wiele, wiele innych imprez. Jedną z najbardziej znanych akcji Konsulatu, która narodziła się w środowisku młodych dziennikarzy Polskiego Radia Lwów, spośród których chciałbym wymienić co najmniej Beatę Kost, jest ta pod nazwą Światełko Pamięci dla Cmentarza Łyczakowskiego. G. Opaliński, Miasto – fenomen 357 Plakat wydrukowany z okazji Tygodnia Kultury Polskiej, 10–15 VIII 2010 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor projektu graficznego: Jarosław Sosnowski. 358 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Plakat koncertu z cyklu „Miłosz – koncert polski”, w związku z Rokiem Czesława Miłosza, Czerniowce, 8 VI 2011 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor projektu graficznego plakatu: Jarosław Sosnowski. G. Opaliński, Miasto – fenomen 359 Konsul konsul generalny RP G. Opaliński wspólnie z oficerami Biura Ochrony Rządu i kapitanem Eugeniuszem Cydzikiem (stoi za konsulem z lewej) na Cmentarzu Obrońców Lwowa w dniu Narodowego Święta Niepodległości, 11 XI 2010 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. W jej ramach co roku, 1 listopada, wspólnie z naszymi rodakami ze Lwowa, zapalamy kilkadziesiąt tysięcy zniczy na zapomnianych grobach Cmentarza Łyczakowskiego. Wieczorny widok rozświetlonego cmentarza chyba na zawsze pozostanie w pamięci uczestników tej akcji. Organizując wydarzenia we Lwowie, nie pomijaliśmy innych ważnych ośrodków, takich jak: Iwano-Frankiwsk, Tarnopol, Czerniowce, Drohobycz, Mościska, Strzelczyska, Stryj, a także zupełnie małych miejscowości. Wciąż żywe są wspomnienia ze zorganizowanej po raz pierwszy od 1938 roku uroczystej akademii z okazji Narodowego Święta Niepodległości w Iwano-Frankiwsku (dawnym Stanisławowie) w 2010 roku. Podobnie niezapomniane były w 2009 roku obchody rocznicy wybuchu II wojny światowej, które uświetnili swoim udziałem rekonstruktorzy 360 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Arcybiskup rzymskokatolicki Mieczysław Mokrzycki oraz greckokatolicki biskup pomocniczy Benedykt Aleksijczuk, na Cmentarzu Obrońców Lwowa, 1 XI 2010 r. Fotografia z archiwum KG RP, autor: Danuta Greszczuk. występujący w mundurach z 1939 roku oraz uczestnicy odwiedzającego corocznie Lwów Rajdu Katyńskiego. Ich obecność w celebrze Mszy Świętej w katedrze lwowskiej i późniejsze spotkanie ze środowiskiem kombatantów stworzyły niezwykłą atmosferę i stały się okazją do wspomnień tych, którzy wówczas walczyli o wolność Ojczyzny. Organizując wydarzenia adresowane do lwowskich elit średniego i starszego pokolenia Polaków, nie zapominaliśmy o najmłodszych. Do historii przeszły organizowane przez Konsulat obchody Polsko-Ukraińskiego Dnia Dziecka, które uświetniła swym udziałem pani prezydentowa Maria Kaczyńska. W czasie tego dnia Lwów należał do dzieci. Wspomnienie finału uroczystości – gali i spektaklu dla ponad tysiąca maluchów we Lwowskim Teatrze Opery i Baletu – do dziś wywołuje uśmiech i wzruszenie. Podobnie ma się rzecz z zapoczątkowanym przez nas w 2009 roku cyklicznym Konkursem Wiedzy o Języku i Kulturze Polskiej „Znasz-li ten kraj…”, przeznaczonym dla dzieci i młodzieży polskiej. G. Opaliński, Miasto – fenomen 361 VII Akcja Światełko Pamięci dla Cmentarza Łyczakowskiego. Konsul generalny RP G. Opaliński składa wieńce w towarzystwie dyrektorów polskich szkół we Lwowie. Z lewej dyrektor Szkoły Ogólnokształcącej nr 10, Marta Markunina. Z prawej dyrektor Szkoły Ogólnokształcącej nr 24 im. M. Konopnickiej, Łucja Kowalska, 1 XI 2010 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. 362 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Cmentarz Orląt Lwowskich, VII Akcja Światełko Pamięci dla Cmentarza Łyczakowskiego, 1 XI 2010 r. Fotografia z archiwum KG RP, autor: Danuta Greszczuk G. Opaliński, Miasto – fenomen 363 Pierwsze od 1938 roku obchody Narodowego Święta Niepodległości w Iwano-Frankiwsku (d. Stanisławowie). Konsul generalny RP G. Opaliński wita gości wieczoru, wspólnie z partnerem Konsulatu – redaktorem gazety „Kurier Galicyjski” Mirosławem Rowickim. Na zdjęciu konsul rozmawia z prezydentem miasta Wiktorem Anuszkewyczusem. Iwano-Frankiwsk, 18 XI 2010 r. Fotografia z archiwum „Kuriera Galicyjskiego”. Lata pełnienia obowiązków we Lwowie wspominam jako okres bardzo wytężonej pracy swojej i całego zespołu. Właściwie w każdej wymiernej kategorii pracy placówka biła rekordy. Każdy dzień działalności, początkowo Agencji Konsularnej, potem Konsulatu Generalnego RP we Lwowie, dostarczał pracującym niezapomnianych przeżyć. By praca ta przynosiła zamierzone efekty, wymagała od każdego z nas maksymalnego zaangażowania i poświęcenia. Świadomość znaczenia wykonywanej pracy, zaangażowanie i poczucie misji w połączeniu z entuzjazmem pozwalały na pokonywanie niezliczonych przeciwności i formułowanie kolejnych planów. Wspominając z perspektywy czasu pracę we Lwowie, jeszcze raz pragnę podziękować wszystkim pracownikom placówki. 364 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Ludziom, bez których zaangażowania i poświęcenia nie byłoby możliwe osiągnięcie tak dobrych wyników. W tym kontekście szczególnego znaczenia nabierają słowa, które często wówczas powtarzałem: Konsulat Generalny we Lwowie to wszyscy jego pracownicy, także, a może przede wszystkim ci, których na co dzień nie widać. Ich praca ma kluczowe znaczenie i kształtuje opinię o placówce. Chylę czoła przed każdym z poprzedników, a konsulowi generalnemu RP, ambasadorowi tytularnemu Jarosławowi Drozdowi i pozostałym pracownikom życzę samych sukcesów oraz codziennej radości i satysfakcji z pracy. Grzegorz Opaliński ANDRZEJ PIOTR DROZD p.o. konsula generalnego RP we Lwowie [1 vi 2011 – 31 viii 2011] Andrzej Piotr Drozd, urodzony 19 października 1962 roku w Warszawie. Politolog, handlowiec, urzędnik, prozaik, poeta. W okresie 2002–2012 pracował w strukturach ministerstwa spraw zagranicznych, piastując stanowiska konsula w KG RP w Łucku, kierownika Działu Konsularnego Ambasady RP w Helsinkach i zastępcy konsula generalnego we Lwowie. LWÓW: CHAPEAU BAS!… Dwa i pół roku, które spędziłem we Lwowie, to czas na trwałe już wpisany w moją pamięć. Przez ten krótki okres Lwów stał się jednym z niewielu wyjątkowych dla mnie miejsc, jakie pokochałem. Wypada mi tu podać nieco chronologii dla określenia ram czasowych i uwarunkowań zawodowych, które stanowiły moją lwowską rzeczywistość. Do Konsulatu Generalnego RP we Lwowie przyjechałem w lipcu 2010 roku, a opuściłem to miasto na początku stycznia 2013 roku. Obejmując stanowisko zastępcy konsula generalnego, miałem zaszczyt i przyjemność współpracować z dwoma wspaniałymi przełożonymi: konsulem Grzegorzem Opalińskim oraz konsulem Jarosławem Drozdem (zbieżność nazwisk jest tu przypadkowa i nie wiąże się z żadnym stopniem pokrewieństwa). Współpraca z obydwoma zwierzchnikami układała się, w moim przekonaniu, należycie i merytorycznie poprawnie; korzystając z okazji, jeszcze raz składam im podziękowania za wspólny czas wytężonej pracy. Po wyjeździe ze Lwowa konsula Grzegorza Opalińskiego i do przyjazdu jego następcy, decyzją MSZ na ten kilkumiesięczny okres objąłem stanowisko konsula generalnego RP. Były to burzliwe miesiące, pełne intensywnych działań. Mimo oficjalnego otwarcia nowej siedziby urzędu w maju 2011 roku, sprawy związane z wykończeniem i zagospodarowaniem placówki wciąż wymagały sporego zaangażowania. Uczestniczyłem w tym żmudnym budowlano-formalno-prawnym procesie, który szczęśliwie doprowadził gmach urzędu do stanu, w jakim znajduje się dziś. Z satysfakcją i pewnym wzruszeniem myślę o rododendronach, magnoliach i dużej części roślin ozdobnych okalających budynek, sadzonych pod moim pieczołowitym nadzorem. Niech rosną 368 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul A. Drozd inauguruje koncert muzyki polskiej i francuskiej, zorganizowany z okazji Dnia Europy we Lwowskiej Filharmonii Obwodowej. Obok konsula stoi prowadząca uroczystość Zofia Iwanowa, 8 V 2012 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Serhij Horobeć. potężne i kwitną kolorowo, skrywając w sobie cząstkę mojego do nich przywiązania. Według starej maksymy to byt miał kształtować świadomość, tymczasem nasz wspólny byt ostatnich dekad to rzeczywistość bazarów oraz notoryczny przemyt alkoholu i papierosów przez granicę. To również oblężone przejścia graniczne, których wciąż jest dramatycznie mało. To także sezonowi, ale nie tylko, pracownicy z Ukrainy, wypełniający lukę powstałą w wyniku migracji zarobkowej, poszukujących lepszego miejsca na ziemi, Polaków. To wreszcie długie dyskusje o trudnej przeszłości… gdy współczesność bezpowrotnie umyka. Szybko zauważyłem, że mimo bliskości geograficznej i różnorodności łączących nas – Polaków i Ukraińców – więzi, niezwykle mało o sobie wiemy. Nie zdołałem zrobić wszystkiego przez ten krótki czas mojego pobytu we Lwowie. A. Drozd, Lwów: Chapeau bas!… 369 Koncert muzyki polskiej i francuskiej zorganizowany z okazji Dnia Europy. We lwowskiej filharmonii zabrzmiały utwory Witolda Lutosławskiego, Karola Szymanowskiego, Claude`a Debussy’ego i Maurycego Ravela. Na zdjęciu pianista i kompozytor Iwan Pachota, 8 V 2012 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Serhij Horobeć. Mam jednak przekonanie, że znacznie więcej, niż statystyczny urzędnik piastujący podobne stanowisko. Należę do ludzi, którzy nie poprzestając na rutynie codziennych obowiązków, zawsze starają się zrobić możliwie najwięcej. Swoją misją we Lwowie, poza obowiązkami konsula, uczyniłem kulturę. Gdyż w tym wspaniałym mieście, w którym znają Chopina, ale Szymanowskiego już nie – nie wspominając o Lutosławskim, Pendereckim, Góreckim czy innych – mieście, w którym stoi pomnik Mickiewicza, ale prawie nikt nie słyszał o współczesnej pisarce Oldze Tokarczuk czy Jacku Dehnelu, wiedziałem, jak dużo trzeba zrobić. Tu dla sprawiedliwości powinienem dodać, iż moja tyrada nie dotyczy lwowskich elit, bo te znają wszystko, a może jeszcze więcej. Dotyczy ona przeciętnego zjadacza chleba. Oczywiście, rzecz ma się podobnie ze statystycznym Polakiem. Jestem niemal pewny, że na pytanie, 370 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Koncert polskiej muzyki współczesnej w ramach festiwalu Kontrasty. Orkiestrą w rozszerzonym składzie dyrygował polski maestro Wojciech Rodek (na zdjęciu), na altowym flecie grał solista ze Szwajcarii Valter Feldmann, partię mezzosoprano zaśpiewała Lilia Nikitczuk (na zdjęciu), 8 V 2012 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Serhij Horobeć. kim był Borys Latoszyński czy Lew Rewucki, kim jest Oksana Zabużko czy Taras Prochaśko lub nawet Jurij Andruchowycz – odpowiedzią będzie lekkie wzruszenie ramion i pośpieszny odwrót w otchłań charakterystycznej dla współczesności ignorancji. Współpraca z lwowskim środowiskiem twórczym zaowocowała wieloma udanymi projektami. Dodam, iż unikałem organizowania jednorazowych imprez, tych najprostszych w realizacji, polegających na zaproszeniu kogoś z Polski i odegraniu koncertu. Chciałem więcej niż wydarzenie „odhaczyć” – tylko po to, by jego incydentalność miała dać satysfakcję płynącą ze świadomości spełnionego obowiązku. Pragnąłem, by polskie utwory znalazły się w programach koncertowych ukraińskich filharmonii czy ukraińskich wykonawców. Więcej: aby żyły własnym życiem. Udało się. Pomysł zakiełkował i wydał owoce, którego najlepszym A. Drozd, Lwów: Chapeau bas!… 371 Przyjęcie z okazji Narodowego Święta Niepodległości w siedzibie konsulatu, 12 XI 2012 r. Od prawej konsul generalny RP J. Drozd z małżonką Beatą, zastępca kierownika urzędu konsul Andrzej Drozd, kierownik Wydziału Administracyjno-Finansowego konsul Anna Kulikowska, kierownik Wydziału Współpracy z Polakami na Ukrainie konsul Marian Orlikowski, konsul ds. współpracy dwustronnej Marcin Zieniewicz, kierownik Wydziału Ruchu Osobowego konsul Jerzy Timofiejuk. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. przykładem jest cykl muzyczny poświęcony najwybitniejszemu polskiemu kompozytorowi pierwszej połowy XX wieku, Karolowi Szymanowskiemu. Cykl ten stał się wizytówką Konsulatu w całym środowisku twórczym Ukrainy, bo przekroczył granice Lwowa, potem Zachodniej Ukrainy, wreszcie, i prawem cyklicznego powrotu, samej Ukrainy… znajdując miejsce w Polsce, gdzie już bez mojego udziału jest kontynuowany w Krakowie, Lublinie i Warszawie. Nie policzę, na ilu scenach ukraińskich filharmonii zabrzmiały utwory europejskiej muzyki tego wielkiego Polaka: „Mity”, „Tarantella”, „Pieśń Roksany”, „Taniec” z „Harnasiów” – we Lwowie, Tarnopolu, Stanisławowie, Czerniowcach, w gnieździe rodzinnym Szymanowskich – Tymoszówce, Kirowogradzie i innych. Z czasem do programu koncertów dołączył „Kwintet ukraiński”, utwór niezwykłego ukraińskiego kompozytora polskiego pochodzenia, 372 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Wystawa prac stypendystów polskiego programu Gaude Polonia we Lwowskim Pałacu Sztuki. Na zdjęciu konsul A. Drozd (w środku) z autorami prac, na lewo od niego dyrektor Lwowskiego Pałacu Sztuki Jurij Hnatkowskyj, pierwszy z lewej konsul Marian Orlikowski, 28 V 2012 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Serhij Horobeć. Borysa Latoszyńskiego. Bardzo chciałem pokazać wzajemne przenikanie polskiej i ukraińskiej szkoły kompozytorskiej, a jednocześnie uświadomić słuchaczom jej niepowtarzalny koloryt na europejskiej palecie muzycznej. Borys Latoszyński, nieznany w Polsce, wzbudzał wśród odbiorców podziw, nierzadko wręcz euforię. Z czasem zdołaliśmy wzbogacić repertuar o utwory Witolda Lutosławskiego i Mikołaja Góreckiego. Ich wspaniałe kompozycje rozbrzmiewały podczas wieczornych koncertów w różnych zakątkach Ukrainy. Nagranie profesjonalnej płyty z kompozycjami Szymanowskiego i Latoszyńskiego uwieczniło efemeryczne przecież brzmienie koncertowe. Tu pragnę podziękować tym, którzy przyczynili się do sukcesu: orkiestrze Lwowskiej Filharmonii i wspaniałym muzykom, zaś przede wszystkim skrzypaczce Lidii Futorskiej, pianistce Mariannie Humeckiej oraz obdarzonemu A. Drozd, Lwów: Chapeau bas!… 373 niezwykłym talentem młodemu pianiście i kompozytorowi, który zgodził się być menadżerem większości z moich koncertowych działań, Iwanowi Pachocie. Dziękuję dyrygentowi Lubelskiej Orkiestry Symfonicznej, Wojciechowi Rodekowi, który po zapoznaniu się z programem, nie pytając o warunki, zgodził się przyjechać z Polski i poprowadzić orkiestrę. Zrobił to po mistrzowsku!… Z inicjatywy Konsulatu wzbogacono ukraiński rynek wydawniczy o niezwykle cenne pozycje polskiej literatury współczesnej, której dotąd brakowało na półkach lwowskich księgarni. Wysiłkiem entuzjastów literatury i z moim skromnym poparciem, wydano książkę Bieguni Olgi Tokarczuk, a do tłumaczenia trafiła wkrótce Lala Jacka Dehnela. Pozwolę sobie wyznać, że jestem dziś z tego niezwykle dumny. Swoje krótkie wspomnienia rozpocząłem od wyznania poniekąd fundamentalnego – że pokochałem Lwów. Prawdą jest, że wiążą mnie z tym miastem rodzinne koneksje, jednak nigdy nie odbierałem go przez tego rodzaju sentymentalny pryzmat. Lwów postrzegałem poprzez jego architektoniczne piękno, dzięki czemu 374 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 dołączył on w mojej świadomości do Wenecji i Barcelony – do magicznych miast, które wybrałem na moje małe duchowe ojczyzny. Ale miasto to nie tylko dekoracja. Istotą piękna Lwowa jest toczące się w nim życie, jego ludzie i ich historie. Lwów, to pozornie uśpione miasto, w rzeczywistości wibruje współczesnością. Posiada wielki twórczy potencjał, któremu chapeau bas!… Nigdy dotąd nie spotkałem tylu talentów pod jednym kawałkiem nieba. Mam nadzieję, że będą się one rozwijać, potężnieć i nieść wszem i wobec silny głos lwowskiego genius loci, który kształtuje ludzi, sam będąc przez nich tworzonym. Jestem tego najlepszym przykładem… Andrzej Drozd JAROSŁAW DROZD ambasador tytularny konsul generalny RP we Lwowie [od i ix 2011] Jarosław Drozd urodził się 13 czerwca 1955 roku w Koszalinie. W roku 1974 zdał maturę w VII LO im. Dąbrówki w Poznaniu. W latach 1974–1978 studiował dziennikarstwo na Wydziale Nauk Społecznych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. W latach 1979–1986 był kolejno doktorantem w Instytucie Nauk Politycznych UAM oraz asystentem w Instytucie Nauk Ekonomicznych i Społecznych Politechniki Poznańskiej. Był również asystentem i starszym asystentem w Polskim Instytucie Spraw Międzynarodowych (PISM) w Warszawie. W latach 1986–1990 pracował jako II sekretarz, następnie I sekretarz Ambasady Polskiej w RFN. W latach 1991–1995 pracował w PISM. W latach 1993–1995 radca-minister w Departamencie Badań Strategicznych MSZ, następnie w Departamencie Studiów i Planowania MSZ. W latach 1995–2002 był radcą i I radcą w Ambasadzie RP w Austrii. W latach 2002–2005 pełnił obowiązki zastępcy dyrektora, następnie dyrektora Departamentu Systemu Informacji MSZ. Mimo swoich codziennych obowiązków, cały czas zajmował się nauką. W 1989 roku w PISM obronił pracę doktorską. W 1999 roku habilitował się na Wydziale Nauk Społecznych UAM w Poznaniu. Od 2002 roku jest profesorem Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Jarosław Drozd jest autorem kilkudziesięciu publikacji dotyczących stosunków międzynarodowych, polityki bezpieczeństwa i stosunków polsko-niemieckich. Zna język niemiecki i rosyjski. W latach 2005–2011 był konsulem generalnym RP w Sankt Petersburgu. Od 1 września 2011 roku pełni funkcję konsula generalnego RP we Lwowie. Posiada tytuł ambasadora tytularnego – od 2010 roku. Żonaty, małżonka Beata. Mają syna. BEZ OSTATNIEGO ROZDZIAŁU… Konsulat Generalny RP we Lwowie jest największym na świecie polskim urzędem konsularnym; pracuje w nim ponad sto osób. Od wprowadzenia ruchu wizowego osiągaliśmy wyróżniające wyniki w obsłudze obywateli Ukrainy. Podobnie jest w roku dwudziestopięciolecia pracy urzędu. W połowie grudnia przekroczyliśmy liczbę trzystu trzydziestu tysięcy wiz, a wcześniej, w październiku, wręczyliśmy stutysięczne pozwolenie na przekraczanie granicy w ramach Umowy o małym ruchu granicznym. Rekordowe wyniki padają też w innych obszarach pracy, dla przykładu w latach 2008-2012 wydaliśmy ponad trzydzieści tysięcy Kart Polaka. W związku z rosnącą liczbą odwiedzających Zachodnią Ukrainę Polaków, na brak pracy nie narzeka także Wydział Prawny i Opieki Konsularnej, pomagający naszym obywatelom w różnych sytuacjach. Jednym z głównych zadań Konsulatu pozostaje opieka nad społecznością polską. Wydział Współpracy z Polakami na Ukrainie wspiera inicjatywy polskich organizacji, wspólnie realizując wiele projektów. Ważną sprawą jest wspieranie oświaty polskiej, zarówno szkół publicznych z polskim językiem wykładowym, jak i sobotnio-niedzielnych, rozsianych na terenie Zachodniej Ukrainy. Rok 2012 przyniósł finalizację działań na rzecz utworzenia Centrum Kultury Polskiej i Dialogu Europejskiego w Iwano-Frankiwsku, które już niebawem otworzy swoje podwoje. Liczymy, że przyszły rok przyniesie długo oczekiwany przełom w kwestii utworzenia analogicznej instytucji we Lwowie. Kontynuujemy większość własnych projektów oraz tych, realizowanych przy naszym wsparciu. Co roku odbywa się Międzynarodowy Festiwal „Jazz Bez”, organizowany przez lwowskie stowarzyszenie artystyczne „Dzyga”. Organizujemy obchody Polsko- 378 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Przegląd Najnowszych Filmów Polskich „Pod Wysokim Zamkiem”. Spotkanie z twórcami filmu „Mała Matura 1947”. Od lewej strony: konsul Jacek Żur, konsul generalny RP ambasador tytularny J. Drozd, Sonia Bohosiewicz, producent Włodzimierz Niderhaus, reżyser Janusz Majewski, Wiktor Zborowski oraz pracownik konsulatu Barbara Pacan, 26 IX 2012 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Jan Hałas. Koncert zespołu „Enej” podczas Polsko-Ukraińskiego Festiwalu Partnerstwa, 15 IX 2012 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autorzy: Julia Łokietko, Eugeniusz Sało. J. Drozd, M. Zieniewicz, Bez ostatniego rozdziału… 379 Dobroczynny Jarmark Bożonarodzeniowy „Dajmy Nadzieję”. 8 XII 2012 r. Na zdjęciu inicjatorzy Jarmarku, konsul generalny RP Jarosław Drozd z małżonką Beatą. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. -Ukraińskiego Dnia Dziecka, który przynosi wiele radości małym Polakom i Ukraińcom. Trzeba też wspomnieć autorski projekt Konsulatu, skierowany do uczniów szkół sobotnich, którym jest coroczny Konkurs Wiedzy o Języku i Literaturze Polskiej „Znasz-li ten kraj…”, zaś Polsko-Ukraińsko-Żydowskie Seminarium „Arka” płynie po wzburzonych falach wspólnej historii już siedem lat!… Projekt ten otworzył przestrzeń dla trudnych tematów historii trzech narodów oraz wzajemnych wpływów kulturowych. Wzięło w nim udział wielu wybitnych naukowców, wykładowców, działaczy społecznych oraz wiele osób ze świata polityki. W roku 2012 powróciliśmy do idei polskiej majówki. Zorganizowaliśmy ją w gościnnym seminarium w Brzuchowicach. Pod hasłem Narodowego Święta Konstytucji oraz Dnia Polonii i Polaków za Granicą, po raz kolejny zorganizowaliśmy festiwal Polska Wiosna Teatralna. Wizytówką Konsulatu są obchody Święta Niepodległości, które odbywają się również w Iwano-Frankiwsku. W Dzień Wszystkich Świętych, wspólnie z rodakami ze Lwowa i Polski uczesticzymy w akcji Światełko Pamięci dla Cmentarza Łyczakowskiego, 380 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 W Święto Służby Zagranicznej, 18 XI 2012 r., w Konsulacie Generalnym RP otwarto Bibliotekę im. Św. Jana Pawła II. Pomieszczenie poświęcił w obecności konsula generalnego RP J. Drozda, abp Mieczysław Mokrzycki, metropolita lwowski. Archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Jubileusz 80-lecia aktora Polskiego Teatru Ludowego we Lwowie, niepowtarzalnego pana Jana „Janusza” Tyssona (pośrodku) z udziałem konsula generalnego RP J. Drozda, który skromnie stoi za aktorami. W pierwszym rzędzie od lewej: Elżbieta Gelich, Luba Lewak, Dostojny jubilat, Jadwiga Pechaty, Wiktor Lafarowicz (groźny ze strzelbą). Stoją od lewej: dyrektor i reżyser Zbigniew Chrzanowski, Natalia Stupko, Anna Gordijewska, córka Jubilata Izabella Tysson, Bogusław Kleban, Irena Asmołowa, Elżbieta Wiesner, Anna Paszkowska, Irena Słobodian, Andrzej Bowszyk. W trzecim rzędzie od lewej: Anatol Lewak, Krzysztof Szymański, Jarosław Sosnowski oraz (słabo widoczny) Paweł Kuński. Z tyłu, z prawej, konsul generalny RP J. Drozd oraz Wołodymyr Parubij, dyrektor Domu Nauczyciela, 22 I 2012 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. J. Drozd, M. Zieniewicz, Bez ostatniego rozdziału… 381 W Narodowe Święto Niepodległości konsul generalny RP we Lwowie J. Droz udekorował dn. 12 XI 2012 r. legendarną polonistkę ze Szkoły nr 10 im. Św. Marii Magdaleny we Lwowie, Marię Iwanową, Krzyżem Oficerskim Orderu Zasługi Rzeczypospolitej, przyznanym przez prezydenta RP. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Msza święta za Ojczyznę z okazji Narodowego Święta Niepodległości w Lwowskiej Bazylice Metropolitalnej 11 XI 2012 r. Poczty sztandarowe to reprezentacja środowiska polskiego Lwowa i Ziemi Lwowskiej. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. 382 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Mieszkanka Sambora odbiera pozwolenie na przekroczenie granicy w ramach Małego Ruchu Granicznego. Był to stutysięczny dokument wydany przez konsulat we Lwowie. Na zdjęciu od lewej: konsul generalny Jarosław Drozd, przewodniczący rady obwodowej Petro Kołodij, ambasador RP na Ukrainie Henryk Litwin oraz ambasador Ukrainy w RP Markijan Malskyj, 12 X 2012 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Wizyta b. ministra spraw zagranicznych, prof. Adama Daniela Rotfelda w greckokatolickiej Ławrze Uniowskiej, miejscu, w którym A.D. Rotfeld był jako dziecko ukrywany przed Niemcami przez ihumena klasztoru o. Klemensa Szeptyckiego oraz zakonników Studytów. Od lewej: konsul generalny Jarosław Drozd, minister A.D. Rotfeld, dyrektor Instytutu Polskiego w Kijowie Jarosław Godun, konsul Marcin Zieniewicz oraz przełożony Ławry Uniowskiej Zakonu Studytów, o. Makarij, 28 XI 2012 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie. J. Drozd, M. Zieniewicz, Bez ostatniego rozdziału… 383 Konsul generalny RP Jarosław Drozd przemawia podczas uroczystości odsłonięcia pomnika ukraińskiego męczennika – bł. O. Omeliana Kowcza w Przemyślanach, 11 V 2012 r. Obok konsula generalnego, w roli tłumacza, konsul Marcin Zieniewicz. Obok pomnika stoją wysocy przedstawiciele Ukraińskiego Kościoła Grekokatolickiego, od prawej: bp kołomyjsko-czerniowiecki Mykoła Simkajło, bp stryjski Taras Seńkiw, abp iwano-frankowski Wołodymyr Wijtyszyn, Metropolita Kijowski Swiatosław Szewczuk. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Witalij Hrabar. zapoczątkowaną przez dziennikarzy Polskiego Radia Lwów. Ogromne wsparcie akcji zawdzięczamy sekretarzowi Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, Andrzejowi Krzysztofowi Kunertowi. Wśród najciekawszych inicjatyw Konsulatu trzeba wymienić Przegląd Najnowszych Filmów Polskich „Pod Wysokim Zamkiem”, który jest jednym z największych wydarzeń promujących polską kinematografię na Ukrainie. W ciągu tygodnia, na przełomie września i października, zaprezentowaliśmy ponad trzydzieści filmów z lat 2010–2012. Gościliśmy między innymi Janusza Majewskiego, Andrzeja Seweryna, Wiktora Zborowskiego, Sonię Bohosiewicz, Marcina Dorocińskiego i inne sławy polskiego kina. Prócz pokazów filmowych, odbyło się kilkanaście imprez, między innymi wystawa przedwojennego plakatu filmowego, spotkania i prelekcje, a także młodzieżowa gra terenowa „Uliczkami Lwowa” – śladami polskiego kina oraz pozornie daleki od kina… wieczór „Tango”. 384 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 „Czarodziejska Noc w Bibliotece”. Projekt konsulatu przeznaczony dla dzieci ze szkół polskiej mniejszości narodowej. W nocy 27–28 IV 2012 r. trzydzieścioro siedmioro śmiałków spotkało się w Lwowskiej Dziecięcej Bibliotece Obwodowej ze znanymi pisarzami – Wandą Chotomską, Beatą Ostrowicką i Pawłem Wakułą. Prócz wspólnego czytania, dzieci uczestniczyły w warsztatach plastycznych, teatralnych oraz tanecznych. Na zdjęciu: Wanda Chotomska w otoczeniu dzieci. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Wiktoria Pasternicka. Polsko-Ukraiński Festiwal Partnerstwa, zorganizowany po raz pierwszy we wrześniu tego roku, był wydarzeniem o dużym znaczeniu kulturalnym, promocyjnym, a także politycznym. Idea Festiwalu to prezentacja owoców współpracy Lwowa i obwodu lwowskiego z partnerami w Polsce, unikalnego w skali całej Ukrainy. Na scenie, przy jeszcze letniej choć kapryśnej aurze, zaprezentowało się kilkanaście zespołów muzycznych z Polski, przybyłych do lwiego grodu z partnerskich miast i województw. Rekordową publiczność zgromadził polsko-ukraiński zespół „Enej” z Olsztyna. Konsulat realizuje bądź wspiera około sto pięćdziesiąt inicjatyw w skali roku. Nietuzinkowym projektem jest „Czarodziejska Noc w Bibliotece”, przeznaczona dla uczniów z polskim językiem nauczania. Wśród wydarzeń warto wspomnieć inicjatywę małżonki konsula generalnego, pani Beaty Drozd – Dobroczynny Jarmark Bożonarodzeniowy „Dajmy Nadzieję”, zrealizowany wspólnie z członkami J. Drozd, M. Zieniewicz, Bez ostatniego rozdziału… 385 II Polsko-Ukraiński Dzień Dziecka. Nasi mali goście w foyer Opery Lwowskiej, za chwilę wystąpi Zespół Pieśni i Tańca Szkoły Głównej Handlowej. Pośrodku, jedyny pod krawatem konsul Wydziału Współpracy z Polakami na Ukrainie, Jacek Żur. W drugim rzędzie pracownik Wydziału Barbara Pacan. 1 VI 2011 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Polska Majówka w Brzuchowicach k. Lwowa, 12 V 2012. W prawym górnym rogu występom wtórują panie konsul: (od lewej) Lidia Aniołowska, Joanna Wasiak, Alfreda Hermańska oraz Jolanta Rabiak. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. 386 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Konsul generalny Jarosław Drozd wspólnie z przedstawicielami społeczności polskiej ze Lwowa złożył kwiaty pod pomnikiem Adama Mickiewicza, 2 V 2012. Pośrodku konsul Jarosław Drozd, po prawej od konsula Lidia Kiejzik, dyrektor Polskiego Studia Teatralnego w Wilnie, konsul Marian Orlikowski oraz Prezes Fundacji „Pomoc Polakom na Wschodzie” Olga Iwaniak. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Kierownik Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, minister Jan Stanisław Ciechanowski, przekazuje na ręce córek Wandy Puszczak i Krystyny Adamskiej Krzyż Komandorski Orderu Zasługi RP, przyznany przez prezydenta RP pośmiertnie legendarnemu opiekunowi miejsc pamięci narodowej Eugeniuszowi Cydzikowi. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. J. Drozd, M. Zieniewicz, Bez ostatniego rozdziału… 387 Konsul generalny Jarosław Drozd wita na lotnisku we Lwowie prezydenta RP Bronisława Komorowskiego. Po prawej stronie od konsula zastępca Ambasadora RP na Ukrainie Dariusz Górczyński, 2 VII 2015 r. Zdjęcie z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Jan Hałas. Prezydent RP B. Komorowski przed pomnikiem polskich profesorów uczelni lwowskich, pomordowanych przez okupantów niemieckich w 1941 r. Od prawej: Waldemar Strzałkowski (Kancelaria Prezydenta RP), konsul Jarosław Drozd, minister Jaromir Sokołowski (Kancelaria Prezydenta RP), ambasador RP w Kijowie Henryk Litwin, prezydent B. Komorowski, Stanisław Koziej (szef BBN) oraz Irena Lichnerowicz-Augustyn (dyrektor Protokołu Dyplomatycznego w MSZ), 2 VII 2015 r. Zdjęcie z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Jan Hałas. 388 Polski konsulat we Lwowie 1987–2012 Spotkanie prezydenta Bronisława Komorowskiego z Rodakami w konsulacie. Za prezydentem od prawej stoją: Irena Lichnerowicz-Augustyn (dyrektor Protokołu Dyplomatycznego w MSZ), minister Jaromir Sokołowski (Kancelaria Prezydenta RP), Stanisław Koziej (szef BBN), konsul Jarosław Drozd, ambasador Ukrainy w RP Andrij Deszczyca, z-ca przewodniczącego Lwowskiej Państwowej Administracji Obwodowej Rostysław Zamlynskyj, ambasador RP na Ukrainie Henryk Litwin oraz Małgorzata Naumann (Kancelaria Prezydenta RP). 2 VII 2015 r. Zdjęcie z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Jan Hałas. Konsul Jarosław Drozd wręcza prezydentowi Bronisławowi Komorowskiemu książkę Polski konsulat we Lwowie 1987-2012, na pamiątkę pobytu w mieście lwów, 2 VII 2015 r. Zdjęcie z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Jan Hałas. J. Drozd, M. Zieniewicz, Bez ostatniego rozdziału… 389 Pamięć i historia. Konferencja „25-lecie polskiej misji konsularnej we Lwowie”, 1–2 XII 2012 r. W pierwszym rzędzie konsulowie, autorzy tekstów do niniejszej książki – z lewej strony Wincenty Dębicki, z przodu Andrzej Krętowski. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk. Lwowskiego Klubu Dyplomatycznego. Dochód z Jarmarku przezna czono na wsparcie Dziecięcego Hospicjum we Lwowie. W listopadzie 2012 otwarto w budynku Konsulatu Bibliotekę im. Jana Pawła II. Wydarzeniem była konferencja „25 lat polskiej misji konsularnej we Lwowie”, zorganizowana we współpracy z Narodowym Zakładem im. Ossolińskich oraz Lwowską Naukową Biblioteką Ukrainy im. Wasyla Stefanyka. Prócz wartości merytorycznej było to także serdeczne spotkanie Polaków i Ukraińców. Z radością powitaliśmy byłych konsulów urzędu, Włodzimierza Woskowskiego, Andrzeja Krętowskiego i Wincentego Dębickiego. Przedstawienie pełnej działalności Konsulatu Generalnego RP we Lwowie w sposób zwięzły jest nie lada wyzwaniem. Wiele aspektów wymaga szerszej prezentacji, dlatego zachęcamy Państwa do odwiedzin Lwowa i innych miejsc naszego okręgu konsularnego. Zapraszamy też serdecznie do uczestnictwa w różnorodnych przedsięwzięciach organizowanych przez Konsulat. Jarosław Drozd, Marcin Zieniewicz Konsul generalny RP, ambasador tytularny Jarosław Drozd w dniu Narodowego Święta Niepodległości oddaje hołd Obrońcom Ojczyzny. Cmentarz Orląt Lwowskich, 11 XI 2012 r. Fotografia z archiwum KG RP we Lwowie, autor: Danuta Greszczuk.