„Jak Niemcy urządzają uchodźców” tekst: Joanna Strzałko, Duży

Transkrypt

„Jak Niemcy urządzają uchodźców” tekst: Joanna Strzałko, Duży
„Jak Niemcy urządzają uchodźców”
tekst: Joanna Strzałko, Duży Format, Gazeta Wyborcza 24.09.2015
Zmiany, których wy się boicie, u nas zaszły już dawno. Pracujemy razem: Niemcy, Turcy,
Rosjanie, Polacy, Włosi. Co piąty z nas ma imigranckie korzenie, wielu wie dobrze, co to
znaczy zaczynać wszystko od nowa. Może dlatego tak chętnie pomagamy potrzebującym. No,
poza tym stać nas.
NIE DZIĘKUJCIE. ROBIMY TO W IMIĘ BOGA
Rodzina Alzoukani z Syrii mieszka w Nordheim koło Worms. Fares, głowa rodziny, ma 45
lat.
Zanim wybuchła wojna w Syrii prowadziłem warzywniak. Życie toczyło się na ulicy –
dyskusje przy kawie, kłótnie przy kartach, dużo śmiechu. Co chwila ktoś krzyczał: „Fares,
zajrzyj do mnie na obiad”! albo: „Fares, mam nowy telewizor, wpadnij!” A potem nagle
przyszła wojna. Na nasze miasteczko Baser Al Harir w prowincji Deraa, spadły bomby.
Zmiotły moją ulicę, zabiły przyjaciół. Do dziś moja najmłodsza córka, gdy widzi helikopter
krzyczy: „Tato, zabiją nas!”
Ale nie mówmy o polityce, za każdą wojną stoją wielkie imperia i interesy. Uciekłem z
rodziną do Libanu. Tam dowiedziałem się o programie ONZ i rządu niemieckiego, w ramach
którego Syryjczycy mogli wyjechać do Niemiec. Po dwóch latach oczekiwań, z żoną, dziećmi
i kilkuset innymi Syryjczykami znaleźliśmy się w samolocie do Hanoweru. Trójka moich
najstarszych dzieci, wraz z małżonkami, nie została objęta programem i musiała zostać w
Libanie.
30 kwietnia 2014 wylądowaliśmy w Niemczech. Nie wiedziałem co nas czeka, jak nas
przyjmą, co będziemy tu robić. Nie znałem niemieckiego. Jak nawiązać kontakt z ludźmi?
Miałem 45 lat, a czułem się jak 90-letni starzec. Jedyne co się dla mnie liczyło, to znalezienie
domu dla dzieci.
Na lotnisku czekały na nas lśniące, pachnące i wygodne autobusy. Takich wcześniej nie
widziałem. Zabrały nas do obozu w Bramsche. Tam wszystko było gotowe. Nasze dane
osobowe i badania medyczne przesłała Ambasada Niemiec z Libanu. Moja siedmioosobowa
rodzina dostała aż trzy duże pomieszczenia z łazienką. Pokazano nam szafy, w których
rozmiarami były posegregowane nowe ubrania. Była kantyna… Nie będę ukrywał, nie
mogłem tego przełknąć. To były zupełnie nie znane mi smaki i kształty.
Pierwszego dnia dostaliśmy też 20 euro na osobę. Od razu pobiegliśmy do supermarketu po
karty SIM! Musieliśmy przecież zadzwonić do naszych najbliższych, którzy zostali w Syrii,
1
„Jak Niemcy urządzają uchodźców”
tekst: Joanna Strzałko, Duży Format, Gazeta Wyborcza 24.09.2015
Libanie, Kuwejcie, Jordanii. Rozmowy były drogie, ale kiedy tracisz wszystko, podejście do
pieniędzy i tego, co w życiu ważne, się zmienia.
Od pierwszego dnia mieliśmy lekcje niemieckiego: „dzień dobry”, „jak się masz?”, „jestem
Fares”. W obozie było kilku tłumaczy, lekarzy, nauczycieli. I ciągle nas pytano: „Czego
jeszcze potrzebujecie?”. Byłem zdumiony z jakim szacunkiem się do nas odnoszono.
Pomyślano nawet o muzułmańskiej diecie – mięso było z rytualnego uboju.
W obozie spędziliśmy14 dni. A potem… nie mogliśmy uwierzyć. Każdej rodzinie
przydzielono mieszkanie lub dom. A rodzina, z dzieckiem na wózku inwalidzkim dostała
mieszkanie specjalnie przystosowane. Rozjechaliśmy się po całym kraju. Niemcy chcą byśmy
się jak najszybciej zintegrowali więc nie możemy mieszkać blisko siebie. A tak musimy
szlifować niemiecki z sąsiadami.
Moja rodzina dostała dom w Nordheim, 8 km od Worms. Podjeżdżamy, a w bramie stoją trzy
kobiety. „Jesteśmy z tutejszej parafii. Od dziś będziemy wam pomagać”. Miały ze sobą
tłumaczkę. Wchodzimy do domu, a tam na stole leży Koran i piękny, zielony dywan
modlitewny. Jak ja się wtedy wzruszyłem. Zrozumiałem, że trafiłem do dobrych ludzi,
którym nie przeszkadza moja religia. Kiedy jesteś odcięty od swojej ojczyzny, przyjaciół,
jedyne co masz i pielęgnujesz to kultura - zwyczaje, język i religia - którą przekazali ci
najbliżsi i która określa kim jesteś. Bez tego byłbym przecież nikim.
Kobiety z parafii zajęły się wszystkim. Lodówka była pełna, w szafkach słodycze i napoje.
Obeszły z nami dom. „Musicie mieć telefon i internet w domu” – zadecydowały. Parę dni
później przyjechała firma i zainstalowała nam linię. Kobiety zrobiły listę potrzebnych nam
rzeczy, które zebrały wśród znajomych i innych parafian. Dostaliśmy komputer, naczynia,
garnki, pościel, ręczniki, zabawki. . W ciągu kilku dni znalazły przedszkole, szkołę i kursy dla
dzieci. Mnie i żonę zapisały na kurs językowy. Jeździły z nami do urzędów, do lekarza.
Zostawały w domu z dziećmi, albo zabierały je na imprezy, do muzeum, na zajęcia sportowe.
Nadal się nami zajmują, choć coraz lepiej dajemy sobie radę sami.
Najbardziej było dla mnie zdumiewające, że nie miało dla nich znaczenia skąd jesteśmy i jaka
jest nasza wiara. Widziały w nas ludzi, którym trzeba pomóc. I nie lubiły, gdy dziękowaliśmy.
Mówiły: „Proszę, przestańcie dziękować. Robimy to w imię Boga”. Jestem pełen podziwu dla
ich pięknej religii. Nie myślałem, że jest tak otwarta, szczególnie na nas, muzułmanów.
Co miesiąc dostajemy od państwa niemieckiego zasiłek. W pierwszym roku pobytu
przysługiwał nam też fundusz na zakup mebli, sprzętu do domu, czy wyprawkę do szkoły.
Ale jak masz tyle dzieci, to tych pieniędzy ciągle jest mało. Bo one chcą być takie jak
rówieśnicy w klasie: mieć ołówek za 3 euro, a nie za 20 centów, markowe buty i ciuchy.
2
„Jak Niemcy urządzają uchodźców”
tekst: Joanna Strzałko, Duży Format, Gazeta Wyborcza 24.09.2015
Uczę dzieci arabskiego, chcę by umiały w tym języku czytać. Ale one żyją tu swoim życiem.
W niemieckich szkołach poznają kluczowe wartości, mówią im tam: „nie kłam”, „pracuj
ciężko”, „podążaj za celem”, „szanuj swoich bliskich”, „dbaj o porządek”. Podoba mi się jak
ich wychowują.
Jak widzę naszą przyszłość? Ja wiem, gdzie jest moja ojczyzna, ale dzieci… Jeśli w
Niemczech spełnią się ich nadzieje, to pewnie tu będzie ich dom. Na razie integrujemy się z
lokalną społecznością. Wiesz, co nas łączy? Miłość do jedzenia. Co jakiś czas przygotowuję
specjały arabskie i wysyłam do moich sąsiadów. Kilka dni później: puk, puk do drzwi, a tu
sąsiad z niemiecką kiełbaską, sąsiadka z sałatką ziemniaczaną. Wymieniamy się tym, co
najlepsze.
TO NORMALNE, ŻE LUDZIE SIĘ BOJĄ
Rolf Richter (49 lat) jest burmistrzem 40-tysięcznego Bensheim. Adil Oyan (49 lat) ma
tureckie korzenie, ale urodził się w Niemczech, jest radnym w Bensheim.
RR: W sierpniu tego roku, w niecałe dwie godziny podjęliśmy decyzję o budowie obozu dla
uchodźców na przedmieściach miasta. W trzy tygodnie przygotowaliśmy miejsce dla 600
osób. Najważniejszym zadaniem było jednak przekonanie do projektu mieszkańców. Przecież
to naturalne, że ludzie się boją, mają mnóstwo pytań. Spotykaliśmy się z nimi regularnie i
szczegółowo o wszystkim informowaliśmy: kto przyjedzie, dlaczego, jak zamierzamy
uchodźcom pomóc. Ta bardzo ludzi uspokoiło. Stworzyliśmy specjalną stronę internetową,
grupę na FB, wydrukowaliśmy ulotki, odpowiadaliśmy na pytania w prasie. Robiliśmy
wszystko, by zbudować pozytywną atmosferę wokół azylantów. I udało się.
AO: Zgłosiło się do nas ponad trzystu wolontariuszy. Rozbili swoje miasteczko przed bramą
obozu. Aktywnie też działa dwa tysiące osób na FB. Dyskutują tam, co mogą dla uchodźców
zrobić, a gdy podejmą decyzję, zgłaszają to władzom obozu. Na przykład, że w każdy
poniedziałek w namiocie wolontariuszy od 10.00 do 14.00 będą bawić się z dziećmi, uczyć je
niemieckiego, czy prowadzić warsztaty gry na bębnach. Robią to wszystko charytatywnie.
Zbierają też dary, przesyłają pieniądze, poświęcają swój czas. My tylko pośredniczymy
między wolontariuszami, a władzami obozu.
RR: Gdy uchodźcy przyjeżdżają do Niemiec trafiają najpierw do obozów jak ten nasz, w
Bensheim. Sześć namiotów sypialnych, w każdym po sto łózek, część medyczna, gdzie
przyjmują lekarze Czerwonego Krzyża, kuchnia ze stołówką, pralnia, kilkadziesiąt łazienek i
toalet, trzy namioty do zabaw dla dzieci, szkoła językowa, fryzjer. 31 października, gdy zrobi
się chłodniej, namioty zastąpimy kontenerami. Koszty stworzenia takiego obozu oraz jego
3
„Jak Niemcy urządzają uchodźców”
tekst: Joanna Strzałko, Duży Format, Gazeta Wyborcza 24.09.2015
wyposażenia pokrywa kraj związkowy, czyli Hesja. Pierwszego dnia po przyjeździe odbywa
się rejestracja danych osobowych. Większość z uchodźców nie ma przy sobie żadnych
dokumentów – albo nie zawsze prawdziwe. Przy weryfikacji tożsamości współpracują
przedstawiciele policji, federalnego urzędu ds. uchodźców oraz kraju związkowego. Odciski
palców i zdjęcia wprowadzane są do internetowych baz, a gdy zachodzi potrzeba
nawiązywany jest kontakt z władzami innych krajów. Pomagają nam tłumacze, są to
przeważnie dawni uchodźcy, którzy mieszkają w Niemczech od lat. Gdy już wiadomo kto jest
kim, wszyscy przechodzą badania lekarskie. Kolejny ważny krok to wypełnienie wniosku o
udzielenie statusu uchodźcy. Syryjczycy czekają na decyzję tylko kilka tygodni, wszyscy
pozostali nawet parę lat. W obozie uchodźcy nie przebywają długo, najwyżej kilka tygodni.
Gdy odchodzą, na ich miejsce przyjeżdżają kolejni. W tym czasie miasto, czyli my, szukamy
mieszkań i domów. Właśnie skończyliśmy pod Bensheim budowę segmentów. Razem z
mieszkaniami, które mamy do dyspozycji, uda nam się na szybko zapewnić miejsce 150
osobom. Dla pozostałych wciąż szukamy, budujemy, odzyskujemy pustostany. Koszty
pokrywa budżet miasta.
AO: Przez pierwsze trzy miesiące od przyjazdu do Niemiec uchodźcom nie wolno pracować.
Potem mogą podejmować drobne, manualne prace, by dorobić. Jednak aby dostać stałą pracę
muszą ukończyć kurs integracyjny (ok. 600 godzin nauki języka i 60 godzin wiedzy o kraju)
oraz zdać egzamin na poziomie B1. Wszystkim chętnym opłacamy takie zajęcia. Mamy już w
Niemczech 1,3 tyś. instytucji, które zajmują się tylko nauczaniem języka niemieckiego. Co
cieszy, większość osób chce się integrować. Wiedzą, że bez znajomości języka, nie mają
szans na dobrą pracę. Po opuszczeniu obozu dzieci uchodźców mają obowiązek pójścia do
przedszkoli i szkół. Każda rodzina ma przydzielonego pracownika socjalnego, który pomaga
jej na starcie.
RR: W obozie uchodźcy dostają ubrania, posiłki, opiekę medyczną oraz 143 euro miesięcznie.
Gdy przeprowadzają się do mieszkań, władze ich kraju związkowego opłacają czynsz,
ogrzewanie, elektryczność, wodę, ubezpieczenie medyczne, szkolne wyprawki i wycieczki,
opłaty członkowskie w klubach sportowych. Co miesiąc też wypłacają od 287 do 359 euro na
osobę.
AO: Co moglibyśmy robić lepiej? Na pewno szybciej podejmować decyzje o statusie. Kto
może zostać w Niemczech, a kto nie. Wiem, że urząd ds. uchodźców zatrudnił właśnie tysiąc
nowych pracowników, ale to ciągle za mało.
RR: Moja rada dla was? Rozmawiajcie z mieszkańcami i budujcie zawczasu przyjazną
atmosferę. Planujcie działania kilka miesięcy na przód. Krok po kroku. Bo to jest bardzo
4
„Jak Niemcy urządzają uchodźców”
tekst: Joanna Strzałko, Duży Format, Gazeta Wyborcza 24.09.2015
skomplikowany i złożony projekt. My włożyliśmy w niego wiele serca i wysiłku. Być może
wielu uchodźców za jakiś czas wyjedzie z Niemiec i wróci do swoich domów. To nie ważne.
My nie myślimy w kategoriach czy nam się to opłaca, czy nie. Traktujemy to jako sytuację
kryzysową. I chcemy tym ludziom po prostu pomóc.
Z POWODU NASZEJ HISTORII NIE MOŻEMY MÓWIĆ: „NIE”.
Christina jest sekretarką w IBLA, jednej ze szkół językowych w Worms. Ma 30 lat.
- Gdy w 2008 roku zaczął się kryzys, w szkole gdzie pracuję, zabrakło chętnych do nauki
języków obcych. Zmieniliśmy więc profil i zaproponowaliśmy kursy niemieckiego. Od tej
pory mamy ciągły ruch. Uczą się u nas uchodźcy, imigranci z Polski, Bułgarii, Rumunii,
Erytrei, Somali, Afganistanu, Pakistanu, Syrii, Turcji, Iraku, Grecji, Chorwacji, Serbii, Gruzji,
Francji, Kanady i Włoch.
Pod koniec roku do Dannstadt, gdzie mieszkam ma przyjechać ponad stu uchodźców, głównie
z Syrii i północnej Afryki. Mieszka już u nas kilku imigrantów z Włoch i Polski, ale uchodźcy
będą po raz pierwszy. Burmistrz zapytał mieszkańców, kto może wynająć im mieszkania lub
domy. Ma na to pieniądze. Jeden z rolników podarował ziemię, na której staną kontenery dla
samotnych mężczyzn. Dyskutujemy, kto będzie mógł podwozić uchodźców do supermarketu,
lekarza, pośrednictwa pracy, prawnika. Ktoś się zgłosił, że da im rowery. Ktoś inny, że może
przekazać meble, wyposażenie kuchni, odtwarzacze cd, pościel. Wspólnie zastanawiamy się,
co jeszcze możemy dla nich zrobić. W końcu wszystkim zależy, by jak najszybciej się z nami
zintegrowali. Jedną z kluczowych kwestii jest język. Będę uczyła niemieckiego tych, którzy
nie znają alfabetu łacińskiego, pozostali pójdą do szkoły językowej. Jest ich w Worms kilka.
Podobno mój dziadek był złym człowiekiem. Nie jestem pewna, ale chyba był nazistą.
Próbowałam rozmawiać o tym z ojcem, ale nie chciał wracać do przeszłości. Uciekł z domu
jak miał 16 lat i od tamtej pory nie miał kontaktu z rodziną. Podczas drugiej wojny dziadek
walczył w Jugosławii, a tam działy się straszne rzeczy. Morderstwa, gwałty zmieniają
człowieka. Z powodu naszej historii nie wolno nam głośno mówić: „Nie chcemy
uchodźców.” Poza tym nasz kraj się starzeje. Za mało jest młodych ludzi i nie ma komu
pracować na emerytury. Dlatego nasz rząd chce inwestować w tych, którzy do nas
przyjeżdżają – kształcić i uczyć ich zawodu. W ten sposób przybędzie nam ludzi, którzy będą
płacić podatki. Ale czasem zastanawiam się: dlaczego mamy brać wszystkich? Wiem, że
wiele krajów jak Polska, Rumunia, Bułgaria nie chcą przyjmować uchodźców. A przecież u
nas jest mnóstwo Polaków, Rumunów i Bułgarów. Przyjeżdżają i mówią, że u siebie nie
widzą przyszłości. Więc jak to tak? Im wolno, a innym nie?
5
„Jak Niemcy urządzają uchodźców”
tekst: Joanna Strzałko, Duży Format, Gazeta Wyborcza 24.09.2015
Mój ojciec pomaga mi w szkole. Miał na początku mnóstwo uprzedzeń. W laboratorium w
BASF, gdzie pracował przed emeryturą, Turcy zawsze zostawiali po sobie bałagan. Strasznie
to wkurzało mojego tatę, lubiącego niemiecki “Ordnung”. Dopiero kiedy poznał nasze
Turczynki i zobaczył jak pucują szkolną kuchnię, zrozumiał kto w ich kulturze odpowiada za
porządki. Moja mama.. nie lubi muzułmanów. W domu panowała opinia, że inne religie są
złe. Mnie oczy otworzyli dobrzy nauczyciele w gimnazjum. Teraz wiem, że porządna
edukacja ma olbrzymie znaczenie. Jeśli tylko oglądasz telewizję i surfujesz po internecie
docierają do ciebie informacje typu: „Uchodźca zgwałcił białą dziewczynę” i wszystko kręci
się wokół tego newsa. Pytam wtedy: „A ilu katolickich księży gwałci białe dziewczyny i
białych chłopców? Czemu chowamy to pod dywan, a znęcamy się nad tym jednym
uchodźcą?” Na szczęście media w Niemczech też się zmieniają – coraz więcej opowiada się o
uchodźcach jak o ludziach, którzy znaleźli się w potrzasku.
Niedawno zostałam zaproszona na prelekcję do technikum, które prowadzi warsztaty z
elektryki, metalu, drewna dla młodych uchodźców z Somalii i Gambii. Jest ich na razie
dziesięciu. Problemy zaczęły się od tego, że wszyscy supermodnie się ubierają. Zaczęły się
gadki: „Oni mają lepsze ciuchy od nas! Dostają tyle kasy od naszego rządu! Niech wracają do
siebie!” Na wstępie powiedziałam: „Dostają pieniądze, ale wcale nie tak dużo. Nie mogą
podróżować, czy żyć tak, jakby chcieli, więc kupują ubrania, żeby przynajmniej czuć się tu
lepiej”. Mówiłam o wojnach w Iraku, w Syrii, w Somalii. A potem poprosiłam, by sobie
wyobrazili: „Jesteście katolikami i rząd decyduje, że wszyscy katolicy mają zostać zabici. Co
robicie?” „Wyjeżdżamy” – powiedzieli uczniowie. „Dokąd?” - spytałam. „Do USA”. „Więc
co musicie zrobić, by pojechać do Stanów?” „Musimy dostać wizę.” „I co się stanie, gdy
pójdziecie po wizę?” Nie wiedzieli. „Spojrzą na wasze papiery, zobaczą, że jesteście
katolikami, zadzwonią na policję i pójdziecie siedzieć, albo od razu was zabiją”. I wydałam
taki dźwięk „Pang!” jak strzał. „Co jeszcze możecie zrobić?” - spytałam. Rzucali różne
pomysły. Przy każdym, który nie był realny, robiłam: „Pang!”. Nagle zdali sobie sprawę co to
znaczy być uciekinierem. Dyskutowaliśmy też o tym, że parę miesięcy temu w obozie dla
uchodźców, jeden mężczyzna wyjął nóż i zranił kilka osób. Powiedziałam: „Straciliście
rodzinę. Wasze miasto jest zniszczone. Wasi przyjaciele nie żyją, a wy podróżujecie rok przez
niebezpieczne kraje do Europy, która nie wiadomo czy was przyjmie. Nic nie macie. Musicie
spać w pokoju z czterem obcymi ludźmi, dzielić łazienkę z setką innych facetów. Zróbmy
eksperyment i zamknijmy się w tej klasie, wszyscy na jeden miesiąc. Zobaczymy, kto
pierwszy wyciągnie nóż”. Zapadła cisza. Spytałam, czy mieli poza szkołą jakikolwiek
6
„Jak Niemcy urządzają uchodźców”
tekst: Joanna Strzałko, Duży Format, Gazeta Wyborcza 24.09.2015
kontakt z tymi chłopcami z Somalii i Gambii. Nie, nie mieli. Mam nadzieję, że teraz już mają.
Opowiadać i dyskutować z młodymi ludźmi - to jedyny sposób.
CZY KTOŚ MÓWI TU PO NIEMIECKU?
Franz, rolnik z okolic Worms, 41 lat: -Imigranci? Proszę Pani! A kto w tym kraju nie jest
imigrantem? Moja żona jest Polką, mój syn ma dziewczynę z Syrii, przyjaciela z Tunezji,
nauczycieli z Turcji. Jak chodził do podstawówki, to była ich tylko piątka Niemców,
pozostałe dzieci były przyjezdne. Świat się zmienia. Ja już nie nadążam. Niedaleko Worms
jest Mannheim. Była tam Pani? Dzielnica arabska, a obok azjatycka i afrykańska. Część,
gdzie mieszkają tylko Turcy i Syryjczycy. Czasem zastanawiam się, gdzie ja jestem? W
Niemczech, czy w Nowym Jorku? Jak idę w Mannheim do apteki, na drzwiach są flagi,
oznaczające jakimi językami można się tam porozumieć. Śmieję się: „Czy ktoś mówi tu po
niemiecku?”
Myślę, że wielu Niemców, gdy krzyczy „Ausländer raus” boi się utraty tożsamości i
narodowej kultury. Że staniemy się mniejszością we własnym kraju. Ale jak widać na
przykładzie Mannheim, poszczególne kultury mogą pozostać w swoich dzielnicach. Może
któregoś dnia jedno miasto będzie bardziej tureckie, inne bardziej syryjskie, a jeszcze inne
niemieckie. Nie wiem. Ale cieszy mnie, gdy ludzie się integrują. O, w tamtym biurze z
ubezpieczeniami pracują dwie kobiety. Mają tureckie nazwiska. Udało im się wykształcić,
dostać pracę. Odniosły sukces.
Potrzebujemy w Niemczech ludzi do pracy, szczególnie młodych. Ja ciągle kogoś szukam,
ciągle jest coś do roboty w winnicach, a to winobranie, a to sadzenie, przycinanie, nawożenie.
Nasze rolnictwo imigrantami stoi. Kiedyś pracowali u mnie Turcy i Włosi, potem Polacy i
Rosjanie, a teraz pojawili się ludzie z Afryki i Azji. Pracują dobrze, więc jestem zadowolony,
oni pewnie też, że mogą na życie zarobić. Sporo z nich chciałoby wrócić do domu, ale nie
widzą tam dla siebie szans. Gdy mi opowiadają, co się u nich dzieje, zaczynam rozumieć ich
determinację. Mówią: „Dziwicie się, że uciekamy. A kto kradnie i wywozi z Afryki wszystkie
bogactwa? Kto wydobywa naszą ropę, diamenty i złoto i czerpie z tego korzyści? Kto
sprzedaje broń, szkoli bojówki? Kto nas kolonizował przez lata? A teraz chcecie mury
stawiać i płoty, żebyśmy czasem się do was nie dostali. To się nie uda, nie mamy nic do
stracenia”.
Widzę w telewizji jak imigranci próbują pokonać Kanał La Manche. Dla kogoś kto przeszedł
Saharę, przejechał przez Sudan, Libię, przepłynął Morze Śródziemne ten ostatni odcinek to
pestka. Zamiast stawiać te wszystkie mury, trzeba się zastanowić jak im pomóc. Ja uważam,
7
„Jak Niemcy urządzają uchodźców”
tekst: Joanna Strzałko, Duży Format, Gazeta Wyborcza 24.09.2015
że trzeba zmienić system. Ten cały kapitalizm się nie sprawdził. Coraz więcej pieniędzy ma
coraz mniejsza grupa ludzi. A coraz więcej z nas ma coraz mniej. Jeszcze trochę, a będą takie
getta bogatych, a wokół slumsy biedaków. Dobra są nierówno dzielone. Pracujemy więcej, a
mamy mniej. To się lada chwila zawali, jeśli czegoś nie zrobimy.
MÓWIMY TU TYLKO PO NIEMIECKU
Margit Zobetz, dyrektorka szkoły Nibelungen Real Plus w Worms, 61 lat: - W mojej szkole
jest 325 uczniów. Ilu z nich jest Niemcami? Nie powiem. Już co piąta osoba w Niemczech ma
imigranckie korzenie. U nas jest w sumie 26 narodowości. Wszystkie klasy są mieszane. Co
ważne, wszyscy trzymamy się jednej zasady – mówimy tu tylko po niemiecku.
Czy jestem Niemką? Pewnie! Może jednak nie całkiem, bo mój tata pochodził z Czech. Jak
by się przyjrzeć – wszyscy jesteśmy pomieszani. Mój kuzyn jest żonaty z Francuzką, w mojej
szkole uczą obok niemieckich, polscy i tureccy nauczyciele. A wszystkie szkoły w
Niemczech mają wprowadzić dodatkowe, intensywne kursy niemieckiego, tylu jest młodych
imigrantów.
Pokazujemy dzieciom pewne mechanizmy na przykładach: „Jeśli powiecie „nie” imigrantom,
stracicie przyjaciela, z którym gracie w piłkę, czy kolegę, który wam pomaga. Będziecie
musieli rozstać się z ludźmi, których bardzo lubicie”. Każda klasa ma zajęcia z socjologii,
uczymy pięciu najważniejszych religii świata. Od 15 lat prowadzimy program zapobiegania
rasizmowi i agresji. Pokazujemy jak radzić sobie z przemocą. Jeśli ktoś jest „ofiarą”, takim
„loserem” zawsze będzie agresywny i chętny do walki. Więc staramy się, by nasze dzieci
nawet w sytuacjach trudnych czuły się „zwycięzcami”.
Na pewno ważne jest to, co mówi się w domach. Jaki jest stosunek rodziców do imigrantów
czy uchodźców. Może dobrze sytuowane rodziny boją się, że coś z ich powodu stracą, ale ci
co sami niewiele mają, raczej się z nimi solidaryzują. U mojego znajomego pracowali
Rosjanie. Sąsiedzi, chociaż nie znali tych ludzi, bardzo narzekali, że hałasują, są brudni,
kradną. Więc znajomy zaproponował: „Spotkajmy się wszyscy i porozmawiajmy”. Rosjanie
– był wśród nich lekarz, nauczyciel muzyki, ojciec rodziny - pokazali swoje zdjęcia,
opowiadali skąd są i czemu przyjechali na Zachód do pracy. Wtedy ci Niemcy zobaczyli, że
mają do czynienia z normalnymi ludźmi, takimi jak oni, tylko w bardzo trudnej sytuacji
życiowej.
To próbujemy robić w naszej szkole: jeśli znasz obcych – przestają być obcymi. Musimy się
poznać, by się zrozumieć. Gdy nasza uczennica z Afganistanu, która nie była zbyt lubiana,
zaczęła opowiadać o tym jak podczas wojny straciła najpierw brata, a potem ojca, uczniowie
8
„Jak Niemcy urządzają uchodźców”
tekst: Joanna Strzałko, Duży Format, Gazeta Wyborcza 24.09.2015
zobaczyli w niej dziewczynkę, która bardzo potrzebuje pomocy. I zaakceptowali ją. Przecież
nikt nie opuszcza domu, gdy jest bezpieczny i ma pracę. Ja mam tu rodziców, przyjaciół.
Wszystko, co ważne jest tutaj, w Niemczech. Jednak gdyby moim dzieciom zagrażało
niebezpieczeństwo, powiedziałabym: „Ruszamy.”
WSZYSCY CHCEMY PRACOWAĆ
Christine, pracuje w piekarni w Worms, 47 lat: - Niemcy powinni przyjmować tylko
uchodźców, którym grozi śmierć. A nie tych, którzy szukają wygodnego życia. Nie mówię tu
o imigrantach ekonomicznych, którzy są potrzebni do pracy, ale o tych, którzy pod
płaszczykiem uciekiniera przyjeżdżają do Niemiec bez pomysłu na życie, bez chęci do nauki i
roboty. Wystarcza im zasiłek, który dostają z ciężko wypracowanych przez nas podatków. To
mnie wkurza.
Kolejna sprawa: czemu nie pozwolić, by uciekinierzy z Syrii, Iraku i niektórych krajów
Afryki objętych wojną mogli do Europy przyjeżdżać legalnie? Te gumowe łódeczki na Morzu
Śródziemnym, druty kolczaste na Węgrzech, szmuglerzy zgarniający miliony dolarów –
czemu nikt nie protestuje? Wystarczyłoby zorganizować łodzie, pociągi, autobusy. A
uciekinierzy, zamiast wydawać oszczędności życia na transport, mogliby te pieniądze
przeznaczać na nowy start u nas. Ale w naszych politykach jakoś nie widzę chęci zmiany.
Zorganizowałabym też wspólną kasę, do której dopłacałyby kraje, które nie chcą brać
uciekinierów. Mielibyśmy wtedy dodatkowe fundusze na programy integracyjne, bo szybka
integracja jest najważniejsza. Przerabiamy to w Niemczech od kilkudziesięciu lat. Świat
przespał zmiany, jakie u nas zaszły dawno temu. My nie tworzymy nowego społeczeństwa,
ono już u nas jest. W pracy mam kolegów z Turcji, Rosji, Kazachstanu, Polski, Włoch. Są tu
od 30 lat. Co nas różni? Drobne sprawy – podejście do porządku, punktualności. Łączy nas to,
że chcemy pracować, zarabiać i spokojnie żyć. Moja rodzina też nie jest stąd. XVII wieku.
Moi przodkowie byli hugenotami. Szukali bezpiecznego domu, i znaleźli go tu, gdzie teraz
mieszkamy.
IM WIĘCEJ MASZ, TYM JESTEŚ HOJNIEJSZY
Thomas, pracownik chemicznego zakładu w Worms, 54 lata: - Jest nas 80 milionów. Cóż to
jest te 200 tys., które starają się w Niemczech o azyl? Wciąż mamy za mało ludzi z
zawodowym wykształceniem – piekarzy, stolarzy, murarzy. Może to szansa, by wypełnić tę
lukę? I nawet jeśli oni wrócą po paru latach do swoich krajów - to co? Wtedy będą budować
się na nowo i nasze firmy dostaną u nich zlecenia. Problem leży jednak w tym, że najwięksi
9
„Jak Niemcy urządzają uchodźców”
tekst: Joanna Strzałko, Duży Format, Gazeta Wyborcza 24.09.2015
gracze, tacy jak Rosja, czy USA nie chcą zmian. Konflikty są im na rękę. Przecież to oni
sprzedają broń i mają z tego niesamowite dochody. To smutne, że za tym wszystkim stoją
olbrzymie biznesy.
Mój wujek emigrował po wojnie do Australii. Był przekonany, że w Europie dojdzie do
konfliktu z Rosją, a nie chciał, by synowie walczyli gdzieś na froncie wschodnim. Do
Australii wyjechało mnóstwo Niemców. Stworzyli własne kluby, gdzie mówiło się tylko po
niemiecku. Australijczycy mogli mieć podobne jak Europejczycy lęki i krzyczeć: „Niemcy
zagrażają naszej kulturze!” Tymczasem wszyscy oni wspólnie organizują Oktoberfest.
Skąd pozytywny stosunek Niemców do uciekinierów? Myślę, że im więcej masz, tym jesteś
hojniejszy i bardziej otwarty. Jeśli czujesz się bezpieczny i prowadzisz dostatnie życie, pomoc
innym nie jest problemem. Nasz kraj zmienił się już dawno. Dobrze wykształceni Turcy,
Włosi żyją tu już od trzech pokoleń i mówią ładniejszym niemieckim niż my. Rozumieją, co
to znaczy opuścić swój kraj i zaczynać wszystko od nowa. Dla nich ta pomoc wydaje się
naturalna. Jeśli gdzieś jest kryzys, Niemcy pomagają na dużą skalę. Jak było tsunami w Azji,
najwięcej pomogli Niemcy. Nie politycy, ale zwykli ludzie. Mamy dość, by się dzielić.
10

Podobne dokumenty