Niech nadal ufa żywym

Transkrypt

Niech nadal ufa żywym
Andrzej Michałowski
Niech nadal ufa żywym
Ponary to Golgota Wschodu. Nie tylko dla Polaków, także dla Żydów i niektórych
Litwinów. W 1940 r. w ponarskim lesie Sowieci wykopali doły o głębokości do 5 m
i średnicy do 35 m. Niemcy je przysposobili. Od lipca 1941 r. do lipca 1944 r. wymordowano w nich ponad 100 tysięcy Żydów, Polaków, nielicznych Litwinów, starowierców,
Cyganów, małe grupy radzieckich jeńców i żony oficerów radzieckich, które zostały
w Wilnie po czerwcu 1941 r. Egzekucje odbywały się często. W jednej z nich, w pewnym
sensie symbolicznej, 17 września 1943 r. zamordowano dziesięciu polskich inteligentów:
Mieczysława Engiela (adwokata), Eugeniusza Biłgorajskiego (kapitana WP), Kazimierza
Iwanowskiego (porucznika WP), Kazimierza Antuszewicza (inżyniera), Włodzimierza
Manrika (urzędnika), Mieczysława Gutkowskiego (profesora Uniwersytetu Stefana Batorego), Stanisława Grynkiewicza (urzędnika skarbowego), Tadeusza Lothe (urzędnika), Aleksandra Orłowskiego (technika budowlanego) oraz doktora Kazimierza Pelczara
(światowej klasy lekarza, który walczył z nowotworami złośliwymi). Przed egzekucją
przez pół godziny szczuto ich psami. Nad dołem czekało dziesięciu oprawców. Każdy
strzelał do swojej własnej ofiary. Nie brakowało litewskich ochotników do wykonywania
egzekucji, w 1943 r. było ich kilkuset. Będą nazywani „strzelcami ponarskimi”.
Do Ponar jeździł Stanisław Mikke. Woził wieniec od polskich adwokatów. Ustalaliśmy,
jaki to ma być wieniec, drobiazgowo składaliśmy napis na szarfie, następnie opracowywaliśmy szczegóły przewiezienia na miejsce. Potem śledziliśmy relacje zdjęciowe
z rocznicowych uroczystości i sprawdzaliśmy, jak długo wieniec leżał. Stanisław Mikke
chciał napisać książkę o Ponarach. Nie zdążył.
Kiedyś natknąłem się w Ponarach na miejscowych niosących kosze pełne poziomek,
zebranych w lesie, w którym ziemia swego czasu tak była nasączona krwią, że podobno
po każdym kroku wydzielała z siebie zabarwioną na czerwono maź. Zbieracze nie rozumieli, dlaczego mam żal o poziomki zerwane obok dołów śmierci. A poziomki z leśnego
cmentarza to nie jedyny dowód wypierania ponarskiej zbrodni z litewskiej pamięci.
Obok parkingu, z którego prowadzi droga do polskiego memoriału, stoją do dzisiaj
baraki, w których przejściowo przetrzymywano więźniów. Obecnie mieszczą się tam
warsztaty i biura drobnych przedsiębiorców. Ściany są ledwo odmalowane. Miejscowi
domyślają się, co tam było, ale nie chcą dociekać. Przecież trzeba żyć. Wypatrywać przyszłości, a nie oglądać się wstecz.
Zapominanie jest rzeczą ludzką. Już sam upływ czasu wywołuje utratę informacji
przechowywanych w pamięci. Ludzie mają nie tylko ge­ny przyczyniające się do budowania silnych połączeń między neuronami, ale także geny zapobiegające tworzeniu
tych połączeń, które są nośnikami wspomnień. Mają wbudowany mechanizm blokujący pamięć. Ponadto każde nowe doświadczenie wypiera zgromadzone wspomnienia.
Z kolei Zygmunt Freud wykazał, że chcemy zapominać bolesne wspomnienia, ponieważ
wywołują one lęk, wstyd i poczucie winy. Wiedza o tym, co było, zawsze jest ułomna,
36
3–4/2014
Niech nadal ufa żywym
a czasami nawet szczątkowa. Wspomagają ją nośniki pamięci – pamięć indywidualna i tradycja rodzinna, tradycja grupowa i narodowa, dzienniki i pamiętniki. Jednak
nośniki pamięci nie są trwałe. Wiele z nich przestaje istnieć lub zmienia swoją formę
w zupełnie coś innego. Podlegają też wtórnej interpretacji. Ta przypomina zaś często
zabawę w głuchy telefon. Z wiadomym skutkiem. Ratunkiem może być pielęgnowanie
pamięci poprzez archetypy – uniwersalny, wspólny wzorzec myślenia, postrzegania,
przeżywania i działania w typowych sytuacjach. Archetypy wprowadzają porządek
w życiu jednostek i zbiorowości. Mogą uczynić mądrymi, niezależnie od posiadanej
wiedzy. Zawierają wiedzę ukrytą, wykraczającą poza świadomość. Tylko trzeba je wytworzyć i pielęgnować.
Staszek Mikke bywał w Rosji. Był w Katyniu, Charkowie, Moskwie. Był w Kotłasie.
Nigdy nie był na Sołowkach. Pojechałem więc na Wyspy Sołowieckie, kiedy tylko nadarzyła się sposobność. Na Morzu Białym, w pobliżu koła podbiegunowego, prawie na
końcu świata, leży jedna duża, dwie średnie, kilka małych i kilka zupełnie malutkich
wysepek. Zima trwa tam pół roku, a dzień wówczas ma zaledwie dwie godziny. Latem
słońce nie zachodzi. Nigdy też nie zasypiają komary. Na największej wyspie w XV w.
zbudowano monastyr. Był jednym z najważniejszych świętych miejsc prawosławia. Bywał też twierdzą, często wykorzystywany był na więzienie. Trzydzieści lat odsiedział
w nim ostatni ataman wolnej Siczy Zaporoskiej Piotr Kałnyszewskij. Po 1917 r. bolszewicy umieścili tam Sołowiecki Łagier Specjalnego Przeznaczenia, pierwszy w ZSRR,
wzór dla późniejszego Gułagu. Mnichów uwięziono, oprócz jednego, który obsługiwał
latarnię morską umieszczoną w kopule cerkwi na Siekiernej Górze. Prowadzi do niej 365
stopni drewnianych schodów. Podobno Bóg wybacza po jednym przewinieniu za każdy
pokonany stopień. W czasach łagru był tam obozowy izolator. W ramach kar przywiązywano więźniów do drewnianych bali i strącano ze szczytu góry. W zimie skazańców
oblewano wodą. Latem zostawiano nagich więźniów w lesie – zabijały ich komary. Samą
cerkiew można zwiedzać. Ja chciałem też zobaczyć miejsce na leśnym stoku, w którym
ekshumowano trzydzieści ciał byłych więźniów. Tylko trzydzieści z setek, tysięcy? Przewodniczka sprzeciwiła się: „Tam nie prowadzimy”. „Ale ja tam właśnie chcę. Po to przyjechałem” – nalegałem. „Ale tam nic nie ma. Tylko drzewa, doły i krzyże” – tłumaczyła.
Właśnie dlatego trzeba tam pójść, pomodlić się, pomilczeć. Czasem tylko tyle możemy
zrobić. Uparłem się i poszliśmy. Rzeczywiście zastaliśmy tylko doły, z których wydobyto
ciała. Pochowano je obok, bez żadnego wyodrębnienia, w ziemi, tyle że przy mogiłach
wbito krzyże i opisano, ile osób tam spoczywa. Inna wrażliwość. Inna potrzeba pamięci.
Wypieranie wstydliwych wspomnień. Tak się wydawało, ale kiedy popytałem, okazało
się, że miejscowi chcą pamiętać. To prawosławna Cerkiew wymaga milczenia o łagrze,
bo nie chce kalać świętego od wieków miejsca mrocznym i niepasującym do świętości
epizodem. Mnisi wrócili na Sołowki wraz z pierestrojką i obecnie niemal rządzą wyspami. Kiedy w monastyrze poszczą, to w osadzie nie sprzedaje się mięsa. Więc mnisi
mają też władzę zakazywania wspominania o łagrze. W miejscu, w którym wszystko
z łagrem jest związane. Droga betonka zbudowana przez zeków. Baraki łagierne do dzisiaj zamieszkiwane przez miejscowych. Nawet w samym budynku klasztoru w jednych
drzwiach odkryłem jeszcze obozowego judasza, przez który strażnik obserwował celę.
Ale wspominać nie trzeba.
Treść pamięci zbiorowej nie jest ustalona raz na zawsze, podlega zmianom, nieustannej
37
Andrzej Michałowski
PALESTRA
selekcji, interpretacji. To walka zapomnienia z upamiętnianiem. Dlatego trzeba wracać
do wartości z przeszłości. Budują naszą przyszłość. Zamykanie przeszłości w skansenie,
traktowanie jej instrumentalnie, bez wiary w autentyczne znaczenie, wyrządza tożsamości więcej szkody niż zwykłe zapominanie. Bo w ten sposób poniża się przeszłość,
a tym samym niszczy się siebie. Tej wiedzy i refleksji często brakuje. Kilka lat temu adwokaci masowo oglądali film opisujący minione lata w adwokaturze, z wyeksponowanym
tragicznym czasem smoleńskiej katastrofy, w której zginęło czworo adwokatów. W której życie stracili także Joanna Agacka-Indecka i Stanisław Mikke. Przeżycia w trakcie
pokazów były autentyczne. Ludzie byli dumni, lepsi, czasem tylko z tego powodu, że
mogli czuć się wspólnotą. Niedługo potem, kiedy odpadły bieżące kalkulacje, przestano
pokazywać ten film, bo „to zbędna martyrologia”. Bezmyślna wymówka, która bywa
usprawiedliwieniem dla własnej małości. Pamięć nigdy nie przeszkadza w budowaniu
przyszłości. Wręcz przeciwnie. Stwarza szansę na dobrą przyszłość.
Kanał Białomorski to 227 km, z czego 37 km wykutych w skalnym podłożu, bez pomocy maszyn, w dwadzieścia jeden miesięcy. To wodne przejście z Morza Bałtyckiego
do Morza Białego wybudowane zbrodniczym kosztem – jeden zmarły za jeden metr
gotowego kanału. Nawet wymienienie w ostatnich publikacjach dużo niższej liczby
ofiar w niczym nie umniejsza bezmiaru zbrodni dokonanej w imię abstrakcyjnej idei.
Kanał okazał się zbyt płytki (3,5 m głębokości), więc w lipcu 1933 r. Stalin miał powiedzieć, że kanał jest jednak „zupełnie bezsensowny”. Kiedy zbliżyliśmy się do kanału,
z nieodległej budki strażniczej wyszła niemłoda kobieta w mundurze, z owczarkiem
niemieckim na smyczy. „Nie wolno fotografować” – krzyknęła w naszą stronę. „A gdzie
to jest napisane?” – próbowaliśmy się droczyć. „Nie dyskutujcie, bo zamkniemy i już”
– nie pozostawiła wątpliwości. Mimo wszystko zdjęcie zostało zrobione. Wbrew zakazowi. I żeby dodatkowo zademonstrować, wypaliliśmy po biełomorze – legendarnym
papierosie produkowanym w tych stronach. Zakazu palenia przy kanale wszak nie ma.
Niepalący palący papierosy – absurd sytuacji chronił przed grozą wiejącą z tragicznej inwestycji. Kanał jest zbędny, ale nie można go wyłączyć z eksploatacji, bo oznaczałoby to
zalanie wielu miejscowości. W trakcie budowy przerwano naturalne bariery. A niedaleko
kanału człowiek pozostawił ślad wspaniały. W środku lasu, na polanie, w granitowej
skale wyryto 470 wizerunków ludzi i zwierząt, sceny polowań, walki i zabawy. Ryty
naskalne (petroglify) pochodzą z III–I tysiąclecia p.n.e. Wolno fotografować. Nikt nie
chroni bezcennego skarbu cywilizacji. Z jednej strony pilnie strzeżony bezwartościowy
zbiornik brudnej wody, który już w chwili otwarcia był archaiczny. Z drugiej strony
bezcenny zabytek bez opieki.
Historia zbiorowości jest ważna dla jej członków. Jeśli znają historię, jeśli znają własne
korzenie, lepiej rozumieją teraźniejszość. Znajomość przeszłości pozwala identyfikować
się z ludźmi wokół, bo ci wyrastają z tych samych wartości. Pomijanie przeszłości to
odcinanie się od własnych korzeni. Nie da się skupić wyłącznie na tym, co tu i teraz,
ani wyłącznie na budowaniu przyszłości. Jednak z pamięcią o przeszłości wiążą się i zagrożenia. Często pamięć staje się balastem, który blokuje rozwój i zaburza relacje z innymi. Kiedy liczy się tylko przeszłość, kiedy staje się wartością samą w sobie, wówczas
wszystko sprowadza się do upamiętnień, zaniedbywania teraźniejszości i wzruszania
się własną historią. A historia nie dostarcza żadnego prawa do teraźniejszych przewag.
Te trzeba wypracowywać dzisiaj, nie czerpać ich z przeszłości.
38
3–4/2014
Niech nadal ufa żywym
Kem to był punkt, w którym skazani przesiadali się z pociągu na łodzie i przeprawiali
przez morze do sołowieckiego obozu. Dzisiaj wygląda jak scenografia do filmu o zagładzie cywilizacji. Porozwalane budynki poprzemysłowe. Rampa kolejowa zarośnięta
krzakami i zasypana gruzem. Zardzewiałe szyny. Zapadające się w ziemi, powykrzywiane na wszystkie strony drewniane baraki. Na środku drogi wyrosło drzewo. Obok
porzucona dekoracja z innej epoki. W 2006 r. w tym miejscu kręcono słynną „Wyspę”
Pawła Łungina. Rzecz o wyizolowanym klasztorze, w którym żyje odseparowany od
reszty mnichów samotnik, zatrudniony w kotłowni. Sam dba o ogrzewanie całego
klasztornego kompleksu. Pogardzany przez współbraci, sponiewierany przez życie, on
jedyny rozpoznaje znaki czasu, potrafi zmierzyć się ze złem, udzielić wskazówek tym,
którzy błądzą. Otoczenie zarzuca mu, że burzy poczucie wartości oparte na bezmyślnym
odwzorowywaniu zachowań bez refleksji, więc i bez znaczenia.
Proroków zabijano, bo zakłócali święty spokój, wypominali nieprawości, ale najczęściej za występowanie przeciwko swoim. „Widzący, idź, uciekaj sobie do ziemi Judy! I tam
jedz chleb, i tam prorokuj! A w Betel więcej nie prorokuj (…)” – mówi kapłan Amazjasz
do proroka Amosa (Am 7, 12–13). Krytyka była uważana za podważanie autorytetu
wspólnoty. Za osłabianie. Nawet jednak Naród Wybrany nie ma gwarancji świętego
spokoju i dla przetrwania potrzebuje nazwać rzeczy po imieniu i uderzyć się w piersi.
Krytyczny pogląd na przeszłość i zachowania własnej społeczności nie jest zdradą, ale
właśnie prawdziwym wsparciem. Na pewno bardziej potrzebnym niż wygłaszanie
wzniosłych haseł i pustych frazesów.
Stanisław Mikke docierał do prawdy o Wschodzie. Sam pozostawił tam wiele śladów.
Nawet w miejscach, do których nigdy nie dotarł. Zetknąłem się z człowiekiem, który
kiedy dowiedział się o polskich ekshumacjach prowadzonych w Charkowie, pojechał
tam ze Lwowa na rowerze. W książce „Śpij, Mężny”… Mikke nie wspomina o takim
spotkaniu. Może rzeczywiście się nie spotkali. Może spotkali się, ale autor nie umieścił
tego wspomnienia w książce. Lwowianin, dzisiaj komendant harcerstwa polskiego na
Ukrainie, napisał: „Dziś zamknąłem ostatnią stronę ofiarowanej przez Pana książki Stanisława Mikke. Nawet trudno mi opisać moje wrażenia, tyle wątków oprócz zwyczajnej
relacji z Jego działań, tyle myśli, które były, są i niestety będą aktualne. Jestem też pod
wrażeniem losu, który wiedział, kto i kiedy ma mi coś tak wspaniałego ofiarować. Jeszcze jedna refleksja, że po tym wszystkim, czego Pan Stanisław dokonał, to, co się stało
na końcu, było nieuniknione”. Niechaj zmarli ufają żywym: głosił za Gajcym Staszek
Mikke. Ufajcie żywym, nie wszyscy zapominają, wielu pamięta.
39

Podobne dokumenty