Balzac uspokojony Powrót do przeszłości

Transkrypt

Balzac uspokojony Powrót do przeszłości
>> >>
>>recenzje
czech, część trzecia zaś opisuje lata po
II wojnie światowej i kończy się na roku
2000. Skupiając się na ważnych wątkach
muzyki XX wieku, autor próbuje przedstawić najbardziej palące problemy stulecia
— zmianę statusu społecznego kompozytorów, polityczne uwikłanie muzyki czy
narastające znaczenie muzyki popularnej.
W spisie treści natrafiamy na „chwytliwe”
hasła, takie jak: Fuga śmierci. Muzyka w
hitlerowskich Niemczech, Nowy wspaniały świat. Zimna wojna i awangarda lat
pięćdziesiątych czy wreszcie Beethoven
się mylił. Bop, rock i minimalizm. Mimo
tych plakatowych tytułów Ross niczego
nie upraszcza i nie uogólnia. Wręcz przeciwnie, wykazuje imponującą zdolność do
podkreślania szczegółów. Opisuje konkretne wydarzenia i miejsca, przytacza cytaty
z relacji prasowych i prywatnej korespondencji artystów, przywołuje fragmenty
utworów muzycznych. Wszystko to jest
świadectwem ogromnej wiedzy autora,
który czasem wręcz przytłacza czytelnika
nadmiarem anegdot. Lektura książki pochłania bez reszty, bo akcja toczy się tu
w zawrotnym tempie. Poznajemy bohaterów w osobistych sytuacjach, rozumiemy
ich reakcje emocjonalne, odczuwamy atmosferę, w której żyli. Obok tych wielkich
zbliżeń Ross proponuje jednak coś więcej
— spostrzeżenia, wnioski i syntezy, które
ujawniają jego historyczny dystans.
Reszta jest hałasem to nie tylko przewodnik po muzyce XX wieku, ale także
świetna szansa na jej poznanie. Na stronie
internetowej http://www.therestisnoise.
com/audio/ można znaleźć fragmenty nagrań, przykłady nutowe, a nawet plakaty
z koncertów. Na obwarowanym prawami
autorskimi rynku muzycznym jest to oferta nie do przecenienia, zwłaszcza dla polskich odbiorców.
Reszta jest hałasem reprezentuje taki
typ pisarstwa, którego w Polsce prawie
w ogóle nie spotkamy. Dziennikarski temperament Rossa łączy się ze zmysłem historyka i analityczną wiedzą o konkretnych
utworach. Może właśnie ta lektura będzie
dla wielu osób niepowtarzalną szansą na
spotkanie z muzyką współczesną. A dla
sceptyków dowodem, że muzyka XX wieku to najlepszy materiał na powieść o naszych czasach…
EWA SCHREIBER
Reszta jest hałasem. Słuchając XX wieku
Alex Ross
Państwowy Instytut Wydawniczy
2011
>>92
Balzac uspokojony
Nareszcie jest. Jeszcze lepszy niż dotychczas. Skandalicznie celny i konkretny. Niedościgniony diagnosta cywilizacyjnych porażek. Tak, to on. Balzac XXI
wieku.
Na tę powieść czekaliśmy w Polsce długo. Głównym bohaterem jest Jed Martin,
fotograf i malarz, który zdobywa sławę
dzięki fotografowaniu map Michelina.
Dotychczasowe źródło zarobkowania,
czyli kadrowanie martwej natury, nie
daje mu satysfakcji i knebluje w nim artystę. Szum medialny, jaki powstaje wokół jego wystawy, pozwala mu wrócić do
malarstwa. Specjaliści od kreacji proponują, żeby komentarz do katalogu wystawy napisał znany i ekscentryczny pisarz
Houellebecq. Relacja z neurotycznym
dziwakiem, który zaszywa się w swojej samotni, żeby w spokoju pochłaniać
plastry pasztetu i okruchy powracającej
depresji, jest pretekstem do stworzenia
pola dyskursu o sztuce i wpadkach cywilizacji. Dyskursu bardziej ściszonego niż
dotychczas, bo pozbawionego palącej
goryczy rezygnacji. Houellebecq szuka
remedium na upadek jako stan naturalny
współczesnego człowieka, ale dokonuje
też specyficznego rozrachunku z samym
sobą: enfant maudit francuskiej kultury.
To proza, w której zakochali się nie
tylko przedstawiciele europejskiego
„seksualnego proletariatu”: gorzka i obnażająca wszystkie naukowo uładzone
kłamstewka. O ile jednak Michel w Poszerzeniu pola walki tnie od pierwszej
krzyżowej po sadło współczesnego konsumpcjonizmu, o tyle nowa powieść jest
nieco ściszona, cieplejsza. Ironią jest
tu podszyte wszystko: od snobistycznej kolacji, przez korporacyjne zabiegi
wsparcia sprzedaży, aż po rytualne morderstwo samego Houellebecqa (zabieg
skądinąd genialny). Autor snuje doskonale rzewne i ironiczne passusy naukowe,
komentarze do ludzkości, których źródłem niejednokrotnie jest Wikipedia (!).
Wyznaje, że człowiek przegrał w starciu
z nowoczesnością, ale nie odmawia mu
prawa do szukania pomocy i ukojenia
w przyjemności. Stąd wielka nobilitacja codziennych przedmiotów, uwznioślenie konsumpcyjnych rozkoszy. Wino
to już nie carrefourowski samogon, ale
meursault albo pouilly-fuisse, choć nie
brakuje tu mortadeli i zwietrzałych herbatników. Może i miłość istnieje gdzieś
na wyspie pośrodku czasu, ale jeśli nie
jest dane nam jej doświadczyć, ukojenie
można znaleźć w pracy. Szczególnie tej,
która wiąże się z pracą naszych rąk. Houellebecq przygląda sie współczesnemu
rynkowi sztuki i biznesu od strony międzyludzkich relacji, zaproponowanych
tym razem z ciepłem i humorystycznym
dystansem. Postaci są wyraziste i oddane
płynną kreską art nouveau. W topografii
Mapy i terytorium ważne miejsce zajmują przedmioty, jak zepsuty kaloryfer,
któremu zdarza się „rozmawiać” z Jedem, ale i patetyczne laleczki Playmobil
jako plastikowa metafora gąszczu ery
produkcyjnej. A to pod skrzydłami „dawnych mistrzów”: prerafaelitów, Turnera
i Fra Angelica. Wkrótce wszystko pokryje ciężka kurtyna secesyjnej roślinności, przygniecie szklane domy biznesu
i zimny absurd chłodnych galerii. Houellebecq jest znany ze swoich wizyjnych
zakończeń, ale Mapa i terytorium poraża
spokojem i zgodą realizmu.
Wielbiciele ciętej riposty i ironicznych komentarzy Michela językowo
będą wniebowzięci (dostajemy do rąk
doskonałe tłumaczenie Beaty Geppert).
Autor kreśli szczegółową mapę pisarza,
próbując określić swoje współrzędne na
terenie popkultury, z rozbrajającą szczerością pisze o swoich niedociągnięciach
komunikacyjnych i lekceważeniu mediów, które niejednego promotora jego
książek doprowadziły już na skraj rozpaczy. Kwintesencją autoironii jest chociażby fragment: „Na serwerze me.com
Houellebecq
dysponował
pamięcią
o objętości 40 giga; biorąc pod uwagę
intensywnosć jego korespondencji, za-
musli magazine
pełnienie jej zajęłoby mu siedem tysięcy
lat”. Swoją drogą wieść gminna niesie,
że autor Cząstek elementarnych zawita
w naszych skromnych progach w Krakowie na Festiwalu Conrada, żeby odebrać
zasłużoną Nagrodę Gouncourtów. Konia
z rzędem temu, kto przewidzi wypadki
listopadowe. Jedno jest pewne: zignorować nową powieść jest grzechem ciężkim współczesnego podróżnika.
KASIA WOŹNIAK
Mapa i terytorium
Michel Houellebecq
W.A.B.
2011
Powrót do przeszłości
Któż z nas nie mityzował choć raz w życiu czasów już zaprzeszłych i nie wspominał z rozrzewnieniem lat już przeżytych
— szczególnie tych nam najbliższych, które zawsze, niemal w każdym przypadku,
ogniskują się mniej więcej w czasach licealnych, czasach naszego dorastania i zdobywania wszelkich niepożądanych doświadczeń. Myślę, że nie ma takiej osoby, która
nie chciałaby wraz z całym bagażem nabytej życiowej wiedzy wrócić choć na chwilę do starej szkoły i spojrzeć z dystansem
na swoich dawnych znajomych i samego
siebie. O potędze tych pragnień świadczy
wiele książek i filmów, które od jakiegoś
czasu zalewają nasz rynek, a z których należałoby wymienić przede wszystkim Peggy Sue wyszła za mąż Coppoli, kultową już
trylogię Zemeckisa Powrót do przyszłości,
Odległą dzielnicę autorstwa Jiro Taniguchi
czy ostatnią komedyjkę Steersa 17 Again.
Na podobny pomysł wpadł i Alex Robinson,
jeden z ciekawszych amerykańskich twórców komiksowych średniego pokolenia,
którego polski czytelnik miał okazję poznać z jak najlepszej strony dzięki wydanemu przez Wydawnictwo Timof albumowi
Wykiwani (recenzja w pierwszym numerze
„Musli Magazine” z marca 2010 roku).
O ile w poprzedniej historii Robinson
mnożył wątki, postaci i wspólne ich zależności, o tyle w Zbyt cool, by dało się
zapomnieć skupia się na jednym bohaterze i jego jedynym problemie — nałogu
nikotynowym. Jednak robi to tak, że nie
sposób odejść na chwilę na bok, zostawić
w połowie drogi bohatera i odłożyć wspólną przygodę na trochę później. Robinson
wsysa nas bardzo skutecznie w swoją opowieść, tworząc przy tym jej ramy bardzo
przewrotnie i z pełną twórczą premedytacją — komiks otwiera sceną hipnozy, i tak
nas zostawia na kolejnych stronach, by na
końcu wraz z bohaterem obudzić wszystkich i przywrócić każdego jego własnej
rzeczywistości.
Ale wróćmy do przeszłości. Bohaterem
tej krótkiej opowieści jest Andy Wicks
(nie będziemy tu dywagować, na ile alter
ego autora), który ma poważny problem
z paleniem. Próbował już rzucić, i to na
wszystkie znane mu sposoby, ale ta przemożna chęć zaciągania się ciągle jest silniejsza od niego. Pozostała mu jedynie
hipnoza, do której podchodzi bardzo sceptycznie, a na którą się decyduje dla dobra
rodziny. I tu zaczyna się dość ostra jazda
w przeszłość — niestety, nie podrasowanym DeLoreanem z Powrotu do przyszłości, ale zwykłym myślowym przeskokiem
czasoprzestrzennym (notabene bardzo
sprawnie przez autora przedstawionym
graficznie). W ogóle rozwiązania formalne
— zarówno te w warstwie fabularnej, jak
i ikonicznej — są główną zaletą komiksu.
Robinson pokazuje nam, że po Wykiwanych do perfekcji już opanował wszelkie
wybiegi, rozbiegi i (nie)konwencje sztuki
komiksowej, które na niektórych stronach
są tak rozpasane, że dosłownie wychodzą
z ram i zachwycają swoim kontekstem oraz
umiejscowieniem. A widać, że czerpie od
najlepszych — niektóre kadry wyraźnie nawiązują np. do wcześniejszych, odkrywczych wówczas technik Willa Eisnera.
Również wykorzystane przez autora
tricki i na nowo wywołane klisze popkulturowej klasyki podróży w czasie w Zbyt
cool zyskują zupełnie inny wymiar, nie
wpadając przy tym w pułapkę nieścisłości i paradoksów nagięcia linii czaso-
>>recenzje
przestrzennej. Temat jest więc bardzo
pojemny i korci mnie, żeby powiedzieć
kilka słów o tym, jak będzie wyglądać
ta podróż w oczach naszych i Andy’ego,
jednak pozwólcie, że tego nie zdradzę,
zostawiając potencjalnym czytelnikom
przyjemność z odczytywania tej całej
gamy emocji i tropów naszej kulturowej
i czysto subiektywnej przeszłości (ulubionych filmów, kapel, plakatów na ścianach
i chowanych pod łóżko „Playboyów”). Powiem jedynie, że Alex Robinson chętnie
nam pokaże, jakie bywają konsekwencje podobnej sytuacji i bardzo jasno da
do zrozumienia, że zazwyczaj to, co na
pierwszy rzut oka wydaje się przyczyną
i celem naszego życia, lubi bardzo szybko
tracić na znaczeniu. I tak jak każdy wchodzi do ciemnej piwnicy na własną odpowiedzialność, tak i do własnych wspomnień czy pragnień powinien iść z pełną
świadomością tego, co tam znajdzie.
Tak właśnie jest też z tym komiksem.
Czas tutaj to tylko sztafaż, środek i motyw, który odsłania to, co najważniejsze
— zapomniane, wyparte i wrzucone gdzieś
na samo dno wspomnienia Andy’ego. Robinson o ważnych rzeczach mówi w bardzo przystępny sposób, zwykłym językiem
opowiada nie o fantastycznej przygodzie,
ale o codzienności właśnie — o ludziach,
którzy czasami tylko przechodzą obok nas,
czasami zatrzymują się na dłużej, a czasami po prostu zbyt szybko odchodzą.
Sugestywnie i trafnie przekazuje nam
kilka słów o dojrzewaniu, podejmowaniu
kluczowych decyzji i rozprawianiu się
z własnymi demonami. Lekką na pozór
opowieścią stwarza ponadczasowy i ponadkulturowy obraz nas samych — bo
niezależnie od tła społecznego czy technologicznego (dopóki nie staniemy się
maszynami) zawsze cechować nas będą
te same problemy i wątpliwości. I choćby właśnie dlatego warto przeczytać ten
komiks. I może jeszcze po to, by przewartościować tę całą ideę powrotu do przeszłości. Bo w sumie — jakby się każdy z nas
czuł i co by zrobił, rozmawiając z kumplem, o którym wiedziałby, że za rok będzie już po tej drugiej stronie.
SZYMON GUMIENIK
Zbyt cool, by dało się zapomnieć
rys. i scen. Alex Robinson
Timof i cisi wspólnicy
2010
>>93