Czytaj

Transkrypt

Czytaj
Ślub Matyldy
Autor: Daisy & Mariposiek
Cz. 1
Punkt siódma, ostry dźwięk budzika brutalnie wyrwał podkomisarza Brodeckiego z boskich
objęć Morfeusza. Warto byłoby dodać, że od roku budzi go ten właśnie dźwięk. Kiedyś dzień
rozpoczynał czując na swojej twarzy dotyk miękkich, kobiecych ust, następnie czuły szept do
ucha, ale to było kiedyś... Teraz jest inaczej - czy lepiej tego już Brodecki nie mógł
potwierdzić. Otworzył jedno oko i spojrzał na tarczę zegarową, której duża wskazówka
bezlitośnie przesuwała się do przodu. Wczoraj położył się dość późno, więc teraz jego śliczne
niebieskie oczęta ozdabiały sine oblamówki sygnalizujące nieprzespaną noc. Nie żeby to była
jakaś impreza, czy mecz przy piwku z przyjaciółmi. Może zabrzmi to paradoksalnie, czy
nawet śmiesznie - znamy w końcu tyle dowcipów o "inteligentnych" policjantach - ale
podkomisarz Brodecki przez pół dzisiejszej nocy myślał. Trzeba przyznać, że miał
rzeczywiście twardy orzech do zgryzienia - nie byłoby nic frapującego w niewinnym
zaproszeniu na ślub, jakie wczoraj otrzymał od swojej kuzynki, która postanowiła wreszcie
wyjść za mąż. Jednak jak wiadomo, nic w życiu nie jest tak proste jak byśmy tego chcieli...
Basia i Marek rozwiedli się rok temu. Trudno uwierzyć w to, że kochające się na zabój
małżeństwo, w dodatku posiadające uroczą córeczkę, podjęłoby tak bolesny krok jakim jest
rozstanie. Kiedy brali ślub wokół nich strzelały fajerwerki, a cały świat pachniał wiosną.
Uczucie jakie ich połączyło zdawało się być mocnym i niezniszczalnym. Czułość,
namiętność, fascynacja w końcu stworzyły bardzo oryginalną mieszankę, potocznie zwaną
miłością. Gdy przed ołtarzem wypowiadali sakramentalne "tak", nie mieli żadnych
wątpliwości, że mówią to tej najwłaściwszej osobie na świecie. Potem pojawiła się Madzia ich oczko w głowie, "ukochane słoneczko" - jak zwykli ją nazywać. Dziewczynka była raczej
kopią mamy - ze swoimi blond włoskami, wielkimi, piwnymi oczami, uroczymi dołeczkami
w policzkach i brodzie... Jednak charakterek zdecydowanie odziedziczyła po tacie, który był
dla niej wzorem i "najukochańszym tatusiem", jak o nim mówiła. Teraz miała już pięć lat i
była jedyną pociechą w życiu Marka. Z Basią, mimo że łączyło ich dziecko, początkowo
kompletnie nie potrafił się dogadać. Od dnia rozwodu otaczała ich atmosfera wzajemnych
pretensji i uszczypliwości. Marek nie mógł jej wybaczyć, że posądziła go o zdradę, a ona
mimo iż mu uwierzyła, później nie potrafiła mu ufać. Jednak z czasem, głównie dzięki
Adamowi i Madzi, postanowili skończyć z kłótniami i ironicznymi zaczepkami - stali się
kumplami i dobrze dogadującymi się rodzicami. A co ma do tego zaproszenie na ślub i
problem podkomisarza?
Otóż zaproszenie dostał dla siebie i... swojej osoby towarzyszącej, której jak powszechnie
wiadomo nie posiadał. Od czasu rozwodu spotykał się z różnymi kobietami, ale żadna z nich
nie sprostała jego wymaganiom by zostać jego partnerką na dłużej, aniżeli tydzień, czy dwa –
żadna nie była niską blondynką z dużymi oczami, do której wszystkie porównywał.
Nie chciał jechać do Olsztyna sam – a jedyną kobietą, którą byłby w stanie zabrać ze sobą,
była właśnie Basia. Nie Zuzia, nie bliska znajoma Małgosia z centrali, czy miła sąsiadka, pani
adwokat z piętra niżej. Już wiedział, jak każda z nich zostanie potraktowana przez rodzinę
Brodeckich, czy Magdę, którą zamierzał oczywiście zabrać ze sobą. Dlatego chociażby ze
względu na swoją potencjalną towarzyszkę, której groziło ogromne niebezpieczeństwo, wolał
zaproponować ten wyjazd Basi, którą jego rodzina wprost uwielbiała. Przez cały dzień
próbował z nią o tym porozmawiać, ale tchórzostwo brało nad nim górę. Dopiero wieczorem,
widząc, że Basia szykuje się do wyjścia, zebrał się na odwagę...
- Baśka... – zatrzymał ją w korytarzu, łapiąc za łokieć. Podrapał się po głowie, rozglądając na
boki, czy aby nikt ich nie obserwuje, a widząc, że są sami, ciągnął dalej. – Muszę z tobą
porozmawiać! To ważne!
- Teraz? – spojrzała na zegarek. – Pani Marysia wspomniała rano, że chciałaby wyjść dzisiaj
wcześniej. A Magdzie obiecałam, że przeczytam jej bajkę na dobranoc.
- Zdążysz... to właściwie zajmie mi chwilkę. Proszę! – podkomisarz przytaknęła tylko i
wróciła do kanciapy, siadając na skraju swojego biurka.
- Co jest? – rzuciła, widząc jak Marek krąży przed nią po całej długości pokoju. – Jeśli chodzi
o twój wyjazd z Magdą na wakacje.... to mówiłam, że nie ma problemu! Twój jest lipiec, mój
sierpień! Uzgodniliśmy to przecież.
- Nie, nie... to nie chodzi o Magdę, ani o wakacje.... chciałem.... Baśka mam dla Ciebie
propozycję nie do odrzucenia! – wykrzyknął, wyciągając z szuflady białą kopertę, którą w
następnej chwili podał Storosz. Baśka zmarszczyła brwi, zaglądając niepewnie do środka. –
Matylda za dwa tygodnie wychodzi za mąż.
- Matylda? – zamyśliła się. – Twoja kuzynka z Olsztyna?
- Ta sama! – przytaknął. – Pamiętasz Roberta, jej chłopaka? Poznałaś go... wreszcie
zamierzają się pobrać. Po sześciu latach narzeczeństwa.
- Świetnie... ale nie rozumiem po co mi o tym wszystkim mówisz?
- Znasz całą moją rodzinę, oni Cię ubóstwiają... a z Matyldą nawet się zaprzyjaźniłaś! –
zaczął wymieniać, ale pod naciskiem jej przenikliwego spojrzenia zamilknął na moment. – A
moje zaproszenie jest dla dwóch osób! – miauknął z lekkim przerażeniem.
- Ty chyba nie chcesz.... – Brodecki delikatnie się uśmiechnął. – Chcesz, żebym pojechała
tam z tobą? – krzyknęła, wstając.
- Zawsze uważałem, że jesteś inteligentna.
- Ponad rok temu się rozwiedliśmy, nie pałamy do siebie największą sympatią, nie widziałam
twojej rodziny od dwóch lat, a ty mi proponujesz wyjazd? – wyrzuciła z siebie, jak z
maszynowego karabinku.
- yyyyy tak? .... Baśka, będziesz moją koleżeńską osobą towarzyszącą!
- yyyyy nie? – przedrzeźniała go. – Będę twoją byłą żoną, która nie ma zamiaru Ci
towarzyszyć. A teraz przepraszam, ale się śpieszę.
- Baśka! – ponownie ją zatrzymał.
- Zabierz kogo chcesz.... nawet swoją sąsiadkę.... wiem o niej od Magdy! – dodała szybko,
widząc, jak podkomisarz chce coś powiedzieć. – Ale na mnie nie licz.
- A może się jeszcze zastanowisz?
- Nie! – warknęła.
- A może.... – zastanowił się. – Uratowałem Ci w zeszłym tygodniu dupę, kiedy zgarnialiśmy
Małeckiego. Wisisz mi przysługę! – wyszczerzył ząbki w szerokim uśmiechu. – Poza tym
zabieram ze sobą Magdę. A ta mała szantażystka pewnie zaciągnie mnie do McDonalda,
gdzie nie zabiera ją mamusia, bo jedzenie tam podobno jest niezdrowe... Znowu nie pójdzie
spać po dobranocce, tylko po północy... z resztą jak zawsze, gdy jest ze mną. Będzie biegała
na boska i jadła lody, oglądając ze mną kolejny film akcji.
- Nie! – wrzasnęła. – Jak ty wychowujesz nasze dziecko? – tupnęła nogę, zaciskając przy tym
mocno pięści. – Rozpuszczasz ją jak dziadowski bicz.
- Ale jestem „ukochanym tatusiem”. – odpowiedział dumnie. – To co? Pojedziesz i będziesz
pilnować swojej córeczki przed złym i niedobrym ojcem, czy zostajesz i .... – rozłożył
szeroko ręce. - ...
- Jadę! – przerwała, sama nie wiedząc, że się zgodziła. – Znaczy... nie wiem jeszcze! –
poprawiła się szybko.
- No tak, musisz zapytać Jacka! – przewrócił oczami.
- Nie muszę.... jesteśmy tylko przyjaciółmi.... – pogroziła mu palcem. – Właściwie to nie
twoja sprawa!
- Okej... okej... – podniósł wysoko dłonie w geście poddania. – To, co? Wyświadczysz mi
przysługę i zostaniesz moją osobą towarzyszącą?... Moja rodzina naprawdę się ucieszy! –
zapytał już spokojniej i poważniej.
- Nie wiem... Marek, nie uważasz, że troszkę przesadzasz?
- Może, ale naprawdę nie chce jechać tam sam, a ty ... jesteś mi mimo wszystko bliska.
Pracujemy razem, znamy się jak łyse konie.... mamy dziecko! – uśmiechnął się.
- To nie są żadne argumenty... zabierz Zuzię! – zaproponowała.
- Szczepan chyba nie byłby zadowolony! – mrugnął, przypominając sobie widok aspirantów
trzymających się za ręce. – Proszę!
- Nie mam sukienki.
- A ja garnituru... na zakupy też możemy się wybrać razem.
- To ja może pożyczę coś od Zuzi... – burknęła cicho. – Dobrze, ale robię to dla Magdy! I jadę
wyłącznie jako twoja koleżanka! I nie będziemy tańczyć!
- Jak to nie? – oburzył się.
- Nie! ... Cześć! – i wyszła, zostawiając „kolegę” samego.
Cz. 2
Dokładnie tydzień później Marek zaparkował srebrną toyotę pod blokiem, w którym
mieszkały jego córka i była żona. Denerwował się choć sam nie wiedział dlaczego. Układ z
Baśką był jasny – jadą tam jako dobrzy koledzy i to wszystko. Żadnych dwuznacznych
tekstów przy rodzinie, przytuleń, pocałunków i niczego, co miałoby sugerować, że łączy ich
coś poza Magdą. Sama mała Brodecka była przeszczęśliwa, gdy dowiedziała się, że pojedzie
na Mazury, razem z mamą i tatą. Ostatni raz wspólnie wyjechali gdzieś, gdy miała trzy latka i
głównie z tego powodu nic z tamtego wyjazdu nie pamiętała. A teraz każdy dzień wlókł jej
się jak makaron, a na dużym ściennym kalendarzu, który wisiał w kuchni kazała mamie
odznaczać dni do wyjazdu. Wtedy chyba do Basi dotarła smutna prawda – przez jej kłótnie z
Markiem, wzajemne oskarżenia i niechęć, najbardziej ucierpiało ich dziecko, które nie
zaznało w swoim króciutkim życiu prawdziwego domu, gdzie są mama i tata. Zawsze część
tygodnia spędzała z Basią, a drugą część z Markiem, kursując z domu do domu. Z tego też
powodu zaliczyła już jedno przeniesienie z przedszkola. Wiadomo, że dzieci w tym wieku są
nadzwyczaj szczere i nie owijają w bawełnę swoich uczuć, w związku z czym Madzia była
jedynym dzieckiem z całej grupy, które miało rozbity dom. Co za tym idzie dzieci często jej
to wytykały. Kiedy pewnego dnia Basia odebrała zapłakaną córeczkę, postanowiła zmienić
swoje relacje z Markiem. Wspólnie podjęli decyzję, że jak najmniej dadzą jej odczuć swoje
rozstanie. Dlatego też – po chwili namysłu - podkomisarz doszła do wniosku, że ten wyjazd
ma wbrew pozorom i swoje dobre strony. Chociaż na chwilę będzie miała przy sobie oboje
rodziców, chociaż na chwilę będzie tak jak dawniej – no prawie ...
Pierwsza przed blok wybiegła Magda, wprost rzucając się w otwarte ramiona ojca i zasypując
go serią słodkich buziaczków. Dopiero pięć minut później pojawiła się Basia taszcząc za sobą
ogromną walizę. „No co?! Przecież jedziemy z małym dzieckiem, a pogoda na Mazurach
szybko się zmienia!” – odpowiedziała od razu na jego lekko przerażone spojrzenie.
Kiedy w końcu ruszyli w drogę Magda cały czas radośnie trajkotała zadając Markowi co 15
minut pytanie: „Czy daleko jeszcze tatusiu ?„. Nie umiał się na nią złościć, zwłaszcza widząc
jak jest szczęśliwa. Basia też stała się jakoś pogodniejsza – na początku drogi prawie się nie
odzywała, ale entuzjazm córeczki udzielił się i jej. Kiedy przejechali już połowę trasy,
postanowili zrobić sobie postój – puste żołądki i pełny koszyk kanapek, oraz dwa termosy – z
herbatą dla Magdy i kawą dla jej rodziców - podziałały w końcu na wyobraźnię.
Zatrzymali się w malowniczej okolicy – dookoła rozciągały się małe zagajniki, nie
wykoszone jeszcze łąki , które okalały dwa duże stawy. Rozłożyli koc nad jednym z nich,
pozwalając odpocząć swoim nogom i kręgosłupom. Oczywiście gwoli uściślenia – Marek i
Basia siedzieli na kocu, natomiast ich pociecha biegała wokół, dzierżąc w dłoni swojego
ukochanego pluszaka, o intrygującym imieniu „Adaś” ...
- Magda uważaj! – krzyknęła Basia widząc jak dziewczynka niebezpiecznie zbliża się do
wody. Magda posłała jej tylko przepraszające spojrzenie i pobiegła dalej. – Ona sobie coś
zrobi!
- Baśka przestań... przecież jej wytłumaczyłem, że nie może się zbliżać do wody! - Brodecki
siedział oparty o drzewo, rozkoszując się panującą wokół ciszą, przerywaną przez głosik
Magdy.
- I myślisz, że cię posłucha?! Zobacz, jak jest blisko brzegu! Może ciebie nie interesuje to, że
twoja córka zaraz będzie się topić w jakimś brudnym stawie, ale ja nie mam zamiaru na to
patrzeć! – i już miała wstawać z koca, by pójść po rozbrykane dziecko, kiedy jego silna ręka
zatrzymała ją w miejscu.
- Przestań! – powiedział przez zaciśnięte zęby. - Nie widzisz jaka jest szczęśliwa, chociaż raz
ma nas przy sobie razem! Nie psuj tego ... – czy to jego mocny uścisk, czy siła spojrzenia nie
pozwoliła jej się ruszyć, tego nie wiedziała. Jak zahipnotyzowana patrzyła prosto w jego oczy
– mierzyli się wściekłymi spojrzeniami dopóki nie usłyszeli pisku ich córeczki ...
- Tatusiu ! Tato! ... – krzyczała ze łzami w oczach stojąc tuż nad brzegiem. Podkomisarze
przerażeni, szybko zerwali się z koca i natychmiast podbiegli do małej.
- Co jest kochanie? – natychmiast uklęknął przed nią starając się uspokoić roztrzęsione
dziecko.
- Adaś się topi! – wyjąkała w końcu pokazując paluszkiem na oddalającą się coraz bardziej
maskotkę. Marek dosłownie przez moment zastanawiał się co ma robić. Już po chwili
zanurzał się w wodzie, która nie wyróżniała się czystością. Nie zwracał uwagi nawet na
głośne protesty Baśki, płynące z brzegu. „Adaś” w końcu był ukochaną zabawką Madzi
(dostała go od ojca chrzestnego na pierwsze urodziny, stąd też pomysł by nazwać misia
właśnie imieniem ukochanego wujaszka Zawady) i, z którą nie rozstawała się praktycznie
nigdy – bez niej nie było mowy o zaśnięciu czy takiej wycieczce jak ta. Dlatego Marek teraz
toczył bój z różnego rodzaju szuwarami wodnymi, które zaczepiały się o nogawki jego
spodni, czy z mułem , w którym znowu grzęzły jego buty. Jednak wyszedł z tego zwycięsko,
wydostając się na brzeg kompletnie przemoczonym i ubłoconym, jednak z pluszakiem w ręce.
Madzia z piskiem rzuciła mu się na szyję, nie zwracając uwagi na jego odpychający wygląd.
Cały ociekał brudną wodą i jakimiś wodorostami. Basia starała się by jej mina przybrała jak
najbardziej srogi wyraz, ale na jego widok nie potrafiła się powstrzymać i tylko szeroko się
do niego uśmiechnęła. Kto inny potrafiłby brodzić w jakimś podejrzanym, brudnym stawie po
to by uratować pluszową zabawkę przed utonięciem? Może Marek rzeczywiście rozpieszczał
Madzię, chcąc jej jakoś zrekompensować brak normalnego domu, ale był przy tym
fantastycznym ojcem.
- Gdzie masz coś do przebrania? – zapytała po chwili, kiedy szli w stronę samochodu.
- W tej czarnej sportowej torbie, którą przywaliła twoja walizka! – skrzywił się na myśl o jej
zawartości. Jak znał Basię pewnie zapakowała tam milion zbędnych rzeczy bo „przyda się”.
- Poczekaj, zaraz ją wydostanę! – widząc jak sam zabiera się do grzebana w bagażniku, dała
mu ostrzegawczy znak ręką. - Odsuń się lepiej, bo śmierdzisz gorzej niż zdechła ryba! –
zachichotała i natychmiast pochyliła się nad pakunkami. Marek szybko zlustrował wzrokiem
jej wypiętą, zgrabną pupę, jednak stwierdził że dla dobra jego ciśnienia tętniczego nie
powinien się zbyt długo wpatrywać w ten jeden, konkretny punkt.
W końcu wygrzebała jego torbę i natychmiast wyciągnęła z niej czyste jeansy i podkoszulek,
stwierdzając że jego garderoba ma wciąż ten sam, tak doskonale znany jej zapach (proszku
Wizir). Odwróciła się i uśmiech zastygł na jej ustach ... Podczas gdy Magda, siedząc w
samochodzie nawoływała swoich rodziców by się pospieszyli, jej własna mama bezczelnie
„gapiła się” na półnagiego tatę! Stał przed nią bez koszulki, z nagim torsem ociekającym
wodą, w dodatku mokre spodnie przykleiły się do jego nóg! Zawsze działał na nią
piorunująco, widok jego atletycznego ciała sprawiał, że miękły jej nogi w kolanach. Co
prawda teraz – po rozwodzie, starała się niwelować gorączkę zmysłów, gdy w pobliżu
znajdował się jej były już mąż, usiłując wymazać z pamięci jak to ciało idealnie
harmonizowało się z jej ciałem, gdy się kochali. Ale w tym momencie było to po prostu
niemożliwe ... Dlatego po dłuższej chwili po prostu rzuciła mu ubranie i szybko wsiadła do
samochodu, nie chcąc doprowadzić do jeszcze bardziej idiotycznej sytuacji. A Marek ... ze
swoim charakterystycznym uśmieszkiem poszedł się przebrać.
Późnym popołudniem dojechali na miejsce. Jednorodzinny domek wujostwa Marka mieścił
się na obrzeżach, więc przejeżdżając przez całe miasto, mogli napawać się jego pięknem.
- Jutro idziemy zwiedzać! – zarządził przy poparciu swojej córki. Basia mimo swojej
początkowej niechęci, w końcu się zgodziła...
- ... ale pod jednym warunkiem! – pogroziła podkomisarzowi palcem. – Ty nie zbliżasz się do
żadnego jeziora! – roześmiała się, widząc jego dość niewyraźną minę.
- Nabijaj się, nabijaj... – udał zdenerwowanie. – Boshe, jak ja pachnę! Muszę wziąć prysznic.
- To jest chyba nieuniknione! – dodała podkomisarz, ponownie wybuchając gromkim
śmiechem.
Zaparkowali na podjeździe dużego domu, którego dach pokrywała czerwona dachówka. Na
trawniku przed domem biegały jakieś dzieci, urządzając sobie pościg, pomiędzy
zaparkowanymi samochodami, wśród których Marek rozpoznał wóz swoich rodziców.
Chodniczek, ułożony z wysypanych białych kamyczków, prowadził wprost do drzwi dużego
ganku. Basia mimowolnie poczuła ciepło w okolicach serca, będąc znów w tym miejscu,
gdzie spędzili z Markiem swoje pierwsze wakacje jako para. Bez względu na to jak bardzo
chciała odizolować Marka od siebie, tych wspomnień nie mogła wyrzucić na śmietnik,
zwłaszcza gdy były one tak piękne... Tymczasem Brodecki już się trochę niecierpliwił,
bowiem po trzecim dzwonku do drzwi nikt im jeszcze nie otwierał.
- Dziwne... – rozejrzał dookoła, ale po chwili do obojga dotarł głośny śmiech dochodzący z
ogrodu. Bez chwili namysłu przeszli na tył domu, gdzie przy ogromnym, ogrodowym stole
siedziała niemal jego cała rodzina. – Widzę, że się świetnie bawicie! – uśmiechnął się do
wszystkich serdecznie.
- Babcia...! – Magda momentalnie znalazła się w objęciach pani Brodeckiej, która
natychmiast podeszła do podkomisarzy.
- Nareszcie jesteś.... – przywitała się z Markiem. – Kochanie, ale co Ci się stało?
- Długa historia... co nie zmienia faktu, że jest mi potrzebna kąpiel... Mamo, przywiozłem ze
sobą Basię, chyba nie macie nic przeciwko?
- Basię? – wtrącił pan Krzysztof, przytulając do siebie „synową”. – Zawsze uważałem, że ten
rozwód nie jest wam do niczego potrzebny, ale dlaczego nic nie powiedzieliście? Tak się
cieszę!
- Właśnie? – zawtórowała mu reszta rodziny, która również nie ukrywała radości jak mysleli,
z powodu ich zejścia.
- Tato my... – zaczął Brodecki, kątem oka spoglądając na zmieniającą się twarz swojej byłej
żony. Basia była już lekko podenerwowała i wolał nie wiedzieć, jaką karczemną awanturę
zrobi mu z tego powodu, kiedy tylko zostaną sami.
- Panie Krzysztofie... – zaczęła Basia, ale i ona została szybko uciszona, tym razem głosem
Matyldy, kuzynki Marka.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że to ty przyjechałaś. Nie rozmawiałyśmy ponad dwa lata.
Musimy to nadrobić... – mrugnęła. – A w piątek mój wieczór panieński.
- Super! – burknęła.
- I już nie pan Krzysztof, tylko znowu tato... – uśmiechnął się pan Brodecki, obejmując
ramieniem Basie. – Wiesz, że nawet zaczęliśmy obstawiać, kogo przywiezie mój syn? Pół
roku temu była tu z nim jakaś lekarka...
- Tato! – warknął podkomisarz. – I nie lekarka, tylko pielęgniarka.
- Nie ważne, ale... jak mniemam nie przeszkadzało Ci, że Cię badała.... co noc. I może to nie
to samo, ale Basia może Cię zrewidować!
- Tato! – powtórzył głośno.
- Synku, ale nie denerwuj się! – zachichotała pani Maria. – I lepiej chodźcie, jesteście pewnie
zmęczeni i głodni. A ty to nawet nieświeży.... wasz pokój jest już gotowy!
- Pokój?! – wyrwało się Basi.
- Na poddaszu... tyle ludzi się tu kręci, wszystkie pokoje zajęte, nawet kanapa w salonie. Ale
ciocia Tereska zarezerwowała wam najlepszy.
- Marek! – Basia cicho krzyknęła mu do ucha. – Zrób coś!
- Ciociu dziękuję... – zwrócił się do starszej siostry swojej mamy.
Cz. 3
"Ich pokój" był bardzo duży i jasny. Na środku stało olbrzymie łoże z sosnowego drewna - w
ogóle cały pokój, od podłóg, po sufit był w drewnie. Tuż przy ścianie stała kanapa i dwa
fotele. W rogu pokoju umieszczona była wysoka lampa, z abażurem w kolorze herbacianym,
a przeciwległym rogu, w ceramicznej donicy stał imponujący fikus, który bardzo uspokajał...
Zazwyczaj uspokajał. Jednak tym razem nawet egzotyczna roślina nie potrafiła swą kojącą
zielenią uspokoić Basi.
- Czyś ty zwariował? – wrzasnęła, kiedy tylko za panią Marią zamknęły się drzwi. – Dlaczego
nie powiedziałeś, że to ja z tobą przyjadę? Dlaczego nie powiedziałeś, że nadal nie jesteśmy
razem? Dlaczego nie zaprzeczyłeś, kiedy ...
- Baśka uspokój się, proszę!
- Ja mam się uspokoić? Ja? – wbiła wskazujący palec w jego ramię, lekko popychając go do
tyłu. – Nie dosyć, ze zgodziłam się na przyjazd tutaj, to jeszcze muszę dzielić z tobą pokój...
nie mówiąc już o łóżku! ...
- Już nie przesadzaj, kiedyś Ci to nie przeszkadzało! – rozłożył szeroko ręce, głupio się przy
tym uśmiechając. Ale jak szybko ten uśmiechnął się pojawił, tak szybko zniknął, widząc
wściekłość w jej duży oczach.
- W tej chwili zejdziesz na dół i to wszystko odkręcisz. Powiesz, że nic poza Magdą nas nie
łączy, że nawet nie jesteśmy przyjaciółmi i zażądasz osobnego pokoju dla siebie!
- Dla siebie? – prychnął. – To tobie nie pasuje!
- Nie denerwuj mnie bardziej...
- Dobrze, już dobrze! – przewrócił oczami i wyszedł z pokoju, do którego powrócił w 10
minut później. Basia, widząc go z powrotem, wstała z łóżka. – Jest dużo gości... – zaczął.
- I co z tego? Przeniesiesz się?
- Nie! – odpowiedział pewnie, zdejmując z siebie koszulkę, na co Baśka tylko rozszerzyła
oczy i zawstydzona odwróciła głowę w stronę okna. – Wszystkie pomieszczenia w domu są
zajęte. Nawet kuchnia, w której ustawili małe łóżko wujkowi Wieśkowi.
- Możesz mi powiedzieć, co ty do diabła wyprawiasz? – zapytała, kompletnie ignorując jego
poprzednie słowa. Bowiem Marek stał przed nią już tylko w bokserkach.
- Idę wziąć prysznic! – skinął w stronę łazienki.
- Nie, to się nie dzieje naprawdę! – opadła na fotel, ukrywając twarz w dłoniach. – Jeszcze mi
powiedz, że mam z tobą dzielić łazienkę? – fuknęła.
- Nie musisz.... – odpowiedział już zza drzwi. – Ale plecki mogłabyś mi umyć!
- Po moim trupie!
Już drugi raz tego dnia ugięły się pod nią kolana - tym razem jednak musiała usiąść. Przecież
ten facet nie może na nią tak działać! Nie po tym jak jeszcze podczas ich małżeństwa, na jej
oczach migdaliły się do niego inne kobiety i na pewno nie po tym jak obłapiała go jakaś ...
pielęgniarka, jak się dziś dowiedziała! Widocznie zabawa w dobrego i złego glinę w łóżku też
już mu się znudziła, i teraz woli bawić się w lekarza! "W życiu go więcej nie dotknę, nie po
tym jak go dotykała ... polska służba zdrowia!" - postanowiła sobie w duchu. Ale w tym
samym momencie jak bumerang wróciły do niej chwile, kiedy wspólnie wylegiwali się w
wannie, gdy potem on robił jej cudowny masaż całego ciała, który zazwyczaj zawsze kończył
się tak samo ... Albo kiedy raz poprosił ją o umycie pleców, byli tak ... energiczni, że wyrwali
ze ściany cały przewód prysznicowy. I kiedy rozpalona wspomnieniami, starała się dojść do
siebie po wybuchowej mieszance gniewu i podniecenia, on bezczelnie przeparadował przed
nią nagi, obwiązany tylko niedbale na biodrach ręcznikiem...
- Bo ci to spadnie... – mruknęła, ale mimo tego, że cicho, on i tak usłyszał, uśmiechając się do
siebie pod nosem. – Przecież my nie wytrzymamy ze sobą w jednym pomieszczeniu!
- Pracujemy razem i codziennie przebywamy w jednym pomieszczeniu! – zauważył.
- Ale oprócz nas jest Adam... pilnuje nas! – rzuciła bez zastanowienia.
- Co ty sugerujesz? – spojrzał na nią, siadając obok niej na łóżku, w dalszym ciągu ubrany
wyłącznie w przykrótki ręczniczek. – Chyba nie myślisz...
- Zwariowałeś? – wstała.
- A jednak pomyśleliśmy o tym samym... – uśmiechnął się. – Baśka nie jesteśmy już razem od
dwóch lat, umawiamy się z innymi, a oprócz Magdy nic nas nie łączy.... nie pociągamy się
już tak, jak kiedyś.... Jeśli w ogóle kiedyś Cię pociągałem. – dodał po chwili zastanowienia.
- Nie rozumiem?
- Chcę Ci tylko powiedzieć, że nasza miłość wygasła.... jeśli w ogóle takowa, kiedyś istniała.
Bo przecież gdyby łączyło nas prawdziwe uczucie, nie pozwolilibyśmy, żeby nasze
małżeństwo się rozpadło. Prawda? – nie odpowiedziała. – Baśka, prawda?
- Tak! – pokiwała niepewnie głową.
- Więc jakoś wytrzymamy te kilka dni razem w jednym pokoju, nie uważasz? – i nie czekając
na jej odpowiedź, wziął swoje rzeczy i wrócił do łazienki.
Natomiast siedząc przy kolacji był dziwnie markotny. Pyszności jakie były wystawione na
stół, będące przedsmakiem wesela, wcale ku temu nie skłaniały. Między nim a Basią,
siedziała rozpromieniona Magda, która wprost tryskała szczęściem, bo jej rodzice znów są
razem ... A to wszystko było jednym wielkim oszustwem - oni nigdy nie będą już razem,
nigdy nie stworzą swojemu dziecku prawdziwego domu ... Aż dreszcz nim wstrząsnął, gdy
pomyślał o tym, co jej powiedział w pokoju, na górze - to też było wierutne kłamstwo!
Podniecała go jak żadna inna kobieta - była taka drobna, krucha i subtelna. Jej delikatna skóra
pachniała piwoniami, a kobiece zaokrąglenia jej ciała przyspieszały rytm jego pulsu. Odkąd
pamiętał Basia miała kompleks na punkcie swojej kobiecości. Bo biust ma za mały, bo gdy
się zgarbi w ogóle go nie widać ... A on ją kochał i uwielbiał właśnie taką jaką była. Ale teraz
miał ją ktoś inny! Ktoś inny jej dotykał i całował ... Kolejny dreszcz nim wstrząsnął, gdy
pomyślał o tym "kimś". Do tej pory nie mógł uwierzyć, że Baśka spotyka się z Jackiem - tym
sztywnym formalistą. Przecież on na pewno nie ma pojęcia na czym polega zabawa w
dobrego i złego glinę! Na samą myśl, że Baśka zabawia się w to z kimś innym zrobiło mu się
niedobrze! Spojrzał na nią kątem oka - teraz szeroko się uśmiechała rozmawiając z jego
mamą. Baśka celowo go prowokowała - ubrana była w zwiewną sukienkę w duże kolorowe
kwiaty, jej długość nie była imponująca, bowiem materiał kończył się nieco powyżej jej
zgrabnych kolan ... Wtedy właśnie dotarło do niego, że teraz trudniej będzie mu utrzymać
swoje rozszalałe zmysły na wodzy, niż dotychczas.
Wieczorem, gdy już mieli się kłaść spać, z samopoczuciem podkomisarza było jeszcze gorzej.
Kiedy Basia wyszła z łazienki w kusej koszulce, ledwie zasłaniającej jej uda, Markowi robiło
się na zmianę zimno i gorąco. Teraz dopiero do niego dotarło, że zaproszenie Baśki na ten
ślub było swoistym salto mortale. Widząc jej skąpy strój, też na przekór niej położył się w
samiutkich bokserkach. Ona tylko energicznie rzuciła się na łóżko odsuwając się od niego jak
najdalej, opatuliła kołdrą i rzuciła szybkie "dobranoc". On leżał na wznak, bezmyślnie patrząc
w okno w dachu. Słyszał każdy jej oddech, jak też i ruch śpiącej na kanapie obok córeczki.
Właśnie - jako przykładny ojciec powinien się wstydzić - tuż obok spała Magda, a jemu po
głowie chodziły bardzo nieprzyzwoite myśli z jej mamą w roli głównej ... Po jakimś czasie
jednak dało się słyszeć jak Magda niespokojnie przekręca się z boku na bok i coś niewyraźnie
woła przez sen... W końcu zerwała się z krzykiem... Marek natychmiast zerwał się do pozycji
stojącej, budząc przy tym Basię i podszedł do córeczki.
- Skarbie, co się stało? – przytulił ją. – Miałaś zły sen? – dziewczynka przytaknęła i rączkami
objęła szyję taty.
- Wszystko w porządku? – Basia zajęła miejsce obok nich na kanapie.
- Mamusiu, mogę spać z wami? – zapytała smutno mała Brodecka. – Proszę, mogę? Mogę?
Oboje nie byli w stanie jej odmówić. I po chwili Magda leżała już między rodzicami, ściśle
przytulona do Basi i trzymając mocno dłoń Marka.
- Śpij już kochanie! – Basia pogłaskała córkę po włoskach i delikatnie pocałowała jej czoło.
- Kocham was! – odpowiedziała i zamknęła oczy. Podkomisarze spojrzeli w swoim kierunku
niepewnie, ale kiedy tylko Marek uśmiechnął się nieznacznie do Basi, ona natychmiast
odwzajemniła ten czuły gest.
- Może małżeństwo nam nie wyszło... – zagadnął cicho Brodecki. - ... ale córka ... wprowadza
dużo radości w moje życie! I cieszę się, że jest właśnie nasza!
- Masz rację... nasze małe słoneczko!
- A pamiętasz, jaka byłaś przerażona, kiedy dowiedziałaś się o ciąży? – przypomniał sobie,
cicho chichocząc. – Musiałem Cię później uspokajać. Lamentowałaś przez całą noc, że nie
damy sobie rady, że jesteśmy jeszcze za młodzi na dziecko.
- Przestań! – szturchnęła jego ramię. – Nie było mi wtedy do śmiechu.
- Ale nie żałujesz? - zmrużył wyczekująco oczy.
- Jasne, że nie! – pocałowała policzek Madzi. – Nie wyobrażam sobie dnia bez naszej
łobuziary... a pamiętasz....
I tak przegadali niemal połowę nocy – wspominali każdą chwilę spędzoną z córką – jej
narodziny, pierwszy ząb, krok, pierwsze urodziny. Każde wspomnienie związane z
dziewczynką śpiącą pomiędzy nimi, sprawiało że czuli wewnątrz serc ciepło, które im ta mała
istotka dawała. W zasadzie od momentu rozpadu ich małżeństwa, chyba tylko miłość do niej
ogrzewała ich poranione serca. Magda wtuliła się mocniej w mamę i nie dręczyły jej już
koszmary. Jej rodzice też, nie wiedząc nawet kiedy zasnęli. Jak wiadomo przez sen,
nieświadomie robimy różne rzeczy - lunatykujemy, rozmawiamy z wytworami swoich snów
... Natomiast podkomisarz Brodecki przełożył swoją rękę przez Magdę i Basię, która oczywiście nieświadomie - przysunęła się bliżej niego.
Cz. 4
Mocne promienie słońca wpadały do pokoju na poddaszu przez okienko, umieszczone w
dachu, budząc tym samym jedną z dwóch śpiących tam osób. Basia uśmiechnęła się, mając
jeszcze zamknięte oczy - zresztą która kobieta na jej miejscu by się nie uśmiechała? Otaczały
ją silne męskie ramiona, a głowę miała ułożoną na umięśnionym, męskim torsie. Jej uśmiech
się poszerzył i delikatnie przejechała ręką po jego klatce piersiowej. Powoli otworzyła oczy spał ze słodkim uśmieszkiem wymalowanym na twarzy, która wyrażała spokój i dziwne
zadowolenie. Mimowolnie popatrzyła na niego czule - jeszcze gdy byli razem, ona zawsze
budziła się pierwsza i zanim zaczynała proces budzenia swojego męża, uwielbiała wpatrywać
się w niego - rytmiczne pulsowanie tętnicy szyjnej, miarowy oddech ... Ale teraz już nie są
małżeństwem i nie obudzi go dziś, tak jak kiedyś - pocałunkami i pieszczotami szeptanymi do
ucha. Mocno uderzyła go w ramię, na co on aż podskoczył do góry ...
- Molestujesz mnie! – wrzasnęła, że włosy niemal stanęły mu dęba. Był mocno zaspany i nie
rozumiał jeszcze, co się dookoła niego dzieje. Przetarł twarz otwartą dłonią i dopiero po
chwili spojrzał w bok, na sprawczynię swojej, nie do końca przyjemnej pobudki. –
Molestujesz mnie... – powtórzyła, żeby zrozumiał, że jest zdenerwowana, choć naprawdę nie
ukrywała przed sobą, że ta sytuacja ją nawet bawi. Ale jako, że była jego „byłą”, musiała
stwarzać pozory.
- Co robię? – prychnął. – To chyba jakiś sen... kobieto, ja śpię! Która jest godzina?
- Miałeś się do mnie nie zbliżać, a połowa twojego ciała leży właśnie po mojej stronie łóżka.
Zabieraj się stąd... – pchnęła go lekko. – Następnej nocy śpię z Magdą, a ty na kanapie! –
zagroziła.
- Nie ma mowy! – warknął. – A tak właściwie to gdzie jest nasza córeczka? Najpierw ma złe
sny, a potem zostawia mnie samego w tej.... paszczy lwa!
- O TY ... ! – i nie wahając się, złapała za róg małej poduszki i wycelowała nią w twarz
Marka. – Nigdy więcej tak nie mów.... bo pożałujesz! – i zamachnęła się po raz kolejny, żeby
go uderzyć, ale podkomisarz okazał się nieco szybszy. Złapał ją mocno w pasie i przewrócił
na plecy, przykrywając niemal całym sobą. Jedną ręką trzymał mocno jej obie ręce na
wysokości jej głowy, a drugą lekko przyduszał, przywierając poduszkę do jej twarzy.
- Przeproś! – Baśka nie miała, jak złapać powietrza, a co dopiero jak odpowiedzieć. Jej
śmiech słyszalny był prawie w całym domu, jak i poza, gdzie w ogrodzie, jedząc śniadanie,
siedziała już cała rodzina, kątem oka spoglądając w okna, za którymi mieściła się ich
sypialnia.
- Marek... – chichotała. – Marek, nie!
- Przeproś, albo przyjdzie pan łaskotek.... – i odrzucając poduszkę na bok, przejechał dłonią
po jej tali, wprawiając ją w jeszcze głośniejszy śmiech. Próbowała się wyrwać, ale był
silniejszy. A do tego znał doskonale jej ciało i każdy jego słaby punkt.
- Marek.... wariacie, puszczaj mnie! – skuliła się, próbując obronić przed następną dawką
łaskotek. – Przepraszam, słyszysz? ... Marek, już! Przepraszam!
- Nie słyszę? – zagadnął, tuż nad jej uchem, ściśle przytulając ją do siebie w pasie. Czuła, jak
jego oddech drażni jej kark i szyję. – Czy pani podkomisarz powiedziała „przepraszam”?
- Burak! – burknęła, ale szybko tego pożałowała. – MAREK PRZEPRASZAM!
- Na pewno? – odwróciła twarz w jego stronę, napotykając jego czułe, a zarazem kpiące
spojrzenie. Ledwo zdawali sobie, jak blisko siebie leżą. Ich oczy, nosy, usta dzieliły zaledwie
milimetry, co spowodowane było nagłą ciszą, która zapanowała. Obserwowali siebie
nawzajem, raz po raz zjeżdżając na usta tej drugiej osoby. Marek niepewnie, w pierwszym
momencie chcąc zrezygnować i odjąć dłoń, odgarnął niesfornie opadający na jej czoło
kosmyk włosów. Zadrżała, nie chcąc tego po sobie poznać, ale mimo tego nie odtrąciła go.
Dopiero, kiedy bardziej zbliżył wargi do jej ust, szybko odwróciła głowę, podnoszą się do
pozycji siedzącej.
- Chyba wszyscy czekają na nas ze śniadaniem! – zagadnęła. – Zajmujesz pierwszy łazienkę,
czy ja mam iść? – najchętniej zaproponowałby jej wspólny prysznic, ale zgodził się, żeby
poszła pierwsza. A kiedy zniknęła za drzwiami łazienki, opadł ciężko na łóżko, przymykając
powieki.
Zapominając o porannym incydencie, ten dzień postanowili spędzić wyjątkowo rodzinnie i
każdą spędzoną razem chwilę podarować Magdzie. Dlatego w planach mieli wycieczkę po
mieście i mały wypad nad jezioro. Szli przez zabudowania Starego Miasta – Madzia co kilka
kroków radośnie podskakiwała jedną rączką trzymając dłoń taty, a drugą wsunęła w rękę
Basi. Kiedy patrzyła na nich swoimi radosnymi oczkami, czuli jak cała złość na siebie i na tę
dziwną sytuację, po prostu wyparowała. Dziecko rekompensowało im wszystkie przykrości,
jakie dotąd sobie wyrządzili, bądź powiedzieli. Tuż przy murach Warmińskiego Zamku
Marek urządził Basi i Magdzie swoistą sesję fotograficzną. Dziewczyny śmiały się na głos,
przytulały, bądź wygłupiały robiąc do obiektywu serię minek. Aparat pstrykał fotki, a fotograf
za wszelką cenę chciał chociaż na tych zdjęciach zatrzymać czas ...
Potem były lody na Starym Mieście i ekscytująca wizyta w planetarium. Basia czuła jakby
czas się nagle zatrzymał. Wróciła pamięcią kilka lat wstecz, kiedy to Marek przyprowadził ją
w te same miejsca, kiedy przyjechali tutaj na swoje pierwsze, wspólne wakacje ... Też robił
jej zdjęcia na zamku, które zachowała do dnia dzisiejszego, też pokazywał jej gwiazdy w
planetarium mówiąc, że ta która świeci najmocniej, jest tylko i wyłącznie ich, i nigdy nie
zgaśnie ... Widocznie do tej pory Marek posiadał umiejętność czytania jej ukrytych myśli,
bowiem swój smutny wzrok skierował na nią właśnie w tym momencie – przez sekundę oboje
żałowali, że ta gwiazda spadła i rozbiła się na miliony drobnych kawałków ...
Jednak kulminacyjnym punktem i jednocześnie największą atrakcją dnia, był wypad na
żaglówki, na Jezioro Kortowskie. O ironio, kolejne wspomnienia!
Był ciepły dzień w związku z czym, pogoda była wprost wymarzona na kilka chwil
spędzonych na jeziorze. Magda prawie piszczała ze szczęścia widząc łódkę, z dużym białym
żaglem. Basia trzymając ją na kolanach, musiała bardzo uważać, bowiem ta niesforna istotka
była w stanie zaraz wskoczyć do wody. Mocno trzymając się ojcowskich ramion pochyliła się
nad burtą podziwiając pływające pod wodą ryby i inne stworzonka, zasypywała przy tym
rodziców milionem pytań, wpatrując się w nich tym swoim ciekawskim spojrzeniem.
Marek co jakiś czas zerkał na Basię – opalona, uśmiechnięta, z wiatrem we włosach i
okularami słonecznymi na nosie wydała mu się piękniejsza niż dotychczas. W czasie tego
mini – rejsu starał się zrobić szybki bilans zysków i strat – im dłużej na nią patrzył, tym ta
druga kategoria coraz bardziej się zapełniała...
Kiedy już podpływali do brzegu Magda zauważyła, że na pobliskiej części jeziora rosną
„Śliczne białe kwiatuszki. Tatusiu, zerwiesz mi ?”. Nie mógł się oprzeć sile jej spojrzenia,
jednak było to dość karkołomne zadanie.
Lilie wodne były rzeczywiście piękne – białe, duże kwiaty o kilkunastocentymetrowej
średnicy, z żółtym środkiem. Jednak skupisko tych roślin było nieco oddalone od miejsca,
gdzie Marek zatrzymał ich żaglówkę - w związku z czym musiał się mocno pochylać by
wyrwać „śliczne kwiatuszki”. W końcu Magda promieniała , trzymając jeden z nich, a Basia
lekko speszona, rumieniąc się nieznacznie podziękowała za ten przeznaczony dla niej. Bo czy
wypada przyjmować kwiaty od swojego byłego mężczyzny, w dodatku zdobyte w tak
romantyczny sposób? Pamiętała każdy prezent od niego – nawet najdrobniejszego tulipana na
Dzień Kobiet, ale żaden nie był tak wyjątkowy i żaden nie wprawił ją w takie zakłopotanie...
Wrócili kiedy już zmierzchało - wszyscy w znakomitych nastrojach. Nikt, patrząc na nich z
boku nie domyśliłby się, że nie są kochającą się, szczęśliwą rodziną. Magda zmęczona
dzisiejszymi wrażeniami, zaraz po kolacji szybko zasnęła w ramionach babci. Natomiast
Basia i Marek siedzieli jeszcze chwilę w ogrodzie, popijając winko i nadrabiając zaległości
konwersacyjne z kuzynami i ciociami. W końcu i tak towarzystwo się rozmyło - dziewczyny
przygotowywały się do jutrzejszego wieczoru panieńskiego, a panie omawiały jeszcze
ostatnie szczegóły związane z gośćmi, którzy dopiero przyjadą. Basia uśmiechając się do
siebie i wspominając swoje przedślubne zdenerwowanie, poszła z lampką wina na taras i z
widocznym rozmarzeniem patrzyła w rozgwieżdżone niebo ...
- Zmarzniesz! – usłyszała, a po chwili poczuła, jak zarzuca na jej ramiona swoją bluzę.
Wtuliła się w nią, przymykając oczy. – Co się dzieje? – zapytał. – Nie znam Cię od dziś i
widzę, że po naszym powrocie stałaś się jakaś markotna. – wzruszyła ramionami.
- Właściwie, to.... jest okej, nie musisz się o mnie martwić! – wymusiła uśmiech, poczym
dopiła resztki czerwonego wina.
- Baśka... – staną tuż przed nią, zasłaniając widok księżyca.
- Przypomniał mi się nasz ślub! – odpowiedziała nieśmiało. – Wszystkie przygotowania,
przymiarki sukni ślubnej, kupno twojego garnituru, rozmowa z księdzem, zaproszenia,
przesłuchanie orkiestry. Czułam się wtedy, jak w bajce. Byłam najważniejszą osobą... a teraz,
kiedy wiem, że to wszystko poszło na marne.... – przerwała. - Zazdroszczę Matyldzie tego
dnia, wiesz? Chciałabym znaleźć się na jej miejscu i znowu poczuć się naprawdę szczęśliwa.
- A teraz nie jesteś? – złapał ją delikatnie za podbródek. – Przeze mnie, bo pozwoliłem
rozwalić to, co nas kiedyś łączyło.
- Jestem... ale nie tak, jakbym tego naprawdę chciała. Z resztą.... było, minęło, trzeba żyć
dalej. Radzę sobie....
- A Jacek? – zapytał ni stąd, ni zowąd. – Ostatnio spędzacie ze sobą dużo czasu. Cała
komenda huczy od plotek, że ty i on... – zacisnął mocno pięści. – Że wy.... nie jesteś z nim
szczęśliwa?
- Naprawdę wierzysz we wszystko, co mówią? – podniosła nieco głos, nie ukrywając złości. –
Jacek jest wspaniałym człowiekiem, mogę na niego liczyć. Jest moim przyjacielem i nic poza
przyjaźnią nas nie łączy.
- Spałaś z nim?
- Za kogo ty mnie uważasz? Że wskakuje każdemu facetowi do łóżka? – zsunęła z ramion
jego bluzę i podała mu. – Jestem zmęczona, położę się!
- Baśka, poczekaj... – złapał ją za rękę. – Przepraszam! Źle mnie zrozumiałaś....
- To ja przepraszam! – pokręciła głową, nie zauważając nawet, kiedy znalazła się w jego
ramionach. Przytulał ją do siebie, głaszcząc po głowie.
- Tęsknię za tobą... – wyszeptał, a ona od razu na niego spojrzała i zanim zdążyła
odpowiedzieć na jego „wyznanie”, poczuła jak ją całuje. Najpierw powoli, badawczo, jakby
robił to po raz pierwszy w życiu, a kiedy zaczęła odwzajemniać każdy jego gest, zagłębił
pocałunek, drażniąc językiem jej podniebienie. – Nawet nie wiesz, jak bardzo... – dodał,
kiedy się od siebie oderwali. Basia oparła twarz w zagłębieniu jego szyi, cały czas milcząc. –
Powiedz coś! Proszę!
- Gdyby łączyło nas prawdziwe uczucie, nasze małżeństwo przetrwałoby do dziś... ale miłość,
która nas połączyła nigdy nie istniała. – powtórzyła jego niedawne słowa, dodając coś od
siebie. – Dlatego proszę Cię, nie rób tego więcej... – i odeszła, zostawiając go samego na
środku dużego tarasu.
Cz. 5 +18
Noc spędzili osobno - Basia spała z Magdą na ich dużym łóżku, natomiast Marek ... Po tej
rozmowie nie wrócił już na górę. W uszach wciąż brzęczały mu jej słowa - o tym, że nigdy
nie było między nimi prawdziwej miłości, że nigdy tak na prawdę się nie kochali ... Nie mógł
się z tym pogodzić - to dla niej z bawidamka zmienił się w poważnego (no może nie do
końca), ustatkowanego męża i ojca. To dla niej miał siłę by codziennie wstawać z łóżka, to
ona nadawała sens jego życiu, to z nią chciał się zestarzeć! I dzisiaj usłyszał, że to nie była
miłość! Może ona go rzeczywiście nigdy nie kochała - była z nim, ale dlaczego? Dla dobrego
seksu? Czy po to by nie być samotną? Teraz już nic z tego nie rozumiał ... Kotłowały się w
nim ból i rozgoryczenie - teraz już silniejsze, niż zaraz po ich rozwodzie. Nawet nie wiedział
kiedy zasnął na ogrodowej huśtawce. Obudził go ojciec, który wyszedł do ogrodu na
porannego papierosa i zdziwiony skuloną postacią przyjrzał jej się z bliska ... Jego
przypuszczenia się potwierdziły - Marek z Basią nie zeszli się, a złudne nadzieje jego żony o
szczęściu ich syna z podkomisarz Storosz rozwiały się ...
Basia przez cały dzień unikała swojego byłego męża, nie chcąc wracać do bolesnych
tematów. Dlatego zaraz po śniadaniu wybrała się z córeczką na "małe" zakupy. Chciała i
sobie i jej kupić coś wystrzałowego, tak by obie wyglądały wyjątkowo. Postanowiła sobie, że
ten ślub i wesele będą ostatecznym pożegnaniem z ludźmi, których kiedyś nazywała rodziną.
Po powrocie do Warszawy musi zacząć nowe życie już jako Barbara Storosz.
Udało jej się znaleźć śliczną sukienkę dla Madzi - wśród fioletowej tafty i aksamitu, oraz
błyszczących aplikacji wyglądała jak mała księżniczka. Natomiast dla siebie kupiła długą,
zwiewną sukienkę na cieniutkich ramiączkach w kolorze pawich piór. Wydała na nią całe
alimenty, jakie regularnie płacił jej Marek - tutaj poczuła nagłe wyrzuty sumienia i już miała
ją oddawać z powrotem, gdy jej córeczka stanowczo zaprotestowała „Mamo wyglądasz
ślicznie ... tacie się spodoba!”.
I tak w nieco lepszym nastroju wróciła do domu wujostwa Marka. Widząc jak panowie
odbywali swój wieczór przy grillu i piwku, postanowiła przemknąć niezauważona by
przygotować się do dzisiejszego wieczoru panieńskiego. Oczywiście Madzia od razu zapytała
ją co to takiego ten „wieczór panieński”. Odpowiedź na to kłopotliwe pytanie nie była prosta,
a nawet wcale jej nie było. Za to mała Magdalena mogła się pochwalić pomalowanymi na
fioletowo paznokietkami, w związku z czym, szybko zapomniała o całej sprawie.
Marek postanowił pierwszy raz od wczoraj wejść do „ich” pokoju, w którym miał swoje
rzeczy, bowiem na zewnątrz zrobiło się już chłodniej. Na schodach minął roześmianą Magdę,
która oczywiście pochwaliła się od razu swoim manicure i trzymając się spódnicy babci
oświadczyła, że dzisiaj śpi u dziadków. Przez głowę szybko przemknęła mu myśl, że kiedyś
pewnie by to wykorzystał ... Kiedyś, ale nie teraz ... Wszedł do pokoju i to co, a raczej kogo
tam zobaczył odjęło mu mowę ... Basia aktualnie pochylała się, zapinając swoje czarne
szpilki, eksponując przy tym co nieco. Mała (a nawet bardzo mała) czarna opinała się na jej
ciele, więcej odsłaniając, niż zakrywając. Tylko długie rękawy dawały efekt pozornej
niewinności ... Do tego mocny makijaż - podkreślone na czerwono usta, idealnie pociągnięte
rzęsy i lekko podróżowione policzki sprawiały, że Baśka wyglądała nawet seksownie, co tam
"nawet"! Była sexi jak cholera!
- Marek? – spojrzała w kierunku drzwi, słysząc ich ciche skrzypnięcie. A widząc
Brodeckiego, szybko się wyprostowała. – Wychodzę na wieczór panieński Matyldy. Nie
wiem, kiedy wrócimy... pewnie nad ranem
- Tak? Ty raczej wyglądasz, jakbyś szła.... – w porę ugryzł się w język, cały czas lustrując jej
strój. - ... może uda Ci się poderwać jakiegoś Cheependailsa?
- O co Ci chodzi?
- O nic! – odburknął. – Szkoda tylko, że w ogóle nie idziesz w samej bieliźnie, albo nago.
Widziałaś się w lustrze?
- Nie martw się... – poklepała lekko jego klatkę piersiową. – Może jakiś cheependails pomoże
pozbyć mi się skrawka tego materiału. – mrugnęła i już miała wychodzić, kiedy poczuła na
łokciu uścisk jego ręki.
- Przebierz się! – niemal zażądał, na co ona tylko wyszarpnęła rękę.
- Chyba kpisz? – prychnęła. – Zapomniałeś, że nie jesteś już moim mężem? Więc nie masz
prawa mówić mi, co mogę, a czego nie mogę. A tym bardziej nie możesz decydować, w co
mam się ubrać.
- Mylisz się... – i przywarł silnie do jej ust, jedną ręką przytrzymując ją bardzo mocno w
pasie. Nie odwzajemniła pocałunku, cały czas usiłując uwolnić się z jego uścisku. Szarpała
się, wyrywała, ale na marne. Pod względem siły zawsze miał nad nią przewagę, więc nie
dziwiło jej to, że również i tym razem, wymuszając na niej pocałunek, który w końcu
odwzajemniła. Poczuła lekki ból, kiedy z ogromną mocą niemal rzucił ją na łóżku, rozrywając
sukienkę. Nie miała na sobie stanika, co podziałało na niego jak płachta na byka. Przygryzł
delikatnie jej sutki, doprowadzając jej zmysły do szaleństwa. Zerwał z niej jeszcze czarne
stringi, i zsuwając swoje spodnie do połowy, wszedł w nią przy pierwszym pchnięciu, czując
jak żar ogarnia go od środka. Baśka głośno krzyknęła, wbijając paznokcie w jego koszulkę,
której materiał rozstąpił się na boki. Powtórzył ruch kilkakrotnie, poczym opadł na materac
obok niej, ciężko dysząc.
- Ostro... – Baśka spojrzała na niego, pierwsza przerywając ciszę. – Ostatnio pieprzyłeś mnie
tak w Zakopanem. Żadnej gry wstępnej... od razu rżnięcie! – skomentowała.
- Zamknij się! ... I wybieraj, wolisz mnie, czy jakiegoś striptizera?
- To lepsze, niż wieczór panieński... i moje ulubione lody pistacjowe!
- Porównujesz seks ze mną do lodów pistacjowych? – oburzył się, na co Baśka wzruszyła
tylko ramionami, zmieniając pozycję. Rozwarła szeroko uda i usiadła na jego biodrach,
chytrze się przy tym uśmiechając. – Co ty robisz? – zapytał lekko przerażony.
- Masz jeszcze siłę? Bo ja jestem wilgotna, jak cholera....
- A może najpierw porozmawiamy? – zaproponował, bez przekonania.
- O czym? Jak gziłeś tutaj swoją pielęgniarkę? – szturchnęła go w ramię. – I Gosię z centrali?
I swoją wyuzdaną sąsiadkę?
- To ja chyba już wolę ten seks, zamiast rozmowy... – skrzywił się. – Skarbie, proszę Cię,
tylko mi nie mów, że teraz będziesz wypominać mi każdą kobietę, z którą się spotykałem w
ciągu tych przeszło dwóch lat.
- Nie mów do mnie skarbie! – zażądała. - ... Marek.... ? A ile ich było? – posmutniała.
- Jedna, która cały czas zaprzątała moje myśli.... – uśmiechnął się.
- Kłamca! .... ile? – wrzasnęła.
- Nie krzycz! A z iloma mężczyznami ty spałaś?
- Marek, bo ja Cię okłamałam.... – zmarszczył brwi. – Spałam z Jackiem raz! – i szybko
zatkała mu usta pocałunkiem, widząc, jak otwiera buzię, żeby coś powiedzieć, nie koniecznie
miłego. – Właściwie to dwa razy.... – i ponownie przywarła do niego wargami, tyle tylko, że
tym razem nie kończąc wyłącznie na tym. Poruszyła biodrami i pozwoliła, żeby wszedł w nią
ponownie. A kiedy odchyliła się do tyłu, Marek przytrzymał dłonie na jej pośladkach i z
każdym jej ruchem przyciskał ją mocniej do siebie.
- Już ja policzę się z tym harvardzkim patałachem... – krzyknął, osiągając szczyt rozkoszy.
- Kocham Cię! – wyszeptała, kiedy nadal złączony z nią, podniósł się do pozycji siedzącej,
przyciągając ją do siebie. Podkomisarz objęła rękoma jego szyję i żarliwie pocałowała. –
Wtedy na tarasie.... właściwie zawsze od naszego rozwodu, kiedy mówiłam, że jestem
szczęśliwa, kłamałam. Bo moja miłość do Ciebie istniała zawsze.... i istnieje do teraz. Nigdy
nie wygasła. Próbowałam tylko to sobie wmówić, żeby nauczyć się żyć bez Ciebie! I do
diabła pociągasz mnie bardziej, niż kiedykolwiek! Wariowałam, widząc Cię tutaj w samych
bokserkach, szalałam, wiedząc, że leżysz tuż obok.... Kocham cię Marek! – wyszeptała. – I
żałuję, że doprowadziłam do tego pieprzonego rozwodu!
- Baśka... – uśmiechnął się.
- Kochasz mnie chociaż troszeczkę? .... – przerwała mu. – Powiedz, że nadal mnie kochasz...
chociaż tyci, tyci.
- Więcej....
Jak się nietrudno domyśleć ani Basia, ani Marek nie dotarli na wieczór panieński Matyldy, ani
kawalerski Roberta. Zasnęli wtuleni w siebie nad ranem, po bardzo intensywnej nocy,
podczas której przechodzili różne stany emocjonalne – od totalnej wściekłości i bólu, po
najwyższe uniesienia. Jednak najważniejsze było to, że ciasne okowy obojętności i złości
wreszcie spadły z ich serc. Czuli się z tym nader dobrze i lekko.
Rankiem do sypialni wpadła Magda, budząc przy tym swoich rodziców. W nocy obudziły ją
co prawda głośne jęki dochodzące z ich sypialni, ale babcia skutecznie powstrzymała
zdezorientowaną dziewczynkę przed pójściem do pokoju za ścianą. Podkomisarze mieli
szczęście, że zdążyli przed zaśnięciem włożyć cokolwiek na siebie, bo w przeciwnym
wypadku dziecko byłoby narażone na niecodzienne widoki. Spędzili ten ranek jak dawniej –
we trójkę, w ich dużym łóżku, podczas gdy wygłupom i łaskotkom nie było końca. Magda
była bardzo spostrzegawczym dzieckiem, w związku z czym zauważyła, że między rodzicami
stało się coś ważnego, bowiem nie szczędzili sobie czułych, przeciągłych pocałunków czy
słodkich przytulanek. Pierwszy raz widziała ich w takiej sytuacji – to znaczy widziała ich
pewnie nie raz, ale jako, że rozstali się gdy miała zaledwie trzy latka, więc nie pamiętała by
kiedykolwiek odnosili się do siebie tak czule. I kiedy nieśmiało spuściła głowę i zapytała
„Czy teraz już tak będzie zawsze? Czy będziemy mieszkać razem?„ , Marek tylko przyciągnął
swoje dwie kobietki bliżej siebie i solennie obiecał, że postara się ze wszystkich sił, żeby
każdy dzień zaczynał się właśnie tak. Oczywiście nie wspominał przy małej nic o nocy, ale
Basia z jego oczu wyczytała wszystko i przytulając Magdę tylko lekko popukała się po
głowie.
Schodząc na śniadanie wzbudzili niemałą sensację. Bowiem rozgadane towarzystwo nagle
ucichło. Wszyscy patrzyli na nich – jak schodzą we trójkę roześmiani, trzymając się za ręce.
I kiedy już Marek miał otwierać usta, by wszystkim uroczyście oznajmić, że postanowili z
Basią zacząć na nowo, pierwsza odezwała się Magda od razu zwracając się do pani
Brodeckiej: „Wiesz babciu, że tata się do nas wprowadza i obiecał, że załatwi mi
braciszka?!”. Oczywiście wszyscy wybuchli śmiechem, a Baśka szturchnęła Marka między
żebra tak, że mało nie zakrztusił się własną śliną. Co też on musiał jej nagadać, skoro nie
rozmawiali przecież o potencjalnym powiększeniu rodziny! Abstrahując od tego, że tej nocy
w ogóle mało rozmawiali ... Ale zaraz zewsząd popłynęły gratulacje i jakieś gadki o tym, jak
to wydorośleli i wreszcie zmądrzeli. Ale Basia wolała nie zastanawiać się, czy nie chciała o
niczym myśleć – była po prostu szczęśliwa! A wesele, w którym brali udział było jednym z
lepszych na którym byli , bo było też po części i ich dniem ....
KONIEC

Podobne dokumenty