Pielęgniarka musi mieć ciepło wsobie
Transkrypt
Pielęgniarka musi mieć ciepło wsobie
32 PARTNER CYKLU Sobota–niedziela 11-12 grudnia 2010 Gazeta Wyborcza wyborcza.pl + + LECZYĆ PO LUDZKU Akcja społeczna „Gazety Wyborczej” oraz Instytutu Praw Pacjenta i Edukacji Zdrowotnej Pielęgniarka musi mieć ciepło w sobie DOMINIK WERNER Czasem zdarza się, że rodzice są agresywni, chcą postawić na swoim. Zawsze pamiętam jednak, że nawet podczas konfliktu mamy wspólny cel: żeby dziecko wyzdrowiało Marianna Cywka, pielęgniarka pediatryczna: – Po prostu wykonuję swoją pracę – staram się być na ich każde zawołanie, a na zadane pytanie odpowiadam, jak umiem ROZMOWA Z Marianną Cywką* pielęgniarką pediatryczną z Gdańska JACEK KOWALSKI: Ludzie mówią, że aby zostać dobrą pielęgniarką pediatryczną, trzeba mieć nie tylko umiejętności zawodowe, ale i predyspozycje osobiste. M ARIANNA C YWKA : Tak. Dużo wewnętrznego ciepła, empatii i umiejętność komunikowania się. Coś jeszcze? – Powiem banalnie: trzeba być po prostu dobrym człowiekiem. Wychodzić do tych zatroskanych mam z życzliwością. I brać pod uwagę to, że czasami problemy, które nam wydają się banalne, dla rodziców są trudem nie do przeskoczenia. Spotykam się nieraz z bezradnością rodziców, którzy nie umieją sobie poradzić np. z karmieniem niemowlaka. Po chwili rozmowy okazuje się, że prosty sposób na ich problem jest najskuteczniejszy. Długo jest pani pielęgniarką? – Od 1986 roku. Skończyłam liceum medyczne w Piszu. Najpierw pracowałam w Akademii Medycznej w Gdańsku na oddziale hematologii dziecięcej. Ale zrezygnowałam. Dlaczego? – To był dla mnie trudny czas. Byłam świeżo upieczoną pielęgniarką, a praca była niezwykle ciężka. Leczyły się tam dzieci z chorobami nowotworowymi. Dużo było białaczek. Mam taką konstrukcję psychiczną, że każdy przypadek bardzo przeżywam. Ciągle jeszcze mam przed oczami te dzieciaczki. W końcu sytuacja rodzinna zmusiła mnie do rezygnacji. Zgłosiłam się do przychodni w Brzeźnie, gdzie przyjęto mnie jako pielęgniarkę pediatryczną. Od 15 lat pracuję w tej specjalności. Obecnie zajmuję się szczepieniami. Rodzice bardzo panią chwalą. Wie pani za co? – Nie wiem. Po prostu wykonuję swoją pracę – staram się być na ich każde zawołanie, a na zadane pytanie odpowiadam, jak umiem. Okazuje się, że to wystarcza. – Wciąż są wprowadzane szczepionki coraz to nowszych generacji. Rodzice dopytują, chcą być na bieżąco. Zawsze namawiam ich, żeby dzieci szczepić. Sporo problemów sprawia mi internetowy ruch antyszczepionkowy. Rodzice to czytają i mają wątpliwości, że może niepotrzebne to wszystko, że to szkodliwa ingerencja w układ odpornościowy. Odpowiadam wtedy cierpliwie, że whistorii było już tyle chorób, że gdyby nie szczepienia, dawno byśmy wyginęli. A nie byłoby wygodniej zamknąć się w pokoju pielęgniarskim i nie reagować na natarczywe stukanie do drzwi? – Nie mam takiego zwyczaju. Gdy ktoś puka, otwieram. Chyba że jest kolejka. Wtedy pewnie pani się chowa albo spławia natrętów. – Nie, dlaczego? Nigdy! Większość pielęgniarek, które spotkałem, tak właśnie robi. – Kiedy jest gorąca sytuacja, po prostu proszę o wyrozumiałość i cierpliwie tłumaczę, że w tej chwili nie mogę pomóc. Zawsze staram się uprzejmie komunikować z rodzicami dzieci. Tu nie chodzi o to, żebyśmy ich bajerowali. Trzeba z nimi rozmawiać w taki sposób, by odczuli, że ich dziecko jest ważne. I że jest w dobrych rękach. Czy dobra pielęgniarka może pozwolić sobie na współczucie? – Ależ oczywiście! Gdybym nie współczuła pacjentom, nie nadawałabym się do tego zawodu. A może trzeba być zimną profesjonalistką, nie przywiązywać się? – Faktem jest, że współczucie czasami miesza trochę w tej pracy. Szczególnie jak trafiają do mnie takie maleństwa, że nawet nie ma gdzie się wkłuć. Ale szybko się otrząsam. Bo wiem, że od mojego profesjonalizmu zależy zdrowie tego malucha. Zdarzyło się kiedykolwiek, żeby rodzic panią zaatakował? Rodzice dzielą się ze mną swoimi wątpliwościami co do szczepień. Odpowiadam cierpliwie, że w historii było już tyle chorób, że gdyby nie szczepienia, dawno byśmy wyginęli – Tak. Czasem zdarza się, że rodzice są agresywni, chcą postawić na swoim. Ale zwykle przekonuję ich, że dla dobra dziecka muszą zastosować się do zaleceń. Ajeśli sama nie potrafię wytłumaczyć, o co chodzi, odsyłam do przełożonego. Zawsze pamiętam, że nawet podczas konfliktu mamy wspólny cel: żeby dziecko wyzdrowiało. Czasem się zdarza, że rodzice domagają się określonych szczepień. Usłyszeli od znajomych lub wyczytali z internetu, że ma być to i nic innego. Wtedy z całą sympatią wyjaśniam, że owszem, posiadają wiedzę, ale jest ona niepełna, bo dla dziecka w tym wieku ta szczepionka się nie nadaje. Czasem próbują jakąś szczepionkę wymusić. I wtedy… – Jestem twarda. Znając zalecenia i konsekwencje podania nieprawidłowej szczepionki, nigdy jej nie podam. Czyli dobra pielęgniarka wszystko rodzicom tłumaczy, tłumaczy i jeszcze raz tłumaczy? – Tak jest! A dziecko kocha, współczuje mu, ale i profesjonalnie pomaga? – Oczywiście! Mój znajomy był niedawno w szpitalu z dzieckiem. Przyjechał wieczorem, rano miała być operacja. Tyle mu powiedziano. Przez pół nocy dobijał się do drzwi pielęgniarek, żeby powiedziały coś więcej. Nikt nie otworzył. Potem okazało się, że były w środku, ale nic nie wiedziały, a nie chciały go denerwować. Pani by otworzyła drzwi? – Dla rodzica to jedno jedyne dziecko na oddziale jest najważniejsze. Dla pielęgniarki to dziecko jest także bardzo ważne, ale ona musi też znać swoje miejsce. Informacji o stanie zdrowia pacjenta udziela lekarz. Otworzyłabym oczywiście i poinformowała, że wkrótce przyjdzie lekarz i wyjaśni, jaki jest stan zdrowia dziecka. Jeśli dziecko jest już przyjęte na oddział, można poprosić lekarza o informację, powołując się na silne zdenerwowanie rodzica. Poprosiłabym też rodzica o troszkę cierpliwości. Na pewno nie można zbywać pacjenta. No tak, takiemu rodzicowi wiele to porządkuje. – W każdej sytuacji trzeba być człowiekiem. Pani chyba jest urodzoną pielęgniarką. – Zawsze podobał mi się ten zawód. Od dziecka. Zaczęło się od tego, że zachwyciłam się strojem: czepek, biały fartuszek – uosobienie elegancji. Później zachorował mój tato i to ostatecznie zadecydowało o tym, że poszłam do szkoły pielęgniarskiej. Widziałam, że pielęgniarki robią dużo dobrego – tak naprawdę to one zajmowały się tatą. Z lekarzem rozmawiała mama, a gdy my wchodziliśmy na salę, zawsze była tam pielęgniarka. I pomagała nam we wszystkim, o cokolwiek poprosiliśmy. To robiło na mnie ogromne wrażenie. Ma pani jakieś wzorce? – Poza siostrami, które opiekowały się tatą, są jeszcze moje koleżanki z pracy – dobre, miłe. No i wzór – Florence Nightingale, którą znam z literatury. Od niej wzięłam ciepło. Zresztą każda dobra pielęgniarka musi mieć je w sobie. *MARIANNA CYWKA została uhonorowana nagrodą Pielęgniarka Pediatryczna Roku przez prezydenta miasta Gdańsk za kompetencję i życzliwość Pielęgniarek jest za mało! Elżbieta Buczkowska szefowa Naczelnej Rady Pielęgniarek i Położnych Dobra pielęgniarka dla dzieci to pielęgniarka nieprzepracowana, która ma czas na edukowanie rodzica. Na oddziale szpitalnym praca pielęgniarki pediatrycznej jest nieoceniona – opiekuje się dzieckiem, zastępuje rodziców. Dziecko jest pacjentem wyjątkowym – wymaga większej uwagi, a także zaangażowania emocjonalnego. Trudno mi sobie wyobrazić nieczułą pielęgniarkę, która nie kocha dzieci. Pobyt w szpitalu to dla dziecka sytuacja bardzo stresująca, dlatego od pielęgniarek wymaga się wrażliwości – nie tylko na płacz dziecka, ale i na jego lęki. Dobrą metodą, by dziecko uspokoić, jest przytulenie, pogłaskanie, czytanie mu bajek. Choć prawo do wyrażania zgody na terapię – na piśmie bądź ustnie wobec lekarza – mają rodzice dziecka, w praktyce zlecenia te wykonuje i koordynuje pielęgniarka. Na początku, gdy „wchodzi do systemu”, pielęgniarka jest pielęgniarką ogólną. Dopiero później się specjalizuje. Co więcej, zgodnie z ustawą o zawodzie pielęgniarki ma ona obowiązek nieustannie podnosić swoje kwalifikacje. W praktyce tak się nie dzieje. Winni są temu pracodawcy, którzy nie wysyłają swojej kadry na kursy specjalistyczne, kwalifikacyjne i inne. A kursy pomagają przecież nie tylko nam, ale przede wszystkim pacjentom. Pielęgniarka może się na kursach nauczyć m.in. komunikowania z pacjentem. Prowadzą je psycholodzy i pedagodzy. Przykładowo – jedna z zasad mówi, że jeśli uprzedzimy dziecko w przystępny sposób, co będziemy przy nim robić krok po kroku, mały pacjent mniej się boi. Na kursie można się też nauczyć przeprowadzania zabiegów na małym dziecku – np. używania kontrolowanej przemocy. Chodzi o przytrzymanie malucha w czasie bolesnego zabiegu lub zastrzyku. To prawda, że na oddziałach szpitalnych dochodzi czasem do konfliktu między rodzicami a pielęgniarkami. Uważam, że rodzic na oddziale powinien przebywać z dzieckiem jak najdłużej, ale nie może traktować pielęgniarki jak służącej. Idealnie byłoby, gdyby panowała tu współpraca – rodzic wspiera pielęgniarkę, a ona odpłaca się wiedzą. Pielęgniarka – a także położna – powinna być edukatorem. Mały pacjent nie będzie przecież cały czas w szpitalu. Trzeba nauczyć rodziców czynności pielęgnacyjnych, które będą wykonywać w domu. Problem jednak w tym, że jest nas za mało! A wtedy pielęgniarka nie ma na edukację czasu – zwykle jest przemęczona i przepracowana, trudno wtedy oczekiwać, że będzie pielęgniarką idealną. Na Zachodzie już dawno zauważono, że wystarczająca liczba pielęgniarek stwarza lepsze warunki zdrowienia. 1 wyborcza.pl/leczyc Kiedy zachoruje dziecko (broszura PDF) Leczyć po ludzku 33 wyborcza.pl Gazeta Wyborcza Sobota–niedziela 11-12 grudnia 2010 + + Akcja leczyć po ludzku trwa. Opowiedzcie nam swoją historię Nasz e-mail: [email protected]. Pisz też na: „Leczyć po ludzku”, „Gazeta Wyborcza”, ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa Szczepionka wprezencie ROZMOWA Z Dr n. med. Jerzym Pejczem* i prof. Leszkiem Szenbornem* ŁUKASZ GIZA Czy można dziecka nie szczepić? Tak, można. Podobnie jak można jeździć autem lewą stroną drogi. Gdy droga jest pusta, uda się dojechać. Ale w mieście, gdzie ruch jest większy, może się to skończyć kraksą. Podobnie jest z chorobami – w ich gąszczu niezaszczepione dziecko jest bezbronne Jeśli rodzice nie są zamożni, niech lepiej szczepią dziecko bezpłatnymi szczepionkami, ale wysupłają pieniądze na szczepienia dodatkowe MARZENA KASPERSKA: Czy nasz kalendarz szczepień obowiązkowych bardzo odbiega od kalendarzy pozostałych krajów europejskich? DR N. MED. JERZY PEJCZ: Nasz ka- fundując obywatelom szczepionkę przeciwko ospie wietrznej, zapłaciliby miliony euro. Z drugiej strony oszacowali, ile wydaliby w ciągu 15 lat na leczenie choroby, powikłań, zwolnień rodziców oraz ich absencję w pracy. Wyszło, że szczepienia byłyby tańsze. W Polsce liczy się koszty z roku na rok, nie myśląc o zysku w przyszłości. W moim szpitalu w Trzebnicy hospitalizowanych jest każdego roku około stu dzieci zakażonych rotawirusami. A gdyby je zaszczepić, żadne z nich nie wymagałoby pobytu w szpitalu. Pomnóżmy teraz koszt ich leczenia przez liczbę szpitali w Polsce i dowiemy się, ile pieniędzy udałoby się zaoszczędzić. Czy szczepionki refundowane w Polsce są nowoczesne? J.P.: One są dobre, bezpieczne i sku- teczne, ale nie wszystkie są nowoczesne. L.S.: Dotyczy to głównie szczepionki przeciwko krztuścowi. Ryzyko wystąpienia objawów niepożądanych po stosowanej u nas szczepionce „całokomórkowej” jest nieco większe niż po szczepionce „bezkomórkowej”. Tę pierwszą przygotowuje się z całej zabitej bakterii, adrugą zkilku oczyszczonych najważniejszych antygenów. Dlatego jest lepsza. Dodam, że szcze- List czytelnika Rodzice, popatrzcie na siebie Dr n. med. (nie pediatra na szczęście) z 23-letnim doświadczeniem 1 Gdy dzieci zasypiają, rodzice wylegają na korytarz i zaczyna się spotkanie towarzyskie. Przekrzykują się, włączają laptopy, grają na telefonach komórkowych, przygotowują sobie jedzenie. Słowem – piknik. Choroba w rodzinie jest stresem, zaś choroba dziecka stresem szczególnym. I z tym nie sposób polemizować. MIECZYSŁAW MICHALAK lendarz jest tak dobry jak nowy polonez. A Europy jak mercedes. PROF. LESZEK SZENBORN: Żadna z nowoczesnych szczepionek, którą stosuje się w ekonomicznie rozwiniętych krajach, nie jest ujęta w powszechnym kalendarzu szczepień w Polsce. Brakuje w nim szczepionek przeciwko pneumokokom, meningokokom, ospie wietrznej i rotawirusom. Gdyby były, dzieci nie umierałyby i nie były narażone na nieodwracalne skutki zakażeń meningokowych i pneumokokowych – rzadziej trafiałyby także do szpitala z powodu rotawirusa lub ospy wietrznej. Może państwu to się nie opłaca. J.P.: Niemcy wyliczyli kiedyś, że trzymiesięczne niemowlę traci odmatczyną odporność i zaczyna częściej chorować. Pneumokoki przenoszone są drogą kropelkową i mogą wywołać ciężkie zakażenia inwazyjne: zapalenie płuc, ucha, zatok, a także zakażenie krwi, czyli sepsę, i zapalenie opon mózgowych. Rocznie choruje z tego powodu kilkaset dzieci. Od czterech lat w Kielcach miasto finansuje szczepienia wszystkich maluchów przeciwko pneumokokom. Efektem tej akcji jest 60-procentowa redukcja przyjęć do szpitala z powodu zapalenia płuc w grupie dzieci do drugiego roku życia. Te, które są hospitalizowane, trafiają do szpitala z innych powodów, np. zapalenia płuc wywołanego wirusami. Prof. LESZEK SZENBORN: Dr n. med. JERZY PEJCZ: Każde dziecko dostaje po przyjściu na świat prezenty. Może warto, by dziadkowie i wujkowie zamiast pięciu zabawek dali pieniądze na szczepionkę? pionka „bezkomórkowa” także w Polsce bywa bezpłatna, ale przysługuje wyłącznie dzieciom, u których już wcześniej wystąpiły objawy niepożądane lub dzieciom dotkniętym chorobami neurologicznymi. wyszczepialność przekracza 90 proc. Ale mówimy o szczepieniach obowiązkowych. Pamiętajmy, że rodzice, którzy ignorują te szczepienia, popełniają wykroczenie administracyjne i mogą zostać ukarani. W pilnowaniu terminów pomagają pielęgniarki z punktów szczepień, które informują rodziców o zaległych szczepieniach. Ze szczepień zalecanych natomiast korzysta w Polsce nie więcej niż 20 procent dzieci. Częściej szczepione są dzieci z większych miast. Ostatnio coraz głośniej o ruchu antyszczepionkowym. L.S.: Nie jest on bardzo popularny, ale wszystkim realizować program szczepień obowiązkowych. Może to zrobić za pomocą szczepionek bezpłatnych lub za pomocą nowocześniejszych, zawierających np. „bezkomórkowy” krztusiec, szczepionek skojarzonych np. 5- lub 6-walentnych, które uodparniają dziecko jednocześnie przeciwko pięciu lub sześciu chorobom. Rodzic musi za taką szczepionkę za- płacić, ale ma świadomość, że zapewnił dziecku większy komfort – jej podanie oznacza tylko pojedyncze wkłucie. Szczepionka skojarzona nie przeciąża wcale bardziej systemu immunologicznego dziecka. Zupełnie czymś innym jest oferta dodatkowych szczepień, np. przeciwko pneumokokom i meningokokom. Płacąc za taką szczepionkę, rodzic daje dziecku nową jakość, bo umożliwia mu nabycie odporności przeciwko większej liczbie zakażeń. Wniosek? Jeśli rodzice nie są zamożni, niech lepiej szczepią dziecko bezpłatnymi szczepionkami, ale wysupłają pieniądze na szczepienia dodatkowe. J.P.: Lekarz powinien dostarczyć rodzicom rzetelnej informacji, a potem dać im wybór. Wiem, że nie wszystkich stać na opłacenie dodatkowych szczepień, ale warto spojrzeć na to inaczej – każde dziecko dostaje po przyjściu na świat prezenty. Może warto, by dziad- Warto się jednak przyjrzeć rodzicom w szpitalu. Już w izbie przyjęć zaczynają się awantury – wielu rodziców twierdzi, że to ICH dziecko musi być przyjęte bez kolejki. Jeśli stan zdrowia nie zagraża życiu dziecka, niestety, trzeba czekać. Gdy dziecko trafia już na oddział – trzeba je zbadać. Nie ma czasu na zabawę z misiem, gdy za drzwiami kolejka. Płaczące i wyrywające się dziecko pielęgniarka musi przytrzymać, a wtedy jest rugana przez rodziców. Koleżanka była świadkiem, jak babcia uderzyła pielęgniarkę w rękę. Koszmarem jest noc. Sale chorych nie są z gumy, a zmieniają się z pięcioosobowych w dziesięcioosobowe. Gdy dzieci zasypiają, rodzice wylegają na korytarz i zaczyna się spotkanie towarzyskie. Przekrzykują się, włączają laptopy, grają na telefonach komórkowych, przygotowują sobie jedzenie. Zdarza się słyszeć popisy wokalne mam śpiewających na cały oddział kołysanki na dobranoc. Słowem – piknik. Chorego w szpitalu trzeba nakarmić, więc mimo przepisanej diety, np. przed operacją, rodzice przynoszą z domu rosołek. Bywa, że jedzenie nie jest pierwszej świeżości (np. przetrzymywane latem na parapecie) i dochodzą problemy związane z zatruciami. Bywa, że i sam rodzic jest chory. Katar, niegroźny dla osoby zdrowej, dla dzieci z obniżoną odpornością jest zagrożeniem. Ale ten argument nie trafia do przeziębionej mamy, która rezyduje na oddziale. Słowo o higienie. Mama czy babcia wychodzi z ubikacji i brudnymi rękami dotyka dziecka, podaje mu jedze- Rodzice nie zawsze mają wiedzę na temat szczepień. Gdy idą z dzieckiem do gabinetu i słyszą: „Mamy dla pani dziecka lepszą szczepionkę, ale za 300 zł”, nie wiedzą, co robić. Boją się, że lekarz naciąga ich na zbędny, być może, wydatek. L.S.: Zadaniem lekarza jest przede Czy wiemy, ile procent dzieci jest w Polsce szczepionych? L.S.: Z danych sanepidu wynika, że kowie czy wujostwo zamiast pięciu zabawek dali pieniądze na szczepionkę? To dodatkowy zysk dla dziecka, rodzaj ubezpieczenia i jednocześnie ulga finansowa dla rodziców. Na Dolnym Śląsku od lat propagujemy ten rodzaj prezentu i mamy dużo sygnałów, że staje się on coraz popularniejszy. Czy lekarze zawsze mówią rodzicom o szczepieniach zalecanych? L.S.: Mają taki ustawowy obowiązek. J.P.: Jeśli lekarz nie powie, a dziecku coś się stanie i rodzice podadzą go do sądu – przegra. Dlatego radzę lekarzom, żeby zbierali podpisy rodziców pod oświadczeniami, że nie zgadzają się na dane szczepienie. Gdyby panowie mogli decydować, jaką szczepionkę włączyliby do szczepień obowiązkowych jako pierwszą? L.S.: Przeciwko pneumokokom, moż- przyznaję, że powoduje pewną, zupełnie niepotrzebną, nerwowość. Kiedy rodzic mnie pyta, czy można dziecka nie szczepić, odpowiadam: tak, można. Podobnie, jak można jeździć autem lewą stroną drogi, a nie prawą. Czasami, gdy droga jest pusta, uda się nawet dojechać naprawdę daleko. Ale w mieście, gdzie ruch samochodowy jest większy, będzie to wręcz niemożliwe. I prawdopodobnie skończy się kraksą. Podobnie jest z chorobami – w ich gąszczu niezaszczepione dziecko jest bezbronne. ROZMAWIAŁA MARZENA KASPERSKA *PROF. LESZEK SZENBORN przewodniczący Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, kierownik Katedry i Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Akademii Medycznej we Wrocławiu *DR N. MED. JERZY PEJCZ na ją podać już po szóstym tygodniu życia. Dlaczego tak szybko? Ponieważ członek Polskiego Towarzystwa Wakcynologii, ordynator oddziału dziecięcego Szpitala im. św. Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy nie. Już nic nie powiem o „zapachu” niemytych ciał. Rodzice ładują komórki, laptopy, palą bez opamiętania światło, leją wodę. A potem dziwią się, że szpital ma długi. Woda i prąd kosztują. Lekarza rzeczywiście czasem trudno złapać na oddziale, bo operuje, robi badania endoskopowe, obsługuje inny oddział lub jest w izbie przyjęć. Poza tym ma mnóstwo papierkowej roboty – prowadzenie historii choroby, wypisywanie recept dla wychodzących, kart informacyjnych, skierowań isetek druków dla NFZ. Jak ma to robić, gdy na głowie siedzi mu rodzina dziecka i domaga się informacji tu i teraz? Musimy zatem stosować różne fortele i chować się. Informacji udzielamy w określonym czasie i przy wypisie do domu. Dlaczego jesteśmy rugani za język medyczny, podczas gdy nie oburza, że prawnik używa języka prawniczego? Można przecież poprosić o wyjaśnienie, zamiast od razu robić awanturę. Agresja budzi agresję, stąd zmęczony personel medyczny nie zawsze jest uprzejmy. W polskich szpitalach brakuje lekarzy i pielęgniarek. Winę za to ponosi system płac, ale także fatalne traktowanie nas. Obrzucony inwektywami lekarz szuka pracy w prywatnej placówce lub... za granicą. Podobnie lub nawet gorzej jest zpielęgniarkami. Traktuje się je jak sprzątaczki i służące, a przecież mają wyższe wykształcenie. Drodzy Rodzice, nim wysuniecie żądania, by personel medyczny traktował Was jak partnerów, a nie intruzów, popatrzcie na siebie. Nawet stres związany z hospitalizacją dziecka nie usprawiedliwia wielu Waszych poczynań.