Ściany wokół nas - Klasyka Rozrywki

Transkrypt

Ściany wokół nas - Klasyka Rozrywki
M i c h a ł
B i g o r a j
37
Ściany wokół nas
Ten rok dla fanów Pink Floyd w naszym kraju jest szczególny. David Gilmour – wokalista,
gitarzysta, kompozytor i jeden z liderów legendarnego zespołu wystąpił 25 czerwca
na Placu Wolności we Wrocławiu. Towarzyszyli mu Leszek Możdżer oraz Zbigniew
Preisner, który dyrygował Orkiestrą Filharmonii Wrocławskiej. 22 września powody
do radości mieli fani drugiego z liderów formacji – Rogera Watersa. W warszawskim
klubie Progresja koncert dał włoski tribute band The Wall Live Orchestra, przedstawiając
swoją wersję albumu „The Wall”.
wrócił do „The Wall” w 2010 r., wykorzystując ówczesne
efekty specjalne. To widowisko traktujące przede wszystkim
o alienacji, transformacji i problemach jednostki, w warunkach, które dają współczesne rozwiązania technologiczne oraz konstrukcyjne hal i stadionów. Prezentowało się
spektakularnie. Mogliśmy przekonać się o tym w kwietniu
(18, 19) 2011 r., Waters dał koncerty w łódzkiej Atlas Arenie,
a 20 sierpnia 2013 r. na Stadionie Narodowym. Jednym z powodów napisania „The Wall” był sprzeciw Watersa wobec
koncertów stadionowych, wyobcowania artysty rockowego
oraz metaforycznej ściany, która izolowała go od publiczności.
The Wall Live Orchestra
nr 5/2016
www.twojamuza.pl
Wydarzenia
Dwupłytowy album „The Wall”, wydany w 1979 r. jest
jednym z najważniejszych w historii muzyki. Na jego bazie
powstał film w reżyserii Alana Parkera, ale przede wszystkim niezwykłe koncertowo-teatralne widowisko, którego
premiera w wykonaniu Pink Floyd miała miejsce w 1980 r.
Do historii przeszło wykonanie „The Wall” upamiętniające
zburzenie muru berlińskiego. 21 lipca 1990 r. Rogerowi
Watersowi – głównemu autorowi tego arcydzieła towarzyszyli m.in. zespół Scorpions, Bryan Adams i Cyndi Lauper.
Koncert na Potsdamer Platz obejrzało ponad 300 tysięcy
osób i około 5 milionów osób na całym świecie. Waters
Lider Pink Floyd w trakcie prac nad albumem rozwinął wątki
i tematykę „The Wall”.
38
Wydarzenia
Występ był zaskakująco udany
The Wall Live Orchestra pierwotnie mieli wystąpić w warszawskiej Hali Koło.
Bilety nie sprzedawały się najlepiej tym bardziej, że mniejsza sala w Progresji także nie pękała w szwach. A szkoda, bo
występ był zaskakująco udany. Zespół wystąpił w okrojonym,
około 30-osobowym składzie. Zaczęli od „In the Flesh?”.
To przepełnione jadem słowa gwiazdy rocka (Pinka), skierowane do publiczności, oczekującej do jego wyjścia na scenę.
Pojawia się więc mur („wall” to po angielsku ściana, mur).
Utwór ma charakter autoironiczny i nawiązuje do trasy
koncertowej „In the Flesh”, jej finalnego występu, który
6 lipca 1977 r. odbył się w Stadionie Olimpijskim w Montrealu. Waters był zbulwersowany zachowaniem publiczności,
która robiła tyle hałasu i zamieszania, że artysta stracił
panowanie nad sobą. Napluł w twarz jednego z fanów,
który próbował się wdrapać na estradę.
Waters ze sceny schodził przygnębiony i zawstydzony
tym, co zrobił a granie stadionowych koncertów alienujących się od publiczności wydawało mu się bezsensowne. W wyobraźni pojawił mu się obraz muru, fizycznie
oddzielającego go od słuchaczy. Koncert z warszawskiej
Progresji repertuarowo wiernie pokrywał się z pierwowzorem. Przedstawienie albumu w oryginalnej konwencji
zapewniło widowisku muzyczną różnorodność. Otwierający kawałek pokazał nam w pigułce to, co miało miejsce
przez cały koncert: znakomitą współpracę muzyków
rockowych z orkiestrowymi. A śpiewało w koncercie aż
5 osób, w tym jedna kobieta. Każda z nich dysponowała
innym typem wokalu, miała też charakterystyczną barwę
i manierę. Sprawdziło się to świetnie, bowiem na „The
Wall” Waters innym wokalem operował w zadziornych,
energicznych „In the Flesh”, „Another Brick in the Wall
(Part II)”, „On of My Turns”. Inaczej śpiewał w subtelnych
i refleksyjnych „The Thin Ice” czy „Goodbye Blue Sky”
a jeszcze inaczej w zmysłowym „Empty Spaces”. Każdy
z wokalistów był odpowiednio dobrany do utworu, tak
by barwą głosu „wpasować” się do jego interpretacji.
Niekiedy śpiewało na zmianę kilku wokalistów, jak choćby
w największym przeboju z albumu – „Another Brick in
the Wall (Part II)”.
The Wall Orchestra zagrała go bardziej energicznie od
oryginału a ich autorskim pomysłem była rozbudowana
solówka gitarowa. Po tym hicie przyszedł czas na utwór,
który najbardziej aranżacyjnie różnił się od oryginału.
Mam na myśli „Mother”, który poprzedził klawiszowy
wstęp. Instrumenty klawiszowe były niemal nieobecne na
albumie „The Wall”. Cały utwór był instrumentalnie rozbudowany a swoje partie miały w nim zarówno instrumenty
smyczkowe, trąbki i klarnety, jak i gitary akustyczne. Od
utworu „Mother” – zaśpiewanego na głosy męski i damski – wzrosło znaczenie orkiestry. Utwory były bardziej
rozbudowane, oryginalne ich fragmenty przeplatały się
z nową orkiestracją, a co jakiś czas, któryś z muzyków
mógł przemycić krótkie solo.
Obraz muru
Po 15 minutach muzycy wrócili na scenę. „Hey You”
– pierwszy utwór z drugiej części płyty na nowo wprowadził nastrój artystycznego skupienia. Zarówno w tym
utworze, jak i całej drugiej części mogliśmy delektować
się kunsztem wokalistów, którzy dobrze naśladowali nie
tylko charakterystyczną manierą wokalną Watersa, ale
także śpiewającego na płycie Davida Gilmoura. Następny
w kolejności „Is There Anybody Out There” świetnie łączył gitary akustyczne z partiami orkiestry. Podobnie jak
„Nobody Home”, w którym szczególne wrażenie robiła
sekcja smyczkowa. Oryginalne „The Wall” zostało nagrane z udziałem muzyków symfonicznych i zastosowaniem
orkiestrowych aranżacji.
Warto wspomnieć o efektach dźwiękowych, znanych
z albumu, których nie zabrakło podczas koncertu – sygnał
telefonu, płacz dziecka czy hałas nalotu bombowego.
Nie zabrakło także charakterystycznych dla „The Wall”
dodatków, jak megafon obecny podczas „Waiting For
the Worms”. Świetnie odtworzone były także dodatki
muzyczne, jak marszowy rytm w „Bring the Boys Back
Home”. Po nim miał miejsce utwór, który świetnie oddaje sens albumu – „Comfortably Numb”. Opowiada
o artyście, który jest wyczerpany sławą, a mimo to
przymuszany do występów. Utwór jest jednym z trzech
napisanych na album wspólnie przez Watersa i Gilmoura.
Solówka tego ostatniego jest jedną z lepszych w całej
historii muzyki.
W Progresji o wiele łatwiej było „podrobić” wokal, niż
solówkę mistrza. Ten trudny utwór wybrzmiał w wersji zbliżonej do oryginału. Podobnie można napisać o efektownym
„Run Like Hell”. W nim ważniejsza od tekstu czy wokalu jest
muzyka. Włoskim muzykom udało się oddać tego namiastkę.
Wypada też wspomnieć o zagranym bezpośrednio przed
nim „In the Flesh”, który bez znaku zapytania w tytule
i zmienionym tekście pojawia się na albumie jeszcze raz.
Ponownie pojawiają się tutaj odniesienia do wspomnianego koncertu, które były „inspiracją” dla całego „The
Wall”. Utwór przerysowuje sytuację, która zdarzyła się
w Montrealu i ukazuje gwiazdę rocka wyżywającego się
na publiczności. Rockman pokazany jest w roli faszystowskiego przywódcy piętnującego ze sceny Żydów, Murzynów
i homoseksualistów. Artyści zademonstrowali umiejętności
aktorskie. Mogliśmy je podziwiać w utworze „The Trial”,
stanowiącym punkt kulminacyjny koncertu. Całość kończyła
nostalgiczna „Outside the Wall”.
Nie pozwoliła muzykom zejść ze sceny
Publiczność, nie pozwoliła muzykom zejść ze sceny. Na bis
zagrali ponownie „Another Brick in the Wall (Part II)” oraz
energiczny „Run Like Hell”. W obydwu utworach świetnie się
bawili wspólnie ze stojącą, śpiewającą i tańczącą publicznością.
Widzowie uznanie dla umiejętności i profesjonalizmu zespołu
wyrażali przez cały występ. Należy wyróżnić dyrygenta Simone
Giustiego, który sprawnie dowodził sekcjami dętą i smyczkowy.
Za reżyserię koncertu odpowiadał Emiliano Galigani – producent
i reżyser filmowy.. Bardzo dokładne, drobiazgowe aranżacje, oddające szacunek do oryginalnych wersji w połączeniu
z brzmieniem orkiestry dały świetny efekt, na który wpływ miały
także: efektowna oprawa świetlna i telebim pokazujący to, co
działo się na scenie. To wszystko, w połączeniu ze sprawnymi
wokalistami, trzema gitarzystami (z czego dwóch płynnie
przechodziło z gitar elektrycznych na akustyczne), perkusistą
i muzykami odpowiedzialnymi za instrumenty klawiszowe
i pozostałe perkusyjne sprawiło, że to był najlepszy występ
cover bandu jaki widziałem.
„
www.twojamuza.pl
Fot. Autor
nr 5/2016

Podobne dokumenty