IZBA RZESZOWSKA Rozmowa z Dziekanem ORA w

Transkrypt

IZBA RZESZOWSKA Rozmowa z Dziekanem ORA w
ZZ życia izb
adwokackich
Izba rzeszowska
Rozmowa z Dziekanem dr. Piotrem Blajerem
w 50-lecie pracy zawodowej
J.Cz.: 50 lat w adwokackiej todze to kawał czasu. Piękny jubileusz, ale i trud, blaski i cienie
naszego zawodu przez te lata. Spróbujmy to jakoś ogarnąć.
P.B.: Wykonywanie ponad pół wieku zawodu adwokata musi prowadzić nie tylko
do wspomnień, ale prowokuje do rozważenia istoty zawodu adwokata, roli samorządu adwokackiego oraz zgłoszenia uwag na temat wymiaru sprawiedliwości, którego
częścią jest adwokatura. W jednym wywiadzie nie ma po prostu możliwości w miarę
dokładnego przedstawienia tych kwestii.
J.Cz.: Może na początek trochę faktów. Jak to się zaczęło?
P.B.: Prozaicznie, ale i zabawnie. W dniu 13 kwietnia 1962 r. zostałem wpisany na
listę adwokatów Wojewódzkiej Izby Adwokackiej w Rzeszowie. Ślubowanie złożyłem
przed Dziekanem Marcinem Miąsikiem w siedzibie Rady przy ul. Zamkowej. Po tym
uroczystym akcie udaliśmy się do domu Dziekana, gdzie przez dłuższy czas „zabawiliśmy” w gronie starszych Kolegów Adwokatów. Kiedy po spotkaniu wróciłem do
domu, do Łańcuta, taksówką, Matka na mój widok załamała ręce, mówiąc: „dziecko,
jeżeli tak ma wyglądać adwokatura, to lepiej nie zaczynać”. Ale już po pewnym czasie
zdanie zmieniła.
J.Cz.: Pierwsze kroki?
P.B.: Rozpocząłem w Zespole Adwokackim w Łańcucie. Potem przeniosłem się do
Jarosławia i od 1 lipca 1963 r. do chwili obecnej jestem członkiem Zespołu Adwokackiego nr 1 w Jarosławiu. Dla porządku podaję, iż na legitymacji mam numer ewidencyjny
2/1962 – w tym roku wpisano na listę adwokatów około 10 osób.
J.Cz.: Niewiele, jeśli spojrzeć na dzisiejsze statystyki. Ale i czasy były inne…
P.B.: Surowe. Gdy rozpoczynałem wykonywanie zawodu adwokata w Jarosławiu,
trzech Kolegów było zawieszonych w czynnościach przez ówczesnego wiceministra
sprawiedliwości. Po dwóch latach byłem już wizytowany przez sędziego z Ministerstwa
Sprawiedliwości, który postawił wniosek o przeniesienie mnie z Jarosławia do innej
miejscowości. Jak się później okazało, ówczesny szef urzędu bezpieczeństwa uznał, że
za szybko się rozkręciłem i za dużo mam spraw. Przesłuchiwano klientów moich oraz
291
Z życia izb adwokackich
PALESTRA
mojej żony Barbary, także adwokata. Jednak rolnicy, a tacy byli w większości klientami, uważali, że adwokaci są przeciwnikami władzy i żaden z nich nic złego na nas nie
powiedział.
J.Cz.: Jakie sprawy Pan Dziekan wtedy prowadził i – proszę wybaczyć, że o to pytam – czy
klientela dopisywała?
P.B.: Prowadziliśmy z żoną Barbarą sprawy karne oraz cywilne. W pewnym momencie – w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku – mieliśmy „na chodzie” około 360
spraw. Pomagali koledzy aplikanci – Jacek Kotliński, Antoni Podolec i Włodzimierz Ostrowski – dzisiaj znani adwokaci w Jarosławiu. Nie narzekali. Wszyscy zdali egzamin
adwokacki z wynikiem bardzo dobrym.
Od 2003 r. prowadzę tylko sprawy karne. Postępowanie cywilne obarczone jest
zbędnymi formalnościami. Podziwiam Kolegów Adwokatów, którzy prowadzą sprawy cywilne. Pamiętam dobrze, jak nieżyjący już Sędzia Okręgowy Władysław Simoni,
prowadzący sprawy cywilne, mówił, że jeżeli ktoś przychodzi ze sprawą do sądu, to
znaczy, że potrzebuje pomocy i takiej pomocy należy mu udzielić.
J.Cz.: Czy pamięta Pan Dziekan jakieś wyjątkowe sprawy ze swej praktyki, coś, co szczególnie
utkwiło w pamięci?
P.B.: Żaden adwokat nie jest w stanie ogarnąć pamięcią wszystkich spraw, które
prowadził, gdy okres praktyki to pół wieku. Każda sprawa to inne zdarzenie, odrębne okoliczności, inne osoby, jak się potocznie mówi, sprawa sprawie nie jest równa.
Przedstawienie tylko najtrudniejszych i najbardziej drastycznych przypadków zajęłoby
kilkanaście książek. Opisuję je na szkoleniach aplikantów z prawa karnego i wspólnie
uczymy się stosowania prawa karnego. Jest jednak rzeczą znamienną, że najbardziej
utkwiła mi w pamięci sprawa rodzinna. Żona opuściła bez powodu męża i kilkumiesięczne dziecko. Po dłuższym czasie wystąpiła do sądu o wydanie jej dziecka. Po postępowaniach, które trwały długo, sąd orzekł rozwód i dziecko zostawił u ojca. Matka po
wyroku znikła i wyjechała z Polski. Zastępowałem ojca. Widziałem, jak to przeżywa. Nie
wyobrażałem sobie sytuacji, gdyby musiał wydać córkę. Chyba doszłoby do tragedii.
Mąż dziecko wychował, dzisiaj to już osoba na stanowisku, ma własną rodzinę.
J.Cz.: Czasy się zmieniły, żyjemy w wolnym kraju. Trochę to trwało, zanim odzyskaliśmy
wolność… Jak adwokat, który wtedy praktykował, to wspomina?
P.B.: Pamiętam sprawy, w których pobrzmiewały echa wojny i walki o niepodległość.
Prowadziłem sprawy cywilne Franciszka Przysiężniaka, „Ojca Jana”, który będąc dowódcą oddziału partyzanckiego, był więziony, torturowany oraz sądzony. Dopiero obecne opracowania pozwalają na właściwą ocenę tego wspaniałego człowieka. W sprawach,
w których mu pomagałem, był bardzo stanowczy, musiałem prosić go o spokój. Wiele
od niego się dowiedziałem. Broniłem Bolesława Gliniaka – rodzonego brata Bronisława Gliniaka, „Radwana”, który jako dowódca oddziału partyzanckiego uratował wieś
Wiązownicę od spalenia przez UPA. Ale zwalczał władzę ludową. Udało mu się uciec
za granicę, do USA. Brata – Bolesława – oskarżano o kradzież drewna z lasu, przyprowadzano skutego w kajdankach. Istotą obrony było wykazanie, że wartość drewna nie
przekraczała 1000 zł. Znalazł się odważny biegły oceniciel – inż. Głowa, który wyliczył
wartość drzewa na kwotę niższą od tego tysiąca. Sąd, uznając oskarżonego za winnego,
zawiesił mu wykonanie kary pozbawienia wolności, co nie byłoby możliwe przy wartości drewna wskazanej w akcie oskarżenia.
292
11–12/2012
Z życia izb adwokackich
Od lewej: adw. dr Piotr Blajer,
adw. Janusz Czarniecki
J.Cz.: A stan wojenny?
P.B.: To był trudny czas. Pamiętam, broniłem oskarżonego młodego chłopaka, który podróżował pociągiem. W trakcie rozmowy z pasażerami dowiedział się, że jedzie
z nimi ZOMO-wiec. Po krótkiej sprzeczce słownej chłopak rzucił się na niego, zaczął
go bić, a nawet usiłował wyrzucić z pociągu. Tymczasowo aresztowany, zarzut pobicia
na tle politycznym. Ustaliliśmy, że aspekt polityczny musi odpaść, a tłem wzajemnego
bicia była gra w karty, bo faktycznie w karty w przedziale grano. Oskarżony złożył takie
wyjaśnienia, funkcjonariusz ZOMO potwierdził pobicie na tle politycznym. Po kilku
dniach została wydana ustawa o amnestii obejmująca przestępstwa na tle politycznym.
Trzeba było szybko zmienić kurs. Poszedłem po widzenie, a sędzia ze zrozumieniem powiedział: „wiem, o co chodzi”. Na rozprawie poprosiłem o umożliwienie oskarżonemu
złożenia dodatkowych wyjaśnień. Pamiętam jak podniesionym głosem mówił: „Wysoki
sądzie, ja go pobiłem ze względów politycznych, ja nienawidzę zomowców”. Sąd darował oskarżonemu wymierzoną karę pozbawienia wolności na podstawie przepisów
ustawy o amnestii. Sądził w Przeworsku już nieżyjący sędzia Wojciech Zając.
J.Cz.: Zmiana linii obrony to jedno, a ludzie i ich decyzje w tych trudnych czasach – to drugie…
P.B.: Tak, dużo zależało od sędziego i osobistej rozwagi. W ustawie specjalnej na stan
wojenny osobom pracującym w firmach przewozowych za kradzież przewożonego
towaru groziła kara co najmniej 3 lat pozbawienia wolności, w tym wymiarze kary
nie można było zawiesić jej wykonania. Stan faktyczny u mego oskarżonego był prosty. Rozwoził węgiel i część tego węgla ukradł, bo węgla brakowało. Sąd Wojewódzki
w Przemyślu, któremu przewodniczył sędzia Zbigniew Różański, podzielił stanowisko
obrońcy, że była to już resztka węgla, tzw. zmiotki, i przyjmując przypadek mniejszej
wagi, wymierzył karę w zawieszeniu. Uchylił także areszt, który w tych sprawach był
obligatoryjny. Prokurator wniósł rewizję do Sądu Najwyższego. Tam sędzia przewodniczący (nazwisk sędziów nie pamiętam, a szkoda) zapytał mnie, czy firma przewozowa
trudni się jedynie transportem, czy też prowadzi inną jeszcze działalność. Odpowiedziałem, że owszem, firma… sadzi także kwiatki. Wywołało to uśmiech na twarzy sędziów.
Na następną rozprawę przedłożyłem zaświadczenie, iż firma prowadzi także uprawy
293
Z życia izb adwokackich
PALESTRA
zboża oraz kwiatów. Zmieniono kwalifikację na normalną kodeksową kradzież. Kara
– pozbawienie wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania. Na temat prowadzonych przez siebie spraw, w szczególności karnych, nie chcę dużo opowiadać,
bo były też zdarzenia wyjątkowo drastyczne, zabójstwa, gwałty. Przedstawiam je na
szkoleniach aplikantów. Uczymy się wspólnie, jak wtedy postępować. Ramy wywiadu
na to nie pozwalają.
J.Cz.: Wróćmy na chwilę do czasów realnego socjalizmu i tzw. ludowej rzeczywistości. Czy nie
było tak – ujmując rzecz trywialnie – że prawo i polityka szły często razem obok siebie, trzymając
się za ręce? Jak Pan Dziekan to wspomina?
P.B.: Po II wojnie światowej, do czasu uzyskania przez Polskę pełnej niepodległości, sprawy karne dzieliły się na polityczne i powszechne. W pierwszych stosowano
przede wszystkim tzw. zasadę sumienia rewolucyjnego. Kończyło się to zwykle wielką
krzywdą ludzką, a także – bardzo często – w początkowych latach działania tej upiornej
zasady – karą śmierci. Był dowcip, jakże tragiczny. Ogłoszenie wyroku – sąd wojskowy w składzie tu obecnym, po rozpoznaniu sprawy oskarżonych, uznaje ich winnymi
zarzucanych im czynów i mając na uwadze szczere przyznanie się do winy, młody
wiek oraz pochodzenie robotniczo-chłopskie, skazuje ich na karę śmierci. Do dnia dzisiejszego te polityczne sprawy nie zostały rozliczone w kontekście odpowiedzialności
za nie. Sprawy powszechne także usiłowano poddać rygorom politycznym. Ale tutaj
w zdecydowanej większości sędziowie się nie poddali. Niestety byli i tacy, którzy biegali
z aktami do komitetu partii rządzącej i słuchali wskazówek.
J.Cz.: A teraz, czy mamy wymiar sprawiedliwości wolny od jakichkolwiek nacisków? Sędzia
z mocy Konstytucji i ustawy jest niezawisły.
P.B.: Nie tak dawno mieliśmy do czynienia z tzw. aresztami wydobywczymi. Przyznać trzeba, że sędziowie po pewnym czasie zaczęli bardzo wnikliwie badać wnioski
o tymczasowe aresztowanie. Były już bowiem wyroki uniewinniające, świadczące o bezzasadnym tymczasowym aresztowaniu. Ostatnio środki masowego przekazu wyliczają
„fatalne omyłki sędziów” w wyrokach. Uważam, że to sędziowie powinni sami poprzez
swoich przedstawicieli zbadać te sprawy, chyba że do wydania opinii wystarczą tylko
prawomocne wyroki. Trzeba wskazać konkretne błędy oraz z czego one wynikają. Jeżeli sami sędziowie tego nie zrobią, uczynią to za nich inni, co ograniczy niezawisłość.
Sędzia to swoista misja. Sądy są wizerunkiem demokracji państwa. Te stwierdzenia są
oczywiste. Dodam tutaj – sędzia musi mieć powołanie do wykonywania tego zawodu.
Bez tego nie można być dobrym sędzią. Po mianowaniu sędzia winien być też godziwie
wynagradzany.
J.Cz.: Co trzeba zmienić w procedurze karnej, aby procesy przebiegały sprawniej?
P.B.: Od dłuższego czasu przedstawiam propozycję zasadniczej zmiany w postępowaniu karnym. Postępowanie karne winno być prowadzone od razu przez sąd, w szczególności odnośnie do przesłuchiwania osób – świadków, biegłych, a także oskarżonych.
W sposób zdecydowany przyspieszyłoby to postępowanie oraz wykluczyłoby kilkakrotne przesłuchiwanie świadków na te same okoliczności. Ponadto sędzia prowadzący
sprawę znałby jej akta, co przy stosowaniu np. aresztowania jest nieodzowne. Można
by zacząć od tego, że sędzia stosujący tymczasowe aresztowanie dalej już sam prowadzi
postępowanie. Argumentów za takimi rozwiązaniami jest wiele, ale to zbyt obszerny
temat, aby go tutaj rozwinąć.
294
11–12/2012
Z życia izb adwokackich
J.Cz.: Pewnie warto o tym mówić i pisać? Szczególnie wtedy, gdy zasiada się we władzach
adwokatury, jest się doktorem prawa, wykładowcą i praktykiem…
P.B.: Mając na uwadze funkcjonowanie prawa karnego w praktyce, pisałem do czasopism prawniczych i Komisji Ustawodawczej Sejmu między innymi na temat obrony
koniecznej, konieczności przesłuchania pokrzywdzonego nieletniego oraz pełnoletniej
pokrzywdzonej w sprawach na tle seksualnym – tylko jeden raz i od razu przez sąd,
konieczności pociągania do odpowiedzialności karnej osób, które piją razem z kierowcą,
a potem z nim jadą. W 1977 r. obroniłem rozprawę doktorską – Pojednanie i ugoda w polskim
procesie karnym – pod kierunkiem prof. dr. hab. Stanisława Waltosia. Bardzo wiele skorzystałem z wiedzy wspaniałego Profesora, który powiadał, że sądy, prokuratura i adwokatura
są naczyniami połączonymi. Obniżenie poziomu jednego obniża poziom pozostałych.
J.Cz.: Dużo w tej rozmowie pada słów o sędziach… Dlaczego więc wybrał Pan Dziekan zawód
adwokata?
P.B.: Dlaczego wybrałem zawód adwokata… W maju 1959 r. rozmawiałem z moim
Ojcem, długoletnim sędzią. Leżał wtedy w łóżku wskutek nieuleczalnej choroby nowotworowej. Byłem wtedy podprokuratorem. Powiedziałem, że chcę zmienić zawód
na adwokata. Odradzał mi, mówiąc, że zawód ten obniża poczucie godności i czyni
koniecznym patrzenie w oczy klienta, czy jest zadowolony. Mocne argumenty. Rozważyłem słowa Ojca. Uznałem jednak, że mam już dość jednostronnego oskarżania, a jako
bezpartyjny nie mam w prokuraturze żadnych szans awansu. Gdy jako podprokurator
uzyskałem okres pracy uprawniający mnie do wykonywania zawodu adwokata, złożyłem rezygnację z tej funkcji. Wybrałem dobry zawód. Wykonywałem i wykonuję ten
zawód najlepiej jak umiem. Nie utożsamiam się z klientami.
J.Cz.: Rozmawialiśmy o tym, jak było kiedyś i jak jest teraz… A co dalej z adwokaturą, Panie
Dziekanie?
P.B.: Od dłuższego czasu jesteśmy w defensywie. Odpieramy tylko ataki na nas, a jaka
jest ich treść – wszyscy wiemy i nie ma sensu tego powtarzać. Adwokaturze nie można
odbierać postępowania dyscyplinarnego. Nie wyobrażam sobie tego postępowania prowadzonego przez sędziów, w sytuacji gdy sąd zawiadomi o naruszeniu przez adwokata
zasad etyki i wykonywania zawodu. Postępowanie dyscyplinarne, które trzeba jednak
zmienić, winno być od razu prowadzone przez sąd dyscyplinarny. W ten sposób zostałoby ono usprawnione i uniknęlibyśmy kilkakrotnego przesłuchiwania świadków. Obecna
procedura oparta jest na procedurze karnej, moim zdaniem niedoskonałej, o czym była
już mowa. Szkolenie naszych aplikantów w sądach, prokuraturze powinno być czasowo
skrócone. Przy okazji trzeba poruszyć jeszcze jeden temat. Od wielu polityków słyszeliśmy, że zawód sędziego jest ukoronowaniem zawodu prawnika. Nic z tego nie wyszło.
Jest to sprawa sędziów. Ale według mnie aplikanci sędziowscy przed objęciem funkcji
sędziego powinni odbyć praktykę w kancelarii adwokackiej. Okres czasu do uzgodnienia. Przyszły sędzia zobaczyłby, jak wygląda wymiar sprawiedliwości z pozycji osoby
udającej się do sądu, jak odczuwa ona sposób prowadzenia sprawy oraz jak to wszystko
wygląda, kiedy stoi się i czeka na korytarzu sądowym. Adwokatura ma także duże pole
do działania przez wskazywanie poważnych ułomności w prawie, ma wytykać wadliwe
jego stosowanie, winna też sygnalizować propozycje rozwiązań ustawodawczych. Ale
zdanie w tym przedmiocie winna przedstawiać cała adwokatura, poprzez swoje władze,
a nie tylko poszczególni adwokaci.
295
Z życia izb adwokackich
PALESTRA
J.Cz.: Bardzo dziękuję za rozmowę i życzę Panu Dziekanowi dużo zdrowia i energii we wszystkich sprawach, nie tylko adwokackich.
P.B.: Dziękuję również i życzę tego samego, gdyż w naszym wolnym zawodzie zdrowie jest szczególnie ważne.
Rozmawiał: Janusz Czarniecki
Zwyczajne Zgromadzenie
Izby Adwokackiej w Rzeszowie
Odbyło się Zwyczajne Zgromadzenie Izby Adwokackiej w Rzeszowie. Po przyjęciu
porządku obrad i ukonstytuowaniu się komisji wysłuchano sprawozdań władz izby.
Dziekan Władysław Finiewicz omówił bieżące problemy adwokatury, przedstawiając
m.in. propozycje resortu sprawiedliwości dotyczące zmian w aplikacji adwokackiej oraz
uwolnienia rynku usług prawniczych, w tym utworzenia nowego zawodu tzw. doradcy
prawnego, a także kwestię likwidacji części sądów i prokuratur rejonowych oraz projekt deregulacji zawodów. Jak wiadomo, środowisko adwokackie ostro skrytykowało
te koncepcje. Swoje sprawozdania przedstawili również prezes Sądu Dyscyplinarnego
adw. Tadeusz Jurkiewicz i przewodniczący Komisji Rewizyjnej adw. dr Wacław Mendys. Rozgorzała dyskusja nad sprawozdaniami i głos zabrali kolejni mówcy. Znaczący
był głos adw. dr. Piotra Blajera, obchodzącego w tym roku 50-lecie pracy zawodowej.
Jubilat celnie i konstruktywnie ocenił obecną sytuację adwokatury. Nie obyło się bez
życzeń, kwiatów i gromkiego „sto lat” odśpiewanego przez salę na stojąco. Znakiem
czasu był przekrój pokoleniowy sali, gdzie oprócz przedstawicieli starszego i średniego
pokolenia wyraźnie widoczna była najmłodsza palestra. Idzie młodość. Zgromadzenie
podjęło uchwały o udzieleniu absolutorium ORA za okres sprawozdawczy i w sprawach
finansowych. Skierowano apel do NRA o podjęcie inicjatywy w zakresie stabilizacji aplikacji adwokackiej, zmian w procedurze karnej, a także rzetelnej polityki informacyjnej,
obalającej mit adwokata-krezusa. Upowszechnia się bowiem fałszywy pogląd, iż każdy
adwokat osiąga bardzo wysokie zarobki, przy łatwości ich uzyskania, podczas gdy coraz
częściej mówi się o rezygnacji z wykonywania zawodu z przyczyn ekonomicznych,
a sytuacja jest regionalnie mocno zróżnicowana.
Janusz Czarniecki
296

Podobne dokumenty