Całe moje życie motocyklowe obracało się wokół motocykli
Transkrypt
Całe moje życie motocyklowe obracało się wokół motocykli
Całe moje życie motocyklowe obracało się wokół motocykli sportowych, ale szybkie „wycieczki”, przejażdżki wokół „komina” zaczęły mnie nudzić i nie spełniać moich oczekiwań, co do motocykla. Wyjazdy na tor skończyły się wraz ze wzrostem obowiązków w pracy i brakiem czasu. I tak zaczęły się pierwsze wyjazdy dłuższe niż na jeden zbiornik. Zx10R sprawowała się całkiem dobrze, jedyny minus to słaba pakowność i brak możliwości umocowania bagażu oraz niechęć małżonki do podróży na siedzeniu pasażera szerokością i wygodą odpowiadającemu bagażnikowi roweru Wigry 3. I ja po dłuższej jeździe bez przystanku schodziłem z motocykla jak odlany z wosku. GS – od dawien dawna uważałem za motocykl nie dla mnie. Jeszcze nie dla mnie. Ok chyba jednak dla mnie . Przesiadka ze sporta na turystyczne-enduro była dla wszystkich na około bardzo drastyczna, tylko nie dla mnie. Pierwsza przejażdżka i decyzja podjęta. Zmiana na coś innego, na motocykl zupełnie inny, na taki, który pozwoli mi pojechać tam gdzie nie mogłem wjechać 10-tką. Udało się i nie tylko ja byłem zadowolony, moja druga połowa już teraz sama planuje gdzie by tu pojechać razem. Podróż tylko ja i on – mój GS. Ktoś mi kiedyś wspominał o ciekawym miejscu w Polsce, które zachwyca nie tylko wiosną i latem, ale przede wszystkim jesienią. „Pamiętasz była jesień” śpiewała Pani Przybylska i z tym utworem na ustach wyruszyłem do Doliny Baryczy. Piątek godzina nadawania wiadomości w TV, pogoda i informacja, że sobota zapowiada się ciekawie pogodowo. Od domu to jakieś 130 km. Zanim wyjechałem rozpocząłem pełne przygotowania jak do podróży na „daleki wschód” :-) . Jak zwykle zapasy wody w kufer i w bukłak, kasa w kieszeń i ogień. Trasa przejazdu przebiega przez drogę krajową nr 25, na szczęście jest sobota, więc w weekend ruch jest nieco mniejszy, także przeszło bez większego problemu. Żeby zobaczyć nieco więcej, w Ostrowie zamiast na południe skierowałem się na zachód na Krotoszyn. Ten kierunek z resztą bardzo rzadko obierany, bardzo mnie zaciekawił. Liczne posiadłości, pałace i miejsca do poszerzenia wiedzy o okolicy i jej historii, planuję w najbliższej przyszłości tu wrócić i zabawić jakiś czas. Tak to już jest, że to, co najbliżej to najmniej znane. Ale powróćmy do wycieczki. Z Krotoszyna do Milicza nie było nudno, temperatura powoli stawała się coraz to bardziej zachęcać do jazdy ciągłej przed siebie (tym bardziej, że widmo zimy coraz bliższe). Nigdy wcześniej nie miałem okazji korzystać z podgrzewanych manetek a i teraz nie było potrzeby ich włączać, może w podróży powrotnej. Dojazd do Milicza i pierwszy przystanek na stacji z racji niezjedzonego rano śniadania, żołądek przypomniał o sobie. Postój na posiłek konieczny. Jak to na stacji benzynowej szybko i smacznie. Czas zacząć kwintesencję tego wyjazdu. W Miliczu koło stacji Orlen skręcam w prawo na Żmigród a tam … Dolina Baryczy przywitała mnie piękną pogodą i przepiękną jesienią. Rezerwat przyrody Stawy Milickie. Zanim zatrzymałem się na kilka fotek na stawie odpoczywały białe czaple nie kilka a kilkadziesiąt. Staw pełen był białych ptaków. Niestety dźwięk silnika dość skutecznie je spłoszył. Zdjęcie nr 1 i 2 Pierwszych kilka fotek i jazda dalej, aby zobaczyć jak najwięcej, bo jesień piękna, lecz dni krótkie. Kolejne stawy, kolejne ciekawe miejsca i ilość ptaków występujących w tym miejscu. Zdjęcie nr 3 Ryby tłoczące się przy ujściu lokalnego potoku w miejscowości Niezgoda. Na początku myślałem, że te ryby mają tam jakiś specjalny przysmak, ale informacja od pracownika rezerwatu wyprowadziła mnie z błędu. Krótka rozmowa z Panem na temat ciekawych miejsc w Dolinie Baryczy i jadę dalej według jego wskazówek. Zdjęcie nr 5 i 6 Kieruję się na Rudę Żmigrodzką. Wszędzie stawy i bagna, ślady buszowania dzikich zwierząt. Przepiękne widoki, kolory jesieni potęgują wrażenia z pobytu w tym miejscu. Prawie bezludne miejsce. Od czasu do czasu mijam auto, gdzieniegdzie spacerujący ludzie, cicho i spokojnie. Tylko ja przerywam tę ciszę swoją obecnością a raczej obecnością motocykla. Zdjęcie nr 4, 8, 10, 11 i 12 Dojeżdżam do miejsca, w którym w trakcie budowy jest obiekt restauracyjno-wypoczynkowy, ogrodzone miejsce, zakaz wstępu? Dlaczego? - myślę. Ku mojemu zdziwieniu przy ogrodzeniu pojawiają się jelenie chyba hodowlane, bo zupełnie ich nie obchodziłem, szukały pożywienia w trawie, grupa około pięciu rogaczy wryła mnie w ziemię. Jeszcze przez chwilę je obserwuję, cudowny widok. Aby nie przeszkadzać ruszam dalej. Zdjęcie nr 9 I tu rozpoczyna się moja „przygoda”. W miejscowości nieokreślonej, na skraju drogi asfaltowej z drogą gruntową spotykam motocyklistę na enduro. Pytam jak wygląda droga za nim (ostatnio trochę padało w tych okolicach), bo patrząc na tę drogę nieutwardzoną to emocji może być sporo. Chłopak z enduro opisał drogę jako „ok”. Kawałek ok 200 m dziurawy i błotnisty a dalej to nowo położona droga utwardzona kruszywem. Patrząc na mnie i motocykl, krótko i zwięźle określił: „przejedziesz” . No to jadę, rzeczywiście pierwsze 500 m (a nie jak mówił 200) było dość śliskie (i tu wyjaśnię, na motocyklu założone opony michelin anakee 3). Dojeżdżam do drogi utwardzonej kruszywem i jest super, można trochę szybciej. Widać, że ktoś się bardzo postarał żeby było prosto jak na stole. Przyznam, że niektóre odcinki asfaltowe w dolinie nie były tak zrobione jak ten z kruszywa. Jak to zwykle bywa wszystko co dobre szybko się kończy, tak i ta droga nawet nie wiem kiedy ale się skończyła. Mapa wskazuje żeby jechać w lewo drogą dalej, ale jej jakość znacząco się pogorszyła. Stoję na rozstaju dróg jechać dalej lub wrócić. Decyzja podjęta szybko, może za szybko. Na rozjeździe skręcam w lewo (w prawo znak ślepa ulica). Kawałek pod górkę, nie jest źle, dość sucho widać droga często używana, (choć po śladach widać, że raczej przez auta terenowe ). Przeprawa zaczęła się po około 1 km. Ciemny las, droga pełna kolein i bardzo, ale to bardzo śliskiego błota. GS brnie wraz ze mną do przodu. Nie wiem, jakim cudem, ale opony mimo braku jakiejkolwiek trakcji z powodu oblepienia błotem ciągną mnie do przodu. Jest coraz to gorzej, kałuże coraz głębsze, błoto coraz bardziej grząskie. Już wtedy byłem pewien, że kask integralny, turystyczny nie nadaje się do takich przygód. Mimo otwartej szyby wydawało mi się, że powietrza do kasku dostaje się zbyt mało. Zmęczony raczej pchaniem motocykla niż jego jazdą, ciągłą korektą i rzucaniem go na boki przystanąłem na wzniesieniu, gdzie było w miarę sucho żeby odpocząć. Byłem zmęczony. Duży motocykl, grząskie błoto i opony drogowe to nie to, co powinno tutaj być. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że jak to bywa w lesie robiło się coraz ciemniej i coraz mniej przyjemnie na nieznanym terenie. Mapa cały czas mówi jedź dalej tam jest meta . Niestety ona nie widzi, po jakim terenie jedzie i na jaki mnie prowadzi. Podobno do odważnych świat należy, a więc jadę dalej. Nie wiem ile już przejechałem km, może tylko metrów, droga naprawdę trudna, a przyszłość nie wygląda kolorowo. Motocykl tańczy za każdym razem jak odkręcam nawet bardzo delikatnie manetkę gazu. Koleiny głębokości 20, 30 cm błoto czarne jak noc, ale było w tym coś, co ciągnęło mnie do przodu. Zawsze chciałem przeżyć coś zupełnie innego, coś, co pobudzi zupełnie nowe partię mięśni, co wywoła inne emocje. Tymi ciekawymi emocjami był dojazd do dziury głębokości ok 1,5 m. Pełna wody. Wraz z dziurą pojawiło się światełko w tunelu. Dwóch ludzi na ciągniku z przyczepą. Krótka rozmowa, próba złapania oddechu ze zmęczenia i tak szybko jak światełko się pojawiło tak szybko zgasło. Panowie wytłumaczyli, że droga dalej jest dziesięć razy gorsza od tej, którą przejechałem, oni jadąc ciągnikiem mieli problemy a ja na jednośladzie nie przejadę za „Chiny Ludowe”. Obejrzałem się za siebie poprosiłem o pomoc w nawrocie motocykla na odpowiedni kurs. Ta sama męczarnia z powrotem tylko o tyle mniej ciekawie, że robiło się już prawie całkiem ciemno. Jak to mówią nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Wydostałem się z lasu. Ja cały, motocykl cały. Jedyne straty w wyglądzie. Buty z powodu błota nie wyglądały zbyt ciekawie. Motocykl jak się okazuje dzięki swojemu dużemu prześwitowi wyglądał na całkiem czysty. Tylko koła i błotniki dawały znać, że droga nie była asfaltowa . Zdjęcie 13, 14 i 15 Nagroda za dzień spędzony w Dolinie Baryczy była wspaniała. Podróż powrotna do domu przebiegała tą samą drogą, którą przyjechałem. Tylko mgła spowodowała, że trwała dwa razy dłużej. Z powodu listopadowego krótkiego dnia Dolinę Baryczy zwiedziłem tylko częściowo. Na pewno tu wrócę by znowu poszukać tego spokoju, o jaki ostatnio trudno.