I. Czas i miejsce.
Transkrypt
I. Czas i miejsce.
Wprowadzenie w praktykę Namiotu Spotkania. Wj 33, 7-20 Skąd NS? „Nie ma jakiejś recepty na to, żeby się nauczyć modlić. Jedyna recepta to jest próbować się modlić. Żadne podręczniki, żadne metody ignacjańskie czy sulpicjańskie, czy jakieś jeszcze inne nie nauczą nas modlić się. Nie łudźmy się, że to wystarczy wziąć podręcznik metodyczny, tam są różne piękne rzeczy napisane, bardzo mądre, ale nigdy w życiu to się nie zgadza. W życiu jest zawsze inaczej. Nie wiem, czy ktoś się nauczył modlić z podręcznika. W seminarium duchownym to przez pięć lat ojciec duchowny uczył mnie modlitwy tak zwanej myślnej, rozmyślania i przez pięć lat mi się ani razu nie udało rozmyślać według jego recepty. Każdy człowiek jest czymś niepowtarzalnym jako osoba. Każdy musi znaleźć własną drogę modlitwy, każdy ma swoje własne, niepowtarzalne problemy i dlatego nie ma innej drogi do tego, żeby się nauczyć modlić, jak zacząć się modlić. Próbować się modlić i wytrwale się modlić. Musimy po prostu stworzyć sobie, w swoim życiu osobistym, Namiot Spotkania.” Wyjaśnienie terminu NS? „Ten termin ma szczególne znaczenie w naszym Ruchu oazowym, w Ruchu ŚwiatłoŻycie. Można powiedzieć, że nie jest naprawdę członkiem Ruchu, nie zrozumiał istoty Ruchu ten, który nie przyswoił sobie w swoim życiu tej właśnie praktyki Namiotu Spotkania. W tej nazwie Namiot Spotkania jest już określona istota modlitwy. Mianowicie modlitwa to jest spotkanie. A spotkanie dokonuje się pomiędzy osobami. Tylko osoby mogą się spotkać. I spotkanie jest zawsze najpierw i przede wszystkim spotkaniem się dwóch osób. W spotkaniu uczestniczą dwie osoby, ja i ty. Spotkanie polega na tym, że ja staję w obliczu drugiej osoby przeżywając tę osobę jako „ty”, w stosunku do swojego „ja”. Istotą modlitwy jest spotkanie mojej osoby z Osobą Boga. Określenie Namiot Spotkania znaczy to samo co Namiot Modlitwy.” Znaczenie wezwania Ducha Świętego: „Ale ostatecznie Bóg sam musi nas nauczyć modlić się. Bo jak święty Paweł mówi: „My nie wiemy, co mamy mówić do Boga, ale Duch Boży, który jest w nas, który nam jest dany, On wie co nam jest potrzebne. On w nas modli się niewymownym wzdychaniem”, jak mówi święty Paweł. Dlatego tak bardzo ważne jest to, żebyśmy po zrobieniu znaku krzyża, poprosili w pierwszej kolejności Ducha Świętego o dar dobrej modlitwy, o to, by nas prowadził, byśmy wyszli z siebie i otworzyli się na działanie Pana Boga.” Ale my musimy znów spełnić pewne warunki, żeby ta modlitwa mogła zaistnieć. Rozważymy teraz po kolei słowa z księgi Wyjścia, które są naszym przewodnikiem po życiu modlitwy: I. Czas i miejsce. 7 Mojżesz zaś wziął namiot i rozbił go za obozem, i nazwał go Namiotem Spotkania. A ktokolwiek chciał się zwrócić do Pana, szedł do Namiotu Spotkania, który był poza obozem. 8 Ile zaś razy Mojżesz szedł do namiotu, cały lud stawał przy wejściu do swych namiotów i patrzał na Mojżesza, aż wszedł do namiotu. Miejsce „Bo jak wynika z całego kontekstu tego fragmentu właśnie Namiot Spotkania to był najpierw dosłownie Namiot. A więc miejsce, ale miejsce oddzielone, czy wydzielone. Powiedziane jest, że ten Namiot był poza obozem. Obóz w znaczeniu dosłownym, ale także przenośnym, to miejsce, gdzie rozgrywają się różne sprawy tego życia. Ludzie pracują, 1 przygotowują pokarm, załatwiają pomiędzy sobą różne sprawy. W obozie jest zwykle zgiełk, ruch. Żeby spotkać się z Bogiem to trzeba „wyjść z obozu” w sensie przenośnym albo w sensie dosłownym. Albo, raczej trzeba powiedzieć, w sensie i dosłownym i przenośnym. Trudno się modlić w zgiełku wielu spraw, w zagonieniu, w pośpiechu. Otóż pierwszy warunek modlitwy, prawdziwej modlitwy, to jest „wyjście z obozu i pójście do Namiotu Spotkania”, czyli do miejsca, gdzie możemy być sam na sam z Bogiem. Gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał.” Czas „Ale tu nie tylko chodzi o miejsce, chodzi także o czas. Jeżeli mówimy do członków naszego Ruchu: „stwórzcie sobie”, czy „zbudujcie sobie w swoim życiu Namiot Spotkania”, to znaczy, każdy musi znaleźć w swoim życiu, i to w każdym dniu, czas i miejsce, czas, który jest tylko do dyspozycji Boga. Czas, gdzie zostawia się wszystkie inne rzeczy jak gdyby na zewnątrz. Muszę mieć czas, czas który według ludzkiej oceny można by nazwać czasem straconym. „Tyle mam pracy”, „tyle mam obowiązków”, a jednak zostawiam wszystko i jestem w tym czasie, niech to będzie 10 minut, 15, pół godziny, ale to jest czas, w którym jestem wyłącznie do dyspozycji Boga. W tym czasie nie mogę przemyśliwać swoich pewnych spraw, które na mnie czekają, po których zaraz muszę wrócić. Trzeba zostawić w obozie te wszystkie sprawy. Wyjść poza obóz i wejść do Namiotu Spotkania. I to jest warunek. Bo jeżeli nie traktuję Boga poważnie... A nie traktuję Go poważnie, jeżeli nie mam dla Niego czasu. Każdy z nas kiedy załatwia pewne sprawy wobec ludzi wpływowych, od których jest zależny, no, to pierwsza rzecz: oczekuję na to, że ten człowiek, taki czy inny urzędnik, będzie miał dla mnie czas. Jeżeli ten człowiek załatwia mnie przez drzwi, przez sekretariat, albo tylko przez uchylone drzwi i od razu krzyczy: „Nie mam czasu!” , no, wiadomo, jak wtedy reagujemy, jak czujemy się wtedy jakoś dotknięci, poniżeni w swojej godności, zlekceważeni. Wielcy ludzie, takiej miary jak papież Jan Paweł II, mają zawsze czas dla człowieka. Jeszcze z czasu, kiedy ksiądz kardynał Wojtyła był w Krakowie, to nie przypominam sobie takiej sytuacji, żeby kiedykolwiek powiedział: „Nie mam czasu”. Nawet raz przypominam sobie, że miałem sprawę do załatwienia, kiedy ksiądz kardynał już był na lotnisku, żeby odlatywać do Rzymu, no, ale miał jeszcze wtedy czas, żeby rozmawiać. Aż przez megafony musieli wołać, że pasażer Karol Wojtyła się ma zgłosić już do odprawy celnej. Ale on miał czas, żeby porozmawiać, wysłuchać. Dlatego to jest nieunikniona konsekwencja, że się często spóźnia. No, ale właśnie dlatego się spóźnia, że ma czas dla człowieka. On nie może zostawić człowieka, z którym rozmawia dla tego człowieka, z którym dopiero później ma rozmawiać. Bo w tej chwili jest żywy człowiek, osoba. I ten właśnie głęboki szacunek dla osoby wymaga tego, żeby mieć czas. Otóż, jeżeli chodzi o modlitwę, to Pan Bóg ma zawsze czas dla nas. Pan Bóg nie powie nigdy: „Nie mam czasu, przyjdź się pomodlić później, albo jutro, teraz nie mam czasu”. Trudno sobie wyobrazić taką sytuację, żeby od strony Boga były takie postawione warunki. „Nie mam teraz czasu”. My wiemy, że Bóg ma zawsze czas dla nas. Ale to minimum, które my musimy zrobić ze swej strony, i bez tego minimum nigdy nie uda nam się żadna modlitwa. Jeżeli przyjdę na modlitwę z takim nastawienie, „no, muszę, bo taki obowiązek, jak najszybciej”, i ciągle mi towarzyszy ta świadomość „nie mam czasu”. Przecież tyle spraw czeka, muszę pędzić tu czy tam. Albo nie mam czasu w tym sensie, że nawet w czasie modlitwy nie myślę o Bogu, tylko myślę o tych sprawach, od których się przed chwilą oderwałem. „Nie mam czasu dla Pana Boga”. Mnóstwo jest ludzi, którzy dosłownie nie mają czasu i nigdy się nie modlą. Na pytanie: „dlaczego się nie modlisz?” no, to zwykle: „nie mam czasu”. Czy może być większe lekceważenie Boga ze strony człowieka, kiedy człowiek powie: „nie mam czasu”? „Nie mam czasu na rozmowę z Bogiem”. Bóg mi udziela audiencji. Jest gotowy w każdej chwili. „Nie mam czasu!” I właśnie to jest pierwsza sprawa w szkole modlitwy. Od tego musimy zacząć. Ja muszę znaleźć codziennie chwilę czasu dla Boga. Ale właśnie tak rzecz naprawdę, musi to być czas poświęcony Bogu. Czas, w którym jestem do dyspozycji Boga. Gdy ktoś z nas pójdzie na rozmowę właśnie z jakąś osobistością, no, to nie będzie w czasie rozmowy załatwiał innych spraw. Czy, powiedzmy, naprawiał swój zegarek, czy tam łańcuszek mu się urwał i niby rozmawia, a cały czas jest zajęty czym innym. Nie do pomyślenia. Ale, w stosunku do Boga, niestety, no, tak bardzo często bywa. I to jest zadanie. To zależy od nas. To wymaga wysiłku woli. Tego nikt za nas nie zrobi. I jeżeli mówimy, że każdy z nas musi sobie wybudować 2 takie Namiot Spotkania, to znaczy, że musi w ciągu dnia sobie taką chwilę przygotować, przewidzieć, że wtedy mam czas dla Boga. I wtedy zostawiam wszystko i idę właśnie tam, gdzie Bóg na mnie czeka. On jest wprawdzie wszędzie obecny, ale wiemy, że także szczególnie obecny jest w sakramencie Eucharystii. Więc najlepiej ten Namiot Spotkania odprawiać przed Tabernakulum. Tabernakulum to słowo łacińskie znaczy w przekładzie namiot, to jest właśnie ten Namiot Spotkania dla nas. Ale jeżeli nie ma takich warunków, to gdziekolwiek. Ale żebym był sam. Ale żeby mi nikt nie przeszkadzał. Żeby mnie nikt nie znalazł w tym momencie. Nie zawsze to jest możliwe, ale musimy podjąć ten wysiłek jakiegoś zorganizowania sobie czasu i swoich właśnie zajęć, żeby było miejsce na rozbicie tego Namiotu Spotkania w ciągu dnia.” „Mieć czas dla Boga stanąć przed Nim. Być do Jego dyspozycji. To jest pierwszy warunek. Jeżeli to zrobimy, to już jest wiele. Jeżeli naprawdę zdobędę się na ofiarę czasu, który wydaje się nam tak cenny. I to jest niemożliwe, jak jeszcze znaleźć 40 minut aż na modlitwę z 24 godzin, które ma każdy dzień. Na spotkanie osobowe z Bogiem trudno nam znaleźć tych 10 minut. Czym jest wtedy dla nas Bóg? Jaka wartość Jego Osoby skoro nie możemy się zdobyć na to, żeby się Nim na tych 10 minut w ciągu 24 godzin doby zainteresować.” Bóg nie potrzebuje niczego od nas, on pragnie nas. II. Słup obłoku 9 Ile zaś razy Mojżesz wszedł do namiotu, zstępował słup obłoku i stawał u wejścia do namiotu, i wtedy [Pan] rozmawiał z Mojżeszem. 10 Cały lud widział, że słup obłoku stawał u wejścia do namiotu. Cały lud stawał i każdy oddawał pokłon u wejścia do swego namiotu. „Słup obłoku jest w Piśmie świętym zawsze znakiem obecności Boga. Bóg jest w szczególny sposób obecny w tym miejscu, w tym momencie. I to było zaznaczane wiele razy w Piśmie świętym przez obłok. Obecność Boga. Otóż modlitwa, istotą modlitwy, albo też można powiedzieć, może jeszcze nie istotą samego aktu modlitwy, ale jakimś uwarunkowaniem, bez którego nie ma modlitwy, to jest przeżycie obecności Boga. W podręcznikach życia wewnętrznego, które mówią o modlitwie, o różnych metodach tak zwanego rozmyślania, czy modlitwie myślnej, to bardzo często spotykamy się z tym, że modlitwa się ma rozpocząć od postawienia siebie w obecności Boga. Muszę sobie najpierw uświadomić, że Bóg jest obecny. W tej chwili jest obecny dla mnie. Bo jeżeli nie uświadomię sobie tej obecności Boga, to będę rozmawiał sam ze sobą, a nie z Bogiem. I bardzo często modlitwa jest rozmawianiem ze sobą. Bardzo często się przyłapujemy na tym, że niby się modlę, ale moja myśl wcale nie wychodzi z mojego wnętrza, tylko ciągle krążę i tak koło siebie, koło swoich spraw. Nazywamy to roztargnieniami na modlitwie. Nie potrafimy jakoś przebić tej bariery, tej granicy tego zamknięcia się w swoim własnym ja. Ale modlitwa musi być tym przekroczeniem tego więzienia, tej granicy własnego ja. Czyli musi być tym postawieniem siebie w obecności Boga. Jak się to może dokonać? To się może dokonać tylko przez wiarę. !!! Bo wiara jest w nas jakąś taką władzą, władzą poznawczą, dzięki której ja wychodzę z siebie, żeby stanąć w obliczu tej rzeczywistości, którą jest Bóg. I dlatego modlitwa jest zawsze ćwiczeniem wiary. Jeżeli modlitwa nie jest ćwiczeniem wiary, albo nie jest aktem wiary, no, to wtedy właściwie nie ma modlitwy. Wtedy może być klepanie, jak to mówimy, pacierzy, recytowanie pewnych formuł, spełnianie pewnych czynności z przyzwyczajenia, z poczucia obowiązku, czy w oparciu o jakieś przekonanie, że to ma jakieś znaczenie magiczne. To nie jest modlitwa. Modlitwa bazuje na wierze. Ona jest ćwiczeniem wiary, albo też aktem wiary. Albo jeszcze inaczej można powiedzieć, że wiara w nas przechodzi z możności do aktu wtedy, kiedy się modlimy. Bo tak, to wiara w nas jest pewną możnością. Pewną zdolnością. Ale nie robię z tego użytku. Dopiero wtedy, kiedy się modlę. Właśnie to jest modlitwa. Albo też możemy modlitwę porównać do funkcji oddychania. Oddech wiary to jest modlitwa. Otóż ten szczegół w tym opisie biblijnym na to wskazuje. Właśnie ten znak obłoku, słup obłoku. Symbol obecności Boga. I na to musimy 3 zwrócić uwagę, żeby rozpocząć modlitwę od tego aktu postawienia się w obecności Boga. Bóg szczególnie nam to ułatwia właśnie przez ten szczególny rodzaj swojej obecności jaką jest obecność w sakramencie Eucharystii. Hostia przemieniona, chleb przemieniony w Ciało Chrystusa, to jest szczególny rodzaj obecności Chrystusa - Zbawiciela wśród nas. To nie jest ta sama obecność Boga, która się dokonuje na zasadzie wszechobecności Boga. Bóg jest wszędzie obecny. Ale w Eucharystii jest obecny Bóg Wcielony. Bóg - Człowiek, Ten który dokonał dzieła odkupienia, który umarł i zmartwychwstał. I tutaj przeżywamy obecność Drugiej Osoby Bożej, Jezusa Chrystusa, Boga, który stał się dla nas człowiekiem. I kiedy stajemy w obliczu Najświętszego Sakramentu, czy w Tabernakulum w czasie prywatnej adoracji, czy jak będzie to za chwilę, kiedy jest wystawienie Najświętszego Sakramentu. Właściwie wystarczyłoby to jedno, żeby wypełnić cały ten czas tak zwanej adoracji, żeby sobie uświadamiać obecność Boga w Chrystusie. To jest temat do rozważań, które mogą trwać w czasie nieograniczonym. Bo to jest rzecz sama w sobie tak niezwykła, że nigdy nie będziemy zdolni w pełni wyczerpać tej treści i znaczenia tej treści dla nas. Ale jeszcze trzeba rozważać tę obecność w ten szczególny sposób, że obecność Chrystusa jest obecnością dla mnie. To jest proegzystencja. Chrystus istnieje dla mnie. Dla mnie osobiście On tu jest. Po to, żeby mi dać Siebie. I starać się w to wniknąć. To sobie uświadomić. To zrozumieć. To jest istota modlitwy. Znany przykład, często powtarzany, kiedy się mówi o modlitwy. Przykład z życia świętego Jana Marii Vianney, proboszcza z Ars, który kiedyś w kościele zobaczył jakiegoś wieśniaka, prostego człowieka, który długo klęczał i modlił się. No, i później podszedł do niego i się go pyta: „Co robisz?” „Modlę się”. „Co to znaczy?” i odpowiedź tego prostego wieśniaka była taka: „On patrzy na mnie, a ja patrzę na Niego”. Niesłychanie głębokie określenie istoty modlitwy. On, Jezus, patrzy na mnie. Tak jak właśnie tu jest powiedziane, w dalszym ciągu, w tym tekście, „Znam cię po imieniu”. Bóg mnie zna. On mnie widzi. On na mnie patrzy. A ja próbuję patrzeć na Niego. Czyli przeżywać Jego obecność dla mnie.” III. Rozmowa twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem. 11 A Pan rozmawiał z Mojżeszem twarzą w twarz, jak się rozmawia z przyjacielem. Potem wracał Mojżesz do obozu, sługa zaś jego, Jozue, syn Nuna, młodzieniec, nie oddalał się z wnętrza namiotu. 12 Mojżesz rzekł znów do Pana: «Oto kazałeś mi wyprowadzić ten lud, a nie pouczyłeś mię, kogo poślesz ze mną, a jednak powiedziałeś do mnie: "Znam cię po imieniu i jestem ci łaskawy". „Modlitwa polega na tym, żeby rozmawiać z Bogiem twarzą w twarz, jak rozmawia przyjaciel z przyjacielem. Modlitwa jest rozmową pomiędzy osobami i to rozmową przyjacielską, rozmową w atmosferze przyjaźni. I to jest niesłychanie ważne. Modlitwa nie jest wypełnieniem obowiązku wobec Boga, który jest groźny, który może nas ukarać, jeśli zaniedbamy modlitwę. Wielu ludzi traktuje modlitwę właśnie w taki właściwie zabobonny sposób. Jeżeli nie odmówię takiej czy innej modlitwy, to spotka mnie nieszczęście. Bóg będzie na mnie zagniewany. I odmawianie pacierzy, pewnych formuł, jest często takim jakgdyby zabezpieczeniem się przed Bogiem, który jest dla nas Kimś Nieznanym, Kimś, którego trzeba się obawiać. Wielu ludzi się dręczy z tego powodu, że nie odmówili takiej czy innej modlitwy, takiego czy innego pacierza. No, i to jest pewna udręka, pewna męka. Otóż to nie jest modlitwa. Modlitwa jest rozmową z Bogiem, który jest przyjacielem, który mnie miłuje. I musi to być modlitwa w atmosferze zaufania, przyjaźni. Punktem wyjścia takiej modlitwy musi być znowu uświadomienie sobie tego i uznanie tego i przyjęcie tego w wierze, gdzie Bóg mówi do Mojżesza: "Znam cię po imieniu i jestem ci łaskawy". "Jestem ci łaskawy i znam cię po imieniu" jeszcze po raz drugi jest powiedziane poniżej: "Znam cię po imieniu i jestem ci łaskawy". Te słowa określają postawę można by powiedzieć, czy stanowisko Boga względem nas. Jeżeli chcemy się modlić zaczynając modlitwę, musimy właśnie najpierw sobie to uświadomić i to jest sprawa wiary, akt wiary, że Bóg jest mi łaskawy. I Bóg zna mnie po imieniu. Nie jestem dla Boga jakimś tylko numerem w wielkiej masie ludzi. Bóg zna mnie po imieniu. Bóg odnosi się 4 do mnie w sposób osobowy, bezpośredni. Bóg jest dla mnie obecny. Bóg o mnie myśli, Bóg ma względem mnie swojej zamiary. I właśnie dlatego między innymi nie wystarczy modlitwa wspólna, społeczna, zbiorowa, liturgiczna czy inna. Wśród współczesnych ruchów młodzieżowych, czy ruchów odnowy spotykamy się z wielu formami wspólnej, spontanicznej modlitwy. Młodzież lubi się modlić, modli się wiele, ale kiedy ojciec Piotr Roztworowski, przeor Kamedułów rozmawiał ze mną na ten temat i mówił, że to go niepokoi, że ta młodzież doskonale się modli kiedy są razem. Spontanicznie przeplata modlitwy piosenkami, wyraża wobec Boga dziękczynienie, uwielbienie, itd. Ale właśnie to, co ojca Piotra niepokoi, to jakaś nieporadność tej samej młodzieży, kiedy się znajdzie sam na sam z Bogiem. Niezdolność do modlitwy właśnie osobistej, modlitwy w ciszy, w odosobnieniu, w samotności. I to jest pewien brak, pewna jednostronność. Modlitwa spontaniczna ma wielką wartość. Duch Święty uczy nas dzisiaj takich form modlitwy. Ale nie można nigdy zapomnieć, że istotą modlitwy i właściwym źródłem jest zawsze to sam na sam z Bogiem. Nieraz się ludzie wyżywają w tej wspólnej modlitwie. Kiedy odprawiamy wspólne modlitwy w jakichś grupach oazowych, charyzmatycznych, to nawet spotykamy zawsze takich ludzi, którzy mają taką swoistą namiętność modlitwy. I jak jest modlitwa, to dwóch, trzech ludzi ciągle będą się odzywali jako pierwsi. I raz i drugi i trzeci. Innych nie dopuszczają w ogóle do głosu, bo dla nich taka modlitwa spontaniczna to jest właśnie jakaś taka namiętność, w której się jakoś wyżywają. I to nie zawsze jest sprawdzian, że to jest naprawdę jakaś głęboka, przez Ducha Świętego natchniona, spontaniczna modlitwa. Kto nie potrafi modlić się sam na sam wobec Boga, rozmawiać z Nim jak przyjaciel z przyjacielem, ten naprawdę nie rozumie jeszcze istoty modlitwy. Modlitwa, ta społeczna, wspólna, domaga się jakoś swojego źródła, z którego pochodzi cała głębia i autentyzm modlitwy. Domaga się właśnie tej modlitwy osobistej, bezpośredniej, tego właśnie, co nazywamy Namiotem Spotkania. "Znam ciebie po imieniu". To przekonanie, że Bóg mnie widzi, mnie zna, o mnie myśli, o mnie się troszczy, do mnie jest skierowany jako do osoby, jak gdyby nikogo nie było poza mną. Bóg traktuje każdego człowieka jako osobę, w sposób indywidualny. Jest tak do dyspozycji tego człowieka, jak gdyby tylko on istniał w obliczu Boga. I w tym się wyraża nasza niesłychana godność, że Bóg o każdym z nas myśli, że zna każdego nas po imieniu, i jest dla nas łaskawy. Bóg żywi wobec nas zamiary pełne dobroci, miłości. On myśli o naszym zbawieniu, o naszym szczęściu, o naszym życiu, dlatego możemy do Niego przystąpić zawsze z niezachwianą ufnością. Bo idziemy do Kogoś, kto zawsze jest naszym przyjacielem, zawsze myśli o nas dobrze, zawsze chce naszego dobra. Obejmuje nas miłością i to nawet, a nawet może tym bardziej im bardziej potrzebujemy tej miłości, czyli im bardziej jesteśmy nędzni, słabi, grzeszni, niedoskonali, im więcej mamy trudności, problemów, tym bardziej możemy ufać Bogu, który jest nam łaskawy, który zna mnie po imieniu. I dlatego ta modlitwa, zwłaszcza w okresach początkowych, bardzo często będzie polegała tylko na tym, że ja idę do Boga, który zna mnie po imieniu, który jest mi łaskawy, aby mu pokazać siebie, swoje problemy, swoje trudności, swoje słabości, swoje upadki, swoje pokusy, doświadczenia, wszystko właśnie Jemu ukazuję, Jemu oddaję. Modlitwa jest zawsze najpierw uświadomieniem sobie tego, co Bóg o mnie myśli. !!! Punktem wyjścia modlitwy jest zawsze Bóg, a nie "ja" jest punktem wyjścia. I to jest także ogromnie ważne i doniosłe, żeby o tym pamiętać. W modlitwie nie mam analizować swoich wewnętrznych problemów, nie mam się zagłębiać w siebie i potem krążyć tylko wokół własnego "ja", analizować swoje różne wewnętrzne stany, nastroje. Nieraz dla wielu ludzi modlitwa jest takim właśnie męczeniem się nad sobą, jakąś próbą, żeby rozszyfrować, przeanalizować, co się we mnie dzieje: jakie są we mnie myśli, jakie usposobienie. Im bardziej się zagłębiam, tym bardziej jestem zagmatwany i tym bardziej nawiedzają mnie potem jakieś myśli, zwątpienia, rozpacze prawie, nie umiem sobie ze sobą poradzić. I znów taka samoudręka, taka jakaś wiwisekcja, jakaś psychoanaliza swoich własnych stanów, przeżyć, uczuć. To nie jest istotą modlitwy. To nawet unicestwia często modlitwę, przeszkadza modlitwie. 5 Natomiast modlitwa jest przede wszystkim przyjęciem w wierze myśli Bożych wobec mnie. I dlatego też wielką pomocą dla modlitwy i jakimś sposobem nawiązania tej rozmowy z Bogiem jest właśnie Pismo święte, słowo Boże. Jeżeli modlitwa jest dialogiem, to w tym dialogu zawsze Bóg ma pierwsze słowo. A ja zawsze mogę tylko dawać odpowiedź. Nigdy wobec Boga nie mogę wypowiedzieć pierwszego słowa. Bo jeżeli sam wypowiem pierwsze słowo, to słowo to będzie zawsze skażone moim egoizmem, egocentryzmem i wtedy nie dojdzie do modlitwy. Żeby się modlić, to ja muszę wyjść z siebie, odejść od siebie, zapomnieć o sobie po to, żeby spojrzeć na Boga, żeby spojrzeć na tego, który właśnie zna mnie po imieniu i jest mi łaskawy. I wtedy jest zupełnie inna sytuacja. Dopiero potem, jak już wiem, kim jest dla mnie Bóg, wprowadzam świadomość moją przez wiarę. Obecność Boga, i właśnie obecność ta jest obecnością przyjaciela, który mnie miłuje. Wtedy mogę powiedzieć Jemu o swoich potrzebach, troskach, ale wtedy nie ma już jakiegoś napięcia, jakiegoś takiego tragicznego zmagania się ze sobą. Wtedy jestem spokojny, ufny i właśnie ta ufność jest pierwszym warunkiem modlitwy. Jeżeli nie ufam Bogu, to nie mogę się modlić, bo to znaczy, że nie wierzę w to, co On mówi: "Znam cię po imieniu jestem ci łaskawy". Jeżeli w to wątpią, to wtedy zrywa się mój kontakt z Bogiem, wtedy tracę właśnie tę postawę ufności, która jest pierwszą odpowiedzią. Jeżeli uwierzę w to, że Bóg mnie miłuje, to pierwsza odpowiedź to zawierzyć, zaufać, oddać się w Jego ręce. Wtedy właśnie mogę wyjść z siebie, z tego wewnętrznego zagmatwania, z tego właśnie jakiegoś analizowania swoich stanów psychicznych, przeżyć. To może prowadzić do różnych skrupułów, do różnych napięć psychicznych, a nawet do pewnych schorzeń psychicznych. A właśnie modlitwa ma nas z tego wszystkiego wyleczyć. Ona ma nas z tego wszystkiego wydobyć. I dlatego zapamiętajmy sobie to, że ile razy przychodzimy do Namiotu Spotkania stajemy w obecności Boga. Ale nie w obecności Boga takiej jakiejś ogólnej, że Bóg wszystko wie, wszystko może, ale muszę stanąć w obliczu Boga, który jest moim przyjacielem, który w każdym zawsze wypadku chce mego dobra. Który nigdy nie chce jakiegoś zła dla mnie. Który nigdy nie jest na mnie zagniewany w tym sensie. no. że muszę się Go bać i lękać. Jeżeli już do Niego przychodzę, to już spotykam zawsze Boga miłosiernego, Boga, właśnie, który jest mi łaskawy. Bóg jest łaskawy, to znaczy On mnie miłuje, On chce mi udzielać łaski, pokazać swoją łaskawość. Bóg mówi Kim On jest dla nas Jaki jest Jego stosunek do nas. I to musimy uczynić punktem wyjścia w każdym wypadku. "Znam cię po imieniu i jestem ci łaskawy". Dlatego mogę rozmawiać na modlitwie z Bogiem jak przyjaciel rozmawia z przyjacielem. Jeżeli do tego dojdę, to już zrobię ogromny krok naprzód w moim życiu modlitwy i właściwie, jeżeli będę o tym pamiętał, to znaczy że zawsze będę się umiał modlić. Moja modlitwa będzie zawsze właściwą, dobrą modlitwą. Jakikolwiek nie byłby nasz stan wewnętrzny, jakiekolwiek nie byłyby nasze problemy, trudności. I że zdobędę się na to, żeby uwierzyć w Boga, który jest mi łaskawy, który mnie zna, mnie miłuje. Jeżeli odpowiem z zawierzeniem, z zaufaniem, to zawsze się będę dobrze modlił.” IV. Treść modlitwy. 13 Jeśli darzysz mnie życzliwością, daj mi poznać Twoje zamiary, abym poznał żeś mi łaskawy. Zważ także, że ten naród jest Twoim ludem».14 [Pan] powiedział: «Jeśli Ja osobiście pójdę, czy to cię zadowoli?»1 15 Mojżesz rzekł wtedy: «Jeśli nie pójdziesz sam, to raczej zakaż nam wyruszać stąd. 16 Po czym poznam, ja i lud mój, że darzysz nas łaskawością, jeśli nie po tym, że pójdziesz z nami, gdyż przez to będziemy wyróżnieni ja i Twój lud spośród wszystkich narodów, które są na ziemi?» 17 Pan odpowiedział Mojżeszowi: «Uczynię to, o co prosisz, ponieważ jestem ci łaskawy, a znam cię po imieniu». „Z czym my mamy przyjść do Boga? Co powinno być treścią naszej modlitwy? Przychodzimy do Boga jako ubodzy, jako potrzebujący. Przychodzimy w poczuciu swojej 6 niewystarczalności. Przychodzimy ze swoimi problemami, kłopotami. Z natury rzeczy modlitwa stworzenia i to jeszcze stworzenia grzesznego, jakim my jesteśmy w obliczu Boga musi przybrać formę modlitwy błagalnej. Musimy uznać swoją zależność od Boga i musimy Bogu przedstawić swoje potrzeby, swoje prośby. Ale o co mamy przede wszystkim Boga prosić? Co ma być treścią naszej błagalnej modlitwy. i znów ten tekst nas poucza. Przypatrzmy się jak modlił się Mojżesz. Co było treścią jego modlitwy? Skoro Bóg przemówił do Mojżesza: « Znam cię po imieniu i znalazłeś łaskę we moich oczach» (Wj 33, 12b) - to Mojżesz powołując się na to, a więc powołując się na miłość Boga przedkłada Mu ufnie swoje prośby. Ale ta prośba streszcza się właściwie w jednej prośbie: «Jeśli znalazłem łaskę w Twoich oczach, daj mi poznać Twe zamiary, abym poznał, żem znalazł łaskę w Twoich oczach.» (Wj 33,13) O co więc prosi Mojżesz Boga? «Daj mi poznać Twoje zamiary». (Wj 33,13) To jest łaska, jakiej oczekuje Mojżesz od Boga, to jest to, czego pragnie. A więc nie prosi Mojżesz o jakieś swoje sprawy. Nie chce czegoś mieć dla siebie. Nie mówi o tym, że potrzeba mu zdrowia, czy potrzeba mu majątku, czy trzeba rozwiązania jakiegoś kłopotu. On modli się: «Daj mi poznać Twoje zamiary.» (Wj 33,13) i to jest sprawa niesłychanie ważna, żeby się dobrze modlić musimy to zrozumieć, że treścią naszej modlitwy są plany Boże wobec mnie. I tak nas uczy modlić się także Pan Jezus. Kiedy uczył swoich uczniów modlitwy powiedział: «Wy tak się modlić będziecie: Ojcze nasz, któryś jest w niebie święć się imię Twoje, przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja jako w niebie, tak i na ziemi.» (Mt 6,8b-10) Pan Jezus też każe nam się tak modlić i na pierwszym miejscu postawić sprawy Boże, a nie nasze. «Przyjdź królestwo Twoje, bądź wola Twoja» (Mt 6,10) Większość ludzi, którzy nie znają głębszej modlitwy, większość ludzi modli się przede wszystkim o to, żeby Bóg spełnił ich wolę. Większość ludzi modli się nie tak: «bądź wola Twoja», tylko «bądź wola moja»; «Panie Boże, chcę to, albo tamto osiągnąć, potrzebuję, żeby się to stało; spraw, aby się to spełniło» Właściwie my odwracamy cały porządek modlitwy i modlimy się: «bądź wola moja» i dla wielu ludzi modlitwa to jest takie usiłowanie, aby nakłonić Boga do tego, żeby On spełnił moją wolę. Nieraz cała modlitwa jest jakimś takim zmaganiem się na siłę: «Panie Boże, musi się tak stać, ja muszę zdać egzamin, czy muszę osiągnąć takie, czy inne stanowisko, muszę odzyskać zdrowie. A więc jakiś wysiłek, jakaś próba z naszej strony, żeby Boga nagiąć do naszych planów, do naszych zamiarów, do naszej woli. i większość ludzi uważa, że to jest w porządku, że po to jest modlitwa. «Jak trwoga, to do Boga.» Pan Bóg jest takim niebieskim pogotowiem ratunkowym. Jak już nikt mi nie może pomóc, no to może Pan Bóg pomoże? Ale o to chodzi, że Pan Bóg ma pomóc do tego, żebym ja mógł osiągnąć swoje zamiary, spełnić swoje plany, zdobyć to, co ja uważam za potrzebne, za konieczne. A jeżeli Pan Bóg nie spełnia naszej prośby, no to wtedy się obrażamy na Pana Boga, gniewamy się na Niego, przestajemy się modlić. Mówi się często o takich przejawach dość prymitywnej modlitwy ludu włoskiego, oni są bardzo tacy impulsywni, wybuchowi, emocjonalni, no i często modlitwa się zamienia w pogróżki wobec świętego Antoniego, czy Matki Bożej, no jeżeli się nie spełni ich życzenia. Jeden z księży mi opowiadał, że był w Neapolu wtedy, kiedy miał się dokonać cud świętego Januarego; polega na tym, że w pewnym dniu w roku krew tego męczennika przechowywana w szklanym naczyniu staje się płynna, jak gdyby świeża, chociaż jest zakrzepła normalnie, a poza tym ludzie wierzą, takie są przekonania, że jeżeli się ten cud nie stanie w jakimś roku, bo nie zawsze się ten cud zdarza, no to wtedy jakieś nieszczęście spadnie na miasto, będzie wy-buch wulkanu Wezuwiusza, czy trzęsienie ziemi no i dlatego ludzie się modlą bardzo intensywnie, żeby się ten cud stał. No i właśnie opowiada mi ten ksiądz, który był świadkiem, że jak po jakimś czasie modlitwa niewysłuchana, to się ludzie zaczynają wyzywać na tego świętego, używają nawet słów bardzo ordynarnych «ty świnio - mówią - dlaczego nie ma tego cudu, musi się stać» - i krzyczą, wołają. No więc to jest taki już przykład dość skrajny, ale zdarza się to. Albo że potrafią zniszczyć, czy pociąć nożami jakiś obraz Matki Bożej, czy figurkę potłuc jeżeli święty, czy Matka Boża nie wysłuchuje ich próśb, ich modlitwy. To jest zupełnie fałszywe pojęcie modlitwy, może tak daleko się nie posuwamy, ale coś z tego jest często w naszej modlitwie, że koniecznie, na siłę chcemy Pana Boga przekonać, że musi zrobić to, co według mnie w tej chwili jest mi do szczęścia potrzebne, bo ja oczywiście wiem lepiej niż Pan Bóg. No i Pan Bóg jest od tego, żeby służyć moim planom i żeby wypełnić moje życzenia. 7 A tymczasem punktem wyjścia modlitwy musi być przekonanie, że Bóg, który jest wszystkowiedzący, który jest najmędrszy i Bóg, który żywi wobec mnie zamiary pełne miłosierdzia; Ten Bóg, który właśnie mówi, tak powiedział do Mojżesza: «Znam cię po imieniu, znalazłeś łaskę w moich oczach» (Wj 33,12b), ten Bóg musi lepiej wiedzieć, co mi jest potrzebne do szczęścia. Ja przecież nie znam przyszłości, nie wiem, czy mi wyjdzie to na dobre, czy na zło. Nie mogę przeniknąć mojej przyszłości. Otóż, jeżeli nie wierzę w to, że Bóg jest mędrszy ode mnie, że wie lepiej, że mnie bardziej miłuje, niż ja sam siebie miłuję, że On mi lepiej życzy niż ja sam sobie życzę, bo ja sobie często, często życzę źle. Ja jestem podobny często do tego małego dziecka, które się na siłę upiera, że musi dostać zapałki, albo musi dostać nożyczki czy nóż, no i płacze i tupie nogami aż mu mama nie da. No ale mama, jak miłuje swoje dziecko to właśnie nie da, obojętnie czy to dziecko płacze, czy się rzuca na ziemię ze złości, jak często dzieci potrafią to robić, żeby wymusić, to mówi: «nie dostaniesz», bo mamusia wie, że co to dziecko z tego może zrobić, że to przecież będzie na szkodę, na zgubę. Nie można ulegać kaprysom dziecka i dać mu to, czego chce. Bóg jest nieskończenie lepszym, doskonalszym wychowawcą niż najlepsza ziemska matka, czy ojciec i od tego się musi zacząć modlitwa. i dlatego najważniejszy przedmiot modlitwy, największa troska nasza: «Boże, daj mi poznać Twoje zamiary» (Wj 33,13), bo jak będę wiedział czego Ty chcesz ode mnie, to będę wiedział też, co jest dla mnie najlepsze. ile razy znajdujemy się w rozterce, ile razy się męczymy, co tu zrobić, jaką powziąć decyzję, tyle jest przed nami możliwości, można tak wybrać, tak wybrać; wracać do Polski, nie wracać do Polski; prosić o azyl, nie prosić; wyjeżdżać do Ameryki, a może do Kanady, no ważne decyzje. i rzecz właśnie najtrudniejsza leży w tym, że tych możliwości jest zawsze sporo i nie wiadomo, która lepsza, na co się zdecydować? i nieraz ciemność przed nami, nie wiemy w ogóle co zrobić? i wtedy właśnie powinniśmy zacząć się modlić, właśnie tak się modlić: «Daj mi poznać Twoje zamiary (Wj 33,13), wiem, że od wieków moje życie jest zaplanowane, Ty masz dla mego życia plan, wspaniały plan płynący z miłości i daj mi poznać teraz, w tym momencie jak wybrać, jaką podjąć decyzję?» Otóż, modlitwa o poznanie woli Bożej. Często Bóg odpowiada w niezwykły sposób na taką prośbę, na taką modlitwę. Mnóstwo dzisiaj znamy przykładów, zwłaszcza z tych środowisk Odnowy charyzmatycznej, gdzie ludzie żyją bardziej słowem Bożym, że ci ludzie bardzo często, kiedy chcą poznać wolę Bożą, co mają począć, to biorą Pismo święte i otwierają gdziekolwiek i pierwsze słowo, które jest w tym Piśmie świętym od razu daje im odpowiedź, od razu wiedzą: Bóg do mnie przemówił, On mi dał odpowiedź, taka jest Jego wola i wtedy jakiś pokój powstaje w sercu tego człowieka. W bardzo wielu wspólnotach chrześcijańskich się tak praktykuje. i to nie jest jakaś zabobon, to nie jakieś takie liczenie na przypadek, ale Bóg rzeczywiście przemawia. Opowiadali mi jak byłem w Stanach Zjednoczonych nasi przyjaciele właśnie, którzy tu byli kilka dni temu, z tego ruchu właśnie ewangelizacyjnego, no że kiedyś była potrzeba, że musieli gdzieś kupić dom na potrzeby ewangelizacji, no modlili się, chodziło o sumę dziesięć tysięcy dolarów i to było pilnie potrzebne, bo trzeba było umowę podpisać teraz, albo sprawa przepadła, a więc modlą się i w końcu otwierają Pismo święte, gdzieś w Starym Testamencie, i tam jest mowa o tym, że Bóg do jakiegoś tam człowieka, nie pamiętam dokładnie, mówi do niego: «Sprzedaj twoje woły» (por Wj 21,35). No więc, co to ma wspólnego z naszą modlitwą, z naszą prośbą? Ale Bóg kazał komuś, że ma woły sprzedać. No ale wnet się sprawa wyjaśniła, bo kilka godzin później telefon, jakiś farmer gdzieś tam skądś dzwonił, mówi: «hallo - mówi - słyszałem, że wam potrzebne są pieniądze, ja dzisiaj sprzedałem woły, mam dużo pieniędzy, mogę wam posłać dziesięć tysięcy dolarów.» No fakt autentyczny, no i takie rzeczy się zdarzają. A więc, to zawierzenie Bogu, zdanie się na Niego, na Jego mądrość, na Jego miłość, «Boże, daj mi poznać Twoje zamiary.» Ale z tym się musi łączyć gotowość. Jeżeli poznam, to jestem gotowy spełnić Twoją wolę, a więc bądź wola Twoja, a nie wola moja. Muszę nieraz odejść od swoich planów, zamiarów, przełamać się, powiedzieć « nie, to jest lepsze, tego chce Bóg». Gotowość poddania się Jego kierownictwu, Jego woli. I właśnie musimy odwrócić zupełnie tą sytuację naszą wobec Boga jeżeli się modlimy, jeżeli chodzi o modlitwę błagalną nie o to, żeby Bóg spełnił moją wolę, ale ja chcę spełnić wolę Boga, nie nagiąć Boga do moich zamiarów, ale siebie trzeba nagiąć do woli Bożej, siebie trzeba przemienić, 8 siebie przestawić i to jest dobra modlitwa i to jest istota modlitwy błagalnej.” Cytaty: ks. Franciszek Blachnicki 9