Praca pt.:. „Wróg a jednak przyjaciel”, dotycz ca miejscowoś ci
Transkrypt
Praca pt.:. „Wróg a jednak przyjaciel”, dotycz ca miejscowoś ci
Praca pt.:. „Wróg a jednak przyjaciel”, dotycz ca miejscowo ci BORKOWIZNA, została wyró niona w VI edycji (2001/2002) konkursu O rodka KARTA i Fundacji im. Stefana Batorego, po wieconego historii bliskiej „Obcy w ród swoich. Do wiadczenie XX wieku.” ą ś Ŝ ś ś ś ś Autorki pracy: Kinga Sagan, Monika Fludra i Marta Sawecka. Opiekunka: Anna Kuras. WST P Ę Jeste my uczennicami II klasy Publicznego Gimnazjum w Bystrzycy Starej, niewielkiej miejscowo ci poło onej w województwie lubelskim. Mieszkamy na wsi, dlatego miały my utrudniony dost p do niektórych ródeł informacji. W miejscowo ci, w której mieszkamy - Borkowi nie pozostały do dzi lady po zamieszkuj cych j kiedy Niemcach. S to dawny ko ciół osadników niemieckich (obecnie Wiejski Dom Kultury) oraz szcz tki cmentarza. Na pewno ka dego zastanawia fakt, dlaczego zdecydowały my si wzi udział w tym konkursie. Na pocz tku skłonił nas do tego fakt, e mo emy otrzyma za to dobre oceny z historii. Potem jednak stało si dla nas mało wa ne, poniewa zrozumiały my, o wiele wa niejsze jest dla nas to, aby pozna kultur i tradycje innych narodowo ci, które niegdy zamieszkiwały nasze okolice. Chciały my si dowiedzie czy było im tu dobrze, jak układały si im stosunki z tutejsz ludno ci oraz jak to si stało, e st d wyjechali. Po długich i wyczerpuj cych poszukiwaniach dotarły my do osób, które odpowiedziały nam na nurtuj ce nas pytania. W naszej decyzji, aby przyst pi do konkursu utwierdził nas fakt, e zaczynaj c poszukiwania dowiedziały my si , i jedna z nas ma korzenie w Niemczech. Jej pr , pr , babka była z pochodzenia Niemk . Po długich poszukiwaniach udało si nam dotrze do jej grobu. Na pewno nigdy nie b dziemy ałowa swojej decyzji o przyst pieniu do konkursu. To, czego si dowiedziały my i co odkryły my wniosło do naszego ycia bardzo du o i na zawsze utkwi w naszej pami ci. Nasza praca powstała w oparciu o relacje ustne najstarszych mieszka ców wsi: Józefa Sagana, Bronisławy Borek, Janiny Konieczna, Czesławy Zarzecznej, Danuty Korzeniowskiej. Udało nam si dotrze tak e do dokumentu archiwalnego w Pa stwowym Archiwum w Lublinie (APL, RGL, syg. 1891:75). Korzystały my z opracowa na temat osadnictwa niemieckiego na terenie Lubelszczyzny: • S. Górecki, „Niemcy w Królestwie Polskim, Warszawa 1908 r. • W. Sladkowski, „Kolonizacja niemiecka w południowo- wschodniej cz ci Królestwa Polskiego 1815- 1915, Lublin 1969 r. • W. Sladkowski, „Koloni ci niemieccy a rodowisko, wzajemne wpływy i oddziaływanie, w: Annales Universitatis Mariae Curie- Skłodowska, sec.F, 1968r. K. Tymaniecki, „Niemcy w Polsce, w: Roczniki Historyczne 1936 r., T. 12, H. Wiercie ski, „Kolonizacja niemiecka w guberni lubelskiej, w: Ekonomista 1908r.,R.8. ś ś Ŝ ś ę ź ś ź ą ą ś ś ą ś ś ą ą Ŝ ś ć ę ą ć Ŝ Ŝ ę Ŝ Ŝ ś ć Ŝ ę ś ś ć ś ą ę ą ę ą ś ę Ŝ ą ą ś ą ć ą Ŝ ą ś ę ą Ŝ ą ć ę ć ę ę ą Ŝ ś ś Ŝ Ŝ ę ń ć ę Ŝ ń ś ń ę ś ś ś ń WRÓG A JEDNAK PRZYJACIEL Nasza miejscowo - Borkowizna to mała wie poło ona w gminie Strzy ewice, na terenie województwa lubelskiego, w dolinie rzeki Bystrzyca. Jej nazwa pochodzi od słowa „borek", czyli mały las. Obecnie w Borkowi nie znajduj si 84 gospodarstwa rolne. Po raz pierwszy w naszej okolicy Niemcy pojawili si w latach siedemdziesi tych i osiemdziesi tych XIX wieku. ć ś ś Ŝ Ŝ ą ź ę ą ę ą Po powstaniu styczniowym władze carskie popierały kolonizacj niemieck w Królestwie Polskim ze wzgl dów politycznych, widz c w niej czynnik w walce przeciwko polskiemu ruchowi narodowowyzwole czemu i przeciwko polsko ci. W 1874 roku na terenie Borkowizny utworzono koloni niemieck . Niemcy przybyli tutaj z Galicji. Kolonizacja miała, wi c charakter osadnictwa wtórnego osadników niemieckich na ziemiach polskich. Drugim powodem było równie to, e w Galicji było du e zag szczenie ludno ci. Niemcy zawarli umow z dziedzicem, Daniszewskim, e nab d na terenie Borkowizny ziemie. Jednym z ludzi, którzy kontraktowali z Niemcami był pan Paluch i Kurzajewski. Niemcy dowiedziawszy si , e jest ziemia do nabycia zostali zabrani do Galicji i przesiedleni na Borkowizn . Północn cz Borkowizny zamieszkiwali Niemcy. aden z tutejszych mieszka ców nie pami ta dokładnie ilu ich było. Powiedzieli nam jednak, e sprowadziło si tu 22 gospodarstwa, a przeci tna rodzina liczyła około siedmiu osób, najliczniejsza 16. Wnioskujemy z tego, e było ich około 200 osób. Udało nam si dotrze do wykazu miejscowo ci, w których mieszkali parafianie ko cioła ewangelickiego w Lublinie (APL, RGL, AIV, syg. 1891: 75), wymieniona jest nasza miejscowo a w niej 40 dorosłych mieszka ców narodowo ci niemieckiej. Wobec wzrastaj cej liczby kolonistów, rozproszonych na obszarze Królestwa Polskiego pastorzy nie mogli w pełni wykonywa swych obowi zków religijnych, gdy z powodu du ych odległo ci koloni ci nie byli w stanie cz sto odwiedza istniej cych wi ty . Sytuacja ta zmusiła kolonistów do wytworzenia instytucji nieznanej w ich rodzinnych stronach kantoratu. Wszystkie wi ksze kolonie budowały swój dom modlitwy, w którym pastora zast pował kantor, wybierany w ród inteligentniejszych kolonistów. Niemcy mieszkaj cy w Borkowi nie tak e pobudowali w 1890 roku swój ko ciół. Kantor odprawiał w niedziel i wi ta nabo e stwa, chrzcił i dawał luby oraz grzebał zmarłych, jednak jak si dowiedziały my w Borkowi nie kantor nie udzielał lubów. Para młoda, aby zawrze zwi zek mał e ski musiała pojecha do Lublina. Na wi ksze wi ta przyje d ał pastor z Lublina. Rozmawiaj c z mieszka cami Borkowizny dowiedziały my si , e w odległo ci około 300 metrów od ko cioła Niemcy zało yli cmentarz, na którym chowali najbli szych. Postanowiły my to sprawdzi i poszły my w okre lone miejsce. Cmentarz ten znajduje si w niedu ym lasku. Niestety widok nie jest zbyt przyjemny. Pozostało tam jedynie trzy lub cztery płyty nagrobne. Polacy nie uszanowali woli zmarłych Niemców i rozkradli płyty. Cmentarz porosły ciernie i chaszcze. Przyje d aj cy tu Niemcy, nie byli zadowoleni z tego, w jakim stanie zastali miejsce wiecznego spoczynku swoich bliskich. ą ę ą ę ń ś ą ę ę Ŝ Ŝ Ŝ ę ą ś ę Ŝ ę Ŝ ą ć ę ę ń ę ś ś ę Ŝ ę ę Ŝ ć ę ś ś ć ś ń ś ą ć ą Ŝ ć Ŝ ś ś ą ą ę ś ń ę ę ś ą ź ę ś ę ć Ŝ ę Ŝ ś ń ś ś ź ś ą ć Ŝ ń ę ś ę Ŝ Ŝ ą ń ś ś ę Ŝ ś Ŝ Ŝ ć ś ś ś ę Ŝ ą Ŝ Ŝ Niemcy byli protestantami, wi c nie uznawali wi t Matki Bo ej. Uznawali jednak inne wi ta katolickie takie jak Wielkanoc czy Bo e Narodzenie. Pani Danuta Korzeniowska wspomina: „Razem z moj babci , która była z pochodzenia Niemk , chodziły my na pasterk do niemieckiego ko cioła. Babcia zawsze mówiła, e wi cej mnie nie we mie, bo si chichol . No, aleja byłam mał dziewczynk to mi si mia chciało. Bo oni na takiej długiej tyczce umocowywali taki czarny, zamszowy woreczek i podstawiali ka demu pod nos i tym sposobem zbierali tac . Przychodziłam do domu i mówiłam mamie: Mamo taki byczy woreczek podstawiali. Pami tam, e babcia wtedy si denerwowała." Pani Czesława Zarzeczna wspomina, e z babci - Niemk - chodziła na jasełka do kirchy i zawsze podziwiała talent Niemców do piewu. Pani Konieczna mieszkaj ca w Kiełczewicach Maryjskich powiedziała nam, e najwa niejszym wi tem dla Niemców był Wielki Pi tek. Dzie ten wi towali jak aden inny, nie wykonywali wtedy adnych prac. O godzinie dwudziestej cała rodzina zasiadała do kolacji, która była ich jedynym posiłkiem w ci gu całego dnia. ą ę ś ś ę Ŝ Ŝ ą ą ą ś ę ś Ŝ ą ą ę ź ę ć ę ę ś Ŝ ę ę Ŝ ę ą ą Ŝ ą ś ą Ŝ ń ś ę Ŝ Ŝ ś ę Ŝ ą Z yciem religijnym ci le zwi zane było szkolnictwo kolonistów. Jego najbardziej rozpowszechnion form stanowiły kantoraty, maj ce charakter szkół religijnych. Jak nam wiadomo na pocz tku dzieci niemieckie mieszkaj ce w Borkowi nie nie chodziły do szkoły, dopiero w 1890 roku pobudowano budynek, w którym mie ciła si szkoła, w tym wła nie budynku znajdował si tak e ko ciół. Mie cił si tam niewielki pokoik dla kantora. Pełnił on, bowiem tak e funkcj nauczyciela, ucz c dzieci kolonistów i przygotowuj c je do konfirmacji. Tej ostatniej po przeprowadzeniu egzaminu mógł udzieli tylko pastor, który w tym celu, co jaki czas odwiedzał poszczególne parafie. Obok religii w szkole uczono tak e czytania i pisania. W my l zasad wiary ewangelickiej ka dy jej wyznawca mógł by konfirmowany dopiero po wykazaniu si umiej tno ci czytania, niezb dn dla pó niejszej lektury Biblii. Dzieci polskie tak e ucz szczały do tej szkoły jednak polscy nauczyciele zabraniali im tego gdy bali si , e si „zniemczaj ". Niektóre dzieci wolały pozosta w domu gdzie uczyła ich matka. Ich wykształcenie nie było zbyt du e, gdy młodzi ludzie potrafili jedynie czyta i pisa , cho i to nie zawsze wychodziło im zbyt dobrze. Rodziny niemieckie zajmowały si upraw roli i gospodark . Niemcy byli dobrymi i zgodnymi gospodarzami. Mieli lepsze plony ni Polacy a to wynika z tego, e byli bardziej o wieceni w stosunku do rolnictwa. Mieli lepszy sprz t i ich wiadomo ci były bogatsze na tan temat. Niemcy lepiej uprawiali a Polacy lepiej wi cili. Kiedy ksi dz chodził wi ci plony Polacy stali i dawali znak r k aby nie po wi cił plonów Niemców. Jednak to zawsze niemieckie zbo e wyrosło wi ksze. Uprawiali głównie zbo e. Poniewa dochody nie były du e, cz sto brakowało pieni dzy. Jeden z Niemców, który nazywał si Father miał du o dzieci. Jego dzieci chodziły głodne. „Jak przyszedł do stryjenki Saganowej - wspomina pani Korzeniowska - i ten chłopiec mówił: „Saganka jak ja bym, co ziadł to ty nie wiesz. W domu było ich 8 dzieci a ona jego była ci gle chora". Ojciec i starsi synowie chodzili na zarobek do Polaków. Pomagali przy niwach i wykopkach, w zamian za to otrzymywali par złotych lub worek zbo a. Pani Janina Konieczna podporucznik Wojska Polskiego dobrze pami ta, e jej ojciec zawsze na niwa zatrudniał trzech Niemców: Kurta, Franza i Rachela. Byli skorzy do pracy i ch tnie pomagali. Niemcy byli dobrymi gospodarzami, co sobot starannie uprz tali swoje obej cia i o ziemi . Niemcy zajmowali si nie tylko rolnictwem. Jeden z Niemców był kowalem nazywał si Beker. Był te stolarz- Rodałek i cie la- Gabryl. W domu u Niemców zawsze był re im. Rano musiało by niadanie a o 12:00 obiad i ka dy zasiadał o tej godzinie do stołu. Pani Korzeniowska wspomina, e nawet, kiedy poszła do swojego wuja to o tej godzinie był alarm, e trzeba i na obiad. Po obiedzie ustalano dy ury i trzeba było pozmywa . Nigdy nie było tam bałaganu. Stosunki Polaków z Niemcami układały si nadzwyczaj dobrze. Na pocz tku w obu narodowo ciach przejawiała si nieufno , która z czasem przerodziła si w prawdziw przyja . Niemcy dawali Polakom przykład swoim ładem i porz dkiem. Polacy wspierali ich materialnie i duchowo. Pani Zarzeczna wspomina, e je li zdarzyło si jakie nieszcz cie to Niemcy umieli to opanowa . Kiedy wybuchł po ar to stra szybko przyjechała ko mi. Niemcy natomiast szybko biegli z wiadrami i ustawiali si wzdłu rz dami i podawali sobie wiadro z wod . Nakrywali s siednie dachy budynków płachtami i polewali je wod . Pan Zarzeczny natomiast mówi jak to dobrze yło si z Niemcami, szczególnie z Ludwikiem Siringiem i Piotrem Siringiem. Pami ta, e cz sto grali ze sob w karty. Piotr Siring był współtwórc Spółdzielni Rolniczo Handlowej „Jutrzenka" zało onej w 1906 roku. Miała ona za zadanie upowszechnianie nowoczesnych narz dzi rolniczych i najlepszych odmian zbó . Za jego czasów chciano zbudowa w naszej gminie pomnik Józefa Piłsudzkiego, on jednak zamiast tego wolał utworzy „ ywy pomnik". Spo ród polskich dzieci wybrano dwoje, ch tnych do nauki i gmina sfinansowała ich dalsz nauk . Dowiedziały my si , e zdobyły jak na te czasy wysokie wykształcenie. Piotr Siring uwa any był za bardzo m drego człowieka. Jedn ze swoich córek wykształcił w Lublinie, a jego syn ą Ŝ ś ś ą ą ę ą ą ź ś ę Ŝ ś ś ę ś ę ą Ŝ ą ę ć ś Ŝ ć ś Ŝ ą ę Ŝ ę ą ś ę ź ę ą Ŝ ę Ŝ ć ę Ŝ ć ć Ŝ ć ą ą ę Ŝ Ŝ ś ę ś ą ś ć ę ś ę ą ę Ŝ Ŝ ś ę ę ę Ŝ Ŝ ę ę Ŝ ą Ŝ Ŝ ę Ŝ ę Ŝ Ŝ ę ę ą ś ę ę ę Ŝ ś ć Ŝ ś Ŝ Ŝ ć Ŝ ś Ŝ ć ą ę ć ś ę ą ś ę ą ź ń Ŝ ś ę ś ę ś ć Ŝ Ŝ ń ę ą Ŝ ę ą ą Ŝ ę ą ę Ŝ ę ą Ŝ ę ć Ŝ ć Ŝ ś ą ę ś ę ą ę Ŝ Ŝ ą miał przed wojn tam taksówk . Rodzina Siringów miała najwi ksze gospodarstwo w okolicy. Drug wyró niaj c si rodzin byli Wagnerowie. Mieli oni do du e gospodarstwo, jeden z Wagnerów nale ał do spółdzielni handlowej. ą ę ą ą ą ę ą Ŝ ć ę ś Ŝ Ŝ Mimo tak wielkiego przywi zania obu narodowo ci do siebie to Niemcy nie chcieli si spoufala z Polakami ani zawiera z nimi mał e stw. Polacy natomiast uwa ali si za lepszych. Kiedy Niemka wyszła z Polaka to było wielki wydarzenie. Siostry m a nie lubiły swojej szwagierki Niemki. Tak e Niemcy starali si j odizolowa od społeczno ci niemieckiej tylko dlatego, e wyszła za Polaka. Jej rodzice mieli podzielone zdania na ten temat. Ojciec nie mógł wybaczy jedynej córce tego, co zrobiła, natomiast matka pogodziła si z wyborem swojego dziecka. Pewna pani powiedziała nam, e wielokrotnie rozmawiała z Niemcami na temat ich pobytu w Polsce. Mimo, e yło im si tu bardzo dobrze, to bardzo t sknili za krajem. Ilekro kto wspominał o ich ojczy nie z oczu płyn ły im łzy. T sknili za rodzicami, bra mi, siostrami i przyjaciółmi, którzy zostali gdzie daleko. Kiedy w 1914 roku wybuchła I wojna wiatowa całe rodziny niemieckie zostały ewakuowane do Kowla w Rosji. Puste domy pozajmowali Polacy, gdy przez Borkowizn przechodziła linia frontu i wiele gospodarstw spłon ło. Kiedy Niemcy wrócili z Kowla zamieszkali razem z Polakami dopóki tamci nie odbudowali swoich zniszczonych domostw. Wyprowadzenie si Niemców z terenów Borkowizny wi e si z wybuchem II wojny wiatowej w 1940 roku. W 1939 roku władze polskie, obawiaj c si , i z kolonistów niemieckich rekrutuje si tzw. „pi ta kolumna" tzn. szpiedzy, nakazały zatrzymanie m czyzn niemieckich w pomieszczeniach maj tku Kiełczewice Dolne. Kiedy dowiedział si o tym proboszcz kiełczewski ks. Korsak, interweniował u władz polskich, por czaj c lojalno tych Niemców i dzi ki niemu zostali zwolnieni. Dla ludzi, którzy mieszkali i dorastali razem z Niemcami rozł ka i wojna były czym strasznym. „Niemcy bali si zachowania Polaków, poniewa zdawali sobie spraw z tego, e s Niemcami. Z chwil wybuchu wojny solidarno tych rodzin niemieckich z nami Polakami stała si silniejsza. Wszystkich m czyzn pełnoletnich Niemcy wcielili do wojska lub swojej policji. Niemcy urz dzali łapanki na Polaków. Oni za zawsze o takich akcjach ludno wiejsk , z któr zamieszkiwali, uprzedzali. I wielu nam uratowali ycie" - mówi pani Janina Konieczna, podporucznik Wojska Polskiego. Jakie dwa lata przed kapitulacj Niemcy dostali zawiadomienie, e zostaj przesiedleni. W jednej chwili zacz li sprzedawa , co mogli: inwentarz, sprz t oprócz budynków. Z powodu szybkiego wyjazdu Niemcy wynajmowali Polaków za darmo do pracy. Był wtedy sierpie , okres zbiorów, wi c Polacy musieli zebra plony z niemieckich pól. Pan Zarzeczny wspomina jak sam woził zbo e. Najcz ciej brał go do pomocy Rodałek. Zebrane zbo e trzeba było zawie do Niedrzwicy. Przez gmin najmowane były wagony, poniewa dawniej w Borkowi nie była stacja kolejowa. Jednak byli i tacy, którzy pomocy nie brali tak jak Johan i Piotr Siringowie. „Niemcy zabrali osadników w pozna skie, a Poznaniaków przysłano tutaj" - mówi pani Bronisława Borek jedna z mieszkanek Borkowizny. Inna kobieta opowiadała nam, e nie wszyscy chcieli wyje d a . Był jeden młody chłopak, który uciekł do lasu do partyzantki. Prawdopodobnie brał udział w walkach z Niemcami, nie wiadomo, co si z nim stało. By mo e zgin gdzie i spoczywa w lesie w ród współtowarzyszy broni i braci Polaków, bo tak ich nazywał. Dla ludzi, którzy mieszkali i dorastali razem z Niemcami rozł ka i wojna były czym strasznym. Nigdy ju nie spotkali dawnych znajomych i przyjaciół. Kiedy pani Danuta Korzeniowska była w Niemczech i jeden z jej znajomych, pan Rotang opowiedział jej kto wojn prze ył a kto zgin ł. Z m czyzn na wojnie pogin li: Filip Wagner, ą ś ć ę ć Ŝ ń Ŝ ę ą Ŝ ę Ŝ ć ę ś Ŝ ć ę Ŝ ć Ŝ Ŝ ę ę ś ć ź ę ę ś ś Ŝ ę ę ą Ŝ ę ę ą ś ę Ŝ ą ę ę Ŝ ą ę ą ć ę ś ę ą ś ę ą Ŝ ą ę Ŝ ć ś ę ę Ŝ ą ć ś ą ś ą Ŝ ą ą ś Ŝ ć ę ę ń ć ę Ŝ ę ś Ŝ ć ś ę Ŝ ź ń Ŝ ć Ŝ Ŝ ć ę ą Ŝ ś ś ą ś Ŝ ą ę Ŝ ę Ŝ ę Karol Wagner został ranny na froncie zachodnim i zmarł w domu na skutek odniesionych ran. Siring zgin w obozie gdy pomagał nauczycielowi Mandrykowi, który równie si tam znajdował. Syn jego Robert zgin ł na wojnie. Wiele kobiet zmarło podczas przesiedlenia. „ Wiem, e na pewno wojn prze yli: sieroty po Siringach, Siring Ludwik i dwaj bracia Martinowie"- wspomina pani Danuta Korzeniowska. Jedna z kobiet, która prze yła przesiedlenie, opowiedziała pani Danucie swoj histori . Kobieta ta wyje d aj c z Borkowizny miała trójk dzieci a w Poznaniu urodziła jeszcze dwójk . Jej najstarszy syn odmroził sobie nogi, wi c wiozła go na dziecinnym wózku id c z reszt dzieci, w ostatniej chwili przekroczyła granic wschodni Niemiec. Dostała si do Bremy, do drugiej strefy okupowanej przez Amerykanów. Doskwierała im niesamowita bieda i nie mieli, co je . Kiedy zachorowała dostała si do szpitala i tam odnalazła swojego m a, który został ci ko ranny na wojnie. Lekarze nie wiedzieli, kogo ratowa , matk czy ojca. Jednak udało im si uratowa ich oboje. Kobieta ta nigdy nie zapomni, jak gehenn prze yła. „Ci Niemcy dobrze wspominaj tamte czasy, kiedy mieszkali na Borkowi nie, nie maja alu do Polaków. Uwa aj , e trzeba im pomóc. Mówi jednak, e nigdy tu nie wróc , dlatego, e w Niemczech dostali odszkodowania i teraz yje im si bardzo dobrze" -wspomina pani Danuta. Dzi po Niemcach na Borkowi nie nie pozostało wiele, lecz s to zabytki wyj tkowe. Jednym z nich jest do zaniedbany cmentarz, który na wiosn postanowiły my go odnowi , gdy przej ł nas jego fatalny stan. Kolejnym zabytkiem był budynek, w którym mie ciła si szkoła i ko ciół niemiecki. Budynek był w wietnym stanie i pełnił funkcj miejscowego klubu. Niestety l grudnia 2001 roku spłon w po arze. Kiedy Niemcy go budowali u ywali bali licz cych sobie około 80 lat, szacuj c, e został wybudowany w 1890 roku, drewno liczyło sobie około 200 lat. Po Niemcach pozostały nie tylko budynki i cmentarz. Zostały tak e wspomnienia. Pani Konieczna powiedziała nam, e dziesi łat temu w nasze tereny przyjechało młode, niemieckie mał e stwo, które chodziło po naszej miejscowo ci i poszukiwało domu, w którym przed laty mieszkała rodzina Bekrów. Byli tak e na cmentarzu w Borkowi nie i szukali grobów swoich bliskich. „Mieli dokładny plan z zaznaczonymi miejscami, które ich interesowały, wi c chyba kto z tych rodzin wojn prze ył" - opowiada kobieta. Osoby, z którymi rozmawiały my wypowiadały si o tamtych czasach z rozrzewnieniem. Z t sknot wspominali wspólne zabawy i arty. Ludzie ci dzi kowali nam za to, e pomogły my im sobie przypomnie te dawne czasy i to, e ogromny wróg był równie wielkim przyjacielem. ą Ŝ Ŝ ę ą Ŝ ę Ŝ Ŝ ą ą ę Ŝ ę Ŝ ę ą ą ę ą ę ę ć ś ę ę Ŝ ę Ŝ ć ę ć ę ą ę Ŝ ą ź ą Ŝ ą Ŝ ą Ŝ Ŝ Ŝ Ŝ ę ą ś ą ź ć ć ś ę ś Ŝ ą ś ś ś ę ę ą Ŝ ą Ŝ ą Ŝ Ŝ ć Ŝ Ŝ ę ń ś Ŝ ę ś ę ź Ŝ ś ę ą ę Ŝ ę Ŝ ś ć Ŝ Ŝ