Bożena Diemjaniuk Spotkanie Katarzyna Łazarska co chwila

Transkrypt

Bożena Diemjaniuk Spotkanie Katarzyna Łazarska co chwila
Bożena Diemjaniuk
Spotkanie
Katarzyna Łazarska co chwila spoglądała na zegarek. Już prawie jedenasta. Nie lubiła
siedzieć nad komputerem o tej porze, ale cóż... Obiecała pani Basi tę korektę na czwartek.
Łazarska mocno zdziwiła się, gdy zadzwonił telefon. Numeru nie znała, ale z ciekawości
postanowiła odebrać.
–
Słucham – odezwała się trochę leniwie.
–
Cześć, Kaśka, jak odebrałaś, to znaczy, że nie śpisz, musimy pogadać.
Tego się w zasadzie można było spodziewać. Ze znajomych tylko Marzena potrafiła w
nocy zadzwonić do człowieka.
–
Cześć, Marzena – ożywiła się Kaśka. – Co, już nie masz swojej komórki?
–
Chwilowo nie. Ale to nieistotne. Napisałaś do Anki?
Łazarska po cichu zaklęła. No tak. Marzena prosiła ją jeszcze przed świętami. A ona
nawet nie zajrzała do swoich szpargałów. Przecież tam musiał gdzieś być adres Anki, pisały przez
kilka lat do siebie.
–
Nie mów, że zapomniałaś – przerwała ciszę Marzena.
–
Przepraszam, miałam tyle na głowie. A ty coś znalazłaś?
–
Na moje mejle Anka gdzieś tak od roku nie odpowiada. Nie ma jej ani na Facebooku,
ani na Naszej Klasie.
–
Zaraz poszukam tego adresu – w głosie Kaśki można było wyczuć wyrzuty sumienia.
–
Teraz to już za późno. Dziewiętnasty maja jest w sobotę.
–
To co zrobimy?
–
Nic. To znaczy będę się modlić. I tobie radzę to samo. Pozdrów rodzinę. Cześć.
Senność przeszła Katarzynie jak ręką odjął. Była zła. Głównie na siebie. Jak mogła
zapomnieć? A Marzena też dobra. Siedzi sobie w tym swoim zakonie...
–
Uspokój się, Łazarska. I poszukaj tego adresu – powiedziała sama do siebie i zaczęła
ściągać z szafy pudła po butach.
Niestety, nie znalazła żadnych listów. Musiała je wyrzucić przy którymś malowaniu
chałupy. Nie była sentymentalna i nie przetrzymywała pożółkłych świstków. Ale w kronice ich
szalonych wypraw była ta umowa sprzed dwudziestu dwóch lat: „My, niżej podpisane, obiecujemy
uroczyście, że równo za dwadzieścia dwa lata, niezależnie od tego, co w życiu będziemy robić,
spotkamy się tu, nad Sajnem. Anna Janicka, Marzena Kos, Katarzyna Szumna. Augustów, 19 maja
1985 (godz. 15:00)”.
Marzena ledwo wyprosiła matkę przełożoną, by pozwoliła na ten wyjazd do Augustowa.
Matka z początku kręciła nosem, że to jakieś fanaberie, ale wzruszyła się, biorąc do ręki
podniszczoną kartkę, na której spisana była niezwykła umowa.
Z Centralnego pociąg odjeżdżał o 7:20, w Augustowie według planu powinien być o
12:01, więc jeśli nic złego się nie zdarzy, to Marzena zdąży przed spotkaniem z dziewczynami zajść
jeszcze do rodziców. Tylko trzeba ich uprzedzić, żeby się nie przestraszyli, na urlop przyjeżdżała
przecież zazwyczaj na przełomie lipca i sierpnia.
Marzena wyszła na korytarz, by zadzwonić do domu. Gdy zakończyła rozmowę, na
komórce wyświetlił się numer Kaśki.
–
Cześć, Kasia.
–
Cześć. Jesteś już w Augustowie?
–
Nie, w pociągu, niedawno było Szepietowo – rzeczowo poinformowała siostra
Marzena.
1
–
Aha. Marzena, czy ja ci mówiłam, że nie ma już tej dróżki, którą wtedy szłyśmy, jak
paliłyśmy te świece?
–
Jak to nie ma? – zdziwiła się Marzena.
–
Normalnie, to teren prywatny i właściciel zrobił ogrodzenie.
–
To gdzie my się spotkamy? – martwiła się Marzena.
–
Czekaj – zastanawiała się Kaśka – może podejdziemy do tego mostku i tam
poczekamy? O, Janek krzyczy, że może nas podwieźć. To przyjdź do mnie gdzieś tak za
dwadzieścia trzecia.
–
Dobra, na razie.
Marzena weszła do przedziału i wyciągnęła swój brewiarz. Pociąg przyjechał do
Augustowa zgodnie z planem, w samo południe.
Zobaczyły ją chyba jednocześnie. Szła powoli i z daleka pomachała do nich ręką. Miała na
sobie zwiewną błękitną sukienkę i kapelusz z bukiecikiem żywych kwiatów.
–
Cześć, Anka, jak ty ładnie wyglądasz – Kaśka pierwsza rzuciła się koleżance na
szyję.
–
Cześć, dziewczyny, nawet nie wiecie, jak się cieszę z tego spotkania – Anka nie
wytrzymała i rozpłakała się.
–
Nie rycz, głupia – w swoim stylu odezwała się Marzena. – Najważniejsze, że
żyjemy.
Anka wreszcie się uspokoiła.
–
To co u was słychać? – Anka spojrzała na swe koleżanki i wszystkie trzy parsknęły
śmiechem.
–
Gdzieś was podwieźć? – Janek wychylił się z samochodu i z przyjemnością patrzył
na roześmiane kobiety.
–
To babskie spotkanie – przypomniała Kaśka. – Idziemy nad Sajno i nie wiem, kiedy
wrócimy. Daj dzieciom jeść.
–
Dobra, tylko uważajcie, bo dwie ładne dziewczyny same w lesie...
–
Jedź już – spławiła męża Kaśka.
–
Co, on mnie nie liczy? – zaśmiała się Marzena. Zakonnica też człowiek.
–
Raczej mnie – wtrąciła się Anka.
–
Coś ty, taka laska...
–
Przestańcie! – Anka wyraźnie się zdenerwowała. – Mamy mało czasu.
–
Właśnie – zgodziła się Marzena. – Muszę wracać jutro, tym o 5:23, a trzeba przecież
z rodzicami posiedzieć.
–
To może niech siostra Marzena zacznie – zaproponowała Anka i zgniotła w ręce
kawałek habitu koleżanki, jak gdyby chciała sprawdzić jakość materiału.
Nie przerywając ani na chwilę rozmowy, dotarły nad brzeg jeziora.
–
To kiedy następne spotkanie? – próbowała ustalić Marzena. Znowu za dwadzieścia
dwa lata? A może podwoimy stawkę: za czterdzieści cztery?
–
To chyba w niebie – uśmiechnęła się Anka.
–
A co, już się tam wybierasz? – żartowała dalej Marzena.
–
Kto wie, kto wie... – westchnęła Anka.
–
Coś ty, chyba nie jesteś chora? – zaniepokoiła się Kaśka.
–
Nie, to nie to – uspokajała koleżanki Anka.
–
Ale obiecaj – domagała się Marzena – że będziesz się do nas odzywać. Chociaż
mejla jakiegoś napisz od czasu do czasu.
2
–
Ja to raczej nie – odpowiedziała Anka – ale moja córka na pewno się z wami
skontaktuje.
–
A ty nie umiesz pisać na komputerze? – szczerze zdziwiła się Kaśka.
–
No nie. Nie było takiej potrzeby.
Dziewczyny doszły do kościoła. Poprzednim razem też się rozstały w tym właśnie
miejscu.
–
Żegnajcie, a właściwie do zobaczenia! – Anka płakała, ściskając koleżanki.
–
Do następnego spotkania! – łamiącym się głosem wydukała Kaśka.
–
Cześć! – zdołała tylko wydusić z siebie Marzena.
Ludzie schodzili się na wieczorną mszę świętą.
Katarzyna Łazarska przyklękła na chwilę przed Najświętszym Sakramentem i wyszła z
kościoła. Gdy spojrzała na zegarek, przyśpieszyła kroku, przypominając sobie po drodze, co ma
jeszcze dzisiaj do zrobienia.
Siostra Marzena Kos została na mszy. Po nabożeństwie, dawnym zwyczajem, postała
chwilę przed kościołem, czekając na znajomych. Anny wśród nich nie było.
Pisałam w czasie wakacji 2012
Bożena Diemjaniuk
3

Podobne dokumenty