Świadkowie mówią: prawdziwa miłość Karola miała na imię Irena
Transkrypt
Świadkowie mówią: prawdziwa miłość Karola miała na imię Irena
Świadkowie mówią: prawdziwa miłość Karola miała na imię Irena KOCHANKA WOJTYŁY INDEKS 356441 ISSN 1509-460X http://www.faktyimity.pl ! Str. 3 Nr 25 (485) 25 CZERWCA 2009 r. Cena 3,50 zł (w tym 7% VAT) „Niech zstąpi Duch Twój i odmieni oblicze ziemi. Tej ziemi” – powiedział papa JPII w 1979 roku. Księża potraktowali to jak rozkaz – i odmieniają. Z polskiego na watykańskie. Wyłudzili już setki tysięcy hektarów ziemi. Tej ziemi. ! Str. 11, 12, 13 ! Str. 7 ! Str. 21 ISSN 1509-460X ! Str. 6 2 Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. KSIĄDZ NAWRÓCONY KOMENTARZ NACZELNEGO FAKTY Czy wiedzieliście, że mamy w kraju aż 69 procent zupełnie mądrych obywateli?! Tylu bowiem – według najnowszego sondażu CBOS – fatalnie ocenia działalność prezydenta Lecha Kaczyńskiego. 22 procent patrzy w Kaczora jak w obrazek. Jaki to typ ludzi? Wystarczy popatrzeć na Fotygę i Kamińskiego... Z wyliczeń GUS wynika, że w tym roku ubezpieczenia i składki zdrowotne księży, zakonników i zakonnic pochłoną... 90 milionów zł. Słowo „pochłoną” należy rozumieć tak, że pokryjemy je my, z naszych podatków. W rewanżu duchowni złupią Polaków za swoje czary-mary, zbiorą tacę, zabiorą ziemię... Ale jak się chce mieć pasożyta, to trzeba go utrzymywać. „Frankfurter Allgemeine Zeitung” napisał, że Jarosław Kaczyński jest „najstraszniejszym ze strasznych europejskich twardogłowych konserwatystów”. Po tej publikacji PiS zażądał od Sikorskiego ostrej reakcji polskiej dyplomacji. No i ma Radek problem. Bo jak tu dyskutować z faktami? 25 lat posiedzi w więzieniu naukowiec, który zdecyduje się eksperymentować z ludzkimi embrionami, a 3 lata – wszyscy mający cokolwiek wspólnego z zapłodnieniem in vitro. Projekt takiej ustawy (społeczny, podpisany przez 160 tys. fanów Rydzyka i popierany przez PiS) trafił do Sejmu. Mówi jeszcze o tym, że zapłodnienie może nastąpić tylko w organizmie matki. Tak więc 3,5 miliona ludzi na świecie, żyjących dzięki in vitro, poczęło się w sposób cudowny. Wanda Półtawska „znała najbardziej straszliwe tajemnice pontyfikatu Jana Pawła II” – pisze „La Stampa”. Dziennik uważa (my sięgamy do źródeł – str. 3), że Wojtyła miał wielkie nabożeństwo do jednego z aniołów. Takiego z łukiem i strzałami. W Polsce nie ma cenzury? Od ponad roku leży na półce film Wandy Różyckiej-Zborowskiej pt. „Duśka”. Dokumentuje on bardzo osobiste wyznania wspomnianej wcześniej Półtawskiej. Dotyczące oczywiście Karola Wojtyły. Emisji dokumentu odmówiły wszystkie po kolei telewizje. W programie TVN „Uwaga” dziennikarz TVN24 Bogdan Rymanowski przyznał, że dzieci posyła do szkoły prowadzonej przez Opus Dei. Warto o tym pamiętać, kiedy tak „rzetelnie” i „bezstronnie” prowadzi swoje programy Łódzki magistrat kierowany przez prezydenta Jerzego Kropiwnickiego wydał okólnik zakazujący... psom szczekać. Całą dobę. Ani jednego hau, hau. Pod karą grzywny! Newsa podano m.in. w wiadomościach BBC, komentując ironicznie, że na wieść o tym psy mogą się wściec. Sąd Okręgowy w Bydgoszczy utrzymał w mocy wyrok pierwszej instancji, skazujący franciszkanina Krzysztofa P. z Pakości koło Inowrocławia na 4,5 roku więzienia za molestowanie seksualne ministranta. Chłopiec miał zaledwie 10 lat, gdy mnich zaczął go deprawować. „Kościół powinien zarażać” – powiedział Katolickiej Agencji Informacyjnej biskup Wiesław Mering. Trochę nas to przeraziło i skłoniło do zastanowienia, czy mamy wybór pomiędzy dżumą a cholerą? 8 tysięcy osób wzięło udział w jasnogórskiej pielgrzymce pracowników Poczty Polskiej. Spotkanie – jak głosił oficjalny komunikat – było okazją do dziękczynienia. Niewykluczone, że wkrótce na Jasną Górę ruszy pielgrzymka klientów poczty, co będzie okazją do... złorzeczenia. Powoli, specjalnie wyznaczoną trasą, tak żeby wszyscy mogli go zobaczyć, przejechał ulicami Warszawy nowy ambulans do poboru krwi. Skąd taka estyma dla karetki? Bo miasto nadało jej imię Jana Pawła II. Podobno w kolejce do podobnej prezentacji czekają już klawisze z więźniarką imienia JPII i żałobnicy z karawanem tego samego patrona. Na dziedzińcu Kliniki Gemelli w Rzymie stanie 3-metrowy pomnik JPII. Odsłoni go 30 czerwca kard. Stanisław Dziwisz, który w Rzymie bawi częściej niż w Warszawie czy Częstochowie. Za kilka lat obecny kamerdyner Dziwisza, ks. Nęcek, też pewnie będzie odsłaniał pomniki szefa (jeden już stoi w Rabie Wyżnej). Błogosławieni ubodzy duchem – mówi Pismo. W izraelskim mieście Ramla jest kościół, a w nim ikona przedstawiająca świętego Jerzego. Do obrazka pielgrzymują obecnie tysiące wiernych, bo ponoć kapie z niego... olej. „W ten sposób Bóg chce nam powiedzieć, że coraz bardziej oddalamy się od niego” – oświadczył miejscowy proboszcz. Może jednak źle odczytał ten oryginalny znak czasu? My stawiamy raczej na spadek cen ropy. Na kryzys są różne sposoby, np. takie, że kryzysu nie ma. Burmistrz regionu noginskiego (niedaleko Moskwy) wydał zarządzenie, że nikomu nie wolno używać słowa „kryzys”. Za wypowiedzenie tego słowa grozi wyrzucenie z pracy. No i patrzcie państwo. Jak ręką odjął. Był kryzys i nie ma kryzysu. Sąd Arabii Saudyjskiej (wiernego sojusznika USA, a tym samym i Polski) prowadzi proces o zabicie... mrówki. Okazuje się, że zabijania tych stworzeń zakazuje któryś z wersetów Koranu. „Mordercą” jest turysta obcokrajowiec, a świadkiem „mordu” – pewien Arab. Czas przestać się śmiać. Zbrodniarz został aresztowany i grozi mu do 15 lat więzienia. Bracia gorsi to fragment listu Pani Ireny S.: „Czytam regularnie „FiM”. Nie miałam styczności z dużą ilością księży, ale na pewno są też dobrzy kapłani i pasterze. A Wy piszecie tylko o tych złych. Chciałabym przeczytać wreszcie coś miłego i dobrego”. Po raz kolejny zabrałem się więc do szukania „miłych” informacji na temat Kościoła. Już od lat powtarzam dziennikarzom: złapcie mi jakiegoś dobrego księdza i opiszcie go. Może być nawet babiarz lub gej, byle nie zdzierał z ludzi, był społecznikiem, dusza-człowiekiem. Przecież muszą gdzieś się tacy chować. No i znajdują – średnio jednego na rok. W końcu jednak – myślę sobie – po co się zrywać? Proszę zauważyć, Pani Irenko, że o Kościele i księżach wszyscy mówią i piszą (poza „FiM” i „NIE”) pozytywnie, często przy tym kłamiąc. To prawdziwy, światowy ewenement. Tylko święte krowy w Indiach mają tak dobrą prasę. O ile jeszcze od wielkiego dzwonu dostaje się jakiemuś księdzu, to już biskupi są w Katolandzie nietykalni. A przecież kierują ogromną, starą i zdeprawowaną firmą. Bez przerwy przekraczają swoje kompetencje, politykują, szabrują publiczne mienie. Każda organizacja poza episkopatem poddawana jest permanentnym kontrolom i krytyce. Wyobraźmy sobie, że podobne nadużycia są udziałem jakiejś partii, policji, giełdy, rządu czy choćby ZUS-u. To byłby koniec każdej z tych instytucji! Mimo wszystko – dla Pani Irenki – postanowiłem przewertować kilka katolickich pism; może tam znajdę jakiś przykład pozytywnego działania. Owszem, znalazłem – wiele numerów kont, na które trzeba wpłacać pieniądze dla potrzebujących, ale ponieważ wiem, na co te pieniądze są przeznaczane i jak rozliczane, raczej nie zaliczę tego do „miłych” informacji. Poza tym trafiałem na teksty jątrzące, polityczne, apologetyczne, mistyczne lub przekłamujące treść Biblii. I kiedy miałem już sobie dać spokój trafiłem na TO. Artykuł z „Gościa Niedzielnego” nosi tytuł „Prawa nieludzkie”. A chodzi o prawa przyznawane zwierzętom, bo – zdaniem autora – nieludzkie jest nadawanie im praw. Jakichkolwiek praw, gdyż każde dziecko wie, że żadne zwierzę nie korzysta z praw człowieka. Ale niech tekst mówi sam za siebie. Zaczyna się skądinąd niezłym humorem: „Trzej faceci piją piwo. – Moja żona jest taka gruba, że musiałem kupić większy samochód – mówi jeden. – A ja kupiłem busa, żeby się moja zmieściła – mówi drugi. – A ja już nie mam żony – pociąga nosem trzeci. – Co się stało? – pytają koledzy. – Opalała się na plaży, aż tu nagle przylecieli ekolodzy i zepchnęli ją do morza”. Fajne, prawda? Szkoda, że autor (Franciszek Kucharczak, nie ksiądz) komentuje kawał zjadliwą konkluzją: „Ostatnio jakby bezpieczniej być zwierzęciem niż człowiekiem. Całe gatunki są obejmowane ochroną, szczególnie w okresie lęgowym, odwrotnie niż u ludzi”. No proszę, i trafiła się nawet okazja, żeby zahaczyć o aborcję. Dalej nasz obrońca praw człowieka zagrożonych rzekomo prawami zwierząt zżyma się, że Dzień Praw Zwierząt „przypada w sąsiedztwie Dnia Matki i Dnia Dziecka”. No tak, to faktycznie skandal i obraza dla Matek, a zwłaszcza dla Dzieci. Dziwi się niepomiernie pan Kucharczak i kpi, że „sporo ludzi się owymi prawami (zwierząt) przejmuje. A bo te zwierzaki takie dobre, a ludzie tacy źli – psy wiążą przy budzie, do schronisk oddają, konie na ubój wysyłają. Jasne, że zwierzęta też mają problemy. Ale mówienie o prawach dla nich jest tak samo zasadne, jak debata nad lokalizacją lotniska dla krów. Zwierzętom O z natury żadne prawa nie przysługują. Prawa to mają ludzie”. Oczywiście, jest to wierutne kłamstwo. Wystarczy wspomnieć ustawę o ochronie zwierząt i uchwałę ONZ. Chyba nie chciałbym być psem czy nawet kanarkiem pana Kucharczaka. Mógłby mnie np. pewnego razu walnąć młotkiem w łeb (tradycyjny sposób zabijania psów na wsi) i miałbym wtedy „problemy”. Najwidoczniej nie ma ich autor, który apeluje do czytelników „GN”: „Nośmy futra, jedzmy schabowy, chodźmy w skórzanych butach i dziękujmy Bogu, że daje nam się czym pożywić i w co ubrać”. Nic o humanitarnym traktowaniu „braci mniejszych”, czyli alleluja i do przodu! Ale przy tym trzeba być czujnym... Pan K. demaskuje prawdziwe knucia obrońców praw zwierząt: „W tych szopkach z »prawami« zwierząt wcale nie chodzi o zwierzęta – to idzie o człowieka. Czy ktoś myśli, że hiszpańscy socjaliści z miłości do szympansów przyznali im część praw ludzkich? Nie – to skutek nowej wizji człowieczeństwa, opartej na założeniu, że nie ma Boga (...). Takie stawianie sprawy musi skutkować postawieniem człowieka w szeregu zwierząt (...). Już widać, jakie owoce przynosi to założenie. W imię »powrotu do natury« przedstawiciele homo rezygnują z sapiens i poddają się głosowi instynktu. To z tej przyczyny łażą goło po plażach, na paradach wymachują tym i owym”... Może oszczędzę Wam reszty tych „mądrości”. Na Wasze szczęście jesteście Czytelnikami „FiM”, a nie „GN”. Problem w tym, że „Gościa Niedzielnego” czyta kilkaset tysięcy katolików. To – nie wiedzieć czemu – jeden z tygodników o największej sprzedaży w Polsce. Ale przecież Kościół wychował miliony takich „obrońców praw ludzkich”. Chodzi oczywiście o obronę praw embrionów, Kościoła i księży (w tym pedofilów), bo przecież Watykan (a za nim prezydent Kaczyński) jest przeciwny podpisywaniu Karty praw podstawowych Unii Europejskiej, gdzie zostały kompleksowo zawarte prawa współczesnego człowieka. No i byłbym zapomniał – katolicy też mają swoje prawo: prawo do słuchania we wszystkim księdza proboszcza. JONASZ PS Cztery rzeczy: 1. Tekst pana F.K. przesyłamy do Towarzystwa Przyjaciół Zwierząt. 2. Gdybyście chcieli sobie z autorem pogawędzić, oto jego e-mail: [email protected]; 3. Jemu samemu oraz czytelnikom „GN” dedykuję maksymę, której nauczyła mnie 30 lat temu (gdy nie było jeszcze parad gejowskich i tylu golasów na plażach) pani od biologii: nieczułego na niedolę zwierząt i ludzka niedola nie wzruszy; 4. I co Pani na to, Pani Irenko? Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. rywatne listy napisane niegdyś przez Karola Wojtyłę (oraz później, gdy autor był już santo subito Janem Pawłem II) do 88-letniej dziś Wandy Półtawskiej – specjalistki z dziedziny psychiatrii i znanej działaczki katolickiej zaangażowanej w ruchy pro life, wywołały falę karkołomnych spekulacji w mediach, ale najgorsze jest to, że doprowadziły do histerii kard. Stanisława Dziwisza. W tym stanie popełnił nieodwracalną w skutkach głupotę... ! ! ! Choć książka Półtawskiej jest w księgarniach już od miesięcy, afera wybuchła dopiero przed kilkoma dniami, gdy watykanista Giacomo Galeazzi ujawnił na łamach włoskiego dziennika „La Stampa” przeciek zza Spiżowej Bramy, że z powodu ściśle przestrzeganej praktyki gromadzenia wszystkich materiałów dokumentalnych przed ogłoszeniem nowego wzoru świętości” owa korespondencja może „spowolnić biurokratyczną machinę beatyfikacji. Według źródeł Galeazziego, ułamkowa część beatyfikacyjnego problemu tkwi w nazbyt poufałej tonacji niektórych – spośród 41 – opublikowanych przez Półtawską listów, w których Wojtyła nazywa ją Drogą Dusią lub Siostrą, natomiast kwestią zasadniczą jest oficjalna deklaracja serdecznej przyjaciółki papieża, że ma w domu „jeszcze całą walizkę” o wiele bardziej intymnych kwitów. No i teraz jest kłopot, bowiem ten „niezwykle delikatny” – jak pisze „La Stampa” – materiał dotyczy zażyłości santo subito z kobietą, która podobno była nawet „specjalną agentką 007” chroniącą JPII przed różnymi spiskowcami w sutannach. Materiał ten nie został omówiony w positio – liczącej ok. 2,5 tys. stron biografii stanowiącej podstawę prac nad beatyfikacją. A sprawa nie jest błaha, bowiem Watykan panicznie obawia się przebudzenia z ręką w nocniku (lub – jak kto woli – oszukania Ducha Świętego), gdyby w przyszłości pojawił się „przeciwny dowód” świętości kandydata na ołtarze. Chodzi po prostu o to, żeby wykluczyć snujące się sugestie, że Półtawska mogła być za młodu kochanką Wojtyły. Cóż z tego, że to sugestie wyssane z palca, skoro kardynałowie doskonale pamiętają, jakie wrażenie i późniejsze komentarze wywołały kapcie na nogach pani Wandy podczas porannej mszy w prywatnej kaplicy papieża... „Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych nie otrzymała do analizy wszystkich listów z okresu ponad 50 lat i komisja teologów z Kongregacji zażądała uzupełnienia dokumentów. A to może zająć jeszcze wiele miesięcy” – ostrzega Galeazzi przed poślizgiem w przewidywanym na kwiecień 2010 r. terminie wyniesienia JPII na ołtarze. „Pracujemy nad historią i pełną dokumentacją na temat kandydata P do świętości. Uważam więc za stosowne, żeby komisja teologów poprosiła o całą korespondencję i sporządziła suplement do positio” – potwierdza w rozmowie z „La Stampą” emerytowany prefekt Kongregacji, portugalski kard. José Saraiva Martins. Odpowiadając na te enuncjacje, kard. Dziwisz udzielił „La Stampie” wywiadu. Bardzo ostro przejechał się w nim po Półtawskiej, oznajmiając, że: ! jego szef „utrzymywał kontakty z rzeszą osób poznanych w młodości, jednak inni zachowali dla siebie kwestie osobiste, prywatne listy czy dowody troski”; GORĄCY TEMAT Ale największy kłopot będzie wtedy, gdy te włoskie hieny dotrą do znanych „FiM” wciąż jeszcze niestety żyjących tajnych współpracowników Służby Bezpieczeństwa i oficerów prowadzących. Popatrzmy, co przed dziesiątkami lat wypisywali w swoich raportach: ! „Irena K(...) podejrzewana jest o intymne związki z bpem Wojtyłą. O sprawie tej mówi się tylko w zaufaniu, żeby nie stała się publiczną tajemnicą (...). Irena często bywa u Wojtyły, bo ostatnio jest chory i ona cały czas się nim opiekuje, przepisuje mu prace naukowe i referaty” – sprawozdawał już w marcu 1961 r. TW Mój ci on! Kardynał Dziwisz wskazał błąkającym się włoskim dziennikarzom trop. Jeśli nim pójdą, proces beatyfikacyjny Jana Pawła II może ulec poważnemu zakłóceniu... ! „jest rzeczą naganną i niewłaściwą puszczać w obieg prywatne dokumenty, gdy toczy się proces beatyfikacyjny”; ! „pani Półtawska przesadza w swej postawie i wypowiedziach, a przejawy jej postępowania okazują się niewłaściwe, nie na miejscu, wymuszone. Uzurpuje sobie wyjątkowość relacji i szczególne więzi, których w rzeczywistości nie było. Usiłuje przedstawiać się jako ktoś ważny, choć na pewno nie jest ona jedyną osobą, którą łączyła tak długa zażyłość z Karolem Wojtyłą”. Kard. Dziwisz tym razem powiedział prawdę, aczkolwiek chlapnął za dużo. Włosi (watykanista Andrea Tornielli na łamach dziennika „Il Giornale”) odczytali wprawdzie te wypowiedzi jako uderzenie wyprzedzające ewentualną publikację innych listów – demaskujących nieciekawą rolę Dziwisza w forsowaniu do sakry biskupiej „księży mających problemy ze sferą seksualną”, co do których Półtawska ostrzegała JPII – ale mogą jeszcze podjąć nowy trop... Kto wie, czy nie zaczną teraz szukać śladów po Irenie K. Kobiecie, którą najbardziej zaufani ludzie papieża pilnowali do końca jej dni, żeby przypadkiem nie zaczęła mówić, a gdy wreszcie zmarła, pamięć o niej starannie wymazali z wszelkich kalendariów i biografii Jana Pawła II, choć jeszcze w 1978 r. była dla badaczy skarbnicą wiedzy... „Ewa”. Ów agent miał szczególną okazję, żeby pod nieobecność Ireny K. przejrzeć jej listy. „Z treści korespondencji podpisywanej „Ojciec” lub „Wujek” zorientował się, że musi to być jakiś ksiądz, ponieważ pisał do niej z różnych miejscowości i podawał o prowadzeniu nauk rekolekcji. Treść listów o bardzo intymnym charakterze” – cytuje „Ewę” oficer SB; ! „Kontakty Wojtyły z Ireną K(...) mogą postawić go w przyszłości w trudnej sytuacji, a nawet złamać mu karierę” – informował w październiku 1966 r. TW „Targowska” o panującej w „Tygodniku Powszechnym” obyczajowej zgrozie. Szczęśliwym natomiast trafem nie żyje od 30 listopada 2008 r. Adam K. – syn Ireny, który w marcu 2006 roku tak oto wspominał stare dzieje: „Dla mnie ksiądz Wojtyła był Wujkiem. Często gościł w naszym domu, nieraz wspólnie zasiadaliśmy do wigilii. Mama przez wiele lat przepisywała jego rękopisy – poezje, homilie, książki, porządkowała zbiory. Wychowywałem się bez ojca i Wujek był dla mnie najwyższą instancją, do której mama zawsze mnie odsyłała”. ! ! ! Na łamach „Biuletynu Instytutu Pamięci Narodowej” (oficjalny miesięcznik popularnonaukowy poświęcony „odkłamanej historii PRL” – jak to określa wydawca) ukazała się w numerze 7/2002 wzmianka o „prowokacji [Służby Bezpieczeństwa], której celem było wywołanie skandalu obyczajowego dotyczącego papieża. Chodziło o korespondencję kard. Karola Wojtyły z jedną z mieszkanek Krakowa, korespondencję rzekomo kompromitującą, którą miano odnaleźć w mieszkaniu ks. Andrzeja Bardeckiego, asystenta kościelnego »Tygodnika Powszechnego«” – wyznał dr Marek Lasota, polonista specjalizujący się w liryce religijnej, ówczesny kierownik referatu wystaw i edukacji historycznej Oddziału IPN w Krakowie. Szalenie nas to wówczas zaintrygowało, bo Lasota nie wyjaśnił, cóż takiego sprawiło, że owa korespondencja mogłaby kompromitować JPII, ani też dlaczego rzeczonych listów nie przechowywała adresatka, lecz kapłan będący najbardziej zaufanym powiernikiem papieża, stokroć mu niegdyś bliższym niż Dziwisz. Na zadane w tej sprawie pytania nie odpowiedział nam ani IPN, ani Biuro Prasowe tzw. Stolicy Apostolskiej. Sprawdziliśmy więc sami, a wyniki zaprezentowaliśmy w dwóch kolejnych artykułach („Och, Karol” – „FiM” 36 i 37/2002). Przypomnijmy: ! „Jedną z mieszkanek Krakowa” okazała się wspomniana Irena K. Wojtyła zaprzyjaźnił się z nią, zanim jeszcze poznała późniejszego małżonka, z którym dosyć szybko przeszła w stan separacji. Była matką jedynego syna Adama, noszącego nazwisko po mężu. Zajmowała się opracowywaniem materiałów duszpasterskich dla księdza, a następnie biskupa Wojtyły. Przepisywała mu na maszynie teksty przygotowywane do publikacji i homilie. Regularnie spędzali ze sobą kilka wieczorów w tygodniu, a praktycznie każdy wolny od jego kościelnych zajęć; ! Bezpieka zainstalowała w mieszkaniu Ireny K. przy ul. Krowoderskiej aparaturę podsłuchową, która pewnego razu (podczas obecności tam bp. Wojtyły) zarejestrowała odgłosy zinterpretowane przez prowadzących nasłuch techników jako stosunek seksualny. Taśmy i stenogramy z tego wydarzenia zostały zdeponowane w Departamencie IV MSW – centralnej jednostce SB zajmującej się problematyką wyznaniową; 3 ! Po nominacji (grudzień 1963 roku) na urząd metropolity krakowskiego spotkania Wojtyły z Ireną K. stały się sporadyczne. Kobieta ciężko to przeżywała. Szukała pociechy w alkoholu, zaczęła spisywać wspomnienia. Gdy w 1967 r. wrócił z konklawe kardynałem, dramat się pogłębił. Wpadał ukradkiem i jak po ogień, a bezpośrednie kontakty zastąpiła wymiana listów za pośrednictwem ks. Bardeckiego. Czytała ich fragmenty zaprzyjaźnionemu dziennikarzowi oraz – w czasie rzadkich wizyt – synowi. – Pomijała wątki intymne, ale gdy miała „humorek”, stawała się mniej ostrożna. Można było wówczas usłyszeć, że Wojtyła jeszcze trwał w uczuciach, ale z upływem czasu temperatura tych liścików wyraźnie opadła. Pojawiał się u Ireny 3, może 4 razy w roku i już tylko po to, żeby na jakiś czas spacyfikować jej nastroje – opowiadał nam w 2002 r. jeden z tych, którzy podsłuchiwali i śledzili; ! Gdy kard. Wojtyła został papieżem, ks. Bardecki zdołał nakłonić panią K., aby oddała mu na przechowanie swój zbiór listów i pamiątek związanych z szefem kat. Kościoła. Kobieta pisała już wówczas pamiętnik. Ponieważ lubiła czytać jego fragmenty na głos, SB wpadła na szatański pomysł, żeby się przyłączyć. Ilekroć Irena K. coś napisała, to oni zaraz też. Tym sposobem powstały równolegle dwa dzieła; ! Do pełni szczęścia bezpiece brakowało ilustracji w postaci listów zabezpieczonych przez ks. Bardeckiego. Próbowali w jego mieszkaniu tzw. tajnego przeszukania, myśleli nawet o pozorowanym napadzie rabunkowym, ale żadna z tych kombinacji im nie wyszła. Gdzie są dzisiaj te wszystkie papiery, a zwłaszcza oba pamiętniki? – Listy znajdują się najprawdopodobniej w posiadaniu Dziwisza. Pamiętnik w wersji oryginalnej? Myślę, że wielebni na wszelki wypadek go zniszczyli. Jeśli zaś chodzi o „wtórnik” zapisków Ireny K., to wiem, że wciąż jeszcze istnieje. Tu, w Polsce, choć niektóre media wypisują głupoty, że w kwietniu 1989 r. oddaliśmy ten skarb Rosjanom z KGB... – zawiesza głos były wysoki rangą oficer Departamentu IV. – Gdy IPN zaczął mi się lekko dobierać do tyłka, za pośrednictwem zaprzyjaźnionego włoskiego prawnika puściłem do Watykanu bączka, że mam różne ciekawe dowody i pragnę być świadkiem w procesie beatyfikacyjnym Karola. Po kilku miesiącach zaprosili mnie na rozmowę, ale do Paryża. Opłacili bilet w obie strony, przyzwoity hotel. Spotkałem się tam z księdzem (...). Uzgodniliśmy, że ja już nie chcę być świadkiem, a w zamian żaden dupek z IPN-u nie będzie wycierał sobie buzi moim nazwiskiem. Na razie dotrzymują umowy – zauważa pewna krakowska osobistość, będąca niegdyś ogniwem spinającym Irenę K. z ks. Wojtyłą. I bezpieką pośrodku... DOMINIKA NAGEL 4 Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. Z NOTATNIKA HERETYKA POLKA POTRAFI Wielkie żarcie W niektórych plemionach afrykańskich istnieje instytucja zwana domem tuczenia. Dojrzewające panienki, którym zależy na przyszłym zamęściu, idą sobie do takiej chatki, gdzie... żrą, żrą i żrą... I tak przez kilka lat. Same tłuste rzeczy. Po wyjściu następuje prezentacja sadła i – jeśli wypadnie imponująco – zostaje przydzielony mąż. Co ciekawe, ten barbarzyński zwyczaj dotarł do krajów cywilizowanych. Tyle że w nieco zmienionej formie. Rodzime babskie portale internetowe przestrzegają polskie panie przed rozpleniającymi się na Zachodzie feedersami. Któż to taki? Tłumacząc z angielskiego – „wypasacze” (w Stanach Zjednoczonych ochrzczeni mianem zachęcaczy). Są to zboczeńcy – nie bójmy się tego słowa – którzy podniecają się na widok monstrualnie grubego kobiecego ciała. W tym celu znajdują sobie ofiarę, którą dokarmiają i dokarmiają (poza fast foodami modne są tzw... proszki tuczące!!!), dopóki nie osiągnie rozmiarów, które uniemożliwiają normalne bytowanie. Kiedy oblubienica przypomina już małego hipopotama, czyli waży ok. 150–200 kg, feeders czuje się prawdziwie rozochocony i ma wielką ochotę na namiętne bara-bara. „Wypasacze” polują na dziewczyny pulchne, zakompleksione, znudzone bezskutecznie prowadzonymi dietami odchudzającymi. Liczą na to, że mało chodliwy „towar” ucieszy się z jakiegokolwiek absztyfikanta. A co dopiero takiego, który z każdym dodatkowym kilogramem kocha jeszcze mocniej. Co ciekawe, dokarmiacz nigdy przenigdy nie jest w pełni zadowolony z efektów dokarmiania. Zawsze uważa, że może być ciut lepiej, okrąglej. Kiedy wybranka osiąga wagę cichły oklaski, skończyła się deklamacja hymnów pochwalnych ku czci zwycięzców wyborów czerwcowych z 1989 roku. Pora na kilka słów podsumowania. Czegóż to w ostatnich miesiącach nie usłyszeliśmy! Że Duch Boży odnowił oblicze tej ziemi, że Jan Paweł II zabił sam jeden czerwonego smoka niczym święty Jerzy, że to wszystko dzięki Wałęsie; albo przeciwnie: że lud obalił komunę mimo zaprzaństwa agenta Bolka. Jeszcze kilka lat, a ci, którzy nie pamiętają tamtych czasów, zaczną sobie wyobrażać, że wybory czerwcowe poprzedziła jakaś walka polityczna, a może nawet rewolucja, w której zwyciężyła dzielna „Solidarność” Wałęsów, Tusków i Kaczyńskich. A ja pamiętam ostatnią falę strajków na śląskich kopalniach w 1988 roku i to, że brało w nich czasem udział zaledwie kilkanaście procent stanu załóg. Rządowi, gdyby chciał, wystarczyłoby kilka godzin na opanowanie sytuacji, nieraz to przecież robił. Władze, ku zdziwieniu wszystkich, ociągały się z represjami, tak jakby chciały czas trwania i rolę niemrawych protestów wyolbrzymić. Potem zrozumiałem, że bankrutujący PRL – rządzony przez ludzi, którzy w realny socjalizm już od dawna nie wierzyli – szukał partnera do rozmów. A naciągane strajki miały przekonać partyjny beton, że rozmawiać trzeba, bo inaczej będą zamieszki i powtórka zamętu z lat 1980–1981. Naciski na dialog z opozycją płynące z Moskwy od Gorbaczowa, który pośpiesznie zwijał spróchniałe imperium, też zapewne miały znaczenie. Żadna w tym zasługa „Ducha Świętego” Wojtyły i sprytu Wałęsy. Zatem głównymi architektami czerwcowego przełomu byli Jaruzelski, Kiszczak i Rakowski, ci akurat, U uniemożliwiającą wyjście poza obręb legowiska, oblubieniec myje ją, podciera i... karmi dalej. Kiedy jest tak gruba, że obwisłe fałdy zakrywają jej dolne partie i samiec nie może dotrzeć na dno wąwozu, dogadza sobie sam, tylko podziwiając. O efektach przeprowadzanej kuracji tuczącej feedersi dyskutują w internecie: „Obserwuję jej wielki rozlany brzuch, który kołysze się przy każdym kroku i wyobrażam sobie, jak cudownie by było, gdyby bluzka, którą ma na sobie, stała się wkrótce za ciasna. Po kilku tygodniach będzie z trudem wstawać od stołu, a potem będzie już tylko leżeć i jeść, jeść, jeść...”. Długotrwała „współpraca” z feedersem kończy się całkowitym uzależnieniem od niego. W najlepszym wypadku. W najgorszym – śmiercią z przejedzenia. Skąd się to dziwactwo wzięło? Nie wiadomo. Ale zalecana jest szczególna ostrożność! Drogie panie, jeśli potencjalny kandydat na męża powie wam, że wyglądacie jak Wenus z Willendorfu, i łakomie się obliże, najlepiej uciec, nie oglądając się za siebie. No, chyba że macie myśli samobójcze. Zawsze to lepiej zażreć się na śmierć, niż skoczyć z dachu. JUSTYNA CIEŚLAK którym w niedawnym kłamliwym spektaklu nie podziękowano. To oni wprowadzili reformy rynkowe na długo przed tym, zanim ktokolwiek usłyszał o Balcerowiczu. „Solidarność”, owszem, wybory wygrała, ale nie tyle z powszechnej miłości narodu do Wałęsowej ekipy, lecz ze zmęczenia szarzyzną, kłamstwami i niedostatkami późnego PRL-u. To trochę było tak, jak jest obecnie z poparciem dla Platformy: ludzie dosyć licznie na nich głosują nie z powodu miłości do Tuska, ale ze strachu i nienawiści do Kaczyńskich. Komfort i rozkosz nieoglądania braci przy władzy są warte spaceru do urny w dzień wyborczy. Brak alternatywy też ma swoje znaczenie w tym nagłym i tajemniczym splatformieniu Polaków. Solidarnościowa elita zjadająca konfitury z III i IV RP to trochę zwycięzcy z przypadku. Ich obecne nadęcie i samozadowolenie może tylko śmieszyć, tym silniej że panowie kombatanci uwierzyli najwyraźniej w kłamstwa, które sami sprokurowali. Syta i leniwa dolarowa opozycja końca PRL-u upaja się zwycięstwem, które przeciwnik podał mu na tacy. Mantra o odzyskaniu wolności też z daleka pachnie łatwym uproszczeniem. Owszem, pozbyliśmy się rządów monopartii (na jej własne wyraźne życzenie), ale – jak zauważa Krzysztof Teodor Toeplitz, przenikliwy obserwator ostatnich dziesięcioleci – pozbyliśmy się też „wolności od lęku przed utratą pracy, wolności od zabezpieczeń socjalnych, wolności od cierpień niedożywionych dzieci, od płatnych szkół i uczelni, wolności od dyktatu kleru, wolności od samowoli wielkiego kapitału”. Dodajmy jeszcze utratę wolności kobiet do decydowania o własnej płodności. To zupełnie spora strata wolności – jak na wolność ponoć zupełnie najpierw nieistniejącą, a później rzekomo totalnie odzyskaną. ADAM CIOCH RZECZY POSPOLITE Po fanfarach Prowincjałki W Trzuskołoniu zginął na miejscu 28-latek. Do tragedii doszło w chwili, gdy fotografował pocisk rakietowy, tzw. katiuszę. Mężczyzna włożył go do rozpalonego wcześniej ogniska, zrobił zbliżenie i... BOHATER OSTATNIEJ AKCJI W Łęcznej zatrzymano dwóch mężczyzn, którzy podawali się za policjantów. Wpadli, bo chcieli wymusić pieniądze na nietrzeźwym kierowcy. A TO BYLI PRZEBIERAŃCY Śledczy z Włodawy odzyskali wózek dziecięcy ukradziony jeszcze w grudniu ubiegłego roku. Poszkodowana właścicielka rozpoznała bowiem swoją utraconą własność na... zdjęciach zamieszczonych na portalu Nasza-Klasa. WÓZ I PRZEWÓZ Na remontowanym odcinku trasy krajowej w Ciecierzynie policjanci z patrolu zauważyli nieprawidłowo ustawione znaki drogowe. Robotnik, który je montował, miał w organizmie 0,8 promila alkoholu. ZNAK ORŁA Długo będą pamiętać podkarpacką Pielgrzymkę dwaj młodzi ludzie (22i 17-latek), którzy – przejeżdżając przez tę wieś (pow. jasielski) daewoo lanosem – zjechali z drogi tuż przed mostem, staranowali barierkę ochronną, przeskoczyli przez koryto rzeki, uderzyli tyłem samochodu w drugi brzeg i kilkakrotnie dachowali. PIELGRZYMKA ŻYCIA Do domu dziecka trafił 14-letni lublinianin. Po tym jak razem ze swoją ciotką dokonał rozboju i kradzieży 50 złotych, papierosów i zapalniczki. Młodzian ma też na swoim koncie wybicie szyby w sklepie i usiłowanie włamania do samochodu. Opracowali: JA, WZ SPÓŁKA RODZINNA MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Nie jestem ani mianowicie tym, który ogląda, czy mianowicie towarzyszy występom Madonny, ale wszyscy wiemy, że w jej występach, w jej mianowicie pokazywaniu się w różnych miejscach te aspekty, nie chcę powiedzieć ośmieszania religii, ale robienia powiedzmy z religii czegoś takiego, czego robić nie wolno, nawet jeżeli się jest człowiekiem niewierzącym, występują chyba. (abp Kazimierz Nycz) !!! Jeżeli droga polityczna Leszka Millera ma być wzorcem dla kogokolwiek, to współczuję. (Ryszard Kalisz) !!! Prawdziwym i ostatecznym kalectwem w życiu nie jest bez-żenność, ale bez-bożność, życie bez Boga. („Gość Niedzielny” 24/2009) !!! Ja się w ogóle nie boję – podczas porodu kleszczowego 40 lat temu najpewniej zostałem tak ściśnięty, że nie mam ośrodka odpowiedzialnego za strach. (Marek Migalski, PiS) !!! Miałem w rodzinie trzech księży, babcia też chciała, bym został księdzem, ale mnie się bardzo podobały dziewczyny. (Zbigniew Ziobro) !!! Byłem kurduplem-kobieciarzem, bawidamkiem, z takimi właściwościami się urodziłem, i już. (Kazimierz Kutz) !!! Przypisuje się mi powiedzenie, że Szewińska ma nieświeżo w kroku, a przecież ja nigdy nie komentowałem lekkiej atletyki. O Buncolu jako elektronie krążącym wokół jądra Smolarka też sobie jakoś przypomnieć nie mogę. (Dariusz Szpakowski, komentator sportowy) !!! Zamierzam otworzyć szkołę, jak być Jolantą Rutowicz. Każdy polityk będzie chciał się tam znaleźć, więc pewnie będzie konkurencja (...). Niestety, nie ma przepisu na to, jak się wykreować, to dzieje się samo, z tym trzeba się urodzić! Taka lwica jak ja na przykład. Poza tym nie chciałabym, żeby w Sejmie były same podróbki Joli Rutowicz. (Jola Rutowicz) !!! Obama mi się potwornie podoba. Jestem w nim zakochana strasznie. Oglądałam zaprzysiężenie, cały dzień z głowy! Mam wszystkie jego zdjęcia na pulpicie skopiowane i zamierzam go odbić żonie. (j.w.) Wybrała OH Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. NA KLĘCZKACH RYDZYKOWE KOMÓRKI Atrakcja dla fanów Radia Maryja: startuje nowa sieć: „wRodzinie”. Jej operatorem będzie firma CenterNet, która podpisała właśnie umowę z fundacją Lux Veritatis. Początkowo będzie to usługa na kartę, następnie planowane są umowy na abonament. CenterNet wartość przedmiotu umowy szacuje na ok. 160 mln zł. Wciąż jednak nie wiemy, jakie stawki zaproponuje o. Rydzyk. Rok temu obiecywał bezpłatne rozmowy z redakcjami TV Trwam i Radia Maryja oraz darmowe połączenia między abonentami sieci. PPr moherowy antysemita lub siwiejący absolwent drugiej klasy podstawówki, który minimum raz w tygodniu grzeje kościelne ławki. o.P. JEZUS NA MONECIE KURACJA PAPIEŻEM DRUGI OTWÓR RYDZYKA Tadeusz Rydzyk nie ustaje w poszukiwaniu wód geotermalnych potrzebnych dla ogrzania jego toruńskiego imperium medialnego. Właśnie zapowiada rozpoczęcie prac przy drugim odwiercie. Oczywiście, przy okazji ubolewa, że państwo nie chce mu zwrócić 27 milionów złotych wydanych na pierwszy odwiert i że odmawia konsekwentnie pozwolenia na zorganizowanie masowej zbiórki kasy na kościelne inwestycje w Toruniu. BS BEZ WSTYDU No i wygląda na to, że europoseł Witold Tomczak postawi na swoim i uniknie kary za jazdę samochodem „pod prąd” oraz znieważenie policjantów. 27 czerwca nastąpi przedawnienie sprawy. W miniony poniedziałek parlamentarzysta znów nie pojawił się na rozprawie w Ostrowie Wielkopolskim, przedstawiając tradycyjnie świadectwo lekarskie. Sąd co prawda wyznaczył rozprawę na 29 bm., ale prawdopodobnie na tym się skończy. Tomczakowi fatalny stan zdrowia nie przeszkadzał jednak ani w aktywnym udziale w kampanii wyborczej, ani organizowaniu wspólnie z Radiem Maryja nagonki na rzekomo złośliwy i bezpodstawnie prześladujący go sąd. PS KATOLICKIE IQ Inteligencja dzieli się na sprawność umysłową, klasę społeczną i inteligencję katolicką. Ta ostatnia zebrała się 6 czerwca na Jasnej Górze, by pomodlić się za siebie samą, czyli... o inteligencję. Kto kwalifikuje się do tego, by wraz z grupą przyjechać na pielgrzymkę do Częstochowy? Każdy, „byle się poddał warunkom statutu, czyli żeby był katolikiem (…), natomiast metryka inteligenckości nie jest konieczna” uważa Stanisław Latek – członek zarządu warszawskiej organizacji. Krótko mówiąc, do inteligencji katolickiej może należeć np.: najął pracowników do układania kostki granitowej wokół kościoła, ale każda rodzina ma naliczone po 300 zł, które musi łożyć na opłacenie materiału i całodzienne wyżywienie pracowników” – donoszą nam parafianie. A podobnych donosów mamy setki... PPr Skarbiec Mennicy Polskiej wyemitował monetę z wizerunkiem Jezusa Chrystusa. Na kolekcjonerów czekają trzy wersje: srebrna, srebrna platerowana złotem oraz złota (w limitowanym nakładzie 1577 sztuk), a więc okazja dla każdego katolika! Na monecie Grosza Gdańskiego Oblężniczego widnieje postać Jezusa z jabłkiem królewskim w dłoni. PPr SIŁA DWÓCH NA JEDNEGO Cała Mława żyła plotkami o bójce przy kartach, do jakiej miało dojść pomiędzy dwoma miejscowymi proboszczami. Sprawę opisała w końcu „Gazeta Mławska”, konkludując, że pogłoski o bójce są fałszywe. Nagłośnienia sprawy nie mogą jednak gazecie zapomnieć obydwaj księża i miejscowa przykościelna elita. Nie pomogły przeprosiny dziennikarza – gazecie wytoczono proces, a po nagonce prowadzonej z ambon na okolicę padł taki strach, że najbliższy prawnik, który podjął się bronić tygodnik, mieszka w odległości 60 km. Pismo straciło też część reklamodawców. Witamy w Polsce parafialnej... MaK KSIĄDZ DYKTATOR Tak mówią parafianie o swoim proboszczu. Powód? W opinii niektórych wiernych jest tyranem, który kocha władzę i pieniądze. Mieszkańcy czeszewskiej parafii (woj. wielkopolskie) skarżą się, że ich proboszcz pipolami nazywa parafian palących papierosy i pijących piwo. Inne kontrowersje wzbudziła... ukryta kamera na śmietniku (żeby każdy wiedział, że porządek musi być). Najbardziej bulwersują jednak obowiązkowe datki: „Proboszcz Dokładnie 12 czerwca, czyli w dziesiątą rocznicę nawiedzenia Zamościa przez JPII, Szpital Wojewódzki im. Papieża Jana Pawła II zorganizował dzień papieski dla pacjentów przebywających na terenie placówki. W ramach szpitalnych obchodów jubileuszu papieskiej pielgrzymki i poświęcenia budynku przez papieża chorzy zostali ubogaceni projekcją archiwalnego filmu z papieskiej wizyty, wykładem bpa Jana Śrutwy, wernisażem wystawy „Pomniki Ojca Świętego Jana Pawła II w Diecezji Zamojsko-Lubaczowskiej”, mszą św. w intencji rychłej beatyfikacji JPII oraz nowym papieskim postumentem ufundowanym przez Fundację Szpitala. A wiemy to wszystko od pacjenta ateisty, który twierdzi, że całe to zamieszanie nie wyszło mu na zdrowie. AK KWIAT JEDNEJ NOCY Według podań ludowych mieszających tradycję słowiańską i katolicką, dokładnie o północy w najkrótszą noc w roku zakwita kwiat paproci. Kwitnie jedynie przez chwilę, ale każdy, kto zdoła go zerwać, ma zapewnione w życiu bogactwo i szczęście. Ponieważ cudownego kwiatu paproci strzec mają zastępy czarownic i diabłów, wyruszając na jego poszukiwania, należy – zgodnie z ludowymi przepisami – rozebrać się do naga, przepasać różańcem, a w ręku cały czas mocno trzymać modlitewnik. Po znalezieniu paproci trzeba wokół zakreślić krąg kredą, koniecznie tą poświęconą na Trzech Króli, a na ziemi rozścielić obrus pochodzący z ołtarza, przy którym ksiądz odprawiał mszę w Boże Ciało. Kiedy na paproci pojawi się kwiat, czym prędzej powinno się go delikatnie strącić, zawinąć w obrus i mocno zawiązać, by nie zniknął. Komu ta sztuczka się nie uda, musi spróbować za rok... AK MSZA ZAMIAST MIŁOŚCI Księża dyskredytują anglosaskie walentynki, podobnie jak zapominają w czerwcu o słowiańskiej tradycji nocy Kupały, lansując za to obce Słowianom uroczystości ku czci św. Jana. Zamiast sobótkowych zabaw miłosnych proponują wiernym odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych. Proboszczowie organizują zaś coraz wymyślniejsze atrakcje, żeby tylko w noc świętojańską przyciągnąć jak najwięcej owieczek do kościołów. Huczne obchody dnia św. Jana urządza na przykład sanktuarium Krzyża Świętego w Klebarku Wielkim. W noc Kupały kusi wiernych fiestą sztucznych ogni, procesją z pochodniami i figurą św. Jana do wód jeziora Klebarskiego oraz mszą na wodzie, odprawianą przez biskupa na stateczku pełniącym funkcję ołtarza. AK SPOŁECZNIK B16 zna się nie tylko na medycynie i antykoncepcji, ale idąc za wzorem swoich dwudziestowiecznych poprzedników, postanowił stać się „nieomylny” w kwestiach gospodarczych. Pod koniec czerwca ma się ukazać jego pierwsza encyklika społeczna Caritas in veritate. W dokumencie znajdziemy całą masę truizmów o wartościach w biznesie, dobru wspólnym oraz refleksji o ekonomii, pracy i biedzie. W związku z powyższym proboszczowie będą mogli dalej balować z biznesmenami pod pozorem dyskusji nad bogactwem papieskiej myśli. o.P. MATKI I CÓRKI Katolicka Agencja Informacyjna donosi, że „ponad 250 zgromadzeń zakonnych z 36 krajów (...) bierze czynny udział w zwalczaniu prostytucji”. Na 15–18 czerwca zaplanowano w Rzymie kongres, na którym siostrzyczki będą się chwaliły efektami owej działalności. Czy są jakieś sukcesy w nawracaniu „cór Koryntu” – nie wiadomo, choć 500 zakonnic otrzymało „specjalną formację do tego typu pracy”. Prognoza ewentualnego „zwalczania” nie jest dla pingwinków zbyt pomyślna. Żywot biskupa Pawła z Przemankowa czy księcia Mszczuja II pomorskiego (porwali z klasztorów mniszki na bara-bara) pokazuje bowiem, że łatwiej zakonnicy zostać dziwką niż odwrotnie. o.P. 5 NIE TYLKO IRLANDIA Po wstrząsającym raporcie o przemocy w kościelnych ośrodkach w Irlandii arcybiskup Robert Zollitsch – przewodniczący Konfederacji Biskupów Niemieckich – przyznał, że niemieckie siorocińce prowadzone przez Kościół były „złym miejscem” dla wielu dzieci umieszczonych tam w latach 50. i 60. Arcybiskup na łamach niemieckiej prasy przeprosił za to, że „dzieci i młodzież doświadczyli fizycznych i psychicznych cierpień w katolickich sierocińcach”. W Niemczech dzieci były zmuszane do ciężkiej pracy oraz karane fizycznie, ale – według arcybiskupa – nie doszło do gwałtów na masową skalę. PPr KATOLICY, DO DOMU! Niecodzienny apel w Australii! Oto tamtejszy kler apeluje do swoich owieczek, aby wróciły na łono Kościoła. Spoty reklamowe o takiej treści pojawiły się ostatnio w internecie. Katolicy na antypodach stanowią tylko 25 proc. mieszkańców, więc podczas mszy kościoły świecą pustkami. Dlatego tamtejszy kler walczy o każdego ochrzczonego i właśnie dla nich powstał serwis internetowy CatholicsComeHome. PPr HOSTIA OD LISTONOSZA Kościół ewoluuje. Tak jest np. z komunią świętą, którą teraz będzie dostarczać nawet... listonosz! Inicjatywa wyszła z Otwartego Kościoła Episkopalnego, a dotyczy osób, które z jakiegoś powodu (np. choroba lub starcza niemoc) nie będą mogły osobiście skorzystać z tradycyjnej Eucharystii. Biskup Jonathan Blake, który wpadł na ten nietypowy pomysł, zapewnia, że hostie będą pakowane troskliwie i dokładnie, i oczywiście otrzyma je każdy, kto złoży zamówienie. Nawet ateista bądź satanista! I tu od razu promocja: pojedynczy „Pan Jezus” to wydatek rzędu 2 funtów, ale przy zakupie 500 sztuk zapłacimy tylko 10 funtów! PPr 6 Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. A TO POLSKA WŁAŚNIE Twarz apostazji W Toruniu, mekce moherowej rodziny taty Rydzyka, pod oficjalnym patronatem „FiM” świętowała zupełnie inna rodzina. Przyjechali z Łodzi, Warszawy, Kamienia Pomorskiego, Grudziądza, Bielska-Białej, Kamiennej Góry, Trójmiasta... postaci oraz ci, którzy chcą w najbliższym czasie zerwać swój związek z Kościołem. Ilu ich jest w całej Polsce? Nie wiadomo. Kościół wstydliwie ukrywa statystyki dotyczące tych, którzy opuszczają jego szeregi. Na II Ogólnopolski Zjazd Apostatów przyjechało kilkadziesiąt osób. Mimo że ateizm i niewiara to słowa w Polsce niepopularne, oni chcą pokazać, że istnieją. Nie są już anonimową masą. Mają twarz. Prawdziwą. Są różni – tak jak różne są ich motywacje, by wystąpić z Kościoła. – Nikogo nie namawiamy do występowania z Kościoła. Światopogląd to wewnętrzne przekonanie. Jeśli ktoś ma jakieś wątpliwości, wówczas pomagamy. Spotykamy się więc po to, aby porozmawiać o apostazji, pomóc tym z was, którzy mają jakieś problemy lub pytania, a także w luźnej i przyjaznej atmosferze wymienić się doświadczeniami oraz spędzić czas w gronie osób o zbliżonych poglądach – tymi słowami Paweł Gliński, inicjator zjazdu i pomysłodawca wyprowadzenia dyskusji z sal konferencyjnych na wolną (nie tylko światopoglądowo) przestrzeń, przywitał zebranych na Zamku Dybowskim w sobotnie deszczowe popołudnie 13 czerwca. Wobec najnowszego wytworu polskiego Episkopatu, który apostazję obwarował wieloma nieżyciowymi wymogami, wzajemna pomoc i dzielenie się doświadczeniami są bezcenne. Jak radzić sobie z niereformowalnym proboszczem, który nie respektuje instrukcji Episkopatu, na przykład w zakresie wydawania apostacie aktu chrztu z potwierdzeniem dokonania apostazji? Jak skutecznie odwoływać się do kurii, kiedy proboszcz nie chce rozmawiać? A wreszcie – czy warto dokonać aktu apostazji? Na takie pytania A odpowiadali ci, którzy nawrócenie i wyzwolenie z katolicyzmu mają już za sobą. – Życie weryfikuje kościelne statystyki. Jakie będą tego konsekwencje, przekonamy się jeśli nie za 10, to za 50 lat. My jesteśmy jedynie narzędziem – zauważa Jarosław Milewczyk, założyciel portalu apostazja. pl. Kiedy ponad cztery lata temu zakładał stronę, o znaczeniu słowa apostazja mało kto wiedział. Obecnie na forum internetowym serwisu zarejestrowanych jest ponad 1500 użytkowników, a każdego dnia przybywa co najmniej dziesięciu kolejnych. – Ludzie, którzy chcą odejść z Kościoła, są na to zdecydowani. Oni się nie zastanawiają, bo już podjęli decyzję, wiedzą, czego chcą. Formalizują stan faktyczny. Męczy ich więc i denerwuje najbardziej to, że ten proces trwa tak długo – mówi Milewczyk. 81-letni Kazimierz Krzyżak, mieszkaniec Sosnowca, jeszcze za życia chciał sobie zagwarantować, że umrze jako światły i uczciwy człowiek, a po śmierci nie trafi do katolickiego nieba pełnego świętych zbrodniarzy, takich jak chociażby Pius XII. Stawił się więc w kancelarii u swojego proboszcza Eugeniusza Grzyba w październiku 2008 roku, aby osobiście złożyć akt apostazji. Proboszcz leciwego człowieka nawracać nie zamierzał. Niestety, nie zamierza mu też dostarczyć aktu chrztu ze stosowną adnotacją. Na ten dokument Kazimierz Krzyżak czeka już ponad pół roku. Sebastian z Grudziądza też nie miał łatwej przeprawy z proboszczem. Dowiedział się od niego, że apostazja to coś, czego można dokonać wyłącznie w sercu, a nie na papierze, zaś instrukcja Episkopatu jego, to znaczy proboszcza, nie dotyczy! – Nigdy nie czułem się częścią Kościoła. Rodzice mówili, że trzeba iść, to szedłem – mówi Sebastian. W jego przypadku przepychanki z proboszczem też trwają już kilka miesięcy. ! ! ! – Są księża, którzy potrafią uszanować wolę swoich „parafian”. Inni za wszelką cenę usiłują pokazać, kto rządzi za drzwiami kancelarii. Od lat przekonuje się ich o Bogu i jego (ich) potędze. Sprzeciw wobec niej bardzo niepokoi. Dlatego księża go nie tolerują – twierdzi Dorota, moderatorka forum apostazja.pl. Ona stara się pomagać nie tylko w sieci. Jak trzeba – dzwoni do opornego proboszcza, a nawet do kurii. Sama dokonała apostazji kilka lat temu. Po ponad 20 latach życia w skrajnie przymuszonym katolicyzmie (pielgrzymki, oazy, msze i celebrowane święta). Ale odczuwała pustkę. W pewnym momencie nastąpiło – jak to określa Dorota – zwolnienie sprężyny. Według zebranych i dzielących się doświadczeniami, nie ma znaczenia, czy idziemy do parafii w stolicy, czy do wiejskiego kościółka. I tu, i tu można być nazwanym żydem, jehowcem, mormonem czy po prostu sekciarzem. Bo dla księdza, który w dodatku obraża się o to, że ktoś nie mówi „szczęść Boże”, tylko „dzień dobry”, często niepojęte jest, że z „jego” Kościoła można odejść tak po prostu. Donikąd. O czym marzą obecni i przyszli apostaci? Żeby apostazja była czymś tak naturalnym jak zrezygnowanie z kablówki. I tego nam wszystkim życzymy. WIKTORIA ZIMIŃSKA [email protected] Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. POD PARAGRAFEM 7 Operacja specjalna Batem na nieuczciwych gliniarzy jest doborowa formacja zwana „policją w policji”. Ale na nią już nie ma bata... Biuro Spraw Wewnętrznych Komendy Głównej Policji to elitarna (z założenia) jednostka wyspecjalizowana w wykrywaniu przestępstw popełnianych przez policjantów i pracowników Policji oraz ściganiu sprawców. Ma swoje ekspozytury (wydziały) we wszystkich komendach wojewódzkich, gdzie jej funkcjonariusze działają autonomicznie, podlegając wyłącznie swojej warszawskiej centrali. 26 maja 2009 r. trzech specjalistów z Wydziału BSW w Szczecinie (w towarzystwie ściągniętego aż z Bydgoszczy policyjnego eksperta kryminalistycznego Jana K.) z prokuratorskim nakazem przeszukania w ręku wkroczyło do mieszkania emerytowanego podkomisarza Wojciecha B. Oficer był niegdyś kierownikiem sekcji instalacji Wydziału Techniki Operacyjnej (jednostka specjalizująca się w podsłuchach i tym podobnych metodach szpiegowania) zachodniopomorskiej Komendy Wojewódzkiej Policji. Zrezygnował z tej roboty, gdy wykrył kilka parszywych spraw, a przełożeni przymykali na nie oko lub usiłowali zmusić go do pisania fałszywych raportów (por. „Piraci” – „FiM” 3/2007). Po co teraz przyszło do niego BSW? Wiele wskazuje na to, że chodziło o przechwycenie dowodów kompromitujących... samych inspiratorów owej kuriozalnej – jak za chwilę wykażemy – akcji. ! ! ! Rankiem 26 maja z Wojciechem B. kilkakrotnie usiłowali porozmawiać telefonicznie podinspektor Zbigniew K. i nadkomisarz Jolanta G. (oboje z BSW), rezydujący w zachodniopomorskiej KWP. – Przerywałem te rozmowy już po pierwszych słowach przywitania. Z dwóch powodów: prowadziłem akurat samochód, jadąc do pracy, a poza tym nie chciałem mieć jakichkolwiek nieformalnych kontaktów z ludźmi, na których składałem wcześniej w prokuraturze zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstw – opowiada były policjant. Po niespełna trzech godzinach okazało się, że fachowcy z „policji w policji” usiłowali namierzyć miejsce pobytu Wojciecha B., bowiem bardzo im zależało na przetrząśnięciu w tym dniu jego mieszkania. Pozostaje wszakże pytanie: dlaczego nie złożyli mu niezapowiedzianej wizyty o godz. 6 rano, jak to się powszechnie w podobnych sytuacjach praktykuje? Czyżby chodziło właśnie o to, żeby nie zastać gospodarza w domu? Nie mogąc zlokalizować Wojciecha B., ekipa z BSW udała się do jego żony Marzeny. Pracuje ona w dużej i prestiżowej instytucji państwowej, w której nienaganna opinia jest – obok fachowości – podstawowym warunkiem zatrudnienia oraz kariery. Policjanci rozmawiali tam kolejno z dyrektorem, szefem kadr i bezpośrednią przełożoną pani B. Dawali do zrozumienia, że mąż ich pracownicy jest podejrzewany o popełnienie nieokreślonych, ale z pewnością bardzo ciężkich zbrodni, wymachiwali im przed nosami nakazem przeszukania, aż wreszcie na oczach całego personelu instytucji zgarnęli kobietę do radiowozu. Zawieźli Marzenę do domu. Na jej kategoryczne żądanie przed wejściem do środka pozwolili skontaktować się z mężem. – Przyjechałem po kilkunastu minutach, ok. godz. 10.30. Oficerowie BSW wręczyli mi odpis postanowienia, w którym prokurator wezwał mnie do wydania rzeczy związanych ze sprawą o sygnaturze akt V Ds. 65/08. Cóż to za sprawa i o jakie konkretnie przedmioty chodziło? Twierdzili, że sami nie wiedzą, więc nie miałem bladego pojęcia, co im wydać – relacjonuje Wojciech B. Kodeks postępowania karnego jednoznacznie określa reguły gry: ! „W celu znalezienia rzeczy mogących stanowić dowód w sprawie lub podlegających zajęciu w postępowaniu karnym, można dokonać przeszukania pomieszczeń i innych miejsc, jeżeli istnieją uzasadnione podstawy do przypuszczenia, że (...) wymienione rzeczy tam się znajdują” (art. 219 par. 1); ! „Osobę, u której ma nastąpić przeszukanie, należy przed rozpoczęciem czynności zawiadomić o jej celu i wezwać do wydania poszukiwanych przedmiotów” (art. 224 par. 1); ! „Przeszukanie lub zatrzymanie rzeczy powinno być dokonane zgodnie z celem tej czynności, z zachowaniem umiaru i poszanowania godności osób, których ta czynność dotyczy, oraz bez wyrządzania niepotrzebnych szkód i dolegliwości” (art. 227). Tymczasem w „Postanowieniu o żądaniu wydania rzeczy i zarządzeniu przeszukania”, wystawionym 22 maja przez prok. Macieja Jóźwiaka z Wydziału V Śledczego Prokuratury Okręgowej w Szczecinie, czytamy, że interesują go: „(...) jednostki centralne komputerów stacjonarnych i przenośnych, telefony, sprzęt nagrywający i odtwarzający, gwarancje i rachunki dotyczące tego sprzętu, dane komputerowe i ich kopie znajdujące się na nośnikach optycznych, dokumenty służbowe dotyczące funkcjonowania Policji i inne mające związek ze sprawą V Ds. 65/08, a także których posiadanie jest zabronione, w tym przez prawo autorskie”. I dalej, że należy „w razie potrzeby, w celu ich znalezienia i zabezpieczenia przeprowadzić przeszukanie”. Jak to należy rozumieć? – Z tekstu wynika, że prokurator sam nie wie, czego oczekuje, choć najprawdopodobniej chodzi mu o jakieś kłopotliwe dla Policji materiały, które mogły znaleźć się w niepowołanych rękach. Widać, że strzela na ślepo i dlatego zabezpiecza się tym końcowym sformułowaniem dającym pretekst do przetrząśnięcia wszystkich kątów, a nawet rozebrania cegła po cegle chałupy, i to w sytuacji gdy gospodarz jest gotów dobrowolnie oddać nam nawet swoje serce. Wiadomo, że niemal u każdego użytkownika komputera można znaleźć jakiegoś „pirata” i przeszukanie nie zakończy się kompletną klapą – śmieje się doświadczony policjant z Łodzi. ! ! ! Wojciech B. zadeklarował byłym kolegom, że chętnie wyda im wszystko, co tylko zechcą. Wyłożył na dywan każdy przedmiot mieszczący się w ogólnikowym prokuratorskim wykazie. Funkcjonariusze BSW postanowili jednak szukać. I chyba jednak dobrze wiedzieli czego, bowiem w trakcie tych czynności do nadkom. Jolanty G. kilkakrotnie telefonował nadinsp. Zbigniew K., a że facet ma głos tubalny, zaś aparat jego nieostrożnej podkomendnej ustawiony jest na maksymalną głośność, to rozmowa była świetnie słyszalna dla otoczenia: – Znaleźliście już?! – denerwował się K. – Jeszcze nie – odpowiadała każdorazowo G., aż do o godz. 19.30, kiedy przeszukanie wreszcie zakończono. I choć policjanci z BSW zabrali ze sobą nawet telefon komórkowy dziecka Wojciecha B. oraz stare, od dawna już nieużywane komputery, to wychodzili z mieszkania wyraźnie zasmuceni. Co istotne: wychodzili sami, choć pani Marzena naszykowała już mężowi szczoteczkę do zębów... Jeszcze tylko na pożegnanie nadkom. G. własnoręcznie wypisała i wręczyła Wojciechowi B. wezwanie do prokuratury, gdzie pod rygorem doprowadzenia miał stawić się nazajutrz w charakterze... świadka! Dlaczego nie odwrócono kolejności zdarzeń, co pozwoliłoby uniknąć procedury upokarzającej rodzinę byłego policjanta? – Wojciech B. jest znanym tropicielem różnych afer w komendzie i od pewnego czasu prowadzona jest wobec niego operacja specjalna. Z podsłuchu telefonicznego wyszło, że umawia się z pewnym dziennikarzem właśnie na wtorek 26 maja w sprawie kwitów na BSW. Ci dostali białej gorączki, wcisnęli prokuratorowi jakiś kit, żeby dał im nakaz i... w ten sposób praktycznie zdekonspirowali podsłuch – rąbka tajemnicy uchyla przed „FiM” oficer z KGP. 27 maja Wojciech B. został przesłuchany przez prok. Jóźwiaka w sprawie z art. 231 k.k. („Funkcjonariusz publiczny, który przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”). Okazało się, że chodzi o śledztwo dotyczące głośnego w ubiegłym roku skandalu związanego z wyciekiem poufnych danych o pracy operacyjnej zachodniopomorskiej Policji, które w tajemniczy sposób dotarły do lokalnych mediów. Co wspólnego z tą historią ma Wojciech B.? ! ! ! – Ja oczywiście nie wiem, co dokładnie wyciekło, ale z przebiegu przesłuchania i zadawanych mi pytań wynika, że chodzi o jedną ze spraw, o których już dawno, będąc jeszcze w służbie, informowałem Zbigniewa K. z BSW i na wszelki wypadek fakty te udokumentowałem. Oni nie ruszyli wówczas nawet palcem w bucie. No i teraz stają na głowie, żeby przejąć posiadane przeze mnie dowody świadczące o zatuszowaniu przestępstw – ocenia nasz rozmówca. Popatrzmy, dlaczego BSW oraz prokuratura mogły Wojciecha B. nie lubić. ! Podczas odzyskiwania danych z laptopa szczecińskiego policjanta Piotra D. z Wydziału Wywiadu Kryminalnego (ostatnio w Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego) ujawnił fakt bezprawnego posiadania przez tegoż funkcjonariusza zastrzeżonych danych w prywatnym komputerze. Zameldował o swoim znalezisku Zbigniewowi K. z BSW. Miał świadomość, że Piotr D. jest blisko spokrewniony z ówczesnym szefem Prokuratury Okręgowej w Szczecinie Błażejem Kolasińskim (od lutego 2005 r. szef Prokuratury Apelacyjnej), dlatego też nagrał złożone przez siebie ustne zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Piotrowi D. nie spadł włos z głowy, a wspomniane dane z laptopa cechuje istotne podobieństwo do tych, które niedawno wyciekły do mediów. Płyta z zapisem rozmowy ze Zbigniewem K. została Wojciechowi B. zabrana podczas przeszukania; ! Jednym z trzech funkcjonariuszy BSW, którzy 26 maja odwiedzili Wojciecha B., był Daniel Z. Ów oficer jest mężem Anety Z., byłej pracownicy kancelarii tajnej szczecińskiej Delegatury Centralnego Biura Śledczego. Kobieta zwolniła się stamtąd na własną prośbę, choć powinna trafić za kratki, bowiem została schwytana na gorącym uczynku kradzieży pieniędzy. Jej przełożeni sprawę zatuszowali i trudno nie dopatrywać się w tym wspaniałomyślnym geście związku z faktem, że matka Anety Z. piastowała wówczas odpowiedzialne stanowisko w Prokuraturze Okręgowej (dzisiaj w Prokuraturze Krajowej). O tych machinacjach Wojciech B. oczywiście meldował Zbigniewowi K., lecz ten jakoś przeoczył problem. Dodajmy, że Aneta wpadła, bowiem nie przeoczyła jej kamera, którą na życzenie kierownictwa CBŚ tajnie zainstalował w kancelarii Wojciech B. To zaledwie dwa wybrane przykłady z całej teczki bardzo nieprzyjemnych dla BSW kwitów znajdujących się w posiadaniu „FiM” (z góry uprzedzamy zainteresowanych, że przechowywane są poza redakcją). Nie będziemy ich na razie ujawniać, bo Wojciech B. zwrócił się o pomoc do kilku instytucji dysponujących możliwością procesowej weryfikacji zarzutów stawianych BSW. Jeśli zaś chodzi o szczecińską Policję i prokuraturę, to oczywiście odmawiają komentarza. Podobno „dla dobra śledztwa”... ANNA TARCZYŃSKA 8 Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. PATRZYMY IM NA RĘCE Dożywotnie pensje... ...dla Kaczyńskiego i Olszewskiego oraz filmowanie kupujących piwo – oto pomysły komisji Janusza Palikota. Polskie regulacje gospodarcze pełne są sprzecznych i wykluczających się wzajemnie przepisów. 20 lat temu państwo wydawało koncesje, pozwolenia czy zezwolenia w przypadku 12 typów biznesów (między innymi sprzedaż broni czy prowadzenie apteki). W 2009 r. objęto ścisłym nadzorem już ponad 200 typów działalności gospodarczej. Obywatele zostali zmuszeni nawet do płacenia za zaświadczenia, że nie prowadzą jakieś działalności. Na przykład każdy, kto jest właścicielem samochodu o ładowności powyżej pięciu ton i nie prowadzi firmy transportowej, musi co roku poświadczać ten fakt w starostwie. Jeśli tego nie zrobi, inne państwowe służby (policja lub inspekcja transportu drogowego) mają prawo delikwenta ukarać za wykonywanie usług bez zezwolenia. Zawodowi kierowcy autobusów i tirów zwrócili uwagę na absurdalne regulacje prawne dotyczące ich praw jazdy. Otóż państwo uznało, że prowadzący autobus nie ma prawa zasiąść za kierownicą własnego samochodu, jeśli nie jest to... autobus. W prawie podatkowym wprowadzono regulacje, których sensu nie są w stanie zrozumieć nawet inspektorzy skarbowi. Od ponad 3 lat kolejni marszałkowie sejmu (Marek Jurek, Ludwik Dorn i Bronisław Komorowski) zapomnieli o obowiązku publikacji tak zwanych tekstów jednolitych ustaw, czyli tekstów kompletnych, zawierających wszystkie zmiany. Być może dlatego, że nawet służby prawne parlamentu nie wiedzą, jakie przepisy obowiązują, a jakie już nie. Zdarzyło się przecież, że parlament nowelizował ustawę, którą dwa lata wcześniej uchylił. ! ! ! Po objęciu rządów przez koalicję PO i PSL jej liderzy obiecali szybki przegląd obowiązującego prawa i usunięcie najgłupszych regulacji. Aby przyśpieszyć całą operację, powołano nawet sejmową komisję nadzwyczajną o nazwie „Przyjazne Państwo”. Na jej czele stanął poseł Janusz Palikot. Przez półtora roku funkcjonowała ona dość dobrze. Przedłożyła sejmowi 110 propozycji zmian w obowiązujących ustawach. W trakcie prac komisji ujawniono także aferę związaną z wprowadzeniem do tak zwanej ustawy śmieciowej rozwiązań, które spalarniom odpadów szpitalnych nadawały status monopolisty. Parlamentarzyści PiS robili za to wszystko, aby jej prace sparaliżować. Od prób zrywania kworum po składanie w ostatniej chwili wniosków o powołanie dodatkowych ekspertów. Dzięki posłowi Palikotowi wszystkie te działania okazały się nieskuteczne. ! ! ! Od stycznia 2009 roku obserwujemy kryzys prac „Przyjaznego Państwa”. Kierownictwo Platformy zmieniło wtedy przewodniczącego komisji i od tego czasu zaczęła ona pracę nad dziwnymi rozwiązaniami. Na początek pochyliła się nad propozycją Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, aby zobowiązać właścicieli sklepów do filmowania osób kupujących piwo czy wódkę. Co ciekawe, projekt nie odróżnia małego osiedlowego kiosku od wielkiego hiperermaketu. Każdy ma mieć kamery i już. Specjaliści zwracają uwagę, że pracownicy PARPA zapomnieli o „drobiazgu”, jakim jest ochrona wizerunku człowieka i nie przewidzieli zasad przechowywania nagrań. Gdyby nie twarde stanowisko służb legislacyjnych Sejmu, ten kuriozalny projekt trafiłby już pod głosowanie. Wielki Językoznawca Kto był największym w historii polskim mówcą? Poznańscy naukowcy odkryli, że Jan Paweł II, i pochwalili się tym na specjalnej trzydniowej konferencji naukowej. Kto tak naprawdę rządzi polskimi uczelniami – ich władze czy raczej biskupi? Optymiści twierdzą, że nie jest tak źle, a skandaliczne przypadki, które opisał Jonasz rok temu w swoim komentarzu (Akademia Podlaska w Siedlcach, Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu czy Uniwersytet Łódzki), to wyjątki. Według pesymistów, sprawy wyglądają jeszcze gorzej. Katolicki sposób rozumienia świata uznawany jest za naukowy. Tak dzieje się na przykład na Uniwersytecie Zielonogórskim. Tamtejszy Instytut Filozofii jest dumny z tego, że propaguje kreacjonistyczną wizję powstania świata. Czynią to nie tylko teologowie, lecz także świeccy filozofowie, i to z tytułami profesorskimi. Pod ich opieką powstają prace magisterskie i doktorskie, dowodzące, że Darwin to szarlatan, a fundamentalizm chrześcijański to ostoja wolności i oświecenia. ! ! ! Poglądy biskupów przyjęli także – i to właściwie bez żadnej refleksji – wykładowcy Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Na zorganizowanych przez nich (głównie politologów) dwóch konferencjach mogliśmy się dowiedzieć, że państwo nie naprawiło jeszcze wszystkich krzywd, jakie zadało Kościołowi katolickiemu w latach 1944–1989, że Stolica Apostolska mogła zakończyć odbudowę struktur Kościoła w Polsce dopiero w 1992 roku, że biskupi nie chcieli żadnych przywilejów, lecz powrotu do normalności, a dzięki Kościołowi mogły powstać w Polsce niezależne organizacje społeczne. Na międzynarodową sesję poświęconą polskim wydarzeniom roku 1989 nie zaproszono gości z Rosji. Można było odnieść wrażenie, że 20 lat temu postawa władz ZSRR nie miała żadnego znaczenia. Od Rosjan ważniejszy był konserwatywny minister polityki społecznej w rządzie Kohla i nuncjusz apostolski arcybiskup Józef Kowalczyk (patrz foto). Władze uczelni przedstawiały go jako „przyjaciela Uniwersytetu Warszawskiego”, choć dba tylko o katolicką indoktrynację na Uczelni. ! ! ! Od kilku lat poznańscy poloniści zajmują się naukową analizą języka, jakim biskupi posługują się w listach do wiernych, a także doszukują się humoru w kazaniach kardynała Henryka Gulbinowicza. Odkryli na dodatek, że dzięki odmawianiu modlitwy „Ojcze nasz” nasi przodkowie pozostali Polakami. Jednak badanie przekładów tekstów teologicznych nie wystarczało im. Poszukiwali czegoś naprawdę mocnego. I znaleźli. Po latach ciężkiej pracy wykryli, iż największym reformatorem polskiej mowy był Jan Paweł II. O wynikach swoich badań poinformowali świat w dniach 1–3 czerwca 2009 roku podczas trzydniowej konferencji zatytułowanej „Jan Paweł II – odnowiciel mowy polskiej”. Nie można powiedzieć, aby cieszyła się ona zainteresowaniem studentów Uniwersytetu Adama Mickiewicza. Nie pomogły nawet zachęty w postaci zaliczenia obecności na konferencji jako obecności na zajęciach. Studentów nie zainteresowały także projekcje filmów w ramach „Dni filmu papieskiego”. A do wyboru były obrazy z pielgrzymek Jana Pawła II do Polski i filmowy portret Wandy Półtawskiej, powiernicy tajemnic Karola Wojtyły. W pierwszym dniu obrad honor uniwersytetu przed prezydentem Lechem Kaczyńskim oraz obecnymi hierarchami (kardynałowie Dziwisz i Grocholewski, arcybiskupi Gądecki i Muszyński) ratowali… licealiści spędzeni na finał dwóch Fot. MaHus konkursów: plastycznego i na najlepsze wypracowanie. W tym drugim młodzi ludzie mieli odpowiedzieć na następujące pytanie: „Która myśl, wypowiedź Jana Pawła II zawarta w Jego homiliach, encyklikach, poezji wywarła największy wpływ na twój sposób myślenia, rozumienia świata czy postępowania”. Nastolatki mogły też wysłuchać wykładów, jakim to wielkim mówcą Jan Paweł II był. Prof. Jan Miodek, klerykał znany z TV, oznajmił, że piękno mowy papieża Polaka odegrało Entuzjazm posłów wywołała inna propozycja. Otóż przy okazji rozpatrywania inicjatywy posła Janusza Palikota w sprawie podniesienia uposażenia byłych polskich prezydentów parlamentarzyści wpadli na pomysł wprowadzenia analogicznych zasad wynagradzania dla byłych premierów, marszałków sejmu i senatu, a nawet... samych posłów i senatorów. Wszyscy mieliby dostać dożywotnie pensje w wysokości około 9 tysięcy złotych. Na liście uprawnionych z całą pewnością znaleźliby się między innymi Jan Olszewski (premier przez 5,5 miesiąca), Jerzy Buzek (sprawca katastrofy gospodarczej w 2001 roku), Leszek Miller, Kazimierz Marcinkiewicz, Jarosław Kaczyński, Marek Jurek (Opus Dei) i Ludwik Dorn. I nie jest to wcale żart. Zapał parlamentarzystów znowu ostudzili wstrętni legislatorzy, którzy zwrócili uwagę, iż nikt nie policzył kosztów całej akcji. Mają to uczynić w tempie ekspresowym sejmowi eksperci. Wszystko po to, aby już od stycznia 2010 nowe regulacje mogły wejść w życie. Ciekawe, że nie tak dawno posłowie PO i PSL obiecywali oszczędności w wydatkach na parlament i biurokrację. Przywileje władzy także miały zostać ograniczone. Ale to było przed wyborami do europarlamentu... MiC ważną rolę w jego życiu. Inny prelegent wyjaśnił zebranym, że mowa Karola Wojtyły była prosta i czytelna dla każdego. Profesor Bogdan Walczak z Poznania udowadniał, że Wojtyła był odnowicielem mowy polskiej. Według prof. Stanisława Mikołajczaka, wykładowcy UAM, z tezą tą zgodzili się wszyscy przepytani przez niego profesorowie polonistyki. Dowodów na to dostarczyli profesorowie Stanisław Gajda z Opola, który odkrył literacką osobowość Karola Wojtyły, i Krzysztof Dybciak, według którego język homilii papieskich jest „prosty i zrozumiały, a jednocześnie pełen metafor”. Ich kolega ze stolicy – profesor Eugeniusz Sakowicz – wyjaśnił, iż niewierzący zawdzięczają papieżowi to, że są porządnymi ludźmi. Według niego, papież w piękny i zrozumiały sposób wychowywał ich do miłości bliźniego. Na koniec zabrała głos sama Wanda Półtawska, dla której Jan Paweł II był obrońcą piękna i świętości. Przy okazji reklamowała swoją książkę o spotkaniach z Karolem Wojtyłą i zredagowany przez siebie tom z wypowiedziami duchownych o ojcostwie. Dla uatrakcyjnienia konferencji w przerwach występowali znani aktorzy (Jerzy Zelnik i Dorota Segda), którzy recytowali poezję JPII. Te zabiegi nie poprawiły frekwencji. Jedynym punktem obrad naukowców, który spotkał się z zainteresowaniem publiczności, była prezentacja największej kremówki. Władze Uniwersytetu Adama Mickiewicza – niezrażone słabym zainteresowaniem – planują w październiku kolejną konferencję poświęconą językowi Jana Pawła II. I tylko jacyś wstrętni złośliwcy porównują poznańskie konferencje do imprez organizowanych do połowy lat 50. ubiegłego wieku na cześć Józefa Stalina. Który też wielkim językoznawcą był. Przynajmniej pod takim tytułem naukowym występował w ówczesnych encyklopediach. MKC Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. POLSKA PARAFIALNA 9 Sacro t rendy tym roku po raz dziesiąty odbywała się w Kielcach – pod honorowym patronatem prymasa Polski kardynała Józefa Glempa, ordynariusza kieleckiego biskupa Kazimierza Ryczana oraz ministra kultury i dziedzictwa narodowego Bogdana Zdrojewskiego – Międzynarodowa Wystawa Budownictwa i Wyposażenia Kościołów, Sztuki Sakralnej i Dewocjonaliów. Jubileuszowy spęd sakralnych handlowców zaszczycił sam arcybiskup Gianfranco Ravasi, przewodniczący Papieskiej Rady Kultury, który przekazał zgromadzonym pozdrowienia od papieża Benedykta, po czym stwierdził: „Niestety, nie obrażając naszego stanu, księża czasami mają bardzo zły gust. Może dlatego, że w seminariach nie ma odpowiedniej edukacji. Trzeba prowadzić zajęcia ze sztuki nie tylko w postaci wykładu akademickiego, ale uczyć także interpretowania dzieł sztuki”. Sam Zdrojewski targów nie zaszczycił. Wysłał za to swojego wiceministra Tomasza Mertę. Ten, kiedy dopuszczono go do głosu, zaznaczył, że Kościół odpowiedzialny za dziedzictwo kulturowe musi myśleć o przyszłości, dbając również o estetyczny wygląd świątyń. Przemówił także prezydent Kielc Wojciech Lubawski. Wysławiał wielowymiarowość targów, które – według niego – mają charakter nie tylko materialny, ale również duchowy... W owym duchowym charakterze przez trzy dni W można było do woli podziwiać zdobne szaty liturgiczne z najnowszych kolekcji, przebogatą ofertę wydawniczą, rzeźby wszelkich świętych, w tym jeszcze nie świętego JPII, oferty firm architektonicznych, wnętrzarskich i budowlanych, najnowsze trendy w zabezpieczaniu i budowie obiektów sakralnych, ich wyposażeniu, dekoracji oraz projektowaniu i utrzymaniu zieleni wokół świątyni. Pokazano też naczynia liturgiczne, systemy informatyczne i archiwistyczne dla kościołów, witraże itp. Nad wszystkim górowała monstrualnych rozmiarów monstrancja (1,40 m wysokości, 27 kg wagi), a także gustowny, wykonany w nowatorskim stylu (tak zapewnia producent) i rzucający się w oczy dzięki przyjemnym kształtom elektroniczny pulpit do wyświetlania ewangeliarzy zakodowanych cyfrowo. Od przepychu i błyskotek można było dostać oczopląsu. Jak to dobrze, że na to wszystko kasę dadzą zawsze wierni parafianie... Wśród zwiedzających, ale tylko konsekrowanych, zostały rozlosowane nagrody – bilet lotniczy do Rzymu oraz tygodniowa wycieczka do Ziemi Świętej. Niczego więc nie zabrakło. Nawet Chrystusa ukrzyżowanego, leżącego – o zgrozo – na ulicy... JULIA STACHURSKA Maleńkie Jezuski, wielkie figury Karola Wojtyły, tony kościelnych wydawnictw prezentujących m.in. najnowsze trendy w modzie sakralnej – wszystko na największych w Europie targach kościelnej pychy – Sacroexpo 2009. Fot. MZ 10 Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. POD PARAGRAFEM A parchom won! Tysiące chasydów z całego świata pielgrzymują co roku do Leżajska, do grobu słynnego cadyka Elimelecha (1717–1786). Obok splendoru i promocji miasto czerpie też z tego korzyści ekonomiczne. Będą one o wiele bardziej wymierne, gdy powstanie tam największe w Europie Centrum Chasydzkie… Co takiego?!!! Chasydzi chcą zainwestować 24 mln zł w kompleks dwóch budynków będących ich własnością. Powstanie Muzeum Tradycji Chasydzkiej, podziemny parking, sala kinowa, mykwa i część hotelowo-restauracyjna (70 pokoi, sale do studiów religijnych dla 400 osób, kuchnia z jadalnią na 250 miejsc itd.). W sumie 8,5 tys. metrów kwadratowych i perspektywa wielu nowych miejsc pracy – na etapie budowy i po jej zakończeniu. Chasydzi czekają na decyzję radnych, którzy kilka miesięcy temu odbili piłeczkę do burmistrza Tadeusza Trębacza, aby ten wysondował, co mieszkańcy o tym myślą. A myślą bardzo różnie, co jednak nie ma większego znaczenia, skoro to radni mają głos decydujący, bo oni wydają zgodę na inwestycje i uchwalają plany miejscowe. Ponieważ Żydzi irytują się już wielomiesięczną bezczynnością, burmistrz obiecał im, że na najbliższej sesji rady złoży wniosek o przystąpienie do uchwalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego terenu wokół chasydzkiego centrum, bez którego inwestor nie dokupi gruntu pod budowę. W oczekiwaniu na decyzję rady, zwolennicy i przeciwnicy (tych jest więcej) budowy leżajskiego centrum pojedynkują się na internetowych forach, dając tam wyraz głębokiego ekumenizmu, tolerancji, szacunku i miłości bliźniego, wierności ideom „testamentu JPII”. Tak więc na Żydach, taka ich mać, nie zostawia się suchej nitki, obwiniając o wszystko, co w świecie najgorsze, z obecnym kryzysem w świecie włącznie. „Kiedy wy wreszcie nas, Polaków, przeprosicie za zbrodnie przeciwko narodowi polskiemu! Za Michnika, Kuronia, Kwaśniewskiego, Geremka i inne podłe osoby?” – to jeden z łagodniejszych argumentów dyskusji, która czarno wróży chasydzkim planom. J. ADAMSKI Grób cadyka Elimelecha w Leżajsku Porady prawne Jestem wdową. Otrzymuję rentę rodzinną po zmarłym małżonku. W marcu 2005 r. Zakład Ubezpieczeń Społecznych wydał decyzję o ponownym ustaleniu wysokości renty. Nie zgadzałam się z ustaloną wysokością świadczenia i w związku z tym we wrześniu 2006 złożyłam wniosek w sprawie wypłaty świadczenia z tytułu nieprzeliczenia kwoty bazowej. Zakład Ubezpieczeń Społecznych odmówił wyrównania świadczenia, powołując się na art. 180 i 194a ustawy z dn. 17.12.1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych. Załączam Państwu otrzymane z ZUS dokumenty. Czy wysokość świadczenia renty rodzinnej została prawidłowo ustalona? Czy możliwe jest uzyskanie świadczenia renty rodzinnej w wysokości wyższej niż ta, która została ustalona decyzją z dn. 1.03.2005 r.? (Barbara L., Lidzbark) Z załączonych przez Panią dokumentów wynika, że wysokość renty rodzinnej została prawidłowo obliczona i nie ma, niestety, możliwości jej zwiększenia. O tym, po kim może być przyznana renta rodzinna, stanowi art. 65 ustawy o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych: „1. Renta rodzinna przysługuje uprawnionym członkom rodziny osoby, która w chwili śmierci miała ustalone prawo do emerytury lub renty z tytułu niezdolności do pracy lub spełniała warunki wymagane do uzyskania jednego z tych świadczeń. 2. Przy ocenie prawa do renty przyjmuje się, że osoba zmarła była całkowicie niezdolna do pracy”. Według art. 70.1. ustawy* wdowa ma prawo do renty rodzinnej, jeżeli w chwili śmierci męża osiągnęła wiek 50 lat lub była niezdolna do pracy. Zgodnie z powyższymi przepisami jest Pani uprawniona do pobierania renty rodzinnej. Należy jednak pamiętać, że renta rodzinna wynosi dla jednej osoby uprawnionej 85 proc. świadczenia, jakie przysługiwałoby zmarłemu, co potwierdza art. 73.1., pkt 1 ustawy*: „Renta rodzinna wynosi: 1) dla jednej osoby uprawnionej – 85 proc. świadczenia, które przysługiwałoby zmarłemu”. Zgodnie z ww. stanem faktycznym, w marcu 2005 r. wydano decyzję o ponownym ustaleniu wysokości renty. Ponowne ustalenie wysokości świadczenia polegało na obliczeniu świadczenia od kwoty bazowej podwyższonej do 96,5 proc. przeciętnego wynagrodzenia, przyjętego do obliczenia renty. Obliczenia te zostały wykonane zgodnie z art. 194a ustawy*, który stanowi: „1. Emerytury i renty przysługujące na podstawie ustawy, które zostały obliczone od kwoty bazowej stanowiącej mniej niż 100 proc. przeciętnego wynagrodzenia, podlegają przeliczeniu. 2. Przeliczenie emerytury i renty z tytułu niezdolności do pracy polega na ponownym obliczeniu świadczenia od kwoty bazowej określonej w ust. 4 i 5. 3. Przeliczenie renty rodzinnej polega na ponownym jej obliczeniu jako odpowiedniego procentu świadczenia, które przysługiwałoby zmarłemu, przeliczonego zgodnie z ust. 2. 4. Dla świadczeń przysługujących emerytom i rencistom urodzonym przed dniem 1 stycznia 1930 r. podwyższa się kwotę bazową do: 1) 96,5 proc. przeciętnego wynagrodzenia przyjętego do ustalenia Fot. Wikipedia ylko patrzeć, jak rzeszowscy bernardyni zabiorą mieszkańcom nie tylko parking w pobliżu Urzędu Wojewódzkiego, ale i słynny pomnik stojący od lat w samym centrum miasta. Oczywiście ten ostatni zburzą natychmiast, bo to „wstrętny” monument czynu rewolucyjnego. T parking postanowili przenieść pod ziemię. Kilka miesięcy temu miasto zaakceptowało koncepcję bernardynów, a nawet... zgodziło się wypłacić im z kasy miejskiej 3,6 mln zł z góry (!) za 15-letnią dzierżawę wspomnianego obiektu. Chodziło bowiem o to, by braciszkowie mieli Park zamiast parkingu Gdy w 2006 roku za sprawą radnych PiS oraz LPR zakonnicy nabyli od miasta intratną działkę w pobliżu klasztoru za niecałe 30 tys. złotych (warta była 2,7 mln zł!), nie zdawano sobie sprawy z konsekwencji tej decyzji. Tłumaczono, że bernardyni przejęli to, co przed wiekami było ich własnością, choć wielu w to powątpiewało. A niektórzy historycy wręcz negowali... Zakonnicy „łyknęli” nie tylko cenną działeczkę, ale przejęli też funkcjonujący na niej parking, by co miesiąc inkasować od miasta za dzierżawę 20 tys. zł. W umowie sprzedaży gruntu zagwarantowano co prawda, że parking nie zostanie nigdy zlikwidowany, ale ojczulkowie postanowili rozbudować klasztor i stworzyć w tym miejscu centrum religijno-kulturowe. W związku z tym wysokości świadczenia w dniu jego przyznania – od dnia 1 marca 2005 r.”. Podsumowując, wszelkie obliczenia dotyczące ustalenia wysokości renty rodzinnej na rzecz Pani Barbary zostały przeprowadzone prawidłowo i zgodnie z brzmieniem ustawy*. Tak więc nie ma możliwości uzyskania przez Panią tego świadczenia w wysokości wyższej, niż ta ustalona decyzją z dnia 1.03.2005 r. Podstawa prawna: ustawa z dn. 17.12.1998 r. o emeryturach i rentach z Funduszu Ubezpieczeń Społecznych, DzU 2004.39.353 – tj. ze zm. ! ! ! W listopadzie 2008 r. wysiadłam z tramwaju i kiedy przechodziłam na drugą stronę ulicy, moja noga ugrzęzła w wyrwie znajdującej się tuż obok szyny tramwajowej, na skutek czego przewróciłam się i doznałam licznych uszkodzeń ciała, co potwierdza dokumentacja lekarska. Chcąc uzyskać rekompensatę, złożyłam podanie o odszkodowanie do Biura Obsługi Pasażera Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Łodzi. MPK nie poczuwa się jednak do odpowiedzialności. Skierowano mnie do Zarządu Dróg i Transportu, ale stamtąd również odeszłam z kwitkiem. W jaki sposób i do kogo powinnam się zwrócić w celu uzyskania odszkodowania? (Lucyna, Łódź) W przedstawionych przez Panią okolicznościach podmiotem odpowiedzialnym za powstałą szkodę jest Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne. Podstawą prawną odpowiedzialności MPK jest przepis art. 435, par. 1 k.c., który stanowi: „Prowadzący na własny rachunek przedsiębiorstwo lub zakład wprawiany w ruch za pomocą sił przyrody (pary, gazu, elektryczności, paliw płynnych itp.) ponosi odpowiedzialność za szkodę na osobie lub mieniu, swój wkład finansowy niezbędny przy ubieganiu się o unijne pieniądze przeznaczone na budowę podziemnego parkingu. Jednak w tych dniach niespodziewanie klechy dokonały wolty i wypowiedziały miastu umowę na korzystanie z ICH parkingu. Braciszkowie z rozbrajającą szczerością wyznali, że chodzi o to, że gdyby w skład całej inwestycji rozbudowy klasztoru wchodził komercyjny, płatny parking, to otrzymaliby tylko 50-procentowe dofinansowanie z UE, a gdy wyłączą podziemne garaże – zainkasują aż 85 proc. całości przedsięwzięcia – parku papieskiego. Najpewniej więc żadnego parkingu nie będzie. Mieszkańcy miasta zostali oszukani, a prezydent (bądź co bądź niegłupi chłop) w konszachtach z zakonnikami wyszedł na idiotę. BS wyrządzoną komukolwiek przez ruch przedsiębiorstwa lub zakładu, chyba że szkoda nastąpiła wskutek siły wyższej albo wyłącznie z winy poszkodowanego lub osoby trzeciej, za którą nie ponosi odpowiedzialności”. Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne w Łodzi wypełnia hipotezę powyższego przepisu, odpowiada zatem za szkodę bardzo szeroko, ponieważ na zasadzie ryzyka, a jednocześnie w niniejszej sprawie nie zachodzą żadne okoliczności egzoneracyjne (zwalniające). W takiej sytuacji jedyną dostępną dla Pani drogą jest wystąpienie przeciwko MPK do sądu z powództwem o odszkodowanie i zadośćuczynienie za doznaną krzywdę. Podstawą prawną do wystąpienia o odszkodowanie jest przepis art. 444 par 1 k.c., zd. 1, który stanowi: „W razie uszkodzenia ciała lub wywołania rozstroju zdrowia naprawienie szkody obejmuje wszelkie wynikłe z tego powodu koszty”. Zasadne jest także wystąpienie z roszczeniem o zadośćuczynienie z art. 445, par. 1 k.c., w związku z art. 444, par. 1 k.c.: „W wypadkach przewidzianych w artykule poprzedzającym (tj. 444 par. 1 k.c.) sąd może przyznać poszkodowanemu odpowiednią sumę tytułem zadośćuczynienia pieniężnego za doznaną krzywdę”. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny, DzU 1964.16.93 ze zm. ! ! ! Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI Władze Krakowa alarmują, że miastu brakuje terenów na zaspokojenie żądań Kościoła! A do Komisji Majątkowej wpływają kolejne roszczenia kleru. Desmond Tutu – anglikański biskup z RPA, laureat Pokojowej Nagrody Nobla z 1984 roku – podczas ekumenicznego nabożeństwa w Nowym Jorku powiedział: „Kiedy misjonarze po raz pierwszy przybyli do Afryki, mieli Biblię, a my mieliśmy ziemię. Powiedzieli nam: „Módlmy się”. Zamknęliśmy oczy. A kiedy je otworzyliśmy, było na odwrót – my mieliśmy Biblię, a oni ziemię”. Podobnie jest w Krakowie. Patologia zaczęła się w 1989 roku, gdy Kościół, uzurpując sobie prawo głównego pogromcy komuny, wkroczył we wszystkie sfery życia publicznego. Wyjątkowo podatny grunt miał zawsze w konserwatywnym i klerykalnym Krakowie, zwanym Świętogrodem lub – od 1979 roku – miastem papieskim. Kraków przedstawiany był jako miasto stu świątyń (jest tu procentowo największa liczba kościołów i osób duchownych w przeliczeniu na jednego mieszkańca w Polsce, a może i na świecie). Nawet przed wiekami każdy zakon, który przybywał na ziemie polskie, musiał mieć swe przedstawicielstwo w Krakowie. Dziś powstają tu dwa gigantyczne kompleksy: miasto papieskie oraz sanktuarium świętej Faustyny, które swym blaskiem i rozmachem przyćmić ma nawet Licheń. Obecnie przeszło jedna trzecia wszystkich nieruchomości w historycznym centrum Krakowa jest już pod jurysdykcją Watykanu. Do tego należy jeszcze dodać niezliczone nieruchomości położone w innych krakowskich dzielnicach oraz ponad 10 kilometrów kwadratowych miejskich gruntów (pod zabudowę). Powierzchnia tzw. Stolicy Apostolskiej jest przeszło dwudziestokrotnie mniejsza od obszarów, jakie w swych łapskach dzierży krakowski Kościół. A oto bardzo skrótowy spis tych obszarów i majątków: Albertynki: za sporne 69 ha ziemi w podkrakowskiej Rząsce, gdzie obecnie mieści się jednostka wojskowa oraz Uniwersytet Rolniczy, otrzymały 1500 ha w różnych częściach Małopolski. Część gruntów, jak np. 35 ha w podkrakowskiej gminie Zielonka, siostrzyczki tuż po skubnięciu sprzedały braciom Arturowi i Piotrowi, P., którzy chcieli wybudować tam osiedle domków jednorodzinnych. Jednak spotkała ich niemiła niespodzianka, gdyż krakowski sąd (pomimo posiadanego przez nich aktu notarialnego!) odmówił wpisu nabytej ziemi do księgi wieczystej, argumentując to brakiem zgody na transakcję ze strony władzy kościelnej (sic). Sąd powołał się na prawo kanoniczne, które mówi, że Watykan musi przyklepać wszelkie transakcje związane z majątkiem kościelnym, przewyższające sumę miliona euro. Albertynki dopiero po transakcji wystąpiły do B16 o zgodę, lecz cała sprawa na dobre utknęła w watykańskiej machinie biurokratycznej – obecnie jest rozpatrywana przez Kongregację ds. Instytutów Życia Konsekrowanego i Stowarzyszeń Życia Apostolskiego, więc należy tylko życzyć braciom P. powodzenia i wytrwałości... Zrozpaczeni biznesmeni zaoferowali nawet zieloneckim radnym 8 mln zł dotacji dla gminy, jeśli będą mogli ruszyć z inwestycją, jednak na niewiele się to zdało. A siostrzyczki zacierają tylko ręce. To się nazywa interes – kasa się zgadza, a ziemia cały czas jest pod jurysdykcją Kościoła! Teraz wiadomo, dlaczego pełnomocnik albertynek, były funkcjonariusz SB Marek Piotrowski, uchodzi za najlepszego specjalistę w dziedzinie obrotu majątkiem kościelnym. Sprawą zajmuje się CBA. Arcybractwo Miłosierdzia pod wezwaniem Bogurodzicy Najświętszej Maryi Panny Bolesnej to quasi-organizacja całkowicie zależna od kard. Dziwisza. Po zaciętej batalii sądowej, w której bynajmniej nie było miejsca dla miłosierdzia, na trupie bliźniaczej organizacji świeckiej księża z Arcybractwa zdobyli gigantyczny majątek, szacowany według różnych ekspertyz na kwotę od 200 do 500 mln złotych. Składa się nań kilkanaście kamienic oraz kilkadziesiąt hektarów atrakcyjnych gruntów w centrum Krakowa. Augustianie: trzymają miasto w szachu, gdyż rzekomo na ich terenach znajduje się szpital dziecięcy w Krakowie-Prokocimu, oraz zajezdnia tramwajowa. Prowadzą twarde negocjacje na temat ewentualnych odszkodowań, a swe żądania finansowe oszacowali na 19 077 900 zł (dane Urzędu Miasta Krakowa). W międzyczasie przejęli szerokie połacie ziemi w tejże dzielnicy miasta. Mnisi od św. Augustyna doprowadzili do likwidacji znajdujący się tam państwowy Dom Dziecka, urządzając w opuszczonym przez sieroty budynku własną rezydencję (zdjęcie powyżej), a z pobliskich ogródków działkowych wyrzucili wieloletnich użytkowników, szybko sprzedając atrakcyjny teren deweloperowi. Benedyktyni: odzyskują znaczne obszary atrakcyjnych terenów w okolicach Tyńca. Bonifratrzy: przejęli najstarszy w mieście szpital przy ul. Trynitarskiej i dostali ponad 30 ha w podkrakowskich Mogilanach. Caritas: odzyskał i pozyskał szereg nieruchomości i działek w samym Krakowie, m.in. kamienice przy ul. Krakowskiej, Mikołajskiej i Skawińskiej, a także 12 ha ziemi w Bronowicach. W jednej z przejętych kamienic, przy ul. Radziwiłłowskiej 8, mieści się Dom Pomocy Społecznej. Katoliccy urzędnicy miłosierdzia chcieli niezwłocznie wyrzucić stamtąd pensjonariuszy, jednak po wielu protestach i mediacjach udało się utrzymać placówkę do 2014 roku. Równolegle ta kościelna organizacja charytatywna szantażuje miasto i uczelnię roszczeniami dotyczącymi nieruchomości przy ul. Kopernika 15c, gdzie mieści się Klinika Nefrologiczna Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego. W zamian za pozostawienie szpitala caritasowcy zażądali 10 mln 724 tys. zł odszkodowania (dane jw.). Cystersi: sprzątnęli miastu sprzed nosa 3 ha ziemi wartej 24 mln zł w centrum Krakowa, a gmina planowała tam budowę nowoczesnego centrum handlowego. Dodatkowo otrzymali od Komisji Majątkowej atrakcyjne nieruchomości przy ul. Kobierzyńskiej, Zielińskiego, Chopina, Wrocławskiej, Bratysławskiej, Twardowskiego, Dworskiej i Szwedzkiej. Dominikanie: jako potomkowie inkwizytorów właśnie w Krakowie prowadzą finansową konkwistę. Zdołali przejąć kamienicę przy ul. Siennej, gdzie mieścił się Zespół Szkół Gastronomicznych; szkoła musiała się stamtąd wynieść. Ponadto braciszkowie na krakowskim osiedlu Prądnik otrzymali 6 ha gruntów, na których znajduje się osiedle mieszkaniowe, więc w grę wchodzi pokaźne odszkodowanie gwarantowane (ponoć ok. 100 mln zł). W Nowej Hucie braciszkowie chapnęli 9,5 ha, a z dawnego PGR-u w podkrakowskich Dziekanowicach wykrojono mnichom przeszło 20 ha ziemi. Elżbietanki: choć z Krakowem niewiele je łączyło, to w zamian za sporne tereny na Śląsku właśnie do Krakowa wyciągnęły swe łapki, bo jak twierdzą, w „świętym mieście” lepiej jest się dogadać. I miały rację, gdyż w gminie Łopuszna natychmiast otrzymały 20 ha ziemi, gdzie mieściła się Stacja Kontroli Odmian Roślin. Oczywiście, cały majątek niezwłocznie sprzedały lokalnemu biznesmenowi z branży 11 budowlanej, a i w tym przypadku widać fachową rękę wspomnianego wcześniej esbeka Marka Piotrowskiego. Felicjanki przejęły kamienicę przy ul. Mikołajskiej, tuż przy samym rynku. Fidelus: proboszcz bazyliki Mariackiej z powodzeniem może założyć zgromadzenie księży inwestorów. Po Krakowie krąży nawet dowcip, że jak Fidelus spotka na ulicy golasa, nawet od niego potrafi portfel wyciągnąć. W końcu lata spędzone na posadzie kuriewnego ekonoma nie poszły na marne. Pod jego przewodnictwem i przy wydatnej pomocy pana Marka Piotrowskiego parafia mariacka zdobyła sześć zabytkowych kamienic w okolicach krakowskiego rynku o wartości ok. 100 milionów zł! Jedną od razu zamieniono na ekskluzywny hotel Wit Stwosz (zdjęcie poniżej), w innych działają sklepy, kawiarnia oraz prywatne firmy. Jednak rewizjonistyczne zapędy parafii nie mają końca. Fidelus domaga się przeszło 20 ha w Bronowicach, które uważa się za jedną z najatrakcyjniejszych dzielnic Krakowa. Oczywiście, pomaga mu w tym Komisja Majątkowa. Ostatnio we wspomnianych Bronowicach otrzymał 12 ha należących do Zakładów Nasienniczych „Polan” i szybko sprzedał je firmie Bradus. Szkopuł w tym, że ustawa o stosunku państwa do Kościoła wyraźnie mówi, że zwrot gruntów nie może naruszać praw osób trzecich, a w obiektach „Polanu” od kilkudziesięciu lat zamieszkują ludzie. Inny ciekawy przykład to kwestia atrakcyjnych terenów przy ul. Siewnej, należących do gminy. Miasto wystawiło tę działkę na licytację, lecz na trzy dni przed terminem aukcji do magistratu dotarł faks z Komisji Majątkowej, informujący, że owe tereny zostały przyznane parafii mariackiej jako mienie zamienne. Władze Krakowa postanowiły jednak przeprowadzić licytację, na której dobito do całkiem pokaźnej sumy 9,5 mln zł za owe grunty. Oczywiście, całą transakcję unieważniono, gdyż od decyzji szanownej Komisji Majątkowej odwołań nie ma. Tak więc magistrat – oprócz tego, że stracił 9,5 mln – musiał jeszcze pokryć umowne kary z powodu niewywiązania się z umowy licytacyjnej. Oczywiście, wszystkie przytoczone tu transakcje sprzedaży wydębionego majątku musiały odbyć się za zgodą i błogosławieństwem „wyznaczającego horyzonty nadziei” i „najlepszego opiekuna Krakowa” (tak ostatnio Dziwisza tytułowali krakowscy radni!). Dalszą część krakowskiego alfabetu opiszemy niebawem. MAREK PAWŁOWSKI [email protected] 12 KOŚCIELNY ROZBIÓR POLSKI Wielka kumulacja W laboratoriach koncernu Krk nieustannie eksperymentuje się nad przemianą pojedynczych złotówek w miliony. Wyniki testów wskazują, że nie ma cudów i jedynym sposobem jest ordynarne oszustwo... Polskie prawo stanowi, że kat. Kościół wolno obdarowywać nieruchomościami (co dla niepoznaki nazywa się „sprzedażą z bonifikatą” dochodzącą nawet do 99,9 proc.), jeśli wielebni uroczyście zadeklarują u notariusza, że wybrane przez nich grunty lub budynki wykorzystają pod budownictwo sakralne bądź na działalność charytatywną, opiekuńczą, oświatową itp. Praktyczne zastosowanie owych udogodnień polega na tym, że gdzie tylko znajdzie się jakaś ładna działka (kwestia dotyczy zwłaszcza miast i regionów atrakcyjnych turystycznie), tam natychmiast pojawia się pilna konieczność zainstalowania siedziby „kościelnej osoby prawnej” (parafia, dom zakonny, ośrodek Caritasu itp.) lub poszerzenia terytorium siedziby już istniejącej w celu „poprawienia warunków jej zagospodarowania”. Gdy „kościelna osoba prawna” staje się szczęśliwym posiadaczem hektarów, na których powinna wybudować świątynię (też przecież dochodową), to zaczyna kombinować, czy aby nie dałoby się ich części spieniężyć. Kłopot w tym, że przez całe 10 lat nie wolno takiej nieruchomości odsprzedać lub wykorzystać na cele inne niż te, dla których udzielono zniżki, bowiem wówczas – w myśl ustawy – cała bonifikata przepada i podlega (zwaloryzowana) zwrotowi. Pokusa bywa jednak czasem zbyt silna, a wybrańcy lokalnych społeczności zbyt słabi. ! ! ! Uchwałą Rady Miasta Gdańska z 29 sierpnia 2002 r. miasto „sprzedało” parafii św. Teresy Benedykty od Krzyża ślicznie usytuowaną działkę o powierzchni 1,67 ha „jako nieruchomość przeznaczoną pod realizację obiektu sakralnego – kościoła z plebanią”, udzielając z tego tytułu księdzu proboszczowi Eugeniuszowi Stelmachowi 98-procentowej bonifikaty. Ponieważ grunt oszacowano na ponad 1,7 mln zł, wielebny zapłacił zań 34,4 tys. zł. Rozpoczął inwestycję od wzniesienia plebanii i tymczasowej kaplicy. Wybitnie skromnej i tak karłowatej (fot. obok), żeby ludziska załamywali nad nią ręce i sięgali do kieszeni, łożąc na zasadniczy obiekt. I tak przez 7 lat proboszcz Gienek zbierał na nowy kościół, ale w tym czasie zdołał tylko wykopać ogromny dół i osadzić w nim fundamenty. Na ciąg dalszy ponoć zabrakło kasy, bo wierni chyba nieostro widzieli konieczność budowy nowego kościoła. Proboszcz wymyślił więc taki oto myk: ! znalazł po cichu dwóch biznesmenów, którym dał kapłańskie słowo honoru, że kuria biskupia spręży się, by w planie zagospodarowania przestrzennego miasto przekwalifikowało część działki z funkcji sakralnej na komercyjną; ! z konieczną w takich przypadkach zgodą ordynariusza abpa Sławoja Leszka Głódzia ks. Stelmach zawarł z biznesmenami notarialną umowę przedwstępną na sprzedaż 4 tys. mkw. gruntu i zainkasował do ręki 650 tys. zł; ! wystąpił do prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, żeby szybko załatwił mu tę zmianę planu, bo w przeciwnym wypadku z budowy kościoła nici, gdyż będzie musiał oddać ludziom kasę, której już nie ma (ponoć poszła na spłatę długów). Prezydent na razie zapowiada, że nie ulegnie, a nawet zażąda pieniędzy za ziemię, ale... – Dopóki grunt nie zostanie formalnie sprzedany, nie mamy żadnych podstaw do występowania o zwrot bonifikaty – stopuje nas Michał Piotrowski z Biura Prasowego Urzędu Miasta. – W ogóle nie ma takiej opcji, żeby zwracać pieniądze. Głódź zmiękczy Adamowicza i radnych, gdy tylko sprawa trochę przyschnie. Pamiętajcie, że już za rok wybory... – prognozuje w rozmowie z „FiM” jeden z naszych znajomych księży z Gdańska. Ano zobaczymy... ! ! ! Ks. Stelmach niemal dokładnie powielił scenariusz zastosowany przez proboszcza parafii Miłosierdzia Bożego w Kołobrzegu – ks. Leszka Karpiuka, któremu władze miasta sprzedały pod budowę kościoła ponad hektar gruntu w centrum miasta (wartość miastu... 8 tys. zł – ułamka bonifikaty proporcjonalnego do oszukańczo wykorzystanej powierzchni. ! ! ! Podczas gdy w metropoliach i uzdrowiskach watykańczycy wyprzedają z kilkutysięcznym przebiciem zbędne – jak się okazuje – prezenty, domków jednorodzinnych przy ul. Kausa, bowiem „mając na celu dobro wiernych”, chce zafundować im tam nową parafię oraz „wyraża zamiar budowy nowego obiektu sakralnego wraz z pomieszczeniami mieszkalno-duszpastersko-katechetycznymi”. Tak napisał w liście skierowanym do burmistrza. Radni posłusznie spełnili życzenie ekscelencji i sprzedali ów atrakcyjny grunt za 1000 zł. Parafię św. Faustyny erygowano w marcu 2003 roku, a jej pierwszym proboszczem został ksiżdz Tomasz Walterbach (na zdjęciu z bp. Bogdanem Wojtusiem). Wielebny zaczął najpierw budować tymczasową (tak zapewniał) kaplicę, a gdy miał wylane fundamenty, uznał, że hacjenda będzie zbyt skromna i wystąpił do ratusza o dodatkowe 830 mkw. „na poprawienie warunków zagospodarowania działki przyległej, na której budowany jest obiekt sakralny”. Radni poszli za ciosem: 4 lipca 2003 roku postanowili sprzedać parafii kolejny grunt za... 1 zł, choć jego ówczesna rynkowa wartość wynosiła około 100 tys. zł. Proboszcz przez całe lata mamił wiernych (łupiąc ich oczywiście specjalną tacą na inwestycję) i samorządowców wizją nowej świątyni, aż tu nagle oznajmił niedawno przewodniczącej Rady Miejskiej Elżbiecie Sarnowskiej i burmistrzowi Leszkowi Duszyńskiemu, że: ! nie zamierza już budować kościoła, lecz poszerzy kaplicę; ! życzy sobie, aby... miasto sprzedało mu w tym celu trzecią sąsiednią działkę, bo właśnie w jej kierunku posunie się rozbudowa; tak w średniej wielkości miastach wciąż jeszcze kumulują nieruchomości, czekając na lepszą koniunkturę. Oto jeden z przykładów... W czerwcu 2002 r. metropolita gnieźnieński abp Henryk Muszyński zażyczył sobie, żeby włodarze Mogilna (woj. wielkopolskie) „sprzedali” mu 1500 mkw. gruntu na osiedlu ! nieruchomości o powierzchni 830 mkw. kupionej za złotówkę nie będzie oddawał, żeby nie komplikować spraw, ale za to przekształci ją na parking, za który – jak obiecuje – nie będzie pobierał absolutnie żadnych opłat. Co zrobią z tym nowym pasztetem wystrychnięci na dudka mogileńscy samorządowcy? wolnorynkowa ok. 4 mln zł) za... 463 zł 48 gr. Nie spieszył się z robotą, czekając aż wygaśnie plan zagospodarowania, po czym natychmiast wystąpił o wydanie mu na przeznaczonej pod budowę świątyni działce tzw. warunków zabudowy... dla 4-kondygnacyjnego apartamentowca (por. „Odnowione oblicze ziemi” – „FiM” 21/2008). Chałupa stanęła szybciej niż kościół, pleban zainkasował za sprzedane mieszkania ok. 103 mln zł, a w swojej wspaniałomyślności zadeklarował nawet zwrot – Obawiam się, że proboszcz dopnie swego. Rada już upoważniła formalnie burmistrza do uruchomienia procedury wydzielenia działki i przygotowania jej do sprzedaży. Czas pokaże za ile, ale prawdopodobnie również za złotówkę. Tymczasem jest ona de facto drogą (tak też zapisano w księdze wieczystej), i to przyzwoicie wybetonowaną, z eleganckim brukowym chodnikiem oraz wodociągiem i kanalizacją pod ziemią. Żeby rozbudowywać na niej kaplicę, trzeba będzie wszystko rozwalić. Parking? Byłoby cudownie, bo tuż obok w ramach programu „Orlik 2012” powstaje boisko. Jednak gdy zaproponowaliśmy ks. Walterbachowi, żeby chociaż 600 z tych 830 metrów wpisać w księdze wieczystej jako służebność gruntową, od razu zaczął się wycofywać z pomysłu – mówi „FiM” radny Grzegorz Stochliński, który już od 2003 r. konsekwentnie protestuje przeciwko oddawaniu Kościołowi mienia publicznego. Ale dopóki klamka nie zapadła, serdecznie polecamy mogileńskim samorządowcom studium przypadku z innego regionu... ! ! ! W Zielonej Górze miasto w ramach tzw. zadań wspólnych realizowanych z innymi instytucjami wybudowało parafii św. Ducha parking. Z kasy publicznej wyłożono ok. 240 tys. zł, drugie tyle (aportem w postaci gruntu) musiał dołożyć ksiądz proboszcz Andrzej Ignatowicz, bo tak wymaga prawo. Tak zwanymi zadaniami wspólnymi rządzą twarde reguły: w zamian za dofinansowanie właściciel przez 5 lat nie może sprzedać nieruchomości ani w jakikolwiek sposób ograniczać do niej dostępu innym użytkownikom. Tymczasem tuż po zakończeniu inwestycji ks. Ignatowicz umocował przed wjazdem znak, który zezwala na korzystanie z parkingu jedynie wiernym uczestniczącym w nabożeństwach, parafialnym interesantom oraz słuchaczom wyznaniowego Instytutu Filozoficzno-Teologicznego. – Parafia wcale się nie wzbogaciła dzięki miastu, bo teren nie jest zamknięty, a z parkingu przy parafii korzysta nie tylko ksiądz, ale mogą to robić wszyscy mieszkańcy miasta – twierdził naczelnik Wydziału Inwestycji Paweł Urbański, gdy Regionalna Izba Obrachunkowa zakwestionowała legalność wspólnych interesów z plebanem. „Nie życzę sobie, żeby na nowym parkingu rozlewano mi oleje i niszczono go. Ludzie mają parkingi pod nosem, przy swoich blokach, więc niech tam zostawiają samochody. To jest mój teren i jak zechcę, to w każdej chwili mogę postawić szlaban otwierany na pilota i wpuszczać kogo zechcę” – tłumaczył kilka dni później wielebny w lokalnej gazecie, wskazując władzom Zielonej Góry miejsce w szyku. I tak zostanie, dokąd władza będzie praktykująca... ANNA TARCZYŃSKA Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. stawa o stosunku państwa do Kościoła katolickiego w Rzeczypospolitej Polskiej daje każdej nowej parafii, powstałej na Ziemiach Zachodnich i Północnych, prawo do ubiegania się (na własność i oczywiście nieodpłatnie) o grunty rolne będące w zasobie Agencji Nieruchomości Rolnych. Tytułem odszkodowania dla Kościoła (już z nawiązką wypłaconego lub zwróconego) za ziemie skonfiskowane po 1945 roku. W całym kraju setki parafii zyskały w ten sposób setki tysięcy hektarów, które na pniu spieniężyły, zarabiając na transakcjach grube miliony złotych. Warunek, jaki postawił szczodry ustawodawca, jest właściwie jeden: żadna parafia nie może wydrzeć od państwa więcej niż 15 hektarów, zaś ziemia ma być przeznaczona na założenie gospodarstwa rolnego. Przynajmniej teoretycznie, co udowodniła legnicka kuria, która z wyżej wymienionej ustawy uczyniła niezwykle dochodową spółkę z niczym nieograniczoną odpowiedzialnością. Marne 15 hektarów gruntu zazwyczaj kuriewnych nie interesuje. O większe i przez to bardziej atrakcyjne połacie w ramach rekompensaty występuje więc naraz kilka, czasem kilkanaście parafii danej diecezji. Tak też było na Dolnym Śląsku. Proboszczowie 46 parafii należących do kurii legnickiej w latach 1998–2001 składali wnioski o nieodpłatne przekazanie gruntów. Kiedy je dostali, występowali o kolejne. I też dostawali. Finał: na przestrzeni kilku lat państwo oddało, a kuria legnicka sprzedała setki hektarów. Wśród nich – ponad 510 ha ukradzionych, to znaczy przejętych niezgodnie z ustawą. Przez lata prawo leżało ugorem. Najwięcej decyzji zapadło w październiku i grudniu 2003 roku. W ich wyniku parafie otrzymały (zamiast ustawowych 15 ha) od 16,85 ha (św. Bartłomieja Apostoła w Wojciechowie) do 41,82 ha (parafia pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny w Złotoryi). Rekordziści przekroczyli więc ustawowy przydział przeszło dwukrotnie! Proboszczowie wnioskodawcy (w rzeczywistości pionki biskupa), kiedy tylko ziemie otrzymali, natychmiast stawiali się u notariusza, gdzie wystawiali kanclerzowi legnickiej kurii, księdzu Józefowi Lisowskiemu (na zdjęciu po lewej), pełnomocnictwo do sprzedaży w imieniu parafii całości ich udziałów. Ten spieniężał prezenty od Skarbu Państwa (por. „FiM” 15/2005). Ziemie kupili: Gustaw Brzyszcz – obywatel Niemiec z polskim paszportem i wielki przyjaciel Kościoła legnickiego; spółka deweloperska ze stolicy oraz Piotr Trzciński z Dolnego Śląska. W żadnej transakcji nie wzięła udziału Agencja, choć miała prawo pierwokupu. Na trop grubej afery gruntowej wpadł ówczesny wojewoda dolnośląski Krzysztof Grzelczyk. W 2006 r. złożył w prokuraturze zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa, wśród winnych wymieniając między innymi kanclerza legnickiej kurii ks. Józefa Lisowskiego, który – jego U zdaniem – popełnił oszustwo na szkodę Skarbu Państwa. Jednoczenie wojewoda zwrócił się do ministra spraw wewnętrznych i administracji o podjęcie stosownych kroków prawnych, które miałyby na celu eliminację z obrotu prawnego decyzji wydanych nieprawidłowo. sutannowych to wielki ból, bo jeśli MSWiA utrzyma w mocy swe decyzje, Skarb Państwa może bez przeszkód podjąć starania o odzyskanie utraconych gruntów, zaś umowy sprzedaży unieważnić. A oni są przecież zwyczajni tylko brać, a nie oddawać! trafiło w czarne ręce, to wyłącznie poprzez... przeoczenie, przeciążenie pracą bądź często psujące się urzędowe komputery). Szkoda, jaka dla Skarbu Państwa wynikła z działalności obu panów, to minimum 1 241 738 zł. Przy okazji dopatrzono się także rażącej niegospodarności w Agencji 13 lub oświatowo-wychowawcze. Jak wykazała kontrola, kościoły zbywały te grunty, i to w krótkim czasie po ich przekazaniu. Na terenie działania Oddziału we Wrocławiu dotyczyło to gruntów o powierzchni co najmniej 4 tys. 534 ha, a więc blisko połowy z dotychczas przekazanych, uzyskując Ziemie wyzyskane Są już pierwsze efekty. Jak dotąd ministerstwo wydało sześć decyzji stwierdzających nieważność postanowień wojewody dolnośląskiego dotyczących przekazania nieruchomości rolnych parafiom: św. M. Kolbego w Lubinie, św. Katarzyny w Rudzicy, Wniebowzięcia NMP Obfite plony przyniosło też prokuratorskie śledztwo. Po latach wykazało wreszcie ponad wszelką wątpliwość, że wszystkie parafie, które otrzymały grunty w ponadustawowej ilości, w momencie przekazywania kolejnych były już właścicielami innych gruntów, przekazanych na mocy decyzji Nieruchomości Rolnych Oddział Terenowy we Wrocławiu. Oskarżeni to byli dyrektorzy Stanisław S., Andrzej P. oraz Waldemar Sz., a także Zbigniew N., administrator majątków byłych PGR-ów. Zarzuty: działania o charakterze korupcyjnym, między innymi obrót nieruchomościami rolnymi oraz nadużycie zaufania w obrocie gospodarczym (po polsku: żądanie łapówek od dzierżawców), których mieli się dopuścić, piastując państwowe stanowiska, uszczupliły Skarb Państwa o co najmniej 31 736 246 zł. Nie można również pominąć milczeniem miażdżącej dla oddziału w Szczawnie-Zdroju, Podwyższenia Krzyża Świętego w Brunowie, parafii pw. Trójcy Świętej w Zimnej Wodzie, Michała Archanioła w Koskowicach, św. Jacka w Pogorzeliskach, Narodzenia NMP w Chocianowcu. Postępowanie jest w toku. Władze diecezji legnickiej, ustami swego rzecznika księdza Piotra Nowosielskiego informują w rozpaczy, że cały dochód ze sprzedaży ziemi przeznaczyły na renowację sanktuarium maryjnego w Krzeszowie. Rozżalone perspektywą straty złożyły do ministerstwa wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy... Dla wojewody dolnośląskiego. Tak więc faktycznie ukradły jeszcze kilka razy więcej! Na początku czerwca br. Wydział V ds. Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Apelacyjnej we Wrocławiu skierował więc do sądu akt oskarżenia. Zarzuty usłyszeli: Janusz J., były dyrektor Wydziału Rozwoju Regionalnego w dolnośląskim urzędzie wojewódzkim, oraz Rafał Z., były inspektor tegoż wydziału, autor wszystkich wadliwych decyzji (dziś zapewnia, że nic na ten temat nie wie, a jeśli rzeczywiście stało się tak, że ponad 500 hektarów ziemi kontroli NIK, która już trzy lata temu wykazała, że od początku działalności, tj. od 1992 r. do 31 grudnia 2004 roku, oddział przekazał kościelnym osobom prawnym 9 tys. 163 ha gruntów, czyli 39 proc. wszystkich (23,5 tys. ha) rozdysponowanych nieodpłatnie nieruchomości. „Według uregulowań prawnych, przekazane kościołom grunty z zasobu Własności Rolnej Skarbu Państwa miały być przeznaczone na utworzenie lub powiększenie gospodarstwa rolnego, a w odniesieniu do niektórych kościołów także na cele charytatywno-opiekuńcze Trzy lata temu premier Kazimierz Marcinkiewicz zapowiadał, że w trybie pilnym rozwiąże Agencję Nieruchomości Rolnych. Agencja ma się jednak dobrze i jak dawała, tak daje. Rzecz w tym, że ci, którzy dostają, to bynajmniej nie są rolnicy. przychody nie mniejsze niż 25,3 mln zł” – czytamy w raporcie. To zaledwie kamyk w całym stosie nieprawidłowości, które skrupulatnie wyliczył NIK. Dolnośląskiej Agencji Nieruchomości Rolnych od lat także „Fakty i Mity” boleśnie deptały po piętach, ujawniając systematycznie kolejne przekręty jej ścisłego kierownictwa. Między innymi oskarżanego właśnie przez wrocławską prokuraturę Stanisława S. (umożliwił kurii legnickiej spieniężenie 3 tys. 375,2 ha za 21 mln 61,6 tys. zł – „FiM” 28/2006. Brak zainteresowania ziemią ze strony ANR uzasadnił po prostu brakiem funduszy), Waldemara Sz. (był stroną takiej transakcji, w której wycenione na 1,6 mln zł hektary sprzedał za 352 tys. zł, nie organizując nawet przetargu. Nowi właściciele odsprzedali grunt za... 14 mln zł pod budowę supermarketu – „FiM” 3/2004) oraz Zbigniewa N. (ma na swoim koncie m.in. 130 tys. zł wziątki od Wiesława Skołuckiego, biskupa Kościoła polskokatolickiego, który w zamian dostał 15 ha ziemi przy autostradzie A4. Biskupowi się opłacało, bo wkrótce ziemię, którą miał jakoby uprawiać, sprzedał Poczcie Polskiej za 4,2 mln zł. Skarb Państwa stracił co najmniej 3,5 mln zł – „FiM” 17/2005). Dotąd mechanizm kręcenia gruntowych lodów, badany dociekliwie przez ABW, prokuraturę i Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji, zbierał wyłącznie cywilne ofiary. Czy ktoś wreszcie odważy się skutecznie uszczypnąć purpurowych przedsiębiorców? – Kościelni ziemię dostali, sprzedali co do akra, zyskując grube miliony złotych. Dziś – jeśli jakimś cudem ta sprawa zostanie doprowadzona do końca – nikt z pewnością nie odważy się ruszyć hierarchii, a przecież nie jest tak, że podrzędni proboszczowie z małych wiejskich parafii wpadli nagle i gremialnie na pomysł wycyckania państwa na grubą kasę – mówi nam urzędnik ANR we Wrocławiu. WIKTORIA ZIMIŃSKA [email protected] 14 Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. ZE ŚWIATA Wspomnienia z piekła Nazywa się Kathleen O’Malley. Miała 8 lat, gdy dostała się w łapy zakonnic – „Sióstr Miłosierdzia”, alternatywnego, zbrodniczego systemu wychowawczego w Irlandii. Dziś, 50 lat później, jest brytyjskim sędzią. Oto jej przerażające wspomnienia... Dwa tygodnie temu, tłumacząc ostatnią (tak mi się wydawało) część osławionego już raportu z Irlandii, napisałem, że na tym kończymy. Przypomnijmy: byliśmy jedyną gazetą w Polsce, która przetłumaczyła wstrząsający dokument o tym, jak Kościół katolicki za pieniądze państwa stworzył system obozów koncentracyjnych dla małych dzieci. Maltretowano seksualnie i torturowano w nich kilkadziesiąt tysięcy sierot. Maluchy sprzedawano do domów publicznych oraz pedofilom. Kilka tysięcy zaginęło bez wieści. Grobów nigdy nie odnaleziono. Napisałem, że to koniec naszej relacji i tłumaczenia Raportu, ale Czytelnicy „FiM” podnieśli larum. Chcemy wiedzieć wszystko; przetłumaczcie nawet całe 2600 stron dokumentu; wydajcie go w formie książki – to tylko niektóre postulaty z setek Waszych listów. Oto więc kolejna (nie ostatnia) część opowieści o irlandzkim, katolickim horrorze. To zeznania (złożone pod przysięgą) starszej dziś pani, sędzi, wówczas kilkuletniego dziecka. Po raz kolejny przestrzegam osoby o słabych nerwach przed lekturą poniższego tekstu! ! ! ! W Goldenbridge nieustannie chciało mi się pić, może dlatego, że często się moczyłam ze strachu przed zakonnicami. Nie pozwalano tam samodzielnie brać wody i obowiązywał zakaz wchodzenia do kuchni. Ale podpatrzyłam, jak zaspokajają pragnienie inne dziewczęta, i zaczęłam je naśladować. Okazało się, że piją wodę z toalety. Obawiałam się, że może nie być dostatecznie czysta, lecz mimo to chwytałam ją, podobnie jak inne koleżanki, w złożone dłonie, gdy płynęła do muszli ze zbiornika. ! ! ! Co tydzień zakonnice nas upokarzały. Kazały nam zbierać się na wielkim dziedzińcu i zdejmować majtki. Następnie każda z dziewcząt musiała powiesić swoje majtki na kiju, a koleżanki decydowały o tym, czy są brudne, czy nie. Te dziewczęta, których majtki zostały ocenione jako brudne, zakonnice biły na oczach wszystkich. I tylko te majtki odnoszono do pralni. ! ! ! Przez cały roboczy tydzień udawałyśmy się po lekcjach do warsztatu montować różańce. Jedna z zakonnic powiedziała mi, że szkoła słynie z wyrobu różańców i oczekuje od nas, abyśmy się wszystkie w tę pracę zaangażowały – nawet czterolatki. I tak dzień w dzień nawlekałyśmy paciorki, a wstawałyśmy od stołów dopiero po wykonaniu przewidzianej na dany dzień partii – bez względu na czas. Znaczyło to, że często nawet do późna nie dostawałyśmy kolacji. ! ! ! W szkole żyłyśmy w ciągłym strachu, że rozgniewamy czymś zakonnice i zostaniemy zbite. W Goldenbridge można było zostać ukaranym fizycznie za wszystko i za nic, właściwie bez powodu. Większość zakonnic zawsze miała przy sobie grube drewniane drążki, zwane rózgami, którymi biły nas po grzbietach dłoni lub po ich wewnętrznej stronie. ! ! ! Leżałam na cienkim, twardym materacu przykryta gryzącym kocem. Dłonie miałam złożone na piersiach, jak kazała pani Carerry, i w tej pozycji starałam się jak najszybciej zasnąć. – Jeśli dziś w nocy umrzesz w tej pozycji, będziesz gotowa na spotkanie z Bogiem – powiedziała. ! ! ! Nauczyłam się zapychać żołądek wszystkim, co nam podano. Posiłek, który nam dawano na lunch, nazywałyśmy pomyjami, bo był to wodnisty sos, w którym pływały oka galaretowatego białego tłuszczu i... ślimaki. ! ! ! Zwykle zakonnice wymierzały nam kary cielesne przy wszystkich. Nie wzywały nikogo do siebie, aby go skarcić, lecz robiły to spontanicznie, w danym miejscu i chwili, gdy przyłapały kogoś na popełnieniu „przestępstwa”. Stosowały różne metody i narzędzia kary. Za mniejsze przewinienia biły rękami po twarzy, za większe – rozmawianie lub za opadającą skarpetkę – linijką, którą zawsze nosiły w kieszeni habitu, a za największe – buntowniczość – wskaźnikiem przypominającym zaostrzoną na końcu laskę. Jeśli okazywały łaskawość, wówczas biły po wewnętrznej stronie dłoni, a gdy chciały ukarać surowiej – po wierzchu dłoni lub z tyłu po nogach. Targały nas za uszy, szarpały za włosy i policzkowały. ! ! ! Na zewnątrz kuchni dla zakonnic stały zbiorniki na odpadki, gdzie wrzucano różne resztki. Gdy nikt mnie nie widział, sprawdzałam zawartość tych zbiorników najszybciej, jak potrafiłam, poszukując zwłaszcza skórek owoców. Ze skórek bananów wyjadałam wszelkie pozostałości miąższu, aż docierałam do śliskiej powierzchni. ! ! ! Często mdlałam na mszy w kościele parafialnym – wygłodzona i zziębnięta. Jedyną dobrą rzeczą było w tym to, że mogłam wówczas siedzieć zamiast klęczeć. Takich omdleń nie leczono. Należało się czuć wystarczająco rozpieszczanym, jeśli pozwalano siedzieć. ! ! ! Latem zaczęły mi tak bardzo doskwierać skutki fatalnej diety, że kiedy kładłam się do łóżka, marzyłam o zjedzeniu soczystego, chrupiącego owocu. Musiałam się zadowolić skórkami, które znajdowałam w pojemnikach na kuchenne odpadki. Codziennie widziałyśmy jabłka, ale zakonnice nie pozwalały nam ich tknąć. Rosły na drzewach przy drodze, którą chodziłyśmy do szkoły. Jeśli już zdołało się zdobyć jabłko, udawało się je zjeść tylko w ciemnej sypialni. Kiedy już zapadła cisza, odgryzało się ostrożnie kęsy, chowając głowę pod kocem, aby stłumić odgłosy chrupania. ! ! ! W drugiej klasie uczyła nas siostra Gerard, której najmniejszy pretekst wystarczał do bicia. Traktowała obrączkę otrzymaną po złożeniu ślubów zakonnych jako broń i waliła nas nią po głowie, jeśli nie spodobał się jej czyjś oddech. Tylko czyhała, aby któraś z nas zaczęła się wiercić albo coś upuściła. ! ! ! Zakonnice nie zajmowały się naszym zdrowiem. Trzeba było być bardzo chorym, aby wezwały lekarza. – Proszę się nimi nie przejmować, to sieroty – usłyszałam kiedyś, jak siostra Bernadette powiedziała do lekarza, gdy zbliżał się do naszych łóżek. Wszystkie miałyśmy zaczerwienione ręce i nogi z powodu prac polowych w zimnie, siniaki od nieustannego bicia, a we włosach wszy. Jak zakonnice miałyby to wszystko wytłumaczyć lekarzowi? ! ! ! Codziennie przebywałam obok gabinetu matki Malachy, która siedziała tam za biurkiem i szeleściła papierami. Gdy sprzątałam na korytarzu, wyrzucała tam nieraz garść rodzynków, które rozsypywały się po podłodze. Traktowałam to jako znak, że jest zadowolona z mojego ostrożnego, cichego sprzątania, zbierałam je i zjadałam. Nie mogłam zrozumieć, dlaczego zwyczajnie nie daje nam rodzynków do ręki. Dlaczego musimy je zbierać z podłogi niczym myszy? ! ! ! Zakonnice nas biły i niszczyły nasze charaktery, ale nie mogłyśmy żywić do nich nienawiści. Były dla nas ucieleśnieniem strachu i męki, a zarazem oblubienicami Chrystusa. Znajdowały się bliżej Boga niż my, co uwidaczniało się na każdym kroku. W kaplicy śpiewały anielskimi głosami i zawsze wyglądały nieskazitelnie, a nie tak niechlujnie jak my. Nosiły czarne habity z białymi wykrochmalonymi przodami, a na szyjach różańce, co miało podkreślać ich skromność. ! ! ! Zakonnice nas karały, ale im wierzyłyśmy i ufałyśmy. Musiały mieć rację. Wpajały nam to. Były wszak poślubione Chrystusowi. Mogły tylko czynić dobro, a nie wyrządzać komukolwiek krzywdy. Nigdy nie kwestionowałam bicia dzieci jako czegoś złego, choćby mi się wydawało bezwzględne i zawzięte. Wierzyłyśmy, że zakonnice spuszczają nam lanie dla naszego dobra, dla naszego zbawienia. Nie mając nikogo innego, z kim mogłybyśmy porozmawiać, nie potrafiłyśmy spojrzeć na kary cielesne z innej perspektywy. Byłyśmy na nie narażone przez cały czas. Nie znałyśmy innego podejścia do dzieci. Przebywałyśmy pod opieką tych kobiet przez 24 godziny na dobę i przez każdy kolejny dzień w roku. Jeśli zakonnica którąś z nas uderzyła, znaczyło to, że ta sobie na to zasłużyła. ! ! ! Od najmłodszych lat nikt nas nie uczył samodzielnie myśleć i czegokolwiek kwestionować. W rezultacie takiej edukacji wyłączono u nas wszelkie zdolności krytyczne i stałam się automatem, który chciał tylko ludzi zadowalać. Zakonnice poddały mnie niewyobrażalnemu praniu mózgu. Najwyraźniej byłam tępa, tak jak mówiły. Nie czułam złości, że kazały mi pracować jako dziecku, bo wierzyłam, że zawsze robią to, co słuszne. W pełni stałam się produktem sierocińca. ! ! ! W sierocińcu w Moate wchodzę dziś po schodach na półpiętro i widzę otwarte drzwi łazienki. Nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby nie to, że nigdy nie pozwalano nam nawet na odrobinę prywatności. Widzę wannę, w której kuliła się naga dziewczynka, okładana bez litości wskaźnikiem przez siostrę Kevin. Dziewczyna krzyczała, próbując osłonić się przed gradem ciosów, a zakonnica manewrowała w ciasnym pomieszczeniu długim kijkiem, aby celniej uderzyć. To była makabryczna scena. Dziewczyna pragnęła, aby zakonnica przestała ją bić, ale to nie pomagało. ! ! ! Nie byłyśmy zamknięte w sierocińcu za darmo. Nasza matka musiała płacić za „przywilej” przymusowego zatrzymania dzieci w ramach programu „płatności przez rodziców”. Znaczyło to, że samotny bądź biedny rodzic był podwójnie napiętnowany za niezdolność zajmowania się dziećmi. Musiał płacić państwu za odebranie mu przez nie dzieci, przekazując na ich utrzymanie część dochodów. ! ! ! Z pewnością bardzo oszczędnie kupuję dziś żywność i bardzo oszczędnie ją zjadam. W sierocińcu, jeśli w rondlu pozostały reszki jedzenia, wyskrobywałam je do czysta nawet wtedy, gdy już ktoś zalał rondel wodą. Jeszcze teraz biorę nóż i zeskrobuję z rondla to, co przywarło do dna i ścianek. ! ! ! Zostałam wychowana w wierze katolickiej i umrę jako katoliczka, ale prawdą jest, że obecnie mam bardzo negatywne skojarzenia z każdą religią. W ich imię popełniono tyle zła. Już nie praktykuję. Nie potrafię pojąć, że zakon religijny mógł zrobić to, co zrobił dzieciom irlandzkiej biedoty. Dlaczego ci ludzie zeszli ze swej drogi i uczynili nasze nędzne życie jeszcze gorszym? Dlaczego nie zrobili czegoś, aby nam pomóc – zarówno duchowo, jak i materialnie? Im bardziej godzę się z tym, co mi się przydarzyło, tym bardziej unikam każdej zorganizowanej religii. MAREK SZENBORN Rys. Tomasz Kapuściński PS Całość świadectwa pani sędzi Kathleen O’Malley (uznano ją za najodważniejszą Brytyjkę dekady) można przeczytać w przetłumaczonej na język polski książce „Przerwane dzieciństwo”, opublikowanej przez wydawnictwo „Klub dla Ciebie”. Polecamy. Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. ZE ŚWIATA uński dziennik „MetroXpress” poinformował, że harcerze z pewnej kopenhaskiej dzielnicy kupili sobie... kościół. Rzecz nie była specjalnie tania, gdyż harcerze musieli wysupłać 14 milionów 250 tysięcy koron (ok. 8 milionów złotych), ale za to będą mieli piękną harcówkę. Kupili bowiem nie tylko sam niezbyt wielki kościół Sjaeloer Kirke, ale także przynależne do niego pomieszczenia o całkowitej powierzchni ponad 500 metrów kwadratowych. Wszystko w znakomitym stanie. W początkach kwietnia br. dotychczasowi właściciele rozpoczęli D 15 Debilizm telewizyjny rzymajcie dzieci z dala od telewizora – taki apel nie jest zapewne niczym odkrywczym ani nowym, lecz nabiera specjalnego znaczenia w świetle wyników najnowszych badań naukowych. T Harcerze kupują kościół wyprowadzkę, a 26 kwietnia ostatnią mszę w kościele Sjaeloer Kirke odprawił biskup Kopenhagi Erik Norman Svendsen, tutejszy odpowiednik prymasa. Harcerze obejmą swoją nową, wspaniałą harcówkę 1 lipca br. Dziwne, prawda? Wiadomo przecież, że kierunek przepływu jest zawsze odwrotny: czy to szpital, czy szkoła, czy internat, czy muzeum lub jakakolwiek inna budowla, gdy tylko spocznie na niej wielebne oko, to nie ma zmiłuj – wszyscy won choćby i na ulicę, bo Kościół musi „swoje” odzyskać. W przeciwnym wypadku Panu B. byłoby smutno. Z taką nienormalną normalnością mamy do czynienia tylko w krajach nie do końca wolnych, demokratycznych i praworządnych, w których niepodzielnie panuje „czarna” gospodarka rynkowa i takaż ideologia. W krajach normalnych, bez religijnych odchyłek, decydują prawa normalnego rynku. A to oznacza, że gdy kościół nie ma klientów, to po prostu musi zostać zamknięty. Tak było właśnie w przypadku Sjaeloer Kirke, który chociaż naprawdę był mikroskopijny, to i tak świecił pustkami. Z.DUNEK Fot. Autor Ekspozycja na telewizję opóźnia rozwój mowy u małych dzieci. „Podejrzewaliśmy, że nawet niemowlęta patrzące w telewizor cierpią później na opóźnienia w nauce mówienia i mają problemy z koncentracją, ale nie wiedzieliśmy dlaczego” – mówi prof. Dimitri Christakis, pediatra ze szkoły medycznej Washington University. Obecnie nie ma już żadnych wątpliwości i Amerykańska Akademia Pediatrów oficjalnie ostrzega przed pozwalaniem na oglądanie telewizji dzieciom do 2 roku życia. Jest to krytyczny okres gwałtownego rozwoju mózgu, który trzykrotnie zwiększa objętość w dwu pierwszych latach życia. Każda godzina spędzona przed telewizorem powoduje, że dziecko nie usłyszy 770 słów (7 proc. tego, co mówią rodzice). „Słuchanie mowy dorosłych pełni krytyczną rolę w rozwoju języka dziecka” – twierdzi prof. Christakis. W USA w 30 proc. domów telewizor gra na okrągło (w Polsce również). Telewizja szkodzi dziecku nawet wtedy, gdy tylko rodzice ją oglądają, a niemowlę słyszy jako szum tła. CS Leczenie muzyką uzyka nie tylko łagodzi obyczaje, ale i uzdrawia. O zdolności muzyki do poprawiania nastroju i kreowania pozytywnych emocji naukowcy wiedzieli od dłuższego czasu. Teraz udowodniono jej zdolności lecznicze. M Zwłaszcza w odniesieniu do schorzeń neurologicznych. „Muzyka to megawitamina dla mózgu” – mówi dr Wendy Magee z London Institute of Neuropaliatic Rehabilitation. Wpływa pozytywnie na funkcje motoryczne, komunikację i rozumienie. Muzyka przyczynia się do budowania obwodnic wokół zniszczonych przez chorobę połączeń nerwowych w mózgu. Badacze z Finlandii wykazali, że słuchanie muzyki przez kilka godzin dziennie dodatnio wpływa na rehabilitację osób po wylewach krwi do mózgu. Inne studium wykazało, że pacjenci po wylewach, którzy nauczyli się grać na fortepianie lub perkusji, znacznie szybciej wracali do zdrowia. W Colorado State University z powodzeniem stosowano muzykoterapię do poprawy koordynacji ruchów i równowagi cierpiących na chorobę Parkinsona. Słuchanie muzyki daje dobre wyniki u chorych na afazję – uszkodzenie ośrodka mózgu odpowiedzialnego za zdolność mówienia. TN Za sutanną panny sznurem Ksiądz Joep Haffman z Gulpen, niewielkiej parafii na południu Holandii, z ambony głosił wstrzemięźliwość, pokorę i uczciwość. W prywatnym życiu niezbyt jednak przykładał wagę do własnych słów. Jedna z byłych kochanek wielebnego pozwała niedawno diecezję Roermond o odszkodowanie. W zeszłą niedzielę ławy kościoła w Gulpen świeciły pustkami. Nie był to jednak wyłącznie skutek sekularyzacji. Wydatnie przyczyniła się do tego tzw. afera proboszcza. W 2006 roku Haffman po raz pierwszy popadł w konflikt z prawem, gdy jego była kochanka doniosła policji, że księżulo zamykał ją wielokrotnie w saunie, stosował podtapianie, kopał oraz groził jej śmiercią. Kobieta bliska niegdyś sercu duchownego stwierdziła ponadto, iż ten przywłaszczył sobie sporą sumę pieniędzy z lokalnego funduszu na rzecz ubogich. Parafianie z Gulpen wielokrotnie okazywali swoje zaskoczenie oskarżeniami wobec księdza Haffmana. Miasteczko liczące ponad 3500 osób zelektryzowały doniesienia lokalnej prasy o hipokryzji duszpasterza. Gniew ludzi zwrócony był też jednak w kierunku władz diecezji, które doskonale wiedziały o nadużyciach podopiecznego, jednakże nic z tym faktem nie zrobiły. Jak się później okazało, była kochanka klechy nie była jedyną kobietą uwiedzioną przez pana H. Kobieta, która oskarża księdza Joepa Haffmana, weszła z nim w bliższe kontakty, kiedy ów odmówił udzielenia jej komunii, gdyż... była rozwódką (sic!). Poprosiła go wtedy o wyjaśnienie, a w wyniku dysputy – zapewne ostrej – stali się przyjaciółmi, a potem kochankami. W 1998 roku kobieta odkryła u siebie chorobę weneryczną i poznała ciemniejszą (i rozrywkową) stronę osobowości swego sutannowego kochanka. Motywy postępowania kapłan wyjaśnił jej z rozbrajającą szczerością: kobiety, z którymi utrzymywał kontakty seksualne, nie należały do zbyt atrakcyjnych. Dlatego spółkowanie z nim było dla nich istnym błogosławieństwem. Dlaczego luba Haffmana nie przyjęła tego tłumaczenia z ulgą? Chyba tylko ona to wie... Kobieta odkryła też, że wystawne życie kapłana nie wiązało się z nadmierną ofiarnością parafian, a wynikało z kradzieży pieniędzy przeznaczonych na pomoc ubogim. Okrągłe sumki guldenów wędrowały rokrocznie na konta wielebnego w Belgii, Luksemburgu i na hiszpańskiej Teneryfie. Nino Pennino, adwokat byłej kochanki wielebnego, żąda odszkodowania od władz diecezji. Twierdzi, że przełożeni księdza są winni strat moralnych i zdrowotnych poniesionych przez kobietę. „Jako pracodawca Haffmana – diecezja ponosi społeczną odpowiedzialność za straty poniesione przez poszkodowaną. Jako tzw. wichrzycielka została ona odtrącona przez wspólnotę i straciła pracę. Ponadto została uznana za w 100 procentach niepełnosprawną” – stwierdził N. Pennino. ŁUKASZ CZAJA Miłość na ostrzu noża C o wy, k..., wiecie o miłości? – mógłby zapytać 25-letni Egipcjanin, i byłby do takiego pytania całkowicie upoważniony. Przez 2 lata chłopak z prominentnej rodziny zamieszkującej obyczajowo konserwatywną prowincję Quena na południu kraju błagał ojca, by pozwolił mu się ożenić z ukochaną dziewczyną. Odpowiedź była niezmienna: „Nie!”. Panna pochodziła bowiem z biednej rodziny, a taki mezalians był w jego środowisku nie do przyjęcia. Zamiast znaleźć inną wybrankę serca o zbliżonym statusie majątkowym, młodzieniec wziął nóż, rozgrzał go i... ciach! Lekarze rozłożyli ręce: odciętego penisa nie dało się na powrót przytwierdzić do podbrzusza. Małżeństwa na konserwatywnej prowincji egipskiej zawierane są w obrębie tej samej kasty, często nawet rodziny. Miłość nie jest wymagana ani brana pod uwagę. Teraz jednak szanse ożenku chłopaka pozbawionego narzędzia rozpłodu – nawet z samicą biedną jak mysz meczetowa – są raczej bliskie zeru. A tata tradycjonalista nigdy nie zostanie dziadkiem. JF 16 Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. NASI OKUPANCI KORZENIE POLSKI (11) Smocza tradycja Smok wawelski nie był jedynym smokiem, który – wedle dawnych podań – zamieszkiwał ziemie polskie. Legendy o smokach były mocno zakorzenione w słowiańskiej tradycji. Legenda o smoku wawelskim do dziś cieszy się dużą popularnością. Dla wielu współczesnych smok wawelski kojarzy się bardzo pozytywnie, gdyż przywodzi na myśl bohatera bajki „Porwanie Baltazara Gąbki”, który ratuje świat przed opryszkami z Krainy Deszczowców. Jako pierwszy o smoku wawelskim napisał kronikarz Wincenty Kadłubek – biskup krakowski. Według legendy, smok wawelski mieszkał w załomach skały u podnóża krakowskiego wzgórza wawelskiego – w jaskini nazwanej później smoczą jamą. Okoliczna ludność nazywała smoka całożercą, gdyż był niezwykle żarłoczny. A im więcej jadł, tym więcej domagał się ofiar. Kiedy zapasy żywności zaczęły się kurczyć, smok zaczął polować również na ludzi. A że w otwartej walce z ogromnym, pokrytym pancernymi łuskami potworem człowiek nie miał żadnych szans, użyto podstępu. Dwaj synowie Kraka podłożyli skóry bydlęce wypchane zapaloną siarką, a kiedy smok połknął je z wielką łapczywością, zadusił się od buchających wewnątrz płomieni. Zbudowane na smoczej skale miasto – jak zapisał Kadłubek – nazwano Z następnie Krakowem albo od imienia pierwszego władcy, albo też od „krakania kruków, które zleciały się tam do ścierwa całożercy”. Legendę o smoku wawelskim podejmowali i rozbudowywali kolejni kronikarze i historycy (m.in. Jan Długosz i Joachim Bielski). W ich dziełach pojawiły się nowe wątki legendarne: o smoku, który pękł, gdy po połknięciu siarki „wypił pół Wisły”, by ugasić pragnienie, i o sprytnym szewcu Skubie, który zabił bestię za pomocą fortelu. Próbowano też nadać legendzie wymiar historyczny, datując zgładzenie smoka na 700 r. Uwierzytelnieniem legendy miała być skalna pieczara pod wzgórzem wawelskim. Pewne jest, że legenda o smoku powstała w związku z ową tajemniczą pieczarą pod Wawelem oraz olbrzymimi kośćmi zawieszonymi przy głównym wejściu do katedry na Wawelu. Opowiadano, że należały one do smoka i niewykluczone jest, że znaleziono je może w tejże jaskini. W świetle przeprowadzonych badań, są to szczątki zwierząt z epoki lodowcowej. Jedna z hipotez głosi, że w smoczej jamie uprawiano w zamierzchłych czasach kult ostałem przywołany do porządku przez pewną bardzo pobożną Czy telniczkę. Zarzuca mi ona niezro zumienie Biblii i bardzo ubolewa, że... Żydzi nie dość skrupulatnie mordowa li Kananejczyków. Trudno obok takie go przesłania przejść obojętnie. Pani Sabina W. z północno-wschodniej Polski przysłała mi obszerny list, będący w istocie katechezą opartą na Biblii oraz pismach pewnej XIX-wiecznej amerykańskiej prorokini, która – w odróżnieniu ode mnie – doskonale ponoć wiedziała, o co chodzi żydowsko-chrześcijańskiemu Bogu. Pani Sabina zarzuca mi bowiem, że kwestionuję postanowienia Boże tylko dlatego, że ich nie rozumiem. Obawiam się jednak, że nie tylko je dobrze znam, ale i co nieco rozumiem, jak przystało na człowieka, który od 27 lat czyta Biblię, w tym przez 17 lat z przekonaniem, że każde z zapisanych słów znalazło się tam zrządzeniem Opatrzności. Nie jestem więc pochodzącym z laickiego środowiska ateistą, który nie ma pojęcia o chrześcijaństwie, lecz byłym chrześcijaninem, złowionym w boską sieć jeszcze jako nastolatek. Najpierw bardzo gorliwie próbowałem (także jako teolog po KUL i ChAT) realizować to, czego ode mnie oczekiwała Biblia i wspólnota wierzących, a potem, gdy zorientowałem się, że padłem ofiarą własnej łatwowierności oraz religijnego niedźwiedzia jaskiniowego, który następnie przeistoczył się w legendę o smoku. To groźne zwierzę z epoki lodowcowej było niegdyś panem ówczesnego świata. Polowano na nie i oddawano mu cześć. W znaczeniu kosmogonicznym Krak-Perun, zabijając smoka-niedźwiedzia – strażnika wód i władcę mrozu – uwalniał wody w czasie wiosennej odwilży i przywracał życie. Nie można również nie dostrzec podobieństw Kadłubkowej legendy o smoku wawelskim do popularnego w średniowieczu „Romansu o Aleksandrze Wielkim”, a zwłaszcza do apokryficznej bajki o Danielu i smoku babilońskim (Dn 14. 23–28). Ta ostatnia opowiada o tym, jak prorok Daniel z upoważnienia Cyrusa Wielkiego zabił smoka babilońskiego za pomocą podstępu ze smołą. Z dużym prawdopodobieństwem można stwierdzić, że krakowska legenda stanowi jedną z wielu wersji opowieści o smoku babilońskim (niektórzy badacze dowodzą, że nazwa Wawel jest w istocie przekształconą fonetycznie nazwą Babel, czyli Babilon, a Krakus zmienioną formą imienia Cyrus). Istnieje również hipoteza (lansowana m.in. przez Normana Daviesa), że motyw smoka mógł być herbem mitycznego założyciela Krakowa, a ten miał być pochodzenia celtyckiego. zastraszenia, przeanalizowałem, na czym polega pułapka tego rodzaju myślenia. Pani Sabina myli się, twierdząc, że „ludzie mogą zachowywać się przyzwoicie tylko dzięki przestrzeganiu Boskiego prawa opublikowanego w Biblii”, i pisząc, że słynna zasada: nie czyń innym tego, czego nie chciałbyś, aby inni czynili tobie, pochodzi od Jezusa. Zresztą jedno Legendy o smokach w kulturze Słowian znane są głównie z podań ruskich. Nie znaczy to jednak, że brak jest innych legend opisujących polskie smoki. Smoka ze słowiańskich podań nazywano najczęściej żmijem. Co prawda w folklorze słowiańskim żmij był na ogół postacią przychylną ludziom (dawni Słowianie czcili żmije), jednak miał też wiele cech wspólnych z typowymi smokami, stając się pod wpływem chrześcijaństwa uosobieniem zła i symbolem szatana. Wyobrażano go sobie z jedną parą nóg (lub bez) uzbrojonych w szpony i parą błoniastych skrzydeł, z długą szyją i ogonem często zakończonym jadowitym grotem. Pamięć o żmiju zachowała się w nazwach miejscowości Żmigród na Dolnym Śląsku (wizerunek żmija utrwalono w herbie miasta) i Nowy Żmigród na Podkarpaciu, gdzie pod miastem gnieździć się wątpliwości dotyczące Biblii. Oto jak pod wpływem „świętej księgi” zatracała dawną wrażliwość: „Sprawą oczywistą jest, że osobom wrażliwym trudno jest zaakceptować barbarzyńskie obyczaje opisane w Starym Testamencie. Na samym początku wręcz z przerażaniem czytałam o tych wszystkich morderstwach, których dopuszczali się także Żydzi, ŻYCIE PO RELIGII Zabójcza prawda przeczy drugiemu – bo owa zupełnie świecka zasada sama w sobie wystarczy do dobrego życia i nie jest do tego potrzebne żadne boskie prawo. Zasadę tę w tradycji żydowskiej wynalazł rabbi Hillel Babilończyk, starszy kilkadziesiąt lat od Jezusa. Niektórzy badacze sądzą zresztą, że mistrz z Nazaretu był uczniem szkoły Hillela. A na Wschodzie – na 500 lat przed Hillelem – propagowali ją: mało religijny Konfucjusz w Chinach i nie interesujący się bogami Gautama Budda w Indiach. U tego drugiego zasada ta sprowadza się do współodczuwania ze wszystkimi istotami żywymi. W liście pani Sabiny najciekawszy jest fragment, w którym opisuje ona własne dawne i to w dodatku za akceptacją Boga. Zupełnie nie mogłam się z tym pogodzić, ponieważ nie nadaję się do zabijania kogokolwiek, łącznie ze zwierzętami i ptakami. Dopiero w okresie późniejszym pojęłam, dlaczego tak właśnie musiało być, a nie inaczej”. Droga Pani Sabino, cóż to się stało, że dawna wrażliwość i brak zgody na okrucieństwo i zabijanie zostały zastąpione przez postawę cichego posłuszeństwa wobec nawet najokrutniejszych wyroków boskich? Czy to przypadkiem nie wiara – w tym przypadku jest to bezgraniczne zaufanie do pewnego zbioru pism starożytnych – zabiła w Pani coś, co było bardzo cenne i szlachetne? Nikt miała potworna żmija-smok, prześladująca ludzi. Ze smokiem związana jest historia Kłodzka w województwie dolnośląskim. Legendarna założycielka miasta na Zamkowej Górze – Walaska (Waleska), córka Kraka i siostra Wandy – dysponowała rzekomo nadludzką siłą, którą czerpała ze swojego cudownego warkocza. Jednym z jej dokonań było zabicie smoka skrywającego się w jamie pod lipą w Żelaźnie. Wedle legendy, uśmierciła go strzałem z łuku z odległości kilku kilometrów. Od legendy związanej ze smokiem swoją nazwę miała wziąć również góra Łysiec w Górach Bialskich (Sudety Wschodnie). Tradycja związana ze smokami była zakorzeniona w Polsce do tego stopnia, że jego wyobrażenia pojawiły się na monetach, pieczęciach i w heraldyce Piastów. Po raz pierwszy symbolika ta pojawiła się na pieczęci księcia wielkopolskiego Przemysła I (1220–1257), przedstawiającej konnego rycerza tratującego smoka. Niepokonany smok stał się natomiast herbem księstwa czerskiego (na Mazowszu), od Trojdena I (1284–1341) aż do czasów Janusza III (1502–1526). W tym przypadku nastąpiła recepcja pozytywnych wartości związanych z symboliką smoka. Niektórzy uważają, że wzorem dla legend o smokach były stworzenia, które naprawdę niegdyś żyły. Ostatniego smoka w Polsce miał widzieć w 1789 roku miejscowy proboszcz pod Strzeżowem w Małopolsce... ARTUR CECUŁA z nas „nie nadaje się do zabijania”, dopóki nie zostanie skutecznie przetresowany do uznania zabójstwa za sposób na rozwiązanie jakiegoś problemu, czyli do przyznania, że bywa ono pożyteczne i wartościowe. Jakże ta dawna subtelna postawa kontrastuje z dzisiejszym usprawiedliwianiem przez Panią rzezi! Pisze Pani tak: „Z uwagi na niewykonanie w pełni Boskiego polecenia, nie doszło do wytępienia wszystkich Kananejczyków, zaś rezultaty tego okazały się katastrofalne w skutkach dla Żydów”. Jak to się stało, że Biblia pisze o Kananejczykach jako o zwyrodnialcach (niczym Hitler o Żydach!), a jednocześnie nazywa ich kraj „mlekiem i miodem płynący”. Z Biblii wiemy też, że była to kraina dosyć gęsto zaludniona. Jak więc to możliwe, że rzekomi masowi mordercy dzieci potrafili stworzyć taką cywilizację i skutecznie zaludniać własną ziemię? Pisze Pani, że gdyby nie masowe mordy zorganizowane na rozkaz Boga na Kananejczykach, to „prawda o Bogu poszłaby w niepamięć, a ludzie dawno powyrzynaliby się nawzajem”. Cóż to za prawda, która potrzebuje morderstwa, aby utrzymać się przy życiu? I cóż to za dziwna karykatura wszechmocnego Boga, który tak żałośnie nie radzi sobie z własnym stworzeniem, że posuwa się do masowej eksterminacji – tak jak w potopie lub w Kanaanie? MAREK KRAK Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. anicheizm funkcjonował w ten sposób, że upodabniał się do lokalnej religii, dzięki czemu jego wyznawcami mogli być jednocześnie zarówno chrześcijanie, jak i zaratusztrianie. Podobnie było z pismami świętymi: trudno jest ustalić ich kanon, gdyż manichejczycy posługiwali się świętymi tekstami innych religii, dokonując reinterpretacji we własnych duchu. Mimo to – a może właśnie dlatego – manicheizm był ostro prześladowany przez władców prawie każdego państwa, w granice którego dotarł. Wyjątkiem było państwo Ujgurów (lud turecki żyjący w północno-zachodnich Chinach, obecnie jedna z uznanych M W przeciwieństwie do monistycznych w zasadzie systemów judaizmu, chrześcijaństwa czy islamu, gdzie władcą wszechświata jest Bóg, zaś szatan, który odwraca uwagę od odpowiedzialności Boga za zło, wydaje się nie tyle konkurentem Boga, co jego pomagierem, manicheizm wyróżnia się wyrazistym dualizmem – siły światła i ciemności pozostają między sobą w stanie konkurencji i napięcia już od prapoczątków. Manicheizm nie byłby religią, gdyby nie wyeliminował pierwiastka niepewności i nieprzewidywalności co do finału tego napięcia. Wiadomo więc, że jasność wygrać musi. Manicheizm radzi, by zawczasu opowiedzieć się po stronie zwycięzcy. PRZEMILCZANA HISTORIA Sposobem na odbicie praczłowieka jest druga emanacja, z której wyłaniają się Umiłowany Istot Świetlistych, Wielki Budowniczy oraz Żywy Duch (w wersji perskiej określany jako Mitra). Ten ostatni dysponuje siłą 5 bogów (wśród nich Adamas-światło). Odbicie dokonuje się przez budzące „wezwanie” i „odpowiedź” praczłowieka (razem tworzą Myśl Życia). Dzięki niemu Żywy Duch wybawia praczłowieka z łap Ciemnego. To prawybawienie jest jednocześnie wzorcem późniejszego wybawienia Adama i każdego innego człowieka. Aby wybawić Żywą Duszę praczłowieka, Żywy Duch musiał stworzyć świat. Budulcem znanego nam pełni, zasoby są przekazywane na Słońce do Nowego Eonu, zaprojektowanego przez Wielkiego Budowniczego. Przekazanie zasobów jasności Księżyca objawia się tym, co zwiemy fazą nowiu, po której znów zachodzi „ładowanie” Księżyca, który najwidoczniej stanowi istotny element całego systemu. Bardzo ważnym elementem destylacji z materii kosmicznej cząstek światłości jest odebranie archontom pobranego przez nich światła. Bóg ze Słońca pokazuje się już to jako dorodny chłopiec, już to jako ponętna dziewczyna. Archonci to lubieżnicy, więc w reakcji doznają albo polucji, albo poronienia. Ich nasienie pada na ziemię i rodzi świat roślin, NIEZNANE OBLICZA CHRZEŚCIJAŃSTWA (8) Jezus z Babilonu Manicheizm to system religijny stworzony przez Manicheusza Babilończyka w III w. n.e. Mani wymieszał w jednym kociołku różne religie (gnostycyzm, zoroastryzm, buddyzm, chrześcijaństwo, mitraizm, dżinizm), dzięki czemu wyszedł mu produkt atrakcyjny dla wielu różnych kręgów kulturowych. tamtejszych mniejszości narodowych), gdzie zgodnie współegzystowało nestoriańskie chrześcijaństwo, buddyzm oraz manicheizm, który w VIII i IX wieku był nawet religią dominującą. Drugim wyjątkowym epizodem manicheizmu jako oficjalnej religii państwa był manichejski kościół w wydaniu bogomilskim w Bośni (XIII–XV w.). Wolnomyślny religioznawca Salomon Reinach tak charakteryzował inicjatywę Manicheusza: „Był wykształcony przez magów i przedstawił się jako reformator zoroastryzmu, królowi Persji, Saporowi I (marzec 242 roku po Chrystusie). Źle przyjęty, odbył długie podróże dla pozyskania uczniów; mówił, że jest wysłannikiem Boga na podobieństwo Zoroastra, Buddy i Jezusa. Wróciwszy do Persji, nawrócił w niej brata królewskiego; ale duchowieństwo zoroastryjskie rzuciło płonące żagwie na niego, i w wieku lat 60 został ukrzyżowany i obdarty ze skóry (...). Chrześcijanie przypisywali, co prawda, manichejczykom nikczemne obyczaje; ale że są to kalumnie natchnione nienawiścią teologiczną, dowodem jest, że św. Augustyn, który był manichejczykiem przez dziewięć lat, nie przyznaje się do żadnego występku popełnionego wśród nich (...). W oczach manichejczyków prawdziwy Jezus był wysłańcem światła, ciało zaś jego, urodzenie i śmierć na krzyżu były tylko zwodniczymi pozorami. Odrzucali, jako mylną, znaczną część Ewangelii, ale przyjmowali i podziwiali przemowy i przypowieści Pana. Co do Starego Testamentu, potępiali go całkowicie. Mojżesz i prorocy byli diabłami. Bóg Żydów był tylko księciem mroków”. Streśćmy jednak mit manichejski, który w przeszłości tak wielu heretyków skusił swoim przesłaniem i z pewnością jest znacznie bardziej wyrafinowany niż mit prostego chrześcijaństwa. Na początku był dualizm – siły światła i ciemności pozostawały we wrogiej separacji. Król Świetlistego Raju (w tekstach irańskich jako Zurwan – Bóg-Czas) mieszka na symbolicznej Północy i składa się nań 5 eonów: Rozum, Myśl, Wgląd, Namysł oraz Rozwaga. Na Południu mieści się Król Ciemności – Materia (hyle) i jego 5 eonów: Dym, Żar, Gorący Wiatr, Woda i Mrok. Każdy eon ciemności zamieszkały jest przed demony rządzone przez archonta. Przekreśleniem stanu pierwotnego jest atak, jaki Ciemność przypuściła na Jasność, doprowadzając do zmieszania się obu zasad. W geście samoobrony Król Świetlistego Raju dokonuje trzech emanacji, które w jego imieniu będą bronić Jasności przed Ciemnością. Najpierw pojawia się Wielki Duch z którego wyłania się Matka żyjących, która z kolei rodzi praczłowieka (w wersji irańskiej nosi on imię Ormazd). Praczłowiek dysponuje orężem Żywej Duszy, na którą składa się 5 szat: ogień, wiatr, woda, światło, eter. Człowiek ulega jednak mocy Ciemności, która tym samym bierze w jasyr Żywą Duszę. Upadek człowieka nie był jednak jego porażką, ale elementem taktyki siły dobra – był on tylko przynętą, która miała służyć schwytaniu Materii. Manicheusz uniwersum są archontowie, którzy – w zależności od tego, ile Żywej Duszy pożarli – nadają się na materiał dla gwiazd, Nieba i Ziemi. Archontowie o największej ilości świetlistego pokarmu tworzą Słońce i Księżyc. Zauważmy, że świat w systemie manichejskim, nieco inaczej niż w gnostycyzmie, nie jest esencją zła, bo choć powstał z konieczności, to jednak jego tworzywem jest materia światła i ciemności. Aby sfinalizować robotę synów Światła dokonuje się trzecia emanacja, która służy temu, aby stworzony kosmos wprawić w taki ruch, który będzie wyławiał zeń świetlne cząstki, odfiltrowując cząstki ciemne. Ów system filtrowo-napędowy tworzy Bóg Królestwa Światłości z siedzibą na Słońcu. Jego świta to 12 córek – dziewic świetlistych wyrażanych w zodiaku. Boski filtr składa się z trzech kół – ognia, wody i wiatru. Cząstki światła wysysane są przez „kolumnę wspaniałości”, zwaną też doskonałym człowiekiem (rekonstrukcja praczłowieka). Kolumna jest widoczna na niebie jako Droga Mleczna – po niej cząstki wstępują na Księżyc. Kiedy światłość załaduje Księżyc do jego wpada do morza i rodzi morskiego potwora – jakiegoś manichejskiego Lewiatana (pokonanego przez Adamasa-światło). Najbardziej drastycznym elementem tej mitologii jest wątek poronionych płodów – jakby żywcem wyjęty z koszmaru jakiegoś aktywisty pro life: otóż poronione płody podnieconych archontów spadają na ziemię i przeistaczają się w demony, które pożerają kwiaty roślin. Z tej mieszanki – demonów i roślin – rodzi się świat zwierząt. Słudzy ciemności nie zamierzają jednak bez walki oddać zagrabionych cząstek światła, które są obecne w całym stworzeniu – w demonach, zwierzętach, a najwięcej w roślinach. Demoniczny plan samoobrony zrodził się w głowach dwóch najbardziej rezolutnych demonów: Ashaqluna i jego partnerki Nebroel. Otóż pożarli oni inne demony, aby przejąć ich światło, po czym spłodzili męsko-żeński obraz słonecznego boga: pierwszych ludzi – Adama i Ewę. Zabieg ten skuteczniej miał uwięzić światło zebrane przez materię-ciemność, jednak generałowie jasnej strony mocy stwarzają Jezusa Świetlistego, który ma wyjaśnić 17 potomkom Adama i Ewy, po której stronie należy się opowiedzieć. Jezus-blask ma więc przekazać gnozę manichejską. Orężem Jezusa jest Świetlisty Rozum, który jest ojcem 12 „apostołów światła” (Set, Noe, Enosz, Henoch, Sem, Abraham, Budda, Aurentes, Zoroaster, Jezus, Paweł i Mani), dzięki którym gnoza trafia do całej ludzkości. Jeśli odpowiednia liczba ludzi stanie się manichejczykami, nastanie kres całego kosmicznego dramatu. Przybędzie wówczas Jezus jako król, będzie Sąd Ostateczny oraz okiełznanie materii w wyniku błogosławionej pożogi, która świętym ogniem „wyczyści” resztki zabrudzonej światłości. Materia zostanie wówczas uwięziona, a odpowiednie moce czuwać będą, aby nikt więcej nie rozrabiał i aby nie było potrzeby tworzenia nowego kosmosu, czyli systemu filtrująco-odsysającego światłość. Pierwotny dualizm zostanie poprawiony. Ciemnogród nie będzie już mógł rozrabiać. Kiedy zawistni zoroastryjczycy odarli Maniego ze skóry, jego uczniowie poczęli się kłócić i tworzyć podsekty. Linią podziału była kwestia, czy w wyniku ostatecznego rozwiązania wszystkie cząstki światła zdołają powrócić do królestwa światłości, czy może niektóre są już tak zanieczyszczone, że stracone są dla królestwa niebieskiego. I w ten sposób wyłonił się mniej obiecujący protestantyzm manichejski. Nie wiem, czy manichejski Wielki Budowniczy jest w jakimś stopniu spokrewniony z masońskim Wielkim Budownikiem Wszechświata, ale myślę, że na jakiś symboliczny pierwowzór nadawałby się z całą pewnością. Wszak jako architekt Nowego Eonu grzebiącego świat ciemności, stanowić może metaforę triumfu Światła i Nowego Porządku Świata, choć oczywiście inaczej już rozumianego niż w systemie manichejskim. Jeśli chodzi o konsekwencje praktyczne manichejskiego systemu wierzeń, to zaowocowały one etyką ascetyczną. Wybrani nie mogli spożywać mięsa i wina, a także prokreować w nowe klatki świetlistej substancji. Nie mogli również zadawać cierpienia zwierzętom oraz niszczyć roślin, a także eksploatować natury poprzez pracę. Powinni za to poświęcać się krzewieniu wiary i kopiowaniu pism religijnych. Wierni (słuchacze) prowadzili życie świeckie i troszczyli się o utrzymanie wybranych. Mogli także uczestniczyć w manichejskich obrzędach, mając nadzieję, że i oni zostaną dopuszczeni do kręgu electi. Św. Augustyn zaczynał swą karierę jako manichejczyk, ale do kręgu electi nie wszedł nigdy. Po 9 latach słuchania nauk o batalii światła stracił cierpliwość oraz nadzieje pokładane w systemie Manicheusza i przyłączył się do systemu papieży, w którym bardzo szybko awansował na „ojca Kościoła” i pogromcę herezji. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl 18 Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. CZYTELNICY DO PIÓR Jedna lewica Czas na podsumowanie eurokampanii; czas też na to, by po raz kolejny odpowiedzieć sobie na ważne pytania o przyszłości Polski i lewicy. Po pierwsze, należy jednoznacznie i z przykrością stwierdzić, że kampania ta nie była merytoryczna i nie dotyczyła absolutnie spraw europejskich, o których tak naprawdę Polacy bardzo mało jeszcze wiedzą, np. jak ważne dla naszego życia jest to, o czym dyskutuje się na forum europejskim. Kampania nastawiona była w gruncie rzeczy li tylko na walkę pomiędzy PiS i PO. PiS uderzał jak zwykle w nacjonalistyczne tony, próbując po raz kolejny wskrzesić w Polsce demony przeszłości i grając przy tym na emocjach swego żelaznego elektoratu. Poparcie ojca dyrektora, który już kreuje Ziobrę na świeckiego szefa moherów, też oczywiście odniosło swój oczekiwany skutek. Platforma zaś zachowywała się tak, jakby głównym celem jej kampanii było miejsce przewodniczącego Parlamentu Europejskiego dla Jerzego Buzka. Jego rządy w Polsce zakończyły się gigantyczną dziurą budżetową i rozpadem AWS. Ale ludzie zapominają... Trzeba też stwierdzić, że Platforma nie ma tak naprawdę żadnego programu dla Europy, a jej siła opiera się na tym, że zalicza się do największej frakcji – partii ludowej. Nie liczba jednak się liczy, ale jakość – Panowie Posłowie. Platforma zwana obywatelską – przewidując negatywne reakcje swego elektoratu – nie wyciągnęła przezornie z politycznej lodówki swych bolesnych społecznie ustaw. Nadal nie wiemy, jak będzie wyglądać nowelizacja budżetu – czy grozi nam podwyżka podatku VAT? Czy w ogóle grożą nam podwyżki? Jaki jest los pakieciku (szumnie zapowiadanego jako pakiet) antykryzysowego? Nie wiemy, jaki jest los projektu ustawy o zapłodnieniu in vitro itd., itd. Nie wiemy jeszcze o wielu przedsięwzięciach Platformy – jakże bolesnych społecznie, bo przecież były wybory i trudno było Tuskowi strzelić sobie gola do własnej bramki. Tak sobie myślę, że Donald będzie do końca bardzo ostrożny, licząc na schedę po nieudolnym Kaczyńskim, ale jednego jestem pewien – rządy PO pod pachę z Kościołem, który na pewno niczego sobie wydrzeć nie da, będą nas boleć. Platforma zawdzięcza swoje wysokie notowania i zwycięstwo temu, że ludzie mają w pamięci rządy PiS-u. PO to także dobrzy PR-owcy – wykazują spryt i cwaniactwo polityczne. Należy zadać pytanie, jak długo jeszcze będziemy oglądać dobrą minę do złej gry. Wszak nie może wszystkiego załatwić uśmiech i przyjazny uścisk dłoni. O jakości eureoposłów z Prawa i Sprawiedliwości nie wspomnę, gdyż zrobił to za mnie prezes tej partii – Jarosław Kaczyński. Orzekł on, że niektórzy wybrańcy to posłowie czwartego rzędu, którzy winni 8 godzin uczyć się języków. Punkt za szczerość. Szkoda tylko, że dopiero po wyborach. A teraz o klęsce lewicy. Co prawda SLD to trzecia siła w ekipie polskiej do Brukseli (12,3 proc. to 7 mandatów), ale to wynik zdecydowanie poniżej oczekiwań lewicowego wyborcy. Trudno mi nazwać SLD partią lewicową, ale klęska Marka Borowskiego oraz Dariusza Rosatiego w wyborach 2009 roku pokazuje, że poza SLD trudno jest zbudować jakikolwiek samodzielny bądź koalicyjny projekt polityczny prawdziwie ażda zbiorowość, jeśli nie jest poddana kontroli, ulega z czasem wynaturzeniom. Gdyby w USA określone instytucje nie ujawniły kryminalnych czynów części kleru, do tej pory nikt by o tym nie wiedział. Następnie przyszła Irlandia, gdzie K lewicowy. Co zatem winna zrobić polska lewica, by jej głos był słyszalny? Jakie kroki winna podjąć, by w przyszłości odnieść sukces? Oto powinna swoim liderom w ostrym tonie powiedzieć: Dość podziałów!!! I odnosi się to zarówno do SLD zasiadającego w Sejmie, jak i do lewicy pozaparlamentarnej. Czas podjąć rozmowy na temat wypracowania lewicowej platformy, która pozwoliłaby – zarówno socjalistom z SLD (których na pewno nie brakuje), jak i przedstawicielom SdPl, RACJI Polskiej Lewicy, PPP czy KPP – zjednoczyć wysiłki dla dobra kraju. Polska lewica musi być zjednoczona. Niechaj w końcu przestanie brać górę ambicja panów Olejniczaków czy Napieralskich. Czas na poważne rozmowy i wspólny, odważny program. Lewica musi zaoferować coś ze swej idei młodemu pokoleniu, dotrzeć do młodych ludzi ze swymi ideami. Lewica musi też zmienić formę walki z kapitalizmem; wszak kapitalizm też się zmienił, zatem formy walki nie mogą tkwić korzeniami w XIX wieku. Jeśli lewica w Polsce i Europie nie wypracuje nowej formuły walki z kapitalizmem XXI wieku, zacznie przegrywać z nacjonalizmem oraz ładnie opakowanym acz pustym w środku prawicowym populizmem, który znajduje – jak pokazały eurowybory – coraz szersze grono zwolenników w Europie. Jaka będzie Europa przez kolejne 5 lat, czas pokaże. Chciałbym, by naprawdę była domem wszystkich – bez strachu demonów przyszłości i prawicowego populizmu. Chciałbym też, jako młody człowiek mający serce po lewej stronie, żeby słaby wynik niepotrzebnie podzielonej polskiej lewicy stał się podstawą do refleksji. Marcin Antoniak coś próbuje zrobić w tej sprawie. Obecnie toczy się proces beatyfikacyjny JPII. Przypomnę, że w grudniu 2005 roku grupa 12 teologów, głównie z Hiszpanii i Włoch, zaapelowała o uwzględnienie podczas procesu także negatywnych aspektów jego pontyfikatu. A było Proces demaskacyjny raport pokazuje mechanizmy zwyrodnienia w organizacjach katolickich. Jan Paweł II przez dwadzieścia kilka lat swojego pontyfikatu nic nie robił, aby położyć kres temu procederowi, aby uruchomić mechanizmy oczyszczające przy ścisłej współpracy organów danego państwa. Co więcej, kiedy był w Brazylii i zaproponowano mu spotkanie z ofiarami wykorzystania seksualnego – odmówił. Po wybuchu afery amerykańskiej w sposób niejasny potępił te praktyki. Przedtem jednak księża byli przesuwani do innych parafii, za granicę lub starano się w różny sposób tuszować ujawniane fakty. Tak się zresztą dzieje nadal, o czym piszą „FiM”. Wydaje się jednak, że obecny papież Benedykt XVI to m.in. potępienie przez JPII teologii wyzwolenia i konserwatyzm w sprawie etyki seksualnej i celibatu. Autorzy apelu (m.in. Hiszpan Jaume Botey i Włoch Giulio Girardi) zarzucają też papieżowi tolerancję wobec zbrodniczych reżimów w Ameryce Łacińskiej i mówią o skandalu pedofilii w Kościele, wobec którego Jan Paweł II wykazał dużą pobłażliwość. A zatem grzech zaniechania zmarłego papieża z pewnością ciąży na procesie beatyfikacyjnym. A u nas w Polsce? Nihil novi... Przyjdzie jednak czas, gdy Kościół katolicki będzie zmuszony do rozliczenia się przed społeczeństwem polskim... Czytelnik anie Mieszałku-Opieszałku, Wysoki Sejmie i Senacie, co w swych Salach Plenarnych podobny problem macie! W imieniu rzeszy zestresowanych komisjantów, grubymi nićmi szyjących narodowi kolejne wybory w cieniu wiszących w lokalach krzyży, apeluję o zmianę zapisów ordynacji wyborczej! Zmieńcie gniota, bo w przeciwnym razie na was, posłowie, spadnie w końcu niechybna klątwa Episkookupatu Polski, zniesmaczonego nieprzestrzeganymi, a sprzyjającymi profanacji krzyża pustymi zapisami bez „dalszego ciągu”, czyli P zabrania obecności w nim symboli religijnych”, poprosiłem Przewodniczącą KW w R. (woj. zach.-pom.) o zdjęcie symbolu. Nie dla mojego widzimisię, bo do krzyża mam stosunek możliwe skrajnie neutralny, ale by zapisom Konstytucji RP i „Ordynacji wyborczej” zadośćuczynić. Chociaż przez bite 8 godzin p. przewodnicząca siedziała naprzeciw drzwi i inkryminowanego krzyża – spytała, gdzie ja widzę takowy symbol w lokalu. Sporny symbol wskazałem ręką. O dziwo, urzędniczka spojrzała... i potwierdziła fakt jego tam bytności, czym zaświadczyła, że nie byłem pijany. Wyjaśniłem Grzyb na demokracji surowych kar finansowych przewidzianych prawem! Za błahe nawet złamanie ciszy wyborczej słowem, czynem i zaniedbaniem grozi do 1 miliona złotych kary! Za powszechną profanację krzyży masowo wiszących w lokalach z woli komisji (bo nie ordynacji!) nikt nie odpowiada! Kościół kat. – tak wrażliwy na najmniejsze nawet przejawy deprecjacji swojej świętości – tu wyniośle milczy. Owieczki – tak wrażliwe, gdy dotknąć je na uczuciach religijnych – nie protestują! Świat stanął na głowie, bo dopiero ateiści widzą problem i gotowi są walczyć w obronie krzyża, oraz... bezskutecznie próbującej to robić ordynacji. Siedzą tedy w lokalach PT Przewodniczący, za ciężkie pieniądze w fotele pier...ący, i zachowują się jak te religijnym drylem ściśnięte w udach dziewice – i chcieliby (być może?) wiszące krzyże na czas wyborów uroczyście zdjąć, I SIĘ BOJĄ!!! Jak nic – dziewice! I to konsystorskie, bo na pewno nie wyborcze... Po wyrażeniu opinii, że „w tym lokalu łamana jest OW, bo ta wyraźnie taktownie, że wymagam, by sprostała nie mojemu widzimisię, ale... wyłącznie rygorystycznemu wymaganiu OW! Krzyż pański z niepokornym wyborcą, jaki spadł nagle na nią niczym gałąź w Dalikowie na parafiankę, spowodował, że zarumieniona zaniemówiła, stuporem jakowymś rażona znieruchomiała i krzyża swego wraz z przyległościami z fotela nie dźwignęła. W rezultacie symbolu religijnego wiszącego w lokalu wyborczym i profanowanego aktami dokonywanych politycznych wyborów nie zdjęła! Młodą polską demokrację dotknęły jakże polskie dolegliwości: ischias poczynań, zawał prawa, paraliż umysłów, niemota miernot, miernota niemot, odrętwienie oftalmiczne, apatia a-Patria, pełzające bezprawie... i pokrywający wszystko, a przede wszystkim papier Ordynacji Wybiórczej Aspergillus Negris Vaticaniensis – groźny, skrajnie rakotwórczy grzyb, mogący kolejny raz ugrobić dopiero co miłościwie nam zmartwychwstałą Rz-plitą. Grzyb nomen omen... grobowy! B.B.L. Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. LISTY Anty-Polacy Prezes PiS ma pomysł na taką zmianę w zapisach konstytucji, aby Niemcy nie mogli rościć sobie pretensji do naszych Ziem Zachodnich i Północnych. Chciałbym tylko przypomnieć, że to bracia Kaczyńscy najbardziej kwestionowali legalność państwa Polska Rzeczpospolita Ludowa. Wiadomo, że jeśli PRL była nielegalna, to również zawarte przez nią traktaty są nieważne. W tym przede wszystkim traktat graniczny, ustalający granicę Polski i Niemiec na Odrze i Nysie Łużyckiej. O traktat ten zabiegał ówczesny I sekretarz PZPR Władysław Gomułka. Traktat zawarty z Republiką Federalną Niemiec 7.12.1970 roku podpisali: w imieniu PRL – premier RP Józef Cyrankiewicz, a w imieniu RFN – kanclerz Willi Brandt. To był wielki sukces naszego kraju i jego elit. Trudno panów z tytułami profesorskimi posądzić o nieuctwo. Zastanawiam się więc, czyimi panowie Kaczyńscy są agentami. Od tak dawna działają i tak głęboko zdołali się zakonspirować, że osiągnęli najwyższe stanowiska w Polsce. Nie wiem, kto jeszcze bardziej mógłby zaszkodzić Polsce i Polakom. Edward z Gniezna Moje państwo wrogiem Historia wielokrotnie udowodniła, że Amerykanie wtedy dotrzymują zobowiązań, jeśli to im się opłaca! Polska doświadczyła już tego. Powstanie Unii Europejskiej to wielkie zwycięstwo rozumu. Utworzenie silnej ekonomicznie i politycznie Wspólnoty Europejskiej z jedną konstytucją, językiem urzędowym, monetą itp. uwolni nas od wojen i nienawiści, czego nie docenia Kościół. Są w Polsce siły, które pragną, aby kosztem narodu Polska stała się osłem trojańskim USA i Watykanu w UE. Nas, Polaków, nie stać na mądry parlament i gospodarny rząd! W Polsce rodzą się zdolni awanturnicy, a nie gospodarze!!! R.J. Szpalik, Swarzędz Ignoranci W ostatnich dniach dwóch panów rozśmieszyło mnie do łez. Pierwszy to Stanisław Komorowski, wiceminister obrony narodowej, który powiedział „Rzeczpospolitej” z 22 maja, że „pierwszy raz obce wojska przyjadą na nasze zaproszenie nie po to, by realizować swoje interesy, lecz aby wzmocnić bezpieczeństwo naszego kraju”. Chodzi oczywiście o baterię amerykańskich rakiet Patriot, których stacjonowanie na terenie Polski stara się wybłagać u Amerykanów nasz rząd w ramach polityki antyrosyjskiej. Panu ministrowi dzielnie sekunduje gen Koziej, były komunista w mundurze (tak się kiedyś mówiło o oficerach Wojska Polskiego), który w „Superstacji” wciskał telewidzom kit, że rakiety te mają zwalczać zagrożenie rakietowe ze strony Iranu. Pomijając sprawę braku rakiet o takich osiągach na wyposażeniu armii irańskiej, pan generał wykazał się wyjątkową ignorancją w zakresie znajomości geografii. LISTY OD CZYTELNIKÓW dobrodziej zbierał od dzieci po 12 zł, a na mecz do Rudnika oddalonego o 10 km – po 5 zł. Biedny jest, bo za pogrzeb bierze tylko 800 zł, więc go nie stać na wynajęcie busa dla dzieci. Parafianie tak go kochają, że w maju – przed przyjazdem biskupa – tuż przed mszą o godz. 8.30 na murze sklepu, przy drodze do kościoła, napisali: „Jeszcze takiego ch...ja jak nasz proboszcz to w Gorzkowie nie było”. Przed od Kościoła dla dzieci poszkodowanych przez tych zbrodniarzy? Wstyd. A gdzie Pan Minister Czuma?! J.J. Druga Irlandia? Jestem przerażona treścią Waszego artykułu o molestowaniu dzieci przez duchownych katolickich w Irlandii. Jeśli w przyszłości dowiem się o jakiejś sierocie skierowanej do placówki prowadzonej przez zakonnice czy księży, z całą pewnością będę się interesować jej losem. Ale jeszcze jedno, dla Polaków bardzo ważne: kandydat na premiera, pan Donald Tusk, obiecywał nam drugą Irlandię... Irena Ortus, Kraków Targi horroru Wystarczy wziąć do ręki pierwszy lepszy atlas geograficzny i nakreślić dwie linie: – jedna niech łączy Teheran z granicą USA-Kanada, a druga – Teheran z Miami na Florydzie. Wyjdzie nam wtedy, że prawa granica takiego pola rażenia przebiega w Europie nad Pirenejami, a lewa nad Gibraltarem. Oczywiście Iran mógłby chcieć straszyć pingwiny na Alasce, ale wtedy byłoby bliżej i wygodniej wybrać trajektorię lotu nad Mongolią. Obu panom gratuluję dobrego humoru. Ppłk dypl. Bogdan Pokrowski Konsekwencji! Media komercyjne i publiczno-kościelne (TVP i PR) pieją z zachwytu, że 20 lat temu „Solidarność” obaliła komunizm w Polsce. I – naturalnie – ani słowem nie nawiązują do sytuacji geopolitycznej w Europie, tj. do pieriestrojki ogłoszonej przez Gorbaczowa, a wykorzystanej przez gen. Jaruzelskiego. Pieją też, że 30 lat temu JPII, prorok naszych czasów, rozpoczął ten proces. Jeżeli przyjąć, że to dzięki JPII mamy w Polce, co mamy, to należy konsekwentnie głośno mówić o całej reszcie, a to m.in. nędza, głód, zniszczona gospodarka, miliony bezrobotnych, tysiące bezdomnych, przymierające głodem dzieci. Oto „zasługa” Jana Pawła II. Nie trzeba się wstydzić głośno mówić o zasługach „największego z Polaków”. Jan J. Społecznik Opiszę Wam taką ciekawostkę. W Gorzkowie ksiądz kanonik założył zespół piłkarski ministrantów i nie tylko. Ciekawą rzeczą jest, że na mecz wyjazdowy do miejscowości Fajsławice, oddalonej raptem o 25 km, mszą o godz. 10 wszystko było już zamazane, ale biskup widział; to jednak do proboszcza chyba nie dociera. Wikariuszowi kazał płacić za mieszkanie na plebanii 1000 zł miesięcznie. Czytelnik Agresywna procesja 11 czerwca w Ciechanowie grupka wiernych wracająca z procesji Bożego Ciała zaatakowała pod kościołem św. Józefa kupców handlujących watą cukrową i truskawkami. Moherowi fanatycy wrzeszczeli do przechodniów, by nie dawali zarobić naciągaczom, którzy „Boga obrażają pracą w takie święto”. „To wstyd” – krzyczały spienione parafianki, nie chcąc pamiętać, że kilka minut wcześniej rzuciły kawał renty na tacę i klękały przed opłatkiem. O.P. Wszyscy kłamią W czasie pobytu w Australii (lipiec 2008 r.) Benedykt XVI oświadczył światu, że Kościół katolicki już nigdy nie będzie tolerował w swoich szeregach księży pedofilów. A już w maju br. Watykan stawał na głowie, aby uniemożliwić publikację wyników pracy komisji, która zbadała przypadki molestowania, gwałcenia i bicia dzieci przez księży, zakonników i zakonnice w Irlandii w latach 1939–1980. Udowodniono, że 40 tys. dzieci doznało katolickiego piekła, co było przez kilkadziesiąt lat tolerowane przez władze kościelne. Papież kłamał w Australii, podobnie jak kłamią wszyscy biskupi – również w Polsce – którzy ukrywają zbrodniarzy w sutannach, a organa ścigania i wymiar sprawiedliwości zbyt pobłażliwie ścigają i sądzą tych przestępców. Dlaczego sądy nie zasądzają odszkodowań Jadłem sobie spokojnie kolację, oglądając „Fakty” w TVN i mało brakowało, żebym się zakrztusił. Pokazano nielegalne targi, na których sprzedawane są żywe zwierzęta – bite i maltretowane. Nikt nic sobie z tego nie robi, łącznie z miejscowymi weterynarzami. Nasz wspaniały minister rolnictwa – Sawicki z PSL – przyzwala na takie praktyki. Byłem z żoną w szoku. Jak minister rolnictwa w państwie należącym do Unii Europejskiej może mówić takie rzeczy i to publicznie?! Gdybym był sadystą, to w takiej sytuacji powinienem iść sobie na dwór, skopać jakieś biedne zwierzątko, najlepiej na widoku policji, a na odchodne powiedzieć, że ministerstwo mi na to pozwala. Panie premierze Tusk, jeżeli jest Pan politykiem na poziomie, to powinien Pan takiego ministerka zdymisjonować. Nie możemy pozwolić na takie zachowania. Piotr Guza, Pionki Dwie emerytury W związku z artykułem pani Wiktorii Zimińskiej o wojskowym i nauczycielu („FiM” 22/2009) mam wrażenie, że człowiek ten powinien otrzymywać dwie emerytury, jako że w obu przepracowanych zawodach płacił składki emerytalne. Takie 19 prawo funkcjonuje w niektórych krajach Unii Europejskiej (można dostawać 4 i więcej emerytur, jeśli płaciło się składki. Znam inżyniera w Grecji, który ma 3 emerytury: pracował jako nauczyciel fizyki, w elektrowni, i miał sklep elektryczny). Takie prawo istnieje w UE i należałoby pomóc temu człowiekowi, innym wojskowym i wszystkim, którzy pracowali w kilku zawodach, a emeryturę otrzymują jedną. Należałoby zaskarżyć Polskę przed Trybunał UE. Barbara C. List do Premiera W odpowiedzi na prośbę wielu Czytelników, którzy chcą zdopingować premiera RP do odpowiedzi na list otwarty JONASZA, podajemy adres Kancelarii Premiera: Kancelaria Prezesa Rady Ministrów, Sekretariat Prezesa Rady Ministrów, 00-583 Warszawa, Al. Ujazdowskie 1/3 e-mail: [email protected] Redakcja Prośba do Czytelników W okresie wakacyjnym wydawca tygodnika „Fakty i Mity” planuje przeprowadzić akcję promującą tytuł w pasie nadmorskim. Ponieważ okres ten nie sprzyja możliwości wynajęcia kwater na jedną noc, zwracamy się z gorącym apelem do naszych Czytelników o umożliwienie wynajęcia noclegu na jedną dobę dla czterech osób (z miejscem parkingowym) w następujących miejscowościach: ! Świnoujście (Wolin), ! Trzęsacz, ! Dźwirzyno, ! Sarbinowo, ! Łeba, ! Gdańsk. Niestety, w tej chwili nie możemy podać konkretnych dat, ponieważ rozpoczęcie akcji uwarunkowane jest pogodą. Mile widziana możliwość otrzymania faktury. Kontakt: – telefon 042/630 70 66, – e-mail: [email protected] Z góry dziękujemy za okazaną sympatię i pomoc! Redakcja KSIĄŻKA WYDANA PRZEZ JONASZA Książka jest zapisem wspomnień Stanisława Leszkowicza (ur. 1928), wieloletniego pracownika Ministerstwa Handlu Zagranicznego oraz instytucji i przedsiębiorstw współpracujących z zagranicą. Autor podejmuje próbę ukazania powojennej rzeczywistości z punktu widzenia człowieka, który chce do czegoś dojść, kimś być w nie zawsze zdrowym systemie. Dzięki zawartości pikantnych szczegółów z ówczesnych realiów politycznych i gospodarczych, takich jak: permanentna walka o władzę w MSZ, mafijne powiązania i wymuszenia haraczy od sprzedawców węgla do Austrii i szynek do USA czy polskich importerów chemikaliów z Europy Zachodniej, książka stanowi swoisty, branżowy dokument minionej epoki. Sprzedaż wysyłkowa: Wydawnictwo Niniwa 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. Cena: 19 zł + koszty wysyłki. 20 OKIEM BIBLISTY PYTANIA CZYTELNIKÓW Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. Warto w tym miejscu również podkreślić, że Jezus Chrystus w pierwszej kolejności był Zbawicielem tych, którzy ,,zaginęli z domu Izraela” (Mt 15. 24), i jako Zbawiciel pozostał nadal synem narodu żydowskiego. Również wspólnota, której dał początek, była i pozostała społeczBóg powoływał również prorozdobyli od kapłanów, którzy zostanością izraelską, bo wszyscy nawróków, którzy mieli mówić wszystko, li do nich posłani, a nie przez osoceni spoza narodowości żydowskiej co On im nakazał. Mieli oni nie biste doświadczenie zbawczego dziazostali wszczepieni w ,,drzewo oliwtylko napominać i wzywać ,,dom Jałania Boga (2 Krl 17. 25–30). Samane” (Rz 11. 17), symbolizujące tę kuba” do szczerego nawrócenia się rytanie nie znali więc Boga jako Tespołeczność (Ef 2. 12), i nazwani do Boga, ale również przypominać go, który do Izraela powiedział: zostali potomkami Abrahama (Ga mu o Bożej przychylności. W księ,,Jam jest Jahwe, Bóg twój, który cię 3. 29), „współobywatelami świętych dze Jeremiasza czytamy: ,,Albowiem wywiódł z ziemi egipskiej, z domu i domownikami Boga” (Ef 2. 19), Ja wiem, jakie myśli mam o was niewoli”. Co więcej, uznawali oni czyli duchowym Izraelem. – mówi Pan – myśli o pokoju, a nie wyłącznie Pięcioksiąg Mojżesza (ToChociaż więc ,,teologia zastępo niedoli, aby zgotować wam przyra), a Żydzi za pisma święte uznastwa” jest z gruntu niebiblijna, to szłość i natchnąć nadzieją. Gdy bęwali również księgi prorockie (Nejednak pojęcie Izraela duchowego, dziecie mnie wzywać i zanosić do wiim) i księgi dydaktyczne (Ketualbo – jak pisał św. Paweł – ,,Izramnie modły, wysłucham was. A gdy wim). Poza tym dla Samarytan święela Bożego” (Ga 6. 16), obejmująmnie będziecie szukać, znajdziecie tym miejscem była góra Garizim, cego nawróconych Żydów i nie-Żymnie. Gdy mnie będziecie szukać caa dla Żydów – góra Syjon w Jerodów, jest w pełni uzasadnione. ,,Alłym swoim sercem, objawię się wam zolimie (J 4. 20). bowiem wszyscy jesteśmy synami Bożymi przez wiarę w Jezu– mówi Pan – odmienię sa Chrystusa (...). Nie wasz los i zgromadzę was masz już Żyda ani Greze wszystkich narodów i ze ka, nie masz niewolnika wszystkich miejsc, do któani wolnego, nie masz rych was rozproszyłem mężczyzny ani kobiety; al– mówi Pan – i sprowadzę bowiem wszyscy jedno jewas z powrotem do miejsteśmy w Jezusie Chrystusca, skąd skazałem was na sie. A jeśli jesteście Chrywygnanie” (Jer 29. 11–14). stusowi, tedy jesteście poA zatem Izrael wietomkami Abrahama, lokrotnie doświadczał dziedzicami według zbawczego działania Boobietnicy” (Ga 3. 26, ga i sam miał też być 28–29). światłością dla pogan. Mówiąc, że zbawieKiedy zaś przyszedł do nie pochodzi od Żydów, niego obiecany Mesjasz, Biblia podkreśla więc, że wiele córek i synów tejak istnieje jeden Bóg, go narodu przyjęło ofetak wciąż istnieje lud rowane im zbawienie Izraela – ,,umiłowany ze i od tego czasu Izrael względu na praojców” odegrał jeszcze większą (Rz 11. 28). Podkreśla rolę w historii zbawienia. też, że przez niego przyTo oni bowiem jako szło duchowe błogosłapierwsi doświadczyli wieństwo na wszystkie zbawczego działania Bonarody (Rdz 12. 3), poga i byli tego żywym nieważ Jezus Chrystus świadectwem zgodnie ze był Żydem, potomkiem słowami: ,,Wy jesteście moimi świadkami – mó- Modlitwa żydów mesjańskich, wierzących, że Jezus Abrahama (Ga 3. 16), i „stał się dla wszystkich, wi Jahwe – i moimi słu- jest mesjaszem którzy mu są posłuszni, gami, których wybrałem, Wszystko to – według Ewangesprawcą zbawienia wiecznego” (Hbr abyście poznali i wierzyli mi, i zrolii św. Jana – świadczy więc o ,,wyż5. 9). Jest On bowiem zarówno zumieli (...). Ja, jedynie Ja, jestem szości” narodu żydowskiego. Ponie,,światłością, która oświeca pogan, Panem, a oprócz mnie nie ma wyważ to im właśnie, Żydom, ,,pojak i chwałą ludu izraelskiego” (Łk bawiciela” (Iz 43. 10–11). wierzone zostały wyrocznie Boże” 2. 32). I wreszcie podkreśla również, Podobne słowa skierował póź(Rz 3. 2). Zatem to Żydom zawdzięże chrześcijaństwo korzeniami tkwi niej Jezus do apostołów: ,,Ale weźczamy Biblię. Wszyscy prorocy byw judaizmie, bo swój początek wzięmiecie moc Ducha Świętego i bęli przecież Żydami. Im też zawdzięło od Żydów (Rz 11. 16–18). dziecie mi świadkami w Jerozolimie czamy pisma Nowego Testamentu. Tak więc słusznie napisano, że i w całej Judei, i w Samarii, i aż po Tylko jeden z autorów pism ewan„zbawienie pochodzi od Żydów”, krańce ziemi” (Dz 1. 8). To znaczy, gelicznych, Łukasz, był Grekiem. bo cała historia zbawienia nierozże jak w wystąpieniu Mojżesza, tak Poza tym, co jest najważniejsze, Jełącznie związana jest z narodem żyi w osobie Jezusa Chrystusa, Bóg zus był Żydem. Narodził się bodowskim. Patriarchowie, prorocy, najpierw objawił się Żydom w swowiem w żydowskiej rodzinie jako Jezus, Jego rodzina, apostołowie jej mocy. Dlatego też Jezus powie,,potomek Dawida według ciała” (Rz i pierwsi wyznawcy Jezusa byli przedział do Samarytanki: ,,Wy czcicie 1. 3). Dlatego też zarówno On, jak cież Żydami. I im też zawdzięczato, czego nie znacie, my czcimy to, i Jego rodzina skrupulatnie zachomy Pismo Święte. Ponadto z naroco znamy, bo zbawienie pochodzi od wywali wszystkie przykazania i ustadem tym wiąże się również chwaŻydów” (J 4. 22). wy, a ,,Bóg uwierzytelnił Go przez lebne przyjście Mesjasza (Mt 24. Przypomnijmy, że Samarytanie czyny niezwykłe, cuda i znaki, jakie 32). Sama zaś Jerozolima [nie byli ludem sprowadzonym z Babiprzez niego czynił” (Dz 2. 22) i uczyRzym], nazwana została ,,miastem lonu i z innych miast podlegających nił Go ,,Panem i Chrystusem” (Dz wielkiego króla” (Mt 5. 35). Asyrii (2 Krl 17. 24). Stąd też ,,ca2. 36), czyli Zbawicielem (Łk 2. 11). BOLESŁAW PARMA łą” wiedzę o Bogu, jaką posiadali, Zbawienie pochodzi od Żydów? Podczas rozmowy Jezusa z Samarytanką padło stwierdzenie, że ,,zbawienie pochodzi od Żydów” (J 4. 22). Natomiast w Liście św. Pawła do Rzymian czytamy, że Żydzi ,,co do ewangelii, są nieprzyjaciółmi Bożymi” (11. 28). Zastanawiam się, czy pomiędzy tymi dwoma stwierdzeniami nie ma sprzeczności. Poza tym proszę wyjaśnić, co to znaczy, że zbawienie pochodzi od Żydów? Rozpocznijmy od stwierdzenia, że pomiędzy tymi dwoma tekstami nie tylko nie ma sprzeczności, ale wręcz przeciwnie, oba wersety znakomicie się uzupełniają. Przecież ten drugi tekst nie kończy się na stwierdzeniu, że Żydzi są ,,nieprzyjaciółmi Boga”, ale na podkreśleniu, że Bóg już dawno temu (od samego początku) ich wrogość obrócił ,,dla waszego dobra” (por. Rz 8. 28). W jaki sposób? W ten, że dzięki ich sprzeciwowi, a nawet prześladowaniom (por. Dz 8. 1), ewangelia dotarła nie tylko do Samarii, ale w końcu również do całego Imperium Rzymskiego. Tak więc chociaż znaczna część Żydów zamknęła się na ewangelię, a niektórzy z nich (głównie żydowski establishment) doprowadzili nawet do śmierci Jezusa i ,,przeszkadzali w zwiastowaniu poganom zbawiennej wieści” (1 Tes 2. 15–16), to jednak nie przekreśla to faktu, że nadal pozostają oni ,,umiłowanymi ze względu na praojców” (Rz 11. 28b). Tym bardziej że ,,nieodwołalne są dary i powołanie Boże” (w. 29). To zaś oznacza, że chrześcijanie nie zostali postawieni na miejscu Izraela, a tzw. teologia zastępstwa od samego początku miała charakter antysemicki. Żaden Kościół bowiem nigdy nie był i nie jest ,,nowym Izraelem” (tak twierdził już Ignacy z Antiochii, Tertulian, Justyn Męczennik, Augustyn i wielu innych), który miałby zająć miejsce rzekomo odrzuconego narodu żydowskiego. Ponieważ ,,nie odrzucił Bóg swego ludu, który uprzednio sobie upatrzył” (Rz 11. 2). Przejdźmy teraz do kolejnej kwestii, a mianowicie: w jakim sensie zbawienie pochodzi od Żydów? Odpowiedź biblijna jest dość jasna. Według ap. Pawła, to bowiem ,,do nich należy synostwo i chwała, i przymierza, i nadanie zakonu, i służba Boża, i obietnice, do których należą ojcowie i z których pochodzi Chrystus, według ciała” (Rz 9. 4–5). To znaczy, że zbawcze działanie Boga najpierw uwidoczniło się w historii Izraela. Rozpoczęte zostało bowiem od powołania Abrahama, który wraz ojcami ,,służył innym bogom” (Joz 24. 2, 14), któremu Bóg polecił ,,wyjść z ziemi swojej i od rodziny swojej, i z domu ojca swego do ziemi, którą mu wskaże” (Rdz 12. 1). I jak widać, powołanie to związane było z całkowitym porzuceniem politeizmu, a następnie z zawarciem przymierza Boga z Abrahamem (Rdz 15. i 17. 1). Poza tym Bóg oznajmił mu, co następuje: ,,Wiedz dobrze, że potomstwo twoje przebywać będzie jako przychodnie w ziemi, która do nich należeć nie będzie i będą tam niewolnikami, i będą ich ciemiężyć przez czterysta lat. Lecz Ja także sądzić będę naród, któremu jako niewolnicy służyć będą; a potem wyjdą z wielkim dobytkiem” (Rdz 15. 13–14). Później ta ,,radosna nowina” mówiąca o wyzwoleniu utrwalona została we wprowadzeniu do Dekalogu: ,,Jam jest Jahwe, Bóg twój, który cię wyprowadził z ziemi egipskiej, z domu niewoli” (Wj 20. 2). Izrael ma bowiem stale pamiętać o wyzwoleniu spod jarzma potęgi egipskiej. Ma pamiętać, że Bóg jest wierny, łaskawy i wszechmocny. Bo gdyby takim nie był, naród izraelski nadal przebywałby w niewoli. I dopiero po tym objawieniu się Boga jako Boga zbawiającego, który mówi: ,,Wy widzieliście, co uczyniłem Egipcjanom, jak nosiłem was na skrzydłach orlich i przywiodłem was do siebie” (Wj 19. 4), dochodzi do zawarcia przymierza Jahwe z narodem żydowskim. Izraelici są już bowiem świadomi tego, że to Bóg jest ich Zbawicielem, a on, jako naród, odtąd należy do Boga, aby był jego wyłączną własnością (Pwt 7. 6). Przyznają więc, że Bóg słusznie oczekuje ich wierności i oddania (Wj 19. 5–8). Dlatego też powierzono im zakon, służbę i obietnicę błogosławieństw Bożych (Wj 24. 1–11; Pwt 28. 1–14). Niestety, naród żydowski co jakiś czas sprzeniewierzał się Bogu, a On wciąż przypominał im o tym, czego dla nich dokonał. ,,Wywiodłem was z Egiptu i wprowadziłem was do ziemi, którą przysiągłem waszym ojcom, mówiąc: Nie naruszę przymierza mego z wami” (Sdz 2. 1). ,,Wzbudzał im też sędziów i ci ratowali ich z rąk łupieżców (...). Ilekroć zaś Pan wzbudzał im sędziów, to Pan był z tym sędzią i wybawiał ich z rąk ich wrogów, póki żył ten sędzia, gdyż Pan litował się nad ich skargami na ich gnębicieli i ciemiężców” (Sdz 2. 16, 18). Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. TRZECIA STRONA MEDALU GŁASKANIE JEŻA Dobra, żarty żartami, ale 11 lutego to już chyba można posłuchać Madonny szansonistki? Guzik. Bo oto mamy Objawienie Madonny Niepokalanie Poczętej. Nie tej od śpiewania, tylko tej drugiej, choć wszystko już mi się myli. W marcu też ambaras, bo należy świętować m.in. dzień założyciela zakonu Najświętszej Panienki oraz dzień świętego Gabriela, czciciela Matki Boskiej Bolesnej. Po drodze natrafimy jeszcze na święto Józefa – oblubieńca Maryi – i na Zwiastowanie wyżej wymienionej. W kwietniu świętujemy niemal dzień w dzień jakieś męczennice dziewice (np. Katarzynę), aż dochodzimy do Józefa Robotnika – oblubieńca Najświętszej Panienki – i Dzień Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Jak Królowa przestanie być Królową, to czas zapalić świeczki dla Matki Bożej Pośredniczki Wszelkich Łask (7 maja). No i nie zapomnieć o dniu świętej Pudencjany – też dziewicy. Biorąc pod uwagę imię, to na stratę dziewictwa niewiasta ta raczej nie miała szans. Chwilę potem trzeba westchnąć na wspomnienie o Marii Magdalenie – dziewicy! Tak zapisano w katolickim kalendarzu. Dziewicy! Ciekawe... może to jeszcze inna. No a zaraz potem święto Trójcy Przenajświętszej i Dzień Najświętszego Serca Jezusowego. Dobra, wystarczy! Jesteśmy dopiero w połowie roku. A przecież wymieniłem tylko część kościelnych świąt. Jeżeli ktoś nie wierzy, spis świąt religijnych („podczas których należy zachować powagę”) łatwo odnajdzie w internecie. Jest ich, jak już pisałem, ponad 250 na 365 dni w roku. No ale hosanna! W pozostałe Madonna i inne „Donny” mogą sobie pewnie śpiewać do woli. Tak uważacie? To chyba Was pogięło albo bluźnicie. A urodziny Jana Pawła II? A Jego śmierć? A imieniny Karola, rocznica konklawe, daty pielgrzymek?! Jak do tego dodamy jeszcze rocznice związane z Wyszyńskim, Wielki Post i adwent, oraz wszystkie piątki, to Madonna będzie mogła w Polsce wystąpić tylko 29 lutego, czyli raz na cztery lata w roku przestępnym. MAREK SZENBORN ! ! ! Na szczęście są i pozytywy. Społeczne nastawienie do inności powoli, choć sukcesywnie się zmienia. Jak co roku, Fundacja Równości przyznała nagrody – Hiacynty – za pozytywne działania. Wyróżniono m.in. prof. Marię Janion – historyczkę literatury, osobę o niezwykle otwartym umyśle – za „rzetelną i niestrudzoną pracę naukową, wolną od stereotypów i rutyny, w której propaguje tolerancję wobec odmienności”. Aktorka Ewa Kasprzyk to prawdziwa diwa na polskiej scenie artystycznej – nie boi się kontrowersyjnych postaci, sztuk i tematów, to Osobowość 2009 roku. Z kolei politykiem roku został – być może trochę na wyrost – Janusz Palikot. Bardziej za wywoływanie tematu mniejszości seksualnych niż konkretne działania, ale jako jeden z tych, który potencjalnie mógłby środowisku gejów i lesbijek pomóc. Niestety, poseł – mimo wcześniejszych obietnic – na uroczystej gali nie pojawił się i Hiacynta nie odebrał. DP Fot. Autor Karuzela z Madonnami Madonna jest nad Wisłą persona non grata. Nie TA Madonna, czyli Królowa, tylko Madonna piosenkarka. 15 sierpnia może dojść w stolicy do rozruchów. Pani Madonna zapowiedziała, że dokładnie w środku sierpnia przyjedzie do Polski. Na jeden jedyny występ zaplanowany w ramach jej trasy koncertowej. Ale baba durna jest jakaś kompletnie, a może nawet nie chodzi do kościoła. Mogłaby przecież wyć na Bemowie 14 sierpnia... No niech tam 16, ale nie, uparł się babsztyl, że dokładnie 15. No i się zaczęło. I szybko końca nie zobaczymy. 15 sierpnia przypada bowiem święto Wniebowzięcia Maryi Panny (Assumptio Beatae Mariae Virginis in coelum). Czyli Madonny właśnie. Co ciekawe, na owo wzięcie w niebo Kościół katolicki wpadł dopiero w roku 1950 za papieża Piusa XII. Wówczas to ustalono, że Panienkę porwano do duchowego nieba razem z ciałem i duszą. Jak to wykryto niemal dwa tysiące lat po „Zaśnięciu” (tak wcześniej określano śmierć Matki Boskiej), diabli wiedzą. Nic to. Niemal od 60 lat katolicy muszą wierzyć w ten dogmat i nie dyskutować. Mamusia Jezusa poszła w zaświaty razem z doczesnymi szczątkami. Zatem grobu nie ma. No, ale jest mogiła. W postaci koncertu innej Madonny. Tej jak najbardziej żywej. I żwawej. „Po moim trupie” – oświadczył radny sejmiku mazowieckiego, ultrakatolik Marian Brudzyński. „Wywołamy nowe powstanie warszawskie, bo ten koncert rani nasze uczucia religijne. A poza tym Madonna jest antychrześcijańska” – ogłosił. Wtóruje mu ksiądz Małkowski, kapelan „Solidarności”, krzycząc rozdzierająco: „Non possumus!”. Brudzyński (działacz LPR i przyjaciel Radia Maryja) na krzyczeniu „Nie!” poprzestać nie zamierza. Organizuje bojówki, które podczas koncertu zagłuszą występ artystki – np. za pomocą syren strażackich. I niewykluczone, że mu się to uda. Z tym, że się chłop strasznie naharuje. Bo kręcić korbą od syreny będzie musiał niemal przez cały rok. Dlaczego? A dlatego... Polska jest rekordzistą świata, jeśli chodzi o liczbę ważnych, uroczystych świąt kościelnych. Tylko pobieżne przejrzenie kalendarza wskazuje, że jest ich co najmniej 250. W żadnym z tych dni jakichkolwiek koncertów urządzać absolutnie nie wolno. No bo to obraza uczuć. Nie wierzycie? Zapraszam zatem na bardzo, ale to bardzo wybiórczy spacerek. Świąteczny. Za nic koncertów nie wolno organizować w Trzech Króli (6 stycznia), bo to jednocześnie Objawienie Pańskie. Pięć dni później mamy święto Rodziny Pańskiej, a dwa trugi deszczu nie odstraszyły zwolenników tolerancji. Ósma Parada Równości za nami. Jak zwykle było kolorowo, rytmicznie, momentami antyklerykalnie. Wydźwięk postulatów jak zwykle silny, bo problemów nie brakuje. „To jest najbardziej przerażające, że wrogowie tolerancji, wolności demokratycznych i swobód obywatelskich nazywają siebie ludźmi normalnymi. Oni są nienormalni i trzeba to wyraźnie powiedzieć. Było tęczowo S A homofobia, jak każda inna fobia, jest chorobą i trzeba ją leczyć” – krzyczała Joanna Senyszyn – jedyny polityk obecny na paradzie. Świeżo upieczona europosłanka obiecała walkę z dyskryminacją na forum Parlamentu Europejskiego, bo – niestety – o normalność dni po nim Wspomnienie Chrztu Zbawiciela. To by dopiero było, gdyby owo wspomnienie uczcić zawodzeniem Madonny. No więc może nazajutrz? A gdzie tam! Toż to święto świętego Pawła. Nie radzimy koncertu przekładać także na 21 stycznia, bo wtedy szlag może trafić świętą Agnieszkę – dziewicę. Zwłaszcza na widok upadłej Madonny. Zatem luty? Za żadne skarby... Chcecie narazić się matce Bożej Gromnicznej? Albo Agacie – dziewicy? Lub świętej Scholastyce, też dziewicy? Swoją drogą interesujące, jak ten Kościół przetrwał mimo tylu dziewic w swoich szeregach? No chyba że były one cokolwiek z odzysku. w Polsce trzeba wciąż walczyć. O podstawowych prawach, takich jak związki partnerskie, nie ma mowy, a w szkołach – jeśli mówi się o gejach i lesbijkach – to najczęściej źle, zaś obrażanie i mowa nienawiści bywają sankcjonowane nawet przez sądy. Uczestnicy tegorocznej Parady Równości w Warszawie wyszli na ulice, by wołać o równość i rzetelność. ! ! ! Ameryka dawno tę lekcję przerobiła, Europa również. Tylko w Polsce o unormowaniu prawnym swoich związków geje i lesbijki mogą co najwyżej pomarzyć. A potrzeba formuły związków jednopłciowych jest ogromna: po to, by można było wspólnie rozliczać podatki, wspólnie planować przyszłość czy dziedziczyć, by można było partnera odwiedzić w szpitalu i unormować kwestie alimentacyjne. Od czasu pamiętnego projektu prof. Marii Szyszkowskiej nikt nie pochylił się poważnie nad tą kwestią. 21 22 Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. RACJONALIŚCI tóż nie zna „Lokomotywy” Juliana Tuwima? No właśnie... A może jednak ktoś nie zna, przynajmniej w wersji, jaką dziś proponujemy... Lato za pasem, więc ów uroczy sezon warto zacząć czymś lżejszym. Oto „Lokomotywa” przetłumaczona na gwarę śląską. K Okienko z wierszem Jest na banhofie ciynszko maszyna Grubo jak kachlok – niy limuzyna Stoji i dycho, parsko i zipie, A hajer jeszcze wongiel w nią sypie. Potym wagony podopinali I całym szwongym kajś pojechali. W piyrszym siedziały se dwa hanysy Jeden kudłaty, a drugi łysy, Blank sie do siebie niy łodzywali, Bo się do kupy jeszcze niy znali. W drugim jechała banda goroli Wiyźli ze soba krzinka jaboli I pełne kofry samych presworsztóf I kabanina prościutko z rusztu. Pili i żarli, jeszcze śpiywali, Potym bez łokno wszyscy rzigali. W czecim Cygony, Żydy, Araby A w czwartym jechały zaś same baby. W piontym zaś Ruski. Ci mieli życie! Sasza łożarty siedzioł na tricie. Gwiozda na czopce, stargane łachy, Krziwiył pycholem i ciepoł machy. W szóstym zaś były same armaty, Co je wachował jakiś puklaty. W siódmym dwa szranki, pufy, wertikol, Smyczy maszyna może donikąd. Jak przejyżdżali bez te Piekary Kaj wom to robiom kółka do kary, Maszyna sztopła! Kufry śleciały I każdy latoł jak pogupiały. To jakiś ciućmok abo i łajza! Ciupnął i ślimtoł sygnał na glajzach. Móg iść do haźla abo do lasa, Niy pokazywać tego mamlasa! Potym mu do szmot fest nakopali, Maszyna ruszyła, cug jechoł dali. Bez pola, lasy, góry, tunele, Za sobom darł sam te duperele Aż się zagrzoły te biydne glajzy, Maszyna sztopła i koniec jazdy. Kontakty wojewódzkie RACJI Polskiej Lewicy dolnośląskie kujawsko-pomorskie lubelskie lubuskie łódzkie małopolskie mazowieckie opolskie podkarpackie podlaskie pomorskie śląskie świętokrzyskie warmińsko-mazurskie wielkopolskie zachodniopomorskie Jerzy Dereń Józef Ziółkowski Ziemowit Bujko Czesława Król Halina Krysiak Stanisław Błąkała Joanna Gajda Kazimierz Zych Andrzej Walas Bożena Jackowska Barbara Krzykowska Waldemar Kleszcz Józef Niedziela Jan Barański Witold Kayser Tadeusz Szyk tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. tel. 0 698 0 607 0 606 0 604 0 607 0 692 0 501 0 667 0 606 0 502 0 691 0 606 0 609 0 698 (0-61) 0 510 873 811 924 939 708 226 760 252 870 443 943 681 483 831 821 127 975 780 771 427 631 020 011 030 540 985 633 923 480 308 74 06 928 RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty) KATEDRA PROFESOR JOANNY S. Wyborcze rachunki i powyborcze porachunki Kampania była jeszcze w toku, kiedy wiceprzewodniczący SLD Jerzy Szmajdziński publicznie wezwał do powyborczych porachunków. Postawił szefowi partii warunek: albo Napieralski uzyska 13 proc. w wyborach do Parlamentu Europejskiego, albo zmiany na najwyższym szczeblu kierownictwa. W oczywisty sposób pomylił adresata. O wyniku decydują wyborcy, a nie partyjni działacze. Nawet najwyższego szczebla. Ci ostatni mają wprawdzie wpływ na program i układanie list, ale w tej akurat dziedzinie więcej błędów popełnili członkowie krajowego zarządu partii związani ze Szmajdzińskim i Olejniczakiem niż skupieni wokół Napieralskiego. Żądanie tajemniczej trzynastki wynika z pozornie prostego rachunku. Trzeba osiągnąć więcej niż LiD w 2007 roku. Dobrze, że nie więcej niż PiS i PO. Wzięte razem czy osobno – nie ma już znaczenia, gdyż jest tak samo absurdalne. LiD jako koalicja czterech partii (SLD, UP, SdPl i PD) był ewidentną porażką. Nie tylko nie dostał premii za centrolewicową jedność, ale nawet nie zebrał sumy głosów dawanych w sondażach każdemu z koalicjantów. Najgorzej na tym mariażu wyszedł SLD. Wyborczy wynik podobny do uzyskanego w 2005 roku przeliczył się na jedenastu posłów mniej. Wątpliwą dla demokracji korzyścią było podtrzymanie przy życiu konających partyjek Borowskiego i Onyszkiewicza. Bezsensownym błędem – danie im nieproporcjonalnie wielu funkcji przewodniczących i wiceprzewodniczących sejmowych komisji. Akurat za to odpowiadają jednak Szmajdziński i Olejniczak, a nie Napieralski. Dlaczego zatem wicemarszałek Sejmu i zarazem wiceprzewodniczący partii zaatakował? Najwyraźniej chciał uprzedzić atak na siebie, który niechybnie by nastąpił po wyborach. Jako najwyżej w hierarchii państwowej postawiona twarz Sojuszu – zamiast wspierać partyjną kampanię – popierał jedynie kilku swoich faworytów. Z jak najgorszym skutkiem. Do PE się nie dostali. Istotnym motywem była także chęć bardziej zdecydowanego zaistnienia. Kosztem wizerunku partii, ale to dla niego nieważne. Szmajdziński jest politykiem z prezydenckimi ambicjami. Przed laty wmówiono mu, że – jako podobny do Kennedy’ego – ma duże szanse. I biedak uwierzył. Nie wyszło w 2005 roku, chciałby znowu, a tu konkurentów co niemiara, bo każdy nosi w plecaku prezydenckie insygnia. Najłatwiej się wybić w kontrze do Napieralskiego. To media kupują zawsze. Są spragnione informacji o frakcyjnych walkach, kłótniach, skakaniu do gardeł. Lubią takie kawałki: stary partyjny wyjadacz przeciw młodemu wilkowi, który rok temu przejął przywództwo w stadzie SLD. Po Szmajdzińskim manewr obrony przez atak powtórzył Ryszard Kalisz. Wciąż – we własnym mniemaniu – niedowartościowany. Także z ambicjami sięgającymi prezydentury. Oświadczył, że „partia, która z wyborów na wybory nie poprawia wyniku, degeneruje się”. Ma oczywiste kłopoty z arytmetyką. W 2004 roku w wyborach do europarlamentu koalicja SLD-UP uzyskała poparcie 9,35 proc. głosujących, teraz – 12,34 proc. Liczba brukselskich mandatów zwiększyła się o 40 proc. – z pięciu do siedmiu. W mniemaniu Kalisza to porażka. Poniesiona z „braku charyzmatycznego przywódcy”. Zapewne uważa, że gdyby stanął na czele SLD, notowania poszybowałyby w górę. Zapomina, że miały już poszybować, kiedy prowadzona przez niego komisja śledcza wyjaśni sprawę odpowiedzialności PiS-owskich rządów za śmierć Basi Blidy. Jak dotąd Kalisz nie zdołał nawet wezwać Ziobry ani Jarosława Kaczyńskiego. Najlepiej odwracać uwagę od własnej nieudolności, zarzucając ją innym. Oliwy do ognia dolewa Olejniczak. Sam był i szefem partii, i poselskiego klubu. Radził sobie źle i po trzech latach nie uzyskał reelekcji. Teraz, odstawiony na boczny tor, zaczyna znowu mącić: „Partia źle działa, ma poważne problemy i byłoby niedobrze, gdyby złe wzorce przeszły z partii do klubu. Dlatego Grzegorz Napieralski nie powinien być szefem i partii, i klubu. Nie podoła temu”. Wtórują mu mniej znani poplecznicy. Najchętniej anonimowo, żeby się nie narażać, bo nie wiadomo, kto wygra. W międzyczasie rozliczeniowej myśli uczepiły się i inne partie. Szmajdziński pokazał im drogę. Trwa rozróba w PiS, które ewidentnie przegrało, a nawet w PO, która wygrała. Niezadowoleni są przegrani, co naturalne, ale też część wygranych. Wielu uważa, że wyborcze rachunki mogą wyrównać tylko powyborcze porachunki. Zapominają, że zwycięzców się nie sądzi, bo się nie dają, a przegranych – bo nie warto. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl RACJA na II Zjeździe Apostatów W połowie czerwca odbył się w Toruniu II Ogólnopolski Zjazd Apostatów, zorganizowany przez Pawła Glińskiego i Olgierda Rynkiewicza, którzy prowadzą portal internetowy apostazja.pl. W spotkaniu wzięła udział spora grupa członków RACJI, wśród których apostatów akurat nie brakuje (relacja ze zjazdu na stronie 11 w bieżącym numerze „FiM”. Pierwszego dnia wieczorem w klubie Bizon kilkudziesięciu uczestników imprezy integracyjnej wymieniło swoje doświadczenia związane z opuszczaniem Kościoła. Druga część zjazdu odbyła się następnego dnia, w sobotę, w niezwykłej scenerii ruin zamku Dybów. Przy ognisku. Niżej podpisana zabrała głos, przedstawiając swój pogląd na apostazję w Polsce. Uważam, że stosowanie się do procedur określonych przez hierarchów Kościoła katolickiego – uderzająco sprzecznych z obowiązującym w Polsce prawem, a nawet sprzecznych ze stanowiskiem Watykanu – byłoby niesłusznym ich legitymizowaniem i niepotrzebnie zniechęcałoby ludzi. Dlatego należy traktować występowanie z Kościoła jako manifestację, a nie jako akt prawny. Jeżeli przyjmie się takie rozumowanie, wystarczy zastosować technikę opisaną na stronie RACJI czy wielokrotnie prezentowaną na łamach „FiM”. ! ! ! Dziękuję Józiowi Ziółkowskiemu, przewodniczącemu organizacji wojewódzkiej, Stasiowi Gęsickiemu i Stasiowi Dykowskiemu za dobrą organizację naszego pobytu w Toruniu, Rysiowi Dąbrowskiemu za wspaniałą ucztę przy ognisku, a wszystkim uczestnikom z RACJI dziękuję za aktywność. Teresa Jakubowska, przewodnicząca Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. 23 ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE Stoi chłop na polu i wpatruje się w dal. Podchodzi do niego ksiądz i zagaduje: – Na co tak patrzycie? – A, wypatruję, gdzie to dobrze żyć. – Jak mówią „wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma” – chciał zażartować ksiądz. – A dlatego i patrzę, gdzie was nie ma... 1 2 25 4 Moher w tym sezonie niemodny Lekarz, wypisując chorego po operacji, udziela mu rad: – Nie palić, nie pić pod żadnym pozorem i co najmniej osiem godzin snu dziennie. – A co z seksem? – Tylko z żoną, bo wszelkie podniecenie mogłoby pana zabić! ! ! ! – Może wypróbujemy dziś wieczorem inną pozycję? – proponuje mąż. – Z przyjemnością – odpowiada żona. – Ty stań przy zlewie, a ja usiądę w fotelu. ! ! ! – Mąż pomaga ci w domu? – Czasami. Wczoraj zerwał kartkę z kalendarza. 20 11 Collage: MaHus 33 16 2 5 25 1 29 17 50 22 15 27 47 37 45 46 31 46 55 56 32 34 12 24 45 49 41 30 39 53 50 54 52 58 48 4 9 40 44 6 37 52 24 36 48 47 21 51 31 40 19 7 28 11 53 43 19 22 35 39 13 41 23 27 34 38 42 15 32 17 10 14 38 18 35 36 33 18 9 30 23 28 6 10 26 49 29 5 13 26 21 20 8 44 12 8 51 KRZYŻÓWKA Odgadnięte wyrazy 6-lliterowe wpisujemy zgodnie z ruchem wskazówek zegara, rozpoczynając od pola oznaczonego strzałką Wirowo: 1) sejmowa rozmowa, 2) łasy krasy, 3) czapka na kole, 4) wypłacone za nieskończone, 5) paczka z apteki, 6) za te czarne, cudne ... serce, duszę bym dał, 7) golec bez orkiestry, 8) z koniczka dla smyczka, 9) tu szprotka tłum kuzynek spotka, 10) obrzydliwe uczucie, 11) ... to zdrowie – kpiarz tak powie, 12) morze, nasze morze, 13) dobrze jest się w nim urodzić, 14) paliwa do silnika, 15) bolesne zboczenie, 16) ciasteczko ze świeczką, 17) tygodnik bez pośrednika, 18) kto ucieka od człowieka?, 19) tam to jest życie, 20) nozdrza szkapy, 21) śpiewa się przy fokach, 22) podejrzał małpę w kąpieli, 23) nerwus powie mu „serwus”, 24) zna się, 25) wybudowali mu, jak trzeba, grób do samego nieba, 26) często gazuje, 27) jaki piłkarz mierzy czas?, 28) o morzu pisząc był rad, 29) gdy ścinają kosy kłosy, 30) dotyka piersi Miss Polonia, 31) sztywna z grzbietem, 32) co jest najmłodsze w Europie?, 33) był taki tłum na Zachodzie, 34) konieczny, gdy zdjęcia są nie do przyjęcia, 35) kolega z kompanii, 36) różniczka, 37) hart orderu wart, 38) podnosi się z przerażenia, 39) prawie jak bolid, 40) stożek, co wybuchnąć może, 41) niby taka skromna, a umie być słodka, 42) jedna z trzech na lodzie, 43) wiatrówka bez lufy, 44) cukiernicza masa z makiem, 45) w Krainie Czarów, 46) akt z ustami, 47) wałkoń z wałem, 48) niewysoki skośnooki, 49) co ma raj do spódnicy?, 50) pies do kostek, 51) może być wody lub w testamencie, 52) cel dla wspinacza oznacza, 53) metal z czekolady, 54) lodówka bez termostatu, 55) ojciec ojca Goriot, 56) nie liczy srebrnych, tylko złote, 57) o patyku w kurniku, 58) piwka przykrywka, 59) zbój nad zbójami, 60) nózia nieduża. Litery z pól ponumerowanych utworzą rozwiązanie 16 7 42 3 3 57 59 14 60 43 1 2 13 3 4 5 6 14 15 16 17 18 23 24 25 26 27 35 36 37 38 48 49 50 51 20 21 22 32 33 34 45 46 47 7 8 9 10 11 12 28 29 30 31 39 40 41 42 43 52 53 19 44 Rozwiązanie krzyżówki z numeru 21/2009: „Miłość trwa wiecznie, tylko partnerzy się zmieniają”. Nagrody otrzymują: Bogusław Kubiatowicz z Poznania, Wojciech Jakubiak z Kosowa Lackiego, Andrzej Żylski z Kadłuba. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na: [email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. Sekretarz redakcji: Maja Husko; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail: [email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail: [email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: [email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu. 24 ŚWIĘTUSZENIE Czudowna gmina Ustawienie bożocielnego ołtarza w drzwiach urzędu gminy to symbolicznie podana informacja, kto rządzi okolicą Fot. abetina Humor Stirlitz z troską patrzył w ślad za swoim łącznikiem przedzierającym się na nartach przez granicę. – Czeka go piekielnie trudne zadanie – pomyślał. Lipiec 1944 roku dobiegał końca. Rys. Tomasz Kapuściński Nr 25 (485) 19 – 25 VI 2009 r. JAJA JAK BIRETY ! ! ! Jedzie Stirlitz w przedziale pociągu z dwiema damami. – Niech pani nie kładzie jaj na srebro – radzi drugiej jedna z pań. – Od tego srebro matowieje. – Trzeba się uczyć przez całe życie – powiedział Stirlitz i przełożył papierośnicę z kieszeni spodni do marynarki. ostać seryjnego mordercy działającego w Londynie w 1888 roku do dziś budzi wiele kontrowersji. Po pierwsze, kolesia określono zdrobniale Kuba, co jest nieco dziwne w przypadku psychola zabijającego kobiety prostytutki. Widać ówczesna opinia społeczna nie widziała nic zdrożnego w masakrowaniu kobiet lekkich obyczajów. Co jak co, ale nasz Lepper ze swoim sławetnym „jak można zgwałcić prostytutkę” miałby w XIX-wiecznym Londynie wielu zwolenników. Tak czy owak, brak możliwości postawienia zarzutów konkretnemu zabójcy sprawił, że wokół tożsamości Rozpruwacza narosło wiele legend. Oprócz paru zwykłych Angoli, którzy byli albo handlarzami ryb albo marynarzami, o morderstwa podejrzewano też Lewisa Carrolla, autora „Alicji w Krainie Czarów” i kilku Polaków, w tym niejakiego Józefa Lisa, kieleckiego Żyda. Inna znów hipoteza głosiła, że tak okrutnych morderstw nie mogła dokonać jedna osoba (twarze ofiar cięto nożem, a następnie wycinano im narządy rodne) i że jest to na pewno spisek w celu ukrycia... rozpasania członków rodziny królewskiej. Ta najgłośniejsza teoria dotycząca Kuby Rozpruwacza wspomina księcia Alberta Wiktora, diuka Clarence i wnuka królowej Wiktorii. Przyjaźnił się on z pewnym artystą, P ALE JAJA, CZYLI FACET W HISTORII (10) Kuba Rozpruwacz niejakim Sickertem, który, jak na prawdziwego przedstawiciela ówczesnej bohemy przystało, nigdy nie zasiadał do kolacji punktualnie o 18. Clarence, znany także jako Eddy, skumał się z kobitką z kręgów Sickerta, niejaką Annie Crook, i ta powiła diukowi ślicznego bękarcika. To doprowadziło do szału ówczesnego premiera, Lorda Salisbury, który nie wiedzieć czemu podejrzewał, że cała heca może zaszkodzić rodzinie królewskiej. W efekcie Annie Crook została porwana i skończyła u czubków, co nie należało wówczas do rzadkości. Natomiast Marie Kelly, która opiekowała się berbeciem, ukryła się z nim wśród prostytutek i szczegółowo opowiedziała, co zaszło. To przecież zupełnie normalne, że czasami człowiek ma ochotę podzielić się taką nowiną. Najwidoczniej innego zdania był jednak sam Salisbury, który miał rzekomo wynająć nadwornego lekarza, Williama Gulla, aby ten zamordował wszystkie prostytutki. Powszechnie uważano, że miał to być ogólny masoński spisek, dokonany bez wiedzy rodziny królewskiej, a w który zamieszany był Sir Robert Anderson – policjant zajmujący wysokie stanowisko. Jak z tym Kubą naprawdę było, trudno jednoznacznie stwierdzić. Wydarzenia miały miejsce na tyle dawno, że dziś londyńskiego mordercę uważa się jedynie za atrakcję turystyczną. PAR