kliknij aby pobrać

Transkrypt

kliknij aby pobrać
Baśń estońska
Dlaczego woda morska jest słona?
W wiosce rybackiej, na małej wyspie Muchu, mieszkali dwaj bracia. Starszy z
nich był bogaty i wprost opływał w dostatki. Młodszemu zaś nierzadko głód zaglądał w oczy.
Bogaty miał porządny, murowany dom, w nim meble z rzeźbionego drewna, wygodne sofy,
malowane skrzynie a biedny nędzną chatkę i ledwie kilka sprzętów.
Zdarzyło się to pewnej jesieni. Od wielu dni szalał sztorm, morze ryczało jak ogromny
potwór i rybacy nie wypływali w morze. Nie wypływał na połów i młodszy z braci, więc w
jego chacie zapanował głód. Nie miał czym wykarmić dzieci. Nadszedł dzień, kiedy
biedactwa zaczęły płakać z głodu…Schował młodszy brat dumę za pazuchę i zapukał do
brata-bogacza. A tam akurat odbywała się uczta. Starszy brat zaprosił ważnych gości:
proboszcza, sędziego i różnych urzędników. A nadskakiwał im, prawił pochlebstwa. Jego
gruba żona ustawiła na stole półmiski i misy pełne tłustych potraw i smakołyków, od widoku
których aż ślinka ciekła.
„Puk, puk” - zapukał młodszy brat. Zdjął czapkę i pokornie czeka na deszczu aż mu
otworzą. Wietrzysko szaleje, siecze biedaka biczami wody po twarzy, po głowie…Czeka i
czeka…No, wreszcie ktoś odmyka drzwi i przez wąską szparę słychać głos:
- Czego tam, do licha? Kogo diabli… - wrzeszczy w ciemność gruba bratowa.
- To ja, Roch. Poproś brata - zawołał młodszy brat.
- A, to znowu ty - burknęła baba i zatrzasnęła drzwi, aż się rozległo. Woła męża i tak
krzyczy, że Roch każdziuteńkie słowo słyszy, choć na dworze stoi.
- Wit, chodź no tutaj! Przylazł ten twój brat obdartus. Noc nie noc, deszcz nie deszcz,
wiatr, nic go nie odstraszy. Pewnie znowu coś chce! Nic tylko mu dawaj, dawaj i dawaj. A co
on ci dał? Pytam, co ci dał? Nawet dzisiaj kiedy mamy gości! Wstydu nie ma! A co, czy on
nie może zapracować na swoją rodzinę?!
I tak wrzeszczy i wrzeszczy…No, nareszcie drzwi się uchyliły. Wit bogacz ledwie
czubek nosa wystawił:
- Czego? - mruknął opryskliwie do brata.
- Poratuj bracie, dzieci mi w domu z głodu płaczą. A ja na połów nie mogę wypłynąć,
bo sztormy straszne…
Trrach…Zatrzasnęły się drzwi. „Co tu robić” - myśli Roch - „wracać do chaty czy
czekać?” Stoi, myśli, serce mu ściska smutek i żal. Niespodziewanie drzwi się otworzyły.
Stanął w nich Wit trzymając nadgryzioną szynkę z kością i spojrzał z pogardą na brata.
- Masz! I żebym cię tu więcej widział - cisnął mu szynkę pod nogi - Idź do licha!
Schylił się biedak, podniósł szynkę i otarł rękawem z błota. Chciał biec do domu, ale
jakoś nie może. Stoi i stoi a w uszach dźwięczą mu słowa brata: „Idź do licha”. W końcu
ruszył przed siebie. Wiatr szaleje, ciągnie za poły kapoty, zapadł zmrok i nagle w ciemności
coś zamajaczyło. Skała jakaś, czy co? Podchodzi. Tak, to skała. „Jak ja tu zaszedłem” - myśli
biedak - „toż to Czarcia Skała”. Coś zajaśniało w szczelinie skalnej. „Pewnie ktoś się schronił
przed wichurą w pieczarze” - pomyślał Roch i wszedł do środka. I rzeczywiście, płonie
ognisko, ktoś siedzi przy nim, ale nie widać kto, bo ma kaptur nasunięty na oczy. Zbliżył się
Roch do ognia.
- Czy mogę się ogrzać? Strasznie wyziębiłem.
- Siadaj, Rochu…
Zaskoczony Roch stanął jak wryty. Któż to był? Skąd zna jego imię? Czyją twarz
skrywał ten kaptur? I ten głos…Okropny, jakby wydobywający się spod ziemi. Coś mu
jednak nie pozwalało uciekać. Siadł przy ogniu, w cieple i milcząc czekał co będzie dalej. Zaś
tajemniczy człowiek mówi znowu.
- Podobno dobry z ciebie człowiek, Rochu. Przynajmniej wszyscy tak mówią. Poratuj
więc mnie, daj choć kęs głodnemu. Podziel się ze mną, tym co masz.
Dziwnie zabrzmiały te słowa, wcale nie jak prośba, raczej jak żądanie, rozkaz. Pod
kapturem błysnęły straszne oczy, ale Roch mówi:
- Wiem, czym jest głód, więc dam ci trochę szynki, ale tylko jeden plaster. Moje
dzieci w domu płaczą z głodu, zrozum, nie mogę dać ci więcej.
Zaśmiał się zakapturzony, a jego śmiech zadudnił w pieczarze i mówi:
- Widzę, że prawdę o tobie mówili, zacny z ciebie człowiek. Może więc uda ci się
zdobyć wielki skarb, chociaż nie jest to łatwe. Oprócz dobroci i szczerości trzeba mieć serce
odważne, niezłomne. Czy ty masz takie? - i nie czekając na odpowiedź mówił dalej - Jeśli
chcesz skarbu nie dla zbytku, nie dla prostej próżności czy chciwości, włos ci z głowy nie
spadnie. Ale jeśli jest inaczej - życiem to przypłacisz. Wskocz w ten ogień!
I w tej chwili zwykłe ognisko zamieniło się w słup ognia. Serce w piersi Rocha niemal
stanęło. Jakby z oddali dobiegał do niego głos zakapturzonego.
- Będzie kilka kręgów ognia, idź prosto do kręgu błękitnych płomieni, w środku tego
kręgu znajdziesz skarb. Weź go i nie oglądając się wskocz w żar najgorętszy. Jeśli to
wykonasz, zwyciężysz.
Pomyślał Roch o głodnych dzieciach, o żonie i… Hop! Bez wahania wskoczył w
płomienie. I już był w środku. Piekący ogień lizał go po twarzy, miał uczucie, że wszystko na
nim się pali, że płoną mu włosy, ale trzeba było iść. Jeden, drugi, trzeci krąg…Uff! Są
błękitne płomienie. Odważnie wszedł do środka kręgu, podniósł to, co tam leżało, coś
niedużego, skrzyneczka? Nieważne, nie było teraz czasu patrzeć i …hop! Wskoczył w
najgorętszy żar. Płomienie natychmiast zbladły, stały się przejrzyste…jeszcze chwilka i
rozwiały się bez śladu. Nastał cisza i ciemność. Roch poczuł powiew i zapach morskiej bryzy,
a potem szu-szsz… usłyszał szum morza. Stał na pustej plaży. Sztorm ustał, na przejrzystym
niebie gasły gwiazdy, wstawał świt. Pustka…I tylko w oddali, półmroku ustępującej nocy,
zamajaczyła postać w kapturze, dała się słyszeć piosenka:
Fur, szur, fur, szur,
krąży młynek, krąży
i wszyściutko mieli
Krąży od niedzieli,
krąży do niedzieli…
coraz ciszej, ciszej. Oszołomiony Roch stał samotnie na plaży. Zaraz, zaraz a co to
właściwie jest? Spojrzał na przedmiot, na którym kurczowo zaciskał dłonie. Młynek! To jest
ten skarb?! I nagle przypomniał sobie głos dobiegający zza ognistych kręgów: „ On jest zacza-ro-wany. Pamiętaj! Trzy razy zakręć korbką i powiedz:
„Czarodziejski młynku miel!
O co proszę, to mi daj,
Ani więcej, ani mniej.”
a gdy dostaniesz, o co prosisz, puknij w denko trzy razy i powiedz tak:
Czarodziejski młynku przestań mleć,
już nic więcej nie chcę mieć.”
Wrócił Roch do domu z zaczarowanym młynkiem pod pachą. Ileż było radości,
pisków, ile szczęścia. Żona przytuliła się do niego bez słów i oboje patrzyli na rozradowane
dzieci, zajadające wspaniałe śniadanie wyczarowane przez młynek. I odtąd nikt z nich nie
chodził głodny, ani obdarty, bo jeśli tylko czego potrzebowali, młynek namielił i już było.
Nie minęło wiele czasu a Roch mieszkał w nowym, wygodnym domu, kupił porządną,
mocną łódź, a przy każdej nadarzającej się okazji, spraszał sąsiadów na sute kolacje. Wkrótce
też, wszyscy na wyspie wiedzieli, że nikt potrzebujący, jeśli zapuka do drzwi Rocha, nie
zostanie odprawiony z kwitkiem, każdy otrzyma wsparcie.
Pewnego popołudnia, gdy Roch wesoło biesiadował z sąsiadami, ktoś zajrzał
ukradkiem przez okno. To przyszedł Wit, starszy brat Rocha. Dowiedział się o szczęściu brata
i w głowę zachodził, jak też to było możliwe. Zazdrość sen mu z oczu spędzała. „Już ja się
dowiem, skąd on to wszystko ma. Taki nędzarz, co to do garnka nie miał co włożyć, a teraz
największy bogacz na wyspie.” I oto pukał do drzwi domu pogardzanego brata.
- Witaj bracie - Roch otworzył drzwi szeroko - siadaj z nami do stołu, jedz, pij, częstuj
się czym chata bogata…
- Zdrowie! - krzyknęli sąsiedzi od stołu unosząc kufle piwa.
Uśmiechając się krzywo, wszedł Wit i zasiadł do uczty z innymi. A kiedy zabawa się
skończyła i bracia zostali sami, zaczął wypytywać Rocha, jak też do tego wszystkiego
doszedł. Roch, człowiek szczery i otwarty, opowiedział, jak to spełniło się jego, Wita,
życzenie i poszedł do licha z szynką, co tam przeżył, i co dostał.
Rozbłysły oczy Wita na widok młynka i dalejże przymilać się do brata:
- Och, mój Rochu, braciszku mój drogi, pamiętasz przecież, jak ci pomagałem. Pomóż
teraz ty mnie, pożycz mi ten młynek, tylko na jeden dzień, oddam ci pojutrze, raniutko.
- A weź, bracie, weź i niech ci posłuży. Tylko pamiętaj, żeby młynek zaczął mielić
musisz trzy razy zakręcić korbką i powiedzieć:
„Czarodziejski młynku miel!
O co proszę, to mi daj,
Ani więcej, ani mniej.”
A gdy będziesz go chciał zatrzymać…
Nie skończył jeszcze mówić, gdy Wit porwał młynek i wybiegł, jakby bał się, że Roch
się rozmyśli z pożyczeniem. Wpadł zadyszany do swego domu i opowiada wszystko żonie.
- Sprawdźmy zaraz jak to działa - poprosiła żona z wypiekami na twarzy.
- A czego nam brakuje?
- Soli! Soli! - zapiszczała żona, więc Wit zakręcił trzy razy korbką, powiedział
zaklęcie i po krótkiej chwilce z szufladki młynka zaczęła sypać się sól.
- Jaka bieluśka - zachwycają się solą - za taką sól na targu dostaniemy mnóstwo
pieniędzy.
Przesypują sól do worków. Już w sieni stoją w rzędzie dwa, trzy, cztery…Już ręce
bolą od przesypywania, już żona schylać się nie może a sól się sypie.
- Zatrzymaj ten młynek, mężu. Zatrzymaj! Nie potrzeba nam więcej soli!
Ale Wit nie wie jak zatrzymać. Kręci korbką w jedną stronę, kręci w drugą, puka,
wrzeszczy „dość!”, „przestań!” a młynek miele, sól się sypie i sypie. Zasypuje kuchnię,
wysypuje się do sieni, cały dom zasypuje. Złapał Wit młynek i pędzi z nim nad morze.
Właśnie łódź wypływała w morze. Wskoczył do niej i uprosił rybaków, by zabrali go ze sobą.
A sól się sypie i zaczyna wypełniać łódź. Cała załoga wysypuje sól do morza, lecz nie
nadążają. Łódź zaczyna się coraz głębiej zanurzać.
- Wyrzuć ten młynek! - krzyczą rybacy - zaraz wszyscy potoniemy!
- Ale…ale… - szkoda Witowi bogactw, które młynek mógłby mu dać, nie ma jednak
wyjścia, trzeba ratować życie, bo łódź przechyliła się niebezpiecznie na burtę. Więc chlup!
Bul…bul…bul i zniknął młynek pod wodą.
- Do licha z takimi czarami! - krzyknął Wit i… co to? Czy to wiatr zaświstał, czy też
dało się słyszeć jakiś szyderczy śmiech?
I tak młynek przepadł. Witowi sól majątku nie przyniosła, nie potrafił o niczym innym
myśleć, jak tylko o młynku. Tak się zagryzał tą stratą, że wkrótce popadł w ubóstwo. A
Roch? Dzięki młynkowi stanął na własnych nogach, a że był pracowity, żył dalej w dostatku,
kochany przez rodzinę i poważany przez sąsiadów, bo przecież:
Kto jest uczciwy wobec swoich braci,
temu za dobro, Bóg dobrem odpłaci.
A jeśli ktoś nie wierzy, że ta historia jest prawdziwa, niech spróbuje wody morskiej.
Jest słona, bo czarodziejski młynek wciąż sól miele i miele.

Podobne dokumenty