dominik buczek wspomnienia pana dominika buczka

Transkrypt

dominik buczek wspomnienia pana dominika buczka
DOMINIK BUCZEK
DYREKTOR SZKOŁY W LATACH 1966-1976
WSPOMNIENIA PANA DOMINIKA BUCZKA
Reminiscencje zawodowe
Zastanawiałem się, dlaczego zostałem nauczycielem? Otóż starszy brat ojca był
przedwojennym nauczycielem. Moi rodzice mimo braku wykształcenia mieli naturalne
predyspozycje nauczycielskie, np. ojciec uczył mnie, 4-letnie dziecko, po niemiecku i do
dziś potrafię liczyć w tym języku. Matka zaś wychowywała nas stosownie do wieku.
Mnie i dwie młodsze siostry biła tym, co miała pod ręką i gdzie popadło. Natomiast
w wieku dorastania prawiła kazania i to takie, że poduszka była mokra, a sumienie
przewracało się. Najpierw był płacz i „ co z ciebie synek wyrośnie ?”, a potem przykłady
znanych mi osób o bardzo złej reputacji. Kończyło się znów pytaniem: ,,takim chcesz
być? ”.
Była to pedagogika złych przykładów nie do naśladowania, ale skuteczna.
Uczęszczałem do wiejskiej podstawówki, w której pani przydzieliła mi miejsce w ławce,
wieszak na odzienie, chodaki oraz sąsiada. Z sąsiadem trzeba było współpracować,
a w razie potrzeby pożyczać ołówek, gumkę, kredkę, dzielić się śniadaniem, jak kto miał ,
a najważniejsze to pomagać w nauce. To nie było podpowiadanie ani odpisywanie, ale
faktyczna pomoc w czytaniu, liczeniu, pisaniu. Miałem takie szczęście, że przydzielano
mi starszych o 2,3 lata kolegów, którzy rozpoczynali naukę w szkole niemieckiej, tzw.
frontowcy. Pomoc ta nie odbywała się tylko podczas lekcji, ale kończyła się douczaniem
po lekcjach lub w domu. W siódmej klasie rozeszła się wieść, że kierownik szkoły chce
wysłać wszystkich do szkół średnich, nie do zawodówek. Przepychanka matki
z kierownikiem namawiającym ją do posłania mnie do liceum skończyła się tym, że
kierownik wziął moje podanie i życiorys, jaki pisaliśmy na lekcji, i wysłał do
Państwowego Liceum Pedagogicznego w Pszczynie. Polecił mi tylko, bym stawił się na
egzamin. I tak zostałem uczniem PLP w Pszczynie, a po zdaniu matury w 1958r.
nauczycielem.
Rok szkolny to była głównie nauka na lekcji, wspomagana przez zajęcia
pozalekcyjne, które wzbogacały i uatrakcyjniały proces dydaktyczno - wychowawczy,
korzystnie wpływały na rozwój fizyczny i umysłowy ucznia. Musi tu być zachowany
umiar i korelacja, by nauki nie zdominowały zajęcia pozalekcyjne.
Ambicją każdego nauczyciela jest wprowadzić coś nowego, swojego. Ja chciałem
w istniejącą organizację szkoły wpleść system wychowawczy. Chodziło mi o to, by
dydaktyzm, główny składnik pracy lekcyjnej, wzmocnić wychowawczo, by życie szkoły
nie było jednostajne i nudne. Mundurki szkolne zostały wyśmiane przez pismaków,
patron, jeden i drugi narzucony, nie spełniał swej roli. Szkoła stanowi instytucję
tradycyjną, w której zastane zwyczaje uzupełnia się, albo w zamian wprowadza nowe.
Nowości muszą być akceptowane przez całą społeczność szkolną.
Pracowałem w 6-ciu szkołach, w tym w trzech byłem kierownikiem. Specyfika pracy
w każdej szkole jest inna. Wspólne są programy, instrukcje, dzienniki, rozkład lekcji dla
uczniów i nauczycieli. Dla kierującego szkołą ważny jest dobrze opracowany plan pracy
dydaktyczno-wychowawczej, nie przepisany albo opracowany pod urząd czy
organizację, ale wynikający z kontynuacji zadań. Składnikami dobrze opracowanego
planu pracy są: arkusz organizacyjny szkoły, przydział godzin, wychowawstw, sal
i czynności dodatkowych, rozkład lekcji uwzględniający higienę pracy umysłowej
ucznia, wykaz uroczystości szkolnych, dni wolnych, przerw, urlopów i dyżurów,
plan i tematyka konferencji rady pedagogicznej, preliminarz budżetowy, plan
działalności Komitetu Rodzicielskiego oraz organizacji młodzieżowych. Taki plan
w punktach, konkretny z terminarzem i uwagami o realizacji, był mi bardzo pomocny.
Ważna dla mnie była metodyka pracy. Każdy nauczyciel ma swój sposób przekazywania,
kontrolowania i oceny ucznia. Nie zwalnia to go jednak z przestrzegania prawideł
dydaktyczno-metodycznych. Często zdarza się, że naśladujemy naszych byłych
nauczycieli. Godne to jest stosowania, o ile nie narusza godności ucznia. Zawsze miałem
kłopoty z oceną. Przed każdą konferencją klasyfikacyjną słyszałem głos mamy:
,,Pamiętaj synku, by nikt przez ciebie nie płakał”. Wreszcie lubiłem nagradzać. Nawet
w ostatniej placówce zastępca zaproponował: ty będziesz nagradzał, a ja będę karcił tak,
by była zachowana równowaga nagród i kar. Dla mnie ważne były spotkania z rodzicami
i uczniami. W czasie wywiadówek poruszałem problemy ogólnoszkolne, zadania na
najbliższy okres, a także tłumaczyłem to od strony obowiązujących przepisów,
poprawności psychologicznej czy dydaktycznej. Każde informacje, które do mnie
docierały, tłumaczyłem, korygowałem. Spotykałem się z uczniami na apelach, by
pochwalić za aktywność, dyscyplinę, pracę na rzecz szkoły i środowiska .
Wady i zalety są w każdej pracy, a zależą od zespołu i warunków pracy. Nie mogłem
pogodzić się z tym, by chodzić z pękiem kluczy, otwierać i zamykać sale i szkołę, jak
robili to moi poprzednicy. Nie potrafiłem też zabiegać o budżet i użerać się z remontami,
a „ Tysiąclatka” po dziesięciu latach nadawała się do remontu . To było m.in. przyczyną
mojej rezygnacji z kierownictwa w SP 2 w Imielinie. Uważałem i nadal twierdzę, że
dyrektorem szkoły, odpowiedzialnym za kadrę, budżet, wyposażenie oraz remonty,
powinien być nauczyciel - a nie urzędnik w gminie - taki dyrektor ekonomiczny
wszystkich placówek oświatowych w gminie. Nauczyciele zaś powinni tworzyć jedną
Radę Pedagogiczną. Z kolei w poszczególnych placówkach byliby kierownicy
odpowiedzialni tylko za sprawny proces dydaktyczno - wychowawczy. Według mnie
zlikwidowałoby to dublowanie, eliminowałoby postawy „my—wy”, pozwalałoby
maksymalnie wykorzystać kwalifikacje nauczycieli i zapobiegałoby rutynie. Kłopoty
sprawiają także nieprzemyślane decyzje władz oświatowych, które z racji pełnionej
funkcji dyrektor szkoły winien pozytywnie komentować. Obecnie jest to sprawa
6-latków arbitralnie postanowiona przez MEN. Powszechnie wiadomo, że już niektóre
5-latki zdolne są do nauki w szkole. O tym, od którego roku życia dziecko podejmie
naukę, powinien zadecydować rodzic, Poradnia Psychologiczno - Pedagogiczna,
Dyrektor Szkoły. Albo lapsus z Karty Nauczyciela, z którego wynika, że tygodniowy
wymiar pracy nauczyciela to 18 godzin tygodniowo, bez wyjaśnienia, że chodzi tylko
o lekcje. Wyeksponowano tylko te 18 godzin i do dziś gorliwi pismacy wyliczają, że
nauczyciel pracuje tylko pół roku. Nikt z władz nie sprostował tego i nie uświadomił
opinii publicznej, że aby przeprowadzić jedną lekcję, trzeba poświęcić dwie godziny:
jedną na przygotowanie lekcji, a drugą na jej kontrolę. W sumie nauczyciel pracuje 54
godziny tygodniowo. Tego uczono mnie w liceum. Mimo mankamentów praca z dziećmi
i młodzieżą daje ogromną satysfakcję. Daje możliwość przebywania z młodością,
wesołością, radością, nastraja optymizmem. Daje satysfakcję z sukcesów uczniów
i współpracowników. Daje też możliwość kształtowania pozytywnej opinii
w środowisku. Tworzy więzi łączące uczniów i nauczycieli, które po latach 10, 20
i więcej owocują spotkaniami.
Bardzo miło wspominam rodziców i członków Komitetu Rodzicielskiego, którzy
przyjęli mnie ciepło jako młodego kierownika (miałem wówczas 25 lat). Pomogli mi
i wprowadzili w niuanse imielińskiej społeczności. Ich zaangażowanie w życie szkoły
było autentyczne. Była to zgrana paczka, a powstałe przyjaźnie zaowocowały
wzajemnymi odwiedzinami poza szkołą. Wiele zawdzięczam moim zastępcom, paniom:
Julii Koczur, Otylii Kozubal i Marii Osobie. Wiele pracy wykonywały za mnie i za to im
dziękuję. Był to czas „ prac społecznych”, a regułą było uczestnictwo kierownictwa
w pracach rady, organizacji, partii. Był to czas pobożnych życzeń, przegadany bez
efektów. Dla mnie czas zmarnowany, a dla Imielina niekorzystny, bo miasto straciło
samodzielność. Inaczej rozmawiano tu, a „piętro wyżej” decydowano wbrew logice. To
także przyczyniło się do mojej rezygnacji z kierownictwa. Grono Pedagogiczne to
nauczyciele doświadczeni, a także początkujący, jednak tworzyliśmy zespół zgrany
i pracowity. Wszystkim nauczycielom bez wyjątku należy się uznanie i wdzięczność
z mej strony, bo pracowali z poświęceniem, a świadczą o tym uczniowie, którzy
ukończyli studia i są nauczycielami, lekarzami, księżmi, pracują na stanowiskach
kierowniczych. Spotykają się po latach ze swoimi nauczycielami, by powspominać lata
z podstawówki. Wydaje mi się, że jest to przykład bardzo dobrej pracy wychowawczej
całego zespołu nauczycielskiego. Warto by spisać uczniów, którzy chodzili do
podstawówki w latach 66-76 i ukończyli studia. Nie mogę pominąć sekretarki szkolnej,
która z wyprzedzeniem przygotowywała materiały do sprawozdań GUS-owskich,
prowadziła inwentaryzację, na bieżąco prowadziła korespondencję i dokumentację
szkoły. Była też łącznikiem szkoły z probostwem w sprawie lekcji religii. Sprzątaczki
i palacze to pracownicy niezbędni w sprawnym funkcjonowaniu szkoły. Mimo bardzo
marnego wynagrodzenia pracowali z poświęceniem. Proszę sobie wyobrazić, że podczas
pierwszej zimy uczyliśmy w płaszczach.
Inspektor szkolny , który mnie wprowadzał i dwukrotnie wizytował, mówił: „Dobry
nauczyciel nie robi błędów rzeczowych. Lepszy wie, co było treścią lekcji poprzedniej
i nie pyta uczniów, o czym mówiliśmy wczoraj. Bardzo dobry zaś to ten, co nie robi
błędów rzeczowych i metodycznych, zna treść lekcji poprzedniej i wie, czego będzie
uczył na lekcji następnej”. Żart, ale przypominam go w kontekście arkusza spostrzeżeń
o pracy nauczyciela, z wypełnianiem którego zawsze miałem kłopoty. Bubel prawny, bo
spostrzeżenia prowadzi się o więźniach i chorych umysłowo. Nie wiem, czy obowiązuje
jeszcze?
Cechy dobrego nauczyciela według mnie wynikają z jego osobowości. Według
typologii Hipokratesa dobry nauczyciel to sangwinik, urodzony optymista, który łatwo
nawiązuje kontakty, lubi dzieci, a uczenie sprawia mu przyjemność, zaś zdolność
wczuwania się w ego dziecka, tzw. empatia połączona z miłością i respektowaniem
prawa dziecka do błędu ( Korczak) to ogólne wskazania, oczywiście oprócz kwalifikacji
naukowo - pedagogicznych, na dobrego nauczyciela . Z dyspozycji ogólnych wymienić
trzeba opanowanie i cierpliwość oraz równe traktowanie dzieci. Do technicznych
elementów potrzebnych nauczycielowi zaliczam operowanie głosem i zdolność
(umiejętność ) opanowania (zapanowania) nad zespołem. Głos jest warsztatem pracy
nauczyciela, dlatego trzeba go oszczędzać i racjonalnie używać. Na kierunku
pedagogicznym powinien być przynajmniej semestr ćwiczeń głosowych, tak jak na
aktorskim. To ma być głos spokojny, wyraźny, słyszalny. Nie wyobrażam sobie pracy
z jakimkolwiek zespołem bez dyscypliny. Zapanowanie nad żywą grupą uczniów
wymaga nie lada umiejętności dyscyplinujących. Trudno tu podać konkretne sposoby,
byle to nie był krzyk, rózga, kara, wyzwiska. W tym temacie często podświadomie
naśladujemy naszych nauczycieli z podstawówki, szkoły średniej, studiów. Warto też
przypomnieć sobie metody mnemotechniczne. Dobry nauczyciel powinien być
reżyserem, aktorem i kontrolerem własnej pracy.
Piękna jest praca z dziećmi i młodzieżą i czasami śni mi się, że przygotowuję lub
przeprowadzam lekcję. Praca nauczyciela to nie zawód, ale służba, która daje poczucie
wiecznej młodości, wesołości, napawa optymizmem. Życzę Wam cierpliwości
i wytrwałości, miłych spotkań z wychowankami po latach, sukcesów w postaci
sukcesów życiowych Waszych uczniów. Życzę także, by władze oświatowe podejmowały
decyzje przyjazne nauczycielowi, aby ograniczały biurokrację i pozorowane reformy
oraz stawały w jego obronie w publikatorach .